Sztuka zdobywania pieniędzy. Złote zasady zarabiania - P.T. Barnum - ebook + audiobook

Sztuka zdobywania pieniędzy. Złote zasady zarabiania ebook i audiobook

P.T. Barnum

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Sztuka zdobywania pieniędzy. Złote zasady zarabiania” to klasyczny już bestseller z zakresu rozwoju osobistego i literatury na temat budowania fortuny. Publikacja obfituje w praktyczne rady, których zastosowanie ma ułatwić odbiorcy osiągnięcie biznesowego sukcesu. Autor nie ogranicza się przy tym do suchych wskazówek budowanych w formie nakazów i zakazów, tylko wzbogaca je licznymi anegdotami ze swojego barwnego życia. To one czynią z podręcznika wciągającą opowieść o niezwykłym człowieku.

P.T. Barnum – biznesmen i założyciel słynnego objazdowego cyrku - przez historię oceniany jest jako jeden z prekursorów reklamy i przemysłu rozrywkowego. Podejmowane przez niego działania zapewniły mu nie tylko bogactwo, ale też przyniosły sławę i rozpoznawalność. Być może nie osiągnąłby ich z takim rozmachem i na ogromną skalę, gdyby nie wyjątkowe zdolności oratorskie połączone z siłą perswazji.

W swojej publikacji autor dzieli się bogatym doświadczeniem, przekuwając je w uniwersalny zbiór zaleceń mogących stanowić inspirację dla współczesnych przedsiębiorców.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 63

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 43 min

Lektor: Tomasz Kućma

Oceny
4,3 (24 oceny)
14
6
1
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
HollyR

Nie oderwiesz się od lektury

Wartościowa i praktyczna książka przybliżająca postać Barnuma i jego podejście do biznesu.
60
bogdan7685

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawy audiobook :)
40
Dziubowa86

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa lektura, napisana zrozumiałym językiem dla każdego.Pojawiają się w niej zasady zdobywania, posiadania,a także moralności pieniędzy.
40
modernhippie

Nie oderwiesz się od lektury

Nie spodziewałem się, że to będzie aż takie ciekawe.
40
twojadrugapensja

Nie oderwiesz się od lektury

super
30

Popularność




 Dom Wydawniczy Kontinuum przedstawia:

Sztuka zdobywania pieniędzy. Złote zasady zarabiania 

Książka z serii: Klasyka rozwoju osobistego

Autor: Phineas Taylor Barnum 

Tłumaczenie: Damian Tarkowski

Redakcja: Przemysław Andrzejewski

Spis treści

Przedmowa

Wprowadzenie do autora

Nie myl swojego powołania

Punkty orientacyjne

Table of Contents

 Przedmowa

   Jedną z głównych misji naszego wydawnictwa jest przypomnienie najważniejszych sylwetek świata handlu, polityki oraz innowacji, a także edukacyjnych tekstów ich autorstwa. W serii „Klasyka rozwoju osobistego” nie mogło więc zabraknąć publikacji, którą za moment Państwo odsłuchają.

Do tej pory prezentowaliśmy biografie oraz teksty autobiograficzne m.in. takich postaci, jak Bracia Wright, John D. Rockefeller, Henry Ford, Stephen Hawking, Werner Siemens czy Benjamin Franklin. W cyklu prezentującym klasyczne teksty z zakresu rozwoju osobistego i budowania zabezpieczenia finansowego w ostatnim czasie ukazały się pozycje, takie jak: 

•„Najbogatszy człowiek w Babilonie” George’a S. Clasona,

•„Sztuka wzbogacania się” Wallace’a D. Wattlesa,

•„Droga do majątku i inne pisma” Benjamina Franklin.

Tym razem przedstawiamy tekst pod tytułem: „Sztuka zdobywania pieniędzy. Złote zasady zarabiania”, autorstwa Phineasa Taylora Barnuma – amerykańskiego showmana, biznesmena i polityka. P.T. Barnum, bo tak wolał być przedstawiany, był postacią barwną, która do dziś wzbudza wśród historyków pewne kontrowersje etyczne. Już w XIX wieku znacznie przyczynił się do zbudowania fundamentów działań promocyjnych, które współcześnie nazywamy marketingiem. Śmiało można powiedzieć, że był on „Midasem swoich czasów” – wszystko, czego się podejmował, zamieniał w lukratywny biznes.

W tym tekście Barnum podzielił się radami oraz anegdotami dotyczącymi zarabiania, pokazując, że chociaż na zdobycie fortuny składa się wiele czynników, jest to osiągalne dla każdego. 

Barnum w kontekście bogacenia się poruszał kwestie oszczędzania, zadłużenia, wagi wykształcenia, odnajdywania powołania, dobroczynności, a także nałogów. Sporo miejsca poświęcił również tematyce budowania charakteru, pewności siebie, wytrwałości, motywacji do działania oraz zrozumienia wartości pieniądza – czynników kluczowych w osiągnięciu sukcesu. Omówił także m.in. zagadnienie uczciwości i podejścia do klienta. Niezwykle ciekawe jest także to, w jaki sposób postrzegał reklamę i jak ją rozumiał. Biznesmen ten przykładał ogromną wagę do promocji jako nowoczesnej formy docierania do ówczesnych klientów – co w jego czasach było podejściem innowacyjnym. Podkreślał fakt, że aby sprzedawać, trzeba najpierw społeczeństwo zainteresować, przyciągnąć jego uwagę, zaangażować, a dopiero wówczas można myśleć o sprzedaży i długofalowym sukcesie finansowym. 

Mimo że tekst powstał niemal 150 lat temu i wiele spostrzeżeń dziś może wydawać się dla nas czymś zupełnie naturalnym, warto pamiętać, że w drugiej połowie XIX wieku dopiero przecierano szlaki w tym temacie, a to właśnie P.T. Barnum był jednym z pionierów nowoczesnego marketingu oraz kultury masowej.

Życzymy przyjemnej lektury! 

 Wprowadzenie do autora

   W Stanach Zjednoczonych, gdzie mamy więcej ziemi niż ludzi do jej uprawiania, zarabianie pieniędzy wcale nie jest trudne dla osób cieszących się dobrym zdrowiem. W zarabianiu pieniędzy, tej stosunkowo nowej dziedzinie życia, jest tak wiele otwartych dróg do sukcesu, tak wiele nieobleganych zawodów, że każda osoba obojga płci, która skłania się do tego, by przynajmniej przez jakiś czas zaangażować się w jakąkolwiek szanowaną profesję, którą oferują nasze czasy, może znaleźć lukratywne zatrudnienie.

Ci, którzy naprawdę pragną osiągnąć niezależność, muszą tylko skupić na tym celu swój umysł i zastosować odpowiednie środki. Dokładnie tak samo, jak to czynią w odniesieniu do każdego innego celu, który chcą osiągnąć. Jest to rzecz łatwa do zrobienia. Ale jakkolwiek łatwo jest zarobić pieniądze, bez wątpienia wielu z moich słuchaczy zgodzi się, że najtrudniej jest je utrzymać. Droga do bogactwa jest – jak mawia dr Franklin – „jest tak prosta jak droga do młyna”. Polega ona po prostu na wydawaniu mniej niż zarabiamy. Wydaje się to nie być złożonym problemem. Pan Wilkins Micawber, jedna z tych udanych kreacji genialnego Dickensa, stawia tę sprawę w jasnym świetle. Powiada on, że mieć dochód w wysokości dwudziestu funtów rocznie i wydawać w tym czasie aż dwadzieścia funtów i sześć pensów, to być najbardziej nieszczęśliwym z ludzi; podczas gdy mieć dochód równy dwudziestu funtom i wydawać tylko dziewiętnaście funtów i sześć pensów, to być najszczęśliwszym ze śmiertelników. Wielu z moich słuchaczy może powiedzieć: „Rozumiemy: to jest właśnie oszczędzanie, a wiemy, że oszczędzanie daje bogactwo; wiemy, że nie możemy zjeść ciastka i mieć ciastko”. A jednak trzeba przyznać, że być może więcej przypadków niepowodzeń wynika z błędów popełnianych właśnie w tym punkcie, niż w jakimkolwiek innym. Faktem jest, że wielu ludzi sądzi, że rozumie, na czym polega oszczędzanie, podczas gdy tak naprawdę jest zupełnie inaczej.

Prawdziwa oszczędność jest źle rozumiana i ludzie przechodzą przez życie, nie pojmując właściwie, czym jest jej fundament. Ktoś mówi: 

Posiadam taki a taki dochód, a mój sąsiad, niby ma tyle samo, a jednak każdego roku zostaje mu jakaś nadwyżka, podczas gdy ja nie mam żadnych oszczędności. Dlaczego tak jest? Przecież o oszczędzaniu wiem wszystko. 

Wydaje mu się, że tak jest, ale to nieprawda. Istnieją ludzie, którzy myślą, że polega ono na oszczędzeniu na kawałkach sera, dopalaniu ogarków świec, odcinaniu dwóch pensów od rachunku za pranie i robieniu wszelkiego rodzaju małych, podłych i nieuczciwych rzeczy. Oszczędność nie jest podłością. 

Co więcej, nieszczęściem jest, że ten rodzaj ludzi pozwala, aby ich oszczędność była skierowana tylko w jedną stronę. Wydaje im się, że są tak cudownie oszczędni dzięki odłożeniu pół pensa tam, gdzie powinni wydać dwa pensy, że myślą, iż mogą sobie pozwolić na trwonienie pieniędzy na inne rzeczy. Kilka lat temu, zanim olej naftowy został odkryty lub w ogóle o nim pomyślano, można było zatrzymać się na noc w prawie każdym wiejskim domu rolnika i otrzymać bardzo dobrą kolację. Jednak po kolacji, przy próbie czytania w salonie okazywało się, że jest to niewykonalne przy nieefektywnym świetle jednej świecy. Gospodyni, widząc taki problem, zwykła mawiać: 

Raczej trudno tu czytać wieczorami; przysłowie mówi, że trzeba mieć własny statek na morzu, aby móc palić dwie świece naraz; my nigdy nie zapalamy dodatkowej, chyba że przy wyjątkowych okazjach. 

Te „wyjątkowe okazje” zdarzają się, być może, dwa razy w roku. W ten sposób dobra kobieta oszczędza w tym czasie pięć, sześć, może dziesięć dolarów: ale informacje, które mogą być uzyskane z posiadania dodatkowego źródła światła, oczywiście znacznie przewyższają wartość tony świec.

Kłopoty na tym się nie kończą. Dzięki zachowanym świecom ma poczucie, że jest tak oszczędna, iż dochodzi do wniosku, że może sobie pozwolić na częste wyjazdy do wsi i wydawanie dwudziestu lub trzydziestu dolarów na wstążki i falbany, z których wiele nie jest jej potrzebnych. Ten fałszywy ogląd rzeczy wielokrotnie można spotkać także wśród ludzi biznesu, a jego przejawem często jest stosunek do zużywania papieru. Znajdziesz bowiem dobrych biznesmenów, którzy zapisują wszystkie stare koperty i skrawki, i za nic w świecie nie wykorzystają nowego arkusza papieru, jeśli tylko mogą tego uniknąć. Ten nawyk jest w ich ocenie bardzo dobry; mogą w ten sposób zaoszczędzić pięć lub dziesięć dolarów rocznie, ale kiedy czynią oszczędność tylko na papierze do pisania, wydaje im się, że mogą sobie pozwolić na marnowanie czasu na drogie przyjęcia i jeżdżenie swoimi powozami. Jest to ilustracja do myśli doktora Franklina: „oszczędzanie na kroćcu, a marnowanie na zatyczce”; „grosz mądry i funt głupi”. Punch, mówiąc o tym rodzaju ludzi, o niezbyt szerokich horyzontach, stwierdza, że „są oni jak człowiek, który kupił za grosze śledzia na obiad dla swojej rodziny, a następnie wynajął powóz i cztery osoby, aby przywieźć go do domu”. Nigdy nie znałem człowieka, który odniósłby sukces, praktykując taki rodzaj oszczędzania.

Prawdziwa oszczędność polega na tym, aby zawsze dochód przewyższał wydatki. Noś stare ubrania trochę dłużej, jeśli to konieczne. Zrezygnuj z nowej pary rękawiczek. Zaceruj starą sukienkę. Jedz mniej wykwintne posiłki, jeśli zajdzie taka potrzeba. Tak, by w każdych okolicznościach – chyba że zdarzy się jakiś nieprzewidziany wypadek – zachowany był margines na korzyść dochodu. Pens tu, a dolar tam, ulokowany na procent, zacznie się kumulować i w ten sposób pożądany rezultat zostaje osiągnięty. Być może kontrolowanie wydatków wymaga pewnej wprawy, ale gdy raz do tego przywykniesz, przekonasz się, że więcej satysfakcji daje racjonalne oszczędzanie niż irracjonalne wydawanie. 

Oto przepis, który polecam – odkryłem, że jest to doskonałe lekarstwo na ekstrawagancję, a zwłaszcza na źle rozumiane oszczędzanie: Kiedy stwierdzisz, że nie masz nadwyżki na koniec roku, a mimo to masz dobry dochód, radzę ci wziąć kilka kartek papieru i stworzyć z nich książkę rozchodów, odnotowując tam każdy poczyniony wydatek. Zapisuj je każdego dnia lub tygodnia w dwóch kolumnach. Jedną zatytułuj „potrzeby” lub nawet „wygody”, a drugą „luksusy”, a przekonasz się, że ta druga kolumna będzie dwu-, trzy-, a często nawet dziesięciokrotnie dłuższa od pierwszej. Rzeczywiste wygody życia kosztują tylko niewielką część tego, co większość z nas może zarobić. Dr Franklin mówi, że: „to oczy innych, a nie nasze własne nas rujnują. Gdyby cały świat był ślepy z wyjątkiem mnie samego, nie dbałbym o piękne ubrania czy meble”. 

To właśnie strach przed tym, co może powiedzieć sąsiadka, zmusza wielu ludzi do pracy ponad ich siły. 

W Ameryce wiele osób lubi powtarzać, że „wszyscy jesteśmy wolni i równi”, ale pod wieloma względami jest to błędne twierdzenie. 

To, że rodzimy się „wolni i równi” jest w pewnym sensie chwalebną prawdą, jednak nie wszyscy rodzimy się równie bogaci i nigdy tak się nie stanie. Ktoś mógłby powiedzieć: „Jest taki człowiek, którego dochód sięga pięćdziesięciu tysięcy dolarów rocznie, podczas gdy ja mam tylko tysiąc dolarów. Znałem tego człowieka, kiedy był tak biedny jak ja. Teraz jest bogaty i myśli, że jest lepszy ode mnie. Pokażę mu, że jestem tak samo dobry jak on. Pójdę i kupię konia i bryczkę. Nie, nie mogę tego zrobić, ale pójdę i wynajmę konia i pojadę dziś po południu tą samą drogą, co on. W ten sposób udowodnię mu, że jestem tak dobry jak on”.

Mój przyjacielu, nie musisz zadawać sobie tego trudu. Możesz łatwo udowodnić, że jesteś „tak dobry jak on”; musisz tylko postępować tak samo dobrze jak on. Jednak nie możesz sprawić, by ktokolwiek nabrał się na upozorowane bogactwo. Poza tym, jeśli będziesz zachowywał „pozory”, marnował czas i wydawał pieniądze, twoja biedna żona będzie zmuszona, by harować w domu, kupować herbatę po dwie uncje naraz i wszystkie inne produkty w odpowiednich proporcjach, aby tylko zachować wspomniane „pozory”. Co gorsza, na dłuższą metę i tak nikogo nie oszuka. 

Z drugiej strony, taka np. pani Smith może powiedzieć, że jej sąsiadka wyszła za mąż za pana Johnsona dla jego pieniędzy, i „wszyscy wokół tak mówią”. Dzięki temu ma teraz taki ładny szal z wielbłądziego włosia za tysiąc dolarów. Pani Smith zmusi więc pana Smitha, żeby kupił jej jego imitację, a następnie usiądzie w kościele w ławce obok sąsiadki, żeby udowodnić, że jest jej równa.

Moja dobra kobieto, nie posuniesz się o krok naprzód w świecie, jeśli twoja próżność i zazdrość będą wiodły prym. W tym kraju, gdzie wierzymy, że rządzić powinna większość, ignorujemy tę zasadę w odniesieniu do mody i pozwalamy garstce ludzi, nazywających siebie arystokracją, na tworzenie fałszywego standardu doskonałości. Co więcej, starając się wznieść do tego standardu, ciągle utrzymujemy siebie w biedzie, cały czas trudząc się w imię osiągnięcia zewnętrznych pozorów. O ileż mądrzej jest „stanowić prawo dla samego siebie” i powiedzieć: „Będziemy regulować nasze wydatki według naszych dochodów i odkładać coś na czarną godzinę”. Ludzie powinni być tak rozsądni w kwestii zdobywania pieniędzy, jak w każdej innej kwestii. Podobne przyczyny wywołują podobne skutki. Nie można zgromadzić fortuny wybierając drogę, która prowadzi do ubóstwa. Nie potrzeba proroka, abyśmy sami doszli do wniosku, że ci, którzy żyją ponad swoje możliwości, bez żadnej myśli o zmianie swojego życia, nigdy nie mogą osiągnąć niezależności finansowej.

Ludziom przyzwyczajonym do zaspokajania każdego kaprysu i zachcianki, z początku trudno będzie ograniczyć różne zbędne wydatki. Będą czuli, że to wielkie poświęcenie, aby żyć w mniejszym domu niż byli przyzwyczajeni, z mniej kosztownymi meblami, węższym gronem towarzyskim, tańszą odzieżą, ograniczoną liczbą służących, mniejszą liczbą balów, brakiem przyjęć, wyjść do teatru, przejażdżek powozem, wycieczek dla przyjemności, palenia cygar, picia alkoholu i innych ekstrawagancji. Mimo wszystko, jeśli spróbują odkładać małą sumę pieniędzy na procent lub rozsądnie zainwestują w ziemię, będą zaskoczeni przyjemnością, jaką można czerpać z ciągłego dodawania środków do ich małego „stosu zaskórniaków”, jak również ze wszystkich oszczędnych nawyków, które będą powodowane przez tak obrany kurs.

Stary ubiór, stara czapka i sukienka w zupełności wystarczą na kolejny sezon; woda filtrowana lub źródlana będą smakować lepiej niż szampan; zimna kąpiel i szybki spacer okażą się bardziej ekscytujące niż przejażdżka w najlepszej karecie; towarzyska pogawędka, wieczorne czytanie w rodzinnym gronie lub godzinna gra w „polowanie na pantofelek” i „ciuciubabkę” będą o wiele przyjemniejsze niż przyjęcie za pięćdziesiąt lub pięćset dolarów. Wystarczy, że osoby zaczynające odkrywać przyjemności oszczędzania oddadzą się wówczas przemyśleniom nad realną różnicą w kosztach życia.

Tysiące ludzi żyją w biedzie, a dziesiątki tysięcy samemu się w nią wpędzają po tym, jak zarobiły dość, by utrzymać się przez całe życie. Dzieje się tak dlatego, że ludzie ci zdecydowali się żyć ponad stan. Niektóre rodziny wydają dwadzieścia tysięcy dolarów rocznie, a inne znacznie więcej. Te pierwsze mają ledwie nikłe wyobrażenie o tym, jak w ogóle można żyć za mniejszą sumę, podczas gdy inne rodziny zapewniają sobie bardziej wartościowe przyjemności często wydając zaledwie dwudziestą część tej kwoty. Utrzymanie dobrobytu stanowi większe wyzwanie niż sprostanie przeciwnościom losu, a szczególnie takiego dobrobytu, który pojawia się nagle. „Łatwo przyszło, łatwo poszło” to stare i jakże prawdziwe przysłowie. Duch pychy i próżności, gdy pozwoli mu się w pełni panować, jest jak nienasycony robak, który przeżera wszystkie doczesne majętności człowieka. Bez względu na to, czy są one małe, czy wielkie, czy chodzi o setki, czy o miliony dolarów. Wielu ludzi, gdy zaczyna im się powodzić, natychmiast realizuje swoje pomysły i zaczyna wydawać pieniądze na luksusy. W krótkim czasie ich wydatki pochłaniają dochody, a oni sami popadają w ruinę wskutek swoich niedorzecznych prób zachowania pozorów i robienia wokół siebie „sensacji”.

Znam pewnego człowieka posiadającego wielką fortunę, który opowiedział mi, że kiedy zaczął prosperować, jego żona zechciała mieć nową i elegancką sofę. „Ta sofa”, mówi, „kosztowała mnie trzydzieści tysięcy dolarów”! Kiedy kanapa dotarła do domu, okazało się, że trzeba było zdobyć pasujące do niej krzesła, potem kredensy, dywany, „odpowiednie” stoły, i tak dalej przez cały komplet mebli. Kiedy w końcu okazało się, że sam dom był zbyt mały i staromodny na te meble, zbudowaliśmy nowy, aby pasował do zakupionego wyposażenia. „W ten sposób”, dodał mój przyjaciel, „oprócz wydatków w wysokości trzydziestu tysięcy dolarów na tę jedną sofę, i doliczając koszty służby, wyposażenia i niezbędnych wydatków związanych z utrzymaniem pięknego domu, roczny wydatek wyniósł dodatkowo jedenaście tysięcy dolarów, i to tylko w tym bardzo wąskim przedziale. Dziesięć lat temu żyliśmy dużo bardziej komfortowo, bo z mniejszą ilością trosk, nie martwiąc się o cały ten zbytek. Prawda jest taka, kontynuował, że ta kanapa doprowadziłaby mnie do nieuchronnego bankructwa, gdyby nie to, że moja pozycja pozwalała mi się utrzymać ponad jego poziomem”.

Podstawą sukcesu w życiu jest dobre zdrowie: ono jest fundamentem fortuny. Jest również podstawą szczęścia. Człowiek nie może dobrze gromadzić majątku, gdy jest chory. Brak mu wtedy ambicji, nie ma motywacji i pozbawiony jest sił. Oczywiście, są tacy ludzie, którzy mają złe zdrowie i w żaden sposób nie są w stanie sobie pomóc: nie można oczekiwać, by takie osoby mogły gromadzić bogactwo, ale istnieje spora większość ludzi o słabym zdrowiu, którzy wcale nie muszą być biedni.

Jeżeli więc dobre zdrowie jest podstawą powodzenia i szczęścia w życiu, to jak ważne jest, abyśmy studiowali zasady zdrowego życia, które są przecież tylko innym określeniem dla praw natury! Im bardziej trzymamy się praw natury, tym lepsze jest nasze zdrowie, a jednak jak wiele jest osób, które nie dość, że nie zwracają uwagi na naturalne prawa, ale wręcz absolutnie je łamią, nawet wbrew swoim naturalnym skłonnościom. Powinniśmy wiedzieć, że „grzech niewiedzy” nigdy nie jest traktowany z przymrużeniem oka, jeśli chodzi o łamanie praw natury. Ich przekraczanie zawsze pociąga za sobą karę. Dziecko może włożyć palec w płomienie nie wiedząc, że zaboli, ale i tak cierpi. Pokuta nie zastąpi bystrości. Wielu z naszych przodków wiedziało bardzo mało o zasadach wentylacji. Nie wiedzieli zbyt wiele o tlenie ani o innych niewidzialnych czynnikach. W konsekwencji budowali swoje domy z małymi sypialniami o wymiarach siedem na dziewięć stóp. Ci dobrzy, starzy, pobożni purytanie zamykali się w jednej z tych komórek, odmawiali modlitwy i szli spać. Rano pobożnie dziękowali za „zachowanie ich od śmierci” podczas nocy, a był to istotnie najlepszy powód do wdzięczności. Prawdopodobnie jakaś duża szpara w oknie lub w drzwiach wpuściła trochę świeżego powietrza i w ten sposób ratowała ich przed uduszeniem.

Wiele osób świadomie łamie prawa natury wbrew swoim zdrowym popędom, w imię mody. Przykładowo jest w świecie przyrody jedna rzecz, której żadne żywe stworzenie, oprócz wstrętnego robaka, nigdy naturalnie nie pokochało. Jest nią tytoń. Jak wiele jest jednak osób, które rozmyślnie ćwiczą w sobie ten nienaturalny apetyt i przezwyciężają wpojoną w ożywione istoty niechęć do tytoniu do tego stopnia, że zaczynają go kochać. Złapali się tego trującego, brudnego chwastu, a raczej to on trzyma ich mocno w garści. Oto pojawiają się żonaci mężczyźni, którzy żując tytoń plują jego sokiem na dywan i podłogi, czasem nawet w towarzystwie swoich żon. Nie wyrzucają ich za drzwi jak pijanych mężczyzn, ale nie mam wątpliwości, że ich żony często wolałyby być poza domem. Inną niebezpieczną cechą jest to, że ten nienaturalny nawyk, podobnie jak zazdrość, „rośnie przez to, czym się żywi”. Kiedy kochasz to, co jest nienaturalne, pojawia się silniejszy apetyt na szkodliwą rzecz niż naturalne pragnienie tego, co jest nieszkodliwe. Istnieje takie stare przysłowie, w myśl którego „przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka”, z tym że sztuczne przyzwyczajenie jest w rzeczywistości silniejsze niż natura. Weźmy za przykład starego nałogowca: jego miłość do żucia tytoniu jest silniejsza niż jego miłość do jakiegokolwiek szczególnego rodzaju pokarmu. Łatwiej mu zrezygnować z pieczeni wołowej niż z tego chwastu.

Młodzi chłopcy żałują, że nie są mężczyznami; chcieliby położyć się spać jako chłopcy, a obudzić jako mężczyźni. A żeby to osiągnąć, naśladują złe nawyki dorosłych. Mali Tommy i Johnny widzą, że ich ojcowie lub wujowie palą fajkę, więc myślą sobie: „Gdybym tylko mógł to robić, też byłbym mężczyzną. Wujek John wyszedł i zostawił swoją fajkę z tytoniem, spróbujmy więc”. Biorą zapałkę, zapalają ją i zaczynają pufać. „Nauczymy się palić; jak ci się podoba, Johnny?”. Chłopiec odpowiada: „Nie za bardzo, smakuje gorzko”. Po pewnym czasie bladnie, ale nie ustępuje i wkrótce składa ofiarę na ołtarzu mody. Chłopcy walczą ze wstrętem tak wytrwale, że w końcu pokonują swoją naturalną niechęć i stają się ofiarami nabytych gustów.

Wiem, o czym mówię, bo doświadczyłem tego działania na sobie. Sam posunąłem się do tego, że paliłem dziesięć lub piętnaście cygar dziennie, chociaż nie puszczałem już dymka przez ostatnie czternaście lat i nigdy więcej tego nie zrobię. Im więcej człowiek pali, tym bardziej pragnie palić. Ostatnie wypalone cygaro po prostu wzbudza pragnienie zapalenia kolejnego, i tak bez końca.

Weźmy za przykład osobę żującą tytoń. Rano, kiedy wstaje, wkłada saszetkę do ust i trzyma ją tam przez cały dzień. Nigdy jej nie wyjmuje, chyba że po to, aby wymienić ją na nową, lub kiedy ma zamiar coś zjeść czy wypić. O tak! W pewnych odstępach czasu w ciągu dnia i wieczorem niejeden żujący wyjmuje tytoń z ust i trzyma go w ręce na tyle długo, aby się napić, a następnie wkłada go tam z powrotem. To dowodzi tylko, że apetyt na rum jest jeszcze silniejszy niż na tytoń. Kiedy pożeracz tytoniu odwiedza twoją wiejską posiadłość, a ty pokazujesz mu swoją winnicę, suszarnię pełną owoców i uroki twojego ogrodu, kiedy oferujesz mu świeże, dojrzałe owoce mówiąc: „Mój przyjacielu, mam tu najsmaczniejsze jabłka, gruszki, brzoskwinie i morele. Przywiozłem je z Hiszpanii, Francji i Włoch. Spójrz tylko na te soczyste winogrona. Nie ma nic smaczniejszego ani zdrowszego niż dojrzałe owoce, więc częstuj się. Będzie mi miło zobaczyć, jak się nimi delektujesz”. On jednak zwinie swój umiłowany tytoń, wsadzi pod język i odpowie: „Nie, dziękuję. Mam tytoń w ustach”. Jego podniebienie zostało zniszczone tym szkodliwym chwastem i w znacznym stopniu stracił zmysł cieszenia się subtelnym smakiem owoców. To pokazuje w jakie kosztowne, bezużyteczne i szkodliwe nawyki wpadają ludzie. Mówię o tym z doświadczenia. Paliłem, aż drżałem jak osika. Krew napływała mi do głowy i miałem kołatanie serca, które uważałem za chorobę. Prawie zabił mnie sam strach. Kiedy skonsultowałem się z moim lekarzem, powiedział mi „zaprzestań używania tytoniu”. Nie tylko szkodziłem swojemu zdrowiu i wydawałem dużo pieniędzy, ale również dawałem zły przykład. Posłuchałem jego rady. Żaden młody człowiek na świecie nigdy nie wyglądał tak pięknie z piętnastocentowym cygarem lub fajką, jak mu się wydawało!

Te uwagi po dziesięciokroć mocniej odnoszą się do spożywania napojów odurzających. Zarabianie pieniędzy wymaga jasnego umysłu. Człowiek musi widzieć, że dwa i dwa dają cztery. Musi układać wszystkie swoje plany z namysłem i rozwagą oraz dokładnie badać wszystkie szczegóły i tajniki biznesu. Tak jak żaden człowiek nie może odnieść sukcesu w interesach, jeżeli nie ma umysłu, który umożliwiłby mu układanie planów, a także rozumu, który poprowadziłby go w ich wykonaniu, tak też bez względu na to, jak obficie człowiek może być obdarzony inteligencją, jeżeli jego mózg jest oszołomiony, a jego osąd wypaczony przez odurzające napoje, niemożliwe jest dla niego pomyślne prowadzenie interesów. Ileż to dobrych okazji przepadło, by już nigdy nie powrócić, gdy człowiek popijał „towarzyski kieliszek” ze swoim przyjacielem! Ile głupich transakcji zostało zawartych pod wpływem działania substancji, która chwilowo sprawia, że jej ofiara myśli, że jest bogata. Ile ważnych szans zostało odłożonych do jutra, a potem na zawsze, ponieważ kielich wina wprowadził organizm w stan znużenia, neutralizując siły tak niezbędne do osiągnięcia sukcesu w interesach. Zaprawdę, „wino jest szydercą”. Traktowanie odurzających trunków jako zwykłych codziennych napojów jest takim samym zaślepieniem, jak palenie opium przez Chińczyków. To pierwsze jest równie destrukcyjne dla sukcesu przedsiębiorcy, jak drugie. Jest to absolutne zło, zupełnie niedające się obronić w świetle filozofii, religii czy zdrowego rozsądku. Jest ono rodzicem prawie każdego innego zła w naszym kraju.

 Nie myl swojego powołania

   Najbezpieczniejszym i najpewniejszym planem na osiągnięcie sukcesu przez młodego człowieka rozpoczynającego życie jest wybór zawodu, który najbardziej odpowiada jego gustom. Rodzice i opiekunowie są często zbyt niedbali w tym względzie. Bardzo często zdarza się, że ojciec mówi na przykład: „Mam pięciu chłopców. Zrobię z Billy’ego duchownego, z Johna prawnika, z Tommy’ego lekarza, a z Dicka rolnika”. Następnie idzie do miasta i zastanawia się, co zrobi z Sammym. Wraca do domu i mówi: „Sammy, widzę, że zegarmistrzostwo to przyjemny, szlachetny interes; myślę, że uczynię z ciebie złotnika”. Robi to, nie zważając na naturalne zdolności czy geniusz Sammy’ego.

Wszyscy, bez wątpienia, rodzimy się w mądrym celu. Istnieje tak duża różnorodność w naszych umysłach, jak w rysach naszych twarzy. Niektórzy rodzą się mechanikami, podczas gdy inni mają wielką awersję do maszyn. Niech zbierze się tuzin chłopców w wieku dziesięciu lat, a szybko zauważysz, że dwóch lub trzech zaraz wymyśli jakieś pomysłowe urządzenie i popracuje z zamkami lub skomplikowanymi maszynami. Gdy mieli zaledwie pięć lat, ich ojciec nie mógł znaleźć żadnej zabawki, która by ich zadowoliła tak bardzo, jak puzzle. Są oni urodzonymi mechanikami; ale pozostałych ośmiu lub dziewięciu chłopców ma inne predyspozycje. Ja należę do tej drugiej grupy; nigdy nie miałem najmniejszego zamiłowania do mechaniki; wręcz przeciwnie, mam coś w rodzaju awersji do skomplikowanych mechanizmów. Nigdy nie byłem na tyle pomysłowy, by wyklepać kurek do cydru tak, by nie przeciekał. Nigdy nie potrafiłem wykonać pióra, którym dałoby się pisać, ani zrozumieć zasady działania silnika parowego. Gdyby ktoś wziął takiego chłopca, jakim byłem, i próbował zrobić z niego zegarmistrza, to po pięcio- lub siedmioletniej praktyce chłopiec byłby w stanie rozebrać i złożyć zegarek. Przez całe życie podchodziłby jednak do tej pracy z niechęcią i szukałby każdego pretekstu, aby ją opuścić, mając poczucie, że marnuje w niej swój czas. Zegarmistrzostwo jest dla niego odpychające.

Jeżeli człowiek nie podejmie się zawodu, do którego przeznaczyła go natura, i który najlepiej odpowiada jego szczególnemu talentowi, to nie może odnieść sukcesu. Cieszę się, że większość ludzi znajduje swoje właściwe powołanie. Jednak widzimy też wielu takich, którzy je pomylili, od kowala aż do duchownego. Widzimy na przykład kowala znającego wiele języków obcych, który powinien być nauczycielem języków; i być może spotkaliście też prawników, lekarzy i duchownych, którzy byli lepiej przystosowani przez naturę do kowadła lub pracy w kamieniołomach.