Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Słaby punkt - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
19 grudnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Słaby punkt - ebook

Sześć lat temu Sonia straciła matkę, a ona sama została skrzywdzona w niewyobrażalnie okrutny sposób. Kiedy po raz pierwszy od tego czasu nieznajomy mężczyzna zwrócił się do niej prawdziwym nazwiskiem, od razu zrozumiała, że dogoniła ją przeszłość. I że tym razem nie da się uciec od tego, czym zajmują się jej najbliżsi krewni.
Bo cóż z tego, że Rodzina ma swój specyficzny kodeks moralny, skoro zawsze zdarzy się ktoś, kto dla zysku złamie wszelkie zasady. I kto chce, aby dzieci płaciły za przewinienia rodziców. Plan posłużenia się zastraszoną młodą kobietą okazuje się jednak mieć pewien słaby punkt...

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7564-682-5
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I

Jeszcze tylko parę kroków i spokój. Jak się postara, to zdąży na autobus i dzięki temu do godziny będzie w domu, a tam ciepły kocyk, książka i może wino… No i Maurycy. Trzeba będzie darmozjada nakarmić. Jak tak dalej pójdzie, to pół pensji na tego futrzaka będzie przeznaczać. W zasadzie należałoby zabrać go do weterynarza…

– Panno Odescalchi!

Odruchowo przystanęła, wyrwana z toku rozmyślań o tym, że pacyfikacja prawie jedenastokilowego kota będzie drogą przez mękę. Poczuła irytację, bo zwrócenie się do niej w ten sposób – ktokolwiek by to był – z całą pewnością oznaczało spóźnienie się na autobus. Maurycy będzie niepocieszony. Pełna nadziei, że jakoś się wywinie, próbowała udawać, że nic nie słyszała, gdy wołający pojawił się na drodze do drzwi wyjściowych. Ubrany był w zwykłą czarną marynarkę, koszulkę o szarym odcieniu, dość znoszone dżinsy i buty w kolorze brudnego błota, kompletnie niepasujące do reszty stroju. Podniosła wzrok i dojrzała twarz nieznajomego – miał coś koło sześćdziesiątki, siwe włosy i kruczoczarny pojedynczy wąs nad ustami. Spojrzenie szarych oczu utkwił w niej i jedynie one w całej twarzy nie wydawały się nijakie i zmęczone.

– Panno Odescalchi, chciałbym z panią porozmawiać – powiedział. Głos miał dość oschły.

– Proszę mnie tak nie nazywać – odparła, usiłując stłumić narastającą irytację. W tym wszystkim musi jeszcze rozmawiać po angielsku, a to nie poprawiło jej nastroju.

Jej rozmówca uniósł brwi zdziwiony. Westchnęła.

– Zmieniłam nazwisko pięć lat temu. Proszę zwracać się do mnie poprawnie – stwierdziła.

– Proszę wybaczyć. Czy możemy porozmawiać o pani rodzinie? – zapytał tak, jakby jej poprzednie słowa w ogóle go nie interesowały.

– Nie utrzymujemy kontaktów. Obawiam się, że nie pomogę – powiedziała, zastanawiając się, czy może jednak jeśli pobiegnie, to zdąży na autobus.

– Mimo to może poświęci mi pani parę minut? – naciskał starszy mężczyzna.

Wyobrażając sobie, jak Maurycy sika do pewnych brązowych butów, skinęła głową niechętnie. Nieznajomy poprowadził ją do poczekalni niedaleko wejścia. Było to niewielkie pomieszczenie, utrzymane w jasnych kolorach beżu. Jedną ścianę zajmowało okno, aktualnie przesłonięte brązowymi roletami, pod drugą stała niewielka kanapa w podobnym kolorze. Naprzeciw niej ustawiono stół zasłany broszurami dotyczącymi zdrowotnych programów profilaktycznych. Znajdowało się tu dwóch kolejnych nieznajomych – jeden z nich stał pod oknem i przerzucał ulotki dotyczące badań przesiewowych raka prostaty i jelita grubego. Również miał na sobie marynarkę, dżinsy i adidasy. Odniosła nieodparte wrażenie, że ubiorem próbował wzorować się na jej poprzednim rozmówcy. Był od niego sporo młodszy, miał niebieskawe oczy i ciemnoblond włosy, zebrane w kucyk na karku. Zanim zdążyła przyjrzeć się drugiemu obecnemu w pokoju, dołączył do niej inicjator tego całego zamieszania. Chcąc nie chcąc, ze względu na zajętą kanapę, oparła się tyłem o stół. Ręce luźno podparła na blacie.

