Katarzyna Aaragońska. Prawowita królowa - Alison Weir - ebook

Katarzyna Aaragońska. Prawowita królowa ebook

Alison Weir

0,0
84,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Katarzyna Aragońska ma zaledwie szesnaście lat, kiedy stawia stopę na angielskiej ziemi. Jako córka Izabeli i Ferdynanda, potężnych Królów Kastylijskich, jest upragnioną kandydatką na żonę dla następcy angielskiego tronu, Artura Tudora, w którego ojcu wielu widziało parweniusza i uzurpatora. I chociaż małżeństwo zostaje zawarte, Arturowi nie będzie dane założyć korony, umiera bowiem niedługo po ślubie.
Stęskniona za matką i opłakująca zmarłego przedwcześnie brata Katarzyna pozostaje sama na nieznanej ziemi, gdzie wszystko jest obce – język, obyczaje, a nawet pogoda. Zdana na łaskę i niełaskę teścia, Henryka VII, egzystuje w warunkach nielicujących z godnością księżniczki i musi walczyć o miłość. Tym razem bowiem gorącym i szczerym uczuciem obdarza młodego i przystojnego szwagra. Mimo że ukochany Henryk odwzajemnia jej
afekt i nawet dochodzi do zaręczyn, droga do małżeństwa okazuje się wyboista i kręta z woli panującego króla.
Na szczęście cierpliwość Katarzyny zostaje nagrodzona – po przedwczesnej śmierci teścia może poślubić ukochanego i zostać królową Anglii. Uczucie, jakie łączy ją i Henryka VIII, jest szczere, ale pojawiają się siły zagrażające ich małżeństwu, a nawet przyszłości dynastii. Dzieci, których z taką nadzieją oczekiwała, umierają, a Henryk ulega urokowi jej dwórki, Anny Boleyn. Katarzyna musi teraz podjąć ostateczną walkę – o utrzymanie małżeństwa i swoją godność.

Z historii wiemy, w jakich okolicznościach
Katarzyna Aragońska umierała...
Ta fascynująca powieść pokazuje nam, jak żyła

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 885

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału: Six Tudor Queens Katherine of Aragon The True Queen

Copyright © Alison Weir 2016

Copyright © Wydawnictwo Astra s.c. Kraków 2023

Copyright © for the Polish translation by Wydawnictwo Astra s.c. Kraków 2023

Przekład: Natalia Rataj

Przygotowanie edycji: Jacek Małkowski

Redakcja: Barbara Faron

Korekta: Wydawnictwo Astra

Ilustracja na okładce: © Balbusso Twins

Projekt okładki: Stephen Raw

Skład, adaptacja okładki, przygotowanie do druku: Wydawnictwo Astra s.c.

Wydanie I Kraków 2023

ISBN 978-83-67276-51-1

Wydawnictwo Astra 31-010 Krakówul. Rynek Główny 34/15 tel. 12 292 07 30

[email protected]

Zezwalamy na udostępnienie okładki w Internecie

Z cała miłoscia dla najlepszej, najukochanszej matki. Koło wykonało pełen obrót: wszystko powróciło do punktu wyjscia. Dziekuje ci po tysiackroc za twoja wiare we mnie, bezwarunkowa miłosc i wsparcie. Niech Bóg cie błogosławi. Swojej córce nadałam imie po Katarzynie – kobiecie uczciwej i honorowej, takiej jak ty.

[…] Radzi mu rozwód, utracenie ksiezny,

Co lat dwadziescia, jak kosztowny klejnot,

Z równym mu blaskiem, wisiała na szyi,

Która tak czystem kochała go sercem,

Jak anioł kocha dobrego człowieka,

Która pod ciosem fortuny najkrwawszym

Bedzie królowi jeszcze błogosławic.

Szekspir, Król Henryk VIII, Akt 2, Scena 2

(przekł. L. Ulrich, Warszawa 1985)

Jak zieleni wiecznej ostrokrzewu

Nigdy nic nie złamie

Jako byłem - podobny temu drzewu -

Tak i jestem

Wierny mojej damie

Henryk VIII

(przekł. N. Rataj)

I HISZPAŃSKA KSIĘŻNICZKA

Rozdział I

1501

Statek zbliżał się do wybrzeża Anglii. Katarzyna, stojąca przy relingu, wysoko ponad rufą, z twarzą smaganą przez kosmyki kasztanowych włosów, mogła podziwiać brunatnozielone wzgórza, iglice kościołów oraz stłoczone wokół nich budynki. Poniżej, w dużej odległości między lądem a kołyszącym się na falach statkiem, pieniło się szare morze. Widoki te bardzo różniły się od hiszpańskiej A Coruñy ‒ jej ciepłych błękitnych wód i okazałej Wieży Herkulesa czy też od wspaniałej zatoki Laredo. Zdawało się, że odtąd wszystko będzie inne.

U jej boku stała dama dworu i zarazem najbliższa powierniczka, Maria de Salinas.

‒ Wkrótce zawiniemy do portu ‒ rzekła Katarzyna. ‒ Tyle lat o tym marzyłam, a teraz nie mogę uwierzyć, że to pragnienie się spełnia. Dzięki Bogu, jesteś przy mnie, Mario. Nie chciałabym przeżywać tego sama. ‒ Tylko do niej mogła skierować takie słowa.

‒ I ja się cieszę, że mogę ci towarzyszyć, Wasza Wysokość ‒ odparła Maria. Między nimi były dwa lata różnicy i przez całe życie się przyjaźniły. Maria, która lubiła ściągać czepek, aby poczuć wiatr w swoich długich, kruczoczarnych włosach, była teraz podekscytowana podróżą, a gdy spoglądała przed siebie, na nieznany ląd, jej duże oczy błyszczały. Katarzyna zrozumiała, że dla przyjaciółki także jest to podróż w nieznane. Oczekiwano bowiem, że nie tylko księżniczka, ale i towarzyszące jej młode damy dworu znajdą w Anglii mężów. Kiedy jednak ona rozmyślała o przyszłości z pewną obawą, Maria odczuwała radosne podekscytowanie.

‒ Wkrótce spotkam się twarzą w twarz z księciem Arturem ‒ oznajmiła Katarzyna. Ileż to razy słyszała, że jej oblubieniec jest pięknym i czarującym młodzieńcem, że ma wiele zalet i że angielski lud go hołubi, pokładając w nim wielkie nadzieje na przyszłość. „Obym mu się spodobała”, pomyślała. Wówczas wszystko będzie dobrze.

‒ Wnioskując z listów, książę żywi takie samo pragnienie spotkania Waszej Wysokości, jak Wasza Wysokość pragnie ujrzeć jego. To szczęście mieć męża, który darzy cię miłością ‒ Maria uśmiechnęła się uspokajająco i bez cienia zazdrości.

‒ Jak może mnie miłować, skoro się nie znamy? ‒ zapytała Katarzyna, wyrażając na głos obawę skrywaną od długiego czasu. ‒ Czy aż tak urzekł go mój portret?

Mistrz Miguel, nadworny malarz matki, znakomicie uchwycił podobieństwo infantki.

‒ Przy twej wspaniałej urodzie to nic trudnego ‒ stwierdziła Maria.

‒ On ma dopiero piętnaście lat! ‒ odparła Katarzyna. ‒ Jest ode mnie młodszy niemal o rok. Pewnie podyktowano mu treść listu, tak jak i mnie dyktują, co mam pisać. Poza tym ‒ przygryzła wargę ‒ obawiam się, że jest zbyt niedojrzały jak na swoje lata. Pamiętasz, jak przez rok opóźniano mój przyjazd, bo książę nie był jeszcze gotów do ożenku, a później znowu odłożono plany?

Cała ta owiana tajemnicą sprawa wydawała się dość niezwykła. Katarzyna nie ośmieliłaby się ujawnić swoich podejrzeń nawet przed Marią, ale przeczuwała, że coś jest nie tak z Arturem i że musiało się wydarzyć coś strasznego ‒ coś, co sprawiło, że jej wyjazd do Anglii w końcu doszedł do skutku. Nie chciała głośno wypowiadać swoich obaw, jakby to miało je potwierdzić.

‒ Przynajmniej zyskałam dzięki temu czas na naukę francuskiego! ‒ oświadczyła weselej. Nalegały na to małżonka Henryka VII, Elżbieta, oraz jego matka Małgorzata, które nie mówiły ani po hiszpańsku, ani po łacinie. Zależało im również, aby Katarzyna zagustowała w winie, ponieważ woda w Anglii nie nadawała się do picia. Ona zaś ze wszystkich sił starała się być pilną uczennicą. Oczywiście spodziewała się wielu podobnych próśb i nakazów, które miały ją przygotować do życia na angielskiej ziemi, ale jeden warunek szczególnie ją zaniepokoił.

‒ Król Henryk pragnie, abym zapomniała o Hiszpanii ‒ powiedziała. ‒ Jego zdaniem będę szczęśliwsza, nie myśląc o domu. Doktor de Puebla wspominał o tym w liście do mego ojca.

Rodrigo de Puebla był hiszpańskim ambasadorem w Anglii i to on negocjował warunki jej małżeństwa.

‒ Wasza Wysokość, jestem pewna, że król Henryk pragnie tylko twego dobra ‒ uspokajała Maria.

‒ Nigdy nie zapomnę o domu ‒ oświadczyła Katarzyna, której na samą myśl łzy napłynęły do oczu ‒ ale zamierzam też zostać przykładną angielską damą.

Słowa te dodały jej otuchy.

‒ Czas się przygotować ‒ rzekła. Następnie, przedrzeźniając swoją guwernantkę doñę Elvirę, powiedziała: ‒ Muszę zawsze pamiętać, że gdy tylko moja stopa postanie na angielskiej ziemi, nie będę już infantką Cataliną, lecz lady Katherine, księżną Walii! ‒ Wiedziała, że aby zadowolić poddanych przyszłego męża, będzie musiała używać zangielszczonej wersji swojego imienia, gdyż pewnego dnia, po śmierci króla Henryka i sukcesji Artura, to ona zostanie królową Anglii ‒ przynajmniej tak jej powiedziano.

Maria roześmiała się ‒ księżniczka tak dobrze naśladowała guwernantkę! Katarzyna również była rozbawiona, ale schodząc po śliskich schodach do kasztelu, gdzie ona i jej damy dworu miały swoje kajuty, postanowiła od teraz posłusznie myśleć o sobie jako o lady Katherine.

Kajuty były ciasne i skrzypiały. Ledwo mogły pomieścić pierzyny, a po czterech dniach morskiej podróży panował w nich uciążliwy zaduch. Na szczęście teraz rejs odbywał się bez przeszkód, w przeciwieństwie do przeprawy z A Coruñy. Trudno było uwierzyć, że ponad pięć tygodni temu księżniczka wyruszyła w przedślubną podróż, przepełniona zarówno nadzieją na nowe życie, jak i tęsknotą za domem oraz ukochaną matką.

Cztery dni spędzone na gwałtownie kołysanym przez sztorm statku sprawiły, że w obliczu strachu przed utonięciem tęsknota za rodziną nie miała teraz znaczenia. Katarzynę i jej towarzyszki dopadła okropna choroba morska. Cały ten czas, który zamierzała poświęcić na naukę angielskiego, spędziła przykuta do drewnianej pryczy, leżąc na brzuchu i modląc się w trwodze o ustanie sztormu. Bała się, że burza jest karą boską za grzeszny uczynek, którego się dopuszczono, by doprowadzić do skutku planowane małżeństwo, i że statek pójdzie na dno. Na szczęście Pan zechciał zachować zemstę na inny dzień. Katarzyna odczuła ogromną ulgę, kiedy kapitanowi cudem udało się przybić do portu w Laredo. Czuła także nabożną wdzięczność za cztery tygodnie zwłoki, podczas których załoga była zmuszona czekać, aż morze się uspokoi. Ze strachem myślała o ponownym wejściu na pokład, lękając się nieprzewidywalnej natury Zatoki Biskajskiej i Kanału Angielskiego. Na szczęście morze okazało się łaskawe, choć ona nadal czuła się fatalnie.

Katarzyna i Maria zastały doñę Elvirę w największej kajucie, którą zajmowała Katarzyna. Duenna1 pochodziła ze starego, szanowanego rodu kastylijskiego i wiernie służyła królowej Izabeli oraz jej córce. Słowo guwernantki pod nieobecność królowej było świętością. Ta surowa, wyniosła kobieta, grubo po pięćdziesiątce, traktowała wszystkich protekcjonalnie i miała bardzo cięty język. Była jeszcze zbyt pełna wigoru, by przejść w stan spoczynku, a jednocześnie nadto posunięta w latach, by pamiętać, co znaczy czerpać radość z młodości i z życia! Mimo jej surowości i rygorystycznego podejścia do wszystkiego, królowa całkowicie na niej polegała i pragnęła, aby Katarzyna darzyła duennę takim samym zaufaniem.

Katarzyna obserwowała, jak doña Elvira szarogęsi się po kajucie i taksuje krytycznym wzrokiem podróżny kufer i przerzucone przez łóżko cztery suknie: z czerwonego i złotego adamaszku, tkanego jedwabiu, najwyższej jakości czarnego aksamitu oraz ze złotej tkaniny. Królowa Izabela nakazała, aby jej córka pojechała do Anglii odziana w szaty godne przyszłej monarchini, i dlatego opłaciła pełną przepychu wyprawę ślubną, która miała odzwierciedlać chwałę i majestat Hiszpanii. W kufrach stojących w ładowni znajdowało się jeszcze więcej wspaniałych sukien, bielizny wyszywanej delikatną czarną koronką oraz aksamitnych czepków z ozdobami ze złota, srebra i pereł. Zapakowano w nie również wykończone koronką koszule nocne na lato i futra na zimę, pończochy i suknie spodnie, a także sztywne hiszpańskie fortugały. W zamkniętych, ciężkich szkatułach spoczywała zaś biżuteria oraz zastawa ze złota i srebra, które miały stanowić część posagu.

Katarzyna wydała z siebie okrzyk zachwytu, gdy niegdyś matka pokazała jej wysadzane klejnotami naszyjniki, zdobione kolie, złote łańcuchy, krucyfiksy i broszki. Królowa Izabela złożyła na ręce córki także pięknie haftowaną szatę do chrztu, zwracając się do niej tymi słowy:

‒ Kiedyś przekażesz ją swoim dzieciom. Oby Bóg dał ci wielu zdrowych synów. Wierzę, że przyniesiesz Anglii dużo szczęścia.

Katarzyna wzruszyła się na to wspomnienie.

‒ Czy ta odpowiada Waszej Wysokości? ‒ zapytała doña Elvira, wskazując na suknię z adamaszku.

‒ Jak najbardziej ‒ potwierdziła, zgodnie z zaleceniem matki, aby we wszelkich sprawach polegać na opinii duenny.

Stała cierpliwie, podczas gdy trzy pokojówki, Maria de Salazar oraz siostry bliźniaczki, Izabela i Blanka de Vargas, rozbierały ją do fortugału i białej koszuli, aby następnie odziać ją w spodnią szatę i wykwintną suknię z wiązaniem z tyłu i szerokimi, zwisającymi rękawami. Doña Elvira osobiście założyła na jej szyję ciężką złotą kolię, ozdobioną szlachetnym kamieniem z inkrustowaną literą „K” oraz granatami, stanowiącą osobisty symbol księżniczki.

‒ Owoce granatowca są symbolem płodności ‒ usłyszała niegdyś od matki. ‒ Twoim pierwszym obowiązkiem będzie urodzić księciu synów.

Kolię tę wykonano, gdy Katarzyna miała dziesięć lat i gdy plany związane z zapewnieniem królewskiej sukcesji zdawały się odległą przyszłością. Teraz jednak żałowała, że nie wyjaśniono jej dostatecznie kwestii płodzenia dzieci. Od matki i guwernantki dowiedziała się jedynie, że to na kobiecie spoczywa obowiązek zadowalania męża we wszystkich sprawach i że potomstwo rodzi się dla jego przyjemności. Izabela, często nawiązując do Pisma Świętego, próbowała tłumaczyć, w jaki sposób dzieci przychodzą na świat, ale cały ten proces wciąż wydawał się księżniczce tajemniczy. Sytuacji nie ułatwiało również zakłopotanie Izabeli, która dość oględnie starała się wyjaśnić córce istotę tej sprawy, dając jej jednocześnie do zrozumienia, że przyzwoici ludzie raczej nie poruszają intymnych tematów. Za kilka tygodni Katarzyna miała jednak stanąć na ślubnym kobiercu i doświadczyć wszystkiego na własnej skórze.

Doña Elvira podniosła pięknie oblamowaną, batystową tkaninę białego koloru.

‒ Pani, zgodnie z życzeniem Jej Królewskiej Mości do czasu ślubu musisz nosić publicznie welon ‒ oznajmiła, czesząc długie włosy księżniczki i układając sukno na jej głowie.

Kiedy Katarzyna pojawiła się na głównym pokładzie, gdzie marynarze uwijali się, aby zacumować statek, jej oczom ukazało się Plymouth wraz z witającymi ją tłumnie mieszkańcami i powiewającymi wesoło na wietrze sztandarami. Zza welonu wszystko to widziała jak przez mgłę.

Gdy opuszczono trap, orszak pod przewodnictwem bohatera Grenady, dostojnego hrabiego de Cabra, który dowodził eskortą księżniczki, zaczął schodzić na ląd. Za nim kroczył pierwszy szambelan Katarzyny i małżonek doñi Elviry, don Pedro Manrique, a następnie drugi szambelan Juan de Diero; spowiednik Katarzyny Alessandro Geraldini, trzech biskupów oraz korowód dwórek, gentelmanów2, pokojówek i służących ‒ wszyscy ubrani w najwykwintniejsze stroje. Kto jak kto, ale przybywająca do Anglii córka najbardziej katolickich monarchów, króla Ferdynanda i królowej Izabeli, musiała być doposażona pod każdym względem!

Katarzyna wyszła jako ostatnia w asyście doñi Elviry odzianej w olśniewające adamaszki i czarny jedwab oraz w obszerny czepiec nałożony na posiwiałą głowę. Księżniczka czekała na tę chwilę przez całe życie ‒ albo przynajmniej tak jej się zdawało ‒ i nie mogła uwierzyć, że w końcu takowa nadeszła. Nosiła się z dostojeństwem i dumą, świadoma, że reprezentuje największą ostoję chrześcijaństwa ‒ swych rodziców oraz Hiszpanię. Wokół niej narastał gwar radujących się ludzi i kiedy zeszła na ląd, mimo że wciąż jeszcze czuła lekki zawrót głowy po przerażającej przygodzie na morzu, poczuła smak triumfu zaprawionego obawą. Oto stało przed nią królestwo, w którym kiedyś będzie władała. Oby Bóg sprawił, że stanie się godna tego zaszczytu i godna swego męża, tego nieznajomego księcia.

Burmistrz Plymouth i jego wystrojeni w futra i purpurę towarzysze czekali już, by powitać księżniczkę, której pokłonili się w pas.

‒ Witaj, Wasza Wysokość ‒ gruchnął donośnie burmistrz. ‒ Witaj w Anglii!

‒ Dziękuję wielmożnym panom ‒ odrzekła Katarzyna, skinąwszy głową. Ćwiczyła te słowa jeszcze na statku. Nie mówiła dobrze po angielsku, miała ciężki akcent, ale była zdeterminowana, by go opanować.

Ludzie skandowali na jej cześć. Niektórzy rozdziawiali usta na widok ciemnoskórych mauretańskich służących, ale większość przepychała się, by mieć lepszy widok na księżniczkę. Katarzyna czuła się zaszczycona serdecznym powitaniem ludu, chociaż wiedziała, że jej ojciec uważa króla Anglii za szczęśliwca, skoro ów może mieć za synową hiszpańską księżniczkę.

‒ Cóż za entuzjastyczne powitanie, Wasza Wysokość, godne samego Zbawiciela! ‒ wykrzyknął jeden z gentelmanów z jej świty. Na twarzy doñi Elviry pojawił się grymas niezadowolenia. Mężczyźni nie powinni spoufalać się z księżniczką, ale nawet surowa duenna cieszyła się z gorącego powitania, jakie zgotowano jej podopiecznej.

‒ Jego Wysokość, król, przesyła pozdrowienia, moja pani ‒ oznajmił burmistrz. ‒ Wraz z księciem Arturem oczekuje z niecierpliwością, aby powitać cię w Londynie. Ale teraz czeka na Waszą Wysokość wspaniała uczta.

Katarzyna była nieco oszołomiona, a ziemia nadal wirowała jej pod nogami. Musiała zatem skupić się, by wywrzeć jak najlepsze wrażenie.

‒ Proszę podziękować burmistrzowi w moim imieniu ‒ zwróciła się do don Pedra Manrique, który znał trochę angielski. ‒ Będę zaszczycona.

Tymczasem przy statku panował gwar, gdyż załoga rozładowywała bagaże. Hrabia de Cabra bacznie obserwował wynoszone na brzeg szkatuły z zawartością stu tysięcy koron, które stanowiły pierwszą ratę posagu Katarzyny, i to on był odpowiedzialny za ich ochronę.

Dumny jak paw burmistrz nie krył zachwytu, że może asystować Katarzynie w drodze na ucztę pośród radującego się tłumu. Jej pierwsze wrażenia, jeśli chodzi o Plymouth i jego mieszkańców, były zaskakujące. W Hiszpanii przywykła do widoku kamiennych fasad na domach wzniesionych wokół patio, a tutaj przy ulicach piętrzyły się masywne budynki o konstrukcji szachulcowej. Niektóre ‒ te bardziej zamożne ‒ miały w oknach mieniące się szybki w kształcie rombu, a większość była zwieńczona dachami krytymi strzechą, które wystawały nad wąskimi, zatłoczonymi ulicami. W tym tętniącym życiem porcie wszędzie zalatywało rybim odorem. Mało tego, kobiety witały powracających z rejsu marynarzy czułym pocałunkiem w usta ‒ i to, o zgrozo, na oczach wszystkich! W Hiszpanii taki publiczny przejaw uczuć byłby nie do pomyślenia. Niewiasty żyły tam niemal jak zakonnice, a jeśli pozwalano im na oglądanie świata z balkonu, uważały to za wielki przywilej.

W pięknej rezydencji Palace House zebrali się arystokraci i dostojnicy z Devonu, z których każdy zajął specjalnie wyznaczone dla niego miejsce przy długim stole, uginającym się od potraw. Kiedy Katarzyna wraz ze swoją świtą pojawiła się w sali, wszyscy ukłonili się nisko, później rozbrzmiał dźwięk trąbki i odmówiono dziękczynną modlitwę za posiłek.

Księżniczka prawie nic nie jadła. Wciąż czuła lekkie mdłości, poza tym odstręczał ją wygląd i smak serwowanych potraw. Trudno też było zachować grację i brać kęsy do ust, gdy jej ruchy krępował welon. Czuła zakłopotanie, ucztując z obcymi notablami, którzy się jej przypatrywali, tym bardziej że w Hiszpanii prywatność wysoko urodzonych dziewcząt była ściśle chroniona. Tutaj najwyraźniej panowały inne obyczaje i należało się do nich dostosować. Za pośrednictwem szambelana dziękowała za komplementy i bardzo starała się być uprzejma i miła, pamiętając, że matka potrafiła zjednywać sobie ludzi bez względu na ich rangę. Kiedy zaś nadeszła pora pożegnania z poczciwymi mieszkańcami Plymouth, nie miała wątpliwości, że pokochali ją za jej charakter, a nie tylko ze względu na królewskie pochodzenie.

Teraz Katarzynie najbardziej zależało na dziękczynnej modlitwie za bezpieczne dotarcie do Anglii i opuszczając Palace House, poprosiła, aby zaprowadzono ją do świątyni. Burmistrz ochoczo towarzyszył jej w drodze do kościoła Świętego Andrzeja, gdzie tęgawy ksiądz odprawił mszę. Uklękła i w nabożnym uniesieniu podziękowała Bogu za łaskę, prosząc jednocześnie, aby oddalił od niej karę za ów straszliwy czyn, którego dopuszczono się dla jej dobra; i aby na angielskim dworze powiodło jej się równie wspaniale jak w Plymouth.

Przed kościołem czekała już konna lektyka oraz panowie z Devonu, gotowi asystować orszakowi Katarzyny do Exeter, gdzie miała przenocować. Co prawda wolałaby zostać w Plymouth i odpocząć, ale burmistrz przekazał guwernantce list od doktora de Puebli, w którym informowano, że król Anglii, który już wystarczająco długo czekał na przyjazd przyszłej synowej, pilnie musi się z nią spotkać. Kiedy księżniczka usadowiła się wygodnie w lektyce na haftowanych jedwabnych poduszkach, doña Elvira, która dobrze mówiła po angielsku, nakazała spuścić zasłony, bo ‒ zgodnie z hiszpańską etykietą ‒ nikt nie powinien skupiać wzroku na twarzy królewskiej panny młodej do czasu jej ślubu.

Katarzyna nie mogła zmrużyć oka. Wiatrowskaz na iglicy kościoła St Mary Magnus w Exeter, tuż obok dekanatu, skrzypiał bezlitośnie i posłała służącego, aby złożył skargę. Ale nie tylko to powodowało bezsenność. Po dwóch dniach na obcej ziemi nagle zaszlochała w poduszkę, ogarnięta palącą tęsknotą za domem i matką. Kiedy pomyślała, co musi przeżywać Izabela po odesłaniu najmłodszej latorośli z domu, płakała jeszcze bardziej.

‒ Madre, madre! ‒ wzdychała.

Matka, nawet pochłonięta sprawami polityki i wojny, od zawsze pełniła w jej życiu rolę przewodniczki. Przez wiele stuleci Hiszpanię zajmowali niewierni Maurowie ‒ okrutny i dziki lud, który zawarł pakt z samym diabłem. Nawiedzali Katarzynę w dziecięcych koszmarach, wzbudzając takie samo przerażenie jak straszydło z workiem, El Roba-Chicos, które porywało dzieci.

Księżniczka wyssała z mlekiem mamki opowieści o tym, jak przez setki lat władcy chrześcijańskich królestw na Półwyspie Iberyjskim dzielnie walczyli przeciwko Maurom, stopniowo ‒ kawałek po kawałku ‒ odzyskując ziemię. Opowiadano jej o wspaniałych czasach, kiedy ojciec, król Aragonii, i matka, królowa Kastylii, wzięli ślub i zjednoczyli Hiszpanię pod wspólnymi rządami. Potem oboje wytrwale najeżdżali terytoria Maurów i w 1492 roku poddało się ostatnie niewierne królestwo Grenady.

Katarzyna miała wtedy sześć lat, ale doskonale pamiętała, jak wraz z rodzicami, bratem Janem i siostrami jechała przez rzekę Vega, by zobaczyć wspaniały srebrny krzyż króla Ferdynanda ustawiony na strażnicy pałacu Alhambra oraz wciągnięty tuż obok królewski sztandar ‒ był to sygnał dla królewskiej procesji, która miała wkroczyć do miasta. Nie mogła przecież zapomnieć chwili, w której setki rozradowanych gapiów skandowały na cześć króla Ferdynanda i królowej Izabeli ani momentu, w którym rodzice na kolanach dziękowali Bogu za wspaniałe zwycięstwo.

Wszystkie ich dzieci mieszkały jeszcze wtedy razem: pogrążona w smutku Izabela, odziana we wdowi strój i opłakująca Alfonsa, króla Portugalii, który po zaledwie siedmiu miesiącach małżeństwa zginął tragicznie, upadając z konia; Jan, książę Asturii, umiłowany następca tronu ‒ „mój anioł”, jak nazywała go królowa matka; neurotyczna Joanna, rodzinna piękność, która pragnęła stanąć na ślubnym kobiercu; spokojna Maria; i wreszcie najmłodsza z nich ‒ Katarzyna. To były szczęśliwe lata. Po podboju Grenady Katarzyna i jej siostry zamieszkały w pałacu Alhambra. Ta stara twierdza była magicznym miejscem dla dzieci, które uwielbiały buszować po pałacowych zakamarkach pełnych kolorowych mozaik, dziwacznych mauretańskich dekoracji, pawilonów, sklepionych patio czy ogrodów z sadzawkami i fontannami, gdzie niegdyś kalifowie mieli swoje haremy. Widok na góry Sierra Nevada z pałacu Generalife, w którym dawniej w porze letniej odpoczywali sułtani, zapierał dech w piersiach.

Siostry rzadko opuszczały swój pełen słońca dom, chyba że z powodu ważnych oficjalnych uroczystości. Katarzyna wzruszyła się na wspomnienie długich, pięknych dni spędzonych w pałacu Alhambra. Przyszłość wydawała się wtedy odległa, a ona z radością oddawała się dziecięcym zabawom lub przykładała się do nauki. To smutne, że dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo była wówczas szczęśliwa.

Królowa Izabela uważała, że księżniczki powinny odebrać gruntowne wykształcenie, dlatego powierzyła nauczanie Katarzyny księdzu Alessandro Geraldiniemu. To właśnie on nauczył ją czytania i pisania, przysposabiał do języka łacińskiego i literatury antycznej, podsuwał lektury o tematyce religijnej, aby odpowiednio rozwijać młody umysł i kształtować cnoty. Teraz zaś towarzyszył jej w Anglii jako kapelan. Z kolei duenna nauczyła ją tańca i robótek ręcznych oraz wprowadziła w arkana czarnego haftu hiszpańskiego. Co prawda stwierdzenie, że świetnie haftowała, zostałoby uznane za brak skromności, ale mimo wszystko nie można było jej odmówić talentu w tej dziedzinie.

Rok, w którym skończyła siedem lat, był ekscytujący. Niedługo po upadku Grenady do Hiszpanii powrócił Krzysztof Kolumb, aby oznajmić, że odkrył nowy ląd za Atlantykiem. Królowa Izabela sfinansowała wyprawę, Kolumb zaś przywiózł na hiszpański dwór złoto oraz tubylców, których schwytano podczas ekspedycji. Te ciemnoskóre, odziane w dziwaczne stroje, biedne pogańskie istoty wyglądały na przerażone i chore. Katarzynę bardziej jednak zaintrygowały kolorowe ptaki i rośliny, które pokazał jej Kolumb ‒ jego oczy błyszczały wtedy na myśl o perspektywie kolejnych wypraw. Alessandro Geraldini uświadomił jej, jak ważnym wydarzeniem jest odkrycie Kolumba ‒ teraz, kiedy Turcy kontrolowali wschodnią część basenu Morza Śródziemnego, kluczową sprawą było znalezienie nowych szlaków handlowych na Wschód. Pewnego dnia rozmarzony ojciec wyznał jej, że ma nadzieję kiedyś odwiedzić ten nowy, wspaniały świat i zobaczyć go na własne oczy.

Nieuniknionym było, że starsze siostry Katarzyny wkrótce wyjdą za mąż i się wyprowadzą. Księżniczka miała dziesięć lat, kiedy Joanna spiesznie wyjechała do Flandrii, by zostać żoną Filipa Pięknego, księcia Burgundii, i po jej wyprowadzce w domu nastała cisza. Kolejna siostra, Izabela, pragnęła wstąpić do klasztoru, by ukoić żal po stracie męża, ale król Ferdynand żywił wobec niej inne plany i wysłał ją do Portugalii, gdzie miała poślubić nowego króla ‒ Manuela, kuzyna jej zmarłego męża. Trzy lata później młoda Izabela zmarła, a wdowca poślubiła Maria. Katarzyna została sama.

Było to po wielkiej rodzinnej tragedii. Księżniczka wciąż bolała nad utratą swego ukochanego brata Jana, który zmarł przed czterema laty, jako zaledwie dziewiętnastolatek, a rodzice nie potrafili pogodzić się ze stratą jedynego syna. Delikatny książę, który nie cieszył się długo małżeństwem z młodą Małgorzatą Austriaczką, siostrą arcyksięcia Filipa, miał umrzeć ‒ jak mówiły plotki ‒ w wyniku nadmiernej aktywności w alkowie. Katarzyna nie do końca rozumiała, co oznaczają te słowa, lecz była świadoma, jak i wszyscy wokół, że Hiszpania pozostała teraz bez męskiego dziedzica. Następna w kolejce do tronu była Joanna ‒ neurotyczna i smutna siostra, która od dzieciństwa miała kłopoty z zachowaniem równowagi emocjonalnej, i której życie stało się udręką wskutek niewierności męża.

Zgnębiona troskami i żałobą królowa wyraźnie postarzała się w owych latach. Jej niegdyś piękną skórę pokryły zmarszczki, a oczy koloru morza stały się podkrążone i straciły dawny blask. Niemniej dla Katarzyny bogobojna matka wciąż pozostawała ideałem chrześcijańskiej monarchini. Niektórzy uważali, że kobiety nie powinny sprawować władzy ani rządzić mężczyznami, ale Izabela swoim przykładem dowiodła, że nie mają racji. Władała królestwem ‒ mało tego, dowodziła wojskiem ‒ i nie powstrzymywały jej nawet sprawy związane z kobiecą naturą. Katarzyna słyszała kiedyś, że podczas kampanii przeciwko Maurom matka powiła córkę, Marię, i w przeciągu kilku dni z powrotem dosiadła wierzchowca.

Co prawda, Izabela nie miała wiele czasu dla rodziny, lecz kochała swoje dzieci. Bez ustanku troszczyła się o dobrobyt swoich latorośli i ‒ o ile pozwalał jej na to czas ‒ osobiście kierowała ich edukacją. Była dla nich ostoją, podczas gdy pragmatycznemu i skupionemu na sobie Ferdynandowi bardziej zależało na potencjalnych korzyściach związanych z posiadaniem potomków. Katarzynie od dziecka wpajano, że ojcu należy się szacunek i posłuszeństwo, ale nie kochała go tak bardzo jak matkę. Izabela była ucieleśnieniem wszystkiego, o czym marzyła jej najmłodsza córka i to z niej zawsze starała się brać przykład.

Księżniczka była wniebowzięta, kiedy na krótko przed pożegnaniem (modliła się, aby nie okazało się ostatnie) Izabela oznajmiła jej:

‒ Ze wszystkich moich dzieci jesteś najbliższa memu sercu, Catalino. Oby Bóg ci błogosławił.

Katarzyna uwierzyła wtedy, że wszystko będzie dobrze, skoro matka wspierała ją modlitwami.

Nie chciała myśleć o zbliżającym się pożegnaniu. Moment ten przekładano tak często, że zaczęła wierzyć, iż nigdy nie nastąpi. W końcu jednak przyszedł dzień, w którym po raz ostatni uklękła przed matką, by przyjąć jej błogosławieństwo i poczuć jej kochające ramiona w pożegnalnym uścisku. Na to wspomnienie, czując palącą tęsknotę za domem, znowu zapłakała.

Tej nocy Katarzynie towarzyszyła pokojowa Francesca de Cáceres, która zasnęła na sienniku u podnóża łoża księżniczki, a jej ciemne loki leżały rozsypane na poduszce. Słysząc szlochanie, podniosła się, przecierając swoje migdałowe oczy.

‒ Co się stało, Wasza Wysokość? Dlaczego płaczesz? ‒ zapytała.

Katarzyna nie pałała do niej tak dużą sympatią, jak do ukochanej Marii, ale potrzebowała rozmowy.

‒ Trochę dokucza mi tęsknota za domem ‒ westchnęła, starając się uspokoić samą siebie. ‒ Czy ty też czasami tęsknisz za swą matką?

‒ Oczywiście że tak, Wasza Wysokość ‒ odparła Francesca. ‒ To zupełnie naturalne i dziwnym byłoby, gdybyśmy nie tęskniły.

‒ Myślisz, że kiedykolwiek jeszcze będzie nam dane spotkać się z matkami? ‒ spytała Katarzyna.

‒ Może nie od razu, Wasza Wysokość. Ale książę Artur z pewnością zechce kiedyś odwiedzić Hiszpanię albo królowa Izabela przybędzie z wizytą do Anglii.

Katarzyna pomyślała ze smutkiem, że jest to mało prawdopodobne. Nie pamiętała, żeby jej matka kiedykolwiek opuściła Hiszpanię. „Jeśli nadal będę się tak zadręczać, oszaleję”, pomyślała. Wszak jej babka Izabela postradała zmysły. Księżniczka przypomniała sobie, jak podczas odwiedzin w ponurym zamku Arévalo widziała babkę skarżącą się, że nawiedzają ją duchy. To przerażające doświadczenie zapadło młodej Catalinie w pamięć. Na domiar złego krążyły plotki, że również Joanna popadała w obłęd ‒ ponoć dostawała ataków wściekłości i rzucała się na flamandzkie damy dworu, na które Filip ośmielił się spojrzeć. „Dobry Boże, nie pozwól, abym i ja tego doświadczyła”, modliła się w duchu.

Skupiła się teraz na księciu Arturze. Całe życie myślała o nim jako o przyszłym mężu, mimo że ich małżeństwo zostało zawarte przez pełnomocnika dopiero przed dwoma laty i ponownie przypieczętowane w zeszłym roku dla umocnienia sojuszu. Król Henryk planował zorganizować oficjalne przyjęcie z rozmachem, jakiego jeszcze na angielskiej ziemi nie widziano. I to pomimo nalegań rodziców panny młodej, którzy nie chcieli, żeby ich córka stała się powodem zbyt wielkich wydatków dla Anglii. Król jednak pozostał nieugięty w tej sprawie, a Katarzyna domyślała się, z jakiego powodu ‒ był władcą tylko na prawie podboju i potrzebował jednej z cór potężnej Hiszpanii, aby przypieczętować swoją suwerenność i legitymizować władzę. Fortuna wydana na ślubne uroczystości stanowiła zatem niewielką cenę za uznanie ze strony Ferdynanda i Izabeli.

Katarzyna wiedziała, że jej ojciec żywił obawy względem niepewnego fundamentu władzy Henryka. Co prawda Henryk pokonał króla Ryszarda w bitwie pod Bosworth, ale do Hiszpanii dotarły wieści o potencjalnym zagrożeniu ze strony licznych krewniaków zwyciężonego monarchy, którzy mogli podważyć legalność nowej władzy. Pojawili się też pretendenci, którzy próbowali obalić Henryka. W zeszłym roku jednak Ferdynand oznajmił Katarzynie, że Anglia została wreszcie oczyszczona z ostatnich uzurpatorów i zagrożenie minęło. Nie chciała się nawet zastanawiać, co miał wówczas na myśli, a i teraz starała się nie zaprzątać sobie tym głowy. Mimowolnie jednak zadała sobie pytanie, do czego posunął się Henryk, by postawić na swoim? Wszak wiedziała, jakie chodzą słuchy…

Wolała ponownie skupić myśli na Arturze. Portret przedstawiał młodzieńca o rumianych policzkach, wąskich oczach z mięsistymi dolnymi powiekami oraz zaciśniętymi pąsowymi ustami. Nie wyglądał tak mężnie, jak go jej opisano, lecz bardzo chłopięco i dziecinnie. Ale portrety są jak ludzie, często mijają się z prawdą…

Gdy zaczęły ją męczyć te nocne rozważania, pocieszyła się, że nazajutrz wstanie nowy dzień i poczuje się lepiej. Wiatrowskaz wreszcie przestał skrzypieć. Francesca drzemała i Katarzyna również postanowiła zasnąć. Zamknęła oczy, starając się myśleć tylko o przyjemnych rzeczach.

W Dogmersfield tak przemarzła, że nie mogła przestać dygotać z zimna. W górnej izbie w pałacu biskupim kazała przestawić swój stół bliżej kominka, z którego buchał ogień, marząc o ciepłym zaciszu, gdzie mogłaby przepisywać angielskie zwroty. Gdy jednak siedziała przodem do ognia, jej plecy wyziębiły się na wskroś, a kiedy musiała wstać, by skorzystać z locus secretus w samym końcu pokoju, zaczęła szczękać zębami. Ogień z kominka nie ogrzewał kamiennych ścian. Zima zbliżała się na dobre i Katarzyna usilnie starała się nie myśleć o ciepłym hiszpańskim klimacie. Tylko jak miała wytrzymać te miesiące okropnego zimna?

W komnacie sypialnej było niewiele cieplej. Maria szykowała księżniczkę do spania i gdy rozwiązała jej suknię, usłyszały głośny tętent kopyt i stukot. Słychać było jakiś gwar, a potem podniesiony męski głos.

Chwilę później do sypialni wpadła doña Elvira. Na niewzruszonej zwykle twarzy duenny pojawiły się teraz wypieki, a jej ruchy zdradzały wściekłość ‒ ledwie mogła złapać oddech.

‒ Przyjechał król z księciem Arturem ‒ oświadczyła zachrypłym głosem. Katarzyna zadrżała, ale doña Elvira nie zwracała na to uwagi. ‒ Jego Królewska Mość zachowuje się skandalicznie! ‒ żachnęła się. ‒ Przekazałam mu, że Wasza Wysokość udała się właśnie na nocny spoczynek, ale on oznajmił, że chciałby się z tobą widzieć. Wyjaśniłam, że to niemożliwe, a on spojrzał na mnie tak srogo, jakbym coś przed nim ukrywała.

Nie dość, że król się rozgniewał, to jeszcze okazało się, że doña Elvira nie jest tak nieomylna, jakby się wydawało! Księżniczka poczuła nagle, że grunt usuwa jej się spod nóg. Jakżeby śmiała urazić króla przy pierwszym i najważniejszym spotkaniu? Przecież cała jej przyszłość spoczywała w jego rękach i to on był tutaj panem. Doña Elvira narobiła tylko kłopotów.

‒ Muszę przywitać się z Jego Wysokością, skoro tego sobie życzy ‒ stwierdziła. ‒ Mario zawiąż mą suknię, proszę.

Maria ruszyła spiesznie, by spełnić swój obowiązek, na co duenna zareagowała gniewem.

‒ Wasza Wysokość nigdzie nie pójdzie! ‒ sprzeciwiła się stanowczym tonem. ‒ Cały ten król jest ordynarny i brak mu dobrych manier. I wbrew temu, co mówiła twoja matka, nie szanuje hiszpańskich obyczajów! Chciał wiedzieć, czemu nie pozwalam na spotkanie z tobą, a kiedy mu wyjaśniłam, zapytał: „Coś jest nie tak z księżniczką? Jest jakaś nieładna czy koślawa?”. Nie powinnam ci tego powtarzać, Wasza Wysokość, ale uznałam, że musisz wiedzieć.

Sytuacja pogarszała się z każdą chwilą. Doña Elvira musiała wreszcie zrozumieć, że są w Anglii i że nie zawsze trzeba przestrzegać hiszpańskiej etykiety. W przeciwnym razie niezłomna duma guwernantki może zniweczyć całe lata ostrożnych negocjacji.

‒ Oznajmiłam mu ‒ kontynuowała duenna ‒ że w Hiszpanii młoda dama w towarzystwie mężczyzny musi zasłaniać twarz welonem i nie omieszkałam mu przypomnieć, że udałaś się już na spoczynek. I wiesz, co on na to?

Serce Katarzyny znowu zamarło.

‒ Odrzekł, że jesteśmy w Anglii i że może na ciebie patrzeć, ile mu się żywnie podoba, nawet jeśli leżysz w łóżku. Cóż za bezwstydnik? To kraj dzikusów!

Tego już było za wiele.

‒ Doño Elviro ‒ powiedziała stanowczo Katarzyna ‒ król jest moim teściem i to jest jego królestwo. Naszym obowiązkiem jest słuchać jego rozkazów i przestrzegać angielskich obyczajów. Nie zrozum mnie źle, ale muszę czynić to, co on rozkaże.

Doña Elvira spojrzała na nią z politowaniem. Zapadła niezręczna cisza, którą przerwała odpowiedź guwernantki.

‒ Nie jestem głupia, Wasza Wysokość. Nie miałam śmiałości, by dalej z nim dyskutować, nawet w imię czystej przyzwoitości, więc powiedziałam, że skoro taka jest jego wola, niechaj zobaczy się z Waszą Wysokością. Masz rację, nie mamy wyboru! Mario, zawiąż suknię i podaj welon.

Kolejny raz pokazując, kto tu rządzi, wzięła grzebień i zaczęła pospiesznie czesać długie, kasztanowe włosy księżniczki.

Katarzyna stała cierpliwie, patrząc na swoje odbicie w zwierciadle. Bez względu na wszystko, jeśli król poprosi, by podniosła welon, posłucha go. Jej matka na pewno dowie się o tym ‒ doña jak zwykle jej doniesie ‒ ale Katarzyna wierzyła, że królowa okaże zrozumienie. Poza tym matka zapewne życzyłaby sobie, aby jej córka była posłuszna woli króla. Kiedy wpatrywała się we własne odbicie, jej serce trzepotało w piersi i nadal drżała ‒ nie tylko z powodu chłodu panującego w komnacie. Miała jedynie nadzieję, że królowi i księciu spodoba się jej wygląd ‒ ładna, okrągła twarz, delikatny podbródek, łagodne szare oczy, miękkie usta i jasne czoło.

‒ Jeśli będziesz zmuszona odsłonić twarz, Wasza Wysokość, pamiętaj, co ci mówiłam ‒ rzuciła oschle guwernantka ‒ spuść wzrok, jak przystało na skromną niewiastę. Nie wpatruj się w niego!

Po chwili Katarzyna była już gotowa. Maria posłała jej szelmowski uśmiech i zeszła po schodach, aby zaprosić króla do komnaty.

Zaraz miała stanąć twarzą w twarz z przeznaczeniem. I tak oto do komnaty wszedł dostojny hrabia de Cabra, kłaniając się w pas, a wraz z nim wkroczył wysoki jegomość w średnim wieku, ubrany w jeździecki strój, wysokie buty i płaszcz. Miał wyraziste rysy twarzy, wydatny ptasi nos, a jego posiwiałe jasnobrązowe włosy opadały na futrzany kołnierz. Śmiało mierzył ją wzrokiem. Po wytwornym futrze i aksamitnym bonecie ozdobionym klejnotami zorientowała się, że oto stoi przed nią we własnej osobie król Anglii Henryk VII, pierwszy władca z rodu Tudorów. Uklękła, a za jej przykładem poszły dwórki.

‒ Witaj w mym królestwie, Katarzyno ‒ rzekł. Gdy hrabia tłumaczył jego słowa, Henryk podszedł bliżej, ujął ją za ręce i podniósł z kolan. Głos miał wysoki, ale męski, niemal melodyjny. Usłyszała kiedyś, że w jego żyłach płynie walijska krew ze strony ojca, a Walijczycy słynęli z muzykalności.

Zanim Katarzyna odpowiedziała, król puścił jej ręce, podniósł welon i uśmiechnął się.

‒ Nie mylili się królewscy dyplomaci ‒ rzekł pełen zachwytu. ‒ Słyszałem o bogactwach Hiszpanii, ale oto stoi przede mną największy skarb. Jesteś po dwakroć mile widziana, Wasza Wysokość, ze względu na twą urodę i piękne lico.

Chwycił jej dłonie i złożył na nich pocałunek. W międzyczasie don Pedro Manrique tłumaczył królewskie słowa.

‒ Dziękuję, Wasza Królewska Mość ‒ odpowiedziała, recytując przećwiczoną wcześniej kwestię i, nie bacząc na niewzruszoną twarz guwernantki, odważyła się na uśmiech.

‒ Zaiste nie wyglądasz jak rodowita Hiszpanka ‒ oznajmił Henryk. ‒ Z rudymi włosami przypominasz Lancasterkę, całkiem podobnaś do mnie i Artura. Na Boga, wyglądasz jak Angielka! Ale przecież płynie w nas ta sama krew, wszyscy pochodzimy od starego Jana z Gandawy i króla Edwarda III! Nie mógłbym życzyć sobie lepszej żony dla syna.

‒ Jestem bardzo dumna z mej angielskiej krwi ‒ odparła Katarzyna po hiszpańsku. ‒ Nadano mi imię po prababce, Katarzynie z Lancasterów.

‒ Córce samego Jana z Gandawy! No proszę, proszę ‒ odrzekł. ‒ Ale dość tego, wszak nie będzie ci stary ojczulek przeszkadzał w spotkaniu z mężem! ‒ Król zażartował sam z siebie, po czym odsunął się, a oczom Katarzyny ukazał się młodzieniec stojący przy wejściu w asyście kilku lordów.

W pierwszej chwili księżniczkę ogarnęło przerażenie, ale starała się go nie okazywać. Oto stał przed nią chłopiec z portretu, niewiele starszy, a jednak wyglądał inaczej. Książę Artur był wysoki i tak jak jego ojciec miał jasne, kasztanowe włosy. Wydawał się pewny siebie, co było typowe dla osób książęcej krwi, ale w oczy rzucała się jego chudość, której nie dało się ukryć pod ciężkim, podróżnym strojem. Ubranie dosłownie na nim wisiało. Nawet w świetle świec mogła dostrzec, że jego policzki wcale nie były naturalnie różowe, ale blade, ze skłonnością do wypieków.

Ponownie uklękła. Artur posłał jej niepewny uśmiech, ukłonił się nisko i pomógł wstać. Jego ręce były bardzo zimne. Następnie pochylił się, by musnąć jej usta tak, jak czynili to mieszkańcy Plymouth. Dowiedziała się później, że takie zachowanie jest w Anglii naturalne. Nie miała odwagi spojrzeć na doñę Elvirę.

Posiłkując się łaciną, Artur zapytał, jak minęła jej podróż. Jego głos był delikatny i melodyjny. Zapewniła go, również po łacinie, że podróż zakończyła się dobrze.

‒ Zgotowano mi w Anglii niezwykle ciepłe powitanie ‒ rzekła.

‒ Słyszałem, że statek omal nie poszedł na dno ‒ odparł Artur. ‒ Bardzo się martwiliśmy i poczuliśmy ulgę na wieść, że dotarłaś bezpiecznie, pani.

‒ Tak, to było straszne ‒ odpowiedziała, szukając na jego twarzy śladu jakichkolwiek uczuć, jakiejś oznaki, że mu się spodobała.

‒ Cóż, ważne, że już po wszystkim ‒ stwierdził. Posłali sobie zakłopotane uśmiechy, nie wiedząc, o czym mają dalej rozmawiać. Na szczęście król uratował sytuację, zapraszając na toast z okazji radosnego spotkania i na pogawędkę o weselnych planach.

Artur niewiele się odzywał. Co prawda, grzecznie zagadnął, czy ma wygodne zakwaterowanie, czy smakuje jej angielska kuchnia i o inne tego typu sprawy, ale Katarzyna była skonsternowana jego rezerwą. W porównaniu do ciepłego powitania, jakie zgotował jej Henryk, Artur przyjął ją chłodno. Przypomniała sobie pełne tęsknoty listy od księcia, w których pisał, jak niecierpliwie czeka na jej przybycie. W jej sercu pojawiła się niepewność. Czy sprawiła mu zawód? Nie mogła wyczuć w nim żadnego afektu ani żadnego entuzjazmu ‒ tego zainteresowania, jakie jej brat Jan od samego początku okazywał swojej wybrance. Mogła dostrzec w nim jedynie coś, co poniewczasie dostrzegła u swojego brata ‒ oznaki choroby. Artur wyglądał tak mizernie, że obawiała się jakiejś paskudnej przypadłości. Niemniej to właśnie on został jej przeznaczony na męża i zgodnie z radą matki sama musiała postarać się, aby go w sobie rozkochać.

‒ Musisz być zmęczony podróżą, panie ‒ powiedziała, czując, że łacina brzmi zbyt pompatycznie i znowu obiecując sobie, że szybko nauczy się języka angielskiego. ‒ Jest zimno i zapewne ciężko jeździ się po zmarzniętej ziemi.

‒ Przemarzłem do szpiku kości, Wasza Wysokość ‒ przyznał Artur. ‒ Zapewne Anglia wydaje ci się zbyt zimna w porównaniu do Hiszpanii.

‒ To prawda, ale i tak bardzo mi się podoba ‒ odparła.

Nie było to całkiem zgodne z prawdą. Zamknięta w lektyce podczas długiej podróży nie zdążyła zobaczyć zbyt wiele ‒ jedyne na co mogła sobie pozwolić, to ukradkowe spojrzenia na krajobraz zza odsuniętych zasłon. Teraz jednak odpowiedziała dyplomatycznie i oby Bóg sprawił, że jej słowa kiedyś okażą się prawdziwe.

‒ Ogrzej się przy ogniu, mój panie ‒ zaproponowała, widząc że król przygląda się im z aprobatą, gdy kroczyli razem przez komnatę. Artur wziął kielich z winem, napił się i zakaszlał. ‒ Czy wszystko w porządku, Wasza Wysokość? ‒ zapytała.

‒ Owszem, to tylko przeziębienie ‒ odparł książę, znowu pokasłując.

‒ W takim razie ufam, że wkrótce wyzdrowiejesz! ‒ powiedziała pocieszająco.

‒ Jesteś bardzo uprzejma, pani ‒ rzekł Artur. ‒ Wybacz, jeśli nie powitałem cię tak serdecznie, jak powinienem. Jestem zmęczony podróżą do Easthampstead, gdzie spotkałem się z ojcem. Wkrótce dojdę do siebie i mam nadzieję być lepszym towarzyszem dla ciebie, moja pani. Cieszę się, że tu jesteś.

Zarumienił się, a Katarzyna poczuła do niego sympatię. Zapewne oceniła go zbyt pochopnie, biorąc jego zmęczenie i być może wrodzoną nieśmiałość, za obojętność. I nagle znowu ujrzała przyszłość w jaśniejszych barwach. Wszystko zdawało się zmierzać ku lepszemu.

Dopiero około północy całe towarzystwo udało się na spoczynek. Katarzyna dobrze się bawiła i na prośbę króla wezwała swoich grajków. Wraz ze dwórkami, przy dźwiękach obojów i puzonów, tańczyła powolny uroczysty tanieczwanypavaniglia3.Artur, który po winie i słodkich przekąskach nabrał nieco sił, dołączył do dam, a one zaczęły uczyć go kroków dostojnego tańca baja4. Następnie, gdy wszyscy klaskali, przyciągnął jej dłonie do swych ust i pocałował.

Wyjeżdżając następnego ranka, czuł się nieco lepiej.

‒ Do zobaczenia, moja pani ‒ powiedział po łacinie. ‒ Czekam na ciebie w Londynie. Pocałował jej rękę, ukłonił się i odszedł, by dołączyć do ojca i reszty towarzyszy. Katarzyna pomodliła się za jego szybki powrót do zdrowia.

1 Duenna – opiekunka młodych kobiet, dama do towarzystwa; także ochmistrzyni na dworze. Doña to z kolei hiszpański tytuł grzecznościowy, łączony z imieniem kobiety (przyp. red.).

2 Pojęcie to określało mężczyznę z dobrej rodziny, po łacinie gentilis; szlachta nieutytułowana, bez formalnego tytułu szlacheckiego (przyp. red.).

3 Inaczej pawana, taniec dworski w metrum dwudzielnym (przy. tłum)

4 Czylibasse danse (niski taniec), w Hiszpanii nazywany baja danza (przyp. tłum).

Rozdział II

1501

Orszak powoli zbliżał się do Londynu. Księżniczka najpierw miała przenocować w Kingston, a następnego dnia w pałacu arcybiskupa Canterbury w Lambeth, na południe od wielkiej Tamizy. Gdy tak jechali wzdłuż rzeki przez łagodne wzgórza hrabstwa Surrey, zimowy krajobraz wyglądał szaro i ponuro, poza tym lekko prószył śnieg. Katarzyna otuliła się futrem aż po samą brodę, tęskniąc jak nigdy za ciepłym klimatem Hiszpanii.

Z oddali słychać było tętent zbliżających się koni. Jeźdźcy byli coraz bliżej i bliżej, a Katarzyna, popatrując przez szczelinę w skórzanych zasłonach, ujrzała istną hordę oficjeli ubranych w czerwono-czarne stroje. Na ich czele znajdowali się dwaj jegomoście dumnie prezentujący się w siodłach ‒ młody mężczyzna i chłopiec. Gdy się zbliżyli, ów młody, całkiem postawny człowiek, ubrany w aksamitny płaszcz obszyty sobolami, dał znak pozostałym, by się zatrzymali.

‒ Panowie, czekamy na księżną Walii ‒ krzyknął. ‒ Z rozkazu Jego Królewskiej Mości mamy eskortować ją do Lambeth.

‒ Jestem tutaj, panie ‒ zawołała Katarzyna, odsuwając zasłony. Hrabia de Cabra podjechał bliżej, by służyć jej za tłumacza.

Dwaj wielmożowie natychmiast zsiedli z koni, zdjęli nakrycia głowy i uklękli.

‒ Edward Stafford, książę Buckingham, do twych usług, pani ‒ powiedział odświętnie wystrojony mężczyzna. ‒ Mam zaszczyt przedstawić Henryka, księcia Yorku, młodszego syna naszego króla.

Katarzyna spojrzała na klęczącego obok wyrośniętego młodzieńca o pulchnych, rumianych policzkach. Miał wąskie oczy i usta niczym pączek róży, tak jak jego brat Artur, ale na tym podobieństwo się kończyło. Artur był blady i wychudzony, jego brat zaś przysadzisty i krzepki, i nawet klęcząc, emanował witalnością i pewnością siebie. Bez wątpienia prezentował się jak prawdziwy książę.

Gdy na prośbę Katarzyny obaj wstali, zauważyła, że książę Henryk, ubrany w wytworną purpurę z gronostajowym futrem, uśmiecha się do niej szeroko. Cóż za zuchwały łobuziak!

‒ Witaj w Anglii, Wasza Wysokość ‒ oznajmił. Jego niezbyt jeszcze męski głos brzmiał władczo. ‒ Mój brat przesyła pozdrowienia i prosił przekazać, że z niecierpliwością odlicza dni do ślubu z tobą, pani.

Zuchwały wzrok Henryka sugerował, że gdyby to on znalazł się na miejscu Artura, odmierzałby czas jeszcze gorliwiej. W jakim wieku naprawdę był ten chłopiec? Choć był o pięć lat młodszy od Artura, jak jej niegdyś powiedziano, wyglądał na szesnastolatka, a nie na dziesięciolatka!

‒ Umość się wygodnie w lektyce, Wasza Wysokość. Będziemy ci asystować w drodze do Kingston ‒ rzekł książę Buckingham. ‒ Zapada noc i niedługo dotrzemy na miejsce. Daj tylko znać, gdy będziesz czegoś potrzebowała, pani.

Katarzyna podziękowała mu, zasunęła zasłony i wtuliła się w futra. Książę Henryk ją zaintrygował. Był przystojnym młodzieńcem o niewątpliwym uroku i, co więcej, w tak krótkim czasie zdążył okazać jej tyle uprzejmości. Artur był powściągliwy i niepewny siebie, a ona nie mogła przestać się zastanawiać, jak potoczyłoby się jej życie, gdyby została przeznaczona jego bratu. Czy odczuwałaby większą ekscytację i podniecenie? Ach, nawet na samą myśl o tym czuła się nielojalna wobec Artura. Jak mogła rozmyślać w ten sposób o dziesięciolatku? Niemniej z łatwością dostrzegła w chłopcu cechy przyszłego mężczyzny i nietrudno było zauważyć, że Henryk bez trudu mógłby przyćmić brata. Daj Boże, aby nie miał zbyt wygórowanych ambicji!

Katarzyna stała zamyślona, próbując opanować ekscytację, podczas gdy doña Elvira wraz z pokojówkami przygotowywała ją na londyńskie powitanie. One same były już wystrojone w wytworne hiszpańskie suknie ze złoceniami i haftami, a teraz pomagały księżniczce założyć fortugał. Zawiązały jej suknię spodnią tak ciasno, że ledwie mogła oddychać, a potem ubrały ją w ciężką, aksamitną suknię z rękawami w kształcie dzwonu i pełną marszczoną spódnicę.

Gdy Katarzyna przeglądała się w zwierciadle, spostrzegła w odbiciu, że jej przyjaciółka Maria próbuje ukryć uśmiech.

‒ Ta suknia jest tak szeroka, jak ja wysoka. Jestem zbyt niska na taki ubiór ‒ stwierdziła księżniczka na myśl o fortugale. ‒ Dlaczego nie mogę ubierać się według angielskiej mody?

Doña Elvira nie wierzyła własnym uszom.

‒ Dlatego, że jest nieprzyzwoita, Wasza Wysokość! ‒ parsknęła. Nie kryła dezaprobaty dla strojów Angielek, które nosiły wydekoltowane, podkreślające figurę suknie bez stelażu. ‒ Tę suknię wybrała dla ciebie twoja matka. Była bardzo kosztowna!

Doña Elvira nie była w dobrym humorze, a na jej podbródku trzęsły się fałdy tłuszczu. Dopiero co przegrała bitwę o lektykę, Katarzyna bowiem uparła się, że przez miasto pojedzie konno, aby ludzie mogli ją oglądać, ale teraz postanowiła nie dać za wygraną.

‒ To także musisz założyć! ‒ rozkazała.

„To” było niewielkim kapeluszem z płaską główką i szerokim rondem na wzór kardynalskiego nakrycia głowy. Guwernantka włożyła je na głowę Katarzyny, na ozdobiony klejnotami wenecki czepiec, i zawiązała złotą tasiemkę pod brodą. Na szczęście nikt nie wspominał o welonie.

O dziwo, listopadowe niebo było tego dnia jasne, a chłód nie dokuczał już tak bardzo; księżniczka powoli przyzwyczajała się do angielskiego klimatu i uznała, że jest gotowa na wyjście bez płaszcza. Chciała wywrzeć na mieszkańcach jak najlepsze wrażenie. To miał być wyłącznie jej triumf, bez oficjalnego udziału królewskiej pary i księcia Artura.

Za wspaniałą bramą pałacu Lambeth czekała już hiszpańska procesja: wytwornie ubrani prałaci, dygnitarze, arystokraci i rycerze. Stał tam także wierzchowiec z pięknym czaprakiem oraz kunsztownie wyściełanym siedziskiem przymocowanym do siodła. Z niewymuszoną gracją stanęła przy koniu, po czym podszedł do niej szpetny, zgarbiony i niski mężczyzna z rzadką brodą i haczykowatym nosem, odziany w płaszcz z żółtego adamaszku. Jak zwykle dumna i wyniosła doña Elvira przedstawiła jegomościa ‒ doktora de Pueblę. Doktor nisko się ukłonił i złożył pocałunek na dłoni księżniczki. Jako ambasador Ferdynanda na dworze króla Henryka poczynił wielkie starania, by można było świętować ten dzień ‒ być może większe niż księżniczka mogłaby przypuszczać. Zastanawiała się, w jakim stopniu de Puebla był współodpowiedzialny za nikczemny czyn, który umożliwił zawarcie tego małżeństwa. Zapewne miał swoje tajemnice, ale czego by o nim nie mówić, to jednak skutecznie poprowadził negocjacje i czuła, że powinna być mu za to wdzięczna. W zasadzie nawet współczuła temu człowiekowi, bo był garbaty i szpetny, ‒ i miała nadzieję, że doña Elvira nie będzie mu okazywać pogardy z tego powodu.

‒ Będę eskortować Waszą Wysokość ‒ oznajmił. Zasłużył sobie na ten zaszczyt jak mało kto.

Katarzyna wsiadła na konia, a doktor dosiadł swojego, aczkolwiek z pewnym trudem. Kawalkada ruszyła wzdłuż rzeki dostojnym i niespiesznym krokiem w kierunku Southwark, po drodze zaś ambasador pokazywał księżniczce londyńską panoramę. Na drugim brzegu Katarzyna ujrzała wspaniałe opactwo w Westminsterze, górujące ponad wysokimi, zwieńczonymi pinaklami dachami Pałacu Westminsterskiego.

‒ To tutaj koronowane są angielskie głowy, Wasza Wysokość ‒ wyjaśnił. ‒ A dalej, po tej stronie nad rzeką, znajdują się miejskie domy arystokratów oraz Strand, droga prowadząca do miasta.

Stało tam wiele domów z pięknymi ogrodami, ciągnącymi się na zboczach w dół rzeki. Dalej, jak się dowiedziała, znajdowały się Inns of Temple oraz wspaniały klasztor Blackfriars1.

Nad panoramą miasta górowała katedra Świętego Pawła, ogromna świątynia z potężną kopułą i zarazem największy kościół w całej gęstwinie iglic. Po prawej stronie ujrzała kolejny wspaniały kompleks, klasztor St Mary Overy. Zaraz obok wznosił się London Bridge ‒ niezwykły most, na którym po obu stronach tłoczyły się sklepiki i domy, i stała tam nawet kaplica!

Katarzyna poczuła sympatię do doktora de Puebli, który okazał się interesującym, obeznanym ze światem towarzyszem, a uprzejmość, z jaką odnosił się do ludzi, przyćmiewała niedostatki jego aparycji.

‒ Most łączy miasto z drugim brzegiem Tamizy, gdzie leży Surrey ‒ wyjaśnił, gdy przejeżdżali przez zatłoczoną drogę. Na końcu znajdowała się stróżówka, przez którą Katarzyna wkroczyła do samego serca miasta.

Natychmiast otoczył ją tłum ciekawskich gapiów i gdzie by nie spojrzała, tam z okien wysokich domów, które najwyraźniej należały do zamożniejszych mieszkańców miasta, zwisały kolorowe sztandary i kobierce. Do jej uszu wciąż docierało radosne bicie dzwonów, tak donośne, jakby rozdzwoniły się w setkach kościołów naraz. Zgotowano jej gromkie owacje, choć jednocześnie odczuła przykrość, widząc, że niektórzy z gawiedzi wyśmiewają stroje jej służących i wytykają palcami schrystianizowanych Maurów.

‒ Patrzcie, Etiopczycy! Wyglądają jak diabły prosto z piekła!

Orszak mozolnie sunął przez napierający tłum, księżniczka zaś zatrzymywała się w drodze sześć razy, by podziwiać urządzone na jej cześć wymyślne widowiska. To miasto naprawdę musiało być zamożne, skoro mogło sobie pozwolić na wystawienie urokliwych scenek na tle dekoracji w formie kolorowych tarcz heraldycznych. Podczas owych inscenizacji, przy akompaniamencie muzyki i śpiewie, mieszkańcy miasta przebrani za świętych i mitycznych herosów głośno wiwatowali na cześć przyszłej królowej. Widok groźnego smoka walijskiego na szczycie makiety zamku nieco przeraził księżniczkę, ale po chwili dowiedziała się, że bestia przedstawia czerwonego smoka Cadwaladra, na poły legendarnego protoplasty króla.

Dalej orszak przeciskał się ulicą Fenchurch do Cornhill, a następnie do Cheapside. Tutaj Katarzyna zobaczyła króla Henryka i księcia Artura, którzy obserwowali ją z okien okazałego budynku. Król wzniósł ramiona na powitanie, a książę ukłonił się. Obok nich stała pulchna dama o miłej aparycji, ubrana w aksamitny szpiczasty czepiec z długimi klapami, która uśmiechała się do Katarzyny. „To musi być królowa Elżbieta”, pomyślała. Monarchini pisała do jej matki, że niezmiernie cieszy się, iż to Katarzyna będzie jej synową oraz że otoczy ją troską niczym własną córkę. Księżniczka nie mogła się doczekać, kiedy pozna królową, która nie tylko jej wydawała się czarująca ‒ wielu bowiem wiwatowało na cześć monarchini.

Gdy kawalkada zatrzymała się obok masywnego kamiennego krzyża, Katarzyna została oficjalnie powitana w Londynie przez burmistrza, który stał na czele licznej delegacji jegomości wystrojonych w futra i ciężkie, złote łańcuchy. Byli wśród nich rajcy miejscy i szeryfowie, a także przedstawiciele zamożnych cechów i gildii londyńskich.

Burmistrz rozpoczął przemówienie, a doktor de Puebla służył za tłumacza.

‒ Może zaciekawić Waszą Wysokość to, że ten krzyż wzniesiono za czasów pierwszego króla Edwarda na cześć jego ukochanej królowej, Eleonory Kastylijskiej, twej przodkini, pani. Po jej śmierci król kazał postawić trzynaście krzyży, każdy w miejscu, gdzie odbywał się postój z jej ciałem w drodze do opactwa westminsterskiego. Modlimy się, aby małżeństwo Waszej Wysokości z naszym księciem było tak samo szczęśliwe.

Kiedy burmistrz i urzędnicy miejscy zakończyli swoje powinności, Katarzyna razem z towarzyszącą jej świtą udała się do katedry Świętego Pawła, w której za dwa dni miała poślubić Artura. Tutaj, w chłodzie obszernej nawy, uklękła, słuchając wspaniałego nabożeństwa dziękczynnego ‒ najważniejszej uroczystości przed ceremonią ślubną.

Tego wieczoru, w Lambeth, z przyjemnością przyjęła puchar wina i kazała damom usiąść wraz nią przy kominku. Wszystkie były podekscytowane wydarzeniami dnia.

‒ Ach, te pokazy! ‒ zachwycała się Izabela de Vargas. ‒ Musiały kosztować króla fortunę.

‒ Były niezwykłe ‒ przytaknęła Katarzyna, spostrzegając po chwili, że Maria unosi brwi i chichocze. ‒ Też to zauważyłyście! W jednym z pokazów Archanioł Gabriel napomniał mnie, że głównym obowiązkiem niewiasty jest rodzenie dzieci, gdyż właśnie w tym celu Bóg obdarzył ludzkość cielesnym popędem. W innej zaś scence człowiek przebrany za Chrystusa stanął przede mną i rzekł: „Błogosławiony będzie owoc twego łona. Pan sprawi, że twe owoce będą większe i liczniejsze”. Nawet gdybym wcześniej była nieświadoma, od razu bym tutaj pojęła, czego się ode mnie oczekuje. Och, ależ się wtedy zarumieniłam! W Hiszpanii nigdy nie powiedziano by mi o tym tak otwarcie!

W zamku Baynard nad Tamizą, we wspaniałej komnacie obwieszonej gobelinami i pełnej dygających dam dworu zajętych swoimi haftami, Katarzyna została przyjęta przez przyszłą teściową, królową Elżbietę.

‒ Tak się cieszę, że wreszcie mogę cię zobaczyć, pani ‒ oznajmiła po francusku królowa, całując księżniczkę w oba policzki. Pachniała wodą różaną i ambrą.

‒ Z niecierpliwością oczekiwałam tej chwili, Wasza Wysokość ‒ odpowiedziała Katarzyna po angielsku, którego przez ostatnie dni tak pilnie się uczyła. Dzięki temu dość dobrze rozumiała, co ludzie do niej mówią, choć rozmawianie w tym języku sprawiało jej jeszcze trudności.

‒ I ja czekałam na to spotkanie, pani. Musimy się lepiej poznać, usiądźmy więc i porozmawiajmy ‒ zaproponowała uprzejmie królowa, prowadząc Katarzynę do wyściełanego poduszkami siedziska przy oknie. Nietrudno było dostrzec, że Elżbieta była niegdyś wielką pięknością o nieskazitelnej cerze i lśniących, rudych włosach. I nadal miała w sobie to piękno, tyle że jej twarz była teraz zmęczona i blada.

‒ Wygodnie ci? ‒ zapytała królowa.

‒ Oczywiście, Wasza Wysokość, dziękuję ‒ odparła Katarzyna.

Twarz Elżbiety rozpromieniła się w uśmiechu.

‒ Od tej chwili traktuj mnie jak matkę, moje dziecko. Jeśli miałabyś jakieś potrzeby lub troski, przyjdź do mnie, a ja postaram się im zaradzić, najlepiej jak umiem, również z pomocą mego małżonka, jeśli zajdzie taka potrzeba. Wkrótce poznasz jego matkę, lady Małgorzatę. Ona również czeka na twoje przybycie. Największym jej pragnieniem jest widzieć szczęście i dobrobyt wszystkich naszych dzieci.

Katarzyna już wcześniej słyszała, jak wielkim szacunkiem cieszy się lady Małgorzata. Nawet w Hiszpanii postrzegano ją jako mądrą i bogobojną kobietę.

‒ Poznałaś już mego syna, Henryka, moja droga ‒ rzekła z uśmiechem królowa. ‒ Ależ z niego łobuziak! Artura, gdy był mały, wysłaliśmy do zamku Ludlow przy granicy z Walią, aby nauczył się władać swoim księstwem. Miało to przygotować go do rządzenia królestwem, choć rozłąka z nim była bardzo bolesna. Henryk zaś, razem z siostrami, wychowywał się pod moją opieką. Na pewno polubisz Małgorzatę i Marię. Małgorzata jest niewiele młodsza od ciebie, pani, i kiedyś zostanie królową Szkotów.

‒ A księżniczka Maria? ‒ zapytała Katarzyna.

‒ Ma dopiero pięć lat ‒ odparła królowa. ‒ Musimy poczekać na to, co ześle Bóg. Miałam jeszcze dwoje dzieci, ale niestety Pan postanowił zabrać je do siebie. Edmund zmarł, mając zaledwie piętnaście miesięcy ‒ jej głos się załamał.

Katarzyna zastanowiła się, czy nie była to aby kara boska. Bo czyż grzechy ojców nie przechodzą na dzieci? Po chwili, zapominając o dworskiej etykiecie, położyła dłoń na ręce królowej.

‒ Moja matka również straciła dwoje dzieci. A kiedy umarł mój brat, Jan, pogrążyła się w smutku ‒ rzekła.

‒ To musiał być bolesny cios ‒ odparła królowa. ‒ Kiedy dotarły do nas wieści o jego śmierci, poczuliśmy ogromny żal. ‒ Ścisnęła rękę Katarzyny. ‒ Teraz jednak pomówmy o weselszych sprawach, wszak jutro bierzesz ślub i czeka nas wspaniała uroczystość! Lady Guildford zdradziła mi, że lubisz tańczyć. Goszcząc na królewskim przyjęciu w Dogmersfield, widziała, jak wspaniale się poruszasz.

‒ Uwielbiam tańczyć! ‒ zawołała Katarzyna.

‒ Znasz jakieś angielskie tańce? ‒ zapytała królowa.

‒ Nie, Wasza Wysokość.

‒ W takim razie pozwól, że cię nauczę! ‒ Klasnąwszy, Elżbieta nakazała dwórkom odłożyć hafty i wezwać grajków. Katarzyna była zachwycona jej spontanicznością i serdecznością. Jej matka nigdy nie zachowywała się tak swobodnie, nawet wobec własnych dzieci. Wkrótce królowa i damy dworu zobaczyły, jak Katarzyna sunie po posadzce, by odtańczyć branle, a po chwili podrygiwać w takt skocznego saltarello2. To był wspaniały wieczór; już dawno tak dobrze się nie bawiła.

Gdy zrobiło się późno i nadeszła pora spoczynku, Elżbieta wzięła ją za rękę.

‒ Wiem, że będziesz dobrą żoną dla Artura ‒ stwierdziła. ‒ Bądź cierpliwa i łaskawa dla niego. Mój syn nie czuje się ostatnio najlepiej, przez co nie jest sobą. Wszyscy modlimy się w intencji jego zdrowia, choć on uważa, że niepotrzebnie się niepokoję.

Mówiąc to, zdawała się opanowana, ale Katarzyna wyczuła troskę w jej głosie.

‒ Na pewno wydobrzeje ‒ powiedziała na pocieszenie. ‒ W Dogmersfield wyznał mi, że już czuje się lepiej.

Elżbieta ją ucałowała.

‒ Niech Bóg ma cię w opiece, moje drogie dziecko ‒ rzekła.

Około północy Katarzyna powróciła do pałacu Lambeth, gdzie nazajutrz miały odbyć się ostatnie przygotowania do ślubu. Wszystko układało się pomyślnie. Uklękła i pomodliła się, dziękując Bogu i Najświętszej Maryi za wszelkie łaski. Pocieszała ją świadomość, że królowa Elżbieta z pewnością pomoże jej w przygotowaniach do roli żony i wprowadzi ją w realia życia na angielskim dworze.

Sen z trudem jej przychodził. Była zbyt zdenerwowana, aby się rozluźnić. Nazajutrz miała stanąć na ślubnym kobiercu i poznać kolejną tajemnicę życia. Perspektywa hucznych ceremonii, a także to, co miało po nich nastąpić ‒ noc poślubna ‒ przytłoczyła ją. Nie mogła już dłużej leżeć i przewracać się z boku na bok; postanowiła wstać i klęcząc na klęczniku, zaczęła się żarliwie modlić, aby Bóg obdarzył ją łaską. Oby tylko mogła godnie wypełnić wszystko, czego od niej oczekiwano.

O poranku 14 listopada roku Pańskiego 1501 Katarzyna wstała bardzo wcześnie, aby założyć ślubne szaty. Jej fałdowaną suknię z szerokim dołem uszyto z ciężkiej, białozłotawej satyny. Przepiękne rudozłote włosy uczesano luźno, zostawiając je rozpuszczone na znak dziewictwa, głowę zaś ozdobił wysadzany klejnotami diadem oraz obfity jedwabny welon, wykończony lśniącym obszyciem ze złota, pereł i drogocennych kamieni. Gdy Katarzyna spojrzała w lustro, zobaczyła odbicie wytwornej damy, na której widok wszyscy wokół wzdychali z podziwu.

‒ Doprawdy, książę Artur jest wybrańcem losu, skoro może iść do ołtarza z tak piękną panną młodą! ‒ oznajmił kłaniający się nisko doktor de Puebla. ‒ Wasza Wysokość jest naszą dumą.

Stojąca za nią doña Elvira żachnęła się na słowa ambasadora, a Katarzyna odwracając się, spostrzegła, że duenna rzuciła w jego stronę wyniosłe spojrzenie. Nie było jednak czasu na zastanawianie się, co tak rozdrażniło guwernantkę, bo przy nabrzeżu czekała już flotylla barek gotowa zabrać Katarzynę i jej świtę do Tower, gdzie oczekiwał królewski orszak.

Nad brzegiem Tamizy zgromadzili się gapie, machając i wiwatując, a gdy z porannej mgły zaczęła wyłaniać się szara forteca, księżniczkę nieomal przeszył dreszcz. Akurat tego dnia nie chciała myśleć o tym, co niegdyś usłyszała o Tower. Kiedy barka przybiła do Schodów Królowej, Katarzyna weszła do budynku przez niewielką furtę. Tam z wielkimi honorami powitał ją konstabl, który po chwili zaprowadził ją do wielkiego placu turniejowego, pod ogromny biały donżon zwany Wieżą Cezara, gdyż ‒ jak wyjaśnił ‒ kazał go wznieść sam Juliusz Cezar. Następnie wraz z orszakami królewskiej pary mieli udać się do katedry Świętego Pawła. Księżniczka nisko się ukłoniła, a Henryk i Elżbieta otoczyli ją ramieniem.

‒ Jesteś piękną panną młodą! ‒ wykrzyknęła królowa.

Król z zadowoleniem zmierzył Katarzynę wzrokiem.

‒ Najpiękniejszą ‒ oznajmił. ‒ Nie ma lepszej w całym świecie!

Twarz księżniczki oblała się rumieńcem. Sam Henryk wyglądał olśniewająco w czerwonym aksamicie i napierśniku ozdobionym diamentami, rubinami i perłami, przepasany pasem wysadzanym rubinami.

Do katedry Świętego Pawła udała się w towarzystwie królowej Elżbiety otwartym powozem, natomiast król, wspaniale prezentujący się na białym koniu, pojechał na przedzie. Ulice wciąż pełne były dekoracji sprzed dwóch dni, gdy witano ją po raz pierwszy, i znów dało się usłyszeć okrzyki skandującego tłumu. Widziała również wino lejące się strumieniami i nie kryła zachwytu, kiedy usłyszała od królowej, że trunek jest darmowy, aby poddani również mogli świętować.

‒ Dziś huczna zabawa, a jutro ból głowy ‒ powiedziała wesoło Elżbieta.

Pod katedrą kotłował się rozemocjonowany tłum i głośno brzmiały dzwony. Królowa razem z panną młodą wysiadły z powozu przy pałacu biskupim, gdzie czekała na nie lady Małgorzata. Staruszka, ubrana w czarną szatę i białą podwikę oraz wdowi welon, wyglądała bardzo ponuro, a jej podłużna, szczupła twarz wyrażała srogość, lecz na widok Katarzyny, której posłała promienny uśmiech, jej rysy od razu złagodniały. Kiedy Katarzyna nie pozwoliła czcigodnej damie uklęknąć przed sobą, w oczach lady Małgorzaty pojawiły się łzy wzruszenia.

‒ Jesteś naszym błogosławieństwem, moja droga księżniczko ‒ rzekła, po czym ucałowała pannę młodą. Król ochoczo przytaknął jej słowom.

‒ Chodźmy, matko ‒ ponaglił. ‒ Już czas zająć miejsca.

Henryk towarzyszył królowej i lady Małgorzacie, gdy przekraczali wejście prowadzące prosto do katedry. Katarzyna i jej damy dworu pozostały na chwilę same. Kiedy Maria ujęła księżniczkę za rękę, aby dodać jej otuchy, ta wzięła głęboki wdech i uniosła podbródek. Potem otwarły się drzwi i zobaczyła księcia Henryka ubranego w srebrzystą szatę z haftowanymi złotymi różami ‒ wyglądał olśniewająco. Znowu ujrzała tę jego pewność siebie i zawadiackie spojrzenie, które tak ją zaintrygowały przy pierwszym spotkaniu.

‒ Będę asystował Waszej Wysokości w drodze do katedry ‒ oznajmił, klękając. Następnie złożył pocałunek na jej dłoni, szybko wstał i podał jej ramię. Ponieważ nie była wysoka, można było nie zauważyć nieznacznej różnicy wzrostu między nimi. Mogła też poczuć jego bliskość i silne ramię. Doprawdy, książę Henryk był wyjątkowym młodzieńcem.

Gdy przy dźwiękach trąbek, szałamai i sakbutów wyszli z pałacu biskupiego, tłum szalał z zachwytu na widok Katarzyny. Przy zachodnich drzwiach czekała już siostra królowej, Cecylia, księżna Yorku, która miała nieść tren panny młodej. Za nią, wzdłuż zachodniego frontu kościoła, stał szpaler pięknie wystrojonych angielskich dam ‒ musiało być ich ze sto!

Niemal wszyscy goście zebrali się już w katedrze. Wzdłuż nawy rozciągającej się od zachodnich drzwi do transeptu ustawiono podwyższenie pokryte czerwonym kobiercem z wełny czesankowej, aby wszyscy goście mogli dobrze widzieć nowożeńców, których małżeństwo miało przynieść chwałę dynastii Tudorów i zapewnić jej ciągłość. Gdy zabrzmiały trąbki, książę Henryk ponownie zaoferował Katarzynie swoje ramię; weszli po schodach na podwyższenie i ruszyli powoli. Po jednej stronie siedziała para królewska, obserwująca przebieg ceremonii z okratowanej ławki kościelnej, pragnąc, aby uwaga gości tym razem skupiała się na młodej parze; po drugiej zaś stali burmistrz i rajcy miejscy.

Przy transepcie schody rozwidlały się na cztery strony, wiodąc do wyższej platformy, na której czekał arcybiskup Canterbury przyodziany w uroczystą kapę i ozdobioną klejnotami mitrę. Obok stali biskupi i opaci, książęta Kościoła, którzy mieli baczyć, aby hiszpański sojusz został należycie zawarty i uświęcony. Przy platformie czekał Artur ‒ wysoki i dostojny, choć pod warstwami białej satyny wydawał się niższy. Na jego bladej twarzy nie widać było śladu uczuć. Gdy Katarzyna podeszła bliżej, ukłonił się przed nią. Na jego skinienie zostawiła księcia Henryka i weszła po schodach z jednej strony platformy, Artur zaś wszedł z drugiej. I oto, w obliczu Boga i ‒ jak się zdawało całego świata ‒ zostali mężem i żoną.

Po ceremonii ślubnej arcybiskup wraz duchownymi utworzyli procesję i poprowadzili młodą parę do głównego ołtarza, gdzie odprawiono uroczystą mszę ślubną. Później nowożeńcy, ręka w rękę, przeszli z powrotem wzdłuż podwyższenia i uklękli, aby przyjąć błogosławieństwo od króla i królowej, którzy udzielili go z największą radością. Katarzyna zauważyła, że lady Małgorzata ociera łzy wzruszenia.

Tak oto została żoną. Wydawało jej się to niezwykłe i nierealne. Spojrzała ukradkiem na Artura, gdy schodzili oboje do nawy. Skinął głową w lewo i w prawo z niewymuszoną gracją i chłodnym opanowaniem, a kiedy ich oczy się spotkały, posłał jej uśmiech, który stał się jeszcze bardziej promienny, gdy wyszli z katedry, aby powitać tłum wiwatujący na ich cześć. Stali tak przez chwilę wśród radosnych owacji, dopóki nie dołączyła do nich para królewska. Chwilę później, na znak ojca, Artur podniósł rękę.

‒ Dobrzy ludzie ‒ zawołał ‒ jako książę Walii przekazuję dziś mej żonie, lady Katarzynie, wiano w postaci jednej trzeciej moich dochodów.

Na te słowa tłum zareagował euforią.

‒ Król Henryk! Książę Artur! ‒ skandowali ludzie pośród dźwięków trąbek, szałamai oraz puzonów. To właśnie wtedy Katarzyna spostrzegła, że książę Henryk ukradkiem spogląda na brata nieprzyjaznym, pełnym zawiści wzrokiem. Po chwili jednak znów się uśmiechał, machał i kłaniał tłumowi, tak jakby weselny aplauz był kierowany wyłącznie do niego. Pomyślała, że zazdrość Henryka o starszego brata, który był przecież następcą tronu, jest naturalna, lecz mimo wszystko zdumiała ją wrogość w oczach młodzieńca.

Zapomniała o tym incydencie, kiedy tylko Artur wziął jej rękę w swoją wilgotną dłoń. Zauważyła, że jego czoło świeci się od potu ‒ nie wyglądał zdrowo. Martwiła się, czy jej małżonek wytrzyma huczne świętowanie i niepokoiło ją, że to, co bagatelizował dziesięć dni temu jako zwykłe przeziębienie, może okazać się poważną chorobą. Teraz jednak nie było czasu o tym myśleć. Musieli ruszyć za księciem Henrykiem, który prowadził procesję z powrotem do pałacu biskupiego na wielką ucztę.

Wchodząc do sali, Katarzyna nieomal wpadła na burmistrza i rajców, którzy wyciągali szyje, aby mieć jak najlepszy widok na nią, i cała sytuacja wywołała salwę śmiechu. Była pod wrażeniem, że nie tylko rodzina królewska, lecz wszyscy goście używali przy posiłku wytwornych złotych sztućców, ozdobionych perłami i drogocennymi kamieniami. W świetle świec błyszczały i mieniły się dziesiątki klejnotów oraz złotych łańcuchów. Uczta ciągnęła się godzinami; przy dźwiękach fanfar serwowano danie za daniem, a wino lało się strumieniami. Katarzyna siedziała na honorowym miejscu po prawicy króla, a obok niej zasiadał błyskotliwy don Pedro de Ayala. Początkowo miał służyć jej rodzicom jako ambasador w Szkocji, ale gdy przed około rokiem przybył do Londynu z misją dyplomatyczną, postanowił zostać na dłużej.

‒ Podoba mi się w Londynie, Najjaśniejsza Pani ‒ oznajmił. ‒ Panuje tu zdrowszy klimat, a w Szkocji jest zbyt zimno jak dla Hiszpana. Poza tym okazało się, że w czasie przygotowań do twego ślubu król Ferdynand i królowa Izabela mieli lepszy pożytek z mojej obecności w Londynie.