10,00 zł
Lucyna Siemińska urodziła się 6 października 1962 r. w Bydgoszczy. Poezję traktuje jako ulubione hobby. W swoich wierszach, pisanych prostym językiem, nawiązuje do codziennych spraw i uczuć.
Latawcom nie potrzeba skrzydeł jest drugim po zbiorku Bliżej tomikiem poezji autorki.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 23
Za parawanem rzęs –
Noc. Wciśnięta
Między gwiazdy i księżyc
Obejmuje czule
Uliczne latarnie,
Woalem szarości
Tłumiąc ich światło,
Aż po czerń.
Przytulona do tej czerni,
Równie czule
Obejmuję dłońmi
Filiżankę kawy
Czarnej łyk po łyku
Aż do dna… (dnia?)
Ziemio ukochana,
Słońcem przesuszona,
Deszczem rozmyta,
Krwią walecznych zroszona
I wysiłku potem,
Ziemio ojczysta
Łzami matek napojona,
Papieskimi ustami
Wycałowana,
Ziemio moja najdroższa,
Sercu najbliższa,
Jestem!
Nie znam się na miłości.
To tylko serce szaleje,
Gdy przechodzisz obok.
W zapachu perfum
Wiosny oddech dodaje sił.
Pragnę dać ci całego siebie,
Pogodne poranki,
Spokojne wieczory,
Uśmiech szczery
I pomocne ręce.
I, do jasnej cholery,
Czego chcesz więcej?
Siedzą nad brzegiem morza
Wtuleni w siebie,
Objęci ramionami.
Kreślą na piasku
Tajemne znaki miłości.
Nieważne, co było wczoraj,
I nieważne, co będzie jutro.
Liczy się tylko ta chwila
W rytm serc wpisana,
W płomienny zachód słońca
I w czerwień gorących ust.
W lipcowym słońcu
Podali sobie ręce
Tak jak wtedy,
Gdy mieli lat dwadzieścia.
Złote krążki wciąż lśniły na palcach,
Może nawet dumniej niż wtedy.
Siwe głowy przytulili do siebie
W milczeniu miłość smakując
Spokojniejszą dziś niż ocean.
Uczucie niby wciąż to samo,
Ale inne: dojrzalsze, mocniejsze,
W wichrach życia zaprawione,
W codzienności szlifowane,
Prawdziwy diament
Oprawiony w słowo „razem”.
Słoneczniki, złote słońca tu na ziemi,
Nadstawiają swoje twarze ku jesieni,
A nad nimi gęsi dzikie krzyczą cudnie –
Odlatują zwartym kluczem na południe.
Kolorowych liści jest już coraz więcej.
Z jarzębiny czerwonej układasz serce.
Powiew wiatru z pajęczyny welon splata,
Prezent na nadejście babiego lata.
Po niebie szybują pierzaste obłoki
We wszystkie strony, jak świat szeroki,
Lecz zanim deszczem dosięgną ziemi,
Tęczowy most rzucą do stóp jesieni.
Kiedy śpisz,
twoja twarz
nabiera łagodności,
dziecięcego wyrazu,
bezbronnego wobec
siły spokoju.
Uśmiechasz się
do swoich marzeń,
do snów, których jutro
nie będziesz pamiętać.
Równym oddechem
wypełniasz ciszę,
wyznaczasz rytm nocy
jak bezwzględny metronom,
aż po dysonans
cichego chrapnięcia.
Blask księżyca
Przylgnął do czoła
w czułym geście
spóźnionych życzeń
dobrej nocy.
Łzy matki.
Wielkie i ciężkie,
Jak ołowiane kule.
Przeszywają serce na wskroś
Bezlitosnym bólem.
Właściwie takie nic.
Tylko trochę wody
I trochę soli.
Więc czemu tak boli?
Walizka spadła mi dziś na głowę,
Taka, co ma lat chyba trzydzieści.
Zjeździła ze mną świata połowę,
Ciekawe, co się w niej teraz mieści.
Naciskam zamek już przerdzewiały
I z sentymentem otwieram wieko.
W środku zebrany majątek cały