Przemytnicy - Anita Bilniewicz - ebook

Przemytnicy ebook

Anita Bilniewicz

3,8

Opis

Na przemycie zbudowano niejedną fortunę. Tajemnicą poliszynela jest, że nawet bardzo szanowani przedsiębiorcy pierwsze większe pieniądze zarabiali dzięki nieszczelności systemu. Jak się przemyca, co się przemyca, kogo łatwiej chwycić za rękę: płotki, które przenoszą prze granicę kilka butelek alkoholu, trochę paliwa, papierosy – czy przemytniczych hurtowników, wyposażonych w najnowsze technologie, zdeterminowanych i ryzykujących wszystkim dla brudnego zysku? O tym w książce reporterki Anity Bilniewicz.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 189

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (25 ocen)
8
8
6
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
pawtom82

Nie oderwiesz się od lektury

ok
00
zajkowskikrzys

Nie oderwiesz się od lektury

Niezwykła książka, lekko się czyta choć treść przytłacza - widzieć przemytniczy obraz świata !
00

Popularność




Wstęp

Wstęp

Przez Pol­skę pły­nie morze nie­le­gal­nych papie­ro­sów, nar­ko­ty­ków i pie­nię­dzy. Hur­towe ilo­ści koka­iny docie­rają do nas w kon­te­ne­rach na stat­kach z Ame­ryki Połu­dnio­wej, wymie­szane z pulpą ana­na­sową albo kredą. Mniej­sze ilo­ści towaru są wszy­wane w dywany, ukry­wane w figur­kach Matki Boskiej lub żołąd­kach czy narzą­dach rod­nych „mułów”. W naszym kraju krzy­żują się szlaki szmu­gle­rów i pro­du­cen­tów nie­le­gal­nych papie­ro­sów. Parają się tym zarówno mię­dzy­na­ro­dowe gangi, jak i „mrówki”.

Pogra­nicz­nicy mówią, że na wschod­niej gra­nicy o „fajki” toczy się praw­dziwa wojna.

„Jasz­czyki” jadą tirami, zapa­ko­wane w tafle szkła, zato­pione w smole albo zbior­niku na feka­lia. Płyną prze­rzu­cane pon­to­nami przez Bug. Są zrzu­cane z radziec­kich anto­no­wów i dro­nów. Drobni szmu­gle­rzy przy­kle­jają pakiety do ciała, cho­wają w chle­bie, tor­cie albo mot­kach wełny.

Nie­le­galni imi­granci – okre­ślani pogar­dli­wie „waliz­kami” albo „kur­cza­kami” – wysia­dają z tirów w Kro­śnie, Jaśle lub we Wro­cła­wiu, prze­ko­nani, że wła­śnie dotarli do Nie­miec.

Z lot­nisk odla­tują setki milio­nów dola­rów w gotówce poupy­chane w tor­bach podróż­nych lub pasach, któ­rymi oplata się kurie­rów.

Z samo­cho­do­wych skry­tek są wycią­gane żół­wie zakle­jone taśmą, by nie chro­bo­tały, albo papugi wci­śnięte w pla­sti­kowe butelki.

W prze­my­cie wszyst­kie chwyty są dozwo­lone

Nar­ko­ty­kowy rynek deta­liczny w UE „wyce­nia się” na 30 mld euro. Zda­niem ana­li­ty­ków z Euro­polu i Euro­pej­skiego Cen­trum Moni­to­ro­wa­nia Nar­ko­ty­ków i Nar­ko­ma­nii (EMCDDA), two­rzą­cych raport EU Drug Mar­kets Report, pro­duk­cja koka­iny w Ame­ryce Połu­dnio­wej i hero­iny w Afga­ni­sta­nie pla­suje się na histo­rycz­nie wyso­kim pozio­mie. Towar, który tra­fia do nas w hur­cie, jest coraz czyst­szy, a ceny utrzy­mują się na sta­bil­nym pozio­mie.

W przy­padku konopi indyj­skich i nar­ko­ty­ków syn­te­tycz­nych Europa dokłada wszel­kich sta­rań, by zaspo­koić swój popyt. Jest także glo­bal­nym dostawcą ecstasy (MDMA) i amfe­ta­miny. Na mapie euro­pej­skich liczą­cych się pro­du­cen­tów związ­ków syn­te­tycz­nych figu­ruje także Pol­ska, gdzie rocz­nie likwi­duje się ponad 20 labo­ra­to­riów. W 2019 roku było ich aż 28, a rok póź­niej 31. Towar trzeba jakoś sprze­dać. Pol­skie gangi odgry­wają ważną rolę w han­dlu syn­te­tycz­nymi nar­ko­ty­kami i ich dys­try­bu­cją m.in. w kra­jach skan­dy­naw­skich.

Z danych EMCDDA wynika też, że pol­skie grupy, które wcze­śniej zaj­mo­wały się pro­duk­cją amfe­ta­miny i w latach 90. pod­bi­jały euro­pej­skie rynki, teraz prze­rzu­cają się na che­mi­ka­lia potrzebne do wytwa­rza­nia nar­ko­ty­ków, które prze­my­cają m.in. do Holan­dii i Bel­gii.

Głów­nym dostawcą koka­iny do Europy i Pol­ski jest Kolum­bia, a pod­sta­wowe bramy wwo­zowe tego nar­ko­tyku na Stary Kon­ty­nent pro­wa­dzą przez Pół­wy­sep Ibe­ryj­ski (przede wszyst­kim Hisz­pa­nię) oraz Holan­dię. Tu klu­czową rolę odgrywa trans­port mor­ski i lot­ni­czy. Coraz czę­ściej zda­rza się też prze­myt nar­ko­ty­ków zawar­tych w innych mate­ria­łach, takich jak two­rzywa sztuczne. Aby go odzy­skać, trzeba prze­pro­wa­dzić eks­trak­cję che­miczną w labo­ra­to­rium. Według EMCDDA, Pol­ska zaj­muje dzie­wiąte miej­sce wśród odbior­ców koksu w Euro­pie. Jest postrze­gana jako naj­więk­szy rynek kon­su­mencki tego nar­ko­tyku w Euro­pie Wschod­niej.

Przez nasz kraj wiodą dwa główne szlaki prze­myt­ni­cze – bał­kań­ski i jedwabny. Chęt­nie są wyko­rzy­sty­wane przez prze­myt­ni­ków hero­iny.

Szlak bał­kań­ski pro­wa­dzi z Afga­ni­stanu przez Paki­stan, Iran i Tur­cję, gdzie roz­dziela się na trasy: połu­dniową – przez Alba­nię, Wło­chy, Ser­bię, Czar­no­górę, Bośnię i Her­ce­go­winę, i pół­nocną – przez Buł­ga­rię, Rumu­nię, Węgry i Austrię, Cze­chy, Pol­skę do Nie­miec. W prze­ciwną stronę, z Europy do pro­du­cen­tów hero­iny w Azji, idzie bez­wod­nik octowy, pre­kur­sor słu­żący do pro­duk­cji nar­ko­ty­ków. W 2018 roku w Paki­stanie skon­fi­sko­wano ponad 15 ton tej sub­stan­cji, która – zda­niem służb – pocho­dziła z Pol­ski.

Nato­miast szlak jedwabny wie­dzie przez pań­stwa Azji Cen­tral­nej, Rosję, Ukra­inę do Pol­ski i dalej na Zachód. Na pol­skim odcinku jest zdo­mi­no­wany przez szmu­gle­rów tego, co przez nasz kraj prze­rzuca się naj­wię­cej, czyli papie­ro­sów. Jadą także drogą pół­nocną z Litwy i Bia­ło­rusi.

Tylko w 2019 roku Kra­jowa Admi­ni­stra­cja Skar­bowa (KAS) skon­fi­sko­wała 253 637 155 sztuk nie­le­gal­nych papie­ro­sów, a w pierw­szym pół­ro­czu 2020 roku – 89 311 560 sztuk. „Fajki” są do nas prze­my­cane głów­nie wiel­kimi trans­por­tami w samo­cho­dach dostaw­czych, naj­czę­ściej pomię­dzy legal­nym towa­rem lub w spe­cjal­nie zbu­do­wa­nych skryt­kach kon­struk­cyj­nych. To naj­chęt­niej wyko­rzy­sty­wana przez gangi metoda prze­mytu pod przy­krywką legal­nej dzia­łal­no­ści trans­por­to­wej. Podob­nie dzia­łają także grupy prze­rzu­ca­jące nar­ko­tyki. Na dru­gim miej­scu, jeśli cho­dzi o spo­sób prze­rzutu nie­le­gal­nych papie­ro­sów, pla­sują się samo­chody oso­bowe. Tu liczą się: kre­atyw­ność, zna­jo­mość budowy pojazdu i zdol­no­ści manu­alne potrzebne do pre­cy­zyj­nego zała­do­wa­nia oso­bówki. Na prze­myt­ni­czym podium tyto­nio­wym zna­la­zły się także pociągi.

Insty­tut Pro­gnoz i Ana­liz Gospo­dar­czych w swoim rapor­cie na temat sza­rej strefy sza­cuje, że w 2020 roku prze­my­cono do Pol­ski papie­rosy warte 2,2 mld zło­tych. Eko­no­mi­sta Jacek Fun­do­wicz, wice­pre­zes IPAG, wyli­cza, że Skarb Pań­stwa mógł na tym stra­cić około 1,7 mld zło­tych. Pod­kre­śla jed­no­cze­śnie, że na takie wyniki wpływ miał w dużej mie­rze efekt pan­de­mii, który przy­czy­nił się do zmniej­sze­nia skali zja­wi­ska, bo han­del nie­le­gal­nymi papie­ro­sami był zna­cząco utrud­niony. Podatki sta­no­wią obec­nie w Pol­sce około 81 proc. ceny paczki papie­ro­sów. – Ale prze­myt gene­ruje także więk­sze obroty, wpły­wa­jąc tym samym na war­tość PKB – mówi Jacek Fun­do­wicz. Pra­wie jedna szó­sta pol­skiego PKB jest wytwa­rzana w sza­rej stre­fie gospo­darki. Gotówka pocho­dząca z prze­stęp­czej dzia­łal­no­ści oddzia­łuje na legalną gospo­darkę – służy do naby­wa­nia firm i akty­wów; to jeden ze spo­so­bów pra­nia pie­nię­dzy.

Ze spra­woz­da­nia Komi­sji Euro­pej­skiej z 2017 roku wynika, że gdyby wszyst­kie papie­rosy tra­fia­jące na czarny rynek były sprze­dane legal­nie, to do budżetu unij­nego i państw człon­kow­skich tra­fia­łoby ponad 10 mld euro rocz­nie. Warto dodać, że część z tych pie­nię­dzy zasila śro­do­wi­ska finan­su­jące ter­ro­ryzm.

Euro­pej­ski raport nar­ko­ty­kowy poka­zuje, że zor­ga­ni­zo­wane grupy prze­stęp­cze szybko dosto­so­wały się do nowej sytu­acji. Posta­wiły na dark­net, usługi kurier­skie, a nar­ko­ty­kowi kurie­rzy prze­brali się za dostaw­ców paczek czy pizzy. Na pozio­mie hur­to­wym stra­cił prze­myt lot­ni­czy, ale szmu­giel drogą mor­ską kwit­nie jak przed pan­de­mią. Nie ucier­piała też pro­duk­cja dra­gów syn­te­tycz­nych i uprawy konopi indyj­skich w Euro­pie.

Utar­tymi szla­kami chęt­nie podą­żają rów­nież prze­myt­nicy ludzi. Rocz­nie Straż Gra­niczna zatrzy­muje nawet 5 tys. ucie­ki­nie­rów z państw trze­cich – osoby te nie­le­gal­nie prze­kro­czyły naszą gra­nicę lub usi­ło­wały to zro­bić. Wśród nich są także ofiary han­dlu ludźmi. Raport MSWiA z 2019 roku poka­zuje też zmianę prze­stęp­czych tren­dów w spo­so­bie wyzy­ski­wa­nia ofiar. Przez lata mie­li­śmy do czy­nie­nia głów­nie z wyko­rzy­sta­niem kobiet w seks­biz­ne­sie. Teraz to się zmie­nia i coraz wię­cej ofiar tra­fia do pracy przy­mu­so­wej. Pol­ska jako atrak­cyjny rynek pracy, gwa­ran­tu­jący dobrą jakość życia, przy­ciąga obco­kra­jow­ców pra­gną­cych popra­wić swój los. Nie­rzadko jed­nak wpa­dają w ręce gan­gów, które zamie­niają ich życie w kosz­mar. Odbie­rane są im doku­menty toż­sa­mo­ści, nie otrzy­mują wyna­gro­dze­nia, pod­le­gają sys­te­mowi kar za błahe prze­wi­nie­nia, np. za pale­nie papie­ro­sów, i w ten spo­sób wpa­dają w fik­cyjną „spi­ralę długu”. Wobec nich sto­suje się także prze­moc. Dane poka­zują, że na takie trak­to­wa­nie szcze­gól­nie są nara­żeni oby­wa­tele państw zza wschod­niej gra­nicy, głów­nie z Ukra­iny, oraz osoby pocho­dzące z Azji, np. Wiet­nam­czycy.

Co roku ofia­rami han­dlu ludźmi padają miliony osób na świe­cie. Skala ta nie jest dosza­co­wana, bowiem wiele osób nie zgła­sza się do orga­nów ści­ga­nia, oba­wia­jąc się kon­se­kwen­cji, zemsty opraw­ców albo nie chcąc ucho­dzić za nie­za­radne życiowo. Z danych Pro­ku­ra­tury Kra­jo­wej wynika, że w ostat­nich latach w Pol­sce naj­wię­cej osób pokrzyw­dzo­nych w związku z han­dlem ludźmi zare­je­stro­wano w 2017 roku – ponad 450. W kolej­nych latach noto­wano po około 200 osób.

Książka, którą oddaję w ręce Czy­tel­ni­ków, trak­tuje przede wszyst­kim o tym, jak w Pol­sce wiel­kie gangi, hur­tow­nicy i drobni szmu­gle­rzy dwoją się i troją, by wywieść służby w pole. A także o tym, jak rodzime i mię­dzy­na­ro­dowe orga­ni­za­cje pil­nu­jące porządku zwie­rają szyki, by roz­gryźć prze­stęp­cze modus ope­randi.

Roz­dział 1. Pod­niebna kon­tra­banda

Roz­dział 1

Pod­niebna kon­tra­banda

Lot­ni­sko Cho­pina w War­sza­wie. Hala przy­lo­tów. Wła­śnie wylą­do­wał samo­lot rej­sowy z San­tiago de Chile przez Paryż. Pasa­że­ro­wie wysy­pują się na salę. Jedni idą szybko, inni roz­glą­dają się. Cze­ka­jąc na bagaż, sia­dają pod lustrza­nymi ścia­nami, włą­czają tele­fony. Zata­piają się w swo­ich spra­wach. Nie wszy­scy zdają sobie sprawę, że przez cały czas są czuj­nie obser­wo­wani nie tylko przez kamery, któ­rymi naszpi­ko­wano cały port, lecz także przez funk­cjo­na­riu­szy Kra­jo­wej Admi­ni­stra­cji Skar­bo­wej, ukry­tych za wenec­kimi lustrami zain­sta­lo­wa­nymi wokół hali. Zwra­cają oni uwagę szcze­gól­nie na dziw­nie zacho­wu­jące się osoby, które ner­wowo się roz­glą­dają, szu­kają wyj­ścia lub toa­lety. Ale ewen­tu­al­nych prze­myt­ni­ków służby typują przede wszyst­kim na pod­sta­wie ana­lizy ryzyka: szybki lot, tanie linie, krótki pobyt, miej­sce startu i port doce­lowy, bilet kupiony za gotówkę, nie­wielki bagaż. Z Ame­ryki Połu­dnio­wej trans­por­tuje się do Europy koka­inę, a z Azji i Afryki – hero­inę. Metod na prze­myt jest sporo, wciąż jed­nak poja­wiają się nowe, bo kre­atyw­ność prze­myt­ni­ków jest prze­ogromna.

Muły na połyku

Bar­dzo popu­larną metodą prze­rzutu nar­ko­ty­ków, głów­nie koka­iny, jest prze­myt wewnątrz­u­stro­jowy. „Poły­ka­czy” zwy­kle wer­buje się z ubo­gich śro­do­wisk. Za jeden, bar­dzo ryzy­kowny prze­rzut – wszak na szali kładą wła­sne życie – zara­biają 1-2 tys. dola­rów, a w żołądku mają nar­ko­tyki warte pół miliona zło­tych! Poły­kają kap­sułki wypeł­nione nar­ko­tykiem, naj­czę­ściej jed­nym rodza­jem – hero­iną lub koka­iną. Ale zda­rza się, że w ten spo­sób prze­my­cają pakiety z róż­nymi sub­stan­cjami. Daw­niej pro­szek wie­lo­krot­nie owi­jano w pre­zer­wa­tywy, ste­arynę czy folię, two­rząc poje­dyn­czy pakiet. Obec­nie sta­wia się na żelowe kap­sułki – są pew­niej­sze, ist­nieje też mniej­sze ryzyko prze­rwa­nia lub prze­dziu­ra­wie­nia i zazwy­czaj są trud­niej­sze do wykry­cia na zdję­ciu rent­ge­now­skim. Aby „poły­ka­czowi” udo­wod­nić prze­myt, trzeba go prze­wieźć do szpi­tala, gdzie – po zba­da­niu przez leka­rza – zostaje pod­da­wany tomo­gra­fii kom­pu­te­ro­wej, a wtedy wszystko widać jak na dłoni.

„Muły” poły­kają np. po kil­ka­na­ście pakie­tów, które ważą nawet po 40 g każdy. Prze­łknię­cia grudki takiej wiel­ko­ści uczą się, uży­wa­jąc np. dużych wino­gron. Jed­no­ra­zowo mogą prze­wieźć ponad kilo­gram nie­le­gal­nego towaru. Rekor­dzi­sta pró­bo­wał prze­my­cić aż 2,7 kg.

Funk­cjo­na­riu­sze z Lot­ni­ska Cho­pina wspo­mi­nają drobną kobietę z Uru­gwaju, która połknęła 180 pakie­tów. Towar ważył 1,8 kg. Po wyko­na­niu zdję­cia rent­ge­now­skiego oka­zało się, że kobieta jest w trze­cim mie­siącu ciąży, o czym podobno nie wie­działa. Miała już kil­koro dzieci. – Była naprawdę bar­dzo mała, fili­gra­nowa. Mówiła, że zro­biła to dla swo­ich dzieci, dla rodziny, która żyje w bie­dzie – opo­wiada jeden z funk­cjo­na­riu­szy.

Nie ma spo­sobu na prze­myt dosko­nały – pod­kre­ślają śled­czy. Jeśli komuś się uda, to tylko dla­tego, że służby nie są w sta­nie skon­tro­lo­wać każ­dego podróż­nego.

Lot­ni­sko Cho­pina, naj­więk­szy port lot­ni­czy w Pol­sce, tylko w 2019 roku obsłu­żył 18,86 mln pasa­że­rów. Prze­trans­por­to­wano ponad 16 tys. ton poczty i nie­mal 100 tys. ton róż­nych ładun­ków. W takiej masie towa­rów nie­zwy­kle łatwo coś prze­oczyć – trans­port mebli z Dubaju z dodat­kową zawar­to­ścią czy podej­rza­nego pasa­żera.

– W ciągu nie­spełna trzech lat, od 2017 do 2019 roku, funk­cjo­na­riu­sze Służby Celno-Skar­bo­wej ujaw­nili w baga­żach podróż­nych pra­wie 35 kg hero­iny i 4,65 kg koka­iny. To efekt zdo­by­tych doświad­czeń i coraz lep­szej ana­lizy ryzyka, pro­wa­dzo­nych przez funk­cjo­na­riu­szy Służby Celno-Skar­bo­wej – wyja­śnia Justyna Pasie­czyń­ska, rzecz­niczka pra­sowa mazo­wiec­kiej Izby Admi­ni­stra­cji Skar­bo­wej.

Kiedy cel­nicy namie­rzą podej­rzaną osobę, rewi­dują jej bagaż – naj­czę­ściej jest nie­wielki, bo „poły­ka­cze” zwy­kle lecą tam i z powro­tem. U celu muszą spę­dzić kil­ka­dzie­siąt godzin potrzeb­nych na wyda­le­nie kap­su­łek. Nie mają ani czasu, ani pie­nię­dzy na wycieczki i zwie­dza­nie. Jeśli funk­cjo­na­riu­sze natkną się w tor­bie na leki prze­czysz­cza­jące lub hamu­jące pracę jelit, zyskują kolejną wska­zówkę, że mogą mieć do czy­nie­nia z „poły­ka­czem”. Wtedy kie­rują na rewi­zję oso­bi­stą. Funk­cjo­na­riuszka, która wie­lo­krot­nie wyko­ny­wała ten rodzaj obszu­ka­nia, roz­wiewa mity.

– To trudne zada­nie i nie zawsze przy­nosi rezul­taty. Nie mam prawa dotknąć rewi­do­wa­nej kobiety. Mogę jedy­nie instru­ować, by np. pod­nio­sła piersi, pod któ­rymi coś może być ukryte. Pro­simy o kil­ku­krotne ukuc­nię­cie, licząc, że jeśli coś jest w odby­cie, to się wysu­nie.

Kon­trole oso­bi­ste mogą być też nie­bez­pieczne.

– Mam prawo dotknąć jedy­nie wło­sów prze­szu­ki­wa­nej, bo mogą być w nie wple­cione np. nar­ko­tyki. Ostrze­gano mnie jed­nak, by robić to bar­dzo ostroż­nie, bo można natra­fić na ostre narzę­dzia. Zda­rzały się przy­padki, że kobiety ukry­wały we fry­zu­rach żyletki – opo­wiada cel­niczka.

Następ­nie jest wyko­ny­wany test nar­ko­ty­kowy. Jeśli potwier­dzi obec­ność sub­stan­cji w orga­ni­zmie lub da nie­jed­no­znaczny wynik, deli­kwent musi zostać prze­trans­por­to­wany do szpi­tala na bada­nie i prze­świe­tle­nie tomo­gra­fem. W zde­cy­do­wa­nej więk­szo­ści przy­pad­ków takie osoby mają w swoim orga­ni­zmie nar­ko­ty­kowe pakiety. Rzadko się zda­rza, by funk­cjo­na­riu­sze się pomy­lili. Zwłasz­cza że prze­myt­ni­ków zdra­dza też zacho­wa­nie – naj­czę­ściej są nad wyraz spo­kojni, zarówno cze­ka­jąc na trans­port do szpi­tala, pod­czas prze­jazdu, jak i tuż przed prze­świe­tle­niem.

– Nie zdra­dzają żad­nych oznak zde­ner­wo­wa­nia, jakby do końca wie­rzyli, że się uda. Nawet wcho­dząc na salę z tomo­gra­fem, wciąż twier­dzą, że nic w sobie nie mają – mówi jeden z funk­cjo­na­riu­szy.

Po bada­niu wszystko się zmie­nia. A to dopiero począ­tek pro­cesu odzy­ski­wa­nia zawar­to­ści.

„Poły­kacz” razem z czte­rema uzbro­jo­nymi funk­cjo­na­riu­szami KAS tra­fia do spe­cjal­nej jed­no­oso­bo­wej sali z łazienką. Spę­dza tu kilka dni – zwy­kle pięć, ale zda­rza się, że i tydzień. Funk­cjo­na­riu­sze zmie­niają się co kilka godzin i nie spusz­czają prze­myt­nika z oczu. Cho­dzą z nim do toa­lety, gdzie przy otwar­tych drzwiach wypróż­nia się na spe­cjalną pla­sti­kową nakładkę na sedes. Jedna z funk­cjo­na­riu­szek, która wie­lo­krot­nie peł­niła taką straż, opo­wiada, że nie wszy­scy są w sta­nie pod­jąć się tego zada­nia.

– Przed pierw­szym takim dyżu­rem zosta­łam uprze­dzona przez star­szą kole­żankę, że muszę być przy­go­to­wana na bar­dzo spe­cy­ficzny i nie­przy­jemny zapach, który towa­rzy­szy wypróż­nia­niu się „poły­ka­cza”. Miała rację. Trudno to z czymś porów­nać. I zawsze jest tak samo. Mie­sza­nina ludz­kich odcho­dów, prze­tra­wio­nych nar­ko­ty­ków i stra­chu – wyznaje.

Po wypróż­nie­niu deli­kwent musi wyjąć pakiety w obec­no­ści cel­ni­ków, umyć je i wło­żyć do spe­cjal­nej folio­wej torby. Przez tych kilka dni prze­myt­nik dużo pije, je lek­ko­strawne potrawy, kle­iki i… czeka. Gdy wszyst­kie kap­sułki zostaną wyda­lone, tra­fia w ręce poli­cji. I tu rola KAS się koń­czy.

– Zda­rza się, że prze­myt­nik jest agre­sywny, wtedy trzeba go przy­kuć kaj­dan­kami do łóżka – opo­wiada jedna z funk­cjo­na­riu­szek.

Naj­czę­ściej jed­nak pła­czą, mówią, dla­czego zde­cy­do­wali się na tak dra­styczny i ryzy­kowny krok. Opo­wia­dają o dzie­ciach, któ­rych teraz długo nie zoba­czą, i zaczy­nają żało­wać. Boją się tego, co ich czeka. Na tym eta­pie podają także dokładną liczbę pakie­tów, które połknęli.

– Z obawy, że coś może pójść nie tak i opa­ko­wa­nie pęk­nie, wolą wyznać prawdę – wspo­mina funk­cjo­na­riuszka ope­ra­cyjna.

Funk­cjo­na­riu­sze KAS mają dwie pod­sta­wowe metody dzia­ła­nia. Pierw­sza to ana­liza ryzyka, nad którą pra­cują całe działy – spraw­dzają kie­ru­nek podróży, dłu­gość jej trwa­nia, prze­siadki, liczbę lotów, a nawet spo­sób płat­no­ści za bilet. Wymie­niają także infor­ma­cje z innymi służ­bami. Do tego docho­dzi wspo­mniana już obser­wa­cja zacho­wań podróż­nych. Jest też wyryw­kowe dzia­ła­nie, które czę­sto odbywa się na chy­bił tra­fił – pra­cow­nik lot­ni­ska prosi wtedy podróż­nego o przej­ście do spe­cjal­nego pomiesz­cze­nia z apa­ra­tem prze­świe­tla­ją­cym. Tam duży bagaż ode­brany z luku samo­lo­to­wego tra­fia na taśmę, a na moni­to­rze widać jego zawar­tość. Tury­ści czę­sto są także pro­szeni o otwar­cie wali­zek. Jeśli kon­trola prze­bie­gnie bez zarzutu, mogą iść dalej.

Tra­fie­nia poje­dyn­cze i podwójne

W lutym 2016 roku na Lot­ni­sku Cho­pina wpa­dła 29-latka z Wene­zu­eli. Wytro­pili ją poli­cjanci zaj­mu­jący się zwal­cza­niem prze­stęp­czo­ści nar­ko­ty­ko­wej w Komen­dzie Sto­łecz­nej Poli­cji. Robert Opas z biura pra­so­wego KSP w roz­mo­wie z dzien­ni­ka­rzami wyja­śniał wów­czas, że funk­cjo­na­riu­sze mieli infor­ma­cje, że kobieta leci z Bra­zy­lii przez Dubaj do War­szawy. Kiedy samo­lot wylą­do­wał, natych­miast wkro­czyli do akcji.

Pode­szli do kobiety, gdy zbli­żała się do przej­ścia „nic do zgło­sze­nia” (tzw. zie­lona linia). Cze­kała przy sta­no­wi­sku odprawy pasz­por­to­wej. Zacho­wy­wała się ner­wowo.

– Prze­myt­nicy oka­zują zanie­po­ko­je­nie, gdy myślą, że nikt na nich nie patrzy – mówi doświad­czony funk­cjo­na­riusz.

W jej walizce odkryto dwie ory­gi­nal­nie zapa­ko­wane butelki z szam­po­nem, które zostały wypeł­nione 14 wal­co­wa­tymi zawi­niąt­kami. Była też torebka stru­nowa z bia­łym prosz­kiem. Prze­świe­tle­nie i szcze­gó­łowa kon­trola obna­żyły kolejne skrytki prze­myt­niczki. Koka­inę ukryła też w swo­ich miej­scach intym­nych, a 15 pakie­tów z nar­ko­ty­kiem miała w żołądku. W sumie pró­bo­wała prze­szmu­glo­wać około kilo­grama koka­iny. Przy­znała, że zro­biła to dla pie­nię­dzy. Obie­cano jej 2 tys. zło­tych. Pie­nią­dze miała otrzy­mać od kuriera, z któ­rym była umó­wiona w War­sza­wie. To 35-letni oby­wa­tel Nige­rii – został zatrzy­many w jed­nym z hoteli w Wila­no­wie.

Funk­cjo­na­riu­sze pod­kre­ślają, że kwota, którą „muły” otrzy­mują za swoją pracę, jest nie­współ­mier­nie mała w sto­sunku do ryzyka, jakie pono­szą.

Nie­spełna rok póź­niej, w stycz­niu 2017 roku, rów­nież na lot­ni­sku w War­sza­wie wpa­dła jej kra­janka, 28-let­nia oby­wa­telka Wene­zu­eli. Przy­le­ciała do War­szawy z Săo Paulo przez Zurych. Kiedy wyszła na halę przy­lo­tów, natych­miast skie­ro­wała się do przej­ścia „nic do zgło­sze­nia”. Jed­nak mazo­wieccy funk­cjo­na­riu­sze KAS mieli już kobietę na oku. Prze­ana­li­zo­wali trasę jej podróży i od razu zwró­cili uwagę na krótki czas trwa­nia, a przede wszyst­kim kie­ru­nek.

Kobietę pod­dano wstęp­nym testom na obec­ność nar­ko­ty­ków w śli­nie, a następ­nie w moczu. Mimo nie­jed­no­znacz­nego wyniku nar­ko­te­stów pod­jęto decy­zję o prze­wie­zie­niu Wene­zu­elki do szpi­tala, by tam wyko­nać tomo­gra­fię kom­pu­te­rową. W prze­wo­dzie pokar­mo­wym kobiety dostrze­żono podej­rzaną zawar­tość. W żołądku miała koka­inę zapa­ko­waną w 80 kap­su­łek o łącz­nej wadze 0,75 kg. W każ­dej znaj­do­wało się około 9 gra­mów nar­ko­tyku. Czar­no­ryn­kowa war­tość prze­my­ca­nego przez nią towaru to pra­wie 700 tys. zło­tych. Z takiej ilo­ści nar­ko­ty­ków – przy zało­że­niu 100-pro­cen­to­wej czy­sto­ści – w detalu można by wypro­du­ko­wać nawet 4 tys. dzia­łek.

Z kolei w paź­dzier­niku 2017 roku na Lot­ni­sku Cho­pina zain­te­re­so­wa­nie mazo­wiec­kich funk­cjo­na­riu­szy celno-skar­bo­wych wzbu­dziło dwóch Ukra­iń­ców, 31- i 32-latek, któ­rzy przy­le­cieli z Bra­zy­lii. Naj­pierw prze­świe­tlono ich bagaże, ale kon­trola nic nie wyka­zała. Cel­nicy nie dawali jed­nak za wygraną. Podróż­nych pod­dano więc rewi­zji oso­bi­stej, która także zakoń­czyła się nega­tyw­nie. Szu­kano dalej. Pozy­tywny wynik dały dopiero testy na obec­ność nar­ko­ty­ków w moczu. W szpi­talu potwier­dzono, że nar­ko­tyki są prze­my­cane wewnątrz orga­ni­zmu. Po ich wyda­le­niu oka­zało się, że koka­inę zapa­ko­wano w 45 gumo­wych worecz­ków, każ­dym po około 40 gra­mów, o łącz­nej wadze ponad 1,8 kg. Czar­no­ryn­kowa war­tość towaru to pra­wie 600 tys. zło­tych i 15 tys. dzia­łek w detalu.

Choć „muły” prze­my­cają naj­czę­ściej jeden rodzaj nar­ko­tyku, to zda­rzają się przy­padki, gdy sta­wiają na zróż­ni­co­wany towar. Tak było w czerwcu 2016 roku na Okę­ciu. 36-letni Nige­ryj­czyk leciał z Zambii przez Zjed­no­czone Emi­raty Arab­skie. Kie­ru­nek podróży i krótki czas pobytu wzbu­dziły podej­rze­nia cel­ni­ków. Został zawró­cony z przej­ścia „nic do zgło­sze­nia”. Skon­tro­lo­wano jego bagaż. Pod­dano go testom na obec­ność nar­ko­ty­ków w śli­nie, a następ­nie w moczu. Ten drugi dał jed­no­znacz­nie pozy­tywny wynik. Męż­czy­zna tra­fił do szpi­tala, gdzie wyda­lił ponad 1,5 kg koka­iny i hero­iny. Towar był zapa­ko­wany w 90 kap­su­łek. Każda ważyła około 17 gra­mów. Cel­nicy oce­nili, że po roz­cień­cze­niu wypeł­nia­czami wyszłoby z tego około 10 tys. dzia­łek. Śledz­two wyka­zało, że nar­ko­tyki miały tra­fić na pol­ski rynek.

„Poły­ka­cze” czy „muły” zda­rzają się także wśród Pola­ków. W lipcu 2012 roku na Lot­ni­sku Cho­pina zatrzy­mano 22-let­nią kobietę i jej 35-let­niego kom­pana, któ­rzy przy­le­cieli z Amster­damu. Już wstępne testy śliny i moczu wyka­zały, że oboje mieli do czy­nie­nia z nar­ko­ty­kami. Ale mogli je po pro­stu zaży­wać. Funk­cjo­na­riu­sze drą­żyli jed­nak dalej. Bagaże pary zba­dano detek­to­rem mikro­śla­dów, który wychwy­tuje nawet śla­dowe ilo­ści nar­ko­ty­ków. Wynik też był pozy­tywny. W szpi­talu, tuż przed prze­świe­tle­niem jamy brzusz­nej, pękli. Oboje przy­znali, że połknęli nar­ko­tyki. Dziew­czyna miała w sobie 40 kap­su­łek, chło­pak – aż 91. Były wypeł­nione zarówno koka­iną, jak i hero­iną, które wyce­niono na ponad 324 tys. zło­tych.

Na lot­ni­skach w Pol­sce wpa­dają zazwy­czaj poje­dyn­czy kurie­rzy, cza­sem, jak w tym przy­padku, w parach, nato­miast na przy­kład przez holen­der­skie gra­nice pły­nie rwąca rzeka prze­myt­ni­ków. Tam­tej­sze służby na pokła­dzie jed­nego samo­lotu potra­fią ziden­ty­fi­ko­wać nawet kilku „poły­ka­czy”.

Zda­rza się, że nie są w sta­nie wszyst­kich od razu wyła­pać, pozwa­lają im więc kon­ty­nu­ować podróż do kolej­nego portu, gdzie cze­kają na nich służby innego pań­stwa.

Śled­czy pod­kre­ślają, że prze­myt wewnątrz­u­stro­jowy, na któ­rym można zaro­bić nawet 10 tys. dola­rów, to zachęta nie tylko dla bied­nych. Stawka zależy oczy­wi­ście od wielu czyn­ni­ków, m.in od kraju i miej­sca, w któ­rym pozy­skuje się kuriera. „Poły­ka­cze” czę­sto są wer­bo­wani z pato­lo­gicz­nych śro­do­wisk czy spod budki z piwem. Ale był też przy­pa­dek, gdy pro­ce­deru pod­jął się Austra­lij­czyk pol­skiego pocho­dze­nia, który był już na eme­ry­tu­rze. – Przy­le­ciał na połyku z Ame­ryki Połu­dnio­wej do Pol­ski – mówi funk­cjo­na­riusz. Powie­dział, że pla­nuje odwie­dzić w Pol­sce matkę. Jak się póź­niej oka­zało, dawno już nie żyła.

Współ­praca z mafią nar­ko­ty­kową ma jed­nak zwy­kle kata­stro­falne kon­se­kwen­cje. Gang uza­leż­nia kuriera od sie­bie. Prze­stępcy poży­czają mu pie­nią­dze, obie­cują pomoc w róż­nych spra­wach, a w zamian żądają przy­sługi. Mówią: „To nic takiego. Dar­mowe wczasy, a przy oka­zji kuszący zaro­bek”. Zapew­niają, że wszystko jest bez­pieczne i przy­go­to­wane tak, by zmi­ni­ma­li­zo­wać ryzyko wpadki. Zda­rza się też, że zwy­kli podróżni są pro­szeni o przy­sługę i prze­wie­zie­nie paczki dla rodziny czy zna­jo­mych. Ten argu­ment sta­nowi naj­czę­ściej linię obrony, gdy akcja koń­czy się nie­po­wo­dze­niem.

Pod­czas gdy z Afryki, Azji czy Ame­ryki Połu­dnio­wej prze­rzuca się do Pol­ski koka­inę i hero­inę, nasi rodzimi prze­stępcy wyspe­cja­li­zo­wali się w pro­duk­cji nar­ko­ty­ków syn­te­tycz­nych, w tym amfe­ta­miny. Cho­ciaż nie ryzy­kują wpadki na gra­nicy, to i tak cały czas ucie­kają przed poli­cją. Pol­skie fabryki amfe­ta­miny są słynne na całym świe­cie, a biały pro­szek made in Poland cie­szy się dużym zain­te­re­so­wa­niem grup prze­stęp­czych m.in. w Skan­dy­na­wii. Wyjeż­dża tam głów­nie samo­cho­dami oso­bo­wymi, lepiej lub gorzej ukryty.

Kilka lat temu szwedz­kie służby zaalar­mo­wały naszych śled­czych, że coraz czę­ściej zatrzy­mują pol­skich „poły­ka­czy” z amfe­ta­miną w żołądku. Docho­dze­nie wyka­zało, że „mułami” sta­wały się osoby, które jeź­dziły tam do pracy, np. na budo­wach. Miał to być dla nich dodat­kowy zaro­bek. W wyniku śledz­twa zatrzy­mano kilku kurie­rów, głów­nie męż­czyzn w wieku pro­duk­cyj­nym. Amfe­ta­mina była prze­my­cana także w bagażu zasad­ni­czym. W ręce cel­ni­ków wpa­dały nawet kilo­gra­mowe paczki. Nato­miast rzadko ukrywa się towar w bagażu pod­ręcz­nym – za duże ryzyko, w stre­fie secu­rity trudno cokol­wiek ukryć.

Jed­nak poły­ka­nie pakie­tów z nar­ko­ty­kami nie­sie ze sobą wiel­kie ryzyko. W 2016 roku roz­bito grupę, która na tej zasa­dzie z Aruby prze­my­cała koka­inę. Przed wej­ściem na pokład samo­lo­tów „muły” poły­kały od kilku do kil­ku­na­stu pakie­tów. Pod­czas śledz­twa jeden z człon­ków zde­cy­do­wał się na współ­pracę z orga­nami ści­ga­nia. W jej efek­cie doszło do eks­hu­ma­cji jed­nego z kurie­rów, któ­rego śmierć w 2012 roku po powro­cie z wyspy archi­pe­lagu Małych Antyli nie wzbu­dziła podej­rzeń. Uznano, że doszło do niej z przy­czyn natu­ral­nych. Po latach w jego wnętrz­no­ściach odkryto 12 pakie­tów zawie­ra­ją­cych 740 g koka­iny.

Kolum­bij­skie waka­cje życia

Pol­ska rodzina wpa­dła w Kolum­bii z 5 kg koka­iny. Tam młoda dziew­czyna zabrała swo­ich rodzi­ców na waka­cje. Miała to być podróż ich życia. Dla dwójki star­szych osób skoń­czyła się jed­nak kosz­ma­rem. Wylą­do­wali w tam­tej­szym wię­zie­niu. Oka­zało się, że córka – licząc na pobieżną kon­trolę bagażu star­szych osób – wło­żyła nar­ko­tyki do walizki rodzi­ców. Oni wpa­dli, ona wró­ciła do Pol­ski, gdzie została zatrzy­mana przez nasze służby. Sprawa stała się gło­śna po tym, jak do pre­zy­denta Kolum­bii wpły­nęła prośba o uła­ska­wie­nie. Rodzice prze­ko­ny­wali, że nie wie­dzieli o dodat­ko­wym bagażu.

– Liczyli na bez­tro­skie waka­cje, które miały być pre­zen­tem od córki, tym­cza­sem był to chy­trze przy­go­to­wany plan zarobku – oce­niają funk­cjo­na­riu­sze.

Dziew­czyna wyparła się wszyst­kiego. Także po przy­lo­cie do Pol­ski prze­ko­ny­wała, że nie wie­działa o prze­my­cie. Dzięki takiej linii obrony udało jej się wyje­chać z Kolum­bii, lecz rodzice zostali tam w wię­zie­niu na lata. Nie otrzy­mali uła­ska­wie­nia. Śled­czy twier­dzą, że i tak mieli szczę­ście, bo są kraje, gdzie za prze­myt nar­ko­ty­ków płaci się życiem.

Karty ecstasy

Funk­cjo­na­riu­sze KAS przy­ta­czają też zatrzy­ma­nie na sali przy­lo­tów mło­dego chło­paka. Opa­ko­wa­nie z kar­tami do gry prze­ro­bił tak, że po otwar­ciu z obu stron widać było karty, ale w środku ukryto ecstasy. W sumie 280 sztuk. Kiedy funk­cjo­na­riusz oglą­dał karty, zauwa­żył, że są dziw­nie nie­ru­chome. I zde­cy­do­wał się roze­rwać opa­ko­wa­nie. – Powie­dzia­łem mu, że gdyby wpadł w Sin­ga­pu­rze, skąd przy­le­ciał, gro­zi­łaby mu za to kara śmierci – mówi cel­nik. „To chyba jedyny plus”, odrzekł.

Koka­inowy ludek

Do rangi sym­bolu kre­atyw­no­ści ura­sta inny prze­myt wykryty w sto­łecz­nym por­cie lot­ni­czym. Funk­cjo­na­riu­sze czę­sto wska­zują go jako przy­kład dużej pracy i skru­pu­lat­no­ści prze­stęp­ców. Cho­dzi o trans­port zabaw­ko­wych robo­tów na bate­rie. W środku każ­dego R-20, aku­mu­la­tor spo­rych roz­mia­rów. Po włą­cze­niu ludek poru­szał się, jak należy. Jed­nak bar­dzo wni­kliwa kon­trola ujaw­niła, że każda bate­ria zawie­rała koka­inę. Obu­dowę otwarto od dołu, wycią­gnięto zawar­tość, do środka wci­śnięto nar­ko­tyki oraz bate­rię palu­szek i połą­czono prze­wo­dami. Zabawka dzia­łała.

Bez­cenne bagaże

Naj­czę­ściej jed­nak skrytki wkom­po­no­wuje się w ele­menty kon­struk­cyjne wali­zek i toreb. W poło­wie 2018 roku, na pod­sta­wie ana­lizy ryzyka, skon­tro­lo­wano 23-let­niego oby­wa­tela Łotwy, który wra­cał z Mozam­biku. Podej­rzany wyda­wał się m.in. krótki czas jego pobytu za gra­nicą. Funk­cjo­na­riu­sze pode­szli do podróż­nego, gdy ode­brał już bagaż i zmie­rzał do wyj­ścia. Zapa­dła decy­zja o prze­świe­tle­niu toreb. Obraz rent­ge­now­ski był nie­jed­no­znaczny. To skło­niło służby do szcze­gó­ło­wego prze­szu­ka­nia. Gdy torba została opróż­niona, dostrze­żono nie­na­tu­ralne wzmoc­nie­nia w bocz­nych ścia­nach oraz dnie ple­caka, który znaj­do­wał się w walizce. W środku był beżowy pro­szek – hero­ina. W sumie 3,5 kg o war­to­ści ponad 700 tys. zło­tych. Z takiej ilo­ści można by wypro­du­ko­wać nawet 25 tys. dzia­łek war­tych znacz­nie wię­cej niż sza­cun­kowa war­tość hur­towa. Męż­czy­zna prze­ko­ny­wał, że nie wie­dział, co znaj­duje się w środku. Mimo to w wię­zie­niu może spę­dzić nawet 15 lat.

Nie mniej fine­zyjne wydaje się odkry­cie z grud­nia 2014 roku. Na war­szaw­skim lot­ni­sku zna­le­ziono ponad 2,6 kg koka­iny o sza­cun­ko­wej war­to­ści 2,5 mln zło­tych. Nar­ko­tyki usi­ło­wali prze­my­cić dwaj oby­wa­tele Litwy. Towar w pię­ciu pakie­tach ukryli w bocz­nych ścian­kach i pokry­wie walizki oraz w pusz­kach… po pędach bam­busa.

Dla pew­no­ści prze­świe­tlono także samych prze­myt­ni­ków, ale w ich cia­łach nic nie wykryto. Męż­czyźni wyja­śnili, że koka­ina miała tra­fić na Litwę, a oni dzia­łali na zle­ce­nie jed­nego z miej­sco­wych dile­rów.

Z kolei ner­wo­wym zacho­wa­niem zwró­cił na sie­bie uwagę pewien Grek, który w 2019 roku przy­le­ciał do War­szawy z Johan­nes­burga. Pod­czas roz­mowy był nie­spo­kojny i nie­cier­pli­wie odpo­wia­dał na ruty­nowe pyta­nia. Po roz­pa­ko­wa­niu jego walizki i demon­tażu nie­na­tu­ral­nej gru­bo­ści jej ścia­nek odkryto dwie paczki z hero­iną, w sumie 6 kg. Śled­czy uwa­żają, że towar miał tra­fić na pol­ski rynek.

Podob­nie zdra­dziła się także Hisz­panka, która przy­le­ciała w 2019 roku do War­szawy z Mada­ga­skaru. Kobieta nie umiała logicz­nie wyja­śnić swo­jego pobytu w Afryce. Dla funk­cjo­na­riu­szy było to impul­sem do prze­pro­wa­dze­nia szcze­gó­ło­wej rewi­zji. W podwój­nych ścian­kach i na dnie jej walizki odkryto trzy pakiety hero­iny. Paczki ważyły ponad 5 kg.

W 2017 roku rekord nale­żał do 33-let­niego Buł­gara wra­ca­ją­cego z Bra­zy­lii. Zna­le­ziono przy nim 3,5 kg koka­iny. Ukrył kon­tra­bandę w ścian­kach i paskach ple­caka oraz torby pod­ręcz­nej. Wcze­śniej pakiety owi­nięto w folię i gąbkę. Całość spra­wiała wra­że­nie zwy­czaj­nego bagażu. Dopiero po wyję­ciu ubrań z torby na ekra­nie urzą­dze­nia rent­ge­now­skiego można było zauwa­żyć, że nie wszystko wygląda wła­ści­wie. Funk­cjo­na­riu­sze roz­pruli mate­riał i wyjęli sie­dem pakun­ków. Zarzą­dzono ruty­nową w takich sytu­acjach kon­trolę oso­bi­stą. Męż­czy­zna tra­fił także do szpi­tala na prze­świe­tle­nie jamy brzusz­nej. Ale nic wię­cej nie zna­le­ziono. Towar osza­co­wano na 700 tys. zło­tych. Można by z niego spo­rzą­dzić nawet 30 tys. dzia­łek. Bada­nie labo­ra­to­ryjne wyka­zało, że koka­ina była wyso­kiej czy­sto­ści.

Akcje na rym­pał

Szmu­gle­rzy nie zawsze tru­dzą się żmud­nym ukry­wa­niem kon­tra­bandy. Bywa, że – licząc na łut szczę­ścia – dzia­łają na rym­pał, czyli bez zbyt­niego wysiłku. I wła­śnie tak było w listo­pa­dzie 2012 roku, gdy na Okę­ciu prze­jęto jeden z rekor­do­wych prze­my­tów koka­iny. Dwóch chło­pa­ków i dziew­czyna, w wieku od 21 do 25 lat, pocho­dzący z oko­lic Mławy, wra­cali z Domi­ni­kany. W ich waliz­kach zna­le­ziono odpo­wied­nio 18,5 kg, 17 kg i 12 kg nar­ko­ty­ków. Razem prze­wo­zili towar o war­to­ści około 9,5 mln zło­tych.

O szcze­gó­ło­wej kon­troli zde­cy­do­wano po prze­świe­tle­niu rent­ge­now­skim ich bagażu. Funk­cjo­na­riu­sze począt­kowo myśleli, że to paczki z kawą lub her­batą, którą czę­sto przy­wozi się z Domi­ni­kany. Kiedy jed­nak otwo­rzyli walizki, dosłow­nie wysy­pały się z nich pla­sti­kowe pakiety owi­nięte taśmą. W środku była koka­ina, z któ­rej można by wyko­nać 400 tys. dzia­łek. Według eks­per­tów taka ilość koka­iny odkryta w pasa­żer­skim ruchu lot­ni­czym jest naj­więk­szym suk­ce­sem w histo­rii pol­skiego cel­nic­twa. Prze­ciętny prze­myt lot­ni­skowy waha się bowiem od kilku gra­mów do kilku kilogra­mów.

W listo­pa­dzie 2019 roku na Lot­ni­sku Cho­pina pró­bo­wała też akcji na rym­pał Bra­zy­lijka. Zwró­ciła na sie­bie uwagę funk­cjo­na­riu­szy, bo zacho­wy­wała się ner­wowo. Pocze­kali aż, w stre­fie przy­lo­tów podej­dzie do przej­ścia „nic do zgło­sze­nia”. W bagażu reje­stro­wa­nym nie zna­leźli nic podej­rza­nego. Kobieta miała ze sobą jesz­cze foliową rekla­mówkę z zaku­pami w stre­fie bez­cło­wej i wła­śnie tam ukryła her­me­tycz­nie zamkniętą paczkę z cukier­kami zawi­nię­tymi w papierki, które tylko z wyglądu przy­po­mi­nały cukierki. Kobieta wpa­dła z koka­iną. W paczce były 53 fał­szywe cukierki ważące w sumie pra­wie kilo­gram.

– To jeden z naj­bar­dziej bły­sko­tli­wych pomy­słów – oce­nia młody sta­żem cel­nik. – Wciąż jed­nak naj­bar­dziej zaska­kuje mnie bez­tro­ska podróż­nych wra­ca­ją­cych np. z Holan­dii, któ­rzy mają przy sobie 2-3 g mari­hu­any i robią wiel­kie oczy, gdy je znaj­dziemy. Tłu­ma­czą wtedy, że o tym zapo­mnieli. Tyle że to już prze­stęp­stwo – dodaje.

Złote walizki i bry­lan­towe buty

Cel­nicy naj­czę­ściej wyła­pują podej­rza­nych podróż­nych, gdy ci pod­cho­dzą do zie­lo­nego przej­ścia z napi­sem „nic do zgło­sze­nia”. Tak też było w przy­padku Polaka, który przy­le­ciał z Sin­ga­puru przez Dubaj. Pod pod­szewką walizki ukrył trzy luk­su­sowe szwaj­car­skie zegarki na rękę o łącz­nej war­to­ści pra­wie 260 tys. zło­tych. Ory­gi­nalne opa­ko­wa­nia i cer­ty­fi­katy tych eks­klu­zyw­nych cacek z limi­to­wa­nej serii zna­le­ziono w bagażu reje­stro­wa­nym. Uszczu­ple­nie Skarbu Pań­stwa z tytułu nie­od­pro­wa­dzo­nego cła oraz podatku od towa­rów i usług wyli­czono na około 60 tys. zło­tych.

Z kolei pewien Turek sam ścią­gnął na sie­bie uwagę służb. Działo się to na war­szaw­skim lot­ni­sku w 2019 roku. Wypy­ty­wał funk­cjo­na­riu­szy celno-skar­bo­wych o prze­pisy doty­czące obrotu dewi­zo­wego, ale gdy zapy­tali go o towar do ocle­nia, sta­now­czo stwier­dził, że nic nie ma. Prze­szu­kano wtedy jego walizkę, w któ­rej ukrył praw­dziwy skarb – 25 kg biżu­te­rii o war­to­ści 2 mln zło­tych. Miał też przy sobie fak­turę, z któ­rej wyni­kało, że towar jechał do bia­ło­stoc­kiej firmy. Za taki czyn grozi kara grzywny, kara pozba­wie­nia wol­no­ści albo obie te kary łącz­nie.

Wpa­dła także pomy­słowa szmu­glerka, gdy po przej­ściu przez bramkę kon­tro­lną popro­szono ją, by zdjęła buty. Funk­cjo­na­riu­sze wspo­mi­nają, że kobieta była młoda i bar­dzo ładna. Wła­śnie urodą naj­pierw ścią­gnęła na sie­bie ich uwagę. Ale coś nie tak było z jej butami. Zaczęli je oglą­dać z każ­dej strony. W jed­nym z obca­sów zna­leźli bry­lanty o war­to­ści 50 tys. euro.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki