Korona. Fenomen najpotężniejszej monarchii - Wioletta Wilk-Turska - ebook

Korona. Fenomen najpotężniejszej monarchii ebook

Wilk-Turska Wioletta

4,8

Opis

Dla wszystkich fanów serialu „The Crown”!

Tylko w Wielkiej Brytanii władca wciąż nosi koronę.

Monarchia brytyjska to moja pasja! Mogłabym godzinami opowiadać o tym, dlaczego królowa lub król panuje, a nie rządzi, dlaczego co roku otwiera parlament, jadąc na tę uroczystość karetą zaprzężoną w konie i dlaczego Brytyjczycy wciąż kochają swoją monarchię, mimo iż członkowie rodziny królewskiej nieraz postępowali w sposób niegodny swojej pozycji społecznej.
Ta książka to próba odpowiedzenia na pytanie, dlaczego to właśnie monarchia brytyjska tak fascynuje ludzi na całym świecie. Przeżywamy śluby i narodziny dzieci w rodzinie królewskiej, śledzimy rozwój konfliktu między księciem Harrym a jego bratem i ojcem.
Korona jest najważniejszym symbolem monarchii brytyjskiej, znakiem narodowym i widocznym świadectwem chrześcijańskich korzeni. I jeszcze czymś więcej. Pomostem między dawnymi czasami i współczesnością. Jak długo korona mocno trzyma się na królewskiej głowie, historia będzie toczyć się dalej, a my będziemy ją śledzić z zapartym tchem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 328

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (10 ocen)
8
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AnastasiyaAdryan

Nie oderwiesz się od lektury

Kilka dni temu byliśmy świadkami niecodziennego wydarzenia. Ceremonia koronacyjna, która jeszcze dwa wieki temu była wydarzeniem dość powszechnym wśród światowych monarchii, obecnie jest aktem rzadko spotykanym. W Europie tylko Wielka Brytania praktykuje uroczystość liturgiczną, podczas której kapłan namaszcza następcę tronu. Zatem byliśmy świadkami nie tylko wyjątkowego widowiska, byliśmy świadkami historii, która działa się na naszych oczach. Czym wyróżnia się monarchia brytyjska, skąd bierze się jej popularność i na czym polega jej fenomen? W swojej książce pt. "Korona. Fenomen najpotężniejszej monarchii" Wioletta Wilk-Turska, ekspert ds. monarchii brytyjskiej w dostępny i ciekawy sposób przedstawia historię zdecydowanie najpopularniejszej monarchii na świecie. Na czym polega siła monarchii brytyjskiej? Jakie zasady panuja w rodzinie królewskiej i jak one ewoluowały na przestrzeni wieków? Jakie kontrowersje towarzyszyły poszczególnym członkom rodziny i z czego wynikały? Książka na ...
00
natiszon

Nie oderwiesz się od lektury

"Ozdobiona drogocennymi klejnotami - z których większość to najokazalsze kamienie na świecie - korona jest symbolem brytyjskiej monarchii." Gdy w sobotnie południe śledziłam uroczystość koronacji Karola III byłam zachwycona wspaniałą organizacją i oprawą ceremonii. Wierność i oddanie tradycji wzbudza podziw i szacunek. Autorka, kreśląc obraz królestwa, sięga w odległą przeszłość, przybliżając nam dzieje monarchii brytyjskiej. Robi to w bardzo przystępny sposób, bez przytłaczających ilości dat i informacji, skupiając się raczej na ciekawszych faktach i postaciach historycznych. Zdradza nam jak od najmłodszych lat wyglądało życie królowej Elżbiety II, niekwestionowanej ikony Wielkiej Brytanii. Nie pomija przy tym interesujących szczegółów z codzienności królewskiego dworu. Bogata w wiele interesujących ciekawostek, opisów królewskich ceremoniałów, a nawet i skandali. To wszystko sprawia, że czyta się błyskawicznie. Wręcz wyczuwa się wielką pasję i obszerną wiedzę Autorki na temat bry...
00
Ani16

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam gorąco tę wspaniałą książkę wszystkim osobom, którzy chcą poszerzyć swoją wiedzę. Z książkowym pozdrowieniem!
00

Popularność




Co­py­ri­ght © by Wio­letta Wilk-Tur­ska 2023 Co­py­ri­ght © by Wy­daw­nic­two Luna, im­print Wy­daw­nic­twa Mar­gi­nesy 2023
Re­dak­cja: MI­LENA NA­PIOR­KOW­SKA
Ko­rekta: MAG­DA­LENA CE­GLARZ, ANNA GO­DLEW­SKA
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wych: Pa­weł Pan­cza­kie­wicz / PAN­CZA­KIE­WICZ.ART.DE­SIGN – www.pan­cza­kie­wicz.pl
Zdję­cie na okładce: © Hul­ton Ar­chive/Getty Ima­ges
Skład i ła­ma­nie: JENA
War­szawa 2023 Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-67790-01-7
Wy­daw­nic­two Luna Im­print Wy­daw­nic­twa Mar­gi­nesy Sp. z o.o. ul. Mie­ro­sław­skiego 11a 01-527 War­szawawww.wy­daw­nic­two­luna.plfa­ce­book.com/wy­daw­nic­two­lunain­sta­gram.com/wy­daw­nic­two­luna
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Książkę tę de­dy­kuję mo­jemu wspa­nia­łemu Ta­cie Ma­ria­nowi, uko­cha­nemu Mę­żowi Zbysz­kowi, cu­dow­nym Sy­nom – Mar­ci­nowi i Ra­fa­łowi, a także moim przy­ja­ciół­kom –Basi Su­cho­jad, Ani Urba­niak-Strzel­czy­nie i Eli Mi­cha­lak.

Wstęp

Ósmego wrze­śnia 2022 roku świat się za­trzy­mał na wieść o śmierci kró­lo­wej Elż­biety II. Była na tro­nie od dawna i wy­da­wało się, że tak bę­dzie za­wsze. Dla wielu Bry­tyj­czy­ków in­for­ma­cja o tym, że mo­nar­chini nie żyje, była praw­dzi­wym szo­kiem. A prze­cież ten dzień mu­siał kie­dyś na­dejść. W kró­lew­skich sej­fach od wielu lat spo­czy­wały do­ku­menty opi­su­jące pro­ce­durę na wy­pa­dek śmierci głowy pań­stwa. Każdy, kto miał do ode­gra­nia ja­kąś rolę w pro­ce­du­rze na­stęp­stwa tronu, a także kró­lew­skiego po­grzebu, wie­dział, co ma ro­bić. Wszystko roz­pi­sano w naj­drob­niej­szych szcze­gó­łach, a kró­lew­skie re­gi­menty nie­raz ćwi­czyły po­grze­bowy prze­marsz uli­cami Lon­dynu. Dla­czego więc szok, nie­do­wie­rza­nie, za­sko­cze­nie? Jedna ko­bieta za­py­tana o swoje od­czu­cia po śmierci Elż­biety II po­wie­działa w ulicz­nej son­dzie: Ja wiem, że lu­dzie umie­rają, ale żeby na­sza kró­lowa?

Ko­rona umiesz­czona na trum­nie kró­lo­wej Elż­biety II, 14 wrze­śnia 2022.

Kró­lowa Elż­bieta II ode­szła w miej­scu, w któ­rym czuła się naj­le­piej – w swoim szkoc­kim zamku Bal­mo­ral. Jesz­cze dwa dni wcze­śniej spo­tkała się z Liz Truss, któ­rej zgod­nie z tra­dy­cyj­nym ce­re­mo­nia­łem po­wie­rzyła funk­cję pre­miera rządu, pięt­na­sty i ostatni raz w swoim dłu­gim ży­ciu. Wi­dok opie­ra­ją­cej się na la­sce kró­lo­wej nie za­nie­po­koił opi­nii spwo­łecz­nej, wszak na twa­rzy Elż­biety wid­niał jej nie­od­łączny uśmiech. Do­piero gdy na­stęp­nego dnia po­in­for­mo­wano, że od­wo­łano spo­tka­nie kró­lo­wej z Tajną Radą Kró­lew­ską, za­częto się oba­wiać o stan jej zdro­wia.

Śmierć su­we­rena jest w Wiel­kiej Bry­ta­nii sprawą wagi pań­stwo­wej. Na­tych­miast, gdy stan zdro­wia kró­lo­wej za­czął się po­gar­szać, za­alar­mo­wano na­stępcę tronu i Do­wning Street. Si­mon Case, se­kre­tarz ga­bi­netu pre­miera, i sir Edward Young, oso­bi­sty se­kre­tarz kró­lo­wej, byli w cią­głym kon­tak­cie. Case prze­ka­zy­wał in­for­ma­cje o sta­nie zdro­wia kró­lo­wej pani pre­mier, która peł­niąc swoją funk­cję od za­le­d­wie dwu­dzie­stu czte­rech go­dzin, pra­co­wała nad waż­nymi usta­wami, gdyż Wielką Bry­ta­nię do­ty­kał wła­śnie bez­pre­ce­den­sowy kry­zys ener­ge­tyczny – po­kło­sie ataku Ro­sji na Ukra­inę. Tym­cza­sem oka­zało się, że to nie ustawy par­la­men­tarne miały stać się pierw­szym po­waż­nym wy­zwa­niem no­wej sze­fo­wej rządu. Gdy po sie­dem­dzie­się­ciu la­tach pa­no­wa­nia kró­lowa Elż­bieta II ode­szła do wiecz­no­ści, wszyst­kie inne sprawy prze­stały mieć zna­cze­nie. Te­raz trzeba było sta­nąć na wy­so­ko­ści za­da­nia i god­nie po­że­gnać tę nie­zwy­kłą ko­bietę. Po­do­bno wszystko działo się tak szybko, że Liz Truss nie zdą­żyła jesz­cze prze­wieźć do swo­jej no­wej sie­dziby wszyst­kich rze­czy z pry­wat­nego domu. Zo­stały tam mię­dzy in­nymi nie­zbędne w obec­nej sy­tu­acji czarne ubra­nia. Trzeba było na­tych­miast wy­słać ko­goś po tę gar­de­robę.

Kiedy 8 wrze­śnia o go­dzi­nie dwu­na­stej pięć­dzie­siąt Pa­łac Buc­kin­gham po­in­for­mo­wał opi­nię pu­bliczną o tym, że ksią­żęta Wil­liam, An­drzej i Edward są w dro­dze do Szko­cji, stało się ja­sne, że sy­tu­acja jest po­ważna. W od­dziel­nym oświad­cze­niu o go­dzi­nie czter­na­stej także książę Harry, który aku­rat prze­by­wał w Wiel­kiej Bry­ta­nii, po­in­for­mo­wał o swoim wy­jeź­dzie do Szko­cji. Nie do końca wia­domo, dla­czego nie wsiadł na po­kład sa­mo­lotu, któ­rym le­ciał jego brat i stry­jo­wie, jed­nak można się do­my­ślić, że miało to zwią­zek z kon­flik­tem w ro­dzi­nie, który już wtedy był bar­dzo po­ważny. Tak więc pry­watny od­rzu­to­wiec z Har­rym na po­kła­dzie wy­star­to­wał z lot­ni­ska Lu­ton pod Lon­dy­nem o go­dzi­nie sie­dem­na­stej trzy­dzie­ści. Gdy kilka ty­go­dni póź­niej opu­bli­ko­wano ofi­cjalny akt zgonu kró­lo­wej, można w nim było prze­czy­tać, że Elż­bieta II zmarła o go­dzi­nie pięt­na­stej dzie­sięć, a przy­czyną śmierci był po pro­stu za­awan­so­wany wiek mo­nar­chini.

Kiedy Wil­liam i jego stry­jo­wie wy­lą­do­wali o pięt­na­stej pięć­dzie­siąt na lot­ni­sku w Aber­deen, kró­lowa nie żyła już od czter­dzie­stu mi­nut. Gdy przy­byli do Bal­mo­ral, była go­dzina sie­dem­na­sta sześć. Pół­to­rej go­dziny póź­niej o śmierci Elż­biety II do­wie­dział się cały świat. Harry do­tarł do Bal­mo­ral o dzie­więt­na­stej dwa­dzie­ścia pięć. Za­nim się tam zna­lazł, jego oj­ciec jako nowy król – Ka­rol III – wy­gło­sił prze­mó­wie­nie, w któ­rym od­dał hołd swej zmar­łej matce.

W tym sa­mym cza­sie w Lon­dy­nie przed sie­dzibą pre­miera przy Do­wning Street usta­wiono po­dium. Punk­tu­al­nie o dzie­więt­na­stej sie­dem Liz Truss, świa­doma hi­sto­rycz­nej chwili, w ja­kiej się zna­la­zła, ubrana prze­pi­sowo na czarno, na szczę­ście jej wy­słan­nicy zna­leźli czarne ubra­nia, ogło­siła ko­niec dru­giej ery elż­bie­tań­skiej.

Po­grzeb kró­lo­wej za­pla­no­wano na 19 wrze­śnia. Wy­peł­nił się pro­to­kół prze­wi­dziany na tę oka­zję, zwany ope­ra­cją Lon­don Bridge. Plany po­grzebu kró­lo­wej po­wstały już w la­tach sześć­dzie­sią­tych XX wieku i przez ko­lejne dzie­się­cio­le­cia były ak­tu­ali­zo­wane, za­wsze jed­nak w kon­sul­ta­cji z mo­nar­chi­nią, która oso­bi­ście nad­zo­ro­wała każdy ele­ment tej uro­czy­sto­ści. Wia­domo było, że gdy kró­lowa umrze, jej oso­bi­sty se­kre­tarz za­dzwoni do pre­miera i zwróci się do niego sło­wami: Ope­ra­cja Lon­don Bridge stała się fak­tem. Po­tem miała na­stą­pić cała la­wina ge­stów prze­wi­dzia­nych na tę oka­zję. Po­nie­waż ni­kogo nie mógł za­sko­czyć fakt śmierci kró­lo­wej, na­le­żało się do tego wcze­śniej przy­go­to­wać. Bo gdy kró­lowa umrze, trzeba bę­dzie olśnić świat nie­zwy­kłą uro­czy­sto­ścią po­grze­bową.

W nie­dzielę 11 wrze­śnia roz­po­częła się ostat­nia po­dróż wiel­kiej kró­lo­wej, która opu­ściła Bal­mo­ral i udała się do ka­te­dry w Edyn­burgu, by tam spo­cząć aż do wtorku. Gdy ka­ra­wan wio­zący trumnę z kró­lową prze­mie­rzał Szko­cję, wszę­dzie wzdłuż trasy usta­wiali się lu­dzie chcący ją po­że­gnać. Nie­zwy­kły był to wi­dok, bo cho­ciaż trumna je­chała przez nie­za­miesz­kałe te­reny, to jed­nak wszę­dzie na tra­sie jej prze­jazdu gro­ma­dzili się kró­lew­scy pod­dani, da­jąc tym sa­mym świa­dec­two, jaką Elż­bieta była osobą. W tej ostat­niej po­dróży nie była sama, wo­kół byli lu­dzie, któ­rym słu­żyła przez całe swoje dłu­gie ży­cie.

Z ka­te­dry w Edyn­burgu trumna zo­stała prze­wie­ziona na po­kła­dzie sa­mo­lotu woj­sko­wego do Lon­dynu i da­lej, w asy­ście córki kró­lo­wej, księż­niczki Anny, bez­po­śred­nio do Pa­łacu Buc­kin­gham. Po­że­gna­nie z miej­scem, w któ­rym kró­lowa spę­dziła tyle czasu, było bar­dzo ważne, zwłasz­cza dla se­tek za­trud­nio­nych tam osób. Nie jest ta­jem­nicą, że kró­lowa była bar­dzo lu­biana i sza­no­wana przez swój per­so­nel. Wszy­scy ci lu­dzie, któ­rzy przez lata dbali o mo­nar­chi­nię, także chcieli od­dać jej hołd, a czy mo­gło być lep­sze miej­sce niż jej dom?

Kró­lowa 14 wrze­śnia po raz ostatni opu­ściła Pa­łac Buc­kin­gham i udała się do Pa­łacu West­min­ster­skiego, gdzie trumna po­zo­stała aż do 19 wrze­śnia, czyli dnia po­grzebu. To wła­śnie tam ty­siące kró­lew­skich pod­da­nych usta­wiało się w wie­lo­go­dzin­nych ko­lej­kach, by móc po­dejść do trumny i od­dać kró­lo­wej ostatni hołd. Stali tak w dzień i w nocy, sta­rzy i mło­dzi, ro­dzice z dziećmi, biedni i bo­gaci. Po­łą­czyła ich jedna myśl: by po­dejść do trumny, w któ­rej spo­czy­wają do­cze­sne szczątki kró­lo­wej Elż­biety i sym­bo­licz­nie po­dzię­ko­wać jej za wszystko – za to, jak przez sie­dem­dzie­siąt lat re­pre­zen­to­wała Wielką Bry­ta­nię, za to, jak po­tra­fiła spra­wić, że każdy, kto ją spo­ty­kał, czuł się kimś szcze­gól­nie waż­nym, za jej uśmiech i za nie­złom­ność, z jaką wy­peł­niała swoje obo­wiązki.

Wnuki kró­lo­wej, książę Wa­lii, Pe­ter Phil­lips, Ja­mes, wi­ceh­ra­bia Se­vern, księż­niczka Eu­ge­nia, książę Sus­sex, księż­niczka Be­atrice, lady Lo­uise Wind­sor i Zara Tin­dall czu­wają przy trum­nie swo­jej babci, Pa­łac West­min­ster­ski, 17 wrze­śnia 2022.

Dwa dni póź­niej, 16 wrze­śnia, mo­gli­śmy ob­ser­wo­wać dzieci kró­lo­wej peł­niące straż przy trum­nie matki. Były też wnuki sto­jące wo­kół trumny swo­jej babci. Nie spo­sób było się oprzeć re­flek­sji, że jed­nak taka ma­ni­fe­sta­cja ro­dzinna była czymś bar­dzo po­ru­sza­ją­cym, po­mimo nie­sna­sek, ja­kie tar­gały ro­dziną. Bo cho­ciaż cały świat opła­ki­wał odej­ście tej nie­zwy­kłej ko­biety, to prze­cież dla dzieci i wnu­ków była kimś szcze­gól­nym, naj­waż­niej­szym. I oni mu­sieli so­bie po­ra­dzić z ża­łobą na oczach mi­lio­nów lu­dzi na ca­łym świe­cie.

Ksią­żęta Wil­liam i Harry z mał­żon­kami od­dają hołd kró­lo­wej Elż­bie­cie, 14 wrze­śnia 2022.

Rano 19 wrze­śnia trumna z cia­łem kró­lo­wej zo­stała prze­nie­siona do po­bli­skiego Opac­twa West­min­ster­skiego. W uro­czy­stej pro­ce­sji szli za nią człon­ko­wie naj­bliż­szej ro­dziny, na czele z no­wym kró­lem – Ka­ro­lem III – oraz przed­sta­wi­ciele służb zbroj­nych. Po­chód prze­miesz­czał się przy dźwię­kach ar­mat­nich sa­lu­tów oraz Big Bena. Trumna okryta była kró­lew­skim sztan­da­rem, na niej le­żały kró­lew­skie in­sy­gnia pań­stwowe: ko­rona im­pe­rialna, kró­lew­skie berło i kró­lew­skie jabłko. Cie­ka­wostką jest to, że trumna, w któ­rej zło­żono kró­lową, zro­biona zo­stała już trzy­dzie­ści lat wcze­śniej i przez ten czas cze­kała, aż bę­dzie po­trzebna. Wy­ko­nano ją z an­giel­skiego dębu i wy­ło­żono oło­wiem. Zwy­czaj wy­kła­da­nia kró­lew­skich tru­mien oło­wiem wiąże się z tym, że jej wnę­trze musi być szczelne i gwa­ran­to­wać, że nic się z niej nie wy­do­sta­nie. Jest to ważne, po­nie­waż kró­lew­skie trumny nie są cho­wane w ziemi.

Na­bo­żeń­stwo w Opac­twie West­min­ster­skim miało nie­zwy­kle pod­nio­sły cha­rak­ter. Było to na­bo­żeń­stwo dzięk­czynne – za ży­cie i służbę kró­lo­wej Elż­biety II. Punk­tu­al­nie o go­dzi­nie dwu­na­stej pod­dani w ca­łym kraju, a także ża­łob­nicy ze­brani w Opac­twie od­dali hołd kró­lo­wej dwoma mi­nu­tami ci­szy. Po na­bo­żeń­stwie trumnę za­ła­do­wano na la­wetę, na któ­rej zo­stała prze­wie­ziona pod Łuk Ad­mi­ra­li­cji w cen­trum Lon­dynu. Stam­tąd ka­ra­wa­nem od­je­chała do Wind­soru, gdzie pod­czas pry­wat­nej uro­czy­sto­ści spo­częła w ka­plicy świę­tego Je­rzego, obok ro­dzi­ców i męża mo­nar­chini.

Trumna na la­we­cie to nie­zwy­kły wi­dok. Taki ce­re­mo­niał za­strze­żony jest wy­łącz­nie dla po­grze­bów pań­stwo­wych. Ostat­nim ra­zem taki po­grzeb od­był się w 1965 roku, gdy cho­wano le­gen­dar­nego pre­miera Win­stona Chur­chilla. Te­raz na la­we­cie spo­częła osoba, która za­czy­nała swoją ka­rierę, ucząc się od Chur­chilla, a z cza­sem przy­ćmiła jego le­gendę. Aż dzie­więć­dzie­się­ciu ośmiu ma­ry­na­rzy cią­gnęło la­wetę, za nimi zaś ma­sze­ro­wało ko­lej­nych czter­dzie­stu, któ­rzy peł­nili funk­cję ha­mul­ców. Nie jest ta­jem­nicą, że ten skom­pli­ko­wany ma­newr żoł­nie­rze ćwi­czyli wie­lo­krot­nie, gdy jesz­cze kró­lowa żyła i miała się do­brze. Po­do­bno sama nie­raz pod­glą­dała te nocne ma­newry, ma­jąc przy tym spory ubaw, wszak była osobą o nie­zwy­kłym po­czu­ciu hu­moru.

Nowy król ma przed sobą nie byle ja­kie za­da­nie. Musi się zmie­rzyć z le­gendą swo­jej matki, która jesz­cze za ży­cia stała się ikoną. I cho­ciaż nie ma osób nie­za­stą­pio­nych, to za­stą­pić kró­lową Elż­bietę II bę­dzie bar­dzo trudno. Wielu uwa­żało, że Ka­rol nie po­wi­nien zo­stać kró­lem, a jed­nak kiedy to się stało, pod­dani oka­zali mu swoje po­par­cie i sym­pa­tię. Za­koń­czyła się era elż­bie­tań­ska, przed nami nowe roz­da­nie. Ale żeby zro­zu­mieć, na czym po­lega fe­no­men bry­tyj­skiej mo­nar­chii, po­wspo­mi­najmy tro­chę, obej­rzyjmy mo­nar­chię przez pry­zmat nie­zwy­kłej wład­czyni – kró­lo­wej Elż­biety II.

Był ma­jowy wie­czór. W Pa­łacu Buc­kin­gham mimo póź­nej go­dziny pa­no­wał spory ruch. Na­za­jutrz cze­kało wszyst­kich ważne wy­da­rze­nie, uwzględ­nione w co­rocz­nym ka­len­da­rzu kró­lew­skim – otwar­cie par­la­mentu. W pry­wat­nym apar­ta­men­cie kró­lo­wej także pa­liło się świa­tło. Mo­nar­chini nie spała jesz­cze, tylko cho­dziła po po­koju ubrana w szla­frok, mięk­kie do­mowe pan­to­fle i... z ko­roną na gło­wie. Na­stęp­nego dnia w cał­kiem in­nym stroju, ale w tej sa­mej ko­ro­nie, miała prze­ma­wiać przed człon­kami obu izb par­la­mentu. Trzeba przy­zwy­czaić głowę do no­sze­nia po­nad­ki­lo­gra­mo­wego cię­żaru – tyle waży ko­rona. Kto my­śli, że to nic ta­kiego, niech po­łoży so­bie na gło­wie to­rebkę cu­kru i spró­buje po­ru­szać się z tym ob­cią­że­niem. Dla drob­nej ko­biety, ta­kiej jak Elż­bieta II, to praw­dziwy cię­żar. Dla­tego co roku przed tą nie­zwy­kłą uro­czy­sto­ścią kró­lowa przy­zwy­cza­jała głowę do ko­rony.

Musi to być nie­zwy­kły wi­dok, i jakże zna­czący. Re­alna waga ko­rony, którą można zmie­rzyć i opi­sać, jest ni­czym w po­rów­na­niu z tym, co tak na­prawdę sym­bo­li­zuje ten przed­miot. Ozdo­biona dro­go­cen­nymi klej­no­tami – z któ­rych więk­szość to naj­oka­zal­sze ka­mie­nie na świe­cie – ko­rona jest sym­bo­lem bry­tyj­skiej mo­nar­chii. Pa­trząc na tę ko­ronę spo­czy­wa­jącą na gło­wie nie­du­żej sta­ruszki, wi­dzimy setki mi­nio­nych lat, triumfy i pod­boje, któ­rych do­ko­ny­wali przod­ko­wie Elż­biety II, gdy bu­do­wali po­tężne, świa­towe im­pe­rium. Aby zro­zu­mieć to, czym dzi­siaj jest Zjed­no­czone Kró­le­stwo, dla­czego mo­nar­chia jest tak po­pu­larna i dla­czego Bry­tyj­czycy zde­cy­do­wali się na Bre­xit – mu­simy cof­nąć się i za­głę­bić w hi­sto­rii, która kryje od­po­wie­dzi na na­sze py­ta­nia.

Mo­nar­chia bry­tyj­ska to nie­zwy­kła in­sty­tu­cja. Stara, z tra­dy­cjami się­ga­ją­cymi śre­dnio­wie­cza. Wy­wo­dzi się w pro­stej li­nii od króla Al­freda Wiel­kiego, który w IX wieku jed­no­czył liczne po­je­dyn­cze kró­le­stwa, ist­nie­jące w Bry­ta­nii od cza­sów, gdy wy­spę opu­ścili Rzy­mia­nie. Te­raz, gdy rządy się zmie­niają i nie­wiele jest sta­łych ele­men­tów w ota­cza­ją­cej nas rze­czy­wi­sto­ści, mo­nar­chia bry­tyj­ska wy­daje się ostoją, która trwa i wciąż jest taka sama. O po­trze­bie zmian dys­ku­tują na Wy­spach już od kil­ku­dzie­się­ciu lat kry­tycy mo­nar­chii, ar­gu­men­tu­jąc, że tak stara in­sty­tu­cja po­winna zo­stać grun­tow­nie zre­for­mo­wana i do­sto­so­wana do obec­nej sy­tu­acji. A jed­nak inne mo­nar­chie eu­ro­pej­skie, które idąc z du­chem czasu, zmie­niły się w bar­dziej no­wo­cze­sne i po­stę­powe, nie wzbu­dzają ta­kiego za­chwytu i nie przy­cią­gają ta­kiej uwagi, jak wła­śnie tra­dy­cyjna i dość sta­ro­świecka mo­nar­chia bry­tyj­ska. Za­da­jąc więc py­ta­nie o fe­no­men Domu Wind­so­rów, na­leży zwró­cić uwagę na to, co tak na­prawdę po­ru­sza lu­dzi na ca­łym świe­cie – ta­jem­ni­czość, nie­do­stęp­ność i stare ce­re­mo­niały wple­cione we współ­cze­sną prak­tykę po­li­tyczną.

Ob­ser­wu­jąc funk­cjo­no­wa­nie mo­nar­chii bry­tyj­skiej, wi­dzimy nie­zwy­kły splen­dor obecny w każ­dej uro­czy­sto­ści z udzia­łem człon­ków ro­dziny kró­lew­skiej, a zwłasz­cza tych uro­czy­sto­ści, na któ­rych obecna była sama kró­lowa Elż­bieta. Ana­li­zu­jąc jej oby­czaje, spo­sób ubie­ra­nia, nie­udzie­la­nie wy­wia­dów i nie­wtrą­ca­nie się do bie­żą­cej po­li­tyki, wi­dzimy osobę, która była nie­do­stępna, ale przez to praw­dzi­wie kró­lew­ska – w daw­nym stylu. A prze­cież to wła­śnie fa­scy­nuje nas naj­bar­dziej: mo­nar­chia bę­dąca na styku hi­sto­rii i te­raź­niej­szo­ści. Ko­rona, ka­rety, pa­zio­wie w stro­jach z epoki Tu­do­rów, ce­re­mo­niały, które kie­dyś były normą na wszyst­kich eu­ro­pej­skich dwo­rach, a dzi­siaj można je za­ob­ser­wo­wać już tylko w Wiel­kiej Bry­ta­nii.

Hi­sto­ria mo­nar­chii to wy­da­rze­nia, które miały wpływ na roz­wój spo­łe­czeń­stwa, po­zy­cję co­raz sil­niej­szego pań­stwa, ale też na re­la­cje mię­dzy mo­nar­chią a par­la­men­tem, a z cza­sem mię­dzy mo­nar­chią a rzą­dem. Wszystko to, co działo się w kraju, wpły­wało na mo­nar­chię i jej po­li­tyczną po­zy­cję, do­pro­wa­dza­jąc z cza­sem do stanu, jaki mamy dzi­siaj. Aby zro­zu­mieć współ­cze­sną Wielką Bry­ta­nię i kró­lową Elż­bietę, która przez sie­dem­dzie­siąt lat trwała w nie­ła­twej roli głowy pań­stwa, trzeba za­cząć od po­czątku, czyli od krót­kiej opo­wie­ści o tym, jak to nie­wielki sto­sun­kowo na­ród – An­glicy – za­miesz­ku­jący po­łu­dniową część wy­spy zwa­nej Wielką Bry­ta­nią pod­bił i pod­po­rząd­ko­wał so­bie są­sia­dów, któ­rzy rów­nież za­miesz­ki­wali tę wy­spę – Szko­tów z pół­nocy, Wa­lij­czy­ków z za­chodu, a także miesz­kań­ców są­sied­niej wy­spy, czyli Ir­land­czy­ków. Po­tom­ko­wie ger­mań­skich ple­mion kon­ty­nen­tal­nej Eu­ropy przy­byli na wy­spę, by wspie­rać miej­scową lud­ność przed na­jaz­dami Pik­tów i Szko­tów. Sak­soń­scy na­jem­nicy ma­jący we krwi walkę szybko pod­po­rząd­ko­wali so­bie tych, któ­rych mieli chro­nić.

Jed­nym z naj­waż­niej­szych ele­men­tów, które miały wpływ na obecny kształt Zjed­no­czo­nego Kró­le­stwa, było i jest po­ło­że­nie geo­gra­ficzne. Wy­spa oto­czona mo­rzem wy­mu­szała na swo­ich miesz­kań­cach, aby byli po­my­słowi, po­nie­waż mu­sieli li­czyć przede wszyst­kim na wła­sne siły i wła­sne wy­na­lazki. Do czasu wy­na­le­zie­nia pary i elek­trycz­no­ści, co wpły­nęło na roz­wój trans­portu i po­zwo­liło na szyb­sze prze­miesz­cza­nie się, zwy­kli lu­dzie na Wy­spach byli od­dzie­leni od wszel­kich spraw, które działy się na kon­ty­nen­cie.

Wy­da­rze­nia, które miały miej­sce w Eu­ro­pie, do­cie­rały na Wy­spy z opóź­nie­niem, tak więc od­dzie­le­nie od głów­nego kon­ty­nentu było dla miesz­kań­ców Bry­ta­nii bodź­cem do sa­mo­dziel­nego po­szu­ki­wa­nia roz­ma­itych roz­wią­zań. To, co w Eu­ro­pie można było ad­ap­to­wać, pod­pa­tru­jąc są­sia­dów, na Wy­spach trzeba było wy­my­ślić sa­memu. Dla­tego wła­śnie Bry­ta­nia za­wsze była inna od Eu­ropy, a pod wie­loma wzglę­dami wy­prze­dzała inne kraje eu­ro­pej­skie.

Gdy w XV wieku na­de­szła era wiel­kich po­dróży i od­kryć geo­gra­ficz­nych, An­glicy, któ­rzy zdo­łali już pod­po­rząd­ko­wać so­bie oko­licz­nych są­sia­dów, po­sta­no­wili się­gnąć po kra­iny za­mor­skie i w opar­ciu o da­le­kie eg­zo­tyczne kraje bu­do­wać swoją po­tęgę go­spo­dar­czą i mi­li­tarną. Po raz ko­lejny wy­spiar­skość oka­zała się atu­tem, który po­sta­no­wiono wy­ko­rzy­stać.

Dla­czego An­glicy, Hisz­pa­nie, Por­tu­gal­czycy czy Ho­len­drzy bu­do­wali floty i szu­kali dróg do le­gen­dar­nych da­le­kich kra­jów? Od czasu gdy Marco Polo do­pły­nął do Chin, a było to w XIII wieku, wielu po­dróż­ni­ków ma­rzyło o od­na­le­zie­niu mor­skiej drogi na wschód. Opo­wia­dano le­gendy o skar­bach, ja­kie się tam znaj­dują, wspa­nia­łych won­no­ściach, przy­pra­wach, je­dwa­biu i in­nych to­wa­rach, które dla Eu­ro­pej­czy­ków były nie­osią­galne. Dla ów­cze­snych mo­nar­chów wy­sła­nie wy­prawy w po­szu­ki­wa­niu no­wych lą­dów to był ro­dzaj in­we­sty­cji, która miała się zwró­cić z na­wiązką. Ale w tam­tych cza­sach po­dróże mor­skie były bar­dzo nie­bez­pieczne i czę­sto koń­czyły się śmier­cią za­łogi. Można było zgi­nąć, roz­trza­sku­jąc swój sta­tek na mo­rzu albo na sku­tek tro­pi­kal­nych cho­rób. Nie­któ­rzy gi­nęli z rąk tu­byl­ców, a jed­nak chęć od­kry­cia no­wego lądu była sil­niej­sza niż strach i stop­niowo kilka eu­ro­pej­skich kra­jów sta­wało się mor­skimi po­tę­gami.

Przy­glą­da­jąc się dzi­siej­szej mo­nar­chii bry­tyj­skiej, do­cho­dzimy do wnio­sku, że jest inna niż po­zo­stałe mo­nar­chie eu­ro­pej­skie. Ani ho­len­der­ska ro­dzina kró­lew­ska, ani szwedzka czy bel­gij­ska nie przy­ku­wają świa­to­wej uwagi tak, jak robi to Dom Wind­so­rów. Można śmiało po­wie­dzieć, że po­dob­nie jak reszta kraju – także mo­nar­chia jest spe­cy­ficzna. Kształ­to­wany przez wieki sys­tem stwo­rzył in­sty­tu­cję, która fa­scy­nuje i cie­kawi lu­dzi na ca­łym świe­cie. W czym tkwi siła mo­nar­chii, która trwa od po­nad ty­siąca lat, prze­trzy­mała re­wo­lu­cje i wojny i wciąż ma bar­dzo wy­so­kie po­par­cie spo­łeczne?

Cof­nijmy się w cza­sie do XIII wieku, kiedy na tro­nie an­giel­skim za­sia­dał Jan bez Ziemi z dy­na­stii Plan­ta­ge­ne­tów. Był sła­bym kró­lem, który odzie­dzi­czył tron po bra­cie, Ry­szar­dzie Lwie Serce. Ry­szard, któ­rego znamy z opo­wie­ści o Ro­bin Ho­odzie, nie był jak w tej le­gen­dzie mi­łym i do­brym władcą. Nie mó­wił po an­giel­sku, wy­cho­wany przez matkę Fran­cuzkę spę­dził dzie­sięć lat swo­jego pa­no­wa­nia, wal­cząc poza An­glią w wy­pra­wach krzy­żo­wych. Zma­ga­nia z nie­wier­nymi w imię dziw­nie poj­mo­wa­nej wiary chrze­ści­jań­skiej wy­czer­pały cał­ko­wi­cie skar­biec kró­lew­ski. A gdy za­bra­kło pie­nię­dzy, je­dy­nym roz­wią­za­niem było pod­nie­sie­nie po­dat­ków.

Da­niny na rzecz władcy były bar­dzo uciąż­liwe i w kraju na­rze­kano na biedę, ale to nie po­wstrzy­mało króla Jana. Pla­no­wał wy­prawy wo­jenne i pie­nią­dze były mu po­trzebne. Sły­nął jed­nak z tego, że nie li­czył się z ni­kim i nie prze­strze­gał żad­nych praw. Po­tra­fił uwię­zić bez sądu lu­dzi, któ­rzy mu się sprze­ci­wiali, a na­wet ska­zać ich na śmierć. Wtrą­cał się w sprawy ko­ścioła, od któ­rego ocze­ki­wał pod­po­rząd­ko­wa­nia się i peł­nego wspar­cia. Pew­nego razu kró­lew­scy ba­ro­no­wie, czyli przed­sta­wi­ciele naj­bo­gat­szych ary­sto­kra­tycz­nych ro­dów, po­sta­no­wili sprze­ci­wić się de­spo­tycz­nej po­li­tyce króla i za­żą­dali od niego pod­pi­sa­nia nie­zwy­kłego do­ku­mentu.

Był rok 1215. Cały kraj jed­no­czył się prze­ciwko ty­ra­nii Jana bez Ziemi. Za­no­siło się na wojnę do­mową. Pięt­na­stego czerwca woj­ska zbun­to­wa­nych ba­ro­nów oto­czyły od­dział kró­lew­ski i zmu­siły króla do pod­pi­sa­nia Wiel­kiej Karty Swo­bód. Do­ku­ment ten za­wie­rał wiele po­stu­la­tów, ale naj­waż­niej­sze z nich mó­wiły o tym, że kró­lowi nie wolno bez zgody ba­ro­nów pod­no­sić po­dat­ków i nie wolno bez sądu wtrą­cać lu­dzi do wię­zie­nia. Król zo­bo­wią­zał się rów­nież nie wtrą­cać w we­wnętrzne sprawy ko­ścioła oraz obie­cał nie za­gar­niać ko­ściel­nych ziem.

Wielka Karta Swo­bód ni­gdy nie we­szła w ży­cie. Król, jak tylko po­czuł się bez­piecz­nie, za­kwe­stio­no­wał wszystko, co obie­cał na pi­śmie, ale jed­nak stała się rzecz bez pre­ce­densu. W cza­sach, gdy w Eu­ro­pie do­mi­no­wały mo­nar­chie ab­so­lutne, a wła­dza kró­lew­ska nie pod­le­gała dys­ku­sji, an­giel­scy pod­dani zmu­sili swo­jego władcę, żeby przy­znał, że nie jest bez­karny i nie wszystko mu wolno. Po raz pierw­szy wła­dza kró­lew­ska zo­stała ogra­ni­czona. Lu­dzie od­wa­żyli się wy­stą­pić prze­ciwko swo­jemu władcy, a on ugiął się pod ich żą­da­niami.

Rok po tych dra­ma­tycz­nych wy­da­rze­niach Jan bez Ziemi zmarł, ale pod­pi­sana przez niego Wielka Karta Swo­bód po­zo­stała w świa­do­mo­ści lu­dzi, któ­rzy od tam­tej pory wie­lo­krot­nie po­wo­ły­wali się na jej po­sta­no­wie­nia i od­waż­nie sta­wiali żą­da­nia wład­com. Gdy syn Jana bez Ziemi wszedł w kon­flikt z ba­ro­nami, jak kie­dyś jego oj­ciec, do­szło do po­dob­nego buntu i znowu przy­wo­łano du­cha Wiel­kiej Karty Swo­bód. W roku 1265 je­den z ba­ro­nów, Si­mon de Mont­fort, zwo­łał ry­cer­stwo i przed­sta­wi­cieli klasy śred­niej, aby do­łą­czyli do lor­dów, któ­rzy od dawna spo­ty­kali się, by de­ba­to­wać o spra­wach pań­stwo­wych. De­le­ga­cja gminu po raz pierw­szy po­ja­wiła się obok moż­nych lor­dów i bi­sku­pów, by móc za­bie­rać głos. Rok 1265 sym­bo­licz­nie uważa się za datę po­wsta­nia an­giel­skiego par­la­men­ta­ry­zmu.

Sama na­zwa par­la­ment utrwa­liła się w po­ło­wie XIII wieku, co ozna­czało wtedy roz­sze­rzony skład rady kró­lew­skiej, do któ­rej oprócz moż­nych świec­kich i du­chow­nych wcho­dziło rów­nież po dwóch lub czte­rech ry­ce­rzy z po­szcze­gól­nych hrabstw. Nie­stety miesz­cza­nie nie mieli po­cząt­kowo swo­jej re­pre­zen­ta­cji w ra­dzie i do­piero par­la­ment nad­zwy­czajny, który wy­ło­nił się w 1265 roku, uwzględ­nił stan miesz­czań­ski. Nie był to jed­nak jesz­cze par­la­ment w po­ję­ciu współ­cze­snym. Po­dział na dwie izby na­stą­pił do­piero w XIV wieku, na izbę wyż­szą, czyli Izbę Lor­dów, i izbę niż­szą, czyli Izbę Gmin.

W Izbie Lor­dów za­sia­dali du­chowni: ar­cy­bi­skupi, bi­skupi i opaci oraz bez­po­średni wa­sale kró­lew­scy, czyli hra­bio­wie i ba­ro­no­wie, któ­rzy mieli wła­sne po­sia­dło­ści lenne. W póź­niej­szym cza­sie upraw­nie­nie do za­sia­da­nia w Izbie Lor­dów uzy­skali wszy­scy ci, któ­rym władca nadał ty­tuł para. W skład Izby Gmin wcho­dzili ry­ce­rze i miesz­cza­nie, ale nowo ukształ­to­wana in­sty­tu­cja nie miała po­cząt­kowo ści­śle okre­ślo­nych kom­pe­ten­cji. Szybko jed­nak uznano, że naj­waż­niej­sze są pie­nią­dze. Od po­czątku XV wieku władcy, kiedy po­trze­bo­wali środ­ków fi­nan­so­wych na wojnę lub inne cele, o pie­nią­dze mu­sieli zwra­cać się do spo­łe­czeń­stwa za po­śred­nic­twem par­la­mentu. Sto­sunki mię­dzy władcą a jego par­la­men­tem za­le­żały w du­żej mie­rze od mą­dro­ści, a na­wet prze­bie­gło­ści tych pierw­szych.

W An­glii nie było ni­gdy ty­po­wej mo­nar­chii ab­so­lut­nej, ta­kiej jak we Fran­cji lub Ro­sji, ale nie­wąt­pli­wie rzą­dzili tu silni władcy. W trak­cie ce­re­mo­nii ko­ro­na­cyj­nej obie­cy­wali ochra­niać przed nie­spra­wie­dli­wo­ścią lu­dzi wszyst­kich sta­nów. Jed­no­cze­śnie od króla ocze­ki­wano, że bę­dzie się kon­sul­to­wał w spra­wach pań­stwa z naj­po­tęż­niej­szymi moż­no­wład­cami, świec­kimi i du­chow­nymi, aby two­rzyć do­bre prawo i usta­na­wiać spra­wie­dliwe po­datki.

Pierw­szym władcą, który nie chciał pa­mię­tać o tych wszyst­kich zo­bo­wią­za­niach, był znany nam już Jan bez Ziemi. Pa­ra­dok­sal­nie to dzięki głu­piemu kró­lowi udało się sfor­mu­ło­wać hi­sto­ryczny do­ku­ment – Wielką Kartę Swo­bód, którą dzi­siaj uważa się za pierw­szy krok na dro­dze walki o prawa czło­wieka. My­śli i war­to­ści, które raz za­kieł­ko­wały w gło­wach sy­nów an­giel­skiej ziemi, ni­gdy ich nie opu­ściły, cho­ciaż po­trzeba było wiele czasu, aby udało się wpro­wa­dzić je w ży­cie.

Pod ko­niec XV wieku na tro­nie an­giel­skim po­ja­wiła się dy­na­stia Tu­do­rów, któ­rej naj­bar­dziej zna­nym władcą był Hen­ryk VIII. Nie­zwy­kle uro­dziwy męż­czy­zna i do tego król – nic dziw­nego, że ko­biety ule­gały jego cza­rowi. Mimo że żo­naty z Ka­ta­rzyną Ara­goń­ską, Hen­ryk był ty­po­wym męż­czy­zną swo­jej epoki i bez opo­rów od­da­wał się ucie­chom po­za­mał­żeń­skim ło­żem. Efek­tem jego licz­nych ro­man­sów były nie­ślubne dzieci, nie miał jed­nak upra­gnio­nego mę­skiego dzie­dzica, czyli syna z pra­wego łoża, uro­dzo­nego przez żonę. Wpraw­dzie nie było w An­glii prze­ciw­wska­zań do tego, aby to ko­bieta za­sia­dła na tro­nie jako na­stęp­czyni swo­jego ojca, ale Hen­ryk ma­rzył o synu. Gdy upew­nił się, że kró­lowa Ka­ta­rzyna nie uro­dzi wię­cej dzieci, po­sta­no­wił roz­wią­zać swoje mał­żeń­stwo i oże­nić się po­now­nie.

Był to pre­tekst, bo praw­dziwy po­wód, dla któ­rego król po­sta­no­wił po­zbyć się żony, był zgoła pro­za­iczny i na­zy­wał się Anna Bo­leyn. Piękna, młoda ary­sto­kratka, dwórka kró­lo­wej Ka­ta­rzyny, zwró­ciła na sie­bie uwagę ko­chli­wego Hen­ryka. Na nic jed­nak nie zdały się próby za­cią­gnię­cia jej do łóżka. Młoda ko­bieta wie­działa, że tylko opie­ra­jąc się umi­zgom swo­jego króla, zdoła zdo­być coś wię­cej niż miano kró­lew­skiej ko­chanki – ty­tuł żony. Tak­tyka oka­zała się bar­dzo sku­teczna, gdyż król z nie­zwy­kłą de­ter­mi­na­cją za­czął za­bie­gać o roz­wód. Kto jed­nak mógł go udzie­lić? Tylko pa­pież. W tam­tym cza­sie na czele Sto­licy Pio­tro­wej stał Kle­mens VII – krew­niak Ka­ta­rzyny Ara­goń­skiej – i na jej wy­raźną prośbę od­mó­wił udzie­le­nia roz­wodu kró­lew­skiej pa­rze. Hen­ryk sto­czył długą ba­ta­lię o to, aby móc po­ślu­bić uko­chaną Annę i mieć z nią syna. Osta­tecz­nie pod­jął de­cy­zję, która nie tylko roz­wią­zała jego wła­sny pro­blem, ale też miała da­le­ko­siężne kon­se­kwen­cje po­li­tyczne. Hen­ryk VIII po­sta­no­wił ze­rwać sto­sunki z pa­pie­żem i ogło­sił się głową ko­ścioła na­ro­do­wego.

Los bywa prze­wrotny i dla­tego druga żona król Hen­ryka, Anna, uro­dziła córkę Elż­bietę i ni­gdy nie dała kró­lowi syna. Hi­sto­ria po­ka­zała, że to wła­śnie ta dziew­czynka, a nie jej młod­szy brat – syn żony nu­mer trzy – stała się wy­bit­nym mo­nar­chą. Jed­nak de­cy­zja Hen­ryka o ze­rwa­niu sto­sun­ków z pa­pie­stwem otwo­rzyła An­glię na nowe prądy re­li­gijne, które w tam­tym cza­sie po­ja­wiły się w Eu­ro­pie. Re­for­ma­cja do­tarła na Wy­spy, a jej efek­tem jest dzi­siej­szy ko­ściół an­gli­kań­ski – mie­sza­nina ka­to­li­cy­zmu i pro­te­stan­ty­zmu.

Okres pa­no­wa­nia kró­lo­wej Elż­biety I Tu­dor na­zy­wany jest czę­sto zło­tym okre­sem. W kraju do­brze się działo, roz­wi­jała się li­te­ra­tura i sztuka, Sha­ke­spe­are, Jon­son i Mar­lowe pi­sali wspa­niałe dzieła te­atralne, które były wy­sta­wiane w słyn­nym te­atrze The Globe The­atre. Kró­lowa przy­chyl­nym okiem pa­trzyła też na wy­prawy mor­skie, które wzbo­ga­cały jej kró­le­stwo o nowe po­sia­dło­ści za­mor­skie. Nie miała przy tym dy­le­ma­tów mo­ral­nych i chęt­nie roz­wi­jała swój pa­ra­sol ochronny nad zwy­kłymi pi­ra­tami, któ­rzy w jej imie­niu pod­bi­jali nowe lądy, jed­no­cze­śnie gra­biąc i łu­piąc miej­scową lud­ność. Po­nie­waż jed­nak bi­lans był na ko­rzyść kró­lo­wej, a skar­biec kró­lew­ski bar­dzo zy­ski­wał na ta­kich wy­pra­wach, za­miast kary za bez­pra­wie można było do­stać na­wet szla­chec­two. Tak wła­śnie na­gro­dzony zo­stał słynny kor­sarz Fran­cis Drake. Był on człon­kiem grupy na­zy­wa­nej Psy Mor­skie (ang. Sea Dogs), któ­rej za­da­niem było ata­ko­wa­nie hisz­pań­skich stat­ków han­dlo­wych i gra­bież ich za­war­to­ści. Nie­zwy­kłe było to, że Psy Mor­skie dzia­łały za zgodą kró­lo­wej, a ich dzia­łal­ność sank­cjo­no­wało prawo an­giel­skie, mimo że było to zwy­kłe pi­rac­two.

W 1588 roku flota hisz­pań­ska po­pły­nęła, by zmiaż­dżyć flotę an­giel­ską. Stało się jed­nak ina­czej i to An­glicy po­bili wielką hisz­pań­ską ar­madę. Hisz­pa­nia po­nio­sła sro­motną klę­skę. An­glia od tej pory stała się nie­kwe­stio­no­waną po­tęgą mor­ską nie­ma­jącą so­bie rów­nych na ca­łym świe­cie. Do tej pory to wła­śnie Hisz­pa­nia była naj­więk­szym ry­wa­lem An­glii w wy­ścigu o ko­lo­nie. Te­raz słaba i po­bita nie miała szans. Hisz­pa­nia ni­gdy nie pod­nio­sła się z klę­ski z 1588 roku. Ko­lejne stu­le­cia po­ka­zały, że An­glia, a z cza­sem Wielka Bry­ta­nia, stała się świa­tową po­tęgą ko­lo­nialną. Nie sta­łoby się tak, gdyby nie klę­ska hisz­pań­skiej ar­mady. W tam­tym cza­sie Hisz­pa­nia była od An­glii zde­cy­do­wa­nie sil­niej­sza na mo­rzu i gdyby wy­grała, praw­do­po­dob­nie losy świata wy­glą­da­łyby zu­peł­nie ina­czej. Po śmierci Elż­biety I na tro­nie za­siadł syn jej ku­zynki – Ja­kub Stu­art. Był on kró­lem Szko­cji, a te­raz miał się stać także kró­lem An­glii. Jako Ja­kub I stał się władcą pań­stwa o na­zwie Wielka Bry­ta­nia.

Ja­kub był prze­ko­nany, że wła­dza kró­lew­ska po­cho­dzi od Boga i tu na ziemi nie ma osoby, z którą król miałby się li­czyć. To prze­ko­na­nie utwier­dzał za­równo w nim, jak i wśród pod­da­nych ko­ściół an­gli­kań­ski, któ­rego uprzy­wi­le­jo­waną po­zy­cję pod­kre­ślał król. Tak więc wspie­ra­jąc się wza­jem­nie, król i ko­ściół nie in­te­re­so­wali się tym, że w kraju od dawna ist­nieje in­sty­tu­cja zwana par­la­men­tem, z któ­rego gło­sem na­leży się li­czyć. Po­do­bne zda­nie na kwe­stię wła­dzy kró­lew­skiej miał syn Ja­kuba – Ka­rol I. Nie umie­jąc do­ga­dać się z par­la­men­tem, do­pro­wa­dził do wojny do­mo­wej. Na­prze­ciwko sie­bie sta­nęły dwie ar­mie – par­la­men­ta­rzy­stów i zwo­len­ni­ków króla. Po kilku la­tach, kiedy to losy wojny prze­chy­lały się raz na jedną, raz na drugą stronę, wy­grali prze­ciw­nicy króla. Mo­nar­chę uwię­ziono w do­mo­wym aresz­cie, li­cząc, że uda się z nim do­ga­dać.

Ka­rol I nie ro­zu­miał, o co w tym wszyst­kim cho­dzi, dla­czego ja­cyś lu­dzie z plebsu mó­wią jemu, który jest bo­żym po­ma­zań­cem, jak ma po­stę­po­wać. Władcę po­sta­wiono przed są­dem, który ska­zał go na śmierć przez ścię­cie głowy. W zimny po­ra­nek stycz­nia 1649 roku król zo­stał stra­cony. Hi­sto­ria wspo­mina o wielu wład­cach, któ­rzy zgi­nęli w roz­ma­ity spo­sób, ale po raz pierw­szy zda­rzyło się, że król zo­stał ska­zany na śmierć przez sąd. Było to wy­da­rze­nie bez pre­ce­densu i więk­szość ko­lej­nych wład­ców wy­cią­gnęła je­dyny słuszny wnio­sek – trzeba się li­czyć z wolą ludu.

Po śmierci króla Wielka Bry­ta­nia zo­stała ogło­szona re­pu­bliką. To je­dyne je­de­na­ście lat w hi­sto­rii Zjed­no­czo­nego Kró­le­stwa, kiedy kraj ten nie był mo­nar­chią. Na czele pań­stwa sta­nął Oli­ver Crom­well, który do­ży­wot­nio pia­sto­wał urząd lorda pro­tek­tora. Nie był to do­bry czas dla Wiel­kiej Bry­ta­nii, nic więc dziw­nego, że po śmierci Crom­wella w 1660 roku lud z ra­do­ścią po­wi­tał syna i na­stępcę zgła­dzo­nego króla, który jako Ka­rol II re­stau­ro­wał w kraju mo­nar­chię. Po­nie­waż jed­nak zmarł bez­po­tom­nie, ko­rona Stu­ar­tów przy­pa­dła jego młod­szemu bratu, Ja­ku­bowi.

Ja­kub jesz­cze za ży­cia swego brata pu­blicz­nie ogło­sił, że na­wró­cił się na ka­to­li­cyzm. Wia­do­mość ta wy­wo­łała ogromne wzbu­rze­nie wśród urzęd­ni­ków i wszyst­kich, któ­rzy pia­sto­wali w kraju ja­kieś urzędy. Były one przy­pi­sane tylko pro­te­stan­tom, dla­tego oba­wiano się, że Ja­kub jako ka­to­licki król w przy­szło­ści mógłby przy­wró­cić do łask ka­to­li­ków i im roz­dać urzędy pia­sto­wane przez pro­te­stan­tów. Jed­nak prze­wa­żał po­gląd, że po owdo­wia­łym Ja­ku­bie tron obej­mie jego star­sza córka, Ma­ria, wy­cho­wana w re­li­gii pro­te­stanc­kiej. Tym­cza­sem Ja­ku­bowi, który oże­nił się po­now­nie – z ka­to­licką księż­niczką Ma­rią z Mo­deny – uro­dził się syn. Król nie po­sia­dał się z ra­do­ści, ale w kraju za­wrzało. Pró­bo­wano na wszel­kie spo­soby nie do­pu­ścić do uzna­nia no­wo­rodka za pra­wo­wi­tego na­stępcę tronu. Po kraju ro­ze­szły się plotki, że kró­lowa wcale nie uro­dziła tego chłopca, lecz inne sła­bo­wite dziecko, które wy­nie­siono z jej kom­naty w ogrze­wa­czu do po­ścieli i tą samą drogą prze­my­cono zdro­wego no­wo­rodka in­nej ko­biety.

Były to kłam­stwa, ale zna­la­zły po­słuch u wielu. Dla­tego, aby w przy­szło­ści unik­nąć po­dob­nych plo­tek pod­wa­ża­ją­cych le­galne po­cho­dze­nie dzieci z ro­dziny kró­lew­skiej, pod kom­natą ro­dzą­cej ko­biety znaj­do­wał się urzęd­nik pań­stwowy, który pil­no­wał, aby wszystko od­było się jak na­leży i który mógłby w przy­szło­ści za­świad­czyć o le­gal­nym po­cho­dze­niu kró­lew­skiego dziecka. Ten nie­zwy­kle krę­pu­jący zwy­czaj obo­wią­zy­wał jesz­cze w XX wieku. Do­piero król Je­rzy VI go zniósł, gdy jego córka, księż­niczka Elż­bieta, spo­dzie­wała się dziecka. Gdy przy­szedł czas na­ro­dzin księ­cia Ka­rola, nikt nie wy­sia­dy­wał pod drzwiami.

Ja­kub II nie utrzy­mał się na tro­nie. Zmu­szony do ab­dy­ka­cji uciekł ra­zem z żoną i ma­lut­kim syn­kiem za gra­nicę, skąd ni­gdy nie wró­cił. Po­do­bno przed wy­jaz­dem bła­gał swoje córki – Ma­rię i młod­szą od niej Annę – aby nie przyj­mo­wały ko­rony, która we­dług prawa na­le­żała się ich ma­łemu bratu. Gdyby nie po­słu­chały oj­cow­skiej prośby, miała na nie spaść klą­twa. Córki nie­stety opo­wie­działy się po stro­nie par­la­mentu, który do­pro­wa­dził do kró­lew­skiej ab­dy­ka­cji i po­wo­łał na tron Ma­rię i jej męża, Wil­helma Orań­skiego, jako dwoje rów­no­rzęd­nych wład­ców. Po ich bez­dziet­nej śmierci ko­rona przy­pa­dła An­nie. Była ona w ciąży kil­ka­na­ście razy, ale żadne dziecko nie prze­żyło. Dla wielu był to do­wód, że klą­twa ojca od­nio­sła sku­tek – obie sio­stry zmarły bez­po­tom­nie. Ale z punktu wi­dze­nia mo­nar­chii był to ko­lejny do­wód na to, że par­la­ment jest co­raz sil­niej­szy, a kró­lew­ska wła­dza słab­nie. Po­now­nie w tym sa­mym stu­le­ciu par­la­ment jako re­pre­zen­ta­cja ludu wpły­nął na to, kto ma za­sia­dać na bry­tyj­skim tro­nie. Był ko­niec XVII wieku, a w Wiel­kiej Bry­ta­nii umac­niały się in­sty­tu­cje, które na za­wsze zmie­niły kształt mo­nar­chii.

Wiek XVIII był świad­kiem na­ro­dzin ko­lej­nej waż­nej in­sty­tu­cji, to jest urzędu pre­miera. Gdy w 1714 roku zmarła bez­dziet­nie ka­pry­śna i ogra­ni­czona kró­lowa Anna, tron ob­jęła, zgod­nie z po­sta­no­wie­niami Ustawy o na­stęp­stwie tronu (ang. Act of Set­tle­ment) z 1701, dy­na­stia ha­no­wer­ska w oso­bie pięć­dzie­się­ciocz­te­ro­let­niego Je­rzego I. To ozna­czało, że na tro­nie bry­tyj­skim po­ja­wili się Niemcy, nie­spe­cjal­nie za­in­te­re­so­wani spra­wami swo­jej no­wej oj­czy­zny. Pierwsi władcy – Je­rzy I i Je­rzy II – na­wet nie mó­wili po an­giel­sku, co bar­dzo utrud­niało zaj­mo­wa­nie się spra­wami pań­stwo­wymi. Po­nie­waż jed­nak byli pro­te­stan­tami, to wła­śnie im przy­pa­dła ko­rona po Stu­ar­tach.

Bry­tyj­czycy nie lu­bili no­wego króla, który ota­czał się swo­imi nie­miec­kimi za­usz­ni­kami, miał chciwe ko­chanki i w od­ra­ża­jący spo­sób trak­to­wał swoją żonę, z którą zresztą był w se­pa­ra­cji. Spo­łe­czeń­stwo obu­rzało się z po­wodu tak ni­skiego mo­rale władcy, który wo­lał swoje księ­stwo Ha­no­weru od pre­sti­żo­wego tronu w Lon­dy­nie. Kró­lew­scy mi­ni­stro­wie – człon­ko­wie tak zwa­nej Taj­nej Rady – nie mo­gli się po­ro­zu­mieć z kró­lem z po­wodu nie­zna­jo­mo­ści ję­zyka. Król nie był w sta­nie uczest­ni­czyć w po­sie­dze­niach Rady, a szcze­gól­nie jej prze­wod­ni­czyć, więc Rada za­częła się zbie­rać bez króla. Ktoś jed­nak mu­siał wziąć na sie­bie prze­wod­ni­cze­nie ob­ra­dom i za­da­nia tego pod­jął się ów­cze­sny pierw­szy lord skarbu sir Ro­bert Wal­pole. Dzięki swoim ta­len­tom po­li­tycz­nym otrzy­mał ty­tuł pierw­szego mi­ni­stra i tak na­ro­dził się urząd pre­miera. W tej sy­tu­acji na­stą­piła za­sad­ni­cza zmiana w po­zy­cji Taj­nej Rady. Za pa­no­wa­nia Tu­do­rów i Stu­ar­tów był to tylko or­gan do­rad­czy przy królu. Na po­czątku XVIII wieku Tajna Rada prze­kształ­ciła się w nie­za­leżny od władcy ga­bi­net mi­ni­strów, sku­pia­jący w swym ręku naj­wyż­szą wła­dzę w za­rzą­dza­niu pań­stwem. Jed­no­cze­śnie jako nie­za­leżny od króla ga­bi­net stała się in­sty­tu­cją pod­le­głą cał­ko­wi­cie par­la­men­towi. Prak­ty­ko­wany daw­niej spo­ra­dycz­nie zwy­czaj po­wo­ły­wa­nia przez króla mi­ni­strów z par­tii po­sia­da­ją­cej więk­szość w par­la­men­cie prze­mie­nił się w XVIII wieku w za­sadę kon­sty­tu­cyjną. Mo­żemy śmiało po­wie­dzieć, że nie­udolny i gnu­śny Je­rzy I przy­czy­nił się do tego, że w Wiel­kiej Bry­ta­nii po­wstały ko­lejne in­sty­tu­cje kie­ru­jące kraj w stronę de­mo­kra­cji. Nie był to oczy­wi­ście taki sys­tem, jaki mamy obec­nie, ale wła­dza mo­nar­sza po­woli, ale nie­prze­rwa­nie tra­ciła na zna­cze­niu. To, jaka jest mo­nar­chia dzi­siaj i dla­czego prze­trwała różne za­wie­ru­chy hi­sto­rii, wzięło się wła­śnie stąd, że tak wcze­śnie kró­lo­wie i kró­lowe stra­cili swoją re­alną wła­dzę na rzecz wy­bie­ra­nej re­pre­zen­ta­cji z ludu.

Oczy­wi­ście w XVIII wieku re­pre­zen­ta­cja ludu w par­la­men­cie nie od­zwier­cie­dlała jesz­cze peł­nego prze­kroju spo­łecz­nego, to do­piero wiek XIX przy­niósł ważne re­formy prawa wy­bor­czego, stop­niowo roz­sze­rza­jąc moż­li­wość gło­so­wa­nia na ko­lej­nych męż­czyzn z co­raz niż­szych warstw spo­łecz­nych. Ko­biety na swoją ko­lej mu­siały po­cze­kać aż do wieku XX, kiedy to dane im było w pełni uczest­ni­czyć w pro­ce­sie wy­bor­czym. W 1918 roku mo­gły już gło­so­wać wszyst­kie ko­biety od trzy­dzie­stego roku ży­cia po­sia­da­jące nie­ru­cho­mość i wszy­scy męż­czyźni od dwu­dzie­stego pierw­szego roku ży­cia, a od 1928 roku wiek ko­biet i męż­czyzn zrów­nano i wszy­scy oby­wa­tele Zjed­no­czo­nego Kró­le­stwa w wieku lat dwu­dzie­stu je­den zdo­byli prawo do gło­so­wa­nia w wy­bo­rach.

Władcy an­giel­scy i bry­tyj­scy w więk­szo­ści ro­zu­mieli, jak ważny jest dla nich po­zy­tywny wi­ze­ru­nek, czyli mó­wiąc naj­pro­ściej – sym­pa­tia i ak­cep­ta­cja pod­da­nych. Ci, któ­rzy tego nie ro­zu­mieli, do­zna­wali roz­ma­itych przy­kro­ści, czego naj­lep­szym przy­kła­dem był wspo­mniany wcze­śniej Ka­rol I. Pu­bliczna eg­ze­ku­cja była prze­strogą bar­dzo sku­teczną, al­bo­wiem na­stępni władcy nie do­pro­wa­dzili już ni­gdy do bez­po­śred­niej kon­fron­ta­cji z wolą ludu, dzięki czemu unik­nęli tak krwa­wych i prze­ra­ża­ją­cych wy­da­rzeń jak re­wo­lu­cje we Fran­cji i Ro­sji.

Pu­bliczny wi­ze­ru­nek ko­rony bry­tyj­skiej stał się sprawą wagi pań­stwo­wej za pa­no­wa­nia króla Je­rzego III. Ten pierw­szy mo­nar­cha z dy­na­stii ha­no­wer­skiej uro­dzony i wy­cho­wany w An­glii pa­no­wał od roku 1760 do 1820. Przez pod­da­nych czule prze­zy­wany Jur­kiem Far­me­rem był rze­tel­nym mo­nar­chą, głę­boko re­li­gij­nym czło­wie­kiem i wier­nym mę­żem swo­jej żony, kró­lo­wej Char­lotty, z którą miał pięt­na­ścioro dzieci. Nie­stety, cie­niem na jego pa­no­wa­niu po­ło­żyła się ciężka cho­roba psy­chiczna, która zmu­siła go w 1811 roku do mia­no­wa­nia swego naj­star­szego syna księ­ciem re­gen­tem. Od tam­tego czasu aż do śmierci Je­rzego III syn spra­wo­wał wła­dzę w jego imie­niu.

Uczeni do dzi­siaj spie­rają się co do na­tury cho­roby, nie­za­leż­nie jed­nak od tego, czym była fak­tycz­nie, po­gło­ski o tym, że król jest obłą­kany, były dla niego bar­dzo upo­ka­rza­jące. Dla­tego, aby sku­tecz­nie od­pie­rać sze­rzące się na te­mat mo­nar­chy in­for­ma­cje, w roku 1806 nie­jaki Jo­seph Doan otrzy­mał sta­no­wi­sko dwor­skiego spra­woz­dawcy. Jego za­da­niem było prze­ka­zy­wa­nie wia­do­mo­ści o sta­nie zdro­wia króla do lon­dyń­skich ga­zet, po wcze­śniej­szym za­się­gnię­ciu in­for­ma­cji u źró­deł, czyli na dwo­rze kró­lew­skim. Można po­wie­dzieć, że Jo­seph Doan stał się pier­wo­wzo­rem póź­niej­szych kró­lew­skich rzecz­ni­ków pra­so­wych, któ­rych rola z cza­sem stała się nie do prze­ce­nie­nia w kształ­to­wa­niu opi­nii pu­blicz­nej o mo­nar­sze.

Nie­wąt­pli­wie prze­ło­mo­wym mo­men­tem dla mo­nar­chii była obec­ność ka­mer te­le­wi­zyj­nych na uro­czy­sto­ści ko­ro­na­cyj­nej Elż­biety II w czerwcu 1953 roku. Było to wy­da­rze­nie bez­pre­ce­den­sowe, al­bo­wiem ni­gdy przed­tem nie było dane Bry­tyj­czy­kom uczest­ni­czyć w tak waż­nym wy­da­rze­niu z udzia­łem człon­ków ro­dziny kró­lew­skiej. Wpusz­cze­nie ka­mer do Opac­twa West­min­ster­skiego spo­wo­do­wało ogromne za­in­te­re­so­wa­nie pry­wat­nym ży­ciem Wind­so­rów, a co za tym idzie – obec­ność w ich ży­ciu me­diów, które stop­niowo za­częły ogra­ni­czać człon­kom ro­dziny kró­lew­skiej ich pry­wat­ność.

Na sku­tek licz­nych skan­dali, które w la­tach osiem­dzie­sią­tych i dzi­więć­dzie­sią­tych ubie­głego stu­le­cia wstrzą­sały ro­dziną kró­lew­ską, co­raz gło­śniej za­częto mó­wić o ko­niecz­no­ści re­for­mo­wa­nia mo­nar­chii i róż­nych sta­rych in­sty­tu­cji i tra­dy­cji, które ją wspie­rają. Jed­nak na­wet w naj­trud­niej­szych dla mo­nar­chii okre­sach po­par­cie spo­łeczne ni­gdy nie spa­dło po­ni­żej pięć­dzie­się­ciu pro­cent. Wielu Bry­tyj­czy­ków, któ­rzy na co dzień na­rze­kają na ro­dzinę kró­lew­ską, za­rzu­ca­jąc jej człon­kom roz­rzut­ność, le­ni­stwo i inne grze­chy, nie wy­ob­raża so­bie jed­nak, że kraj ich mógłby się stać re­pu­bliką. Mo­nar­chia, rzecz ja­sna, zmie­nia się i jest to pro­ces nie­uchronny, ale moim zda­niem ko­rzystny. Człon­ko­wie jej ro­dziny mają konta w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych, które in­for­mują Bry­tyj­czy­ków, jak też in­nych sym­pa­ty­ków mo­nar­chii bry­tyj­skiej na ca­łym świe­cie, o naj­waż­niej­szych wy­da­rze­niach z udzia­łem mo­nar­chy. Ko­lejne po­ko­le­nia Wind­so­rów uczęsz­czają do szkół i kształcą się na uczel­niach ra­zem z in­nymi. Nie­zmienne zaś po­zo­stają stare ry­tu­ały i ce­re­mo­niały, które sta­no­wią ogromną war­tość mo­nar­chii bry­tyj­skiej.

Kró­lowa Elż­bieta II pod­czas ko­ro­na­cji w Opac­twie West­min­ster­skim, Lon­dyn, 2 czerwca 1953.

Na prze­strzeni lat nie­za­leż­nie od tego, kto ak­tu­al­nie za­sia­dał na tro­nie, ro­sło w siłę im­pe­rium bry­tyj­skie. Od czasu po­ko­na­nia floty hisz­pań­skiej w 1588 roku nie było w Eu­ro­pie ani na świe­cie kraju, który mógłby prze­ciw­sta­wić się bry­tyj­skiej po­tę­dze. Trzeba jed­nak za­uwa­żyć, że pod­boje, które miały miej­sce w XVI, XVII i XVIII wieku, nie miały na celu bu­dowy po­tęgi mi­li­tar­nej Wiel­kiej Bry­ta­nii. Bry­tyj­czycy chcieli po pro­stu han­dlo­wać, spro­wa­dzać to­wary za­mor­skie i im­por­to­wać swoje, aby w ten spo­sób za­ra­biać pie­nią­dze. Nie by­łoby w tym nic złego, gdyby ta­kie re­la­cje od­by­wały się na za­sa­dzie obo­pól­nych ko­rzy­ści, w rze­czy­wi­sto­ści jed­nak pod­bi­jane na­rody nie miały wiele do po­wie­dze­nia, sta­jąc się czę­ścią po­tęż­nej bry­tyj­skiej ma­chiny.

W roku 1600 po­wstała w Lon­dy­nie tak zwana Kom­pa­nia Wschod­nio­in­dyj­ska, za­ło­żona przez grupę bo­ga­tych an­giel­skich in­we­sto­rów, któ­rzy wi­dzieli szansę na zbi­cie ma­jątku po­przez han­dlowe kon­takty z le­gen­dar­nie bo­ga­tymi In­diami. Kró­lowa Elż­bieta I wy­po­sa­żyła tę nową in­sty­tu­cję nie tylko w swoje bło­go­sła­wień­stwo, ale przy­znała im mo­no­pol na han­del z In­diami. Z cza­sem ten przy­wi­lej roz­cią­gnął się na han­del z Chi­nami i in­nymi pań­stwami azja­tyc­kimi.

Od sa­mego po­czątku wia­domo było, że Kom­pa­nia Wschod­nio­in­dyj­ska to coś wię­cej niż zwy­kła spółka han­dlowa. Nie­zwy­kle bo­gata, wy­po­sa­żona we wła­sną ar­mię, po­tężne wpływy po­li­tyczne i dużo pie­nię­dzy do­ko­nała pod­boju In­dii, które na kilka stu­leci, aż do 1947 roku, stały się jed­nym z naj­waż­niej­szych fi­la­rów bry­tyj­skiego im­pe­rium. Nie­stety obec­ność Bry­tyj­czy­ków w In­diach to także akty lu­do­bój­stwa ich miesz­kań­ców, krwawe pa­cy­fi­ka­cje bun­tów i wiele in­nych nie­spra­wie­dli­wo­ści, któ­rych do­świad­czyły In­die od swo­ich bia­łych „pa­nów”. Hin­du­ski hi­sto­ryk Ama­resh Mi­sra w swo­jej książce o po­wsta­niu prze­ciwko Bry­tyj­czy­kom z 1857 roku, oce­nia, że w ciągu na­stęp­nych lat około dzie­się­ciu mi­lio­nów lud­no­ści cy­wil­nej zo­stało za­bi­tych za po­pie­ra­nie po­wsta­nia. Są to szo­ku­jące dane, któ­rych próżno szu­kać w ofi­cjal­nych rzą­do­wych sta­ty­sty­kach. Po­do­bne za­rzuty o lu­do­bój­stwo miej­sco­wej lud­no­ści płyną z wielu stron by­łego im­pe­rium, mię­dzy in­nymi z Ke­nii. Jako re­pre­sje wo­bec po­wstań­ców, któ­rzy po­wstali prze­ciwko ko­lo­ni­za­to­rom w 1952 roku, wy­ko­nano po­nad ty­siąc wy­ro­ków śmierci.

Naj­bar­dziej ha­nie­bną dzia­łal­no­ścią im­pe­rium bry­tyj­skiego był han­del nie­wol­ni­kami. Już w XVIII wieku Ko­rona Bry­tyj­ska cią­gnęła ogromne zy­ski z tego obrzy­dli­wego pro­ce­deru. Jed­nym z miejsc, które spe­cja­li­zo­wało się w han­dlu nie­wol­ni­kami, była Ja­majka. Lu­dzi do nie­wol­ni­czej pracy wy­sy­łano stam­tąd do obu Ame­ryk. Za­cho­wały się liczne re­la­cje na te­mat tego, jak wy­brać na targu nie­wol­nika, który po­żyje wy­star­cza­jąco długo, by za­kup opła­cił się wła­ści­cie­lowi. Można było za­in­we­sto­wać w nie­wol­nika, któ­rego praca przy­no­siła wła­ści­cie­lowi okre­ślone pro­fity. Jedni trzy­mali pie­nią­dze w banku, inni ku­po­wali nie­wol­ni­ków, któ­rzy nie­rzadko byli przed­mio­tem za­pisu te­sta­men­to­wego.

Ma­jąc do­stęp do wszyst­kich mi­ne­ra­łów i skar­bów, ja­kie są na ziemi: złota, dro­gich ka­mieni, je­dwa­biu, her­baty, kawy i in­nych po­żą­da­nych su­row­ców, stała się Wielka Bry­ta­nia świa­to­wym warsz­ta­tem pro­duk­cyj­nym. Praw­dziwy prze­łom na­stą­pił w dru­giej po­ło­wie XVIII wieku, wraz z roz­wo­jem prze­my­słu i na­sta­niem tak zwa­nej re­wo­lu­cji prze­my­sło­wej. To wła­śnie na Wy­spach wy­na­le­ziono la­ta­jące czó­łenko, które zre­wo­lu­cjo­ni­zo­wało ma­szyny włó­kien­ni­cze. Skon­stru­owa­nie ma­szyny pa­ro­wej zre­wo­lu­cjo­ni­zo­wało nie tylko spo­sób pro­duk­cji, ale rów­nież trans­port. Rów­no­cze­śnie z włó­kien­nic­twem roz­wi­jała się me­ta­lur­gia – do wy­topu za­sto­so­wano su­rówki koksu o znacz­nie wyż­szej ka­lo­rycz­no­ści niż wę­giel drzewny czy wę­giel ka­mienny. Spo­wo­do­wało to wzrost wy­daj­no­ści i ja­ko­ści fi­nal­nych pro­duk­tów.

W ca­łym kraju bu­do­wano mo­sty, ka­nały, drogi. W 1863 roku, kiedy Po­lacy gi­nęli w po­wsta­niu stycz­nio­wym, w Lon­dy­nie uru­cho­miono pierw­szą li­nię me­tra. Już od lat dwu­dzie­stych XIX wieku roz­bu­do­wy­wano sieć ko­le­jową, która w re­wo­lu­cyjny spo­sób zmie­niła kraj. Oto bo­wiem zwy­kły ro­bot­nik pra­cu­jący w jed­nej z lon­dyń­skich fa­bryk mógł za­brać swoją ro­dzinę na nie­dzielę do nad­mor­skiej miej­sco­wo­ści Bri­gh­ton. Wy­cieczka kie­dyś zu­peł­nie nie do wy­obra­że­nia stała się do­stępna dla klas pra­cu­ją­cych. Lu­dzie ma­sowo za­częli się prze­miesz­czać, dzięki czemu ła­twiej było im zna­leźć pracę.

Wielka Bry­ta­nia była u szczytu po­tęgi. Na tro­nie od 1837 roku za­sia­dała ko­lejna kró­lowa – Wik­to­ria. Cho­ciaż od jej imie­nia na­zwano całą epokę, to jed­nak po­winna się na­zy­wać nie wik­to­riań­ską, lecz al­ber­tyń­ską, na cześć męża Wik­to­rii – księ­cia Al­berta. To on do czasu swej przed­wcze­snej śmierci w 1861 roku wy­ko­ny­wał więk­szość kró­lew­skich obo­wiąz­ków swo­jej żony. Wik­to­ria w okre­sie ich dwu­dzie­sto­let­niego mał­żeń­stwa uro­dziła dzie­wię­cioro dzieci, była więc czę­sto w ciąży lub w po­łogu. Miała jed­nak dużo szczę­ścia, że tra­fiła na do­brego, wy­kształ­co­nego męż­czy­znę, i dość ro­zumu, aby sce­do­wać na niego więk­szość spraw pań­stwo­wych.

Książę Al­bert z nie­miec­kiej dy­na­stii Sach­sen-Co­burg-Go­tha był czło­wie­kiem sta­ran­nie wy­kształ­co­nym. Był pra­co­wity, su­mienny i zna­ko­mi­cie zor­ga­ni­zo­wany. Gdy zja­wił się na dwo­rze jako mąż kró­lo­wej, przez wielu dwo­rzan z oto­cze­nia Wik­to­rii trak­to­wany był po­dejrz­li­wie, żeby nie po­wie­dzieć – pre­ten­sjo­nal­nie. Szybko jed­nak oka­zało się, że ma zna­ko­mity wpływ na kró­lową i na po­dej­mo­wane przez nią de­cy­zje. To jemu za­wdzię­czamy mo­nar­chię kon­sty­tu­cyjną w dzi­siej­szym kształ­cie. To wła­śnie książę Al­bert uzmy­sło­wił kró­lo­wej, jak ważne jest, aby była bez­stronna w spra­wach po­li­tycz­nych. W cza­sach, gdy więk­szość w Izbie Gmin zdo­by­wali na prze­mian To­rysi lub Wi­go­wie – nie było wtedy in­nych stron­nictw po­li­tycz­nych – kró­lowa mu­siała uwa­żać, aby nie oka­zy­wać szcze­gól­nej sym­pa­tii żad­nej ze stron.

Nie było to ta­kie oczy­wi­ste. Wik­to­ria wstą­piła na tron, kiedy pre­mie­rem był lord Mel­bo­urn. Do­świad­czony po­li­tyk ze stron­nic­twa Wi­gów miał wielki wpływ na osiem­na­sto­let­nią, nie­do­świad­czoną kró­lową. Gdy dwa lata póź­niej rządy prze­jęli To­rysi, Wik­to­ria nie umiała ukryć roz­cza­ro­wa­nia, a na­wet zło­ści. Do­piero pod wpły­wem Al­berta na­uczyła się być kró­lową, która pa­nuje, a nie rzą­dzi. Za­sada ta przy­świeca od tam­tej pory wszyst­kim ko­lej­nym wład­com. Dzięki ta­kiej po­sta­wie mo­nar­cha jest wolny od kry­tyki w spra­wach po­li­tycz­nych i nie dzieli spo­łe­czeń­stwa, a tylko je łą­czy, bę­dąc sym­bo­lem na­ro­do­wej trwa­ło­ści i sta­bi­li­za­cji.

Al­bert byłby zna­ko­mi­tym kró­lem, cho­ciaż for­mal­nie był tylko lub aż mę­żem kró­lo­wej. Dzięki swo­jemu wy­kształ­ce­niu i otwar­ciu na no­winki tech­niczne był praw­dzi­wym pa­tro­nem wielu nie­zwy­kłych przed­się­wzięć. Kto z nas nie sły­szał o im­pre­zie zwa­nej EXPO? Mia­sta z ca­łego świata za­bie­gają o prawo do or­ga­ni­za­cji od­by­wa­ją­cej się co kilka lat im­prezy. A to wła­śnie z ini­cja­tywy księ­cia Al­berta zor­ga­ni­zo­wano pierw­sze EXPO. Wielka Wy­stawa Świa­towa w Lon­dy­nie w 1851, a wła­ści­wie Wielka Wy­stawa Prze­my­słu Wszyst­kich Na­ro­dów, była pierw­szym ta­kim mię­dzy­na­ro­do­wym przed­się­wzię­ciem. Można było tam zo­ba­czyć roz­ma­ite nowe ma­szyny, kró­lew­ski dia­ment Koh-i-noor, Krysz­ta­łową Fon­tannę, scy­zo­ryk, który po­sia­dał 1851 ostrzy, i tak zwane łóżko-bu­dzik, zrzu­ca­jące śpią­cego czło­wieka o do­wol­nej po­rze. Były tam zwie­rzęta, ro­śliny i inne cie­ka­wostki ze wszyst­kich za­kąt­ków im­pe­rium bry­tyj­skiego. Po raz pierw­szy na świe­cie na Wiel­kiej Wy­sta­wie lu­dzie mo­gli ko­rzy­stać z pu­blicz­nych sza­le­tów.

Mało kto wie, jak ogromną rolę ode­grał książę Al­bert w kształ­to­wa­niu po­zy­tyw­nego wi­ze­runku mo­nar­chii bry­tyj­skiej w cza­sach, kiedy wiele ro­dów kró­lew­skich znik­nęło z mapy Eu­ropy. Wy­ko­rzy­sty­wał do tego celu je­den z ów­cze­snych wy­na­laz­ków – fo­to­gra­fię. Wiele jest zdjęć przed­sta­wia­ją­cych Al­berta i Wik­to­rię w oto­cze­niu ich dzieci. Za­zwy­czaj wi­dać na nich zwy­czajną, ale bar­dzo od­daną so­bie i szczę­śliwą ro­dzinę. Ma­cie­rzyń­skie spoj­rze­nia kró­lo­wej, która pa­trzy na swoje dzieci jak naj­czul­sza matka, nie do końca od­dają stan fak­tyczny. Wiemy, że Wik­to­ria nie była szcze­gól­nie wy­lewną matką, ale pod­dani oglą­da­jący ta­kie fo­to­gra­fie mieli od­nieść wra­że­nie, że pa­nu­jąca ro­dzina kró­lew­ska jest so­bie bez­gra­nicz­nie od­dana, co czy­niło ich bar­dziej ludz­kimi, żeby nie po­wie­dzieć – zwy­kłymi.

Pro­mo­wa­nie ży­cia ro­dzin­nego, uczci­wo­ści mał­żeń­skiej i czu­ło­ści wo­bec dzieci miało na celu bu­do­wa­nie wła­ści­wych ro­dzin­nych re­la­cji. Kto miał dać lep­szy przy­kład niż kró­lowa i jej mąż? I cho­ciaż wiele się zmie­niło w środ­kach ko­mu­ni­ka­cji od XIX wieku, to jed­nak wciąż lu­bimy oglą­dać zdję­cia, na któ­rych za­trzy­mane są urywki czy­je­goś ży­cia. Wie­dzą o tym na­stępcy Wik­to­rii i Al­berta i dla­tego nie uni­kają apa­ra­tów fo­to­gra­ficz­nych. Oczy­wi­ście naj­le­piej, żeby były to zdję­cia przez nich wy­brane i za­ak­cep­to­wane. Taki świa­domy wy­bór kreuje okre­ślony prze­kaz, któ­rego za­da­niem jest po­ka­zy­wać ro­dzinę kró­lew­ską w jak naj­lep­szym świe­tle.

Gdy na tro­nie za­sia­dła kró­lowa Elż­bieta II, świat prze­cho­dził ogromną po­wo­jenną me­ta­mor­fozę. Z jed­nej strony nowe czasy, któ­rych ma­ni­fe­sta­cją była no­wo­cze­sna moda i skan­da­licz­nie krót­kie spód­niczki, z dru­giej – ba­gaż sta­rych do­świad­czeń i sta­rzy kró­lew­scy do­radcy, dla któ­rych „nowe” zna­czyło „złe”. I wtedy był przy Elż­bie­cie jej mąż Fi­lip, który wzo­rem księ­cia Al­berta stał się naj­lep­szym do­radcą. To Fi­lip prze­ko­nał kró­lową, żeby wpu­ścić ka­mery do Opac­twa West­min­ster­skiego na ce­re­mo­nię ko­ro­na­cyjną. Także Fi­lip wpadł na po­mysł, aby po­ka­zać co­dzienne ży­cie ro­dziny kró­lew­skiej w ofi­cjal­nym te­le­wi­zyj­nym do­ku­men­cie. Tak się stało i w 1969 roku więk­szość Bry­tyj­czy­ków obej­rzała film pod ty­tu­łem Ro­dzina kró­lew­ska. Ni­gdy wcze­śniej ka­mera nie po­de­szła tak bli­sko mo­nar­chy. Na ekra­nie można było zo­ba­czyć kró­lową przy pracy, ale też w wiej­skim skle­piku w Szko­cji, jak ku­puje sło­dy­cze dla syna. Były ob­razki z ro­dzin­nego grilla, po­ka­zu­jące księ­cia Fi­lipa sma­żą­cego kieł­ba­ski, jakby był zwy­kłym czło­wie­kiem, a nie mę­żem bry­tyj­skiej kró­lo­wej.

Dla swo­ich pod­da­nych (for­mal­nie Bry­tyj­czycy to pod­dani jej kró­lew­skiej mo­ści, nie oby­wa­tele) kró­lowa była kimś wię­cej niż tylko głową pań­stwa.

Kró­lowa Elż­bieta z księ­ciem Ka­ro­lem, Bal­mo­ral, 28 wrze­śnia 1952.

To praw­dziwy na­ro­dowy sym­bol, taki jak flaga pań­stwowa czy hymn. Pa­trząc na kró­lową, wi­działo się po­nad ty­siąc lat pra­wie nie­prze­rwa­nej mo­nar­chii, która mimo roz­ma­itych me­an­drów wio­dła swój na­ród do wiel­ko­ści i siły. Kró­lowa w pro­stej li­nii po­cho­dziła od króla Al­freda Wiel­kiego, który w IX wieku jed­no­czył kró­le­stwa an­giel­skie. Kró­lowa to sta­bi­li­za­cja i pew­ność, któ­rej tak bar­dzo po­trzeba w dzi­siej­szych cza­sach. Po­li­tycy przy­cho­dzą i od­cho­dzą, po­dej­mują mą­dre i głu­pie de­cy­zje, kłócą się i dzielą. Kró­lowa, która nie ujaw­niała swo­ich po­li­tycz­nych opi­nii, była in­sty­tu­cją sym­bo­li­zu­jącą praw­dziwą siłę.

Cho­ciaż im­pe­rium bry­tyj­skie roz­pa­dło się dawno temu, to jed­nak wciąż pewne in­sty­tu­cje przy­po­mi­nają o daw­nej chwale. Na ru­in­ach im­pe­rium po­wstała Bry­tyj­ska Wspól­nota Na­ro­dów zrze­sza­jąca byłe ko­lo­nie. Wśród nich, oprócz Zjed­no­czo­nego Kró­le­stwa Wiel­kiej Bry­ta­nii i Ir­lan­dii Pół­noc­nej, jest także pięt­na­ście in­nych nie­pod­le­głych kra­jów, które uzna­wały kró­lową Elż­bietę za głowę swo­jego pań­stwa. Są wśród nich mię­dzy in­nymi Ka­nada, Au­stra­lia czy Nowa Ze­lan­dia. Mimo cał­ko­wi­tej sa­mo­dziel­no­ści we wszyst­kich spra­wach każdy z tych kra­jów po­zo­staje mo­nar­chią kon­sty­tu­cyjną z bry­tyj­skim mo­nar­chą na czele. Czy to się zmieni po śmierci kró­lo­wej Elż­biety? Wiele wska­zuje na to, że nie­które kraje będą chciały zmie­nić swój ustrój i stać się re­pu­bliką z wy­bie­ra­nym pre­zy­den­tem. Jed­nak sza­cu­nek dla sę­dzi­wej kró­lo­wej był tak wielki, że mimo roz­ma­itych ar­gu­men­tów prze­ma­wia­ją­cych na ko­rzyść zmian, nie było o tym mowy tak długo, jak długo żyła Elż­bieta.

Im­pe­rialna prze­szłość, cho­ciaż dość od­le­gła, wciąż jest