Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Piosenki o dziewczynie Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 czerwca 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
32,90

Piosenki o dziewczynie Tom 1 - ebook

„To było takie samo uczucie, jakie masz wtedy, gdy wspinasz się na bardzo wysoki budynek, stajesz na krawędzi dachu, trzymając się barierki, a jakiś głos w twojej głowie każe ci skoczyć, przechylić się przez balustradę i runąć w dół niczym spadająca gwiazda.”

Tak właśnie czuje się Charlie, gdy pierwszy raz patrzy na nią Gabe West – frontman najpopularniejszego boysbandu świata, Fire&Lights.

Do tej pory Charlie najlepiej czuła się schowana za obiektywem swojego aparatu – niewidzialna i niesłyszalna. Wcale nie chciała robić zdjęć na koncercie Fire&Lights, chociaż poprosił ją o to Olly, dawny kolega ze szkoły, a obecnie członek zespołu. Ktoś ją w to wrobił i nie mogła już odmówić.

Szalony, charyzmatyczny Gabe sprawia, że jej życie zmienia bieg. Charlie czuje, że jest między nimi niezwykła bliskość, związek, który trudno wytłumaczyć. Dlaczego wszystkie teksty Gabe’a są o niej? Jaka tajemnica kryje się w ich słowach?

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7229-677-1
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Olly Samson był zwyczajnym osiemnastolatkiem. No, prawie zwyczajnym…

Kiedy jeszcze chodził do naszej szkoły, mieszkał niedaleko mnie, przy ulicy Marchwood Avenue. Był powszechnie lubianym, sympatycznym gościem, zawsze otoczonym mnóstwem przyjaciół. Bardziej kręciło go śpiewanie niż gra w piłkę, przez co niektórzy rówieśnicy trochę krzywo na niego patrzyli, ale poza tym raczej niczym szczególnym się nie wyróżniał. Był po prostu jedną z osób, które mijało się na szkolnym korytarzu. Byłam od niego dwa lata młodsza, a w dodatku zawsze stawałam na głowie, żeby pozostać niewidzialną dla otoczenia. Jakim więc cudem wiedział o moim istnieniu? To nie miało żadnego sensu.

Droga Charlie…

Znowu wgapiłam się w ekran. Czytając jego wiadomość, szukałam jakichś wskazówek, że to tylko głupi kawał. Co prawda Olly nie wyglądał na dowcipnisia, który przysłałby mi coś takiego dla żartu, ale to, co napisał… Nie, to nie mogło być na poważnie.

Jak już wspomniałam, Olly był całkiem zwyczajnym osiemnastoletnim chłopakiem. Sympatycznym, spokojnym, niesprawiającym żadnych problemów.

Tak się jednak składało, że był również członkiem najsłynniejszego boysbandu na całym świecie.4

Gapiłam się oszołomiona na wiadomość od Olly’ego. Nie wiedziałam, co jest grane.

Strasznie fajnie, że zmieniłaś zdanie i wpadniesz na koncert!!! Będzie odjazdowo…

Zamknęłam komputer i poderwałam się z fotela. Gdy wychodziłam z pokoju, tato coś do mnie powiedział, ale zignorowałam go, wbiegłam na schody, pokonując po dwa stopnie za jednym zamachem, i wreszcie zamknęłam się w swoim pokoju.

Olly znowu się odezwał.

Jesteś tam…? :)

– Charlie? – zawołał tato z salonu. – Wszystko w porządku?

– Tak, przepraszam! – odkrzyknęłam. Usiadłam po turecku na łóżku, a moje dłonie zawisły nad klawiaturą. – Zapomniałam o czymś… do szkoły…

Musiałam odpowiedzieć Olly’emu. Napisać coś. Cokolwiek.

Oj, cześć, już jestem – wystukałam pośpiesznie.

Moje serce biło jak oszalałe.

Po paru sekundach otrzymałam odpowiedź.

Właśnie pisałem, jak bardzo się cieszę, że zmieniłaś zdanie. Nie będziesz żałowała! Powiedziałem ludziom z naszej ekipy, że wpadniesz, więc masz już wejściówkę i jesteś na liście VIP-ów… Wszystko oficjalnie załatwione! :) (spytałem, czy możesz przyjść z koleżanką, ale nie został już ani jeden bilet… strasznie mi przykro!!!)

Przejrzałam swoją skrzynkę e-mailową. Ostatnio kontaktowałam się z Ollym poprzedniego wieczoru, ale historia wysłanych wiadomości mówiła co innego. Napisałam do niego dzisiaj po południu:

Olly, zmieniłam zdanie. Pewnie, że wpadnę w sobotę!!! Proszę, podeślij mi szczegóły całej akcji, xoxo charlie :) :) PS Czy mogę przyjść z koleżanką???

Tyle że to nie ja byłam autorką tej wiadomości.

Nie musisz się o nic martwić – odezwał się znowu Olly.

O co miałabym się martwić? – spytałam.

Wszyscy są bardzo mili – odpisał – i super będziesz się bawiła, pstrykając nam fotki. A poza tym, no wiesz, koncerty Fire&Lights są naprawdę czadowe :)

W kuchni piekarnik zabrzęczał trzykrotnie. Pizza chyba się już przypaliła.

Jasne. Na pewno są super – napisałam, czując unoszący się w powietrzu zapach roztopionego sera.

Nie mogę się doczekać, aż zobaczę twoje zdjęcia – odparł Olly. – Muszę lecieć… Jutro przyślę ci szczegóły. Nasz management przygotuje jakiś papier o zachowaniu poufności, który będziesz musiała podpisać. Będziemy w kontakcie xx

A potem małe zielone światełko przy jego imieniu zniknęło.

Naciągnęłam czapkę na uszy, gapiąc się na jego ostatnie zdanie – na wieńczące je dwa „całusy”.

Ale teraz musiałam się zająć czymś znacznie ważniejszym. Ktoś się pode mnie podszywał.

A tym kimś mogła być tylko jedna osoba.

* * *

– Naprawdę nie wiem, o czym mówisz.

Melissa stanęła przy kraniku na korytarzu i wdusiła przycisk. Woda popłynęła cienką strużką, a ona nachyliła się, żeby złapać ją w usta.

– Sądzę, że wiesz, Mel – odpowiedziałam, zniżając głos do szeptu. Za naszymi plecami ludzie się tłoczyli, przepychali i krzyczeli, idąc na drugą lekcję. – Tylko ty wiedziałaś o tej historii z Ollym. Jako jedyna osoba na świecie. Zresztą potrafię czytać w tobie jak w otwartej księdze.

Melissa wyprostowała się, pociągnęła nosem i otarła ręką usta.

– To oznacza, że pójdziesz na koncert?

– A mam jakiś wybór? Już wszystkim powiedział, że przyjdę, wpisał mnie na listę VIP-ów… Poza tym nie mogę napisać, że zmieniłam swoje zmienione zdanie, prawda?

Melissa wzruszyła ramionami.

– No, chyba nie.

Dołączyłyśmy do sunącego korytarzem tłumu, kierując się w stronę sal do przedmiotów ścisłych.

– Nie wierzę, że włamałaś się na moje konto.

– Cóż, pozwól, że coś ci wyjaśnię – oświadczyła Melissa z wyniosłą miną, zarzucając plecak na ramię. – Gdybym miała się włamać na twoje konto, czego, jak wiadomo, nie zrobiłam, nie byłoby to dla mnie wielką sztuką. Od dawna znam twoje hasło.

Przeszyłam ją ostrym spojrzeniem.

– Co?

– KatherineCharlotte.

Coś ścisnęło mnie w żołądku. Katherine Charlotte – imiona mojej mamy. Od wielu lat nie słyszałam, jak ktoś wypowiada je na głos.

– Mam rację, prawda? – spytała Melissa, cmokając z dezaprobatą, gdy jakiś uczeń z młodszej klasy trącił ją ramieniem. Popatrzyłam na nią zmrużonymi oczami.

– Skąd znasz moje hasło?

– Łatwizna – odparła, susząc zęby. – Ja też czytam w tobie jak w otwartej księdze.

Nie przestawała się uśmiechać. Ponownie rozbrzmiał dzwonek na lekcję.

– Posłuchaj, oglądałam dzisiaj Pop Gossip. Prezenter, ten ze śmiesznym fryzem, powiedział, że odkąd chłopaki z Fire&Lights wrócili ze Stanów, dają sobie ostry wycisk na siłowni, a kaloryferek Olly’ego wygląda jak miód-malina. Załatwisz mi fotkę?

Dotarłyśmy pod salę chemiczną.

– Nie będę robiła Olly’emu Samsonowi zdjęć topless – oświadczyłam.

Melissa westchnęła rozdzierająco i wydęła dolną wargę.

– W takim razie będę się musiała zadowolić własnymi rysunkami.

Trudno w to uwierzyć, ale wcale nie żartowała. Widziałam jej obrazki. Były całkiem realistyczne, choć jak dla mnie trochę chore.

– Nie mieści mi się w głowie, że za trzy dni zobaczysz twarz Olly’ego na żywo – powiedziała, z niedowierzaniem potrząsając głową. – Z bliska! W realu!

– On jest zwyczajną osobą, jak każdy inny chłopak.

Melissa popatrzyła na mnie jak na wariatkę.

– Olly Samson nie jest zwyczajną osobą, Charlie. Olly Samson jest bogiem wśród ludzi. Spojrzysz na niego tymi swoimi oczami, on się w tobie zakocha, a ja będę druhną na waszym ślubie.

Skrzyżowałam ramiona i zagryzłam wargi, żeby się nie roześmiać.

– Tak czy inaczej – odezwała się, kładąc dłoń na klamce – po szkole idę na kółko komputerowe, więc nie będziesz mnie widziała przez… – zerknęła na zegarek – siedemnaście godzin i pięćdziesiąt osiem minut. Będziesz za mną tęskniła?

– Nawet nie wiesz jak bardzo.

Melissa weszła do sali. Grupka siedzących w kącie dziewczyn popatrzyła na nią z wrogością i zaczęła coś do niej krzyczeć, ale ona nie zwróciła na nie najmniejszej uwagi. Po prostu przemknęła pomiędzy ławkami i usiadła na pustym krześle w pierwszym rzędzie.

Na korytarzu nadal panował tłok. Znowu włączyłam się w strumień ludzi i zanurzyłam w myślach. „Olly Samson nie jest zwyczajną osobą, Charlie. Olly Samson jest bogiem wśród ludzi”. Melissa pewnie miała rację, ale jeszcze półtora roku temu nikt spoza Caversham High nawet nie wiedział, kim on jest. Był zwyczajnym nastolatkiem ze zwyczajnej szkoły, chodzącym na lekcje, przejmującym się ocenami, spędzającym czas ze znajomymi.

Rozmawiałam z nim chyba tylko raz w życiu, pewnego dnia po apelu. Stałam przy swojej szafce i pakowałam aparat do torby. Policzki ciągle mnie paliły, a w żyłach krążyła adrenalina.

– Cześć, jestem Olly.

– Cześć.

Trzymał dłonie mocno zaciśnięte na paskach plecaka.

– To była naprawdę fajna prezentacja.

Ta prezentacja nie była moim pomysłem. W tamtym czasie pan Bennett zachęcał uczniów do brania udziału w akcji „Kim chcę zostać w przyszłości”, więc jeśli ktoś zdradzał jakiekolwiek oznaki zainteresowania dowolną dziedziną, dyrektor kazał mu stanąć przed całą szkołą i opowiedzieć o tym.

Kiedy tam stałam przed wszystkimi, miałam wrażenie, że za chwilę zwymiotuję z nerwów.

– Yyy… dzięki.

Olly pociągnął nosem i schował ręce do kieszeni. Wtedy jeszcze był bardzo szczupły, miał chude nogi i włosy w kolorze mysiego blondu. Rękawy jego koszuli zwisały luźno z nadgarstków.

– Twoje zdjęcia są… zarąbiste. Szczególnie te z koncertów.

Popatrzyłam na niego zdziwiona.

– Serio?

– Pewnie. Powinnaś zajmować się tym zawodowo. Jesteś wystarczająco dobra. – Podrapał się po karku. – Sam też myślę o karierze w branży muzycznej.

Zamknęłam szafkę.

– Tak? Jako kto?

– Chciałbym zostać piosenkarzem.

Obrócił się i syknął „zamknijcie się!” do grupki swoich kumpli, którzy głośno się z niego śmiali, kiedy nas mijali. Odkrzyknęli coś, czego nie zrozumiałam, a potem odeszli szkolnym korytarzem.

– Ale nie do końca wiem, jak to osiągnąć – dodał Olly.

– Może powinieneś wystąpić w Make or Break? – rzuciłam półżartem.

W poniedziałkowe poranki wszyscy w szkole gadali o Make or Break. Był to puszczany w sobotni wieczór program typu talent show, stworzony przez szefa wytwórni płytowej Barry’ego Kinga, w którym początkujący wokaliści występowali przed członkami jury i najczęściej robili z siebie idiotów. Jednak ci, którzy nie zrobili z siebie debili, dostawali szansę na rozpoczęcie kariery pod skrzydłami najpotężniejszego człowieka w przemyśle muzycznym. Rzadko oglądałam ten program, chyba że z Melissą, ale było o nim głośno w mediach społecznościowych. To właśnie w Make or Break zaczynały zespoły i wykonawcy, którzy byli teraz największymi gwiazdami muzyki pop w Wielkiej Brytanii.

A sześć miesięcy po mojej rozmowie z Ollym powstało Fire&Lights.

– Tak, może – odparł wtedy na korytarzu, wzruszając ramionami. – Ale Barry King chyba zjechałby mnie od góry do dołu.

Nad naszymi głowami zabrzęczał dzwonek. Olly przeczesał dłonią swoje krótkie włosy.

– W takim razie… później jeszcze pogadamy? – spytał, odsuwając się od szafek.

– Może – odparłam.

Po paru sekundach Olly zniknął w tłumie, a dźwięk dzwonka zmieszał się z hałasem panującym na korytarzu.

Wpatrując się teraz w swoje buty, próbowałam sobie zwizualizować sobotni wieczór – kręcenie się po backstage’u z Ollym i resztą członków Fire&Lights. Zupełnie jakbym była prawdziwym fotografem muzycznym, otoczonym gwiazdami popu…

Poczułam, jak mój żołądek robi salto na samą myśl o czymś takim.

To ciągle wydawało mi się całkowicie nierealne.

* * *

– Kochanie, wyglądasz na niedożywioną. Zaraz zrobię ci kanapkę.

Mama Melissy opłukała dłonie pod kranem, osuszyła je ściereczką i otworzyła chlebak. Siedziałam na brzegu krzesła, z plecakiem pomiędzy nogami, patrząc, jak pani Morris krząta się po kuchni.

Kot Melissy, Megabajt, ocierał się różowym noskiem o moje kostki.

– Dzięki, Rosie.

Rosie Morris była wysoką kobietą z burzą rudych loków, które opadały jej falami na ramiona. Miała aksamitny głos. Była niesamowicie inteligentna, tak jak jej córka, i pracowała jako wolny strzelec, pisząc do różnych gazet artykuły o polityce. Czasami spędzałam z nią czas po szkole, kiedy mój ojciec siedział do późna w pracy, a u nich w domu była też Melissa i jej tato. Potrafiłam sobie wmówić, że to jest moja druga, normalna rodzina.

– Sądzę, że Melissa wkrótce zacznie prowadzić to kółko komputerowe zamiast nauczyciela – powiedziała Rosie, kładąc dwie grube kromki chleba na deskę do krojenia. – Ta dziewczyna naprawdę ma fioła na punkcie technologii. Chociaż nie mam pojęcia, czym się dokładnie zajmuje, kiedy całymi nocami stuka w ten swój laptop.

Uśmiechnęłam się i upiłam łyk herbaty. Rosie potrafiła ją doskonale przyrządzić: była pyszna, mleczna, z niewielkim dodatkiem cukru.

– Myślę, że ona powoli przejmuje kontrolę nad światem – powiedziałam, dmuchając na herbatę. – Wie więcej niż spora część nauczycieli.

Choć nigdy nie przyznałaby się do tego, Melissa tak naprawdę chciała być jak jej starszy brat Tom, który studiował informatykę w Cambridge. Taki odsetek geniuszy w jednej rodzinie mógłby człowieka irytować, gdyby nie fakt, że byli jednocześnie najmilszymi ludźmi w całej Anglii.

– A co u ciebie, skarbie? – spytała Rosie, rozprowadzając grubą warstwę masła na chlebie. – W szkole wszystko dobrze?

– Mm-hmm.

Podeszła do lodówki i wyjęła z niej stertę plastikowych pojemników.

– Na pewno? Jedenasta klasa to ciężka sprawa.

– Mój tato też tak mówi – odparłam, drapiąc Megabajta po główce. Kot zamruczał z zadowoleniem. – Właściwie ciągle powtarza te słowa.

Pani Morris znowu stanęła przy kuchennym blacie, układając na chlebie plastry sera i mięsa. Patrzyłam na jej sylwetkę rysującą się na tle okna, na kształt jej pleców i pewne siebie ruchy dłoni. Zatknęła za ucho kosmyk włosów.

– On się po prostu o ciebie martwi, Charlie. To wszystko.

Nakryła kromkę chleba drugą kromką, przycisnęła ją dłonią i przekroiła kanapkę na pół.

– A nie powinien – odparłam.

– Jest twoim ojcem. Musi się martwić. – Rosie złapała pomidorka koktajlowego, który turlał się w stronę zlewu. – Taka jego rola.

Wrzuciła pomidorka do ust, położyła kanapkę na talerzu i podeszła do stołu.

– Wiesz, Brian jest taki sam – powiedziała, siadając obok mnie. – Ciągle się zamartwia o Melissę. Ech, ci tatusiowie i ich malutkie córeczki…

Zgodziłam się z nią w myślach, ale z drugiej strony – już nie byłam malutką dziewczynką. Prawdę mówiąc, nie wiedziałam, kim teraz jestem.

W ciszy zaczęłam jeść kanapkę.

– Dla was to też jest ciężkie – ciągnęła Rosie. – Wiem o tym. Dojrzewacie. Niedługo skończycie szesnaście lat. Och, mój Boże. – Megabajt wskoczył na stół, ale pani Morris go przepędziła. – Musisz jednak zrozumieć, dziecko, że jesteś dla niego wszystkim. Ralph nie ma lekko, odkąd…

Nie dokończyła. Ugryzłam kanapkę. Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu, słuchając, jak z kranu kapie woda.

– Wiesz, wyglądasz już jak twoja mama.

Podniosłam na nią wzrok.

– Naprawdę?

– Och tak. – Uniosła obiema dłońmi kubek z herbatą. – Dawno temu Ralph pokazywał mi jej zdjęcia. Jesteście jak dwie krople wody.

Pomyślałam o zdjęciach mamy, które trzymałam pomiędzy kartkami w jej starym notesie. Cztery fotografie z pozaginanymi rogami, oznaczone datami nabazgranymi długopisem na rewersie.

Rosie uśmiechnęła się do mnie. Znowu napiłam się herbaty.

Przyjemnie było siedzieć tutaj, w kuchni Melissy. Zawsze to lubiłam. Kot ocierający się futerkiem o moje nogi, para ulatująca z naszych kubków, odgłos pralki działającej za ścianą…

* * *

Wieczorem, po powrocie do domu, usiadłam na łóżku w swoim pokoju, przy włączonej muzyce, i otoczyłam się porozkładanymi zdjęciami.

Na pierwszym na starej, zniszczonej sofie mama trzymała mnie – jeszcze dziecko – na rękach. Na jej kolanach leżała jakaś książeczka z bajkami. Inne zdjęcie zostało zrobione na plaży. Mama stała na jednej nodze na jakimś niskim murku. Wiał wiatr, a w tle świeciło zimowe słońce. Na trzecim zdjęciu siedziała z tatą w jakimś pubie. Oboje robili do siebie głupie miny. Mama miała na głowie czapkę – tę grubą, niebieską, którą ja teraz nosiłam codziennie, przynajmniej zimą. Czapka była już stara, zaczynała się rozpadać, dyndały z niej luźne nitki, ale to nie miało znaczenia. Choć była dziurawa, było mi w niej ciepło.

Czwarte zdjęcie było moim ulubionym, ponieważ byliśmy na nim wszyscy troje. Zostało zrobione w jakimś parku w słoneczny dzień. Siedziałam na ziemi, na piknikowym kocu, pomiędzy rodzicami. Pozowałam odwrócona plecami do aparatu, więc widać było na karku moje znamię – białe, wielkości pestki awokado, w kształcie płomienia. Podobno lekarze nigdy takiego nie widzieli, przynajmniej tak twierdził tato. Powtarzał, że dzięki niemu jestem kimś wyjątkowym, ale rodzice często mówią swoim dzieciom tego typu rzeczy.

Nie wiedziałam, kto zrobił nam to zdjęcie. Może ktoś, kto akurat przechodził obok? Tak czy inaczej to była nasza jedyna wspólna fotografia. Moi rodzice byli wtedy młodzi, opaleni, trochę niechlujnie ubrani, przejęci swoją córeczką wiercącą się pomiędzy nimi. Tato miał nieco więcej włosów na głowie, mama skupiała się na nalewaniu herbaty, a wszyscy razem wyglądaliśmy jak prawdziwa rodzina.

Jak szczęśliwa rodzina.

Nie miałam żadnych wspomnień z tamtego dnia, więc wiedziałam tylko to, co usłyszałam od ojca. Zdjęcie zostało zrobione przed przeprowadzką do Reading. Byłam wtedy malutka, dopiero uczyłam się chodzić. Tato studiował w Londynie. Podobno był to ekscytujący okres w ich życiu – dopiero co się pobrali, mieli przed sobą całe życie.

A potem, w 2000 roku, tuż przed Bożym Narodzeniem, moja mama zginęła w wypadku samochodowym.

Niewiele wiedziałam o tym, co się stało. Tato nie lubił rozmawiać na ten temat. „To nie była jej wina – odpowiadał, kiedy byłam wystarczająco duża, żeby zadawać takie pytania. – Zawinił tamten człowiek. Jechał za szybko. Ona nic złego nie zrobiła”.

„Kim był tamten człowiek?” – pytałam, bo wydawało mi się, że to istotny szczegół.

„Jakiś nieznajomy, Charlie. Popełnił błąd”.

Kiedy byłam młodsza, tato cały czas opowiadał o mamie. Mówił, jaka była mądra, pełna życia, i jak każdego dnia powtarzałaby, że powinnam znaleźć coś, co kocham, a potem za tym podążać. Podobno byłaby ze mnie dumna. Opowiadałaby mi bajki, śpiewała dla mnie piosenki, a w soboty zabierałaby mnie do kina.

Wpatrywałam się w jej zdjęcia, a potem spojrzałam na siebie w lustrze. Przypomniałam sobie, co dzisiaj usłyszałam od mamy Melissy. Miała rację. W ciągu paru ostatnich miesięcy coś się wydarzyło. Coś ważnego.

Zaczęłam się upodabniać do mamy.

Miałam jej filigranową sylwetkę i wiecznie rozczochrane włosy w odcieniu mlecznej czekolady, jej bladą skórę i policzki obsypane piegami. Miałam też duże kasztanowe oczy, które moim zdaniem nadawały mi dziecinny wygląd, ale u niej były roziskrzone, hipnotyzujące. Gdy w nie patrzyłam, czułam, jak przepełnia mnie magia i nadzieja. Ale też smutek.

Wyciągnęłam rękę po leżący na poduszce notes i położyłam go sobie na kolanach. Pomijając czapkę i zdjęcia, ten notes był jedyną pamiątką, jaką miałam po mamie. Był to pewnego rodzaju osobisty dziennik – gruby, podniszczony zeszyt wypełniony zapiskami i fragmentami wierszy. Znalazłam go pewnego dnia w garażu, kiedy miałam jakieś siedem lat. Z trudem namówiłam tatę, żeby pozwolił mi go zatrzymać… choć gdy się zgadzał, po jego twarzy przemknął dziwny grymas, którego nie zrozumiałam.

Otworzyłam notes. Padło na jedną z moich ulubionych stron.

Take me home
I’ve been dreaming of a girl I know
The sweetest thing, you know she makes me wanna sing
I still remember everything

(Zabierz mnie do domu
Marzę o dziewczynce, którą znam
Jest najsłodsza na świecie, to dzięki niej śpiewać chcę
Wciąż wszystko pamiętam)

Na sąsiedniej stronie znajdowała się druga zwrotka.

I call her name
I keep her picture in a silver frame
So she will know, just as soon as I come home
That she will never be alone

(Wołam ją po imieniu
Jej zdjęcie trzymam w srebrnej ramce
Aby wiedziała, że gdy tylko wrócę do domu
Już nigdy nie będzie samotna)

Od początku było dla mnie oczywiste, że to ja jestem tą dziewczynką w wierszu mamy. Tak, to musiałam być ja. A ten notatnik był prezentem od niej – jej dziedzictwem. Jeśli tylko będę go dobrze strzegła, ona tak naprawdę nigdy mnie nie opuści. Przez wiele miesięcy analizowałam każde zdanie, każde słowo, szukając w nich jakichś podpowiedzi albo ukrytych wiadomości, próbując połączyć je z moim własnym życiem.

W notesie kilka razy powtarzał się pewien dwuwiersz.

She lives her life in pictures
She keeps secrets in her heart

(Ona żyje w świecie obrazów
W sercu nosi tajemnice)

Właśnie z powodu tych pięciu słów – „ona żyje w świecie obrazów” – w ogóle zainteresowałam się fotografią:. Byłam przekonana, że mówią o mnie, albo przynajmniej o osobie, którą się stanę. Takiej, jaką chciała widzieć we mnie mama.

W swoim notatniku pisała też o złamanym sercu. Nie wiedziałam, czy te fragmenty były zmyślone, czy dotyczyły mojego ojca, ale – co było dziwne – działały na mnie kojąco, kiedy nie mogłam w nocy zasnąć. Kiedy wyobraźnia podsuwała mi obrazy wypadków samochodowych, stłuczonego szkła na autostradzie…

It’s 2 a.m. and I am here alone
Empty bottle and a silent phone
I can feel you, when I’m without you
Even now

And I don’t wanna fall asleep tonight
Unless I can have you by my side
Cos when I’m sleeping, it keeps repeating
Round and round

The sound of your heart breaking

(Druga w nocy, jestem sama
Pusta butelka, telefon milczy
Czuję cię, kiedy jestem bez ciebie
Nawet w tej sekundzie

Nie chcę dzisiaj zapaść w sen
Skoro nie mogę leżeć przy tobie
Bo kiedy śpię, ciągle powraca do mnie
Tamten dźwięk

Słyszę, jak łamie się twoje serce)

Po raz kolejny przewracając strony tego zeszytu, przypomniałam sobie, jak miałam siedem lat i każdego wieczoru chowałam się pod kołdrą z latarką, szeptałam do siebie słowa zapisane w notatniku, wierząc, że jeśli będę powtarzała je wystarczająco długo, pewnego dnia mama wróci do domu.

– …Nie, Jen, mówiłem o formatowaniu… Słucham? Nie, zupełnie nie o to mi chodziło…

Głos taty niósł się z dołu, z przedpokoju. Słyszałam, jak rzuca klucze na stolik. Zamknęłam notatnik i wsunęłam go pod łóżko.

– …Tak, wiem o tym. – Tato rozmawiał przez komórkę, gdy zjawiłam się w kuchni, ściskając w dłoniach jedno ze zdjęć mamy. – W tej chwili to nie problem, ale jeśli jutro przyjdę i zobaczę, że w raporcie są jakieś błędy, to… Jen? Jen? Przeklęta komórka. Znowu brak zasięgu…

Tato pokręcił głową, mrucząc coś pod nosem, podszedł do kredensu i zaczął przeglądać korespondencję.

– Hej – odezwałam się.

– O, cześć, Charlie – powiedział, odkładając listy. – Nie zauważyłem cię. Co porabiasz?

Wzruszyłam ramionami.

– Nic… przeglądam stare rzeczy.

Z roztargnieniem pokiwał głową, wyciągnął z szafki butelkę wina i wbił korkociąg w korek. Przyglądałam się, jak nim przekręca – raz, drugi, trzeci – a potem zerknęłam na zdjęcie, które trzymałam w ręce. W ostatnich latach tato przestał wspominać mamę. To nie stało się nagle, nie urwało się pewnego dnia, tylko powoli słabło, jak radio, które stopniowo cichnie… Doszło do tego, że samo wymówienie na głos jej imienia stało się czymś niezręcznym. Mijały dni, a ja obudziłam się pewnego ranka i odkryłam, że moja mama po cichu zniknęła z mojego pokoju, odleciała w środku nocy, jak zapominany duch, który do tej pory mieszkał w naszym domu.

– Co tam znowu? – wymamrotał tato, gdy telefon zabrzęczał na kuchennym blacie. Zmrużył oczy i spojrzał na ekran.

– Tato… – ciągle sterczałam w progu – w sobotę wieczorem idziemy z Melissą na miasto, jeśli nie masz nic przeciwko.

Doszłam do wniosku, że potrzebuję przykrywki dla koncertu Fire&Lights. Spędzanie czasu z boysbandem na pewno nie mieściło się w definicji Skupiania Się na Nauce autorstwa mojego taty.

– Aha… rozumiem. – Wsunął jedną rękę do kieszeni i zabrzęczał monetami. – Myślałem, że wybierzemy się na urodzinową kolację.

Uniosłam dłoń do ust. Zupełnie o tym zapomniałam.

– Przepraszam, tato… kompletnie wypadło mi z głowy.

Nasze spojrzenia się spotkały, a potem tato machnął ręką i nalał sobie po brzegi wina do kieliszka.

– Spokojnie. Nic się nie stało. Wiem, że nie chcesz, żeby w urodziny łaził za tobą ojciec.

Obrócił się i rozpiął guzik koszuli pod szyją.

– Ale pamiętaj, o której masz wrócić do domu – powiedział odwrócony plecami. – Obowiązuje cię ta godzina, co zwykle.

Tato pociągnął duży łyk wina i poluzował krawat. Patrząc, jak zdejmuje go przez głowę i przewiesza przez krzesło, przypomniałam sobie, jak wyglądał kiedyś, na tamtym zdjęciu – klęczący na kocu w słońcu, w koszuli z podwiniętymi rękawami, ściskający dłonią palce moich stóp.

Zanim zdążył się odwrócić, wsunęłam zdjęcie do tylnej kieszeni i wyszłam z kuchni.5

Przygotuj się, moja najlepsza przyjaciółko, na najzarąbistszą noc w twoim życiu.

Stałyśmy z Melissą przy drabinkach na sali gimnastycznej, obserwując, jak oblani potem chłopcy wyginają się na parkiecie w rytm jakiejś głośnej, kiczowatej muzyki.

– Chyba już jestem gotowa, Mel – odkrzyknęłam. – Ale kiedy zacznie być zarąbiście?

– Co?

– KIEDY ZACZNIE BYĆ ZARĄBIŚCIE? – krzyknęłam jej prosto do ucha.

Sala wypełniona była ludźmi stojącymi w grupkach, złożonych albo z dziewczyn, albo z chłopaków, podczas gdy muzyka huczała, dudniła i odbijała się od wysokich ścian. Nauczyciele sączyli kawę z brązowych plastikowych kubków i patrzyli na tańczący tłum z minami, które wyrażały jednocześnie podejrzliwość i znudzenie.

Ponad naszymi głowami z gołych rur zwisały smętnie kolorowe papierowe wstążki, drżące w rytm muzyki.

– JESTEŚ KRÓLOWĄ ŚWIATA! – wrzasnęła Melissa, popijając swój poncz, który barwił jej górną wargę na pomarańczowo.

Koszmarna piosenka się skończyła, a zaczęła lecieć jakaś ckliwa ballada R’n’B.

– Właśnie skończyłaś szesnaście lat – ciągnęła – a jutro poznasz osobiście Najlepszy Zespół w Historii Świata, natomiast jeśli chodzi o mnie… Dzieli mnie pięć minut od utraty cmok-dziewictwa w objęciach chłopaka obdarzonego ślicznymi uszami i niesamowitymi zdolnościami w sferze programowania komputerowego.

Szesnaście lat. Zatopiłam wzrok w swoim napoju.

– Myślisz, że powinnam się czuć jakoś inaczej? – spytałam.

Melissa przymknęła jedno oko.

– Chyba. A czujesz jakąś różnicę?

Rozejrzałam się po sali. Nadeszła pora na wolny taniec. Pary nieporadnie człapały w stronę parkietu. Przygaszono światła.

– Nie bardzo. Choć, jak dowiedziałam się z BuzzFeeda, mogę już legalnie zostać pilotem szybowca, więc nie jest tak źle.

– No widzisz! – odparła Melissa, unosząc napój. – Zawsze o tym marzyłaś. Jesteś już prawdziwą kobietą, Charlie. Jak Beyoncé.

Stuknęłyśmy się plastikowymi kubkami, a potem skrzywiłam się, upijając łyk cierpkiego, a jednocześnie paskudnie słodkiego płynu, od którego zabolały mnie zęby.

– O rany! – krzyknęła nagle Melissa, patrząc przed siebie. – Tam jest Khaleed!

Khaleed stał parę metrów od nas, w kręgu wirującego, białego światła. Miał koszulę wpuszczoną w spodnie i wyglądał na przerażonego.

– To jest moja szansa – powiedziała Melissa, odstawiając swój kubek obok wielkiej miski z chipsami. – Trzymaj za mnie kciuki.

– Nie zrób mu krzywdy, Mel – poradziłam jej, patrząc, jak światło, którym emanowała lustrzana dyskotekowa kula, odbija się od jego nażelowanych włosów. – On jest mniejszy od ciebie.

Nie usłyszała mnie. Podbiegła do niego, oplotła ramionami jego kark, a potem zaczęli okręcać się na parkiecie w rytm piosenki.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: