Algorytmy zwierząt. Ewolucja a tajemnica zadziwiających instynktów - Eric Cassell - ebook

Algorytmy zwierząt. Ewolucja a tajemnica zadziwiających instynktów ebook

Eric Cassell

0,0
39,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Skąd u niektórych ptaków, żółwi i owadów umiejętności nawigacyjne mogące konkurować z najlepszymi technologiami stworzonymi przez człowieka? Kto lub co nauczyło pszczołę miodną tańca, a jej towarzyszki z ula – odczytywania złożonego przesłania tego tańca? W jaki sposób termity opanowały wprawiające w osłupienie doświadczonych architektów strategie pasywnego ogrzewania i chłodzenia? Autor książki „Algorytmy zwierząt” Eric Cassell analizuje najnowsze dane naukowe, aby ocenić, czy darwinowskie twierdzenie o pochodzeniu złożonych instynktów na drodze stopniowych zmian wytrzymuje próbę czasu. Jeśli nie, to czy istnieje lepsze wyjaśnienie? W pracy „O powstawaniu gatunków” Karol Darwin przyznał, że te instynkty są „tak dziwne”, że sama tajemnica ich powstania prawdopodobnie wyda się wielu czytelnikom „trudnością wystarczającą do obalenia całej mojej teorii”. Książka Cassella prowadzi do wniosku, że ta trudność nie zniknęła, ale jest dużo większym wyzwaniem dla teorii ewolucji, niż zakładał Darwin.

Ta nowa książka wypełnia lukę w literaturze dotyczącej problemów neodarwinizmu i danych empirycznych przemawiających za teorią inteligentnego projektu. Choć istnieje wiele opracowań wysoce złożonych systemów w genetyce, maszynach molekularnych i anatomii, tę pracę wyróżnia szczególne uwzględnienie całkowicie tajemniczego pochodzenia zaprogramowanych złożonych zachowań i instynktów u zwierząt. Szeroki wachlarz zjawisk – od nawigacji migrujących ptaków i motyli po taniec pszczół i cudowne umiejętności społeczności innych owadów ­– oczekuje na odpowiednie, wiarygodne wyjaśnienie. Mimo że darwinizm go nie zapewnił, narzucające się wyjaśnienie o projekcie zostało wykluczone a priori przez środowiska akademickie głównego nurtu. Ta godna polecenia książka stanowi kolejny mile widziany krok ku spóźnionej zmianie paradygmatu we współczesnej biologii.

- Günter Bechly, doktor nauk biologicznych, paleoentomolog, były kustosz Państwowego Muzeum Historii Naturalnej w Stuttgarcie

Wszystkie programy komputerowe są algorytmami. Eric Cassell ciekawie opisuje zadziwiające algorytmy charakteryzujące zachowania wielu zwierząt. Skąd się wzięły i dlaczego przypominają programy komputerowe? Wyspecyfikowana złożoność, nieredukowalna złożoność i eksplozja kambryjska są niewytłumaczalne z darwinowskiego punktu widzenia. Do tej listy Cassell w mistrzowskim stylu dodaje algorytmy zwierząt.

- Robert J. Marks II, profesor inżynierii elektrycznej i komputerowej Baylor University, kierownik Walter Bradley Center for Natural & Artificial Intelligence, redaktor naczelny czasopisma „BIO-Complexity”

Książka Erica Cassella jest wyjątkowo dobrze udokumentowana i przyjemnie się ją czyta. Opisuje jedno z najciekawszych zagadnień dotyczących zwierząt – ich zachowanie. W przystępny sposób tłumaczy przykłady intrygująco złożonych zachowań oraz przedstawia próby ich wyjaśnienia podejmowane w ramach klasycznego paradygmatu ewolucjonistycznego. Cassell pokazuje, że niektóre złożone zachowania zwierząt wyglądają na zaprogramowane. Ale jeśli tak jest, to kto lub co je zaprogramowało? Książka Algorytmy zwierząt wskazuje, że jest to szczególnie trudne pytanie dla zwolenników darwinowskiego ewolucjonizmu. Z kolei inteligentne byty sprawcze to jedyne znane nam przyczyny tworzące algorytmy komputerowe. Jest więc możliwe, że inteligentny projekt odegrał rolę w powstawaniu zaprogramowanych złożonych zachowań obecnych u zwierząt. Przy odrobinie szczęścia ta książka uwrażliwi umysły laików i społeczności naukowej na inne możliwości poza podstarzałą wiarą w darwinizm.

- Malcolm Chisholm, doktor nauk biologicznych, entomolog Bristol University, magister zoologii Oxford University

Jako badacz ekologii doceniam dokładny i czytelny sposób, w jaki Eric Cassell bada złożone, zaprogramowane zachowania zwierząt z punktu widzenia inżyniera. Przyjmując perspektywę biologii systemów, ta dobrze przygotowana i pełna zwięzłych wyjaśnień i przykładów książka wprawnie obnaża braki mechanizmów neodarwinowskich. Znakomity wkład autora w poszerzenie zakresu badań w ramach teorii inteligentnego projektu.

- George A. Damoff, doktor nauk biologicznych Wydział Nauk o Środowisku, Arthur Temple College of Forestry and Agriculture, Stephen F. Austin State University

Eric Cassell

Jest ekspertem w dziedzinie systemów nawigacyjnych, w tym technologii GPS, i od dawna interesuje się zdolnością nawigacji u zwierząt. Posiada wieloletnie doświadczenie w inżynierii systemów związanych z nawigacją i bezpieczeństwem statków powietrznych. Był konsultantem inżynieryjnym dla NASA i Federalnej Administracji Lotnictwa (FAA), opracował algorytmy komputerowe dla systemów bezpieczeństwa i opublikował wiele artykułów technicznych. Jego wykształcenie akademickie obejmuje licencjat z biologii (George Mason University) i elektrotechniki (Villanova University) oraz tytuł magistra z zakresu badań nad nauką i religią na Biola University.

Seria Inteligentny Projekt to pierwsza tak ambitna i bogata propozycja na polskim rynku wydawniczym, w ramach której ukazują się książki dotyczące teorii inteligentnego projektu – Intelligent Design (ID).

Autorzy zastanawiają się: czy różnorodność życia na Ziemi może być wyjaśniona wyłącznie przez procesy czysto przyrodnicze? Czy złożone struktury biologiczne mogły powstać drogą przypadku i konieczności, bez udziału inteligencji? Czy Ziemia jest tylko jedną z wielu niczym niewyróżniających się planet?

Teoria inteligentnego projektu jest ogólną teorią rozpoznawania projektu. Rozpoznawanie projektu ma szerokie zastosowanie w takich dziedzinach nauki, jak kryminalistyka, historia, kryptografia, astronomia i inżynieria. Seria Inteligentny Projekt pokazuje, że koncepcja ID powinna być stosowana również w zagadnieniach pochodzenia i rozwoju różnych form życia, a także w próbie zrozumienia nas samych.

 

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 377

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ty­tuł ory­gi­nałuAni­mal Al­go­ri­thms: Evo­lu­tion and the My­ste­rious Ori­gin of In­ge­nious In­stincts
Co­py­ri­ght © 2021 by Di­sco­very In­sti­tute. All Ri­ghts Re­se­rved Co­py­ri­ght © for the Po­lish edi­tion by Fun­da­cja En Ar­che, War­szawa 2023
Prze­kładWE­RO­NIKA KO­KOT
Re­dak­tor na­ukowy se­riiprof. dr hab. KA­ZI­MIERZ JOD­KOW­SKI
Re­dak­tor pro­wa­dzącyJA­CEK FRON­CZAK
Re­dak­cja me­ry­to­rycznadr GRZE­GORZ NO­WAK
Re­dak­cja ję­zy­kowaJO­ANNA MO­RAW­SKA
Ko­rektaSYL­WIA KO­ZAK-ŚMIECH
Pro­jekt okładkiJA­DWIGA TO­PO­LOW­SKA
Pro­jekt gra­ficznyMA­RIA RO­SŁO­NIEC
SkładHO­NO­RATA KO­ZON
Ilu­stra­cja na okładceWi­ki­me­dia Com­mons
Wy­da­nie I
ISBN 978-83-67363-33-4 (PDF) ISBN 978-83-67363-32-7 (EPUB) ISBN 978-83-67363-34-1 (MOBI)
Fun­da­cja En Ar­che al. Jana Pawła II 80 lok. 15 00-175 War­szawabiuro@enar­che.pl Księ­gar­nia in­ter­ne­towa enar­che.pl/ksie­gar­nia/

SE­RIA IN­TE­LI­GENTNY PRO­JEKT

Se­ria In­te­li­gentny Pro­jekt to pierw­sza tak am­bitna i bo­gata pro­po­zy­cja na pol­skim rynku wy­daw­ni­czym, w ra­mach któ­rej uka­zują się książki do­ty­czące teo­rii in­te­li­gent­nego pro­jektu – In­tel­li­gent De­sign (ID).

Au­to­rzy za­sta­na­wiają się: Czy róż­no­rod­ność ży­cia na Ziemi może być wy­ja­śniona wy­łącz­nie przez pro­cesy czy­sto przy­rod­ni­cze? Czy zło­żone struk­tury bio­lo­giczne mo­gły po­wstać drogą przy­padku i ko­niecz­no­ści, bez udziału in­te­li­gen­cji? Czy Zie­mia jest tylko jedną z wielu ni­czym nie­wy­róż­nia­ją­cych się pla­net?

Teo­ria in­te­li­gent­nego pro­jektu jest ogólną teo­rią roz­po­zna­wa­nia pro­jektu i ma sze­ro­kie za­sto­so­wa­nie w ta­kich dzie­dzi­nach na­uki, jak kry­mi­na­li­styka, hi­sto­ria, kryp­to­gra­fia, astro­no­mia i in­ży­nie­ria. Se­ria In­te­li­gentny Pro­jekt po­ka­zuje, że kon­cep­cja ID po­winna być sto­so­wana rów­nież w za­gad­nie­niach po­cho­dze­nia i roz­woju róż­nych form ży­cia, a także w pró­bie zro­zu­mie­nia nas sa­mych.

Im grun­tow­niej bio­lo­dzy ana­li­zują świat przy­rody oży­wio­nej, tym bar­dziej oka­zuje się on zło­żony. [...] Dzięki se­kwen­cjo­no­wa­niu i in­nym no­wym tech­ni­kom zdo­by­wamy dane wska­zu­jące, że zło­żo­ność or­ga­ni­zmów ży­wych jest o wiele więk­sza, niż uwa­ża­li­śmy wcze­śniej.

Erika Check Hay­den,Hu­man Ge­nome at Ten: Life is Com­pli­ca­ted,„Na­ture” 2010, Vol. 464, s. 664

Pa­mięci mo­jej matki i ojca,w po­dzię­ko­wa­niuza ich nie­usta­jącąmi­łość i po­par­cie.

Po­dzię­ko­wa­nia

Chciał­bym po­dzię­ko­wać Di­sco­very In­sti­tute za chęć pod­ję­cia się za­da­nia opu­bli­ko­wa­nia tej pracy. Do­ce­niam zwłasz­cza wspar­cie oka­zane mi przez Johna We­sta. Dzię­kuję też Jo­na­tha­nowi Wit­towi za jego do­sko­nałe do­radz­two przy re­dak­cji ma­szy­no­pisu oraz Ca­sey­owi Lu­ski­nowi za wiele po­moc­nych su­ge­stii.

Roz­dział 1

Ge­niusz Kra­iny Li­li­pu­tów

Zoo­lo­dzy za­an­ga­żo­wali się w tak skrajne za­prze­cza­nie mo­ty­wa­cjom i ce­lo­wemu za­cho­wa­niu, a na­wet świa­do­mo­ści i zło­żo­nym zdol­no­ściom in­te­lek­tu­al­nym zwie­rząt, że do nie­dawna nie po­szu­ki­wano ani na­wet nie sta­wiano hi­po­tez na te­mat od­po­wia­da­ją­cych za nie me­cha­ni­zmów. Moż­liwe, że obec­nie jest to naj­więk­sza luka kon­cep­tu­alna w eto­lo­gii ewo­lu­cyj­nej[1].Mary Jane West-Eber­hard

W Kra­inie Li­li­pu­tów tkwi ge­niusz. Nie mó­wię o Kra­inie Li­li­pu­tów Jo­na­thana Swi­fta, czyli fik­cyj­nej wy­spie za­miesz­ka­nej przez drobne, pięt­na­sto­cen­ty­me­trowe lu­dziki. Mó­wię o li­li­pu­cim świe­cie pta­ków i psz­czół, ter­mi­tów, mró­wek i mo­tyli. Tkwi w nim ta­jem­ni­czy ge­niusz – szcze­gól­nie do­ty­czy to by­strych owa­dów. Ich mó­zgi są wiel­ko­ści ziarnka se­zamu lub jesz­cze mniej­sze, a jed­nak te owady mogą się po­szczy­cić nie­zwy­kłymi umy­sło­wymi osią­gnię­ciami.

Psz­czoły miodne żyją w zło­żo­nych spo­łecz­no­ściach z ka­sto­wym po­dzia­łem pracy. Każda z psz­czół zna przy­na­leżną jej funk­cję i wy­ko­nuje wią­żące się z nią obo­wiązki. Po­nadto psz­czoły po­sia­dają spe­cja­li­styczne umie­jęt­no­ści na­wi­ga­cyjne i ko­mu­ni­ka­cyjne, które po­ma­gają im szu­kać po­ży­wie­nia i znaj­do­wać nowe miej­sca dla uli. Jest to moż­liwe, mimo że psz­czeli mózg za­wiera tylko jedną ty­sięczną jed­nego pro­centa liczby neu­ro­nów mó­zgo­wia czło­wieka.

Co­roczna trasa mi­gra­cji da­na­idów wę­drow­nych[2] li­czy od 3219 do 4828 ki­lo­me­trów, dzie­lą­cych Ka­nadę i Mek­syk. Cała po­dróż zaj­muje ży­cie na­wet trzech po­ko­leń mo­tyli, co su­ge­ruje, że zna­jo­mość trasy mi­gra­cji jest wro­dzona, a nie na­byta. Każde po­ko­le­nie da­na­idów ma wy­raźny cel na przy­pa­da­jący mu od­ci­nek rocz­nej mi­gra­cji. Ich na­wi­ga­cja jest tak do­kładna, że czę­sto spę­dzają zimę w Mek­syku na tym sa­mym drze­wie, co ich przod­ko­wie.

Je­dwabne pa­ję­czyny mają kilka wy­jąt­ko­wych, trud­nych do po­wie­le­nia przez na­ukow­ców cech, ta­kich jak wy­trzy­ma­łość i ela­stycz­ność. Na uwagę za­słu­guje rów­nież za­cho­wa­nie przę­dą­cych sieci pa­ją­ków. Kształt pro­jek­to­wa­nych przez nie pa­ję­czyn jest ele­gancki i zna­ko­mi­cie funk­cjo­nalny. W wy­padku uszko­dze­nia czę­ści sieci, pa­jąk nie­zwłocz­nie za­biera się do od­na­wia­nia jej pier­wot­nego układu. Sieci peł­nią funk­cję pu­ła­pek, a także zwięk­szają zdol­ność pa­ją­ków do od­naj­do­wa­nia zła­pa­nych ofiar. Dzięki wy­czu­wa­nym w sieci przez ich od­nóża wi­bra­cjom pa­jąki po­tra­fią do­kład­nie zlo­ka­li­zo­wać zdo­bycz na­wet w ciem­no­ści.

Nie­które ga­tunki ter­mi­tów kon­stru­ują gniazda po­dzi­wiane przez ar­chi­tek­tów, in­ży­nie­rów i ar­ty­stów. Gniazda te mogą mie­rzyć po­nad sześć me­trów wy­so­ko­ści i zwy­kle za­wie­rają kom­natę kró­lew­ską, żłobki, ogrody, skła­do­wi­ska od­pa­dów, stud­nię i sys­tem wen­ty­la­cji, który ob­niża tem­pe­ra­turę i usuwa dwu­tle­nek wę­gla.

Do­ro­słe osy ży­wią się nek­ta­rem, lecz po­lują na inne owady, aby za­pew­nić po­ży­wie­nie swoim lar­wom. Po­szcze­gólne ga­tunki os po­lują na różne owady, w tym psz­czoły miodne, żuki, ta­ran­tule i cy­kady. Lecz naj­bar­dziej nie­sa­mo­wite wra­że­nie wy­wiera pa­ra­li­żo­wa­nie schwy­ta­nych przez osy ofiar[3]. Umiej­sco­wie­nie zwoju ner­wo­wego, w który musi być wstrzyk­nięta pa­ra­li­żu­jąca neu­ro­tok­syna, różni się u wszyst­kich ga­tun­ków ofiar[4]. Na przy­kład osa po­lu­jąca na psz­czoły miodne „wkłuwa swoje żą­dło do­kład­nie mię­dzy dwie od­rębne tarczki na dol­nej stro­nie szyi psz­czoły, unie­ru­cha­mia­jąc ją, lecz jej nie za­bi­ja­jąc”[5].

Ilu­stra­cja 1.1. Da­na­idy wę­drowne (Gene Nie­mi­nen, Wi­ki­me­dia Com­mons).

Ba­da­nia po­twier­dziły, że roz­po­zna­wa­nie ofiar to umie­jęt­ność wro­dzona, a wy­ma­ga­jące pre­cy­zji i do­kład­no­ści żą­dle­nie jest kon­tro­lo­wane przez pro­gram ru­chu – wiele pod­pro­ce­dur uło­żo­nych w kon­kretną se­kwen­cję, która umoż­li­wia wy­ko­na­nie da­nego ru­chu czy za­da­nia. Nie jest to zresztą byle jaki pro­gram. Aby to po­jąć, wy­obraźmy so­bie opro­gra­mo­wa­nie po­trzebne do umoż­li­wie­nia za­awan­so­wa­nemu mi­kro­dro­nowi po­da­nie neu­ro­tok­syny w pre­cy­zyj­nie okre­śloną oko­licę psz­czoły miod­nej w celu jej unie­ru­cho­mie­nia. Roz­wa­ża­jąc zło­żo­ność i ewo­lu­cję tego za­cho­wa­nia os, Jerry Fo­dor i Mas­simo Piat­telli-Pal­ma­rini do­cho­dzą do wnio­sku, że „Tego ro­dzaju zło­żone, se­kwen­cyjne, ści­śle za­pro­gra­mo­wane za­cho­wa­nie może pro­wa­dzić do wielu po­ten­cjal­nych błę­dów na każ­dym z ko­lej­nych eta­pów. [...] Nie da się wy­ja­śnić tak skom­pli­ko­wa­nych, wro­dzo­nych pro­gra­mów be­ha­wio­ral­nych (sieci pa­ją­ków czy sche­ma­tów że­ro­wa­nia psz­czół) przez opty­ma­li­za­cję czyn­ni­ków fi­zy­ko­che­micz­nych czy geo­me­trycz­nych”[6].

Wy­mie­nione tu przy­kłady wro­dzo­nych lub za­pro­gra­mo­wa­nych za­cho­wań to tylko nie­które z licz­nych ta­kich przy­pad­ków ob­ser­wo­wa­nych w kró­le­stwie zwie­rząt. Za­ska­ku­jące jest, że w wielu przy­pad­kach za­cho­wa­nia zwie­rząt po­wszech­nie uzna­wa­nych za pry­mi­tywne są rów­nie zło­żone, jak za­cho­wa­nia zwie­rząt bar­dziej roz­wi­nię­tych, w tym ssa­ków. Istot­nie, nie ma ko­re­la­cji po­mię­dzy zdol­no­ściami po­znaw­czymi zwie­rząt a wy­ka­zy­wa­niem przez nie skom­pli­ko­wa­nych, naj­wy­raź­niej wro­dzo­nych za­cho­wań. Być może tę kwe­stię wy­ja­śnia to, że ta­kie za­cho­wa­nia zwie­rząt są za­pro­gra­mo­wane, a za­tem wro­dzone, więc ich wy­ko­ny­wa­nie nie wy­maga znacz­nych zdol­no­ści po­znaw­czych, za to wy­maga spe­cy­ficz­nych „ob­wo­dów” ner­wo­wych kon­tro­lu­ją­cych te za­cho­wa­nia – do­syć skom­pli­ko­wa­nych, lecz naj­wy­raź­niej nie­du­żych mó­zgów.

Bo­gate opisy tych za­cho­wań można zna­leźć wszę­dzie, od pro­gra­mów te­le­wi­zyj­nych Na­tio­nal Geo­gra­phic po na­ukowe książki i ar­ty­kuły. Książka Ge­niusz pta­ków[7] Jen­ni­fer Ac­ker­man i ar­ty­kuł The Ama­zing Mini-Brain: Les­sons from a Ho­ney Bee [Nie­sa­mo­wity mi­ni­mózg. Lek­cje od psz­czoły][8] Mar­tina Giurfy to tylko dwa przy­kłady spo­śród wielu, które można by przy­to­czyć. Nie­które wy­stę­pu­jące w kró­le­stwie zwie­rząt zło­żone za­cho­wa­nia wro­dzone wpra­wiają świat na­uki w osłu­pie­nie.

Ze względu na ich nie­znane po­cho­dze­nie, wiele z tych za­cho­wań wciąż opi­suje się jako enig­ma­tyczne bądź ta­jem­ni­cze. Dla­tego wi­duje się książki za­ty­tu­ło­wane The My­stery of Mi­gra­tion [Ta­jem­nica mi­gra­cji][9] czy też Na­ture’s Com­pass: The My­stery of Ani­mal Na­vi­ga­tion [Kom­pas na­tury. Ta­jem­nica na­wi­ga­cji zwie­rząt][10].

W książce O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków dzie­więt­na­sto­wieczny przy­rod­nik Ka­rol Dar­win przed­sta­wił re­wo­lu­cyjną tezę o wspól­no­cie po­cho­dze­nia i stop­nio­wej ewo­lu­cji. Nie spo­sób kry­ty­ko­wać Dar­wina za nie­śmia­łość. Ob­sta­wał przy swo­jej te­zie na każ­dym kroku. Lecz na­wet on przy­znał w swo­jej pracy, że wiele in­stynk­tów jest „tak dziw­nych, że ich roz­wój wyda się praw­do­po­dob­nie czy­tel­ni­kowi trud­no­ścią wy­star­cza­jącą do oba­le­nia ca­łej mo­jej teo­rii”[11]. Nie­zra­żony tym Dar­win twier­dził, że in­stynkty są nie­zbęd­nym ele­men­tem jego teo­rii oraz że po­dob­nie jak ogromna róż­no­rod­ność form bio­lo­gicz­nych, roz­wi­nęły się one drogą stop­nio­wej ewo­lu­cji. Jak pi­sał, „nie wi­dzę żad­nej trud­no­ści w tym, że na­tu­ralna se­lek­cja, za­cho­wu­jąc i nie­ustan­nie gro­ma­dząc zmiany w in­stynk­tach, może do­pro­wa­dzić je do do­wol­nego stop­nia uży­tecz­no­ści. [...] W taki spo­sób po­wstały, jak są­dzę, wszyst­kie skom­pli­ko­wane i za­dzi­wia­jące in­stynkty. Ża­den zło­żony in­stynkt nie może po­wstać drogą na­tu­ral­nej se­lek­cji ina­czej niż przez drobne i stop­niowe na­gro­ma­dze­nie wielu ma­łych, lecz ko­rzyst­nych zmian [...]. Za­sada Na­tura non fa­cit sal­tum da się za­sto­so­wać za­równo do in­stynk­tów, jak i do bu­dowy ciała”[12].

Co cie­kawe, Dar­win wy­kre­ślił ostat­nie zda­nie z ko­lej­nych wy­dań O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków, cho­ciaż po­zo­stał wierny idei, którą wy­ra­żało. Głów­nym ce­lem tej książki jest od­po­wiedź na py­ta­nie, czy w świe­tle ak­tu­al­nych da­nych na­uko­wych dar­wi­now­skie twier­dze­nie o po­cho­dze­niu zło­żo­nych in­stynk­tów wy­trzy­muje próbę czasu. Czy na­gro­ma­dzone przez mi­nione 160 lat dane na­ukowe świad­czą na ko­rzyść tej kon­cep­cji choćby w ogól­nym za­ry­sie? Je­śli nie, to czy ist­nieje lep­sze wy­ja­śnie­nie – za­czerp­nięte z roz­sze­rzo­nej syn­tezy ewo­lu­cyj­nej[13] bądź wy­kra­cza­jące poza ten pa­ra­dyg­mat? Oto jest główna kwe­stia roz­wa­żana w tej książce.

Zło­żone za­pro­gra­mo­wane za­cho­wa­nia spo­tyka się w ca­łym kró­le­stwie zwie­rząt. Tu­taj sku­pimy się jed­nak na mniej roz­wi­nię­tych zwie­rzę­tach, po­nie­waż zwie­rzęta bar­dziej roz­wi­nięte, na przy­kład ssaki na­czelne, mają znaczne zdol­no­ści po­znaw­cze, a więc wy­ka­zują za­równo za­cho­wa­nia za­pro­gra­mo­wane, jak i na­byte. W ta­kich przy­pad­kach nie za­wsze ła­two jest roz­róż­nić te dwa ro­dzaje za­cho­wań. Ła­twiej po­czy­nić to roz­róż­nie­nie u mniej za­awan­so­wa­nych zwie­rząt, ta­kich jak psz­czoły i mo­tyle.

Wy­ja­śnie­nie po­cho­dze­nia tych za­pro­gra­mo­wa­nych za­cho­wań zwie­rząt z ewo­lu­cyj­nego punktu wi­dze­nia jest wy­zwa­niem, po­nie­waż czę­sto są one dość zło­żone, a po­nadto praw­do­po­dob­nie wa­run­ko­wane przez nie­zwy­kle skom­pli­ko­wane me­cha­ni­zmy neu­ro­lo­giczne. Za­cho­wa­nia zwie­rząt są ude­rza­jąco zróż­ni­co­wane, można śmiało twier­dzić, że rów­nie zróż­ni­co­wane, jak osza­ła­mia­jące bo­gac­two cech fi­zycz­nych spo­ty­ka­nych w kró­le­stwie zwie­rząt. Nie ozna­cza to, że nie da się wy­ja­śnić tych za­cho­wań. Ozna­cza jed­nak, że trzeba cze­goś wię­cej niż bła­hych „ta­kich so­bie ba­je­czek” dla przy­czy­nowo od­po­wied­niego wy­ja­śnie­nia ich ewo­lu­cji.

Do­dat­kową trud­no­ścią jest to, że za­cho­wa­nia zwie­rząt po­zo­sta­wiają po so­bie sto­sun­kowo mało śla­dów w za­pi­sie ko­pal­nym. Nie­za­leż­nie od przy­czyny we współ­cze­snej bio­lo­gii po­cho­dze­nie za­cho­wań zwie­rząt nie zo­stało zba­dane ani pod­dane dys­ku­sji w tym sa­mym stop­niu, co ich fi­zjo­lo­gia i ge­ne­tyka. To wielka szkoda, bo za­cho­wa­nie jest jedną z naj­cie­kaw­szych cech zwie­rząt.

Temu te­ma­towi warto po­świę­cić wię­cej uwagi także dla­tego, że w nie­któ­rych przy­pad­kach za­cho­wa­nie zwie­rząt jest za­sad­ni­czym ele­men­tem teo­rii ewo­lu­cji. Ernst Mayr, czo­łowy teo­re­tyk ewo­lu­cjo­ni­sta XX wieku, uwa­żał, że zmiana w za­cho­wa­niu to klu­czowy czyn­nik ini­cju­jący in­no­wa­cje ewo­lu­cyjne[14]. Mayr twier­dził, że „be­ha­wio­ralne zmiany grały rolę w więk­szo­ści in­no­wa­cji ewo­lu­cyj­nych, stąd po­wie­dze­nie »za­cho­wa­nie jest wy­znacz­ni­kiem ewo­lu­cji«”[15]. Za­tem przed­miot ten wręcz do­maga się dal­szych ba­dań.

Aby zo­ba­czyć, czy któ­reś z kon­ku­ru­ją­cych hi­po­te­tycz­nych wy­ja­śnień za­cho­wa­nia zwie­rząt, w tym neo­dar­wi­nizm, wy­daje się ade­kwatne przy­czy­nowo, przyj­rzymy się kilku ro­dza­jom zło­żo­nych za­pro­gra­mo­wa­nych za­cho­wań w kró­le­stwie zwie­rząt oraz pod­damy oce­nie na­gro­ma­dzone dane na­ukowe w świe­tle tych hi­po­tez. W tym celu wy­ko­rzy­stamy me­todę po­wszech­nie sto­so­waną w na­ukach hi­sto­rycz­nych, znaną jako wnio­sko­wa­nie do naj­lep­szego wy­ja­śnie­nia.

Od Ary­sto­te­lesa do Dar­wina

Hi­sto­ria ba­dań zwie­rząt i ich za­cho­wa­nia sięga sta­ro­żyt­no­ści. Ży­jący w V wieku p.n.e. fi­lo­zof Em­pe­do­kles za­pro­po­no­wał wy­ja­śnie­nie po­cho­dze­nia zwie­rząt, które sta­no­wiło za­po­wiedź dar­wi­now­skiej idei ewo­lu­cji drogą na­tu­ral­nej se­lek­cji (cho­ciaż w prze­ci­wień­stwie do Dar­wina Em­pe­do­kles nie kładł na­ci­sku na gra­du­alizm). W tym sa­mym wieku greccy ato­mi­ści Leu­cyp i De­mo­kryt wy­su­nęli czy­sto ma­te­ria­li­styczną, uwzględ­nia­jącą czyn­nik ewo­lu­cyjny i po­zba­wioną po­ję­cia ce­lo­wo­ści kon­cep­cję ży­cia i Wszech­świata. Lecz czło­wiek, któ­rego opi­nie miały zdo­mi­no­wać my­śle­nie cy­wi­li­za­cji za­chod­niej na ja­kieś dwa ty­siąc­le­cia, pa­trzył na to za­gad­nie­nie zu­peł­nie ina­czej. Uwa­żany za ojca bio­lo­gii Ary­sto­te­les (384–322 p.n.e.) ba­dał i opi­sy­wał za­cho­wa­nie róż­nych zwie­rząt. W trak­ta­cie O ru­chu zwie­rząt na­pi­sał: „Na wstę­pie na­szych ba­dań mu­simy przy­jąć pewne za­ło­że­nia, któ­rymi zwy­kli­śmy się po­słu­gi­wać w ba­da­niach przy­rod­ni­czych. Mia­no­wi­cie mu­simy uznać, że spraw­dzają się one w ten sam spo­sób we wszyst­kich dzie­łach Na­tury. Otóż jed­nym z tych za­ło­żeń jest za­sada: Na­tura nie two­rzy ni­czego na próżno”[16].

Za­tem w prze­ci­wień­stwie do ato­mi­stów Ary­sto­te­les pa­trzył na zwie­rzęta i ich za­cho­wa­nie z per­spek­tywy te­le­olo­gicz­nej, przyj­mu­jąc, że za­cho­wa­nia mają okre­ślone funk­cje i cele. To może się wy­da­wać zdro­wo­roz­sąd­kowe – i być może wła­śnie dla­tego ten po­gląd zdo­mi­no­wał świat Za­chodu na dwa ty­siąc­le­cia. Jed­nak jak się wkrótce prze­ko­namy, sta­no­wi­sko Ary­sto­te­lesa w tej spra­wie wy­pa­dło z łask w epoce no­wo­żyt­nej.

Kon­cep­cja, zgod­nie z którą ga­tunki po­zo­stają w sta­nie nie­zmie­nio­nym od czasu ich po­wsta­nia, nie­po­dziel­nie pa­no­wała w bio­lo­gii do XVIII wieku. Od­szedł od niej Jean-Bap­ti­ste La­marck (1744–1829), pro­po­nu­jąc teo­rię ewo­lu­cji, w któ­rej pod­jął się wy­ja­śnie­nia po­cho­dze­nia za­cho­wań zwie­rząt. Jego Fi­lo­zo­fia zoo­lo­gii (pier­wot­nie opu­bli­ko­wana w roku uro­dze­nia Dar­wina – 1809) to pierw­sza zna­cząca próba opra­co­wa­nia ca­ło­ścio­wej teo­rii wspól­noty po­cho­dze­nia wszyst­kich or­ga­ni­zmów ży­wych od pry­mi­tyw­nych przod­ków.

Głów­nym za­ło­że­niem jego teo­rii było, że or­ga­ni­zmy mają wro­dzoną ten­den­cję do ewo­lu­owa­nia w kie­runku ro­sną­cej zło­żo­no­ści. Jed­nakże La­marck wy­róż­nił się dzięki dru­giemu za­ło­że­niu jego teo­rii: dzie­dzi­cze­niu cech na­by­tych. Przyj­mo­wał, że siłą na­pę­dową dzie­dzi­cze­nia cech na­by­tych jest śro­do­wi­sko. Pi­sał, że „Śro­do­wi­sko wpływa na kształt i uor­ga­ni­zo­wa­nie zwie­rząt, czyli że zmie­nia­jące się znacz­nie śro­do­wi­sko wy­wo­łuje z cza­sem od­po­wied­nie mo­dy­fi­ka­cje za­równo kształtu, jak i sa­mej or­ga­ni­za­cji zwie­rząt”[17]. Pod­kre­ślał, że jest to ra­czej wpływ po­średni niż bez­po­śred­nia mo­dy­fi­ka­cja. Tak sta­no­wiło pierw­sze prawo La­marcka. Dru­gie prawo mó­wiło, że te na­byte ce­chy są dzie­dzi­czone przez po­tom­stwo zwie­rzę­cia. La­marck uwa­żał, że to zmiana w za­cho­wa­niu wy­wo­łuje póź­niej­sze zmiany fi­zyczne[18].

Po­wo­ły­wał się na kilka przy­kła­dów ewo­lu­cji, które we­dług niego do­wo­dziły słusz­no­ści teo­rii dzie­dzi­cze­nia cech na­by­tych. Je­den z przy­kła­dów do­ty­czył wy­dłu­ża­nia się ję­zy­ków mrów­ko­ja­dów, dzię­cio­łów zie­lo­nych i ko­li­brów[19]. Ko­lej­nym przy­to­czo­nym przez niego przy­kła­dem był wzrost ży­raf, któ­rych zwy­czaj że­ro­wa­nia na drze­wach rze­komo wy­dłu­żył ich szyje i nogi, aby mo­gły się­gać wy­żej[20]. Teo­ria La­marcka cie­szyła się dużą po­pu­lar­no­ścią na po­czątku XVIII wieku. Jed­nak pod ko­niec XIX wieku Au­gust We­ismann prze­pro­wa­dził do­świad­cze­nie po­le­ga­jące na ob­ci­na­niu ogo­nów kilku ko­lej­nym po­ko­le­niom my­szy. Zgod­nie z la­mar­ki­zmem na­le­ża­łoby ocze­ki­wać, że z bie­giem czasu po­tomne po­ko­le­nia my­szy będą się ro­dziły z co­raz krót­szymi ogo­nami. Jed­nak tak się nie stało. To i ko­lejne do­świad­cze­nia o bar­dziej roz­strzy­ga­ją­cym cha­rak­te­rze do­pro­wa­dziły do od­rzu­ce­nia la­mar­ki­zmu. Jed­nak czę­sto po­mija się to, że po­stu­lo­wana przez La­marcka kon­cep­cja za­cho­wa­nia zwie­rząt jako siły na­pę­do­wej ewo­lu­cji no­wych cech fi­zycz­nych stała się istot­nym ele­men­tem dar­wi­now­skiej teo­rii ewo­lu­cji.

W rze­czy sa­mej wpływ La­marcka na Dar­wina nie ogra­ni­czał się tylko do tej kwe­stii. Cy­tu­jąc hi­sto­ryka na­uki Pe­tera Bow­lera: „Do­ży­wot­nie przy­wią­za­nie Dar­wina do teo­rii mie­sza­nego dzie­dzi­cze­nia (mie­sza­nia się cech po­ko­le­nia ro­dzi­ciel­skiego)[21] i w nie­wiel­kim za­kre­sie do la­mar­ki­zmu było in­te­gralną czę­ścią jego świa­to­po­glądu”[22]. To prze­ko­na­nie znaj­do­wało od­zwier­cie­dle­nie w jego wy­ja­śnie­niach po­cho­dze­nia cech fi­zycz­nych i za­cho­wa­nia. Po­dob­nie jak La­marck, Dar­win uwa­żał, że zwy­czaje zwie­rząt wy­wie­rają wpływ na ich fi­zjo­lo­gię, a po­wstałe zmiany fi­zjo­lo­giczne mogą być dzie­dzi­czone przez po­tom­stwo. Po­wo­ły­wał się na kilka przy­kła­dów, w tym na zwi­sa­jące uszy nie­któ­rych zwie­rząt do­mo­wych[23] oraz ptaki nie­loty na wy­spach, na któ­rych nie ma dra­pież­ni­ków[24]. Dar­win pod­su­mo­wał swój spo­sób my­śle­nia o uży­wa­niu i nie­uży­wa­niu na­rzą­dów na­stę­pu­jąco: „W ogól­no­ści mo­żemy wnio­sko­wać, że przy­zwy­cza­je­nie uży­wa­nia lub nie­uży­wa­nia w nie­któ­rych wy­pad­kach ode­grało ważną rolę w mo­dy­fi­ko­wa­niu kon­sty­tu­cji i bu­dowy róż­nych or­ga­nów, czę­sto jed­nak sku­tek jego łą­czył się, a nie­kiedy pod­po­rząd­ko­wy­wał na­tu­ral­nej se­lek­cji zmian wro­dzo­nych”[25].

For­mu­łu­jąc de­fi­ni­cję kon­cep­cji in­stynktu, Dar­win na­pi­sał, że kiedy czyn­ność wy­ko­nuje zwie­rzę, „zwłasz­cza bar­dzo młode, bez żad­nego do­świad­cze­nia i przy tym wy­ko­ny­wana jest przez wiele osob­ni­ków w taki sam spo­sób, bez żad­nej zna­jo­mo­ści celu – to czyn­ność taką na­zy­wamy zwy­kle in­stynk­towną”[26]. Dar­win uwa­żał też, że in­stynkty są po­rów­ny­walne do przy­zwy­cza­jeń. Sto­so­wał kon­cep­cję uży­wa­nia i nie­uży­wa­nia do in­stynk­tów zwią­za­nych z za­cho­wa­niem, pi­sząc: „nie ma żad­nego nie­praw­do­po­do­bień­stwa w przy­pusz­cze­niu, że w zmie­nia­ją­cych się wa­run­kach ży­cia na­tu­ralna se­lek­cja może gro­ma­dzić w pew­nym za­kre­sie nie­wiel­kie zmiany w in­stynk­cie bę­dące w ja­ki­kol­wiek spo­sób uży­teczne. Praw­do­po­dob­nie w nie­któ­rych wy­pad­kach wcho­dzą rów­nież w grę przy­zwy­cza­je­nia oraz uży­wa­nie i nie­uży­wa­nie na­rzą­dów”[27].

Po­now­nie zwra­ca­jąc uwagę czy­tel­nika na kwe­stię zwie­rząt udo­mo­wio­nych, Dar­win po­dał przy­kłady zmian w ich za­cho­wa­niu pod wpły­wem do­ko­ny­wa­nej przez lu­dzi se­lek­cji w kie­runku kon­kret­nych za­cho­wań[28]. Cho­ciaż za­kła­dał, że przy­zwy­cza­je­nia mogą być dzie­dzi­czone, zda­wał so­bie sprawę z ogra­ni­czeń sto­so­wa­nia za­sady zmien­no­ści i na­tu­ral­nej se­lek­cji do pew­nych za­cho­wań. Na­pi­sał: „Można wy­raź­nie wy­ka­zać, że naj­dziw­niej­sze ze wszyst­kich in­stynk­tów, a mia­no­wi­cie in­stynkty psz­czoły i wielu mró­wek, nie mo­gły po­wstać w ten spo­sób”[29].

Dar­win roz­po­zna­wał fun­da­men­talną róż­nicę mię­dzy zło­żo­nymi za­cho­wa­niami zwie­rząt a umie­jęt­no­ściami lu­dzi, na­by­wa­nymi głów­nie po­przez ucze­nie się. Jak sam stwier­dził, „czło­wiek nie może przy pierw­szej pró­bie wy­ko­nać na przy­kład to­pora ka­mien­nego lub czółna... Musi się on na­uczyć wy­ko­ny­wa­nia tej pracy przez prak­tykę, na­to­miast bóbr, który bu­duje swą tamę czy ka­nał, jak rów­nież ptak bu­du­jący swoje gniazdo lub pa­jąk tka­jący swoją cu­downą sieć mogą wy­ko­nać te czyn­no­ści od pierw­szego razu tak samo do­brze lub pra­wie rów­nie do­brze, jak wów­czas, kiedy są stare i do­świad­czone”[30].

Dar­win nie wie­dział nic o ge­nach ani mu­ta­cjach ge­ne­tycz­nych. Jed­nak kiedy na­ukowcy za­częli po­zna­wać ta­jem­nicę ge­ne­tyki, ich spo­strze­że­nia włą­czono w dar­wi­nizm i osta­tecz­nie ochrzczono współ­cze­sną syn­tezą ewo­lu­cyjną[31], a na­zwę tę ukuł wnuk dar­wi­ni­sty Tho­masa Henry’ego Hux­leya, Ju­lian Hux­ley, w wy­da­nej w 1942 roku książce Evo­lu­tion: The Mo­dern Syn­the­sis. Ta uno­wo­cze­śniona po­stać dar­wi­ni­zmu po­wstała na pod­sta­wie prac kilku na­ukow­ców z róż­nych dys­cy­plin, w tym zoo­loga Ern­sta Mayra, ge­ne­ty­ków The­odo­siusa Do­bzhan­sky’ego, Ro­nalda Fi­shera, Tho­masa Hunta Mor­gana, Johna Bur­dona San­der­sona Hal­dane’a i pa­le­on­to­loga Geo­rge’a Gay­lorda Simp­sona[32].

Obec­nie do­mi­nu­jący, usta­no­wiony przez współ­cze­sną syn­tezę po­gląd zwy­kle na­zywa się neo­dar­wi­ni­zmem. Pod­sta­wowe za­ło­że­nie neo­dar­wi­ni­zmu głosi, że ewo­lu­cja opiera się głów­nie na lo­so­wych mu­ta­cjach ge­ne­tycz­nych i na­tu­ral­nej se­lek­cji[33]. Syn­teza jest jed­nak bar­dziej skom­pli­ko­wana, po­nie­waż ewo­lu­cję umoż­li­wia wiele me­cha­ni­zmów. Na­leżą do nich mię­dzy in­nymi: mu­ta­cje ge­ne­tyczne, re­kom­bi­na­cja ge­ne­tyczna, du­pli­ka­cja ge­nów, dryf ge­ne­tyczny, efekt za­ło­ży­ciela czy efekt wą­skiego gar­dła. Ce­chą wspólną wszyst­kich tych me­cha­ni­zmów jest to, że do­ty­czą po­je­dyn­czych ge­nów.

Bio­log ewo­lu­cyjny Mi­chael Lynch przy­po­rząd­ko­wał te me­cha­ni­zmy czte­rem pod­sta­wo­wym si­łom ewo­lu­cyj­nym: na­tu­ral­nej se­lek­cji, mu­ta­cjom, re­kom­bi­na­cji i dry­fowi ge­ne­tycz­nemu. Na­pi­sał: „Bio­rąc pod uwagę 100 lat po­świę­co­nych na­uce ewo­lu­cji, roz­sądny jest wnio­sek, że te cztery sze­ro­kie ka­te­go­rie obej­mują wszyst­kie pod­sta­wowe siły ewo­lu­cyjne”[34]. Wy­ja­śnił, że ewo­lu­cję na­leży ro­zu­mieć sze­rzej niż tylko jako na­tu­ralną se­lek­cję i ad­ap­ta­cję. Po­zo­stałe siły ewo­lu­cyjne mają cha­rak­ter „nie­adap­ta­cyjny, co ozna­cza, że nie są funk­cją wła­ści­wo­ści przy­sto­so­waw­czych osob­ni­ków”[35].

Po­wyż­sze sta­nowi naj­bar­dziej skró­towe pod­su­mo­wa­nie współ­cze­snej teo­rii ewo­lu­cji, obec­nie roz­sze­rzo­nej o wiele twór­czych uzu­peł­nień i su­ge­ro­wa­nych mo­dy­fi­ka­cji. W dal­szej czę­ści książki przyj­rzymy się nie­któ­rym z pro­po­no­wa­nych me­cha­ni­zmów po­moc­ni­czych za­an­ga­żo­wa­nych w ewo­lu­cję zło­żo­nych za­cho­wań za­pro­gra­mo­wa­nych. Lecz na­wet dzi­siaj wielu bio­lo­gów uważa na­tu­ralną se­lek­cję i lo­sowe mu­ta­cje ge­ne­tyczne za bliź­nia­cze fi­lary teo­rii ewo­lu­cji, dla­tego po­świę­cimy tro­chę czasu, żeby wy­ja­śnić te po­ję­cia nieco le­piej.

Z grub­sza rzecz uj­mu­jąc, na­tu­ralna se­lek­cja to prze­ży­wa­nie naj­le­piej przy­sto­so­wa­nego. Je­żeli po­tom­stwo po­siada lo­sową mu­ta­cję ge­ne­tyczną, która spra­wia, że jest nieco szyb­sze lub by­strzej­sze, i je­żeli dana mu­ta­cja zwięk­sza jego szanse na prze­ży­cie i re­pro­duk­cję, to ist­nieje więk­sze praw­do­po­do­bień­stwo, że na­tura utrwali tę mu­ta­cję w ko­lej­nym po­ko­le­niu po­tom­nym – drogą na­tu­ral­nej se­lek­cji. We­dług zwo­len­ni­ków neo­dar­wi­ni­zmu, w ciągu se­tek mi­lio­nów lat hi­sto­rii ewo­lu­cji długi ciąg lo­so­wych mu­ta­cji prze­sia­nych przez sito na­tu­ral­nej se­lek­cji do­pro­wa­dził do po­wsta­nia no­wych form po­cho­dzą­cych od jed­nego lub kilku pier­wot­nych or­ga­ni­zmów jed­no­ko­mór­ko­wych. Jak już wiemy, Dar­win nie czy­nił wy­jątku dla zło­żo­nych za­cho­wań za­pro­gra­mo­wa­nych, które na­zy­wał in­stynk­tami. On i jego na­stępcy twier­dzili, że także te za­cho­wa­nia można uznać za efekt sy­ner­gi­stycz­nego dzia­ła­nia sze­roko ro­zu­mia­nej zmien­no­ści lo­so­wej i na­tu­ral­nej se­lek­cji.

Zoo­lo­dzy kon­tra psy­cho­lo­dzy

Na po­czątku XX wieku nie ist­niała od­rębna dys­cy­plina na­uki, zaj­mu­jąca się za­cho­wa­niem zwie­rząt – dzi­siaj znana jako eto­lo­gia. Na­ukowcy ba­da­jący za­cho­wa­nie zwie­rząt re­kru­to­wali się z dys­cy­plin zoo­lo­gii i psy­cho­lo­gii. Z tego względu wy­kształ­ciły się dwa bar­dzo się od sie­bie róż­niące po­dej­ścia. Zoo­lo­dzy (głów­nie Eu­ro­pej­czycy) sku­piali się na ob­ser­wa­cji zwie­rząt w ich śro­do­wi­sku na­tu­ral­nym. Psy­cho­lo­dzy (po­cho­dzący głów­nie z Ame­ryki Pół­noc­nej) pre­fe­ro­wali do­świad­cze­nia la­bo­ra­to­ryjne[36].

Praca psy­cho­lo­gów do­pro­wa­dziła do po­wsta­nia be­ha­wio­ry­zmu. Uwa­żali, że pro­ce­sów my­ślo­wych nie można zba­dać na­ukowo, i sku­piali się na zja­wi­skach ta­kich jak od­po­wiedź na bo­dziec, na przy­kład pod­czas ha­bi­tu­acji. Ta me­toda zy­skała roz­głos dzięki zja­wi­sku wa­run­ko­wa­nia paw­ło­wow­skiego, na­zwa­nym po jego od­krywcy Iwa­nie Paw­ło­wie.

Zoo­lo­dzy kry­ty­ko­wali psy­cho­lo­gów za nad­mierne sku­pia­nie się na jed­nym ga­tunku, szczu­rze bia­łym, i za­nie­dby­wa­nie ba­da­nia in­nych ga­tun­ków. Po­nadto za­rzu­cali psy­cho­lo­gom, że sku­piali się nie­mal wy­łącz­nie na za­cho­wa­niu wy­uczo­nym, po­mi­ja­jąc za­cho­wa­nia in­stynk­towne[37].

Na­tu­ra­li­styczne po­dej­ście do za­cho­wa­nia zwie­rząt za­wdzię­czamy Kon­ra­dowi Lo­ren­zowi i Niko Tin­ber­ge­nowi. Au­striacki przy­rod­nik Lo­renz (1903–1989) zo­stał uznany za ojca eto­lo­gii, któ­rej pod­wa­liny stwo­rzył w la­tach trzy­dzie­stych XX wieku. Głów­nym obiek­tem jego ba­dań były in­stynk­towne za­cho­wa­nia pta­ków. W pracy z 1936 roku sfor­mu­ło­wał sześć za­sad do­ty­czą­cych ba­da­nia in­stynk­tów i eto­lo­gii.

• Zwie­rzę wy­ka­zuje czyn­no­ści in­stynk­towne na­wet w wy­padku, gdy nie ma do­świad­cze­nia w ich wy­ko­ny­wa­niu ani moż­li­wo­ści na­ucze­nia się ich od star­szego przed­sta­wi­ciela ga­tunku.

• Kon­trola re­gu­la­cyjna za­cho­wań in­stynk­tow­nych może być nie­za­leżna od ucze­nia się i do­świad­cze­nia.

• Pro­ste mo­dele, ta­kie jak bo­dziec–od­po­wiedź, nie wy­star­czają do wy­ja­śnie­nia za­cho­wań in­stynk­tow­nych.

• Cza­sami za­cho­wa­nia in­stynk­towne za­cho­dzą bez za­dzia­ła­nia ja­kie­go­kol­wiek bodźca.

• Zwie­rzę dąży do wy­ko­ny­wa­nia swo­ich czyn­no­ści in­stynk­tow­nych.

• Po­dob­nie jak bu­dowę na­rzą­dów, wzorce za­cho­wa­nia można wy­ko­rzy­sty­wać do oceny wspól­noty po­cho­dze­nia ga­tun­ków i od­twa­rza­nia drzew fi­lo­ge­ne­tycz­nych[38].

W 1951 roku Tin­ber­gen (1907–1988), ho­len­der­ski bio­log i or­ni­to­log, opu­bli­ko­wał prze­ło­mową książkę w dzie­dzi­nie eto­lo­gii, Ba­da­nia nad in­stynk­tem[39]. W do­nio­słej pracy do­ty­czą­cej me­to­do­lo­gii ba­dań za­cho­wa­nia zwie­rząt[40] sfor­mu­ło­wał cztery py­ta­nia, czyli pod­sta­wowe kwe­stie, na któ­rych musi się sku­pić eto­log:

1) Jaki czyn­nik wy­wo­łuje dane za­cho­wa­nie?

2) W jaki spo­sób dane za­cho­wa­nie roz­wi­nęło się w trak­cie ży­cia zwie­rzę­cia?

3) Dla­czego zwie­rzę prze­ja­wia dane za­cho­wa­nie?

4) W jaki spo­sób wy­ewo­lu­owało dane za­cho­wa­nie?

Te py­ta­nia do­ty­kają od­po­wied­nio kwe­stii przy­czy­no­wo­ści, roz­woju, zna­cze­nia prze­ży­wa­nia i ewo­lu­cji. Ana­li­zu­jąc za­cho­wa­nie zwie­rząt, na­ukowcy wciąż sto­sują cztery py­ta­nia Tin­ber­gena – co samo w so­bie jest cał­ko­wi­cie roz­sądne, jed­nakże skut­kuje po­mi­ja­niem kwe­stii, jak i dla­czego za­cho­wa­nia za­pro­gra­mo­wane (wro­dzone) w ogóle po­wstały. Okre­śle­nie, w jaki spo­sób dane za­cho­wa­nie może być ad­ap­ta­cyjne, nie jest toż­same z udzie­le­niem od­po­wie­dzi na py­ta­nie, dla­czego po­wstało. Prze­cież na­wet w wy­padku okre­ślo­nego śro­do­wi­ska i da­nej po­trzeby ist­nieje ogromna liczba za­cho­wań, które mogą mieć war­tość przy­sto­so­waw­czą. Dla­czego więc zwie­rzę wy­biera pewne kon­kretne za­chwa­nie? Po­nadto okre­śle­nie, w jaki spo­sób na­tu­ralna se­lek­cja zmie­niała dane za­cho­wa­nie z bie­giem czasu (py­ta­nie o kwe­stię ewo­lu­cji), nic nam nie mówi o przy­czy­nach po­wsta­nia tego za­cho­wa­nia.

Zło­żone za­cho­wa­nia za­pro­gra­mo­wane

Kon­cep­cje Lo­renza i Tin­ber­gena zo­stały pod­dane ostrej, w du­żej mie­rze traf­nej, kry­tyce przez psy­cho­lo­gów be­ha­wio­ral­nych. W re­zul­ta­cie do 1950 roku eto­lo­gia prze­stała zaj­mo­wać do­mi­nu­jącą po­zy­cję w ba­da­niach nad za­cho­wa­niem zwie­rząt[41], cho­ciaż wciąż do­cho­dziło do zna­czą­cych od­kryć w tej dzie­dzi­nie.

Sta­no­wi­sko be­ha­wio­ry­stów miało w tym za­kre­sie de­cy­du­jące zna­cze­nie. Do ogrom­nej zmiany w ba­da­niach nad za­cho­wa­niem zwie­rząt do­szło, gdy psy­cho­lo­dzy, póź­niej znani jako be­ha­wio­ry­ści, po­rzu­cili kon­cep­cję czy­sto wro­dzo­nego za­cho­wa­nia.

Mimo to wielu eto­lo­gów i in­nych na­ukow­ców ba­da­ją­cych za­cho­wa­nie zwie­rząt wciąż uznaje ogólną kon­cep­cję wro­dzo­nego za­cho­wa­nia. Dane na­ukowe po­ka­zują, że wielu za­cho­wań zwie­rzęta naj­wy­raź­niej nie na­by­wają po­przez na­ukę. Czę­sto się uczą, ale jak zo­ba­czymy w ko­lej­nych roz­dzia­łach, w ta­kich przy­pad­kach je­dy­nie udo­sko­na­lają już obecne za­cho­wa­nia.

Ta­kie za­cho­wa­nia można na­zy­wać in­stynk­tami lubza­cho­wa­niem wro­dzo­nym, oba z tych po­jęć są po­wszech­nie znane. Jed­nak mu­simy mieć na uwa­dze, że róż­nie się je ro­zu­mie w bio­lo­gii i to­czą się o nie spory. Zna­cze­nie prze­ło­mo­wych ba­dań za­cho­wa­nia zwie­rząt Lo­renza i Tin­ber­gena roz­po­znano i do­ce­niono. W 1973 roku wraz z Kar­lem von Fri­schem otrzy­mali Na­grodę No­bla w dzie­dzi­nie fi­zjo­lo­gii i me­dy­cyny.

Szes­na­sto­wieczny hisz­pań­ski na­tu­ra­li­sta Go­mez Pe­re­ira sfor­mu­ło­wał me­cha­ni­styczną teo­rię za­cho­wa­nia zwie­rząt, zgod­nie z którą ruch zwie­rząt – na­zy­wany przez niego ru­chami wi­tal­nymi – nie wy­ma­gał żad­nego świa­do­mego pro­cesu my­ślo­wego[42]. Uprzed­nio cy­to­wana de­fi­ni­cja Dar­wina była ko­lejną próbą zde­fi­nio­wa­nia in­stynktu. Nie­dawno John Al­cock okre­ślił in­stynkt jako „za­cho­wa­nie po­ja­wia­jące się w cał­ko­wi­cie funk­cjo­nal­nej po­staci za pierw­szym ra­zem, kiedy się po­ja­wia, mimo braku do­świad­cze­nia zwie­rzę­cia w od­czy­ty­wa­niu sy­gna­łów po­bu­dza­ją­cych je do tego za­cho­wa­nia”[43]. Na­to­miast Ja­mes i Ca­rol Gou­l­do­wie de­fi­niują za­cho­wa­nie wro­dzone jako za­cho­wa­nie opie­ra­jące się na wro­dzo­nych ob­wo­dach neu­ro­no­wych od­po­wie­dzial­nych za „prze­twa­rza­nie da­nych, po­dej­mo­wa­nie de­cy­zji i re­ży­se­ro­wa­nie od­po­wie­dzi przy braku wcze­śniej­szego do­świad­cze­nia”[44]. Uważa się, że ten in­stynkt be­ha­wio­ralny jest za­ko­do­wany w kon­kret­nych ge­nach. De­fi­ni­cje Al­cocka i Gou­l­dów są do­brym punk­tem wyj­ścia, lecz są zbyt ogra­ni­czone ze względu na to, że wiele za­pro­gra­mo­wa­nych za­cho­wań po­siada kom­po­nent roz­wo­jowy.

Na po­czątku swo­ich ba­dań Lo­renz zde­fi­nio­wał wzo­rzec za­cho­wa­nia in­stynk­tow­nego jako „se­kwen­cję za­cho­wań po­wstałą na pod­sta­wie dzie­dzi­czo­nych szla­ków w ośrod­ko­wym ukła­dzie ner­wo­wym, czy­niącą ten wzo­rzec rów­nie nie­zmien­nym, jak jego struk­tura hi­sto­lo­giczna czy ja­ka­kol­wiek ce­cha mor­fo­lo­giczna”[45].

Lo­renz uwa­żał, że za­cho­wa­nie zwie­rząt jest mie­sza­niną za­cho­wań wro­dzo­nych i na­by­tych. Tin­ber­gen za­pro­po­no­wał ogólną de­fi­ni­cję, włą­cza­jącą ga­tu­nek: „Każde zwie­rzę po­siada ści­śle ogra­ni­czoną, ale wy­soce zło­żoną ma­szy­ne­rię be­ha­wio­ralną, która jest za­ska­ku­jąco stała w da­nym ga­tunku czy po­pu­la­cji”[46].

Jed­nak, jak już wspo­mnia­łem, psy­cho­lo­dzy be­ha­wio­ralni od­rzu­cają każdą taką kon­cep­cję. Na przy­kład kry­tyk kon­cep­cji in­stynktu, psy­cho­log Mark Blum­berg pi­sze: „Po­ję­cie in­stynktu czę­sto jest po pro­stu udo­god­nie­niem w od­no­sze­niu się do zło­żo­nych, ga­tun­kowo spe­cy­ficz­nych za­cho­wań, które zdają się po­wsta­wać z ni­czego. Lecz to tylko ilu­zja, któ­rej sprzyja kon­cep­cja in­stynktu”[47].

Pro­blem wielu be­ha­wio­ry­stów zwie­rząt ze sło­wem wro­dzone przed­sta­wia Pa­trick Ba­te­son w for­mie kom­pi­la­cji sied­miu uży­wa­nych de­fi­ni­cji: „obecne od uro­dze­nia; sta­no­wiące róż­nicę w za­cho­wa­niu uwa­run­ko­waną róż­nicą ge­ne­tyczną; przy­sto­so­wane w toku ewo­lu­cji; nie­zmienne przez cały okres roz­woju; wspólne dla wszyst­kich przed­sta­wi­cieli da­nego ga­tunku; obecne za­nim za­cznie być uży­teczne; nie­wy­uczone”[48].

Ze względu na trud­no­ści z de­fi­ni­cją, po­ję­cie wro­dzone nie jest już sto­so­wane przez na­ukow­ców zaj­mu­ją­cych się za­cho­wa­niem zwie­rząt. We­dług psy­cho­loga i ba­daczki funk­cji po­znaw­czych zwie­rząt Sary Shet­tle­worth, „sto­pień, w któ­rym na wzorce za­cho­wań lub zdol­no­ści po­znaw­cze może wpły­wać do­świad­cze­nie, jest tak zmienny, że po­ję­cia na­byte i wro­dzone (lub geny czy wy­cho­wa­nie) to już prze­ży­tek”[49]. Shet­tle­worth pre­fe­ruje w za­mian po­ję­cia pre­dys­po­zy­cji lubist­nie­ją­cej wcze­śniej skłon­no­ści[50]. Po­dob­nie Jerry Ho­gan i Jo­han Bol­huis pro­po­nują de­fi­nio­wane jako „roz­wi­ja­jące się bez wpływu funk­cjo­nal­nego do­świad­cze­nia”[51] okre­śle­nie pre­funk­cjo­nalne jako lep­szy za­mien­nik dla słowa wro­dzone. Wszyst­kie po­ję­cia pro­po­no­wane przez Shet­tle­worth, Ho­gana i Bol­hu­isa wy­dają się od­po­wied­nie.

Blum­berg su­ge­ruje, że kon­cep­cję in­stynktu kom­pro­mi­tuje ko­ja­rze­nie jej z błęd­nym po­glą­dem o pro­jek­cie i te­le­olo­gii w za­cho­wa­niu. Pi­sze: „Po­ję­cia za­miaru, celu i pro­jektu są nie­od­łącz­nym ele­men­tem ra­cjo­na­li­stycz­nego spoj­rze­nia na in­stynkt”[52]. Twier­dzi rów­nież, że przy­czyną tego zja­wi­ska jest głę­boko za­ko­rze­niona u lu­dzi ten­den­cja do do­pa­try­wa­nia się te­le­olo­gii, na przy­kład w wy­ra­fi­no­wa­nych za­cho­wa­niach zwie­rząt, które wy­dają się za­pro­jek­to­wane w per­fek­cyjny spo­sób, aby umoż­li­wić im prze­trwa­nie i roz­mna­ża­nie. Blum­berg kon­ty­nu­uje swój wy­wód, twier­dząc, że ta pre­dys­po­zy­cja „do pa­trze­nia na świat i wszyst­kie jego cuda przez pry­zmat pro­jektu prze­szko­dziła nam w zro­zu­mie­niu zło­żo­no­ści bio­lo­gicz­nej, w tym za­cho­wa­nia”[53]. Jak na iro­nię, jego kry­tyka kon­cep­cji in­stynktu wi­kła go w za­rzu­ca­nie lu­dziom, że in­stynk­tow­nie wi­dzą w za­cho­wa­niu zwie­rząt za­miar, cel i pro­jekt tam, gdzie ich nie ma. Oto jak zjeść ciastko i mieć ciastko.

Po­dob­nie po­ję­cia in­stynktu i wro­dzo­nego za­cho­wa­nia są ter­mi­nami kon­tro­wer­syj­nymi, róż­nie ro­zu­mia­nymi. Dla­tego będę mó­wił głów­nie o zło­żo­nych za­cho­wa­niach za­pro­gra­mo­wa­nych (CPB)[54]. To po­ję­cie wy­klu­cza pro­ste za­cho­wa­nia wro­dzone oraz zło­żone za­cho­wa­nia na­byte, ta­kie jak wy­ra­bia­nie przez czło­wieka sie­kier lub pi­sa­nie li­stów. Będę się po­słu­gi­wał tym po­ję­ciem, od­no­sząc się do za­cho­wań opi­sa­nych na sa­mym po­czątku tej książki – ude­rza­ją­cych za­cho­wań, ob­ser­wo­wa­nych u mi­gru­ją­cych pta­ków i mo­tyli, ter­mi­tów, psz­czół i pa­ją­ków.

Gwoli ści­sło­ści, po­ję­ciem zło­żone za­cho­wa­nie za­pro­gra­mo­wane będę okre­ślał tylko za­cho­wa­nie speł­nia­jące po­niż­sze pięć kry­te­riów:

1. zło­żo­ność,

2. ce­lo­wość,

3. za­pro­gra­mo­wa­nie,

4. przy­god­ność,

5. dzie­dzicz­ność.

A te­raz pod­dajmy każde z tych pię­ciu okre­śleń szcze­gó­ło­wej ana­li­zie.

Zło­żo­ność do­ty­czy zło­żo­no­ści in­ży­nie­ryj­nej i może od­no­sić się do skom­pli­ko­wa­nego za­cho­wa­nia, na przy­kład na­wi­ga­cji lub ko­mu­ni­ka­cji zwie­rząt. Może także wska­zy­wać na zło­żo­ność kon­struk­cji układu za­an­ga­żo­wa­nego w wy­twa­rza­nie tego za­cho­wa­nia. To kry­te­rium po­zwala od­róż­nić oma­wiane za­cho­wa­nia od za­cho­wań, które są pro­stymi od­ru­chami.

Warto zwró­cić uwagę, że taka zło­żo­ność wiąże się z wy­spe­cy­fi­ko­waną lub funk­cjo­nalną zło­żo­no­ścią. Można po­wie­dzieć, że każdy lo­sowy ciąg li­ter jest zło­żony. Jed­nakże tylko ciągi ma­jące ja­kiś sens, ta­kie jak li­tery w zda­niu lub ko­do­wa­nie edy­tora tek­stu, któ­rego uży­łem w trak­cie pracy nad tą książką, są wy­spe­cy­fi­ko­wane. Za­cho­wa­nia, na które zwró­cimy uwagę, są zło­żone, co w tym kon­tek­ście ozna­cza wy­spe­cy­fi­ko­wane, po­nie­waż kon­tro­luje je wiele (czę­sto bar­dzo wiele) ge­nów bę­dą­cych formą in­for­ma­cji bio­lo­gicz­nej.

Za­cho­wa­nie ce­chuje ce­lo­wość, gdy jest skie­ro­wane na osią­gnię­cie da­nego celu lub ma ja­kąś funk­cję, na przy­kład bu­do­wa­nie sieci przez pa­jąka w celu zdo­by­cia po­ży­wie­nia i prze­trwa­nia. Ko­lej­nym przy­kła­dem jest na­wi­ga­cja pta­ków, która umoż­li­wia mię­dzy in­nymi mi­gra­cję i lo­ka­li­zo­wa­nie źró­deł po­ży­wie­nia. Re­duk­cjo­ni­styczna skłon­ność współ­cze­snej bio­lo­gii jest nie­wy­godna dla dys­ku­sji o celu lub te­le­olo­gii, ale J. Scott Tur­ner ją od­rzuca. „Co, je­śli zja­wi­ska ta­kie jak in­ten­cjo­nal­ność, ce­lo­wość i pro­jekt nie są ilu­zo­ryczne, ale zu­peł­nie praw­dziwe – co, je­śli są klu­czo­wymi atry­bu­tami ży­cia?”, pyta. „Jak to moż­liwe, że na­sza spójna teo­ria ży­cia stara się prze­su­nąć te zja­wi­ska na boczny tor?”[55] Istot­nie, ce­lo­wość jest nie­zbędną skła­dową zło­żo­nych za­pro­gra­mo­wa­nych za­cho­wań oraz ży­cia w ogóle.

Za­pro­gra­mo­wa­nie zwy­kle wiąże się z obec­no­ścią al­go­rytmu i prze­twa­rza­niem in­for­ma­cji. Zgod­nie z ma­te­ma­tyczną de­fi­ni­cją al­go­rytm to „for­malna pro­ce­dura dla każ­dej ope­ra­cji ma­te­ma­tycz­nej, zwłasz­cza ze­staw do­brze zde­fi­nio­wa­nych za­sad, po­zwa­la­ją­cych roz­wią­zać pro­blem w skoń­czo­nej licz­bie kro­ków”[56]. Kon­cep­cja al­go­rytmu jest sto­sun­kowo nowa – opra­co­wano ją w XX wieku. W książce Ad­vent of the Al­go­ri­thm Da­vid Ber­lin­ski pi­sze, że za­wdzię­czamy ją głów­nie pracy czte­rech wy­bit­nych ma­te­ma­ty­ków – Kurta Gödla, Alana Tu­ringa, Alonzo Chur­cha i Emila Po­sta[57]. Pier­wot­nie al­go­rytm miał być czy­sto teo­re­tyczną kon­cep­cją w ma­szy­nie Tu­ringa, czyli abs­trak­cyj­nym mo­delu kom­pu­tera, wy­my­ślo­nym przez Tu­ringa w 1936 roku. W póź­niej­szym cza­sie skon­stru­owano kom­pu­tery zdolne do ob­słu­gi­wa­nia al­go­ryt­mów za po­mocą za­pi­sa­nych pro­gra­mów.

Co cie­kawe, Mayr po­pie­rał kon­cep­cję pro­gra­mów w bio­lo­gii. De­fi­nio­wał je jako „za­ko­do­waną lub uprzed­nio upo­rząd­ko­waną in­for­ma­cję, która kon­tro­luje pro­ces (lub za­cho­wa­nie), kie­ru­jąc go ku okre­ślo­nemu ce­lowi”[58]. Ele­men­tem wspól­nym pro­gra­mo­wa­nia jest de­cy­do­wa­nie, zwy­kle o tym, kiedy wy­ko­nać dane dzia­ła­nie. De­cy­zja taka może być pro­sta (na przy­kład – po­szu­ki­wać je­dze­nia czy nie) lub bar­dziej zło­żona, tak jak w wy­padku drogi na­wi­ga­cji czy też ko­or­dy­na­cji cza­so­wej mi­gra­cji. Pro­gra­mo­wa­nie gra rolę w roz­wi­ja­niu się da­nego za­cho­wa­nia u zwie­rzę­cia. Obej­muje roz­wój osob­ni­czy (on­to­ge­nezę), który od­po­wiada za wy­kształ­ca­nie się w zwie­rzę­ciu zdol­no­ści prze­ja­wia­nia okre­ślo­nych za­cho­wań.

Zło­żone za­pro­gra­mo­wane za­cho­wa­nie musi też ce­cho­wać przy­god­ność. In­nymi słowy, nie jest za­cho­wa­niem ko­niecz­nym, lecz z po­wo­dze­niem mo­głoby być za­stą­pione in­nym za­cho­wa­niem bez uszczerbku dla po­myśl­no­ści da­nego ga­tunku. Jako przy­kłady można przy­wo­łać wiele róż­nych ro­dza­jów za­pro­gra­mo­wa­nych form ko­mu­ni­ka­cji w świe­cie owa­dów. Okre­ślone me­tody ko­mu­ni­ka­cji (sy­gnały wzro­kowe, sy­gnały dźwię­kowe, fe­ro­mony) są przy­godne, po­nie­waż mo­głyby być za­stą­pione in­nymi, peł­nią­cymi tę samą funk­cję sy­gna­łami. Tak samo jest w wy­padku róż­nych me­tod na­wi­ga­cyj­nych sto­so­wa­nych przez zwie­rzęta. Jak zo­ba­czymy póź­niej, przy­god­ność za­cho­wań sta­nowi nie lada wy­zwa­nie dla osób po­szu­ku­ją­cych wy­ja­śnie­nia ich po­cho­dze­nia.

Po­nadto zło­żone za­pro­gra­mo­wane za­cho­wa­nie musi być dzie­dziczne. To kry­te­rium po­zwala od­róż­nić CPB od za­cho­wań wy­uczo­nych. Nie­pod­le­ga­ją­cych dzie­dzi­cze­niu za­cho­wań wy­uczo­nych nie uważa się za CPB.

Sto­so­wa­nie po­ję­cia zło­żo­nego za­pro­gra­mo­wa­nego za­cho­wa­nia za­miast in­stynktu czyza­cho­wa­nia wro­dzo­nego oczy­wi­ście nie za­koń­czy wszyst­kich spo­rów w za­kre­sie po­cho­dze­nia tych za­cho­wań, lecz może po­móc ostu­dzić emo­cje w dys­ku­sji i do­pre­cy­zo­wać ter­mi­no­lo­gię.

Geny za­cho­wa­nia?

Zło­żone za­pro­gra­mo­wane za­cho­wa­nia dzieli się na trzy ro­dzaje za­cho­wań: 1) za­cho­wa­nia w pełni funk­cjo­nalne za pierw­szym ra­zem, kiedy się prze­ja­wiają, czyli nie­wy­ma­ga­jące do­świad­cze­nia, 2) za­cho­wa­nia roz­wi­ja­jące się wraz z doj­rze­wa­niem zwie­rzę­cia, przy czym ten roz­wój jest także za­pro­gra­mo­wany, 3) za­cho­wa­nia roz­wi­ja­jące się dzięki za­pro­gra­mo­wa­nemu ucze­niu się.

Shet­tle­worth twier­dzi, że pod­ło­żem więk­szo­ści za­cho­wań są pro­ste me­cha­ni­zmy: „Przez ostat­nie 30–40 lat w ko­gni­ty­wi­styce po­rów­naw­czej po­wstała silna ten­den­cja ku fa­wo­ry­zo­wa­niu »pro­stych« me­cha­ni­zmów. Cię­żar do­wodu na ogół spo­czywa na oso­bach usi­łu­ją­cych przy­pi­sać dane za­cho­wa­nie in­nym pro­ce­som niż ucze­niu aso­cja­cyj­nemu i/lub ga­tun­kowo spe­cy­ficz­nym błę­dom per­cep­cyj­nym czy efek­tom re­spon­denc­kim”[59].

Ba­da­nia nad ge­ne­tyką za­cho­wa­nia zwie­rząt po­zwo­liły na wy­od­ręb­nie­nie kilku za­cho­wań za­pro­gra­mo­wa­nych, które naj­wy­raź­niej wa­run­kuje po­je­dyn­czy gen[60]. Jako przy­kład można przy­to­czyć rytm oko­ło­do­bowy mu­szek owo­có­wek (Dro­so­phila), wa­run­ko­wany przez różne wa­rianty genu pe­riod (per). Jed­nakże co naj­mniej trzy inne geny (tim, clk i cyc) są współ­od­po­wie­dzialne za re­gu­la­cję rytmu oko­ło­do­bo­wego, który w rze­czy­wi­sto­ści jest dość zło­żony[61]. Sieć neu­ro­nowa od­po­wia­da­jąca za to za­cho­wa­nie rów­nież jest dość zło­żona – sieć neu­ro­nów ze­ga­ro­wych „składa się z licz­nych, nie­za­leż­nych oscy­la­to­rów, z któ­rych każdy może ge­ne­ro­wać okresy wzmo­żo­nej ak­tyw­no­ści”[62].

Ko­lej­nym przy­kła­dem po­je­dyn­czego genu, który naj­wy­raź­niej kie­ruje za­cho­wa­niem za­pro­gra­mo­wa­nym, jest gen fo­ra­ger, wy­stę­pu­jący w ge­no­mie larw much. Ten gen ma dwa al­lele (wa­rianty), wpły­wa­jące na za­cho­wa­nie ży­wie­niowe. Je­den z nich (wa­riant „ro­ver”) wa­run­kuje po­ko­ny­wa­nie przez larwy naj­więk­szych od­le­gło­ści pod­czas że­ro­wa­nia, a drugi (wa­riant „sit­ter”) po­wo­duje, że larwy po­zo­stają w gru­pach bli­sko sie­bie. Jed­nakże ten ob­raz pro­stego me­cha­ni­zmu kom­pli­kują wy­niki ba­dań, które do­wio­dły, że ge­ne­tyczny „prze­łącz­nik” kon­tro­lują czyn­niki epi­ge­ne­tyczne[63].

Choć re­ak­cji „walka lub ucieczka” my­szy nie kon­tro­luje po­je­dyn­czy gen, sta­nowi ona ko­lejny przy­kład po­dob­nego me­cha­ni­zmu, ob­ser­wo­wa­nego w przy­ro­dzie. Re­gu­la­cja po­ziomu se­ro­to­niny w dwóch ty­pach neu­ro­nów mó­zgo­wych działa jak prze­łącz­nik, uak­tyw­nia­jący jedną z tych dwóch re­ak­cji, wy­bie­raną na pod­sta­wie po­ziomu za­gro­że­nia w śro­do­wi­sku[64].

Choć te ba­da­nia po­ka­zują, że po­je­dyn­cze geny mogą mieć duży wpływ na nie­które za­cho­wa­nia, nie ozna­cza to, że choćby naj­prost­sze za­cho­wa­nia mogą być kon­tro­lo­wane za po­mocą wy­łącz­nie jed­nego genu. W przy­to­czo­nych przy­kła­dach geny dzia­łają jak włą­cza­jące i wy­łą­cza­jące pewne za­cho­wa­nia prze­łącz­niki. Na­wet w wy­padku sto­sun­kowo pro­stych za­cho­wań za­pro­gra­mo­wa­nych można stwier­dzić, że wiele z nich jest kon­tro­lo­wa­nych przez ze­stawy ge­nów oraz me­cha­ni­zmy epi­ge­ne­tyczne.

Epi­ge­ne­tyka sta­nowi część roz­sze­rzo­nej syn­tezy ewo­lu­cyj­nej. Jest to roz­sze­rze­nie współ­cze­snej syn­tezy (neo­dar­wi­ni­zmu). Warto przy­po­mnieć, że neo­dar­wi­nizm kon­cen­truje się na ge­nach – mu­ta­cjach ge­ne­tycz­nych, ge­ne­tyce po­pu­la­cyj­nej i ana­li­zie sta­ty­stycz­nej ge­ne­tyki ilo­ścio­wej[65]. Ta­kie po­dej­ście po­zo­sta­wiło wiele istot­nych luk. Jak za­uwa­żyli Mas­simo Pi­gliucci i Gerd Mül­ler, „nie zdo­łało wy­ja­śnić, w jaki spo­sób zmiana, która za­szła w or­ga­ni­zmie, urze­czy­wist­nia się w fe­no­ty­pie”. W prze­ci­wień­stwie do dar­wi­ni­zmu, je­śli przyj­mie się per­spek­tywę roz­sze­rzo­nej syn­tezy ewo­lu­cyj­nej, „skon­cen­tro­wa­nie na ge­nach musi ustą­pić miej­sca szer­szemu spoj­rze­niu, bio­rą­cemu pod uwagę wie­lo­przy­czy­nowe czyn­niki ewo­lu­cyjne”[66].

Mimo to na­cisk na ewo­lu­cję drogą mu­ta­cji ge­ne­tycz­nych nie znik­nął, a kon­cep­cja ta po­zo­staje w do­sko­na­łej kon­dy­cji i usi­łuje się nią tłu­ma­czyć ewo­lu­cję pew­nych za­cho­wań. Na przy­kład Scott Car­roll i Pa­trice Sho­wers Cor­neli twier­dzą, że „tak, jak inne ce­chy fe­no­ty­powe, za­cho­wa­nie jest funk­cją wpływu ge­nów i śro­do­wi­ska. Zmien­ność ob­ser­wuje się na wszyst­kich po­zio­mach de­mo­gra­ficz­nych – na po­zio­mie da­nego osob­nika z bie­giem czasu, mię­dzy osob­ni­kami, mię­dzy po­pu­la­cjami i mię­dzy ga­tun­kami”[67].

Jak więk­szość współ­cze­snych ewo­lu­cjo­ni­stów, za­kła­dają oni, że nie­wiel­kie zmiany ewo­lu­cyjne mogą na­ra­stać i po­wo­do­wać ma­kro­ewo­lu­cyjne zmiany w za­cho­wa­niu. Ale czy taka eks­tra­po­la­cja jest uza­sad­niona? Trzeba być re­ali­stą w kwe­stii stanu ba­dań w tej dzie­dzi­nie. Na te­mat po­cho­dze­nia zło­żo­nych za­cho­wań wia­domo jesz­cze mniej niż na te­mat po­cho­dze­nia zło­żo­nych cech fi­zycz­nych. Cho­ciaż w ge­ne­tyce do­ko­nano nie­sa­mo­wi­tego po­stępu, a na­sza wie­dza na te­mat ele­men­tów bu­dul­co­wych or­ga­ni­zmów (mię­dzy in­nymi bia­łek) się po­głę­biła, cią­gle wiemy bar­dzo nie­wiele na te­mat ge­ne­tyki zło­żo­nych za­cho­wań. Ak­tu­alne po­zo­staje zda­nie z pod­ręcz­nika z 2010 roku, za­ty­tu­ło­wa­nego Evo­lu­tio­nary Be­ha­vio­ral Eco­logy [Ewo­lu­cyjna eko­lo­gia be­ha­wio­ralna]: „Wciąż nie­wiele wiemy o tem­pie i ro­dzaju zmian ewo­lu­cyj­nych (punk­tu­alizm czy gra­du­alizm) za­cho­dzą­cych w ce­chach be­ha­wio­ral­nych oraz nie wiemy, czy tym zmia­nom od­po­wia­dają po­dobne zmiany w ce­chach fe­no­ty­po­wych, ta­kich jak mor­fo­lo­gia”[68]. Za­uważ­cie, że to ko­men­tarz bio­lo­gów bę­dą­cych zwo­len­ni­kami ewo­lu­cyj­nego pa­ra­dyg­matu XXI wieku, czyli wy­zna­nie wier­nych wy­znaw­ców.

Jed­nak jest to wy­zna­nie zbyt ogra­ni­czone. Ta­jem­nicą po­zo­stają nie tylko tempo i ro­dzaj zmian w za­cho­wa­niu. Za­gadka po­cho­dze­nia zło­żo­nych za­cho­wań za­pro­gra­mo­wa­nych (CPB) jest jesz­cze więk­sza. By zro­zu­mieć dla­czego, mu­simy przejść do szcze­gól­nie ude­rza­ją­cych przy­kła­dów zło­żo­nych za­cho­wań za­pro­gra­mo­wa­nych – sys­te­mów na­wi­ga­cji i mi­gra­cji.

Roz­dział 2

Na­wi­ga­cja i mi­gra­cja

Ster­nika czy­nią re­guły: tak, a nie ina­czej wpra­wiaj w ruch ster, sta­wiaj ża­gle, wy­ko­rzy­stuj po­myślny wiatr, opie­raj się wia­trowi prze­ciw­nemu, ob­ra­caj na swą ko­rzyść wiatr zmienny, wie­jący z róż­nych stron – wszystko we wła­ściwy spo­sób[1].Lu­cjusz An­ne­usz Se­neka

W kró­le­stwie zwie­rząt ob­ser­wuje się tak za­chwy­ca­jące i ta­jem­ni­cze przy­padki mi­gra­cji, że ba­da­cze do tej pory nie zdo­łali od­kryć wszyst­kich ich se­kre­tów, a tym bar­dziej wy­ja­śnić, jak te umie­jęt­no­ści wy­ewo­lu­owały. Za­an­ga­żo­wane w mi­gra­cję zdol­no­ści na­wi­ga­cyjne wy­dają się wro­dzone – co robi wra­że­nie tym bar­dziej, że po­dobne wro­dzone umie­jęt­no­ści nie wy­stę­pują u lu­dzi. W kilku ba­da­niach stwier­dzono, że lu­dzie nie mają wro­dzo­nego po­czu­cia kie­runku. Ilość czasu po­trzeb­nego nam do wy­na­le­zie­nia do­kład­nych i wia­ry­god­nych me­tod na­wi­ga­cji dłu­go­dy­stan­so­wej do­wo­dzi, jak trudne jest to za­da­nie. Sta­nowi też punkt od­nie­sie­nia przy oce­nia­niu wy­jąt­ko­wych zdol­no­ści na­wi­ga­cyj­nych zwie­rząt, które do nie­dawna z ła­two­ścią prze­ści­gały me­tody na­wi­ga­cyjne sto­so­wane przez lu­dzi.

Obec­nie wiemy, że zwie­rzęta sto­sują część z me­tod póź­niej wy­na­le­zio­nych przez lu­dzi. Ja­mes i Ca­rol Gou­l­do­wie pi­szą: „Wy­zna­cza­jąc na­szą po­zy­cję na Ziemi, mu­simy po­le­gać w rów­nej mie­rze na szczę­ściu i ta­len­cie, po­dej­mu­jąc nie­zgrabne próby od­two­rze­nia wro­dzo­nego kom­pasu we­wnętrz­nego zwie­rząt, po­zba­wieni ma­gicz­nego po­łą­cze­nia umie­jęt­no­ści zmy­sło­wych i wro­dzo­nych pro­ce­so­rów, bę­dą­cych stan­dar­do­wym wy­po­sa­że­niem in­nych ga­tun­ków”[2].

Po­nie­waż pra­co­wa­łem nad róż­nymi sys­te­mami na­wi­ga­cyj­nymi sa­mo­lo­tów w cza­sie mo­jej ka­riery in­ży­nier­skiej, kiedy po raz pierw­szy spo­tka­łem się ze zło­żo­nymi za­cho­wa­niami za­pro­gra­mo­wa­nymi (CPB), moją uwagę przy­kuły wy­czyny na­wi­ga­cyjne zwie­rząt. Moja zna­jo­mość trud­no­ści zwią­za­nych z pro­jek­to­wa­niem sys­te­mów na­wi­ga­cji spra­wiła, że po­czu­łem chęć zgłę­bie­nia te­matu nie­zwy­kłych osią­gnięć na­wi­ga­cyj­nych zwie­rząt. Gdy za­czą­łem zgłę­biać to za­gad­nie­nie od strony na­uko­wej, z za­sko­cze­niem od­kry­łem, że w wielu przy­pad­kach na­wi­ga­cja zwie­rząt na­wet dzi­siaj jest rów­nie do­bra lub lep­sza od sys­te­mów za­pro­jek­to­wa­nych przez czło­wieka.

Ilu­stra­cja 2.1. Ry­bi­twa po­pie­lata (Od­dur­Ben – Wi­ki­me­dia Com­mons).

Ry­bi­twy po­pie­late po­ko­nują naj­dłuż­sze trasy mi­gra­cyjne spo­śród wszyst­kich zwie­rząt. Prze­by­wa­jąc wio­sną na pół­kuli pół­noc­nej, roz­mna­żają się na Oce­anie Ark­tycz­nym, nie­opo­dal bie­guna pół­noc­nego. Kilka mie­sięcy póź­niej lecą na An­tark­tydę, by spę­dzić lato na pół­kuli po­łu­dnio­wej. Dłu­gość trasy ich po­dróży w obie strony wy­nosi od 40 234 do 48 280 ki­lo­me­trów. Na pod­sta­wie in­for­ma­cji z ob­rą­czek można stwier­dzić, że naj­star­szy znany nam osob­nik miał 34 lata, a w trak­cie swo­jego ży­cia mógł prze­le­cieć po­nad 1 609 340 ki­lo­me­trów[3]. Jak już wspo­mnia­łem, da­na­idy wę­drowne po­ko­nują bli­sko pięć ty­sięcy ki­lo­me­trów mię­dzy Ka­nadą a Mek­sy­kiem, a cała po­dróż zaj­muje ży­cie wielu po­ko­leń mo­tyli. Jak or­ga­ni­zmy ta­kie jak ry­bi­twy po­pie­late i da­na­idy wę­drowne do­ko­nują tak nie­zwy­kłych wy­czy­nów na­wi­ga­cyj­nych? Jak mo­gło dojść do po­wsta­nia ich na­wi­ga­cyj­nych zdol­no­ści drogą śle­pego i stop­nio­wego pro­cesu ewo­lu­cyj­nego?

Od­po­wia­da­jąc na to py­ta­nie, po pierw­sze, na­leży zwró­cić uwagę na to, że wszyst­kie zwie­rzęta, rów­nież lu­dzie, uży­wają róż­nych tech­nik na­wi­ga­cji i ko­rzy­stają z róż­nych źró­deł in­for­ma­cji o po­zy­cji – na przy­kład punk­tów orien­ta­cyj­nych, Słońca, spo­la­ry­zo­wa­nego świa­tła sło­necz­nego, kom­pasu ma­gne­tycz­nego, gwiazd, sub­stan­cji che­micz­nych, za­pa­chów, tem­pe­ra­tury i gra­wi­ta­cji. We­dług Ja­mesa i Ca­rol Gou­l­dów można wy­od­ręb­nić sześć stra­te­gii na­wi­ga­cyj­nych:

1. Tak­sja: ruch po­dą­ża­jący za bodź­cem, na przy­kład świa­tłem (fo­to­tak­sja) lub sub­stan­cją che­miczną (che­mo­tak­sja).

2. Na­wi­ga­cja we­dług punk­tów orien­ta­cyj­nych: wy­ko­rzy­sty­wa­nie w na­wi­ga­cji zna­nych punk­tów w te­re­nie, zwane rów­nież pi­lo­to­wa­niem. Orien­ta­cja we­dług kom­pasu: po­dą­ża­nie sta­łym kur­sem w sto­sunku do da­nej wska­zówki.

3. Na­wi­ga­cja wek­to­rowa: na ogół nie­za­leżne od punk­tów orien­ta­cyj­nych po­dą­ża­nie we­dług se­kwen­cji wska­zań kom­pa­so­wych.

4. Na­wi­ga­cja zli­cze­niowa: nie­uwzględ­nia­jące punk­tów orien­ta­cyj­nych ob­li­cza­nie ak­tu­al­nej po­zy­cji po­przez sza­co­wa­nie kie­runku ru­chu i od­le­gło­ści prze­by­tej na każ­dym od­cinku.

5. Na­wi­ga­cja rze­czy­wi­sta: na­wi­go­wa­nie na pod­sta­wie zna­jo­mo­ści miej­sca do­ce­lo­wego. Jest to me­toda na­wi­ga­cji wy­ma­ga­jąca zmy­słu mapy[4].

Ilu­stra­cja 2.2 przed­sta­wia ogólny sche­mat zwie­rzę­cego sys­temu na­wi­ga­cji. Do pod­sta­wo­wych jego ele­men­tów na­leżą: czuj­nik okre­śla­jący obecną po­zy­cję, prze­twa­rza­nie in­for­ma­cji z czuj­nika, in­for­ma­cje po­zwa­la­jące okre­ślić ścieżkę do­ce­lową oraz al­go­rytm kon­tro­lny. W na­stęp­nej czę­ści roz­działu opi­szę te me­tody na­wi­ga­cyjne do­kład­niej, po­da­jąc przy­kłady, w jaki spo­sób są one wy­ko­rzy­sty­wane przez pewne zwie­rzęta.

Na­wi­ga­cja we­dług punk­tów orien­ta­cyj­nych

Ten ro­dzaj na­wi­ga­cji po­lega na wy­ko­rzy­sty­wa­niu wi­docz­nych ce­lów lą­do­wych (punk­tów orien­ta­cyj­nych). Jest to naj­prost­sza me­toda na­wi­ga­cyjna, sto­so­wana przez czło­wieka. Naj­ła­twiej jej użyć w wy­padku, gdy punkty orien­ta­cyjne są wi­doczne z da­leka. W gę­stym le­sie desz­czo­wym, gdzie nie ma moż­li­wo­ści zo­ba­cze­nia żad­nych da­leko po­ło­żo­nych obiek­tów, jej wy­ko­rzy­sta­nie by­łoby trudne. Ist­nieją przy­padki sto­so­wa­nia tego ro­dzaju na­wi­ga­cji na mo­rzu (na­wi­ga­cja te­re­stryczna). Ka­pi­ta­no­wie stat­ków i nie­które ptaki wy­ko­rzy­stują punkty orien­ta­cyjne nad wodą, gdy znaj­dują się wy­star­cza­jąco bli­sko lądu, by za­cho­wać z nim kon­takt wzro­kowy. Statki wy­ko­rzy­stują la­tar­nie mor­skie jako klu­czowe punkty od­nie­sie­nia.

Cho­ciaż zwie­rzęta sto­sują także bar­dziej skom­pli­ko­wane me­tody na­wi­ga­cyjne, więk­szość z nich i tak ko­rzy­sta z ja­kiejś formy na­wi­ga­cji we­dług punk­tów orien­ta­cyj­nych. Wiele z nich za­pa­mię­tuje za­ob­ser­wo­wane w cza­sie drogi miej­sca i two­rzy so­bie na ich pod­sta­wie pewną formę mapy ko­gni­tyw­nej oko­licy. Aby okre­ślić, w jaki spo­sób psz­czoły i osy ko­rzy­stają z punk­tów orien­ta­cyj­nych, Niko Tin­ber­gen prze­pro­wa­dził na nich kilka ba­dań. Osy z ro­dziny grze­ba­czo­wa­tych prze­cho­wują zdo­bycz w no­rach, do któ­rych drogę mu­szą po­tra­fić wier­nie od­two­rzyć. Po­ło­że­nie nor usta­lają za po­mocą miej­sco­wych punk­tów orien­ta­cyj­nych. Ba­da­nia Tin­ber­gena do­wio­dły, że osy wy­ka­zują silne upodo­ba­nie wo­bec ciem­nych, trój­wy­mia­ro­wych wskaź­ni­ków[5]. Jedną z przy­czyn, dla któ­rych punkty orien­ta­cyjne mu­szą być wy­raź­nie wi­doczne, jest bar­dzo słaby wzrok os (20/2000)[6]. Jak ko­men­tują Gou­l­do­wie: „Nie ma wąt­pli­wo­ści, że psz­czoły i osy ro­dzą się, wie­dząc, jak wy­bie­rać i sto­so­wać punkty orien­ta­cyjne”[7]. Za­tem praw­do­po­dob­nie ro­dzą się z ja­kąś po­sta­cią za­pro­gra­mo­wa­nej wie­dzy pro­ce­du­ral­nej. Ba­da­nia wy­ka­zały też, że mrówki uży­wają punk­tów orien­ta­cyj­nych, na­wi­gu­jąc mię­dzy swo­imi gniaz­dami a miej­scami że­ro­wa­nia[8].

Ilu­stra­cja 2.2. Ogólny sche­mat sys­temu na­wi­ga­cji zwie­rząt.

Na­wi­ga­cja zli­cze­niowa

Na­zwa tej me­tody na­wi­ga­cyj­nej w ję­zyku an­giel­skim, dead rec­ko­ning, jest skró­tem od de­du­ced rec­ko­ning [kal­ku­la­cja wy­de­du­ko­wana]. W na­wi­ga­cji zli­cze­nio­wej nie wy­ko­rzy­stuje się punk­tów orien­ta­cyj­nych, lecz do­ko­nuje się do­kład­nych po­mia­rów ru­chu statku – jego kie­runku oraz – co bar­dzo istotne – pręd­ko­ści[9].

Ob­li­cza­nie pręd­ko­ści po­lega na dzie­le­niu prze­by­tej drogi przez czas, który upły­nął. To może się wy­da­wać pro­ste, lecz do­piero od kilku stu­leci mamy na­rzę­dzia po­zwa­la­jące w spo­sób do­kładny od­mie­rzać od­le­głość i czas. Wcze­śniej nie było do­kład­nych ze­ga­rów. Sza­co­wa­nie pręd­ko­ści zwy­kle po­le­gało na wy­rzu­ca­niu przed­miotu za burtę na dzio­bie statku i cze­ka­niu, aż znaj­dzie się na wy­so­ko­ści rufy. Na­stęp­nie dzie­liło się dłu­gość statku przez czas, w któ­rym przed­miot prze­miesz­czał się o tę znaną od­le­głość. Na­rzę­dziem do po­miaru czę­sto była klep­sy­dra pia­skowa. Inna me­toda po­le­gała na wy­ko­rzy­sty­wa­niu liny z za­wią­za­nymi na niej w sta­łych od­stę­pach wę­złami, wrzu­ca­nej do wody na ru­fie. Im szyb­ciej po­ru­szał się sta­tek, tym da­lej od statku prąd po­ry­wał miej­sce, gdzie lina za­nu­rzała się w wodę, wo­bec czego dłuż­szy od­ci­nek po­zo­sta­wał po­nad li­nią wody. Na­zwa „wę­zła” jako jed­nostki pręd­ko­ści wy­no­szą­cej 1852 me­try na go­dzinę po­cho­dzi od liczby wę­złów na li­nie, po­zo­sta­ją­cych po­nad li­nią wody przy wy­ko­rzy­sta­niu tej me­tody ob­li­cze­nio­wej. Choć ta me­toda w du­żej mie­rze wy­szła z uży­cia, wę­zły po­zo­stają pod­sta­wową jed­nostką pręd­ko­ści za­równo w na­wi­ga­cji mor­skiej, jak i po­wietrz­nej.

Mo­głoby się wy­da­wać, że na­sta­nie ery lot­nic­twa i zwią­za­nej z nią tech­no­lo­gii na po­czątku XX wieku na­tych­miast uczyni na­wi­ga­cję sto­sun­kowo ła­twą. Tak się jed­nak nie stało. Wcze­sna na­wi­ga­cja lot­ni­cza była tak pry­mi­tywna, że jed­nym ze spo­so­bów wy­zna­cza­nia po­zy­cji sa­mo­lotu było ma­lo­wa­nie zna­ków na da­chach bu­dyn­ków, na przy­kład na sto­do­łach, i kon­stru­owa­nie prze­zna­czo­nych do tego celu bu­dowli. Roz­po­zna­wa­nie ta­kich zna­ków wy­ma­gało ich za­uwa­że­nia na po­wierzchni ziemi, dla­tego były zu­peł­nie nie­przy­datne w nocy, a także przy za­mgle­niu czy za­chmu­rze­niu. Z cza­sem po­wstały na­ziemne sys­temy ra­dio­na­wi­ga­cyjne, które po­zwo­liły na sto­sun­kowo do­kładną na­wi­ga­cję sa­mo­lo­tów na dużą od­le­głość na­wet w gę­stej mgle i w nocy.

Loty nad oce­anem po­zo­sta­wały pro­ble­ma­tyczne ze względu na to, że sys­temy na­wi­ga­cji ra­dio­wej i ra­dary miały za­sięg ogra­ni­czony do kil­ku­set ki­lo­me­trów. Dla­tego czę­sto opie­rano się na astro­na­wi­ga­cji, któ­rej wy­ko­rzy­sta­nie było wy­klu­czone w wa­run­kach za­chmu­rze­nia.

Na­wi­ga­cja dłu­go­dy­stan­sowa sa­mo­lo­tów ule­gła znacz­nej po­pra­wie dzięki wy­na­le­zie­niu in­er­cyj­nych sys­te­mów na­wi­ga­cyj­nych, wy­ko­rzy­stu­ją­cych ży­ro­skopy i ak­ce­le­ro­me­try[10]. Te czuj­niki umoż­li­wiają ob­li­cza­nie przez sys­tem na­wi­ga­cji pręd­ko­ści i kie­runku ru­chu. Do­kład­ność in­er­cyj­nych sys­te­mów na­wi­ga­cyj­nych sa­mo­lo­tów ma swoje ogra­ni­cze­nia. Do­kład­ność przed­sta­wia się w po­staci błędu w cza­sie jed­nej go­dziny pracy. Wy­so­kiej ja­ko­ści sys­temy na­wi­ga­cji sa­mo­lo­tów ce­chują się błę­dem wiel­ko­ści około 800 me­trów na go­dzinę lotu.

Nie­które zwie­rzęta wy­ko­rzy­stują po­stać na­wi­ga­cji zli­cze­nio­wej znaną jako sca­la­nie drogi. Zwie­rzęta ko­rzy­sta­jące z tej me­tody śle­dzą kurs kom­pa­sowy i prze­bytą od­le­głość. Jak zwie­rzę może śle­dzić kurs kom­pa­sowy? Rzecz ja­sna, nie ku­puje kom­pasu w miej­sco­wym skle­pie spor­to­wym i nie tasz­czy go ze sobą na mi­gra­cyjne wę­drówki. Na długo przed wy­na­le­zie­niem przez lu­dzi kom­pasu zwie­rzęta ko­rzy­stały z ge­nial­nych, wbu­do­wa­nych w swoje ciała kom­pa­sów. To rów­nie za­sta­na­wia­jące, jak wro­dzona zdol­ność zwie­rząt do od­czy­ty­wa­nia wska­zań tych in­stru­men­tów.

Śle­dząc in­for­ma­cje o kur­sie kom­pa­so­wym i prze­bytą od­le­głość, zwie­rzęta po­tra­fią ob­li­czyć bez­po­śred­nią drogę po­wrotną do ich punktu wyj­ścia, na­wet je­śli po­dró­żo­wały bar­dzo okrężną drogą, że­ru­jąc da­leko od ro­dzin­nego gniazda. Nie wra­cają „po swo­ich śla­dach”, czyli dłuż­szą w ta­kim wy­padku drogą.

Ilu­stra­cja 2.3 przed­sta­wia przy­kła­dową drogę ru­chu zwie­rzę­cia w ta­kiej sy­tu­acji. Ba­da­nia wy­ka­zały, że zwie­rzęta po­tra­fią po­dą­żać tą bez­po­śred­nią drogą po­wrotną, nie wy­ko­rzy­stu­jąc punk­tów orien­ta­cyj­nych[11].

Ilu­stra­cja 2.3. Sca­la­nie drogi (na­wi­ga­cja zli­cze­niowa) u zwie­rzę­cia.

Gou­l­do­wie su­ge­rują, że zdol­ność psz­czół do po­dob­nych wy­czy­nów po­ka­zuje, że „psz­czoły miodne po­tra­fią sto­so­wać ko­nieczną do na­wi­ga­cji zli­cze­nio­wej try­go­no­me­trię ze znaczną pre­cy­zją”[12]. To ozna­cza, że po­tra­fią ob­li­czyć za­równo kie­ru­nek, jak i od­le­głość po okręż­nych lo­tach przez nie­znane te­ry­to­rium.

Ist­nieją dwa ogra­ni­cze­nia w wy­ko­rzy­sty­wa­niu na­wi­ga­cji zli­cze­nio­wej przez zwie­rzęta la­ta­jące. Jed­nym z nich jest wpływ wia­tru na drogę lotu, po­nie­waż do­sta­tecz­nie silny wiatr może wpro­wa­dzić błąd w ob­li­czaną zmianę po­zy­cji[13]. Dru­gim jest to, że do­kładne ob­li­cze­nie pręd­ko­ści wzglę­dem Ziemi i sza­co­wa­nego po­ło­że­nia wy­maga zna­jo­mo­ści wy­so­ko­ści lotu. Pewna grupa ba­da­czy stwo­rzyła hi­po­te­tyczny mo­del neu­ro­nalny, przed­sta­wia­jący sca­la­nie drogi u psz­czół[14]. W tym mo­delu uwzględ­niono, w jaki spo­sób mo­głoby do­cho­dzić do tych ma­te­ma­tycz­nych ob­li­czeń na pod­sta­wie in­for­ma­cji z czuj­ni­ków na­wi­ga­cyj­nych. Ba­da­cze pod­dali swój mo­del sy­mu­la­cji na skon­stru­owa­nym przez sie­bie eks­pe­ry­men­tal­nym ro­bo­cie. W mo­delu za­warto za­sto­so­wa­nie try­go­no­me­trii i in­nych, skom­pli­ko­wa­nych ob­li­czeń ma­te­ma­tycz­nych[15].

Na­wi­ga­cja we­dług kom­pasu

Na­wi­ga­cja we­dług kom­pasu po­lega na po­dą­ża­niu za kur­sem kom­pa­so­wym, czyli po­dą­ża­niu za na­rzę­dziem lub sy­gna­łem wska­zu­ją­cym kie­ru­nek geo­gra­ficzny (o na­wi­ga­cji we­dług wek­to­rów mówi się w wy­padku po­dą­ża­nia za se­kwen­cją wska­zań kom­pa­so­wych). Ta me­toda na­wi­ga­cyjna u lu­dzi po­lega na wy­ko­rzy­sty­wa­niu pod­ręcz­nych urzą­dzeń, re­je­stru­ją­cych pole ma­gne­tyczne Ziemi i wska­zu­ją­cych pół­noc. Zwie­rzęta na­to­miast wy­ko­rzy­stują różne ro­dzaje sy­gna­łów wska­zu­ją­cych kie­ru­nek geo­gra­ficzny, w tym in­for­ma­cje do­ty­czące pola ma­gne­tycz­nego, po­zy­cji Słońca, gwiazd i po­la­ry­za­cji świa­tła.

Kom­pas ma­gne­tyczny

Zja­wi­sko ma­gne­ty­zmu po raz pierw­szy wy­ko­rzy­stano w kom­pa­sie w Chi­nach około 1088 roku[16]. Tam za­po­znali się z nim eu­ro­pej­scy że­gla­rze. Na po­czątku nie zda­wano so­bie sprawy, że ist­nieje róż­nica mię­dzy pół­nocą rze­czy­wi­stą a pół­nocą ma­gne­tyczną.

Po do­ko­na­niu tego od­kry­cia Por­tu­gal­czycy opra­co­wali ta­bele sys­te­ma­ty­zu­jące wiel­ko­ści tych róż­nic w sto­sunku do kon­kret­nego po­ło­że­nia. Jed­nak na po­czątku XVII wieku od­kryto, że po­ło­że­nie bie­gu­nów ma­gne­tycz­nych nie jest stałe[17]. W wy­padku bie­guna pół­noc­nego róż­nica wy­nosi od 16 do 24 ki­lo­me­trów rocz­nie, co rzecz ja­sna utrud­nia nie­za­wodną na­wi­ga­cję[18].

Obec­nie wiemy, że wiele zwie­rząt po­siada zmysł ma­gne­tyczny, któ­rego używa do okre­śla­nia kie­runku. Mają go przed­sta­wi­ciele róż­no­rod­nych grup zwie­rząt, w tym krę­gowce, nie­które mię­czaki, sko­ru­piaki i owady[19]. Do­kładny me­cha­nizm dzia­ła­nia zmy­słu ma­gne­tycz­nego po­zo­staje nie­ja­sny.

Wiemy, że ptaki wy­ko­rzy­stują go pod­czas mi­gra­cji[20]. Nie znamy wszyst­kich szcze­gó­łów, ale wiemy, że ptaki po­sia­dają do­brze za­pro­jek­to­waną umie­jęt­ność okre­śla­nia swo­jej po­zy­cji na­wi­ga­cyj­nej na pod­sta­wie pola ma­gne­tycz­nego Ziemi. Za­letą kom­pasu ma­gne­tycz­nego jest do­stęp­ność nie­za­leż­nie od wa­run­ków po­go­do­wych. Stwier­dzono, że wy­stę­puje on u licz­nych mi­gru­ją­cych pta­ków śpie­wa­ją­cych oraz go­łębi pocz­to­wych. Młode osob­niki praw­do­po­dob­nie po­le­gają głów­nie na kom­pa­sie ma­gne­tycz­nym pod­czas swo­jej pierw­szej mi­gra­cji, po­nie­waż po­tra­fią wy­le­cieć w pra­wi­dło­wym kie­runku mi­gra­cyj­nym przy braku in­nych wska­zó­wek[21]. To su­ge­ruje, że pod­sta­wowe in­for­ma­cje mi­gra­cyjne są za­pro­gra­mo­wane.

Lwia część po­cząt­ko­wych ba­dań do­ty­czyła wła­ści­wo­ści kom­pasu ma­gne­tycz­nego i jego moż­li­wego umiej­sco­wie­nia w ciele ba­da­nego zwie­rzę­cia. Wy­niki nie­któ­rych do­świad­czeń su­ge­rują, że ptaki mają re­cep­tory wy­kry­wa­jące ma­gne­tyzm w siat­kówce, no­sie, dzio­bie i uchu we­wnętrz­nym[22]. Wy­ło­niono dwie sub­stan­cje bę­dące głów­nymi kan­dy­da­tami na czuj­nik ma­gne­tyczny – ma­gne­tyt i kryp­to­chrom.

Ma­gne­tyt to sil­nie ma­gne­tyczny mi­ne­rał – tle­nek że­laza o wzo­rze su­ma­rycz­nym Fe3O4. Do bez­krę­gow­ców, w któ­rych ciele wy­kryto ma­gne­tyt, na­leżą da­na­idy wę­drowne, lan­gu­sty, ćmy i ter­mity[23]. Ma­gne­tyt wy­kryto także u kilku ga­tun­ków krę­gow­ców, w tym pta­ków, ło­sosi, del­fi­nów, żółwi mor­skich, ślep­ców, a na­wet tra­szek[24]. Ja­mes Gould zwraca uwagę, że czuj­niki wy­ko­rzy­stu­jące ma­gne­tyt jako je­dyne cha­rak­te­ry­zują się czu­ło­ścią wy­star­cza­jącą do wy­kry­cia pola ma­gne­tycz­nego i wy­do­by­cia z niego istot­nych in­for­ma­cji[25]. Po­zo­staje za­gadką, w jaki spo­sób krysz­tałki ma­gne­tytu są wy­twa­rzane i wbu­do­wy­wane w or­ga­ni­zmy zwie­rząt[26].

Dru­gim wio­dą­cym kan­dy­da­tem na czuj­nik ma­gne­tyczny jest kryp­to­chrom, białko obecne w or­ga­ni­zmach wielu zwie­rząt i ro­ślin. Jest on fo­to­re­cep­to­rem świa­tła nie­bie­skiego, znaj­du­ją­cym się w czop­kach siat­kówki oka u wy­po­sa­żo­nych w niego zwie­rząt.

Za­kłada się, że kryp­to­chrom może peł­nić funk­cję czuj­nika ma­gne­tycz­nego w skom­pli­ko­wa­nym pro­ce­sie, w któ­rym wy­kry­cie świa­tła skut­kuje po­wsta­wa­niem pary rod­ni­ków (elek­tro­nów o prze­ciw­nych spi­nach), na które od­dzia­łuje pole ma­gne­tyczne[27]. We­dług ostat­nich ba­dań naj­bar­dziej prze­ko­nu­jące do­wody na ten spo­sób wy­kry­wa­nia pola ma­gne­tycz­nego uzy­skano dla pta­ków[28].

Wy­niki no­wych ba­dań su­ge­rują też, w jaki spo­sób in­for­ma­cje do­ty­czące wy­kry­cia pola ma­gne­tycz­nego mogą być wy­sy­łane do mó­zgu. W jed­nym z nich stwier­dzono od­po­wiedź neu­ro­nów mó­zgów go­łębi i po­twier­dzono, że po­tra­fią one wy­kry­wać trzy ce­chy wła­ściwe dla pól ma­gne­tycz­nych: ich kie­ru­nek, na­tę­że­nie i po­la­ry­za­cję[29]