Problemy bez ściemy - tysiąc światów małolatów - OFMCap Rafał Szymkowiak - ebook

Problemy bez ściemy - tysiąc światów małolatów ebook

Rafał Szymkowiak

4,0

Opis

Światy nastolatka i dorosłego potrafią być odległe o miliony lat świetlnych. Mimo to autor zdecydował się przekroczyć wrota świata ludzi młodych.
Książka przeznaczona dla ludzi młodych i dla ich rodziców. Przed jednymi i drugimi odsłania nowe światy, prowadząc do zrozumienia, nawiązania i pogłębienia relacji.
Każdy rozdział książki składa się z trzech części: kilku słów na dany temat, materiału do przemyślenia i pytań, które pomagają czytelnikowi w refleksji. Książka porusza najistotniejsze, ale też najtrudniejsze i najbardziej problematyczne sprawy z życia młodych ludzi - narkotyki, marihuana, muzyka, bunt, subkultury, kwestia akceptacji przez rówieśników, wielkie masowe wakacyjne imprezy i koncerty, rozrywka, zranienia, negatywne emocje, załamania, kryzysy, depresja, media, sekty i zagrożenia wiary, uczucia, miłość, seks, relacje z rodzicami, konflikt pokoleń, patologie w rodzinie, wiara, modlitwa, relacja i życie z Bogiem.

O. Rafał Szymkowiak OFM Cap. od wielu lat pracuje z młodymi ludźmi z subkultur, zajmuje się profilaktyką uzależnień. Jest doktorem teologii, wykładowcą w WSD ojców kapucynów w Krakowie. Współorganizator Spotkania Młodych w Wołczynie i uczestnik Ogólnopolskiej Inicjatywy Ewangelizacyjnej „Przystanek Jezus”, duszpasterz młodzieży alternatywnej i akademickiej. Prowadzi rekolekcje szkolne dla dzieci i młodzieży, jest autorem wielu książek.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 123

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Strony tytułowe

Strona redakcyjna

Redaktor techniczny:

Ewa Czyżowska

Redakcja:

Karolina Ulman

Korekta:

Janusz Krasoń,

Dariusz Martynowicz

Łamanie:

Joanna Łazarów

Okładka:

Jan Wolak-Dyszyński

© Copyright by Wydawnictwo M, Kraków 2008

Imprimi potest

o. Jacek Waligóra

Minister Prowincjalny Krakowskiej Prowincji

Braci Mniejszych Kapucynów

L.dz. 003/09

Kraków, 14 stycznia 2009

ISBN 978-83-7595-546-0

Wydawnictwo M

ul. Kanonicza 11, 31-002 Kraków

tel. 012-431-25-50; fax 012-431-25-75

e-mail:[email protected]

www.mwydawnictwo.pl

www.ksiegarniakatolicka.pl

Publikację elektroniczną przygotował iFormat

Wrota światów...

Wrota światów...

Zawsze wydawało mi się, że dwa dodać dwa jest cztery. Na szczęście tylko mi się wydawało, ponieważ pracując z młodzieżą, nauczyłem się innej matematyki. Kilka razy, podobnie jak mnich z filmu Jasminum Jana Kolskiego, usłyszałem: „Co się dziwisz?”. Już się nie dziwię, okazuje się bowiem, że światy nastolatka i dorosłego potrafią być odległe o miliony lat świetlnych. Mimo wszystko zdecydowałem się przekroczyć wrota świata ludzi młodych. Napisałem kilka słów mogących pomóc ci zrozumieć pewne sprawy, które według mnie są bardzo ważne. To oczywiste, że młody człowiek, kształtując się, zadaje tysiące pytań i ma wiele wątpliwości. Może te kilka stron zainspiruje cię do tego, aby popatrzeć na czas młodości z innej strony. Nie ma w tej książce gotowych rozwiązań, ale jest coś, co pomoże ci zrozumieć, że istnieje swoista matematyka życia, której nie sposób ominąć.

Książka zawiera wiele treści, których nie musisz akceptować. Nie chcę, byś się ze wszystkim godził, ale abyś zabrał z niej to, co dla ciebie najlepsze. Poczuj się jak w wielkim sklepie, na półkach którego wystawione są różne towary. Zabierz to, co najbardziej wartościowe! Nie musisz za nic płacić! Bierz więc, ile tylko możesz udźwignąć! Paradoks tych zakupów polega na tym, że jeżeli w odpowiednim czasie nie przemyślisz pewnych życiowych spraw, po latach, już jako dorosły człowiek, będziesz musiał zapłacić za to, czego nie zabrałeś. Dlatego każdy rozdział książki składa się z trzech części: kilku słów na dany temat, materiału do przemyślenia i pytań, które mogą pomóc ci w refleksji.

Książkę pisało przede wszystkim życie. Jednak, aby sprawiedliwości stało się zadość, chcę podziękować moim studentom, którzy pomagali mi w zbieraniu materiałów. Okupili to wieloma godzinami żmudnej pracy. Mam nadzieję, że było warto. Niech te kilkadziesiąt kartek będzie dopowiedzią do świata, w którym żyjesz. Mam nadzieję, że może uda nam się kiedyś spotkać i pogadać o wszystkim, co zostało tutaj napisane. Wiem, że jako młody człowiek spotykasz się z wieloma światami i ufam, że książka ta pomoże ci w prawidłowej odpowiedzi na pytanie: „Ile jest dwa dodać dwa?”.

Rozdział I. Marihuana — ziele przyszłości czy otchłań nicości?

Rozdział I

Marihuana — ziele przyszłości czy otchłań nicości?

Pewna gazeta młodzieżowa do jednego ze swoich wydań zamiast płyty z muzyką chciała dodać woreczek z nasionkami marihuany. Wywołało to ogromne zamieszane i sprzeciw rozmaitych instytucji wychowawczych. Na szczęście pomysł spalił na panewce. Wszystko pozornie wróciło do normy. Pozornie, gdyż jakiś czas potem ta sama gazeta rozpętała kampanię na rzecz legalizacji marihuany. Kiedy obserwowałem całe to zamieszanie, zdałem sobie sprawę, że istnieją ludzie, dla których palenie trawy jest czymś całkowicie normalnym. Nie tylko sami ją palą, ale i starają się propagować ten narkotyk wśród innych. Czapeczki, naszywki, strony internetowe z zielonym liściem — to robota ludzi, którzy sprawili, że mówienie dzisiaj o marihuanie jako o zagrożeniu dla życia stało się niepoprawne. Przecież trzeba być tolerancyjnym — że zaś głupota nie ma nic wspólnego z tolerancją, to już inna sprawa. Wielu młodych uważa, że marihuana jest czymś dobrym, gdyż sprawia, że egzystencja na tym łez padole staje się łatwiejsza. Dla niektórych palenie trawy jest wręcz sposobem na życie. Gdy oglądałem film Chłopaki nie płaczą, bardzo mnie zaniepokoiły słowa jednego z bohaterów:

— Najważniejsze jest to, żeby wiedzieć, co chce się w życiu robić, a potem zacząć to robić.

— A ty wiesz, co chcesz robić?

— Ja chcę być ambasadorem.

— Ambasadorem?! Chyba na Jamajce!

— Chcę być ambasadorem jak Tony Halik. Czy wy wiecie, ile on „blantów” wyjarał z tymi indiańcami?

Laska prezentuje tutaj swój sposób na życie — „jarać blanty”. Przecież ów kultowy film obejrzało tysiące młodych ludzi, którzy, być może, przyjęli podobną postawę życiową!

Na pewno spotkałeś się z wieloma opiniami, niejednokrotnie sprzecznymi, na temat marihuany i jej ewentualnej szkodliwości. Na jednej ze stron internetowych przeczytałem, że palenie papierosów i picie alkoholu są bardziej szkodliwe niż palenie zioła. I mam świadomość, że choć mógłbym teraz przedstawić naukowe dowody świadczące o tym, że palenie trawy jest szkodliwe, a nawet racjonalnie wykazać, że sięganie po skręty nie ma większego sensu, to i tak możesz bardziej wierzyć temu, co wyczytałeś w Internecie. Skwitujesz to stwierdzeniem, że zioło to lekki narkotyk, który prawie nie uzależnia. No cóż? „Prawie” czyni różnicę, ale przecież trudno dyskutować z muzykami, którzy palili, filmowcami, aktorami, a nawet z samym premierem, który w młodości także palił trawę i wyrósł na porządnego człowieka. A może jednak warto przypatrzyć się, jaka jest prawda o fałszywej przyjaciółce „maryśce”.

Specjaliści mówią, że na skutek regularnego i długotrwałego przyjmowania marihuany pojawia się tzw. zespół antymotywacyjny. Jest to stan ogólnej apatii, zobojętnienia i upośledzenia zdolności komunikowania się z innymi. Wśród palących „ziółka” pojawia się także tzw. eskalacja, czyli skłonność do sięgania po inne, mocniejsze i niebezpieczniejsze narkotyki. Pamiętam, jak do naszej wspólnoty zaczął przychodzić osiemnastoletni chłopak, który przyznał się, że ma problemy z narkotykami. Staraliśmy się mu pomóc. W luźnych rozmowach mówił, że przecież to tylko „trawka”. Później spotkałem go na ulicy Karmelickiej i aż się przestraszyłem. To już nie był ten chłopak, który przychodził na spotkanie. Stał przede mną wrak człowieka! Gdy go zapytałem, czy mogę mu jakoś pomóc, popatrzył na mnie mętnym wzrokiem i powiedział: „Bracie, już za późno! Teraz biorę taki koks, że nie jest mi brat w stanie pomóc”. Zawsze się od czegoś zaczyna. „Przecież od jednego kieliszka nie stanę się alkoholikiem” — słyszę często z ust młodych ludzi, którzy w każdą sobotę bawią się na imprezach zakrapianych wódką. Jednak zawsze jest ten pierwszy krok. Należy także dodać, że palenie „zielska” przyczynia się niejednokrotnie do powstania schorzeń psychicznych. Z doświadczenia klinik psychiatrycznych wynika, że u osób zażywających marihuanę mogą pojawić się manie prześladowcze, schizofrenia paranoidalna oraz różnego rodzaju psychozy. „Trawka” osłabia pamięć, staje się przyczyną apatii, niepokoju, nieracjonalnego myślenia, braku krytycyzmu co do własnych możliwości i poczucia absurdu; sprawia, że pojawiają się tendencje samobójcze. Mógłbym jeszcze mnożyć argumenty, ale mam świadomość, że oprócz zaspokojenia ciekawości niewiele mogą one wnieść do twojego życia.

To jest trochę jak ze śmiercią. Nie ma chyba na ziemi zdrowo myślącego człowieka, który nie miałby świadomości, że kiedyś umrze. To przecież oczywiste. Jednak mimo to wielu nie dopuszcza do siebie myśli o własnej śmierci. To swoisty paradoks: choć o czymś wiemy, gdzieś w głębi serca nie potrafimy tego przyjąć. Myślę, że podobnie jest z marihuaną. Przyjmujemy racjonalne dowody na szkodliwość i wręcz bezsensowność sięgania po „gandzię”, a mimo wszystko nie wierzymy, że może nam zaszkodzić. Pozwól więc, że w poniższych słowach nie będę ci wykładał naukowych racji przeciwko paleniu „marychy”, ale spróbuję podzielić się moimi przemyśleniami na ten temat. Chcę ci pokazać, że świadome życie jest ciekawsze.

Jesteś młodym, szczerym człowiekiem i do szewskiej pasji doprowadzają cię obłuda, fałsz i kłamstwo. Muszę przyznać, że mnie także to denerwuje. Wszystkich nas przyprawiają o mdłości instytucje, które oszukają ludzi, a także ci, którzy żyją w zakłamaniu. Przecież palenie „trawki” to nic innego, jak dobrowolna zgoda na to, że będę oszukiwany! I to przez samego siebie! To zgoda na to, że nie chcę żyć autentycznie, lecz w ułudzie. Nie wierzysz? Przecież paląc „trawę”, zgadzasz się, aby twój mózg wmawiał ci rzeczy, które są nieprawdziwe. To ucieczka przed realnym życiem, które jest, według mnie, o wiele ciekawsze niż najbardziej wyszukane halucynacje. Oddział Zamknięty tak śpiewa o działaniu „(g)Andzi”: „Coraz więcej widzę i jeszcze więcej [...] świat w kolorach daje mi”. Sorry, ale ja nie chcę takiego świata! Nawet jeśli te doznania są przyjemne i ciekawe. Ja wolę żyć w świecie prawdziwym, nie urojonym.

Poza tym skąd wiesz, jak się zachowasz po wypaleniu skręta, nawet jeśli to już nie pierwszy raz. Działanie marihuany zależy w dużym stopniu od twojego aktualnego nastroju. Jeśli masz dobry humor, pewnie ci się jeszcze polepszy, ale jeśli masz „doła”, ten „dół” może się stać przepaścią. A stąd do samobójstwa już tylko jeden krok. Bez „marychy” nawet byś o tym nie pomyślał. Nigdy nie jesteś w stanie przewidzieć, jakie mogą być konsekwencje twojej „zabawy w trawkę”. Gdy się upalisz, możesz, na przykład, stwierdzić, że przyszedł czas na naukę latania i skoczysz z dziesiątego piętra. Czy więc warto? Zresztą nie chodzi tylko o ciebie! Jaką masz pewność, że paląc, nie krzywdzisz nieświadomie innych? Możesz narażać tych, których kochasz, na śmiertelne niebezpieczeństwo! Przykłady można mnożyć. Mnie poruszyła historia Krzyśka. „Zdolny ośmiolatek, niesprawiający kłopotów, z dobrymi ocenami w szkole, uprawiający sport, miał starszego brata Marka, który popalał marihuanę. Któregoś dnia ten młodszy zgłosił się do starszego, mówiąc: «Chcę zapalić tak jak ty». Usłyszał w odpowiedzi: «Poczekaj, aż będziesz dorosły jak ja». Ale mały nie chciał czekać. Pewnego dnia zakradł się do pokoju brata, znalazł marihuanę i z kolegą zszedł do piwnicy, gdzie zwykł palić Marek. Ośmiolatkom wystarczył jeden skręt na dwóch, żeby się odurzyć. Za mocno. Krzysio powiedział koledze, że potrafiłby rozciągnąć swą szyję na dwa metry. «No to spróbuj!» — zachęcił go tamten. Chłopiec przywiązał jeden koniec sznura do belki stropowej, a drugi obwiązał sobie wokół szyi, wszedł na trzeci stopień schodów i skoczył w dół. Ale jego szyja nie rozciągnęła się. «Zabiłem własnego brata» — powiedział Marek. I właściwie miał rację”.

Powiesz pewnie, że przecież, ogólnie rzecz biorąc, marihuana sama w sobie nie jest szkodliwa i tak naprawdę jeszcze nikt od niej nie umarł. Wielokrotnie spotkałem się z taką opinią. Bezpośrednio od wypalenia jednego skręta istotnie nikt nie umarł — nie licząc tych, którzy zginęli w wypadkach samochodowych, spadli z wysokości czy popełnili samobójstwo po złapaniu ciężkiego „doła”. Na pewno powiesz, że może to i prawda, ale ciebie to nie spotka. Obym nie musiał powiedzieć: „a nie mówiłem”, gdy twoi rodzice przyjdą prosić o pogrzeb. Ale przecież my i tak nie wierzymy w naszą śmierć...

W większości przypadków marihuana nie zabija bezpośrednio, ale zmienia jakość życia. Ona cię nie zabije, lecz zrobi z ciebie nieudacznika życiowego, outsidera spychanego coraz bardziej na manowce. Prawdziwe życie, pełne fascynujących przeżyć, przeleci ci przez palce. Nie zmarnuj swego życia. Ono jest zbyt piękne, aby je stracić, paląc jointy.

Słyszałeś może kiedyś o zjawisku tzw. synestezji? Pojawia się ona w niektórych artystycznych duszach. Są tacy, którzy sądzą, że marihuana jest głównym źródłem owego zjawiska (a przynajmniej, że może je wywołać). Synestezja polega na wzajemnym przenikaniu się wrażeń zmysłowych: dźwięk przybiera kształty, kolor zyskuje zapach itd. W tym stanie Gautier, członek Club des Haschishchiens, pisał o wazonie z kwiatami: „Mój słuch stał się cudownie czuły. Naprawdę słyszałem dźwięki kolorów. Z ich błękitów, zieleni i żółci docierały do mnie dźwięki o doskonałej wyrazistości”. Wiele osób mówi, że sięgają po skręty właśnie po to, aby móc znaleźć się w takim stanie. Mnie średnio pociągają takie klimaty. Zwłaszcza jeśli uwzględnimy fakt, że wypalenie kilku zaledwie skrętów w różnym czasie może spowodować halucynacje, które pojawią się nawet kilka lat po rzuceniu nałogu. Nie wiem, ale byłoby mi trochę głupio w czasie rozmowy kwalifikacyjnej o pracę stwierdzić nagle, że kolor garnituru przyszłego szefa pięknie brzmi lub zacząć gonić po pokoju te wstrętne krasnale...

Ludzie, którzy sięgają po „gandzię”, mówią, że robią to z różnych powodów. Myślę, że ciekawie to obrazują wypowiedzi młodych ludzi z ośrodka odwykowego: „Moja przeszłość to ciągłe zaspokajanie własnych zachcianek”; „Czułem się gorszy od innych, paraliżowała mnie nieśmiałość. Nie potrafiłem powiedzieć dziewczynie, że ją kocham”; „Bałem się, że nie podołam trudnym sytuacjom w moim życiu”; „Gdy przydarzyło mi się coś złego, bałem się wracać do domu. Myślałem, że rodzice mnie nie zrozumieją. Bałem się też stracić przyjaciół, a ci, których miałem, palili marihuanę. By zyskać uznanie rówieśników, przynosiłem do klasy trawę”; „Spróbowałem z ciekawości”; „Starałem się osiągnąć coś, co przerastało moje możliwości. Z czasem zacząłem uciekać od realnego świata w wytworach własnej wyobraźni. Potem już nie potrafiłem odróżnić fikcji od rzeczywistości”; „Celem mojego życia była chęć podobania się innym, chęć bycia lubianym, docenianym, chwalonym”; „Brałem życie takie, jakim było. Gdy ktoś mi zaproponował skręta, nie widziałem powodu, by nie spróbować”.

Oczywiście można przytaczać wiele innych wypowiedzi. Wszystkie przyczyny palenia „trawy” właściwie sprowadzają się do jednej: gdy to, co masz, już ci nie wystarcza, chcesz czegoś więcej i tylko marihuana jest w stanie zaspokoić twoje pragnienia, ukoić twoje tęsknoty. Jedna z dziewczyn tak opisywała zdarzenie, które uzmysłowiło jej, dlaczego potrzebuje narkotyków. „Było to w zeszłym roku — wspomina Maria. — Potrzebowałam forsy na «towar». Podeszłam do idącej chodnikiem staruszki i wyrwałam jej z ręki torebkę. Odbiegłam kilkanaście metrów, by schować się za rogiem najbliższego budynku i spokojnie przejrzeć jej zawartość. Staruszka ledwie szła, więc nie bałam się, że mnie dogoni. Wyrzuciłam z torebki wszystko, co w niej było, uklękłam na ziemi i zaczęłam szukać pieniędzy. Było ich niewiele, ale i to mogło się przydać. Włożyłam zdobyte banknoty do kieszeni i zanim jeszcze podniosłam się z kolan, poczułam, że ktoś zdejmuje mi czapkę. Stała nade mną staruszka — właścicielka torebki. Położyła swoją dłoń na mojej głowie i głaszcząc mnie delikatnie po włosach, powiedziała: «Biedna, nieszczęśliwa dziewczyno. Pewnie nikt cię nie kocha». Tych słów nigdy nie zapomnę. Zdezorientowana włożyłam wszystko z powrotem do torebki, łącznie z pieniędzmi, oddałam ją staruszce i uciekłam. Jestem przekonana, że dzięki jej modlitwom nawróciłam się i jestem szczęśliwa. W tym roku przystąpię do Chrztu Świętego i będę mogła opowiadać wszystkim o miłości Jezusa, którego spotkałam po raz pierwszy w tamtej anonimowej staruszce”.

Tak! Tym, czego tak naprawdę ci brak, jest miłość! Ale nie miłość byle jaka, tylko ta prawdziwa, jedyna. A najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że ta miłość jest na wyciągnięcie ręki, pozostaje w twoim zasięgu. „Bóg jest Miłością” — te słowa możesz przeczytać w Biblii. I jestem pewien, że gdybyś zechciał zakosztować takiej miłości, żadne skręty nie wydawałyby ci się atrakcyjne. Współczułbyś tym, którzy dali się nabrać na fałszywą namiastkę szczęścia. Nie wierzysz? No jasne, kto by wierzył w taką gadaninę! Ale nigdy nie przekonasz się, czy to prawda, dopóki nie zaufasz. Poza tym, w przeciwieństwie do palenia „trawy”, nic nie tracisz. Gdy odnajdziesz w swym życiu miłość, żadne inne doznania nie będą ci już potrzebne. Już nie będziesz ciekawy, jak to jest po wypaleniu skręta. Po prostu stwierdzisz, że wolisz prawdziwe życie i żadne ziele nie może dać ci tego, czego tak naprawdę pragniesz: miłości.

Sądzę, że warto podjąć trud prawdziwego i dobrego życia. Przecież z każdym dniem zbliżamy się do końca naszego bytowania na tym świecie i myślę, że jest to doping do tego, aby dobrze je przeżyć — wybrać drogę miłości, której naprawdę pragniesz. Czy odważysz się na ten krok? Czy odważysz się poczuć powiew miłości, która czeka na twoje odkrycie? Nie zmarnuj swego życia. Jest zbyt wiele szczytów do zdobycia, aby włóczyć się dolinami.

Przemyśl:

Miałam wtedy