Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
22 osoby interesują się tą książką
Aby nasz mózg mógł sprawnie pracować, musimy rozwinąć umiejętność postrzegania celów, które zamierzamy osiągnąć. Maxwell Maltz nazywa tę technikę „psychocybernetyką” i omawia ją w swojej słynnej książce pod tym samym tytułem. Gdy umysł ma ściśle sformułowany cel, może się na nim koncentrować i do niego zmierzać, może zmieniać przedmiot koncentracji i kierunek, aż osiągnie to, co zaplanował.
Tony Robbins Nasza moc bez granic, 2015
PRZEŁOMOWY, INSPIRUJĄCY BESTSELLER, KTÓRY POPRAWIŁ JAKOŚĆ ŻYCIA PONAD 30 MILIONÓW CZYTELNIKÓW
Psychocybernetyka to klasyk literatury motywacyjnej. Skorzystaj z potęgi swojego umysłu, aby:
• ulepszyć obraz samego siebie,
• nauczyć się czerpać moc z dobrych momentów ze swojej przeszłości,
• wyznaczać i osiągać wartościowe cele,
• rozwijać współczucie, szacunek dla samego siebie i wielkoduszność,
• doskonalić siłę racjonalnego myślenia,
• odkryć klucz do szczęśliwszego, bardziej udanego życia.
W swobodnym przekładzie z greckiego cybernetyka oznacza „sternika, który kieruje statek do portu”. Współcześnie to nauka o tym, w jaki sposób ludzie, zwierzęta i maszyny kontrolują i przekazują informacje. Psychocybernetyka, termin ukuty przez Maxwella Maltza, oznacza „nakierowywanie umysłu na efektywny, użyteczny cel, aby można było osiągnąć najwspanialszy port na świecie – spokój umysłu”.
Dr Maltz był pierwszym badaczem i autorem, który wyjaśnił, w jaki sposób obraz samego siebie (to on ten termin spopularyzował) ma całkowitą kontrolę nad zdolnością danej osoby do osiągnięcia dowolnego celu. Opracowane przez niego metody i techniki – wizualizację, ćwiczenia w wyobraźni, relaksację – każdy może wykorzystać do kształtowania i poprawy obrazu samego siebie. Od ponad pół wieku wspomagają one i inspirują niezliczonych guru motywacji, psychologów sportowych, praktyków samodoskonalenia i kolejne pokolenia czytelników książek Maltza, zwłaszcza Psychocybernetyki.
Zasady i techniki psychocybernetyki są ponadczasowe; opierają się na solidnych podstawach naukowych i stanowią przepis na myślenie i działanie, które prowadzi do wymiernych rezultatów.
W tej edycji Psychocybernetyki pierwotny tekst książki został opatrzony współczesnym wprowadzeniem i posłowiem Matta Fureya oraz dodatkowo objaśniony jego komentarzami, aby uczynić przesłanie doktora Maltza jeszcze bardziej użytecznym dla obecnych czytelników.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 383
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 11 godz. 6 min
Lektor: Tomasz Kućma
PRZEDMOWA
MATT FUREY
Jak psychocybernetyka zmieniła moje życie – i może zmienić też twoje
Są dwa rodzaje poradników psychologicznych: te, które czytasz i mówisz: „Świetna książka”, oraz te, które przeżywasz tak głęboko, że twoje życie zmienia się pozytywnie na zawsze. Gdy naprawdę przeżyjesz wspaniały poradnik, to potrafisz dokładnie powiedzieć, kiedy się na niego „przypadkiem” natknąłeś – albo kto ci go polecił. Możesz też wyraźnie określić różnicę między sobą przed przeczytaniem tej książki a tym, kim jesteś teraz.
Tak się właśnie stanie, gdy przeczytasz Psychocybernetykę doktora Maxwella Maltza, klasyczną pozycję wśród poradników psychologicznych.
Od pierwszego wydania w 1960 roku sprzedało się ponad 35 milionów egzemplarzy tej książki na całym świecie. Dzięki niej czytelnicy z najróżniejszych środowisk społecznych i zawodowych zaczęli odnosić większe sukcesy niż kiedykolwiek wcześniej. Zmieniła się też sama branża rozwoju osobistego. Dzisiaj praktycznie wszystko, co się pisze i mówi o wizualizacjach i obrazach mentalnych, znajduje się pod bezpośrednim wpływem pracy doktora Maltza i jest głęboko zakorzenione w zasadach psychocybernetyki.
Moje zaznajomienie się z psychocybernetyką
W lutym 1987 roku, wkrótce po ukończeniu college’u i przeprowadzce do Kalifornii, postanowiłem założyć własną firmę jako osobisty trener fitnessu. Ponieważ zdobyłem wcześniej tytuł uniwersyteckiego mistrza kraju w zapasach i byłem trenowany przez mistrzów olimpijskich Dana Gable’a i Bruce’a Baumgartnera, uznałem, że mam coś wartościowego do przekazania młodym sportowcom oraz wszystkim, którzy chcieliby być sprawniejsi fizycznie.
Jednak już w chwili podejmowania tej działalności czułem, że coś mnie powstrzymuje. Wewnętrzny głos mówił mi, że nie jestem wystarczająco dobry, że mi się nie uda.
Szczerze mówiąc, po pierwsze nie miałem doświadczenia biznesowego. Po drugie miałem bardzo mało pieniędzy. I po trzecie – w głębi duszy czułem się nieudacznikiem, zanim jeszcze zacząłem.
Wyobraź sobie. Chciałem odnieść sukces, ale czułem się nieudacznikiem.
Dlaczego czułem się nieudacznikiem?
Kiedy zastanawiam się nad tym pytaniem, to przypominam sobie, że w szkole średniej moim celem było uprawianie zapasów pod okiem Dana Gable’a na Uniwersytecie Iowa. Zrealizowałem ten cel – ale nie byłem najlepszy w mojej kategorii wagowej. Zawsze byłem numerem dwa. Występowałem w wielu turniejach i dwumeczach uniwersyteckich, wygrywałem większość walk – ale nie byłem liderem. Zatem po drugim roku przeniosłem się na Uniwersytet Edinboro w Pensylwanii, gdzie miałem wejść do pierwszej drużyny.
W czasie mojego juniorskiego roku w Edinboro ustanowiłem rekord zwycięstw w jednym sezonie (39) oraz zdobyłem tytuł mistrza krajowego w drugiej lidze federacji NCAA (Krajowe Stowarzyszenie Sportów Akademickich). Z tytułem mistrza drugiej ligi znalazłem się na siódmej pozycji w ogólnokrajowym rankingu i zakwalifikowałem się do turnieju w pierwszej lidze. Moim celem było nie tylko zwycięstwo w turnieju, który już wygrałem, ale też w turnieju pierwszoligowym.
No cóż, nie udało mi się tego dokonać. Dużo mi zabrakło. Byłem po tym zdruzgotany – ale też w pełni zdeterminowany, żeby powrócić jako senior i zatrzeć swój słaby występ.
W czasie mojego seniorskiego roku, mimo że miałem znacznie większe umiejętności niż wcześniej, znowu mi się nie powiodło. Zająłem piąte miejsce w turnieju drugoligowym i nie zakwalifikowałem się do zawodów w pierwszej lidze.
Teraz mogę podać wiele powodów mojego niepowodzenia, ale wtedy nie potrafiłem ich określić. Podejrzewam, że z tych samych powodów niepokoiłem się o przyszłość, gdy rozpoczynałem działalność mojej firmy.
Zrządzeniem losu na początku maja 1987 roku, kiedy prawie wypadłem z interesu na skutek braku klientów, dwanaście sesji wykupił u mnie Jack, 57-letni, dobrze prosperujący przedsiębiorca. Zawsze, gdy przychodził na trening, przeglądał książki, które miałem w gabinecie, co prowadziło do ożywionych dyskusji na temat tego, co właśnie czytamy.
Podczas piątej sesji, w przerwie między ćwiczeniami, Jack zadał mi pytanie, które odmieniło moje życie: „Matt, czy czytałeś kiedyś Psychocybernetykę?”.
„Nie”, odparłem. „Jest dobra?”.
„Ha, to coś jak Biblia wśród poradników. Naprawdę musisz ją przeczytać”.
Przez następne dziesięć minut Jack opowiadał mi o związku między sukcesem a „obrazem siebie”. Powiedział, że doktor Maltz był chirurgiem plastycznym, który odkrył, że człowiek nie może wznieść się ponad to, jak sam siebie postrzega. „Nasza przyszłość” – powiedział Jack – „zależy od mentalnego schematu w podświadomym umyśle, który dyktuje nam, gdzie jest nasze miejsce. Jeśli chcesz mieć więcej klientów i zarabiać więcej pieniędzy, to musisz rozszerzyć swój obraz siebie. Próby osiągnięcia celu bez rozszerzenia obrazu siebie nie prowadzą do trwałych pozytywnych zmian”.
Po sesji z Jackiem wsiadłem do samochodu i pojechałem do najbliższej księgarni Capitola Book Café. Ściągnąłem z półki egzemplarz Psychocybernetyki i wróciłem do siebie, aby zabrać się do lektury. We Wstępie, który w oryginalnej wersji włączony jest też do obecnego wydania, doktor Maltz napisał: „Książka ta została zaprojektowana nie tylko do czytania, ale też do doświadczania. Czytając książkę, możesz zdobyć informacje. Ale żeby jej «doświadczyć», musisz twórczo reagować na informacje”. Dalej doktor Maltz radzi czytelnikom, żeby praktykowali techniki w niej opisane i wstrzymali się z oceną ich skuteczności przez co najmniej 21 dni – czyli przez czas, który, jak teraz potwierdzają badania, potrzebny jest do wywołania zmian. Zaleca czytelnikom, aby nie analizowali nadmiernie tych technik i nie próbowali intelektualnie dociekać, czy zadziałają. „Można udowodnić sobie ich skuteczność, [tylko] praktykując je i samemu oceniając wyniki”.
Okej, tak właśnie zrobiłem. I wkrótce zacząłem rozumieć, dlaczego czułem się nieudacznikiem i jak ten słaby „obraz samego siebie” w istocie hamuje mnie w moim biznesie.
Krótko mówiąc, czułem się nieudacznikiem, ponieważ wciąż na nowo przeżywałem moje rozczarowania, niepowodzenia i porażki. Każdego dnia, gdy czułem się źle ze sobą, było tak, jakbym zanurzał twarz w mulistym nawozie złych wspomnień, zamiast spryskiwać ją krystalicznie czystą wodą wspomnień o tym, co zrobiłem dobrze.
Oto wycinek tego, co sobie mówiłem: Tak, zrealizowałem swój cel, jakim było uprawianie zapasów na Uniwersytecie Iowa pod kierunkiem Dana Gable’a, ale nie byłem w pierwszej drużynie. Byłem numerem dwa. Tak, byłem w pierwszej drużynie na Uniwersytecie Edinboro i zdobyłem tytuł mistrza kraju, ale nie zostałem mistrzem w pierwszej lidze ani nie zdobyłem tego tytułu w drugiej lidze jako senior. Tak, ustanowiłem rekord zwycięstw w jednym sezonie, ale nie wygrałem wszystkich pojedynków.
Mimo że osiągnąłem coś, czego prawie nikt, kto zaczyna uprawiać jakiś sport, nigdy nie osiągnie, uważałem się za nieudacznika, ponieważ nie wygrałem wszystkiego. Co więcej nie zdawałem sobie sprawy, że wyznaczenie sobie celów i myślenie pozytywne nie wystarczy. Nikt mi nigdy nie powiedział o obrazie samego siebie. Mimo że uczyłem się autohipnozy, która, jak sądziłem, pomoże mi przygotować się psychicznie, nikt nigdy mnie nie uczył powracać do przeszłości i przeżywać na nowo najlepsze wspomnienia. Nikt mnie nie uczył wyobrażać sobie, czego chcę, a co dopiero czuć, że mogę to mieć (i że faktycznie to mam).
Miałem w sobie uczucie porażki, które wnosiłem do mojego biznesu i do wszystkich moich działań. Powtarzam: wyznaczałem sobie cele. Naprawdę chciałem odnieść sukces. Jednocześnie wątpiłem, czy jestem dostatecznie dobry, aby trenować ludzi. Bo kimże w końcu byłem? Nie byłem mistrzem świata ani mistrzem olimpijskim. Byłem „tylko” jednokrotnym mistrzem kraju.
Pochłaniając Psychocybernetykę, odkryłem i przeżyłem to, co powinienem robić na co dzień. To było coś, czego nigdy wcześniej nie robiłem. Miałem wejść do Teatru Umysłu, jak to przy innej okazji nazwał doktor Maltz. Zamykałem oczy, a potem przypominałem sobie i przeżywałem na nowo swoje najlepsze momenty – jakbym oglądał mentalny film. Moje zwycięstwa. Moje sukcesy. Moje najszczęśliwsze chwile.
Po ponownym przeżyciu i doświadczeniu siebie w swoich najlepszych momentach, byłem w stanie przestawić przełącznik i użyć wyobraźni w ten sam sposób, w jaki używałem swojej pamięci. Mogłem sobie wyobrazić, że osiągam jakiś cel w przyszłości, ale przeżyć to niemal tak, jakby to działo się teraz, jakby to było wspomnienie innego, już osiągniętego celu.
Kiedy opanowałem tę technikę, wszystko zaczęło się zmieniać w moim życiu.
Natychmiast – tak, dosłownie natychmiast – czułem się dobrze. Czułem się szczęśliwy. Czułem się człowiekiem sukcesu. Czułem się zwycięzcą.
To było dziwne doznanie. Intelektualnie nie miało sensu. Jak mógłbym teraz być szczęśliwy? Dlaczego miałbym teraz mieć poczucie sukcesu? Jak mógłbym teraz czuć się zwycięzcą? Czyż nie musiałem najpierw osiągnąć tych celów, aby czuć się dobrze, aby być szczęśliwym? A co z wszystkimi porażkami? Czy miały zostać po prostu zapomniane? Czyż nie powinienem wiecznie czuć się źle z tego powodu, że nie osiągnąłem wszystkiego, co zamierzyłem?
Na tym właśnie polega to, że Psychocybernetyki nie da się zrozumieć poprzez bierne czytanie. Nie da się jej zrozumieć poprzez analizy, dyskusje i intelektualizowanie. Musisz jej doświadczyć, aby poznać prawdę. Samo czytanie słów nie pozwoli ci doświadczyć prawdy.
Wiele osiągnąłem od tamtego wspaniałego dnia w maju 1987 roku. Lista tych osiągnięć, dokonań i zwycięstw jest dość długa. W krótkim czasie zbudowałem dobrze prosperującą firmę oferującą trening personalny. Następnie w 1997 roku, w wieku 34 lat, wygrałem w Pekinie mistrzostwa świata w kung-fu, pokonując Chińczyków w ich własnej sztuce walki, czego wcześniej nie dokonał żaden Amerykanin. Od tamtej pory napisałem wiele książek i stworzyłem programy treningu fitness i sztuk walki, które znalazły odbiorców na całym świecie.
W 2003 roku mój przyjaciel Dan Kennedy, który kierował wówczas Fundacją Psychocybernetyki, poprosił mnie, abym zajął się stroną internetową Fundacji. Dwa lata później kupiłem tę firmę i od tego czasu prowadzę seminaria na temat psychocybernetyki, a także grupowe i indywidualne szkolenia w zakresie jej technik i zasad. Ludzie, z którymi pracowałem, a jest ich bardzo wielu, mogą zaświadczyć, że osiągnęli sukces, który wcześniej wydawał im się niemożliwy. Przedsiębiorcy, lekarze, handlowcy, sportowcy, prawnicy, trenerzy, nauczyciele, muzycy, pisarze, ludzie z najróżniejszych środowisk wykorzystali wiedzę tak przekonująco przekazaną nam przez doktora Maltza. Oni i miliony innych osób, które przez lata zostały wprowadzone w zasady psychocybernetyki, nauczyli się sprawiać, że ich życie jest wspaniałe teraz – i będzie lepsze w przyszłości.
Czytając tę książkę, poznasz wiele sekretów i zrozumiesz też to: możesz być szczęśliwy teraz i każdego dnia, gdy dążysz do osiągnięcia celów. Kiedy odkryjesz szczęście w drodze – zamiast oczekiwać, że możesz być szczęśliwy tylko po osiągnięciu celu – będzie to oznaczało, że już spełniłeś obietnicę psychocybernetyki.
Dr Wayne W. Dyer w książce I Can See Clearly Now (Teraz widzę jasno), pisze o wpływie psychocybernetyki na swoją karierę i łatwo zrozumieć, dlaczego tak lubi powtarzać: „Nie ma drogi do szczęścia. Szczęście jest drogą”.
W obecnym wydaniu Psychocybernetyki słowa doktora Maxwella Maltza zostały niemal w całości zachowane w pierwotnej formie, aby żywość jego przekazu mogła oświecić cię jak słońce. Niewielkie zmiany mają uczynić tekst bardziej przystępnym dla współczesnego czytelnika.
Mój wkład do tego wydania ogranicza się do Przedmowy, Posłowia oraz krótkich komentarzy (wkomponowanych w tekst główny w ramkach), które powinny ci pomóc lepiej zrozumieć proces poprawy obrazu samego siebie.
Będę wdzięczny za wszelkie listy z pytaniami i uwagami dotyczącymi tej książki oraz pracy doktora Maltza. Listy można przesłać przez stronę internetową: psycho-cybernetics.com, gdzie można też uzyskać informacje na temat szkoleń, seminariów, certyfikatów oraz dalszych możliwości rozpowszechniania tego przesłania na całym świecie.
Matt Furey
Prezes Fundacji Psychocybernetyki
WSTĘP
Jak korzystać z tej książki, aby zmienić swoje życie
Odkrycie „obrazu samego siebie” stanowi przełom w psychologii i w dziedzinie twórczej osobowości. Znaczenie obrazu samego siebie jest znane od wczesnych lat 50. XX wieku, jednak niewiele o nim pisano przed ukazaniem się Psychocybernetyki. Co ciekawe, działo się tak nie dlatego, że „psychologia obrazu siebie” nie działa, ale dlatego że działa tak zdumiewająco dobrze. Jak to ujął jeden z moich kolegów: „niechętnie publikuję moje ustalenia, zwłaszcza w tekstach dla laików, bo gdybym przedstawił niektóre historie przypadków i opisał te zdumiewające i spektakularne poprawy w osobowości, to zarzucono by mi, że przesadzam albo próbuję założyć sektę, albo jedno i drugie”.
Ja również miałem podobne opory. Każda książka, jaką mógłbym o tym napisać, z pewnością zostałaby uznana przez niektórych moich kolegów za nieco nieortodoksyjną z kilku powodów. Po pierwsze to dość nietypowe, by chirurg plastyczny pisał o psychologii. Po drugie w niektórych kręgach zapewne za jeszcze bardziej nieortodoksyjne uznano by wyjście poza ciasny dogmat – „zamknięty system psychologii naukowej” – i szukanie odpowiedzi dotyczących ludzkiego zachowania w takich dziedzinach jak fizyka, anatomia oraz nowa nauka: cybernetyka.
Moim zdaniem każdy dobry chirurg plastyczny jest i musi być psychologiem, czy tego chce, czy nie chce. Kiedy zmieniasz twarz człowieka, to prawie zawsze zmieniasz też jego przyszłość. Jeśli zmieniasz czyjś wygląd fizyczny, to prawie zawsze zmieniasz też samego człowieka – jego osobowość, zachowanie – a czasem nawet jego podstawowe talenty i zdolności.
Piękno leży głębiej
Chirurg plastyczny nie zmienia tylko twarzy człowieka. Zmienia też jego wewnętrzne ja. Chirurgiczne ingerencje sięgają daleko pod skórę. Często wchodzą głęboko w psychikę. Już dawno temu uznałem, że to wielka odpowiedzialność i powinienem dowiedzieć się czegoś więcej o tym, co robię. Żaden odpowiedzialny lekarz nie próbowałby wykonać operacji plastycznej bez specjalistycznej wiedzy i odpowiedniego przeszkolenia. I podobnie uważam, że jeśli zmiana twarzy człowieka prowadzi również do zmiany jego wnętrza, to moim obowiązkiem jest zdobyć specjalistyczną wiedzę również w tej dziedzinie.
Niepowodzenia, które doprowadziły do sukcesu
W poprzedniej mojej książce, napisanej ponad 20 lat temu (New Faces – New Futures, 1936), przedstawiłem zbiór przypadków, w których zabiegi chirurgii plastycznej, a zwłaszcza operacje plastyczne twarzy, otworzyły wielu ludziom drzwi do nowego życia. Pisałem tam o zdumiewających zmianach osobowości człowieka, które często zachodzą zupełnie nagle i spektakularnie, gdy dokona się zmian w jego twarzy. Byłem niezmiernie uradowany moimi sukcesami w tym zakresie. Ale podobnie jak Sir Humphry Davy, nauczyłem się więcej z moich porażek niż z sukcesów.
Niektórzy pacjenci po operacji plastycznej twarzy nie wykazywali żadnych zmian w osobowości. W większości przypadków osoba, która miała uderzająco brzydką twarz albo jakiś „dziwaczny” defekt, po chirurgicznej korekcie doświadczała niemal natychmiastowego (zwykle w ciągu 21 dni) wzrostu samooceny i pewności siebie. Jednak w niektórych przypadkach pacjenci nadal mieli poczucie niższości, czuli się gorsi. Krótko mówiąc, ci „nieudacznicy” nadal się czuli i zachowywali dokładnie tak, jakby nadal mieli brzydką twarz.
To mi uświadomiło, że sama rekonstrukcja wyglądu fizycznego nie jest „prawdziwym” kluczem do zmian w osobowości. Było coś innego, na co zwykle wpływa chirurgia twarzy, ale nie zawsze. Kiedy to „coś innego” ulega rekonstrukcji, zmienia się cały człowiek. Kiedy to „coś innego” nie zostaje zrekonstruowane, człowiek pozostaje taki sam, choć jego cechy fizyczne mogły zostać całkowicie odmienione.
Twarz osobowości
Było tak, jakby sama osobowość miała „twarz”. Ta nie fizyczna „twarz osobowości” wydawała się prawdziwym kluczem do zmiany osobowości. Jeśli pozostawała oszpecona, zniekształcona, „brzydka” czy w jakiś sposób gorsza, to człowiek w swoim zachowaniu nadal odgrywał tę rolę, bez względu na zmiany w fizycznym wyglądzie. Jeśli tę „twarz osobowości” udało się zrekonstruować, jeśli można było usunąć stare blizny emocjonalne, to zmieniał się sam człowiek, nawet bez chirurgii twarzy. Odkąd zacząłem zgłębiać tę dziedzinę, odkrywałem coraz więcej zjawisk, które potwierdzały, że „obraz samego siebie”, mentalny i duchowy wizerunek lub „portret” samego siebie, jest prawdziwym kluczem do osobowości i zachowania. Więcej o tym w pierwszym rozdziale.
Prawda jest tam, gdzie ją znajdziesz
Zawsze uważałem, że należy iść wszędzie tam, gdzie to konieczne, aby znaleźć prawdę, nawet jeśli trzeba przekroczyć międzynarodowe granice. Kiedy wiele lat temu postanowiłem zostać chirurgiem plastycznym, niemieccy lekarze byli w tej dziedzinie daleko przed resztą świata. Pojechałem zatem do Niemiec.
W moich poszukiwaniach „obrazu samego siebie” również musiałem przekraczać granice, ale niewidoczne. Chociaż w psychologii uznawano istnienie obrazu siebie i jego roli w ludzkim zachowaniu, to odpowiedź psychologii na pytanie, w jaki sposób obraz samego siebie wywiera wpływ, jak tworzy nową osobowość, co się dzieje w układzie nerwowym, kiedy zmienia się obraz samego siebie, brzmiała: „jakoś”.
Większość odpowiedzi znalazłem w nowej nauce – cybernetyce – która przywróciła teleologię jako szanowaną koncepcję naukową. To dość dziwne, że cybernetyka wyrosła z prac fizyków i matematyków, a nie psychologów, zwłaszcza że zajmuje się teleologią – dążeniem do celu, nakierowanymi na cel działaniami systemów mechanicznych. Cybernetyka wyjaśnia „co się dzieje” i „co jest konieczne” w celowym zachowaniu maszyn. Psychologia, z całą jej osławioną wiedzą o ludzkiej psychice, nie potrafiła zadowalająco wyjaśnić prostych sytuacji celowego działania, np. jak to możliwe, że człowiek jest w stanie podnieść ołówek z biurka. Ale fizyk miał wyjaśnienie. Zwolennicy wielu teorii psychologicznych przypominali trochę ludzi, którzy spekulują, co jest w kosmosie i na innych planetach, ale nie potrafią powiedzieć, co znajduje się na ich własnym podwórku.
Cybernetyka umożliwiła ważny przełom w psychologii. Sam nie przypisuję sobie żadnej zasługi w tym względzie poza tym, że go dostrzegłem.
Fakt, że ten przełom nastąpił dzięki pracy fizyków i matematyków, nie powinien nas dziwić. Każdy przełom w nauce zazwyczaj pochodzi spoza systemu. „Eksperci” są najlepiej zaznajomieni z wiedzą wypracowaną w ramach wyznaczonych granic danej nauki. Każda nowa wiedza musi zwykle pochodzić z zewnątrz – nie od „ekspertów”, ale od kogoś z całkowicie świeżym spojrzeniem.
Pasteur nie był lekarzem. Bracia Wright nie byli inżynierami aeronautyki, tylko mechanikami od rowerów. Einstein, ściśle rzecz biorąc, nie był fizykiem, lecz matematykiem. A jednak jego odkrycia matematyczne wywróciły do góry nogami wszystkie ulubione teorie fizyków. Skłodowska-Curie nie była lekarzem, lecz fizykiem, a mimo to wniosła istotny wkład do nauk medycznych.
Jak możesz wykorzystać tę nową wiedzę
W tej książce staram się nie tylko przekazać ci tę nową wiedzę z dziedziny cybernetyki, ale również pokazać, jak możesz ją wykorzystać w swoim życiu, aby osiągać cele, które są dla ciebie ważne.
Zasady ogólne
Obraz samego siebie jest kluczem do ludzkiej osobowości i ludzkiego zachowania. Jeśli zmieni się obraz samego siebie, to zmieni się też osobowość i zachowanie.
Ale to nie wszystko: obraz samego siebie wyznacza granice indywidualnych osiągnięć. Określa, co możesz, a czego nie możesz zrobić. Poszerzając obraz samego siebie, poszerzasz „obszar tego, co możliwe”. Rozwój adekwatnego, realistycznego obrazu siebie sprawia, że człowiek zdaje się mieć nowe zdolności i talenty – dosłownie zmienia porażkę w sukces.
Psychologia obrazu samego siebie nie tylko udowodniła swoje zalety, ale wyjaśnia też wiele zjawisk, które od dawna były znane, ale w przeszłości nie były właściwie rozumiane. Na przykład mamy dzisiaj niepodważalne dowody kliniczne w psychologii indywidualnej, medycynie psychosomatycznej i psychologii pracy, że istnieją typy osobowości, które „predysponują do sukcesu”, oraz takie, które „predysponują do porażki”; takie, które „sprzyjają szczęściu”, oraz takie, które „prowadzą do nieszczęścia”; takie, które „służą zdrowiu”, oraz takie, które „wpędzają w chorobę”. Psychologia obrazu samego siebie rzuca światło na takie dane oraz na wiele innych obserwowalnych faktów życia. Rzuca nowe światło na „moc pozytywnego myślenia”, a co ważniejsze, wyjaśnia, dlaczego ono „działa” w przypadku jednych osób, a nie „działa” w przypadku innych. („Myślenie pozytywne” faktycznie „działa”, gdy jest spójne z obrazem siebie danej osoby. A dosłownie nie może „działać”, kiedy jest niespójne z obrazem samego siebie – dopóki ten obraz nie zostanie zmieniony).
Aby zrozumieć psychologię obrazu samego siebie i wykorzystać ją we własnym życiu, musisz poznać mechanizm, który ten obraz wykorzystuje do osiągnięcia swojego celu. Jest wiele dowodów naukowych na to, że ludzki mózg i układ nerwowy działają celowo, zgodnie ze znanymi zasadami cybernetyki, aby osiągnąć cele jednostki. Jeśli chodzi o funkcję, to mózg i układ nerwowy stanowią wspaniały i skomplikowany „mechanizm dążący do celu”, swego rodzaju wbudowany automatyczny system sterowania, który działa dla ciebie jako „mechanizm sukcesu”, albo przeciwko tobie jako „mechanizm porażki”, w zależności od tego, jak „TY”, jako operator, będziesz się nim posługiwał i jakie cele mu wyznaczysz.
Na ironię zakrawa fakt, że cybernetyka, która powstała jako nauka o maszynach i zasadach działań maszyn, przyczynia się w dużej mierze do przywrócenia godności człowieka jako niepowtarzalnej, twórczej istoty. Psychologia, która powstała jako nauka o ludzkiej psychice czy duszy, niemal się zakończyła, pozbawiając człowieka duszy. Behawioryści, którzy nie rozumieli ani człowieka, ani jego maszyny – i w konsekwencji mylili jedno z drugim – mówili nam, że myśl jest jedynie ruchem elektronów, a świadomość tylko działaniem chemicznym. „Wola” i „cel” to tylko mity. Cybernetyka, która zaczęła się od badania maszyn, nie popełnia takiego błędu. Nie mówi nam, że człowiek jest maszyną, ale że człowiek ma i wykorzystuje maszynę. Co więcej, mówi nam, jak ta maszyna działa i jak można ją wykorzystać.
Sekretem jest doświadczanie
Obraz samego siebie zmienia się, na lepsze lub gorsze, nie dzięki samemu intelektowi czy dzięki wiedzy intelektualnej, lecz dzięki „doświadczaniu”. Świadomie albo nieświadomie ukształtowałeś swój obraz samego siebie poprzez twórcze doświadczanie w przeszłości. Możesz go zmienić w ten sam sposób.
To nie dziecko, które uczy się o miłości, lecz dziecko, które doświadczyło miłości, wyrasta na zdrowego, szczęśliwego, dobrze przystosowanego człowieka. Nasz obecny stan pewności siebie i opanowania jest efektem tego, czego doświadczyliśmy, a nie tego, czego nauczyliśmy się intelektualnie.
Psychologia obrazu samego siebie wypełnia też lukę – i rozwiązuje widoczne konflikty – między różnymi metodami terapeutycznymi, jakie się dzisiaj stosuje. Stanowi wspólny mianownik dla bezpośredniej lub pośredniej pomocy psychologicznej, psychologii klinicznej, psychoanalizy, a nawet autosugestii. Wszystkie te dziedziny w ten czy inny sposób wykorzystują twórcze doświadczanie do budowy lepszego obrazu samego siebie. Niezależnie od teorii, to właśnie w istocie się dzieje, na przykład w „sytuacji terapeutycznej” kreowanej w szkole psychoanalitycznej. Analityk nigdy nie krytykuje, nie wyraża dezaprobaty, nie moralizuje, nigdy nie jest zaszokowany, gdy pacjent wylewa swoje lęki, ujawnia swoje uczucie zawstydzenia, swoje poczucie winy i swoje „złe myśli”. Pacjent, być może po raz pierwszy w życiu, doświadcza akceptacji jako człowiek; „czuje”, że jego ja ma wartość i godność; zaczyna akceptować siebie i pojmować swoje ja w nowy sposób.
Nauka odkrywa „syntetyczne” doświadczanie
Kolejne odkrycie, tym razem w dziedzinie psychologii eksperymentalnej i klinicznej, pozwala nam wykorzystać „doświadczanie” jako bezpośrednią i kontrolowaną metodę zmiany obrazu samego siebie. Rzeczywiste doświadczenia mogą być surowym i bezwzględnym nauczycielem. Wrzuć człowieka do wody, a to doświadczenie może nauczyć go pływać. To samo doświadczenie może jednak sprawić, że ktoś inny utonie. Wojsko „zrobi mężczyznę” z wielu młodych chłopców. Ale bez wątpienia u wielu może wywołać nerwicę. Od wieków wiadomo, że „sukces rodzi sukces”. Uczymy się skutecznie działać, doświadczając sukcesu. Wspomnienia o wcześniejszych sukcesach działają jak wbudowany „magazyn informacji”, który daje nam pewność siebie, gdy mierzymy się z obecnymi zadaniami. Ale jak człowiek może czerpać ze wspomnień o wcześniejszych sukcesach, jeśli doświadczył tylko niepowodzeń? Jego trudne położenie przypomina sytuację młodzieńca, który nie może znaleźć pracy, bo nie ma doświadczenia, a nie może zdobyć doświadczenia, bo nie ma pracy.
Ten problem został rozwiązany dzięki innemu ważnemu odkryciu, które pozwala nam, praktycznie rzecz biorąc, syntetyzować doświadczanie, dosłownie tworzyć je i kontrolować w laboratorium naszego umysłu. Zarówno psychologia eksperymentalna, jak i kliniczna dowiodły ponad wszelką wątpliwość, że ludzki układ nerwowy nie jest w stanie odróżnić faktycznego doświadczania od doświadczania, które jest żywo i szczegółowo wyobrażone.
Chociaż może się wydawać, że to przesadne stwierdzenie, w tej książce przeanalizujemy eksperymenty laboratoryjne, w których takie „syntetyczne” doświadczanie wykorzystywano bardzo praktycznie do poprawy umiejętności rzucania lotkami czy trafiania do kosza w koszykówce. Zobaczymy, jak działa ono w życiu osób, które wykorzystywały je, aby poprawić swoje umiejętności publicznego przemawiania, pokonać lęk przed dentystą, rozwinąć opanowanie w sytuacjach społecznych, zbudować pewność siebie, sprzedać więcej towarów, stać się lepszym szachistą – i praktycznie w każdej innej sytuacji, w której „doświadczanie” przynosi sukces. Przyjrzymy się zdumiewającemu eksperymentowi, w którym dwóch wybitnych psychologów tak zaaranżowało sytuację, by osoby cierpiące na nerwicę mogły doświadczać „normalnie” – i dzięki temu je wyleczyli!
Być może najważniejsze jest to, że dowiemy się, jak chronicznie nieszczęśliwi ludzie nauczyli się cieszyć życiem poprzez „doświadczanie” szczęścia!
Sekret wykorzystania tej książki do zmiany swojego życia
Książka ta została zaprojektowana nie tylko do czytania, ale też do doświadczania.
Czytając książkę, możesz zdobywać informacje. Ale żeby jej „doświadczyć”, musisz twórczo reagować na informacje. Nabywanie informacji jest bierne. Doświadczanie jest aktywne. Kiedy „doświadczasz”, coś się dzieje w twoim układzie nerwowym i mózgu. Tworzą się nowe „ślady pamięciowe” i „wzorce neuronalne”, które są zapisywane w substancji szarej twojego mózgu.
Książka ta została tak zaprojektowana, by dosłownie zmusić cię do „doświadczania”. Przywoływane historie przypadków zostały celowo ograniczone do minimum. Zamiast tego proszę cię o wniesienie własnych „historii przypadków” poprzez wykorzystanie własnej wyobraźni i pamięci.
Na końcu rozdziałów nie zamieszczam żadnych podsumowań. Zamiast tego proszę, abyś sam odnotował najważniejsze kwestie, które uznasz za kluczowe i warte zapamiętania. Lepiej przetrawisz informacje zawarte w tej książce, jeśli sam dokonasz analizy i podsumowania poszczególnych rozdziałów.
Wreszcie w całej książce znajdziesz pewne rzeczy do zrobienia oraz praktyczne ćwiczenia. Ćwiczenia te są proste i łatwe, ale muszą być wykonywane regularnie, jeśli chcesz wyciągnąć z nich maksymalne korzyści.
Wstrzymaj się z oceną przez 21 dni
Nie zniechęcaj się, jeśli będziesz miał wrażenie, że nic się nie dzieje, gdy zaczniesz praktykować opisane w tej książce techniki zmiany obrazu samego siebie. Wstrzymaj się z oceną – i kontynuuj praktykę – przez co najmniej 21 dni.
Zwykle potrzeba co najmniej 21 dni, aby nastąpiła zauważalna zmiana w obrazie mentalnym. Po operacji plastycznej przeciętny pacjent potrzebuje około 21 dni, aby przyzwyczaić się do nowej twarzy. Po amputacji ręki czy nogi przez około 21 dni utrzymuje się „kończyna fantomowa”. W nowym domu trzeba mieszkać przez około trzy tygodnie, aby zacząć „czuć się jak w domu”. Te i inne powszechnie obserwowane zjawiska wskazują, że potrzeba minimum 21 dni, aby stary obraz mentalny mógł zostać zastąpiony przez nowy.
Dlatego odniesiesz więcej korzyści z tej książki, jeśli wypracujesz wewnętrzną zgodę na to, by wstrzymać się z krytyczną oceną przez co najmniej trzy tygodnie. W tym czasie nie sprawdzaj ciągle, jak ci idzie, nie staraj się mierzyć swoich postępów. Przez te 21 dni nie spieraj się intelektualnie z przedstawionymi tu ideami, nie prowadź wewnętrznej debaty, czy będą działać, czy nie. Wykonuj ćwiczenia, nawet jeśli będą ci się wydawały niepraktyczne. Wytrwale odgrywaj nową rolę, myśl o sobie w nowy sposób, nawet jeśli będziesz miał poczucie, że kryje się w tym jakaś hipokryzja, nawet jeśli ten nowy obraz samego siebie będzie się wydawał trochę niewygodny czy „nienaturalny”.
Idei i koncepcji opisanych w tej książce nie da się ani udowodnić, ani obalić za pomocą intelektualnych argumentów i dyskusji. Ale można je sobie udowodnić, praktykując je i samemu oceniając wyniki. Proszę tylko, byś wstrzymał się z krytyczną oceną i analizą przez 21 dni – w ten sposób dasz sobie szansę na udowodnienie albo obalenie ich zasadności w twoim własnym życiu.
Budowanie właściwego obrazu samego siebie jest czymś, co powinno trwać przez całe życie. To jasne, że przez trzy tygodnie nie da się osiągnąć całego życiowego rozwoju. Ale można w tym czasie doświadczyć poprawy – a czasami ta poprawa jest dość radykalna.
Czym jest sukces?
Ponieważ w tej książce często mówię o „sukcesie”, myślę, że warto na początku zdefiniować to pojęcie.
W moim rozumieniu „sukces” nie wiąże się z symbolami prestiżu, ale z twórczym dokonaniem. Właściwie „sukces” nigdy nie powinien być celem samym w sobie, ale każdy powinien próbować realizować ważne cele i „cieszyć się powodzeniem”. Dążenie do „sukcesu” w sensie nabywania symboli prestiżu czy zewnętrznych oznak powodzenia prowadzi do nerwicy, frustracji i nieszczęścia. Dążenie do „skutecznej realizacji celu” przynosi nie tylko sukces materialny, ale poczucie satysfakcji, spełnienia i szczęścia.
Noah Webster określił sukces jako „satysfakcjonujące osiągnięcie celu, do którego się dążyło”. Twórcze dążenie do celu, który jest dla ciebie ważny ze względu na twoje głębokie potrzeby, aspiracje i zdolności (a nie symbole, jakich spodziewają się po tobie „Kowalscy”), przynosi sukces i daje poczucie szczęścia, ponieważ funkcjonujesz zgodnie ze swoją naturą. Człowiek jest z natury istotą, która dąży do celu. A ponieważ „tak jest zbudowany”, nie jest szczęśliwy, jeśli nie funkcjonuje tak jak powinien – jako osoba dążąca do celu. Prawdziwy sukces i prawdziwe szczęście nie tylko idą w parze, ale nawzajem się wzmacniają.
ROZDZIAŁ 1
Obraz samego siebie – klucz do lepszego życia
W latach pięćdziesiątych XX wieku rozpoczęła się cicha rewolucja w psychologii, psychiatrii i medycynie. Nowe teorie i koncepcje dotyczące „jaźni” (self) zaczęły wyłaniać się z prac psychologów klinicznych, praktykujących psychiatrów, a nawet chirurgów plastycznych i kosmetycznych. Nowe metody wynikające z tych odkryć zaowocowały ogromnymi zmianami w pojmowaniu osobowości, zdrowia, a nawet podstawowych umiejętności i zdolności. Chroniczni nieudacznicy zaczynają odnosić sukcesy. Dwójkowi uczniowie z tygodnia na tydzień zmieniają się w szóstkowych bez żadnych korepetycji. Ludzie nieśmiali, zahamowani i zamknięci w sobie stają się radośni i towarzyscy.
W styczniowym numerze magazynu „Cosmopolitan” z 1959 roku T. F. James streścił najświeższe dokonania psychologów i lekarzy następująco:
Zrozumienie psychologii ja może oznaczać różnicę między sukcesem a porażką, miłością a nienawiścią, goryczą a szczęściem. Odkrycie prawdziwego ja może uratować rozpadające się małżeństwo, podtrzymać zachwianą karierę zawodową, przeobrazić ofiary „nieadekwatnej osobowości”. Na innej płaszczyźnie odkrycie swojego prawdziwego ja oznacza różnicę między wolnością a wewnętrznym przymusem konformizmu.
Twój klucz do lepszego życia
Największym psychologicznym odkryciem XX wieku jest odkrycie „obrazu samego siebie”. Czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy nie, każdy z nas nosi w sobie umysłowy obraz samego siebie. Może on być zamglony i niewyraźny dla naszej świadomości. W rzeczywistości bywa zupełnie nieuświadamiany. Ale na pewno mamy go w sobie i jest ukończony w najdrobniejszych szczegółach. Obraz samego siebie jest naszym własnym pojęciem tego, „jaką osobą jesteśmy”. Powstał z naszych przekonań o sobie samych. Większość z nich wynieśliśmy nieświadomie z naszych doświadczeń: sukcesów, porażek, upokorzeń, triumfów oraz z reakcji innych ludzi na nas, szczególnie we wczesnym dzieciństwie. Na podstawie tego wszystkiego stworzyliśmy nasze ja (inaczej obraz samego siebie). Jeśli jakaś opinia lub przekonanie na nasz temat staje się częścią tego obrazu, staje się też „prawdą”, przynajmniej dla nas. Nie kwestionujemy jej słuszności, lecz działamy, jakby faktycznie była to prawda.
Ten obraz samego siebie staje się złotym kluczem do lepszego życia dzięki dwóm ważnym odkryciom.
1. Wszystkie twoje działania, uczucia, zachowania, a nawet zdolności, są zawsze spójne z obrazem samego siebie, jaki w sobie nosisz. Krótko mówiąc, zachowujesz się jak osoba, którą według siebie jesteś. Co ważniejsze, po prostu nie potrafisz zachować się inaczej, nawet gdybyś bardzo się starał. Osoba, która sądzi, że jest „nieudacznikiem”, zawsze znajdzie sposób, by się jej nie powiodło, mimo dobrych intencji i silnej woli, nawet gdy szanse na sukces dosłownie spadają jej z nieba. Osoba, która uważa się za ofiarę niesprawiedliwości, kogoś, komu „pisane jest cierpienie”, bez trudu znajdzie potwierdzenie tej opinii.
Obraz samego siebie stanowi fundament, na którym opiera się twoja osobowość, zachowanie, a nawet osobista sytuacja. Dlatego nasze doświadczenia z reguły potwierdzają i wzmacniają nasz obraz siebie, i w ten sposób powstaje albo negatywne błędne koło, albo pozytywne sprzężenie zwrotne.
Na przykład uczeń, który myśli o sobie, że jest „dwójkowy” lub „tępy z matematyki”, na pewno znajdzie potwierdzenie tej opinii na świadectwie. Ma wtedy „dowód”. Młoda dziewczyna, która postrzega siebie jako osobę, której nikt nie lubi, przekonuje się, że inni faktycznie unikają jej na szkolnej potańcówce. Ona dosłownie prosi się o odrzucenie. Jej zbolały wyraz twarzy, postawa winowajczyni, nadmierna chęć przypodobania się, a może nawet nieświadoma wrogość wobec tych, od których spodziewa się afrontu – wszystko to odpycha ludzi, których mogłaby przyciągać. Podobnie sprzedawca czy przedsiębiorca zawsze znajdą fakty utwierdzające ich w przekonaniu, że ich obraz siebie jest prawidłowy.
Ze względu na ten obiektywny „dowód” bardzo rzadko przychodzi nam do głowy, że problem tkwi w naszym obrazie siebie czy w naszej samoocenie. Powiedz uczniowi, że jemu się tylko wydaje, iż nie potrafi opanować algebry, a zacznie wątpić w twoje władze umysłowe. Przecież próbował wielokrotnie, a co z tego wyszło – widać na świadectwie. Powiedz sprzedawcy, że jedynie we własnym przekonaniu nie potrafi przekroczyć pewnego poziomu sprzedaży, a natychmiast udowodni, że jesteś w błędzie, pokazując ci książkę zamówień. Przecież on sam wie najlepiej, że się starał i nie dał rady. Lecz zarówno w ocenach uzyskiwanych przez uczniów, jak i w możliwościach zarobkowych sprzedawców zaszła, jak zobaczymy, niesłychana poprawa, gdy tylko udało się ich nakłonić do zmiany obrazu samego siebie.
2. Obraz samego siebie można zmienić. Liczne przypadki dowodzą, że nigdy ludzie nie są za młodzi ani za starzy, by zmienić obraz samego siebie i rozpocząć nowe życie.
Zmiana nawyków, osobowości czy stylu życia wydaje się ludziom tak trudna między innymi dlatego, że koncentrują niemal cały wysiłek na tym, co znajduje się na zewnątrz ja, a nie na samym ja. Od wielu pacjentów słyszałem coś w rodzaju: „Jeśli mówisz o tzw. pozytywnym myśleniu, to już tego próbowałem; w moim przypadku to nie działa”. Jednak wystarczy kilka pytań, by się okazało, że ci ludzie praktykowali „pozytywne myślenie”, a raczej starali się je praktykować, albo wobec jakiejś zewnętrznej sytuacji, albo jakiegoś swojego nawyku czy wady charakteru („Dostanę tę pracę”; „W przyszłości będę bardziej spokojny i odprężony”; „Ten biznes przyniesie mi sukces” itd.). Ale nigdy nie przyszło im do głowy, by zmienić myślenie o sobie, czyli o tym kimś, kto miał dokonać tych wszystkich rzeczy.
Jezus ostrzegał nas przed naszywaniem łaty z nowego sukna na stare ubranie oraz przed nalewaniem świeżego wina do starych bukłaków. „Pozytywne myślenie” nie przyniesie żadnych korzyści, jeśli będzie stanowić łatę na starym obrazie samego siebie. W istocie prawdziwie pozytywne myślenie o dowolnej sytuacji jest wręcz niemożliwe, jeśli utrzymuje się negatywny obraz samego siebie. Liczne eksperymenty świadczą, że gdy zmieni się zdanie na swój temat, inne rzeczy zgodne z tym nowym zdaniem osiąga się łatwo i bez wysiłku.
Jeden z najwcześniejszych i najbardziej przekonujących eksperymentów przeprowadził Prescott Lecky, pionier psychologii obrazu samego siebie. Lecky uważał, że osobowość to „system idei”, z których każda musi wydawać się spójna z innymi. Idee niespójne z całością są odrzucane, „nie daje się im wiary” i nie postępuje zgodnie z nimi. Natomiast idee, które wydają się spójne z systemem, są akceptowane. W samym centrum tego systemu jest obraz samego siebie, czyli koncepcja człowieka na temat własnej osoby – to fundament, na którym zbudowane jest wszystko inne.
Lecky był nauczycielem i miał okazję przetestować tę teorię na tysiącach uczniów. Przyjął hipotezę, że uczeń ma problemy z jakimś przedmiotem wtedy, gdy opanowanie tego przedmiotu kłóci się z jego obrazem samego siebie. Był przekonany, że jeśli uda się nakłonić ucznia do zmiany obrazu samego siebie, to jego zdolności przyswajania wiedzy również się zmienią. To się potwierdziło. Pewien uczeń, który zrobił 55 błędów ortograficznych w 100 słowach i zawalił tyle przedmiotów, że musiał powtarzać klasę, w następnym roku miał jedną z najwyższych średnich w całej szkole. Chłopak, którego wyrzucono z college’u z powodu słabych ocen, dostał się na Uniwersytet Columbia i przeszedł przez studia jak burza. Dziewczyna, która czterokrotnie oblała łacinę, po trzech rozmowach ze szkolnym psychologiem ukończyła naukę z bardzo dobrą oceną. Chłopak, któremu powiedziano, że nie potrafi się wysławiać, w następnym roku zdobył nagrodę literacką.
Problem tych uczniów nie polegał na tym, że byli tępi czy pozbawieni podstawowych uzdolnień. Oni mieli po prostu nieadekwatny obraz samego siebie („Nie mam głowy do matematyki”; „Jestem słaby z ortografii”). Utożsamiali się ze swoimi błędami i niepowodzeniami. Zamiast powiedzieć: „Nie zdałem egzaminu” (stwierdzenie opisowe), formułowali wniosek: „Jestem do niczego”. Zamiast powiedzieć: „Zawaliłem ten przedmiot”, mówili sobie: „Jestem słaby”. (Jeśli ktoś chce dowiedzieć się więcej o pracy Prescotta Lecky’ego, może sięgnąć po jego książkę Self-Consistency: A Theory of Personality [1945, Spójność siebie. Teoria osobowości] ).
Lecky stosował tę samą metodę, wyciągając uczniów z takich nawyków jak obgryzanie paznokci i jąkanie.
Moje własne archiwa zawierają równie przekonujące historie: człowiek, który tak się bał spotkań z nieznajomymi, że prawie nie wychodził z domu, teraz zarabia na życie, dając wykłady. Sprzedawca, który miał już napisaną rezygnację z pracy („po prostu się do niej nie nadaję”), po sześciu miesiącach uzyskał najlepsze wyniki spośród stu pracowników firmy. Pastor, który poważnie rozważał przejście na emeryturę, gdyż „miał za słabe nerwy” i nie wytrzymywał presji przygotowywania cotygodniowych kazań, teraz w każdym tygodniu prowadzi trzy dodatkowe pogadanki dla wiernych i nie wie, co to nerwy.
Jak chirurg plastyczny zainteresował się psychologią obrazu samego siebie
Mogłoby się wydawać, że chirurgia jest dziedziną odległą od psychologii. Lecz to właśnie praca chirurgów plastycznych po raz pierwszy zwróciła moją uwagę na istnienie „obrazu samego siebie” i postawiła pewne pytania, które doprowadziły do ważnych odkryć psychologicznych.
Kiedy wiele lat temu zacząłem pracować jako chirurg plastyczny, byłem zdumiony spektakularnymi i nagłymi zmianami w charakterze i osobowości w wyniku skorygowania jakiegoś defektu urody. Można było odnieść wrażenie, że zmiana wyglądu w wielu przypadkach prowadzi do powstania całkowicie nowej osoby. Skalpel w moich rękach działał jak magiczna różdżka, zmieniając nie tylko wygląd pacjentów, ale całe ich życie. Ludzie nieśmiali i zahukani stawali się odważni i przebojowi. „Nierozgarnięty”, „głupi” chłopiec zmienił się w bystrego młodzieńca, który po latach został jednym z dyrektorów w wielkiej firmie. Sprzedawca, który utracił wiarę w swoje umiejętności, stał się wzorem pewności siebie. Chyba najbardziej zdumiewający ze wszystkich był przypadek „zatwardziałego” kryminalisty, który – choć nigdy wcześniej nie wykazywał żadnej chęci zmiany – niemal z dnia na dzień stał się wzorowym więźniem, z czasem uzyskał zwolnienie warunkowe i wrócił do odpowiedzialnego życia w społeczeństwie.
Wiele takich przypadków opisałem w mojej książce New Faces – New Futures. Po jej wydaniu oraz po zamieszczeniu kilku podobnych artykułów w czołowych czasopismach zostałem zasypany listami od kryminologów, psychologów, socjologów i psychiatrów. Stawiali pytania, na które nie znałem odpowiedzi, i prowokowali mnie do poszukiwań. Co ciekawe, porażki nauczyły mnie tyle samo co sukcesy, jeśli nie więcej.
Łatwo było wyjaśnić sukcesy. Przypominam sobie chłopca z odstającymi uszami, którego porównano kiedyś do taksówki z drzwiami otwartymi po obu stronach; wyśmiewano się z niego, odkąd pamiętał – często bardzo okrutnie. Kontakty z innymi oznaczały dla niego upokorzenie i ból. Dlaczego miałby ich nie unikać? Dlaczego miałby ufać ludziom, a nie zamknąć się w sobie? Bał się w ogóle odezwać, uznano więc, że jest „nierozgarnięty”. Kiedy dokonałem korekty jego uszu, spodziewałem się naturalnie, że skoro przyczyna jego upokorzeń została usunięta, zacznie się zachowywać jak każdy chłopiec – i właśnie tak się stało.
Albo sprzedawca, którego twarz została zdeformowana w wypadku samochodowym. Każdego ranka podczas golenia musiał oglądać okropną bliznę na policzku i usta wykrzywione w groteskowym grymasie. Stał się boleśnie samoświadomy. Wstydził się swojego wyglądu i miał poczucie, że jest odrażający dla innych. Obsesyjnie myślał o bliźnie na twarzy. Czuł się „odmieńcem”. Zaczął się zastanawiać, co inni o nim myślą. Wkrótce jego obraz samego siebie stał się jeszcze bardziej okaleczony niż twarz. Stracił zupełnie wiarę w siebie. Zrobił się zgorzkniały i wrogo nastawiony do ludzi. Całą uwagę kierował na siebie, a jego głównym celem stała się ochrona własnego ego: unikał sytuacji, które groziły upokorzeniem. Nietrudno zrozumieć, że operacja plastyczna korygująca deformację i przywracająca mu „normalną” twarz zmieniła z dnia na dzień jego podejście do życia i do siebie, co wkrótce zaowocowało sukcesem zawodowym.
Ale co z wyjątkami – z tymi, którzy się nie zmienili? Na przykład pewna księżna przez całe życie była bardzo nieśmiała i skrępowana z powodu wielkiego garbu na nosie. Choć w wyniku operacji uzyskała klasyczny nos i prawdziwie piękną twarz, nadal odgrywała rolę brzydkiego kaczątka, niechcianej siostry, która nigdy nie spojrzy człowiekowi prosto w oczy. Jeśli sam skalpel czynił cuda, dlaczego nie zadziałał w jej przypadku?
A co z innymi, którzy uzyskali nowe twarze, lecz kurczowo trzymali się swojej starej osobowości? Jak wyjaśnić zachowanie tych, którzy się upierają, że zabieg operacyjny w żaden sposób nie zmienił ich wyglądu? Każdy chirurg plastyczny ma za sobą takie doświadczenia i prawdopodobnie był nimi równie zdumiony jak ja. Bez względu na to, jak radykalne są zmiany w wyglądzie, niektórzy pacjenci z uporem twierdzą: „Wyglądam dokładnie tak samo jak wcześniej – nic się nie zmieniło”. Przyjaciele, a nawet rodzina, ledwo ich rozpoznają, zachwycają się ich nową „urodą”, a oni twardo obstają przy tym, że widzą tylko nieznaczną poprawę, lub wręcz utrzymują, że wszystko pozostało bez zmian. Porównanie fotografii sprzed i po zabiegu nie przynosi rezultatu, czasem nawet wzbudza ich złość. Dokonując jakiejś intelektualnej ekwilibrystyki, pacjent potrafi stwierdzić: „Oczywiście że widzę – nie mam już garbu na nosie, ale nos nadal wygląda dokładnie tak samo”. Albo: „Blizna jest już niewidoczna, ale ona nadal tam jest”.
Blizny, które się obnosi z dumą
Inną wskazówką w poszukiwaniu nieuchwytnego obrazu samego siebie jest fakt, że nie zawsze blizny czy deformacje są przyczyną wstydu i upokorzeń. Kiedy studiowałem medycynę w Niemczech, wielu studentów obnosiło z dumą „blizny z pojedynku”, tak jak Amerykanin chlubiłby się medalem za odwagę. Pojedynkujący się stanowili elitę społeczności studenckiej, a blizna na twarzy świadczyła o przynależności do tego towarzystwa. Dla tych młodzieńców uzyskanie okropnej blizny na policzku miało taki sam psychologiczny efekt jak usunięcie blizny w przypadku mojego pacjenta sprzedawcy. Zacząłem rozumieć, że sam nóż nie ma żadnej magicznej mocy. W jednym przypadku powoduje bliznę, w drugim ją usuwa, a psychologiczny skutek jest taki sam.
Tajemnica wyimaginowanej brzydoty
U osób z poważną wrodzoną ułomnością lub z twarzą mocno zdeformowaną na skutek wypadku chirurgia plastyczna wydaje się rzeczywiście czynić cuda. Na tej podstawie można by wysnuć hipotezę, że zabieg chirurgiczny, usuwający wszelkie cielesne defekty, byłby lekarstwem na wszystkie nerwice, nieszczęścia, porażki, lęki i brak pewności siebie. Jednak zgodnie z takim założeniem osoby z normalnymi twarzami nie powinny mieć żadnych psychicznych dolegliwości. Powinny być radosne, szczęśliwe, pewne siebie, wolne od zahamowań i lęków. Wiemy jednak aż nazbyt dobrze, że tak nie jest.
Taka teoria nie wyjaśnia też, dlaczego ludzie przychodzą do chirurga plastycznego i żądają zabiegów korygujących wyimaginowane wady. Na przykład 35- czy 45-letnie kobiety, które są przekonane, że wyglądają „staro”, chociaż ich wyglądowi nic nie można zarzucić, a często bywają niezwykle atrakcyjne.
Albo młode dziewczyny, które uważają, że są brzydkie, ponieważ ich usta, nos lub biust nie są dokładnie takie jak u aktualnie królującej aktorki z Hollywood. Zdarzają się też oczywiście mężczyźni, którzy sądzą, że mają za duże uszy lub za długi nos. Żaden etyczny chirurg plastyczny nie podjąłby się operowania takich ludzi, ale niestety niektórzy „lekarze estetyczni”, których nie przyjmie żadne stowarzyszenie medyczne, nie mają takich skrupułów.
Wyimaginowana brzydota nie jest zjawiskiem rzadkim. Niedawne badanie studentów college’u pokazało, że 90% z nich to osoby niezadowolone ze swego wyglądu. Jeśli takie słowa jak „normalny” czy „przeciętny” mają jakieś znaczenie, to jest oczywiste, że 90% populacji nie może wyglądać „nienormalnie”, „dziwnie” lub „ułomnie”. Mimo to badania świadczą, że mniej więcej taki sam odsetek wszystkich ludzi znajduje powody do wstydu i niezadowolenia ze swojej urody.
Ci ludzie zachowują się dokładnie tak, jakby rzeczywiście byli poważnie oszpeceni. Odczuwają ten sam wstyd. Dopadają ich te same lęki. Ich zdolność do korzystania z pełni życia jest hamowana i dławiona przez te same psychologiczne blokady. Ich „blizny”, chociaż bardziej psychiczne i emocjonalne niż fizyczne, mają dokładnie ten sam negatywny efekt.
Obraz samego siebie – prawdziwy sekret
Odkrycie obrazu samego siebie wyjaśnia wszystkie pozorne sprzeczności, o których mówimy. Obraz samego siebie jest wspólnym mianownikiem – czynnikiem sprawczym we wszystkich opisywanych przypadkach, zarówno porażek, jak i sukcesów.
Sekret jest następujący: aby naprawdę żyć, to znaczy mieć satysfakcję z życia, musisz mieć adekwatny i realistyczny obraz samego siebie i pozostawać z nim w zgodzie. Musisz siebie zaakceptować. Musisz mieć zdrową samoocenę. Musisz sobie zaufać i uwierzyć w siebie. Musisz być kimś, kogo się nie wstydzisz, kogo możesz swobodnie i twórczo wyrażać, a nie – ukrywać czy maskować. Musisz mieć obraz siebie, który odpowiada rzeczywistości, aby móc skutecznie funkcjonować w realnym świecie. Musisz znać siebie (zarówno swoje silne, jak i słabe strony) i uczciwie się oceniać. Twój obraz siebie musi być rozsądnym przybliżeniem „ciebie”; nie może być niczym mniej ani więcej, niż jesteś ty sam.
Kiedy ten obraz samego siebie jest cały i bezpieczny, czujesz się dobrze. Kiedy jest zagrożony, odczuwasz niepokój i niepewność. Kiedy jest adekwatny i możesz być z niego dumny – czujesz się pewnie, możesz swobodnie „być sobą” i wyrażać siebie, wykorzystujesz pełnię swoich możliwości. Kiedy wstydzisz się obrazu samego siebie, starasz się go raczej ukryć niż wyrazić – twoja kreatywność jest zablokowana, zaczynasz być wrogo nastawiony do innych i trudno z tobą wytrzymać.
Jeśli blizna na twarzy wzmacnia obraz samego siebie (jak w przypadku niemieckich amatorów pojedynków), podnosi się samoocena i zwiększa wiara w siebie. Jeśli blizna na twarzy osłabia obraz samego siebie (jak w przypadku sprzedawcy), samoocena się obniża, a wiara w siebie zmniejsza.
Gdy chirurg plastyczny skoryguje deformację twarzy, radykalne zmiany psychologiczne nastąpią tylko wtedy, gdy odpowiednio do tego zmieni się okaleczony obraz samego siebie. Czasami oszpecony obraz samego siebie utrzymuje się mimo udanej operacji, podobnie jak tak zwana kończyna fantomowa potrafi boleć przez całe lata po amputacji ręki czy nogi.
Moje pierwsze kroki w nowym zawodzie
Te obserwacje zapoczątkowały moją nową drogę zawodową. Jakiś czas temu doszedłem do przekonania, że wielu ludzi szukających pomocy u chirurga plastycznego potrzebuje czegoś więcej niż tylko operacji, a niektórym zabieg chirurgiczny w ogóle nie jest potrzebny. Jeżeli miałem traktować te osoby podmiotowo, a nie tylko jak nos, ucho, usta, rękę czy nogę, musiałem dać im coś więcej. Musiałem im pokazać, jak można wykonać duchowy lifting, jak usunąć blizny emocjonalne, jak zmienić postawy i myśli, a nie tylko poprawić swój wygląd zewnętrzny.
Zacząłem prowadzić systematyczne obserwacje i dokumentować przypadki z własnej praktyki. Badania te przyniosły mi wiele satysfakcji. Dzisiaj jestem bardziej niż kiedykolwiek przekonany, że każdy z nas tak naprawdę potrzebuje więcej życia. Szczęście, sukces, spokój umysłu – cokolwiek przyniesie ci największą satysfakcję – w istocie oznacza więcej życia. Kiedy narasta w nas uczucie szczęścia, wiara w siebie i zaczyna się nam dobrze wieść, to doświadczamy więcej życia. A kiedy blokujemy nasze uzdolnienia, marnujemy dane nam talenty i dopuszczamy do siebie lęk, strach, samopotępienie i niezadowolenie z siebie, dosłownie dławimy własną siłę życia i odwracamy się od darów danych nam przez Stwórcę. Rezygnując z życia, wybieramy śmierć.
Twój program na lepsze życie
Sądzę, że psychologia i psychiatria często nazbyt pesymistycznie podchodzą do człowieka i jego możliwości świadomej zmiany samego siebie, a nawet osiągnięcia wielkości. Ponieważ psychologowie i psychiatrzy zajmują się głównie tzw. patologicznymi przypadkami, literatura przedmiotu jest przeważnie poświęcona nieprawidłowościom, na przykład skłonnościom niektórych osób do autodestrukcji.
Obawiam się, że wielu ludzi po lekturze takich tekstów zaczęło uważać nienawiść, autodestrukcję, poczucie winy, samopotępienie i inne tego typu negatywne zjawiska za normalne. Przeciętny człowiek czuje się kompletnie bezsilny, gdy – chcąc osiągnąć zdrowie i szczęście – musi przeciwstawić swoją słabą wolę tym ciemnym siłom naszej natury. Gdyby to miał być prawdziwy obraz ludzkiej kondycji, to rzeczywiście wszelkie próby samodoskonalenia byłyby raczej skazane na porażkę.
Jednak w moim przekonaniu – a potwierdzają to doświadczenia moich pacjentów – nie jesteś wcale sam, podejmując to zadanie. Każdy z nas ma w sobie instynkt życia, który zawsze pracuje na rzecz zdrowia, szczęścia i wszystkiego, co składa się na jakość życia. Instynkt życia pracuje dla ciebie za pośrednictwem czegoś, co nazywam Twórczym Mechanizmem lub – gdy jest poprawnie używany – Mechanizmem Sukcesu. Ten mechanizm jest wbudowany w każdego z nas.
Nowa naukowa wizja „podświadomego umysłu”
Nowa nauka – cybernetyka – dostarczyła nam przekonujących dowodów na to, że tzw. podświadomy umysł wcale nie jest umysłem, lecz nastawionym na cele serwomechanizmem, którego częściami są mózg i układ nerwowy; natomiast umysł posługuje się i kieruje tym serwomechanizmem. Mówiąc bardziej obrazowo, człowiek nie ma dwóch umysłów, lecz jeden umysł (lub świadomość), który steruje automatyczną, nastawioną na realizację różnych celów maszyną. Ta automatyczna, nastawiona na cele maszyna funkcjonuje mniej więcej w ten sam sposób jak elektroniczne serwomechanizmy, ale jest znacznie wspanialsza i bardziej skomplikowana niż jakikolwiek mózg elektroniczny, komputer czy pocisk samosterujący, skonstruowany przez człowieka.
Dzisiaj, w XXI wieku, łatwo jest stracić z oczu fakt, że wszystkie elektroniczne urządzenia i technologie komputerowe, od internetu po telefony komórkowe czy satelity dostarczające nam setki kanałów telewizyjnych, zostały skonstruowane i zaprogramowane przez ludzi, którzy stworzyli obraz mentalny czegoś, co uważali za możliwe, a potem to urzeczywistnili. My, ludzie, mamy nie tylko zdolność do tworzenia systemów cybernetycznych poza sobą, ale też do uczenia się, jak kierować własnymi systemami cybernetycznymi w nas samych.
Twórczy Mechanizm, który nosisz w sobie, jest bezosobowy. Działa automatycznie i bezosobowo, by doprowadzić cię do sukcesu i szczęścia lub niepowodzenia i nieszczęścia, w zależności od celów, na jakie zostanie przez ciebie nastawiony. Jeśli nastawisz go na sukces, to będzie funkcjonować jako Mechanizm Sukcesu. Jeśli nastawisz go na porażkę, to równie skutecznie zadziała jako Mechanizm Porażki. Podobnie jak wszystkie serwomechanizmy, musi mieć wyraźnie określony cel czy „problem”, nad którym ma pracować.