- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.zystko z kieszeni i położył na biurku Anatola Korkodusa. Oprócz przepustki miał przy sobie tylko trzydzieści siedem kuponów. Mógłby za nie kupić jakieś buty na drogę, wystarczyłoby mu na zmianę bielizny i na parciane spodnie. Poza tym nie miał nic. Kiedy się o tym przekonałem, robiąc mu gruntowną rewizję osobistą, oprowadziłem go po dziedzińcu biura brygady do spraw wodnych, gdzie mieszkaliśmy ze starym w stojącym w głębi dawnym dworku Czervenskich. Był to pusty, porośnięty chwastami dziedziniec, ze śladami stóp odciśniętymi w błocie, które teraz ściął mróz. W otwartej stodole stały zardzewiały pług śnieżny, stara zakurzona bryczka, obok niej zaś sfatygowany terenowy willys z poprzebijanymi oponami, który należał do honorowego pełnomocnika rejonu Hamilcara Nikonuka. Gdziekolwiek szliśmy, Daniel Vandieluk zostawiał za sobą ciemne ślady odcinające się od zamarzniętego gruntu. Przed wychodkiem zatrzymał się i poprosił, bym mu pozwolił wejść za potrzebą. Kiedy na niego czekałem, spostrzegłem przy otwartej furtce smagłego Balwindera, człowieka do wszystkiego w naszym urzędzie. Nie wiem, skąd się tam wziął, bo jak szliśmy, nie widziałem żywej duszy. Nie powiedział dzień dobry, nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem, kiedy skinąłem głową, stał tylko, stał nieruchomo i zezując, zaglądał na podwórze. Na podwórze, gdzie poza nami dwoma nie miał nic do oglądania. Podszedłem do niego. Jest jakiś problem? Po diabła pan tu sterczy? Zaraz tam problem. Tak tylko się rozglądam. A może nie wolno? Wolno, nie wolno, widzę, że pan to robi specjalnie. Za wiele sensu w tym nie ma, tyle mogę powiedzieć. A może ma. Fuj! Aż splunąłem ze złości. Tymczasem Daniel Vandieluk wyszedł ze sławojki. Ja też tu będę mieszkał? Mieszkać będziesz tam, gdzie odbywa się kwarantanna. Od dziś wieczór, całe trzy tygodnie. Taki tu zwyczaj, wiesz, z powodu bakcyli. Było po nim widać, że nie bardzo rozumie, o czym mówię. Może nawet nie wie, co to jest kwarantanna, a co bakcyl, skoro jednak nie pytał, to mu nie objaśniłem. Posadziłem Daniela Vandieluka w kuchni, rzuciłem mu pod nogi jakiś postrzępiony kilim, by sobie nim okrył bose stopy, jeśli mu zmarzną. Mimo że w kuchni też nie było za ciepło, rysy mu się wygładziły, z nosa pociekło, wytarł go w rękaw kurtki. Był bladym, wątłym dzieciakiem, miał cienką skórę, niebieskoszarymi, zimnymi, psimi oczami rozglądał się po pomieszczeniu. Na wierzchu jego dłoni widniał nieporadny tatuaż w kolorze atramentu, zagadkowe znaki świadczące o tym, że musiał być karany: kropki, kreski, krzyżyki. Anatol Korkodus polecił mi, żebym był dla niego miły, żebym z nim porozmawiał, a kiedy przyniosą z kantyny obiad, przypilnował, by zjadł, i dopiero takiego najedzonego posłał do niego, który leży złożony chorobą. Ale ja tego ranka nie miałem ochoty na uprzejme rozmowy. Przychodziło mi wprawdzie to i owo do głowy, już brałem głębszy oddech, żeby się odezwać, lecz jak tylko na niego spojrzałem i napotkałem jego wzrok, od razu traciłem chęć. Myślałem raczej o tym, że gdyby zamiast Daniela Vandieluka siedział tu ktoś inny, byłoby lepiej. * Długa cisza, kiedy się tak ciągnie i ciągnie, nagle dobywa z siebie głos. Delikatnie wzdychając, zaczyna szemrać jak odległy wodospad, potem syczy, a gdy już grzmi, dudni nie do wytrzymania, masz wrażenie, że coś lodowatego wstrzyknięto ci do uszu, cały świat się do nich wlewa. Teraz przez chwilę rozlegało się tylko pohukiwanie w kominie, potem tykanie budzika, jakby je wiatr skądś przynosił, z dalekich łąk, to cichło, to znów się nasilało. W końcu moja kotka Tatiana zaczęła drapać w drzwi. Otworzyłem jej, lecz nie weszła, porozglądała się tylko, cichutko pomiaukując, powęszyła. Była tajemniczą istotą, samowolną i nietowarzyską, jak wszystkie zwierzęta o żółtym futrze. Otworzyłem dwie konserwy z wątróbką i zwabiłem ją na podwórko za domem. Zamknąłem w komórce na narzędzia, z której nie mogła uciec. W szopie, odkrytej z jednej strony, cały kosz załadowałem torfem, na wierzchu położyłem trochę drewna. Z tym wróciłem do domu. W papier gazetowy zawinąłem nasączone olejem trociny i użyłem ich do rozpalenia ognia pod kuchnią, a kiedy ogień zapłonął, dorzuciłem kilka szczap i parę bryłek torfu. Nie spieszyłem się, wręcz przeciwnie, miałem nadzieję, że w ten sposób czas szybciej upłynie. Lecz wciąż jeszcze było rano. Dlaczego jej nie wpuściłeś, skoro miauczała? Dzisiaj jej miejsce jest w komórce. Mamy otrzymać kilka świnek morskich, wolałbym, żeby nie doszło do spotkania. Otworzyłem torebkę z langoszami. Ciepłe kasztany wysypałem na stół, na brudną ceratę. Obrałem jeden i jedząc, skinąłem na Vandieluka, żeby sobie brał, żeby nie dał się prosić. Najpierw oderwał
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, inne |
Wydawnictwo: | Czarne |
Rok publikacji: | 2014 |
Liczba stron: | 240 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.