Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pajęczyna - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
4 stycznia 2023
Ebook
18,90 zł
Audiobook
19,95 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pajęczyna - ebook

Wciągający od pierwszej strony i napisany w swobodnym, rozrywkowym stylu kryminał milicyjny z kultowej serii „Ewa wzywa 07” wydawnictwa Iskry (rok wyd. 1975, zeszyt nr 80, nakład: 100 tys. + 275 egz.), którego akcja przypada na lata 70. Śledztwo prowadzi kapitan Piotr Morski.

EWA HELLEŃSKA (KlubMOrd.com):
Już sam początek zwiastuje, że mamy do czynienia z o klasę lepszym dziełkiem niż inne kryminały z tego okresu.
Autor ma do swojego bohatera (kapitana Morskiego) i kryminalnej konwencji stosunek wybitnie pobłażliwy. Tym samym „Pajęczyna” bardziej przypomina elokwentny pastisz, a nawet parodię niż kolejną police story. Morski, przeświadczony o własnym powołaniu, inteligentny i zblazowany, zupełnie jak Phillip Marlow, leniwie poddaje się wydarzeniom. Przekonany o fatalistycznym losie (niczym conradowski charakter) z uporem maniaka odsuwa na dalszy plan prywatne życie i zmierza ku rozwiązaniu dość idiotycznej intrygi. Chodzi w niej o sztuczną przędzę i okołoprzędzalniane wykroczenia, w które zaplątana jest (jak to w przędzę) przesadna jak na tak niewielką historię grupa ludzi. Przędza owa jest oczywiście regularnie kradziona, a raczej jak się w tamtych pięknych (bez ironii) czasach określało załatwiana lub wynoszona (z zakładu się wynosiło).

Autor tej książki, Marian Butrym (1942–1988), był znanym dziennikarzem muzycznym piszącym o muzyce jazzowej i rockowej. Nie powinno więc dziwić, że znajdziemy w jego książce liczne odniesienia do tego rodzaju muzyki. Był on też znany z ciętego (i barwnego) pióra, którego niewątpliwie użył przy pisaniu tego kryminału.

Książka wznowiona w formie elektronicznej przez Wydawnictwo Estymator w ramach serii: Kryminał z myszką – Tom 63.

Nota: przytoczone powyżej opinie są cytowane we fragmentach i zostały poddane redakcji.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67562-54-6
Rozmiar pliku: 106 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Pomyślałem, że jednak nie mam poetyckiej duszy.

Właściwie powinienem kontemplować olśniewający, niewiarygodny wprost błękit jeziora, mgliste kształty drzew na przeciwległym brzegu, wyblakły granat nieba albo opalizujące zorzą zmarszczki na wodzie czy tańczące w rytm fal żaglówki, ufnie wtulone w przystań. Ale nie miałem ochoty na poetyckie wzruszenia.

Być może poeta zauważyłby także nieprawdopodobną gamę kolorów: od ciemnego szafiru do indyga i błękitu, a nawet przedwcześnie pordzewiałe trzciny. Ale który współczesny poeta zerwie się z łóżka o czwartej rano, aby podziwiać takie widoki?

Spojrzałem na zegarek: czwarta dwanaście.

Wszystko dookoła tchnęło spokojem, ciszą i lenistwem. Pomyślałem, że dobrze jest przyjechać na urlop nad mazurskie jeziora. Coś w tym stylu sobie pomyślałem.

Żaden poeta nie umieściłby w tak bajkowej scenerii akcji ponurego dramatu, w którym, chcąc nie chcąc, musiałem grać jedną z głównych ról. Dlatego przyszło mi na myśl, że jednak nie mam poetyckiej duszy. Trudno ją mieć po ośmiu latach pracy w milicji.

Ale rozważania o pięknie natury pozwalały mi choć na chwilę zapomnieć o obowiązkach i o tym, że istnieją ludzie lekceważący piąte przykazanie. Do zbrodni nie można się przyzwyczaić i nie można się z nią pogodzić. Każda zbrodnia budzi we mnie sprzeciw i każda robi na mnie dokładnie tak samo wstrząsające wrażenie jak wtedy, gdy zaczynałem pracę w wydziale zabójstw. Jak wtedy, gdy po raz pierwszy, przed ośmiu laty, widziałem zamordowanego człowieka.

Spojrzałem na zegarek. Trochę z nudów, trochę z przyzwyczajenia: czwarta piętnaście.

Niestety, nawet najprzyjemniejsze chwile mają swój koniec i będę musiał powrócić do brutalnej codzienności.

Technicy dochodzeniowi kończyli swoją robotę. Nie mogłem im pomóc, więc przynajmniej starałem się nie przeszkadzać.

W przybrzeżnych zaroślach, częściowo zanurzone w wodzie, leżały zwłoki mężczyzny, który nazywał się Ryszard Brzozowicz. Od wielu godzin poszukiwała go milicja całego kraju.

Jeszcze niedawno miałem ochotę, a raczej obowiązek, porozmawiać z panem Brzozowiczem. Nie byłaby to przyjemna pogawędka – jeżeli w milicji w ogóle można rozmawiać o przyjemnych sprawach.

Ale kilka godzin temu milicyjnymi kanałami łączności dotarła do mnie wiadomość, że Ryszard Brzozowicz znaleziony został w Jurowie, uroczej miejscowości na Mazurach. Dowiedziałem się także, że już nigdy nikomu nic nie powie.

Z najróżniejszych przyczyn, a przede wszystkim dla zachowania tak zwanej ciągłości śledztwa, przełożeni zadecydowali, że prowadzić je będzie nadal nasza grupa operacyjna, chociaż zbrodni dokonano na terenie województwa olsztyńskiego.

W godzinę później milicyjny śmigłowiec gotowy był do startu. Do Jurowa przylecieliśmy tuż przed świtem.

Stałem na przybrzeżnym pagórku obserwując grupę moich kolegów, którzy dokonywali oględzin miejsca zbrodni. Słowa, jakie padały przy tym, należą do najstaranniej opuszczanych w słownikach poprawnej polszczyzny. W ekipie śledczej pracowali – używając finezyjnej terminologii pułkownika Gonczara – wyborowi ludzie. Ambicja zawodowa kazała im szukać śladów przestępcy, a rozsądek podsuwał myśl o beznadziejności tego przedsięwzięcia. Bo i pewnie – cóż można znaleźć w błotnistej bryi rozdeptanej przez tabuny turystów i rozwodnionej nocnym deszczem. Śladów było tyle, że starczyłoby na kilka podobnych spraw i jeszcze by została nie wykorzystana reszta.

Szef ekipy technicznej, łysawy sierżant Janicki, wyszedł wreszcie na brzeg i bezskutecznie usiłował oczyścić spodnie przypominające teraz wielokrotnie używaną szmatę do podłogi.

– Niech to szlag trafi! – zaklął wreszcie z rezygnacją.

– Niech trafi! – zgodziłem się. – A co poza tym?

– Portfel, dokumenty, pieniądze, trochę drobiazgów. Tyle.

– Żadnych śladów?

– Żadnych – westchnął sierżant ponuro.

Niepowodzenie swojej ekipy najwyraźniej odczuwał jako porażkę ambicjonalną. Tyle roboty, wysiłek wielu ludzi, zastosowanie nowoczesnych środków technicznych – i nic. Wiedzieliśmy dokładnie to, co poprzednio.

No, może przesadzam, ale materiału rzeczywiście zebrano niewiele. W opinię sierżanta Janickiego wierzyłem święcie. Miał nieprawdopodobny dar znajdowania śladów pozostawionych przez przestępców. Pozornie błahych, niemal niezauważalnych, które jednak w ostatecznym rozrachunku pozwalały ukierunkować śledztwo. Nieraz, po kolejnym sukcesie sierżanta, wydawało mi się, że jego praca graniczy z magią i że wyczuwa pozostawione przez przestępców ślady nawet przez betonową ścianę. Być może jest w milicji ktoś dorównujący Janickiemu umiejętnościami. To możliwe, ale mało prawdopodobne. Dlatego w werdykt sierżanta wierzyłem bez zastrzeżeń. Podobnie jak i w jego pomysłowość.

– Kończymy dokumentację – dodał Janicki, – Może jeszcze coś znajdziemy. Ale nie liczyłbym na to, kapitanie. Tyle.

Podszedł lekarz sądowy, doktor Żakowicz.

– Możemy już zabrać zwłoki, doktorze – powiedział do niego sierżant. – Jeżeli nie ma pan nic przeciwko temu…

– Jeżeli mam coś przeciwko czemuś – stwierdził melancholijnie doktor – to tylko jedno: żeby nie budzić mnie o pierwszej w nocy.

– Taka już nasza służba, doktorze – wtrąciłem filozoficznie.

Swoją drogą serce mi krwawiło na myśl, że doktor jest niewyspany. Sam w ogóle nie miałem okazji położyć się spać tej nocy.

– Dobrze, że mi pan o tym przypomniał, kapitanie – westchnął doktor. – Już czuję się lepiej. Zawsze czuję się lepiej wiedząc, że wypełniam obowiązki służbowe.

Jedną z niewątpliwych wad, lubianego zresztą w komendzie lekarza, była skłonność do ironizowania głosem pozbawionym ironii. Dlatego przezornie milczałem. Zresztą, co właściwie można powiedzieć w takiej sytuacji?

Rozległ się warkot motocykla. Obejrzeliśmy się.

– Nareszcie jest pies – ożywił się nagle Janicki i ruszył w stronę milicyjnej emzetki, z której gramolił się przewodnik z psem.

– Zawsze mówiłem, że psy są mądrzejsze od ludzi – skomentował Żakowicz. – Ja już jadę. Szczegóły podam po sekcji.

– A wstępnie?

– Utopiony. Jakieś cztery godziny temu. Ale ktoś go ogłuszył uderzeniem w głowę i przytrzymał pod wodą.

– A więc jednak nie wypadek – wywnioskowałem odkrywczo.

– Może i wypadek – zgodził się doktor z podejrzaną skwapliwością. – Ale musiałaby mu spaść na głowę bardzo duża szyszka. Do widzenia, kapitanie.

Przymilnym tonem poprosiłem, żeby wyniki sekcji przekazał mi jak najszybciej. Odparł, że zrobi co w jego mocy i na wymianie tych uprzejmości zakończyła się nasza rozmowa.

Miałem ochotę przyjrzeć się z bliska pracy przewodnika, który właśnie usiłował namówić swego psa do wykazania odrobiny węchowej inwencji, gdy z tyłu usłyszałem lament.

– Jezus Maria! Matko Boska! Chryste Panie! Taki straszliwy wypadek…

Pobożnisiem okazał się ściągnięty z łóżka kierownik pobliskiego domu wczasowego. Starszawy facet w naciągniętych na piżamę spodniach i swetrze, którego kolor mógłby ustalić tylko człowiek z bujną wyobraźnią.

– Pan Jańczak? – upewniłem się.

– Tak. Jestem kierownikiem obiektu, panie…

– Kapitanie. Kapitan Piotr Morski – przedstawiłem się dla zachowania pozorów. W razie pilnej potrzeby potrafię zachowywać się bez zarzutu.

– Jezu Nazareński, taki wypadek – kontynuował biadolenie Jańczak – to straszne…

Facet był w niezłej formie oratorskiej, a poza tym, o ile pamiętałem, w litanii pozostało jeszcze kilku świętych do wymienienia. Znudziła mnie zabawa w eufemizmy.

– To nie wypadek, panie Jańczak. Ten człowiek został zamordowany.

Jańczaka zatkało. Spojrzał na mnie z autentycznym przerażeniem i przez dłuższą chwilę gotów byłem uwierzyć, że pierwszy raz w życiu dowiedział się o gwałtownej śmierci człowieka, którego zabił inny człowiek. Gotów byłem w to uwierzyć. Ale tylko przez chwilę.

2

Wszystko zaczęło się trzy dni temu, a właściwie jeszcze wcześniej.

Wydział gospodarczy od kilku tygodni otrzymywał poufne informacje, że na czarnym rynku pojawiły się duże ilości sztucznej przędzy. Monopolistą produkującym sztuczne włókno jest przemysł państwowy, zrozumiałe więc, że zainteresowali się tym zjawiskiem moi koledzy z gospodarczego.

– W grę wchodzi działalność zorganizowanej grupy aferzystów – powiedział na naradzie u pułkownika naczelnik wydziału, kapitan Kaczmarek. – A stawką w grze stały się już miliony złotych, bo według oceny specjalistów ilość skradzionego towaru można liczyć w tonach…

Pułkownik Gonczar słuchał wywodów kapitana w milczeniu, notując tylko coś od czasu do czasu.

KONIEC BEZPŁATNEGO FRAGMENTU

ZAPRASZAMY DO ZAKUPU PEŁNEJ WERSJI
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: