Pamiętnik córki seryjnego mordercy - L.A. Detwiler - ebook + audiobook + książka

Pamiętnik córki seryjnego mordercy ebook i audiobook

Detwiler L.A.

4,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

L.A. Detwiler

Pamiętnik córki seryjnego mordercy

Bestseller „USA Today”

Ona bardzo kocha tatusia...

Dlaczego ulubionym kolorem Ruby jest czerwony? I czy to możliwe, żeby zobaczyła coś, czego dziecko nigdy nie powinno oglądać?

Siedmioletnia Ruby nie do końca rozumie, co tak naprawdę dzieje się w garażu tatusia pod osłoną nocy. Z biegiem lat zaczyna podejrzewać, że jej ojciec skrywa wyjątkowo mroczne sekrety. Czy w końcu zdecyduje się zdradzić jedyną osobę, która kocha ją bezwarunkowo? A może i ona ma zbrodnię we krwi?

L.A. Detwiler

Amerykańska pisarka, której powieści w rekordowym tempie trafiły na listę bestsellerów „USA Today”. Już jej debiutancki thriller The Widow Next Door zdobył międzynarodowe uznanie. Podobnie jak seria romansów Lines in the Sand. Mieszka w rodzinnym mieście w środkowej Pensylwanii, gdzie uczy języka angielskiego w szkole średniej. Wyszła za mąż za ukochanego z gimnazjum – Chada. Mają pięć kotów i mastifa Henry’ego, który pojawia się w każdej z jej książek.

Fragment

Kucnęłam i naprawdę po cichutku zajrzałam przez dziurę do środka. Tata trzymał piłę. Było tam bardzo dużo czerwonych plam. Wszędzie. Bardzo dużo czerwieni.

Widziałam, jak jedna duża czerwona plama płynie po podłodze i łączy się z innymi, mniejszymi plamami. Tak samo jak farba. Gdy doda się do niej za dużo wody, to wypływa bokami i wszystko brudzi.

Patrzyłam i patrzyłam, jak tatuś robi coś pani, którą tam trzymał. Widziałam jej długie czarne włosy. Były piękne, gładkie. Podrapałam się po szyi. Dobrze, że miałam kucyk. Było mi łatwiej. Nienawidzę swoich włosów z tyłu szyi. Ta pani miała dużo włosów. Ciekawe, czy jej przeszkadzały. I co to za pani?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 342

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 49 min

Lektor: Maria Guzek

Oceny
4,1 (76 ocen)
34
20
17
3
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
IwonaPekrol

Całkiem niezła

3,5
00
MariaWojtkowiak

Całkiem niezła

Autystyczna córka seryjnego mordercy pisze pamiętnik. Jest odrażająca,jak on.
00
biedronka51

Nie polecam

to SA wywody starej baby nie dziecka,...po 70 stronach zostawilam...meczy
00
AdamS77
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Wow! "Pamiętnik córki seryjnego mordercy" to wstrząsający thriller. Nasza bohaterka jest dziwną i bardzo tajemniczą dziewczynką. Podglądała swojego ojca, jak rozprawia się z kobietami. Widzi krew. Dużo krwi. Kocha to. Widzi, co jej tata robi z ciałami tych kobiet. Dobrze wie, gdzie on je zakopuje. Początkowo myśli, że wykonuje dobrą robotę. Nie jest świadoma, że to, co robi jej ojciec to czyste zło. Pisze sekretny pamiętnik o tym, co robi tata, jak ona się czuje i jakie ma zamiary. Jej ojciec nie ma pojęcia, że córka go podgląda. Czy jej ukochany tatuś zamordował jej matkę? Czy dziewczynka, widząc poczynania seryjnego mordercy, może być normalna? Czy pójdzie w jego ślady i stanie się seryjną morderczynią? Czy uczeń przegoni mistrza? "Pamiętnik córki seryjnego mordercy" rozpoczyna się 1 września 2009, a kończy 1 października 2039. Książa podzielona jest na siedem części. Autorka L.A. Detwiler ma bardzo mroczną wyobraźnię. Podoba mi się jej pióro. Było to moje pierwsze czytelnicze spo...
00
ewakurz

Nie oderwiesz się od lektury

nie można przestać czytać, wciągająca!
00

Popularność




Prolog

Pro­log

Z tym dziec­kiem jest coś nie tak.

Prawdę mówiąc, ze mną rów­nież.

Dostrze­gam więc tylko dwa wyj­ścia.

1. Odejść wraz z nią i ni­gdy nie wra­cać.

2. Zabić nas obie.

Tak czy ina­czej – jedno jest pewne: nic już nie będzie takie jak daw­niej.

Część I

2009 rok

Sie­dem lat

1 września 2009 roku

18.47

Drogi pamięt­niczku,

wczo­raj­sza noc była dziwna. Widzia­łam tatę robią­cego jakieś dzi­waczne rze­czy w garażu.

O wszyst­kim ci opo­wiem, pamięt­niczku. Tatuś dał mi cie­bie, żebym mogła pisać, o czym chcę. Powie­dział, że to tylko dla mnie. Mam wszystko prze­le­wać na papier, zamiast w sobie dusić. Tak mu powie­dział mój pan dok­tor. Tatuś już ze sto razy mi mówił, że nikt nie będzie cię czy­tał.

Cie­szę się, że cię mam i mogę z tobą poroz­ma­wiać. Moja nauczy­cielka cią­gle mi mówi: „Naprawdę dobrze piszesz, Ruby”. Powie­działa tatu­siowi, że piszę nad wiek dobrze. Jestem z tego dumna. Napi­sa­łam nawet wiersz dla babci, a ona powie­siła go na lodówce, kiedy u niej byłam. Lubię pisać. Tylko wtedy czuję się dobrze. Mówie­nie nie jest takie łatwe. Kiedy mówię, słowa zawsze mi się plą­czą. Dla­tego wła­śnie będziesz moim przy­ja­cie­lem. Zdra­dzę ci mój sekret. Tylko pro­szę, nie mów nikomu. Nie chcę, żeby tatuś był zły.

Powiem ci, co się stało.

Tatuś przy­krył mnie koł­drą i czy­tał mi Dobra­noc, księ­życu. Taki mamy zwy­czaj. Poca­ło­wał mnie w poli­czek i powie­dział: „Dobra­noc, Ruby. Kocham cię”. Kiw­nę­łam głową, jak zawsze. Naci­snął na pstry­czek lampki, żeby zga­sić świa­tło. Sły­sza­łam, jak zamyka drzwi do mojego pokoju.

Póź­niej się obu­dzi­łam. Było ciemno. Wci­snę­łam guzik na zegarku. Tatuś dał mi go na piąte uro­dziny. Bar­dzo lubię spraw­dzać, która jest godzina. Dla­tego mi go kupił. Jestem szczę­śliwa, że mam takiego faj­nego tatu­sia. Zega­rek pomaga mi w pil­no­wa­niu czasu, bo nie jestem w tym zbyt dobra. Na przy­kład kiedy nauczy­cielka mówi, żeby skoń­czyć coś w minutę. To jest dla mnie trudne. Ale naj­bar­dziej lubię patrzeć na cyfry i mówić je na głos. Ni­gdy nie zdej­muję mojego zegarka. Cza­sami patrzę, jak cyfry się zmie­niają. W kolej­no­ści. Ide­al­nie. Jakby były zacza­ro­wane. I zega­rek ni­gdy nie prze­staje. Po pro­stu zmie­nia cyfry. Jedną po dru­giej. Bar­dzo mi się to podoba. Szcze­gól­nie lubię, kiedy na zegarku jest sió­demka.

Nie wiem dla­czego. Sió­demka to chyba moja szczę­śliwa liczba.

Była 1.04 rano. Usia­dłam na łóżku i popa­trzy­łam przez okno. Usły­sza­łam jakiś hałas na zewnątrz. Wtedy zoba­czy­łam, że w garażu pali się świa­tło. Dla­czego tatuś tam był? Było już późno. Bar­dzo późno. Tatuś zabra­nia mi wcho­dzić do garażu. Cią­gle mi mówi: „Ni­gdy tam nie wchodź, Ruby. To nie­bez­pieczne”.

Ale ja się mar­twi­łam. Co tatuś tam robił?

Wie­dzia­łam, że jeśli się dowie, będzie na mnie bar­dzo zły. Za to, że pode­szłam za bli­sko garażu. Nie­bez­piecz­nego garażu. Ale wło­ży­łam moje ulu­bione żółte kalo­sze i cichutko zeszłam po scho­dach. Naprawdę cichutko.

Cię­ża­rówka taty stała na pod­jeź­dzie. Sły­sza­łam hałasy z garażu. Może coś budo­wał? Tatuś buduje w pracy. Może ciężko pra­co­wał nad nie­spo­dzianką?

Nie chcia­łam jej zepsuć. Skra­da­łam się tak cicho jak kot, któ­rego kie­dyś widzia­łam w lesie. Ten z dziw­nym uchem. Jakby bra­ko­wało w nim dużego kawałka. Skra­da­łam się cicho, cicho, nisko, nisko pochy­lona. Ostrożna Ruby.

Zakra­dłam się na tył garażu. Kie­dyś się tam bawi­łam i zoba­czy­łam dziurę w ścia­nie. Jest pra­wie przy samej ziemi. Tatuś na pewno o niej nie wie. Ina­czej by ją napra­wił. A ja cie­szę się, że ta dziura tam jest. Mogłam przez nią zer­k­nąć do garażu.

Zaj­rza­łam do środka. Byłam naprawdę cichutko. Nie chcia­łam, żeby tatuś mnie zoba­czył. Byłam cie­kawa. Cie­ka­wość – to jedno ze słó­wek, które w tym tygo­dniu mie­li­śmy w szkole. C-i-e-k-a-w-o-ś-ć. Potra­fię je prze­li­te­ro­wać.

„Cie­ka­wość to pierw­szy sto­pień do pie­kła”. Bab­cia mi tak kie­dyś powie­działa. To głu­pie. Prze­cież w pie­kle nie ma scho­dów. Cza­sami bab­cia jest dziwna. Każe mi cze­sać włosy i mówi, że tatuś za mało się stara. Czę­sto jestem na nią zła.

