Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Ta strona nie jest dla wędkarza. Wędkarz wędkuje i nie ma czasu na czytanie żadnych stron. Ta strona jest dla żony. Mąż wędkuje, a żona sobie czyta” – tak Hanna Krall zainaugurowała rubrykę „Smutek ryb” w miesięczniku „Wiadomości Wędkarskie”. Był rok 1983, a pismo dla wędkarzy postanowiło pomóc uznanej reporterce – bezrobotnej w stanie wojennym. Tam Krall mogła publikować bez weryfikacji, bo w końcu trudno pisać wywrotowe treści, pisząc o rybach. A jednak…
W cyklu rozmów Hanny Krall o rybach nie przeczytamy ani o przynętach, ani o wędkach, ani o podbierakach. Dowiemy się za to z rozmowy z profesorem Henrykiem Samsonowiczem o rybach w Średniowieczu („Szczuka czyli szczupak, okoń, karp, to były w dwunastym, trzynastym wieku najpopularniejsze przezwiska i wyzwiska”). Historyczka sztuki Agnieszka Morawińska opowiedziała o rybach w sztuce („Rybacy musieli po prostu być »na wyposażeniu« rokokowego ogrodu jak łabędzie albo bażanty”). Profesor Jerzy Szacki – o rybach w myśli społecznej („W historii ryby spotkanie ryby z człowiekiem jest epizodem niespecjalnie długim”).
Doktor Hanna Krichner – o rybach u Nałkowskiej („Pisarka pokazuje rybę zawsze na granicy między uprzedmiotowieniem i życiem”). Pisarz Jerzy Putrament wyjawił, że wędkując, doświadczył spotkania z diabłem („Widziała pani kiedy oczy węgorza? A oczy diabła? A chce pani oczy diabła zobaczyć? To niech się pani przyjrzy oczom starego węgorza”), astrolog Marek Burski opisał ludzi spod znaku ryb („Rzadko awansują, dyrektorów–Ryb jest niewielu”), a o samym łowieniu opowiedziała harcmistrzyni Jolanta Chełstowska („Mówią nawet, że mam fart. Być może ryby są mi wdzięczne za mój pozbawiony pychy stosunek do nich i pozwalają w nagrodę się łapać”).
Między wersami tych zdawałoby się niepozornych rozmów o rybach możemy wyczytać odniesienia do sytuacji społeczno-politycznej Polski lat osiemdziesiątych. I albo tak wiele żon czytało „Smutek ryb”, albo jednak i wędkarze skusili się na lekturę tej rubryki, w każdym razie Hanna Krall została wyróżniona w ankiecie czytelników na ulubionego autora „Wiadomości wędkarskich”.
Teksty te nigdy nie były wydane razem w formie książkowej. Cztery z nich ukazały się w jubileuszowej książce „Krall” (Dowody na Istnienie 2015). „Więc w rybach jest smutek: w literaturze, malarstwie, w życiu, w obyczajach. Je się ryby w poście, jedzie się na ryby, żeby uciec od całego świata. Nie chciałabym, żebyście sądzili... byście sądziły, że ze stroniczki niniejszej będzie się sączyć chandra i smutek. Wprost przeciwnie.
To na rybach właśnie, nad wodą, kiedy oddala się codzienna krzątanina i jest taka cisza, że słychać nareszcie własne myśli – wtedy dopiero dociera do człowieka pewność, że nie ma nic lepszego pod słońcem niż fakt, że się pod słońcem żyje”. (fragment)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 87
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Hanna Krall, SMUTEK RYB,
wydanie pierwsze, Warszawa 2020
Copyright © Hanna Krall, 2020
Copyright © for this edition by Fundacja Instytut Reportażu, 2020
WSTĘP
Copyright © Mariusz Szczygieł, 2020
REDAKCJA
Julianna Jonek-Springer
KOREKTA I POPRAWNOŚĆ JĘZYKOWA
Małgorzata Włodarczyk
PROJEKT OKŁADKI, OPRACOWANIE GRAFICZNE, KOMPOZYCJA ILUSTRACJI
Dominika Jagiełło / OneOnes Creative Studio /
www.behance.net/OneOnes
ILUSTRACJE
Izabella Zychowicz
SKŁAD I ŁAMANIE
Anna Szarko
ISBN
978-83-65970-97-8
REDAKTOR NACZELNA WYDAWNICTWA
Julianna Jonek-Springer
Imprint Fundacji Instytut Reportażu
Gałczyńskiego 7, 00-362 Warszawa
www.dowody.com
[email protected], [email protected]
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Zaskakujące połączenie. A jednak!
Po wprowadzeniu stanu wojennego, gdy kilkunastu dziennikarzy – w tym Krall – opuściło tygodnik „Polityka”, reporterkę przygarnął miesięcznik „Wiadomości Wędkarskie”. Był przechowalnią dziennikarzy, których wyrzucono albo którzy sami odeszli z oficjalnej prasy. Miała tam rubrykę Smutek ryb z rozmowami. Na przykład z profesorem Henrykiem Samsonowiczem, który podczas okupacji ukończył kursy przygotowawcze do szkoły rybackiej – o rybach w średniowieczu, z profesorem Jerzym Szackim − o rybach w myśli społecznej, czy z ówczesną kuratorką Galerii Sztuki Polskiej w Muzeum Narodowym Agnieszką Morawińską – o rybach w sztuce.
– Zawsze szukała jakiegoś haka, żeby te rozmowy z rybami się wiązały – opowiadał Andrzej Zawisza, redaktor „Wiadomości Wędkarskich”. – Niestety z wędkarstwa nie mogła spokojnie wyżyć, bo jej teksty doprowadzały do wściekłości Komitet Dzielnicowy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Warszawa-Wola, w którego rejonie mieściła się nasza redakcja. Naczelnego wyrzucono w końcu za umożliwianie Krall druku. Wtedy on – nie żeby siebie, ale żeby chociaż ją oszczędzić – zatelefonował do Mieczysława Rakowskiego, który wcześniej był naczelnym „Polityki”, a wówczas wicepremierem. Rakowski napisał list do komitetu na Woli, że Hanna Krall to dobra dziennikarka i może współpracować z „Wiadomościami Wędkarskimi”.
Potem i tak jej tam podziękowano.
W stanie wojennym pracowała również z Krzysztofem Kieślowskim w Zespole Filmowym „Tor”. To była współpraca z pożytkiem dla obojga – jej ślady są w jego Przypadku i Dekalogu 8, a jego w jej Sublokatorce i Białej Marii.
– Tor – opowiada reporterka – to był prestiż, to było dobre towarzystwo i to była ciekawa praca, ale pieniądze z tego wszystkiego niewielkie. „Wiadomości Wędkarskie” dawały mi dodatkowy zarobek, też nie za duży. W tamtych czasach nie istniało zbyt wiele miejsc, w których można by pracować. Albo my nie chcieliśmy, albo nas nie chciano. Szukaliśmy jako dziennikarze miejsc neutralnych. Taką neutralną i przyzwoitą redakcją był na przykład „Niewidomy Spółdzielca”. A także „Wiadomości Wędkarskie”. Nie pamiętam, kto mi zaproponował tę współpracę. Przypuszczam, że Andrzej Zawisza. Znaliśmy się z „Kulis”, dodatku do „Expressu Wieczornego”. W latach siedemdziesiątych prowadziłam tam szkółkę dziennikarską.
Krall udało się namówić do rozmów o rybach bardzo poważne osoby.
– Samsonowicz był rektorem Uniwersytetu Warszawskiego, Szacki – dziekanem. Sami szacowni. Trochę ze względu na mnie się zgadzali – wyjaśnia – trochę dlatego, że i ich to bawiło. Naprawdę starannie przygotowywali się do rozmów, co widać. I ja starałam się, żeby to wypadło jak najlepiej – i erudycyjnie, i zabawnie. Bo każdą pracę traktowałam poważnie, żadna nie była chałturą!
Czytelnicy i czytelniczki (autorka upierała się, że jej rubryka w miesięczniku przeznaczona jest dla żon wędkarzy) docenili to zaangażowanie, bo Hanna Krall szybko wygrała plebiscyt na ulubioną autorkę.
Zapraszam do lektury tych zapomnianych dziś rozmów z lat 1983−1984.
PS Jeśli ktoś nadal jest zdumiony, że najsławniejsza polska reporterka pisała o rybach, zwracam uwagę na to, że reportaż nie istnieje bez człowieka. A „nie ma przecież człowieka bez ryby” – o czym zaświadcza tu profesor Jerzy Szacki, historyk myśli społecznej. Czyli od ryby dość blisko do reportażu.
Ta strona nie jest dla wędkarza. Wędkarz wędkuje i nie ma czasu na czytanie żadnych stron. Ta strona jest dla żony. Mąż wędkuje, a żona sobie czyta. Mąż wraca z połowu, a żona wita go wiadomościami, których dostarczyła jej ta właśnie strona.
– Czy wiesz – mówi na przykład żona – że już niebawem zakończy się era Ryb?
– Tak? – spyta mąż bez większego zainteresowania, myśląc, że znów mowa o zanieczyszczeniu środowiska, ale żona powtórzy:
– Tak jest, niebawem się skończy, tylko nie wiadomo jeszcze jakimi wstrząsami. Według mitologii czy raczej kosmogonii chaldejskiej – ciągnąć będzie żona – świat przeżywał w swoich dziejach kolejne ery, odpowiadające znakom zodiaku. Trwały one bardzo długo, po parę tysięcy lat każda, a przejście z jednej w drugą wiązało się ze wstrząsami, które ogarniały całą ludzkość. Na przykład kiedy erę Barana zastąpiła era Ryb, narodził się Chrystus. A teraz właśnie, po dwóch tysiącach lat, era Ryb ma się ku końcowi i nie wiadomo jeszcze, czym zaznaczy się nadejście ery następnej − Wodnika. Wszystko to według mitologii chaldejskiej – powtórzy z naciskiem żona.
– Chaldejskiej? – upewni się w lekkim osłupieniu wędkarz, zamierając w pół ruchu ze szczupakiem w rękach.
– Czy sumeryjskiej może, dokładnie nie pamiętam – odpowie niedbale żona i tak będą gawędzili sobie, czyszcząc, a potem smażąc, a potem jedząc szczupaka, którego złowił wędkarz w czasie, gdy żona czytała niniejszą stronę.
Któregoś dnia – ale to później, w przyszłości, gdy znawca sztuki opowie na tej stronie o rybie w malarstwie, żona wędkarza pokaże mężowi ostatni numer „Wiadomości Wędkarskich” z reprodukcją jakiegoś obrazu. Będzie to obraz Jezus w gościnie u Marii. Temat jest zaczerpnięty z Ewangelii: do domu dwóch sióstr, Marty i Marii, przybywa w gościnę Jezus. Maria klęka u Jego nóg i w skupieniu słucha nauki, a Marta, chcąc godnie przyjąć Gościa, zaczyna krzątać się koło kolacji. Na obrazie widać tę właśnie scenę: na pierwszym planie Marta stoi przy stole i czyści rybę. Nie – mówiąc ściśle, na pierwszym planie jest ryba czyszczona przez Martę, w głębi, w fotelu, siedzi Jezus, a u Jego stóp zasłuchana Maria. Marta, czyszcząca rybę, jest niemłodą, nieładną kobietą, chyba zmęczoną i stanowczo za grubą. Maria jest jasnowłosa, smukła i piękna. W Marcie narasta gorycz, że ją odesłano do kuchni (co prawda sama się tej pracy podjęła, chciała przyjąć Gościa jak najlepiej w ich wspólnym, swoim i siostry, imieniu) i nie może słyszeć, o czym rozmawiają. Przecież to jest dla niej równie ważne. Fakt, że stoi „przy garach”, nie oznacza rezygnacji z tamtego! Żali się wreszcie na siostrę, która zostawiła ją, by „sama posługowała”.
– Rzeczże jej, aby mi pomogła – prosi.
Na co Jezus powiada:
– Krzątasz się około bardzo wiela, ale siostra lepszą cząstkę wybrała, która od niej odjęta nie będzie.
Więc tak.
Więc z dwóch tych rzeczy, zasłuchania i krzątaniny przy rybie, lepsze jest zasłuchanie. A co z kolacją? Kto i co poda do stołu, gdy tamci powrócą wreszcie ze swoich nauk i swego zasłuchania na ziemię i poczują głód?
To okropnie smutny obraz – owej kobiety, która podniosła na chwilę oczy znad ryby i na nas patrzy.
Właściwie – mogłaby powiedzieć innego dnia żona wędkarza – motyw ryb często łączy się ze smutkiem. Najsmutniejszą książką Hemingwaya jest Stary człowiek i morze – opowieść o rybaku, który złowił wielką, wielką rybę, a kiedy wyciągnął ją po długiej, samotnej walce na brzeg, zobaczył szkielet ogryziony przez rekiny. A najsmutniejszą bajką jest ta o rybaku i rybce (właściwie... o żonie rybaka, której zachłanność niweczy szczęście). Kiedy opowiada się o handlarce ryb, nieodmiennie mówi się o szpetocie. Wystarczy popatrzeć na malarstwo: handlarki ryb są zawsze brzydkie i grube i służą artyście do scen rodzajowych, świadczących o poczuciu realizmu i umiłowaniu ludu. Artysta cyzeluje zwykle z niewiarygodną precyzją zmarszczki, wyszczerbione zęby i brodawki na twarzy, połyskujące łuski w koszach z rybami i kocie łby na rynku w tle. Koronczarki, kwiaciarki czy nawet praczki, nie mówiąc o innych zawodach kobiecych, miewają jeszcze w sztuce jakie
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.
Dostępne w wersji pełnej.