4,20 zł
Joseph Rudyard Kipling (1865-1936) – angielski prozaik i poeta. Zdobył światową popularność wierszami o brytyjskich żołnierzach służących w koloniach oraz przygodowymi opowieściami zaliczanymi do klasyki literatury młodzieżowej. Uchodził za piewcę imperializmu, dostrzegał jednak wartości kulturowe ludów podbitych (za Wikipedią). Niniejszy zbiorek zawiera utwory: „Lispeth”. „Wykolejony”. „W jarzmie z niewiernym”. „Tamten”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 31
Rudyard Kipling
Lispeth
I INNE NOWELE
Armoryka
Sandomierz
Projekt okładki: Juliusz Susak
Tekst wg edycji z roku 1892.
Zachowano oryginalną pisownię.
© Wydawnictwo Armoryka
Wydawnictwo Armoryka
ul. Krucza 16
27-600 Sandomierz
http://www.armoryka.pl/
ISBN 978-83-7639-263-3
Look, you have cast out Love! What Gods are these
You bid me please?
The Three in One, the One in Three? Not so!
To my own Gods I go.
It may be they shall give me greater ease
Than your cold Christ and tangled Trinities.
˝The Couvert˝.
Była córką indjanina Sonoo i żony jego Jadéh. Gdy pewnego lata zawiódł ich zbiór kukurydzy, a nadto para niedźwiedzi splądrowała doszczętnie jedyny łan konopi, jaki posiadali pod doliną Sulley, po stronie Kotgarhu, zaraz na rok następny przeszli na chrześcjanizm i dziecko swe ponieśli do chrztu do misji. Kapelan miejscowy dał mu imię Elżbieta, co w miejscowem narzeczu ˝pahari˝ brzmiało: Lispeth.
I czy to pod wpływem chrześcjanizmu, czy też i w odmiennych warunkach, właśni jej, ojczyści bogowie, wyposażyliby ją zarówno hojnie, dość, że Lispeth wyrosła na ładną dziewczynę. Już to kiedy indjanka bywa ładną, nie żal, doprawdy, nałożyć sobie piętnaście mil złej drogi, by ją oglądać. Lispeth miała rysy greckie, które tak chętnie malują malarze, a z któremi w życiu spotykamy się tak rzadko! Płeć miała barwy jasnej kości słoniowej i jak na kobietę swej rasy, niezwykle słuszną była. Miała przytem pyszne oczy i gdyby nie ohydne szatki bawełniane drukowane, w których się szczególnie lubują misje, spotkana w górach zdać się mogła żywym oryginałem dążącej na łowy Djany.
Lispeth zdawała się dostatecznie przejętą chrześcjaństwem i nie porzuciła go dorósłszy, jak to się tam często zdarza. Ziomkowie znienawidzili ją, gdyż została, jak tam mówią, ˝memsahib˝ i myła się codziennie. Z drugiej znów strony, żona kapelana nie wiedziała co z nią począć. Nie raźnie jakoś kazać obmywać talerze i szorować rądle bogińce o królewskiej postaci. Bawiła się zatem Lispeth z dziećmi na plebanji, uczęszczała do niedzielnej szkółki, czytała wszystkie książki jakie jej wpadły w rękę i jak zaczarowana księżniczka w bajce, stawała się z każdym dniem piękniejszą. Żona kapelana namawiała ją by została niańką, lub czemś podobnem, w Seinla, ale Lispeth nie chciała iść służyć, czuła się zupełnie zadowoloną z dotychczasowego swego położenia.
I gdy podróżni, nieliczni podówczas, przybywali do Kotgarhu, zamykała się na klucz w swym pokoiku, ze strachu by ją nie uwiedli do Seinli, lub gdziebądź w świat nieznany.
Pewnego dnia, wkrótce po skończeniu lat siedmnastu, wyszła na przechadzkę. Lispeth nie przechadzała się jak nasze panie, pół wiorsty tam i napowrót. Chodziła prędko i dużo, precz, aż do Narkundy i dalej. Tego dnia wróciła o samym zmroku, po karkołomnym spadzie góry, niosąc coś ciężkiego. Z przyspieszonym oddechem weszła do bawialnego pokoju, gdzie właśnie drzemała żona kapelana, a składając ciężar na sofie, rzekła wprost:
– Oto mój mąż! Znalazłam go na drodze do Bagi. Skaleczył się widocznie. Będę go pielęgnowała, a gdy wyzdrowieje, kapelan nas zaślubi.
Po raz to pierwszy Lispeth wspominała o małżeństwie i żona kapelana wzdrygnęła się zgorszona. Tymczasem jednak trzeba było nieść pomoc nieznajomemu. Był to młody anglik, głowę miał rozbitą do kości jakiemś tępem narzędziem. Lispeth wyjaśniła, że go znalazła powalonego na ziemię, więc go tu przyniosła. Oddychał ciężko i był nieprzytomny.
Położono go do łóżka. Opatrzył go, znający się nieco na medycynie, kapelan; Lispeth czuwała u progu, na każde gotowa skinienie. Powtórnie oświadczyła misjonarzowi swe matrymonjalne zamiary. I kapelan i jego żona ostro ją zganili, przedstawiając całą gorszącą nieprzyzwoitość jej postępowania. Wysłuchała spokojnie i – została przy swojem. Nie łatwo bo przychodzi chrześcjaństwu ścierać barbarzyńskie instynkty dalekiego Wschodu, jako to naprzykład miłość od pierwszego wejrzenia. Lispeth spotkawszy, czyli raczej znalazłszy mężczyznę godnego czci jej, nie wiedziała, doprawdy, dlaczego miałaby się z tem taić? Nie życzyła też sobie bynajmniej, by ją wydalono. Owszem, życzyła pielęgnować aż do wyzdrowienia przyszłego swego małżonka. Takie a nie inne były jej zamysły.
Po dwutygodniowem