Kuc­nę­łam i naprawdę po cichutku zaj­rza­łam przez dziurę do środka. Tata trzy­mał piłę. Było tam bar­dzo dużo czer­wo­nych plam. Wszę­dzie. Bar­dzo dużo czer­wieni.

Widzia­łam, jak jedna duża czer­wona plama pły­nie po pod­ło­dze i łączy się z innymi, mniej­szymi pla­mami. Tak samo jak farba. Gdy doda się do niej za dużo wody, to wypływa bokami i wszystko bru­dzi.

Patrzy­łam i patrzy­łam, jak tatuś robi coś pani, którą tam trzy­mał. Widzia­łam jej dłu­gie czarne włosy. Były piękne, gład­kie. Podra­pa­łam się po szyi. Dobrze, że mia­łam kucyk. Było mi łatwiej. Nie­na­wi­dzę swo­ich wło­sów z tyłu szyi. Ta pani miała dużo wło­sów. Cie­kawe, czy jej prze­szka­dzały. I co to za pani?

Nie wie­dzia­łam, ale patrzy­łam. Patrzy­łam, jak tatuś pra­cuje. Długo to robił. Obser­wo­wa­łam go przez cały czas. Parę razy się obró­cił i mogłam zoba­czyć jego twarz z boku. Tatuś wyglą­dał na szczę­śli­wego. Zwy­kle jest taki poważny. Nie wie­dzia­łam, dla­czego był szczę­śliwy, ale cie­szyło mnie to.

Mar­twię się, że tatuś jest samotny. Jeste­śmy tylko we dwoje. Ja i tatuś. Cza­sami jest jesz­cze bab­cia, kiedy nas odwie­dza. To mama tatu­sia. Od śmierci dziadka jest samotna. Tak mówi mi tatuś. Bab­cia też się mar­twi, odkąd mama umarła. O nas. Ale myślę, że za czę­sto przy­cho­dzi. Kręci się. To było słowo, które też pozna­łam w tym tygo­dniu. K-r-ę-c-i-ć s-i-ę.

Tatuś mówi, że jest ze mną szczę­śliwy. Zawsze powta­rza, że nikogo poza mną mu nie potrzeba. Tylko on i Ruby kon­tra cały świat. Ale cza­sami i tak myślę, że jest samotny. Bab­cia kie­dyś tak powie­działa. Sły­sza­łam. Ale gdy­byś go widział, pamięt­niczku. Wyglą­dał na szczę­śli­wego. Cie­szyło go, że było tyle tego czer­wo­nego.

Patrzy­łam jesz­cze tro­chę, jak tatuś tnie, tnie i tnie. To coś pięk­nie kro­iło.

Zaczęły mnie boleć nogi. Spoj­rza­łam na zega­rek. Była 3.05. Naprawdę byłam tam tak długo? Czy tatu­siowi nie chciało się spać?

Ziew­nę­łam. Musia­łam wra­cać do łóżka. Tatuś miał przyjść rano o 7.07, żeby mnie obu­dzić. Uwiel­biam sió­demki. Naj­bar­dziej lubię, kiedy na zegarku na końcu jest sie­dem. Dla­tego popro­si­łam tatu­sia, żeby budził mnie dokład­nie o tej porze. Zro­bił tak, że jego zega­rek poka­zuje taką samą godzinę jak mój. Co do minuty.

Wie­dzia­łam, że muszę iść spać, cho­ciaż byłam cie­kawa pracy tatu­sia w garażu. Cicho, cichutko wśli­zgnę­łam się z powro­tem do domu. Uwa­ża­łam, żeby nie otwo­rzyć drzwi zbyt gło­śno. Poło­ży­łam się znowu do łóżka i myśla­łam o tym, ile tam było czer­wo­nego. Czer­wony, czer­wony i czer­wony.

Rano przed szkołą tatuś zro­bił mi tosty z cyna­mo­nem i cukrem. Wyglą­dał na zmę­czo­nego, ale szczę­śli­wego. Chcia­łam go zapy­tać o garaż, o tę panią. Nie zro­biłam tego. Wiem, że tatuś nie lubi, kiedy pytam go o garaż. Nie chce o nim roz­ma­wiać. Mogę go pytać o bar­dzo dużo rze­czy, ale nie o garaż. Ani o mamę. A i tak pytam – nie mogę się powstrzy­mać. Tylko wtedy tatuś robi się jakiś dziwny.

Zasta­na­wiam się, czy tatuś nie potrze­buje ode mnie odpo­cząć. Jestem trudna. Mar­twię się tym, jak bar­dzo jestem trudna. Tak mówią o mnie nauczy­ciele. Wtedy, kiedy myślą, że nie sły­szę. Inne dzieci mówią, że jestem dziwna. Nie wiem, może jestem. Smuci mnie, że tak mówią. Chcia­ła­bym mieć przy­ja­ciół, ale ludzie są trudni. Czuję się źle. Źle… źle… bo jestem taka trudna. Tak wielu rze­czy o ludziach nie wiem. Nie rozu­miem.

Tylko tatuś. Tylko Ruby i tatuś kon­tra cały świat. Nikogo wię­cej nie potrze­buję.

Lek­cje szybko minęły, bo w kółko myśla­łam o tym czer­wo­nym. Czer­wony, czer­wony i czer­wony. Taki ładny. Wszę­dzie czer­wony. Mia­łam przed oczami tę dosko­nałą plamę, która pły­nęła po beto­no­wej pod­ło­dze. Na samym środku. Cie­kawe, czy dzi­siaj tatuś znowu pój­dzie do garażu.

Na razie to tyle, pamięt­niczku. Do zoba­cze­nia jutro o tej samej porze, czyli o 18.47. Tatuś sie­dzi teraz przed tele­wi­zo­rem, bo o 19.00 zaczyna się jego ulu­biony serial. Dla­tego to naj­lep­szy czas na pisa­nie.

Jutro dam ci znać, jeśli tatuś znowu pój­dzie do garażu.

Ruby

2 września 2009 roku

18.47

Drogi pamięt­niczku,

wczo­raj dużo pisa­łam. Moi nauczy­ciele cią­gle mówią, że dużo piszę i jestem w tym bar­dzo dobra. Lubię to. Pisa­nie jest łatwe. Chcia­ła­bym móc przez cały czas pisać, zamiast mówić. Nie­na­wi­dzę, kiedy nauczy­ciele i bab­cia zmu­szają mnie do mówie­nia.

Wczo­raj wie­czo­rem tatuś znowu czy­tał mi Dobra­noc, księ­życu, ale był zmę­czony. Nie uda­wał gło­sów tak faj­nie jak poprzed­niego dnia. Przy­krył mnie koł­drą, poca­ło­wał w poli­czek i powie­dział, że mnie kocha. Kiedy wyszedł z pokoju, usia­dłam na łóżku i cze­ka­łam. Cze­ka­łam i obser­wo­wa­łam. Byłam zmę­czona, ale nie poło­ży­łam się spać. Mia­łam motylki w brzu­chu. Tak się mówi, prawda? Nie mogłam się docze­kać.

Ale w garażu nie zapa­liło się świa­tło. Nic się nie działo. Chyba zasnę­łam, bo potem tatuś mnie obu­dził i powie­dział, że już czas iść do szkoły.

Chcia­łam znowu zoba­czyć garaż.

Dużo o nim myśla­łam. Czy tatuś czę­sto cho­dzi do garażu? Czy ta pani na­dal tam jest?

Pamię­tam, że kiedy mia­łam może pięć lat, kilka razy sły­sza­łam cię­ża­rówkę tatu­sia późno w nocy. Bar­dzo, bar­dzo późno. Ale wtedy nie zwra­ca­łam na to uwagi. Byłam za mała. Nie to co teraz. Jestem star­sza i wię­cej rozu­miem.

Podoba mi się, że tatuś ma swoją zabawę. Taką w sekre­cie. Mam nadzieję, że nie­długo poznam jej zasady.

Tylko pamię­taj, pamięt­niczku, że to nasza tajem­nica. Wszystko, co ci piszę. Nie chcę, żeby tatuś wie­dział, że pod­glą­da­łam część jego zabawy. Może byłoby mu głu­pio. Babci też nic nie powiem. Mowy nie ma. Dzi­siaj przy­szła. Przy­nio­sła nam cia­steczka z rodzyn­kami i sałatki. Powie­działa, że tatuś źle mnie karmi. Nie­na­wi­dzę rodzy­nek. Sała­tek też. I cza­sami nie­na­wi­dzę babci. Dla­tego jej nie powiem. Nikomu nie powiem.

Tatuś mówi mi: „Ruby, wszy­scy potrze­bu­jemy odro­biny pry­wat­no­ści. Po to wła­śnie masz swój pamięt­nik”.

Dla­tego tak sobie myślę, pamięt­niczku, że powin­nam dać tacie odro­binę pry­wat­no­ści. Garaż to dla niego taki tro­chę pamięt­ni­czek. Tak mi się wydaje. Nie powiem nikomu. Kocham tatu­sia. Tak dużo się mną zaj­muje. Jestem mu to winna.

Cza­sami w szkole dzieci opo­wia­dają o swo­ich mamach. O prze­ką­skach, które im robią. I o tym, że kiedy te dzieci wysia­dają ze szkol­nego auto­busu, mamy je przy­tu­lają.

Cie­kawe, jaka była moja mama. W domu jest tylko jedno jej zdję­cie. A wła­ści­wie jedyne, o któ­rym wie tatuś. To to, które stoi na kominku na dole. Mama ma na nim rude włosy, tak jak ja. Tatuś nie lubi o niej mówić. Myślę, że go to smuci. Mama umarła, kiedy byłam bar­dzo mała. Nie pamię­tam jej.

Ale kiedy dzieci mówią o przy­tu­la­niu i innych takich, to nawet się tro­chę cie­szę, że nie mam mamy. Nie­na­wi­dzę przy­tu­la­nia. Nie lubię, kiedy ktoś mnie dotyka. Blee. Ohyda. Nie­na­wi­dzę tego, tak bar­dzo nie­na­wi­dzę. Tatuś ni­gdy mnie nie przy­tula. Wie, że tego nie lubię. I tu mu nie prze­szka­dza. Kocham tatu­sia, a on mnie, ale nie potrze­bu­jemy się przy­tulać.

Cie­szę się, że nie mam mamy, która by mnie przy­tu­lała. Tatuś nie potrze­buje przy­tu­la­nek.

Uwa­żaj na sie­bie.

Ruby

7 września 2009 roku

18.57

Drogi pamięt­niczku,

dzi­siaj ponie­dzia­łek, więc mia­łam szkołę. Znowu to samo. Wszę­dzie naokoło ludzie.

W week­end było faj­nie. Tatuś zro­bił mi śnia­da­nie. W sobotę były gofry. W sobotę zawsze są gofry. A w nie­dzielę tatuś usma­żył bekon i jajka. Jak zwy­kle w nie­dzielę. Pra­wie przez cały dzień bawi­li­śmy się na dwo­rze. Tatuś poma­gał mi jeź­dzić na rowe­rze. Uczy mnie szyb­szej jazdy. Nie­długo już nie będę potrze­bo­wać tych bocz­nych kółek.

Jecha­łam po ścieżce i zatrzy­ma­łam się przy garażu. Drzwi były zamknięte. Nie mogłam prze­stać myśleć o tej pani. Chcia­łam zakraść się od tyłu i zaj­rzeć do środka przez dziurę. Pod­je­cha­łam bli­żej, ale wtedy tatuś krzyk­nął:

– Ruby, z dala od garażu! To nie­bez­pieczne. Dobrze wiesz, jakie są zasady.

– Prze­pra­szam, tatu­siu – powie­dzia­łam.

Dobrze wiem, jakie są zasady. Odkąd pamię­tam, to była zasada tatu­sia: żad­nego garażu. Mogę wcho­dzić do szopy, która jest po dru­giej stro­nie domu. Tam mieszka mój rower. Ale nie do garażu.

Tatuś wymy­ślił dla mnie mało zasad. Są po to, żebym była bez­pieczna. Te zasady to:

1. Nie doty­kaj kuchenki.

2. Nie roz­ma­wiaj z nie­zna­jo­mymi (to aku­rat żaden pro­blem, bo nie­na­wi­dzę roz­ma­wiać).

3. Nie odchodź za daleko.

4. Przed przej­ściem przez ulicę spójrz w obie strony.

5. Nie zbli­żaj się do garażu.

To są główne zasady. Są też takie, które ja dla nas wymy­śli­łam. Na przy­kład o któ­rej godzi­nie jemy i robimy różne rze­czy. To dla­tego, że lubię czas. Tatuś to wie. Pozwala mi rzą­dzić cza­sem.

Dla­tego nie pod­je­cha­łam jesz­cze bli­żej garażu. Nie chcia­łam, żeby tatuś się zezło­ścił. Kie­dyś, jak byłam mała, otwo­rzy­łam drzwi do garażu i tatuś był na mnie bar­dzo zły. Krzyk­nął wtedy na mnie, a pra­wie ni­gdy tego nie robi. Tylko parę razy mu się zda­rzyło. Tak bar­dzo się wtedy prze­stra­szy­łam, że aż się popła­ka­łam.

Teraz tatuś bar­dziej uważa na zamek w drzwiach. Drzwi są zawsze zamknięte. Ale na­dal mówi mi, żebym tam nie cho­dziła. Tak na wszelki wypa­dek. Tatuś chyba by się gnie­wał, że tam zaj­rza­łam i zoba­czy­łam tę panią. To jego sekret. Wszy­scy mamy sekrety.

Takie jak to, co tutaj piszę.

Ale w ten week­end byli­śmy tylko ja i tatuś. Napi­sa­łam kilka wier­szy­ków na lodówkę. Tatuś powie­dział, że są naprawdę dobre. Jeden był o kró­liku. Był też taki o czer­wieni. Kiedy go pisa­łam, myśla­łam o czer­wo­nym w garażu. Ale nie powie­działam tego tatu­siowi.

Tyle czer­wo­nego. Taki ładny. Czer­wony i czer­wony. Jak jabłka. Podobny do moich wło­sów.

Lubię czer­wony. To chyba teraz mój ulu­biony kolor. Może tatuś kupi mi na uro­dziny czer­wone kalo­sze. Będą w grud­niu, pamięt­niczku. Tak jak Gwiazdka. Jestem gwiazd­ko­wym dziec­kiem.

Cza­sami tatuś pra­wie nic nie mówi. Tak było w ten week­end. Ale był spo­kojny. Nawet bar­dzo. Cie­szę się, kiedy tatuś nic nie mówi, bo lubię, jak jest cicho.

Dużo czasu spę­dzamy na weran­dzie przed domem (garaż jest z tyłu). Sie­dzimy i patrzymy dookoła na las, drzewa i ścieżkę. Nie mamy sąsia­dów. Nie ma dzieci, z któ­rymi mogła­bym się bawić. Cza­sami dzieci w szkole mówią o zaba­wie ze swo­imi sąsia­dami. Te, które miesz­kają w mia­steczku, nie­da­leko szkoły. Ale to mnie nie smuci. Podoba mi się tutaj. Jest cicho i zie­lono. Mia­steczko jest za gło­śne. Szkoła jest za gło­śna. A dzieci mówią, że jestem dziwna, i mnie dener­wują. Cho­dzę do szkoły tylko dla­tego, że tatuś mi każe. Bo on pra­cuje. A szkoła to tak jakby moja praca.

Sta­ram się być dobra w swo­jej pracy, ale to trudne.

Dzieci są gło­śne i krzy­czą. Nie­na­wi­dzę tego. A nauczy­ciele pró­bują mnie zmu­sić do mówie­nia. Nie lubię mówić przy wszyst­kich. W kółko powta­rzają: – Ruby, patrz na mnie, jak do cie­bie mówię. – Ruby, prze­stań walić w ławkę. – Ruby, prze­stań dra­pać się po karku. Skup się. – Ruby, prze­stań patrzeć na zega­rek. Wciąż trwa lek­cja. Cią­gle tylko Ruby i Ruby.

Dla­czego zawsze ja? Inne dzieci są gło­śno, ale to zawsze ja mam kło­poty.

W zeszłym roku w szkole była pani, która wszę­dzie za mną cho­dziła. Żeby mi pomóc. Tak mi powie­dzieli. Pomóc mi się dosto­so­wać. Nie zno­si­łam tej pani. Dużo gadała i pró­bo­wała mnie zmu­sić do tego samego. Mówiła o mnie przy mnie, jak­bym była głu­pia.

Nie jestem głu­pia, tylko inna. Tatuś zawsze mi mówi: „Bycie innym to nic złego, Ruby. Inność jest OK”. Ale cza­sami nie czuję się OK. W szkole nie uwa­żają, że odmien­ność jest w porządku. Reszta dzieci też tak myśli.

Tatuś kazał im pozbyć się tam­tej pani. Sły­sza­łam. Byłam na tym spo­tka­niu. Tatuś powie­dział, że nie potrze­buję żad­nego asy­stenta. Nie pozwoli mnie tak trak­to­wać. Powie­dział: „Ruby jest mądra i sama dobrze sobie radzi. Jest po pro­stu inna. Nie lubi roz­ma­wiać z ludźmi, ale jest bystra i nauczy się wszyst­kiego w swoim tem­pie”.

Ale wiem, że to nie­prawda. Sama wcale sobie dobrze nie radzę. Na tym spo­tka­niu przez cały czas mocno trzy­ma­łam tatu­sia za rękę.

Za to dobrze sobie radzę, kiedy jest ze mną tatuś. Z tatu­siem wszystko jest faj­niej­sze. Wie, czego potrze­buję. Wie, że jestem inna… i to mu nie prze­szka­dza. Kocham go. Jest super.

Nie­na­wi­dzę szkoły. Nie­na­wi­dzę. Nie­na­wi­dzę.

Dla­tego naj­bar­dziej lubię week­endy. Wtedy jeste­śmy tylko ja i tatuś.

Tak jak powinno być.

Dobra­noc, pamięt­niczku. Uwa­żaj na sie­bie (tatuś cią­gle mi to powta­rza i lubię, kiedy to mówi).

Ruby

10 września 2009 roku

18.57

Drogi pamięt­niczku,

dzi­siaj spóź­ni­łam się do szkoły. To przez tatu­sia, ale nie jestem zła. Ni­gdy się na niego nie złosz­czę. Tak bar­dzo się stara.

Wczo­raj wie­czo­rem, po Dobra­noc, księ­życu, patrzy­łam się w sufit. Nie byłam zmę­czona. Myśla­łam o róż­nych rze­czach, aż zaczęło mi się krę­cić w gło­wie. Jedna myśl goniła drugą, jakby się bawiły w berka. I tak w kółko. Było zbyt gorąco, a koc za bar­dzo dra­pał. A potem usły­sza­łam za oknem świersz­cza. Nie prze­sta­wał cykać. Cyk… cyk… cyk… Ude­rzy­łam się lekko w głowę, żeby prze­stał, ale to ni­gdy nie działa.

Dla­tego leża­łam przez jakiś czas na łóżku. Usły­sza­łam kroki tatu­sia na dole. A potem drzwi zaskrzy­piały. Tatuś sta­rał się być cicho, ale ja go sły­sza­łam. Cię­ża­rówkę rów­nież. Spoj­rza­łam na zega­rek. Była 23.00. W środku tygo­dnia wyszedł w nocy z domu. A prze­cież jutro mam szkołę. Dokąd poje­chał?

Wes­tchnę­łam. Może potrze­bo­wał wię­cej czasu w garażu.

Przez to wszystko zaczę­łam się zasta­na­wiać, czy ta pani na­dal tam jest. Jej czarne włosy pięk­nie wyglą­dały roz­pusz­czone. Chcia­łam jesz­cze raz ją zoba­czyć. Tak bar­dzo chcia­łam jesz­cze raz popa­trzeć.

Wie­dzia­łam, że tatuś nie byłby zado­wo­lony z tego, że sama wyszłam z domu, ale nie mogłam się powstrzy­mać. Musia­łam ją zoba­czyć.

Dla­tego zeszłam cichutko po scho­dach i wyszłam na zewnątrz. Zakra­dłam się do tego miej­sca z dziurą za gara­żem i zaj­rza­łam do środka. Zdzi­wi­łam się, bo pani z czar­nymi wło­sami już tam nie było. Ani jej bia­łej twa­rzy, ani sze­roko otwar­tych oczu. Znik­nęła. Ślady czer­wieni rów­nież. Wszystko było z powro­tem na swoim miej­scu.

Piły i inne narzę­dzia wisiały tam gdzie zawsze. Uśmiech­nę­łam się i dosta­łam gęsiej skórki na rękach. Wszystko ład­nie poukła­dane. Podo­bał mi się ten porzą­dek. Narzę­dzia wisiały na tablicy w jed­nym rzę­dzie. Wszyst­kie w jed­nej linii. Na środku garażu stał stół. Pod­łoga pod nim była czy­sta. Żad­nej czer­wo­nej plamki. Nawet śladu brudu. Wszystko takie czy­ste. Czy­ściu­sień­kie. Czy­ściut­kie.

Kuc­nę­łam i cze­ka­łam. Pomy­śla­łam, że może tatuś poje­chał po panią z czar­nymi wło­sami, bo potrze­buje jej do swo­jej zabawy. Strasz­nie zie­wa­łam, ale z całych sił wal­czy­łam, żeby nie zasnąć. Nie mogłam tego zro­bić. Dla­tego liczy­łam sobie w myślach i w kółko spraw­dza­łam godzinę na zegarku.

W końcu tatuś wró­cił. O 00.38. Usły­sza­łam tur­kot cię­ża­rówki na ścieżce. Reflek­tory zga­sły i otwo­rzyły się drzwi. Zer­k­nę­łam przez dziurę w garażu. Usły­sza­łam tatu­sia, który niósł coś cięż­kiego.

To była pani. Ta miała włosy rude. Takie jak moje.

O mało nie pisnę­łam. Rude… rude… rude… Takie jak moje. Takie ładne.

Ta pani spała. Jej szyja wyglą­dała zabaw­nie, a oczy miała jak u żaby. Tatuś posa­dził ją na stole. Była goła. Zamknę­łam oczy. Nie wolno poka­zy­wać nikomu tych czę­ści ciała. Tak mówił mi tatuś. Może dla doro­słych były inne zasady. Kie­dyś go o to zapy­tam.

Otwo­rzy­łam oczy i zoba­czy­łam, że tatuś sze­roko się uśmie­cha. Pod­szedł do ściany i ścią­gnął z tablicy na narzę­dzia jakiś sznur. Co on robił? Czy to była zabawa?

Minęło dużo czasu, zanim zoba­czy­łam, że tatuś zawie­sił tę panią pod sufi­tem. Bujała się jak huś­tawka z opony. Mamy taką w szkole. Pani koły­sała się do przodu i do tyłu. Czy tatuś robił huś­tawkę? Patrzy­łam na to z otwartą buzią.

Wyjął apa­rat. Mój ulu­biony. Lubię go, bo naj­pierw zdję­cie wycho­dzi czarne, a potem bach i już mnie widać. Bab­cia mówi, że to prze­ży­tek. Nie wiem, co to zna­czy, ale brzmi jak coś złego.

Zro­bił jej zdję­cie. Cie­ka­wiło mnie, po co mu ono. Czy je powiesi u nas w domu? Nie widzia­łam żad­nego zdję­cia tej pani z czar­nymi wło­sami. Potem po pro­stu się na nią patrzył. Przez chwilę nie wyglą­dał na szczę­śli­wego, tylko tak, jakby miał się zaraz roz­pła­kać. Chcia­łam do niego pod­biec i zapy­tać, co się stało, ale zosta­łam na swoim miej­scu.

Dużo, dużo póź­niej tatuś ścią­gnął panią na dół. Zawie­sił ją tylko po to, żeby póź­niej ją opu­ścić. Było to dla mnie dziwne. Poło­żył ją na stole, tak jak tę panią z czar­nymi wło­sami. Kiedy pod­szedł do narzę­dzi, znowu zaczął się uśmie­chać. Wziął piłę. Potem jesz­cze jedną. Dwie piły. Wow.

Pod­szedł do stołu i dotknął jej twa­rzy. Tak bli­sko, że myśla­łam, że ją poca­łuje. Ni­gdy nie widzia­łam go tak szczę­śli­wego. Myślę, że kie­dyś był szczę­śliwy. Widzia­łam jego zdję­cie z mamą. Wyglą­dał na nim na szczę­śli­wego. Miał na sobie gar­ni­tur, a mama białą koron­kową sukienkę. Byli na plaży. Tatuś wyglą­dał na tym zdję­ciu na szczę­śli­wego.

Gapi­łam się na to, jak piła tnie. Wszystko było czer­wone. Tak dużo czer­wieni. Moje serce zaczęło szyb­ciej bić. Czer­wony zbie­rał się pod sto­łem w kałużę. Bar­dzo mi się to podo­bało. Jak on to wszystko posprząta? Chcia­łam zoba­czyć, w jaki spo­sób to wyczy­ści.

Patrzy­łam i patrzy­łam, jak tatuś pra­cuje i pra­cuje. Na zie­mię spa­dały małe kawałki. Nie wiem czego. To było jak zaję­cia z pla­styki. Tylko takie, na któ­rych używa się tylko czer­wo­nej farby. Może powin­nam spró­bo­wać tego w szkole. Malo­wa­nia samym czer­wo­nym. Może uda­łoby mi się nama­lo­wać tatu­siowi obra­zek czer­woną farbą. Mógłby go powie­sić w garażu.

Tatuś cią­gle pra­co­wał i pra­co­wał. Chcia­łam zostać dłu­żej, ale widzia­łam, że jest coraz bar­dziej zmę­czony. To, co robił, wyglą­dało na ciężką pracę. Wie­dzia­łam, że nie­długo pój­dzie spać. A ja nie mogłam zostać na zewnątrz. Nie kiedy tatuś wej­dzie do domu. Dla­tego musia­łam wró­cić do swo­jego pokoju.

Mia­łam nadzieję, że kie­dyś zoba­czę całą resztę. Musia­łam zoba­czyć wszystko. Jak on to sprząta? Chcia­łam wie­dzieć, jak on to robi, że póź­niej jest tak czy­sto.

Poło­ży­łam się spać w środku nocy. O 2.41.

Następną rze­czą, którą pamię­tam, było to, że tatuś był w moim pokoju.

– Jeste­śmy spóź­nieni. Musimy już iść – powie­dział nie­przy­jem­nym gło­sem. Jak papier ścierny. Otwo­rzy­łam oczy i spoj­rza­łam na zega­rek. Jak to się stało, że zaspa­łam? Ni­gdy wcze­śniej mi się to nie zda­rzyło. Tatu­siowi też nie.

Byłam bar­dzo zła. Nie taki był plan. Byli­śmy spóź­nieni. BYLI­ŚMY SPÓŹ­NIENI! Zruj­no­wany cały dzień.

Tatuś wyglą­dał na zmę­czo­nego. Od razu pomy­śla­łam o tej pani. To na pewno przez nią tatuś zaspał, bo za długo sie­dział w garażu.

Chcia­łam mu powie­dzieć, żeby skoń­czył z tą zabawą w środku tygo­dnia. Żeby zosta­wił ją na week­endy, bo nie możemy się spóź­niać. Ale nie zro­bi­łam tego. Nic nie powie­dzia­łam, bo to sekret i takie tam. Pry­wat­ność. Zasady. Byłby zły, że pode­szłam do garażu. Nie chcia­łam, żeby tatuś pomy­ślał, że łamię jego zasady. Ni­gdy tego nie robię. Nie celowo. Nie, jeśli mogę się powstrzy­mać. Ale cza­sami nie mogę.

Nie weszłam do środka. Słowo. Tylko patrzy­łam. Ani razu mi nie powie­dział, że nie mogę patrzeć. No ale nie chcia­łam, żeby pomy­ślał, że łamię zasady.

Nie wiem jak, ale jakoś udało mi się prze­żyć ten dzień. Tatuś zawiózł mnie do szkoły, a potem poje­chał do pracy. Kiedy wysia­da­łam z samo­chodu, nie powie­dział mi, żebym na sie­bie uwa­żała. To mnie zasmu­ciło. To był zły dzień. Zawsze mówił: „Uwa­żaj na sie­bie”.

Ale przy­naj­mniej zawiózł mnie do szkoły. Byłam bez­pieczna. Dobre i to. W szkole nary­so­wa­łam panią czer­wo­nymi fla­ma­strami. Była cała czer­wona. Nauczy­cielka powie­działa, że mój rysu­nek jest cie­kawy, ale zmarsz­czyła przy tym brwi. Chyba tak naprawdę myślała co innego. Nie­które dzieci się śmiały. Podar­łam swój rysu­nek. Nie chcia­łam dawać tatu­siowi brzyd­kiego obrazka. A poza tym byłam zła, że nie powie­dział: „Uwa­żaj na sie­bie”. To była jego wina, że rysu­nek nie był dobry.

Ale to nic takiego. Wiem, że mimo wszystko jest dobrym tatu­siem. Wie, że w szkol­nym auto­bu­sie jest dla mnie za gło­śno, przez co jestem nie­spo­kojna, więc codzien­nie mnie wozi. Nawet dzi­siaj, cho­ciaż wie­dział, że spóźni się przez to do pracy.

Pamięt­niczku, lubię opo­wia­dać ci o tym wszyst­kim. Pisać, co się u mnie dzieje. Może przed następ­nym wpi­sem zdążę kupić sobie czer­wony dłu­go­pis. Myślę, że będziesz bar­dzo ład­nie wyglą­dał. Co ty na to?

Uwa­żaj na sie­bie.

Ruby

16 września 2009 roku

18.57

Drogi pamięt­niczku,

mama nie prze­strze­gała zasad. Tatuś nie lubi o niej mówić, ale kiedy to robi, zawsze powta­rza, że nie prze­strze­gała zasad. Mama była wol­nym duchem. Tak mówi tatuś. Nie wiem, co to dokład­nie zna­czy, ale nie lubię ludzi, któ­rzy nie prze­strze­gają zasad. Założę się, że nie polu­bi­ła­bym mamy.

Będę prze­strze­gać zasad. Nie chcę tra­fić tam, gdzie ona. Jakie­muś dziecku ze szkoły umarł cho­mik i jego mama powie­działa mu, że tra­fił do cho­mikowego raju. Zapy­ta­łam tatu­sia, czym jest raj. Wes­tchnął i powie­dział: „Nie­które rze­czy zbyt trudno wyja­śnić, Ruby”. Chyba nie wie­rzy w ten cały cho­mikowy raj.

Nie wiem, gdzie jest mama. W cho­mi­ko­wym raju, a może gdzie indziej? Nie pamię­tam jej. Tatuś mówił, że miała ładne włosy. Moje są rude. Rude… rude… Moja nauczy­cielka czę­sto powta­rza, że przy­po­mi­nają jej jabłka. Bab­cia mówi, że są jak tru­skawki.

Nie­na­wi­dzę tru­ska­wek. Bab­cia tego nie wie. Pra­wie o niczym nie wie.

Moje włosy są jak czer­wona lukre­cja. Tatu­siowi bar­dzo sma­kuje. Jak czer­wone kredki. I mój ple­cak. Lubię czer­wony. To mój ulu­biony kolor. Tatu­sia też. Dowie­dzia­łam się tego, kiedy powie­dzia­łam mu, że kocham ten kolor, i popro­si­łam o te czer­wone kalo­sze. Odpo­wie­dział, że jeśli chcę, zabie­rze mnie na zakupy. Nie­na­wi­dzę zaku­pów. Za dużo ludzi. Ale tatuś powie­dział, że jeśli naprawdę chcę te buty, to powin­nam je naj­pierw przy­mie­rzyć. Po to, żeby upew­nić się, że dobrze leżą i są wygodne. Nie­na­wi­dzę, kiedy buty są za cia­sne lub za luźne. Tatuś mówi, że jestem wybredna, ale że to dobrze, bo wiem, co lubię i co mi odpo­wiada. Więc wszystko wska­zuje na to, że w ten week­end poszu­kamy dla mnie kalo­szy. Tatuś będzie trzy­mał mnie za rękę albo powie coś, co mnie uspo­koi, jeśli będę zde­ner­wo­wana. Ni­gdy się nie gniewa, kiedy mam – jak to nazy­wają nauczy­ciele, jeden z moich napa­dów. Tatuś jest miły i spra­wia, że czuję się lepiej.

Uwa­żaj na sie­bie.

Ruby

18 września 2009 roku

18.57

Drogi pamięt­niczku,

kie­dyś tatuś miał w swoim pokoju zdję­cie mamy. Inne niż to, które stoi na kominku. Zabra­łam je stam­tąd, jak raz nim rzu­cił. To było w marcu. Prze­stra­szy­łam się, ale kiedy wyszedł na spa­cer, wzię­łam zdję­cie i scho­wa­łam je pod swoje łóżko. Myślę, że tatuś o tym wie. Wie, że je zabra­łam. Ale może nawet jest zado­wo­lony, że wzię­łam to zdję­cie z jego pokoju. Myślę, że go zło­ściło. Nie bar­dzo wiem dla­czego. Cza­sem na nie patrzę. Na te rude włosy. Takie jak moje. Mama była ładna. Cza­sami o niej myślę i wtedy za nią tęsk­nię. Nie zna­łam jej, ale tęsk­nię za nią. Pew­nie by mnie przy­tu­lała, a ja tego nie­na­wi­dzę i może bym jej za bar­dzo nie polu­biła, ale i tak mi jej bra­kuje. To takie dziwne. Tęsk­nić za kimś, kogo się nie znało. Ale to tro­chę tak jak ze Świę­tym Miko­ła­jem. Ni­gdy go nie spo­tka­łam, a i tak za nim tęsk­nię.

Raz, cał­kiem nie­dawno, zapy­ta­łam, jaka ona była. Tatuś odpo­wie­dział, że sied­mio­let­nie dziew­czynki nie powinny zada­wać tylu pytań. Powie­dział, że to wina mamy, że jestem taka cie­kaw­ska. Cho­ciaż tego się o niej dowie­dzia­łam. Nie wie­dzia­łam, że jestem cie­kaw­ska. Ni­gdy wcze­śniej o tym nie myśla­łam. Ale jeśli tak jest, to mi się to podoba. „Cie­kaw­ska” brzmi dobrze.

Ale cie­ka­wość to nie pierw­szy sto­pień do pie­kła, jak mówi moja głu­pia bab­cia. Przy­szła dziś do nas. Wypy­ty­wała tatu­sia o mnie: czy byłam u leka­rza, u tera­peuty. Czy każe mi pró­bo­wać nowych potraw. Jest namolna. Namolna… namolna… Przez nią tatuś się dener­wuje. Prze­cież widzę. Bab­cia potrze­buje jakie­goś hobby. Wydaje mi się, że tatuś nie lubi, kiedy ona do nas przy­cho­dzi. Ja zresztą też. Nie lubię rów­nież cho­dzić do niej w odwie­dziny. Cza­sami tatuś zosta­wia mnie z nią wie­czo­rem. Cie­kawi mnie, co on wtedy robi, kiedy mówi, że wycho­dzi. Cokol­wiek to zna­czy.

Cza­sami bab­cia opo­wiada tak głu­pie rze­czy, że jest to zupeł­nie bez sensu. Na przy­kład o wró­blach w gar­ści i gołę­biach na dachu czy żebym poła­mała nogę, kiedy mam mieć pre­zen­ta­cję w szkole. Nie wiem, czemu to robi.

Cho­ciaż mało mówię, tatuś wie, że jestem mądra. Bar­dzo to w nim lubię. Moja nauczy­cielka powie­działa, że jestem mądra, ale też nie­grzeczna i uparta. Myśli tak, bo jestem cicha. I dla­tego, że zawsze, kiedy trzeba, zwra­cam jej uwagę, która godzina. Na przy­kład jak widzę, że zaraz spóź­nimy się na długą prze­rwę. Ja tylko chcę, żeby wie­działa, kiedy nie robimy rze­czy o cza­sie. Powinna się cie­szyć, że poma­gam jej robić rze­czy zgod­nie z pla­nem. Ktoś musi pil­no­wać czasu. A ja jestem taka miła, że się tym zaj­muję, żeby nauczy­cielka mogła się sku­pić na gło­śnych i naprawdę nie­grzecz­nych dzie­ciach.

Po tym, jak tatuś powie­dział, że jestem mądra, dodał coś o mamie. Wspo­mniał, że lubiła rubiny. Nie wiem, co to. Tatuś powie­dział, że rubiny są czer­wone. Podobne do moich wło­sów. Dla­tego nazy­wam się Ruby.

Ruby Mar­lowe.

Mar­lowe z „e” na końcu. To trudne nazwi­sko do napi­sa­nia i wymó­wie­nia. Kie­dyś mi się myliło. Wtedy moja nauczy­cielka się wście­kała i krzy­czała: „E!”. Jak zwie­rzak. Widzia­łam kie­dyś w tele­wi­zji małpę. Krzy­czała tak samo. Nauczy­cielce nie podo­bało się, kiedy uda­wa­łam przy niej małpę. A ja chcia­łam tylko poka­zać tej pani, jakie dźwięki wydaje. Póź­niej dzieci wołały na mnie „małpa”. Skoń­czyło się tym, że nie poszłam na długą prze­rwę i nie zja­dłam lun­chu.

No i dobrze. Nie­na­wi­dzę dłu­giej prze­rwy, a tym razem na lunch była prze­ką­ska z masłem orze­cho­wym. Lep­kim… paskud­nie lep­kim. Nie­na­wi­dzę lep­kich rze­czy, więc dla mnie to żadna strata.

Tatuś był wście­kły, kiedy się o tym wszyst­kim dowie­dział.

– Musisz prze­strze­gać zasad – tak powie­dział tatuś.

– Prze­pra­szam tatu­siu, posta­ram się, żeby to było ostatni raz – odpo­wie­dzia­łam mu.

Teraz boli mnie ręka, pamięt­niczku. Pójdę pooglą­dać tele­wi­zję z tatu­siem. Dzi­siaj wie­czo­rem jest ten pro­gram, do któ­rego ludzie wysy­łają fil­miki. Niby mają być śmieszne. Cza­sami się śmieję, ale nie z tych głu­pich fil­mi­ków, tylko dla­tego, że mi o czymś przy­po­mi­nają. Na przy­kład o tatu­siu, lodach i psie w weso­łym mia­steczku. To zabawne wspo­mnie­nie. Tatuś myśli, że śmieję się na pokaz. Ale zawsze mówi, że śmiech to zdro­wie, więc oglą­damy ten pro­gram razem.

Tatuś rzadko się śmieje. Naj­czę­ściej tylko się szcze­rzy i tak jakby kaszle.

Uwa­żaj na sie­bie.

Ruby

20 września 2009 roku

18.58

Drogi pamięt­niczku,

dzi­siaj padało, więc mogłam poba­wić się na zewnątrz w moich nowych, czer­wo­nych kalo­szach. Są jasne, jaskrawo-czer­wone. Mój ulu­biony kolor. Tatuś patrzył z werandy, jak się tapla­łam w wiel­kiej kałuży. Wszę­dzie było błoto, ale tatuś się tym nie przej­mo­wał. Kiedy ska­ka­łam, tylko się uśmie­chał i palił papie­rosy.

Zwy­kle nie lubię wody. Deszcz i kałuże są OK, ale nie wanna. Boję się wody. Zawsze tak mia­łam. Tatuś musi sie­dzieć przy mnie, kiedy jestem w wan­nie, i może wlać do niej tylko troszkę wody. Mówi, że zawsze taka byłam. Ale kałuże i deszcz są w porządku, a nawet fajne.

Pale­nie źle robi na płuca. Cią­gle powta­rzam tatu­siowi, że nie powi­nien palić. Uczy­li­śmy się w szkole, że to szko­dzi. W papie­ro­sach są tysiące che­mi­ka­liów, uza­leż­niają i mogą zabić. Bierne pale­nie też szko­dzi, ale nie mar­twię się o sie­bie, tylko o tatu­sia. Nie chcę, żeby stało mu się coś złego. Co ja bym bez niego zro­biła?

Raz, kiedy mówi­łam mu o pale­niu, tatuś odpo­wie­dział, że trudno się pozbyć sta­rych nawy­ków. Nie do końca rozu­miem, o co mu cho­dziło, ale i tak uwa­żam, że nie powi­nien palić.

Tapla­łam się w kału­żach. Ska­ka­łam super­wy­soko, wyżej niż kie­dy­kol­wiek. Eks­tra­za­bawa! Dzięki moim nowym kalo­szom ska­ka­nie po kału­żach to praw­dziwa frajda.

Jed­nak samo ich kupo­wa­nie było dla mnie trudne. Sprze­dawca pró­bo­wał dotknąć moich stóp i bar­dzo się zezło­ści­łam. Tupa­łam i tupa­łam, i pła­ka­łam w kącie. Nie chcia­łam pła­kać, ale cza­sami moje emo­cje po pro­stu wybu­chają jak wul­kan, który nasza nauczy­cielka zro­biła na zaję­ciach z przy­rody. Wtedy nie mogę ich powstrzy­mać. Jakaś pani była w skle­pie ze swo­imi dziećmi. Nazwała mnie wstręt­nym bacho­rem. Przez to było mi jesz­cze bar­dziej smutno i zaczę­łam moc­niej pła­kać. Tatuś brzydko odpo­wie­dział tej pani. Za pierw­szym razem wró­ci­li­śmy do domu bez butów. Ale w końcu tatuś prze­ko­nał mnie, żeby­śmy dali szansę tym zaku­pom. Zawsze pomaga mi zoba­czyć wszystko w lep­szym świe­tle. Długo nie mogłam się zde­cy­do­wać, które kalo­sze będą naj­lep­sze i jaki roz­miar wybrać. Ale w końcu udało mi się ide­al­nie je dobrać.

Tatuś pomógł mi w przy­mie­rza­niu. Kiedy zało­ży­łam te naj­wy­god­niej­sze, przy­tak­nę­łam. Czu­łam się w nich bar­dzo dobrze i były w moim ulu­bio­nym kolo­rze. Czer­wo­nym. Ale to już wiesz.

Nie chcia­łam ich zdej­mo­wać. Wczo­raj nawet w nich spa­łam. Tatuś nie miał nic prze­ciwko temu.

A dzi­siaj przez cały dzień ska­ka­łam po kału­żach. Bar­dzo dobrze się bawi­łam w swo­ich nowych kalo­szach. Testo­wa­łam je w każ­dej kałuży. Było super. Nie powie­dzia­łam tego tatu­siowi, ale – kiedy robi­łam chlap, chlap – uda­wa­łam, że ska­czę po kału­żach w garażu. Czer­wo­nych kału­żach.

Wyobra­żasz to sobie, pamięt­niczku? Jak faj­nie by było ska­kać po czer­wo­nych kału­żach w czer­wo­nych kalo­szach? Pięk­nie by to wyglą­dało. Ale wtedy pew­nie trud­niej byłoby posprzą­tać. Mam nadzieję, że nie­długo tatuś wróci do garażu, żebym mogła zoba­czyć, jak wszystko czy­ści. Chcę zoba­czyć, co robi i jak to robi.

Jestem zmę­czona tym ska­ka­niem. Może dzi­siaj wcze­śniej położę się spać. Nie wiem. Ni­gdy nie kładę się wcze­śniej, ale chce mi się spać.

Uwa­żaj na sie­bie.

Ruby

25 września 2009 roku

18.57

Drogi pamięt­niczku,

dzi­siaj w szkole było faj­nie.

Nauczy­cielka kazała nam napi­sać wiersz. Więk­szość dzieci nie była zado­wo­lona, ale ja to uwiel­biam. Nauczy­cielka zwró­ciła uwagę na mój wiersz. Powie­działa, że jest bar­dzo cie­kawy. Tylko mar­twiła się, że kró­liczka boli nóżka. Opo­wie­dzia­łam jej o tym, jak kie­dyś, kiedy byłam mała, zna­la­złam z tatu­siem małego kró­liczka na naszym podwórku. Był ranny i musiała go boleć nóżka. Tatuś mu pomógł, ale póź­niej kró­li­czek i tak umarł. Było mi smutno, ale nie mogłam prze­stać się na niego patrzeć. Kró­li­czek był sztywny, ale też jakiś taki okla­pły. Nie wiem, jak to moż­liwe. Tatuś powie­dział mi wtedy, że to się zda­rza i osta­tecz­nie wszystko umiera. „Jak mama?” – zapy­ta­łam, ale nie odpowie­dział.

Moja nauczy­cielka dzi­siaj się do mnie uśmiech­nęła. Powie­działa, że poezja to spo­sób na oka­zy­wa­nie uczuć i że mój wiersz był dobry. Powie­działa: „Świet­nie się spi­sa­łaś”. Myślę, że tym razem naprawdę tak myślała.

Nasze wier­sze musiały się rymo­wać. Lubię ukła­dać rymy, jak na przy­kład kot i lot, śmiet­nik i kwiet­nik czy stry­czek i pstry­czek.

Ten ostatni rym wymy­śli­łam, cho­ciaż nie wiem, co to jest stry­czek i gdzie usły­sza­łam to słowo. Będę musiała zapy­tać o nie moją nauczy­cielkę. Ale pstryczki widzia­łam nie­raz. Kie­dyś jecha­łam z tatu­siem pocią­giem. Nie pamię­tam po co. To było chyba kilka lat temu. Wiem, że maszy­ni­sta ma przed sobą różne pstryczki. Napi­sa­nie wier­sza było dla mnie łatwe. Poka­za­łam go tatu­siowi. Jemu też się spodo­bał. Powie­sił go na lodówce.

Zapy­tał, dla­czego kró­liczka boli nóżka.

Powie­dzia­łam, że nie wiem. Po pro­stu to mi przy­szło do głowy. Chyba nie pamięta tam­tego kró­liczka. To było jakiś czas temu. Kiedy? Sama nie wiem.

Napi­szę ci mój wiersz, pamięt­niczku. O tu, na dole. Mam nadzieję, że ci się spodoba. Może dzi­siaj wie­czo­rem, zamiast oglą­dać tele­wi­zję, napi­szę wię­cej wier­szy. Zda­niem tatu­sia „dobrze by było prze­ła­mać rutynę”. Mnie takie zmiany nie­zgodne z pla­nem dener­wują. Ale tatuś chce, żebym pra­co­wała nad moją poezją, jeśli mi to spra­wia przy­jem­ność. Powie­dział, że każdy potrze­buje dać upust swo­jej wyobraźni.

Więc może napi­szę coś jesz­cze. A oto ten wiersz.

Uwa­żaj na sie­bie.

Ruby

Mały kró­li­czek mię­dzy kwiat­kami,Odpo­czywa godzi­nami.Biały jak wiele chmu­rek,Jest cichy bidu­lek.Miękki jak poduszkaKró­liczka boli nóżka.

2 października 2009 roku

18.57

Drogi pamięt­niczku,

tatuś jest ostat­nio bar­dzo zmę­czony. Po naszym powro­cie z pracy i szkoły razem jemy obiad i odra­biamy lek­cje. Cza­sami, gdy skoń­czę pisać, wcho­dzę do salonu, a on już śpi.

Mar­twię się o niego. Mówi jesz­cze mniej niż zwy­kle. Wczo­raj wie­czo­rem był tak zmę­czony, że nie prze­czy­tał mi Dobra­noc, księ­życu. Przez to byłam jed­no­cze­śnie smutna i zła. Sama sobie prze­czy­ta­łam, ale to nie to samo.

Cza­sami tatuś wpada w zły nastrój. Bab­cia lubi wtedy mówić, że ma swoje dziwne humorki. Zamyka się w sobie. Zwy­kle jest taki w paź­dzier­niku. Nie wiem dla­czego. Bab­cia powie­działa mi kie­dyś, żebym była cier­pliwa i dobra dla tatu­sia, bo paź­dzier­nik to dla niego trudny czas. Zapy­ta­łam ją dla­czego, ale wtedy tylko zmarsz­czyła brwi. Przez to jej twarz wyglą­dała na jesz­cze bar­dziej pomarsz­czoną i dzi­waczną. Potrzą­snęła głową i powie­działa, żebym o to nie pytała.

Paź­dzier­nik to dla tatu­sia trudny czas, ale marzec też do łatwych nie należy. Na tym zdję­ciu, które było w jego pokoju, ale je ukra­dłam… na tym zdję­ciu tatu­sia i mamy jest data. Dwu­na­sty marca. Cie­kawe, dla­czego ta data jest taka ważna. Bar­dzo chcia­ła­bym zapy­tać o to tatu­sia, ale się boję. Ostat­nio wygląda na zde­ner­wo­wa­nego. Nie chcę zawra­cać mu głowy. Nie­na­wi­dzę, kiedy ludzie zadają mi pyta­nia, gdy jestem zde­ner­wo­wana. Dla­tego sta­ram się niczego nie mówić i prze­strze­gać zasad. Jak zawsze.

Zasta­na­wiam się, czy tatuś bywa samotny. Ja cza­sami tak… w szkole, kiedy dzieci są wredne i nie chcą ze mną roz­ma­wiać. Ale w domu zawsze jest OK. Podoba mi się, że jeste­śmy w nim tylko ja i tatuś. I tak nie lubię roz­ma­wiać z innymi ludźmi, bo to naprawdę trudne. Oni mnie nie rozu­mieją, a wtedy ja się złosz­czę. Tatuś nie jest taki jak ja. On umie roz­ma­wiać z ludźmi. Przy­naj­mniej jak jeste­śmy na zaku­pach, idziemy na pocztę albo do sklepu z narzę­dziami. Wtedy tatuś roz­ma­wia z ludźmi. Uśmie­cha się i pyta, co u nich sły­chać. Wydaje mi się, że wszy­scy w mie­ście go lubią. Ale tatuś ni­gdy nikogo do nas nie zapra­sza. Nie licząc pań z garażu.

Kie­dyś, od czasu do czasu odwie­dzał go kolega. Miał na imię Pete. Przy­cho­dził w piątki, pił z tatu­siem piwo i oglą­dali razem tele­wi­zję. Ale potem Pete prze­stał przy­cho­dzić. Nie wiem, co się stało i dla­czego. Powin­nam zapy­tać o to tatu­sia.

Teraz naj­czę­ściej w domu jeste­śmy tylko ja i tatuś. Oczy­wi­ście kiedy bab­cia nie wpy­cha do nas swo­jego wiel­kiego zadka.

Podoba mi się, że na co dzień jeste­śmy tylko my. Zasta­na­wiam się, czy tatuś cza­sami się smuci. Zasta­na­wiam się, czy to dla­tego w paź­dzier­niku ma swoje humorki. Zasta­na­wiam się, czy tęskni za mamą. Zasta­na­wiam się nad wie­loma rze­czami.

Może tatuś jest po pro­stu bar­dzo zmę­czony. Czę­sto to powta­rzał w tym tygo­dniu. Ma dużo pracy. Tatuś buduje różne rze­czy. Zbu­do­wał wiele w mie­ście. Poma­gał przy budo­wie kościoła i kilku domów, a nawet dużego cen­trum han­dlo­wego. Mówi, że zawsze był dobry w budo­wa­niu rze­czy.

Cza­sami lubię zaglą­dać na tył cię­ża­rówki tatu­sia i patrzeć na narzę­dzia, które tam trzyma. Łopaty, sie­kiery i wiele innych rze­czy. Tatuś mówi: „Prze­zorny zawsze ubez­pie­czony”, bo ni­gdy nie wia­domo, kiedy trzeba będzie coś zbu­do­wać.

Podoba mi się, że tatuś jest dobry w maj­ster­ko­wa­niu. Jestem z niego dumna.

Może jutro popro­szę tatu­sia, żeby pomógł mi coś zbu­do­wać. Na przy­kład domek dla pta­ków. Cza­sami lubię obser­wo­wać ptaki. To dobry pomysł. Może tatuś nie będzie taki smutny. Zaj­mie się budo­wa­niem, a nie roz­my­śla­niem.

Uwa­żaj na sie­bie.

Ruby

7 października 2009 roku

18.57

Drogi pamięt­niczku,

wczo­raj był bar­dzo, bar­dzo zły dzień.

Z tatu­siem działo się coś nie­do­brego. Ma znowu swoje humorki. Zapo­mniał o naszym pla­nie dnia i o tym, co mie­li­śmy jeść na kola­cję, a nawet o tym, żeby kupić mleko w skle­pie. Chciał, żebym wcze­śniej poszła spać, cho­ciaż wie, jak bar­dzo nie­na­wi­dzę robić rze­czy o innych godzi­nach niż zwy­kle. Bar­dzo się śpie­szył, kiedy czy­tał mi Dobra­noc, księ­życu. Zauwa­ży­łam, że ręce mu się przy tym trzę­sły.

– Wszystko dobrze, tatu­siu? – zapy­ta­łam.

Kiw­nął głową, ale nawet na mnie nie spoj­rzał.

– Wszystko w porządku, Ruby. Wszystko dobrze.

Ale widzia­łam, że nie było dobrze.

Przy­krył mnie koł­drą, a ja bar­dzo sta­ra­łam się nie mar­twić i zasnąć. Wszystko było dobrze, dopóki nie zaczęła się burza. Straszna burza. Co chwila widzia­łam bły­ska­wice i było sły­chać grzmoty. Boję się bły­ska­wic. Nie­na­wi­dzę ich. Ale jesz­cze bar­dziej nie­na­wi­dzę gło­śnych grzmo­tów. Ni­gdy nie wiem, kiedy je dokład­nie usły­szę. Zaska­kują mnie. Boli mnie od nich głowa i czuję, jak mi się w niej kręci.

Po cichutku wyszłam z pokoju i zeszłam po scho­dach, żeby zna­leźć tatu­sia. Zawsze kiedy jest burza, głasz­cze mnie po ple­cach. Dla­czego do mnie nie przy­szedł? Kiedy weszłam na pal­cach do jego pokoju, zoba­czy­łam, że go tam nie ma. Spoj­rza­łam przez okno. Nie było jego cię­ża­rówki. Jak mogłam nie zauwa­żyć, że wyje­chał? Grzmoty były takie gło­śne… i deszcz ude­rzał w dom. Walił w dach jak popcorn w ścianki maszynki. Kiedy zda­łam sobie z tego sprawę, zaczę­łam pani­ko­wać. To było prze­ra­ża­jące. Burza dud­niła i huczała, a mnie coraz bar­dziej bolała głowa. Wró­ci­łam do swo­jego pokoju i zapa­li­łam lampkę. Potem koły­sa­łam się na łóżku w przód i w tył. W przód i w tył.

Burza minęła, znik­nęły bły­ska­wice. Ale ja cią­gle się bałam. Gdzie jest tatuś? Dla­czego go nie ma? Zaczęły mi lecieć łzy. Minęło dużo, naprawdę dużo czasu, zanim usły­sza­łam cię­ża­rówkę. Spoj­rza­łam przez okno. Tatuś wró­cił do domu. Zoba­czy­łam, jak wysiada z cię­ża­rówki zapar­ko­wa­nej przy garażu. Śpie­szył się jak wariat. Pomy­śla­łam, że skoro już wyschły mi łzy, to mogę zejść na dół. Chcia­łam zoba­czyć, czy tatuś przy­wiózł kolejną panią do zabawy w garażu. Ale na­dal byłam na niego wście­kła, że wyszedł. I wtedy się odwró­cił, jakby wyczuł, że na niego patrzę. Zoba­czył zapa­lone świa­tło w moim pokoju. Zesztyw­nia­łam. Teraz tatuś się wściek­nie. Ale ja też byłam wście­kła.

Tatuś wbiegł do domu. Usły­sza­łam trza­śnię­cie drzwiami. Wbiegł na górę. Jego stopy ude­rzały gło­śno o każdy sto­pień. Sie­dzia­łam na łóżku i się koły­sa­łam. W przód i w tył.

– Ruby? Wszystko dobrze? Prze­pra­szam… prze­pra­szam… – miał spo­kojny głos, ale widzia­łam, że był zde­ner­wo­wany.

Cią­gle się koły­sa­łam. Nie odpo­wie­dzia­łam. Znowu zaczęły mi lecieć łzy. Chcia­łam mu wszystko wytłu­ma­czyć, ale nie mogłam. Słowa mi się plą­tały. Więc tylko jesz­cze bar­dziej się popła­ka­łam.

– Ruby, powiedz coś, do jasnej cho­lery. Wszystko dobrze?

Przez cały czas się koły­sa­łam. Wali­łam głową o ścianę, aż obraz, który wisiał nad moim łóż­kiem, zaczął postu­ki­wać.

– Burza – tylko tyle byłam w sta­nie powie­dzieć.

Tatuś uklęk­nął przede mną. Spoj­rza­łam w dół i zauwa­ży­łam, że ma brudne ręce. Czemu były takie brudne?

– Prze­pra­szam, skar­bie. Naprawdę bar­dzo cię prze­pra­szam – wes­tchnął. Jego głos był teraz łagod­niej­szy. Patrzy­łam na pod­łogę i jego buty. Czu­łam, że już się tak nie zło­ści. – Musia­łem wyjść. Pró­bo­wa­łem wró­cić do domu, jak tylko zaczęła się burza. Naprawdę pró­bo­wa­łem.

– Dla­czego? – chcia­łam zapy­tać, dla­czego musiał wyjść, ale udało mi się powie­dzieć tylko to jedno słowo. Na szczę­ście tatuś dobrze mnie zna. Zro­zu­miał, o co mi cho­dzi.

Chrząk­nął, a potem przez dłuż­szą chwilę nic nie mówił.

– To był nagły przy­pa­dek. Pio­run ude­rzył w drzewo i je prze­wró­cił. Kolega z pracy potrze­bo­wał mojej pomocy. Nie chcia­łem cię budzić.

Nie prze­sta­łam się koły­sać. To, co powie­dział, było bez sensu. Prze­cież tatuś poje­chał sobie przed burzą. Kiedy się zaczęła, już go nie było. Ale nie­ważne, nie chcia­łam pytać, żeby nie dener­wo­wać tatu­sia. Widzia­łam, że i tak było mu głu­pio.

– Ruby?

Usiadł obok mnie, ale nic wię­cej. Nie przy­tu­lił mnie ani nic takiego. Nawet mnie nie dotknął.

– OK – odpo­wie­dzia­łam. Tatuś wró­cił i od razu zro­biło mi się lepiej. Wszystko inne było nie­ważne.

– Posie­dzę z tobą, dopóki nie zaśniesz – powie­dział. – Obie­cuję, że ni­gdzie sobie nie pójdę.

Poło­ży­łam się do łóżka. Myśla­łam o burzy i o tym, że tatuś sobie dokądś poje­chał. Ale też o tym, że wró­cił. Bar­dzo cie­szy­łam się z tego powodu. Leża­łam długo, a tatuś przez cały czas sie­dział obok mnie. Wyglą­dał na spo­koj­niej­szego. Nie rozu­mia­łam dla­czego. Zamknę­łam oczy i uda­wa­łam, że zasy­piam. Też się uspo­ko­iłam. Po jakimś cza­sie usły­sza­łam, jak gasi moją lampkę. Wyszedł z pokoju i zszedł po trzy­na­stu skrzy­pią­cych stop­niach scho­dów.

Ale nie poszedł do swo­jego pokoju. Liczy­łam jego kroki. Zro­bił ich za mało. Był w kuchni. Sły­sza­łam, jak otwiera tylne drzwi. Pró­bo­wał zro­bić to cicho. I wszystko jasne. Nie dotrzy­mał obiet­nicy. Na­dal padało. Sła­biej, bo sła­biej, ale padało. Mimo to nie wsta­łam i nie spoj­rza­łam przez okno. Nie chcia­łam, żeby tatuś był na mnie zły. Nie chcia­łam, żeby wie­dział, że znam prawdę. Poszedł do garażu. Pew­nie po to, żeby posprzą­tać. Tak wła­śnie sobie pomy­śla­łam, a zaraz potem zasnę­łam.

Kiedy rano się obu­dzi­łam, tatuś był już w kuchni. Jego oczy wyda­wały się jakieś takie ciemne i się nie ogo­lił. Ale był uśmiech­nięty i robił nam śnia­da­nie. Szczę­śliw­szy. Nie wiem dla­czego, ale dzięki gara­żowi wię­cej się uśmie­cha. Może powi­nien czę­ściej do niego cho­dzić. Dla­czego tak rzadko to robi? Może wczo­raj w nocy coś się w tatu­siu napra­wiło. Ale i tak na­dal jestem na niego zła. Boję się zosta­wać sama. Może kie­dyś tatuś weź­mie mnie ze sobą. Chcia­ła­bym, żeby pozwo­lił mi wejść do garażu.

Ale nie sądzę, by tak się stało. Tatuś chyba nie chce, żebym wie­działa, co się tam dzieje.

To będzie nasz sekret, pamięt­niczku. Taki nasz mały sekret. To, że wiemy, co tatuś tam robi.

Sekrety… sekrety… sekrety… wszy­scy mamy swoje sekrety. Moja nauczy­cielka mówi, żeby niczego przed nią nie ukry­wać. Bab­cia powta­rza, że przy­ja­ciele nie mają przed sobą tajem­nic. Tak czy ina­czej, wygląda na to, że sekrety są złe.

Tylko że ja wcale nie lubię mojej nauczy­cielki. Bab­cia też jest paskudna. Myślę, że sekrety mogą być fajne, a ja i tak nie mam żad­nych przy­ja­ciół oprócz tatu­sia. Oboje mamy tajem­nice… i tylko ja je znam. Wła­śnie o tym pomy­śla­łam i się zaśmia­łam. Miło jest wie­dzieć coś, czego nikt inny nie wie. Lubię wie­dzieć wię­cej niż wszy­scy. I lubię sekrety, któ­rych mogę docho­wać.

Uwa­żaj na sie­bie.

Ruby

28 października 2009 roku

18.57

Drogi pamięt­niczku,

naresz­cie suk­ces. W końcu udało mi się to wszystko zoba­czyć. No może nie wszystko, ale koń­cówkę. Jak tatuś sprząta. Tak ład­nie mu to wyszło. Bar­dzo mi się podo­bało. Szkoda, że nie mogłam pomóc. Ale wszystko zapa­mię­ta­łam, więc mogę ci o tym opo­wie­dzieć. Szkoda, że nie mogłeś tego zoba­czyć.

Kiedy tatuś przy­szedł do mnie wie­czo­rem, wie­dzia­łam, że dziś będzie gdzieś wycho­dził. Miał na sobie te same buty co noc wcze­śniej. Wtedy, kiedy była burza. No i pod­czas czy­ta­nia ręce mu się trzę­sły. Kiedy czyta i ręce mu się trzęsą, to zna­czy, że wypada noc gara­żowa (albo nie­długo będzie). Pra­wie go zapy­ta­łam, czy mogła­bym wyjść razem z nim. Zapy­ta­łam, czy muszę iść spać.

– Trzy­maj się planu dnia, Ruby. Prze­cież nie chcesz go zbu­rzyć, prawda? – powie­dział.

Wyglą­dał na zasko­czo­nego moim pyta­niem. Kiw­nę­łam głową. Chcia­łam z nim iść, ale miał rację. Trzeba trzy­mać się planu dnia. Z resztą widzia­łam, że ma swój sekretny plan, o któ­rym nie chce mi nic powie­dzieć. Ale ja wiem wszystko o sekret­nych pla­nach tatu­sia, prawda, pamięt­niczku?

Cze­ka­łam i cze­ka­łam. Tak długo, że aż pra­wie zasnę­łam. Sku­pi­łam się na moich naj­lep­szych wspo­mnie­niach z tatu­siem. Ze wszyst­kich sił sta­ra­łam się nie zasnąć. W końcu usły­sza­łam jego cię­ża­rówkę i trzask zamy­ka­nych drzwi, kiedy z niej wycho­dził. Przez cały czas byłam cichutko. Nie chcia­łam, żeby tatuś wście­kał się na mnie o to, że nie śpię. Poszedł do garażu. Wiem, bo było go sły­chać. Dobrze, że nikt obok nas nie mieszka. Ina­czej ktoś mógłby go usły­szeć. Tatuś chyba by nie chciał, żeby ktoś go obser­wo­wał przy pracy. To jego pry­watna sprawa. Dobrze, że miesz­kamy daleko od wszyst­kich, a bab­cia nie lubi jeź­dzić po nocy. Jeste­śmy sami. Tego wła­śnie potrze­buje tatuś i to mnie cie­szy.

Minęło tyle czasu, że już nie mogłam dłu­żej cze­kać. Musia­łam zoba­czyć, jak wszystko czy­ści. Wyobra­ża­łam sobie czer­wone, roz­ma­zane kałuże. Wszę­dzie. Wyobra­ża­łam też sobie, jak czy­sto będzie, kiedy tatuś skoń­czy. Wszystko wróci na swoje miej­sce. Chcia­łam to zoba­czyć. Być na miej­scu, żeby wie­dzieć, jak to robi. Nie mogłam już dłu­żej cze­kać.

Wyszłam z pokoju. Byłam bar­dzo cicho. Jak myszka. Ale nie jak ta głu­pia mysz z książki, którą czy­tamy w szkole, tylko taka praw­dziwa cicha myszka. A nawet cich­sza, bo w ogóle nie pisz­cza­łam. Byłam cichutka. Cichu­teńka jak sunący cień albo deli­katny wia­te­rek, który poru­sza kwiat­kami tak leciutko, że pra­wie tego nie widać. Nie mogłam dać się przy­ła­pać. Nie wiem, co zro­biłby tatuś, gdyby mnie zoba­czył. Dla­tego scho­dzi­łam po scho­dach cichutko i powoli. Wyszłam na zewnątrz i obe­szłam dom. Liczy­łam kroki. Ostroż­nie i spo­koj­nie. Naj­trud­niej było mi się dostać na tył garażu. Musia­łam się skra­dać przy samej ziemi. Nisko, cicho i szybko… naprawdę szybko. Udało mi się. Dobie­głam na tył garażu. Usły­sza­łam brzęk metalu. I bar­dzo dobrze, bo to zna­czyło, że tatuś jesz­cze nie skoń­czył.

Pode­szłam do tego miej­sca co zawsze. Do małej dziury, przez którą mogę zaj­rzeć do środka. Tatuś był do mnie odwró­cony tyłem. Ale kiedy tro­chę się prze­su­nął, żeby odło­żyć jakieś narzę­dzia na miej­sce, zdą­ży­łam zoba­czyć panią.

Miała czarne, krót­kie włosy. Leżała na stole i była cichutko… cichu­teńko… Zaczę­łam się zasta­na­wiać, czy ona też nie chce zezło­ścić tatu­sia. Chyba jakaś jej część była na pod­ło­dze. Tak to wyglą­dało. Ale kiedy tylko zoba­czy­łam czer­wony, nie zwra­ca­łam już uwagi na nic wię­cej.

Długo patrzy­łam, jak tatuś pra­cuje. Był bar­dzo dokładny. Patrzy­łam, jak czer­wień wsiąka. Tym szyb­ciej, im moc­niej było czuć zapach wybie­la­cza. Wybie­lacz był wszę­dzie. Tatuś pra­co­wał bar­dzo długo. Pako­wał też dużo róż­nych rze­czy do wor­ków.

Po dłu­uugim cza­sie, kiedy już oczy same mi się zamy­kały, tatuś wyniósł czarne worki na zewnątrz. Usły­sza­łam taczkę, która stoi obok garażu. Spoj­rza­łam na zega­rek. Była 3.45. Bar­dzo późno. Skra­da­łam się z ple­cami przy­kle­jo­nymi do ściany garażu. Tatuś pro­wa­dził taczkę, ale nie pod­jaz­dem w kie­runku drogi. Pchał tę czer­woną taczkę do lasu. Po ścieżce, którą cza­sami cho­dzimy.

Dokąd on poszedł? Szkoda, że nie mogłam iść za nim. Tak bar­dzo chcia­łam zoba­czyć, jak koń­czy sprzą­ta­nie. Ale musia­łam wró­cić do swo­jego pokoju. Pomy­śla­łam sobie, że tatuś pew­nie nie­długo skoń­czy. Nie mogłam pozwo­lić, żeby mnie zoba­czył. Spoj­rza­łam jesz­cze raz na pod­łogę. Była czy­sta… czy­ściutka… czy­ściu­sieńka. Żadna plamka nie została, nawet tyciu­sieńka. Zry­mo­wało się. Nauczy­cielka byłaby ze mnie dumna.

Wydaje mi się, że nikt się nie dowie, że ta pani tu była. Po czer­wo­nym nie było śladu. Został tylko w mojej gło­wie. W mojej pamięci. Jak skarb. Mój wła­sny. Zaczę­łam sobie myśleć o pla­mach tej pani. O tym, jakie dziwne miały kształty. Inne niż ostat­nio. Uwiel­biam to, że ni­gdy nie wia­domo, jakie powstaną kałuże. Są jak obraz na pod­ło­dze. Za każ­dym razem inny. I myślę, że tatuś wła­śnie tak chce. Uśmie­cham się, kiedy to piszę. Potra­fię docho­wać tajem­nicy. Jestem w tym dobra. W skra­da­niu się i docho­wy­wa­niu sekre­tów. I tak pra­wie z nikim nie roz­ma­wiam. Tylko z tatu­siem. A skoro on nie chce roz­ma­wiać o swo­jej zaba­wie, to ja też nie.

Pobie­głam do domu. Myśla­łam o tym zni­ka­ją­cym czer­wo­nym. Tatuś bar­dzo dobrze pora­dził sobie ze szmatą, z wia­drem i wor­kami. Jego garaż wyglą­dał dosko­nale. Pięk­nie. Wszyst­kie narzę­dzia były równo uło­żone na swoim miej­scu. Tak jakby tej pani ni­gdy tam nie było. Wszystko było czy­ste. Dosko­nałe.

Wiesz, pamięt­niczku, wczo­raj wie­czo­rem, po tym jak się poło­ży­łam i zasnę­łam, mia­łam różne sny. Nie bar­dzo je pamię­tam, ale wiem, że były o czer­wo­nym. Czu­łam jego zapach i smak. I nawet sły­sza­łam czer­wony.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki