Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Żeby wyrosnąć na fajnego człowieka, dziecko potrzebuje miłości, docenienia, zdrowych granic, i poczucia, że jest szanowane. Ponieważ życie nie przebiega według podręcznikowego scenariusza, autorka uczy, jak możemy wspierać kompetencje emocjonalne naszego dziecka i jak pracować zespołowo w rodzinie. Opiera się na prawdziwych przykładach. Nie krytykuje, ale wskazuje rodzicom praktyczne narzędzia, z których mogą skorzystać także w trudniejszych przypadkach, takich jak dziecięce napady wściekłości, wieczne „nie”, posiłki, ustanawianie porządku dnia, czy trudne powroty z placu zabaw. Pokazuje też, jak się przy tym wszystkim za bardzo nie spinać i złapać zdrowy dystans.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 204
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Serdecznie dziękuję wszystkim dzieciom i rodzicom,których spotkałam na swojej drodze – za to,że podzielili się ze mną radościami i smutkami,jakich doświadczają na co dzień.
Kim jest fajny dorosły
Pracę nad tą książką rozpoczęłam w chwili, gdy poproszono mnie o wygłoszenie wykładu na uroczystości w Domu Rodzin w Tampere jesienią 2015 roku. Rozmyślałam dużo nad tym, jak najskuteczniej wspierać rozwój dzieci i ich rodziców, by szedł w dobrą stronę. Motywowana tymi przemyśleniami, zatytułowałam swój wykład „Jak wychować swoje dziecko na fajnego dorosłego?”.
Na początku wykładu zapytałam rodziców, ilu z nich chciałoby wychować swoje dzieci na fajnych dorosłych. Byłam nieco zaskoczona, kiedy wszyscy podnieśli ręce. Spodziewałam się, że przynajmniej część z nich wspomni o dziecku utalentowanym czy odnoszącym sukcesy. Podczas naszych rozmów tamtego dnia rodzice odnotowywali, że fajni ludzie zazwyczaj zyskują akceptację otoczenia, mają przyjaciół i potrafią podchodzić do życia pozytywnie. Innymi słowy: rodzice chcieli, żeby ich dzieci wyrosły na szczęśliwych dorosłych, znalazły sobie przyjaciół i być może kiedyś stworzyły własne rodziny. Nic dziwnego!
Ale czy opłaca nam się wychowywać dzieci na szczęśliwych ludzi? Czy we współczesnym świecie nie byłoby lepiej, gdyby nasze dzieci radziły sobie możliwie najlepiej na kurczącym się rynku pracy, żeby były utalentowane i skoncentrowane na własnych zyskach? Jeśli bierzemy pod uwagę wyłącznie sukces materialny, to skupienie na sobie i nieustępliwość są potrzebne. Jeśli jednak pomyślimy o przyszłym zdrowiu i szczęściu naszych dzieci, sprawy mają się już nieco inaczej.
To, czy kogoś postrzegamy jako miłą osobę, zależy po części od tego, jakie cechy charakteru sami wykazujemy i w jakim otoczeniu przyszło nam dorastać. Może być tak, że czujemy się dobrze w towarzystwie osób, które wyniosły ze swojego dzieciństwa lub młodości podobne doświadczenia do naszych albo które dzielą nasze zainteresowania. Najczęściej uznajemy za fajnych tych ludzi, z którymi łatwo nam się dogadać na co dzień, w powtarzających się sytuacjach – w pracy, w sklepie czy w miejscach, w których realizujemy nasze hobby.
Fajni ludzie zauważają innych: mówią „dzień dobry” i „dziękuję”, najczęściej zwracają się do ludzi przyjaźnie i z szacunkiem. Potrafią wyrazić swoje opinie i życzenia. Nie popadają łatwo w konflikty, tylko biorą pod uwagę innych i są gotowi negocjować w kwestiach, które ich z nimi różnią. Sprawiają, że w ich towarzystwie ludzie sami czują się akceptowani i interesujący, a ponadto dają im poczucie przynależności do grupy. Interakcje i współpraca z fajnymi ludźmi wydają nam się łatwe, dlatego że działają oni spójnie i zachowują się przewidywalnie. Możemy na przykład ufać, że jeśli umówimy się z nimi na spotkanie, pojawią się na nim w ustalony wcześniej sposób i o odpowiedniej porze, albo że będą przestrzegać ustalonych wspólnie zasad. Fajnych ludzi wyróżnia również szczerość wobec innych. Nie próbują zawstydzać, oszukiwać ani stawiać drugiego człowieka w złym świetle.
Czy zatem jest tak, że jedni po prostu rodzą się fajni, a inni nie? Każdy z nas ma przecież wrodzone zdolności, skłonności i sposoby reagowania na bodźce. To one składają się na nasz temperament. Według profesor Liisy Keltikangas-Järvinen, która zajmuje się analizowaniem cech temperamentu, ludzi odróżnia od siebie nastawienie do nowych rzeczy i zmian: jedni przyjmują je z entuzjazmem, inni – ostrożnie i z dystansem. Jednocześnie niektórzy z nas mają większą skłonność do odczuwania pozytywnych emocji, a inni – negatywnych.
Ludzie wyrażają swoje uczucia na różne sposoby i z różną intensywnością. Jedni wykazują większą wrażliwość nawet na najmniejsze bodźce – pozytywne i negatywne – inni mają wyższy próg reakcji. Jedni są bardziej ciekawi innych ludzi i najlepiej czują się w grupie, inni dobierają sobie przyjaciół z większą ostrożnością i chętnie spędzają czas w samotności.
Wszystkie cechy temperamentu mają swoje pozytywne i negatywne strony. I choć nie pozostają one bez wpływu na nasze zachowanie, ostatecznie nasza osobowość – i to, jak radzimy sobie w różnych sytuacjach – kształtuje się dopiero w interakcji z otoczeniem. Żeby stać się fajnymi ludźmi, potrzebujemy również doświadczeń z najbliższego środowiska i ze związków z innymi ludźmi.
Umiejętność myślenia i działania samodzielnie, przy jednoczesnej empatii, jest budowana na fundamentach zdrowej samooceny, czyli naszego postrzegania siebie jako ludzi kompetentnych i równych innym. A podstawy naszej samooceny kształtują się już na bardzo wczesnym etapie rozwoju.
Podstawy naszej samooceny kształtują się już na bardzo wczesnym etapie rozwoju.
Amerykański psychoanalityk i profesor psychologii, Robert Emde, napisał wiele o tym, jak ogromne znaczenie dla rozwoju umysłowego człowieka mają pierwsze lata jego życia. Jego zdaniem odpowiednia opieka przez pierwsze sześć miesięcy uczy niemowlę postrzegania siebie jako istoty wartościowej – a owo doświadczenie stanowi fundament zdrowej samooceny.
Przez następne pół roku rodzice, stawiając zdrowe granice, dają dzieciom podstawy do zrozumienia, że inni ludzie też mają swoje prawa, których nie należy łamać. To natomiast wspiera w maluchach wczesny rozwój moralności i szacunku dla innych ludzi.
Szczera i autentyczna wdzięczność oraz zachęta dla dziecięcych starań i sukcesów w późniejszym dzieciństwie i we wczesnej młodości również wpływa na rozwój zdrowej samooceny dziecka. Charakterystyczna dla fajnych ludzi zdolność do akceptowania siebie i innych takimi, jacy są, oraz umiejętność podejmowania działań zgodnych z własnymi wartościami i opiniami również – niezależnie od siebie – biorą swój początek w dobrych doświadczeniach z dzieciństwa.
Inna cecha ludzi „fajnych”, jaką jest przewidywalność, wymaga umiejętności planowania i realizowania własnych działań, czy też, mówiąc inaczej, samokontroli. Nauka tych zdolności również realizuje się w dzieciństwie i wczesnej młodości poprzez interakcje z rodzicami i innymi ludźmi w najbliższym otoczeniu dziecka.
To, co powtarza się regularnie w codziennych sytuacjach w pierwszych latach naszego życia – na przykład rytuały związane z karmieniem czy kładzeniem się spać – tworzy podstawy dla przewidywalności całego życia. Budowany poprzez rutynę rytm dnia pomaga dziecku się zorientować, co i kiedy następuje, i stopniowo uczy je również pojęcia czasu.
Wymyślane wspólnie z rodzicem zabawy, a później również gry oparte o konkretne reguły uczą dzieci planowania i ważnej umiejętności czekania. Często nielubiane przez pierwszoklasistów i starszych uczniów zadania domowe to dobra okazja do nauki planowania i realizacji pracy, początkowo przy wsparciu dorosłego. Zdolność do koordynacji własnych działań nie jest wrodzona, lecz wymaga od nas regularnych ćwiczeń.
Fajnych ludzi charakteryzuje elastyczny umysł i zdolność dostosowywania się do zaskakujących sytuacji przy jednoczesnej kontroli emocji. Umiejętność regulacji emocji oraz zachowań również nabywamy poprzez interakcje z najbliższymi w dzieciństwie i wczesnej młodości.
W rozwoju zdrowej samooceny ważne jest, by w pierwszym roku życia niemowlę doświadczyło możliwie jak najwięcej momentów radości, dobrego nastroju i szczęścia. Dla dziecka wchodzącego w drugi rok życia rozpoczyna się „okres woli” – ważny etap, kiedy to uczy się ono kontroli nad uczuciem rozczarowania i gniewu.
U dziecka potrzeba wyrażania emocji jest większa i intensywniejsza niż u dorosłych, dlatego opiekunowie powinni zapewnić mu konkretną pomoc – w formie przytulenia i bliskości – żeby było w stanie się opanować. Jeżeli w dzieciństwie w bezpieczny sposób ćwiczyliśmy regulację emocjonalną i behawioralną wspólnie z rodzicami, stopniowo internalizujemy te umiejętności.
Jako dorośli najczęściej radzimy sobie ze swoimi emocjami samodzielnie, chociaż i tak radość dzielona z drugim człowiekiem wydaje się dwa razy większa, a dzielony smutek – dwa razy mniejszy. A więc nam, jako dorosłym, też wychodzi na dobre dzielenie się z innymi tym, co czujemy.
Fajni ludzie to najczęściej również ci, z którymi możemy się podzielić emocjami i doświadczeniami. Wysokie kompetencje społeczne, czyli umiejętność dogadania się z innymi, są blisko związane z regulacją emocjonalną, ale wymagają również wczucia się w sytuację drugiej osoby. W psychologii rozwojowej mówimy o mentalizacji, którą uznajemy za warunek konieczny do udanego życia w grupie. Mentalizacja oznacza umiejętność odczytania i zrozumienia zamiarów, postaw i przekonań drugiego człowieka.
Podobnie jak w przypadku pozostałych elementów „fajności”, również mentalizacja rozwija się w procesie komunikacji między niemowlęciem lub małym dzieckiem a jego rodzicami. Kiedy sytuacje związane z opieką nad dzieckiem są powtarzalne, a potrzeby malucha są regularnie zaspokajane, dziecko czuje się zrozumiane przez swoich opiekunów. W miarę upływu czasu doświadczenia komunikacyjne stają się coraz bardziej zróżnicowane; już półtoraroczne dziecko dostrzeże, że drugi człowiek okazuje mu zainteresowanie. Dwuletnie dziecko rozumie różnice między chęcią, zamiarem, wiedzą, wyobrażeniem a wiarą.
Wraz z mentalizacją w okolicy drugiego roku życia w dziecku kształtuje się empatia, czyli zdolność do współodczuwania. Umiejętność wczucia się w sytuację drugiej osoby i odczuwania empatii rozwijamy przez całe życie, widząc i słuchając doświadczeń oraz historii życiowych innych ludzi – zarówno w prawdziwym życiu, jak i obcując z literaturą czy innymi dziedzinami sztuki.
Można więc powiedzieć, że człowiek nie rodzi się fajny, ale jego rodzice i inni najbliżsi dorośli mają ogromny wpływ na to, czy uda mu się w przyszłości rozwinąć cechy, które najczęściej z „fajnością” wiążemy.
Umiejętności fajnego człowieka to takie, które ułatwiają mu przebywanie i nawiązywanie relacji z drugim człowiekiem i zmniejszają ryzyko samotności oraz łączonych z nią problemów zdrowotnych. Dlatego przybijam piątkę rodzicom, którzy chcą wychować swoje dzieci na szczęśliwych, sprawnie nawiązujących i utrzymujących stosunki z innymi dorosłych.
Fajni ludzie są również wartościowi dla innych. W każdej społeczności czy grupie ci, którzy wykazują się wysokimi kompetencjami społecznymi oraz okazują innym szacunek i zrozumienie, są absolutnie niezbędni. Potrafią wczuć się w sytuację bliźniego i zrozumieć jego doświadczenie, a rozwinięte umiejętności społeczne pozwalają im rozwiązywać konflikty, dzięki czemu wspólne życie staje się możliwe.
Dbanie o innych i umiejętność konstruktywnego rozwiązywania konfliktów jest warunkiem przetrwania ludzkości – bez tego życie we wspólnocie staje się bardzo trudne. A bez wspólnoty i związków z innymi ludźmi radzimy sobie w życiu znacznie gorzej.
W swojej pracy psychologa dziecięcego spotkałam się z wieloma rodzinami, w których rozmowy i działania – a więc komunikacja między rodzicami i dziećmi – z różnych przyczyn zostały pozbawione radości, a nawet przynosiły cierpienie. Słuchając ich, mogłam zauważyć, że wszyscy członkowie rodziny wykazują chęć i potrzebę bycia wysłuchanym i kochanym, ale nieporozumienia i błędne interpretacje własnych i cudzych potrzeb oraz uczuć stają na przeszkodzie do zawiązania pozytywnych i serdecznych interakcji.
Sama często myślę o swojej pracy jak o pracy tłumacza – tłumaczę na zmianę rodziców i dzieci – żeby ich czyny i słowa wypowiedziane w dobrej wierze nie zostały źle zrozumiane, tylko doprowadziły do pozytywnej komunikacji. A ponieważ pozytywna komunikacja między dorosłymi a dziećmi, a w szczególności dzielona wspólnie radość, jest czynnikiem sprzyjającym zdrowiu psychicznemu wszystkich członków rodziny, wspieranie jej stało się moim zadaniem priorytetowym.
Mam nadzieję, że ta książka pomoże rodzinom w odnalezieniu pozytywnych narzędzi komunikacyjnych. Przedstawiam w niej moje spostrzeżenia i propozycje rozwiązań adekwatnych do sytuacji, z którymi co jakiś czas mierzy się każdy rodzic.
Siłą rzeczy przedstawione w tej książce przykłady odnoszą się tylko do pewnej części potencjalnych problemów. Ponieważ każda rodzina jest wyjątkowa, podane tu przeze mnie wskazówki niekoniecznie sprawdzą się u każdego i w każdym kontekście. Mam jednak nadzieję, że wspomogą one was, rodziców, w zastanowieniu się nad rozwiązaniami dopasowanymi do waszego dziecka.
Wyzwania polegające na łączeniu życia rodzinnego z zawodowym, a także wszelka elektronika: laptopy, telefony i pady, wnoszą do współczesnego rodzicielstwa spory ładunek presji. Moim zamierzeniem było napisać książkę, która stanie się przydatnym narzędziem dla was, rodziców, i zamiast zwiększać nacisk na idealne wychowanie, zwyczajnie doda wam otuchy.
Chcę podziękować moim kolegom i koleżankom: Reji Latvie, Mirjami Mäntymaa, Janne’mu Pöyhtäri i Susannie Repo za to, że podzielili się ze mną przemyśleniami, które mogłam wykorzystać w pracy nad tą książką.
Tampere, listopad 2018
Kaija Puura
RODZICIELSTWO, CZYLI DZIECKO JAKO CZŁONEK RODZINY
Przyjście dziecka na świat zawsze jest zmianą, która nie pozostaje bez wpływu na relacje między członkami rodziny i na codzienne czynności. W przeciwieństwie do większości młodych ssaków ludzkie dzieci są początkowo całkowicie zależne od swoich opiekunów, a umiejętności potrzebne do samodzielnego życia nabywają stopniowo w kolejnych okresach rozwojowych w dzieciństwie i wczesnej młodości.
Choć dziecku od urodzenia przysługują te same prawa co dorosłemu, nie ma ono takich samych możliwości co dorosły, żeby z nich korzystać. Małe dziecko nie jest w stanie się sobą opiekować ani podejmować rozsądnych decyzji na przykład w kwestii ubioru czy wyżywienia. Potrzebuje do tego pomocy dorosłego. Z tego nierównego podziału wiedzy, doświadczenia i odpowiedzialności wynika fakt, że rodzice i dzieci mają w rodzinie inne prawa i obowiązki. Ponieważ wiedza i umiejętności rozwijają się stopniowo, analogiczna różnica zachodzi między rodzeństwem w różnym wieku i na różnych etapach rozwoju.
Pierwszym obowiązkiem rodzica jest robić, co w jego mocy, aby utrzymać dziecko przy życiu. W związku z tym musi on chronić dziecko przed różnego rodzaju niebezpieczeństwami i wypadkami, a także zaspokajać jego podstawowe potrzeby, jak odpowiednie wyżywienie, odpoczynek oraz higiena. Ponadto rodzice mają obowiązek zadbać o rozwój psychiczny swojego dziecka. Chodzi tutaj o interpretowanie sygnałów wysyłanych przez dziecko i odpowiadanie na nie, o regulację zachowania dziecka, o jego naukę i wspólną zabawę. Warunkiem wypełnienia tego obowiązku jest pełne zaangażowanie rodzica.
Innymi słowy, rodzic powinien być w stanie zaopiekować się swoim dzieckiem i w razie konieczności stawiać potrzeby dziecka ponad swoimi – na przykład w sytuacji, kiedy sam chciałby spać, ale dziecko potrzebuje pożywienia lub innego rodzaju opieki. Dziecko przywiązuje się do zaangażowanego rodzica i razem z nim uczy się opieki nad sobą i własnym ciałem, przeżywania oraz regulacji emocji, kontrolowania swojego zachowania i zabawy zarówno z rodzicami, jak i z innymi.
Przygotowałam ćwiczenie, które pomoże ci wczuć się w świat doświadczeń niemowlęcia i małego dziecka. Wyobraź sobie, że trafiasz do całkiem nowego świata, w którym wszystkie mierzące około pięć metrów stworzenia mówią do ciebie językiem, którego nie rozumiesz. Nie wiesz, do czego służą otaczające cię przedmioty – jedyne, co jest ci znane, to ton głosu i sposób poruszania się jednej lub dwóch najbliższych istot. Ciągle ktoś bierze cię na ręce, po czym znów odkłada, owija cię materiałem i co jakiś czas go zdejmuje. Nie znasz słów, ale kiedy płaczesz, otrzymujesz jedzenie, a istota kołysze cię w ramionach albo usypia.
Stopniowo zaczynasz rozpoznawać twarze otaczających cię istot i rozumieć, że należysz do tego samego gatunku, tej samej grupy, co one. Powoli identyfikujesz również kolejne przedmioty, szczególnie te, które miałeś okazję wsadzić sobie do buzi. Mniej więcej po sześciu miesiącach zaczynasz rozumieć, że dźwięki, które wychodzą z ust pozostałych istot, to słowa, które coś oznaczają, i jesteś w stanie spróbować swoich sił w ich formowaniu. Po około dwunastu miesiącach ćwiczeń potrafisz już sam wymówić krótkie wyrazy, ale na twojej drodze wciąż pojawiają się rzeczy i przedmioty, których dotąd nie widziałeś i których nie rozumiesz.
Kiedy kończysz trzy lata, wiesz już, że przy pomocy mowy możesz wyrazić własne myśli, przekazać innym, co czujesz, i poprosić o to, czego chcesz. Jednak wciąż trudno ci zaakceptować fakt, że nie zawsze dostajesz to, o co prosisz. Na odmowę reagujesz płaczem i czujesz się tak, jakbyś miał wybuchnąć. Czasami uczucie frustracji jest tak przejmujące, że zdarza ci się krzyknąć lub kogoś uderzyć. Nie potrafisz też przewidywać skutków swoich decyzji, na przykład tego, co może się stać po tym, jak wespniesz się wysoko albo zaczniesz się bawić na ulicy.
To ćwiczenie miało ci pomóc wyobrazić sobie, czego możesz oczekiwać lub wymagać od małego dziecka – a czego już nie. Przez pierwsze pół roku życia najważniejszym zadaniem rodziców jest dbać o to, żeby dziecko nie musiało zbyt długo czekać na bliskość, pocieszenie, posiłek ani spełnienie innych podstawowych potrzeb. Niemowlaka należy przez cały czas pilnować, ponieważ sam nie jest w stanie uchronić się na przykład przed upadkiem z przewijaka podczas nauki przewracania się na bok.
Niemowlę, a potem dziecko w wieku przedszkolnym uczy się jeść różne pokarmy, ale jeszcze nie jest w stanie samodzielnie zadecydować, co powinno się znaleźć na jego talerzu. Kilkulatek potrafi już zidentyfikować niektóre z niebezpieczeństw czyhających na niego w domu i najbliższej okolicy, ale nadal potrzebuje nieustannej opieki i asekuracji dorosłych. Dziecko w wieku szkolnym może już umieć odczytać na zegarze godzinę, ale niekoniecznie jest w stanie samo zadecydować, kiedy powinno wrócić do domu, i nie zawsze potrafi przestrzegać ustalonych w tej kwestii reguł bez pomocy dorosłego.
Dziecko w wieku szkolnym, w warunkach i sytuacjach, które są mu znane, będzie potrafiło zadbać o swoje bezpieczeństwo (na przykład jadąc do szkoły na rowerze), ale jednocześnie potrzebuje pomocy dorosłych w podjęciu decyzji, czy powinno wybrać się rowerem do centrum miasta. Nastolatek może się już wydawać całkiem niezależny i świadomy, ale wciąż potrzebuje wsparcia dorosłego w zapewnieniu sobie bezpieczeństwa, na przykład w kwestiach związanych ze zdrowiem (używki typu papierosy czy alkohol, seks).
Rodzice i interakcje z nimi są dla dziecka pierwszym i bardzo istotnym „środowiskiem rozwojowym”. Rodzic lub opiekun musi przemyśleć kwestie opieki nad dzieckiem, nauczyć się jej oraz zastanowić się, czego powinien się spodziewać od dziecka na różnych etapach jego rozwoju. O prawach dziecka, jego przywilejach i obowiązkach warto rozmawiać już z dwu- czy trzylatkiem. Rozwijające się, rosnące dziecko nie ma wiedzy ani umiejętności, żeby kierować własnym życiem, co w normalnych warunkach środowiskowych na szczęście nie jest mu potrzebne.
Rodzice muszą przyjąć rolę przywódców i zacząć formułować zasady dotyczące tego, co dziecku wolno, a czego nie.
Chociaż opieka nad niemowlęciem wymaga przestawienia się na rytm dziecka, już w drugiej połowie pierwszego roku życia rodzice muszą przyjąć rolę przywódców i zacząć formułować zasady dotyczące tego, co dziecku wolno, a czego nie.
Najważniejsze zasady to te niezbędne dla zachowania bezpieczeństwa dziecka i utrzymania go przy życiu. Dotyczą one na przykład niebezpiecznych zachowań (zabawa ostrymi przedmiotami, wybieganie na ulicę, wspinanie się wysoko, wychodzenie samemu na zewnątrz czy przebywanie poza domem do późnych godzin), najistotniejszych potrzeb (zróżnicowana dieta, ubiór odpowiedni do pogody itd.) i innych szkodliwych sytuacji (nie można ranić innych, zabierać innym ich rzeczy itd.).
Na drugim miejscu znajdują się zasady ułatwiające wspólne życie rodziny. Są to między innymi reguły dotyczące zachowania (jak zachowujemy się przy stole, w domu i poza domem) oraz te dotyczące wszystkich domowników (gdzie zostawiamy niektóre przedmioty, jak dbamy o porządek itd.).
Nie muszą każdego dnia się zastanawiać, kiedy nadejdzie pora posiłku czy położenia się spać, albo o której godzinie należy wrócić do domu.
Trzeci rodzaj zasad to te, których przestrzeganie od czasu do czasu można odpuścić, na przykład: w dni powszednie nie bawimy się do późna, ale w weekendy możemy położyć się spać później niż zwykle.
Przywódcza rola rodziców i ustalone przez nich reguły ułatwiają dzieciom życie, wnosząc w ich codzienność ciągłość i poczucie swojskości. Nie muszą każdego dnia się zastanawiać, kiedy nadejdzie pora posiłku czy położenia się spać, albo o której godzinie należy wrócić do domu. Poczucie bezpieczeństwa wzrasta, kiedy dzieci wiedzą, że pewne konkretne rzeczy są zawsze zabronione, a inne – zawsze powtarzają się w ten sam sposób.
Przywódczość rodzica istotnie zwiększa poczucie bezpieczeństwa zwłaszcza u najmłodszych dzieci. Wyobraźnia małego człowieka może kreować różne niebezpieczne sytuacje w rzeczywistości, dlatego dziecko musi wiedzieć i doświadczać tego, że jego rodzice są w stanie podejmować za nie decyzje i rozwiązywać jego problemy. Wtedy czuje, że rodzice będą w stanie ochronić je przed tym, co jest naprawdę groźne – potworami czy złodziejami.
Magia i niepewność, czyli jak to jest zostać rodzicem
Pojawienie się dziecka wpływa w zasadniczy sposób na jego rodziców. Wysłuchałam niedawno wykładu profesorki Ruth Feldman o zmianach, jakie zachodzą w mózgach przyszłych rodziców podczas ciąży, po narodzinach i w trakcie opieki nad dzieckiem. W swoim badaniu analizuje zdjęcia rentgenowskie mózgu par, którym niedawno urodziło się dziecko, wykonane chwilę po tym, kiedy puszczono im materiał wideo z wizerunkiem potomka. Zdjęcia pokazały zmiany, do jakich dochodziło w mózgach matek, przede wszystkim w obszarach odpowiedzialnych za emocje i odczuwanie empatii.
Obszary te u kobiet funkcjonują intensywniej po urodzeniu dziecka. W mózgach ich partnerów można zauważyć analogiczne zmiany, jeżeli ojcowie spędzają z niemowlęciem dużo czasu. Zdaniem profesor Feldman związane z rodzicielstwem zmiany w mózgu są na tyle znaczące, że można je porównać do reorganizacji mózgu, jaka dokonuje się w okresie dojrzewania.
Opiekowanie się małym dzieckiem wpływa na układ hormonalny, na przykład zwiększa wydzielanie oksytocyny nazywanej hormonem miłości. Poza tym zachowania rodzica i dziecka synchronizują się – innymi słowy: ich czynności i wokalizacje toczą się jednym torem. Ta wzajemna harmonia może co jakiś czas ulec chwilowemu zachwianiu, jeżeli jakaś potrzeba dziecka zostanie przez rodzica niezrozumiana albo kiedy dziecko czuje się wyjątkowo źle. W tych przypadkach rodzic, kierując się instynktem, postępuje tak, by zaspokoić potrzebę dziecka, i otwiera się droga do kolejnej harmonizacji.
Potwierdzone w badaniu zmiany w funkcjonowaniu mózgu dorosłych objawiają się na różne sposoby. Wielu rodzicom znane jest niedające o sobie zapomnieć poczucie, którego sama też doświadczyłam. Nagle nie byłam w stanie myśleć o niczym innym, jak tylko o dobrostanie mojego dziecka.
Cierpiałam na bezsenność, z krótkich drzemek zrywałam się przy każdym drobnym stęknięciu mojego dziecko. Budziłam się, chociaż spało ono na drugim końcu mieszkania i dzieliły nas dwie pary zamkniętych drzwi. Myślałam, że oszaleję; a kiedy przez dwa tygodnie byłam w stanie spać jedynie w godzinnych lub dwugodzinnych odcinkach, byłam pewna, że już niedługo postradam zmysły.
Poza tym, że w ogóle nie byłam w stanie spać, każde najmniejsze niepowodzenie przyprawiało mnie o płacz. Jeśli dziecku ulało się po karmieniu, chciało mi się płakać, bo na pewno dopuściłam do tego, że do jego żołądka dostało się zbyt dużo powietrza. Podobnie było w sytuacji, gdy maleństwo miało gazy. A jeżeli ich nie miało, martwiłam się, że coś mu dolega. Po ubraniu go rano co pół godziny musiałam potem sprawdzać, czy ręce lub kark mojego dziecka nie są przypadkiem zimne. Gdy wychodziłam na spacer z wózkiem, martwiłam się, czy maleństwu nie będzie gorąco albo czy nie poczuje się źle z innego powodu. W niektóre dni chciało mi się płakać nawet wtedy, kiedy o trzeciej po południu orientowałam się, że wciąż mam na sobie piżamę i nie zdążyłam jeszcze umyć zębów.
Byłam całkowicie przekonana, że jestem najgorszą matką pod słońcem i że nigdy nie nauczę się wystarczająco dobrze opiekować własnym dzieckiem. Jednocześnie przy karmieniu często czułam obezwładniającą czułość wobec maleństwa, wdychałam jego zapach i dotykałam jego miękkiej skóry.
Pomogłoby mi wtedy, gdyby ktoś mi wytłumaczył, że moja głowa działa tak samo jak głowy innych matek, od wieków. Już pod koniec ciąży zaczęłam się wybudzać z większą łatwością, a po urodzeniu dziecka mój organizm dostroił się do reagowania na wszystkie komunikaty niemowlęcia, w dzień oraz w nocy. Gdybyśmy jako ludzkość nadal mieszkali w jaskini, otoczeni przez dzikie zwierzęta i ogrzewali się przy ognisku, szanse mojego dziecka na przeżycie byłyby naprawdę wysokie – nawet przy najmniejszym szeleście zrywałabym się na równe nogi, gotowa ratować je z opresji! Teraz, kiedy w naszym najbliższym otoczeniu nie ma żadnych konkretnych niebezpieczeństw, moja wrażliwość już nie przynosiła mnie ani dziecku samych korzyści, ale też wyczerpywała moje zasoby.
Moje zmiany nastrojów wynikały również ze związanych z macierzyństwem zmian w mózgu. W swojej trosce i zamartwianiu się nawet na chwilę nie umiałam nie myśleć o dziecku i byłam gotowa zrobić wszystko, byleby zaspokoić jego potrzeby. Płaczliwość i poczucie winy motywowały mnie do aktywnej nauki opieki nad dzieckiem, żebym w przyszłości radziła sobie lepiej. Przywiązanie i ciepło, jakie miałam dla niego, były zapłatą, dzięki której przetrwałam chwile najgorszego samopoczucia.
Zgodnie z tym, co wykazały badania profesor Feldman, odpowiedzialny za reakcje emocjonalne i ich przetwarzanie układ limbiczny zaczął działać na zwiększonych obrotach po to, żebym jako opiekunka była w stanie lepiej rozumieć swoje dziecko i odczuwać jego emocje. Sporadyczne nieporozumienia i chwilowe trudności z pocieszeniem go były za to tymi chwilami, które nauczyły mnie o moim dziecku najwięcej. Przy okazji ono samo miało możliwość, by przećwiczyć szczątkowe umiejętności samoregulacji.
Rozpoznawanie emocji dziecka i odpowiadanie na nie z empatią są z punktu widzenia relacji rodzic–dziecko niezwykle istotne, szczególnie w pierwszych sześciu miesiącach życia malucha. Być może dlatego fizyczne zmiany przygotowujące organizm do rodzicielstwa są tak duże. Czy – gdybym o nich wiedziała – byłoby mi łatwiej wytrzymać tamten początkowy niepokój? Możliwe, że potrafiłabym okazać sobie więcej współczucia i miałabym mniejsze wyrzuty sumienia.
A co ze zmianami, których doświadcza drugi rodzic? Niemowlę odmienia oboje rodziców, ale w przypadku osoby „nierodzącej” zmiany w funkcjonowaniu mózgu dokonują się na przestrzeni czasu i wyłącznie w przypadku, gdy spędza ona wystarczająco dużo czasu na opiekowaniu się dzieckiem. U nierodzącego rodzica obserwuje się również wzrost reakcji emocjonalnych i empatii wobec dziecka. Badania mężczyzn, którzy mocno angażowali się w opiekę nad niemowlęciem, wykazują, że ich poziom testosteronu po narodzinach dziecka spada. Zdaniem naukowców jest to korzystne dla dobra dziecka, ponieważ niższy testosteron oznacza mniejszy potencjalny gniew i frustrację, jakie może odczuwać rodzic. Bonusem jest również mniejsze libido, kiedy partnerka niekoniecznie jest w stanie współżyć lub nie wykazuje zainteresowania seksem.
Profesor Feldman postawiła również tezę, że zmiany, jakie zachodzą w mózgach obojga dorosłych po narodzinach dziecka, to jeden ze sposobów, w jaki natura upewnia się, że ktoś zajmie się potomstwem nawet w – niegdyś dość powszechnym – przypadku, gdyby matka nie przeżyła.
To, jak