Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mózg się myli - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 listopada 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
31,90

Mózg się myli - ebook

Mózg wciąż popełnia błędy – czasem większe, a czasem mniejsze, ale nie ma dnia, żeby nie wpakował nas w jakąś kabałę. Źle szacujemy czas, zapominamy, co przeczytaliśmy przed sekundą, pozwalamy, by od pracy oderwał nas dzwoniący telefon. I tu niespodzianka: właśnie w tym tkwi nasza siła! Bo dzięki tym pozornym słabościom i niedokładnościom ludzki mózg jest tak elastyczny, dynamiczny i twórczy.
Owszem, mózg to roztrzepany niezguła, który często się gdzieś zagapi i nie uważa. Nigdy nie można na nim w stu procentach polegać. Wciąż się myli, popełnia błędy i więcej zapomina, niż zapamiętuje. Jednak to właśnie braki perfekcyjności, plejada błędów i pomyłek, cała ta pozorna niewydajność decydują o tym, że jest wyjątkowy i bardzo skuteczny.
Henning Beck niezwykle przystępnie i obrazowo opisuje błędy i pomyłki naszego mózgu. Mimo że własnym najwyraźniej posługuje się absolutnie bezbłędnie. Ot, zagadka.
Vince Ebert, fizyk i artysta kabaretowy

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7229-716-7
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wprowadzenie

Wprowadzenie

Nie jest to książka, która ma dowieść, jak rewelacyjnie funkcjonuje nasz mózg. W każdym razie nie na pierwszy rzut oka. Z całą pewnością nie dowiecie się też z niej, jak perfekcyjnie mózg pracuje – bo tak po prostu nie pracuje.

Ponadto muszę was na wstępie rozczarować, jeśli spodziewacie się, że dzięki lekturze tej książki wasz mózg zyska szczególną umiejętność skupienia i wydajność: nic takiego się nie wydarzy. A to dlatego, że różne rzeczy można powiedzieć na temat ludzkiego mózgu, ale nie to, że jest precyzyjny albo na przykład dobrze radzi sobie z liczeniem. To raczej roztrzepany niezguła, który często się gdzieś zagapi i nie uważa. Nigdy nie można na nim w stu procentach polegać. Wciąż się myli, popełnia błędy i więcej zapomina, niż zapamiętuje. Krótko mówiąc, jest to dość wadliwy produkt, który na dodatek waży blisko półtora kilograma, i każdy z was targa wszędzie ze sobą to ustrojstwo – że też się wam nie znudziło.

Hm, chyba udało mi się już skutecznie odstraszyć większość potencjalnych czytelników, spróbuję jednak podać powód, dla którego mimo wszystko warto czytać dalej. Otóż dowiecie się, że to właśnie braki perfekcyjności, plejada błędów i pomyłek, cała ta pozorna niewydajność decydują o tym, że nasz mózg jest tak wyjątkowy i skuteczny.

Każdy zna to na pewno z własnego doświadczenia. Mózg wciąż popełnia błędy – czasem większe, czasem mniejsze, ale nie ma dnia, żeby nie wpakował nas w jakąś kabałę. Źle szacujemy czas, zapominamy, co przeczytaliśmy przed sekundą, pozwalamy, by od pracy odrywał nas dzwoniący telefon. I właśnie w tym tkwi nasza siła! Bo dzięki tym pozornym słabościom i momentom rozkojarzenia ludzki mózg jest tak elastyczny, dynamiczny i twórczy.

Niejeden z czytelników myśli może, że trochę przesadzam. Proszę bardzo, oto maleńki test sprawności intelektualnej:

Ile to jest tysiąc plus dziesięć?
Plus tysiąc?
I jeszcze plus pięćdziesiąt?
Plus tysiąc?
Plus trzydzieści?
Plus tysiąc?
I jeszcze raz plus dziesięć?

Chwila, chwila, momencik…. eee, pięć tysięcy? Oczywiście nie, to cztery tysiące sto. Tu uwaga do wszystkich, którym wyszło coś innego: nic się nie stało, mózg po prostu w pośpiechu pozamieniał miejscami dziesiątki i setki. Jak widać, nawet całkiem proste dodawanie może okazać się skomplikowane.

A teraz ile razy w następnej linijce pojawia się litera M?

MMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMM

Może już starczy tego mruczenia? Podanie prawidłowej odpowiedzi nie jest wcale proste. Chyba zresztą już więcej przykładów nie trzeba, by zrozumieć, w czym rzecz: mózg najwyraźniej nie jest przystosowany do tego, żeby przetwarzać informacje jak maszyna. Przeciwnie, cały czas się rozprasza i gubi.

„Na błędach tym lepiej się uczymy, im więcej ich popełnimy” – powiedział kiedyś mój nauczyciel chemii. Po czym podpalił acetylenek srebra, wysadzając w ten sposób część szkolnego dziedzińca. Dlatego uwaga: metoda prób i błędów nie zawsze się sprawdza. Niemniej w niektórych przypadkach działa doskonale, co widać na przykładzie mojego sąsiada, naprawdę nietuzinkowej postaci. Wspomniany sąsiad liczy sobie już blisko dwa lata i odznacza się sporym sprytem.

Chłopiec wyczynia sztuki, które doprowadziłyby do rozpaczy każdy superkomputer: bez problemu rozpoznaje twarz matki w tłumie ludzi, a także własne odbicie w lustrze. Raz pobawi się autkiem i już wie, co to jest samochód. Poprawnie identyfikuje czujniki dymu na suficie i uważa, że ziemniaki są smaczne – czyli radzi sobie z zadaniami, których żaden współczesny komputer nie potrafi wykonać w skończonym czasie. A przy tym ów maluch cały czas popełnia błędy: jeszcze bardzo niedawno nie był w stanie porządnie utrzymać się na nogach, porusza się niezdarnie, mówi nieskładnie, na dodatek przesypia ponad połowę doby, czyli jest aż tyle czasu całkowicie niezdatny do użytku. Każdy inżynier załamałby w tym momencie ręce: „Cóż za wadliwa konstrukcja! Dwa lata budowania i wciąż nie działa jak należy”. Prawie jak Windows…

Jednocześnie jednak chłopak robi gigantyczne postępy, i to dzień po dniu, czyli w tempie, któremu nie sprosta żadna maszyna licząca. Każdy błąd, każda niedokładność są dla niego zachętą, by przy następnej okazji odrobinkę zmodyfikować działanie i w ten sposób być może je usprawnić. Jego mózg w żadnym wypadku nie funkcjonuje perfekcyjnie – i nigdy w życiu tak działać nie będzie. Z czasem zacznie coraz lepiej dostosowywać się do otoczenia, nigdy jednak nie osiągnie w tym doskonałości, na zawsze zachowując zdolność do popełniania błędów. Bo tylko ten, kto we własne działanie włącza pomyłki, jest w stanie prędzej czy później stworzyć coś nowego. Ten natomiast, kto za wszelką cenę starałby się myśleć możliwie „poprawnie”, pozostałby na poziomie komputera, czyli byłby szybki, wydajny i precyzyjny – a jednocześnie mało twórczy, nudny i przewidywalny.

Tymczasem my, ludzie, również w dorosłym życiu wciąż popełniamy bzdurne pomyłki i błędy: imiona i twarze łatwo wylatują nam z głowy, nie pamiętamy, czy zamknęliśmy drzwi do mieszkania, wystarczy jedna nowa wiadomość na WhatsApp, żeby oderwać nas od wytężonej pracy, a w powodzi codziennych maili łatwo umyka nam to, na czym najbardziej powinniśmy się skupić. Często mamy jakieś słowo czy nazwisko na końcu języka, a mimo to nie jesteśmy w stanie go przywołać. Nie umiemy dobrze oszacować czasu. Błędnie oceniamy prawdopodobieństwo. Mylimy się w liczeniu. Problem sprawia nam podejmowanie decyzji, gdy do wyboru jest wiele możliwości. Sparaliżowani przez tremę mamy pustkę w głowie akurat wtedy, gdy trzeba odezwać się przed zebranymi. Po wyczerpującym dniu trudno nam się „wyłączyć”, a pod presją zdecydowanie gorzej idzie nam przyswajanie wiedzy.

Ale jest też jasna strona działania mózgu. Żaden inny narząd czy system, nie wspominając nawet o komputerze, nie potrafi z podobną łatwością jak nasz mózg poradzić sobie z rozmaitymi skomplikowanymi zadaniami. 35 x 27 = ? Trudno to policzyć bez kalkulatora. Ale natychmiast rozpoznać piosenkę Helene Fischer? Nie ma sprawy. Zadanie rachunkowe, choć tak proste, niełatwo nam rozwiązać w pamięci, natomiast rozpoznanie piosenki, twarzy lub głosu bliskiej osoby to dla nas bułka z masłem. A przecież poprawne zidentyfikowanie piosenkarki jest nieporównanie bardziej skomplikowaną operacją niż proste mnożenie.

Wygląda na to, że nasz mózg szczególnie kiepsko radzi sobie właśnie z tym, co jest nam rzekomo niezbędne w dzisiejszym stechnicyzowanym, cyfrowym świecie. Dążymy do precyzji i optymalizacji, krótko mówiąc – do perfekcji. A co robi nasz mózg? Działa dokładnie odwrotnie i miga się, jak może, od brania na siebie pewnych zadań. Niejeden czytelnik zapewne choć raz wyobraził sobie, jak wspaniale byłoby mieć w głowie bezbłędną maszynę liczącą. W jakim skupieniu można by wówczas liczyć, jak szybko i wydajnie pracować. No cóż, to prawda, komputery rzeczywiście nie popełniają błędów, a jeśli już do tego dojdzie, to się zawieszają. Mózgi tymczasem nie zawieszają się właściwie nigdy (chyba że coś im „pomoże” z zewnątrz, ale to już inna historia…). Wynika to z tego, że funkcjonują na zupełnie innych zasadach. I właśnie dzięki temu brakowi precyzji, dzięki naszym pomyłkom mamy przewagę nad komputerami. Biologia daje tu wyraźny odpór wszystkim ponurym wizjom, zgodnie z którymi już za kilka dziesiątków lat komputery przejmą władzę nad światem i zepchną nas intelektualnie na dalszy plan.

Trochę stoi to sprzeczności z tendencją do cyfryzacji, która zdaje się stanowić słowo klucz we współczesnym świecie. Klasy szkolne, podobnie jak przedsiębiorstwa, mają być połączone w sieć, co umożliwi wymianę i efektywną ocenę danych. „Cyfrowa szkoła”, „analizy Big Data”, „przemysł 4.0” – chyba nie ma dziedziny życia, której nie próbuje się dziś modernizować, wykorzystując moc obliczeniową komputerów. Jednak wielkie koncepcje również w przyszłym świecie będą tworzone drogą analogową, nie cyfrową. Przez mózgi, nie smartfony. A to dlatego, że komputery uczą się różnych rzeczy – my zaś te rzeczy rozumiemy. Komputery przestrzegają zasad – my możemy te zasady zmieniać.

Komputer, owszem, może nas pokonać w szachy czy w go – nie ma w tym nic dziwnego ani zatrważającego, nic też z tego specjalnie nie wynika. Osobiście zacząłbym się poważnie martwić dopiero wówczas, gdyby komputer nagle zaczął się mylić, po czym oznajmił: „Szachy? Nieee, to nudne, już mi się nie chce. Wolałbym teraz pograć trochę w World of Warcraft!”. Póki tak się nie dzieje, miarą wszechrzeczy pozostaje ludzki mózg. Właśnie dlatego, że z pozoru działa tak kiepsko.

W niniejszej książce pokazuję, co dzieje się za kulisami prawdopodobnie najbardziej wadliwego tworu przeznaczonego do myślenia, z jakim mamy do czynienia w świecie – mianowicie ludzkiego mózgu. W jaki sposób wykorzystuje on pomyłki, by możliwie najlepiej odnaleźć się w kontekście społecznym, tworzyć koncepcje i pomnażać wiedzę? Fakt, niekiedy popełnia przy tym błędy, ale kryje się za tym paradoks: otóż to właśnie w naszych pomyłkach i chwilach dekoncentracji tkwi prawdziwa siła naszego myślenia. Większość jego domniemanych wad to tak naprawdę ogromne zalety. To, że nie jesteśmy w stanie natychmiast przypomnieć sobie czyjegoś imienia czy nazwiska, nierozerwalnie wiąże się z możliwością modyfikowania i rozbudowywania wspomnień. To, że tak łatwo się rozpraszamy, pomaga nam myśleć twórczo. I nawet to, że niekiedy spóźniamy się na spotkania, bo błędnie oszacowaliśmy czas, też działa w istocie na naszą korzyść – gdyby bowiem nasz wewnętrzny zegar był idealnie precyzyjny, nie potrafilibyśmy tak szybko „przeskakiwać” od jednego wspomnienia do drugiego, tylko tkwilibyśmy uwięzieni w pamięci statycznej.

Ale uwaga! Nie jest to mimo wszystko książka, która tylko i wyłącznie wychwala nasze intelektualne słabości. Ostatecznie nie każdy błąd prowadzi do czegoś dobrego. Niemniej przyjęcie do wiadomości, że mózg niekiedy nie działa niczym dobrze naoliwiona maszyna, ma podstawowe znaczenie dla zrozumienia natury jego słabości. Dzięki temu łatwiej będzie nam skoncentrować się w odpowiednim momencie, stworzyć przestrzeń dla twórczych koncepcji i lepiej „przechowywać” treści pamięci. Nasz mózg to chyba najlepszy przykład na to, jak przekuwać słabości w siłę.

PS I jeszcze jedno: podobnie jak każdy wytwór pracy mózgu, również i ta książka odzwierciedla wzloty i spadki formy autora, nie jest więc wolna od błędów. Z całą pewnością tu i tam wkradły się pomyłki czy literówki. Ale po przeczytaniu całości będziecie wiedzieć przynajmniej, czemu nie ma w tym nic złego, a wręcz przeciwnie – przynajmniej dopóki nie przesadzi się z ilością. À propos ilości: tam było 27 liter M. Mózg tych, którzy za pierwszym razem otrzymali taki wynik, rzeczywiście działa niemal bezbłędnie, co także niekiedy bywa przydatne.Rozdział 1. Zapominanie

Rozdział 1

ZAPOMINANIE

Czemu nie będziecie pamiętać tej książki – i właśnie dzięki temu zapamiętacie to, co najważniejsze

Proszę się nie zrażać, ale zaczniemy ten rozdział od krótkiego sprawdzianu. Chciałbym się upewnić, że ty, szanowna czytelniczko, i ty, drogi czytelniku, jesteście naprawdę skupieni. A zatem jak brzmiały pierwsze trzy słowa na poprzedniej stronie? No dobrze, to rzeczywiście podchwytliwe pytanie, nie ma problemu. To może: jak brzmiały trzy pierwsze słowa wprowadzenia? Też nie? OK, w takim razie: jaki jest tytuł niniejszej książki? O, to już pewnie pamiętacie. A jeśli odpowiedzieliście na przykład Dobrze się mylić czy nawet Mylić się jest rzeczą ludzką, dowiedliście tylko, jak wielką siłę mają utrwalone połączenia wyrazowe.

Jest w tym jednak coś dziwnego. Wytężacie wszystkie zmysły, czytacie w pełnym skupieniu (taką mam przynajmniej nadzieję) i co? To, o czym czytaliście raptem dwie, trzy strony wcześniej, możecie przypomnieć sobie tylko z najwyższym trudem albo wcale. Czasami po prostu myśli uciekają i błądzą wokół innego tematu, a czasem człowiek tak bardzo skupia się na tym, co ma właśnie przed oczami, że zapomina, co było przed chwilą. Taka sytuacja czeka was jeszcze wielokrotnie w trakcie lektury tej książki – niezależnie od tego, jak zabawnie i interesująco starałbym się pisać. Oczywiście, jak każdy autor cieszyłbym się niepomiernie, gdyby czytelnicy zapamiętali jednak coś z tego, co w pocie czoła wystukuję na klawiaturze. Ale jako neurobiolog mam pełną świadomość, że tylko bardzo nieliczni rzeczywiście magazynują w pamięci to, co przeczytali. Gdyby zaś znalazł się ktoś, kto po zakończeniu niniejszej książki naprawdę będzie ją pamiętał słowo w słowo, bardzo proszę o kontakt: jest to wskazanie do znalezienia się na liście rekordów Guinessa, a jednocześnie do objęcia specjalistyczną opieką.

Mimo to najważniejsze przesłanie każdego z rozdziałów zostanie wam jednak w pamięci. Mam nadzieję. Jeśli nie, proszę kupić tę książkę jeszcze raz, odpakować i rozkoszując się zapachem świeżej farby drukarskiej, przystąpić do ponownej lektury. To też mnie bardzo ucieszy.

Nasz mózg ewidentnie funkcjonuje w trybie permanentnego zapominania. Każdy, kto odbywa dłuższe podróże samochodem, rozumie, o co chodzi. Prujemy radośnie przed siebie, by po jakiejś godzinie zatrzymać się nagle i zadać sobie pytanie: a gdzie ja właściwie jestem? To trochę tak, jakby w trakcie podróży włączał nam się wewnętrzny autopilot, który blokuje gromadzenie wspomnień. Po co komu samoprowadzące się auto Google’a, skoro nasz mózg już dawno temu opanował technikę autonomicznej jazdy?

To, że przemierzywszy trasę z punktu A do punktu B, niewiele możemy sobie przypomnieć z podróży, może mieć dwie przyczyny: po pierwsze, okolica jest rzeczywiście potwornie nudna (żeby to stwierdzić, wystarczy przejechać się po dowolnej autostradzie). Po drugie, mózg zadecydował, że większość informacji z ostatnich sześćdziesięciu minut należy chwilowo zepchnąć w niepamięć. To ostatnie stanowi standardową procedurę stosowaną przez nasz narząd myślenia.

Podczas jazdy samochodem ta technika się nawet nieźle sprawdza, ale mózg nie rejestruje mnóstwa rzeczy również w wielu innych sytuacjach. Jaka była najważniejsza informacja we wczorajszych wiadomościach? O czym myśleliśmy tuż przed zaśnięciem? Czy aby na pewno zamknęliśmy drzwi do domu? Pytania można mnożyć, a mózg nawet nie zamierza podsuwać odpowiedzi. Toż to jakieś dziadostwo, a nie najważniejszy narząd w organizmie! Wciąż coś chachmęci, gubi, zapomina. Dlaczego tak się dzieje? Czemu mózg nie dostrzega tylu rzeczy i na dodatek tak wiele wymazuje z pamięci?

Ponadto tej samej procedurze wymazywania podlegają zarówno banalne, codzienne czynności, jak i kwestie rzekomo istotne. W czasach zalewu informacji medialnych zdołaliśmy już sobie nawet przyswoić taki tryb myślenia, bo przecież cały czas atakują nas nowe wiadomości: artykuły w gazetach, po których tylko prześlizgujemy się wzrokiem, nie zachowując ich w pamięci; informacje, na które rzucamy okiem na ekranie smartfona, po czym kasujemy i natychmiast o nich zapominamy; maile, które giną w powodzi innych maili. Nigdy jeszcze dotarcie do potrzebnej informacji nie było równie proste, jak dzisiaj, a jednocześnie zdaje się, że nigdy zapamiętanie tego, co ważne, nie było tak skomplikowane.

Co właściwie dzieje się w naszym mózgu, gdy zapomina o tym, czego właśnie doświadczył? I co możemy zrobić, żeby ważne rzeczy nie ulatywały nam błyskawicznie z głowy?

Przymierzalnia dla wspomnień

Na początek chciałbym uspokoić wszystkich czytelników: jeśli nie pamiętacie, co było napisane dwie strony wcześniej, naprawdę nie ma się czym martwić. Zadaniem mózgu nie jest gromadzenie jak największego zasobu informacji – znacznie ważniejsze jest, by we właściwym czasie zapomnieć o odpowiednich rzeczach, względnie usunąć je ze świadomości. Wspomnienia nie są statyczne; to nie coś, co mózg wkłada po prostu do magazynu, by móc potem sięgać do tego w razie potrzeby. Przeciwnie, wspomnienia żyją i podlegają ciągłym przeobrażeniom. Tylko dzięki temu mózg ma jakąkolwiek możliwość kumulowania wiedzy i wprowadzania w niej zmian.

Żeby osiągnąć ten cel, musiał stać się prawdziwym mistrzem w nieustannym porządkowaniu swoich zasobów i wyrzucaniu tego, co mogłoby nam zawadzać. Dotyczy to zarówno wrażeń zmysłowych, jak i wspomnień, informacji czy odczuć. By dysponować elastyczną pamięcią, zdolną do podejmowania nowych wyzwań, mózg musi bezlitośnie eliminować zdecydowaną większość informacyjnego szumu. Tylko ważne sprawy trafiają więc do naszej świadomości, żebyśmy później mogli sobie je przypomnieć.

Tu jednak pojawia się kolejna kwestia. Mózg jest na tyle sprawnym i zdolnym do przemian narządem, że doskonale dałby sobie radę z gromadzeniem znacznie większej ilości danych niż ta, którą magazynuje – tyle że jednocześnie jest bardzo leniwy. Woli więc oszczędnie gospodarować siłami. Dlatego też docierających do niego informacji nie gromadzi natychmiast, tylko trzyma przez pewien czas w przechowalni, „na próbę”.

Znamy taką taktykę z codziennego życia. W końcu nierzadko postanawiamy najpierw coś przetestować, zanim zdecydujemy, czy chcemy to zatrzymać. Gdy na przykład chcemy kupić sobie spodnie, nie płacimy natychmiast za pierwszą dostrzeżoną w sklepie parę. Najpierw musimy ocenić, czy się nada. Idziemy do przymierzalni i zakładamy upatrzone portki. Zwracamy przy tym uwagę na dwie rzeczy: czy mają odpowiedni rozmiar i czy pasują do naszego stylu.

Tak właśnie działa mózg. No dobrze, może nie dokładnie tak, bo jednak ostatecznie nie tylko ciuchy nam w głowie, ale zasada jest podobna: zanim będziemy w stanie przypomnieć sobie coś po dłuższym czasie (po kilku godzinach czy dniach), dane wspomnienie znajduje się w fazie przymierzania. Funkcję mózgowej „przymierzalni” pełni hipokamp, twór przypominający kształtem banana, położony w środku pomiędzy dwiema półkulami kresomózgowia. Ponieważ anatomowi, który jako pierwszy badał mózg i opisał tę strukturę, skojarzyła się ona z konikiem morskim (po łacinie Hippocampus), otrzymała ona nazwę „hipokamp”. Nie mam pojęcia, co zażywał wówczas mój szacowny kolega, ja w każdym razie nie dostrzegam podobieństwa ani do konika morskiego, ani do węża, węgorza czy innego pływającego stworzenia. Twór ten znacznie bardziej przypomina mi wygiętą w kształt banana literę C, która leży niemal dokładnie pośrodku wewnątrz mózgu.

W każdej półkuli mózgowej mamy jeden hipokamp, który pozwala nam przez pewien krótki czas przechowywać nowe wspomnienia. Wszystko to, co ma ewentualnie zostać zapamiętane na dłużej, jest najpierw „przymierzane” w hipokampie. Podobnie jak my zwracamy uwagę na to, czy spodnie mają odpowiedni krój, tak mózg podejmuje decyzję o tym, czy dane wspomnienie wpasowuje się w zestaw dotychczasowych doświadczeń. Dlatego właśnie konkretna informacja jest tymczasowo przechowywana w hipokampie: może to być kilka sekund (a jeżeli w tym krytycznym momencie zainkasujemy potężny cios w głowę, to i takie krótkotrwałe wspomnienie natychmiast uleci) albo kilka godzin. Jednak najpóźniej podczas snu w hipokampie dochodzi do ponownych oględzin danego wspomnienia i weryfikacji, czy warto je dalej przechowywać.

Podstawowym kryterium selekcji jest nowość i odmienność: tylko wówczas, gdy zetkniemy się z czymś rzeczywiście nowym, z czego mamy nadzieję wyciągnąć korzyść i co wyraźnie różni się od dotychczasowych wspomnień, mózg decyduje się to ostatecznie „kupić”, o przepraszam: zmagazynować. Choć też musi za to zapłacić, bo zabieg taki kosztuje trochę energii, którą muszą wydatkować komórki nerwowe, aby dostosować wzajemne połączenia na potrzeby długoterminowego wspomnienia. Właśnie z tego względu gospodarny mózg bardzo ostrożnie podchodzi do kwestii zapamiętywania. W pamięci ostaje się tylko to, co najważniejsze, zdecydowana większość jest natychmiast usuwana – nawet rzeczy, które raz po raz widujemy.

Nadgryzione jabłko – z lewej czy z prawej?

Jak wygląda logo Apple’a? Wszyscy wiedzą: nadgryzione jabłko, czarne na białym tle. Ale czy ślad nagryzienia jest z lewej czy z prawej strony? Czy na ogonku owocu jest listek, a jeśli tak, to po której stronie? Czy na powierzchni jabłka zaznaczone są jeszcze jakieś wypukłości lub wgłębienia?

Okazuje się, że choć logo Apple’a jest powszechnie znane, w badaniach przeprowadzonych na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles tylko 1 na 85 uczestników testu umiał bez wahania narysować je poprawnie (a trzeba pamiętać, że badania przeprowadzano w rodzinnych stronach koncernu). Na dodatek mniej niż połowa badanych potrafiła wskazać właściwe logo wśród kilku nieco zmodyfikowanych wersji1. W tej sytuacji trudno się dziwić, że tak dobrze prosperują producenci podróbek. (Tu ostrzeżenie dla wszystkich, którzy podczas upojnych wakacji na południu Europy trafiają na okazję życia w przyhotelowym butiku: nie ma takiego projektanta jak „Gucchi”.)

Im częściej mamy z czymś do czynienia, tym łatwiej nam o tym zapomnieć. Wyrzucamy z pamięci nie tylko logo Apple’a, lecz także – jak pokazały inne badania – miejsca, w których zamontowane są gaśnice2, układ klawiszy na klawiaturze komputera3 albo dokładny wygląd znaków drogowych4. A może jednak potraficie podać z pamięci, ile osób przedstawiono na znaku informującym o istnieniu „strefy zamieszkania”, nie? Wszystko dlatego, że nasz mózg nie jest maszyną do odtwarzania treści pamięciowych, nastawioną na to, by odwzorowywać każdy szczegół. Przeciwnie – dąży do tego, by pomijać detale czy też, mówiąc ściślej, poświęcać je na rzecz rozpoznawania ogólnego wzorca.

Aktywne zapominanie

Na razie wszystko jasne. Nasz wewnętrzny filtr odsiewa powtarzające się wrażenia zmysłowe i przesyła je do podświadomości. Drobiazgi i szczegóły nie mają dla mózgu większego znaczenia, są więc pomijane i lekceważone po to, by mógł on skupić się na rozpoznawaniu ogólnych prawideł. Bywa jednak i tak, że umyka nam coś, co bardzo chcielibyśmy zapamiętać: na przykład treść najświeższego artykułu w gazecie. Czytamy go pilnie, by pod koniec stwierdzić, że wielu zawartych w nim informacji nie pamiętamy nawet w zarysach. Albo po obejrzeniu wiadomości telewizyjnych próbujemy przypomnieć sobie wszystkie doniesienia po kolei (swoją drogą, to naprawdę nie jest łatwe). Najwyraźniej nasz mózg wykorzystuje wspomniany filtr również do odsiewania takich informacji, które wydają się ważne.

Jednak i to nie jest wcale wadą. Ostatecznie zapamiętanie wszystkich detali nie powinno być naszym celem. Znacznie istotniejsze jest rozpoznawanie ogólnego wzorca, również w zalewie informacji w prasie czy telewizji. Po to zaś, by lepiej uwypuklić to, co ważne w naszej przeszłości, musimy wciąż zapominać – na dodatek zupełnie świadomie i w kontrolowany sposób.

Czy przypominacie sobie na przykład swój pierwszy dzień w szkole? Owszem, pewnie utkwiły wam w pamięci jeden czy dwa charakterystyczne obrazki: jak po raz pierwszy siadacie w szkolnej ławce albo jak dostajecie nowy tornister. Ale… to by było na tyle. Dzieje się tak, ponieważ całą resztę, wszystkie pozornie nieistotne szczególiki mózg tym aktywniej usuwa z pamięci, im bardziej staramy się je sobie przypomnieć. A to dlatego, że z jego punktu widzenia poszczególne detale są kompletnie nieistotne, o ile tylko najważniejszy przekaz jest jasny i wyraźny (np. pierwszy dzień w szkole był super). W badaniach laboratoryjnych wykazano wręcz, że mózg aktywnie tłumi te swoje partie, które odpowiadają za nieistotne lub niezwiązane z głównym tematem wspomnienia, zakłócające zasadniczy przekaz5. Z biegiem czasu szczegóły coraz bardziej się zacierają, a tym samym stopniowo wyostrza się ważna informacja dotycząca przeszłości.

Zatem mózg nie tylko powoli zaciemnia detale naszych wspomnień, lecz także aktywnie wymazuje te wzorce aktywności; można powiedzieć, że poświęca je na rzecz mniej precyzyjnego, ale wyraźniejszego wspomnienia zarysu wydarzenia. Jeśli więc pragniemy utrzymać w pamięci obfitość szczegółów na temat przeszłości, próbujmy jak najmniej je wspominać. Tyle że wówczas nic nam z tego nie przyjdzie, bo nawet najbardziej szczegółowe wspomnienie na niewiele się zda, gdy nie przywołamy go w myślach. Zawsze jednak możemy się pocieszyć, że całe to bogactwo szczegółów nie zostało poddane procesowi aktywnego zapominania i wciąż jeszcze gdzieś tam tkwi w naszej głowie.

System przechowywania informacji

Aktywne zapominanie jest bardzo ważne dla uwypuklania tego, co najistotniejsze. Równie ważne jest jednak odpowiednie oznaczanie owych istotnych informacji do wykorzystania w późniejszym czasie. Bo wprawdzie nie bardzo wiemy, co mówiono we wczorajszych wiadomościach, jednak wcale nie zapomnieliśmy zasłyszanych wtedy informacji. Po prostu nie możemy ich sobie przypomnieć, a to spora różnica.

Co to konkretnie oznacza? Nie zawsze przecież od razu wiemy, czy coś, co widzimy lub słyszymy po raz pierwszy, będzie z czasem ważne, czy też nie. Mózg musi więc w jakiś sposób oznaczyć te informacje, by w przyszłości móc łatwiej do nich dotrzeć. Sporządza swego rodzaju „zakładki” i „etykietki”. Przypomina to trochę robienie domowych porządków. Wtedy też znajdujemy mnóstwo rzeczy, które na pierwszy rzut oka nie są specjalnie wartościowe i nie będą nam już potrzebne. Właściwie można by je od razu wynieść na śmietnik, ale może jeszcze się kiedyś przydadzą… Nie, lepiej ich nie wyrzucać. Dlatego pakujemy cały ten kram do pudeł i kartonów, po czym wynosimy do piwnicy. Po jakimś czasie nie bardzo już kojarzymy, co gdzie jest (tak jakbyśmy o tych rzeczach zapomnieli). Ale jeżeli w przyszłości nadarzy się okazja, by coś sensownie wykorzystać, przeszukujemy zgromadzony dobytek i znajdujemy potrzebne przedmioty.

Podobnie jest ze wspomnieniami. Mózg co prawda nie przechowuje ich w kartonach, ale stosuje podobną technikę oznaczania potencjalnie istotnych informacji do wykorzystania w przyszłości. W tym celu przede wszystkim wycofuje je ze świadomości. Żeby zaobserwować te procesy, przeprowadzono badania percepcji na pewnej grupie ochotników6. Na początek badanym pokazano obrazki narzędzi i zwierząt. Kilka minut później przedstawiono im inne obrazki narzędzi i zwierząt, tym razem jednak pojawieniu się obrazków zwierząt towarzyszyły lekkie kopnięcia prądem. Nic dziwnego, że ludzie łatwiej przypominali sobie potem obrazy zwierząt, skoro dostali przy nich „kopniaka”. Co więcej, nawet następnego dnia byli w stanie wymienić wiele zwierząt, które pokazano im w części eksperymentu poprzedzającej tę z rażeniem prądem. Wygląda na to, że następujący później wstrząs elektryczny powodował, że badani łatwiej mogli dotrzeć do wcześniejszych wspomnień. Jakież to praktyczne – wreszcie mamy naukowo potwierdzoną metodę, dzięki której można wydatnie wspomóc własną pamięć: drobny wstrząs elektryczny w odpowiedniej chwili może, jak widać, zdziałać prawdziwe cuda…

Jedna uwaga, zanim pobiegniecie do najbliższego sklepu ze sprzętem do samoobrony, by zaopatrzyć się w „cudowną” pomoc naukową: tak radykalna metoda to jednak ostateczność. Znacznie ważniejsze jest coś innego: nawet jeśli zdarzenia z przeszłości pozornie wyleciały nam z pamięci, mózg potrafi je jednak odszukać – wówczas, gdy staną się istotne. Tylko bardzo nieliczne informacje są wymazywane na dobre. Zdecydowana większość przez cały czas pozostaje w swoistym stanie czuwania. Rzekoma słabość mózgu (to, że tak wiele rzeczy mózg natychmiast usuwa i pozornie o nich zapomina) okazuje się więc w istocie jego siłą, pozwala bowiem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Po pierwsze, mózg nie zostaje przytłoczony zalewem informacji. Po drugie, w późniejszym terminie może sobie swobodnie wybrać, które ze zgromadzonych danych naprawdę trzeba zapamiętać. Gdyby mózg miał natychmiast podejmować decyzję, czy i gdzie należy trwale zmagazynować nową informację, działałby potwornie wolno. Można poszerzać i rozbudowywać wiedzę tylko pod warunkiem, że wspomnienia są płynne i niestabilne.

Porządek musi być?

Choć brzmi to paradoksalnie, właśnie dlatego, że mózg tak słabo radzi sobie z pedantycznym magazynowaniem wspomnień, w ogóle jest w stanie generować nową wiedzę. Przyjęty przez nasz mózg system organizacji diametralnie różni się bowiem od tego, co znamy z naszego codziennego doświadczenia. Jeśli w zwyczajnym życiu chcemy lepiej zorganizować sobie miejsce pracy, odkładamy różne rzeczy w odpowiednie miejsca. Zeznanie podatkowe wpinamy do segregatora, po czym odstawiamy segregator na półkę, by w razie potrzeby bez trudu odszukać dokument. Rachunek za służbową kolację wrzucamy do przegródki „zbędne wydatki” (chyba że udało nam się przy tej okazji ubić świetny interes) i tak dalej. W ten sposób zaprowadzamy ład, unikamy bałaganu na biurku i pracujemy bardziej efektywnie.

Mózg właściwie też mógłby tak pracować – schludnie, porządnie, wydajnie. Ale tak nie pracuje. Być może dzięki temu uporałby się ze swoim zapominalstwem, jednocześnie jednak pozbawiłby się wielkiego atutu, mianowicie zdolności dynamicznego kojarzenia i łączenia informacji. Zbyt wczesne posortowanie danych mogłoby utrudnić zestawienie ich później w innym kontekście. I to jest właśnie zasadnicza cecha, która odróżnia mózg od komputera: mózg nie tylko bezmyślnie zapisuje informacje, lecz także twórczo konstruuje z nich coś nowego.

Gdybyśmy zatem obarczyli swój mózg zadaniem wypełnienia zeznania podatkowego, z całą pewnością nie posortowałby porządnie rachunków, tylko zrzucił je wszystkie na jeden stos, a następnie pooznaczał na rozmaite sposoby. Bo choćby z takiego rachunku za służbową kolację można się potem dowiedzieć bardzo różnych rzeczy: sprawdzić, czy restauracja nie była przypadkiem zbyt droga, co dokładnie znalazło się w menu albo co szczególnie przypadło do gustu naszemu gościowi. Jednak żeby tak elastyczna klasyfikacja była w ogóle możliwa, nie wolno zbyt wcześnie przesądzać o sposobie późniejszego wykorzystania informacji. Dopiero z perspektywy czasu okaże się, jak w danym momencie będziemy chcieli ją spożytkować.

Pożytki z niestabilnych wspomnień

Powyższy tytuł brzmi może podejrzanie, ale jego słuszność wykazują badania laboratoryjne7. Uczestnikom eksperymentu dano do nauczenia się na pamięć listę słów należących do czterech różnych kategorii (meble, środki transportu, warzywa i zwierzęta). Niedługo potem uczyli się wystukiwać na klawiaturze określoną kombinację klawiszy. Badani nie wiedzieli przy tym, że kolejność klawiszy odpowiadała wzorcowi uszeregowania pojęć (np. meble odpowiadały klawiszowi z numerem jeden, środki transportu – dwójce, warzywa – trójce, a zwierzęta – czwórce). Jak z tego wynika, lista słów i kombinacja klawiszy miały analogiczną strukturę. Badani szczególnie szybko przyswajali sobie kombinację klawiszy, gdy schemat ich ułożenia zgadzał się z poprzedzającym go schematem zestawienia wyrazów. Jednak co najbardziej interesujące, w teście przeprowadzonym dwanaście godzin później okazało się, że kombinacja klawiszy utrwaliła się tym lepiej, im więcej słów z listy wyleciało z pamięci badanych. Trochę tak, jakby schemat tworzący listę słów został automatycznie przeniesiony na schemat klawiszy metodą „kopiuj i wklej”.

Znacie już aktualną hipotezę naukowców tłumaczącą ów rezultat: im mniej stabilny i bardziej nieuporządkowany jest sposób, w jaki zmagazynowaliśmy określone informacje, tym łatwiej łączyć je z innymi danymi. Każda informacja, która jeszcze nie utrwaliła się w mózgu na dobre, znajduje się w dość szczególnym położeniu: łatwo może zostać wymieniona na inne informacje i wrażenia, wpływając na efekt nauki. Trzeba podkreślić, że w tym celu wspomnienie musi być chwiejne i niestabilne, co oznacza, że również łatwiej można je stracić.

Aby gromadzić zatem nową wiedzę, musimy niekiedy wyrzucać z pamięci określone detale. Nie należy się tym jednak martwić z dwóch powodów: po pierwsze, ilość docierających do nas informacji jest tak olbrzymia, że mogłaby nadmiernie obciążyć nawet najsprawniej działający mózg. Po drugie, detale wcale nie są aż tak istotne. Zapamiętujemy wzorce, abstrakcyjne związki, kryjące się za nimi historie – a nie drobiazgi, które z punktu widzenia mózgu często tylko zaciemniają obraz. Zapominanie jest po prostu narzędziem pozwalającym uzyskać pożądany rezultat.

Czas na trawienie

Z najnowszych badań jasno wynika coś jeszcze: po to, by mózg był w stanie wypełniać swoje zadania, potrzebuje przede wszystkim jednego – od czasu do czasu chwili przerwy. Tymczasem z tym właśnie mamy w dzisiejszym świecie coraz większy problem. Non stop jesteśmy dosłownie zasypywani informacjami, nowinami, telefonami, mailami itd. Ledwie do mózgu dotrze jakaś wiadomość, już pojawia się kolejna. W takich warunkach trudno jest szacować wartość poszczególnych treści (i spychać je w niepamięć), by w efekcie konstruować nową wiedzę.

Dlatego bardzo proszę poważnie potraktować, co następuje: nie przeciążajmy mózgowych filtrów i nie wystawiajmy na próbę własnej zdolności do zapominania, tylko fundujmy sobie regularnie chwile odpoczynku. W rzeczywistości uczymy się bynajmniej nie wtedy, kiedy myślimy, że się uczymy, tylko właśnie w przerwach. Sportowcy też nie budują formy w trakcie treningu, ale gdy odpoczywają po nim, dając organizmowi szansę na wprowadzenie stosownych zmian.

Dlatego jadąc kolejką do pracy, już po lekturze porannej gazety, nie sięgam natychmiast po smartfona, by sprawdzić najświeższe doniesienia. Po prostu… jadę. I troszkę się przy tym nudzę. Jest to postawa wymagająca pewnej odwagi cywilnej, bo każdy, kto jadąc kolejką, nie gapi się w ekran telefonu, czuje się jak technologiczna skamielina z lat dziewięćdziesiątych, wyrzucona poza nawias świata Apple’a i Androida. Wiem jednak, że warto ponarażać się na pogardliwe spojrzenia piętnastolatków, którzy właśnie biją kolejny rekord w Candy Crush Saga na swoich komórkach.

Mam pełną świadomość, że nie przypomnę już sobie wszystkich szczegółów z przeczytanych przy śniadaniu artykułów. Ale tak samo jak mój układ pokarmowy zajmuje się właśnie w tej chwili trawieniem porannego musli i rozkładaniem go na poszczególne składniki, z których potem organizm zbuduje nowe komórki (mam nadzieję, że więcej mięśniowych niż tłuszczowych), tak i mózg trawi teraz dostarczone mu wcześniej informacje. Musli jest już w żołądku, więc nie czuję jego smaku; podobnie nie wszystkie doniesienia z gazet są cały czas obecne w mojej świadomości, ale wpływają na pracę mózgu. I w zależności od tego, jak dalej potoczy się mój dzień, mózg wygrzebie sobie później stosowną informację, zestawi ją z nowymi i będę mógł pochwalić się rozległą wiedzą (co zresztą bardzo chętnie czynię). Uda się to jednak tylko pod warunkiem, że zarezerwuję sobie czas na przerwy od informacji i zajmę się „mentalnym trawieniem”.

Zapomnieć, żeby pamiętać

Na tym etapie jest już chyba jasne, dlaczego o tak wielu rzeczach, które się nam przytrafiają, (pozornie) zapominamy. Po pierwsze, nowe dane mogą być tak podobne do dawnych, że wbudowany w mózg filtr informacyjny po prostu je odsiewa. Po drugie, mogą być na tyle istotne, że początkowo drzemią sobie nieuporządkowane w naszej podświadomości po to, by później można je było elastycznie dopasować do nowych informacji. Ściśle biorąc, w tej drugiej sytuacji nie ma mowy o zapominaniu – po prostu w danej chwili nie możemy sobie czegoś przypomnieć. Nie wolno jednak nie doceniać pracy, którą również bez naszego świadomego udziału wykonuje mózg, aby rozpoznawać wzorce i wzajemne relacje w otaczającym nas świecie. Być może nie jesteśmy w stanie przypomnieć sobie każdego słowa z rozmowy z szefem, ale to, co naprawdę ważne, mózg zachowa i wyciągnie w odpowiednim czasie.

System ten działa jednak tylko pod warunkiem, że nie wystawiamy mózgu na zmasowane bombardowanie informacjami. Wtedy bowiem tak naprawdę przestajemy już w ogóle zwracać uwagę na treść informacji, skupiając się wyłącznie na rozlicznych sposobach, na jakie może ona do nas docierać (przez dzwonek, wibrację lub pikanie telefonu, wyskakiwanie okienka na ekranie itp.). Wszystko to sprawia, że w którymś momencie mechanizmy filtrujące będą tak podkręcone, że wielu rzeczy nie będziemy w stanie nawet świadomie rejestrować. Łatwo można jednak tego uniknąć, jeśli tylko będziemy celowo robić sobie przerwy, w których mózg ma czas sobie sam pomyśleć.

A zatem przerwa!

Czy pamiętacie jeszcze, jakie były trzy pierwsze słowa na poprzedniej stronie? Wcale nie musicie, przecież właśnie w zapominaniu szczegółów jest głęboki sens! Jedynie dzięki temu mózg jest w stanie robić coś naprawdę wspaniałego: rozpoznawać prawidłowości i związki. Tak jest też w przypadku tego rozdziału: o ile zapamiętacie tylko, że wylatywanie nam czasem czegoś z głowy nie świadczy o słabości mózgu, lecz przeciwnie: to jego sprytny sposób na to, by z gąszczu informacji wyłowić później te najistotniejsze, po czym scalić je na nowo – wszystko jest w porządku, przyswoiliście sobie najważniejszy przekaz. Mózg nie jest ani maszyną do odtwarzania wspomnień, ani fanatykiem porządku, który z maniacką pedanterią stara się wszystko zachować i starannie poukładać. To raczej roztrzepany bałaganiarz, który wciąż błądzi myślami tu i tam. Ale właśnie dzięki tym przeskokom myśli jesteśmy twórczy i niezależni.

Choćbyście więc w ostatnich kilku minutach zapomnieli mnóstwo szczegółów z poprzednich stron, zapamiętajcie podstawową myśl: to właśnie przerwy sprawiają, że mózg może posegregować informacje i oznaczyć je do późniejszego wykorzystania. Dlatego z czystym sumieniem odłóżcie teraz tę książkę, zrelaksujcie się i pozwólcie informacjom trochę się ułożyć przed wznowieniem lektury. Nawet jeśli nie pamiętacie dokładnie przeczytanego właśnie rozdziału, mózg oznaczył już najważniejsze wiadomości i odłożył je na później.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: