Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dialog dwóch węży - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
16 lutego 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dialog dwóch węży - ebook

Tekla czuje się osamotniona i niezrozumiana przez otoczenie. Przytłoczona codziennością oraz presją otoczenia dziewczyna coraz głębiej zapada w chorobę psychiczną – codziennie mierzy się z prześladującym ją sobowtórem. Czy mimo trudności uda się jej ułożyć życie, czy może spadnie w otchłań szaleństwa? Poruszająca i pouczająca lektura.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66695-19-1
Rozmiar pliku: 677 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od Autora

Słyszałam, że ważnym czynnikiem w osiągnięciu sukcesu jest brak oczekiwań.

Gdy zaczynałam pisać Dialog Dwóch Węży, nie sądziłam, że ten projekt wytrzyma próbę czasu. Początkowo nie wiedziałam nawet, gdzie zmierzam. Sylwetka, historia i profil psychologiczny Tekli tworzyły się stopniowo, wychodząc, jak przypuszczam, z różnych niepowiązanych elementów mojej (pod)świadomości. Podczas pracy nad książką zagłębiłam się w niecelowy rozwój osobisty. Nie tylko sukces, lecz także sam proces tworzenia przyniósł mi wiele radości – tak wiele, że będę szukać tego uczucia podczas pisania kolejnych części Odbicia. Chcę zaznaczyć, że Tekla R. nie jest w pełni bazowana na mojej osobie – choć z pewnością dzielimy razem poczucie humoru, parę kontrowersyjnych poglądów, może trochę z zaburzeń snu. Wykorzystałam tu jednak potęgę wyobraźni, która w pewnym momencie zaczęła stanowić jedyny niewyczerpalny surowiec własny. Stanowi ona swego rodzaju fenomen – zostaje nawet, kiedy ja odchodzę. Kocham to.

Zwracając się do Was, drodzy czytelnicy, nieco poważniej, chciałabym, byście nie brnęli przez historię Tekli Ritauvori mechanicznie, nie poświęcając jej należytej refleksji – to będzie największy cios, jaki jesteście w stanie jej zadać. Podarujcie jej zrozumienie. Tylko wtedy skupienie poświęcone mojej pracy oraz droga, jaką razem z Teklą przebyłam nabierze realnego wymiaru.

To Wy macie moc, aby ją uwolnić.

Michalina Peek1. Siedzę cicho i podziwiam kij

Wydra morska charakteryzuje się największym owłosieniem spośród ssaków żyjących na świecie. Na zaledwie centymetrze kwadratowym jej ciała znajduje się około 140 000 włosków. Umożliwiają jej pływanie w arktycznych wodach Oceanu Spokojnego. Mnie otaczają warstwy puchowej kurtki. Każdej kolejnej zimy organizm przeżywa mały wstrząs. Mróz zdaje się z roku na rok pogłębiać na skutek globalnego ocieplenia.

Spędzam parę minut, przechadzając się wokół przymarzniętej ławki na przystanku. Mogłabym ominąć trening i poczekać, aż zawieja się uspokoi, ale bardziej chcę, niż muszę się na nim stawić. By skrócić czas oczekiwania liczę po cichu i zrywam mniej ważne ogłoszenia z obklejonego słupa, zgniatam w kulki i celuję do śmietnika. Nikt na nie nie odpowiada. Odległość wynosi nieco ponad metr, ale nie jest tu ważna, bo i tak nie trafiam.

Całkiem się w to angażuję, tak że prawie nie zauważam Ester, która podbiega do mnie i chwyta w silnym uścisku, nie zważając na wypadające z uszu słuchawki. Ubrana jest wyjątkowo cienko jak na tą porę roku, ale od razu zaczyna narzekać na zimno. Śmieję się z niej i gdzieś w połowie wywodu wyciągam kurtkę mojej mamy. Nie miałaby nic naprzeciw. Ester już chce zdjąć polar, kiedy powstrzymuję ją. Najwyraźniej nie łączy zbyt dobrze faktów.

– Zamarzniesz – ostrzegam ją.

Wzrusza ramionami i rozbiera się, nie słuchając. Ester słynie z niesamowitego szczęścia, między innymi tym razem, bo zza zakrętu wyłania się już jakiś autobus. Przez równy kwadrans, kiedy tu wyczekiwałam, nic nie kursowało. Zajmujemy miejsca, gdzie dziewczyna od razu pokazuje mi swój nowy kij, bo ostatni uległ wypadkowi.

Uważam, że gdyby grała nieco mniej agresywnie, nigdy by do tego nie doszło, ale to tylko moje zdanie. Mianowicie, podczas meczu towarzyskiego jedna z naszych przeciwniczek doznała kontuzji po face-off z Ester. Wyjątkowy pech. Gra została przerwana, a ona sama wylądowała na ławce już do końca spotkania. Tak czy inaczej, przyjaciółka raczej nie lubi wysłuchiwać porad czy opinii innych. Przyjmuje je jako osobiste przytyki. Wolę się nie narażać.

Dlatego siedzę cicho i podziwiam kij.

W szatni jak zwykle panuje gwar – dziewczyny biegają na wpół ubrane, obgadując ostatni mecz. Nie przyłączam się. Lepiej nie naruszać bezpiecznej pozycji, jaką sobie stworzyłam w ciągu ostatnich lat.

Ze współczuciem patrzę na nowe zawodniczki, które niedawno przeszły nabór. Pamiętam, jaki respekt budziły we mnie starsze zawodniczki, kiedy sama doszłam do drużyny. Teraz nie umiałabym rozróżnić, kto ma jaki staż, gdyby nie fakt, że parę z tych twarzy towarzyszy mi przez większość życia.

Trener bezpardonowo wparowuje do środka i przekrzykuje grupę, by się pospieszyła. Szybko wiążę włosy w brzydki węzeł i biegnę za resztą. Przynajmniej mam gwarancję, że się nie rozpadnie. Nie wiem tylko, czy dam radę go samodzielnie rozwiązać – mówię z doświadczenia. Zakładamy łyżwy i po niemożebnie długiej, nudnej rozgrzewce jadę wreszcie na ukochaną bramkę.

Dzielą nas na dwie drużyny, a parę nowych siada na ławkę i obserwuje. Czasem trener prosi mnie i parę innych dziewczyn, byśmy zostały dłużej i popróbowały z młodszymi. Część z nich szuka wymówek, ale ja przeważnie się zgadzam.

Odpycham natrętne myśli. Kiedy zaczyna się gra, sprawy osobiste idą na bok. Uwielbiam to. Przestajesz być pojedynczą jednostką, a stajesz się częścią grupy. To uczucie jedności zaczyna się wraz z ostrym dźwiękiem gwizdka, ale trwa jeszcze długo po zakończonym meczu. Przynajmniej tak się dzieje u każdego dobrego hokeisty, a za takiego chcę się uważać. Wsłuchujemy się w panującą na lodowisku ciszę, przerywaną jedynie nierównymi oddechami.

A później rozlega się gwizd. W jednym momencie przestrzeń wypełnia szczęk kijów, sunięcie ostrzy łyżew po lodzie, pojedyncze słowa padające z ust zawodniczek. Właśnie to kocham w hokeju – energię, która tworzy się w nas i wypełnia całą wielką halę. Czekam na każdy jeden trening, by znów poczuć, że żyję. Akcja z początku toczy się na drugiej połowie, lecz przesuwa się coraz bliżej – ktoś z drużyny przeciwnej przechwytuje krążek i zaskakująco łatwo wymija naszą defensywę. Staje się jasne, że rozgrywka zależy od obrońcy.

