Zniewolona Rosja - Borys Kierżencew - ebook

Zniewolona Rosja ebook

Kierżencew Borys

4,4

Opis

O rosji, jakiej nie znacie.

Książka burzy utrwalony obraz patriarchalnej Rosji i udowadnia, że system oparty na niewolnictwie powinien budzić wstyd i zdziwienie, a nie nostalgię.  W chwili zniesienia pańszczyzny w 1861 roku dwadzieścia trzy miliony rosyjskich obywateli stanowiło prywatną własność ziemiaństwa. Chłopi byli sprzedawani jako żywy towar, przegrywano ich w karty, zsyłano na Syberię, okrutnie karano za nieposłuszeństwo i składanie skarg. Wiele postaci skrzywdzonych chłopów opisanych przez Turgieniewa, Tołstoja, Puszkina czy Dostojewskiego miało swoje pierwowzory w realnym życiu. Przykład  okrutnego księcia Gagarina, który torturował i zabił służącego, po czym zainscenizował jego samobójstwo, jest tego najlepszym dowodem. Tak jak i plastyczne opisy chłopskich buntów, przeważnie zakończonych rzezią lub zsyłką.

Borys Kierżencew odkrywa nowe karty historii naszego wschodniego sąsiada i skłania do refleksji nad zjawiskiem niewolnictwa w Europie Wschodniej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 364

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (8 ocen)
3
5
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
malgosiarudnicka

Nie oderwiesz się od lektury

Szokująca książka.Warto zapoznać się z tym tematem.
10

Popularność




Tytuł oryginału: Россия крепостная. История народного рабства
Copyright © Тарасов Б.Ю., 2011 Настоящий перевод произведения «Россия крепостная. История народного рабства», автор Тарасов Борис Юрьевич, опубликован по лицензии, полученной от ООО «Издательство «ВЕЧЕ» Москва, Россия., 2019.
Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2021 Copyright © for the Polish translation by Aleksandra Okuniewska-Stronka, 2021
Redaktor prowadzący: Bogumił Twardowski
Marketing i promocja: Katarzyna Kończal
Redakcja: Anna Gądek
Konsultacja merytoryczna: Roman Sidorski
Korekta: Agnieszka Czapczyk, Justyna Techmańska
Projekt typograficzny i łamanie: Grzegorz Kalisiak
Projekt okładki i stron tytułowych: Magda Bloch
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
ISBN 978-83-66981-83-6
Wydawnictwo Poznańskie Sp. z o.o. ul. Fredry 8, 61-701 Poznań tel. 61 853-99-10redakcja@wydawnictwopoznanskie.plwww.wydawnictwopoznanskie.pl
Konwersja:eLitera s.c.

Książkę ofiarowuję mojej żonie Daszy jako wyraz wdzięczności za Jej aktywną pomoc i wsparcie, które przyczyniły się do powstania niniejszej publikacji.

Od autora

O tym, że w Rosji istniało prawo pańszczyźniane, wiedzą wszyscy. Ale jak ono naprawdę wyglądało – dzisiaj nie wie prawie nikt. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że po tym, jak Aleksander Hercen oraz paru innych pisarzy i publicystów tamtych czasów surowo potępili pańszczyznę, wokół problemu zapadła swego rodzaju zmowa milczenia, która trwa do tej pory. Prawda o dwuwiekowym okresie zniewolenia narodu z różnych względów okazuje się często niewygodna. Autorzy rozpraw akademickich wolą zgłębiać tajniki ekonomiki, pomijając społeczne i moralne znaczenie zjawiska w całej jego rozciągłości; autorzy prac naukowych i popularnonaukowych unikają poruszania tego tematu, preferując poważniejsze i bardziej patriotyczne wątki. W efekcie z pamięci historycznej społeczeństwa znika cała epoka, a mówiąc ściślej – kształtują się o niej niesłuszne wyobrażenia, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Jeśli nawet pojawiają się wzmianki o systemie pańszczyźnianym, towarzyszy im nieodłączna teza o „patriarchalnym” charakterze relacji pomiędzy chłopami a właścicielami ziemskimi i całkowicie pomijany jest fakt, że jeszcze na początku reformy chłopskiej dwadzieścia trzy miliony chłopstwa stanowiły z punktu widzenia prawa Imperium Rosyjskiego pełnoprawną własność swoich panów. I owa „święta własność” była sprzedawana z rozdzieleniem rodzin, zsyłana na Syberię, przegrywana w karty i – na koniec – ginęła pod batami i rózgami na skutek nieludzkich kar nie tylko do chwili „uwolnienia” 19 lutego 1861 roku, ale w niektórych przypadkach jeszcze przez parę następnych lat. A wiele prawnych i obyczajowych przeżytków pańszczyzny pozostawało w mocy niemal do ostatnich dni imperium.

Zniekształcony obraz epoki pańszczyźnianej, który się uformował, trudno podważyć. Żeby zrewidować nagromadzone w ciągu minionych lat nierzetelne sądy i domysły, rozpowszechniane w licznych publikacjach, potrzeba jeszcze sporo pracy. Tym cenniejsze w osiągnięciu owego celu i przywróceniu prawdy są opinie współczesnych oraz świadków epoki, nie tylko żyjących w czasach prawa pańszczyźnianego, ale też znających je z własnego doświadczenia – właścicieli ziemskich oraz ich poddanych. To dlatego ich relacjom poświęcono szczególną uwagę na stronach niniejszej książki. One, a także obiektywne dane pochodzące z innych źródeł, fragmenty policyjnych raportów, aktów prawnych i carskich dekretów oraz supliki chłopskie ukazują Rosję z mało znanej, mniej atrakcyjnej strony. Kulisy wielkiego imperium mogą się wydać niektórym odpychające, ale nie wolno zapominać, że prawda historyczna zawsze bywa gorzka w porównaniu z przesłodzonym i wyretuszowanym mitem.

Rozdział I

„NIEZNOŚNE I OKRUTNE JARZMO”

Jak rosyjscy chłopi stali się niewolnikami na swojej ziemi

Naszą mateczkę historię cechuje nieprzebrane bogactwo takich zdarzeń, które obecnemu pokoleniu nie przyjdą do głowy nawet we śnie. Jest o czym pisać.

„Russkaja Starina”[1] 1879, t. 27

Wstąpiwszy na tron największej monarchii świata w niezwykle podejrzanych okolicznościach, młoda niemiecka księżniczka, znana później jako Katarzyna Wielka, była zmuszona – żeby ocalić władzę, a wraz z nią swoje życie – uważnie się przysłuchiwać i przyglądać temu, co działo się w jej rozległym państwie. Napływające informacje były bardzo przykre, ale nie wypadało podawać w wątpliwość ich wiarygodności, ponieważ pochodziły z pewnych źródeł.

Hrabia Piotr Panin oznajmiał carowej: „Pobory na rzecz panów i powinności pańszczyźniane nie tylko przewyższają przykłady najbliższych zagranicznych mieszkańców, ale też przekraczają na ogół granice ludzkiej wytrzymałości”.

W Rosji drugiej połowy XVIII wieku na porządku dziennym była cztero-, pięcio-, a nawet sześciodniowa pańszczyzna. To oznaczało, że przez cały tydzień chłop pracował na roli właściciela ziemskiego. Żeby uprawiać swoje pole, z którego nie tylko utrzymywał rodzinę, ale też płacił podatki dla państwa – pozostawały mu jedynie niedziele i noce.

Aleksander Radiszczew[2] relacjonował swoją rozmowę z chłopem:

„– Panie Boże, dopomóż – rzekłem, zbliżywszy się do oracza, który, nie zatrzymując się, kończył rozpoczętą bruzdę. – Czyżby ci całego tygodnia nie starczyło do pracy, że nawet w niedzielę nie folgujesz, i to jeszcze w samo południe?

– Tydzień, panie, ma sześć dni, a my sześć razy w tygodniu chodzimy na pańszczyznę, a pod wieczór, gdy tylko dopisze pogoda, wozimy do dworu siano, które zostało w lesie”[3].

Gubernator nowogrodzki Sievers donosił Katarzynie, że świadczenia, które posiadacze ziemscy nakładają na swoich chłopów pańszczyźnianych, „przechodzą wszelkie pojęcie”. Współcześni bez ogródek nazywali sytuację mieszkańców wsi niewolnictwem.

Cudzoziemcy podróżujący po Rosji za panowania Katarzyny pozostawili pełne niedowierzania i przerażenia zapiski na temat tego, co zobaczyli. „Jakich to nie podejmowałem środków ostrożności – pisał pewien francuski pamiętnikarz – żeby nie być świadkiem tych katuszy – są tak częste, tak naturalne w każdej wsi, że nie sposób nie słyszeć na każdym kroku krzyków nieszczęsnych ofiar nieludzkiej samowoli. Owe krzyki prześladowały mnie nawet we śnie. Ileż to razy przeklinałem swoją znajomość rosyjskiego, kiedy słyszałem, jak wydawano polecenie, by kogoś ukarać”.

Wymierzanie policzków i wybijanie zębów było dla służby czymś, czego właściwie nie mogła uniknąć w żadnym majątku. Jak pisał pewien współczesny, różnica polegała tylko na tym, że „kary niewolników zmieniały się w zależności od humoru i charakteru właściciela”. Jakaś ziemianka biła na odlew trzewikiem po twarzy chłopki pańszczyźniane, które ustawiała przed sobą w szeregu; w innej posiadłości wychłostano osiemdziesięciu służących za niewykonanie pracy na czas. Zachowało się świadectwo znanej księżnej Jekatieriny Daszkowej o tym, jak feldmarszałek hrabia Kamieński w obecności jej lokaja roztrzaskał dwóm chłopom głowy o piec.

Pisarz Tierpigoriew wspominał swojego dziadka, właściciela ziemskiego, którego przezywano „dentystą” za rzadką umiejętność wybijania jednym uderzeniem zębów służącym w chwili pańskiego gniewu albo nawet dla żartu. Godne odnotowania jest to, że ów jegomość wyróżniał się spośród sobie podobnych nie faktem bicia swoich poddanych, tak postępowali niemal wszyscy, ale niezwykłą zręcznością w biciu, która budziła dobroduszne zdziwienie sąsiadów – właścicieli niewolników.

Wreszcie w grudniu 1762 roku do carowej wpłynęła skarga od czterdziestu chłopów pańszczyźnianych Darii Sałtykowej. Poddani informowali o potwornych zbrodniach swojej pani i zwracali uwagę władczyni na to, że kolegium sprawiedliwości, zamiast przeprowadzić dochodzenie, nie przesłuchuje dziedziczki, rzekomo z powodu jej choroby, a tymczasem ona jest całkiem zdrowa i nadal dręczy swoją służbę. Jakby tego było mało, suplikanci zostali aresztowani i umieszczeni pod strażą.

Wobec powszechnej bezkarności i nadużyć sprawa Sałtyczichy rzeczywiście wyróżniała się szczególnym okrucieństwem, dającym podstawy, by powątpiewać w zdrowie psychiczne dziedziczki.

Swoją służącą Maksimową tłukła wałkiem po głowie i przypalała jej włosy łuczywem. Koniuchom kazała, żeby wychłostali dziewki Gierasimową, Artamonową, Osipową, a wraz z nimi dwunastoletnią Praskowję Niktinę, po czym zmusiła słaniające się na nogach kobiety, by umyły podłogi. Niezadowolona z ich pracy zaczęła okładać je kijem. Gdy Awdotja Artamonowna upadła na skutek razów, Sałtykowa kazała ją zanieść do sadu i pozostawić tylko w koszuli (był październik). Sama też poszła do sadu, by dalej ją bić, a potem poleciła zabrać dziewczynę do sieni i cisnąć do kąta. Tam Artamonowna upadła i już nie wstała. Była martwa. Sałtyczicha uderzała głową Agafji Niefiedowej o ścianę, a żonie swojego koniucha zmiażdżyła czaszkę żelazkiem.

Służącą Praskowję Łarionową dręczono na oczach dziedziczki, która słysząc jęki ofiary, co chwila wykrzykiwała: „Bijcie na śmierć!”. Gdy Łarionowa wyzionęła ducha, na rozkaz Sałtyczichy ciało zawieziono do podmoskiewskiej wsi, żeby je pochować, a na piersi zabitej położono jej niemowlę, które zamarzło po drodze na zwłokach matki...

Jednakże panowie senatorowie się wahali. Nie chcieli nagłaśniać haniebnego postępowania szlachcianki, bali się reakcji szlachty na nieuchronną karę, która czekała dziedziczkę. Zamiast wszcząć dochodzenie w sprawie zabójstw w majątku Sałtyczichy, zaproponowano, żeby wychłostać samych petentów. W dodatku okazało się, że wspomniana suplika od służby Sałtykowej nie jest bynajmniej pierwsza. Już wcześniej w podobny sposób traktowano chłopów, którzy przybyli do stolicy w poszukiwaniu sprawiedliwości – batożono ich i zwracano właścicielce, żeby się z nimi rozprawiła, albo zsyłano na Syberię.

Katarzyna postanowiła przyjąć jednak suplikę i nakazała wszcząć dochodzenie. Ci, którzy ją dobrze znali, wiedzieli, że za naturalnym dla monarchini dążeniem do obrony słabych i przywrócenia sprawiedliwości kryją się w gruncie rzeczy względy pragmatyczne. Mieszkańcy zaczynali się burzyć przeciwko systemowi ucisku, który ukształtował się w państwie. Proces Sałtyczichy musiał mieć charakter pokazowy, by ostrzec właścicieli „dusz” i pokazać ludowi, że władza troszczy się o jego los.

Chłopi pańszczyźniani Darii Sałtykowej, którzy pozostali przy życiu do chwili wszczęcia śledztwa, oskarżali swoją panią o śmierć siedemdziesięciu pięciu osób. Urzędnicy kolegium sprawiedliwości uznali, że mogą jej przypisać tylko trzydzieści osiem zabójstw, i w dwudziestu sześciu przypadkach nie potwierdzili podejrzeń. Zbrodniarkę skazano na godzinne wystawienie pod pręgierzem z tabliczką „dręczycielka i morderczyni” na piersi, a następnie zakucie w kajdany i odwiezienie do klasztoru żeńskiego, gdzie miała pozostać do śmierci, umieszczona w specjalnie wymurowanej podziemnej celi bez dostępu światła dziennego.

Wielu autorów bardzo często wykorzystywało bestialstwa Sałtyczichy, żeby odmalować potworności okresu pańszczyzny. Przez pewien czas jej nazwisko stało się niemal symbolem całej epoki. Ale w efekcie nieustanne „smakowanie” zbrodni ziemianki doprowadziło do marginalizacji obrazu i do uznania jej czynów za straszliwy wyjątek wśród patriarchalnych i dobrych relacji między panami a ich poddanymi.

Darię Sałtykową można wprawdzie nazwać „potworem w ludzkiej skórze”, nie sposób jednak uznać jej za czarną owcę w środowisku rosyjskiej szlachty tamtych czasów. Przeciwnie, jej linie rodowodowe prowadzą do najbardziej znanych nazwisk moskiewskiej i petersburskiej arystokracji. Sałtykowa była skoligacona z Dmitrijewami-Mamonowami, Murawjowami, Stroganowami, Gołowinami, Tołstojami, Tiutczewami, Musinami-Puszkinami, Tatiszczewami, Naryszkinami, księciami Szachowskimi, Golicynami, Kozłowskimi...

W dodatku ów związek nie był formalny. Krewni z wyższych sfer nieraz ratowali Sałtykową swoim wpływowym wstawiennictwem. Wystarczy powiedzieć, że dochodzenie w sprawie popełnionych przez krwiożerczą ziemiankę zbrodni wszczynano dwadzieścia jeden razy! I zawsze było umarzane bez jakichkolwiek konsekwencji i uszczerbku dla zabójczyni. Świadkowie twierdzą, że obejrzawszy udręczone po torturach ciało służącej Praskowji Łarionowej, Sałtykowa ni to z triumfem, ni to z groźbą oznajmiła zgromadzonej służbie: „Nikt nie może mi nic zrobić!”.

W majątkach sąsiadów i krewnych Sałtykowej nierzadko dochodziło do podobnych zbrodni, a o zwyrodniałym sadyzmie księżnej Kozłowskiej było głośno nawet na carskim dworze. Przemoc wobec poddanych stała się normą w osiemnastowiecznej Rosji, „szlachetni” ciemiężcy czuli się zupełnie bezkarni.

Proces pokazowy Sałtyczichy niczego nie zmienił i nie mógł zmienić w obyczajach szlachty ziemskiej. Sama Katarzyna niebawem wycofała się z zamiaru złagodzenia doli chłopów pańszczyźnianych, słusznie obawiając się, że naruszy w ten sposób interesy ziemian, którzy w rzeczywistości stanowili jedyne oparcie dla wciąż jeszcze niepewnego tronu.

W odpowiedzi na nowe apele chłopów, żywiących nadzieję, że władza stanie w ich obronie i potępi okrucieństwo właścicieli ziemskich, wyszedł ukaz imperatorski, który raz na zawsze zakazywał podobnych skarg. Głosił on, że „którzy ludzie i chłopi nie będą okazywać należnego posiadaczom swoim posłuszeństwa i odważą się niedozwolone na posiadaczy swoich supliki dostarczać do rąk własnych Jej Imperatorskiej Wysokości, to zarówno suplikanci, jak i autorzy pism ukarani zostaną chłostą i niezwłocznie zesłani na dożywotnie roboty do Nerczyńska”.

W ten sposób władza utwierdzała społeczeństwo, a przede wszystkim środowisko szlacheckie, w przekonaniu, że chłopa pańszczyźnianego należy traktować jak własność prywatną posiadacza ziemskiego. Wspierała też w praktyce ten pogląd stosownymi aktami prawnymi oraz przy użyciu siły. Wasilij Kluczewski[4] pisał na ten temat, że w Imperium Rosyjskim „ukształtował się najgorszy rodzaj niewoli pańszczyźnianej, jaki znała Europa – przypisanie nie do ziemi, jak było na Zachodzie, a nawet nie do majątku, jak było u nas w epoce Ułożenia[5], ale do osoby właściciela, tj. wydanie na pastwę jego samowoli”.

Ale jak to się mogło stać, że państwo zbudowało tak wypaczone i niesprawiedliwe relacje pomiędzy obywatelami i pozwoliło, żeby jedni zostali pozbawieni wszelkich praw i stali się własnością drugich?

To pytanie wprawiało w zdumienie wiele osób jeszcze w okresie rozkwitu prawa pańszczyźnianego. „Nie sposób nie zauważyć z przykrym zdziwieniem losu prostego rosyjskiego ludu na przestrzeni wieków” – pisał Nikołaj Turgieniew[6] w 1819 roku. „Niewolnictwo, które istnieje w państwach europejskich, jest efektem podboju. Barbarzyńcy napadli na Europę, wykorzystali prawo zwycięzców i ze zwyciężonych uczynili niewolników. Tymczasem naród rosyjski zrzucił z siebie haniebne i długotrwałe jarzmo tatarskie, po czym okazało się, że zwyciężeni, tj. Tatarzy, są nadal wolni, wielu z nich wstąpiło do stanu szlacheckiego, natomiast znaczna część zwycięzców, tj. znaczna część rdzennego narodu rosyjskiego, została zniewolona”.

Od początku swojej historii, niemal do czasów Ułożenia soborowego z 1649 roku, absolutna większość mieszkańców Rosji cieszyła się wolnością osobistą, mogła według własnego uznania wybierać rodzaj zajęć, bazując, rzecz jasna, na tych czy innych obiektywnych możliwościach. Byli też jednak chłopi poddani. Dzielili się na parę kategorii, ale, z rzadkimi wyjątkami, jak na przykład pobyt w niewoli podczas wojny, wywodzili się również z wolnych obywateli, którzy dobrowolnie oddawali się w poddaństwo w zamian za wynagrodzenie materialne ze strony przyszłego właściciela na określonych, umownych i wzajemnie obowiązujących zasadach. Tak więc funkcjonujące normy prawne ograniczały samowolę właściciela, co stanowiło zasadniczą różnicę między ówczesnym chłopem a późniejszym, pozbawionym praw niewolnikiem pańszczyźnianym. Poddanie bywało często korzystnym i wygodnym sposobem ucieczki od powinności wobec państwa pod opiekę wpływowej osoby prywatnej.

Szlachcic pozostający na służbie monarchy miał prawo do własnej posiadłości, póki walczył na granicach państwa „konno, ludnie i orężnie”. Jeżeli z jakiegoś powodu rezygnował ze służby, odchodził ze swojego stanu, tracił majątek i – pod warunkiem, że nie wytoczono mu sprawy karnej – mógł zająć się tym, czym chciał: otworzyć handel, zostać pachołkiem słynnego bojara albo „zmieszać się z chłopstwem”. Źródła z XVI i XVII wieku zawierają opisy wielu historii, kiedy to nawet całkowicie zubożali książęta Rurykowicze zostawali diaczkami, wynajmowali się do orki albo tułali się od dworu do dworu.

Służba wojskowa, handel czy uprawa roli, podobnie jak każda inna działalność – wszystko to było dla wolnego człowieka wyłącznie rodzajem zajęć, a nie statusem społecznym, którego nie mógł zmienić. Aż do połowy XVII wieku rosyjski chłop jest – przynajmniej pod względem prawnym – wolnym najemcą ziemi należącej do arystokraty albo szlachcica. Mimo że skrępowany licznymi – nałożonymi przez prawo, a także pozaprawnymi – powinnościami oraz obwarowaniami, nie stracił jeszcze wolności osobistej.

Teksty chłopskich aktów poddaństwa z lat dwudziestych i trzydziestych XVII wieku świadczą o tym, że w owym czasie całkowicie obowiązywało jeszcze dawne prawo wychodu. W aktach zastrzeżone są jedynie warunki, na których chłop mógł opuścić ziemię właściciela.

Szlachta z coraz większym uporem domaga się jednak zniesienia prawa wychodu dla chłopów. Liczba lat umownych[7] – okresu, w którym właściciel ziemski mógł zgłosić ucieczkę swoich chłopów i żądać ich powrotu – szybko zwiększa się z pięciu do piętnastu.

W końcu Ułożenie soborowe, które przyjęto w 1649 roku za panowania Aleksego Romanowa, nakazało między innymi, by zwracać zbiegłych chłopów, przypisanych do tego czy innego właściciela ziemskiego w księgach podatkowych z lat dwudziestych XVII wieku, „bez lat umownych”. Innymi słowy, ów zapis raz na zawsze znosił wszelkie ograniczenia wynikające z przedawnienia dla zbiegów. Ten środek prawny będzie obowiązywał również w przyszłości.

Oprócz likwidacji „lat umownych” Ułożenie soborowe zawiera cały szereg zapisów, które przybliżają wolnego dawniej rolnika do chłopa pańszczyźnianego. Jego gospodarstwo coraz otwarciej uznawane jest za własność dziedzica. Do tej pory przepisy mogły ograniczyć (i w określonych sytuacjach ograniczały) prawo wychodu tylko jednego podatnika, właściciela gospodarstwa, osobiście odpowiedzialnego za wniesienie podatków, podczas gdy pozostali domownicy, dzieci i krewni mogli bez przeszkód oddalić się w dowolnym kierunku. Teraz ziemianinowi wydawano całą rodzinę – zarówno bliskich, jak i dalekich krewnych, którzy nie zostali uwzględnieni w rejestrach podatkowych, z całym majątkiem nabytym podczas ucieczki. Pojawia się tutaj, wprawdzie jeszcze niezbyt wyraźnie i nieśmiało, pogląd na chłopa jak na pańską własność, który się utrwalił w kolejnych latach. Ułożenie nakazuje, by wydaną za mąż w trakcie ucieczki córkę chłopa zwrócić jej właścicielowi wraz z mężem, a jeśli mąż miał dzieci z pierwszą żoną, pozostawić je u jego poprzedniego właściciela. W ten sposób pozwalano już na rozdzielanie rodzin i zabieranie dzieci rodzicom.

Kolejnym ograniczeniem zdolności prawnych zniewolonego chłopa było nałożenie na właściciela ziemskiego odpowiedzialności za zdolność podatkową jego poddanych, jako że przechodząc pod kuratelę ziemianina, nadal byli zobowiązani wnosić podatki do skarbu państwa.

Twórcy Ułożenia soborowego z 1649 roku widzieli jeszcze w zniewolonym chłopie poddanego imperium, a nie woła roboczego. Utrzymali bowiem w mocy zapisy, które stały na straży jego praw osobistych, nienaruszających interesów państwa. Chłop pańszczyźniany nie mógł być pozbawiony ziemi z woli pana i stać się jego służącym; miał możliwość wnoszenia skargi do sądu na niesprawiedliwe podatki; przewidziana była nawet kara dla dziedzica, który biciem spowodował śmierć chłopa, a rodzina ofiary otrzymywała rekompensatę z majątku sprawcy krzywdy.

Różnica w sytuacji prawnej chłopa pańszczyźnianego połowy XVII wieku i jego pozbawionych jakichkolwiek praw wnuków i prawnuków, którzy żyli w XVIII stuleciu, jest znacząca. Jednakże to właśnie Ułożenie dało podwaliny pod przyszłe nadużycia ziemian. Ustawodawcy ani słowem nie wspomnieli o normach regulujących stosunki ekonomiczne między ziemianinem a jego chłopami – nie określili charakteru czy wymiaru powinności, pozostawiając wszystko uznaniu pana. Nie wyjaśniono także, w jakim stopniu chłop może być uważany za właściciela swojego majątku osobistego – czy może ów majątek należy w całości do ziemianina.

Podobne przemilczenia, owo, zdaniem historyka XIX wieku, „albo niedopatrzenie, albo małoduszne ustępstwo niedbałego ustawodawstwa na rzecz interesów szlachty”, doprowadziły do tego, że „szlachetny” stan wykorzystywał dogodną okazję i interpretował wszelkie niejasności na swoją korzyść.

Rządy Piotra I położyły kres jakimkolwiek wątpliwościom i niedopowiedzeniom. Imperator potrzebował siły roboczej, więc za jego rządów eksploatacja chłopstwa przyjęła niebywale okrutny charakter. Do tego stopnia, że nawet współcześni historycy, potwierdzający na ogół konieczność i walory przemian Piotra, musieli przyznać, że działalność potężnego reformatora okazała się dla narodu „wzmożeniem archaicznych form najdzikszego niewolnictwa”.

Chłopi pańszczyźniani służyli w wojsku, utrzymywali je dzięki swojej pracy na roli, obsługiwali powstające zakłady i manufaktury. Tak naprawdę jedyną siłą produkcyjną w kraju, która zapewniała zarówno funkcjonowanie państwa, jak i same przemiany – była praca milionów chłopów pańszczyźnianych.

Ponadto właśnie za rządów Piotra upowszechnia się praktyka obdarowywania ulubieńców, współbojowników, sojuszników i krewnych chrześcijańskimi „duszami”.

Imperator osobiście przekazał z zasobów państwa blisko pół miliona chłopów obojga płci w prywatne władanie. Król gruziński Arczil został z łaski Piotra właścicielem trzech i pół tysiąca gospodarstw zamieszkanych przez rosyjskich chłopów. Razem z nim żywe prezenty z rąk władcy Rosji otrzymali hospodar mołdawski Kantemir, książęta kaukascy Dadianowie i Bagrationowie, feldmarszałek Szeriemietiew. Sam tylko najjaśniejszy książę Mienszykow został właścicielem ponad stu tysięcy „dusz”.

Od tego czasu rosyjskie chłopstwo staje się żywym towarem, którym handluje się na bazarach. Proceder przybrał tak wielką skalę, że sam imperator usiłował ingerować i ukrócić handel detaliczny ludźmi, niczym bydłem roboczym, na placach targowych, „co na całym świecie nie jest przyjęte”, jak zapewniał senatorów. Licząc się jednak z negatywną reakcją szlachty, zwłaszcza drobnej, w której środowisku najczęściej praktykowano sprzedaż chłopów, zazwyczaj nieugięty reformator się wycofał. Zwrócił się tylko do senatu z życzeniem, by „onej sprzedaży ludzi położyć kres, a jeśli nie da się tego całkiem ukrócić, to chociaż sprzedawać w razie potrzeby całymi domami albo rodzinami, a nie osobno”.

Bojaźliwa postawa władzy wobec szlachty doprowadziła do tego, że sprzedaż ludzi z rozdzieleniem rodzin i małżeństw, odbieraniem małych dzieci rodzicom trwała w Rosji niemal do zniesienia prawa pańszczyźnianego w drugiej połowie XIX wieku!

Historia prawa pańszczyźnianego w Rosji pełna jest przykładów, które rzeczywiście nie występują nigdzie indziej na świecie. Weźmy chociażby małżonkę Piotra Wielkiego, Katarzynę I, urodzoną jako Marta Skawrońska. Z pochodzenia była chłopką pańszczyźnianą należącą do inflanckiego ziemianina. A rodzina poślubionej cesarzowej rosyjskiej, jej bracia, siostry i krewni, pozostawała w zależności pańszczyźnianej aż do 1726 roku...

Zasiadłszy na tronie, zuchwała przyjaciółka Piotra wolała nie wspominać o swoich krewnych. Jednakże najbutniejsza z nich, siostra Katarzyny Aleksiejewny, Krystyna, miała dość odwagi, by o sobie przypomnieć. Udało jej się wtargnąć do gabinetu gubernatora ryskiego Riepnina ze skargą na prześladowania ze strony swojego pana, a następnie oznajmić o pokrewieństwie z cesarzową. Na pełne zdumienia pytanie zdezorientowanego urzędnika Katarzyna, nie mając zielonego pojęcia, jak postąpić, poleciła „umieścić wspomnianą kobietę i rodzinę onej w zacisznym miejscu”. Żeby uniknąć rozgłosu, nakazano, by „pod surową strażą” usunąć z majątku ziemianina carską rodzinę i oznajmić szlachcicowi, że jej członkowie zostali aresztowani „za poniektóre nieprzystojne słowa”, a później przydzielić im zaufaną osobę, która zdoła ich powstrzymać od niepożądanych opowieści.

Niebawem na petersburskim dworze pojawiło się mnóstwo nowych twarzy – bracia i siostry cesarzowej ze swoimi żonami, mężami i dziećmi. Byli ordynarni i niewychowani, ale biorąc pod uwagę prostolinijność obyczajów pałacu cesarskiego za czasów Piotra i Katarzyny, szybko zaadaptowali się w stolicy. Otrzymali tytuły hrabiowskie, pieniądze, pokaźne majątki i tysiące „dusz” pańszczyźnianych.

Jak przystoi wielmożom, żaden z nowych arystokratów nie był wolny od ekstrawagancji. Na przykład bratanek cesarzowej, hrabia Skawroński, lubił sztukę i uważał, że ma wyrafinowany gust. Dlatego żądał, żeby liczna służba w jego pałacu mówiła, używając wyłącznie recytatywu. Tego, kto przypadkiem się mylił i raził tym słuch pana, poddawano okrutnej karze chłosty w stajni.

Gdyby inflancki szlachcic złożył pozew o zwrot zbiegłych chłopów, Skawrońskich, sprawiedliwość nakazywałaby przyznać mu rację, jako że nie otrzymał nawet skromnej rekompensaty, gdy potajemnie wywieziono krewnych carowej z jego majątku. W tej sytuacji wielmożni hrabiowie Skawrońscy musieliby ponownie włożyć chłopskie ubrania i znosić fanaberie swojego pana. A stan posiadania szlachcica mógł przy tym, delikatnie mówiąc, znacznie wzrosnąć, ponieważ prawo nakazywało zwracać właścicielowi zbiegłego chłopa z całym majątkiem nabytym podczas ucieczki...

Podobny pozew nie został jednak nigdy wniesiony. Za to na dworze wciąż rosła liczba osób niskiego pochodzenia, wcześniej nieznanych, faworytów i ulubieńców, nałożników i nałożnic, którzy, jak mówiono, chwytali okazję i w jednej chwili stawali się wielkimi panami i bogaczami. Za nimi ciągnęli krewni, którym natychmiast nadawano tytuły hrabiowskie albo książęce. W ten sposób z krojczych i tkaczy, lokajów i golibrodów rodziły się arystokratyczne rody Gendrikowów, Zakriewskich, Daraganów, Budlanskich, Kutajsowów i wielu innych.

Prosty małorosyjski Kozak, słynny później Aleksiej Razumowski, zaskarbił sobie łaski Elżbiety Pietrowny i gdy został jej potajemnym małżonkiem, otrzymał sto tysięcy „dusz”. Szlachectwo i majątki przypadły wszystkim jego krewnym; młodszy brat, Kiriłł, w wieku osiemnastu lat stanął na czele Akademii Nauk, a cztery lata później został hetmanem Małorosji.

Istniały jednak również inne sposoby, żeby wstąpić w szeregi uprzywilejowanej warstwy społecznej. Wystarczyło otrzymać najniższe stanowisko urzędnicze, odpowiadające czternastemu stopniowi w tabeli rang wprowadzonej przez Piotra I. Wraz z wypracowaną nobilitacją tysiące nowej szlachty otrzymały prawo do władania i dysponowania losem swoich ubezwłasnowolnionych rodaków. Zalety duchowe nowych właścicieli niewolników, którzy awansowali nierzadko z nizin społecznych, nie były wysokie.

Aleksander Radiszczew rysuje znakomity portret takiego wielmoży.

„W guberni naszej mieszkał pewien szlachcic, który od kilku już lat porzucił służbę. Oto wykaz jego stanu służby. Rozpoczął ją jako palacz na dworze, awansował na lokaja, kamerdynera, potem został nadwornym podczaszym; nie wiem, jakie trzeba mieć zalety, żeby przejść te stopnie nadwornych rang, wiem jedynie to, że wino kochał do ostatniego tchnienia. Czując, że jest niezdolny do sprawowania urzędu, uzyskał dymisję i został nagrodzony rangą asesora kolegialnego; z tym przyjechał w okolice, gdzie się urodził. [...] Wkrótce znalazł Asesor okazję do kupienia wsi i osiedlił się w niej z liczną rodziną.

Pan Asesor, wyszedłszy z najniższego stanu, ujrzał się władcą setek podobnych sobie ludzi. Przewróciło mu to w głowie. [...] Ciułał pieniądze, był chciwy, okrutny z natury, zapalczywy, podły i dlatego wyniosły wobec słabszych od siebie. Jeśli który wydawał mu się leniwy, to ćwiczył go rózgami, dyscypliną, batogami albo kańczugami, a ponadto nakładał mu na nogi kłodę, kajdany, a na szyję – kunę z kolcami[8]. Jego połowica sprawowała nieograniczoną władzę nad babami wiejskimi.

Pomocnikami w wykonaniu jej rozkazów, tak samo jak i jej męża, byli synowie i córki. Albowiem kierowali się zasadą, aby dla żadnych spraw nie odrywać chłopów od pracy. [...] Kańczugami lub batogami siekli chłopów sami synowie. Córki biły po twarzy albo szarpały za włosy baby i dziewczęta wiejskie.

Synowie w wolnych chwilach chodzili na wieś albo w pole, by swawolić i dopuszczać się bezeceństw z dziewczynami i babami, i żadna nie uniknęła ich przemocy. Córki, nie mając narzeczonych, za swą nudę brały odwet na prządkach, z których wiele okaleczyły”.

Jak widać, traktowanie chłopów pańszczyźnianych w niewielkim majątku dawnego lokaja i w olbrzymim domu arystokratki Sałtykowej, a także jej wysoko urodzonych krewnych, niczym się nie różniło.

W zbudowanym za panowania Piotra i jego następców modelu państwa tylko wierna służba ustrojowi i dynastii zapewniała tytuły, bogactwo i przywileje. Głównym zaś przywilejem była bezkarność wobec podległych ludzi.

Niezależnie od pochodzenia zarówno arystokracja rodowa, jak i urzędnicy niskiego stanu, awansowani na podstawie tabeli, stworzyli razem klasę biurokracji państwowej, w której całkowitym władaniu, a w rzeczywistości – w warunkach niewolnictwa, znalazły się miliony rosyjskich chłopów. W połowie XVIII wieku prawie trzy czwarte opodatkowanej ludności Imperium Rosyjskiego, około 73% według danych drugiego spisu, zostały przekazane przez rząd „w gospodarczy i sądowo-policyjny zarząd osób prywatnych” – zauważył Wasilij Kluczewski.

Prawo nie tylko dopuszczało kary cielesne dla chłopów pańszczyźnianych, ale i pozwalało ziemianinowi samodzielnie określać ich wymiar, co w praktyce stało się równoznaczne z prawem do wymierzania kary śmierci. Potwierdza to francuski ksiądz Chappe, który poznał obyczaje Rosji pańszczyźnianej w 1761 roku. Pisał on, że szlachta wymierza chłopom kary chłosty batogami lub kańczugami z takim okrucieństwem, że „w gruncie rzeczy otrzymuje możliwość karania ich śmiercią”.

Właściciel majątku czuł się wszechwładnym monarchą, władcą absolutnym, którego wola stanowiła prawo dla jego „poddanych”. Jedyną rzeczą, która uniemożliwiała ziemianinowi rozkoszowanie się w pełni swoją sytuacją, była obowiązkowa służba państwowa.

Władza, pragnąc zaskarbić sobie przychylność szlachty, z roku na rok i z dekretu na dekret systematycznie uwalnia szlachtę od tego ciężaru. Za czasów Piotra I służba była dożywotnia, ale już Anna Iwanowna nakazuje ograniczyć ją do dwudziestu pięciu lat, przy czym właściciele ziemscy, którzy mają dwóch i więcej synów, mogą pozostawić jednego z nich, by prowadził gospodarstwo. Pomysłowi panowie zaczęli zapisywać swoje dzieci do rejestrów pułkowych, gdy leżały jeszcze w kołysce, co prowadziło do tego, że szlachecka latorośl, osiągnąwszy wiek poborowy, miała przed sobą zaledwie parę lat służby, i to, oczywiście, w stopniu oficerskim.

Manifest „o wolności szlacheckiej” z 1762 roku całkowicie zwolnił szlachtę z obowiązku odbywania służby oraz z wszelkich innych powinności, zachował jednak wszystkie jej prawa i przywileje. Andriej Bołotow, znany pamiętnikarz i świadek tamtych wydarzeń, pozostawił opis reakcji „szlachetnie” urodzonych na oferowane łaski: „Nie potrafię wyrazić, jakie nieopisane zadowolenie wzbudził ów dokument w sercach całej szlachty naszej umiłowanej ojczyzny; wszyscy niemal skakali z radości”.

W tym samym czasie chłopi – przeciwnie – tracili wszelkie atrybuty zdolności do czynności prawnych i stawali się żywym inwentarzem w majątkach. Wstąpieniu na tron córki Piotra, carowej Elżbiety, w 1741 roku towarzyszyło ogłoszenie dekretu o zwolnieniu chłopów pańszczyźnianych z przysięgi rosyjskim samowładcom. Bez zgody swojego właściciela poddani nie mogli się pobierać i kojarzyć małżeństw swoich dzieci, opuścić majątku, a nawet wstąpić do zakonu. Kolejny dekret pozbawił ich prawa do posiadania jakiejkolwiek nieruchomości.

Tego rodzaju ustawodawstwo i praktyka jego wdrażania w majątkach szlacheckich prowadziły, naturalnie, do buntów. Gdy podliczono wydatki poniesione na zbrojne stłumienie licznych niepokojów społecznych, podjęto sprytną decyzję, by obciążyć za straty samych chłopów. Ukaz carski brzmiał następująco: „Jeżeli od onego czasu chłopi okażą krnąbrność wobec właścicieli ziemskich i wysłane zostaną oddziały wojskowe, to nie bacząc na zarządzone ukazami za winy ich ukaranie, ażeby odczuli dotkliwie, ściągać z nich także poniesione wskutek ich nieposłuszeństwa straty skarbu państwa”.

Powyższy akt prawny, podobnie jak większość innych nie tylko ograniczający, ale i szydzący z praw i godności chłopów pańszczyźnianych, został ogłoszony na początku panowania Katarzyny II, w 1763 roku. Historycy nazwą jej rządy wielkimi, a samą monarchinię – humanitarną i oświeconą. Nazywają ją tak do tej pory.

To, oczywiście, prawda, że była autorką kilku projektów ustaw, które miały złagodzić porządek pańszczyźniany. W 1765 roku przy wsparciu monarchini parę osób z jej najbliższego otoczenia powołuje do życia tak zwane Wolne Towarzystwo Ekonomiczne. Jego założycielami są faworyt Katarzyny Grigorij Orłow, hrabiowie Woroncow i Czernyszow, a także sekretarz stanu carowej i właściciel kilku tysięcy „dusz” Adam Ołsufjew.

Celem Towarzystwa jest szukanie sposobów „pomnożenia dobrobytu rosyjskiego ludu”. Nowa organizacja od razu ogłasza konkurs na najlepsze dzieło na temat zmiany doli chłopów. Co ciekawe, nagrodę przyznano pracy, która wydała się ojcom założycielom tak wolnomyślna, że nie uznali za możliwe, by ją opublikować...

Niedługo potem rozpoczyna pracę tak zwana komisja kodyfikacyjna, której zadaniem było uporządkowanie zbioru aktów państwowych. Prawodawstwo, wzbogacone przez ponad sto lat, które minęły od czasów Ułożenia soborowego cara Aleksieja Michajłowicza, licznymi regulacjami, nierzadko sprzecznymi ze sobą, rzeczywiście potrzebowało naprawy. Ale nadwornych reformatorów niepokoiła treść nakazu carowej Katarzyny dla komisji kodyfikacyjnej. Władczyni oznajmiała wprost o konieczności obrony praw chłopów pańszczyźnianych do majątku i życia osobistego, w tym prawa do ożenku i zamążpójścia bez ingerencji ziemianina.

Rozeszły się słuchy, jakoby w otoczeniu młodej carowej toczyły się dyskusje na temat projektu nie tylko złagodzenia doli chłopów, ale też ich rychłego wyzwolenia. Panika jednak niebawem minęła. Żaden szlachetny zamiar Katarzyny II dotyczący chłopów pańszczyźnianych nigdy nie nabrał mocy prawnej.

„Długie panowanie cesarzowej Katarzyny II słynie z reform wewnętrznych” – głoszą jeden za drugim autorzy książek o tej epoce i od razu zastrzegają, że „władczyni nie udało się jednak zrobić niczego dla chłopów pańszczyźnianych, ich położenie w tym czasie stało się jeszcze cięższe”. Wymownie brzmi też wymuszona obiektywnymi faktami wypowiedź historyka Piotra Polewoja, że „reformy Katarzyny najmniej dotknęły warstwę chłopską”.

Ale przecież ta pominięta przez władzę warstwa społeczna stanowiła absolutną większość narodu. Komu w takim razie były potrzebne inne reformy monarchini?

Objęciu władzy przez Katarzynę latem 1762 roku po przewrocie pałacowym towarzyszyło hojne rozdawnictwo nagród dla zaufanych. „Sanktpetersburskie Wiedomosti” z 9 sierpnia 1762 roku informowały, że za „nieoceniony zapał i gorliwość w zapewnieniu pomyślności narodowej” Najjaśniejsza Pani raczyła przyznać nagrody: „Szambelanowi Grigorijowi Orłowowi – 800 dusz; Jewgrafowi Czertkowowi – 800 dusz; hrabiemu Walentinowi Musinowi-Puszkinowi – 600 dusz; porucznikowi Wasilijowi Bibikowowi – 600 dusz; podporucznikowi Grigorijowi Potiomkinowi – 400 dusz; ponadto Fiodorowi i Grigorijowi Wołkowom – tytuł szlachecki i obu 700 dusz; ponadto Aleksiejowi Jewrieninowi – szlachectwo i 300 dusz; garderobianemu Wasilijowi Szkurinowi z żoną – 1000 dusz”.

Jednego dnia dwadzieścia sześć osób, które szczególnie się wyróżniły i należały do świty nowej cesarzowej, otrzymało na własność osiemnaście tysięcy chłopów pańszczyźnianych. A tylko za panowania Katarzyny właścicielom ziemskim podarowano ponad osiemset tysięcy „dusz”. Chłopi byli hojnie rozdawani „za zwycięstwo, za pomyślne zakończenie kampanii generałom albo po prostu »dla rozweselenia«, z okazji chrzcin albo urodzin. Każdemu ważnemu wydarzeniu na dworze, przewrotowi pałacowemu, każdemu zwycięstwu oręża rosyjskiego towarzyszyło przekształcenie tysięcy chłopów w prywatną własność” – pisał Wasilij Kluczewski.

Prawo pańszczyźniane, ukształtowane w drugiej połowie XVII wieku, stało się poważnym problemem państwowym. Zaczynało zagrażać nie tylko bezpieczeństwu wewnętrznemu imperium, kiedy to nieustanne bunty i powstania doprowadziły w końcu do bezprzykładnej pod względem skali i okrucieństwa wojny chłopskiej pod wodzą Pugaczowa. Głównym niebezpieczeństwem stał się demoralizujący wpływ systemu pańszczyźnianego na obyczaje społeczne.

Zbyt dobrze zrozumiała to sama Katarzyna, gdy w odpowiedzi na jej propozycje skierowane do członków komisji kodyfikacyjnej, by choć w niewielkim stopniu poprawić beznadziejne położenie chłopów pańszczyźnianych, rozległy się wręcz odwrotne żądania, w dodatku od deputowanych różnych stanów.

Wyłączne prawo szlachty do rozporządzania „duszami” rodaków budziło zawiść nieuprzywilejowanych, ale cieszących się wolnością osobistą klas społecznych. Dlatego kupcy, mieszczanie, starszyzna kozacka, a nawet duchowieństwo, reprezentowane w komisji kodyfikacyjnej przez upoważnionych delegatów, zadeklarowali, że oni też pragną otrzymać prawo do władania niewolnikami pańszczyźnianymi.

Katarzyna była poirytowana: „Skoro chłopa pańszczyźnianego nie można uznać za personę, a co za tym idzie, nie jest on człowiekiem, to raczcie go uznać za bydlę, ku niemałej uciesze świata i w dowód naszej miłości bliźniego” – napisała niedługo po kolejnym spotkaniu z deputowanymi.

Irytacja i niepokój monarchini były całkowicie uzasadnione. Katarzyna stawała się świadkiem niemocy społecznej, grożącej rozpadem państwa, które pragnęła przekazać swoim wnukom. Ale nie mogła już powstrzymać fatalnego rozwoju choroby.

Rozdział II

„CHŁOPSKA DOLA – WIECZNA NIEWOLA”

Powinności i obowiązki chłopów pańszczyźnianych

Zaśpiewajmy piosnkę, bracia,

O naszej gorzkiej doli

I o tym, co nas boli:

Jak żyjemy w niewoli,

Podlegli pańskiej woli...

Z pieśni ludowych

O ustroju społeczno-gospodarczym Imperium Rosyjskiego napisano wiele prac naukowych. Dzięki dociekliwości badaczy nauka wzbogaciła się o pożyteczną wiedzę na temat życia gospodarczego tamtych czasów, na przykład dotyczącą średniej powierzchni gruntu chłopskiego i specyfiki płodozmianu w różnych guberniach. Jednakże wiele tych i innych kwestii ekonomicznych nie oddaje ducha epoki, a bez tego pojedyncze, choćby nawet bardzo ważne dane stają się bezmyślnym zbiorem cyfr.

O to, jak wyglądała Rosja XVIII i połowy XIX wieku, jaki był cel ciężkich ofiar złożonych przez naród „na ołtarzu ojczyzny”, nieustannie spierają się profesjonaliści i amatorzy, poczwiennicy[9] i zwolennicy orientacji prozachodniej. Tym cenniejsze wydaje się obiektywne świadectwo osoby, która żyła w tamtych czasach. W swojej książce poświęconej historii szlachty riazańskiej przewodniczący gubernialnej komisji archeograficznej Aleksander Powaliszyn niezwykle celnie charakteryzuje okres panowania prawa pańszczyźnianego: „Wszystko w zasadzie zmierzało do tego, żeby dać właścicielowi ziemskiemu środki do życia należnego szlachcicowi”.

Kilkaset tysięcy „szlachetnych” właścicieli ziemskich z woli władzy zaczęło uosabiać i państwo, i naród. W tym samym czasie miliony „dusz”, które znalazły się w spisach ludności w Rosji, nazywano nie inaczej jak „chamami” i „chamkami”, „ludźmi podłymi”. A pojęcie „naród” w jego tradycyjnym, wzniosłym znaczeniu spotykane było jedynie w utworach poetyckich opisujących odległą przeszłość.

Wyjątkową pozycję szlachty potwierdził ostatecznie przywilej zasadniczy[10], wydany przez Katarzynę II w 1785 roku i zawierający wykaz praw i zdobyczy szlachty. Szczególny charakter tego dokumentu polega jednak na jego przemilczeniach. Najważniejsze z nich to niewspominanie o chłopach pańszczyźnianych. To przemilczenie niosło ze sobą straszliwą treść – żywi chłopi rosyjscy nieodwołalnie stawali się dobrem materialnym ziemian, częścią ich własności. Jak przystało na niewolnicze społeczeństwo, sens życia chłopa pańszczyźnianego oraz jego powołanie polegały odtąd wyłącznie na utrzymaniu swojego pana i zaspokajaniu wszelkich jego potrzeb.

Podległa ludność zamieszkująca przeciętną posiadłość ziemską była dość różnorodna, każdy poddany miał swoje obowiązki. Najliczniejszą grupę stanowili, oczywiście, chłopi. Zakres ich powinności był niezwykle szeroki i nigdy nie ograniczał się do pracy na roli. Na polecenie z kancelarii dziedzica chłopi musieli wykonywać rozmaite prace budowlane, wnosić daniny w naturaliach, pracować w zakładach i manufakturach należących do ich właściciela albo na zawsze opuścić rodzinne strony i udać się w daleką podróż, jeśli pan postanowił zasiedlić ziemie nabyte w innych guberniach.

Jak twierdzi Iwan Pososzkow, autor jednego z pierwszych rosyjskich traktatów ekonomicznych, Księgi o ubóstwie i bogactwie, właściciele ziemscy kierowali się w swojej działalności gospodarczej prostą zasadą: „Nie dawaj chłopu obrosnąć, ale strzyż go jak owcę – do gołej skóry”.

Jednym z podstawowych sposobów czerpania zysku z chłopskiej pracy było nakładanie czynszu. Ta powinność na pierwszy rzut oka może się wydać niezbyt dotkliwa. Chłop czynszowy co roku płacił panu określoną sumę, a poza tym mógł pracować i żyć w miarę samodzielnie. System czynszowy odpowiadał też właścicielom ziemskim. Zapewniał regularny dochód z majątku, a jednocześnie zwalniał z konieczności wnikania w sprawy gospodarcze. Mimo to na czynsz przechodziły głównie majątki w guberniach pozbawionych gleb czarnoziemnych oraz tam, gdzie uprawa roli nie przynosiła pożądanego dochodu. W warunkach gospodarki naturalnej gotówka była rzadkością. Żeby się rozliczyć z dziedzicem, chłopi wyruszali na zarobek do miast. Tam najmowali się do manufaktur, uprawiali jakieś rzemiosło albo zostawali dorożkarzami. Zdarzało się, że całe wsie specjalizowały się w określonym fachu. Na przykład Pawłowo nad Oką, posiadłość rodowa hrabiów Szeriemietiewów, słynęło ze znakomitych ślusarzy i kowali, z których wielu żyło w dostatku.

Jednakże w większości przypadków sytuacja chłopów czynszowych była bardzo ciężka. Właściciele oprócz pieniędzy żądali świadczeń w naturaliach – w żywności, drewnie, sianie, płótnie, konopiach i lnie. Jako przykład danin w naturaliach może posłużyć rejestr z majątku pułkownika Awrama Łopuchina we wsi Guslicy: pieniędzy 3270 rubli, siana 11 000 pudów, owsa, bierwion trzyarszynowych do sprawdzenia, 100 baranów, 40 000 ogórków, kapusty szatkowanej 250 wiader, 200 kur, 5000 jajek, także jagód, grzybów, warzyw i innych rzeczy – „ile potrzeba do użytku domowego”.

Podróżujący po Rosji cudzoziemiec był wstrząśnięty, gdy pewnego dnia stał się świadkiem egzekwowania daniny w naturaliach w majątku szlacheckim: „Chłopi, na podobieństwo pszczół, znoszą na pański dwór mąki, kaszy, owsa i innych zbóż worki wielkie, tusze wołowe i wieprzowe, barany tłuste, mnóstwo domowego i dzikiego ptactwa, masła krowiego, jajek kobiałki, plastrów albo miodów czystych kadzie, bele płótna, zwoje sukna domowego”.

Ponadto chłopi mieli obowiązek co roku na koszt wspólnoty gminnej zapewnić cieślów do wznoszenia budynków mieszkalnych i gospodarczych w posiadłościach rodowych dziedzica, kopać stawy i temu podobne. Utrzymywali też zarządcę z rodziną. Na żądanie swojego właściciela na własnych furmankach i koniach udawali się w drogę w różnych pańskich sprawach.

Siergiej Aksakow[11] zaczyna swoją Kronikę rodzinną tak: „Ciasno zrobiło się mojemu dziadkowi w guberni symbirskiej, w ojcowiźnie, którą jego przodkom darowali carowie moskiewscy”[12]. Efektem tej „ciasnoty” była przeprowadzka do sąsiedniej guberni wraz z całym dobytkiem, służbą, dziećmi i domownikami. Przesiedlanych chłopów nikt, oczywiście, nie pytał, czy jest im ciasno i czy chcą opuścić rodzinne strony. Znacznie istotniejsze było to, że wszystkie wydatki związane z przenosinami spadły na chłopów. Siergiej Aksakow nie zagłębia się w kwestie gospodarcze, dlatego trzeba się posłużyć danymi z majątku wspomnianego Aleksandra Łopuchina. Gdy Łopuchin wpadł na pomysł, by przesiedlić kilka chłopskich rodzin z majątku pod Moskwą do posiadłości w Orłowie, kupiono im futra, sanie i wiele innych rzeczy potrzebnych do zagospodarowania w nowym miejscu. Ta ojcowska troska dziedzica stała się dodatkowym ciężarem dla pozostawionych na miejscu chłopów, jako że wszystko kupiono na ich koszt. Ci, którzy zostali, musieli też zapłacić czynsz za przesiedlonych i wykonywać resztę powinności aż do czasu nowego spisu ludności. Wydatków i obowiązków było zbyt dużo, ich liczba stale rosła, co doprowadziło do tego, że chłopi Łopuchina wnieśli suplikę do cesarzowej, skarżąc się, że pod władaniem swojego pana „znaleźli się w skrajnej nędzy i ruinie”.

Zdarzali się wprawdzie właściciele ziemscy, którzy starali się nie obciążać nadmiernie swoich chłopów. Nawet gdy oprócz pieniędzy żądali pewnych powinności w naturaliach, w tym dostaw żywności, to nie wykraczali poza przyjęte płatności i wliczali je do kwoty czynszu. Ale tacy skrupulatni dziedzice byli prawdziwą rzadkością, wyjątkiem od reguły.

Wszystko w majątku, w tym los chłopów, ich dostatek albo nędza, zależało wyłącznie od woli właściciela. Ani prawo, ani zwyczaje nie określały innego środka regulującego stosunki pomiędzy panami a chłopami pańszczyźnianymi. Dobry i zamożny lub po prostu lekkomyślny właściciel ziemski mógł wyznaczyć niezbyt dotkliwy czynsz i przez wiele lat nie pokazywać się w majątku. Najczęściej bywało jednak inaczej i chłopi oprócz uiszczania daniny w pieniądzach i w naturze musieli jeszcze uprawiać pańską ziemię. Na przykład chłopi pewnego ziemianina w powiecie moskiewskim oprócz czynszu w wysokości czterech tysięcy rubli orali dla pana po czterdzieści dziesięcin[13] zboża jarego i po trzydzieści dziesięcin żyta. W ciągu roku wozili do domu dziedzica w stolicy drewno, siano i zapasy żywności, do czego potrzeba było setek furmanek; zbudowali nowy dom w jednej z posiadłości rodowych, na co, nie licząc swojej pracy i drewna, wydatkowali około tysiąca rubli z własnych funduszy. Chłopi starszego intendenta Ałonkina w podaniu skierowanym do imperatora Pawła skarżyli się, że dziedzic nałożył na nich czynsz po sześć rubli od „duszy”, a na dodatek zmusza do uprawy swoich gruntów o powierzchni sześciuset dziesięcin. Poza tym Ałonkin „do pracy wysyła każdego dnia zarówno mężczyzn, jak i kobiety, by kopali stawy, i w pracy niemiłosiernie i nieludzko nęka biciem. Część zmarła wskutek cięgów, a niektóre kobiety, ciężarne, na skutek bezlitosnej kary cielesnej poroniły martwe niemowlęta; i tak za przyczyną jego bestialstwa wszyscy popadli w nędzę”.

Równie ciężki był los chłopów, gdy panowie nie zmuszali ich do wykonywania dodatkowych prac, ale woleli podwyższyć wysokość czynszu. Należności były niekiedy tak wysokie, że doprowadzały do ruiny chłopskie gospodarstwa. Chłopi generała naczelnego Leontjewa w efekcie nałożonych na nich podatków znaleźli się w takiej biedzie, że musieli utrzymywać się z jałmużny. Gdy ich błagania o zmniejszenie brzemienia płatności okazały się daremne, zwrócili się z rozpaczliwą supliką do cesarzowej, pisząc, że nawet po sprzedaniu „ostatnich swoich chatek” nie zdołają zapłacić nawet trzeciej części nałożonego na nich czynszu. Poza tym zarządca, na polecenie Leontjewa, „bije i męczy ich bez litości” wraz z żonami i dziećmi.

Chłop Nikołaj Szypow wspominał: „Dziwne miewał powody nasz dziedzic, żeby podnieść czynsz. Pewnego dnia przyjechał z małżonką do naszej słobody. Zgodnie ze zwyczajem bogaci chłopi, odświętnie odziani, pospieszyli do niego z pokłonem i rozmaitymi darami; stawiły się też kobiety i dziewczęta, ustrojone w perły. Pani z ciekawością przypatrywała się wszystkim, a potem odwróciła się do męża i powiedziała: »Nasi chłopi mają takie szykowne ubrania i ozdoby; widocznie są bardzo bogaci i płacenie czynszu to dla nich błahostka«. Niedługo się zastanawiając, dziedzic od razu podwyższył wysokość czynszu”.

Przykłady podobnej samowoli są liczne; była ona zjawiskiem normalnym właśnie dlatego, że w chłopach widziano jedynie woły robocze, które zapewniały panu niezbędne warunki życia, „odpowiedniego dla uczciwego szlachcica”. O jednym z takich „uczciwych” właścicieli ziemskich opowiada Powaliszyn. Oficer L., przehulawszy majątek, po długiej nieobecności zjechał do swojej wsi i od razu znacznie podniósł czynsz, który do tej pory też był spory. „Co mamy robić? – skarżyli się chłopi. – Panu trzeba płacić, a płacić nie ma czym. Niedawno był tutaj i zbierał czynsz. Wybatożył tych, którzy nie płacą. »Jesteście moimi chłopami – mówił nam – musicie przyjść mi z pomocą; oprócz tego szynelu nic nie mam«. Jeden powiedział, że nie wie, skąd wziąć, to go oćwiczył – oćwiczył jak psa; kazał sprzedawać bydło, ale nikt nie kupił. Kto niby kupi głodne bydło – skóra i kości? Zdarł z bogatszych tysiąc rubli i wyjechał. Resztę kazał sobie przysłać”.

Taka wizyta szlachcica w majątku rodowym przypomina raczej napad bandycki. Los chłopów był jednak jeszcze gorszy, kiedy właściciel, rzeczowy i serdeczny, kładł rękę na ich dobytku. Tak zapamiętał swego dziedzica dawny chłop pańszczyźniany Sawwa Purlewski.

Dziedzic przyjechał do wsi razem z małżonką i od razu przeszedł się ulicą, uważnie wszystko lustrując, zaglądając do domów, wypytując chłopów o to, jak im się żyje. Był rozmowny, potrafił przychylnie do siebie usposobić. Na powitanie wspólnoty gminnej odpowiadał statecznie, z widocznym szacunkiem dla starszych. Rządca w imieniu wsi kłaniał się panu, mówił, że całą gromadą modlą się do Boga o zdrowie dla niego i czczą pamięć jego niedawno zmarłego ojczulka. Pan uśmiechnął się i odrzekł: „To miło z waszej strony, kochani. Dziękuję za pamięć”. Później znienacka przeszedł do sprawy, tak że nikt nie zdążył się zreflektować: „Ale nie zapominajcie, że potrzebujemy teraz pieniędzy. Nie chcemy podnosić czynszu, więc zrobimy tak. Zbierzcie nam jednorazowo dwieście tysięcy rubli. Skoro jesteście ludźmi zamożnymi, spełnienie naszej prośby nie będzie dla was trudne. Prawda? Co wy na to?”.

Ponieważ chłopi milczeli, zmieszani tym, co usłyszeli, pan potraktował ich milczenie jako zgodę. „Patrzajcie tylko, kochani, żebyście wszystko sumiennie uiścili!” W tej samej chwili w tłumie rozległy się krzyki: „Nie, dobrodzieju, nie możemy!”, „Zebrać dwieście tysięcy to nie żarty!”, „Skąd je weźmiemy?”. „No, ale domy postawiliście sobie nie byle jakie” – zaoponował pan z uśmiechem. Zebrani jednak nie ustępowali. „Utrzymujemy się z rzemiosła, płacimy czynsz co do rubla. To mało?”

Purlewski relacjonuje dalej: „Słysząc tak zdecydowaną odmowę, pan popatrzył na nas, znowu się uśmiechnął, odwrócił, wziął panią pod rękę, kazał rządcy przyprowadzić konie i niezwłocznie wyjechał. [...] Dwa miesiące później znowu zwołano wspólnotę i wtedy już bez ogródek odczytano ukaz pański, w którym otwarcie powiedziano: »W związku z pożyczką w Radzie Opiekuńczej[14] 325 tysięcy na dwadzieścia pięć lat, na procenty i spłatę długu potrzeba około trzydziestu tysięcy rocznie, które to nakazuje się zarządowi majątku corocznie pobierać od chłopów poza dotychczasowym czynszem w wysokości dwudziestu tysięcy; i całą roczną należność pięćdziesięciu tysięcy rozłożyć według uznania na wybrane osoby, z tym, żeby żadna z nich nie zalegała z płatnością, w przeciwnym razie na rządcy będzie spoczywać odpowiedzialność za to, żeby dłużników młodych – oddać poza kolejnością do wojska, a niezdatnych do służby – wysłać do pracy na syberyjską kolej«.

W ciszy przerywanej westchnieniami zakończyło się czytanie groźnego rozporządzenia. Wtedy właśnie po raz pierwszy w życiu poczułem gorzki smak swojego pańszczyźnianego losu. [...] Tak wielki podatek okropnie wszystkich wystraszył. Poza tym wydawał nam się nielegalny. Ale co mieliśmy robić? W tamtych czasach składanie skarg na panów było surowo zabronione”.

Czynsz bywał często powinnością indywidualną, nakładano go nie na wszystkie zasiedlone majątki, ale na poszczególne osoby, które swoim rzemiosłem albo sztuką przynosiły panu dochód. Zaradni ziemianie zazwyczaj bardzo starannie wyszukiwali uzdolnione chłopskie dzieci i wysyłali je na naukę. Później wykształceni fachowcy, pozostający nadal chłopami pańszczyźnianymi, sumiennie oddawali panu większą część swoich zarobków.

Najwyżej ceniono zdolnych muzyków, malarzy i artystów. Nie tylko przynosili znaczny dochód, ale też podnosili rangę swojego właściciela. Los takich wybrańców bywał jednak tragiczny. Widzimisię pana sprawiało, że otrzymywali doskonałe wykształcenie, nierzadko przez jakiś czas mieszkali za granicą i w Petersburgu, gdzie wiele osób z wyższych sfer, nie domyślając się ich pochodzenia, traktowało ich jak równych sobie. Osiągnąwszy mistrzostwo w swojej dziedzinie, artyści pańszczyźniani zapominali, że są jedynie drogą zabawką w rękach właściciela. Tymczasem jego przelotny kaprys w każdej chwili mógł zburzyć ich kruche szczęście.

Chłop pańszczyźniany ziemianina B., Polakow, skończył Akademię Sztuk Pięknych, otrzymał wiele nagród i wyróżnień. Przedstawiciele najbardziej znanych rodów arystokratycznych zamawiali u niego portrety i za każdą pracę malarz otrzymywał wysokie honoraria. Jednakże właściciel Polakowa zapragnął, żeby ten został forysiem w jego majątku. Na próżno nauczyciele i opiekunowie Polakowa zabiegali o złagodzenie jego losu. Ziemianin był nieugięty, a prawo stało po jego stronie. Los Polakowa potoczył się tragicznie. Świadek wydarzeń relacjonuje w swoich wspomnieniach, że artysta wrócił do właściciela i „na obcesowe polecenie swojego pana towarzyszył mu w rozjazdach po Petersburgu, stojąc z tyłu karety, przy czym zdarzało się, że wysuwał stopnie powozu przed tamtymi domami [...], w których przedtem cieszył się uznaniem jako zdolny malarz. Niebawem Polakow całkowicie się rozpił i przepadł bez wieści”. Po tej historii na posiedzeniu rady Akademii postanowiono jedynie, że w celu uniknięcia podobnych przykrych incydentów odtąd przyjmowani będą wyłącznie chłopi uwolnieni z poddaństwa.