Pretorianie. Rozkwit i upadek rzymskiej gwardii cesarskiej - Guy de la Bédoyère - ebook

Pretorianie. Rozkwit i upadek rzymskiej gwardii cesarskiej ebook

Guy de la Bédoyère

3,0

Opis

Pretorianie byli najbardziej uprzywilejowanymi spośród wszystkich rzymskich żołnierzy. Płacono im najwięcej, służyli najkrócej i cieszyli się najlepszymi warunkami służby. Przewyższali statusem wszystkie pozostałe formacje militarne, a po ponad dwóch stuleciach, od kiedy cesarz August formalnie zatwierdził istnienie pretorianów, zbieg okoliczności uczynił ich najważniejszym ogniwem władzy. Wstąpienie w szeregi gwardii pretoriańskiej na początku kariery wojskowej czy późniejsza promocja doświadczonego legionisty oznaczały przynależność do najbardziej prestiżowej formacji najpotężniejszej armii antyku. Jej członkowie nawet po zakończeniu służby, jako cywile, cieszyli się wysokim statusem w lokalnych wspólnotach. Wówczas, podobnie jak teraz, rzymscy żołnierze byli symbolem potęgi imperium i jego społeczeństwa.

Ambicje cesarskiej gwardii – czy raczej jej prefektów – wzrastały niepomiernie, aż wypełniły próżnię pozostawioną przez nieudolnych i słabych władców. Efektem dobrowolnego wygnania Tyberiusza na Capri była próba przejęcia rządów przez Sejana, ówczesnego prefekta pretorium. Katastrofalne rządy Kaliguli w latach 37–41 doprowadziły do jego zamordowania i obwołania przez gwardię cesarzem Klaudiusza. Po utracie poparcia pretorianów w 68 roku Neron popełnił samobójstwo. Podczas wojny domowej w latach 68–69 formacja ta odegrała główną rolę w walkach między rywalami o władzę w imperium. W niespokojnych i nieprzewidywalnych okresach gwardia bywała katalizatorem poważnych zmian, działając głównie we własnym interesie, a jej prefekci – na dobre lub na złe – urastali do rangi najważniejszych graczy.

Jednym z najważniejszych elementów spuścizny pozostawionej przez gwardię pretoriańską jest ostrzegawczy morał wynikający z jej historii dla każdego przywódcy, który zdobył władzę siłą, niezależnie od tego, jak zręcznie ukrył to za kruczkami prawnymi i jakim sposobem uzyskał powszechną zgodę poddanych. W takich okolicznościach zachowanie władzy zależy zawsze od uśpionej potęgi. August w pełni zrozumiał tę prawidłowość, ale niektórzy jego następcy byli mniej pojętni. Zarozumiali, próżni i samolubni cesarze potrafili obudzić tę potęgę, rozdrażnić ją i zwrócić przeciwko sobie. „Niepewna wierność” gwardii była towarem rynkowym. Formacja ta okazała się wyjątkowo niebezpieczna – jej uprzywilejowana pozycja, liczebność i pozycja najbliżej osoby cesarza sprawiały, że pretorianie stali się aroganccy i przekonani o swojej niezwyciężoności. Gwardia pretoriańska niczym uśpiony wulkan zawsze była gotowa eksplodować, jeśli tylko okoliczności na to pozwalały.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 554

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału:Praetorian: The Rise and Fall of Rome’s Imperial Bodyguard

Copyright © 2017 Guy de la Bédoyère

First published 2017

Wszystkie prawa zastrzeżone. Poza uczciwym, osobistym korzystaniem w celu nauki, badań, analizy albo oceny, przewidzianym w Ustawie o Prawach Autorskich, Projektowych i Patentowych z 1988 r., żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana w bazach danych ani transmitowana w żadnej postaci ani żadnymi środkami przekazu – elektronicznie, elektrycznie, chemicznie, mechanicznie, optycznie, przez fotokopie ani w żaden inny sposób – bez uprzedniej, pisemnej zgody właściciela praw autorskich.

© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Astra s.c. Kraków 2018

Przekład: Maciej Studencki

Przygotowanie edycji: Jacek Małkowski

Redakcja: Marcin Grabski

Konsultacja merytoryczna:dr hab. Sebastian Ruciński

Skład i przygotowanie do druku: Wydawnictwo Astra s.c.

Zdjęcie na okładce: www.shutterstock.com/ Oleg7799/Michaelica/Markus Gann

Wydanie I Kraków 2018

ISBN 978-83-66625-01-3

Wydawnictwo Astra 31-026 Kraków ul. Radziwiłłowska 26/2 tel. 12 292 07 30

www.wydawnictwo-astra.plwww.facebook.com/[email protected]

Prowadzimy sprzedaż wysyłkowąwww.wydawnictwo-astra.pl

Gajusz Pliniusz Sekundus (23–79 n.e.), znany jako Pliniusz Starszy, autor Historii naturalnej inspiruje mnie od lat. Wierzył on, że być żywym, to być świadomym, uważał także, że wszystko jest interesujące i warte zbadania. Ponieważ okazywał również niezmordowaną ciekawość, stał się dla mnie wzorem otwartego umysłu i bezgranicznej dociekliwości. Świat współczesnej edukacji mógłby się wiele od niego nauczyć.

Dedykuję tę książkę mojej pierwszej wnuczce, Eleonor „Nell” Rose de la Bédoyère, urodzonej dokładnie wtedy, kiedy skończyłem prace nad książką – na początku lata 2016 roku, a także mojej matce, Irene de la Bédoyère, której umiłowanie historii motywowało mnie do pisania, a która zmarła w lipcu 2016 roku, gdy ta książka została dostarczona do wydawcy.

Plan 1 Castra Praetoria

Koszary pretorianów zajmowały obszar 16,72 hektara. Mury zachodni i południowy wraz z bramami zostały zniszczone przez Konstantyna, dlatego ich dokładna lokalizacja pozostaje hipotetyczna. Główna droga — via principalis — prowadziła przez koszary od północnej do południowej bramy. Wygięcie linii południowego muru zostało zapewne wymuszone miejscowym układem dróg. Odnaleziono tylko część śladów po barakach wewnątrz obozu, dlatego pokazany tu układ zabudowań jest w dużej mierze hipotetyczny. Nawet jednak ten niekompletny plan unaocznia, że obóz pretorianów wyraźnie różnił się od zwykłego rzymskiego obozu wojskowego: brakuje tutaj większych budynków, takich jak kwatera główna (principia) czy dom komendanta (praetorium). Puste miejsca to strefy, których jeszcze nie zbadano, dlatego nie wiadomo, co się w nich kryje. Nie oznacza to, że w starożytności znajdował się tu otwarty teren.

1. Porta principalis dextra (brama północna)

2. Porta principalis sinistra (brama południowa)

3. Porta decumana (brama wschodnia)

4. Porta praetoria (brama zachodnia)

1

Ewolucja

44–31 rok p.n.e.

W połowie I wieku p.n.e. każdy rzymski wódz wyznaczał żołnierzy do osobistej straży nie tylko dla zapewnienia ochrony, lecz także po to, żeby zademonstrować swój prestiż. Po zamachu na Cezara w 44 roku p.n.e. do grona tych przywódców dołączyli również Oktawian i Antoniusz. Powoływanym ad hoc oddziałom pretorianów brakowało formalnych oznaczeń, organizacji i zasad służby, co było typowe dla tych niespokojnych czasów. Żołnierze ci nie odznaczali się bezwzględną lojalnością, ale mogli uratować wodzowi życie w kluczowych momentach. Gdy Oktawian zwyciężył pod Akcjum, zyskał kontrolę nie tylko nad ogromną armią, lecz także nad wieloma kohortami pretorianów, które wywodziły się nie tylko spośród własnych legionistów, ale również żołnierzy Antoniusza.

August twierdził, że „uczynił państwo wolnym” i „przywrócił wiele tradycji przodków”, ale dla większości, jeśli nie dla wszystkich, było jasne, że słowa te nie są niczym więcej, jak tylko częścią przemyślnej manipulacji. Jako Oktawian doszedł do władzy niewątpliwie w rezultacie użycia siły wojskowej, co przyznał sam, już jako August, kiedy stwierdził, że w tym celu zgromadził armię z własnej inicjatywy i na swój koszt1. Postępował przy tym zgodnie z tradycją, która rozwijała się w świecie rzymskim od wielu dziesięcioleci: armie Rzymu stawały się lojalne coraz bardziej wobec swoich wodzów niż wobec państwa. W 83 roku p.n.e. Gnejusz Pompejusz (zwany Wielkim), wówczas blisko dwudziestotrzyletni, zebrał oddziały, żeby móc udzielić wsparcia byłemu konsulowi Lucjuszowi Korneliuszowi Sulli zwanemu też „Szczęśliwym” (Felix) w jego walce o Rzym. Pompejusz stanął na forum w mieście Auximum (obecnie Osimo we Włoszech), zwerbował żołnierzy, mianował wśród nich oficerów, a także wyposażył swoje wojsko2. Takie stosunki między dowódcą a żołnierzami wywarły decydujący wpływ na rozwój gwardii pretoriańskiej i jej relacje z cesarzami.

Możliwości zdobycia władzy otworzyły się przed Oktawianem, gdy w 44 roku p.n.e. został zamordowany Juliusz Cezar, brat jego babki. Cezar usynowił go w testamencie i wyznaczył na swojego spadkobiercę, dzięki czemu Oktawian odziedziczył też jego słynne imię. Od tego momentu aż do 31 roku p.n.e. skupił on całą swoją energię na tym, aby – wykorzystując militarną siłę – najpierw pokonać zabójców Cezara, Marka Juniusza Brutusa i Gajusza Kasjusza Longinusa, a następnie wyeliminować swoich wcześniejszych sprzymierzeńców, wśród których najznaczniejszym był Marek Antoniusz. Ponieważ Brutus i Kasjusz mieli własną armię, podobnie jak – nieco później – Antoniusz, Oktawian, chcąc urzeczywistnić swoje ambicje, musiał również zebrać wokół siebie żołnierzy. Antoniusz skupił uwagę na wschodzie, a następnie nawiązał bigamiczny związek z Kleopatrą, dzięki czemu łatwo go było przedstawić jako wroga Rzymu i antyspołecznego dekadenta, zwłaszcza że oficjalnie jego żoną była Oktawia, siostra Oktawiana, który zaczął wtedy prezentować się jako jedyny obrońca Rzymu, tamtejszych obyczajów i moralności. Po pokonaniu Antoniusza pod Akcjum w 31 roku p.n.e. Oktawian skoncentrował się na tworzeniu podstaw reżimu formalnie zgodnego z ustrojowymi zasadami republiki, w którym niemal nie było odniesień do militarnej siły. Pod wieloma względami właśnie w tym momencie był najbardziej wystawiony na ciosy, mimo że jego główni wrogowie już nie żyli. Oktawian był świadom, że powinien zapewnić sobie bezpieczeństwo, dlatego w tym czasie osobiście dowodził oddziałami pretorianów, a niedługo po zwycięstwie pod Akcjum utworzył z nich stałą formację.

W utworzeniu gwardii pretoriańskiej nie było nic szczególnie nowatorskiego. Oddziały przydzielane rzymskim wodzom jako ich osobista eskorta funkcjonowały już od dłuższego czasu. Termin cohors praetoria (kohorta pretoriańska) pojawia się po raz pierwszy w opisie sił Scypiona Afrykańskiego w końcówce III wieku p.n.e., ale określenia tego użył Sekstus Pompejusz Festus pod koniec II wieku w opracowanym przez siebie streszczeniu leksykonu Weriusza Flakkusa, który z kolei żył i pisał za rządów Augusta. Pojęcie to zostało zdefiniowane jako „żołnierze wybrani spośród najdzielniejszych”. Zwalniano ich z obowiązków przydzielanych zwykłym legionistom, jednocześnie przyznając półtorakrotnie wyższy żołd, ale do bitwy szli na równi z innymi3. Festus używa pojęcia cohors praetoria, choć nie wiemy na pewno, czy był to termin stosowany w czasach Scypiona Afrykańskiego. Wiadomo jednak, że tacy żołnierze byli nagradzani za służbę specjalnymi przywilejami, od nich zaś oczekiwano, że w zamian będą chronili swojego wodza. Tworzący w II stuleciu p.n.e. Polibiusz opisuje jeden z pierwszych oddziałów pretorianów podczas kampanii. Po obu stronach praetorium (namiotu konsula dowodzącego armią) stały namioty trybunów, za nimi zaś były kwatery jeźdźców wybranych spośród extraordinarii – najlepszych oddziałów konnicy i piechoty. Extraordinarii sami w sobie byli już śmietanką oddziałów pomocniczych, kolejny etap selekcji oznaczał więc, że do eskorty konsula trafiali najlepsi z najlepszych. Obok tych specjalnie dobranych jeźdźców stacjonowali evocati – weterani, którzy odsłużyli obowiązkowy okres, po czym zaciągnęli się ponownie, kierowani osobistą lojalnością wobec danego wodza. Wszyscy oni towarzyszyli mu podczas marszu, w bitwie i przy każdej innej okazji, pozostając „zawsze do dyspozycji” konsula i jego zastępcy – kwestora4.

Niemniej jednak kwestia istnienia takich jednostek w tamtym czasie wydaje się być niejasna. Wódz mógł być ochraniany przez swoich zwolenników, którzy działali jako ochotnicza straż przyboczna, czego przykładem są iberyjscy żołnierze broniący rzymskiego dowódcy Kwintusa Sertoriusza podczas walk w Hiszpanii pod koniec lat osiemdziesiątych I wieku p.n.e., którzy z szacunku nadali mu przydomek „Hannibal”. Sertoriusz, decydując, żeby chronili go miejscowi żołnierze, wywołał oburzenie wśród swoich rzymskich oddziałów, co wskazuje wyraźnie, że w ówczesnych obyczajach panujących w rzymskiej armii istniały zasady regulujące te kwestie. Tworzenie i powiększanie oddziałów gwardyjskich wiązało się z oczekiwaniami rzymskich żołnierzy, że to oni będą powoływani do takich oddziałów – i otrzymają z tego tytułu stosowne wynagrodzenie5. Nierozsądnie było zawieść te oczekiwania.

Pierwszy opis pretorianów w akcji odnosi się do 62 roku p.n.e., kiedy Marek Petrejusz poprowadził siły wierne senatowi do bitwy przeciwko zbuntowanemu Lucjuszowi Sergiuszowi Katylinie pod Pistorią w Toskanii. Katylina początkowo radził sobie na polu walki dużo lepiej, niż spodziewał się tego Petrejusz. W pewnym momencie rozkazał on swojej kohorcie pretoriańskiej podążać za sobą i uderzył bezpośrednio na centrum sił Katyliny. To posunięcie zdecydowało o losach całej bitwy – siły buntownika rozgromiono, a jego samego zabito. To jasne, że w tamtych czasach wykorzystanie pretorianów nie było elementem pierwotnego planu bitwy. Użycie przez Salustiusza nazwy formacji jest ważne, bo potwierdza, że oddziały pretorianów istniały wówczas już od dawna, jednak we wcześniejszych źródłach są oni wzmiankowani zaledwie kilka razy, trudno więc zakładać, że byli rutynowo powoływani do służby i wysyłani do walki6.

Nazwą cohors praetoria opisywano wówczas jeszcze improwizowane oddziały, wydzielone z regularnych wojsk jako straż przyboczna wodza, takie chociażby jak konnica powstała z części dziesiątego legionu i odkomenderowana do ochrony Juliusza Cezara w 58 roku p.n.e. Cezar wyraził w ten sposób zaufanie do tego legionu, a żołnierze potraktowali to jako zaszczyt i przywilej. Aby tego dokonać, zabrał część koni oddziałowi jazdy galijskiej i przekazał je legionistom, którzy jechali na nich jako jego eskorta. Jest jednak oczywiste, że było to prowizoryczne rozwiązanie. Nie ma przesłanek sugerujących, że każdy z ważniejszych rzymskich wodzów w końcowym okresie republiki organizował tymczasowe lub stałe jednostki pretoriańskie, nawet jeśli wiedział, że mają je inni dowódcy. Mimo to Cezar podczas wojen galijskich powołał do własnej ochrony oddział złożony z czterystu germańskich jeźdźców, których zwykle trzymał przy sobie. W 44 roku p.n.e. zrezygnował jednak z ochrony, tym razem składającej się z Hiszpanów. Okazał wówczas arogancką pewność siebie, za którą nieco później zapłacił życiem. Żaden z tych oddziałów nie jest opisany jako regularna gwardia pretoriańska, nie ma również choćby sugestii, że Cezar kiedykolwiek stworzył taką formację na stałe, nadając jej jakiekolwiek ramy formalne7.

Podczas wojny domowej przeciwko Pompejuszowi w 49 roku p.n.e. Cezar zapisał, że Marek Petrejusz (walczący wtedy po stronie Pompejusza) był wspierany przez „pretoriańską kohortę cetratów” (caetrati), lekkozbrojnej hiszpańskiej piechoty8. To cenna wzmianka, ponieważ Cezar opisywał wydarzenia sobie współczesne. Najwyraźniej termin „pretoriański” był mu znany i posługiwał się nim tak, jakby oczekiwał, że jego czytelnicy również będą wiedzieli, o co chodzi.

A przecież nazwa „pretorianie” mogła mieć wówczas różne znaczenia. Używano jej na określenie żołnierzy służących w najbliższym otoczeniu namiestnika prowincji albo doborowych oddziałach specjalistycznych. Cyceron w liście do swojego brata Kwintusa z 52 roku p.n.e. użył terminu „pretoriańska kohorta”, by za jego pomocą, w drodze analogii, opisać osobisty personel gubernatora. Porównanie to nie miałoby sensu, gdyby przywołane określenie nie było powszechnie stosowane. W styczniu 50 roku p.n.e. ten sam autor, będący wówczas gubernatorem Cylicji, zawarł w liście do Marka Porcjusza Katona (Młodszego) wzmiankę na temat pretoriańskiej kohorty, służącej jako część garnizonu cylicyjskiego miasta – Epifanii. Z kolei 26 listopada tego roku, pisząc do swojego przyjaciela Attyka, wspomniał o tym, że zawiózł do domu testament niejakiego Marka Kuriusza, noszący pieczęcie trzech członków rodziny Cycerona, a także pieczęć „pretoriańskiej kohorty”9.

Termin „kohorta pretoriańska” był więc najwyraźniej dobrze zadomowiony w łacinie jeszcze przed 44 rokiem p.n.e., chociaż używano go w różnych znaczeniach. Oktawian doskonale wiedział, że Cezar – przekonany, że tylko człowiek obawiający się śmierci zatrudnia straż do własnej ochrony – zlekceważył rady przyjaciół, żeby otaczać się strażnikami, i zapłacił za to najwyższą cenę, ponosząc śmierć z rąk zamachowców w 44 roku p.n.e.10 Juliusz Cezar wolał polegać na powszechnej życzliwości, zapewniającej według niego większe bezpieczeństwo. Gdy Oktawian w 31 roku p.n.e. zdobył ostatecznie najwyższą władzę, podjął środki ostrożności, uzupełniając powszechną życzliwość ludu obecnością straży przybocznej.

W latach 44–31 p.n.e. Oktawian i Marek Antoniusz powołali do istnienia własne cohortes praetoriae, głównie po to, żeby bronić się przed sobą nawzajem, ale ówczesne zasady funkcjonowania tych jednostek pozostają dla nas niejasne. Antoniusz zebrał sześciotysięczną straż pretoriańską, podzieloną na kohorty pod dowództwem trybunów, wiadomo jednak, że rekrutował stopniowo kolejnych żołnierzy, aż zgromadził ich odpowiednią liczbę. Według Appiana z Aleksandrii formacja ta składała się wyłącznie z centurionów. Ponieważ nie jest to możliwe, przyjmuje się, że żołnierze – wybrani ze względu na doświadczenie – otrzymywali rangę, a może tylko żołd i lepsze warunki służby, takie jak centurionowie11. Powołanie tych sił wzbudziło zrozumiały niepokój senatorów, którzy poinstruowali Antoniusza, żeby zmniejszył ich liczebność. Antoniusz odparł wtedy, że uczyni to dopiero wówczas, gdy zakończą się zamieszki wśród plebsu. Wygląda na to, że po zakończeniu rozruchów dotrzymał obietnicy, ponieważ w 43 roku p.n.e., tuż przed bitwą pod Forum Gallorum, szkolił nowe jednostki pretorianów.

Szpiedzy Oktawiana poinformowali go, że wojsko zgromadzone w Brundyzjum (obecnie Brindisi we Włoszech) powszechnie wyraża oburzenie, że Antoniusz nie pomścił Cezara. Oddziały te były teraz gotowe przejść na stronę Oktawiana, Antoniusz wyruszył więc, aby opanować sytuację. Zaniepokojony, że rywal może wrócić z armią i uzyskać nad nim przewagę, jeśli nie będzie miał ochrony, Oktawian zwerbował jeszcze większą liczbę gwardzistów (Appian z Aleksandrii ocenia ją na dziesięć tysięcy zbrojnych), z których każdemu zaoferowano za przystąpienie pięćset drachm. Zadbał przy tym o to, żeby wybrać ludzi, którzy będą wobec niego choć trochę lojalni – przeprowadził werbunek wśród weteranów Cezara osiadłych w Kampanii. Na tym etapie nie próbował jeszcze organizować swoich sił ani nawet odpowiednio ich wyposażyć, gdyż według Appiana ta nie w pełni uzbrojona grupa nie została podzielona na kohorty, ale była traktowana jako pojedyncza jednostka, występująca pod jednym znakiem12. Z praktycznych powodów wydaje się to oczywiście nierozważne – w takim oddziale musiała szwankować organizacja i dyscyplina – ponieważ jednak Appian podkreśla, że tak właśnie to wyglądało, musimy przyjąć to za jedną z możliwości, choć zapewne taki stan trwał tylko chwilowo.

Możliwe, że liczba dziesięciu tysięcy weteranów Cezara jest przesadzona, ale nie można przesądzić, że tak rzeczywiście było13. Na tym etapie kariery Oktawian wciąż jeszcze poszukiwał własnej drogi. Perspektywa, że podąży za nim niepotrzebna, ale za to ostentacyjnie liczna grupa weteranów Cezara, która zapewni nie tylko wsparcie, ale także prestiż, nie mogła mu się wydać nieatrakcyjna. Jest więc możliwe, że Appian podał dość dokładną liczbę, nawet jeśli ją nieco zaokrąglił, chociaż istnieje też podejrzenie, że po prostu wzorował się na liczebności gwardii pretoriańskiej z początku II wieku, a więc z okresu, kiedy pisał swoje dzieło.

Istnienie obu tych armii podsycało napięcie panujące w Rzymie. Wszyscy doskonale pamiętali niedawne zabójstwo Cezara, dlatego nowa rywalizacja postawiła Oktawiana przed problemem – nie mógł dopuścić, aby kojarzono go z wrogiem ludu lub osobą w jakikolwiek sposób stanowiącą zagrożenie dla ludności. Zwrócił się więc do Rzymian na forum, próbując usprawiedliwić swoje wrogie zamiary względem Antoniusza. Było to dokładnie to, czego nie chciała usłyszeć jego dziesięciotysięczna gwardia. Żołnierze przygotowali się, żeby chronić Oktawiana, a nie wspierać go w wojnie przeciwko Antoniuszowi, który był nie tylko urzędującym konsulem, ale nie tak dawno także ich wodzem.

Oktawian niebezpiecznie się przeliczył. Był to dla niego ważny sygnał, że lojalność przyszłej gwardii pretoriańskiej to towar, który będzie musiał kupić. Teraz jednak należało uspokoić nastroje, i to szybko. Oktawian rozwiązał problem, zapewniając swoich żołnierzy, że będzie potrzebował ich usług tylko w nadzwyczajnych wypadkach (wygłaszając tym samym niemal proroctwo na temat celu i sposobu działania przyszłej gwardii), i obiecując im jeszcze więcej pieniędzy. W rezultacie zdołał przekonać trzy tysiące z nich, żeby pozostali, a resztę zwolnił ze służby. Wydaje się jednak, że zwolnieni żołnierze szybko doszli do wniosku, iż bardziej opłaci im się powrót pod sztandary. Byli pod takim wrażeniem słów Oktawiana, że zabrali z domu broń, aby móc skutecznie walczyć, i wrócili do niego14. Ta historia, opowiedziana przez Appiana, pokazuje, że młody polityk przyswoił sobie bardzo cenną lekcję na temat oddziałów ochrony. Służących w nich żołnierzy można było kupić, ale tylko pod pewnymi warunkami: należało najpierw połechtać ich próżność, następnie zaś trzeba ich było jeszcze zorganizować w skutecznie działającą całość. Być może właśnie to doświadczenie nauczyło Oktawiana, że tak duża liczba pretorianów powinna być podzielona na mniejsze jednostki. Nie mógł ryzykować, że cała formacja się rozpadnie, a jej żołnierze zdezerterują.

Dysponowanie własnymi oddziałami pretorianów niewątpliwie było dla Oktawiana i Antoniusza kwestią prestiżu i oznaką ich statusu jako rzymskich przywódców. Pod tym względem obaj kontynuowali dobrze znaną tradycję, nawet jeśli liczba pretorianów wzrosła. W każdym razie dla obu było nie do pomyślenia, żeby którykolwiek z nich był pozbawiony oddziału pretorianów, jeśli inni dowódcy je posiadali. Antoniusz, który musiał zredukować liczebność swojej straży przybocznej, utworzył nową pretoriańską kohortę akurat tuż przed bitwą pod Forum Gallorum w 43 roku p.n.e., w której walczył przeciwko armii dowodzonej przez konsulów Gajusza Wibiusza Pansę Cetronianusa i Aulusa Hircjusza, a także Oktawiana, który posiadał własne siły pretoriańskie. Antoniusz, powołując tę nową kohortę, wybierał najlepszych, najbardziej niezawodnych żołnierzy ze swojej armii, a uzupełnił ją podczas bitwy ludźmi Marka Emiliusza Lepidusa. Cyceron, zwracając się do senatu, wykorzystał ten fakt przeciwko Antoniuszowi, nazywając jego pretoriańską straż „królewską kohortą” i mówiąc, że „prywatnych strażników” zwerbował spośród żołnierzy. W ówczesnym Rzymie jakakolwiek wzmianka, że człowiek dzierżący władzę ma ambicje zostać monarchą, potrafiła zniszczyć karierę takiej osoby – o czym nieco wcześniej przekonał się Cezar15.

Sytuacja bardzo się skomplikowała. Decymus Juniusz Brutus Albinus (nie mylić z Markiem Juniuszem Brutusem, lepiej znanym zabójcą Juliusza Cezara) był rzekomo ostatnim spośród spiskowców, który wbił sztylet w ciało dyktatora. Po zamachu Albinus uciekł do Galii Przedalpejskiej – prowincji, której był namiestnikiem z tytułem propretora. Tutaj zebrał własną armię, przewidując nadejście wojny, ale senat nakazał mu oddać prowincję Markowi Antoniuszowi. Decymus Brutus odmówił i zajął miasto Mutina (obecnie Modena we Włoszech), gdzie zaatakował go Antoniusz. Wówczas nadciągnęły armie ówczesnych konsulów, Pansy i Hircjusza, którzy zamierzali przerwać oblężenie, ponieważ Antoniusz w międzyczasie został uznany za wroga ojczyzny.

Kolejne wydarzenia doskonale ilustrują ogromny chaos i zamęt panujące w tamtej epoce. Najpierw, 14 kwietnia 43 roku p.n.e., Antoniusz pokonał część armii pod dowództwem Pansy i Oktawiana. Bitwa pod Forum Gallorum miała, jak się okazało, katastrofalny przebieg dla niedoświadczonego Oktawiana. Jego pretorianie i gwardia Antoniusza odłączyli się od reszty armii, żeby stoczyć bezpośrednią walkę. Być może stało się tak ze względu na przypadkowe ukształtowanie terenu w tym miejscu i wysoko położoną drogę, co sprawiało, że pretorianie i legioniści nie mogli się nawzajem dostrzec. Gwardziści Oktawiana zostali zmasakrowani przez straż Antoniusza, podczas gdy legiony toczyły własną bitwę16. Interesujące, że armie podzieliły się właśnie w ten sposób, tak jakby pretorianie sądzili, że walka ze zwykłymi legionistami będzie dla nich uwłaczająca. Jeśli tak było, to najwyraźniej już wtedy uważali się za formację o niebo lepszą od innych, czego zresztą po nich oczekiwano. Choć Pansa zmarł później od ran, to na polu bitwy niedługo później zjawił się Hircjusz, a Antoniusz został pokonany. Sytuacja powtórzyła się tydzień później podczas bitwy pod Mutiną – wojska Antoniusza uległy siłom Hircjusza, choć ten ostatni poległ w trakcie walki. Mimo to Antoniusz, obawiając się otoczenia przez siły Oktawiana, wycofał się – ku ogromnej uldze Decymusa Brutusa. Oktawian mimo utraty swoich pretorianów zdał sobie sprawę z własnej przewagi. Zaniepokojony Brutus podziękował młodemu wodzowi za pomoc, ale został przez niego ostro skrytykowany: Oktawian przybył tutaj, aby zwyciężyć Antoniusza, nie zaś pomagać Brutusowi. Niebawem zachwycony Cyceron poprosił senat o uchwalenie pięćdziesięciu dni modłów dziękczynnych za pokonanie Antoniusza. Jednocześnie senat przekazał armię obu konsulów pod wyłączne dowództwo Decymusa Brutusa i postawił go na czele kampanii przeciw Antoniuszowi, całkowicie marginalizując Oktawiana17. Był to bardzo ważny moment: taki obrót spraw mógł doprowadzić do sojuszu Antoniusza i Oktawiana. Co gorsza, wielu legionistów z armii konsulów zdezerterowało i przeszło do Oktawiana.

Decydująca chwila nastąpiła, gdy Antoniusz i Oktawian – w obecności Marka Emiliusza Lepidusa – doszli do porozumienia na małej wyspie leżącej na rzece Lavinius w pobliżu Mutiny. Lepidus początkowo otrzymał dowództwo nad armią, żeby pomóc Decymusowi Brutusowi, lecz po bitwie pod Mutiną został poinformowany przez senat, że jest już zbędny. Dlatego zdecydował się przejść na stronę Antoniusza. Trzech wodzów podzieliło między siebie rzymskie imperium i nakreśliło plany zniszczenia wrogów, legalizując 27 listopada 43 roku p.n.e. swoje porozumienie za pomocą Lex Titia. Nazwali się triumwirami do przywrócenia praw republiki (triumviri rei publice constituendae), choć w rzeczywistości samo istnienie triumwiratu oznaczało jej koniec w pierwotnym znaczeniu. Następnie triumwirowie udali się do Rzymu, przygotowując w pierwszej kolejności rozkazy egzekucji niebezpiecznie wpływowych senatorów, osobistych wrogów i tych, których majątki mogły być skonfiskowane, aby potem wykorzystać uzyskane w ten sposób pieniądze do sfinansowania wojny przeciwko Brutusowi i Kasjuszowi18.

Oktawian, Marek Antoniusz i Lepidus jako formalnie mianowani triumwirowie, powołani do ochrony państwa rzymskiego, otrzymali władzę, która pozwalała im podzielić między siebie rzymskie imperium i uprawniała do zniszczenia ich nieprzyjaciół. Lepidus w tym tercecie zawsze był mniej ważnym partnerem i szybko został zmarginalizowany. Ambicja Oktawiana, każąca mu zawsze znajdować się w centrum wydarzeń, niosła ze sobą wiele potencjalnych problemów, choćby taki, że ze względu na zbyt młody wiek – miał wówczas niecałe dziewiętnaście lat – prawo nie pozwalało mu na sprawowanie wysokich urzędów. Ale czasy były nadzwyczajne, a natura politycznych uwarunkowań wymusiła odrzucenie prawnych skrupułów. Dzięki temu Oktawian został konsulem, czyli objął najwyższy urząd, jaki mógł osiągnąć senator, i otrzymał imperium,czyli prawo do dowodzenia armią, które pozwalało mu – jak sam twierdził – poradzić sobie z każdym zagrożeniem dla państwa19.

Pod koniec 43 roku p.n.e. w ciągu trzech dni triumwirowie wjechali z pompą do Rzymu. Każdy z nich zarezerwował sobie jeden dzień, aby przybyć z jednym legionem i pretoriańską kohortą. Najwyraźniej Oktawian zastąpił pretorianów poległych pod Forum Gallorum nowymi gwardzistami, podobnie jak Antoniusz. Było nie do pomyślenia, żeby którykolwiek z nich wjechał do Rzymu bez okazałej eskorty świadczącej o prestiżu. Stanowiła ona tylko ułamek ich sił, bo przecież na wyspie na rzece Lavinius Antoniusz i Oktawian mieli ze sobą po pięć legionów. Tym bardziej jest więc interesujące, że pretoriańskie kohorty były tak dużą częścią wojsk, które wprowadzili do miasta, ostentacyjnie prezentując swoją potęgę. Nowa polityczna rzeczywistość została zamanifestowana przez znaki bojowe, które rozmieszczono wokół Rzymu w takich miejscach, żeby było je dobrze widać. Sytuacja ta, jak się okazało, miała ogromne znaczenie dla historii Rzymu, wówczas bowiem ustanowiono precedens, z którego skorzystał Oktawian, gdy tylko uzyskał najwyższą władzę i zalegalizował istnienie gwardii pretoriańskiej jako stałej instytucji – do tej pory wprowadzanie jakichkolwiek wojsk do Rzymu było nielegalne. Tymczasem triumwirowie wydali rozkazy stracenia kolejnych dwustu osiemdziesięciu wrogów, przemarsz żołnierzy do stolicy najwyraźniej nie służył więc jedynie pokazowi siły20.

Nie wiemy, jak zareagowali na to mieszkańcy miasta, ale musieli widzieć wojsko na ulicach i zdawać sobie sprawę, że wokół stolicy czeka jeszcze więcej oddziałów. Appian z Aleksandrii napomyka o straszliwych egzekucjach, choć woli się raczej zastanawiać nad następującym paradoksem: oto jeden z triumwirów okazał się człowiekiem, który później ustanowił rządy oparte na „trwałym fundamencie”, założył dynastię i okrył ją chwałą21. Rzecz jasna omawia on tę sytuację z perspektywy czasu, opisując rzecz post factum, lecz gdy triumwirowie wkraczali do Rzymu, dobrodziejstwa ery Augusta nie były jeszcze oczywiste dla nikogo. Dużo bardziej realne były strach i zagrożenie rzezią ze strony obecnych w Rzymie żołnierzy.

Bitwa pod Filippi w październiku 42 roku p.n.e., w rzeczywistości składająca się z dwóch osobnych starć, położyła kres nadziejom Brutusa i Kasjusza, zabójców Cezara. Była ona jednym z najważniejszych punktów zwrotnych w historii Imperium Romanum. Trudno sobie wyobrazić, że pretoriańskie kohorty obu triumwirów i ich towarzyszy nie były tam obecne. Jednak na potwierdzenie tego w żadnym z ocalałych źródeł nie znajdziemy najmniejszej wzmianki poza taką, że tego dnia, którego doszło do drugiej bitwy pod Filippi (23 października), na Adriatyku została zniszczona flota z wojskowym wsparciem dla Oktawiana. Domicjusz Kalwinus chciał dostarczyć Oktawianowi dwa legiony, cztery oddziały jazdy i inne jednostki, w tym – według Appiana z Aleksandrii – również pretoriańską kohortę liczącą dwa tysiące osób22. Oddziały te zostały zniszczone przez Murcusa i Ahenobarba, zwolenników zabójców Cezara. Dwa tysiące pretorianów miało zapewne uzupełnić szeregi tych, którzy już wcześniej walczyli u boku Oktawiana.

Co prawda istnienie rzymskich (choć bitych w prowincjach) monet, które, jak się wydaje, nawiązują do pretorianów pod Filippi, może sugerować obecność tych żołnierzy w bitwie, ale to raczej wątły argument. Monety te, o niskich nominałach, wybito lokalnie z nieszlachetnego metalu. Podobne pieniądze pojawiały się powszechnie w czasach cesarstwa we wschodnich prowincjach imperium jako przejaw autonomii władz lokalnych. Zamieszczone na nich legendy nie odnoszą się do żadnego z triumwirów ani późniejszych cesarzy. Na jednej stronie tych monet widnieje przedstawienie bogini Wiktorii – personifikacji zwycięstwa – z legendą, choć oddaną za pomocą abrewiatur, to mówiącą „zwycięstwo Augusta” (to ostatnie imię było przyjmowane przez każdego cesarza począwszy od 27 roku p.n.e.), na drugiej zaś są trzy znaki bojowe z legendą COHOR PRAE PHIL, co po rozwinięciu skrótów oznacza „kohorty pretoriańskie z Filippi”23. Gdyby Oktawian osobiście chciał upamiętnić swoje oddziały w tej bitwie, raczej nie ograniczyłby się do drobnych nominałów bez żadnej wzmianki na swój temat. Nie mógłby również umieścić na monetach przydomka „August” piętnaście lat przed jego przyjęciem. Gdyby to on wybił pieniądze na pamiątkę jednostek walczących w bitwie, zapewne uwzględniłby na rewersach nazwy innych oddziałów, nie tylko pretorianów, poza tym wybrałby inny kruszec – srebro lub złoto, tak by móc wręczać je jako zaszczytny dar poszczególnym żołnierzom.

Jest bardziej prawdopodobne, że monety te wybito w Filippi w celu upamiętnienia bitwy z innego okresu, rozegranej nie wcześniej niż za pryncypatu Augusta, ale zapewne nie później niż w okresie rządów Nerona. Po bitwie Antoniusz i Oktawian uczynili Filippi rzymską kolonią. Nazwali ją Colonia Victrix Philippensis i osiedlili tam część weteranów ze swoich oddziałów. Obaj triumwirowie zwolnili wtedy żołnierzy, którzy odsłużyli pełny wymagany okres, lecz ośmiotysięczna grupa poprosiła o przedłużenie służby. Najlepszą nagrodą w ramach rozliczenia dla opuszczających armię były przydziały ziemi, a części z nich zapewne oddano tereny właśnie w pobliżu Filippi. W 30 roku p.n.e. Oktawian zmienił nazwę miasta na Colonia Iulia Philippensis, a w tym czasie zostało tam osiedlonych więcej weteranów. W 27 roku p.n.e. po raz kolejny zmieniono nazwę miasta na Colonia Augusta Iulia Philippensis, w związku z nadaniem Oktawianowi imienia Augusta, co miało miejsce w tym samym roku. Wspomniana wyżej moneta pochodzi zapewne z okresu po tej dacie i być może nawiązuje do osiedlenia w Filippi pretoriańskich weteranów.

Wiemy natomiast z pewnością, że z ośmiu tysięcy żołnierzy, którzy poprosili o przedłużenie służby, sformowano kohorty pretoriańskie, które podzielono między Antoniusza i Oktawiana24. W skład tych oddziałów weszli weterani nie tylko dysponujący ogromnym militarnym doświadczeniem, ale także o potwierdzonej lojalności. Kruchy sojusz między Antoniuszem i Oktawianem wkrótce zaczął się rozsypywać – w 41 roku p.n.e. młodszy brat pierwszego z nich, Lucjusz Antoniusz, pomaszerował na Rzym, zdecydowany wesprzeć Marka i doprowadzić do zerwania triumwiratu. Lucjusz zmusił Lepidusa do odwrotu, ale gdy zbliżyły się wojska Oktawiana – uciekł do Peruzji w Etrurii (obecnie Perugia na terenie Toskanii). Oktawian obległ go tam i zmusił do kapitulacji. Jego siły obejmowały wówczas cztery legiony i „jego pretoriańskie kohorty”, które mogły, lecz nie musiały, składać się ze wspomnianych wyżej weteranów spod Filippi25.

Pomysł, aby w czasie wojny wykorzystać odpowiednią ilość pretorianów walczących obok legionistów, pojawia się w relacjach z wojny partyjskiej Antoniusza. W 40 roku p.n.e. Partowie najechali Syrię, niedługo później dołączyły do nich siły zabójców Cezara. Plutarch opisuje, jak w trakcie tej wojny, w 36 roku p.n.e., Antoniusz zmierzył się z królem paryjskim Fraatesem IV, stojąc na czele armii złożonej z dziesięciu legionów i trzech kohort pretoriańskich. Siły te musiały więc liczyć około pięćdziesięciu tysięcy legionistów i od tysiąca pięciuset do trzech tysięcy pretorianów, zależnie od tego, jak liczne były wówczas ich kohorty26. W tym okresie oddziały pretorianów traktowano jeszcze jako jednostki tymczasowe, powoływane w zależności od potrzeby i zwykle kierowane do bitwy wraz z legionami, później zaś zapewne rozwiązywane lub rozpraszane po innych formacjach. Określenie cohors praetoria wciąż było terminem ogólnym, oznaczającym jakąkolwiek kohortę złożoną z niezawodnych weteranów, którzy chcieli pozostać w wojsku po okresie służby, pobierając dodatkowy żołd i ciesząc się prestiżem służby w pobliżu głównodowodzącego. Jako weterani nie byli jednak zdolni do tak wyczerpujących działań jak zwykli żołnierze.

Gdy Oktawian oblegał Lucjusza Antoniusza w Peruzji, pewnego dnia omal nie został zabity, do czego mógł się przyczynić brak stałej pretoriańskiej eskorty. On też nakazał wyrzucić z igrzysk pewnego żołnierza za to, że ten popełnił jakieś wykroczenie. Niestety, niebawem wyrzucony legionista zniknął, a wówczas wśród jego kompanów rozeszła się pogłoska, że został poddany torturom i zabity. Doprowadziło to do zamieszek, podczas których Oktawiana ocaliło tylko nagłe pojawienie się rzekomo zamordowanego żołnierza27. W opisie tego wydarzenia brakuje wzmianki o jakichkolwiek pretorianach, którzy wystąpiliby w jego obronie, co oznacza, że albo nie było ich przy Oktawianie, albo przyłączyli się do wzburzonych legionistów. Ta druga możliwość wydaje się mniej prawdopodobna, lecz nie ma powodu, aby zakładać, że pretorianie wykazywali się wówczas bezwarunkową, niewolniczą wiernością, tym bardziej że później ich lojalność także bywała bardzo niepewna. Jednostki tego typu pojawiają się również w późniejszych relacjach. W 35 roku p.n.e. Oktawia, siostra Oktawiana i żona Marka Antoniusza, przyprowadziła mężowi do Grecji oddziały pretorianów liczące dwa tysiące żołnierzy. Biorąc pod uwagę narastające napięcie między obu triumwirami, taki gest wydaje się mało prawdopodobny, ale Plutarch wyjaśnia, że Oktawian pozwolił siostrze zabrać żołnierzy (a także odzież, juczne zwierzęta i pieniądze) w nadziei, że jej mąż ów dar odrzuci i tym samym dostarczy mu pretekstu do wojny. Antoniusz zdążył już wówczas zakochać się w egipskiej królowej Kleopatrze VII i był na najlepszej drodze, aby rozstać się z Oktawią na dobre28.

W tych niespokojnych czasach wyłonił się pewien wzór postępowania: zaciąg do kohort pretoriańskich był dogodnym sposobem na zatrzymanie w wojsku dysponujących bezcennym doświadczeniem weteranów, którzy inaczej mogliby odejść z armii po odsłużeniu obowiązkowego okresu lub skusić się na ofertę jednego z rywali. Wielu żołnierzy uważało dodatkowy żołd za bardzo atrakcyjny – najwyraźniej często to wystarczało, aby skłonić ich do pozostania na służbie. W grę wchodziła również kwestia statusu i prestiżu. Obecność tych ludzi w pobliżu rzymskiego wodza była deklaracją określonego stylu sprawowania władzy, a także istotnym elementem jego bezpieczeństwa. Jednocześnie należy przyznać, że nie wiadomo, czy spodziewano się po nich innego zachowania niż po pozostałych żołnierzach – być może oczekiwano, że w sytuacji zagrożenia wykażą się większą lojalnością wobec dowódcy? Czynnikiem przemawiającym za ich obecnością mogły być także problemy w kontaktach z rzymskim ludem. W latach 40–39 p.n.e., gdy w związku z wojną domową i chaosem panującym na morzach spadła ilość ziarna dostarczanego do Rzymu, Oktawian został obrzucony kamieniami przez głodujących uczestników zamieszek i ledwie uszedł z życiem29. Próbował bowiem stawić czoła szalejącemu tłumowi jedynie z kilkoma towarzyszami, co okazało się nierozsądnym posunięciem. Na pomoc przybył mu Antoniusz, zmuszony ostatecznie do wezwania oddziałów spoza miasta, które odeskortowały Oktawiana w bezpieczne miejsce. Ten incydent jasno dowiódł, że rzymski przywódca, który zdaje się na łaskę tłumu bez zbrojnej ochrony, jest właściwie samobójcą.

W 32 roku p.n.e., tuż przed ostateczną bitwą z Oktawianem pod Akcjum, Antoniusz kazał wybić serię srebrnych denarów upamiętniających jednostki wojskowe pozostające pod jego dowództwem. Zapewne chciał wypłacić tymi monetami żołd żołnierzom z poszczególnych oddziałów. Dzisiaj są one znane jako denary legionowe Antoniusza. Zawierały nie więcej niż około osiemdziesięciu pięciu procent srebra i były mniej wartościowe w porównaniu z innymi srebrnymi pieniędzmi tej epoki, o standardowej zawartości około dziewięćdziesięciu pięciu procent kruszcu. W rezultacie „denary legionowe” pozostawały stale w obiegu – właściciele woleli je wydać, niż gromadzić. Pliniusz Starszy przytoczył powszechną w latach siedemdziesiątych I wieku opinię, że składały się one ze stopu srebra i żelaza30. Sporą liczbę takich monet odnajdują archeolodzy, ponieważ wiele z tych obiegowych pieniędzy zostało zgubionych przez właścicieli. Gdy w połowie II wieku zawartość srebra w oficjalnych rzymskich monetach spadła, denary Antoniusza stały się znacznie bardziej pożądaną monetą.

Dzięki temu do naszych czasów dotrwało całkiem sporo monet Antoniusza, a przy okazji wyszedł na jaw interesujący związek z pretorianami. Jeden z najrzadszych wariantów „denara legionowego” (jego unikalność wiąże się z niewielką liczebnością formacji pretoriańskich w porównaniu z legionami) zawiera legendę c(o)hortiVm praetorianVm ([należące do] kohort pretoriańskich). Napisy na innym wariancie głoszą cohors specvlatorvm, czyli „kohorta zwiadowców”, chociaż słowo speculator może także oznaczać szpiega i niesie konotacje związane z wywiadem wojskowym. Ta dodatkowa funkcja formacji służącej ochronie przetrwała, jak się zdaje, do czasów gwardii pretoriańskiej Augusta, w kohortach którego również służyli speculatores31. Interesujące, że inne warianty tych denarów noszą oznaczenia całych legionów, jak np. LEG II dla legionu drugiego, podczas gdy należące do pretorianów – pojedynczych kohort. Najwyraźniej pretorianie nie byli uważani za jednolitą formację, taką jak poszczególne legiony. Dopiero kiedy oddziały gwardii zostały zgromadzone w Rzymie za rządów Tyberiusza (14–37), ich postrzeganie się zmieniło, lecz nawet wówczas gwardia była znana jako cohortes praetoriae.

Z kolei informacje, którymi dysponujemy na temat sił Oktawiana pod Akcjum, są precyzyjne, ale pochodzą z okresu późniejszego o kilka stuleci, a więc mogą być mało wiarygodne. Według Pawła Orozjusza, autora piszącego w czasach późnego antyku, Oktawian pod Akcjum przekazał Markowi Agrypie dowództwo nad swoimi siłami, w tym także pretorianami. On zaś rozmieścił czterdzieści tysięcy żołnierzy z ośmiu legionów i pięciu pretoriańskich kohort na galerach, które miał do dyspozycji32. Informacja ta jest bardzo dokładna, co sugeruje, że odpowiada prawdzie lub bardzo jest do niej zbliżona.

Bitwa pod Akcjum w 31 roku p.n.e. zakończyła się zwycięstwem Oktawiana. Tym samym udało mu się zrealizować to, co zaplanował sobie jako nastolatek około trzynastu lat wcześniej. Zniszczył rywali jednego po drugim, pomścił śmierć Cezara i zyskał nie tylko najwyższą władzę, ale także ludność imperium, która miała tak serdecznie dość wojen, że jego rządy nie napotkały na większy opór. Po walce trzeba było jednak posprzątać, Oktawian wyprawił więc w Rzymie potrójny triumf dopiero w 29 roku p.n.e., gdy wojna domowa ostatecznie dobiegła końca. Rzymska republika w rzeczywistości przestała istnieć. Oddziały pretorianów zostały poddane reorganizacji, by stać się integralnym elementem nowego reżimu. Teraz miały przed sobą trzy wieki władzy i wpływów.

1RGDA 1.1.

2 Plutarch (Pomp. 6) mówi o zwerbowaniu trzech legionów, Appian z Aleksandrii (BC 1.80) twierdzi, że na tym etapie udało się zebrać tylko jeden legion, dwa zaś dodano później.

3 Fest. 223M: „praetoria cohors est dicta, quod a praetore non discedebat. Scipio enim Africanus primus fortissimum quemque delegit, qui ab eo in bello non discederent et cetero munere militiae vacarent et sesquiplex stipendium acciperent”.

4 Pol. 6.26.6, 6.31.1–3.

5 Plut. Sert. 14.4–5; App. BC 1.112.1.

6 Sall. Cat. 60.5.

7 Caes. BG 1.40, 1.42, 7.13.1; Suet. Iul. 86.1.

8AE 1934, 152; Caes. BC 1.75.

9 Cic. Q.fr. 1.1.4; Fam. 15.4.7; Att. 7.2.3.

10 Plut. Caes. 57. Nawiązanie Plutarcha do straży przybocznej Cezara prawdopodobnie oznacza tutaj nieliczną grupę ciężkozbrojnych stale towarzyszących Cezarowi, a nie większy oddział, ale wobec ich nieobecności nie ma to większego znaczenia.

11 App. BC 3.5.

12 App. BC 3.40.

13 Sandra Bingham (2013, s. 12) uważa to za „niewątpliwą przesadę”, ale nie uzasadnia swojej opinii.

14 App. BC 3.41–42.

15 App. BC 3.45, 3.52.

16 Cic. Fam. 10.30; App. BC 3.67–69.

17 App. BC 3.67–69, 3.72–74.

18 App. BC 4.2–3, 4.5.

19RGDA 1.3–4.

20 App. BC 4.7.

21 App. BC 4.16.

22 App. BC 4.115. To zaskakujące przypisanie dwóch tysięcy ludzi do jednej kohorty jest kolejnym przykładem nieregularnej natury jednostek wojskowych w tym okresie. Niestety, w późniejszym czasie nie zmienia się to na lepsze, co stawia badaczy wobec wielu nierozwiązywalnych problemów, nawet z okresu, gdy gwardia pretoriańska otrzymała już status stałej instytucji.

23RPC 1651. Bardzo podobne monety bito między 286 a 293 rokiem w Brytanii, za rządów uzurpatora Karauzjusza.

24 App. BC 5.3. Lepidus nie uczestniczył w tym podziale, ponieważ wówczas został oskarżony o zdradę triumwiratu i przejście na stronę Sekstusa Pompejusza, syna Pompejusza Wielkiego. Sekstus walczył z siłami triumwirów na morzu.

25 Suet. Aug. 14; App. BC 5.24.

26 Plut. Ant. 39.2.

27 Suet. Aug. 14.

28 Plut. Ant. 53.1–2, 36.1.

29 App. BC 5.68. Problem z transportem zboża do Ostii pogłębił się w związku z zamuleniem Tybru i został rozwiązany dopiero przez Klaudiusza, który zlecił budowę nowego portu. Zob. niżej, s. 122.

30 Reece 2002, s. 14; Plin. NH 33.132. W rzeczywistości taki stop nie jest możliwy do uzyskania w związku z różnicą punktów topnienia tych metali.

31 Zob. niżej, s. 221, gdzie omówiono speculatores w eskorcie Otona (Tac. Hist. 2.11). Por. także: Durry 1938, s. 108.

32 Informacja ta – „octo legiones classi superpositae, absque cohortibus quinque praetoriis” (Oros. 6.19.8) – pochodzi z V wieku, czyli pojawiła się na tyle dawno po omawianym wydarzeniu, że wiarygodność tego źródła jest wątpliwa. Mimo to Anthony Everitt (2006, s. 182) powtarza ją bez komentarza.

2

Organizacja

31 rok p.n.e.–14 rok n.e.

Oktawian uczynił z pretorianów stałą, dobrze zorganizowaną i uprzywilejowaną część fundamentu swojej władzy, którą sprawował jako August – pierwszy rzymski cesarz. Gwardia pretoriańska cieszyła się świetnymi warunkami służby i wysokim żołdem, ale August rozproszył żołnierzy tej formacji po całym Rzymie i Italii, dzięki czemu udało mu się uniknąć wrażenia, że rządzi jako wojskowy dyktator. W działalności publicznej opierał się na swojej legalnej pozycji, pomijając jednocześnie w oficjalnym przekazie, że doszedł do władzy i utrzymywał się przy niej dzięki brutalnej sile. Potrzebował legionów oraz gwardii – a one potrzebowały jego. W wyniku tej współzależności ukształtowała się dynamika władzy, która w kolejnych wiekach przyniosła daleko idące konsekwencje. Utworzono ważne stanowisko prefekta pretorium, co wymagało postawienia na czele potencjalnie niebezpiecznej siły jakiegoś człowieka (lub kilku ludzi). Ponadto August próbował założyć dynastię, a to z kolei rodziło pytanie: czy gwardia jest lojalna wobec urzędu, czy osoby cesarza?

Podczas wojny domowej po śmierci Cezara w 44 roku p.n.e. ugruntowała się ważna zasada: rzymski wódz werbował odtąd własną straż przyboczną spośród najskuteczniejszych, najbardziej doświadczonych i lojalnych oddziałów. Oktawian, zdobywszy najwyższą władzę, chciał jak najszybciej zalegalizować swój status w ramach rzymskiego porządku prawnego. Po bitwie pod Akcjum w 31 roku p.n.e. jego pozycja nie podlegała dyskusji. Stała gwardia pretoriańska, którą powołał w tym momencie do życia, stworzona z żołnierzy jego armii i sił zbrojnych Antoniusza, okazała się pod koniec jego panowania siłą o wiele bardziej uporządkowaną i skoordynowaną niż jakakolwiek inna formacja w dziejach Rzymu. Pretorianie składali przysięgę na wierność Augustowi, później kolejnym cesarzom1. W następnych latach lojalność pretorianów była wystawiana na próbę, gdy rozkazywano im wykonać egzekucje w imieniu cesarza, lub konfrontowana z kimś takim jak Neron, którego zachowanie uznawano za nie do przyjęcia.

Po zakończeniu wojny w 31 roku p.n.e. Oktawian zreorganizował armię. W tym czasie dowodził około sześćdziesięcioma legionami, wliczając w to własne oddziały, byłych legionistów Antoniusza i pretorianów. Później, już jako August, twierdził, że zdemobilizował około sześćdziesięciu procent (trzysta tysięcy) z pół miliona żołnierzy, którzy trafili pod jego komendę po Akcjum, i osiedlił tych weteranów w nowych koloniach lub pozwolił im wrócić do domów. Dion twierdził, że w 5 roku August miał od dwudziestu trzech do dwudziestu pięciu legionów, a także dziesięć tysięcy pretorianów w dziesięciu kohortach. Tacyt z kolei, pisząc o sytuacji w 23 roku, podawał liczbę dwudziestu pięciu legionów, chociaż w 9 roku stracono trzy legiony podczas bitwy w Lesie Teutoburskim, i dziewięć kohort pretoriańskich (o nieokreślonym stanie osobowym). Kohorty te, jak się wydaje, zawierały również oddziały jazdy (equites praetoriani), które obejmowały jedną czwartą składu kohorty2.

Niestety, do naszych czasów nie przetrwało żadne źródło, które przekazałoby nam informację o strukturze gwardii w momencie powołania jej przez Augusta – ani w zakresie liczebności, ani organizacji kohort. Dysponujemy tylko opisem Diona, dokumentującym stan sił zbrojnych w 5 roku, i podobnym podsumowaniem Tacyta dotyczącym 23 roku (a przecież spisali oni swoje dzieła wiele lat później), a także rozproszonymi fragmentami na ten temat w innych źródłach z I wieku Dion podaje, że w 5 roku gwardia składała się z dziesięciu tysięcy żołnierzy w dziesięciu kohortach, a Tacyt – że w 23 roku było dziewięć kohort (nie wspominając jednak o liczebności całej formacji ani poszczególnych oddziałów)3. Oczywiście liczby te się nie zgadzają, co oznacza, że jeden z rzymskich dziejopisów się mylił lub że organizacja gwardii zmieniła się od czasu jej założenia, później zaś ulegała dalszym zmianom. Werbowano do niej młodych, zwykle osiemnasto-, dziewiętnasto- i dwudziestoletnich mężczyzn (w podobnym wieku było blisko dwie trzecie legionistów), rzymskich obywateli rodem z Italii – najdogodniejszego źródła rekrutów4. O ich pochodzeniu nic więcej nie wiadomo: na przykład czy pochodzili z biednych, czy też lepiej sytuowanych rodzin. To rozróżnienie nie odgrywałoby zresztą większej roli po wcieleniu ich do gwardii5.

Współcześni historycy, analizując kwestię liczebności kohorty pretoriańskiej i opierając się na tych samych źródłach, dochodzą do różnych wniosków. Jeden z nich zakłada, że Dion opisywał strukturę gwardii w swoich czasach, czyli na początku III wieku, i był w błędzie, uznając, że tak też była ona zorganizowana w czasach Augusta. Zajmujący to stanowisko badacze sugerują, że w epoce pierwszego cesarza istniało dziewięć kohort, o których pisze Tacyt. Przyjmują oni także, że były to cohortes quingenariae,czyli liczyły nominalnie czterystu osiemdziesięciu żołnierzy. Przy takim założeniu cała gwardia pretoriańska Augusta miałaby w przybliżeniu wielkość jednego legionu, albo byłaby nieco mniejsza6. Wraz z trybunami ze stanu ekwickiego dowodzącymi każdą kohortą, centurionami, ich zastępcami (optiones) i chorążymi liczba ta wynosiła około pięciuset zbrojnych. Należy tutaj jednak podkreślić, że dziewięć kohort to wartość oparta na liczbach podanych przez Tacyta, a dotyczących armii w 23 roku, czyli za Tyberiusza, około pięćdziesięciu lub więcej lat po utworzeniu gwardii przez Augusta. Nie wiemy na pewno, ile kohort liczyła ona w chwili założenia. Nie wiemy także, czy liczba ta się zmieniała ani – co kluczowe w tym wypadku – czy były to kohorty quingenariae, czy też milliariae, a więc z tysiącem żołnierzy. Nie ma dowodów, żeby gwardia składała się z kohort pięćsetosobowych, choć tak było w wypadku ówczesnych legionów. Pretorianie jednak nie byli legionistami, nie ma więc żadnego szczególnego powodu, aby przy braku jakichkolwiek świadectw zakładać taką liczebność ich oddziałów.