Czyli ode mnie. Mierzymy się twarzą w twarz. Przez moment żadna z nas się nie rusza, a chwila starcia rozciąga się na wieczność. Napastniczka strzela w bok – zdążam zablokować uderzenie kijem. Gdzieś w zasięgu mojego wzroku pokazuje się Iben, której przekazuję krążek i walka oddala się. Mimo to zachowuję skupienie. Resztę gry spędzam na odpychaniu ataków, co przeważnie mi się udaje, jednak mecz kończy się wynikiem 2:1 dla drużyny przeciwnej.

Ganię się za brak wystarczająco silnej obrony. Nie mogę pozwalać, by moje błędy odbijały się na dalszej grze. W końcu zdobyłam dwa gole, ale niebezpiecznie bliskich starć było znacznie więcej, a przecież zdołałam je odeprzeć. Na szczęście w mojej drużynie panuje naprawdę miła atmosfera i nawet gdy którejś z nas powinie się noga, reszta stara się raczej wesprzeć niż dobić.

Siadamy grupą na trybunach i rozwiązujemy łyżwy. Ana ma problem z uciętą sznurówką.

– Tekla, trzymaj. – Wpycha mi do rąk swój kij, a sama zajmuje się rozwiązywaniem.

– Jasne – mruczę, udając, że ktoś pytał. Dziewczyny zaczynają się już zbierać, a trener prosi którąś na stronę. Wygląda, jakby miała płacz na końcu nosa, choć mężczyzna raczej nie krzyczy. Daje bardziej praktyczne rady, nie chcąc zapuszczać się w emocjonalne problemy nastolatek. Uważam to za całkiem urocze, wiedząc, jaką troską nas otacza.

– Jeśli będziesz się gorzej czuła, możesz posiedzieć na ławce i poobserwować koleżanki. Teoria jest tak samo ważna jak praktyka – słyszę, pakując się z boku. Zawsze byłam nieco powolna w stosunku do innych, choć może wynika to z faktu, że nie spieszy mi się do domu. Rzadko wychodzę poza szkołą i treningami, bo najzwyczajniej nie mam po co. Włóczenie się samemu po zimnym dworze to żadna przyjemność.

Trener wychodząc klepie mnie po ramieniu, mówiąc, żebym się nie przejmowała wynikiem, bo ważniejsza jest technika. Trochę mnie pociesza, bo jego uznanie wiele dla mnie znaczy. Stanowi dla mnie pewnego rodzaju autorytet. Nigdy nie zyskał większej sławy, ale wykorzystuje swoją wiedzę w lepszych celach niż konkursy czy pokazy. Naprawdę angażuje się w szkolenie naszej drużyny, choć dostrzegam, że z roku na rok staje się to dla niego coraz trudniejsze.

Z czasem hala pustoszeje, ale ja zostaję, siedząc na zimnym lodzie i wpatrując się w ostre światła jarzeniówek. Trudno mi określić, ile tak spędzam; może nawet z pół godziny, bo powoli cichną już krzyki dziewcząt. Bzyczenie lamp przerywa już tylko huk od czasu do czasu zamykanych drzwi. Nie przeszkadza mi.

– Myślałam, że dzisiaj nie przyszłaś. Widziałam, jak twoja drużyna wychodzi – wita mnie Elin, wjeżdżając na lód. Czuję uśmiech na twarzy.

Elin trenuje łyżwiarstwo figurowe i czasem spotykam ją po naszych zajęciach. Nie znam jej zbyt dobrze, ale wydaje się przesympatyczną osobą. Dzieli nas około dwóch lat różnicy, z czym wcale się nie obnosi. Ma na sobie jeden z tych cudacznych, obcisłych strojów – srebrno-fioletowy, z mnóstwem cekinów. Do jej wyglądu lepiej pasowałby się czerwony, z delikatnymi złoceniami na rękawach i spódniczce. Świetnie uzupełniałby jej urodę.

Ma piwne oczy, tak jak ja, lecz większe, a wokół nosa skupia się mnóstwo maleńkich piegów. Miedziane włosy upina w ciasny kok na czubku głowy. Kiedy je rozpuści, siegają jej do łopatek, zwijając się na końcach w delikatne loczki. Są nieco krótsze od moich. Brokat dosłownie się z niej sypie – to raczej kwestia wymagań trenerki, niż osobistego upodobania. Pewnie ma próbę generalną. Parę razy widziałam, jak ubiera się poza treningowo i zdecydowanie nie jest z rodzaju basic-chudych-gimnastyczek.

Ma w sobie coś oryginalnego. Może to, że wydaje się być szczerą osobą. Niedopasowywaną pod publiczność? Może dlatego budzi we mnie taki podziw? Marszczy brwi niemal niezauważalnie.

– Teffi, wszystko gra? – pyta. Nazywa mnie tak, bo przypominam jej rosyjską poetkę z pierwszej połowy XX wieku. Dużo mi o niej opowiada, czasem nawet czyta mi któryś z jej wierszy. Lubię słuchać.

– Ach, tak, zamyśliłam się – tłumaczę. Jeśli ktoś nie zna mnie zbyt dobrze, może myśleć, że jestem przygnębiona, ale to nie tak. Lubię wyobrażać sobie... rzeczy, przez co zdarza mi się tracić kontakt z rzeczywistością.

– Wiem, dziewczyny już poszły, ale nie chciałam się jeszcze zbierać… – wyjaśniam dość nieskładnie. Elin kiwa tylko głową, jakby rozumiała, czemu wolę przesiadywać na pustym lodowisku, niż wrócić do własnego domu. Może rozumie.

– Kiuru uprzedzała, że się spóźni, dlatego jeśli chcesz możemy razem pojeździć – proponuje niezobowiązująco. Jej trenerka jest poważnie onieśmielająca, wolałabym się na nią nie natknąć. Musiałam kiedyś o tym wspomnieć, bo jęczy i ciągnie mnie za rękę.

– Przecież nawet jak przyjdzie, nic ci nie zrobi – namawia mnie. Moje obawy są dość idiotyczne, dlatego odsuwam je i pozwalam podprowadzić się na środek lodowiska, zanim nie po raz pierwszy zacznę wyjaśniać, że jazda figurowa to nie coś, co może wykonać pierwszy lepszy człowiek z ulicy.

– Nie jesteś pierwszą lepszą osobą z ulicy – odpowiada. Nie przestaje się uśmiechać; nie wiem, czy kiedykolwiek przestaje. Nie zależy mi na przekonaniu jej o mojej nieudolności, dlatego zwracam uwagę na jej nieskazitelnie białe łyżwy.

– Są nowe?

– Tak – stwierdza, dopiero zwracając na nie uwagę. Chyba niezbyt przywiązuje wagę do rzeczy materialnych. – Śmiesznie, że zauważyłaś. Dostałam w ramach nadchodzącego pokazu. Podobają ci się?

– Tak, są śliczne – przytakuję i naprawdę tak myślę. W hokeju każda z nas ma takie same łyżwy, po prostu mniej lub bardziej zużyte. Te robią wrażenie. Elin porusza bezgłośnie ustami, mówiąc „no wiem” i uśmiecha się jeszcze szerzej.

– Pamiętasz coś z ostatniego razu? – przechodzi do tematu. Uznaję to za pytanie retoryczne, bo obie znamy odpowiedź.

– Najpierw popatrz – prosi, odjeżdżając kawałek. Posłusznie robię jej miejsce i czekam, co mi dziś pokaże.

Zaczyna od małych, podstawowych kroków, które byłabym jeszcze w stanie powtórzyć. Jednak szybko przechodzi na poziom, o którym nie mogę marzyć. Obserwuję podskoki, przeplatanki, a nawet piruety, które wykonuje bez widocznego wysiłku.

Oczami wyobraźni widzę, jak przypadkowo nieostrożnie stawia stopę i pada na lód, rozcinając sobie żuchwę. Oczywiście, to możliwe, jednak mało prawdopodobne, zważywszy że trenowała te figury zapewne tysiące razy przedtem. W moim przypadku, mam prawie gwarancję. To miłe, że mnie przecenia, jakby nie patrzeć.

– Pozostanę na dopingu – mityguję się. Myślicie, że to przez strach? Może tak, lecz samo oglądanie, jak dokonuje rzeczy niemożliwych, sprawia niesamowitą radość. To jak jednoosobowy cyrk. Elin nie ma zamiaru mnie słuchać i zostaję dosłownie zmuszona do podjęcia próby. Skoro tak.

– Dociśnij prawą nogę do podłoża, a lewą powolutku podnoś do góry – instruuje cierpliwym głosem.

Wstrzymując powietrze, podnoszę stopę, chwiejąc się nieco. Trudno zachować równowagę i niezgrabnie opuszczam łyżwę, uderzając głośno w gruby lód. Elin nie uznaje tego za żaden rodzaj porażki.

Za piątym podejściem udaje mi się wytrzymać dłuższy moment. Nic wielkiego, jednak czuję, jak rozkwita we mnie satysfakcja. Uśmiecham się szeroko, choć w sercu ekscytacja miesza się z lękiem. Następnie tancerka pokazuje mi, jak wykonać obrót. Nabieram powoli większej śmiałości, choć czasem prawie ląduję na lodzie.

To świetna zabawa, choć zdaję sobie sprawę, że dla tej dziewczyny to nie jedynie zabawa, a również sposób na życie. Jak dla mnie hokej. Zastanawiam się też, czy nie czuje się samotna. W drużynie mam dwadzieścia innych koleżanek, które w razie potrzeby uniemożliwią mi zawalenie gry. Ona ciężko trenuje sam na sam ze starszą kobietą. Nie wiem, czy stać by mnie było na taki wysiłek.

Jeździmy razem po lodzie, wykonując parę prostszych figur, a Elin klaszcze za każdym razem, jak uda mi się wykonać coś bez szwanku na zdrowiu. Wiem, że robi to z czystej uprzejmości, lecz potrafi sprawić, że czujesz się wyjątkowy. Wkręcam się coraz bardziej, aż wzrasta we mnie ambicja, by robić trudniejsze figury, o czym pewnie nie ma mowy. Przerywa nam jej trenerka, która zjawia się po około dwudziestu minutach.

To szczupła kobieta, niska, o krótkich czarnych włosach, potarganych teraz przez wiatr. Daję jej czterdzieści parę lat. Rozgląda się niespokojnymi oczami, aż dostrzega nas na końcu sali i kiwa jej zdawkowo głową. Rzuca torbę na trybuny i ściąga sportową kurtkę. Żegnam się z wypiekami na policzkach i zjeżdżam, mijając ją po drodze. Budzi respekt – dokładnie tak, jak zapamiętałam. Wychodząc słyszę, jak włącza utwór z magnetofonu i głośno liczy, przekrzykując muzykę.

Tu nic nie jest przypadkowe. Każdy ruch ma przyporządkowany sobie czas i kolejność. Nie ma miejsca na krzyki i faule. Może to właśnie sprawia, że Elin nie boi się tych wszystkich ryzykownych figur. Krzywdę może wyrządzić sobie tylko ona sama. U nas zranić może nawet dobra przyjaciółka.

Szybko uznaję tą myśl za niedorzeczną i wyrzucam z głowy.2. Tematy, z których trudno się wycofać

Wyjątkowo cieszę się z grubej warstwy śniegu na chodnikach, ponieważ w ten sposób widzę drogę. Wysiadam z autobusu i zaczynam biec do domu. Raz. W ten sposób mogę uchronić się od uszczypliwego zimna, ale przede wszystkim od niebezpieczeństwa. Nie przeżyłam nigdy chwili prawdziwego zagrożenia, ale ta okolica nie należy do zbyt zaufanych.

Mój dom położony jest kawałek od głównej szosy, dlatego dotarcie kosztuje mnie sporo wysiłku, zwłaszcza że na plecach dźwigam ciężki sprzęt hokejowy. Dwa. Mogłam wybrać krótszą drogę przez zagajnik, ale w swoim życiu słyszałam za wiele legend miejskich, by skorzystać z tej opcji. Dlatego pokonuję właśnie betonową drogę dla ciężarówek. Zatrzymuję się dopiero przy drzwiach wejściowych, by uspokoić oddech i ukryć widoczne oznaki zmęczenia. Nie chcę, by moi rodzice zauważyli, że biegłam, bo hipotetycznie nie powinnam już bać się każdego szelestu liści.

Lubię zagłębiać się w ciekawe przypadki zaginięć, choć powodują, że z tyłu głowy towarzyszy mi nieustannie przeczucie, że czytam przepowiednię własnej przyszłości. Nie powstrzymuje mnie ono jednak przed podjęciem ryzyka. Trzy. W głowie cały czas krzyczę, ale robię swoje. Jak każdy, przypuszczam. Nikt nie czuje się na tyle przekonany o swojej racji, jak udaje przed innymi.

Moja wyobraźnia cały czas intensywnie pracuje, przypominając o zbrodniach, które udało mi się zasłyszeć. Nieraz słyszałam, że zasłyszane historie pozostają w psychice, by wyskoczyć w najgorszym momencie. Tak samo, jak nieraz przekonywałam się, że faktycznie to robią. Nic dziwnego, że nie mogę czuć się bezpiecznie. Cztery.

Po przekroczeniu progu już nic mi nie grozi. To bujda, ale potrzebuję w coś wierzyć. Jeśli tyle osób ginie przed swoim domem, nie chcę wiedzieć, ile dziennie umiera we własnym łóżku. Wreszcie wchodzę do przedsionka i rozbieram się. Pięć. Widzę mamę przy stole, wypełnia dokumenty, a z pokoju obok dochodzi niski głos taty. To bardzo typowa sceneria, ale dzięki temu rozluźniająca.

– Hej, co wypisujesz? – pytam mamy, pukając ją w śmieszne, okrągłe oprawki. Jest drobną blondynką o gęstych włosach, które przeważnie zaczesuje do tyłu. Jedyne, co nas optycznie łączy, to te wąskie oczy, którymi mnie teraz obserwuje.

– Przyjechały dwie nowe zebry. Rejestruję je w spisie.

– Tak? Jak cudnie – odpowiadam, bo nie potrafię lepiej udawać, że przejmuję się jej pracą. Nie mam nic naprzeciw pomaganiu zwierzętom, uważam to za szczytny cel, ale typowy dzień w zoo nie jest zbyt fascynujący, a w szczególności wysłuchiwanie o nim. Zazwyczaj, gdy wpadam do niej do pracy, spędzam godziny na obserwowaniu wybiegu dla wydr. Zachodzę tam tylko ja.

Tata właśnie wchodzi do kuchni, kończąc rozmowę z którymś z klientów firmy. Narzeka na ułomność współpracownika, nie zważając, że jestem w trakcie opowiadania czegoś. Szybko się wyłączam, ponieważ nazwiska, które wymienia, zawsze mylę, czym tylko go denerwuję.

Pierwsza rzecz, która wpada mi do głowy, gdy o nim myślę, to że przypomina drwala. Jest dość postawny i nosi ten charakterystyczny, nieco odrzucający zarost. Mogłabym w to uwierzyć. Ale nie, pracuje jako deweloper. Nieraz pokazywał mi parę chwytów marketingowych, lecz to zawsze kończyło się sporym rozczarowaniem.

– Dobranoc – mruczę, pocierając oczy. Dopiero teraz dociera do mnie zmęczenie. Nie przerywają rozmowy, dlatego biorę torbę z krzesła i idę krętymi schodami do swojego pokoju, położonego na wyższym piętrze. Gdyby ktoś wszedł oknem, nie żyłabym, zanim moi rodzice zdążyliby dotrzeć na górne piętro.

Gdy nadchodzi lato, umiem spędzić tu cały dzień w takim odosobnieniu, że nikt nie potrafi stwierdzić, czy jeszcze znajduję się w środku, za drzwiami. Jestem typem samotnika. Choć nie. Nie wiem, czy można to tak nazwać. To nie zależy ode mnie. Lepiej przyznać, że czuję się samotna i nie mam nad tym kontroli. Wolę raczej nie dopuszczać szarych myśli do głosu. Nie pomogą mi.

Lecz momentami pozostają tylko one, gdy już każda osoba z minionego dnia odejdzie. Nadal nie odkryłam remedium, jak je wtedy zbyć, skoro wywołuje je każdy krok, dźwięk czy dotyk. Musiałam coś przeoczyć, dlatego czasem parę nocy pod rząd próbuję dotrzeć, co by je ostatecznie rozproszyło.

Skupiam się na wczuwaniu w lekki ruch klatki piersiowej, gdy nabieram powietrza. To droga powrotna. Do siebie. Nie zawsze działa. Mam w sobie dużo energii, której nie mam jak wyładować. Chcę przeżywać, na okrągło, bez przerwy – dzisiejszy mecz, próbę z Elin czy ucieczkę przed niczym. Tylko komu, jeśli nikt nie pyta.

Między innymi dlatego zaczęłam prowadzić dziennik – bezładny zbiór myśli – by móc przelać emocje na papier. Zapisuję cytaty, rysuję lub zwyczajnie wklejam zdjęcia znaczących postaci.

Hamuję się, by nie zdradzać za dużo. Przez wszystkie cliché filmy jestem wyczulona, że wpadnie w niepowołane ręce. Ostatecznie nikt nie wykorzysta przeciwko mnie pokracznych rysunków – tylko ja będę wiedzieć, co naprawdę zamierzałam przekazać podczas rysowania.

Zaczęłam również sporządzać charakterystyki poszczególnych ludzi z mojego otoczenia. Wypisuję zalety i przywary konkretnych osób, by odsunąć od siebie negatywne emocje i ocenić ich wpływ na mnie. To chyba najważniejszy powód, dla którego trzymam istnienie dziennika w sekrecie. Czasem myślę, że odkrycie go przez innych jest nieuniknione – że to tylko kwestia czasu.

Prywatność powoli – choć tylko z pozoru, bo w rzeczywistości dzieje się to z prędkością światła – zanika. O twoich sekretach, hasłach, a nawet związkach wiedzą ludzie, których w życiu nie poznasz. A kiedy umrzesz, pan X, gruba szycha w światowej korporacji, pomyśli sobie „szkoda, lubiłem czytać jej wiadomości – jak prywatną książkę”. I nigdy się nie dowiesz, jak wielkiego zaszczytu dostąpiłeś.

Mimo to, nie potrafię realnie się tym przejąć. Co ciekawego można znaleźć o mnie w internecie? Dowiedzieć się z mojego jednego, uniwersalnego hasła na dwunastu portalach? Podejrzewam, że nawet gdybym była skrytobójcą, pedofilem z sąsiedztwa lub trochę opuszczoną nastolatką z paroma, pewnie wyimaginowanymi problemami, efekt pozostałby taki sam. Ludzi opanowałby szał, oburzenie sięgnęłoby szczytu. Lecz ostatecznie nie skojarzyliby, że ta cicha dziewczyna z domu obok to ta sama Tekla R., o której mowa w powyżej.

Przez ostatni kwadrans minut ściskam w ręce bezimienną, pluszową wydrę, a moje myśli galopują, zmierzając na tematy, z których trudno się wycofać. Wstaję gwałtownie, próbując je zatrzymać. Muszę spróbować, nawet jeśli na próżno. Czasem czuję, jakbym była jedynie workiem na emocje. Biorę tabletkę i zaczynam przygotowywać się do snu, zanim jeszcze zacznie działać.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: