- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.miejętności, które były z pewnością niezbędne w tak delikatnej pracy. Dom Karola wydał nam się więc miejscem niezwykłym - tak jakby działała tam prawdziwa pracownia alchemiczna. Ale jego zaufanie do nas miało najwidoczniej pewne granice. Zdarzyło się co najmniej kilka razy, że wracając ze szkoły, zachodziliśmy do niego, by dowiedzieć się od mamy lub starszej siostry, że nie ma go w domu. Co najmniej raz podejrzenia, że Karol ukrywa się przed nami, wciągając w tę konspirację członków rodziny, potwierdziły się, kiedy kręcąc się po okolicy, przyłapaliśmy go, jak wymyka się z domu, w którym go rzekomo nie było. Nie wiedzieliśmy, co skłaniało go do takiego postępowania. Może były to napady zawstydzenia - w rodzaju tych, które czasem nie pozwalały mu odpowiedzieć na proste pytania irytujących się coraz bardziej nauczycieli - a może jakieś zajęcia lub plany, w których moglibyśmy mu przeszkodzić. Nie wiemy tego również dziś - tak jak nie wiemy, jaką niezwykłą drogę życiową wybrał i czym się obecnie zajmuje. Straciliśmy go z oczu już w pierwszych latach szkoły średniej. Dalszy odcinek Stockiej został pochłonięty przez dwie białe plamy. Jedna z nich ciągnie się po lewej stronie ulicy (nie pamiętam nawet, co znajdowało się naprzeciwko domu Karola) aż do pustej parceli, na której nie było śladu fundamentów. Może nigdy nie było tam żadnego domu? Zarośnięta dziką trawą i chwastami łączka była chyba przegrodzona symbolicznym płotkiem, tak jakby ktoś rościł sobie jednak do niej prawa lub robił z niej jakiś użytek. Wydaje mi się, że na tej wydzielonej części stała jakaś komórka. Gołębnik? Stary kurnik? Nie wiem. Dalej Stocką przecinała brukowana kocimi łbami uliczka. Za nią stał osłonięty solidnym parkanem parterowy dom. Potem znów bezpańska parcela. Tu jednak, wśród gęstych krzewów, stały ruiny budynku, z którego zachował się częściowo przynajmniej jeden pokój. Nawet jeśli brakowało w nim sufitu, musiał być na tyle przytulny, że stał się popularnym miejscem przygodnych alkoholowych libacji. Było to miejsce prawdziwie numinotyczne - nieodparcie kuszące i przerażające zarazem. Kusiło możliwością znalezienia butelek po wódce lub winie, które można było sprzedać w pobliskim skupie, i przerażało pamięcią spotkań z wychylającymi się z krzaków bełkocącymi lub przeklinającymi mężczyznami w brudnych ubraniach. Czasem bywały tam również kobiety, ale fakt ten, zamiast dawać nadzieję, niepokoił jeszcze bardziej. Poszukiwanie butelek potrafiło nas wciągnąć równie mocno, jak niektórych ludzi wciąga zbieranie grzybów. Wyłaniający się z trawy lub gruzu jasny błysk białego szkła, czasem przełamanego odcieniem morskiego błękitu, barwa etykiety (zdarzało się, że była to owa słynna klasyczna czerwień), surowy, ale już zanikający zapach ostatnich kropel alkoholu - wszystko to składało się na radosne doznanie porównywalne jedynie ze znalezieniem wśród dziewiczych mchów doskonale kształtnego prawdziwka o oszczędnym, a przecież dojmującym aromacie. Ale też tu mniej więcej, na końcowym odcinku Stockiej, zdarzało nam się oddawać innemu, równie narkotycznemu zajęciu. Wiosną i jesienią na nierównej powierzchni ulicy tworzyły się dziesiątki, jeśli nie setki kałuż - czasem tak dużych i licznych, że trzeba było znacznej uwagi, by wynaleźć prowadzącą między nimi bezpieczną drogę. Pewnego razu któryś z nas, jak Mojżesz uderzający laską w skałę, by uwolnić ukrytą w niej wodę, przeciągnął patykiem po wilgotnej ziemi oddzielającej dwie kałuże. Wąski rowek podszedł od dołu wodą, która pociągając za sobą ziarenka piasku, szybko zwróciła się w jedną stronę i zamieniła się w strumyk. Jedna kałuża zaczęła przepływać do drugiej. Widok ten wydał nam się równie cudowny, jak cudowny musiał wydać się Żydom - też przecież odbywającym wtedy swoją podróż wszystkich podróży - widok wody tryskającej z jałowej pustyni. Co prawda pierwszy przepływ szybko ustał, ale chwila ta wystarczyła, byśmy dostrzegli przed sobą wielkie wyzwanie. Postanowiliśmy przepompować wszystkie kałuże na stumetrowym chyba odcinku ulicy. Nie pamiętam, czy chodziło o to, żeby w ostatecznym rachunku skierować całą tę wodę do morza, czy o to, by zalać w jednym miejscu ulicę tak, by nikt nie mógł przejść nią suchą nogą. Sądzę, że cieszył nas sam proces, samo wyzwalanie energii uśpionej w nieruchomych plamach wody. Zrzuciliśmy tornistry, znaleźliśmy solidne kije do drążenia kanałów i pomagając sobie obcasami butów, a czasem gołymi dłońmi, zabraliśmy się do pracy. Początkowo szło dobrze. Przez chwilę udało nam się spowodować, że na niektórych odcinkach ulicą Stocką płynęły rwące potoki. Jedne kałuże znikały, inne potężniały do tego stopnia, że same, ju
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | eseje, felietony i publicystyka |
Wydawnictwo: | Czarne |
Rok publikacji: | 2014 |
Ilość stron: | 176 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.