Nic drobniej nie będzie - Marcin Wicha - ebook + książka

Nic drobniej nie będzie ebook

Marcin Wicha

4,1

Opis

Nic drobniej nie będzie” to kronika wydarzeń. Sprawozdanie z ostatnich paru lat. Jest tu mowa o rzeczach, które działy się tymczasem i mimochodem. Drobiazgach zwiastujących koniec epoki. O zniczach w kształcie Polski i wojnie z dynią. Ale także o żółwiach, klamkach, hotelach i wizytach u krewnych. O kubełku na zmieszane, emotikonach, przedwojennej złotówce, strategiach oporu, glinianych gwizdkach. O dorastaniu dzieci. O wspomnieniach. I o tym, jak przetrwać tournée literackie. Jest też o prawdziwych wojnach, prawdziwych lękach, nadciągającej przemocy. Czasami poetycki język i humor dają na chwilę odpór brutalności świata.

Na książkę składają się felietony, które Marcin Wicha publikował w latach 2017-2021 na łamach magazynu „Pismo” oraz nowe teksty.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 137

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (167 ocen)
73
54
32
8
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Cintryjka

Z braku laku…

Kilka niezłych felietonów na całą książkę to za mało. Słabo to wygląda, zwłaszcza w zestawieniu ze świetnie pomyślanym Kierunkiem zwiedzania.
10
Tycjan67

Nie oderwiesz się od lektury

Celne, słodko-gorzkie opisanie rzeczywistości. Głęboko. Nie po wierzchu.
00
jaadamskam

Całkiem niezła

Bardzo ładny język, ale nie wszystkie felietony przypadły mi do gustu. Szybko się czyta, miła odmiana od opasłych powieści :)
00
Tuliaszn

Dobrze spędzony czas

Dobrze się to czyta, trafne felietony i nic więcej.
00
Izzzu

Z braku laku…

Napisanie na kolanie, na siłę, na darmo.
00

Popularność



Podobne


Dłu­gie zda­nie

Po­ra wra­cać, po­ra uwie­rzyć, że to już ko­niec al­bo cho­ciaż dłuż­sza prze­rwa, czas wy­cią­gnąć wnio­ski, ale wła­ści­wie ja­kie wnio­ski, kie­dy spe­cja­li­ści mó­wią, że na coś ta­kie­go prak­tycz­nie nie spo­sób się przy­go­to­wać, a kie­dy spe­cja­li­ści tak twier­dzą, to my mo­że­my naj­wy­żej pod­nieść rę­kę i grzecz­nie za­py­tać, czy cho­ciaż teo­re­tycz­nie nie da­ło­by się cze­goś zro­bić, wte­dy spe­cja­li­ści, że teo­re­tycz­nie to ow­szem, teo­re­tycz­nie wszyst­ko jest moż­li­we, moż­na za­bez­pie­czyć wol­ne łóż­ka i pu­ste od­dzia­ły, gro­ma­dzić re­zer­wy, uzu­peł­niać za­pa­sy, na­peł­niać bu­tle, trzy­mać w od­wo­dzie per­so­nel i cze­kać, cze­kać, jed­nak­że kosz­ty, tu­taj spe­cja­li­ści za­wie­sza­ją głos, pro­szę po­my­śleć o wy­ge­ne­ro­wa­nych kosz­tach, ta­kich kosz­tów nie udźwi­gnę­ło­by żad­ne pań­stwo świa­ta, dla­te­go nie przy­go­tu­je­my się na no­wą pan­de­mię, upa­dek me­te­oru ani wy­buch su­per­wul­ka­nu, bo przy­go­to­wać moż­na się tyl­ko na nie­wiel­kie ka­ta­kli­zmy, ta­kie jak mecz z Wy­spa­mi Owczy­mi, opóź­nio­na pre­mie­ra fil­mu o bi­twie war­szaw­skiej, msza pa­pie­ska, wal­ki w klat­kach lub po­że­gnal­ne to­ur­née Ma­don­ny, i dla­te­go bra­ku­je szpi­ta­li, ale przy­naj­mniej ma­my sta­dio­ny, mnó­stwo sta­dio­nów, wspa­nia­łych kon­struk­cji w bar­wach fla­gi na­ro­do­wej lub bursz­ty­nu, ma­my sta­dio­ny, któ­re są jak ro­śli­no­żer­ne di­no­zau­ry, żół­wie z Ga­la­pa­gos czy płe­twa­le błę­kit­ne, świet­nie wy­glą­da­ją na okład­kach „Na­tio­nal Geo­gra­phic”, ale wy­star­czy, że coś pój­dzie nie tak i za­mie­nia­ją się w bez­rad­ną gó­rę mię­sa, le­żą pół­ży­we, sa­pią i ge­ne­ru­ją kosz­ty, nie ma na­wet wo­lon­ta­riu­szy z pla­sti­ko­wy­mi wia­der­ka­mi, któ­rzy pró­bo­wa­li­by je ze­pchnąć do wo­dy, bo nie ma już nic, a w szcze­gól­no­ści wy­ści­gów mo­to­cy­klo­wych, Phi­la Col­lin­sa, po­ka­zów sztucz­nych ogni, na­ro­do­we­go dnia te­ni­sa ani śli­zgaw­ki, wkrót­ce żar­ty, lek­tu­ry, za­kwas i do­nicz­ki prze­sta­ją nam wy­star­czać, nie po­ma­ga na­wet ra­to­wa­nie tej taj­skiej knaj­py, któ­ra do­wo­zi, bo ro­bi się na­praw­dę strasz­nie i już każ­dy zna ko­goś, kto al­bo ko­mu ktoś, a z ra­dia pły­ną no­we ra­por­ty i mu­ta­cje, ro­sną współ­czyn­ni­ki re­pro­duk­cji, mi­ja­ją ty­go­dnie i mie­sią­ce umie­ral­no­ści, aż…

…aż przy­cho­dzi ko­lej, przy­cho­dzi ten dzień, cie­płe po­sta­po­ka­lip­tycz­ne po­po­łu­dnie, spa­cer­kiem przez bło­nia, jak pięk­nie wy­glą­da dziś sta­dion i te­raz moż­na ostroż­nie, bar­dzo ostroż­nie, wy­łu­skać z port­fe­la do­wód oso­bi­sty, chwy­cić pla­stik sa­my­mi pa­znok­cia­mi, bez­do­ty­ko­wo za­ma­chać, a co pan mi tu da­je, wo­ła pierw­sza żoł­nier­ka, prze­cież to do ban­ko­ma­tu, oj, bo ob­cią­ży­my, chi­cho­cze dru­ga i za­raz się ro­bi we­se­lej, kie­dy tak ska­nu­ją, tak­su­ją, po­rów­nu­ją ma­skę ze zdję­ciem, zdję­cie ze skie­ro­wa­niem, spraw­dza­ją tem­pe­ra­tur­kę, kie­ru­ją, wpro­wa­dza­ją do sys­te­mu, pro­sto tu­ne­lem pan idzie, ca­ły czas w stro­nę mu­ra­wy, już tam żoł­nie­rze po­ka­żą, więc pro­sto tu­ne­lem, był ta­ki ja­poń­ski ko­miks, w pod­zie­miach cen­trum olim­pij­skie­go za­miesz­kał po­twór, do win­dy, ostroż­nie, bar­dzo ostroż­nie, kłyk­ciem na dru­gie pię­tro, bo tam się wy­peł­nia an­kie­tę, nie, nie, nie, nie do­ty­czy, no i pięk­nie, cie­szy się żoł­nierz, a wszę­dzie wo­kół krą­żą mun­du­ry i far­tu­chy, far­tu­chy sku­pio­ne, mun­du­ry pod­eks­cy­to­wa­ne, tro­chę jak na obo­zie har­cer­skim, bia­ła służ­ba, ra­do­sna bie­ga­ni­na z ple­ca­ka­mi, cęt­ka­mi, za­pię­cia­mi na rze­py, tyl­ko żad­nych zdjęć, pan to ska­su­je, jesz­cze ci­śnie­nie, jesz­cze w pra­wo, jesz­cze w le­wo, jesz­cze w ra­mię, ciach, pro­szę od­cze­kać kwa­drans, jak żoł­nierz od­czy­ta imię, ode­brać pa­pie­rek i moż­na iść, w ra­zie cze­go pa­na­dol, jak oni pi­szą, mru­czy żoł­nierz do żoł­nier­ki, pa­ni An­na bez na­zwi­ska, czy­ta żoł­nierz, bo RO­DO, pa­ni Be­ata, czy­ta żoł­nierz po­wo­li, pa­ni chy­ba, pa­ni nie roz­czy­tam, pan ja pier­do­lę, weź, ty spró­buj, mó­wi żoł­nierz do żoł­nier­ki, to ja, to jak, to jak­by co pa­na­dol i znów tu­nel, ale krót­szy, ja­śniej­szy, rę­ka sa­ma się­ga po te­le­fon, ekran do­ty­ko­wy klei się do ucha, moż­na ob­wie­ścić no­wi­nę, ha­lo, je­stem po pierw­szej, ja po pierw­szej, a ty po któ­rej, ja tym, a ty czym, ja tu, a ty gdzie, a ty jak, a ty kie­dy, ho, ho, mo­der­na w Sie­dl­cach, faj­zer w Cie­cha­no­wie, dżon­son w Prza­sny­szu, żart na te­mat chi­pów, żart o Bil­lu Ga­te­sie, żart o DNA i em­brio­nach, bo w Pol­sce na ko­niec wszyst­ko jest o em­brio­nach, i za­ła­twio­ne, czas do do­mu, mo­że to już ko­niec, mo­że te­raz na­sza ko­lej, że­by od­kryć to, co nas za­wsze tak dzi­wi­ło u star­szych, ile to lu­dzie po­tra­fią za­po­mnieć. I jak szyb­ko.

Re­dak­cja: Ma­ja Gań­czar­czyk

Ko­rek­ta: Agniesz­ka Stę­plew­ska, Mo­ni­ka Ba­ra­now­ska

Pro­jekt gra­ficz­ny: Prze­mek Dę­bow­ski

Kon­wer­sja do for­ma­tów EPUB i MO­BI: Mał­go­rza­ta Wi­dła

Co­py­ri­ght © Mar­cin Wi­cha 2022

Co­py­ri­ght © for this Edi­tion by Wy­daw­nic­two Ka­rak­ter 2022

ISBN 978-83-67016-37-7

175. książ­ka wy­daw­nic­twa Ka­rak­ter

Wy­daw­nic­two Ka­rak­ter

ul. Gra­bow­skie­go 13/1, 31-126 Kra­ków

ka­rak­ter.pl

Za­pra­sza­my in­sty­tu­cje, or­ga­ni­za­cje oraz bi­blio­te­ki do skła­da­nia za­mó­wień hur­to­wych z atrak­cyj­ny­mi ra­ba­ta­mi.

Do­dat­ko­we in­for­ma­cje do­stęp­ne pod ad­re­sem sprze­daz@ka­rak­ter.pl oraz pod nu­me­rem te­le­fo­nu 511 630 317