Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Władzę sowiecką, która wraz z Armią Czerwoną przyszła do województw północno-wschodnich II Rzeczypospolitej – na Białoruś Zachodnią, ludzie starsi przeważnie nazywają „pierwszymi Sowietami”, w odróżnieniu od władzy ustanowionej w 1944 roku po okupacji niemieckiej („drudzy Sowieci”). Tak samo w ustnym dyskursie historycznym pokolenia wojennego funkcjonują nazwy „bolszewicy” i „Ruscy”.
Książka zawiera relację 107 świadków tych tragicznych wydarzeń. Dzięki nim poznajemy losy zarówno Białorusinów, jak i Polaków, Żydów – świat zwykłego człowieka uwikłanego w wir wojny i zbrodniczy system sowiecki.
Wydarzenia militarne i polityczne z września 1939 r. oraz ich tragiczne konsekwencje, jak II wojna światowa i zniewolenie komunistyczne krajów Europy Środkowo-Wschodniej, są przedmiotem ożywionej debaty. Jej polityczne znaczenie wynika przede wszystkim z odrodzenia imperialnych ambicji Rosji i polityki elit rządzących tym państwem, mającej na celu relatywizację zbrodni stalinowskiego reżimu, a także potępienie odmiennych interpretacji roli ZSRS w czasie II wojny światowej niż te, które dominują w samej Rosji – a więc jako „wyzwoliciela” państw Europy Środkowej i Wschodniej oraz głównego zbawcy ludzkości od niemieckiego nazizmu.
Dla społeczeństwa białoruskiego istotne znaczenie tego tematu wiąże się również z chęcią zrozumienia miejsca sowieckiej Białorusi w historii narodu i kraju. Był to okres zniewolenia komunistycznego, ale równocześnie to w tym czasie, jesienią 1939 r. w wyniku wspólnej agresji ZSRS i Niemiec na Polskę, nastąpiło „zjednoczenie narodu białoruskiego”. „Granica ryska”, która dzieliła naród białoruski od 1921 r., była postrzegana przez wielu jako ogromna niesprawiedliwość. Wykorzystywała to sowiecka propaganda.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 552
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Za pierwszych Sowietów
Za pierwszych Sowietów
Pogranicze polsko-białoruskie w latach 1939–1941
w relacjach ustnych mieszkańców Białorusi
Warszawa 2021
„За першымі саветамі”: Польска-беларускае памежжа 1939–1941 гг.
у вусных успамінах жыхароў Беларусі
Pod redakcją:
dr. hab. prof. Instytutu Slawistyki PAN Aleksandra Smalianczuka
Wybór relacji:
dr Wolha Iwanowa
Tłumaczenie:
Mirosława Łuksza
Wykorzystano tłumaczenie wstępu:
Maryji Łucewicz-Napałkow
Recenzentki:
prof. Marta Kurkowska-Budzan,
prof. Elżbieta Smułkowa
Redakcja:
Agnieszka Knyt
Konsultacja naukowa:
dr Maciej Wyrwa (Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia).
Opracowanie graficzne:
dobosz.studio
Druk:
Drukmania s.c. N.Łuczak K.Łuczak
Książka została przygotowana w ramach projektu „Pogranicze polsko-białoruskie
pod okupacją sowiecką w latach 1939–1941 w relacjach świadków”. Koordynator
projektu dr Maciej Wyrwa (Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia)
© Copyright by Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, 2021
ISBN: 978-83-66883-10-9
Wyróżnione w książce fragmenty pochodzą od wydawcy.
Wstęp
Wydarzenia militarne i polityczne z września 1939 r. oraz ich tragiczne konsekwencje, jak II wojna światowa i zniewolenie komunistyczne krajów Europy Środkowo-Wschodniej, są przedmiotem ożywionej debaty historyków, polityków i opinii społecznej. Jej polityczne znaczenie wynika przede wszystkim z odrodzenia imperialnych ambicji Rosji i polityki elit rządzących tym państwem, mającej na celu relatywizację zbrodni stalinowskiego reżimu, a także potępienie odmiennych interpretacji roli ZSRS w czasie II wojny światowej niż te, które dominują w samej Rosji – a więc jako „wyzwoliciela” państw Europy Środkowej i Wschodniej oraz głównego zbawcy ludzkości od niemieckiego nazizmu.
Dla społeczeństwa białoruskiego istotne znaczenie tego tematu wiąże się również z chęcią zrozumienia miejsca sowieckiej Białorusi w historii narodu i kraju. Był to okres zniewolenia komunistycznego, ale równocześnie to w tym czasie, jesienią 1939 r. w wyniku wspólnej agresji ZSRS i Niemiec na Polskę, nastąpiło „zjednoczenie narodu białoruskiego”. „Granica ryska”, która dzieliła naród białoruski od 1921 r., była postrzegana przez wielu jako ogromna niesprawiedliwość. Wykorzystywała to sowiecka propaganda. W czasach Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej (BSRS) głoszono: „Najgłębsze marzenie ludu pracującego Białorusi się ziściło. Dzięki mądrej polityce Partii Komunistycznej i Rządu Sowieckiego po raz pierwszy w swojej historii naród białoruski zjednoczył się we wspólnym wolnym, suwerennym sowieckim państwie socjalistycznym”1. Odpowiednio 17 września trafił na listę oficjalnych świąt BSRS jako dzień „zjednoczenia Białorusi”.
W XXI stuleciu, mimo ciągle żywych reliktów sowieckich w oficjalnej ideologii i polityce historycznej oraz dążenia państwa do niedopuszczenia pluralizmu myśli i opinii, nie ma już podobnie jednoznacznej odpowiedzi na pytania: Czym był wrzesień 1939 r. dla Białorusi? Jakie były konsekwencje tego zjednoczenia w granicach stalinowskiego ZSRS?
W ostatnich latach instytucje państwa białoruskiego nie przejawiały zainteresowania świętowaniem tej rocznicy. Państwowe media faktycznie zignorowały 75-lecie i 80-lecie tego ważnego wydarzenia historycznego. W żadnym (!) oficjalnym periodyku czy audycji państwowego radia i telewizji nawet nie wspomniano o „zjednoczeniu Białorusi”. To milczenie każe myśleć, że ideolodzy państwowi po prostu nie wiedzą, co robić z tym świętem kalendarzowym.
Jednak ich milczenie wcale nie oznacza zezwolenia na swobodną prezentację pozycji odbiegającej od dawnych poglądów historyków sowieckich. Na przykład w Muzeum Zasławia zakazano wystawy pt. Zachodniobiałoruska Atlantyda. Składa się ona z artefaktów z prywatnego zbioru Ihara Mielnikawa i była poświęcona codziennemu życiu mieszkańców Białorusi Zachodniej – północno-wschodnich województw międzywojennej Polski oraz wydarzeniom wojennym jesieni 1939 r. Prezentowała m.in. udział Białorusinów w działaniach bojowych Wojska Polskiego przeciwko Niemcom hitlerowskim i stalinowskiemu Związkowi Sowieckiemu2.
Dopóki państwo milczy, wśród białoruskiej elity kulturalnej, niebędącej na jego utrzymaniu, odbywają się dyskusje dotyczące oceny wydarzeń z września 1939 r. Część tej elity uważa 17 września za „święto narodowe” i twierdzi, że „zjednoczenie” pod władzą Stalina miało wielkie znaczenie polityczne, ponieważ pozwoliło na przezwyciężenie skutków sowieckich represji lat 30. XX w. oraz polskiej polityki asymilacyjnej i zachowanie białoruskiej tożsamości kulturowej. Znany dziennikarz Wital Cyhankou na falach białoruskiego Radia Swaboda nawoływał, aby Białorusini wzięli przykład z Litwy, której opinia społeczna negatywnie ocenia politykę ZSRS i Niemiec pod koniec lat 30., ale przy tym pochwala przekazanie Wilna przez Stalina Republice Litewskiej jesienią 1939 r.3
Podobna postawa deprecjonuje wagę pewnych aspektów moralnych polityki kierownictwa ZSRS, m.in. ocenę tajnego protokołu do paktu Ribbentrop-Mołotow oraz sowieckiej agresji na Polskę. A przecież zmianom politycznym i kulturowym, odbywającym się w XXI wieku, winno towarzyszyć przewartościowanie poglądów na wiele wydarzeń białoruskiej historii XX stulecia, wśród których jednymi z najważniejszych pozostają wydarzenia jesieni 1939 r. To przewartościowanie powinno bazować na przekonaniu, że interesy narodowe nie mogą pozostawać w konflikcie z wartościami ogólnoludzkimi, a wydarzenia II wojny światowej na Białorusi należy rozpatrywać w kontekście historii europejskiej i światowej.
Duże znaczenie ma także uświadomienie tego, że we wrześniu 1939 r. ziemie białoruskie zostały wciągnięte w wojnę, która okazała się najstraszniejszą w ich historii. Właśnie wtedy ziemia białoruska zaczęła przekształcać się w arenę zmagań dwóch totalitaryzmów – komunistycznego i nazistowskiego. Te oraz inne argumenty na korzyść przewartościowania wydarzeń wojskowo-politycznych z jesieni 1939 r. pojawiają się w publikacjach i wystąpieniach publicznych Ryhora Łaźki, Ihara Mielnikawa, Leanida Łycza, Anatola Trafimczyka i innych oraz piszącego te słowa4.
Dyskusja o znaczeniu września 1939 r. w historii Białorusi pojawia się wyłącznie jako jeden z epizodów współczesnej białoruskiej wojny o pamięć. Pamięć jako główny instrument tworzenia więzi społecznych, tożsamości zbiorowej i indywidualnej stała się ważnym elementem walki o przyszłość kraju. Przy czym szerzy się zrozumienie tego, że państwo narzuca mieszkańcom Białorusi historię, której ich przodkowie nigdy nie przeżywali.
Fundamentem dominującej interpretacji wydarzeń września 1939 r. w pamięci kulturowej i polityce historycznej Republiki Białorusi nadal pozostają ich interpretacje z czasów ZSRS/BSRS. Warto zajrzeć na strony szkolnych podręczników historii, aby zobaczyć starą sowiecką interpretację „zjednoczenia” w nieco odświeżonej wersji.
Na przykład w rosyjskojęzycznym podręczniku dla klasy 11 autor tekstu, profesor Jauhien Nowik pisze o „pokojowej polityce ZSRS”, dążeniu Anglii i Francji do przekierowania agresji niemieckiej na Wschód i ich niechęci do przyjęcia propozycji ZSRS dotyczącej stworzenia systemu bezpieczeństwa zbiorowego w Europie. Podkreśla także wymuszony charakter sowiecko-niemieckiego porozumienia z sierpnia 1939 r., w tym wspomnianego tajnego protokołu, przy czym autor zrezygnował z dokonania jego oceny5. Agresja Armii Czerwonej (w tekście: „pochód wyzwoleńczy”) tłumaczona jest troską rządu sowieckiego o „ochronę ludności Białorusi Zachodniej”. Odnotowuje się, że ten „pochód” rozpoczął się dopiero po okupowaniu przez wojska niemieckie rdzennie polskich terytoriów: „większość ludności Białorusi Zachodniej witała żołnierzy sowieckich z radością, kwiatami, chlebem i solą”. „Wyzwolenie” zakończyło się 25 września, przy czym „większość polskich żołnierzy i oficerów poddała się bez walki”. Autor wspomniał o tragedii katyńskiej, ale tylko po to, aby oświadczyć, że nie ma możliwości ustalenia winnych zbrodni6 (sic!). Nowik zrezygnował z powtarzania kłamstw propagandy sowieckiej co do odpowiedzialności niemieckiej za masowe mordy jeńców – oficerów i żołnierzy Wojska Polskiego, i zaproponował własny wariant kłamstwa.
W innym podręczniku, do klasy 9, autorzy zaprzeczają roli tajnego porozumienia sowiecko-niemieckiego z 23 sierpnia 1939 r. („pakt Ribbentrop-Mołotow”) w rozpętaniu II wojny światowej i próbują udowodnić tezę, że celem marszu Armii Czerwonej we wrześniu 1939 r. było uratowanie ludności przed okupacją niemiecką (?!)7.
Istnieje również tradycyjna teza sowiecka o „akcie historycznej sprawiedliwości” wobec narodu białoruskiego8. BSRS figuruje tutaj jako pewna (sowiecka) forma białoruskiej państwowości. O represjach, skierowanych przeciwko ludności i niepopularnych przekształceniach społeczno-ekonomicznych, czyli m.in. przymusowej kolektywizacji, w podręczniku nawet się nie wspomina.
Tak oto, zgodnie ze współczesną polityką historyczną, wrzesień 1939 r. jawi się jako miejsce pamięci o zjednoczeniu Białorusinów w „jedno państwo narodowe”, co stało się możliwe dzięki kierownictwu Partii Komunistycznej (czytaj – Józefowi Stalinowi) i władzy sowieckiej. O fakcie, że to „państwo białoruskie” było w rzeczywistości białoruską filią wielkiego obozu koncentracyjnego, w który partia Lenina-Stalina przekształciła dawne Cesarstwo Rosyjskie, podręczniki milczą.
Przynajmniej część białoruskiej elity kulturalnej dobrze sobie uświadamia to, jak wysoką cenę zapłaciła Białoruś za „zjednoczenie” wskutek zmowy Stalina i Hitlera. Warto przypomnieć, że tajny protokół do paktu Ribbentrop-Mołotow, podpisany w Moskwie w nocy 23 sierpnia 1939 r., faktycznie rozpętał II wojnę światową i zagwarantował podział krajów i narodów Europy Środkowo-Wschodniej między Niemcami a Związkiem Sowieckim. Pierwszym następstwem tej zmowy stała się agresja nazistowskich Niemiec na Polskę 1 września 1939 r., a 17 września 1939 r. Związek Sowiecki wsparł niemieckiego sojusznika i Armia Czerwona przekroczyła granice Rzeczypospolitej Polskiej.
Należy też wspomnieć, że agresji ZSRS towarzyszyła kampania ideologiczna, głosząca „wyzwolenie narodów ukraińskiego i białoruskiego od jarzma polskich panów”. II Rzeczpospolita, która nie doczekała się realnej pomocy od swoich europejskich sojuszników, nie miała szans w walce z armiami dwóch państw totalitarnych. W wyniku kampanii wrześniowej dwóch agresorów podzieliło terytorium państwa polskiego. Zwieńczeniem tego wspólnego zwycięstwa była wspólna defilada wojskowa w Brześciu i traktat o przyjaźni III Rzeszy z ZSRS, podpisany 28 września 1939 r. Nawiasem mówiąc, określał on przebieg linii demarkacyjnej między państwami, które podzieliły Polskę, w sowieckiej interpretacji – kształt granicy. W zamian za rozszerzenie terytorium tzw. niemieckich interesów narodowych o województwo lubelskie oraz wschodnią część województwa warszawskiego Niemcy zgodziły się na sowiecką okupację Litwy.
* * *
Nadzwyczaj ważną rolę w przewartościowaniu przez społeczeństwo białoruskie wydarzeń jesieni 1939 r. i ich następstw odgrywa historia mówiona, która daje możliwość wypowiedzenia się pozbawionym prawa głosu, i stwarza możliwość oceny wydarzeń z przeszłości z perspektywy ogólnoludzkiej. Historia mówiona jest kierunkiem badań społeczno-humanistycznych, zorientowanych na indywidualne doświadczenia życiowe człowieka, jego pamięć. Przy tym występuje ona także jako metoda badań historycznych, wykorzystująca wywołane przez badacza wspomnienia, określa sposób ich gromadzenia (wywiad), zachowania i analizy. Generalnie, historia mówiona pomaga ukształtować nowe spojrzenie na przeszłość lub modyfikować dotychczas istniejącą jej wersję.
W 2011 r. uruchomiono portal udostępniający zbiór Białoruskiego Archiwum Historii Mówionej9 (BAHM), w którym dziś przechowuje się około 1400 wspomnień obywateli Białorusi. Większa ich część została zebrana na terytorium Białorusi, które przed wojną należało do państwa polskiego. Przyciąga ono badaczy szerokim spektrum tematów umożliwiających zbadanie pamięci okresu transformacji, w tym wydarzeń z lat 1939–1941. Są one obecne w ponad 300 narracjach autobiograficznych.
Pamięć o wydarzeniach września 1939 – czerwca 1941 aktywnie badano już podczas pierwszej ekspedycji BAHM na terytorium rejonów nowogródzkiego i karelickiego Grodzieńszczyzny (2011). Ale głównym przedmiotem badania stała się ona w latach 2012–2014 podczas realizacji projektu naukowego „Rok 1939 w pamięci mieszkańców Białorusi”. Głównym zadaniem było utrwalenie ustnych relacji w postaci narracji autobiograficznej świadków w starszym wieku, mieszkających przy dawnej granicy sowiecko-polskiej („granicy ryskiej”). Faktycznie badano pamięć komunikatywną lub pamięć pokoleniową10 tej kategorii ludności, która nie czytała podręczników sowieckich i nie przejęła oficjalnego podejścia do wydarzeń. Ekspedycje BAHM przeprowadzono na Polesiu wzdłuż rzeki Słucz (rejon żytkowicki, obwód homelski), w regionie mińskim (rejony stołpcowski i nieświeski, obwód miński) oraz w obwodzie witebskim (rejony głębocki, miorski i dokszycki). Łącznie wysłuchano około 220 osób. Zarejestrowano wspomnienia audio i wideo, które umieszczono na stronie BAHM. Z punktu widzenia metodologii „wywoływania źródeł” przeważają w tym zbiorze, zwłaszcza nagrane podczas pierwszych wypraw terenowych BAHM, wywiady typu biograficzno-narracyjnego w rozumieniu i ujęciu niemieckiej badaczki Gabrieli Rosenthal11.
Pewnym podsumowaniem tej pracy była międzynarodowa konferencja naukowa „Wrzesień 1939 w tradycji historycznej i historii mówionej”, zorganizowana przez BAHM we wrześniu 2014 r. w Mińsku. Podczas konferencji zaprezentowano m.in. referaty oparte na zebranych relacjach historii mówionej, w których dokonano porównania władzy sowieckiej i polskiej (Aleksander Smalianczuk), przedstawiono sylwetki „zachodniaków” i „wschodniaków”12 (Wolha Iwanowa), specyfikę pierwszych „wyborów” sowieckich (Anatol Trafimczyk), przekształcenie „pierwszych Sowietów” (Tacciana Kasataja i Andrej Waszkiewicz) oraz stosunek ludności do zmian wojskowo-politycznych (Siarhej Tokć, Adam Dobroński, Jerzy Milewski) i inne.
Materiały konferencji, uzupełnione o studia historyczne, ukazały się w zbiorze Jesień 1939 roku w tradycji historycznej i historii mówionej13, będącym swoistym kamieniem milowym w rozwoju Oral History w Białorusi oraz badaniu wydarzeń z jesieni 1939 r. W 2018 roku opublikowano książkę Wolhy Iwanowej Historia opowiedziana. XX w. w pamięci mieszkańców wsi białoruskiej14, w której wydarzenia lat 1939–1941 są rozpatrywane w kontekście konkretnej narracji autobiograficznej i historii życia jednostki.
Problematyka pamięci o „pierwszych Sowietach” była także szeroko reprezentowana w ekspedycjach BAHM w ramach projektu „Kolektywizacja na Białorusi Zachodniej. Lata 1948–1952”. Badacze pracowali nad nim w latach 2015–2017, zapisując relacje ustne na Polesiu Pińskim, w rejonach lidzkim i werenowskim Grodzieńszczyzny oraz w rejonach mołodeczańskim i wilejskim na Mińszczyźnie. Zebrano około 180 relacji wywołanych przeważnie metodą wywiadu biograficzno-narracyjnego.
Pamięć o wydarzeniach jesieni 1939 r. na Grodzieńszczyźnie szczegółowo utrwalili historycy grodzieńscy Tacciana Kasataja i Andrej Waszkiewicz15, który przekazali zebrane relacje ustne do zasobów BAHM.
Materiały powyższych opracowań oraz relacje ustne, zapisywane w latach 2018–2019 specjalnie dla tego zbioru, stały się jego podwalinami. Załączono do nich fragmenty wspomnień, zebranych w różnym czasie przez Aleksandra Smalianczuka, Irynę Kasztalan, Alesię Biełanowicz-Petz, Taccianę Kasatą, Andreja Waszkiewicza, Zmiciera Lucika, Rusłana Kulewicza oraz innych badaczy. Te relacje, wraz ze wspomnieniami mieszkańców Grodna, zostały zebrane metodą wywiadów biograficznych lub wywiadów swobodnie ukierunkowanych – według klasyfikacji Jana Lutyńskiego16. Po raz pierwszy udostępniono 90 wspomnień.
* * *
Władzę sowiecką, która wraz z Armią Czerwoną przyszła do województw północno-wschodnich II Rzeczypospolitej – na Białoruś Zachodnią, ludzie starsi przeważnie nazywają „pierwszymi Sowietami”, w odróżnieniu od władzy ustanowionej w 1944 roku po okupacji niemieckiej („drudzy Sowieci”). Tak samo w ustnym dyskursie historycznym pokolenia wojennego funkcjonują nazwy „bolszewicy” i „Ruscy”. Już same te określenia wskazują na dystansowanie się respondentów wobec nowej władzy.
W taki oto sposób okres, który w ustnym dyskursie historycznym nosi nazwę „pierwsi Sowieci”, chronologicznie obejmuje czas od 17 września 1939 r. do 22 czerwca 1941 r., kiedy to hitlerowskie Niemcy rozpoczęły wojnę przeciwko Związkowi Sowieckiemu. Jednak własna historia mówiona tego okresu jest dużo szersza. Zaczyna się od historii białoruskiego bieżeństwa17 w latach I wojny światowej, która pozostawiła w pamięci bieżeńców – Białorusinów obraz bogatej i szczodrej Rosji. Te wyobrażenia były żywe wśród prawosławnej ludności białoruskiej II Rzeczypospolitej przez cały okres międzywojenny i zniknęły dopiero po przyjściu „Ruskich”. Wydarzenia lat 1939–1941 w opowieściach ustnych, oczywiście, przeplatają się ze wspomnieniami o życiu codziennym „za czasów Polski”, a kończą się w połowie lat 50., kiedy to zakończyły się podstawowe procesy transformacji Białorusi Zachodniej i zaczął się proces rehabilitacji ofiar represji sowieckich.
W zbiorze przedstawiono 106 wspomnień18 mieszkańców Białorusi (łącznie 107 świadków19), urodzonych w latach 1920–1930. Wśród świadków przeważali mieszkańcy białoruskich wiosek, których skład społeczny obejmował zarówno rolników-kołchoźników z wykształceniem podstawowym lub bez wykształcenia, jak i inteligencję wiejską (nauczycieli, personel medyczny) oraz duchownych, a także byłych kierowników miejscowej administracji i kołchozów. Te ostatnie grupy miały przeważnie wykształcenie średnie lub wyższe.
Wyznanie i narodowość świadków zapisywano według ich samoidentyfikacji. W rezultacie 80 rozmówców określiło się jako Białorusini, 25 – jako Polacy i po jednym jako Rosjanin i Żyd. Według wyznania 75 osób zadeklarowało się jako prawosławni, 29 jako katolicy, 2 jako protestanci i jeden – wyznania mojżeszowego. Zwraca uwagę to, że tylko czworo katolików określiło się jako Białorusini. We wspólnocie wiejskiej Białorusi na początku XXI stulecia wyznanie w większości przypadków określa narodowość. Warto także odnotować, że 13 świadków było ofiarami represji sowieckich. Większość z nich została deportowana razem z rodzinami w głąb Związku Sowieckiego.
Statystyka ta w pewnym stopniu ilustruje specyfikę rozwoju historycznego, kulturowego i religijnego Białorusi w drugiej połowie XX wieku. Objawia się ona nie tylko w składzie świadków (ich wyznaniu, narodowości, statusie społecznym), lecz także w tematyce opowieści, strategiach uświadamiania i ocenach wydarzeń, w zależności od regionu i miejscowości (miejskiej lub wiejskiej).
Respondenci rozmawiali przeważnie w dialektach języka białoruskiego lub tak zwaną trasianką czy językiem „mieszanym”. Wyjątkiem były tylko wspomnienia mieszkańców miast, często posługujących się językiem rosyjskim. Najbardziej organiczny język białoruski jest właściwy rolnikom, mieszkańcom wsi, ponieważ zawiera minimum szablonów językowych i zapożyczeń z innych języków. Wyrazy są tu naturalne, a elementy folkloru i frazeologia reprezentują doświadczenie życiowe, zgromadzone przez mieszkańców wsi w ciągu stuleci. Najbardziej wyróżniała się gwara mieszkańców Polesia. Inteligencja wiejska i miejscowe kierownictwo często posługiwały się językiem „mieszanym” (rosyjsko-białoruskim) z charakterystyczną białoruską fonetyką i wymową. Poza tym ich wypowiedzi nierzadko zawierały określenia używane w języku urzędowym i ideologicznym, właściwym dla sowieckiego dyskursu kulturowego, co czasem świadczyło o dążeniu respondentów do zawarcia swojej historii życia w tych ramach. W niektórych narracjach zdarzały się mimowolne przejścia na język polski (np. podczas opowiadania o nauce w polskiej szkole).
Pierwszy rozdział zbioru pt. Obraz „pierwszych Sowietów” we wspomnieniach mieszkańców miast zawiera wspomnienia o „sowieckich porządkach” w Grodnie, Szczuczynie, Nowogródku, Słonimiu, Skidlu, Dziśnie i Wilnie. W tym ostatnim, jeszcze w końcu lat 30., działał mocny ośrodek kultury białoruskiej, którego członkowie liczyli na przyłączenie miasta do BSRS. Centralne miejsce w rozdziale zajęły wydarzenia w Grodnie, co można wytłumaczyć ciągłością pamięci o walkach obronnych z 20–22 września 1939 r. w dyskursie miejskim. Na szczególną uwagę zasługuje wspomnienie Ryhora Chasida z Grodna, który opowiedział o sytuacji ludności żydowskiej.
W drugim rozdziale „Sowieci” w pamięci mieszkańców wsi zebrano relacje o codzienności wsi w początkowym okresie jej „transformacji sowieckiej”. Świadkowie wspominali o statusie społecznym i sytuacji finansowej rodziców, opowiadali o strukturze socjalnej, wyznaniowej i narodowej wsi, wzajemnych stosunkach między jej mieszkańcami, o wysokości zarobków, działalności administracji, nauczaniu w szkole, stanie życia duchowego i specyfice polskiej propagandy. Wspomnienia o wydarzeniach jesieni 1939 r. składały się z opowiadań o mobilizacji do Wojska Polskiego, pojawieniu się i „powitaniu Armii Czerwonej”, szczegółach zachowania czerwonoarmistów i tzw. wschodniaków, o początku represji i propagandzie sowieckiej, zmianie w systemie edukacji, deficycie towarów i produktów, organizacji nowych organów władzy, zmianie sytuacji ludności żydowskiej itp.
Wspomnienia ukazują ówczesne nadzieje wielu Białorusinów, spodziewających się zmian na lepsze wskutek zamiany władzy polskiej na sowiecką. Miały na to wpływ opowiadania starszego pokolenia, dawnych bieżeńców z czasów I wojny światowej. Okrucieństwa reżimu stalinowskiego z jego łagrami i rozstrzeliwaniem, wymuszoną kolektywizacją uważano po prostu za wymysły polskiej propagandy.
Szybkie rozczarowanie nową władzą to cecha charakterystyczna dla prawie wszystkich wspomnień. Rozmówcy zaznaczali, że przyszli „zupełnie inni Ruscy”. Już pierwsze działania nowej władzy, która pozwalała na rabunek majątków właścicieli ziemskich, podjudzała do przemocy i zabójstw leśników, właścicieli ziemskich, osadników i polskich funkcjonariuszy – wielu z nich skłoniło do refleksji.
Trzeci rozdział Od Dzisny do Pińska: pamięć mieszkańców „pogranicza ryskiego” ilustruje życie na pograniczu wzdłuż tzw. granicy ryskiej, która w 1921 r. ostatecznie przekreśliła nadzieje na niezależne państwo białoruskie. Świadkowie opowiadali o codzienności życia na pograniczu, podzielonych wsiach i rodzinach, specyfice reżimu granicznego zarówno ze strony sowieckiej, jak i polskiej, o przypadkach przekroczenia granicy, próbach kontaktu z krewnymi z „zagranicznych” wiosek itd. Nawiasem mówiąc, życie na pograniczu sprzyjało wykształceniu się obrazu stereotypowych postaci „zachodniaka” i „wschodniaka” powstałych w wyniku porównywania życia w II Rzeczypospolitej i Białoruskiej SRS. To porównanie skutkowało tym, że prawie nigdzie na granicy „zachodniacy” nie witali Armii Czerwonej we wrześniu 1939 r. i nie cieszyli się z przyjścia „pierwszych Sowietów”.
Ważną częścią wspomnień były opowiadania o początku działań wojennych we wrześniu 1939 r. przy przekroczeniu wojsk sowieckich przez granicę. W pamięci mieszkańców terenów przygranicznych zachowały się poszczególne epizody walk. Między innymi świadkowie wspominali o męstwie polskiego pogranicznika Pawła Pałczyńskiego, który w pojedynkę bronił polskiej strażnicy niedaleko wioski Szo w rejonie głębockim. Warto także zwrócić uwagę na poruszany we wspomnieniach aspekt funkcjonowania starej sowieckiej granicy z pogranicznikami i strażnicami do czerwca 1941 r. Nawet sowiecka aneksja obszarów województw północno-wschodnich II Rzeczypospolitej i ich przyłączenie do BSRS 14 listopada 1939 r. nie zlikwidowały reżimu pogranicznego, który najwyraźniej miał zabezpieczyć przeprowadzenie masowych represji na zajętych terytoriach.
Tworzenie kołchozów w latach 1939–1941 było zjawiskiem nierzadkim, lecz krótkotrwałym. Tym większą wagę mają wspomnienia Iryny Cybulskiej i Maryji Wirynskiej, w których życiu kołchozy odegrały ważną rolę. Respondentki opowiadały o tworzeniu pierwszych kołchozów, organizacji pracy i poziomie życia kołchoźników, opisywały postacie kierowników kołchozów, wspominały o ich losach itp.
Ustne relacje świadczą o tym, że dla bezpośrednich świadków historii z zachodniej strony byłej granicy wrzesień 1939 r. i jego następstwa to przede wszystkim mocne rozczarowanie nowymi władzami, które nigdy nie stały się „swoimi”. Przy czym we wspomnieniach o ówczesnym niezadowoleniu ze zmian w życiu czasem odczuwa się strach świadka przed represjami, przed którymi nikt nie był chroniony.
Opowieści świadków, umieszczone w czwartym rozdziale Pamięć o represjach sowieckich, poświęcono najbardziej tragicznym stronom sowieckiego „wyzwolenia”, a mianowicie zabójstwom właścicieli ziemskich (np. Romana Skirmunta ze wsi Porzecze), osadników i leśników, których nowa władza zaszufladkowała do kategorii „obcych społecznie”, jak też masowym deportacjom ludności. Wspomnienia tych, którzy przeżyli zesłanie, zawierają opowieści o aresztowaniu rodziców, stosunku mieszkańców wsi białoruskiej do tragedii deportacji, warunkach zesłania i życia na wygnaniu, szczegółach powojennych powrotów.
Opowiedzianym w publikacji historiom towarzyszą zdjęcia i dokumenty z archiwów rodzinnych świadków. Pamięć o tragicznych wydarzeniach początku II wojny światowej zachowuje ostatni list żołnierza Wojska Polskiego Piotra Korzenika z archiwum rodzinnego Janiny Śnieżki, także zapisy pamiątkowe z lat 1939–1949 w dziewczęcym pamiętniczku Eugenii Czaplińskiej. Większość z tych autorów „pierwsi Sowieci” wywieźli na Syberię, a ich bliscy zginęli w wichurze wojennej. Opublikowano także liczne zdjęcia ważnych dla respondentów epizodów z życia codziennego (nauka w szkole, życie religijne, codzienne, wesela, pogrzeby) z lat 30., w tym zdjęcia wileńskie z archiwum Hanny Kene, grodzieńskie – z archiwum Jadwigi Kalendy i Lidzii Iwaszczanki, fotografie portretowe i dokumenty deportowanych przez „Sowietów” (archiwum Zinaidy Mandryk).
Oczywiście, żadne wspomnienia nie ograniczają się tylko do jednego tematu, regionu czy okresu. Przeważająca większość z nich to opowieści autobiograficzne, w których kontekst wpisane są wydarzenia lat 1939–1941. Pamięć o nich jest uwarunkowana nie tylko wcześniejszymi doświadczeniami życiowymi świadków i ich rodzin, lecz także zmianami, od których rozpoczęła się jesień 1939 r. Przy czym kamieniami milowymi historii życiowych często były nie tyle wydarzenia historyczne (przyjście „pierwszych Sowietów” lub Niemców, wybory sowieckie czy tworzenie kołchozów), ile wydarzenia z życia osobistego, jak śmierć krewnych, przeprowadzka na nowe miejsce, urodzenie dzieci, choroba i in.
Należy odnotować dominację w większości relacji ustnych problematyki społecznej. Problematyka narodowościowa ówczesnego życia nie znalazła właściwego odzwierciedlenia w pamięci większości świadków, szczególnie wśród mieszkańców wsi. Jest to uzasadnione zarówno specyfiką procesu kształtowania idei białoruskiej w XX stuleciu, w którym przeważała problematyka społeczna, jak i tym, że nasi świadkowie w latach 1920–1930 byli bardzo młodymi ludźmi. Należy zauważyć, że w relacjach ustnych świadków, niezależnie od ich przynależności narodowej i wyznaniowej, dominuje potępienie tych, którzy rozpoczęli wojnę jesienią 1939 r. W przekonaniu rozmówców wojna nie może być ani środkiem rozwiązywania problemów, ani aktem „historycznej sprawiedliwości”. Częścią tego antywojennego dyskursu jest historia polskiego strażnika Pawła Pałczyńskiego i młodzieży z Grodna, którzy walczyli z agresorem. W ostatniej historii zamiast podziwu dla patriotyzmu dzieci jest żal w przypadku tych, którzy zginęli lub których los został złamany przez wojnę. Świadkowie historii oceniają przeszłość z punktu widzenia ogólnoludzkich wartości, wśród których najważniejsza jest wartość samego życia i jego zgodność z przykazaniami Boga. Pochodzenie etniczne, religia i społeczna przynależność świadków nie wpłynęły znacząco na treść ich wspomnień. Ustne relacje to opowieść o tragedii osoby, która padła ofiarą wojny, rozpętanej przez Hitlera i Stalina we wrześniu 1939 r., a później ofiarą krwawej bitwy między niemieckim nazizmem a sowieckim stalinizmem. Są także wyraźnym świadectwem tego, że ludzie nie poddali się i nawet w najbardziej nieludzkich warunkach bronili prawa do godnego życia.
Wracając do pamięci zbiorowej Białorusinów, należy odnotować wyraźne istnienie dwóch przeciwstawnych ocen września 1939 r.: „oficjalnej” i „nieoficjalnej”. Pierwsza to pamięć o „historycznym zwycięstwie” Białorusinów, któremu sprzyjała polityka ZSRS. Jest ona elementem ideologii państwowej i dominuje w podręcznikach szkolnych. A już pamięć „nieoficjalna” jest przepełniona przede wszystkim wspomnieniami o początku wojny. Jest to także pamięć o strachu człowieka przed potężnym i bezlitosnym państwem, a także wyraźny uraz społeczny, którego do dziś nie udało się przezwyciężyć.
O czym świadczy istnienie tych dwóch ocen jednego wydarzenia historycznego? Być może o tym, że podział ziem białoruskich na części polską i sowiecką, którego symbolem stała się tzw. granica ryska, przetrwał do dziś? Oczywiste jest, że oceny „oficjalna” i „nieoficjalna” mocno przypominają oceny wydarzeń jesieni 1939 r. przez dawnych „wschodniaków” i „zachodniaków”. Oficjalne traktowanie tych wydarzeń nie uwzględnia pamięci „zachodniaków”, a oni nie rozumieją miejsca tego wydarzenia w państwowym kalendarzu świąt. Można stwierdzić, że problem „ponownego zjednoczenia” Białorusi jeszcze pozostaje w pewnym sensie aktualny, przynajmniej w dziedzinie pamięci…
Aleksander Smalianczuk
1 Л. Абецедарский, М. Баранова, Н. Павлова, История БССР. Учебник для учащихся средней школы, Изд. 7-е, Минск 1982, s. 219.
2 Zob. m.in.:У Заслаўі закрылі выставу пра Заходнюю Беларусь, [online], https://www.svaboda.org/a/26586910.html, dostęp: 30.09.2020.
3 В. Цыганкоў, Вы супраць таго, што тэрыторыя Беларусі павялічылася ўдвая?, [online], https://www.svaboda.org/a/26590277.html, dostęp: 10.07.2020.
4 Zob. m.in.: А. Смалянчук, Верасень 1939 года як месца памяці беларусаў, [w:]Восень 1939 года ў гістарычнай традыцыі і вуснай гісторыі, red. A. Смалянчук, Мінск 2015, s. 11–21; Р. Лазько, Нас аб’ядналі – хто? Чужаніцы… Аб гістарычных умовах аб’яднання Беларусі ў верасні 1939 г., [w:]Восень 1939 года ў гістарычнай традыцыі…, s. 22–35; А. Трафімчык, 1939 год і Беларусь. Забытая вайна, Мінск 2014; І. Мельнікаў, Заходнебеларуская Атлантыда. 1921–1941, Мінск 2015.
5История Беларуси. ХІХ–начало ХХІ в. Учебное пособие для 11 класа общеобразовательных учреждений с русским языком обучения, red. Е. Новика, Минск 2009, s. 150.
6Ibiidem, s. 151.
7 С. Паноў, У. Сідарцоў, В. Фамін, Гісторыя Беларусі. 1917–пачатак ХХІ ст.: вучэбны дапаможнік для 9 класа, Мінск 2019, s. 61–62.
8Ibidem, s. 65.
9 Białoruskie Archiwum Historii Mówionej zostało utworzone w 2011 r. z inicjatywy dr Iryny Kasztalan, która została jego pierwszym kierownikiem.
10 Według teorii pamięci Jana Assmanna, „pamięć komunikatywna” jest bezpośrednim przekazem faktów z przeszłości w komunikacji pokoleniowej, w relacji żywych świadków. Więcej zob.: J. Assmann, Pamięć kulturowa. Pismo, zapamiętywanie i polityczna tożsamość w cywilizacjach starożytnych, przeł. A. Kryczyńska-Pham, red. R. Traba, Warszawa 2008.
11 G. Rosenthal, Erlebte und erzählte Lebensgeschichte. Gestalt und Struktur biographischer Selbstbeschreibungen. Kampus, Frankfurt am Main 1995.
12 Mieszkańców Białorusi Zachodniej i Wschodniej.
13Восень 1939 года ў гістарычнай традыцыі і вуснай гісторыі, red. А. Смалянчук, Мінск 2015.
14 В. Іванова, Прамоўленая гісторыя: ХХ ст. у памяці жыхароў беларускай вёскі, Мінск 2018.
15Зусім іншы горад. Гродна і гродзенцы ў вусных успамінах, oprac. А. Вашкевіч, Т. Касатая, Гродна 2017.
16 J. Lutyński, Metody badań społecznych: wybrane zagadnienia, [w:] „Prace Wydziału II Nauk Historycznych i Społecznych – Łódzkie Towarzystwo Naukowe” 1994, nr 96.
17 Jesienią 1915 r. rosyjskie władze przeprowadziły przymusową ewakuację ludności z terenów zagrożonych okupacją niemiecką. Uchodźcami stało się według różnych szacunków od 3,2 do 3,5 mln osób. Liczba białoruskich uchodźców przekroczyła 1,2 mln. Chaos wojny, brak planu ewakuacji sprawiły, że większość uchodźców nie otrzymywała pomocy. Dręczyły ich głód i choroby. Historia uchodźstwa stała się jedną z najbardziej tragicznych stron dziejów Białorusi w okresie I wojny światowej. Zob.: В. Карнялюк, Міграцыя беларускага насельніцтва, выкліканая Першай сусветнай вайной, Гродна 2019; A. Prymaka-Oniszk, Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy, Kraków 2016.
18 Wcześniej opublikowano fragmenty wspomnień dziesięciu świadków, których historie znalazły się w tym zbiorze.
19 Jedno ze wspomnień zostało nagrane z udziałem dwóch świadków.
Nota edytorska
Publikację przygotowano w ramach projektu Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia „Pogranicze polsko-białoruskie pod okupacją sowiecką lat 1939–1941 w relacjach świadków”, którego koordynatorem jest dr Maciej Wyrwa. Efektem projektu była wydana w Białorusi praca „За першымі саветамі”. Польска-беларускае памежжа ў 1939–1941 гг. у вусных успамінах жыхароў Беларусі 20. Zawarte w niej relacje ustne na potrzeby niniejszej publikacji zostały przetłumaczone na język polski i opatrzone wstępem.
Wspomnienia umieszczono w rozdziałach według kolejności tematycznej lub cech geograficznych. W adnotacji do każdego ze wspomnień umieszczono nazwisko, imię i imię ojca świadka, nazwisko rodowe rozmówczyń. Wskazano także rok urodzenia świadka lub lata życia, miejsce przeprowadzenia wywiadu czy miejsce urodzenia w przypadku, gdy nie było takie samo, jak opisane we wspomnieniu. W niektórych przypadkach przy rozbieżnościach wskazywano miejsce, w którym odbyły się wydarzenia, a miejsce wywiadu odnotowywano w opisie poniżej. Zamieszczono informacje o narodowości, wyznaniu, poziomie wykształcenia, rodzaju wykonywanej pracy oraz podstawowe szczegóły biografii. Wskazywano sposób zapisu wspomnień – wywiad audio czy wideo.
Ze wspomnień, wywołanych metodą wywiadu biograficzno-narracyjnego (G. Rosenthal), wyodrębniano fragmenty, opisujące wydarzenia lat 1939–1941. Kolejności opowiadania nie zmieniano, przejścia do innych tematów i pominięcia były uwarunkowane głównie przebiegiem rozmowy czy pytaniami osoby przeprowadzającej wywiad. Wyjątkami były tylko wspomnienia Maryi Wirynskiej i Kłaudzii Nieściarenki, które zapisywano dwa razy, zachowując kolejność chronologiczno-tematyczną. Wspomnienia Janiny Śnieżki i Eugenii Czaplińskiej połączono z dokumentami z archiwów rodzinnych, jako ważnym uzupełnieniem relacji. Dążenie redaktorów do zachowania kolejności chronologiczno-tematycznej opowieści dotyczyło także wspomnień Teresy Skirmunt, która jest jedyną obywatelką Polski, występującą w publikacji. Wyjątek ten jest uzasadniony tym, że jako dziecko była świadkiem tragicznych wydarzeń w historii swej rodziny, która przez niemal pięćset lat stanowiła integralną część krajobrazu społecznego i kulturowego białoruskiego Polesia.
Do zbioru włączono relacje ustne Hienadzia Karszakouskiego, Krystyny Żulegi, Bolesławy Kucewicz, Stanisławy Roj, które zapisano jeszcze w 2002 r. i które były już publikowane w almanachu krajoznawczym Miasto świętego Huberta21, poświęconym historii Grodna. Relacje ustne pozyskano metodą wywiadu swobodnego ukierunkowanego oraz wywiadu biograficznego.
Pominięcia redaktorskie w tekście wspomnień zaznaczano wielokropkiem w nawiasach kwadratowych: […]. W przypadku niektórych świadectw wymagana była rekonstrukcja wypowiedzianych wyrazów – w tym przypadku dodawano poszczególne słowa w nawiasach kwadratowych. Również w nawiasach kwadratowych, kursywą zaznaczano emocje (śmiech, płacz i inne). Sformułowania potoczne, powtórzenia, fragmenty wyrazów, niedokończone lub niezrozumiałe myśli usuwano bez zaznaczenia zgodnie z zasadami przyjętymi przy zapisie tekstów historii mówionej. Tak samo poprawiano niewłaściwe końcówki. Przy publikacji starano się zachować specyfikę języka świadka.
Na końcu wspomnienia dodano jego charakterystykę, łącznie z sygnaturą i ścieżką dostępu, zgodnie z którą można je zweryfikować w archiwum BAHM (http://www.nashapamiac.org/archive/home). W kilku przypadkach relacje pochodzą z prywatnych archiwów osoby, która przeprowadzała wywiad. Odnotowywano także informację o tym kto, kiedy i gdzie nagrał daną relację oraz nazwisko osoby, która dokonała jej transkrypcji. Podano długość trwania wywiadu i czas wykorzystanych w publikacji fragmentów. Fragmentów nie zaznaczano w przypadku, gdy było ich więcej niż trzy w ramach jednego wspomnienia.
Komentarze i uwagi sporządzono, wykorzystując internetowe bazy danych: Europa w rodzinie. Ziemiaństwo polskie w XX wieku, http://ziemianie.pamiec.pl/pl/majatki/wi.html; Pełna lista majątków kresowych, adresy właścicieli domów Wilna i ich ówczesnych właścicieli, https://jaroslawrokicki.com/majatkikresowe-adresy-wlascicieli-domow-w-wilnie; Адкрыты спіс, [online], https://by.openlist.wiki; Репрессированные общественные и культурные деятели Беларуси, http://www.marakou.by/by; Жертвы политического террора в СССР, http://lists.memo.ru/index.htm.
Pragnę wyrazić wdzięczność wszystkim współpracownikom Białoruskiego Archiwum Historii Mówionej. Zebrane relacje ustne mieszkańców Białorusi to prawdziwy skarb naszej kultury, który należy przeciwstawić zarówno tendencjom do niepamięci i zapomnienia, jak i nowym próbom fałszowania ojczystej historii.
Wolha Iwanowa
20„За першымі саветамі”. Польска-беларускае памежжа ў 1939–1941 гг. у вусных успамінах жыхароў Беларусі, wybór В. Іванова, red. А. Смалянчук, Мінск 2019.
21Краязнаўчы альманах «Горад святога Губерта», Выпуск першы, Гісторыя Гародні ХХ ст. у вусных успамінах, red. A. Смалянчук,Сейны 2002.
I.
Hanna Kene nr 1
(z d. Antanowicz) c. Antona, ur. 1934, Wilno. Białorusinka (córka działacza ruchu białoruskiego Antona Antanowicza22), prawosławna, filolog polonistka. Fragment biograficznego wywiadu audio, nagranego w ramach projektu „Życie codzienne społeczeństwa białoruskiego. Lata 1944–1953” (2011)
[…] W [19]39 roku miałam pięć lat i dobrze pamiętam wydarzenia z tego roku. Ogólnie rzecz biorąc, dziwne jest, że wydarzenia te zostały przeze mnie zapamiętane. Chociaż powód zmiany władzy w Wilnie zrozumiałam dopiero niedawno, kiedy czytałam dokumenty historyczne, które dawały wyobrażenie o tym, co działo się na świecie. Urodziłam się w Polsce i mieszkając przy tej samej ulicy Sawicz, numer 2, najpierw byłam obywatelką polską, a następnie obywatelką burżuazyjnego państwa litewskiego od [19]39 do [19]40 roku. Potem byłam w strefie okupacyjnej. Gdy wybuchła wojna, żyłam „za Niemców”. Nie wiem, czy mieliśmy wtedy obywatelstwo. A może wtedy nie mieliśmy żadnego obywatelstwa? Po tym, jak Litwa przystąpiła w [19]40 roku do Związku Sowieckiego, stałam się obywatelką Związku Sowieckiego.
Moi rodzice: matka – krawcowa, ojciec był wtedy bezrobotny. Ukończył technikum w Wilnie. Na pewno miał do czynienia z lokomotywami parowymi, kiedy miał pracę. Był specjalistą od lokomotyw…
W [19]41 roku poszłam do szkoły, w Wilnie było gimnazjum białoruskie. A w tym białoruskim gimnazjum działała […] czteroletnia szkoła. Trudno nazwać to szkołą, ponieważ był to jeden pokój, w którym siedziały wszystkie cztery klasy. Mieliśmy dwóch nauczycieli. To prawie jak w wiosce. Wszyscy uczniowie w tej samej klasie. […] Ale wszyscy jakoś bardzo przyjaźnie żyliśmy w tej szkole. Mam nawet zdjęcia z tego czasu. […] Było to normalne gimnazjum, które w [19]44 roku zostało zamknięte, kiedy wyzwolono miasto. […] Prawie wszyscy nauczyciele zostali aresztowani. To prawda, że nasza [nauczycielka] Rusiecka została zwolniona dość szybko, ale po tym aresztowaniu już nie była całkiem normalna. […]
Potem poznałam Mirosławę Stankiewicz. Nadal jesteśmy przyjaciółkami. […] Była o klasę starsza ode mnie. […] Jej ojciec miał ogromne znaczenie dla Wilna. Miał księgarnię, ta księgarnia pełniła rolę klubu Białorusinów. Przychodzili tam nie tylko, aby poprosić o jakąś książkę, ale także po to, by porozmawiać. […]
Wilno stało się miastem litewskim w [19]39 roku, ponieważ Niemcy zaatakowali Kraj Memelski23 i zajęli fragment tego Kraju Memelskiego. Mieszkało tam wielu Niemców. Wszyscy byli zachwyceni, że w końcu zostali, że tak powiem, zabrani Heim ins Reich 24.Związek Sowiecki wykorzystał ten fakt i zaproponował burżuazyjnemu rządowi litewskiemu wprowadzenie ograniczonego kontyngentu żołnierzy w celu ochrony Litwy przed armią niemiecką na wypadek, gdyby ci chcieli zająć jeszcze więcej kraju. Pozwolono [im] […] wejść. W zamian Litwa otrzymała Kraj Wileński […], mały pas ziemi. Zasadniczo to terytorium nigdy nie należało do Litwy. […]
Jest to najbardziej wysunięta na północ część ziemi, gdzie mówi się po białorusku. Litwini zawsze chcieli, aby Wilno było stolicą ich państwa. […] A w [19]40 roku (oczywiście była też partia komunistyczna w Wilnie) niektórzy przedstawiciele tego litewskiego burżuazyjnego rządu udali się do Moskwy. Poproszono o przyjęcie do Związku Sowieckiego25. A potem Wilno stało się częścią Związku Sowieckiego. A druga część Białorusi już po wojnie odeszła, że tak powiem, do Związku Sowieckiego. I rejon wileński jakoś okazał się na uboczu. Przydarzyła mu się zupełnie inna historia, to znaczy, że nie wszedł do tych traktatów i negocjacji z Niemcami. […]
Rodzina Hanny Kene (Antanowicz): stoją rodzice Anton i Alena, siedzą dziadek i babcia Jauhien i Ullana Bianieccy, stryjek Aleksander Bianiecki (deportowany w 1940 r.). Wilno, 1933. Ze zbiorów BAHM, 27(1)–409–1022
W tym okresie stałam się zatem, czyli w [19]39 roku, obywatelką tej burżuazyjnej Litwy. A potem natychmiast pojawiła się litewska policja. Wybrano do tego bardzo wysokich młodych ludzi. Nosili metalowe hełmy. I zapamiętałam ich sobie, ponieważ policjant przyszedł kiedyś do naszego mieszkania i zażądał, aby mój dziadek natychmiast poszedł do czyszczenia czy polewania ulicy. Dziadek powiedział mu: „Skończę obiad, a potem pójdę”. Mówili tylko po litewsku. Nie rozumiano [ich]. Więc dziadek powiedział: „Ty – mówi – nie rozumiesz, co ja do ciebie mówię, ale ja nie rozumiem, co ty mówisz do mnie. Skończę jeść i pójdę sprzątać. Wiem, dlaczego do mnie przyszedłeś”. Nie rozumieli się nawzajem, ale, że tak powiem, ton rozmowy był wyraźny. […] [Dziadek był] dozorcą. […] Wtedy polewali ulicę z węża. Najwyraźniej było to już w 1940 roku, kiedy Wilno zostało przyłączone do Związku Sowieckiego, ponieważ udekorowane ciężarówki jechały po naszej ulicy Wielkiej. Byli w nich ludzie. I najwyraźniej było to 1 maja albo być może jakieś uroczyste wydarzenie związane z przystąpieniem do Związku Sowieckiego.
Ponieważ [rodzice] nie mieli pracy w Wilnie, próbowali [ją znaleźć] w Warszawie. […] To był już 1939 rok. Ale jeszcze przed wybuchem wojny, być może w kwietniu lub maju wyjechali do Warszawy, nie mieli też żadnych środków. Mama znalazła pracę, ktoś jej pomógł. Chodziła do bogatych mieszkań, cerowała ubrania lub coś szyła. A ojciec miał rozpocząć pracę w jakiejś fabryce wyrobów metalowych 1 września. I nic z tego nie wyszło, ponieważ 1 września […] Warszawa została już zbombardowana. A ponieważ mieli dokumenty potwierdzające, że pochodzą z terytorium okupowanego przez Związek Sowiecki (Baranowicze były przecież centrum administracyjnym), pozwolono im ruszyć w tym kierunku. I poszli, znów pieszo.
Rodzice przyjaciółki Hanny Kene, Mirosławy – Stanisław i Hanna Stankiewiczowie.
Wilno, 1940. Ze zbiorów BAHM, 27(1)–409–1028
Hanna Kene z ojcem. Wilno, 1940. Ze zbiorów BAHM, 27(1)–409–1030
[W Wilnie] wtedy byłam tylko z babcią. Wyjechali beze mnie. Dotarli do pasa, przez który przechodziła granica podzielonej Polski. I stamtąd się dostali… Był tam jakiś barak, w którym było wielu takich uchodźców. Moja mama opowiadała, że nie było gdzie usiąść, stali tam całą noc. A potem ich jakoś porozdzielano i znaleźli się w Baranowiczach. W Baranowiczach za jakiś czas mój ojciec znalazł pracę. Był dyrektorem jakiegoś przedsiębiorstwa wydobycia torfu czy czegoś takiego. […] Ale nie mogli dostać się do Wilna. W [19]39 roku Wilno to burżuazyjna Litwa. Ale coś tam było możliwe. Paliwo, które otrzymał w Baranowiczach, można było jakoś przetransportować do Wilna. […] A my w Wilnie otrzymaliśmy jakiś brykiet czy węgiel. […] Była już pewna łączność. […] I dla mnie było to wielkie życiowe przeżycie, kiedy mogłam pierwszy raz, kiedy byli w Baranowiczach, rozmawiać z nimi przez telefon. […] Musieliśmy iść na pocztę. Zaproszenie przyszło do centralnego telegrafu. Prawdopodobnie nigdy w życiu nie byłam tak podekscytowana…
Potem przyjechali moi rodzice. Ale wszystko to było bardzo krótko, ponieważ rozpoczęła się wojna. Potem oczywiście byli cały czas, lub prawie cały czas, w Wilnie. Ale mój ojciec dostał pracę w Oszmianie w szkole białoruskiej. A wcześniej odbył […] kursy nauczycielskie już w okupowanym [przez Niemców] Wilnie.
W [19]44 roku [kiedy przyszli Sowieci] miałam dziesięć lat. To było przerażające. […] Myślę, że ojciec i matka praktycznie nie spali. Wszyscy mieliśmy przygotowane węzełki ze zdjęciami.
Były zawinięte w długi, jak kiedyś były modne, dywan. Wieszali go na ścianie albo kładli na kanapie, przykrywali aż do podłogi. Koniecznie [rodzice] chcieli go zabrać. Niektóre garnki można było wziąć ze sobą. To nie były aresztowania, tylko wywózki. Tak, 25 kilogramów na osobę. A ten dywan miał posłużyć, gdyby rzucili nas gdzieś w śniegi, żeby można było zrobić z niego namiot.
Każdej nocy przyjeżdżał czarny samochód, to znaczy, że siedzieli przez kilka dni. I nawet mieszkańcy naszej ulicy, kiedy wiedzieli, że jest tam ktoś, mówili, spotkawszy sąsiada na ulicy: „Nie wchodź do tego mieszkania, siedzą tam”. Ponieważ każdego, kto wszedł, zabierali ze sobą. [Aresztowali] ojca Miry, mieszkała przy tej samej ulicy. Nie znaliśmy ich z nazwiska, ale z sąsiedniego domu, od nas ludzi zabierano w nocy zewsząd. Przy czym byli to najbiedniejsi z biednych, ci, co mieszkali tutaj przy tych ulicach. […]
Nikt nie odważył się wyrazić swojego stosunku do władzy sowieckiej, że tak powiem, otwarcie. Ludzie stali w kolejce z kartkami na żywność, aby je wykupić. Podczas okupacji w tych sklepach nigdy nie było kolejek. Chociaż wtedy też tylko z kartkami można było dostać [produkty]. Był też bazar, na którym można było coś kupić, gdy się miało pieniądze. Wydawali ogromne ilości niektórych warzyw. Kiedyś u nas na podwórzu leżała kapusta, cała góra. Dla mnie była to cała góra kapusty. Innym razem leżała brukiew. Tym się żywiliśmy. Babcia coś z tego robiła. Powiedzieć o swoim stosunku do tego, co się działo, nikt nie śmiał, wszyscy bali się, nie wiedziałeś, z kim masz do czynienia.
Potem przybyło wiele żon oficerskich z Rosji. Bardzo się różniły od nas. […] Mieszkały w lepszej części miasta i najczęściej wyróżniały się ubraniem. [Chodziły] w jedwabnych sukienkach i oficerkach na nogach albo czymś podobnym… I jeszcze z naganem. To znaczy, były to albo żony oficerów, albo żołnierki.
Mój wujek […] Aleksander został aresztowany od razu w [19]40 roku, gdy tylko Litwa stała się [częścią ZSRS]. Aresztowano go za to, że był harcerzem w czasach polskich. Moja babcia wyobrażała sobie, że chłopiec powinien otrzymać wykształcenie, więc dołożyła wszelkich starań, aby ukończył gimnazjum i wstąpił na uniwersytet. I przed wojną on, Aleksander Jewgieniewicz Bieniecki, chyba doszedł do trzeciego roku studiów. A potem został zabrany natychmiast, kiedy wszyscy zostali aresztowani, i to […] na osiem lat. Wydobywał polimetale w Norylsku. Przeżył, wrócił. […] Był harcerzem, gdy miał dziesięć lat. […] W ogóle się nie zmienił. Był bardzo przystojnym mężczyzną. Po prostu się zestarzał. […]
Źródło:Białoruskie Archiwum Historii Mówionej (dalej: BAHM), 27(1)–409–1064,
http://nashapamiac.org/archive/watchcontent.html?id=1409.
Relacja nagrana przez Irynę Kasztalan w 2011 roku w Berlinie. Transkrypcja: Tacciana Kasataja.
Długość nagrania: 06:32:00. Język: rosyjski.
22 Anton Antanowicz (1910–1980) – białoruski działacz społeczny, językoznawca, badacz języka starobiałoruskiego w tekstach z XVI w., a także w rękopisach XVII-wiecznych, pisanych pismem arabskim. Profesor Uniwersytetu Wileńskiego.
23 Kraj Memelski (pol. Okręg Kłajpedy) – północno-wschodnia część Prus Wschodnich odłączona w 1920 r. po wejściu w życie traktatu wersalskiego od Rzeszy Niemieckiej na rzecz Republiki Litewskiej. W l. 1923–1938 autonomiczna część Republiki Litewskiej. 23 marca 1939 r. na mocy umowy między Rzeszą Niemiecką a Litwą włączony w granice Niemiec.
24 Niem.: z powrotem do Rzeszy.
25 W rzeczywistości był to ciąg dalszy agresji ZSRS w Europie Środkowo-Wschodniej, rozpoczętej we wrześniu 1939 r. Lecz w odróżnieniu od wojny przeciwko Polsce kierownictwo ZSRS okupacji Litwy próbowało nadać formę „rewolucji socjalistycznej”.
Chwiedar Niuńka nr 2
s. Jakuba (1928–2018), Szczuczyn, obwód grodzieński. Białoruski działacz społeczny i kulturalny, prawosławny, z rodziny chłopskiej, absolwent Akademii Rolniczej w Kownie, szef Towarzystwa Języka Białoruskiego na Litwie (1989–2014). Fragment biograficzno-narracyjnego wywiadu wideo, nagranego w ramach projektu Białoruskiego Archiwum Historii Mówionej „Autoportret na tle epoki” (2013)
[…] W [19]39 roku, we wrześniu wojska sowieckie przekroczyły granicę [polską]. [Nastąpiło], jak to wówczas nazywano, „wyzwolenie” lub „zjednoczenie” Białorusi Zachodniej i Wschodniej. Moja rodzina przyjęła to bardzo pozytywnie.
W swoim czasie w [19]14, w czasie pierwszej wojny światowej, Białorusini masowo emigrowali do Rosji26. Tutaj chciałbym powiedzieć, że była szkodliwa propaganda ze strony duchowieństwa prawosławnego. Co oni mówili? Mówili, że Niemcy katolików nie ruszą i nie zrobią im nic złego, a prawosławni zostaną zniszczeni. Taka propaganda miała swój wynik. I z tej samej wioski większość prawosławnych zaprzęgła konie, porzuciwszy wszystko. Z tym, co można było zabrać ze sobą, udali się na uchodźstwo. Wzięli worki zboża, jeśli mieli na co załadować. Ale jechać trzeba było daleko. A front się zbliżał. Aby nie trafić w ręce Niemców, rwali i cięli worki, wysypywali ziarno na ziemię. Żeby koniowi było lżej i żeby mieć czas na ucieczkę. W ten sposób [moi rodzice] dotarli do Mińska. Po drodze ludzie chorowali i umierali. […] Ale im udało się dojechać szczęśliwie. W Mińsku sprzedali konia i wóz. A potem czekali na pociągi i pojechali do Rosji. Zatrzymali się gdzieś w pobliżu Uralu. Ojciec mówił, że w górskich zakładach, gdzie dyrektorem był Niemiec, który dobrze zorganizował pracę, chłopi żyli bogato. Przyjęli ich jako uchodźców, którzy uciekli z Polski przed Niemcami.
Zdarzało się nawet coś takiego, że wstając rano, znajdowało się przed domem przyniesioną wszelkiego rodzaju żywność, tyle, ile potrzeba człowiekowi. I chleb, i kasze, i tak dalej. Wszystko co [miejscowi] mieli. I sami chłopi żyli bogato. Z biegiem czasu, gdy rodzicom się ułożyło, ojciec poszedł do pracy w fabryce, do Niemca. A ponieważ jego ojciec (mój dziadek) został wzięty do wojska, bo była mobilizacja, to uchodźcom, gdzie żywiciel był w wojsku, władza carska dawała pomoc. I to były dobre pieniądze. Więc mieli już więcej, niż trzeba, a nawet więcej, niż się chciało.
Ale trochę [objawiła się] nasza białoruska chciwość. Oni […] nadal jeździli po wioskach i zbierali [żywność]. Co mamy, to mamy. A w tym czasie była […] taka opieka ze strony carskiego rządu, szacunek i wsparcie ze strony miejscowej ludności. I tak pozostało aż do rewolucji.
Od początku rewolucji jeździli agitatorzy, komisarze, stawali na beczkach i wygłaszali mowy, w jaki sposób zniszczyć carat i jak dobrze ludzie będą żyć. Niemieckiego dyrektora wygnali. I ci krzykacze na beczkach dostali władzę. Życie stało się gorsze. Teraz nie tak, że nasypywano chłopom, ale oni sami jeździli daleko po zboże. A w takich okolicznościach uchodźcy nie chcieli tam pozostać. I myśleli, jak wrócić na Białoruś.
Gdzieś około [19]24 roku […] wrócili. Co zastali na miejscu? Ci, którzy nie wyjechali, żyli jak żyli. Nic nie przepadło. Nikt nie zmarł po drodze. Nikt nie zmarł na uchodźstwie. I można rzec, że żyli ze śpiewem na ustach, na miarę możliwości, jakie można sobie wyobrazić. I co zastali nasi rodzice, przyjeżdżając z powrotem? Wszystko było stracone, wszystko! To prawda, chata stała, ale w chacie nic nie było. Musieli zorganizować życie od nowa. Prowadzę tę rozmowę, żeby pokazać dlaczego tak [pozytywnie] reagowali rodzice, a zwłaszcza ojciec na to, jak „nasi ludzie”, „nasi” przyszli [we wrześniu 1939], aby wyzwolić nas z „polskiego jarzma”.
Muszę przyznać, że w Polsce Białorusini mieli ograniczone możliwości. Nie można było objąć odpowiedzialnej posady.
Trwała asymilacja, można powiedzieć, gwałtowna, aby przechodzić na katolicyzm, aby stawać się Polakami. Dlatego [oczekiwano] przyjścia [Sowietów], słuchano radia, że już przekroczyli granicę i „idą nasi”. Tak ich nazywano. Nie było granic między Białorusinami i prawosławnymi Ruskimi.
[Zrozumieć, co się stało] może wykształcony człowiek, który zna historię, który jest tym zainteresowany. A skąd to może wiedzieć chłop? Dla niego byli to „nasi”. A, słuchając radia, należało się spodziewać, że z dnia na dzień przyjdą i do Szczuczyna – tam, gdzie mieszkaliśmy. Ojciec był gotowy na spotkanie „naszych”. Potrzebne będą kwiaty, wieniec i jakieś okrzyki… Słyszał w radiu, jak ich witają w innych miejscach. […] Spotykał się również z Żydami, którzy byli właścicielami większości sklepów.
I dogadali się, że jutro, kiedy wejdą sowieckie czołgi i wojska (dwa czołgi przyjechały rzeczywiście), koniecznie trzeba ich powitać. I tak się umówili: witamy razem tych żołnierzy sowieckich, którzy przyjdą pierwsi. Ale następnego dnia, kiedy wybrali się na powitanie, to był tylko ojciec z kwiatami i z wieńcem, a ja razem z nim. A z tych Żydów nie było nikogo. Nikt nie przyszedł, choć wcześniej umówili się na to. Oni po prostu mieli więcej informacji o tym, że do właścicieli sklepów, do kupców w Związku Sowieckim stosunek był gorszy, niż można było się spodziewać. Dla nich była to „klasa kułaków” czy tam „kapitalistów”, którą należy wysłać na „białe niedźwiedzie”.
Ojciec został sam, i witaliśmy… Krzyknął: „Da zdrawstwujet…”27 i tak dalej. [Zrobił] to, co wiedział z sowieckich audycji radiowych. A gdy ich powitał, wtedy podszedł do niego komisarz, który tam był, i powiedział, że ojciec zostaje mianowany na przewodniczącego miasta. Stworzy nową władzę […] w Szczuczynie. Polacy nie brali w tym udziału, byli przeciwko. Ojciec mówi: „Ja mam sklep. Co się z nim stanie?” [I usłyszał w odpowiedzi:] „Jak sprzedawaliście, tak sprzedawajcie dalej, dalej prowadźcie ten sklep”. Ale będzie trzeba wybrać inne naczalstwo. Nie mógł być i w sklepie, i tam – więc dobrowolnie zrezygnował z władzy. Ale był rad, że będzie można handlować. Chociaż komisarz oczywiście wiedział, co ich czeka.
I na drugi dzień ojciec otworzył sklep na oścież. A Żydzi wszystkie sklepy zamknęli. Jakby nikogo nie było. I nastąpił napływ żołnierzy, którzy najwyraźniej dostali jakieś grosze. Pamiętam te pieniądze. Jeden rubel, fabrycznie nowy, dopiero co z banku. I teraz ci żołnierze – w sklepie. Ojciec, żeby jeszcze raz podkreślić swój stosunek, zerwał białą część z polskiej flagi i [tylko] czerwona wisiała nad sklepem. Polacy patrzyli krzywo na to powitanie, na tę flagę. I zapamiętali to sobie. Okazało się to po przybyciu Niemców. Żołnierze, ponieważ mieli pieniądze, wchodzili do sklepu, a gdy kupujesz nie jeden przedmiot, a kilka, to masz rabat za to, że bierzesz więcej. Nie wiedzieliśmy, że oni tam [w Związku Sowieckim] niczego nie mają…
A polskie sklepy były zawalone towarami. […] Nie było „deficytu”, aby jak najwięcej sprzedać, bo wtedy więcej zarobisz. Więc to była wielka radość dla rodziców, że tak dobrze idzie handel, i już dużo utargowali. I tak to trwało codziennie. Bojcy – żołnierze wykupywali wszystko. Brali tyle, ile się dało. I za tydzień sklepu już nie było. Ale radość była, bo komisarz powiedział, że skąd braliśmy towar, tam możemy dalej go brać. [W rzeczywistości] oczywiście nie było skąd wziąć tego towaru. I stopniowo, po trochu zaczęli się czepiać, że jesteś handlarz, kapitalista.
I, oczywiście, gdyby nie wojna, to wywieźliby nas. A tak to tylko nas wyrzucono z trzypokojowego mieszkania. […] Przenieśliśmy się do jednopokojowego mieszkania pod Szczuczynem, tylko otynkowanego, ponieważ było niezamieszkane. To nagroda za tamto powitanie, zorganizowane przez ojca. I tam żyliśmy do wojny [ZSRS z Niemcami].
Ojciec jakiś czas pracował na kolei. Wysyłali do Niemiec drewno. Przygotowywali je i wysyłali. Bez przerwy szły pełne pociągi dla niemieckiego sojusznika, gdyż było porozumienie między Hitlerem i Stalinem o dobrosąsiedzkich stosunkach […]. Wagony były załadowane do pełna. Śmialiśmy się, jedzie tam: szuch-tuk-tuk. I już z powrotem: tra-ta-ta. Puste wagony brzmiały inaczej. Ojciec pracował tam jako brakarz. To znaczy – wybierał najlepsze drewno dla Niemców. To trwało aż do wybuchu wojny, do [19]41 roku. […]
Moja matka zrobiła jakieś kursy i pracowała jako operatorka w centrali telefonicznej. […] Pracowała przez długi czas, ale potem pojawiły się zarzuty, że jest „żoną kapitalisty”. Też były ograniczenia. Mój ojciec pracował na początku w jakiejś potrebkooperacji [spółdzielni spożywców]. A potem, chyba, został zwolniony stamtąd. I poszedł na kolej. […] Wielkiego rozczarowania [za władzy sowieckiej] nie było. Potem już próbowaliśmy, jak to zwykle u nas, załatwiać, przystosowywać się. […]
[W życiu religijnym] nic się u nas nie zmieniło. Taka była tendencja. Księża przychodzili i namawiali, to już wiem od rodziców. […] Cerkiew, jak była, tak i pozostała. Uczęszczali do niej regularnie. Tak samo do niej chodziłem, gdy byłem mały. A tak na marginesie, gdy byłem mały, byłem bardzo mocno wierzący. Czytałem Biblię, i to nie raz, a niektóre [części] nawet znałem na pamięć. W tym czasie mieliśmy twardą tradycję prawosławną i to wszystko się zachowało. […]
Źródło: BAHM, 42(1)–719–2640,
http://nashapamiac.org/archive/watchcontent?id=1814.
Relacja nagrana przez Aleksandra Smalianczuka i Irynę Kasztalan 11.09.2013 w Wilnie. Transkrypcja: Tacciana Kasataja. Długość nagrania: 03.21:28; fragmenty: 00:31:00–00:47:00, 00:59:02–01:07:01. Język: białoruski.
26 W 1915 r. władze rosyjskie zaczęły przymusową ewakuację ludności z terenów, które opuszczały wojska rosyjskie. Uchodźstwo dotknęło około 1,2 mln Białorusinów, z których wielu zaginęło lub nigdy nie wróciło do domu. Zob. przypis 17.
27 Ros.: początek sowieckiego sloganu propagandowego: Da zdrawstwujet sojuz raboczich i kriestjan! – Niech żyje sojusz robotników i chłopów!
Walancin Lebiedzieu nr 3
s. Michaiła, ur. 1929, Słonim, obwód grodzieński. Białorusin, prawosławny, z rodziny chłopskiej, inżynier. Fragment biograficznego wywiadu audio, nagranego w ramach projektu „Życie codzienne białoruskiego społeczeństwa. Lata 1944–1953” (2009)
Urodziłem się w Grodnie. Mam świadectwo z katedry28 w Grodnie. […] Prawosławny. […] Do Grodna moi rodzice przyjechali ze Słonimia. Ojciec ze Słonimia, matka ze Słonimia. […] W pobliżu Słonimia jest Albertyn29, tam była posiadłość hrabiego Pusłowskiego. I tam była fabryka. […] A potem, w [19]32 roku, powrócili do Słonimia, kupili ziemię i zbudowali chatę. […] Ojciec pracował w tartaku jako mechanik, a moja matka była gospodynią domową. […] Mieszkaliśmy na granicy między miastem [a wsią]. [I płaciliśmy] podatki. […] Matka chodziła na dniówki – żąć, kopać ziemniaki.
W [19]35 roku poszedłem do pierwszej klasy państwowej siedmiolatki. To była szkoła państwowa w Słonimiu. Pod kuratelą księdza. To jest obok kościoła św. Andrzeja przy placu Sapiehy w Słonimiu. […] Mieliśmy wspaniałą szkołę. Moją pierwszą nauczycielką była pani Wołodkowiczowa, a dyrektorem szkoły był pan Majewski. […] Ponieważ jesteśmy prawosławni, religii nauczano nas osobno. Przychodzili ksiądz i batiuszka30 Drużełowski. A [w klasie] było dwóch Tatarów, którzy wychodzili. I zazdrościliśmy im – mieli wolne. […]
I tak aż do [19]39 roku mieszkałem w Słonimiu i żyłem tym życiem, które tam się toczyło. […] Matka zawsze zabierała nas do cerkwi w niedzielę. Był u nas taki zwyczaj. Matka szykowała się, ojciec się ubierał i w niedzielę we czwórkę chodziliśmy do cerkwi. Tak robili katolicy. Prawosławni tego nie robili, ale u nas powstał taki zwyczaj. Moim chrzestnym ojcem był katolik – pan Ziniewicz. […]
Albertyn był ojcowizną mojej matki; mieszkała tam moja babcia. W niedzielę po cerkwi wybieraliśmy się na przejażdżkę rowerem, czyli jechaliśmy do mojej babci do Albertyna. To było wielkie wydarzenie. Wszyscy czekali na to, aby pojechać do babci. Babcia nas częstowała zimnym mlekiem i czarnym chlebem. Są z tego zdjęcia w domu. A moja babcia miała w tamtym czasie wujka w Rosji. Był wówczas podpułkownikiem armii sowieckiej. A w [19]40 roku po wyzwoleniu przyjeżdżał do nas już w randze pułkownika Sztabu Generalnego. […]
Pamiętam [19]39 rok w przeddzień wybuchu wojny światowej. […] W mieście, kiedy w niedzielę było dużo ludzi, odbywały się imprezy. Pamiętam, że ludzie chodzili po ulicach i krzyczeli: „Bojkot dla towarów niemieckich!”, ponieważ Niemcy zburzyli stację radiową. […] I rozmowy o Śląsku… […] Nagle ogłosili alarm lotniczy. Rozrzucali pociski z gazem łzawiącym. […] Wcześniej ogłoszono, że nastąpią ćwiczenia przeciw napadom. Pamiętam, że brali i moczyli pilotki, wkładali nam [potem na głowę]. W oknach domu, gdzie teraz jest milicja, naprzeciwko cerkwi, były manekiny. I [na nich] przykłady działania na twarzy, na rękach. Aby pokazać, co dzieje się ze skórą. To znaczy, wiadomo było, że coś zacznie się w tym czasie, że coś będzie. I ten polski reżim […] przygotował ludzi do tego.
Było tam wielu Żydów. Na naszej ulicy […] było około ośmiu sklepów, wszystkie żydowskie. A obok nas była taka Czerwona Karczma na rozwidleniu dróg, jak wyjeżdżasz ze Słonimia: Derewna – Mołczadź – Talkowszczyzna – Kozłowszczyzna – Lida. W stronę Grodna. Na tym rozwidleniu była karczma. Nazywano ją Czerwona Karczma, ponieważ była z czerwonej cegły. […]
Nadszedł 17 września i „wyzwolili” nas. Żołnierze szli z kierunku Mołczadzi przez wieś Derewna. W pobliżu tej Czerwonej Karczmy gromadzili się ludzie. […] A oni szli kostką brukową, po kamiennej drodze. Nie było asfaltów. I szły czołgi tamtych czasów i ciężarówki. I robiły tyle hałasu, że wszyscy chowaliśmy się przed tym hałasem, jak tylko wyszli z lasu. A gdy weszli [do miasta], zatrzymały się pierwsze samochody. Wtedy zaczęli się tam pojawiać ludzie. […]
[19]39 rok przyszedł i zaczęły się już inne problemy. [W szkołach] natychmiastowe przejście z języka [polskiego] […]. Rok szkolny natychmiast w języku rosyjskim. […]
Cieszyliśmy się czy nie? Jedni byli szczęśliwi, inni płakali. I przeciwnie, kiedy przyszli Niemcy: niektórzy się radowali, drudzy płakali. Czym to pachnie i jak się kończy – to dwie różne rzeczy.
Faktem jest, że pytanie, które pan zadaje, jest bardzo, powiedziałbym, niepoprawne. Po pierwsze, nie zagłębiałem się w to w tamtym czasie ze względu na swój wiek. A po drugie, w pamięci już najbardziej mogę porównać to, co nastąpiło potem… Faktem jest, że ludzie, którzy pracowali i nie byli leniwi, mieli z czego żyć. I ziemię [mieli] ci, którzy ją uprawiali… […]
Starszy brat ojca żył w Homlu, pracował jako maszynista parowozu. Też Lebiedzieu, stryjek Fiedzia. Miał żonę – Estonkę. Stryjek Żenia – generał wojsk inżynieryjnych. […] On odszedł dokądś w [19]19 roku, kiedy [jego] ojciec zmarł w więzieniu, a Słonim został zajęty przez wojska polskie. […] Stryjek Żenia ukończył gimnazjum i chciał pracować na kolei. Ale powiedziano mu: „Proszę bardzo, podkłady będziesz układać na kolei”. Roboty na torach. Odpowiedział: „Po co mam tam iść, czy po to się uczyłem, aby zmieniać podkłady kolejowe?”. Zebrał się [w drogę]. Moja matka dała mu kociołek. Ona zawsze wspominała, że Żenia poszedł po torach do Albertyna, to jest pod Słonimiem. I poszedł prosto przez Baranowicze, na Stołpce, przekroczył granicę i wstąpił na uczelnię. […]
A [jego] ojciec zmarł w więzieniu ze względu na fakt, że był przewodniczącym sielsowietu31 w Albertynie i członkiem SDPRR32 od 1905 roku. Był członkiem SDPRR, ponieważ w swoim czasie z Albertyna udał się do Piotrogrodu, gdzie pracował w fabryce Putiłowa jako ślusarz, metalowiec. I tam włączył się w ruch robotniczy, a kiedy wrócił, była tu władza sowiecka. Kiedy organizowali sielsowiety, trafił tam. A potem, kiedy przyszli Polacy… No, tu zawsze było przejściowe podwórze. A na terytorium Białorusi w szczególności. […] I stało się tak, że [jego] ojciec był jakby politycznym. Umarł, jak mi się zdaje, na gruźlicę. Tak naprawdę nie wiem…
On [stryjek Żenia] odszedł wtedy [do ZSRS] i natychmiast wstąpił na uczelnię wojskową. Najpierw do młodszego sztabu dowodzenia, potem do szkoły oficerskiej. A babci wysyłał stamtąd pieniądze. Interesował się wszystkim. […] Stryjek przyjeżdżał z żoną. Mam jego zdjęcie w pobliżu starego domu ojca w Albertynie. Przyjechali w maju [19]40 roku. Nie zabrał swojej matki do Moskwy, ponieważ wysłanie kogoś z terytorium Białorusi w związku ze zbliżającym się zagrożeniem ze strony Niemiec było uważane za zdradę i sianie paniki. Przychodzili do nas, a sąsiedzi widzieli, że przychodził pułkownik armii sowieckiej. Kto to jest? Brat. Nic nie ukryjesz. […]
I rozpoczęła się okupacja… [pauza 5 sek.] Rozpoczęła się okupacja… To straszna rzecz… We wtorek weszli, a w środę wyrzucono nas z domu. Przybyli żołnierze niemieccy, wygonili nas z domu nad jezioro i ustawili wartownika. Było nas czworo… Z naszej ulicy nie było nikogo innego. Tylko nasza rodzina. Wyrzucili nas rano, wypuścili dopiero wieczorem. Wróciliśmy do domu, a tam wszystko połamane, wszystkie dobre rzeczy zabrane. Płyty, patefon, a raczej gramofon z tą rurką. […] To oczywiste, że Niemców ktoś sprowadził. […]
Źródło:BAHM, 2(2)–79–260,
http://nashapamiac.org/archive/watchcontent?id=691.
Relacja nagrana przez Irynę Kasztalan 11.03.2009 w Mińsku. Transkrypcja: Hanna Szarenda. Długość nagrania: 07:00:14. Język: rosyjski.
28 Pojezuicki kościół katedralny św. Franciszka w Grodnie.
29 Albertyn (Альбертын) – do września 1939 r. przedmieście Słonimia, którego centrum był dwór Pusłowskich, zbudowany w pierwszej połowie XIX w. Obecnie część miasta Słonim.
30 Kapłan prawosławny.
31 Ros.: rada wiejska.
32 SDPRR – Socjaldemokratyczna Partia Robotnicza Rosji, została założona w 1898 r. w Mińsku. Na początku XX w. wraz z żydowską socjaldemokracją (Bund – Powszechny Żydowski Związek Robotniczy na Litwie, w Polsce i Rosji) odegrała wiodącą rolę w ruchu rewolucyjnym w Imperium Rosyjskim.
Hieorhij Sapun nr 4
s. Sawy (1924–2015), Nowogródek, obwód grodzieński. Białorusin, ksiądz prawosławny. W 1944 roku deportowany na Syberię. Fragment biograficzno-narracyjnego wywiadu wideo, nagranego w ramach projektu Białoruskiego Archiwum Historii Mówionej „Autoportret na tle epoki” (2012)
Potem w [19]39 roku wszystko się zmieniło. […] Duchowieństwo nie miało prawa głosu. Przygotowywali nas wszystkich na Syberię. […] Wojna przeszkodziła we wprowadzeniu porządków bolszewickich. A także wywozili duchownych. Zabijali batiuszków. […] [Ojca] nie zdążyli. Tak mówili… I wielu wywieziono, ludzi bogatszych i wielu polskich urzędników. Mężczyźni uciekali za granicę. Nie mogli zabrać swoich rodzin, rodziny były duże. Pozostały na miejscu. A potem od [19]39 roku i w [19]40 [roku] zaczęli wywozić na Syberię.
Byli tacy ludzie, wojskowi zasłużeni dla kraju, legioniści, którzy bronili niepodległości Polski… Otrzymywali przydziały ziemi. Państwo polskie było słabe, jak mogło wspierać ludzi? Dano im emerytury, przydzielono kawałki ziemi. Dawali im… Po polsku nazywało się to: osada. Osada to jest jak osadzenie człowieka na gospodarce. I mieliśmy osadników… W Poczapowie było pełno osadników. Pamiętam, to po drodze jak się jedzie na Haradziszcza33, byli ci osadnicy. Zdewastowali ich gospodarstwa, pozsyłali. Na Syberię zesłali. A wokół Nowogródka było wielu osadników. Byli to tacy wykształceni ludzie. […]
[Pierwszą wywózkę] widziałem na własne oczy w Nowogródku. Był czterdziestostopniowy mróz! Nie mieliśmy żadnych termometrów. W aptece, na ganku przy drzwiach znajdował się termometr – taki duży. Ci, co mieszkali w mieście, wiedzieli o tym i chodzili [spojrzeć] na termometr. Więc poszedłem i ja popatrzeć, jaki jest mróz. Słyszę […] – skrzypi śnieg. Obejrzałem się, patrzę – jedzie jedna podwoda, druga, trzecia i cały tabor koni z ulicy Bazyliańskiej, gdzie stoi stara cerkiew. […] Na tych saniach chłopi poganiają koniki. Wszystkie koniki oszronione, z sopelkami lodu.
Chłopy w łapciach, ubrani, opatuleni. A na wozach siedzą dzieci, kobiety. Wiozą ich na stację, do Nowojelni ich odwozili. W Nowogródku nie było szerokiej kolei, był tylko wąski rozstaw. Wywozili ich na Syberię. A potem i ja byłem tam z nimi w baraku, na Syberii. […]
Gdy [przyszli Sowieci], cieszyć to się nie cieszyliśmy, ale było to dla nas interesujące. Uczyłem się w gimnazjum. Uczono nas spraw wojskowych. Już mieliśmy mundury. Kiedy wybuchła wojna, zostaliśmy wezwani na dyżury, na posterunki. Nowogródek został podzielony wedle ulic. [Trzeba było sprawdzać], czy u nikogo nie pali się światło, czy są zamknięte okna, żeby nie było bombardowania. Mieliśmy po piętnaście lat. […] Potem wysłali nas palić dokumenty. Wszyscy uciekali przed bolszewikami. Wielu naczelników, jak kto mógł, wyjeżdżało na rowerach. My dyżurowaliśmy… Potrzebni byli posłańcy. Jakieś paczki trzeba było przenieść, przekazać. Też byłem w tej łączności. […] Byliśmy zmuszeni palić dokumenty. Kominek już nie wystarczał do palenia, więc rozpalaliśmy ognisko na podwórku i rzucaliśmy [dokumenty] przez okno. Musiałem to robić. […]
A tu prości ludzie. Dokąd uciekać? […] Witaliśmy. Zebrali się wszyscy mieszkańcy okolicznych wiosek. Ogromny tłum, a wszyscy z bukietami, kwiatami… […] Z Korelicz, […] spod Stołpców szły sowieckie czołgi. […] My, paczka podrostków, pobiegliśmy do zamku w Nowogródku. […] Widać było drogę, po której poruszały się sowieckie wojska. Pilnowaliśmy. Jest czołg! Podjeżdża wyżej, staje. Nikt się nie pokazuje. Po chwili właz otwiera się i pojawia się czołgista. Rozgląda się tak ostrożnie. I wszyscy tu zarzucają go kwiatami. Potem czołg za czołgiem pojechały z hukiem, trzaskiem. […]
W [19]40 roku mojego ojca przenieśli. Całe duchowieństwo zostało rozproszone. W Nowogródku osobiście znałem batiuszkę. Przyszli Sowieci i go zabili. Zaprowadzili do lasu i zabili go kołkami. […] To był ojciec Nikołaj Miedwiecki34. […] Służył w Wołkowiczach35, we wsi. Moja siostra była tam u nich. Potem batiuszki się poukrywali. Porzucili wioski i ukryli się. […] Podczas wojny odpuścili, już tak nie było. A potem znowu… […]
Kiedy przyszli bolszewicy, gimnazjum w Nowogródku było przy ulicy Zamkowej. […] Chodziłem do tej szkoły na ulicy Zamkowej, a potem ta szkoła stała się polskim gimnazjum. […] A potem Polaków zaczęto wywozić. Kiedy zaczęto wywozić Polaków, dzieci w szkole było coraz mniej i w klasie było coraz mniej. „Zrobiło się jakoś przerażająco” – mówię do mojego ojca. A on: „Tyś nie Polak. Po co będziesz chodził?”. Przeniosłem się do dziesięciolatki. Zostałem przeniesiony do siódmej klasy. […] Mieliśmy w szkole zebranie. Nasz dyrektor był wojskowym, jednym z tych, którzy przyszli „wyzwalać”. No, widać wykształcony, ale wojskowy. Był dyrektorem, a chodził w mundurze wojskowym. […] Wtedy najechało mnóstwo wojskowych.
W Nowogródku, w soborze nowogródzkim… Tam był dom cerkiewny. Mieszkali tam polscy urzędnicy36, administracja. Nowogródek to było miasto obwodowe. Województwo [nowogródzkie]. Niektórzy urzędnicy wyjechali na Zachód. I zostały opuszczone mieszkania na pierwszym piętrze, ale cerkiew nie była w stanie przeprowadzić tam remontu. A potem polskie władze zgodziły się wyremontować ten budynek, żeby można było tam mieszkać. Cerkiew się zgodziła. Wyremontowali ten budynek, pierwsze piętro i poddasze. Można powiedzieć, że tam były dwa piętra. Wyremontowano go więc, a polskie władze zakwaterowały tam swoich pracowników, urzędników. I duchowni soboru mieszkali już niżej, na parterze. A urzędnicy zajmowali mieszkania na podstawie umowy, że wykonano remont.