– W czym mogę pomóc? – spytała uprzejmie.

– Pozwoli pani, że się przedstawię. Jestem detektyw Miller, to jest mój partner Wilson, Interpol. A to nasz współpracownik Gracco, Europol. Chcielibyśmy porozmawiać chwilę o pani ojcu – powiedział siwowłosy mężczyzna.

– Jak mówiłam, nie utrzymujemy kontaktów – odparła szybko.

Ten o nazwisku Gracco wydawał się równie niezainteresowany rozmową jak ona. Ubrany był w zwykły szary sweter z dekoltem w serek, którego rękawy nieco podwinął, odsłaniając poznaczone żyłami ręce o ciemnej karnacji. Czarne sztruksowe spodnie nie wyróżniały się niczym szczególnym, tak jak i buty o sportowym fasonie. Mimo to wydawał się jedyną osobą w pomieszczeniu, która wiedziała, jak używać zawartości szafy nie na chybił trafił. Zgadywała, że był gdzieś w wieku detektywa. Co prawda jego włosy były tylko zaznaczone siwizną, jednak zmarszczek wokół oczu i ust miał chyba nawet więcej.

– Twierdzi pani, że nie utrzymuje kontaktów z rodziną – zaczął Miller.

– Owszem – potwierdziła.

– Można wiedzieć dlaczego? – zapytał jej rozmówca.

Wzruszyła ramionami.

– Różnice światopoglądowe.

Detektyw uniósł brwi.

– Chyba nie do końca rozumiem – przyznał.

– Nie za bardzo jest co. Nie dogadywałam się specjalnie z rodziną, więc postanowiłam się usamodzielnić. – Ton Soni był obojętny.

– I dlatego zmieniła pani nazwisko – upewnił się mężczyzna.

Skinęła głową.

– Nie miało to nic wspólnego z chęcią ukrycia się? – dopytał uprzejmie starszy detektyw.

Uniosła brwi, ignorując uważne spojrzenie, które od początku rozmowy utkwił w niej detektyw Wilson.

– Dlaczego miałabym się ukrywać? – zapytała.

– Może pani mi powie. Ucieczka z domu, zerwanie kontaktów z rodziną, zmiana nazwiska. Podobno bardzo często kłóciła się pani z ojcem. – Miller obserwował ją uważnie.

– Zna pan nastolatkę, która tego nie robi? – odpowiedziała pytaniem.

Gracco zerknął na nią.

– Nie odniosła się pani do reszty zdania – zauważył Wilson.

Spojrzała na niego.

– Pan wybaczy. Nie uciekłam z domu, a wyjechałam do przyjaciół matki, o czym ojciec doskonale wiedział. Gdy osiągnęłam pełnoletność, nie chciałam polegać na nazwisku rodziny, więc zaczęłam od zera. Z rodziną nie dogadywałam się specjalnie, więc żadna ze stron nie szuka kontaktu – stwierdziła lekceważąco.

– Czyżby? Dość często zmieniała pani miejsce zamieszkania – skomentował jej wypowiedź młodszy z detektywów.

Spojrzała na niego lekko rozbawiona.

– Nie jest łatwo znaleźć pracę, która pokryje koszty utrzymania podczas studiowania. – Sonia w dalszym ciągu mówiła obojętnie.

– Mogła pani poprosić o pomoc finansową ojca. – Miller uniósł brwi, jakby to oczywiste rozwiązanie samo powinno wpaść jej do głowy.

– Chyba nie do końca rozumie pan ideę usamodzielnienia się, detektywie – uśmiechnęła się do niego ciepło dziewczyna, przez co jej ciemnobrązowe oczy rozjaśniły się lekko.

– Ciężko mi wyobrazić sobie, aby zwykłe kłótnie na linii nastolatka – ojciec mogły doprowadzić do takich drastycznych decyzji – zauważył Miller mimochodem.

– Doceniam troskę, ale nie wiedziałam, że Interpol otworzył wydział familijny. Od kiedy zajmujecie się państwo konfliktami rodzinnymi? – spytała, w dalszym ciągu z ciepłym uśmiechem na ustach.

– Zwykłe rodzinne konflikty raczej nas nie interesują, ale zgodzi się chyba pani ze mną, że pani rodzina do zwykłych nie należy – stwierdził detektyw.

Dziewczyna zamrugała zdziwiona.

– Chyba nie wiem, o czym pan mówi – odparła.

Tym razem to Miller uśmiechnął się do niej. Zerknęła na Wilsona, ale w dalszym ciągu wpatrywał się w nią tak uważnie, jakby spodziewał się, że zaraz spróbuje wyskoczyć przez okno lub wyciągnie broń. Nie uzyskawszy żadnej wskazówki, przeniosła więc wzrok z powrotem na detektywa.

– Rozumiem, że wie pani, czym zajmuje się rodzinna firma? – spytał.

– Handel towarami luksusowymi, jakieś udziały w przemyśle militarnym. – Wzruszyła ramionami.

– Jakieś szczegóły? – Tym razem odezwał się Wilson.

– Myślę, że wszelkie szczegóły mogą zostać przekazane przez rzecznika firmy – stwierdziła, przyglądając się plakatowi promującemu kontrolną kolonoskopię, wiszącemu na ścianie.

– Pani ich nie zna? – Wilson był sceptyczny.

Gracco obserwował ją od niechcenia.

– Czy pan naprawdę myśli, że ojciec dzielił się ze mną takimi rzeczami? Albo czy mnie jako nastolatkę w ogóle to interesowało? – zapytała.

Dostrzegła lekko pogardliwy uśmiech na twarzy Gracco, ale zignorowała to. Detektyw Miller szukał czegoś w notatniku, po czym spytał:

– Wyjechała pani z wyspy krótko po śmierci matki. To również nie miało wpływu na decyzję o przeprowadzce?

Spojrzenie, jakim go obdarzyła, sprawiło, że Wilson odwrócił wzrok, jednak Miller wydawał się nieporuszony, w dalszym ciągu czytając coś w notatniku.

– Nie. Moja matka zginęła w wypadku i nie zginęła na wyspie, a gdy byłyśmy z wizytą u rodziny – powiedziała beznamiętnie.

– I nie wini pani za to ojca? – Miller spojrzał na nią.

Uniosła brwi.

– Dlaczego miałabym? Nie przypominam sobie, aby to ojciec siedział za kierownicą samochodu, który spowodował wypadek. – Ton Soni dalej był bezbarwny, jakby opowiadała o czymś, co kompletnie jej nie dotyczy.

– Ach tak. Czyli pamięta pani okoliczności wypadku? Była pani wtedy przy matce? – Miller szybko podchwycił temat.

– Nie, i nie sądzę, aby miało to jakiekolwiek znaczenie dla tej rozmowy – powiedziała chłodno.

Wilson z całych sił starał się nie okazać zaskoczenia. Nie wydawało mu się, aby ta dziewczyna była zdolna do tonu, który sprawił, że cała trójka dorosłych mężczyzn poczuła się nieswojo. Gdy tylko przekroczyła próg, był pewien, że rozmowa pójdzie po ich myśli. W obcasach sięgała mu może do brody, długie, brązowe włosy spływały luźnymi falami na plecy, przy każdym ruchu mieniąc się miedzianymi refleksami. Ubrana w zwykłe brązowe legginsy i kremowy golf, z niewielką torbą z nadrukiem, przerzuconą przez ramię. Przywodziła na myśl raczej licealistkę aniżeli dorosłą kobietę. A jednak to właśnie ona wydawała się panować nad sytuacją.

– Brat pani ojca, Tiziano Odescalchi jest wiceprezesem w firmie, czyż nie? – padło kolejne pytanie z ust Millera.

Skinęła głową.

– Wie pani, czym się zajmuje? – dodał detektyw.

Westchnęła znudzona.

– Zapewne analogicznymi rzeczami, jakimi zajmują się zastępcy prezesów w innych firmach – powiedziała.

– Z nim też nie utrzymuje pani kontaktów? – upewnił się Miller.

Gracco sprawdził coś na telefonie, z wyrazem twarzy dokładnie tak znużonym, jak sama się czuła.

– Tak jest – odparła, zastanawiając się, czy Maurycy zdążył już zasikać dywanik w łazience w ramach zemsty za spóźnienie. Mógł też zaalarmować sąsiadów żałosnym zawodzeniem wygłodzonego kota. Ostatnia porcja karmy w podajniku wysypywała się o siedemnastej, teraz powinien już dostać kolację…

– Czyli nie jest w stanie mi pani powiedzieć nic więcej na temat jego pobytu w mieście?

Słowa Millera sprowadziły ją bardzo gwałtownie na ziemię. Po raz pierwszy od początku rozmowy wydawała się poruszona. Jej ręka drgnęła nerwowo i zacisnęła się na sekundę mocniej na blacie. Gracco zerknął na nią ciekawie.

– Nie miałam pojęcia, że wujek jest w mieście – powiedziała zgodnie z prawdą. Głos miała tak spokojny, że Wilson zaczął się zastanawiać, czy sobie czegoś nie wyobraził.

– Czyli nie szukał z panią kontaktu? – Miller uniósł brwi.

– Nie, i nie sądzę, aby jego pobyt miał ze mną cokolwiek wspólnego. Od pięciu lat się nie widzieliśmy i wątpię, aby miało to ulec zmianie – powiedziała spokojnie.

Starszy z detektywów przyglądał jej się bez cienia uśmiechu na twarzy.

– A jeśli wujek jednak zechce się z panią skontaktować? – Gracco odezwał się po raz pierwszy od początku rozmowy. Miał głęboki głos i silny włoski akcent, ale jego angielski był zrozumiały.

– Nie mamy sobie z wujkiem nic do powiedzenia – zwróciła się bezpośrednio do pytającego. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy i dostrzegła w nich ślad ironii.

– To wielka szkoda, ponieważ chciałbym porozmawiać również z panem Odescalchi – wtrącił Miller.

– Myślę, że może pan zwrócić się z taką prośbą do jego asystentów – podpowiedziała.

– Próbowałem, ale jest nieosiągalny – padła odpowiedź

– Przykro mi. Czy skończyliśmy już wywiad rodzinny, detektywie? – spytała. – Trochę mi się spieszy.

Miller wydawał się szczerze zaskoczony faktem, że człowiek w środku tygodnia może chcieć wrócić po pracy do domu.

– Pani wybaczy, jeszcze kilka pytań. Przyjęła pani nazwisko z rodziny matki, z nimi też nie utrzymuje pani stosunków? – Wilson zdawał się naśladować swojego mentora, ponieważ zadając pytanie, również wsadził nos w notatnik.

– Jak przypuszczam wiecie, siostra matki z mężem zginęła również w wyniku wypadku. Z dalszą rodziną nigdy nie utrzymywałam bliższych kontaktów. – Sonia nie kryła znudzenia.

– Sporo tych wypadków w pani rodzinie – zauważył Gracco.

– Nieszczęścia podobno chodzą parami – odparła.

Starszy Włoch przyglądał jej się, ale wydawało się, że robił to tylko dlatego, że była nieco ciekawsza niż plakat przedstawiający rozwój raka płuc, wiszący za nią na ścianie.

– Panno Odescalchi… – zaczął Miller, ale tym razem mu przerwała:

– Po raz kolejny proszę, aby zwracać się do mnie poprawnie.

Detektyw uniósł brwi w wyrazie zaskoczenia.

– Jest pani bardzo drażliwa na tym punkcie – zauważył

– Myślę, że również by pan był, gdyby ktoś uporczywie używał błędnego nazwiska. Sporo mnie kosztowało, aby móc powiedzieć, że swoje miejsce zawdzięczam sobie, a nie rodzinie – odparła chłodno.

Wilson zmarszczył brwi.

– To, że zmieniła pani nazwisko, nie oznacza, że przestała być pani częścią rodziny – zauważył.

Spojrzenie, jakim go obdarzyła, mogłoby zamrozić butelkę wódki w środku lata. Chłopak speszony odwrócił wzrok.

– Nie bardzo widzę cel tej rozmowy. Odnoszę wrażenie, że kluczą panowie, goniąc własny ogon. Proszę przejść do sedna – powiedziała, przenosząc wzrok na detektywa Millera, który cały czas ją obserwował.

Pomylił się co do stopnia trudności tej konwersacji, niemniej miał nadzieję, że uda mu się wyciągnąć trochę informacji od tej małolaty. Byłaby idealnym źródłem wiedzy, a gdyby udało mu się postawić przed sądem któregoś z braci Odescalchich, przeszedłby do historii. Niestety, ta smarkula kompletnie nie chciała współpracować.

– Można wiedzieć, czego dotyczyły pani kłótnie z ojcem? – Tym razem ton starszego detektywa był twardy.

Uniosła brwi.

– Szkoły między innymi. Chciałam studiować w Polsce, ojciec widział mnie na jednych z uniwersytetów z Ivy League – odparła rozbawiona.

– To wcale nie taka straszna wizja – zauważył Wilson.

– Lubię sama o sobie decydować – odparła.

– I to tak bardzo przeszkadzało pani ojcu, że musi się pani ukrywać? – Miller wydawał się mieć powoli dość tych gierek. Ta smarkula nie stanie mu na drodze do realizacji planów, niezależnie, czyją córką była.

– Ukrywać? – powtórzyła, jakby nie wiedziała, co ma na myśli.

Musiał ją podejść. Niech mu zaufa.

– Soniu – zaczął łagodnie.

Uniosła brwi jeszcze wyżej.

– Wiem, że możesz się bać, ale zapewniam cię, że nie masz czego. Ochronimy cię – powiedział Miller, usiłując przybrać jak najprzyjaźniejszy wyraz twarzy, pomimo tego, że najchętniej potrząsnąłby tą dziewczyną i zamknął ją na dobę, żeby pokazać jej, kto tu ustala zasady.

– Dlaczego mielibyście mnie chronić przed własną rodziną? – spytała szczerze zaciekawiona. Wielkie sarnie oczy skierowała na Wilsona, ale przezornie odwrócił wzrok, więc zwróciła się do Gracco, na którego twarzy dalej gościł nieco ironiczny uśmiech. Nie uzyskawszy odpowiedzi od żadnego z nich, Sonia Odescalchi ponownie spojrzała na detektywa Millera.

– Dziecko, oboje dobrze wiemy, czym zajmuje się twój ojciec. Nie musisz obawiać się ani jego, ani jego brata, ani reszty mafijnych kryminalistów, z którymi współpracują. – John Miller w końcu przeszedł do sedna sprawy, która doprowadziła go do szpitala miejskiego wieczorową porą.

Wpatrywała się w niego przez chwilę w ciszy.

– Myślę, że to bardzo poważne oskarżenie, detektywie – powiedziała w końcu cicho.

– Zaprzeczysz? Myślisz, że twoja rodzina jest anonimowa i nikt nie wie, w jakich brudnych interesach się babrają? Za co są odpowiedzialni? Będziesz kryć tych pieprzonych morderców?! – zapytał ostro.

Sonia odepchnęła się od blatu, przenosząc ciężar ciała na nogi. Poprawiła torbę i uśmiechnęła się do Johna Millera szeroko.

– Myślę, że zapomniał pan, jakim językiem należy posługiwać się w obecności damy. Nie muszę tutaj stać i słuchać tych bezpodstawnych oskarżeń. Pan wybaczy, ale się spieszę. – Skierowała się w stronę drzwi, ignorując oniemiałego detektywa.

– Jeśli będziesz ich kryć, nie różnisz się niczym od nich – syknął, zanim wyszła.

Odwróciła się lekko.

– Jest pan złośliwy, detektywie. Nie mam brody i z tego, co wiem, jestem trochę ładniejsza od wujka Tiz – odparła, udając oburzenie.

Wilson i Gracco nie byli w stanie powstrzymać uśmiechu.

– Nie da się ukryć – powiedział ten ostatni.

Dygnęła delikatnie w podzięce.

– Może odwieźć panią? O tej porze niebezpiecznie jest wracać samotnej kobiecie – zaoferował się Włoch.

– Dziękuję, poradzę sobie – odparła, skinąwszy głową detektywowi i jego asystentowi.

– Myślę, że jeszcze sobie porozmawiamy. – Miller nie silił się dłużej na uprzejmości.

– Jestem zawsze do dyspozycji władz – powiedziała dziewczyna z uśmiechem, który tak przypominał pogardliwy uśmiech jej ojca, że najchętniej zakułby ją w kajdanki tu i teraz, gdyby miał powód.

Opuściła pomieszczenie i dopiero gdy zniknęła z pola widzenia detektywa Millera, oparła się o ścianę na zewnątrz szpitala. Nabrała głęboki wdech i wypuściła powoli powietrze z płuc, ale niewiele pomogło to na napięcie, jakie czuła. Cholera by wzięła detektywa i jego ambicje, przez które spóźniła się na autobus. Czekał ją więc kilkukilometrowy spacer po nocy. Najgorsze jednak było to, że Tiziano Odescalchi był w mieście i była pewna, że to nie przypadek. Po trzech latach względnego spokoju znowu ją znaleźli.

Zacisnęła zęby i uderzyła ze złością w ścianę, jakby to ona była winna. Szlag by to wszystko trafił.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: