Wyobraź to sobie! - Łukasz Jach - ebook

Wyobraź to sobie! ebook

Jach Łukasz

0,0

Opis

Z tej książki dowiesz się:

• Jak wielu ludzi snuje fantazje o morderstwach?

Czy dzieci bardziej wierzą w istnienie Świętego Mikołaja, czy dinozaurów?

Dlaczego po obejrzeniu thrillera tak trudno jest zasnąć?

Czy dobrze jest fantazjować o seksie z osobą, z którą jest się w związku?

 

Łukasz Jach, autor książki Od ucha do ucha. Homo sapiens się śmieje, tym razem zabiera nas w podróż do świata wyobraźni.

Zazwyczaj chwalimy kogoś za bujną wyobraźnię (ale bez przesady!), jednak czasem zastanawiamy się, co też nami kierowało, gdy podejmowaliśmy jakąś decyzję. Wygląda na to, że wyobraźnia wywiera spory wpływ na nasze postępowanie, ale nierzadko płata nam figle. Cóż, tak właściwie niewiele wiemy o mechanizmach jej działania.

Autor, odwołując się do osiągnięć psychologii, socjologii i antropologii, opisuje, jak dawniej  postrzegano działanie wyobraźni i co o niej wiemy dziś. Wyjaśnia, dlaczego ludzi tak bardzo interesuje seks, dla wielu tak atrakcyjna jest przemoc i co wyobraźnia ma wspólnego z budową ludzkiego ciała. Pokazuje, jak za jej sprawą zmieniają się schematy naszego myślenia, a opinie, które uważaliśmy za naturalne, przestają być takie oczywiste.

Na końcu każdego rozdziału znajdują się ćwiczenia, pozwalające wykorzystać zebraną wiedzę w praktyce i… rozgrzać wyobraźnię do czerwoności.

KSIĄŻKI DOBRE NIE TYLKO W TEORII!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 327

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Aniakow07

Z braku laku…

Trudna i nudna, chociaż bogata w wiedzę.
00

Popularność




Strona re­dak­cyjna

Co­py­ri­ght © Łu­kasz Jach, 2022

Co­py­ri­ght © Wy­daw­nic­two Po­znań­skie sp. z o.o., 2022

Re­dak­tor ini­cju­jący: Szy­mon Lan­gow­ski

Re­dak­tor pro­wa­dzący: An­drzej Szew­czyk

Mar­ke­ting i pro­mo­cja: Ka­ta­rzyna Schin­kel-Bar­ba­rzak

Re­dak­cja: Mo­nika Ba­ra­now­ska

Re­dak­cja me­ry­to­ryczna: dr Adam Ze­mełka

Ko­rekta: Da­ria Ko­zier­ska, Be­ata Wój­cik

Kon­wer­sja do ebo­oka: Ma­te­usz Cze­kała

Pro­jekt gra­ficzny se­rii i okładki: To­masz Ma­jew­ski

Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie.

eISBN 978-83-66981-69-0

Wy­daw­nic­two Po­znań­skie sp. z o.o.

ul. Fre­dry 8, 61-701 Po­znań

tel. 61 853-99-10

re­dak­cja@wy­daw­nic­two­po­znan­skie.pl

www.wy­daw­nic­two­po­znan­skie.pl

Wpro­wa­dze­nie

Ta hi­sto­ria zda­rzyła się na­prawdę…

Była so­bota. Za oknami szybko za­pa­dał zi­mowy mroźny wie­czór, ale w miej­skiej ba­wialni w naj­lep­sze trwały igraszki przed­szko­la­ków świę­tu­ją­cych uro­dziny jed­nego z dzieci. W sali obok, przy cie­ście, ka­wie i pa­lusz­kach grupa ro­dzi­ców od­da­wała się roz­mo­wom na ty­powe w ta­kich sy­tu­acjach te­maty. Było już o świą­tecz­nych pre­zen­tach, było o cho­ro­bach wieku dzie­cię­cego, aler­giach po­kar­mo­wych, wy­bo­rze pod­sta­wówki i kilku in­nych spra­wach, ja­kimi w tym okre­sie ży­cia swo­ich po­ciech zaj­mują się opie­ku­no­wie. W pew­nym mo­men­cie dys­ku­sja ze­szła na te­maty zwią­zane z tym, ja­kie filmy ze­rów­ko­wi­cze oglą­dali lub też twier­dzą, że oglą­dali. Od hi­sto­rii o Bar­bie i fil­mów Di­sneya to­wa­rzy­stwo szybko prze­szło do hor­ro­rów, o ja­kich przed­szko­laki coś tam sły­szały, a te­raz go­rącz­kowo dys­ku­tują pod­czas swo­ich za­baw – To oraz La­leczka Chucky.

Mię­dzy ły­kiem kawy a kę­sem cia­sta z bitą śmie­taną po­my­śla­łem so­bie, że to, co ro­bią dzieci, jest i bar­dzo cie­kawe, i bar­dzo ludz­kie za­ra­zem. Wy­mie­nione dwie hi­sto­rie z dresz­czy­kiem to dla do­ro­słych tylko kro­pla w mo­rzu po­pkul­tury. Dla kil­ku­let­nich dzieci zaś opo­wie­ści o tym, że obiekty na­le­żące do ich świata – pa­ja­cyki i fi­gurki – mogą za­cho­wy­wać się nie­zgod­nie ze zna­nym cu­kier­ko­wym sche­ma­tem, a w do­datku być nie­bez­pieczne, to praw­do­po­dob­nie mo­tyw tra­fia­jący w czułe punkty umy­słu i po­ru­sza­jący zbio­rową wy­obraź­nię ma­lu­chów.

Ale to jesz­cze nie ko­niec. Od dzie­cię­cych fa­scy­na­cji iko­nami kina grozy ekipa ro­dzi­ców prze­szła do te­matu wła­snych upodo­bań do­ty­czą­cych by­cia stra­szo­nymi. Jedna z mam po­wie­działa, że po lek­tu­rze hor­ro­rów czuje się nie­swojo na­wet we wła­snym miesz­ka­niu i miewa nie­po­ko­jące sny. Inna matka wspo­mniała wtedy, że jej taka li­te­ra­tura nie ru­sza i może czy­tać po­wie­ści grozy wła­ści­wie bez żad­nych skut­ków ubocz­nych. Pani, która wy­po­wia­dała się wcze­śniej, od­parła, że jest tak pew­nie przez słabo dzia­ła­jącą wy­obraź­nię. I to za­in­te­re­so­wało mnie w tej pod­wie­czor­ko­wej roz­mo­wie naj­bar­dziej. Dla­czego w dys­ku­sji nie po­ja­wiły się od­waga, przy­zwy­cza­je­nie czy styl czy­ta­nia, ale wła­śnie wy­obraź­nia? Czy fak­tycz­nie wy­obraź­nia może dzia­łać ina­czej u róż­nych lu­dzi, co wi­dać w tym, w jaki spo­sób do­świad­czają oni ksią­żek, fil­mów czy mu­zyki? A może za­sięg od­dzia­ły­wa­nia wy­obraźni jest jesz­cze więk­szy i wpływa na przy­kład na to, jaką pracę wy­bie­rzemy, ja­kie de­cy­zje po­dej­mu­jemy w trak­cie za­ku­pów oraz jak wi­dzą nas inni lu­dzie?

W 2000 roku na ekrany kin tra­fiła Cze­ko­lada w re­ży­se­rii Las­sego Hal­ströma. Jedną z osi fa­buły filmu jest kon­flikt mię­dzy przy­jeż­dża­jącą do ma­łej fran­cu­skiej miej­sco­wo­ści cu­kier­niczką Vianne a za­rzą­dza­ją­cym mia­stecz­kiem hra­bią de Rey­nau­dem. Spór mię­dzy nimi wy­bu­cha wła­śnie na tle ty­tu­ło­wej cze­ko­lady i in­nych ła­koci. Vianne chce je sprze­da­wać, a tym sa­mym wpro­wa­dzać do ży­cia miesz­kań­ców ra­dość i zmy­słową przy­jem­ność. Hra­bia uważa zaś, że je­śli lu­dziom da się do­stęp do sma­ko­ły­ków, to będą czę­sto po nie się­gać, a to od­wróci ich uwagę od du­cho­wej war­to­ści pro­stoty i wy­rze­czeń.

Film Hal­ströma to przed­sta­wie­nie cze­ko­lady jako sym­bolu dra­ma­tycz­nego kon­fliktu mię­dzy roz­ko­szą i po­tę­pie­niem oraz opo­wieść o ludz­kim pra­gnie­niu choćby chwi­lo­wej za­miany sza­rej rze­czy­wi­sto­ści w świat pe­łen ra­do­snych ko­lo­rów, sma­ków i za­pa­chów. Cze­ko­lada jest jak lekko uchy­lona furtka po­mię­dzy tym, jak jest, a tym, jak mo­głoby być, z ko­lei cze­ko­la­dowa pro­hi­bi­cja to nic in­nego, jak próba za­trza­śnię­cia tej furtki i za­bez­pie­cze­nia jej ciężką kłódką.

Hra­bia de Rey­naud źle skie­ro­wał jed­nak swój za­pał godny łowcy cza­row­nic! Za­uwa­ża­nie róż­nicy po­mię­dzy tym, jak jest, a jak mo­głoby być, nie bie­rze się prze­cież z ma­gicz­nej mocy za­klę­tej w ziar­nach ka­ka­owca, ale ludz­kiej umie­jęt­no­ści ko­rzy­sta­nia z wy­obraźni. Dużo bar­dziej prze­my­ślane wy­dają się w tym przy­padku dzia­ła­nia Wiel­kiego Elek­tro­nika z na­krę­co­nego w la­tach osiem­dzie­sią­tych XX wieku filmu Po­dróże Pana Kleksa (reż. K. Gra­dow­ski). Po­stać ta pra­gnie stwo­rzyć świat oparty na fun­da­men­tach ra­cjo­nal­no­ści, prze­wi­dy­wal­no­ści i lo­gicz­nego my­śle­nia. W wy­obraźni Wielki Elek­tro­nik wi­dzi więc ogromne za­gro­że­nie oraz jedną z naj­więk­szych prze­szkód dla stwo­rze­nia upra­gnio­nej tech­no­lo­gicz­nej uto­pii. Po­nie­waż zaś pa­li­wem dla wy­obraźni są ba­śnie, bajki, le­gendy i inne fan­ta­styczne hi­sto­rie, ge­niusz zła stwier­dza, że aby po­zbyć się ich ze świata raz na za­wsze, na­leży lu­dziom za­brać atra­ment, który umoż­li­wia ich spi­sy­wa­nie i prze­ka­zy­wa­nie da­lej.

Je­śli do­brze się ro­zej­rzymy, to za­uwa­żymy, że kon­flikt po­mię­dzy Wiel­kim Elek­tro­ni­kiem a Pa­nem Klek­sem w dzi­siej­szym świe­cie trwa w naj­lep­sze. Wy­obraź­nię uważa się nie­kiedy za po­tężne na­rzę­dzie, dzięki któ­remu nasz umysł po­trafi dzia­łać w ode­rwa­niu od ogra­ni­czeń rze­czy­wi­sto­ści. In­nym ra­zem twier­dzi się, że eks­tra­wa­ganc­kie wy­bryki wy­obraźni mogą przy­no­sić wię­cej szkody niż po­żytku. Dwo­istość tę bar­dzo do­brze wi­dać w róż­nych kon­tek­stach, w któ­rych wy­obraź­nię przy­wo­łuje się po imie­niu. Z jed­nej strony wielu z nas wzru­szają for­te­pia­nowe akordy i ogólny wy­dźwięk prze­sła­nia gło­szo­nego przez Johna Len­nona w pio­sence Ima­gine, z dru­giej przed­sta­wiana tam wi­zja świata bez re­li­gii, państw, wła­sno­ści i prze­mocy może być uwa­żana za na­iwną i wy­peł­nioną na­sto­let­nim ide­ali­zmem, z któ­rego sam mu­zyk nie zdą­żył wy­ro­snąć. Wśród licz­nych zło­tych my­śli przy­pi­sy­wa­nych Al­ber­towi Ein­ste­inowi znaj­duje się i taka, która mówi, że wy­obraź­nia jest waż­niej­sza od wie­dzy, bo wie­dza jest ogra­ni­czona, wy­obraź­nia zaś po­trafi obej­mo­wać cały świat. Brzmi pięk­nie, ale to w zbyt buj­nej wy­obraźni po­szu­kuje się przy­czyn ży­cio­wych błę­dów, a kiedy po­peł­niamy gafy, zda­rza nam się usły­szeć, że „nie wia­domo, co so­bie wcze­śniej wy­obra­ża­li­śmy”.

Wy­gląda więc na to, że wo­bec wy­obraźni sto­su­jemy na co dzień po­dej­ście da­jące się stre­ścić mak­symą: „je­stem za, a na­wet prze­ciw”. A może to na­sze nie­zde­cy­do­wa­nie w spra­wie sta­tusu wy­obraźni bie­rze się stąd, że tak na­prawdę mamy na jej te­mat bli­żej nie­spre­cy­zo­wane wy­obra­że­nia? Niby wiemy, że jest, ale nie do końca wiemy po co; niby wiemy, że działa, ale nie­zu­peł­nie wiemy jak. Tak na­prawdę nic w tym dziw­nego, po­nie­waż nad pro­ble­mami zwią­za­nymi z wy­obraź­nią przez ty­siące lat za­sta­na­wiali się wielcy mę­drcy i fi­lo­zo­fo­wie, a współ­cze­śnie do­łą­czyli do nich rów­nież psy­cho­lo­go­wie, ko­gni­ty­wi­ści, an­tro­po­lo­dzy, psy­chia­trzy oraz ba­da­cze zaj­mu­jący się sztuką. Ogrom per­spek­tyw, w ja­kich można po­strze­gać to za­gad­nie­nie, do­bit­nie wy­ra­ził Le­slie Ste­ven­son, który w swoim prze­glą­do­wym ar­ty­kule wy­mie­nił aż dwa­na­ście kon­cep­cji wy­obraźni1. Ba­dacz ten skrom­nie przy­znaje we wstę­pie do swo­jej pracy, że nie chce być uzna­wany za wy­bitny au­to­ry­tet w opi­sy­wa­nej dzie­dzi­nie. Do­daje przy tym, że aby prze­gryźć się przez wszyst­kie kwe­stie zwią­zane z wy­obraź­nią, na­le­ża­łoby po­świę­cić na to wła­ści­wie całe ży­cie, on zaś spę­dził dużą jego część na in­nych za­ję­ciach. Po­wiedzmy to wy­raź­nie – przy­glą­da­jąc się dzie­jom wy­obraźni w per­spek­ty­wach fi­lo­zo­ficz­nej i li­te­rac­kiej, Ste­ven­son po­ka­zuje nam na­prawdę wiele per­spek­tyw, a to do­bry punkt wyj­ścia dla książki ta­kiej jak ta.

Pierw­sze uję­cie pod­cho­dzi do wy­obraźni jako do zdol­no­ści my­śle­nia o czymś, co nie jest obec­nie po­strze­gane, ale jest, było lub będzie rze­czy­wi­ste w cza­sie i prze­strzeni. Kiedy bra­cia Gol­co­wie śpie­wają, że „tu na ra­zie jest ścier­ni­sko, ale bę­dzie San Fran­ci­sco”, cho­dzi o ta­kie wła­śnie wy­ko­rzy­sta­nie wy­obraźni – mamy przed sobą pole po ścię­ciu plo­nów, ale w na­szych gło­wach ma­lują się już wi­zje wy­so­kich bu­dyn­ków i gwar­nych sze­ro­kich ulic. Druga kon­cep­cja wy­obraźni sprawę kom­pli­kuje już nieco bar­dziej, mó­wiąc, że jest to umiejętność my­śle­nia o wszyst­kim, co uznaje się za moż­liwe w cza­so­prze­strzen­nym świe­cie. W taki spo­sób wy­obraźni uży­wamy choćby wtedy, gdy snu­jemy al­ter­na­tywne sce­na­riu­sze wy­da­rzeń hi­sto­rycz­nych, na przy­kład „co by było, gdyby w 1940 roku Wielka Bry­ta­nia pod­pi­sała po­kój z III Rze­szą Nie­miecką” albo „co by było, gdyby wy­bory pre­zy­denc­kie w Pol­sce w 2020 roku zor­ga­ni­zo­wano me­todą ko­re­spon­den­cyjną”. Trze­cią pro­po­zy­cję, we­dle któ­rej wy­obraź­nia to skłon­ność do my­śle­nia o czymś, co ktoś uważa za rze­czy­wi­ste, ale tak nie jest,ilu­struje trak­to­wane z po­bła­ża­niem okre­śle­nie „zbyt bujna wy­obraź­nia”. W ta­kie uję­cie wpi­sują się choćby fał­szywe prze­ko­na­nia, że liczba trzy­na­ście przy­nosi pe­cha albo że w ­szcze­pion­kach znaj­dują się elek­tro­niczne urzą­dze­nia na­mie­rza­jące, ale obej­muje ono rów­nież uro­je­nia cho­ro­bowe, jak choćby prze­ko­na­nie o umie­jęt­no­ści czy­ta­nia w cu­dzych my­ślach.

We­dług na­stęp­nej kon­cep­cji pod po­ję­ciem wy­obraźni może kryć się umie­jęt­ność myśle­nia o rze­czach, które uważa się za fik­cyjne. Tu wła­śnie znaj­dziemy całą do­menę po­my­słów ro­dem z fil­mów science fic­tion czy li­te­ra­tury fan­tasy, jak choćby na­pędy nad­świetlne, ma­giczne pier­ście­nie albo lu­dzie, któ­rzy w trak­cie pełni księ­życa za­mie­niają się w wil­ko­łaki. Na zie­mię spro­wa­dza nas piąte, dość su­che przed­sta­wie­nie wy­obraźni jako umie­jęt­no­ści two­rze­nia umy­sło­wych ob­razów. Po­my­śl­cie przez chwilę o dwóch kost­kach do gry, które się ze sobą sty­kają ścian­kami. Go­towe? To te­raz za­sta­nów­cie się, jak ta kon­struk­cja wy­glą­da­łaby z boku. Brawo! Wła­śnie stwo­rzy­li­ście w swoim umy­śle trój­wy­mia­rowy ob­raz umy­słowy, który na do­da­tek udało się wam nieco po­obra­cać! Szó­ste z wy­mie­nia­nych przez Ste­ven­sona po­dejść jest nieco nie­po­ko­jące w swo­jej ogól­no­ści, po­nie­waż mówi, że wy­obraź­nia to zdol­ność do my­śle­nia o czym­kol­wiek. Słowo „czym­kol­wiek” wy­raża w tym przy­padku do­wol­ność wy­obraźni oraz jej ode­rwa­nie od uwa­run­ko­wań lo­gicz­nych czy fi­zycz­nych. W ta­kim uję­ciu wy­obraźni nie in­te­re­suje, czy za­peł­niamy ją wi­do­kami Czę­sto­chowy, czy Tol­kie­now­skiego Mor­doru, bo za­sady jej dzia­ła­nia trak­tuje się jako uni­wer­salne.

Siódma z kon­cep­cji wy­obraźni jest chyba naj­bar­dziej za­gma­twana: wy­obraź­nia to nie­ra­cjo­nalne ope­ra­cje umy­słu, to zna­czy te, które można wy­ja­śnić ra­czej w ka­te­go­riach przy­czyn niż po­wo­dów. Cho­dzi tu jed­nak o ta­kie dzia­ła­nie wy­obraźni, które daje się wy­ja­śniać pro­ce­sami me­cha­nicz­nymi, nie­za­leż­nymi od ludz­kiej woli czy świa­do­mych in­ten­cji. Wy­obra­że­nia mogą po­ja­wiać się prze­cież na przy­kład pod wpły­wem sub­stan­cji psy­cho­ak­tyw­nych czy fi­zycz­nego sty­mu­lo­wa­nia tkanki mó­zgo­wej. Do zbioru im­pre­zo­wych le­gend na­leżą wszak opo­wie­ści o bia­łych mysz­kach wi­dzia­nych po wy­pi­ciu znacz­nych ilo­ści al­ko­holu czy zie­lo­nych wróż­kach od­wie­dza­ją­cych osoby pi­jące ab­synt. Za­uważmy jed­nak, że w ży­ciu co­dzien­nym bar­dziej „mięk­kie” wtar­gnię­cie wy­obra­żeń to wcale nie tak rzad­kie zja­wi­sko. Gdy ktoś znie­nacka prosi nas o wy­obra­że­nie so­bie cze­goś – po­wiedzmy ży­rafy, palmy czy fajki – to wielu oso­bom może wcale nie być tak ła­two zu­peł­nie po­wstrzy­mać się od choćby chwi­lo­wego prze­mknię­cia ta­kich wy­obra­żeń po gło­wie. A może i wam coś z tego mi­gnęło te­raz przed oczami?

Na­stępna wła­ści­wość wy­obraźni wiąże się z umie­jęt­no­ścią two­rze­nia prze­ko­nań do­ty­czą­cych obiek­tów ist­nie­ją­cych w trój­wy­mia­ro­wej prze­strzeni, które mogą po­zo­sta­wać nie­do­strze­gane. Pod tym skom­pli­ko­wa­nym opi­sem kryje się funk­cja wy­peł­nia­cza luk. Je­śli na­sza wy­obraź­nia działa ty­powo, to gdy wi­dzimy wy­sta­jącą z budy głowę pie­ska, bez trudu przy­cho­dzi nam do głowy za­rys moż­li­wego kształtu, jaki przyj­muje reszta ciała zwie­rzę­cia ukryta przed na­szym wzro­kiem. Tak ko­rzy­stamy z wy­obraźni rów­nież wtedy, gdy prze­wi­du­jemy, że po­jazd, któ­rego od­bi­cie wła­śnie znik­nęło z sa­mo­cho­do­wego lu­sterka, za­pewne znaj­duje się te­raz w mar­twym punk­cie, a więc le­piej w tym mo­men­cie nie krę­cić za mocno kie­row­nicą.

Wy­peł­nia­nie luk to bar­dzo prak­tyczny aspekt pracy na­szej wy­obraźni. Zu­peł­nie ina­czej niż w kon­cep­cji dzie­wią­tej, we­dle któ­rej wy­obraź­nia to zdol­ność do do­ce­nia­nia dzieł sztuki lub przed­mio­tów o na­tu­ral­nym pięk­nie bez kla­sy­fi­ko­wa­nia ich we­dług kon­kret­nych po­jęć lub my­śle­nia o nich jako uży­tecz­nych. Py­tani o to, dla­czego po­doba nam się dana pio­senka czy ob­raz, sami zresztą czę­sto mó­wimy, że „prze­ma­wiają one do na­szej wy­obraźni”, choć nie­spe­cjal­nie po­tra­fimy wprost wy­ja­śnić, co jest po­wo­dem na­szego za­chwytu. O lu­dziach nie­czu­łych na piękno sztuki ma­wiamy zaś, że bra­kuje im wy­obraźni es­te­tycz­nej. Po­dobną treść za­wiera ko­lejne uję­cie mó­wiące, że wy­obraź­nia to zdol­ność do do­ce­nie­nia rze­czy, które wy­ra­żają lub od­kry­wają sens ludz­kiego ży­cia. W ra­mach tej zdol­no­ści po­ja­wiają się mię­dzy in­nymi za­gad­nie­nia zwią­zane z uży­wa­niem me­ta­for, po­rów­nań i in­nych środ­ków wy­razu spra­wia­ją­cych, że ła­twiej uchwy­cić nam to, co wy­myka się bar­dziej do­słow­nemu ro­zu­mie­niu. Ła­two ją zro­zu­mieć, wsłu­chu­jąc się choćby w słowa pio­se­nek sta­ra­ją­cych się zwięźle wy­tłu­ma­czyć nam, czym jest ży­cie, na przy­kład Ży­cie, ży­cie jest no­welą… (sł. Ja­cek Cy­gan), Ży­cie to jest te­atr… (sł. Edward Sta­chura) czy Ży­cie jest małą ściem­niarą… (sł. Igor Her­but)2.

Dwie wcze­śniej­sze per­spek­tywy uka­zy­wały, że wy­obraź­nia po­zwala nam nie­kiedy le­piej ro­zu­mieć to, co do nas do­ciera. Dwie ostat­nie de­fi­ni­cje od­no­szą się na­to­miast do wy­obraźni jako przy­czyny na­szych dzia­łań: umie­jętność two­rze­nia dzieł sztuki, które mogą być do­ce­niane dzięki zmy­słom, oraz umie­jęt­ność two­rze­nia dzieł sztuki, które wy­ra­żają coś głę­bo­kiego na te­mat sensu ży­cia, w prze­ci­wień­stwie do wy­two­rów zwy­kłej fan­ta­zji. Ta­kich wła­śnie zdol­no­ści ocze­kuje się zwy­kle od ar­ty­stów, któ­rych rze­mio­sło po­lega na czymś wię­cej niż zwy­czajne na­śla­dow­nic­two lub przy­pad­kowe ze­sta­wia­nie ze sobą róż­nych ele­men­tów więk­szej kom­po­zy­cji.

Wy­li­czanka Ste­ven­sona to świetne wy­po­sa­że­nie dla tych, któ­rzy za­mie­rzają wy­ru­szyć w po­dróż po psy­cho­lo­gicz­nych kon­cep­cjach wy­obraźni. Nie­które z wy­mie­nia­nych przez bry­tyj­skiego ba­da­cza ujęć od­no­szą się na przy­kład do py­ta­nia o to, czy ludzka wy­obraź­nia jest nie­ogra­ni­czona, czy też może po­ru­sza się w ja­kichś okre­ślo­nych ra­mach. Inne wiążą się z py­ta­niem o wy­stę­pu­jące mię­dzy nami róż­nice w za­kre­sie dzia­ła­nia wy­obraźni i tego, do czego chęt­nie ją wy­ko­rzy­stu­jemy. Jesz­cze inne sy­gna­li­zują pro­blemy z od­róż­nia­niem wy­obra­żeń od rze­czy­wi­sto­ści, spra­wo­wa­niem kon­troli nad wy­two­rami wła­snej wy­obraźni oraz przy­czyny, dla któ­rych jako przed­sta­wi­ciele ga­tunku Homo sa­piens w ogóle mo­żemy po­chwa­lić się czymś ta­kim jak wy­obraź­nia.

Książka Wy­obraź to so­bie! to coś w ro­dzaju po­dróży po tych i in­nych za­gad­nie­niach zwią­za­nych z dzia­ła­niem ludz­kiej wy­obraźni. Spo­tka­nie z nimi roz­pocz­niemy od przyj­rze­nia się temu, jak psy­cho­lo­go­wie wy­obra­żają so­bie po­ję­cie wy­obraźni i czego na jej te­mat do­wia­dują się nowi adepci tej na­uki. W roz­dziale dru­gim za­nu­rzymy się w kon­cep­cjach wska­zu­ją­cych ewo­lu­cyjne ko­rze­nie i funk­cje wy­obraźni. Roz­dział trzeci ukaże nam zja­wi­ska roz­gry­wa­jące się na li­nii wy­obraź­nia–pa­mięć, do któ­rych swoje trzy gro­sze do­dają jesz­cze me­cha­ni­zmy zwią­zane z poj­mo­wa­niem czasu i liczb. Po roz­dziale czwar­tym roz­bie­gły się te nie­sforne prze­jawy dzia­ła­nia na­szej wy­obraźni, które cza­sem wo­limy skrzęt­nie ukry­wać, przy­naj­mniej przed czuj­nym spoj­rze­niem in­nych lu­dzi. Bę­dzie więc o stra­chu, sek­sie i prze­mocy. Ko­lejny roz­dział prze­nie­sie nas do kra­iny dzie­cię­cej wy­obraźni, a także do świata się­ga­ją­cych po wy­obraź­nię gier i za­baw. Przyj­rzymy się też w nim wy­obra­żo­nym przy­ja­cio­łom i za­sta­no­wimy, czy nie ro­sną oni wraz z nami i nie to­wa­rzy­szą nam rów­nież wtedy, gdy je­ste­śmy już do­ro­śli. W roz­dziale szó­stym zo­ba­czymy kilka przy­kła­dów tego, jak wy­obraź­nię wy­ko­rzy­stuje się w ba­da­niach na­uko­wych, gdy prosi się ich uczest­ni­ków o fan­ta­zjo­wa­nie na te­mat róż­nych, cza­sem bar­dzo oso­bli­wych sy­tu­acji. Roz­dział siódmy od­słoni przed nami me­tody wy­ko­rzy­sty­wa­nia wy­obraźni w tre­ningu spor­to­wym, w re­kla­mie i mar­ke­tingu oraz w two­rze­niu po­czu­cia przy­na­leż­no­ści do na­rodu czy spo­łe­czeń­stwa. Z ostat­niego, ósmego roz­działu do­wiemy się na­to­miast co nieco na te­mat nie­ty­po­wych spo­so­bów dzia­ła­nia wy­obraźni oraz tego, jak używa się jej w psy­cho­te­ra­pii.

Z po­dróży czę­sto przy­wo­zimy pa­miątki przy­po­mi­na­jące o od­wie­dzo­nych miej­scach i zwią­za­nych z nimi prze­ży­ciach. W tej książce po­dobną funk­cję peł­nią za­miesz­czone na końcu każ­dego roz­działu ćwi­cze­nia. Wy­ko­nu­jąc je, roz­ru­szamy nieco na­szą wy­obraź­nię i spraw­dzimy, na ile spraw­nie idzie nam ko­rzy­sta­nie z jej do­bro­dziejstw. Część z nas trak­tuje za­pewne wy­obraź­nię jak coś, z czego w pew­nym wieku po pro­stu się wy­ra­sta. Być może dla nich ćwi­cze­nia te będą ni­czym kon­takt z dawno nie­wi­dzia­nym zna­jo­mym. Być może ta od­no­wiona zna­jo­mość prze­ro­dzi się już w przy­jaźń na całe ży­cie.

Spró­bujmy so­bie to wy­obra­zić!

Roz­dział 1

Wy­obraź­nia w wy­obraźni psy­cho­lo­gów

Dzia­ła­nie wy­obraźni czę­sto prze­ciw­sta­wia się temu, co rze­czy­wi­ste i na­ma­calne. Przy­znajmy, że co­dzien­ność bywa szara, ru­ty­nowa i mało pa­sjo­nu­jąca. Dla­tego wła­śnie sprawy zwią­zane z wy­obraź­nią wy­dają nam się tak pełne ko­lo­rytu. Co jak co, ale wy­obraź­nia po pro­stu nie może być nudna, a jej na­ukowe ba­da­nie musi przy­po­mi­nać przy­gody In­diany Jo­nesa! Z ta­kim po­dej­ściem do te­matu osoby stu­diu­jące psy­cho­lo­gię mogą prze­żyć naj­pierw szok, a po­tem roz­cza­ro­wa­nie. Kiedy bo­wiem za­glą­damy do pod­ręcz­ni­ków aka­de­mic­kich, na­szym oczom uka­zują się kartki wy­peł­nione fi­gu­rami geo­me­trycz­nymi, czarno-bia­łymi ry­sun­kami czy opi­sami ba­dań po­le­ga­ją­cych na przy­glą­da­niu się temu, jak prze­twa­rzamy lub wy­ko­nu­jemy ope­ra­cje lo­giczne. Czy w tym na pierw­szy rzut oka su­chym jak wiór ma­te­riale ukrywa się po­ten­cjał za­miany w trzy­ma­jący w na­pię­ciu thril­ler? Wy­star­czy tro­chę za­an­ga­żo­wa­nia i wy­obraźni, by uznać, że to moż­liwe.

Wy­obraź so­bie je­dzonko

Na­ukowe do­cie­ka­nia psy­cho­lo­gów na te­mat wy­obraźni roz­po­częły się od… so­lid­nego śnia­da­nia. Fran­cis Gal­ton znany jest mię­dzy in­nymi z tego, że był ku­zy­nem Ka­rola Dar­wina, oraz z pro­wa­dzo­nych stu­diów nad dzie­dzicz­no­ścią cech psy­chicz­nych i in­te­li­gen­cją. W 1880 roku uczony ten opu­bli­ko­wał pio­nier­ską pracę na te­mat róż­nic mię­dzy ludźmi do­ty­czą­cych stop­nia, w ja­kim po­tra­fią wy­obra­żać so­bie rze­czy, które wcze­śniej wi­dzieli3. Gal­ton po­pro­sił stu męż­czyzn, wśród któ­rych byli rów­nież sza­no­wani przed­sta­wi­ciele świata ów­cze­snej na­uki, aby przy­po­mnieli so­bie, jak ran­kiem w dniu ba­da­nia wy­glą­dał ich stół śnia­da­niowy. Po­tem zaś ba­dani mieli opi­sać po­ja­wia­jące się w ich gło­wach ob­razy, od­no­sząc się do ich wy­ra­zi­sto­ści, szcze­gó­ło­wo­ści i na­sy­ce­nia bar­wami.

Tym, co przy­kuło uwagę Gal­tona, były wy­stę­pu­jące po­mię­dzy uczest­ni­kami znaczne róż­nice w zdol­no­ściach do wy­obra­ża­nia so­bie nie­dawno zje­dzo­nych po­sił­ków. Wśród re­spon­den­tów byli tacy, któ­rzy twier­dzili, że wy­obra­żone śnia­da­nie nie­wiele różni się kształ­tem i wy­ra­zi­sto­ścią od rze­czy­wi­stego, ale w przy­padku in­nych ob­raz był znacz­nie bar­dziej roz­ma­zany i nie­do­okre­ślony. Jesz­cze inni mó­wili, że wła­ści­wie nie są w sta­nie przy­wo­łać żad­nych wi­zji zje­dzo­nego po­siłku. Po­dobne róż­nice do­ty­czące dzia­ła­nia wy­obraźni ku­zyn Dar­wina od­no­to­wy­wał także w in­nych ba­da­nych gru­pach. Wska­zy­wał na przy­kład, że ko­biety mają w za­kre­sie umie­jęt­no­ści przy­wo­ły­wa­nia ob­ra­zów prze­wagę nad męż­czy­znami, a dzieci ce­chuje więk­sza ła­twość wy­obra­ża­nia so­bie niż do­ro­słych. Szcze­gól­nie in­try­gu­jące wy­da­wało mu się jed­nak to, że w po­słu­gi­wa­niu się wy­obraź­nią dość słabo w jego ba­da­niach wy­pa­dali… na­ukowcy. Bry­tyj­ski ba­dacz po­czu­wał się do obo­wiązku wy­ja­śnie­nia uzy­ska­nych re­zul­ta­tów. Z jed­nej strony wy­da­wało mu się, że wy­bitne umy­sły po­tra­fią brać wy­obraź­nię w karby i nie zaj­mują jej ta­kimi bzdu­rami jak wy­obra­że­nia po­sił­ków, z dru­giej zaś wi­dział w przy­wo­ły­wa­niu kon­kret­nych wy­obra­żeń siłę opo­zy­cyjną wo­bec uogól­nio­nego, abs­trak­cyj­nego my­śle­nia. Mó­wiąc ina­czej, do­szedł do wnio­sku, że żywa, od­zy­wa­jąca się na co dzień wy­obraź­nia ra­czej nie idzie w pa­rze z ta­len­tem do pracy na­uko­wej. Kiedy czyta się pracę Gal­tona z dzi­siej­szej per­spek­tywy, można po­my­śleć, że sam wy­ka­zy­wał się nie lada wy­obraź­nią, uza­sad­nia­jąc, dla­czego u zaj­mu­ją­cych się na­uką mogą wy­stę­po­wać ta­kie de­fi­cyty.

Roz­po­znane przez Gal­tona za­gad­nie­nie trud­no­ści w two­rze­niu wy­obra­żeń po­dej­mo­wane jest obec­nie w ba­da­niach nad tak zwaną afan­ta­zją, o któ­rej wię­cej opo­wiemy w ostat­nim roz­dziale tej książki. Już te­raz za­sta­nówmy się, czy Gal­ton miał ra­cję, mó­wiąc, że na­ukowcy są na ba­kier z wy­obraź­nią? Na po­czątku XXI wieku po­sta­no­wiła spraw­dzić to para ame­ry­kań­skich ba­da­czy4. Wil­liam F. Bre­wer i Mar­lene Schom­mer-Aikins za­uwa­żyli, że choć wnio­ski Gal­tona wpły­nęły na dwu­dzie­sto­wieczny spo­sób my­śle­nia o wy­obraźni na­ukow­ców, to stoją one w sprzecz­no­ści z licz­nymi de­kla­ra­cjami przed­sta­wi­cieli świata na­uki, pod­kre­śla­ją­cymi zna­cze­nie wy­obraźni w ich co­dzien­nej pracy i do­ko­ny­wa­niu prze­ło­mo­wych od­kryć. Aby wy­ja­śnić tę za­gadkę, Bre­wer i Schom­mer-Aikins po­sta­no­wili od­two­rzyć do­świad­cze­nie Gal­tona, po­słu­gu­jąc się do­kład­nie tą samą śnia­da­niową pro­ce­durą oraz iden­tycz­nym sys­te­mem ko­do­wa­nia od­po­wie­dzi. Do udziału w ba­da­niu za­pro­sili kil­ku­dzie­się­ciu pro­fe­so­rów nauk przy­rod­ni­czych oraz grupę stu­den­tów.

Po prze­ana­li­zo­wa­niu wy­ni­ków oka­zało się, że co prawda wy­obra­że­nia stu­den­tów były nieco bar­dziej wy­ra­zi­ste niż twory wy­obraźni na­ukow­ców, to jed­nak zde­cy­do­wana więk­szość przed­sta­wi­cieli obu grup cha­rak­te­ry­zo­wała się cał­kiem nie­złą wy­obraź­nią. Czyżby więc Gal­ton my­lił się, twier­dząc, że wy­obraź­nia na­ukow­ców ku­leje? Cóż, wy­gląda na to, że tak. Bre­wer i Schom­mer-Aikins po­szli w swoim śledz­twie da­lej i przyj­rzeli się jesz­cze raz da­nym ze­bra­nym przez Gal­tona. Po za­po­zna­niu się z ma­te­ria­łem stwier­dzili, że z wy­obraź­nią ba­da­nych przez niego osób wcale nie było aż tak źle, a pły­nące z wy­ni­ków wnio­ski były zwy­czaj­nie prze­sa­dzone. Ta hi­sto­ryczna po­myłka mo­gła wziąć się z po­prze­dza­ją­cych ba­da­nia roz­mów Gal­tona z kil­koma wy­bit­nymi na­ukow­cami ów­cze­snej epoki, ma­ją­cymi szcze­gól­nie ubogą wy­obraź­nię, które wstęp­nie ukie­run­ko­wały go na spo­sób po­dej­ścia do ze­bra­nych da­nych.

Inna in­ter­pre­ta­cja przy­cho­dzi do głowy pod wpły­wem od­po­wie­dzi, ja­kiej Gal­to­nowi udzie­lił jego wielki ku­zyn Ka­rol Dar­win w li­ście z 14 li­sto­pada 1879 roku. Przy­rod­nik wska­zy­wał, że jego wy­obra­że­nie śnia­da­nia jest ko­lo­rowe i wy­ra­zi­ste, jed­nak opi­sał je na­stę­pu­ją­cymi sło­wami: „umiar­ko­wana, ale moje sa­motne śnia­da­nie było wcze­sne, a po­ra­nek ciemny”5. Może więc czę­ścią roz­wią­za­nia za­gadki sła­bej wy­obraźni dzie­więt­na­sto­wiecz­nych uczo­nych jest to, że spo­ży­wali oni śnia­da­nia w róż­nych wa­run­kach i o róż­nych go­dzi­nach. Na­to­miast pewne ob­razy, które po­ja­wiały się w ich gło­wach, to nie tyle nie­wy­raźne wy­obra­że­nia wy­raź­nych po­sił­ków, ile wy­raźne wy­obra­że­nia nie­wy­raź­nych za­ry­sów wi­dzia­nego na ta­ler­zach je­dze­nia?

„Po­ja­wiasz się i zni­kasz, i zni­kasz, i zni­kasz…”

Spo­sób, w jaki wy­obraź­nię sta­rał się uchwy­cić w swo­ich śnia­da­nio­wych ba­da­niach Gal­ton, po­krywa się z uję­ciem, we­dle któ­rego wy­obraź­nia to zdol­no­ści my­śle­nia o czymś, co nie jest obec­nie spo­strze­gane, ale jest, było lub będzie rze­czy­wi­ste w cza­sie i prze­strzeni. Ty­powa de­fi­ni­cja wy­obraźni, z którą za­po­znają się współ­cze­śni stu­denci psy­cho­lo­gii, tak na­prawdę wy­gląda bar­dzo po­dob­nie. Wy­obraź­nię przed­sta­wia się im bo­wiem jako zdol­ność do re­pre­zen­ta­cji świata po­zo­sta­jącą w ści­słym po­wią­za­niu ze spo­strze­ga­niem za po­mocą zmy­słów6. Wy­obra­żane obiekty mają sta­tus po­dobny do obiek­tów rze­czy­wi­stych, z tą jed­nak róż­nicą, że w da­nej chwili po­ja­wiają się je­dy­nie w na­szej gło­wie, a nie w świe­cie ze­wnętrz­nym. Po­dob­nie pod­cho­dzi do sprawy Joel Pe­ar­son, który twier­dzi, że obecny stan wie­dzy po­zwala uzna­wać wy­obra­że­nia wzro­kowe za słab­szą formę wzro­ko­wych spo­strze­żeń7.

To, jak wiele łą­czy wy­obraź­nię ze spo­strze­ga­niem, do­bit­nie ilu­strują kla­syczne ba­da­nia prze­pro­wa­dzone w 1910 roku przez Che­wesa W. Perky’ego w Cor­nell La­bo­ra­tory8. Perky chciał spraw­dzić po­ziom ludz­kich zdol­no­ści od­róż­nia­nia ob­ra­zów two­rzo­nych w umy­śle od ob­ra­zów, które rze­czy­wi­ście po­ja­wiają się przed na­szymi oczami. Ba­dane przez niego osoby miały, pa­trząc we wska­zany punkt na kwa­dra­to­wym ekra­nie, wy­obra­żać so­bie na przy­kład czer­wo­nego po­mi­dora, nie­bie­ską książkę, żół­tego ba­nana czy zie­lony liść. Po chwili ba­da­nych pro­szono o opi­sa­nie swo­ich wy­obra­żeń. Kiedy uczest­nicy za­czy­nali to ro­bić, eks­pe­ry­men­ta­to­rzy za po­mocą spe­cjal­nej apa­ra­tury wy­świe­tlali na ekra­nie wcze­śniej przy­go­to­wane gra­fiki zgodne za­równo kształ­tem, jak i ko­lo­rem z wy­obra­ża­nymi obiek­tami.

Czy to moż­liwe, by ba­dani nie orien­to­wali się, że w trak­cie ba­da­nia pa­trzą na po­mi­dory, książki czy li­ście już nie tylko oczyma du­szy, lecz także za po­mocą praw­dzi­wych ga­łek ocznych? Cóż, we wstęp­nym eks­pe­ry­men­cie Perky’ego pe­wien dzie­się­cio­letni chło­piec – po­dob­nie jak jego ró­wie­śnik z ba­śni An­der­sena o no­wych sza­tach ce­sa­rza – do­strzegł szwin­del i za­de­kla­ro­wał, że to, co wi­dzi, to nie wy­twory wy­obraźni, ale cie­nie rzu­cane na ekran. Ina­czej było z dwiema na­sto­lat­kami, które uwa­żały opi­sy­wane obiekty za wy­twory wy­obraźni. Ba, jedna z nich była zresztą mocno za­sko­czona, gdy dzień póź­niej eks­pe­ry­men­ta­tor wy­ja­śnił jej całą pro­ce­durę! Ale co z do­ro­słymi? Perky po­daje, że w pod­da­nej do­świad­cze­niu gru­pie dwu­dzie­stu czte­rech stu­den­tów nie zna­lazł się nikt, kto uwa­żałby pre­zen­to­wane kształty za coś in­nego niż dzieło wy­obraźni. Mało tego, część ba­da­nych do­da­wała do swo­ich wi­zji bar­dziej szcze­gó­łowe ele­menty, wska­zu­jąc na przy­kład kon­kretny ty­tuł książki lub ga­tu­nek drzewa, z któ­rego po­cho­dził liść.

Przed­sta­wiony tak zwany efekt Perky’ego brzmi ty­leż spek­ta­ku­lar­nie, co nie­wia­ry­god­nie. Nic więc dziw­nego, że w póź­niej­szych la­tach zna­leźli się na­ukowcy, któ­rzy po­sta­no­wili zba­dać go sa­mo­dziel­nie. Jedno z ta­kich ba­dań prze­pro­wa­dził Syd­ney J. Se­gal na kil­ku­dzie­się­cio­oso­bo­wej gru­pie stu­den­tów9. Se­gal sa­dzał ba­da­nych na krze­śle, a po­tem pro­sił ich o wło­że­nie głowy do cze­goś w ro­dzaju stoż­ko­wa­tego kap­tura z ma­łym ekra­nem umiesz­czo­nym na wierz­chołku. Na­stęp­nie pro­sił uczest­ni­ków o wy­obra­że­nie so­bie ko­lejno ba­nana, pa­pugi, ro­śliny i skrzy­piec. Pierw­sze dwa wy­obra­że­nia po­wsta­wały wy­łącz­nie w gło­wach ba­da­nych, jed­nak wy­obra­że­niom ro­śliny i skrzy­piec to­wa­rzy­szyły rów­no­cze­sne pro­jek­cje na ekra­nie znaj­du­ją­cym się na końcu kap­tura. Gdy za­da­nie do­bie­gało końca, uczest­nicy byli py­tani o to, czy ich zda­niem w trak­cie ca­łego ba­da­nia na ekra­nach po­ja­wiały się tre­ści z ze­wnątrz. Po­tem po­dobne py­ta­nia za­da­wano już kon­kret­niej, w od­nie­sie­niu do wy­obra­żeń ro­śliny i skrzy­piec. Po prze­ana­li­zo­wa­niu wy­ni­ków Se­gal do­szedł do wnio­sków zbież­nych z tymi, ja­kie wy­pły­wały z ba­dań Perky’ego – na po­zio­mie ogól­nym ba­dani bar­dzo słabo ra­dzili so­bie z od­róż­nia­niem wy­obra­żeń od wy­świe­tla­nych na ekra­nie ob­raz­ków. Kiedy jed­nak ba­dacz za­da­wał uczest­ni­kom py­ta­nia na­pro­wa­dza­jące, nie­któ­rzy z nich udzie­lali od­po­wie­dzi su­ge­ru­ją­cych do­strze­ga­nie w trak­cie ba­da­nia dziw­nych ele­men­tów. Je­den z ba­da­nych po­wie­dział na przy­kład, że ze skrzyp­cami chyba było coś nie tak, bo o ile przy wy­obra­że­niu so­bie ro­śliny mu­siał się na­mę­czyć, o tyle skrzypce po­ja­wiły się w jego wy­obraźni za­sta­na­wia­jąco szybko. In­te­re­su­jące jest jed­nak to, że… wi­zja ro­śliny też była ba­da­nym pod­po­wia­dana na ekra­ni­kach. Dla­czego za­tem nasz de­tek­tyw tak bar­dzo mę­czył się nad jej wy­obra­ża­niem?

Czy ob­raz to na­prawdę ob­raz?

Współ­cze­śnie dzia­ła­nie efektu Perky’ego opi­suje się w świe­tle usta­leń neu­ro­bio­lo­gicz­nych. Uwagę zwraca się szcze­gól­nie na to, że pod­czas za­równo od­bioru bodź­ców wzro­ko­wych, jak i two­rze­nia wi­zu­al­nych wy­obra­żeń ak­ty­wi­zują się w na­szych mó­zgach te same ob­szary10. Kiedy za­py­tamy lu­dzi wo­kół, czy uwa­żają swoje wy­obra­że­nia za po­dobne do spo­strze­ga­nych obiek­tów, za­pewne od­po­wie­dzą twier­dząco. Jaka jest jed­nak re­la­cja po­mię­dzy oso­bi­stym wra­że­niem do­świad­cza­nia men­tal­nych ob­ra­zów a tym, co na­prawdę dzieje się w na­szych umy­słach? W la­tach sie­dem­dzie­sią­tych ubie­głego wieku roz­go­rzał na ten te­mat psy­cho­lo­giczny spór, który prze­szedł do hi­sto­rii jako „de­bata nad wy­obraź­nią” (ang. ima­gery de­bate)11. W spo­rze tym starli się zwo­len­nicy tezy, że pod­czas wy­obra­żeń ludzki umysł na­prawdę prze­twa­rza ob­razy, oraz zwo­len­nicy po­dej­ścia mó­wią­cego, że pier­wot­nymi kloc­kami, z któ­rych bu­duje na­sza wy­obraź­nia, są ukryta wie­dza i sądy na te­mat rze­czy­wi­sto­ści. W ka­te­go­riach po­pkul­tu­ro­wych spór ten można okre­ślić z grub­sza jako Willy Wonka kon­tra Ma­trix. Czy­tel­nicy, któ­rzy oglą­dali film Char­lie i fa­bryka cze­ko­lady (reż. T. Bur­ton, 2005), pa­mię­tają pew­nie scenę trans­mi­to­wa­nia cze­ko­lady do te­le­wi­zora. W świe­cie Willy’ego Wonki po­ja­wia­jąca się w te­le­wi­zji cze­ko­lada nie różni się od cze­ko­lady rze­czy­wi­stej. Osią świata Ma­trixa (reż. ro­dzeń­stwo Wa­chow­skich, 1999) jest zaś za­ło­że­nie, że do­świad­czane wra­że­nia są re­zul­ta­tem pro­ce­sów o zu­peł­nie in­nym, cy­fro­wym cha­rak­te­rze.

Ar­gu­men­tów za tezą, że na­sze wy­obra­że­nia rze­czy­wi­ście mają ob­ra­zową na­turę, do­star­czył słynny eks­pe­ry­ment Ro­gera N. ­She­parda i Ja­cqu­eline Met­zler, opi­sany w ar­ty­kule z 1971 roku12. Ba­da­cze wy­ko­rzy­stali w nim dwu­wy­mia­rowe ry­sunki trój­wy­mia­ro­wych kształ­tów zło­żo­nych z dzie­się­ciu sze­ścia­nów po­skle­ja­nych ze sobą bo­kami. Brzmi skom­pli­ko­wa­nie, ale tak na­prawdę cho­dzi tu o coś w ro­dzaju wę­ży­ków zbu­do­wa­nych z dzie­się­ciu ko­stek cu­kru, któ­rych ścianki wcze­śniej lekko by­śmy na­mo­czyli, aby mo­gły się do sie­bie kleić. Za­da­niem uczest­ni­ków było przy­glą­da­nie się pa­rom ta­kich kształ­tów i wska­zy­wa­nie, czy są iden­tyczne, czy też nie. Sęk w tym, że oglą­dane obiekty były wzglę­dem sie­bie ob­ró­cone i to za­równo w sen­sie dwu­wy­mia­ro­wym (czyli tak jak przy ob­ra­ca­niu kie­row­nicą auta), jak i we­dle wy­miaru głębi.

Ba­dane przez She­parda i Met­zler osoby mó­wiły, że aby upo­rać się z za­da­niem, wy­obra­żały so­bie ru­chy trój­wy­mia­ro­wych obiek­tów, ma­jące na celu ich do­pa­so­wa­nie. Czyżby więc w na­szych umy­słach fak­tycz­nie do­cho­dziło do krę­ce­nia stwo­rzo­nymi tam mo­de­lami trój­wy­mia­ro­wych wę­ży­ków? Po­prze­sta­jąc na ana­li­zie sa­mych wy­po­wie­dzi, tak na­prawdę na­dal jed­nak nie wy­szli­by­śmy poza sferę tego, co na te­mat dzia­ła­nia umy­słu wy­daje nam się na pod­sta­wie oso­bi­stych wra­żeń. Pro­wa­dzący ba­da­nie na­ukowcy za­uwa­żyli jed­nak, że czas udzie­la­nia od­po­wie­dzi przy po­rów­ny­wa­niu iden­tycz­nych kształ­tów był za­leżny od stop­nia, w ja­kim je­den obiekt był ob­ró­cony wzglę­dem dru­giego – aż do skraj­nego po­ziomu 180 stopni. Efekt ten po­ja­wiał się i w przy­padku ro­ta­cji „prawo–lewo”, i w przy­padku ro­ta­cji „w głąb”. A nieco do­kład­niej: na każde 60 stopni ob­rotu czas wy­ko­ny­wa­nia za­da­nia wy­dłu­żał się o mniej wię­cej se­kundę. Można więc po­wie­dzieć, że jego uczest­nicy za­cho­wy­wali się tak, jakby fak­tycz­nie w ich umy­słach do­cho­dziło do prze­strzen­nego ob­ra­ca­nia obiek­tów, a czas wy­ko­ny­wa­nia za­da­nia wią­zał się z ilo­ścią pracy, jaką na­le­żało przy tym wy­ko­nać.

Dwa lata póź­niej Lynn A. Co­oper i Ro­ger N. She­pard opu­bli­ko­wali wy­niki in­nych ba­dań, w któ­rych tym ra­zem wy­ko­rzy­sty­wano dwu­wy­mia­rowe przed­sta­wie­nia liczb i li­ter oraz ich lu­strzane od­bi­cia13. Opi­sane tam pro­ce­dury obej­mo­wały szer­szy za­kres aspek­tów, ale ogólne wnio­ski, ja­kie z nich wy­pły­wają, są zbieżne z tymi do­ty­czą­cymi umy­sło­wej ro­ta­cji obiek­tów trój­wy­mia­ro­wych. Co wię­cej, na wy­kre­sach pre­zen­to­wa­nych przez Co­oper i She­parda wy­raź­nie wi­dać, że czas re­ak­cji wzra­sta do mo­mentu osią­gnię­cia ro­ta­cji wy­no­szą­cej 180 stopni, po czym za­czyna spa­dać. Wy­gląda to tak, jakby lu­dzie nie tylko na­prawdę do­ko­ny­wali umy­sło­wego ob­ra­ca­nia obiek­tów, ale ro­bili to w moż­li­wie naj­bar­dziej oszczędny spo­sób i na przy­kład za­miast krę­cić w lewo o 270 stopni, wy­bie­rali ob­rót w prawo o 90 stopni. Je­śli efekt jest ten sam, to po co się nad­mier­nie mę­czyć!

Mniej wię­cej w tym sa­mym cza­sie wy­niki swo­jego ba­da­nia nad tak zwa­nym ska­nin­giem umy­sło­wym(ang. men­tal scan­ninng) opu­bli­ko­wał Ste­phen M. Kos­slyn14 – być może naj­więk­szy orę­dow­nik ob­ra­zo­wego uję­cia wy­obra­żeń, który przez wiele de­kad dzia­łał na rzecz wła­śnie tego sta­no­wi­ska15. Aby prze­pro­wa­dzić przy­wo­ły­wane ba­da­nie, ko­nieczne było przy­go­to­wa­nie dzie­się­ciu ry­sun­ków, z któ­rych pięć przed­sta­wiało rze­czy zo­rien­to­wane po­ziomo (sa­mo­chód, mo­to­rówka, grze­chot­nik, sa­mo­lot i lo­ko­mo­tywa), a ko­lej­nych pięć uka­zy­wało obiekty o pio­no­wym kształ­cie (wieża, ro­ślina, czło­wiek, ra­kieta i lampa). Każdy ry­su­nek za­wie­rał pewne szcze­góły umiej­sco­wione mniej wię­cej po­środku (na przy­kład ka­bina sa­mo­lotu czy li­ście ro­śliny) oraz inne zlo­ka­li­zo­wane na brzegu (na przy­kład śmi­gło czy kwiat). Kos­slyn po­ka­zy­wał te kształty ba­da­nym lu­dziom, a po­tem in­stru­ował ich, by za­częli je so­bie wy­obra­żać. Część uczest­ni­ków – na­zwijmy ich „ca­ło­ściow­cami” – pro­szona była o to, by wy­obra­że­nie miało cha­rak­ter ogólny, inni ba­dani („fo­ku­sowcy”) mieli skon­cen­tro­wać swoje wy­obra­że­nie na kon­kret­nym ele­men­cie ob­razu znaj­du­ją­cym się w jego skraj­nym punk­cie. Na­stęp­nie ba­dani sły­szeli słowo od­no­szące się do ele­mentu z cen­tral­nej lub prze­ciw­le­głej czę­ści ob­razka, a ich za­da­niem było jak naj­szyb­sze udzie­le­nie od­po­wie­dzi na py­ta­nie, czy wy­mie­niony ele­ment fak­tycz­nie się na ob­razku znaj­do­wał.

Kos­slyna szcze­gól­nie in­te­re­so­wał czas, w ja­kim „ca­ło­ściowcy” i „fo­ku­sowcy” udzie­lali od­po­wie­dzi w tych przy­pad­kach, gdy py­tano ich o ele­menty ob­raz­ków, które rze­czy­wi­ście się na nich znaj­do­wały. „Ca­ło­ściowcy” od­po­wia­dali w po­dob­nym tem­pie bez względu na to, gdzie znaj­do­wał się ele­ment, o który byli py­tani. Ina­czej było z „fo­ku­sow­cami”, któ­rzy naj­szyb­ciej od­po­wia­dali wtedy, gdy py­tano ich o rze­czy po­ło­żone w „punk­cie sku­pie­nia”, a im da­lej się one znaj­do­wały, tym dłuż­szy był czas udzie­la­nia od­po­wie­dzi16. Skąd brał się ten efekt? Można po­dej­rze­wać, że ba­dani w swo­ich umy­słach wy­ko­ny­wali pracę po­dobną do rze­czy­wi­stego oglą­da­nia ob­razu. Je­śli na przy­kład sku­pimy wzrok na twa­rzy Matki Whi­stlera i zo­sta­niemy za­py­tani, czy ko­bieta ma rę­ka­wiczki, to prze­nie­sie­nie wzroku na dło­nie ko­biety zaj­mie nam mniej czasu niż spraw­dze­nie, czy na jej sto­pach znaj­dują się buty. Po­dob­nie mia­łyby dzia­łać na­sze umy­słowe wy­obra­że­nia, któ­rych po­szcze­gólne ele­menty są wzglę­dem sie­bie od­da­lone o okre­ślony dy­stans.

Kilka lat póź­niej Kos­slyn wraz z dwoma współ­pra­cow­ni­kami przed­sta­wili wy­niki paru in­nych eks­pe­ry­men­tów wspie­ra­ją­cych kon­cep­cję ob­ra­zo­wej na­tury wy­obra­żeń17. W li­te­ra­tu­rze psy­cho­lo­gicz­nej szcze­gól­nie czę­sto przy­wo­łuje się wy­niki dru­giego z nich, w któ­rym uczest­nicy byli za­bie­rani w coś w ro­dzaju wy­obra­żo­nej po­dróży. Eks­pe­ry­men­ta­to­rzy po­ka­zy­wali ba­da­nym oso­bom mapę przed­sta­wia­jącą wy­spę po­dobną kształ­tem do Is­lan­dii lub Au­stra­lii. Na ma­pie znaj­do­wało się też sie­dem ilu­stra­cji przed­sta­wia­ją­cych na przy­kład stud­nię, sza­łas czy je­zioro. Za­da­niem uczest­ni­ków było ta­kie na­ucze­nie się kształtu mapy oraz umiej­sco­wie­nia wszyst­kich wy­stę­pu­ją­cych na niej obiek­tów, żeby bez pro­blemu byli w sta­nie wy­obra­zić so­bie cały ry­su­nek. Kiedy już mieli to opa­no­wane, ba­da­cze przy­stę­po­wali do naj­waż­niej­szej czę­ści. Osoby bio­rące udział w do­świad­cze­niu in­stru­owano, że po usły­sze­niu słowa okre­śla­ją­cego któ­ryś z obiek­tów na ma­pie po­winni skon­cen­tro­wać swoje wy­obra­że­nie wła­śnie na nim. Pięć se­kund póź­niej ba­dani sły­szeli inne słowo, a ich za­da­niem było prze­ska­no­wa­nie umy­sło­wej mapy i udzie­la­nie za po­mocą spe­cjal­nych gu­zi­ków od­po­wie­dzi na py­ta­nie, czy dany obiekt znaj­do­wał się na niej, czy też nie. Dal­szy ciąg tej opo­wie­ści jest już wła­ści­wie ła­twy do prze­wi­dze­nia – w im więk­szej od­le­gło­ści znaj­do­wały się od sie­bie pierw­szy i drugi obiekt, tym wię­cej czasu po­trze­bo­wali ba­dani na udzie­le­nie od­po­wie­dzi. Zu­peł­nie tak jakby uczest­nicy eks­pe­ry­mentu wy­ko­ny­wali rze­czy­wi­stą po­dróż pal­cem po umy­sło­wej ma­pie.

W ba­da­niach nad na­turą wy­obra­żeń nie­ba­ga­telną rolę ode­grały rów­nież zwie­rzęta, a ra­czej to, co mo­żemy po­wie­dzieć na ich te­mat, po­słu­gu­jąc się je­dy­nie umy­sło­wymi ob­ra­zami. Wy­obraźmy so­bie ja­kieś zwie­rzę, na przy­kład lwa, a obok niego inne, na przy­kład kró­lika. Za­sta­nówmy się te­raz nad tym, czy nasz wy­obra­żony lew ma ogon. Go­towe? To te­raz za­sta­nówmy się, czy wy­obra­żony kró­lik ma pa­zury. Je­śli na­sze umy­sły dzia­łają po­dob­nie do umy­słów lu­dzi ba­da­nych przez Kos­slyna18, od­po­wiedź na dru­gie py­ta­nie po­winna za­jąć nam nieco wię­cej czasu niż na pierw­sze. Dla­czego? Cóż, lu­dzie mają ten­den­cję do wy­obra­ża­nia so­bie zwie­rząt w re­ali­stycz­nej skali. In­nymi słowy, wy­obra­żony kró­lik po­wi­nien być znacz­nie mniej­szy od wy­obra­żo­nego lwa. Po­nie­waż zaś wy­obra­żone kró­li­cze pa­zurki nie rzu­cają się za­nadto w oczy, aby od­po­wie­dzieć na na­sze py­ta­nie, mu­sie­li­śmy wy­ko­nać coś jakby men­talny zoom, który za­jął nam nieco czasu. Po­dobny efekt wiąże się z umy­sło­wym roz­my­wa­niem kształ­tów zwie­rząt w miarę ich przy­bli­ża­nia. Aby zro­zu­mieć jego dzia­ła­nie, wy­obraźmy so­bie naj­pierw sło­nia, a póź­niej psa i cho­mika, a na­stęp­nie spró­bujmy przy­bli­żać so­bie ich umy­słowe ob­razy aż do mo­mentu, gdy kształty zwie­rząt staną się dla nas nie­wy­raźne. Je­śli mie­li­by­śmy te­raz osza­co­wać od­le­głość, w któ­rej się one od nas znaj­dują, to naj­bli­żej na­szych oczu po­wi­nien znaj­do­wać się roz­myty cho­mik, a naj­da­lej roz­myty słoń. Efekt ten we­dług Kos­slyna bie­rze się z cech umy­sło­wych ob­ra­zów zwią­za­nych z za­cho­wy­wa­niem skali.

Ka­myczki do ob­ra­zo­wego ogródka

Przed­sta­wione wy­niki eks­pe­ry­men­tów ekipy ob­ra­zo­wej skła­niają do przy­ję­cia po­pie­ra­nego przez nią po­dej­ścia. W na­uce nie cho­dzi jed­nak o to, by cią­gle so­bie po­ta­ki­wać i wy­szu­ki­wać ko­lejne przy­kłady po­twier­dza­jące daną kon­cep­cję. Praw­dziwy po­li­gon dla teo­rii na­uko­wych po­lega na ich te­sto­wa­niu w krzy­żo­wym ogniu py­tań i wąt­pli­wo­ści. Nie ina­czej było z ob­ra­zową kon­cep­cją dzia­ła­nia wy­obraźni. Tak jak w ży­ciu każ­dego Bat­mana w końcu po­ja­wia się Jo­ker, tak po­dej­ście ob­ra­zowe mu­siało zmie­rzyć się z wy­zwa­niem, ja­kie rzu­cił mu ka­na­dyj­ski ba­dacz Ze­non Py­ly­shyn19.

Za co Py­ly­shyn kry­ty­ko­wał po­dej­ście ob­ra­zowe? Naj­pro­ściej rzecz uj­mu­jąc, cho­dziło o to, że zwo­len­nicy tego po­dej­ścia zwy­czaj­nie idą na ła­twi­znę. Po­do­bień­stwo wy­obra­żeń do ob­ra­zów czy in­nych two­rów gra­ficz­nych jest bli­skie co­dzien­nemu do­świad­cze­niu więk­szo­ści z nas. Jakże pięk­nie by­łoby, gdyby na­uka po­twier­dzała, że rów­nież na głęb­szym po­zio­mie dzia­ła­nia umy­słu wszystko prze­biega do­kład­nie lub pra­wie do­kład­nie tak samo. Py­ly­shyn uwa­żał, że wła­śnie ta­kiemu pra­gnie­niu dają się uwo­dzić wszy­scy ci, na któ­rych wra­że­nie ro­bią wy­niki ba­dań nad ro­ta­cją umy­słową, umy­sło­wym ska­nin­giem czy umy­sło­wym zoo­mem. W jego pra­cach znaj­dziemy wiele (no­men omen) prze­ma­wia­ją­cych do wy­obraźni ar­gu­men­tów prze­strze­ga­ją­cych przed zbyt szyb­kim pój­ściem na skróty. Ba­dacz wska­zuje na przy­kład, że kiedy ktoś prosi nas o wy­obra­że­nie so­bie kwiatka, to przed na­szymi oczami stają te czy inne od­miany kwia­tów, na­to­miast żadne ob­razy nie stają przed oczami wtedy, gdy mamy wy­obra­zić so­bie de­mo­kra­cję20. Nie wszyst­kie na­sze wy­obra­że­nia są za­tem do­świad­czane tak, jakby miały po­stać ob­ra­zową, a część z nich ma po­stać słowną21. Py­ly­shyn po­su­nął się jed­nak w swo­ich wąt­pli­wo­ściach o krok da­lej. No bo co, je­śli za­równo ob­ra­zowa, jak i słowna po­stać wy­obra­żeń wcale nie od­po­wiada ich rze­czy­wi­stej, abs­trak­cyj­nej na­tu­rze, a je­dy­nie wy­daje się i nam, i na­ukow­com ob­ra­zow­com, że tak jest?

Inny ar­gu­ment Py­ly­shyna ma­jący od­sło­nić ilu­zję ob­ra­zo­wej po­staci wy­obra­żeń po­lega na przy­ła­py­wa­niu na go­rą­cym uczynku ich róż­nych nie­do­ró­bek. Kiedy na przy­kład ktoś prosi nas, by­śmy wy­obra­zili so­bie ja­kąś li­terę, na przy­kład tę, która w al­fa­be­cie pol­skim znaj­duje się mię­dzy „p” a „s”22, za­pewne już po chwili mamy po­czu­cie, że się nam to udało. Roz­łóżmy jed­nak na­sze wy­obra­że­nie na czyn­niki pierw­sze. Czy wy­obra­żona przez nas li­tera była wielka, czy mała? Jaki miała ko­lor? Czy była za­pi­sana kro­jem sze­ry­fo­wym, czy bez­sze­ry­fo­wym? A może była po­gru­biona lub po­chy­lona? Część z nas pew­nie wła­śnie za­uwa­żyła, że w stwo­rzo­nych przed chwilą wy­obra­że­niach nie­które z tych pa­ra­me­trów w ogóle nie były uwzględ­niane, a mimo to by­li­śmy prze­ko­nani, że udało nam się wy­obra­zić za­daną li­terę. Wła­śnie o to cho­dzi Py­ly­shy­nowi! W two­rzo­nych w umy­śle wy­obra­że­niach mo­żemy po­mi­jać liczne aspekty, któ­rych nie da się wy­eli­mi­no­wać z rze­czy­wi­stych ob­ra­zów, a i tak bę­dziemy mieli po­czu­cie, że po­zo­stają spraw­nymi wy­obra­że­niami. Ba, na­wet nie mamy po­ję­cia o wy­stę­pu­ją­cych w na­szych wy­obra­że­niach nie­do­rób­kach, do­póki ktoś nam o tym nie po­wie.

Prace ka­na­dyj­skiego psy­cho­loga są pi­sane tak, jakby miały przede wszyst­kim po­zo­sta­wić czy­tel­nika z prze­ko­na­niem, że dzia­ła­nie wy­obraźni nie ma cha­rak­teru ob­ra­zo­wego. Jak więc tłu­ma­czy się w nich rze­czy­wi­ste dzia­ła­nie wy­obraźni? We­dług Py­ly­shyna w na­uko­wym opo­wia­da­niu o wy­obraźni na­leży od­dzie­lać fak­tyczną ar­chi­tek­turę umy­słu uczest­ni­czącą w two­rze­niu wy­obra­żeń od oso­bi­stych do­świad­czeń, na które ogromny wpływ mają na­sze za­soby ukry­tej wie­dzy na dany te­mat. Wie­dzy ta­kiej nie da się przed­sta­wić na za­wo­ła­nie ani w pełni opi­sać jej za­war­to­ści, uczest­ni­czy ona jed­nak w umy­sło­wych sy­mu­la­cjach po­ja­wia­ją­cych się pod­czas two­rze­nia wy­obra­żeń. Wy­obraźmy so­bie na przy­kład efekt na­ło­że­nia nie­bie­skiego szkiełka na inne szkiełko w ko­lo­rze żół­tym. To, jak wy­gląda na­sze wy­obra­że­nie, za­leży przede wszyst­kim od po­sia­da­nej wie­dzy na te­mat mie­sza­nia barw. Ci, któ­rzy wie­dzą, że ko­lory żółty i nie­bie­ski dają ko­lor zie­lony, oczyma wy­obraźni zo­ba­czą za­pewne taki wła­śnie ob­ra­zek. Za­py­tajmy jed­nak o to samo ko­goś, kto ni­gdy nie mie­szał barw, a jego od­po­wiedź może być inna.

To te­raz wy­obraźmy so­bie pro­ces spa­da­nia z wy­so­ko­ści kilku me­trów na po­wierzch­nię po­zba­wio­nej at­mos­fery pla­nety dwóch kul wiel­ko­ści piłki do ko­szy­kówki. Na­sze wy­obra­żone kule mają się róż­nić tym, że jedna jest z pa­pieru, a druga z oło­wiu. Czy obie kule spa­dły w tym sa­mym cza­sie, czy może któ­raś z nich po­ru­szała się szyb­ciej? Choć in­tu­icja pod­po­wiada nam, że me­ta­lowa kulka po­winna do­tknąć po­wierzchni pla­nety pierw­sza, nie jest to zgodne z pra­wem fi­zyki do­ty­czą­cym swo­bod­nego spa­da­nia ciał w polu gra­wi­ta­cyj­nym, we­dle któ­rego obie kulki po­winny spaść na po­wierzch­nię pla­nety w tym sa­mym cza­sie. Na­sze wy­obra­że­nie na­siąka jed­nak wie­dzą ukrytą, zwią­zaną z po­tocz­nymi ob­ser­wa­cjami spa­da­ją­cych obiek­tów, na które oprócz ziem­skiej gra­wi­ta­cji działa wię­cej sił, na przy­kład opór po­wie­trza. W po­dobny spo­sób można tłu­ma­czyć efekty po­ja­wia­jące się w ba­da­niach do­ty­czą­cych umy­sło­wego ska­no­wa­nia map czy ob­ra­ca­nia trój­wy­mia­ro­wych obiek­tów. Na przy­kład zwią­zek od­le­gło­ści na ma­pie z cza­sem udzie­la­nia od­po­wie­dzi mógłby brać się z tego, że uczest­nicy eks­pe­ry­mentu po­in­stru­owani o na­tu­rze za­da­nia, przed ja­kim stoją, au­to­ma­tycz­nie włą­czali znane z ży­cia ele­menty ukry­tej wie­dzy na te­mat po­ru­sza­nia się i dy­na­miki ru­chu w cza­sie23.

„Moja ra­cja jest moj­sza…”

Czy w spo­rze o rze­czy­wi­stą na­turę wy­obra­żeń ra­cję ma Kos­slyn, czy Py­ly­shyn? Po czy­jej sta­nąć stro­nie? Cóż, od­po­wiedź na to py­ta­nie nie jest oczy­wi­sta. Pro­wa­dzone w ostat­nich de­ka­dach ba­da­nia neuro­ob­ra­zowe24 wy­raź­nie po­ka­zują, że pod­czas two­rze­nia men­tal­nych wy­obra­żeń w na­szych mó­zgach ak­ty­wują się te same ob­szary co pod­czas rze­czy­wi­stego spo­strze­ga­nia obiek­tów w na­szym oto­cze­niu. Dla jed­nych, szcze­gól­nie dla tych, któ­rzy utoż­sa­miają pracę umy­słu z dzia­ła­niem mó­zgu, sta­nowi to nie­pod­wa­żalny ar­gu­ment za po­dej­ściem Kos­slyna. Inni zaś (za­pewne ci, któ­rzy uwa­żają, że na pod­sta­wie ob­ser­wa­cji naj­bar­dziej pod­sta­wo­wego po­ziomu dzia­ła­nia urzą­dze­nia nie da się okre­ślić pro­ce­sów, ja­kie w nim za­cho­dzą) wciąż po­zo­stają nie­prze­ko­nani. Może jed­nak wyj­ście jest prost­sze, niż mo­gli­by­śmy przy­pusz­czać? Może wcale nie trzeba opo­wia­dać się po żad­nej ze stron, bo dużo wię­cej po­znaw­czej przy­jem­no­ści do­star­cza przy­glą­da­nie się wy­ni­kom ba­dań, które moc­niej wspie­rają cza­sem pierw­sze, a cza­sem dru­gie sta­no­wi­sko?

Przyj­rzyjmy się na przy­kład wy­ni­kom ba­da­nia nad umy­sło­wym ob­ra­ca­niem obiek­tów, prze­pro­wa­dzo­nego przez Pe­tera Sle­zaka25. Ba­dacz ten po­ka­zy­wał uczest­ni­kom na ekra­nie czarno-białe ry­sunki zwie­rząt, ta­kich jak kaczka czy ko­nik mor­ski, i po­zwa­lał przy­glą­dać się im przez dzie­sięć se­kund. Po tym cza­sie ob­razki zni­kały, a ba­dani mieli za za­da­nie przy­wo­łać ich wy­obra­że­nia, a na­stęp­nie ob­ró­cić je w umy­śle o 90 stopni, zgod­nie z ru­chem wska­zó­wek ze­gara. Kiedy uczest­nicy de­kla­ro­wali, że udało się im już osią­gnąć ten efekt, Sle­zak pro­sił o opi­sa­nie rze­czy wi­dzia­nej oczyma wy­obraźni z no­wej ob­ró­co­nej per­spek­tywy.

Sęk w tym, że całe ba­da­nie zo­stało bar­dzo spryt­nie za­pro­jek­to­wane. Każdy z pre­zen­to­wa­nych ob­raz­ków był jed­nym z tych, które w za­leż­no­ści od punktu wi­dze­nia mogą przed­sta­wiać różne rze­czy – ob­ró­cona o 90 stopni kaczka wy­glą­dała jak kró­lik, a ko­nik mor­ski za­mie­niał się w śli­maka. Jak po­daje Sle­zak, żad­nemu uczest­ni­kowi ba­da­nia nie udało się po­praw­nie opi­sać ob­ró­co­nego wy­glądu pierw­szego z po­ka­zy­wa­nych im ob­raz­ków, z na­stęp­nymi ra­dzili już so­bie nieco le­piej. Po­wody ta­kiego stanu rze­czy są do­syć zro­zu­miałe – za pierw­szym ra­zem ba­dani nie wie­dzieli, jaki bę­dzie dal­szy ciąg za­da­nia, i za­czy­nali ob­ra­cać od­wzo­ro­wa­nie ob­razka w umy­śle do­piero po znik­nię­ciu jego rze­czy­wi­stej wer­sji. Na dal­szych eta­pach mieli jed­nak szansę ob­ra­cać kształt jesz­cze wtedy, gdy wi­dzieli go przed oczami. Wy­niki ta­kie jak te stu­dzą nieco en­tu­zjazm zwią­zany z po­dej­ściem ob­ra­zo­wym, we­dle któ­rego umy­słowa ro­ta­cja ob­raz­ków zwie­rząt nie po­winna być ni­czym trud­nym. Przy men­tal­nym ob­ra­ca­niu pierw­szej z po­ka­zy­wa­nych ilu­stra­cji ba­dani mo­gli mieć po­czu­cie, że ro­bią to we wła­ściwy spo­sób. Nie­umie­jęt­ność do­strze­że­nia wi­ze­runku kró­lika w ob­ró­co­nej kaczce po­ka­zuje jed­nak, że na­sze su­biek­tywne wra­że­nia by­wają w ta­kich przy­pad­kach błędne.

Cie­kawe ba­da­nia do­ty­czące umy­sło­wego ob­ra­ca­nia przed­mio­tów, które uwzględ­niały per­spek­tywę za­równo ob­ra­zową, jak i abs­trak­cyjną, zo­stały prze­pro­wa­dzone w Pol­sce przez ba­da­czy z Ka­to­lic­kiego Uni­wer­sy­tetu Lu­bel­skiego26. W pierw­szym z do­świad­czeń au­to­rzy po­ka­zy­wali uczest­ni­kom na ekra­nie kom­pu­tera pro­ste lub zło­żone obiekty trój­wy­mia­rowe, które bądź od­wzo­ro­wy­wały znane z ży­cia co­dzien­nego przed­mioty (na przy­kład jabłko, fajka, sku­ter lub sa­mo­lot), bądź też miały cha­rak­ter abs­trak­cyjny i przy­po­mi­nały ra­czej no­wo­cze­sne rzeźby albo przed­mioty de­ko­ra­cyjne. Co wię­cej, obiekty te nie były pre­zen­to­wane w po­zba­wio­nej in­nych ele­men­tów prze­strzeni, ale w po­miesz­cze­niu przy­po­mi­na­ją­cym salę wy­sta­wową. Uczest­nicy eks­pe­ry­mentu mieli zaś wska­zy­wać, czy dany zro­to­wany obiekt jest iden­tyczny z wcze­śniej wi­dzia­nym obiek­tem wzor­co­wym, czy też jest jego lu­strza­nym od­bi­ciem. Za­da­nie ba­da­nych osób było więc po­dobne do tego, przed ja­kim kil­ka­dzie­siąt lat wcze­śniej sta­wali uczest­nicy eks­pe­ry­mentu She­parda i Met­zler.

Uzy­skane re­zul­taty po­twier­dziły, że im bar­dziej po­obra­cane wzglę­dem sie­bie były oglą­dane obiekty, tym dłuż­szy był czas re­ak­cji ba­da­nych, co w pełni zga­dzało się z kla­sycz­nymi wy­ni­kami po­dob­nych eks­pe­ry­men­tów sprzed kilku de­kad. Oka­zało się jed­nak, że na czas i po­praw­ność od­po­wie­dzi nie miało wpływu ani to, czy dany obiekt przed­sta­wiał coś zna­nego ba­da­nym z ży­cia co­dzien­nego, ani sto­pień jego zło­żo­no­ści. Zda­niem au­to­rów eks­pe­ry­mentu świad­czy to ra­czej na ko­rzyść po­pie­ra­nego przez Kos­slyna po­dej­ścia ob­ra­zo­wego. Wy­gląda bo­wiem na to, że do­tych­cza­sowe do­świad­cze­nie ba­da­nych z ta­kimi obiek­tami jak kubki, pa­tel­nie, spi­na­cze czy jabłka wcale nie po­ma­gało w roz­wią­zy­wa­niu za­da­nia eks­pe­ry­men­tal­nego.

Idąc da­lej, au­to­rzy za­pro­jek­to­wali ko­lejne ba­da­nie, w któ­rym ob­ra­cane w umy­śle obiekty róż­niły się wie­loma pa­ra­me­trami, mię­dzy in­nymi roz­mia­rem oraz ma­te­ria­łem, z ja­kiego zo­stały wy­ko­nane: raz było to drewno, a raz mar­mur. Ana­liza wy­ni­ków wy­ka­zała, że czas umy­sło­wej ro­ta­cji obiek­tów drew­nia­nych był krót­szy niż tych zro­bio­nych z mar­muru. Wy­nik ten daje z ko­lei punkt teo­rii Py­ly­shyna mó­wią­cej o wy­ko­rzy­sty­wa­niu ukry­tej wie­dzy pod­czas two­rze­nia wy­obra­żeń. Dłuż­szy czas ob­ra­ca­nia w wy­obraźni obiek­tów mar­mu­ro­wych mógł wy­ni­kać z tego, że ba­dani ko­ja­rzyli ten ma­te­riał jako cięż­szy, a za­tem wy­ma­ga­jący więk­szego wy­siłku niż w przy­padku rze­czy zro­bio­nych z drewna. Wy­daje się jed­nak, że na czas umy­sło­wych ro­ta­cji obiek­tów w po­dobny spo­sób co two­rzywo po­wi­nien wpły­wać też roz­miar – więk­sze przed­mioty wy­ko­nane z da­nego ma­te­riału są zwy­kle cięż­sze niż mniej­sze. Efekt zwią­zany z wiel­ko­ścią obiek­tów jed­nak się nie po­ja­wił, co osła­bia nieco wnio­ski zwią­zane z wpły­wem ukry­tej wie­dzy.

Gdzie dwóch się bije…

Sta­no­wi­ska ob­ra­zowe i abs­trak­cyjne to pod­sta­wowe po­dej­ścia, z któ­rymi obec­nie za­po­znają się osoby stu­diu­jące psy­cho­lo­gię wy­obraźni. Li­sta kon­cep­cji dzia­ła­nia wy­obraźni jest jed­nak znacz­nie dłuż­sza, ale przy­wo­ły­wa­nie ich wszyst­kich wraz z wy­ni­kami ba­dań, które sta­no­wią dla nich bądź wspar­cie, bądź wy­zwa­nie, by­łoby pew­nie bar­dzo dłu­gie i żmudne. Nie chcąc więc ka­zać zbyt długo cze­kać na nas ko­lej­nym roz­dzia­łom tej książki, w skró­cie za­po­znajmy się z jesz­cze tylko dwoma po­my­słami na wy­obraź­nię, ja­kie po­ja­wiły się w gło­wach psy­cho­lo­gów.

W okre­sie, gdy spór mię­dzy Kos­sly­nem a Py­ly­shy­nem zdą­żył już się roz­krę­cić, swoją kon­cep­cję na te­mat wy­obra­żeń przed­sta­wił Al­lan Pa­ivio, który po­dob­nie jak Py­ly­shyn po­cho­dził z Ka­nady27. Ba­dacz ten jest au­to­rem teo­rii po­dwój­nego ko­do­wa­nia, mó­wią­cej o dwóch sys­te­mach – ob­ra­zo­wym i wer­bal­nym – od­po­wie­dzial­nych za two­rze­nie umy­sło­wych re­pre­zen­ta­cji świata ze­wnętrz­nego28. Sys­temy te od­po­wia­dają za po­wsta­wa­nie i prze­twa­rza­nie wy­obra­żeń, mo­gą­cych mieć po­stać za­równo ob­ra­zową (mó­wimy wtedy o tak zwa­nych ima­ge­nach), jak i słowną (tak zwane lo­go­geny). Co istotne, nie­które wy­obra­że­nia mogą mieć i jedną, i drugą po­stać. Przy­kła­dowo, kiedy usły­szymy zda­nie: „Na ta­le­rzu znaj­dują się ryba, frytki i sa­łatka”, to na­sza wy­obraź­nia może two­rzyć sma­ko­wity ima­gen ro­dem z kon­cep­cji Kos­slyna. Je­śli jed­nak znamy ję­zyk an­giel­ski, ale nie po­słu­gu­jemy się nim w płynny, swo­bodny spo­sób, to zda­nie There is fish, chips and sa­lad on the plate po­winno ra­czej po­bu­dzić lo­go­gen od­po­wia­da­jący mu pod wzglę­dem tre­ści niż rze­czy­wi­stego obiektu, do któ­rego się od­nosi. Zwy­kle bywa tak, że im kon­kret­niej­szy jest dany obiekt, tym ła­twiej nadać mu umy­słową po­stać ima­genu, pod­czas gdy dla rze­czy abs­trak­cyj­nych na­tu­ral­niej­szym śro­do­wi­skiem jest sys­tem wer­balny. W za­leż­no­ści od po­trzeb nasz umysł po­słu­guje się raz ta­kimi, a raz ta­kimi re­pre­zen­ta­cjami, co może czę­ściowo wy­ja­śniać, dla­czego w ba­da­niach nad wy­obraź­nią uzy­skuje się wy­niki raz wspie­ra­jące kon­cep­cję ob­ra­zową, a raz nie. No i po­ka­zuje do­bit­nie, że wy­obra­że­nie jabłka i wy­obra­że­nie de­mo­kra­cji pod pew­nymi wzglę­dami są do sie­bie po­dobne, ale pod in­nymi mogą się wy­raź­nie róż­nić.

Teo­ria po­dwój­nego ko­do­wa­nia jest ni­czym da­jąca schro­nie­nie przy­stań, do któ­rej mo­żemy przy­bi­jać, pły­nąc na wo­dach wzbu­rzo­nych przez kil­ku­dzie­się­cio­letni spór Py­ly­shyna z Kos­sly­nem. Po­dej­ście za­pro­po­no­wane przez Ni­gela J.T. Tho­masa29 wy­pro­wa­dza jed­nak na­sze my­śle­nie na te­mat wy­obraźni na zu­peł­nie inne akweny. Ba­dacz ten przy­po­mina, że w hi­sto­rii my­śli hu­ma­ni­stycz­nej oraz w li­te­ra­tu­rze pięk­nej po­ję­cie wy­obraźni od­nosi się ra­czej do kre­atyw­nych aspek­tów funk­cjo­no­wa­nia umy­słu niż pro­ce­sów opi­sy­wa­nych w ka­te­go­riach do­tych­czas po­ja­wia­ją­cych się w tym roz­dziale. Do przed­sta­wie­nia tego, o co cho­dzi w za­pro­po­no­wa­nej przez Tho­masa teo­rii ak­tyw­nej per­cep­cji, może przy­dać się wiersz Ju­liu­sza Sło­wac­kiego pt. Nie­wia­domo co czyli ro­man­tycz­ność. W utwo­rze tym dwóch idą­cych drogą męż­czyzn wi­dzi zbli­ża­jący się ku nim czarny kształt. Pa­trzący na niego męż­czyźni za­czy­nają się za­sta­na­wiać: „Czy to pies? / Czy to bies?”. Z lek­tury tek­stu do­wia­du­jemy się, że umy­słowe roz­terki dwóch je­go­mo­ściów nie zo­stają wy­ja­śnione, po­nie­waż do­cie­ra­jące do nich in­for­ma­cje nie były wy­star­cza­jące, by do­ko­nać osta­tecz­nego opo­wie­dze­nia się za tą czy inną opcją.