31,00 zł
[BLURBY]
Oto ciało, oto słowo. Poeta rozgaszcza się w polszczyźnie z rozmachem. Jest w tym zarazem doskonałe opanowanie języka, jak i interesująco realizowane przesunięcia w nim. Futurystyczna praca w słowie służy nie tylko eksperymentowi, służy czuciu. Ta książka ćwiczy wyobraźnię, jest też jak tafla wody w głębokiej studni, w której lustro można wpatrywać się bez końca, a rzucone w głąb słowo – echem – wraca, wraca, wraca.
Małgorzata Lebda
Kiedy świat zidiocieje do reszty, Zawadski chwyci nas za bary i wrzaśnie na całe gardło: kochajmy się jak wariaci, teraz i zawsze, na wojnie i kiedy nie boli.
Marcin Gaczkowski
Granice czekają, aż się je przekroczy. Nie tylko te między państwami, ale i wszystkie inne, językowe i ludzkie też. I Jurij Zawadski te granice przekracza, wchodzi do języka polskiego z zewnątrz, pozdrawiając Aleksandra Wata, przedostaje się przez wszystkie możliwe szczeliny, a potem rozciąga ten język od środka, eksploatuje składnię i funduje nam powtórzenia rodem ze starożytnych eposów przy akompaniamencie niepokojącej melodii, gęstej jak melasa, jak mantra.
Agata Puwalska
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 15
SERIA POETYCKA pod redakcją Mai Staśko
Dominika Dymińska, Pozdrowienia ze świata
Ilona Witkowska, Lucyfer zwycięża
Jaś Kapela, Modlitwy dla opornych
Katja Gorečan, Cierpienia młodej Hany
SIKSA, Natalia ist sex. Alex ist Freiheit
Justyna Kulikowska, Hejt i inne bangery
Patryk Kosenda, Robodramy w zieleniakach
Marta Ewa Romaneczko, Ślizg po banale
Marcin Podlaski, trzysta cytryn do trzeciej potęgi tygrysa
Katja Gorečan, Pewnej nocy pewne dziewczyny gdzieś umierają
Miłosz Biedrzycki, Wiosna ludzi
Robert Rybicki, myśl śliną
Olga Rembielińska, Klaster
Kraków–Tarnopol, 2021–2022
Kirkut w Tarnopolu
Jadłem czy sen widziałem,
że ktoś mówi: jedz, nie bój się,
jest w każdej poziomce przodek czy może sąsiad,
może nauczyciel historii,
który wiele ukrywał i mówił
o wiele mniej od tego, co wiedział,
ale nie ma go już,
czy może poeta spocony, zmęczony,
czerwony od słońca i alkoholu,
który ukrywał smutek za śmiechem,
lecz nie ma go już?
Zostałem pośród macew,
nie wiem, czy śpię, czy już nie,
zostałem w pomarańczowym słońcu,
a w trawie żółtawej drobne, czerwone plamy:
to miliard poziomek.
Nie ma jeszcze
Teraz wie, że wszystko w porządku, że w domu ci,
którzy muszą być w domu, że w ziemi ci, którzy