Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ostatni oddech Cezara. Zrozum powietrze, którym oddychasz - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
3 października 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Ostatni oddech Cezara. Zrozum powietrze, którym oddychasz - ebook

Ta książka dosłownie zapiera dech w piersiach…
„Powietrza!” – możesz krzyknąć, czytając z wypiekami na twarzy opowieści o tej szczególnej mieszaninie gazów. Być może sam zdziwisz się własną reakcją. Mieszanina jest bowiem niepozorna w swojej przezroczystości i na co dzień nie zastanawiasz się nad tym, jak wnika do twoich płuc. Jednak to dzięki niej żyjesz, a teraz możesz się o niej więcej dowiedzieć! Weź więc głęboki oddech, bo powietrze z pewnością nie raz cię zaskoczy.

Kiedy w idy marcowe 44 roku p.n.e. Juliusz Cezar na podłodze rzymskiego Senatu wydał z siebie ostatni oddech, tchnienie to nie zniknęło bez śladu – właściwie, gdy czytasz te słowa, jego część przebywa w twoich płucach. Tak się bowiem składa, że z tryliardów cząsteczek gazów, jakie przed  chwilą uleciały z twoich ust, niektóre gościły w płucach dinozaurów, inne roznosiły zapach perfum Kleopatry czy mieszały się z gazem musztardowym na frontach I wojny światowej. Są w tej mieszaninie również molekuły, które tworzyły falę uderzeniową bomb atomowych, a nawet kosmiczny pył, z którego powstał Układ Słoneczny.

A jeśli boisz się, że niektóre opowieści z tej książki mogą okazać się zbyt nudne, odetchnij z ulgą – to zbiór fantastycznych ciekawostek, dzięki którym wiedza niepostrzeżenie, niczym powietrze, wnika w głąb ciebie i pozostaje na długo. Uważaj jednak! Możliwe, że kiedy się dowiesz, jak doszło do stworzenia chleba z powietrza i dlaczego bracia Montgolfier dostaliby dziś mandat za paryski smog, nie będziesz mógł złapać tchu.

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7229-795-2
Rozmiar pliku: 2,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp. Ostatni oddech

WSTĘP

Ostatni oddech

Zachęcam was serdecznie do przeprowadzenia pewnego małego eksperymentu. Chodzi o to, żeby przez kilka sekund skupiać całą uwagę na wydychanym powietrzu, tak jakby każdy oddech miał być waszym ostatnim. Jak dużo możecie powiedzieć na temat tego procesu? Płuca pozbywają się powietrza i powoli „flaczeją”. Ale co tak naprawdę dzieje się wówczas wewnątrz klatki piersiowej? Zbliżcie dłoń do ust, by poczuć na niej swój oddech. Powietrze, które się z nas wydobywa, różni się od tego, które trafia do płuc. Jest cieplejsze, wilgotniejsze, być może nabiera pewnego zapachu. Jaka alchemia za tym stoi? A teraz wyobraźcie sobie (nasz zmysł dotyku nie jest bowiem wystarczająco czuły, by tego dokonać), że na skórze rąk czujecie uderzenia pojedynczych cząsteczek gazu, nieprawdopodobnie maleńkich drobinek, zderzających się ze sobą i krążących chaotycznie wokół nas. Jak wiele ich jest i dokąd zmierzają?

Niektóre nie zalecą zbyt daleko. Być może wrócą do waszych płuc już z następnym oddechem, na podobieństwo jęzora fali, który cofa się, zaledwie liznąwszy morski brzeg. Wybrańcom uda się oddalić na tyle, że dotrą do sąsiedniego pokoju. Ale jakiś czas później część z nich do was stamtąd powróci – ot, przypowieść o cząsteczkach marnotrawnych. Większość jednak uleci do atmosfery, gdzie dołączy do niezliczonej masy cząsteczek gazowych, z którymi krążyć będzie wokół Ziemi. Lecz niektóre z nich, niczym znużeni pielgrzymi, znów trafią do waszych płuc, być może po kilku miesiącach. Między dwoma spotkaniami z tymi samymi cząsteczkami może się sporo wydarzyć, ale jedno jest pewne: duchy naszych dawnych oddechów nie odstępują nas ani na krok, są z nami dziś tak samo, jak były wczoraj.

Dotyczy to wszystkich ludzi na Ziemi, a nasze duchy (dechy?) mieszają się z innymi, z pewnością bowiem cząsteczki, które wdychamy, wielokrotnie przeszły przez płuca innych ludzi. Właściwie to nawet wtedy, gdy czytasz te słowa, wdychasz mieszaninę gazów, którą wypuścili z płuc ludzie przebywający w twoim otoczeniu. Jakbyś korzystał wciąż z używanego powietrza, takiego z drugiej ręki… Twoja reakcja na te słowa zapewne zależeć będzie od tego, kto dotrzymuje ci towarzystwa. Wzajemna wymiana powietrza bywa bowiem nader przyjemna, choćby wtedy, gdy na plecach czujemy oddech kochanka. Gorzej, gdy chodzi o nadzwyczaj gadatliwego współpasażera, który przed odlotem zdążył pochłonąć potrawę suto przyprawioną czosnkiem. Jeśli jednak nie leżysz pod maską tlenową, nie możesz uniknąć kontaktu z powietrzem, którym ktoś już oddychał. Stale poddajemy recyklingowi oddechy innych osób, nawet tych znajdujących się na końcu świata. Tak jak światło niesłychanie odległych od nas gwiazd może dotrzeć i pobudzić naszą siatkówkę, tak pewnego dnia, niesiona powiewem, może trafić do naszych płuc mała część oddechu nieznajomego z Timbuktu.

Co chyba jednak jeszcze bardziej zdumiewające, powietrze, którym oddychamy, łączy nas też z wydarzeniami z czasów minionych. Niektóre z cząsteczek gazów, które złożą się na jeden z kolejnych naszych oddechów, mogły fruwać w centrum wydarzeń z 11 września 2001 roku, owiewać upadający mur w Berlinie, unosić się nad frontami I wojny światowej czy łopotać w gwieździstym sztandarze powiewającym nad Fortem McHenry. A jeśli wysilimy wyobraźnię nieco bardziej, przenosząc się w czasie i w przestrzeni, urzeczywistnimy jeszcze ciekawsze scenariusze. Na przykład możliwe jest przecież, że biorąc kolejny oddech – tu i teraz – wciągniemy do płuc trochę powietrza, które wypuścił w swym ostatnim tchnieniu sam Juliusz Cezar.

Znacie tę historię? To posłuchajcie. Idy marcowe, 44 rok p.n.e., Juliusz Cezar, pontifex maximus, dictator perpetuo, którego imieniem nazwano jeden z miesięcy – lipiec, pierwszy z żyjących Rzymian, którego wizerunek trafił na monety, wkracza właśnie do Senatu. Wygląda całkiem rześko, zważywszy na źle przespaną noc. Podczas przyjęcia odbywającego się dzień wcześniej wywiązała się dość ponura dyskusja, jaki rodzaj śmierci jest najlepszy (Cezar oświadczył, że on wolałby szybką i niespodziewaną). Był epileptykiem i tej nocy spało mu się wyjątkowo słabo, a dodatkowo jego żonę prześladowały koszmary – w jednym z nich widziała, jak ich dom się wali, a mąż, cały we krwi, spoczywa na jej rękach.

Z tego wszystkiego jeszcze rano dyktator zamierzał zostać w domu. Ostatecznie jednak polecił służącym przyszykować lektykę i z nieliczną świtą ruszył ku Forum. W drodze na miejsce wreszcie nieco się odprężył i swobodniej odetchnął. Pozwolił sobie nawet na uszczypliwość względem mijanego wróżbity, który miesiąc wcześniej wieszczył mu w połowie marca spore niebezpieczeństwo. „Idy marcowe nadeszły i nic się nie stało!” – rzucił Cezar. „Ale jeszcze nie upłynęły” – odparł tamten ponuro.

Kiedy Cezar wkroczył do sali posiedzeń, kilkuset senatorów powstało. Prawdopodobnie było tam dość tłoczno, a powietrze zdążyło się już nieco podgrzać od ciał i oddechów zebranych. Zanim jednak przybyły zdążył się rozsiąść na swoim złotym tronie, podszedł do niego senator Tiliusz Cymber, prosząc o łaskę dla wygnanego brata. Cymber doskonale zdawał sobie sprawę, że Cezar nie zgodzi się na ułaskawienie w takich okolicznościach, ale o to właśnie chodziło. Senator prosił i prosił, Cezar odmawiał, a przez ten czas około sześćdziesięciu innych senatorów zbliżyło się do niego, jakby chcieli pospieszyć ze wsparciem. Cezar siedział wśród nich, władczy, acz coraz bardziej zirytowany. Próbował uciąć dyskusję, lecz wówczas Cymber w błaganym geście złapał go za ramiona, a następnie szarpnął mocno za purpurową togę, odsłaniając nagi tors.

„Czemu to robisz, to przemoc!” – rzekł Cezar. Z pewnością nie przewidywał, jak słuszna była to uwaga. Pierwszy cios zadał Publiusz Kaska, raniąc Cezara w szyję. „Kasko, złoczyńco, co czynisz?” – wykrzyknął Cezar, wciąż bardziej zaskoczony niż zły. Ale tłum „zwracających się z petycją” cisnął się już ku niemu. Każdy z zamachowców odsłonił togę i wyjął sztylet ze skórzanego futerału, w którym zwykle przechowywał rylec. Sześćdziesiąt sztyletów skierowało się w stronę dyktatora. Ten wreszcie pojął, co się święci. Sic semper tyrannis.

Cezar próbował walczyć, ale po kilku ciosach marmurowa podłoga pod jego sandałami spłynęła krwią. Zaczął się chwiać i plącząc się w zwojach materii okrywającej ciało, upadł. Zamachowcy rzucili się wówczas na niego, dźgając na oślep. Sztylety ugodziły go 23 razy. Później, po oględzinach zwłok, lekarze stwierdzili, że dwadzieścia dwa z owych ciosów nie były śmiertelne. Niewątpliwie jego ciało coraz gorzej znosiło każde kolejne zranienie, krążenie krwi z pewnością osłabło w częściach peryferyjnych, by podtrzymać właściwe utlenowanie narządów wewnętrznych. Ale Cezar miałby szansę przeżyć, gdyby nie jedna rana, zadana prosto w serce.

Według większości przekazów przed upadkiem Cezar owinął się togą i zmarł, nie wydawszy z siebie głosu. Ale według innej relacji – i chyba trudno się dziwić, że to właśnie ona przykuwa uwagę ludzi od dwóch tysięcy lat – Cezar padł, dopiero gdy ugodzono go w pachwinę. Przecierając krew zalewającą mu oczy, dostrzegł wśród zamachowców swojego protegowanego Brutusa, trzymającego krwawo połyskujący sztylet. Kiedy uświadomił sobie, kogo widzi, rzekł tylko: „Ty także, mój synu?”, co było tyleż pytaniem, co odpowiedzią. W następnej chwili okrył się szczelniej togą, by zachować resztki godności, po czym osunął się na posadzkę z ostatnim, bolesnym tchnieniem.

Vincenzo Camuccini, Zabójstwo Cezara

Jakie były dalsze losy tego wydechu? Na pozór sprawa jest prosta: już od wieków go nie ma, uleciał. Cezar zginął tak dawno temu, że niewiele pozostało nawet z budynku, w którym się to stało, a jeszcze mniej z jego poddanego kremacji ciała. Nawet żelazne sztylety zabójców zardzewiały i obróciły się w proch. Jakże więc miałoby trwać coś tak delikatnego jak oddech? Biorąc pod uwagę wielkość atmosfery, ostatni oddech Cezara musiał się już dawno rozpłynąć w nicości, rozproszyć w eterze. Zraniony może krwawić do oceanu, ale trudno się spodziewać, by morze wyrzuciło na brzeg krwawą falę tysiąc lat później.

Chodzi o skalę. Z każdym normalnym oddechem nasze płuca wypuszczają około pół litra powietrza. Ciężko dyszący Cezar mógł wydychać dwa razy tyle, czyli litr, co odpowiada pojemności około trzynastocentymetrowego balonika. Porównajmy teraz tę objętość z wielkością całej ziemskiej atmosfery. Choć jej granica jest nieco umowna, można przyjąć, że otacza nas warstwa gazów o grubości około 16 km. Przy tych wymiarach ma ona objętość ponad 8 miliardów km3. W porównaniu z tą liczbą jeden oddech to około 0,00000000000000000001% ziemskiego powietrza. Jak bardzo to mało? Weźmy wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek żyli na naszej planecie – wliczając w to ciebie, mnie, rzymskich cezarów, papieży, doktora Who, słowem, wszystkich – co da nam wartość liczoną w setkach miliardów. Przyjmijmy teraz, że cała ta ludzka masa reprezentuje atmosferę. A teraz weźmy z niej drobinę, która odpowiada jednemu oddechowi: otrzymamy 0,00000000001 „człowieka”, czyli próbkę zawierającą kilkaset komórek, zaiste ostatni oddech. Krótko mówiąc, w zestawieniu z objętością atmosfery oddech Cezara mieści się w marginesie błędu statystycznego, a szanse na to, że uda nam się wciągnąć do płuc jakąś jego część, wydają się bliskie zeru.

Zanim jednak machniemy ręką i definitywnie wykluczymy taką możliwość, zwróćmy uwagę na prędkość, z jaką gazy okrążają naszą planetę. W ciągu około dwóch tygodni wiatry rozniosły ostatni oddech Cezara dookoła świata, w pasmie pokrywającym się mniej więcej z równoleżnikiem przechodzącym przez Rzym – przebiegającym nad Morzem Kaspijskim, południową Mongolią, Chicago i półwyspem Cod. W ciągu dwóch miesięcy oddech Cezara rozproszyłby się nad całą półkulą północną, a w ciągu roku, góra dwóch lat, nad całym globem. (Oczywiście dziś jest tak samo – każdy oddech, beknięcie, kłąb spalin z rury wydechowej, wyruszywszy z dowolnego miejsca na Ziemi, dotrze do innego dowolnego miejsca naszej planety w ciągu dwóch tygodni, dwóch miesięcy lub najdalej roku czy dwóch lat).

Z tego by wynikało, że wiatry rozpędziły oddech Cezara na cztery wiatry i nic już po nim nie zostało, czyż nie? Niekoniecznie. Oddech Cezara, choć był jednostkowy, składał się wszak z maleńkich, policzalnych cząsteczek gazu. Na pewnym, ludzkim poziomie oddech ten dawno już rozpłynął się w atmosferze, ale na poziomie cząsteczek nic nie zginęło, wszystkie wciąż krążą wokół nas. (Bez względu na to, jak „miękkie” wydaje się powietrze, większość wchodzących w jego skład cząsteczek jest bardzo odporna: wiązania, które łączą atomy, należą do najsilniejszych w przyrodzie). Kiedy więc pytam, jaka jest szansa na oddychanie powietrzem, którym oddychał Cezar, pytam o to, jaka jest szansa na wciągnięcie do płuc cząsteczek, które wydobyły się z jego płuc.

Odpowiedź wymaga oczywiście pewnych obliczeń, mniej więcej na poziomie pierwszego roku studiów. Litr powietrza, w standardowych warunkach ciśnienia i temperatury, składa się z około 25 tryliardów (25 000 000 000 000 000 000 000) cząsteczek. To oczywiście ogłupiająco wielka liczba, wykraczająca daleko poza nasze możliwości pojmowania. Wyobraźmy sobie Billa Gatesa, który całą swoją fortunę, 80 mld dolarów, zamienia na gotówkę, wypłacając ją w banknotach jednodolarowych. Następnie inwestuje każdego dolara w nową firmę produkującą oprogramowanie, a każda z owych firm okazuje się niezwykle dochodowa i przynosi zysk kolejnych 80 mld dolarów. I tak mamy 80 mld firm wartych po 80 mld każda – ale to i tak cztery razy mniej niż liczba cząsteczek w pojedynczym oddechu. Gdyby dało się wykorzystać wszystkie drogi lądowe i wodne oraz lotniska istniejące od początku historii cywilizacji, to i tak nie obsłużyłyby one nawet małej części tego ruchu, który odbywa się w naszych płucach w każdej sekundzie. Z tej perspektywy ostatni oddech Cezara jest wprost niezmierzony i wydaje się wręcz nieuniknione, byśmy nie wciągnęli we własne płuca choć kilku cząsteczek gazu wypuszczonego przez imperatora.

Jaki jest więc końcowy wynik tych wyliczeń? Co w ostatecznym rozrachunku bierze górę? Gargantuiczna liczba cząsteczek w pojedynczym oddechu czy jego znikomość w porównaniu z wielkością atmosfery? Rozważmy pod pewnymi względami analogiczną sytuację – wielką ucieczkę z więzienia i obławę. Powiedzmy, że ucieczka nastąpiła z Alcatraz (u szczytu jego obłożenia). Al Capone, Robert „Birdman” Stroud, George „Machine Gun” Kelly i ich 297 kompanów obezwładniło strażników, opanowało więzienie, wykombinowało parę łódek i zwiało na ląd. Ponieważ wszyscy oni doskonale opanowali sztukę przetrwania, wkrótce rozprzestrzenili się z San Francisco po całym obszarze USA (jak cząsteczki gazu). A teraz załóżmy, że my, praworządni obywatele, nieco przestraszeni tym faktem, postanowiliśmy policzyć, jak duże są szanse, że któryś z bandytów będzie chciał znaleźć schronienie w naszym sąsiedztwie. Czy mamy się czego obawiać?

Powierzchnia USA to niespełna 10 mln km2. Biorąc pod uwagę, że zbiegów jest 300, jeden przypada na około 32 tysiące km2 (nieco dokładniej 32 500).. Moje rodzinne miasteczko w Dakocie Południowej leży na prerii mającej około 195 km2, więc liczba zbiegów, których mógłbym się tu spodziewać, wynosi 195 podzielone przez 32 500, co daje 0,006. Innymi słowy, zero. Oczywiście nie możemy być zupełnie pewni, że zero, bo jakiś może się jednak przyplątać. Ale zgodnie z zasadami prawdopodobieństwa zbiegów z Alcatraz było zbyt niewielu, by któryś z nich pobłądził w moje okolice.

No tak, lecz istnieją też większe więzienia. Zmodyfikujmy więc powyższy scenariusz, tym razem wybierając Cook County Jail w Chicago, w którym wyroki odsiaduje 10 tysięcy skazanych. Większa liczba uciekających więźniów podnosi do około 20 procent szanse na to, iż jeden z nich zawędruje w moje strony. Wciąż daleko do pewności, ale można się zacząć niepokoić. Prawdopodobieństwo rośnie jeszcze bardziej, jeśli założyć, że więzienia opuszczają wszyscy skazani (w USA to aż 2,2 mln osób). Wówczas liczba skazańców na gigancie ukrywających się w mojej mieścinie sięgnie 43 – i nie, nie chodzi o jakieś wartości ułamkowe, tylko o złoczyńców we własnych osobach. W scenariuszu z Alcatraz chroni mnie niewielki rozmiar mojego miasteczka w zestawieniu z olbrzymią powierzchnią USA. Ale w apokaliptycznej wersji wydarzeń, wedle której wolność wybraliby jednocześnie wszyscy więźniowie w kraju, ich olbrzymia liczba sprawiłaby, że jakaś część tej zbieraniny z pewnością zawitałaby nawet do tak nieznaczącej w skali kraju mieściny jak moja.

A teraz wróćmy do ostatniego oddechu Cezara. Cząsteczki powietrza, które wydostały się z jego płuc, to właśnie więźniowie, którzy wyrwali się na wolność. Rozprzestrzenianie się zbirów po całym kraju to dyfuzja cząsteczek oddechu w atmosferze. Szanse, że któryś z więźniów trafi do (relatywnie maleńkiego) miasteczka, to prawdopodobieństwo, że któraś z cząsteczek z oddechu Cezara trafi do naszych płuc z kolejnym wdechem (relatywnie maleńkim). Pytanie więc, czy ostatni oddech Cezara bliższy jest scenariuszowi ucieczki z Alcatraz (zbyt mało więźniów, by robiło to nam różnicę), czy też wyludnieniu się wszystkich zakładów penitencjarnych w kraju?

Odpowiedź brzmi – prawdopodobieństwo leży gdzieś w pół drogi między tymi dwiema możliwościami. Niczym materia anihilująca w spotkaniu z antymaterią, 25 000 000 000 000 000 000 000 cząsteczek i 0,00000000000000000001% niemal się znosi. Kiedy przegryźć się przez te liczby, okaże się, że z każdym oddechem powinniśmy wciągać do płuc około jednej cząsteczki z ostatniego oddechu Cezara. Wynik może się nieco zmieniać w zależności od przyjętych założeń, ale tak, jest bardzo prawdopodobne, że w każdym naszym oddechu są cząsteczki, które uleciały z płuc imperatora wraz z jego cri de coeur skierowanym do Brutusa. Pewne jest za to, że w ciągu dnia przez nasze płuca przejdą ich tysiące.

Zastanówmy się nad tym. Po długiej podróży poprzez czas i przestrzeń kilka molekuł, które tańczyły wówczas w jego piersi, dziś tańczy w naszej. A biorąc pod uwagę częstość naszych oddechów (jeden na cztery sekundy), zdarza się to 20 tysięcy razy dziennie. Przez wiele lat niektóre z nich mogą zostać nawet wbudowane w nasze ciało. Nie ma już żadnych stałych lub ciekłych pozostałości ciała Juliusza Cezara, ale gdy pomyśleć o powietrzu, Juliusz jest nam bliski niczym daleki krewniak. Parafrazując poetę, każdy jego atom jest również naszym atomem¹.



Czas jednak zwrócić uwagę, że pod opisanym powyżej względem Cezar nie jest w żaden sposób wyjątkowy. Sporo nasłuchałem się o różnych odmianach „oddechu Cezara” (z tym, że protagonistą tych opowieści był Jezus – chodziłem do katolickiej szkoły) i mógłbym równie dobrze wybrać kogokolwiek, komu wydanie ostatniego tchnienia przysporzyło trudności: mieszkańców Pompejów, ofiary Kuby Rozpruwacza, żołnierzy zagazowanych w okopach I wojny światowej. Ale mógłbym też wskazać kogoś, kto wydał spokojne ostatnie tchnienie we własnym łóżku. Procesy fizyczne i obliczenia byłyby mniej więcej takie same. Ale co tam, mógłbym też wybrać Rin Tin Tina albo słonia Jumbo. Pomyślmy o wszystkich organizmach, które kiedykolwiek oddychały, od bakterii do płetwala błękitnego. Możemy być pewni, że ostatni oddech każdego z nich w jakiejś części już trafił do naszych płuc lub wkrótce tam trafi.

Co więcej, nie musimy ograniczać się do oddychania. Zagadnienie, „na jak wiele cząsteczek czyjegoś oddechu możemy natrafić”, to popularne ćwiczenie na zajęciach z chemii czy fizyki. Ilekroć jednak słyszałem, jak ktoś o nim znowu rozprawia, narastało we mnie zniecierpliwienie. Czemu nie pójść dalej? Czemu nie prześledzić związków tych cząsteczek z innymi, większymi i dziwniejszymi zjawiskami? Dlaczego nie opowiedzieć całej historii, dotyczącej wszystkich wdychanych przez nas gazów?

Tak się bowiem składa, że każdy etap w historii Ziemi – od wulkanicznych erupcji w hadeiku do pojawienia się złożonego życia – zależał w bardzo dużym stopniu właśnie od nich. Gazy nie tylko tworzą powietrze, którym oddychamy, lecz także odcisnęły swoje piętno na kontynentach (stałych) i oceanach (ciekłych). Historia Ziemi to w dużej mierze historia ziemskich gazów. To samo można powiedzieć o historii ludzkości, szczególnie w ciągu ostatnich kilku stuleci. Kiedy wreszcie okiełznaliśmy fizyczną moc gazów, możliwa stała się konstrukcja silnika parowego i wysadzanie w powietrze w ułamkach sekund skał liczących miliardy lat. Kiedy zaś poznaliśmy gazy od strony chemicznej, zaczęliśmy produkować stal na drapacze chmur, znieczulać pacjentów podczas operacji i produkować wystarczająco dużo żywności, by nakarmić świat. Tak jak ostatni oddech Cezara, historia tych zdarzeń jest tuż obok nas, w każdym porywie wiatru kołyszącego gałęziami drzew, w balonie na podgrzane powietrze przelatującym nad naszymi głowami czy zapachu miętówek, lawendy lub, hm, gazów niejasnego pochodzenia. Raz jeszcze przybliżcie dłoń do ust i sami to poczujcie: cały świat skrywa się w jednym oddechu.

Taki właśnie jest cel tej książki – by wszystkie te ukrywające się przed naszymi oczami historie wydobyć na światło dzienne, by można było je dostrzec tak wyraźnie, jak „parujący” oddech w chłodny listopadowy poranek. Aby poznać bliżej te ukryte na co dzień tematy, zanurzymy się w oceanie razem z radioaktywnymi świniami, a także wybierzemy się na polowanie na robale wielkości jamnika. Przyjrzymy się również zmaganiom Alberta Einsteina, próbującego skonstruować lepszy rodzaj lodówki, i wybierzemy się na misję z pilotami testującymi ściśle tajną „broń pogodową” w Wietnamie. Przyłączymy się do wzburzonego tłumu, a nawet damy pogrzebać pod wyziewami tak gorącymi, że pod ich wpływem ludzkie mózgi momentalnie gotują się wewnątrz czaszek. Wspólnym elementem wszystkich tych historii są zaskakujące właściwości gazów – unoszących się nad wulkanicznymi jeziorami lawy i wytwarzanych przez mikroorganizmy, wydobywających się z probówek i silników samochodowych; gazów ze wszystkich zakamarków układu okresowego. Większością z nich oddychamy także obecnie. Każdy rozdział tej książki jest poświęcony innemu ich rodzajowi i przedstawia szczegóły historii, w której gaz ów wziął udział, w ten czy inny sposób wpływając na losy ludzkości. Czasem tragicznie, a czasem zaskakująco czy zabawnie.

Pierwsza część Ostatniego oddechu Cezara, zatytułowana Jak powstało powietrze. Pierwsze cztery atmosfery, dotyczy gazów występujących w przyrodzie naturalnie. Opowiada także o tym, jak z kosmicznej chmury gazu około 4,5 mld lat temu wyłoniła się nasza planeta. Nieco później Ziemię spowiła atmosfera, która powstała z gazów wyrzucanych przez wulkany głęboko z wnętrza planety. Narodziny życia wkrótce wywróciły skład tej pierwotnej atmosfery do góry nogami, wywołując tzw. katastrofę tlenową (która akurat dla nas i innych dzisiejszych ziemskich zwierząt była dość szczęśliwym zrządzeniem losu). Generalnie rzecz biorąc, z pierwszej części czytelnik dowie się, skąd się wzięło powietrze i jak zachowują się gazy w różnych warunkach.

Część druga, Ujarzmiając powietrze. O gazach i ludziach, przedstawia, jak w ciągu ostatnich stuleci nauczyliśmy się wykorzystywać różne ciekawe cechy gazów dla swoich potrzeb. Zwykle mamy dość mgliste wyobrażenie o tym, że powietrze odznacza się jakąś masą, ale przecież tak jest. Gdyby wpisać podstawę wieży Eiffla w koło, które stałoby się z kolei podstawą do budowy walca, w którym wieża by się zmieściła, masa zgromadzonego w nim powietrza byłaby większa niż masa metalu, z którego jest zbudowana wieża. A ponieważ gazy (także te składające się na powietrze) mają ciężar, mogą też podnosić, pchać, a nawet zabijać. To gazy stały się siłą napędową rewolucji przemysłowej i pozwoliły spełnić odwieczne marzenie ludzkości o lataniu.

W części trzeciej, Pogranicze. Nowe niebiosa, biorę pod lupę sprawy gazów w ostatnich dziesięcioleciach. Właśnie w tym czasie, co trzeba odnotować, zmieniliśmy znacząco skład powietrza, którym oddychamy: to, co wciągamy do płuc obecnie, różni się od tego, co wdychali nasi dziadkowie w młodości, a już zdecydowanie nie przypomina tego, co wdychano trzy stulecia temu. Zaczęliśmy też badać skład atmosfer planet znajdujących się poza Układem Słonecznym, co stwarza możliwość, że pewnego dnia nasi potomkowie opuszczą Ziemię i przeniosą się na planetę o atmosferze zawierającej gazy, których dziś nawet nie potrafimy sobie wyobrazić.

Ale są to zaledwie główne obszary zainteresowań – a istnieją jeszcze wątki poboczne, rozmaite dodatki i uzupełnienia, które pozwoliłem sobie określić mianem „interludiów”. Wychodzą one od tematów przedstawionych w głównych rozdziałach, przybliżając rolę, którą odgrywają gazy w takich zjawiskach z życia codziennego, jak chłodzenie, oświetlenie czy dolegliwości gastryczne. (Już dla czystej zabawy dodałem jeszcze historyjki o mniej codziennych sprawach, takich jak na przykład samozapłon czy „inwazja” obcych w Roswell). Wiele gazów, o których wspominam w tym właśnie kontekście, w śladowych ilościach występuje w powietrzu (tzn. powietrze zawiera je w proporcji kilku części na milion czy nawet miliard). Ale ta śladowość nie oznacza wcale pośledniego znaczenia. Pomyślmy na przykład o winie – w 99 procentach składa się z alkoholu i wody, ale przecież alkohol zmieszany z wodą to jeszcze nie wino. Ono wszakże może raczyć nasz zmysł powonienia niezliczonymi nutami zapachowymi – skóry, czekolady, piżma, śliwek itd. Podobnie, śladowe domieszki gazów nadają ostatecznego charakteru powietrzu, którym oddychamy, i opisanym w książce historiom.



Gdyby zapytać przechodniów na ulicy, z czego składa się powietrze, otrzymalibyśmy zapewne serię bardzo różnych odpowiedzi, w zależności od tego, który z gazów uznaliby oni za najważniejszy, lub też od tego, czy potraktowaliby to pytanie jako dotyczące składu powietrza na poziomie „mikro” czy może „makro”. I dobrze, bo można patrzeć na atmosferę i powietrze z bardzo różnych punktów widzenia. Właściwie to mam nadzieję, że książka ta zmieni wasze wyobrażenia dotyczące powietrza, a może nawet, że będą się one zmieniać z rozdziału na rozdział, dając na koniec całościowy pogląd.

Warto zadać sobie samemu pytanie, jaki jest nasz stosunek do powietrza – ponieważ to najważniejszy element naszego otoczenia. Bez jedzenia, czyli ciała stałego, możemy przeżyć kilka tygodni, bez wody, czyli cieczy, przetrwalibyśmy parę dni. Bez powietrza, czyli gazów, nie przeżylibyśmy dłużej niż kilka minut. Ale idę o zakład, że z wymienionych wyżej składników zdecydowanie najmniej myślicie właśnie o powietrzu. Ostatni oddech Cezara ma za zadanie to zmienić. Czyste powietrze nie ma koloru ani (w modelowej postaci) zapachu, a przez to wydaje się niemal nie istnieć. Ale to nie oznacza, że nie jest warte uwagi i opowieści. Ono wręcz domaga się głosu, więc słuchajcie…

1. Pieśń o sobie, Walt Whitman, wybór, przekład i posłowie A. Szuba, Kraków, Wydawnictwo Literackie 1992. (Wszystkie przypisy u dołu stron pochodzą od tłumacza).I. JAK POWSTAŁO POWIETRZE. PIERWSZE CZTERY ATMOSFERY

I. JAK POWSTAŁO POWIETRZE

PIERWSZE CZTERY ATMOSFERY

W tej części zajmiemy się dwiema niezwykle ważnymi kwestiami dotyczącymi powietrza: skąd się wzięło i z czego się składa. W swojej historii Ziemia miała kilka atmosfer o różnym składzie. Wiele z tych gazów pochodziło z wulkanów, część jednak pojawiło się już u zarania naszej planety, na długo przed narodzinami życia. To ostatnie także odcisnęło piętno na składzie atmosfery, zmieniając ją na różne sposoby, zwłaszcza doprowadzając do wzrostu zawartości tlenu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: