Polska w Unii Europejskiej - Przemysław Dubel, Artur Adamczyk - ebook

Polska w Unii Europejskiej ebook

Przemysław Dubel, Artur Adamczyk

3,0

Opis

 

Zaprezentowane w książce treści potwierdzają tezę, że członkostwo Polski w UE przyczyniło się do zmian struktury polskiej gospodarki, wzrostu znaczenia politycznego oraz postępu cywilizacyjnego naszego kraju. Można oczywiście zadać pytanie, czy okres ten można było wykorzystać lepiej, czy można było uniknąć błędów i osiągnąć większy sukces? Pytanie to jednak należy postawić nie tylko polskim decydentom, ale głównie politykom europejskim, którzy nie umieli ustrzec Europy, a przede wszystkim strefy euro, przed wieloma skutkami światowego kryzysu.

 

***

 

Analizując minioną dekadę, trzeba postawić kolejne pytania związane z dalszą obecnością Polski w UE: czy pogłębiać naszą integrację, wchodząc do strefy euro, a jeżeli tak – to kiedy? Jak prowadzić dalszą politykę wschodnią UE w obliczu konfliktu we wschodniej Europie? Przed Polską i UE stoi wiele wyzwań i problemów, które, jak pokazuje dotychczasowe doświadczenie, lepiej jest rozwiązywać w spójnej europejskiej strukturze.

 

Przemysław Dubel, Artur Adamczyk

 

Autorzy trafnie diagnozują najważniejsze problemy występujące w Unii Europejskiej. A z perspektywy 10-letniej obecności Polski w tej organizacji dochodzą do wniosku, popartego rzetelną analizą, że obecny bilans tej obecności jest zdecydowanie dodatni (…). Recenzowana książka jest udaną próba pokazania różnorodnych obszarów ilustrujących efekty 10 lat członkostwa Polski w UE. Szeroki i dobrze doprecyzowany zakres tematyczny publikacji, a dodatkowo dojrzałość i solidność prezentowanych w niej tez to zalety, które pozwalają na stwierdzenie, że książka powinna zainteresować studentów, ekspertów, media oraz polityków.

 

z recenzji prof. zw. dra hab. Andrzeja Stępniaka

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 311

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Polska

w Unii Europejskiej

10 lat doświadczeń

redakcja naukowaPrzemysław Dubel Artur Adamczyk

Recenzent: prof. zw. dr hab. Andrzej Stępniak, Ośrodek Badań Integracji Europejskiej, 

Uniwersytet Gdański 

Redakcja: Agnieszka Al-Jawahiri

Projekt okładki: Studio KARANDASZ

Skład i łamanie: JOLAKS – Jolanta Szaniawska

© Copyright by Poltext sp. z o.o.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentów niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci zabronione. Wykonywanie kopii metodą elektroniczną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym, optycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji. Niniejsza publikacja została elektronicznie zabezpieczona przed nieautoryzowanym kopiowaniem, dystrybucją i użytkowaniem. Usuwanie, omijanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.

Publikacja dofinansowana przez Wydział Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego

Warszawa 2015

Poltext sp. z o.o.

02-230 Warszawa, ul. Jutrzenki 118

tel.: 22 632-64-20

e-mail: [email protected]

internet: www.poltext.pl

ISBN 978-83-7561-592-0 (format e-pub) 

ISBN 978-83-7561-596-8 (format mobi) 

ISBN 978-83-7561-501-2 (format pdf) 

Opracowanie wersji elektronicznej:

Karolina Kaiser

Spis treści

Okładka

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Od redaktorów

Kazimierz Ryć

 Dylematy konwergencji w strefie euro. Wnioski dla Polski

Grzegorz Tchorek, Paweł Krzewicki

 Wpływ akcesji do UE na strukturę polskiego eksportu

Bartłomiej Nowak

 Bezpieczeństwo energetyczne a rozwój gospodarczy państwa w kontekście członkostwa Polski w UE – wybrane aspekty

Przemysław Dubel

 Wpływ funduszy unijnych na rozwój gospodarczy i społeczny Polski – bilans 10 lat członkostwa w UE

Małgorzata Winter

 Polska w Unii Europejskiej a zarządzanie finansami publicznymi – wybrane aspekty

Przemysław Hensel

 Unia Europejska jako ponadnarodowy normodawca kształtujący modernizację polskiej administracji publicznej

Bogdan Góralczyk

 Rola Polski w UE i na mapie geopolitycznej świata po kryzysie 2008 roku

Dariusz Milczarek, Olga Barburska

 Polityka wschodnia Unii Europejskiej – rola Polski

Artur Adamczyk

 Ewolucja współpracy państw Grupy Wyszehradzkiej na forum Unii Europejskiej po 2004 roku

Tomasz Ochinowski

 Problem kluczowych kompetencji organizacyjnych Polski w Unii Europejskiej widziany z perspektywy historii idei

Przypisy

Od redaktorów

Dziesiąta rocznica obecności Polski w Unii Europejskiej jest bardzo ważnym wydarzeniem skłaniającym do dokonania podsumowania, a nawet bilansu naszego członkostwa w tej organizacji. Ocena ta powinna zawierać zestawienie zysków i strat związanych z naszą akcesją, a wynikających zarówno z wewnętrznych działań i wysiłków podejmowanych przez kolejne polskie rządy i polskie społeczeństwo, jak i z działań struktur unijnych. Równocześnie taka analiza powinna uwzględnić skutki ważnych wydarzeń na „starym kontynencie”, a także w wymiarze globalnym, które w istotny sposób wpłynęły na działanie samej Unii oraz na sytuację w państwach członkowskich. Do takich zdarzeń z pewnością możemy zaliczyć wejście w życie traktatu lizbońskiego w 2009 r., reformującego instytucje Unii Europejskiej i nadającego jej podmiotowość prawno-międzynarodową. Niestety, wśród takich wydarzeń należy uwzględnić także, a nawet przede wszystkim, światowy kryzys ekonomiczny z roku 2008, który doprowadził do załamania gospodarczego w państwach Europy Południowej i u nowych członków Unii oraz przyczynił się do recesji gospodarczej w całej Unii Europejskiej. Polska, jako jedyny kraj w Unii, przez cały okres trwającego kryzysu ekonomicznego osiągała wzrost gospodarczy, konsekwentnie wykorzystując środki unijne. Wzmocnienie pozycji ekonomicznej naszego kraju przekładało się także na odgrywanie coraz silniejszej roli politycznej. Było to szczególnie widoczne w kształtowaniu polityki wschodniej UE, której emanacją jest Partnerstwo Wschodnie.

Treść niniejszej publikacji stanowi właśnie próbę dokonania bilansu dziesięciolecia członkostwa Polski w UE z uwzględnieniem wielu dziedzin oraz uwarunkowań wewnętrznych i zewnętrznych. Jest to pokłosie indywidualnych badań prowadzonych przez pracowników nau­kowych Wydziału Zarządzania oraz Centrum Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego. Problematyka zawarta w artykułach nie ma charakteru kompleksowego. Autorzy koncentrowali się głównie na skutkach ekonomicznych, politycznych oraz – w niewielkim zakresie – społecznych naszej akcesji do UE oraz na międzynarodowych wydarzeniach oddziałujących na rezultaty naszego członkostwa.

Ocenę szans i zagrożeń wynikających z przynależności Polski do UE zaczyna rozdział Kazimierza Rycia poświęcony wpływom utworzenia wspólnej waluty na proces konwergencji (a w zasadzie jego brak) gospodarek państw członkowskich UE. Autor, wytykając błędy popełniane przez europejskich autorów Unii Gospodarczej i Walutowej (UGW), wskazuje, jakie zmiany w sposobie funkcjonowania strefy euro byłyby najkorzystniejsze, aby nasz kraj nie miał wątpliwości, iż powinien w przyszłości zostać członkiem tej strefy.

Autorzy rozdziału drugiego, Grzegorz Tchorek oraz Paweł Krzewicki, skoncentrowali się na analizie badań empirycznych oceniających przemiany w strukturze naszego handlu zagranicznego po wejściu Polski do UE. Ze szczególną dokładnością opisali ewolucję rodzajowej i geograficznej struktury polskiego eksportu.

W kolejnym artykule Bartłomiej Nowak prezentuje polskie doświadczenia wynikające z członkostwa w UE, analizowane z perspektywy bezpieczeństwa energetycznego i jego wpływu na rozwój gospodarczy państwa.

W następnym rozdziale Przemysław Dubel prezentuje wpływ funduszy unijnych na rozwój gospodarczy i społeczny Polski. Autor jednoznacznie wskazuje, że Polska (europejski prymus) bardzo dobrze wykorzystała finansową pomoc UE, starając się nadrobić różnice społeczne i gospodarcze dzielące nas od bogatych państw UE.

Piąty rozdział przygotowany przez Małgorzatę Winter ma na celu pokazanie, w jaki sposób wejście Polski do UE przyczyniło się do ewolucji kontroli oraz audytu w sektorze finansów publicznych. Autorka podkreśla, że jednym z istotnych obszarów ściśle związanych z integracją Polski z państwami członkowskimi są finanse publiczne, których stan wpływa między innymi na spełnienie kryteriów konwergencji, a w konsekwencji warunkuje „pełną” przynależność do Unii Gospodarczej i Walutowej.

W następnym tekście zatytułowanym „Unia Europejska jako ponadnarodowy normodawca kształtujący modernizację polskiej administracji publicznej” Przemysław Hensel stara się ukazać Unię Europejską jako składnik ponadnarodowej sieci rządzenia oraz identyfikuje problemy, które pojawiają się na styku polskiej i europejskiej administracji w ramach przyjmowania norm unijnych.

Bogdan Góralczyk to autor rozdziału, który dokonuje oceny członkostwa Polski w UE z szerszej, globalnej perspektywy, wskazując, w jaki sposób procesy światowe (a głównie kryzys z 2008 r.) wpłynęły na rozwój UE (a właściwie jej stagnację) w ostatniej dekadzie i jak to przełożyło się na międzynarodową pozycję naszego kraju.

W następnym tekście Dariusz Milczarek i Olga Barburska przedstawiają ewolucję wpływu Polski na kształtowanie polityki wschodniej Unii Europejskiej. Autorzy podkreślają, że bez konsultacji z polską dyplomacją Bruksela obecnie nie jest w stanie podjąć żadnej decyzji dotyczącej sytuacji u naszych wschodnich sąsiadów.

Artur Adamczyk z kolei prezentuje analizę roli Polski w kształtowaniu współpracy w ramach Grupy Wyszehradzkiej. Wskazuje na wspólne interesy wyszehradzkiej czwórki tworzącej często koalicje na forum UE, definiuje także problemy blokujące współpracę tych państw w ostatniej dekadzie.

Książkę zamyka rozdział opracowany przez Tomasza Ochinowskiego, który próbuje przedstawić potencjalną rolę powojennego dyskursu o procesach integracji europejskiej jako inspiracji dla współczesnego nam zarządzania kompetencjami organizacyjnymi Polski w UE.

Konkludując, zaprezentowane treści potwierdzają tezę, że członkostwo Polski w UE przyczyniło się do zmian struktury gospodarki, wzrostu znaczenia politycznego oraz postępu cywilizacyjnego naszego kraju. Można oczywiście zadać pytanie, czy okres ten można było wykorzystać lepiej, czy można było uniknąć błędów i osiągnąć większy sukces? Pytanie to jednak należy postawić nie tylko polskim decydentom, ale głównie politykom europejskim, którzy nie umieli ustrzec Europy, a przede wszystkim strefy euro, przed wieloma skutkami światowego kryzysu.

Analizując minioną dekadę, trzeba postawić kolejne pytania związane z dalszą obecnością Polski w UE: czy pogłębiać naszą integrację, wchodząc do strefy euro, a jeżeli tak – to kiedy? Jak prowadzić dalszą politykę wschodnią UE w obliczu konfliktu we wschodniej Europie? Przed Polską i UE stoi wiele wyzwań i problemów, które, jak dotychczasowe doświadczenie pokazuje, lepiej jest rozwiązywać w spójnej europejskiej strukturze.

Przemysław Dubel, Artur Adamczyk

Kazimierz Ryć[1]Dylematy konwergencji w strefie euro. Wnioski dla Polski[2]

Dziesięć lat upłynęło od przystąpienia Polski do Unii Europejskiej i przyjęcia przez nasz kraj zobowiązania dotyczącego spełnienia warunków wstępnych i wstąpienia do strefy euro. Wspólny pieniądz krajów Unii miał stać się ważnym czynnikiem pogłębienia integracji i przyspieszenia rozwoju. Dziś jest mniej niż przed dziesięciu laty nadziei i oczekiwań związanych z euro, a więcej wątpliwości. Sama koncepcja przynależności jest nadal żywa i wymaga dyskusji.

Utworzenie strefy wspólnej waluty euro miało przyspieszyć wzrost gospodarczy krajów mniej zaawansowanych w rozwoju, głównie krajów Europy Południowej. Szybszy rozwój tych państw miał przybliżyć ich gospodarki do poziomu bardziej rozwiniętej Północy i tym samym umocnić spójność gospodarczą i polityczną Unii Europejskiej. Uruchomienie mechanizmu konwergencji miało być dziełem wolnego rynku. Kraje mniej rozwinięte miały bowiem przewagę komparatywną w postaci niższych płac, większych zasobów siły roboczej oraz mniejszego nasycenia kapitałem. Powstał więc korzystny układ składający się z następujących elementów:

obfitość kapitału w krajach Północy;

tanie niewykorzystane zasoby czynników produkcji w krajach Południa strefy euro;

niskie stopy procentowe i łatwo dostępny kredyt.

Powyższe czynniki powinny przyspieszyć tempo wzrostu gospodarczego krajów mniej rozwiniętych i z czasem doprowadzić do wyrównania poziomu PKB w całej strefie. Na szybszym rozwoju państw Europy Południowej miały skorzystać także kraje bogatej Północy.

Niestety, nadzieje te nie zostały spełnione. Niewidzialna ręka wolnego rynku źle kierowała inwestycjami – a szerzej – strumieniami przepływu kapitału. Zamiast konwergencji nastąpiła w istocie dywergencja. Gospodarki krajów Południa stały się niekonkurencyjne, zarówno w stosunku do Północy samej Unii, jak i do innych partnerów handlowych, zwłaszcza azjatyckich. Przyczyniło się do tego zbyt mocne dla nich euro ukształtowane przez silne gospodarczo kraje północne należące do eurolandu.

Brak zbliżenia poziomu rozwoju gospodarczego, realnej konwergencji, wynikał z szeregu okoliczności i niekorzystnych zjawisk, takich jak:

duży napływ kapitału z Północy przy słabej obecności inwestycji bezpośrednich na południu Europy;

stosunkowo mały wzrost bezpośredniej wymiany handlowej w ramach strefy;

nietrafione inwestycje finansowane kredytem pochodzącym z przypływu kapitału, bańki spekulacyjne (Hiszpania, Irlandia);

finansowanie wzrostu długu publicznego (Grecja, Włochy);

wzrost kosztów pracy w sektorach dóbr i usług niewymienialnych (efekt Balassy-Samuelsona) i wzrost inflacji wywołany przez ten efekt

[3]

.

Dla mniej rozwiniętych krajów strefy euro stale wzrastający kurs wspólnej waluty i jednocześnie wyższa inflacja musiały oznaczać malejącą konkurencyjność w stosunku do wszystkich partnerów handlowych. W tych okolicznościach otwarta globalna gospodarka, tak korzystna dla bogatych państw północnych strefy, okazała się fatalna dla Południa. Południe strefy euro narażone zostało na utratę części rynków zbytu czy wręcz deindustrializację.

Sfinansowane dopływem kapitału inwestycje trafiły w krajach Południa do sektora dóbr niewymienialnych (niehandlowych). Sektor handlowy natomiast nie wytrzymał konkurencji przodujących producentów z Północy oraz tanich producentów ze Wschodu.

Narastające problemy gospodarcze w następstwie dywergencji przykrywała dobra koniunktura. Skutki ujawnił w pełni dopiero kryzys. Konieczność ratowania systemu bankowego przy pomocy środków bud­żetowych wykazała dobitnie, jak słabe są państwa Europy Południowej. Zaczął gwałtownie rosnąć ich dług publiczny i poziom zadłużenia u wierzycieli z krajów Północy. Zamiast pogłębienia spójności nastąpił niebezpieczny podział krajów strefy: na kraje wierzycielskie i na dłużników.

Wysoki dług publiczny osłabia dodatkowo pozycję dłużników. Kraje dłużnicze są usilnie nakłaniane do zaciskania pasa. To zaciskanie pasa, przez ograniczanie wydatków, prowadzi do spadku popytu i produkcji, wzrostu bezrobocia i wzrostu, a nie zmniejszenia, udziału długu w PKB. W całej strefie utrzymuje się nadal spowolnienie wzrostu bądź recesja.

Dywergencja gospodarek strefy euro zaszła daleko i może się dalej pogłębiać. Kraje peryferyjne strefy znalazły się w pułapce zadłużenia. Jak długo mogą pozostawać w tej pułapce? Ożywienie, które kiedyś nastąpi, prawdopodobnie niewiele tu zmieni. Szczególnie trudne będzie rozładowanie napięć na rynku pracy.

Jeśli UE ma przetrwać, konieczne są w niej zasadnicze zmiany, przede wszystkim w obszarze polityki gospodarczej. Chodzi tu o większą rolę polityki sektorowej, w tym polityki przemysłowej. Tylko przy pomocy aktywnej polityki sektorowej, prowadzonej i na szczeblu Komisji Europejskiej, i na szczeblu państw narodowych, można starać się uzyskać proces konwergencji realnej. Nie będzie to zapewne proste naśladownictwo dawnej polityki przemysłowej, lecz nowa polityka sektorowa i przemysłowa w czasach integracji.

Szeroko rozumiana polityka sektorowa nie jest obca Unii Gospodarczej i Walutowej (UGW). Dotyczy to wspierania przez Unię:

rolnictwa,

startu małych i średnich przedsiębiorstw,

rozwoju infrastruktury,

kształcenia i kształtowania kapitału ludzkiego,

wspierania różnych inicjatyw z zakresu ochrony środowiska, kultury, sztuki itp.

Wszystkie te działania – może z wyjątkiem grupy ostatniej i pierwszej – mają na celu wspieranie mechanizmów rynkowych. Natomiast polityka sektorowa – tak jak ją widzimy – powinna wspomagać działanie mechanizmu rynkowego sektorów gospodarki dających wzrost zatrudnienia, wzmocnienie specjalizacji krajów konieczne dla zgodnej, równoprawnej współpracy państw w ramach Wspólnoty. Powinna także chronić gospodarkę przed powstawaniem baniek spekulacyjnych.

Polityka sektorowa tak rozumiana ma naprowadzać niewidzialną rękę rynku przy użyciu widzialnej ręki państwa, w zgodnym współdziałaniu władz Unii i władz państw narodowych, na obszary działania niezbędne dla animacji procesu realnej konwergencji. Sztuka tworzenia nowej polityki sektorowej polega na tym, aby owa ręka naprowadzająca nie zastępowała tej niewidzialnej. Na szczęście znamy wiele przykładów skutecznej polityki sektorowej, nazywanej często w uproszczeniu polityką przemysłową.

Polityka sektorowa w obecnym układzie instytucjonalnym UGW nie będzie łatwa. Będzie jednak konieczna, jeśli uznajemy wartość trwania strefy euro. Nie można bez końca więzić krajów dłużniczych w obecnej pułapce. Nawet oddłużenie nie przywróci im konkurencyjności. Uzyskanie przez kraje dłużnicze wysokiego tempa wzrostu, który wchłonie narosłe bezrobocie, i to w możliwym do zaakceptowania czasie, jest praktycznie nieosiągalne. Długotrwałe bezrobocie to dramat społeczny, zwłaszcza dla młodego pokolenia. Rodzi zgubne następstwa histerezy, wymuszoną emigrację, stwarza niestabilną sytuację rodzin i ubytek substancji narodów.

Strategia poprawy konkurencyjności i przyspieszenia rozwoju powinna zawierać kombinację sektorów wspieranych zarówno w ujęciu horyzontalnym, jak i wertykalnym, a więc:

sektor małych i średnich przedsiębiorstw, wspieranych również dotychczas przez Unię i władze narodowe, ze szczególnym akcentem kładzionym na samodzielność „odkryć rynkowych” małych i średnich firm, które mogą generować nawet narodową specjalność

[4]

;

sektor firm rokujących tworzenie wysokiej wartości dodanej czy też szans eksportu;

sektory dające miejsca pracy, głównie w obszarze dóbr i usług niewymienialnych, jak ochrona zdrowia, opieka nad dziećmi i osobami starszymi, szkolnictwo itp.

W tych propozycjach można się słusznie dopatrzyć powrotu pewnych idei tzw. planowania indykatywnego, niesłusznie skazanych na infamię przez doktrynę neoliberalną, kiedy to uwierzono, że nastała epoka spokojnego rozwoju wolnorynkowego kapitalizmu. Nieoczekiwany kryzys dał szansę powrotu bardziej aktywnej polityce gospodarczej rządów bliższej keynesizmowi, a pokryzysowa odbudowa gospodarek może dawać szanse polityce sektorowej.

Szanse na odbudowę konkurencyjności gospodarczej UE po 2014 r.

Zmiany w Komisji Europejskiej po wyborach z maja 2014 r. zapowiadane przez nowo wybranego szefa Komisji Jean-Claude’a Junckera wskazują na takie możliwości. Wśród zapowiedzi znajduje się ogólnounijna polityka przemysłowa, której celem ma być zwiększenie udziału przemysłu w PKB krajów Unii z obecnych 16% do 20% w 2020 r. Zapowiada on także politykę sprzyjającą wzrostowi gospodarczemu, w tym pakiet inwestycyjny w wysokości 300 mld euro w ciągu trzech lat. Priorytet nowej Komisji Europejskiej: „Praca, Wzrost, Inwestycje” ma wzmocnić konkurencyjność Unii, w tym – miejmy nadzieję – również krajów peryferyjnych. Nowy przewodniczący deklaruje, że jest zwolennikiem społecznej gospodarki rynkowej, co dla strefy euro może oznaczać dążenie do separacji doktryny monetarnej od neoliberalnej doktryny rynku przyświecającej polityce gospodarczej strefy euro.

W odbudowie konkurencyjności słabiej rozwinięte kraje i regiony strefy euro muszą więc sięgać po narzędzia i środki wykorzystywane przez państwa zaliczane do „wschodzących rynków”. Władze UGW powinny im to umożliwić. Tego typu postulat nie jest łatwy do spełnienia w świetle zobowiązań wynikających z uczestnictwa w UGW i porozumień w ramach Światowej Organizacji Handlowej. Nie da się także po prostu powtórzyć metody działań, które przyniosły sukces „wschodzącym rynkom”. Zmieniły się zarówno role, jak i możliwości rządów poszczególnych państw w wyniku integracji ponadnarodowej i globalizacji gospodarczej. Chodzi tu raczej o wykorzystanie doświadczeń i wykształcenie nowych sposobów i narzędzi działania, wymuszonych powagą sytuacji i świadomością braku skuteczności mechanizmów wolnego rynku w rozwiązywaniu tego typu problemów, przynajmniej w czasie możliwym do zaakceptowania przez obecne pokolenie. Należy zacząć testować tworzone obecnie instytucje i ich fundusze oraz rozwiązania przyjmowane w budowanej unii bankowej pod kątem możliwości ich wykorzystania w realizacji nowej polityki sektorowej (przemysłowej). Przydatne może być tu doświadczenie inteligentnej specjalizacji regionalnej z wykorzystaniem funduszu spójności, które wprowadza się w poszczególnych regionach Unii. Może to właśnie jest odpowiednikiem koncepcji „samodzielnych odkryć”– jakie produkty czy usługi uda się wytworzyć po kosztach na tyle niskich, żeby przynosiły zyski. Wspieranie tych „odkryć” jest drogą do dywersyfikacji struktury gospodarki w ramach prowadzonej polityki przemysłowej, w krajach i regionach słabo rozwiniętych.

Dotychczas – jak wiadomo – silne państwa nie mówiły o polityce przemysłowej – one ją po prostu miały. Dziś wobec innych – i jednak słabszych – możliwości rządów krajowych podmiotami polityki przemysłowej powinny być również regiony ponadnarodowe, jak cała UE, regiony transgraniczne i subnarodowe[5].

Dylematy wspólnego pieniądza

Euro, wspólna waluta UGW, jest pieniądzem egzogenicznym dla każdego kraju rozpatrywanego z osobna. Znaczy to, że żadne państwo wchodzące w skład unii walutowej nie może prowadzić suwerennej polityki pieniężnej. Pieniądz jest wprowadzony do gospodarki z zewnątrz. Suwerenna pozostaje natomiast polityka fiskalna. Powstaje więc potencjalne niebezpieczeństwo niezgodności obu polityk o brzemiennych następstwach dla gospodarki. Rozpatrzmy więc dylematy związane z wprowadzeniem euro, mariażem wspólnego pieniądza z polityką neoliberalną, jak też możliwości odstąpienia od tej polityki przy zachowaniu wspólnej waluty, a także – zasadność przystąpienia Polski do strefy euro.

Wspólna waluta krajów Unii miała zapobiec niekorzystnym następstwom rozpadu systemu z Bretton Woods i – będącego wynikiem tego rozpadu – przyjęcia przez wiele krajów płynnych kursów wymiany walut dla wzajemnych obrotów handlowych i współpracy gospodarczej Wspólnoty. Wspólny rynek źle znosi system kursów płynnych, zwłaszcza gdy nasilają się tendencje do wykorzystywania kursów walut do poprawy konkurencyjności. Państwa są skłonne do manipulowania polityką pieniężną obliczoną na deprecjację rodzimego pieniądza i tym samym uzyskiwanie korzystnego salda obrotów bieżących. Tego typu praktyki utrudniał reżim z Bretton Woods – a jeszcze wcześniej – złoty standard. Złoty standard wykluczał politykę kursową. Gospodarka kraju była podporządkowana równowadze zewnętrznej koniecznej dla utrzymania stałego kursu. Trudność utrzymania kursu oznaczała konieczność podjęcia działań dostosowawczych, a więc prowadzenia polityki deflacyjnej, gdy pojawiał się deficyt obrotów bieżących. Bolesne konsekwencje tej polityki dla szerokich warstw społecznych, zwłaszcza części uboższej, były ceną płaconą za stałość kursu i moc pieniądza. Zdaniem Erica Helleinera[6] trwanie systemu złotego standardu było możliwe w czasach, gdy rządy państw pozostawały w rękach elit. Gdy elitarność rządów zastąpiła demokracja i powszechne prawo wyborcze, złoty standard nie mógł się utrzymać. Napięcia społeczne lat 30. XX wieku i druga wojna światowa położyły mu kres.

Nowy ład walutowy, po okresie wojen kursowych oraz powszechnie praktykowanego protekcjonizmu i po drugiej wojnie światowej, został ustanowiony na konferencji w Bretton Woods w lipcu 1944 r. Uczestnicy konferencji usiłowali dostosować przyjęte rozwiązania systemowe do nowych uwarunkowań politycznych i społecznych z uwzględnieniem doświadczeń zarówno ery złotego standardu, jak też skutków bezładu po jego upadku. Wprowadzono system kursów stałych poszczególnych walut względem dolara amerykańskiego i ustalono parytet wymienny dolara na złoto. Tak więc system stałych kursów poszczególnych walut został zakotwiczony w złocie za pośrednictwem dolara. Pełna wymienialność walut była czasowo ograniczana. Nie było też swobody przepływów kapitału, co jest zgodne z zasadą trylematu finansowego, który nie dopuszcza swobody przepływu kapitału, gdy rządy chcą zachować możliwość prowadzenia polityki monetarnej i kursowej. Brak tej swobody pozwalał poszczególnym krajom na jednoczesne prowadzenie suwerennej polityki pieniężne i kursowej.

System z Bretton Woods dopuszczał uzgodnione zmiany kursu poszczególnych walut, gdy dany kraj doświadczał trwałej nierównowagi zewnętrznej. W takim przypadku dewaluacja pieniądza mogła ułatwić uzgodniony z Międzynarodowym Funduszem Walutowym (MFW) proces dostosowań i uczynić go mniej dotkliwym dla społeczeństwa. Wsparcie finansowe kraju przez MFW w fazie dostosowań oraz znaczna suwerenność polityki monetarnej i – w pewnym stopniu – kursowej stwarzały rządom możliwość szerszego uwzględniania problemów społecznych. Nowy system powiązania pieniądza ze złotem zyskał nazwę liberalizmu zakorzenionego społecznie, a Stany Zjednoczone i ich dolar, jako pośrednik związku walut narodowych ze złotem – przydomek „dobroczynnego hegemona”[7].

System z Bretton Woods sprawdzał się w praktyce, był on jednak często dla rządów kosztowny w sensie politycznym. Dewaluacja, która ułatwiała realizację programu dostosowań, a zwłaszcza sytuacja gospodarcza, która je wymusiła, nie były godne pochwały dla władz gospodarczych. Jeszcze mniej popularne były wyrzeczenia zawarte w programach dostosowań do wymogów konkurencji na światowych rynkach. System kursów stałych z Bretton Woods funkcjonował, ponieważ gorsza wydawała się jego alternatywa, czyli system kursów płynnych, odrzucony po wojnie w wyniku złych doświadczeń z lat 30. XX wieku. Trwałość wprowadzonego systemu wystawiała jednak na próbę coraz trudniejsza do utrzymania kontrola przepływu kapitału. Zawirowania w gospodarce światowej lat 70. spowodowały rozpad systemu i stopniowy powrót kursów płynnych.

Kursy płynne walut dla niezbyt ambitnych polityków w warunkach demokracji okazały się atrakcyjne. Uwalniały ich one od konieczności podejmowania niepopularnych decyzji. Winą za ewentualną deprecjację, a nie – jak wcześniej –urzędową dewaluację rodzimej waluty i jej inflacyjne następstwa, można było obciążyć nie władze kraju, lecz rynki finansowe. Rządy niejako spoza zasłony mogły mieć wpływ na kurs waluty poprzez politykę pieniężną. Nie mogło to jednak cieszyć ideowych liberałów przeciwnych manipulowaniu przez państwo polityką pieniężną. W sukurs przyszła teoria racjonalnych oczekiwań. Uzasadniała ona dość przekonująco malejącą skuteczność interwencji rządów w gospodarkę, zwłaszcza przez manipulowanie polityką pieniężną. Sposobem na uniemożliwienie takich manipulacji była niezależność banku centralnego od rządu. Postulaty ustanowienia pełnej niezależności banków centralnych, które powinny w swej polityce dbać tylko o jakość pieniądza i realizować kryterium celu inflacyjnego, zostały wprowadzone powszechnie do praktyki gospodarczej w krajach bardziej zaawansowanych w rozwoju. Tym sposobem sprawy kursów walut i równowagi zewnętrznej powierzono mechanizmom rynkowym. Banki centralne miały więc troszczyć się o utrzymanie siły nabywczej pieniądza. Resztę miał załatwiać mechanizm rynkowy.

System płynnych kursów w połączeniu z polityką celu inflacyjnego banków centralnych w teorii powinien zapewniać sprawne działanie rynków, w rzeczywistości tak się nie stało. Ani kursy walut nie odpowiadały fundamentom gospodarki, czyli poziomowi jej konkurencyjności, ani też realizacja celu inflacyjnego nie gwarantowała równowagi w gospodarce krajowej. Natomiast niesprawność systemu kursów płynnych w warunkach globalizacji i finansyzacji gospodarki kapitalistycznej wystąpiła już znacznie wcześniej w stosunkach handlowych i w warunkach współpracy gospodarczej Wspólnot Europejskich.

Kursy płynne walut stały się przeszkodą dla dalszej integracji Unii oraz ważnym powodem porzucenia narodowych walut i utworzenia wspólnego pieniądza – euro. Nie był to naturalnie powód jedyny. Ważne miejsce wśród innych przyczyn miały względy polityczne. Nawet najsilniejsza waluta Unii – marka niemiecka – nie mogła stać się „dobroczynnym hegemonem” ewentualnej europejskiej repliki systemu z Bretton Woods. Podnoszono natomiast w dyskusjach liczne spodziewane korzyści, zarówno dla krajów członkowskich, jak i gospodarki światowej w fazie pogłębiającej się globalizacji. Euro wpisywało się świetnie w koncepcje liberalizacji handlu i współpracy międzynarodowej. Miało też wywierać korzystny wpływ na funkcjonowanie poszczególnych gospodarek krajowych. Liberałowie mogli oczekiwać, że wspólna waluta uczyni bardziej elastycznymi i ceny, i płace, co będzie wymuszać poprawę konkurencyjności kraju drogą dostosowań realnych – a nie przy pomocy manipulacji pieniężnych podejmowanych dla uzyskania obniżki kursu rodzimego pieniądza czy też przez urzędową dewaluację. Oznacza to w istocie powrót do ideału złotego standardu i ostateczne rozstanie ze „społecznie zakorzenionym liberalizmem” – zwyciężył liberalizm czysty. Liberalizm rozwiązań przyjmowanych w Unii – ów „konsensus brukselski” – wpisywał się w ideały globalizacji. Wolność przepływów kapitału, obok korzyści, przyniosła także panowanie rynków finansowych, które ideologia doktryny liberalnej mogła nawet pochwalać za kontrolowanie nierozsądnych rządów, ma się rozumieć – kontrolowanie przez bardziej od rządów rozsądne rynki.

Omówione wyżej względy trzeba mieć na uwadze przy analizie możliwości przywrócenia krajom dłużnikom zdolności konkurencyjnej. Powrót w tym celu do polityki sektorowej będzie możliwy, jeśli okaże się możliwy powrót do rooseveltowskiego liberalizmu „zakorzenionego społecznie”.

Problemy działań naprawczych

Kierunki zmian, których celem jest naprawa funkcjonowania unii walutowej, i preferowane metody wyjścia z obecnego kryzysu wynikają z różnic w ocenie jego przyczyn. Możemy w uproszczeniu wyodrębnić dwie interpretacje przyczyn kryzysu systemowego unii walutowej ujawnionego w warunkach kryzysu gospodarki światowej.

Pierwsza to nieodpowiedzialność niektórych rządów, które dopuściły do nadmiernego wzrostu zadłużenia sektorów publicznego bądź/i prywatnego. Konsekwencje tego zadłużenia w pełni obnażył kryzys. W rezultacie kraje utraciły zaufanie rynków finansowych. To nie źle działające rynki są winne, lecz nieodpowiedzialna polityka rządów, nieujaw­niona w pełni w czasie dobrej koniunktury, którą obnażył dopiero kryzys światowy. Istotne znaczenie miały też błędy popełnione przy tworzeniu unii walutowej i przy selekcji kandydatów na jej członków, co potwierdza ra­-cje wielu sceptyków, zwłaszcza amerykańskich (jak np. Rudi Dornbusch)[8]. Tę interpretację przyczyn podtrzymują zwłaszcza ekonomiści niemieccy oraz znaczna część ekonomistów nurtu ekonomii neoliberalnej.

Drugą interpretację przyczyn reprezentuje wielu ekonomistów bliższych doktrynie Keynesa. Na przykład belgijski ekonomista Paul De Grauwe[9] wskazuje, że słabiej rozwinięte kraje strefy euro nie mają kontroli nad walutą, w której się zadłużają, co je naraża na niekontrolowany przypływ lub odpływ strumieni kapitału w zależności od zmian zaufania rynków finansowych. W tych warunkach nie są w stanie panować nad płynnością w gospodarce, nie mając możności kontrolowania podaży pieniądza. Oznacza to niebezpieczeństwo sprowokowania kryzysu finansowego nawet bez przyczyn fundamentalnych czy też z powodu błędów polityki gospodarczej.

W przypadku interpretacji „niemieckiej” sposobem zaradczym mającym uzdrowić system jest przywrócenie zaufania rynków do kraju zadłużonego przez likwidację deficytu budżetowego, obniżkę długu i poprawę konkurencyjności drogą obniżki kosztów. Zapobiegawczo należy narzucić rządom zasady dyscypliny fiskalnej oraz ściśle kontrolować i karać w przypadku jej naruszenia.

Z kolei przyjmując interpretację semikeynesowską, postuluje się wykorzystanie narzędzi finansowych do wsparcia krajów dotkniętych kryzysem, takich jak: nisko oprocentowane kredyty z EMS (Europejski Mechanizm Stabilizacyjny), regulacje bankowe zapobiegające powstawaniu baniek spekulacyjnych, euroobligacje itp. Tego typu zmiany wymagają pogłębienia integracji politycznej i ekonomicznej.

W praktyce działań Wspólnot realizowany jest z oporami wariant „niemiecki” oraz pewne elementy wariantu semikeynesowskiego, czy – może lepiej – solidarnościowego. Pomyślna ich realizacja może złagodzić skutki kryzysu, lecz nie usuwa groźby długotrwałej recesji, a nawet rozpadu strefy euro, ponieważ nie usuwa źródła napięć spowodowanych zawiedzionymi nadziejami na konwergencję realną, na zbliżoną zamożność społeczeństw poszczególnych krajów i bardziej wyrównane warunki bytu. Historia krajów, którym udało się doścignąć kraje wysoko rozwinięte, wskazuje na to, że niezbędna jest kompleksowa polityka gospodarcza, nieograniczająca się do sfery monetarnej i fiskalnej, lecz obejmująca sferę realną gospodarki i dochody ludności. Polityka sektorowa dotyczy właśnie tejże sfery realnej. Tylko w ten sposób w przeszłości udawało się podnosić produktywność i konkurencyjność gospodarki.

Powinno się unikać utożsamiania produktywności i konkurencyjności. Wzrost produktywności, jak wiadomo, oznacza korzyść ogólną, która może posłużyć wszystkim w państwie, lepiej lub gorzej podzielona, czy całej wspólnocie międzynarodowej. Konkurencyjność natomiast jest czyjąś korzyścią przeciw komuś, na czyjąś szkodę. Jeśli stwierdzamy, że dewaluacja poprawia naszą konkurencyjność w stosunku do naszego partnera czy partnerów handlowych, to znaczy, że osłabia ich konkurencyjność w stosunku do nas. Dewaluacja naszej waluty oznacza dla naszych partnerów aprecjację ich walut, co może ich upoważnić do retorsji, np. w postaci podobnych posunięć. Aby uniknąć wojen walutowych, w systemie kursów stałych z Bretton Woods dewaluacje walut narodowych mogły być uzgadniane przez arbitraż Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW). Kraje miały prawo bronić swojego salda obrotów bieżących w przypadku fundamentalnej nierównowagi i partnerzy byli skłonni to akceptować.

Budując wspólny rynek, partnerzy liczyli na wzrost produktywności i z tym się nie przeliczyli. Osiągnęli wielki sukces. Pomagał im w tym dziele właśnie system kursów stałych, rozwiązując raz lepiej, raz gorzej problemy konkurencyjności. Gdy ten system rozpadł się w połowie lat 70. XX wieku, wojenki kursowe w zabiegach o poprawę konkurencyjności coraz bardziej utrudniały zgodną współpracę unijnych partnerów. Najsilniejsza waluta wspólnego rynku, marka niemiecka, nie mogła zastąpić dolara, a Republika Federalna Niemiec – USA w roli „dobroczynnego hegemona” nie tylko z powodu zaszłości historycznych czy siły gospodarczej Niemiec, lecz także z przyczyny silnego uzależnienia tego kraju od eksportu i konkurencyjności w eksporcie. W przeciwieństwie do USA, kraju mało uzależnionego od handlu zagranicznego, silnie uzależnione Niemcy nie mogły zostać arbitrem konkurencyjności w ewentualnej replice unijnego MFW. Zresztą unijny system kursów stałych nie byłby realny również z powodu coraz silniejszych procesów mało kontrolowanych przepływów kapitałów.

Pozostał do rozwiązania problem fundamentalnej niekonkurencyjności kraju w strefie wspólnej waluty. Tego raczej nie dopuszczano, wierząc w niezawodność wolnego rynku wyrównującego poziom produktywności. Jednak stało się to faktem. Zgodnie z neoliberalnym wybiegiem, jeśli wolny rynek zawodzi, to zawsze winne jest państwo. Tak też zapewne rozumowało 189 niemieckich ekonomistów nawołujących do zablokowania inicjatywy utworzenia Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego. Nieodpowiedzialne rządy muszą ponosić karę. Jeśli nawet tak, to jednak nie można krajom odbierać prawa do obrony w przypadku fundamentalnej nierównowagi. Wstępując do Unii Europejskiej, kraje członkowskie zobowiązywały się do przyjęcia wspólnej waluty, lecz nie wyrzekały się możliwości samoobrony. Jeśli EMS miałby być tylko funduszem pomocowym, świadczącym swoistą jałmużnę, to można by tłumaczyć protesty troską o rodaków oraz o ich portfele. Byłoby zdecydowanie korzystniej, gdyby tego typu instytucja unijna mogła pośredniczyć w uzgadnianiu protekcjonistycznych działań rządów w przypadkach powstania fundamentalnej nierównowagi. Dobrym przykładem mogłoby być wspieranie przez Wspólnotę reindustrializacji krajów Południa lub podobne działania w ramach polityki sektorowej. Byłaby to niewątpliwie również pewna forma protekcjonizmu.

Może być zasadne pytanie: jaki cel ma wspólny rynek, jeśli dopuszcza się protekcjonizm? Elementy protekcji nie mogą być całkowicie wyeliminowane, ponieważ jest to właśnie rynek wspólny i wszystkie uczestniczące w nim kraje winny mieć szanse na zrównoważony rozwój. Przyzwolenie na wsparcie działań rządów na rzecz poprawy konkurencyjności jest w swej istocie takie, jak przyzwolenie na dewaluację dla koniecznych dostosowań i poprawy konkurencyjności w systemie z Bretton Woods. Jest to zapewne trudniejsze do wynegocjowania niż dewaluacja, ale powinno się znaleźć w arsenale narzędzi i środków tzw. dewaluacji realnej jako środek mniej dotkliwy i bardziej skuteczny.

Jaka architektura Wspólnoty?

Premier Wielkiej Brytanii David Cameron postawił ważne pytanie: jaka ma być integracja: czy dokonywana wokół wspólnej waluty, czy też wokół wspólnego rynku? Oba warianty integracji są do zaakceptowania. Potrzeba integracji nie budzi wątpliwości.

Opowiedzieć się trzeba raczej za integracją Unii wokół wspólnej waluty, po pierwsze dlatego, że już istnieje, a po drugie dlatego, że pieniądz euro jest w globalnej gospodarce potrzebny.

Demontaż strefy euro przyniósłby wielkie straty, niebezpieczne rozchwianie i zawirowania na rynkach finansowych. Gospodarka światowa utraciłaby walutę alternatywną w stosunku do dolara. Byłby to zarazem powrót rujnującej wspólny rynek walki konkurencyjnej przy pomocy kursów walut. Sytuacja byłaby tym groźniejsza, że w warunkach obecnej finansyzacji gospodarki światowej nie sposób liczyć na suwerenną politykę, zarówno pieniężną, jak i kursową, zwłaszcza w krajach mniejszych, odpowiadających kryteriom małej gospodarki otwartej.

Gdyby natomiast integrować Unię Europejską wokół wspólnego rynku, to należałoby ponieść koszty demontażu strefy euro, a na jej miejsce ustanowić replikę systemu z Bretton Woods. Nie jest to jednak możliwe w warunkach swobody przepływu kapitału. Trzeba wielkiego optymizmu, żeby liczyć tylko na dżentelmeńskie dotrzymywanie zobowiązań zachowania kursów stałych poszczególnych walut, gdy jest swoboda przepływu kapitału i są okazje zarobku na spekulacjach walutowych. Nie sposób też oczekiwać przywrócenia skutecznych ograniczeń przepływu kapitału.

W przypadku jednego, jak też i drugiego kierunku integracji pozostaje do rozwiązania ten sam problem: przerwanie procesu dywergencji i wywołanie procesu konwergencji realnej. Pojawia się też często postulat zwiększenia budżetu Unii dla wspierania słabszych krajów członkowskich czy też nawet koncepcja przekształcenia Unii w federację europejską i niwelacji różnic w ramach powstałego w ten sposób jednego państwa. Jest to jednak nierealne. Doświadczenie wskazuje, że nawet w granicach jednego państwa wyrównywanie rozwoju poszczególnych regionów nie jest łatwe. Mało realna jest też unia fiskalna. Zachowanie państw narodowych zobowiązanych do stałego udzielania i przyjmowania pomocy jest trudne do wyobrażenia, zarówno dla beneficjentów pomocy, jak i dla darczyńców. Konfrontacja dumy narodowej i skąpstwa oraz wzajemnej niechęci groziłaby nieuchronnie destrukcją Wspólnoty. Mamy tego liczne dowody nawet w państwach narodowych w przypadku transferów międzyregionalnych. Procesy dostosowawcze będą więc musiały następować w ramach państw narodowych i ich siłami przy zrozumieniu, przyzwoleniu i życzliwym wsparciu partnerów Wspólnoty. Przyzwolenie mogłoby dotyczyć na przykład dopuszczenia czasowej protekcji, a wsparcie – preferencji kredytowych Europejskiego Banku Centralnego (EBC) i unii bankowej. W grę wchodzi także wsparcie z budżetu Unii zwiększonego o wpływy z innych źródeł niż składki przeznaczane na wsparcie ubogich partnerów. Warunkiem zgodnego współżycia narodów jest dostateczna produktywność każdego kraju umożliwiająca pełną kontrolę równowagi zewnętrznej i w następstwie – wypłacalność. W tym kierunku, być może, będą szły działania nowo wybranych władz Unii, zwłaszcza wymieniona przez Przewodniczącego Komisji Europejskiej polityka przemysłowa oraz prorozwojowe inwestycje.

W przeszłości, a zapewne i na przyszłość, trzeba liczyć się z tym, że wielkie znaczenie przy podejmowaniu działań w ramach Wspólnoty będą miały opinie płynące z Niemiec.

Szczególna rola Niemiec w Unii Europejskiej i w strefie euro wynika z siły gospodarki niemieckiej, z doświadczeń mądrej polityki gospodarczej, lecz nie tylko. Ważne są dobre i złe doświadczenia Niemiec w zwalczaniu „choroby greckiej” – bo tak nazwiemy przypadek stanu gospodarki Niemiec tuż po zjednoczeniu.

Po zrównaniu w czasie zjednoczenia kursu marki NRD z kursem marki RFN nastąpiła radykalna zmiana relacji przeciętnej płacy realnej w zjednoczonych teraz Niemczech do przeciętnej wydajności pracy w całym państwie. Transfer dochodu z zachodnich landów do landów wschodnich i niekorzystna relacja płac do wydajności pracy uczyniła Niemcy – jak wtedy mówiono – „chorym człowiekiem” Europy. Podjęty program rządowy na rzecz zahamowania wzrostu płac i ograniczenia świadczeń dla bezrobotnych zmieniły z czasem radykalnie relację płaca/wydajność pracy. Wzrosły natomiast wydatnie zyski przedsiębiorstw i eksport. Uzdrowienie gospodarki w sensie odbudowy konkurencyjności zewnętrznej dokonało się z powodzeniem. Mniej pomyślnie przebiegała restrukturyzacja wschodnich landów.

Warto tu zwrócić uwagę na zastanawiającą pasywność mechanizmów rynku. Wzrost wydajności pracy i niski jej koszt nie spowodowały zwiększonego popytu na pracę i wzrostu płac realnych, a z kolei wzrost zysków nie zachęcił przedsiębiorstw do inwestycji krajowych. Płace pracowników wykonawczych wzrosły minimalnie, a kapitał wraz z eksportem odpłynął za granicę, w tym również na południowe obrzeże Unii. Może pojawić się podejrzenie, że absencja mechanizmów rynku tak w obszarze rynku pracy, jak i inwestycji, przez całą dekadę i dalej jest przejawem polityki gospodarczej nazywanej w przeszłości merkantylizmem.

Doświadczeń niemieckich nie uda się wykorzystać w Grecji, zarówno ze względu na realia obecnego kryzysu, jak też na skalę gospodarki i możliwości eksportowe tego kraju.

Z doświadczeń niemieckich wypływa jeszcze inny wniosek, który wskazuje na możliwość zmniejszenia różnic w konkurencyjności krajów strefy euro. Chodzi o wykorzystanie redystrybucji wewnętrznej dochodu w krajach strefy wobec niemożliwości i małej skuteczności transferów zewnętrznych. Jeśli sposobem na poprawę konkurencyjności krajów Południa strefy jest obniżka kosztów pracy, to dobrym wyjściem naprzeciw ich wysiłkom byłby wzrost kosztów pracy w wyniku wzrostu wynagrodzeń realnych w krajach Północy. Tak więc łatwiej byłoby osiągnąć pożądany skutek, gdyby Niemcy i inne kraje bogatej Północy dopuściły u siebie wyższą inflację niż w słabszych krajach partnerskich. Wtedy konkurencyjność cenowa utracona w fazie dostosowań cen, jako efekt Balassy-Samuelsona w strefie euro, zostałaby ponownie przywrócona. Akceptacja wyższej inflacji przez Niemców, ze względu na złe doświadczenia przeszłości, jest jednak mało prawdopodobna i trzeba z tym się pogodzić.

Konkluzje

W dyskusjach, które toczą się w Polsce, w zasadzie panuje zgodność opinii, że nie jest to dobra pora na wstępowanie do strefy euro. Różnice dotyczą pytań: czy i kiedy przystąpić do strefy? Stanowiska w tym przypadku są rozbieżne.

Pierwsze – to wstrzymać się w dążeniach do przystąpienia, utrzymać płynny kurs złotego, ponieważ suwerenna polityka pieniężna, która w tym przypadku jest możliwa, najlepiej służy zrównoważonemu wzrostowi gospodarki. Argument ten bywa wspierany innym jeszcze stwierdzeniem, że bliska współpraca gospodarcza z wielkim organizmem ekonomicznym, jakim jest strefa euro, chroni nas przed nadmierną fluktuacją kursu złotego.

Suwerenność monetarna jednak kosztuje. Wyższe są koszty transakcyjne, kosztowne rezerwy dewizowe, koszty pożyczek oraz obsługi długu. Inne koszty i zagrożenia zrodził obecny kryzys, a także niebezpieczeństwa wypływające z rosnącej finansyzacji gospodarki światowej. W nowych okolicznościach, jak było wspomniane wyżej, kursy walut odrywają się od realnego stanu gospodarki, od tzw. fundamentów, a powszechnie uznawany trójdylemat: swoboda przepływu kapitału – swoboda polityki pieniężnej – swoboda kształtowania kursu waluty, zamienił się dwudylemat, a właściwie stał się alternatywą: swoboda przepływu kapitału – bądź – swoboda polityki monetarnej i kursowej. Jeśli dziś jeszcze oderwanie kursów walut nie jest całkowite, to jednak tendencja zmian w tym kierunku jest wyraźna. Mała gospodarka otwarta traci jednocześnie zarówno suwerenność monetarną, jak i kursową (zob. H. Rey)[10]. Możliwości ograniczenia swobody przepływu kapitału przez rządy są też niepewne, a sposoby obchodzenia tych ograniczeń – szerokie. Argument, że szeroka wymiana handlowa z silnym partnerem handlowym działa stabilizująco na kurs waluty małej gospodarki otwartej, jest trafny, co nie znaczy, że można zawsze i bezkarnie korzystać np. ze złotego parasola euro. Byłoby to w istocie chytre wykorzystywanie okazji jazdy na gapę. Jest to korzyść czasowa do chwili, gdy rynki powiedzą: sprawdzam. Skutki takiego sprawdzianu przeszedł polski złoty, gdy w krótkim czasie cena USD zaczęła oscylować w przedziale od 2 do 4 zł. Gospodarka narodowa Polski do dziś cierpi z powodu zubożenia gospodarstw domowych zadłużonych w walutach obcych i niektórych firm podobnie zadłużonych lub tych, które usiłowały zarabiać na opcjach walutowych.

Drugi, najczęściej formułowany pogląd – to ostrożne oczekiwanie, a więc czekać i obserwować zmiany zachodzące w strefie euro i podjąć decyzję o ewentualnej akcesji w odpowiednim momencie. Wariantem takiej strategii jest czekanie „z bronią u nogi”– tak można nazwać postulat wypełnienia kryteriów z Maastricht i czekania z ostateczną decyzją.

Bierna pozycja obserwatora nie jest dobrym rozwiązaniem, nawet gdy nas formalnie nic nie kosztuje. W perspektywie może być bowiem stratą dla Polski i dla Unii. Wypełniać kryteria należy, lecz nie spiesząc się, tak aby nic nie utracić z mizernego obecnie tempa wzrostu gospodarczego.

Stosunkowo mało jest zwolenników natychmiastowych działań na rzecz szybkiej akcesji do strefy euro. W tym przypadku za przystąpieniem przytaczane są argumenty i racje polityczne, a nie gospodarcze. Najlepszym rozwiązaniem dla Polski, jak się wydaje, powinno być czekanie aktywne, uczestniczące. Jesteśmy zobowiązani do przystąpienia do strefy euro, nie negujemy korzyści, jakie może przynieść wspólna waluta i silna Unia dla naszego kraju i dla gospodarki światowej, jeśli stanie się zdolna do sprawnego działania. Równie dla nas ważne – w przypadku ciągu niekorzystnych zdarzeń – jest zapobieganie załamaniu i w następstwie niekontrolowanemu rozpadowi strefy. Status kandydata do akcesji upoważnia nas do czynnego uczestnictwa w pracach nad poprawą Wspólnoty i ponoszenia z tego powodu pewnych kosztów.

Nie powinny nas też zrażać do współdziałania opinie i koncepcje integracji różnych prędkości w ramach całej Unii ani też pomysły podziałów na twarde jądro i unijne peryferie. W tak wielkim liczebnie związku państw i narodów, zróżnicowanym pod względem poziomu rozwoju i tradycji życia politycznego, integracja nie musi postępować w równym tempie. Nawiązując do przytoczonej wyżej alternatywy Davida Camerona – dla części krajów potrzebna i pożądana jest integracja wokół wspólnej waluty euro, a dla wszystkich państw tworzących Unię Europejską integracja wokół wspólnego rynku. W interesie jednych i drugich, to jest twardego centrum i peryferii, jest utrzymanie silnej światowej pozycji euro.

Abstrakt

Polska, wstępując w 2004 r. do Unii Europejskiej, zobowiązała się do wypełnienia w przyszłości kryteriów ekonomicznych w celu przystąpienia do strefy euro. Stworzenie wspólnej europejskiej waluty miało stać się ważnym czynnikiem pogłębienia integracji i przyspieszenia rozwoju gospodarczego krajów słabiej rozwiniętych, głównie państw Europy Południowej. Dzięki euro gospodarki tych krajów miały przybliżyć się do poziomu bardziej rozwiniętej Północy i tym samym umocnić spójność gospodarczą i polityczną UE. Uruchomienie tego mechanizmu konwergencji miało nastąpić w efekcie procesów wolnorynkowych. Kraje mniej rozwinięte miały przewagę komparatywną w postaci niższych płac, większych zasobów siły roboczej oraz mniejszego nasycenia kapitałem. Niestety, cele, które przyświecały stworzeniu eurolandu, nie zostały spełnione. Niewidzialna ręka wolnego rynku niewłaściwie kierowała strumieniami przepływu kapitału. Zamiast konwergencji nastąpiła w istocie dywergencja. Gospodarki krajów Południa stały się niekonkurencyjne zarówno wewnątrz UE, jak i w stosunku do innych partnerów handlowych, zwłaszcza azjatyckich. Do tego stanu przyczyniła się wspólna waluta, która jest egzogeniczna w stosunku do każdego kraju strefy branego z osobna. Wydaje się, że w celu pokonania pokryzysowej stagnacji ekonomicznej w UE konieczne jest przeprowadzenie zasadniczych zmian w obszarze polityki gospodarczej, zarówno polityki pieniężnej, kredytowej, jak i działań w sferze realnej. W polityce pieniężnej trzeba nadać euro pewne cechy pieniądza endogenicznego, a w sferze realnej – wzmocnić politykę sektorową (przemysłową). Tylko przy pomocy aktywnej polityki sektorowej, prowadzonej zarówno na szczeblu Komisji Europejskiej, jak i na szczeblu państw i regionów, wspierając politykę pieniężno-kredytową, można starać się uzyskać przywrócenie konwergencji realnej w UE. Polska, będąc od dekady członkiem UE, uważnie obserwuje zmiany zachodzące w eurolandzie. W dyskusjach, które toczą się obecnie w naszym kraju, w zasadzie panuje zgodność opinii, że nie jest to dobra pora na wstępowanie do strefy euro. W interesie całej unii leży pomyślne trwanie wspólnej waluty, zarówno dla krajów przynależących do strefy euro, jak i pozostających na zewnątrz tej strefy[11].

Abstract

How to restore the real convergence of the Eurozone? Conclusions for Poland.

Having joined the European union in 2004, Poland has committed itself to fulfill the future economic criteria for accession to the euro zone. The creation of a single European currency was to become an important factor in the strengthening of integration and the acceleration of economic development in the less developed countries, particularly the countries of Southern Europe. Thanks to the euro, the economies of these countries have come to a closer level to that of more developed counties in the North and hereby strengthening the political and economic cohesion of the EU. The running of this convergence mecha­nism was to take place as a result of free market processes. The less developed countries now have a comparative advantage in terms of lower wages, a higher labor force and a lower saturation capital. Unfortunately, the objectives that guided the creation of the euro zone have not been met. The invisible hand of the free market has directed the movement of capital flow in an improper manner. Instead of convergence, divergence has taken place. The economies of countries in the South have become uncompetitive both in the EU and as well as pertaining to their other trading partners, especially Asia. The common currency, which is exogenous in relation to each country individually taken from the area, has contributed to the present state of affairs. It seems that in order to overcome the post-crisis economic stagnation in the EU, it is necessary to carry out fundamental changes in the area of economic policy, both monetary and credit policy, as well as the real activities. The monetary policy of the euro must be given certain characteristics of endogenous money, and in reality strengthen the sectoral and industrial policies. Only with the help of active sectoral policies pursued at EU Commission level and at the level of countries and regions, supporting monetary credit policy, can we try to get the restoration of real convergence in the EU. Being a member of the EU, Poland has for the past decade been closely monitoring developments in the euroland. Relating to the discussion taking place in our country presently, the consensus is that this is not a favorable time for the country to join the euro zone. It is in the interest of the whole union that there be a successful sustenance of the common currency, both for the countries belonging to the euro zone and those outside the zone.

Bibliografia

P. De Grauwe, Design Failures in the Eurozone: Can they be fixed?, „LEQS Paper”, 2013, no. 57.

R. Dornbusch, The Euro Controversy. MIT Department of Economics, 2001.

P. Dubel, Polityka regionalna i fundusze strukturalne w praktyce, Warszawa 2012.

M. Dunin-Wąsowicz, A. Darska, G. Tchorek, Integracja europejska i nowy ład gospodarczy. Raport, Warszawa 2012.

R. Hausmann, D. Rodrik, Economic Development as Self-Discovery, „Journal of Development Economics”, 2003, t. 10, t. 72.

E. Helleiner, A Bretton Woods moment? The 2007–2008 crisis and the future of global finance, „International Affairs”, 2010, Volume 86, Issue 3.

E. Helleiner, Ewolucja międzynarodowego system walutowego i finansowego, Globalna Ekonomia Polityczna, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2011.

P. Krugman, Can Europe Be Saved?, „New York Times Magazine”, January 12, 2001.

D. Mihaljek, M. Klau, The Balassa-Samuelson effect in central Europe: a disaggregated analysis, „BIS Working Papers”, Bank for International Settlements, 2008, no. 270.

A. Z. Nowak, K. Ryć, Europa potrzebuje liberalnego Keynesa, „Rzeczpospolita”, 26.11.2013 r.

A.Z. Nowak, Integracja europejska, szansa dla Polski?, Warszawa 2002.

H. Rey, Dilemma not Trilemma: The global financial cycle and monetary policy independence, referat prezentowany na Jackson Hole Economic Symposium, 2013, http://scholar.google.com/­citations?view_op=view_citation&­hl=en&user=7bwe0tUAAAAJ&­citation_for_view=­7bwe0tUAAAAJ:b0M2c_1WBrUC [dostęp 20.10.2014].

D. Rodrik, Jedna ekonomia, wiele recept. Globalizacja, instytucje i wzrost gospodarczy, Warszawa 2011.

D. Rosati, Kierunki zmian w systemie zarządzania fiskalnego strefą euro, „Ekonomista”, 2010, nr 5.

K. Ryć, Polityka monetarna wobec inflacji, [w:] Andrzej Sopoćko (red.), Polska w strefie euro? Nowe perspektywy wzrostu, Wydawnictwo Naukowe Wydziału Zarządzania UW, Warszawa 2008.

[1] Prof. dr hab. Kazimierz Ryć – Wydział Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego.

[2] Fragmenty tego opracowania wykorzystano w artykule A.Z. Nowaka i K. Rycia pt.: Europa potrzebuje liberalnego Keynesa, „Rzeczpospolita”, 26.11.2013 r.

[3] D. Mihaljek, M. Klau, The Balassa-Samuelson effect in central Europe: a disaggregated analysis, „BIS Working Papers”, Bank for International Settlements, 2008, no. 270.

[4] R. Hausmann, D. Rodrik, Economic Development as Self-Discovery, „Journal of Development” Economics, 2003, t. 72.

[5] P. Dubel, Polityka regionalna i fundusze strukturalne w praktyce, Warszawa 2012, s. 11–13.

[6] E. Helleiner, A Bretton Woods moment? The 2007–2008 crisis and the future of global finance, „International Affairs”, 2010, Volume 86, Issue 3, s. 619–636.

[7] E. Helleiner, Ewolucja międzynarodowego system walutowego i finansowego [w:] J. Ravenhill (red.), Globalna ekonomia polityczna, Kraków 2011.

[8] R. Dornbusch, The Euro Controversy, MIT Department of Economics, 2001.

[9] Szerzej patrz: P. De Grauwe, Design Failures in the Eurozone: Can they be fixed?, „LEQS Paper”, 2013, no. 57.

[10] H. Rey, Dilemma not Trilemma: The global financial cycle and monetary policy independence, referat prezentowany na Jackson Hole Economic Symposium, 2013, http://scholar.google.com/­citations?view_op=view_citation&­hl=en&user=7bwe0tUAAAAJ&­citation_for_view=7bwe0tUAAAAJ:­b0M2c_1WBrUC [dostęp 20.10.2014].

[11] P. De Grauwe, Design Failures in the Eurozone: Can they be fixed?, „LEQS Paper”, 2013, no. 57.

Koniec wersji demonstracyjnej.