Zapytaj filozofa. Wszystkie pytania, które chcieliście zadać - Ian Olasov - ebook

Zapytaj filozofa. Wszystkie pytania, które chcieliście zadać ebook

Olasov Ian

4,3

Opis

Z tej książki dowiesz się:

Skoro Superman czerpie energię ze Słońca, to dlaczego nie jest opalony?

Dlaczego istnieje raczej coś niż nic?

Czy ketchup to smoothie?

Jaki jest sens życia?

W 2016 roku Ian Olasov wraz z kilkoma profesorami i studentami filozofii rozstawił stolik w centrum Nowego Jorku i wywiesił karteczkę „Zapytaj filozofa”. Przez następne kilka godzin rozmawiał z przechodniami o Bogu, wyborach prezydenckich, hodowaniu rybek w akwarium i wolnej woli. Dzięki tej książce z pewnością nie zabraknie wam już tematów na small talki w windzie lub u fryzjera.

Ian Olasov zachęca ludzi do poznawania problemów zajmujących zawodowych filozofów, ale też zachęca filozofów do poznawania i pomagania w rozwiązywaniu problemów, które zajmują wszystkich pozostałych. Ta książka odpowiada na wiele pytań, które mogą pojawić się w waszych głowach. Bez względu na to, czy filozofujecie przy drinku ze znajomymi, czy w zaciszu własnego umysłu.

KSIĄŻKI DOBRE NIE TYLKO W TEORII!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 209

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (6 ocen)
3
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
tuffghosts

Dobrze spędzony czas

Opis wprowadza w błąd! Nie mówi, czy ketchup to smoothie! O tym supermanie też niezbyt! Za to podsuwa kilka nieliniowych i rzadziej na co dzień podejmowanych prób dociekania istoty rzeczy. I to w zupełnie nieprzytłaczający sposób, więc bez wyjątku dla wszystkich.
00

Popularność




 

 

Wstęp

 

 

 

 

 

 

 

 

W sobotni kwietniowy ranek w roku 2016 – nieco zmarznięty, nieco przemoknięty i otoczony kwiatami – rozkładałem stolik na Grand Army Plaza, naprzeciwko głównego oddziału Brooklyńskiej Biblioteki Publicznej. Przez następnych kilka godzin z grupą profesorów filozofii i studentów ostatnich lat siedziałem pod banerem z napisem „Spytaj filozofa”, czekając na ludzi, którzy chcieliby z nami porozmawiać. Ci wkrótce się zjawili i zaczęli z nami dyskutować – o Bogu, wyborach prezydenckich, Ayn Rand, hodowaniu rybek w akwarium, edukacji moralnej, wolnej woli, przeznaczeniu, sensie życia i kilku innych sprawach. Rozstawiliśmy więc nasz stolik ponownie, potem znowu, a później jeszcze kilka razy. W kolejnych latach zjeździliśmy cały Nowy Jork, zaglądając na targi rolnicze, do sklepów, na stacje metra, do parków, na festiwale literackie i targowiska uliczne. Trudno opisać, jak satysfakcjonujące było dla mnie to doświadczenie. Spotkałem się – na kilka sekund lub na kilka godzin – z tysiącami dziwnych, przyjaznych, nieznośnych, ciekawskich, samotnych, niestabilnych, pełnych energii lub mądrych ludzi należących do wszelkich możliwych kategorii demograficznych. Za każdym razem pojawiały się nowe pytania, nowe pomysły, nowe opowieści.

Rozpocząłem projekt „Spytaj filozofa”, bo chciałem, aby filozofia odpowiadała na potrzeby zwykłych ludzi. Ważne jest, by zachęcać ludzi do poznawania problemów zajmujących zawodowych filozofów, ale równie ważne jest, by zachęcać filozofów do poznawania – i pomagania w rozwiązywaniu – problemów, które zajmują wszystkich pozostałych.

W książce tej można znaleźć odpowiedzi – albo fragmenty odpowiedzi – na niektóre z najistotniejszych pytań zadawanych przez odwiedzających nas ludzi[1]. Pytania te pokazują, jak olbrzymi jest zakres tego, co nas interesuje. Umieszczone w całym tekście ramki przywołują anegdoty, dzięki którym jakieś pytanie czy sytuacja zapadły mi w pamięć. Od czasu do czasu pojawia się też znaczek podniesionej ręki sygnalizujący odpowiedzi wyimaginowanego rozmówcy. Spytaj filozofa można czytać w dowolnej kolejności. Niepowtarzalną atmosferę tych spotkań trudno oddać na papierze – tę spontaniczność, interakcje, cały żywiołowy teatr, jaki niesie z sobą pokazywanie filozofii ludziom zajętym na co dzień innymi sprawami. Coś jednak udało się w tej książce zawrzeć. Mam nadzieję, że na jej stronach zdołałem pokazać, iż filozofia może przydać się nam wszystkim, że może zarazem doskonale współgrać ze zwyk­łą codziennością, jak i być wehikułem do innej rzeczywistości.

 

• • •

 

Wierzę w każde twierdzenie zawarte w tej książce. Wierzę też, że są w niej twierdzenia fałszywe. Pierwsze przekonanie czerpię z faktu, że pisałem tę książkę zupełnie szczerze, drugie wynika ze świadomości, jak trudna jest filozofia, a także ze zdrowej akceptacji granic własnych możliwości.

Widzicie już pewnie, dokąd to zmierza. Oba te przekonania są sprzeczne. Nie mogą być równocześnie prawdziwe. Zazwyczaj, gdy odkrywam, że moje przekonania są sprzeczne, modyfikuję je tak długo, aż uda mi się usunąć sprzeczność. Ostatecznie przekonania są podstawą rozumowania, a rozumowanie z wykorzystaniem sprzecznego materiału może doprowadzić jedynie do bólu głowy. Jeśli zaś z jakiegoś zestawu przekonań nie wszystkie mogą być prawdziwe, oznacza to, że co najmniej jedno z nich jest błędne. Gdybym jednak raz jeszcze przejrzał wszystko, co tu napisałem, w niczym by to nie pomogło. Nadal prezentowałbym tylko zestaw pewnych twierdzeń i chciał przyznać, że gdzieś się na pewno pomyliłem. Znaleźliśmy się w obliczu paradoksu.

Na szczęście – może i za dużo tu tego szczęścia – jest to paradoks z ładnym i zgrabnym rozwiązaniem. Chodzi o to, że są ­przekonania i przekonania. Albo mówiąc inaczej, można być w pełni przekonanym lub przekonanym do pewnego stopnia. Gdybym w pełni uznawał jakieś niespójne sądy, musiałbym jeszcze popracować. Jeśli jednak uznaję kilka sądów w wysokim stopniu, to mogę zarazem w wysokim stopniu być przekonany, że któryś z nich jest błędny[2]. Pomaga nam to zrozumieć kilka istotnych spraw.

Po pierwsze, wiele dokonań filozofii wzięło się z grzebania w niespójnościach naszego myślenia. Czasem udaje się znaleźć rozumowe wyjście z nich, ale czasem trzeba wyważyć nasze poglądy, uwzględniając te niespójności.

Po drugie, wierzę w to, co piszę w tej książce, ale nie na sto procent. Kiedy mam wrażenie, że zaczynam być nieszczery lub nadmiernie pewny siebie, przypominam sobie, że co najmniej równie mocno jak na pokazaniu stymulujących i owocnych dociekań filozoficznych zależy mi tu na przedstawieniu prawidłowych odpowiedzi na niektóre filozoficzne pytania.

Po trzecie, tak jak dyskusja dotycząca tego paradoksu, wszystkie dyskusje w tej książce są znacznie krótsze, niż mogłyby być. W każdym momencie można wskazać uzasadnione zastrzeżenia, którymi się nie zająłem, alternatywne hipotezy, których nie zbadałem, i szczegóły, które pominąłem. Ale skoro czytelnicy odnajdą te zastrzeżenia i alternatywy, czemu miałbym to robić za nich? Tak czy owak, chciałbym, aby ta książka była zabawna i ani trochę nie nudziła.

Po czwarte, jak większość tego, co wyżej, znaczna część tej książki jest skądś zapożyczona. Wiele rzeczy, które tu mówię, powiedział już ktoś inny. Aby całość była odpowiednio lekka, ograniczyłem jednak odniesienia i sugestie dalszych lektur do dodatku na końcu książki.

Oczywiście ta lekkość może prowadzić do wrażenia, że to podejrzanie łatwa materia. Chcę więc powiedzieć jasno, że filozofia jest trudna – pełna wątpliwości i ślepych dróg, nigdy nie stąpa po pewnym gruncie, lecz zawsze na krawędzi bezsensu lub sprzeczności. Filozofowanie jest trudne. Ale tylko trudne. Nie jest niemożliwe.

 

 

 

[1] To nie do końca ścisłe. Niektóre z tych pytań zadali bezpośrednio nasi goście, inne zrodziły się dopiero w czasie rozmów z nimi.

[2] Aby to zrozumieć, możemy przywołać szacowanie prawdopodobieństwa. Jeśli mamy sto niezależnych przekonań i jesteśmy ich pewni na 95%, to równocześnie jesteśmy na 99% pewni, że któreś z nich jest błędne.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Część pierwsza

Pytania fundamentalne

 

Czym jest filozofia?

 

 

 

 

 

 

 

 

W pierwszym dniu zajęć, kiedy próbuję uzmysłowić studentom, czym jest filozofia, przedstawiam im kilka pytań filozoficznych. Niezmiennie ktoś w końcu mówi coś w stylu: „Aha, chodzi o pytania, na które nie ma odpowiedzi”. Ta obserwacja budzi jednak mój opór. Przede wszystkim wiele pytań, które niegdyś uważano za filozoficzne (na przykład: czy materia jest nieskończenie podzielna), stało się pytaniami naukowymi. Skąd więc wiemy, że pytania zawarte w tej książce nie staną się kiedyś pytaniami naukowymi? (Uważam, że niektórymi z nich już dziś powinna się zainteresować nauka, ale naukowcy z różnych względów jeszcze nie chcą się nimi zajmować). W powyższej obserwacji jest jednak ziarno prawdy. Nie ma powszechnej zgody – wśród zawodowych filozofów ani wszystkich ludzi – co do poprawnej odpowiedzi na pytania filozoficzne. Ten brak konsensusu nie jest zaś (wyłącznie) skutkiem tego, że ludzie nie przemyśleli wystarczająco dokładnie danego zagadnienia; w niektórych przypadkach nawet całkowicie racjonalni i dysponujący pełną wiedzą ludzie mogą udzielać odmiennych odpowiedzi.

Inne znaczące, choć nie całkiem prawdziwe przekonanie na temat natury pytań filozoficznych najlepiej ilustruje zabawna sytuacja, która zdarzała się nam regularnie przy stoliku „Spytaj filozofa”. Zazwyczaj, widząc nasz baner, prędzej czy później ktoś zadawał nam jakieś pytanie dotyczące astrologii, interpretacji snów, projekcji astralnej albo prawdziwych zabójców Kennedy’ego. Nieco wysiłku wymaga sprowadzenie tych pytań do takich, które można uznać za filozoficzne. (Co mówi nam popularność astrologii o roli snucia opowieści w naszym życiu? Co sprawia, że jakaś interpretacja snu jest prawidłowa? Czy rozsądnie jest wierzyć w teorie spiskowe?) Dlaczego jednak ludzie niekiedy sądzą, że te pierwsze pytania są pytaniami filozoficznymi? Po części dlatego, że filozofowie nie włożyli wystarczającego wysiłku w informowanie szerokich rzesz o swojej pracy. Ale myślę, iż również dlatego, iż ludzie mają – słuszne zresztą – poczucie, że filozofia polega na rozważaniu zagadnień, które nigdzie indziej nie byłyby traktowane poważnie. To przekonanie prawdziwe w tym sensie, że dyskusje filozoficzne często opierają się na sztucznie stworzonych i oderwanych od rzeczywistości eksperymentachmyślowych.

 

 

Kilka moich ulubionych:

 

Problem wagonika. Jeśli widzisz wagonik pędzący w stronę pięciu ludzi przywiązanych do torów, czy powinieneś przełożyć zwrotnicę tak, by skierować go na inny tor, ku jednej osobie? A jeśli widzisz wagonik pędzący w stronę pięciu osób i możesz pchnąć pod niego jedną osobę, aby go zatrzymała – czy powinieneś to zrobić? Czy na oba te pytania powinno się odpowiedzieć tak samo, a jeśli nie, to dlaczego?

 

Zasłona niewiedzy. Wyobraź sobie, że wiesz wszystko na temat społeczeństwa, w którym żyjesz, z wyjątkiem tego, kim sam w nim jesteś. Jakie zmiany wprowadziłbyś w prawodawstwie i instytucjach tego społeczeństwa? Czy skoro nie mógłbyś wykorzystać swoich wpływów do poprawy własnej sytuacji, twoje zmiany automatycznie prowadziłyby do bardziej sprawiedliwego społeczeństwa?

 

Bliźniacza Ziemia. Czy słowo „woda” oznaczałoby to samo w świecie wyglądającym dokładnie tak jak nasz, ale na którym rzecz nazywana wodą miałaby inny skład chemiczny niż H2O?

 

Niewidzialny ogrodnik. Czy jest różnica między ogrodem, którego dogląda ogrodnik niemożliwy do zobaczenia, a takim, którym nie zajmuje się żaden ogrodnik?

 

Nowa zagadka na temat indukcji. Wyobraźmy sobie, że mamy słowo „zielobieskie” oznaczające „coś obserwowanego przed rokiem 2030 i wówczas zielonego lub coś nieobserwowanego przed rokiem 2030 i wówczas niebieskiego”. Czy to, że każda trawa, jaką dotąd widzieliśmy, była zielona, pozwala nam przyjąć, że każda trawa jest „zielobieska”?

 

Gödel i Schmidt. Jeśli wszystko, co sądziłeś na temat Kurta Gödla, jest prawdą na temat nieznanego ci niejakiego Schmidta, to masz zbiór fałszywych przekonań dotyczących Gödla czy prawdziwych przekonań dotyczących Schmidta?

 

Problem wiedzy. Gdyby ktoś przeżył całe życie w czarno-białym świecie, ale miał pełną wiedzę na temat fizyki, psychologii i neurologii postrzegania barw, dowiedziałby się czegokolwiek, ujrzawszy po raz pierwszy czerwone jabłko?

 

Zatrzymany świat. Wyobraźmy sobie wszechświat podzielony na trzy części. W jednej z nich z punktu widzenia zewnętrznych obserwatorów wszystko zastyga na pięć minut raz do roku, w drugiej wszystko zastyga na pięć minut raz na dwa lata, a w trzeciej – raz na trzy lata. Czy można powiedzieć, że raz na sześć lat mija tam pięć minut, podczas których nic się nie dzieje?

 

Dryfujący człowiek. Gdybyś urodził się bez żadnych zmysłów, miałbyś nadal świadomość swojego istnienia?

 

Pierścień Gygesa. Czy gdybyś miał pierścień czyniący cię niewidzialnym, stałbyś się złym człowiekiem? Co powstrzymywałoby cię przed okradaniem, oszukiwaniem i prześladowaniem innych – generalnie przed wszystkim, co mogłoby ci ujść na sucho?

 

„Gdzie jestem?” Dennetta. Gdyby twój mózg zdalnie kontrolował resztę twojego ciała przez miniaturowe przekaźniki radiowe umieszczone na zakończeniach nerwowych, to byłbyś tam, gdzie twój mózg, czy tam, gdzie twoje ciało?

 

Problem Gettiera. Jeśli bez twojej wiedzy ktoś wyciszył twój telefon, a ty słyszysz swój dzwonek dobiegający z telefonu kogoś innego, lecz – przez czysty przypadek – w tym samym czasie ktoś naprawdę do ciebie dzwoni, to czy można powiedzieć, że wiesz, że ktoś do ciebie dzwoni?

 

Radykalny przekład. Jeśli przebywasz z kimś, kto mówi językiem niespokrewnionym z żadnymi znanymi ci językami, a ten ktoś wskazuje na królika i mówi: „Gavagai” – skąd możesz wiedzieć, że „gavagai” znaczy „królik”, a nie „pewna część ciała królika”, „króliczy przekrój czasowy” albo „właściwość bycia królikiem”?

 

Jest to również prawdziwe w tym sensie, że niektóre wnios­ki powszechnie przyjmowane przez filozofów (że nikt nie ma świadomych przeżyć, że upływ czasu jest złudzeniem, że nikt nic nie wie) są rzadko przyjmowane przez nas w codziennym życiu. W filozofii, jeśli uprawiamy ją właściwie, nie możemy po prostu odrzucić takich koncepcji, lecz musimy się nad nimi zastanowić.

Oto sposób definiowania filozofii, który sprawdza się całkiem nieźle: jeśli nie ma powszechnej zgody co do tego, jakich metod albo źródeł wiedzy należy użyć, by zbadać jakieś zagadnienie, to znaczy, że mamy do czynienia z problemem filozoficznym. Myślę, że jest to prawdziwe w odniesieniu do wszystkich pytań omawianych w tej książce. Wyjaśnia to również, dlaczego ludzie mają poczucie, że na pytania filozoficzne nie sposób odpowiedzieć, dlaczego po pewnym czasie niektóre pytania przestają być filozoficzne, dlaczego można zadać filozoficzne pytanie na każdy właściwie temat i dlaczego zachowanie otwartego umysłu jest tak ważnew filozofii.

Nie jest to jednak cała prawda. Istnieją powszechnie przyjęte metody badawcze w logice i historii filozofii, a one przecież są integralną częścią filozofii. Z kolei w fizyce, historii czy psychologii też nie ma powszechnej zgody co do tego, jak podchodzić do niektórych trudnych zagadnień. Lepszego wyjaśnienia, czym jest filozofia, nie mam jednak pod ręką. Jeśli wy znacie jakieś, wyślijcie mi mail.

 

Gdy rozstawialiśmy stolik „Spytaj filozofa”, przygotowywaliśmy miskę z pytaniami filozoficznymi, miskę z eksperymentami myślowymi oraz miskę z cukierkami. Pod koniec pewnego gorącego letniego dnia ta ostatnia miska była już opróżniona. Jeden z gości spojrzał na pustą miskę po cukierkach i powiedział: „To jakaś metafora filozofii, tak?”. Zabolało.

 

Dlaczego istnieje raczej coś niż nic?

 

 

 

 

 

 

 

 

Gdy byłem małym dzieckiem, często wpadałem w złość z dość szczególnego powodu. Chciałem jajko sadzone na śniadanie, ale myślałem, że jajko sadzone nazywa się jajecznica. Prosiłem więc o jajecznicę, dostawałem ją… i wpadałem w szał. Kiedy rodzice proponowali mi jajko sadzone, dalej szalałem. Nie tylko chciałem dostać jajko sadzone, ale chciałem też, by jajko sadzone nazywano jajecznicą. Nie pierwszy i nie ostatni raz żądałem od moich rodziców więcej, niż mogli mi dać.

Dlaczego w ogóle coś istnieje? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to pytanie o przyczynę. Można by je sparafrazować następująco: Co sprawiło, że pierwsze rzeczy zaczęły istnieć? Logicznie jest możliwe, że pierwsze rzeczy same spowodowały swoje istnienie albo że spowodowało je coś, co przyszło później. Zostawmy jednak te możliwości na boku. (Jednym z powodów jest fakt, że hipotezy te rozciągają koncepcję przyczyny być może poza granice jej wytrzymałości. Drugim jest to, że gdyby rzeczy mogły same powodować swoje istnienie albo gdyby ich istnienie mogło być powodowane przez coś późniejszego, to nie wiadomo, dlaczego coś takiego nie dzieje się cały czas). W tym wypadku jedyna bezpośrednia odpowiedź, jaka nam pozostaje, jest taka, że coś poprzedzało rzeczy pierwsze i spowodowało ich istnienie. To jednak absurd. Jeśli coś miałoby poprzedzać rzeczy pierwsze, wówczas nie byłyby one pierwszymi. To tak, jakby spytać: „Jak ma na imię trzeci syn Billa Clintona?”. Na to pytanie nie ma odpowiedzi, i to nie dlatego, że jest ono trudne, ale dlatego, że opiera się na fałszywym założeniu.

 

Oczywiście, że nie ma przyczynowego wyjaśnienia początku świata, ale nie tego tutaj szukam.

 

Jest prawdą, że wyjaśnienia przyczynowe nie są jedynym rodzajem wyjaśnień, jakim dysponujemy. Możemy wyjaśniać fakty matematyczne (jak to, że 2+2=4), dedukując je w zrozumiały dla ludzi sposób z intuicyjnych aksjomatów (jak choćby aksjomaty arytmetyki Peana)[3]; możemy wyjaśniać konkretne prawa przyrody (jak prawa ruchu planet Keplera), pokazując, w jaki sposób wynikają one z ogólniejszych praw przyrody (jak prawo grawitacji czy zasady dynamiki Newtona); możemy objaśniać przekonania i działania przez podawanie ich uzasadnień; możemy wyjaśniać jakąś cechę organizmu, pokazując jej funkcję; możemy tłumaczyć trudne do zrozumienia koncepcje, parafrazując je za pomocą łatwiejszych terminów albo sięgając po wyraziste analogie czy przykłady. Powyższe pytanie wyraźnie domaga się czegoś innego niż dedukcji z zasad matematyki lub praw przyrody, ułatwiającej zrozumienie parafrazy czy czegokolwiek w tym typie. Pytanie to domaga się odpowiedzi, ale jest to odpowiedź innego rodzaju niż te, które zazwyczaj stosujemy czy rozpoznajemy. Tak jak w proszeniu o jajko sadzone nazwane jajecznicą – prosimy o coś więcej, niż można dostać. Tak czy inaczej, gdyby na jeden ze sposobów, w jakie wyjaśniamy inne rzeczy, nie udało się wyjaśnić faktu, że w ogóle coś istnieje – byłoby to bardzo interesujące. Gdyby pytanie prowadziło nas ku takiej konkluzji, byłoby warte zadawania.

I wreszcie jedną z funkcji wyjaśniania jest zapewnianie ludziom spokoju ducha lub poczucia zrozumienia. Prosimy o wyjaśnienie, kiedy jesteśmy zagubieni bądź zdezorientowani. Powyższe pytanie może być prośbą o cokolwiek, co da nam poczucie zrozumienia tego, że rzeczy istnieją. W takim wypadku na pytanie to nie ma jednej prawidłowej odpowiedzi: to, co daje poczucie zrozumienia waszym sąsiadom, może nie dawać go wam. A ja oczywiście nie potrafię powiedzieć, co wam da takie poczucie, bo nie wiem, kim jesteście wy, którzy to czytacie. Będziecie musieli ustalić to samodzielnie.

W dyskusji tej wyraźnie pominięto wszelkie wzmianki o Bogu, który często jest przywoływany w tym kontekście. Nie sądzę, by Bóg mógł nam pomóc w odpowiedzi na to pytanie – po części z powodów, które wymieniłem wyżej. Jest wszakże jeszcze jeden ważny powód, dla którego nie wspominam tu o Bogu…

 

 

 

[3] Nie trzeba wiedzieć dokładnie, jak działa arytmetyka Peana, by pojąć to rozumowanie, ale na stronie 184 można znaleźć szczegółowe informacje na ten temat.

 

Czy Bóg istnieje?

 

 

 

 

 

 

 

 

Zasadniczo Bóg (albo jakiś bóg, jeśli nie jesteście żarliwymi monoteistami) to wszechmogąca i wszechwiedząca istota, która chce dla świata wszystkiego, co najlepsze. Gdyby taka istota istniała, świat byłby idealny. Świat zaś idealny nie jest. Czyli Bóg nieistnieje :( :( :(.

 

Zgadzam się, że świat nie jest idealny. Kto jednak powiedział, że Bóg jest wszechmogącą i wszechwiedzącą istotą, która chce dla świata wszystkiego, co najlepsze? Taka koncepcja Boga sprawia wrażenie zgrabnie przyciętej, aby pasowała do powyższego argumentu. Tak czy owak, to nie jest mój Bóg.

 

Zgoda! Różni ludzie mają na myśli różne rzeczy, kiedy mówią o Bogu. I w tym po części problem.

Można jednak ten kłopot ominąć. Bez względu na to, co ludzie (w większości?) mają na myśli, mówiąc o Bogu, mówią o czymś, czemu sensownie jest oddawać cześć. Czym zaś jest oddawanie czci? Oddawać czemuś cześć znaczy, mniej więcej, całkowicie podporządkowywać swoją wolę obiektowi czci, ponieważ ufa się mu i ceni go znacznie bardziej niż samego siebie oraz własną władzę sądzenia[4]. Ale czy w ogóle ma sens podporządkowywanie czemuś własnej woli w taki sposób? Przede wszystkim to nieco poniżające. Poza tym istnieje niemałe ryzyko, że podporządkujemy swoją wolę jakiejś złej sprawie. Jest wiele historycznych przykładów ludzi, którzy – mówiąc metaforycznie – postawili pieniądze na niewłaściwego Boga. Nawet gdyby Bóg miał być całkiem godny zaufania, ty z pewnością taki nie jesteś, nie powinieneś być więc aż tak pewny własnego osądu wartości Boga, by całkowicie oddawać mu swoje życie. Stąd nie ma sensu oddawanie czci czemukolwiek, a co za tym idzie – Bógnie istnieje.

Dobra wiadomość: nadal możesz chodzić do kościoła/meczetu/świątyni/synagogi i brać udział w rytuałach religijnych. Pytanie, czy Bóg istnieje, nie przekłada się na pytanie, czy twoje praktyki religijne mają sens. Wspólnota, opowieści, pochody oraz święta, z ich rytualnym jedzeniem i muzyką – wszystko to zachowuje sens nawet pod nieobecność Boga. Ostatecznie święta wciąż są fajne, nawet gdy wiemy już (uwaga: spoiler), że Święty Mikołaj nie istnieje.

 

Do naszego stolika podszedł nastolatek z matką, która wyraźnie nie miała ochoty się tam znaleźć. Chłopak spytał, czy Bóg istnieje. Odpowiedziałem dwuzdaniową wersją powyższej argumentacji. Nastolatek rozpromienił się, a matka wydała z siebie coś pomiędzy westchnieniem a jękiem. Przypuszczam, że nie powinienem z ich reakcji mieć aż takiej radości.

 

 

 

[4] To nie jest całkiem jasne. Oddawanie czemuś czci oznacza cenienie tego bardzo, ale skąd tu element podległości? Cóż, należy wziąć pod uwagę fakt, że oddawanie czci nie jest relacją równorzędnych bytów. Bez względu na to, jak mocno kocham swoją partnerkę, wzmianka o tym, że oddaję jej cześć, jest tylko pewną metaforą albo hiperbolą. Idea podległości ujmuje moim zdaniem fundamentalną i nienaruszalną hierarchię, jaka zawarta jest w samej idei religijnego kultu.

 

Jaki jest sens życia?

 

 

 

 

 

 

 

 

Nie wiem, ale to bez znaczenia.

Wyobraź sobie, że kreacjoniści mieli rację i że ludzi na Ziemi umieściła grupa kosmicznych hodowców. Chcieli, byśmy zaludnili Ziemię, by mogli jak najszybciej wrócić i nas zjeść. Im szybciej się mnożymy i im smaczniejsi jesteśmy, tym lepiej.

Gdyby to była prawda, twoje życie i życie wszystkich ludzi miałoby jasny sens: istnielibyśmy, aby wykarmić kosmitów. I co z tego? Nie byłoby to ani pocieszające, ani pomocne, gdybyśmy się przekonali, że istniejemy, aby żywić kosmitów. Nawet gdyby stworzono nas, byśmy wykarmili kosmitów, wcale nie oznaczałoby to, że powinniśmy to robić. (Jeśli już, raczej powinniśmy walczyć, by uniemożliwić obcym zjedzenie nas). Chodzi o to, że nawet gdyby twoje życie miało wyraźny sens, poznanie go nie musiałoby mieć takiego emocjonalnego i praktycznego znaczenia, jakie mu zazwyczaj przypisujemy.

Co więc mogłoby mieć to emocjonalne i praktyczne znaczenie? Ludzie chętniej myślą o sensie życia, gdy są nieusatysfakcjonowani swoim życiem albo podejrzewają, że pomylili się, wybrawszy taki, a nie inny rodzaj życia i kariery. Sens życia, cokolwiek miałoby nim być, ma pomagać ludziom mierzącym się z takimi problemami. Gdzie można znaleźć taką pomoc? Jednym z obszarów, gdzie można jej szukać, są badania psychologiczne dotyczące zadowolenia z pracy. Przynajmniej niektóre z nich sugerują, że ludzie są bardziej zadowoleni z pracy, gdy wiąże się ona z kontaktami z innymi ludźmi, gdy mają pewien zakres autonomii, gdy wykorzystują swą niezależność do rozwijania własnych umiejętności i gdy pracują dla instytucji, która ich zdaniem czyni świat lepszym miejscem. Innym może to jednak nie wystarczyć. Jeśli sądzisz, że twoja praca przynosi trochę dobra światu, ale chcesz, by przynosiła dużo dobra, to (a) miło z twojej strony i (b) serdeczne gratulacje! Jesteś efektywnym altruistą. Wygoogluj to sobie.

 

Czy mamy wolną wolę?

 

 

 

 

 

 

 

 

Zabawne pytanie. Zazwyczaj, jeśli jakiś problem filozoficzny spędza sen z powiek wielu (poza tym) całkiem zwyczajnym ludziom, da się go wyrazić prostym językiem[5]. Problem wolnej woli rozbija się jednak o techniczny żargon, a mianowicie o samo użycie terminu „wolna wola”. Odpowiedź na powyższe pytanie zależy w dużej mierze od tego, jak zdefiniujemy „wolną wolę”. Poniżej przedstawiam kilka możliwych definicji i wynikające z nichodpowiedzi.

 

DEFINICJA 1: Wolna wola to zdolność dokonywania wyborów.

 

Tak, mamy wolną wolę, bo przecież wciąż dokonujemy wyborów. Wyobraźmy sobie, że jakaś roztargniona kobieta idzie do supermarketu. Kiedy zajęta jest pogawędką z inną kupującą, do jej wózka wpada słoik masła orzechowego, a potem kobieta ta płaci za niego w kasie, nie zdając sobie sprawy z tego, co się stało. Nie wybrała ona konkretnego rodzaju masła orzechowego, które kupiła. Chwilę później do tego samego marketu wchodzi kobieta rozważna. Ogląda wszystkie dostępne rodzaje masła orzechowego i porównuje je, biorąc pod uwagę cenę, listę składników i inne rzeczy. Wybiera jeden z nich, wrzuca słoik do wózka i pędząc jak błyskawica, zmierza do kasy. Kobieta rozważna faktycznie wybiera rodzaj masła orzechowego.

Między kobietą roztargnioną a rozważną jest istotna różnica, którą podkreślamy, mówiąc, że tylko ta druga dokonuje tutaj wyboru. Jeśli wolna wola jest tylko zdolnością podejmowania decyzji, to zaprzeczanie, że mamy wolną wolę, oznaczałoby, że nie widzimy różnicy między kobietą roztargnioną a rozważną. To zaś byłaby głupota.

 

No dobrze, ale na czym polega fundamentalna różnica między działaniami wolicjonalnymi a niewolicjonalnymi?

 

Nie mam pojęcia. Czy to kwestia poczucia kontroli? Czy to kwestia rozumowania i przetwarzania informacji poprzedzających działanie? (A jeśli tak, to jakiego rozumowania lub przetwarzania informacji?) Czy chodzi o to, czy się daną rzecz robi świadomie? A może o to, czy w głębi naprawdę chce się zrobić daną rzecz? (W jakiej głębi?) Czy to kombinacja wszystkich powyższych czynników albo jeszcze jakichś innych? Wszystkie te odpowiedzi są na tyle sensowne, że najrozsądniejszą strategią wydaje się w ogóle nie mieć tu zdania.

 

DEFINICJA 2: Działasz z własnej woli, jeśli mogłeś postąpić inaczej.

 

Raz jeszcze: tak. Może się oczywiście okazać, że nasze zdroworozsądkowe przekonania na temat tego, co mogło się wydarzyć, są jakoś radykalnie niewłaściwe. (Czemu w ogóle mamy zdroworozsądkowe wyobrażenia o tym, co mogło być? Dlaczego obchodzi nas to, jak mogło być, a nie tylko to, jak istotnie jest?) Jeśli jednak możemy polegać na zdrowym rozsądku, to bez wątpienia jest całe mnóstwo sytuacji, w których mogliśmy postąpić inaczej. Tego ranka włożyłem szarą koszulę, ale mogłem też włożyć czarną, czerwoną albo jeszcze inną. Wybrane przez nas działania nie są pod żadnym względem wyjątkowe. Wczoraj padało, lecz nie było tak źle; mogło być znacznie gorzej. Podrzuciłem właśnie monetę i wypadła reszka; mógł też wy-paść orzeł.

Gdyby się okazało, że nigdy nie mogliśmy się zachować inaczej, niż się zachowaliśmy, oznaczałoby to, że nasze czyny – w przeciwieństwie do deszczu, rzutu monetą i innych zjawisk naturalnych – są jakoś zdeterminowane. Albo też, że mylimy się całkowicie, uważając, iż rzeczy mogły potoczyć się inaczej. Nie ma powodu, aby tak myśleć.

 

DEFINICJA 3: Wolna wola to zdolność działania w sposób, który nie jest zdeterminowany przez prawa fizyki i środowisko.

 

Nie, nie mamy wolnej woli, bo nasze ciała są posłuszne prawom fizyki. Ale dlaczego ktoś miałby w ogóle chcieć, by jego ciało naruszało prawa fizyki? (Rozumiem, dlaczego ludzie chcieliby latać, ale nie o to tutaj chodzi).

 

Ale, ale! Jest przecież jakaś tam nieokreśloność kwantowa!

 

Tak, być może żyjemy w świecie, w którym to, co się dzieje, nie jest wcale wyznaczone przez prawa przyrody. Ale nawet jeśli nasze działania wynikają wyłącznie z prawdopodobieństwa – nie są zdeterminowanymi skutkami takiej czy innej sytuacji – to odnoszą się do praw fizyki mniej więcej w taki sam sposób jak „działania” przedmiotów nieożywionych.

 

DEFINICJA 4: Wolna wola jest tym, co sprawia, że ludzie są moralnie odpowiedzialni za swoje czyny.

 

Owszem, mamy wolną wolę, bo uważamy ludzi za moralnie odpowiedzialnych za ich czyny. Obwiniamy ludzi, wychwalamy ich, nieustannie oceniamy ich działania. Byłoby czymś niezwyk­łym, gdyby ta praktyka, przynajmniej czasem i w ogólnym rozrachunku, nie miała sensu. Wydaje mi się jednak, że im bardziej myślelibyśmy o naszym zachowaniu jako o czymś zdeterminowanym przez fizykę czy biologię, tym większą mielibyśmy skłonność, by traktować złe zachowanie jako problem techniczny. Miast uważać ludzi za odpowiedzialnych za ich zachowanie, edukowalibyśmy ich, przekonywalibyśmy lub leczyli, by postępowali lepiej. Gdybyśmy kiedyś doszli do punktu, w którym niewłaściwe zachowanie byłoby wyłącznie problemem technicznym, okazałoby się, że nie mamy wolnej woli. Czy byłoby jednak w tymcoś złego?

 

 

 

[5] Chociaż im dłużej o tym myślę, tym mniej mi się to wydaje trafne. Ludzie przychodzili do stolika „Spytaj filozofa” z mnóstwem pytań pełnych akademickiego żargonu – pytań o subiektywizm i obiektywizm, dualizm, normatywność i tym podobne. Kto wie dlaczego? Może to oznaka głębszego problemu – że ludzie uważają, iż o filozofii należy rozmawiać tak, jak to robili wcześniej niektórzy filozofowie.

 

Skąd wiemy cokolwiek o świecie poza naszą głową?

 

 

 

 

 

 

 

 

A dlaczego myślisz, że wiesz cokolwiek o świecie wewnątrz twojej głowy? Wyobraź sobie, najdokładniej jak potrafisz, swój dom z dzieciństwa widziany z drugiej strony ulicy. Jak dużo elementów otoczenia zawiera ta scena? Ile kolorów widzisz? Jak bardzo szczegółowy jest obraz? Jeśli jesteś taki jak ja, stwierdzisz, że bardzo trudno ci odpowiedzieć na te pytania. Może teraz zachwieje się twoje przekonanie, że wiesz o swoim życiu wewnętrznym więcej niż o prozaicznych faktach ze świata zewnętrznego. Poznanie świata zewnętrznego wcale nie sprowadza się do przedzierania się przez jakąś zasłonę percepcji.

Załóżmy jednak, że są rzeczy dotyczące twoich obecnych doświadczeń, które możesz stwierdzić z całą pewnością – na przykład, że na stronie książki widzisz jakieś zawijasy – i chcemy wiedzieć, jak z wiedzy o tym doświadczeniu możesz przejść do wiedzy o świecie zewnętrznym. Wierzymy, że doświadczenie to jest wynikiem odbijania się światła od kartki i że światło zderza się następnie z powierzchnią twojego oka, a ono wysyła impuls elektryczny poprzez układ nerwowy. Czy jednak doświadczenie to nie może powstać w inny sposób? Czy nie mogą to być halucynacje? A może śnisz, że patrzysz na książkę? Czy nie jest możliwe, że jakiś szalony naukowiec bezpośrednio stymuluje w odpowiedni sposób twój mózg, wywołując u ciebie takie, a nie inne doświadczenia?