Walka Kilogramów, czyli męska otyłość - Anna Rumocka-Woźniakowska - ebook

Walka Kilogramów, czyli męska otyłość ebook

Rumocka-Woźniakowska Anna

4,0

Opis

To dzieło napisane z perspektywy córki, która opisuje walkę z otyłością swojego ukochanego, ważącego 180 kilogramów taty. Podobnie jak autorka, poddał się on operacji bariatrycznej, by zacząć nowe, zdrowsze życie i pokonać choroby wywołane otyłością.
👉"To pełna emocji historia ojca i córki, których łączy wspólna choroba i chęć walki o zdrowie. Wierzę, że treść tej książki pomoże niejednej osobie przepracować problemy związane nadmierną masą ciała. To dzieło pełne emocji, które prezentuje problemy osób z otyłością i pacjentów bariatrycznych" - dr Tamara Pańka, dietetyk.

„…kim jest, czym jest TATA? Zastanawiałeś(-łaś) się kiedyś nad samym słowem, wypowiadając je?”

„Jakbym miała zatem tak emocjonalnie opisać rolę i znaczenie tego słowa od początku mojego życia, to TATA to taki mój powiernik, nauczyciel życia.”

„Odkąd żyję, nie przypominam sobie ani jednej kłótni z tatą.”
„Trudno to określić słowami, dlatego pisząc to, mam trochę ściśnięte gardło, emocje biorą górę, ale gdyby tak spróbować konkretnie określić oczami dziecka w tamtym czasie, kim jest dla mnie tata, to śmiało mogę napisać, że takim prywatnym ochroniarzem. To tata był przy mnie, kiedy pobił mnie chłopak w szkole, to tata przyjechał po mnie, gdy będąc na Oazie w Kamieniu Pomorskim, dostałam zapalenia oskrzeli, ponieważ ksiądz nie chciał ze mną pójść do lekarza. To tata namawiał mamę, by skrócić mi jakąś karę, jak dałam im trochę popalić. Nie pobłażano mi, raczej tłumaczono, że sama muszę dostać w kark, aby się nauczyć na przyszłość. Przy tacie zawsze przechodziłam do konkretów, co mnie boli, z czym mam problem i jak go rozwiązać.”

Autorka powyższych słów to BOHATERKA, prawdziwa WONDER WOMAN! Napisała książkę o swoim tacie! Wiecej mówić nie trzeba…

Walka Kilogramów, czyli męska otyłość” to dzieło o walce córki i ojca o zdrowie.

Anna Rumocka-Woźniakowska - spełniona mama trójki dzieci, z wykształcenia wizażystka, po szkole rejestracji medycznej. Przeżyła walkę z otyłością, poddając się operacji bariatrycznej, sleeve – rękawowe zmniejszanie żołądka. Autorka „Matka po sleeve – walka z otyłością”  oraz mafijnego erotyku "Ciało mafii".

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 144

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
0
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
LibraCzyta

Dobrze spędzony czas

„Walka kilogramów…” to druga po „Matce po sleeve” część historii Autorki o jej walce z otyłością. Co prawda w drugiej części bardziej skupia się na swoim ojcu, który poszedł w ślady córki i również poddał się operacji zmniejszenia żołądka, ale nie zapomina też o ciekawskich Czytelnikach i opowiada co działo się u niej po wydarzeniach opisanych w „Matce…”. A działo się sporo… na czele z kolejną ciążą Mimo to balansując między dobrem własnym (i dzieciątka noszonego pod sercem) a troską o jedną z najbliższych osób czyli własnym ojcem, potrafiła pomóc tacie przejść przez cały proces walki o powrót do normalnej wagi. Proces, który zaczął się w momencie podjęcia decyzji o operacji ale… nigdy się nie skończy. Dodatkowe kłody pod nogi rzucali hejterzy i ci, którzy nie rozumieją czym jest walka o normalność. Dlatego ważne są tego typu publikacje, które w prosty sposób opisują proces zmniejszania żołądka oraz udowadniają, że każdy musi walczyć o siebie, bo nikt za nas naszego życia nie przeżyje....
10

Popularność




Wydanie i korekta: Million

Redakcjaa: Dominika Kamyszek – OpiekunkaSlowa.pl

Zdjęcie autorki z tatą na okładce: Marta Szczepanek

Projekt okładki: Łukasz Białek

Skład: Karolina Przesmycka-Szustak

Druk: druk-24h.com.pl

Wydanie I, 2022

© Anna Rumocka-Woźniakowska, 2022

© Studio Million licensed by Kubatura sp. z o.o., 2022

All rights reserved.

ISBN 978-83-67103-20-6

Kubatura sp. z o.o.

www.STUDIOMILLION.pl

Dedykuję tę książkę mojemu tacie.

Musisz walczyć, żeby przeżyć,

żeby przeżyć kilka marnych chwil,

musisz walczyć, musisz wierzyć

w to, że kiedyś lepiej będziesz żył.

Taki nędzny zgotowali los

i czy coś się zmieni, nie wie nikt.

Musisz walczyć, przecież nie masz,

przecież nie masz nic lub prawie nic.

Musisz walczyć, czas zatrzymać,

czas zatrzymać zły, zatrzymać łzy.

Taki nędzny zgotowali los

i czy coś się zmieni, nie wie nikt.

z piosenki Tadeusza Nalepy pt.:

„Musisz walczyć, musisz wierzyć”

Zmiany

Całe życie walczyłam z otyłością. Trzy lata temu ważyłam prawie 140 kg przy wzroście 176 cm. Nie przypuszczałam, że operacja bariatryczna zmieni moje życie o 180 stopni. Chodzi tu nie tylko o zmianę nawyków żywieniowych, zmniejszony żołądek, zgubienie kilogramów i zmianę z olbrzymiej otyłości na wagę ustabilizowaną, ale i również o metamorfozę samej siebie pod względem psychicznym. Moje poukładanie miało przecież wpływ na zajście i prowadzenie ciąży po sleeve (rękawowym zmniejszaniu żołądka), ale i na funkcjonowanie jako matka trójki dzieci. Życie wprowadziło jeszcze jedną rolę, mianowicie rolę córki, i w tej kwestii musiałam stanąć na wysokości zadania. Zanim jednak opowiem Wam o moim tacie i jego walce z kilogramami, muszę napisać kilka słów o tym, jak się miewam po mojej własnej operacji zmniejszenia żołądka, gdyż to wszystko się ze sobą wiąże.

Nie będę nic ukrywać i mówić Wam, jak pięknie teraz wygląda moje życie, bo w rzeczywistości często dosłownie padam z zmęczenia. Tak jak wiele kobiet próbuje „ogarnąć” rolę matki. Piszę to z cudzysłowem, ponieważ to tak naprawdę jest nie do ogarnięcia! Ja osobiście uważam, że nie ma idealnej matki! Nie ma co tutaj idealizować. Życie kobiety daje porządnie popalić i walę tu prosto z mostu. Może na jeden dzień, tak z ciekawości, bym się zamieniła z facetem na role, minimum na dwie godziny. Wiesz dlaczego? Interesowałoby mnie to, jak to jest z drugiej strony – patrzeć jako facet na kobietę, która zajmuje się dziećmi lub dzieckiem, domem, obiadem, pracą, szkołą, zakupami, praniem, prowadzeniem rozmów z pociechą i jeszcze, mało tego, oczywiście rolą żony, kiedy jest czas dla partnerów, i pięciominutową chwilą ciszy w toalecie (wróć – minutową). Dowiedziałabym się, jak to jest, kiedy nie ma dobijających się do drzwi rączek i spojrzeń zaglądających par oczu, gdy mama wejdzie do WC. Może dwie godziny to jednak absurd, przecież my to wszystko robimy przez cały dzień. Większość osób mówi: „Przecież ty TYLKO siedzisz w domu!”. Zwróć uwagę na „siedzisz”! Tak, ja tylko siedzę w domu, a reszta sama się robi lub robią za mnie małe, tańczące krasnoludki. Wszystko trzeba docenić, ale zacząć trzeba od samej (samego) siebie. Przeobrażenie naszego nastawienia zmieni wiele, ale aby to przetworzyć na samorealizację, musimy wszystko poukładać sobie najpierw w głowie.

Potrzebowałam wielkiej metamorfozy w życiu, ponieważ czułam, że to jest ten dobry moment. Ale czy naprawdę istnieje ta odpowiednia chwila na wprowadzenie w życiu zmian? Wydaje mi się, że gdy już dochodzimy do takiego etapu i oczekujemy czegoś więcej, na naszej drodze pojawia się wiele różnych pokus, szans, ścieżek, które gdzieś nas na pewno doprowadzą. To my decydujemy gdzie. Trzeba też brać pod uwagę swoje otoczenie i ludzi, którzy są wokół, bo oni też potrafią pomóc lub wręcz przeciwnie – zaszkodzić.

Mijają właśnie trzy lata od mojej operacji bariatrycznej, którą miałam w Szczecinie. Do tej pory nie żałuję. Od tego czasu schudłam 64 kilogramy – to jak drugi człowiek, prawda? Zmniejszanie żołądka jest takim małym narzędziem do zmian prowadzącym ku lepszemu zdrowiu i wyglądowi. Pokazało mi, że warto walczyć dalej o swoje marzenia – w moim przypadku o to, by spełnić się w roli matki, gdy nie dawano mi szans na ponowną ciążę. Nie powiem, nie było łatwo. Ból, płacz, wrogie spojrzenia, komentarze, fałszywi przyjaciele, ale i radość, duma, rodzina, nowe twarze – to tylko część mojej układanki z życia, które udowodniło, że możemy wiele, gdy chcemy coś zmienić. Przede mną jeszcze dużo tego, co chciałabym zrobić, sama walka z otyłością nadal trwa. Kilogramy spadają, potem wracają, ale cały czas trzeba mieć się na baczności. Operacja bariatryczna to nie jest cudowne uzdrowienie organizmu przez utratę kilogramów, nie można sobie wmawiać, że waga osiągnięta jakiś czas po operacji zostanie już do końca życia. O nie, nie... tak to nie będzie. Można to popsuć – nie tylko przez poddanie się, czasami bywa w życiu tak, że jest potrzebna ponowna operacja. To nie jest żaden wstyd. Trzeba walczyć o zmianę do samego końca.

Nie ma co liczyć na to, że zmiana da wieczne efekty. Zawsze jest coś, co sprawi, że sytuacja się odwróci. Można pomyśleć, że skoro ma się rodzinę, dzieci, pracę, karierę, dom, osiągnęło się stabilizację w życiu. Jak mamy to zrozumieć? Ja, mając 32 lata, cały czas się nad tym zastanawiam. Nauczyłam się, że życie nie znosi nudy. Dzieci, dom, obowiązki, ta cała codzienność pokazuje nam wartość samego człowieczeństwa, a ja to odbieram jako swój samorozwój. Wszystko się cały czas zmienia – i ludzie też. Warto być po prostu sobą, bez względu na wszystkie perypetie życiowe.

Nie boję się zmian w moim życiu, cały czas ich doświadczam i lubię je. W ten sposób poniekąd poznaję siebie. Człowiek uczy się przez całe życie, prawda? Moja mama dopiero w wieku 40 lat nauczyła się obsługiwać telefon komórkowy, a napisanie SMS-a… cóż to było za wydarzenie! Nauka zajęła cały dzień, ale to nie ma znaczenia. Mogę tylko przyznać szczerze, iż wiedza nie poszła w las. Za to obsługa laptopa idzie trochę gorzej, bo do teraz myszkę trzyma w górze, nad podkładką, ale ćśśś, nie mówcie nikomu!

Tak patrząc na to z dystansu, zauważyłam, że zmiany dotyczą nie tylko mojej osoby, ale i ludzi, rodziny wokół mnie. Tu mam na myśli dzieci, męża, moich rodziców, przyjaciół. Tych ostatnich mogę wyliczyć na palcach u ręki, zostali tylko ci PRAWDZIWI.

Zacznę może od tego, bo to ciekawi Was pewnie najbardziej, co z moją wagą po sleeve (rękawowym zmniejszaniu żołądka). Waga leży pod kanapą, nie sprawdzam już tego obsesyjnie. Widzę po swoich ubraniach, jaki noszę rozmiar – obecnie 38. Najważniejsze dla mnie jest to, żeby nie wrócić do otyłości trzeciego stopnia. Przy chorobach, które miałam, staram się, by waga nie była znowu takim problemem. Mam na myśli notoryczne sprawdzanie centymetrów w biodrach, nogach czy pasie. Nie dam się też zwariować. Operacja bariatryczna pozwala, by ta waga zleciała, ale to jest sam początek, reszta zależy od nas i od naszego organizmu. Nie dla każdego jest ona „cudownym sposobem” na zrzucenie balastu w postaci dodatkowych kilogramów. Ja opisuję wyłącznie swój przypadek, który na pewno różni się od innych. Mam sporo znajomych, którzy po sleeve aż tak pięknie nie schudli. Załamują się i poddają albo walczą oraz kontynuują, decydując się na ponowną operacją np. Mini-Gastric Bypass. Daleka jestem od oceniania kogokolwiek, nie mam do tego prawa. Sama zastanawiam się, czy za jakiś czas nie będę musiała ratować się ponownym zabiegiem. Przede mną jeszcze sporo operacji, hormony kobiece mimo uspokojenia mogą dać mi we znaki w późniejszym wieku, np. po czterdziestce w okresie menopauzy, gdy kilogramy szaleją. Wszystko zależy od naszego organizmu i nas samych. Czasami po prostu trzeba nam ponownej zmiany, co nie jest złe. Nie mówię tu o zaliczeniu w życiu jak największej liczby operacji i pobytów w szpitalu, raczej myślę tu o zdrowym podejściu do kwestii reperacji stanu zdrowia – zarówno psychicznego, jak i fizycznego. Nie każdy to zrozumie.

Przez całą ciążę po CHLO (chirurgicznym leczeniu otyłości), podczas redukcji masy ciała, gdy najważniejszy jest pierwszy rok, zrzuciłam 61 kg. Ciąża i moje zdrowie były najważniejsze. Zależało mi na dwóch sprawach – nowym życiu, które rozwijało się pod moim sercem (kilka miesięcy po operacji zaszłam w ciążę), oraz na tym, by nie zaprzepaścić szansy na lepsze zdrowie po operacji bariatrycznej. Ciąża z Sandrą była takim szczytem wszystkich szczytów do zdobycia, wszystko oparte na lekach, częstych wizytach u lekarzy, komplikacjach i ZMIANACH, które rozwijały się i zachodziły przez kolejne miesiące. Co chwila jakaś wiadomość o zmianie leków, niejeden człowiek by się w tym wszystkim pogubił. Moja psychika i ciało wiele razy były wystawiane na próbę. Wiedziałam jednak, że cała ta gra jest warta wszystkiego.

Nadciśnienie, tachykardia, insulinooporność, cukrzyca, hiperinsulinizm, hiperprolaktynemia – wszystkie zaczęły mijać. Każde kolejne badania dawały inne wyniki, co sprawiało, że nie nadążałam tak naprawdę tego kodować. To był czas wielkich ZMIAN. Choroby, które męczyły mój organizm i głowę, zaczęły znikać. Pojawiały się natomiast zmniejszone dawki leków, które sprawiały, że powoli przestawałam ich potrzebować. Musiałam cały czas latać z ciśnieniomierzem i glukometrem. Konsultowałam to na bieżąco z moim lekarzem rodzinnym z Gryfina, z panią diabetolog Karoliną Kędzierską-Kapuzą, ponieważ moje cukry wracały na właściwe tory i nie potrzebowałam leków, insuliny. Przeciwnie wręcz – zaczęłam mieć objawy hipoglikemii. Kardiolog już nie musiał mi sprawdzać Holtera, Valzek 80 mg został zdjęty z mojej półki w szafce i schowany. Po cesarce 22 czerwca 2021 r., gdy na świat przyszła Sandra (pierwsze dziecko po CHLO), kobiece sprawy też się ustabilizowały. Miesiączka (jak nigdy!) pojawiała się regularnie co 28 dni, nie musiałam już prowadzić kalendarzyka, biegać do mojego ginekologa po luteinę, by wywołać okres. Mój kręgosłup też odetchnął, pozbawiony balastu. Nie odczuwałam już bólu kolan czy stawów. Zaczęło się coś odwrotnego, czego nie przeszłam nigdy, bo tam jeszcze nie byłam. Było to dla mnie nowością. Kolejną zmianą.

Po dwóch miesiącach od cesarki skóra moja zaczęła przypominać fartuszek, taki zwisający nieład po jakiejś katastrofie. Byłam dumna, ponieważ to oznaczało, że schudłam, wygrywałam swoja walkę z otyłością, choć nadal ją toczę, ale też wywołało to zadumę nad tym, do jakiego stanu doprowadziłam wcześniej swoje ciało. Nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo, ale gdzieś podświadomie widziałam w tym problem. Skóra zaczęła mi przeszkadzać w codziennym życiu – wisiała, ocierała się, pojawiały się zaczerwienienia, marszczenia. Zdawałam sobie sprawę, że mam słabe mięśnie brzucha i moja skóra nie będzie taka idealna. Miałam fartuszek pod brzuchem. Moje wcześniej bicepsy zamieniły się we fruwające „motylki”, to samo działo się z nogami, nie ocierały się jedna o drugą, tak jak się to działo przy 136 kilogramach, tylko uderzały o siebie, wydając taki wręcz chlapiący dźwięk.

Sandra (obecnie dwulatka) zaczęła rosnąć jak na drożdżach, chociaż nie mogłam jej karmić piersią z powodu moich guzów w piersiach, nad czym trochę ubolewam. Chciałam poczuć, jak to jest być matką karmiącą. Doceniam za to te wszystkie kobiety, które mają taką możliwość. Moja mała, ponad dwukilogramowa kruszyna po CHLO była nad wyraz spokojna. Nie miałam jakichś złych, nieprzespanych nocy. Gdy skończyła trzy miesiące, zaczęła się dopiero jazda bez trzymanki. Mówię tu o kolkach, taaak. To rodzice dobrze znają. Musiała więc nastąpić zmiana mleka. Nie reklamuję tutaj mlek modyfikowanych, nie jestem lekarzem pediatrą. Przetestowaliśmy z Sandrą różne rodzaje mleka i wygrało Bebiko Comfort na kolki i wzdęcia. Życie naszej rodziny się diametralnie zmieniło. Przeszło swoją rewolucję, nie tylko w postaci następnego członka rodziny. Musieliśmy się siebie nawzajem od nowa nauczyć i wprowadzić nowe zwyczaje. Małżeństwo potrzebowało więcej rozmów. Fakt, że Sandra była drugim dzieckiem, sprawił, iż trochę łatwiej nam było wdrożyć się w realia z noworodkiem. Julia jest naszą pierwszą córką, można by pomyśleć, że przy niej zaliczyliśmy wszystkie strachy i są one już dawno za nami. Jednak przez te 6 lat dużo się zmieniło w kwestii nowości dla dzieci. Tyle tego wszystkiego. Człowiek nie wie, za co ma się brać. Laktator, wyparzacz, maszynka do podgrzewania mleka – tego już nie kupowałam, choć kusiło oczęta, szczególnie gdy byłam w Pepco. Fizycznie było mi na pewno łatwiej z powodu utraty wagi, miałam więcej energii, a moje ruchy stały się szybsze, zauważyłam również różnicę w sile. Chciałam poświęcić czas i starszej córce, i młodszej. Dużym utrudnieniem był fakt, iż nie puściłam Julii tamtego roku do przedszkola z powodu ciąży z Sandrą oraz pandemii koronawirusa, która dopiero się rozkręcała. Wprowadziłam za to naukę córki sama. Zakupiłam materiały u mojej dobrej koleżanki, którą poznałam na Facebooku. Prowadziła księgarnię z nowymi i używanymi książkami. Zamawiałam u niej różne ćwiczenia do nauki cyferek czy literek. W ten sposób codziennie od poniedziałku do piątku miałyśmy z Julką godzinkę na naukę. Był to taki nasz dodatkowy wspólny czas, który, jak się później okazało, zaowocował. Julia zaczęła poznawać literki i powoli pisać. Byłam i jestem z niej bardzo dumna.

Połączenie roli matki dwóch córek to podwójna siła do działania. Oczywiście wiek też ma tu duże znaczenie. Julię urodziłam po dwudziestce, zmagając się z dużą liczbą chorób przewlekłych oraz otyłością, a Sandrę podczas walki o zmianę swojego życia i zdrowia. Obie moje córki są dla mnie najważniejsze na świecie. Nie ma dla mnie znaczenia, że jedna przyszła na świat przed CHLO, a druga po. Każda ciąża po prostu była inna. Potrzebowała swojego prowadzenia. Nazwałabym to indywidualnością.

Nie mogę przemilczeć faktu, że po Julce była strata bliźniaków (poroniłam), bo w sercu nadal jest ból i pustka, ale porównując ciąże dziewczynek, nie da się nie zauważyć, że przy Sandrze to była już inna bajka. Owszem, była ona wyjątkowa, bo to pierwsza ciąża po CHLO. Sandra miała lepszy start w „nowym” organizmie. Rozpoczęła drogę, gdy ja również byłam na początku swojej ścieżki, żegnając się z otyłością. W ciąży potrzebowałam już dodatkowych leków, zastrzyków i przede wszystkim specjalistów, z czym miałam problem. Dzięki Klinice na Pomorzanach w Szczecinie mogłam powierzyć swój drugi skarb świetnym lekarzom. Kiedy moja waga się zmniejszała i przez całą ciążę podczas redukcji schudłam 61 kg, przeistaczał się nie tylko mój świat, ale i tej małej istotki, którą nosiłam pod sercem. Bardzo się bałam, jak moja operacja bariatryczna wpłynie na rozwój maluszka. Próbowałam dowiedzieć się jak najwięcej o tym, czym różni się taka ciąża po CHLO od „normalnej”. Oprócz pilnowania witamin, posiłków, leków… praktycznie niczym, jednak tak szybko po operacji bariatrycznej nie powinno się zachodzić w ciążę. Wyobraźmy sobie taką sytuację – trzeci miesiąc ciąży, a tu nagle następuje rozszczelnienie blizny lub inne efekty niepożądane. Do ratowania są dwa życia, nie tylko moje własne. To było dla mnie najtrudniejsze – zmierzyć się z odpowiedzialnością.

W tym okresie życia wojowałam nie tylko z kilogramami i prowadzeniem ciąży, ale i z własnymi marzeniami. Wtedy też ukończyłam Szkołę Policealną w Szczecinie na kierunku rejestracji medycznej, a po porodzie ukończyłam kurs samoobrony dla kobiet w Szczecinie w Target Training. Zmiany też musieliśmy wprowadzić w zakresie organizacji domu. Jeśli ktoś teraz zastanawia się, czy była jakaś zmiana w małżeństwie… Hmm, pocieszę tutaj, że mąż ten sam. Obydwoje musieliśmy nauczyć się rozdzielenia uwagi na obie dziewczynki. Każda z córek potrzebowała swojego czasu.

Nigdy nie jest za późno, by coś zmienić i zacząć wszystko od początku. Trzeba po prostu próbować. Niezależnie od wieku każdy może wpłynąć jakoś na swoje dalsze życie poprzez zmianę pracy, szkoły, partnera (jeśli potrzeba), miejsca zamieszkania. Trzeba odważyć się na ten krok, a nie czekać z założonymi rękoma, licząc, że wszystko samo się ułoży po naszej myśli. Coraz częściej nasze babcie zamieniają się w ekstralaski i ja się wcale nie dziwię. Skoro świat idzie do przodu, to czemu kobiety po sześćdziesiątce nie mogą sobie pozwolić na rewolucję w życiu? Ode mnie mają wręcz pełen szacun.

Ja – przed (136,5 kg) i po operacji (76 kg) Szczególy mojej walki z otyłością opisałam w książce „Matka po sleeve – walka z otyłością”

Macierzyństwo po CHLO – rok później

Moja operacja bariatryczna miała duży wpływ na pełnienie roli matki, przede wszystkim pod względem zdrowotnym. Czułam się, jak to można powiedzieć, bardziej funkcjonalna kondycyjnie. Nie ograniczała mnie już niestabilność własnego ciała spowodowana wagą. Mogłam bawić się ze starszą córką Julią (obecnie ma 7 lat) oraz pokazywać świat młodszej, tej po CHLO – Sandrze (obecnie ma 2 lata). Nie sapałam jak lokomotywa, legginsy nie rolowały się, nie musiałam obciągać dołu bluzki, by zatuszować fałdy wylewające się poza jej brzeg, wręcz przeciwnie – w końcu mogłam sobie pozwolić na wygodę, ale i seksowność. To, że jestem matką, nie oznacza, że mam chodzić tylko w dresach. Jeśli chcę, mogę pokusić, a jeśli mam ochotę na moje gumowce, to je z gracją wkładam i czuję się przy tym świetnie. Sprawność fizyczna bardzo mi się poprawiła. Czułam, że mam więcej energii i mogę lepiej się spełniać w tak ważnej dla mnie roli. Przez tyle lat musiałam zawsze odpocząć przed i po zabawie z Julką, teraz to już całkiem inna bajka.

Oprócz fizyczności nadszedł następny etap usuwania z organizmu chorób, które krążyły wokół jak głodne sępy, by zniszczyć mnie od środka. Mam na myśli tutaj przede wszystkim nadciśnienie, jak wcześniej wspominałam, miałam bardzo duże skoki, czy tachykardię, oddech łapałam jak rybka wyjęta z wody, gdy chciałam wejść po schodach czy pod górkę na moja łąkę. Do tego insulinooporność, która z czasem przerodziła się w cukrzycę, i kobiece sprawy, tj. PCOS (zespół policystycznych jajników), i co za tym szło – brak miesiączki nawet przez pół roku, a owulacja była wielkim wydarzeniem dla organizmu, ponadto hiperinsulinizm, hiperprolaktynemia. Otyłość bardzo niszczy nie tylko nasz wygląd, ale też zżera od środka, nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak potrafi namieszać, choć wydaje się, że niby jest OK, a w środku szaleje istne tardando. Zmiana dawek leków ze względu na malejącą masę ciała oraz ostatecznie odstawienie wielu z nich spowodowało, że nie czułam się już jak więzień apteki. Po sleeve świadomość noszenia już innej skorupy pokazała mi z czasem, jak bardzo ograniczała mnie wcześniej choroba. Jak bardzo sama siebie skrzywdziłam, doprowadzając do takiego stanu. Owszem, przyczynił się też szereg innych okoliczności, tj. genetyka, choroby, jedzenie, ale nie mogę zwalać tego wszystkiego na „czynniki zewnętrzne”. Wina zawsze gdzieś jest po środku, nie ma jednego winowajcy, również w kwestii w otyłości. Operacja bariatryczna dała mi tylko kluczyk do odpowiedniej furtki, gdzie i co będę nim otwierać, przekonam się dalej. To nie jest tak, że się zoperowałam i wszystko będzie pięknie i ładnie, podane od razu na tacy. Zawsze coś wyjdzie w trakcie, ale wiem, że widząc swoje zmiany fizyczne, czując większą sprawność, nie pozwolę, by otyłość ponownie mną zawładnęła. Dbałość o zdrowie zapanowała nad moim ciałem i umysłem, ale nie nad moją duszą. Zawsze będę sobą. Będąc „grubaską” i teraz również „chlorką” (określenie od skrótowca CHLO – chirurgiczne leczenie otyłości), nie pozbędę się SIEBIE. Otyłość zmieniła moje poglądy na fizyczność, ale nie podejście do siebie i do innych, którzy tak jak ja zmagają się z tą chorobą.

Jeśli chodzi o komfort psychiczny, jak mam być szczera, osiągnęłam go do połowy. Zmiany w ciele nie mają skali porównawczej. Moim zdaniem to, co czuję podczas walki z otyłością, odbiło się w jakiś sposób na mojej roli matki. Mówię tu o sile, którą każdy z nas zdobywa poprzez wzloty i upadki, oraz mam tu na myśli chaos, który pojawia się w głowie po lub przed operacją bariatryczną. Każda ingerencja w nasze ciało ma jakieś powikłania. Wcześniej czy później odbije się to na naszym zdrowiu.