Klinika Małych Zwierząt w Leśnej Górce - Tomasz Szwed - ebook + audiobook + książka

Klinika Małych Zwierząt w Leśnej Górce audiobook

Tomasz Szwed

4,0

Opis

Zapraszamy do Kliniki Małych Zwierząt w Leśnej Górce. Prowadzą ją małe zwierzęta: profesor Borsuk i jego biały personel - doktor Łasiczka, Suseł, siostry Wiewiórki, sanitariusz Ryś i wiele innych ważnych postaci. Opowiadania o lekarzach i ich pacjentach, o radościach, smutkach, niezwykłych przygodach i sukcesach  medycznych wykształconych specjalistów o miłych pyszczkach, miękkich futerkach i barwnych piórkach.

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 6 min

Lektor: Tomasz Szwed

Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Rozdział 1Co widział Suseł

Wystarczy rozgrzebać zatkane suchą trawą wyjście z nory, wystawić pyszczek z ruchliwym noskiem i powąchać wiatr.

Tak! To już! Właśnie dzisiaj Zima wypuściła ziemię z lodowego uścisku.

Może jednak jesteś niezbyt pewnym siebie Zwierzątkiem? Zrób więc taką próbę: wyjdź z nory na południową stronę, gdzie nie ma już śniegowych łat. Zacznij grzebać prawą przednią łapą w ziemi. Jeśli powierzchnia jest błotnista, dołącz teraz lewą przednią łapę i kop dalej. Gdy zrobisz już sporą jamę i nie natkniesz się na zmarzniętą ziemię, możesz mieć pewność, że przyszła Wiosna! Odbij się z czterech łap do góry, zapiszcz lub zaszczekaj, puść się szalonym biegiem wokół najbliższego drzewa, a później wpadnij do nory i zawołaj całą rodzinę. W takim dniu dobrze mieć obok kogoś bliskiego i kochanego.

– Wstawajcie! Już czas! Przyszła Wiosna! – piszczał najmłodszy Suseł, bo to właśnie on był tym Zwierzątkiem, które pierwsze wyszło na zewnątrz.

– Tak, tak, tak… już, już… – zamruczał tatuś Suseł i przekręcił się na drugi bok.

– Umyj łapki, kochanie, ja właśnie… – sapnęła mama Suseł i podniosła głowę, która wolniutko zaczęła z powrotem opadać na posłanie.

Tak samo było w legowisku rodzeństwa, tyle że groźniej, bo najstarszy brat na próby podnoszenia mu powiek prychnął i wyszczerzył zęby.

– To nie, bez łaski! – pisnął Mały i wybiegł z nory.

Wrócił koło południa, ubłocony, zziajany, spocony, nie do końca szczęśliwy, bo to tylko pół radości witać Wiosnę samemu – i znowu zasnął.

Następnego dnia w Dzięglowej Górce u przebudzonej już rodziny Susłów było trochę nerwowo i niespokojnie. Najmłodszy leżał na swoim posłaniu, miał zamknięte ślepka, suchy, gorący nosek, kasłał i świszcząco oddychał.

– Wydaje mi się, że wychodził z nory, bo ma zaschnięte błoto na łapkach – powiedziała zaniepokojona pani Suseł.

– Raczej na pewno – sapnął pan Suseł. – Wejście jest rozgrzebane. Teraz rozumiem, dlaczego było mi tak zimno.

– Tu potrzeba lekarza – zdecydowała mama. – Pobiegnij do Kliniki i zawiadom pana Żbika z Pogotowia – powiedziała do najstarszego syna.

– Dlaczego zawsze ja?! – zaskamlał. – A oni nie mogą?

– Zawsze Najstarszy opiekuje się Najmłodszym, znasz zasady, prawda? – Pogłaskała go po łebku.

– No dobra… idę… – zastękał, wstając. Szedł w stronę wyjścia, powłócząc łapami.

– I uczesz się, jak wychodzisz z nory – zawołał za nim pan Suseł.

– A ja lubię, jak mi futro sterczy – zapiszczał najstarszy i myknął na łąkę.

– Grrr… – warknął cicho pan Suseł.

W Klinice doktor Łasiczka badała Małego. Zmierzyła temperaturę, osłuchała, zajrzała do gardła, poleciła zbadanie krwi i moczu.

– Zapalenie oskrzeli – oznajmiła zdenerwowanej pani Susłowej, która z córeczką czekała w korytarzu. – Proszę się nie martwić, za tydzień wróci do domu. Dostał już zioła napotne i wykrztuśne. Idźcie teraz do niego, bo trochę się boi zapachu szpitala.

– Za długo biegałeś po lesie, Malutki – powiedziała mama, siadając przy łóżku Susła i głaszcząc go po pyszczku. – Po śnie zimowym wszyscy jesteśmy osłabieni i wrażliwi na choroby, więc nie można przesadzać z wędrówkami.

– A jak nie będziesz słuchał mamy, to się zamienisz w Rybę, zobaczysz – zatrajkotała siostrzyczka. – Już masz zapalenie skrzeli. Mały Ryba, Mały Ryba!

– Przestań – fuknęła mama. – To oskrzela, nie skrzela. Takie małe rureczki, które doprowadzają powietrze do płuc – powiedziała pani Susłowa, bo właściwie zawsze wszystko wiedziała.

W Klinice najmłodszy Suseł spał cichutko. W łapce trzymał wiosenny prezent, piłeczkę z młodych korzonków prawoślazu sklejonych syropem klonowym. Najwspanialsze było to, że kiedy znudzi się zabawa piłeczką, to będzie można ją zjeść.

Suseł spał, śniła mu się bajeczka, którą opowiedziała mu przed chwilą mama. Bajeczka o Miodowym Słonku.

Rozdział 2Katastrofa w gabinecie zabiegowym

– Proszę zaszyć ranę, panie doktorze – powiedział profesor Borsuk, ordynator kliniki, do stażysty. Ten młody lekarz asystował dziś po raz pierwszy przy zabiegu składania złamanego skrzydła.

– No i po wszystkim, panie Wrona. – Profesor mrugnął porozumiewawczo do zatroskanego i bardziej szarego niż zazwyczaj tatusia małego Wroniątka. Malec nieprzytomnie przymykał oczy, budząc się po znieczuleniu.

– Na drugi raz niech pan powie synkowi, że nie można się huśtać na sercu dzwonu, kiedy zaczyna się kołysać. Wiadomo, że w którymś momencie uderzy się w twardy metal. Tak, synku? – Pogłaskał po łebku małego Ptaka, który z przerażeniem patrzył na skrzydło zranione w czasie zabawy.

– Więc jaki przypadek tutaj mieliśmy, doktorze? – zwrócił się profesor do stażysty nerwowo przebierającego łapkami.

– Otwarte złamanie kości promieniowej skrzydła lewego – padła szybka odpowiedź.