Anastazja - Milena Szczęsna - ebook

Anastazja ebook

Milena Szczęsna

4,3

Opis

Anastazja jest kochającą teatr licealistką. Nie ma zbyt wielu znajomych, ponieważ nie może pozwolić sobie na drogie rozrywki, a co więcej ma ciągle awanturującego się ojca alkoholika.

W drodze do teatru z nowym scenariuszem, dziewczyna traci przytomność i trafia do szpitala. Dowiaduje się, że zapadła na bardzo ciężką chorobę. Tego samego dnia przy szpitalnym łóżku zauważa tajemniczego staruszka, który wysyła ją w podróż do Piekła, Czyśćca i Nieba, aby Nastka nauczyła się, jak należy żyć w zgodzie ze sobą i otaczającym ją światem...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 107

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (6 ocen)
4
1
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

Prolog

Czuła przeogromny ból. Nie wiedziała, co robić. Pragnęła uwolnić się od tej agonii. Przeklinała zdrajcę, kasłając, a zaraz potem plując krwią. W jej głowie rodziło się mnóstwo pytań. Po co została stworzona, skoro teraz musiała tyle cierpieć? Dlaczego życie zostało jej dane, skoro teraz z niej ulatuje? Czy to była kara? Kaszel ustał na chwilę, by zaraz potem wznowić się z podwójną zaciekłością. Dziewczyna zastanawiała się, z jakiego powodu akurat ją spotkało to niewyobrażalne cierpienie. Dlaczego musiała za jednym razem stracić wszystko, co udało jej się zdobyć przez tyle lat? Miłość, przyjaźń, wykształcenie, rodzinę, marzenia. Nie była złym człowiekiem, przynajmniej we własnym mniemaniu. Zawsze pomagała innym, nie stawiała swojego dobra na pierwszym miejscu. Swoją serdecznością zaskakiwała każdą napotkaną osobę. Tryskała życiem i energią, z każdym dochodziła do porozumienia. Dlaczego ona?

Rozdział 1

Anastazja Went wychodziła z liceum, bo właśnie zabrzmiał dzwonek kończący ostatnią lekcję. Za parę dni miało nastąpić zakończenie roku, więc twarze większości uczniów i nauczycieli jaśniały w uśmiechach. Dziewczyna witała wakacje raczej ze smutkiem i rezerwą, bo szczerze kochała stare mury szkoły i jej zajęcia artystyczne. Uwielbiała występować na scenie i odgrywać role, wczuwać się w emocje opisane w scenariuszu. Jej marzeniem była gra w teatrze. Aktorstwo było odskocznią od rzeczywistości, od prawdziwego życia wypełnionego problemami.

Ojciec dziewczyny zaczął pić, kiedy jej matka umarła zaraz po porodzie siostry Majki. Dziewczynka miała wrodzoną wadę serca, przez co często przechodziła operacje, na które nie starczało funduszy. Całe szczęście w tym momencie pojawiał się wujek Adam, który finansował drogie zabiegi. Nastka, twierdząc, że nie można, ot tak, darować komuś pieniędzy, pracowała wtedy u stryjka w polu. Cieszyła się, że nikt nie musiał wykładać pieniędzy na jej szkołę, sama dawała sobie radę. Była najlepszą uczennicą, więc dostawała stypendium, które wystarczało jej na opłacenie szkoły i utrzymywanie rodziny. Tata Anastazji co miesiąc otrzymywał rentę, ale od razu ją przepijał, dlatego dziewczyna od czasu do czasu podejmowała się dodatkowej pracy. Nie lubiła tego, ale cóż, czy każdy robił w życiu to, co kochał?

– Hej, Went – rzuciła Konstancja, uśmiechając się. Przyjaciółka dziewczyny była szczupłą, niską, pełną energii blondynką z bujnymi kształtami, czyli całkowitym przeciwieństwem Nastki, będącej chudą i wysoką jak tyka brunetką. – Wyskoczymy dzisiaj na kawę?

– Wiesz, że nie mogę – smutno pokręciła głową. – Muszę się zająć Majką.

– To zabierz siostrę ze sobą – zaproponowała koleżanka, malując usta błyszczykiem. Wyglądała bardzo zabawnie. – Będzie fajnie. W końcu dawno nie miałyśmy okazji porządnie porozmawiać, trzeba to nadrobić.

– Kochana, codziennie ze sobą gadamy – uśmiechnęła się jak matka strofująca swoje niesforne dziecko.

W tym samym momencie przeszedł koło nich barczysty gbur, popychając Anastazję na barierkę od schodów. Większość uczniów nie lubiła jej, sądząc, że wyrośnie na kogoś takiego jak jej ojciec. Dziewczynę zawsze bardzo bolały takie słowa. Starała się odciąć od wyzwisk i plotek, udawać, że to jej nie rusza, ale nie dawała rady. Bardzo dużo czasu spędzała w damskiej łazience, wypłakując sobie oczy. Konstancja musiała zauważyć zmianę w zachowaniu przyjaciółki, ponieważ posłała jej pocieszające spojrzenie.

– Nie przejmuj się tym dupkiem – dodała otuchy dziewczynie, tuląc ją mocno. – Olej go i idź do przodu z dumnie uniesioną głową.

– Dziękuję – szepnęła Nastka.

– Za co?

– Za to, że jesteś przy mnie. Czasami wydaje mi się, że tego nie wytrzymam, ale wtedy zawsze pojawiasz się ty – odparła, a po jej policzku popłynęła łza. Otarła kroplę wierzchem dłoni.

– Mam pomysł. Wpadnę do ciebie i sobie poplotkujemy. Co o tym myślisz? – bardziej stwierdziła, niż spytała.

– Oczywiście – Anastazja ucieszyła się z dobrego rozwiązania. – Chodźmy – przyjaciółki ruszyły wolnym krokiem, śmiejąc się do rozpuku z dowcipów opowiadanych przez Konstancję. Po paru minutach dostały się do mieszkania Wentów, które było bardzo obskurne. Rolę podłogi pełniła betonowa posadzka, ściany nigdy nie zostały pomalowane, a okna były wybite. Pan Went nie miał ani chęci, ani pieniędzy, aby to zmienić. Dziewczyny weszły do pokoju Nastki, wyglądającego łudząco podobnie do poprzedniego pomieszczenia. Z tym że na środku leżał rozłożony materac zawalony stosem znoszonych ubrań i pogniecionymi scenariuszami stworzonymi przez Anastazję. Pisanie było jej drugim najważniejszym hobby, zaraz po graniu w przedstawieniach.

– Napijesz się czegoś? – zapytała, kiedy Konstancja rozłożyła się na prowizorycznym łóżku i zaczęła czytać jeden z tekstów.

– Tak. Kawę poproszę – rzekła, uśmiechając się. Wypociny przyjaciółki najwyraźniej się jej spodobały. Nastka poszła do kuchni, ustawiła dwie szklanki na zniszczonym blacie, wsypała do każdej z nich po łyżeczce kawy i czekała, aż woda się zagotuje. Dziewczyna stała, wpatrując się przez dziurę w ścianie w drzewo, które stało niedaleko. Było piękne, cudowne. Gruby pień i lśniące liście o ciemnozielonym odcieniu.

Nagle stało się coś dziwnego. Przez chwilę Anastazja nie mogła złapać tchu. Czuła się, jakby do jej płuc dostawały się kamienie, a nie tlen. Ogarnął ją lęk, ponieważ podobna sytuacja miała miejsce przedwczoraj. Zastanawiała się, co było tego przyczyną. W końcu wszystko wróciło do normy, a ona zaczerpnęła powietrza. Uspokoiła się odrobinę. Zaparzyła dwie porcje kofeiny i podreptała do pokoju.

– Proszę – podała przyjaciółce kubek z Kubusiem Puchatkiem. – I co myślisz o moim najnowszym wymyśle?

– To jest po prostu świetne. Kochana, idź z tym do teatru i powiedz, że pozwolisz im wystawić to cudo, jak dadzą ci zagrać główną rolę – krzyknęła entuzjastycznie Konstancja. Jej wiara w Nastkę była niezachwiana i niewyczerpana.

– Oj, przestań – zawstydziła się dziewczyna, odgarniając włosy z twarzy. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że koleżanka przesadzała. Jej teksty mogły być dobre, jednak nie na tyle, aby zostały wykorzystane przez poważnych znawców sztuki. W sumie swoje marzenia mógł spełniać każdy. Albo chociaż próbować. Niezależnie od wieku, niezależnie od sytuacji finansowej, niezależnie od pochodzenia. Zawsze warto było walczyć o swoje niespełnione sny, a może znalazłby się ktoś, kto by je spełnił.

– Zresztą… – zawahała się.

– Zresztą…? – popędziła ją przyjaciółka. Nie wiedziała, z jak trudną decyzją zmierzała się Anastazja. Nie wiedziała, jak bardzo bała się dać do przeczytania swój tekst innej osobie. Nie wiedziała, jak bała się odrzucenia, braku akceptacji. Nie wiedziała, jak osobiste były dla niej jej scenariusze.

– Mogę spróbować – rzekła i zaraz pożałowała swoich słów. Zaczęła obgryzać paznokcie i nerwowo poprawiać opadające na czoło włosy. Teraz nie było już odwrotu. Powiedziała to.

– Tak się cieszę – Nastka została porwana w objęcia Konstancji, która podskakiwała z radości. – Nareszcie to zrobisz! Zobaczysz, skarbie, będziesz sławna! Jutro idziemy do teatru imienia Juliusza Słowackiego. To niedaleko, mój tata nas podwiezie.

– Słu…cham? – zająknęła się, posyłając koleżance przerażone spojrzenie. – Przecież to jedna z najlepszych i najsłynniejszych scen w Krakowie!

– No i? – Toni wpatrywała się w dziewczynę ogromnymi błękitnymi oczami. – Dasz sobie radę! Masz niesamowity talent. Wspaniale ucharakteryzowałaś postacie. Zagubione w świecie nastolatki, a potem odpowiedzialni dorośli ludzie. Uwielbiam mieszkać w swoim świecie, w wytworze wyobraźni. Własne życie, własna cywi… – zaczęła czytać, jednak Anastazja wyrwała jej tekst.

– Proszę, nie ośmieszaj mnie – ukryła twarz w dłoniach. – Proszę. Mogę tam nie iść?

– Nie, nie możesz. Musisz tam iść. Rozumiesz? Musisz.

– Dobrze – wzięła się w garść, a przyjaciółka odetchnęła z ulgą. – Pójdę tam i pokażę im, co potrafię!

– Dokładnie – wydarła się Konstancja.

Nastka bardzo cieszyła się, że miała tak wspaniałe wsparcie. Że chociaż jedna osoba w nią wierzyła. Albo aż jedna. W każdym razie otuchę przyjmowała z prawdziwą radością. – Wiem, że cię docenią. Jesteś najlepsza.

– Och, bez przesady – rzekła z rozbrajającą szczerością. – W końcu dopiero zaczynam, a doskonale wiesz, że nie mogę od samego początku być profesjonalistką.

– Możesz.

– Ech – westchnęła. – A teraz pozwól, że zajrzę do Majki, zobaczę, co robi – Anastazja znalazła w plecaku starą gumkę do włosów i związała je w kitkę.

– W porządku. Pójdę z tobą – wzruszyła ramionami.

– Dobrze – odparła, jednak niekoniecznie jej to pasowało. Wiedziała, że Toni nie wyśmieje Majeczki, lecz w myślach już widziała ten litościwy wzrok, który denerwował ją ponad wszystko inne. Nienawidziła współczucia do tego stopnia, że aż przechodziły ją dreszcze gniewu, kiedy ktoś tak patrzył na nią lub jej bliskich. Wolała już wyzwiska.

Dziewczyny ruszyły do kolejnego pokoju. Był jeszcze mniejszy niż ten Nastki. Na środku, na starym, rozklekotanym krześle siedziała czteroletnia dziewczynka i oglądała książeczkę.

– Cześć, kotku – siostra podeszła do niej i pogłaskała po małej, ciemnowłosej główce. – Poczytać ci?

– Ceść. Tak. Lubię jak cytas – uśmiechnęła się uroczo.

– W porządku – Anastazja zdenerwowała się trochę, ponieważ Konstancja patrzyła na jej siostrzyczkę z litością. Miała rację, mogła delikatnie przeprosić dziewczynę i przyjść tutaj sama. Odjęła przyjaciółce kilka punktów. Dziewczęta skończyły czytać małej trzecią książeczkę, kiedy Konstancja zaczęła się zbierać do domu.

– Odprowadzisz mnie na przystanek? – uśmiechnęła się do Nastki.

– Raczej nie, mam jeszcze dużo rzeczy do zrobienia – oznajmiła subtelnie, nie chcąc obrazić koleżanki. Na razie jedyne, na co miała ochotę, to przemyśleć w ciszy swoją decyzję co do scenariusza.

– W porządku – poszły do kuchni, gdzie zastały pana Went.

– Co wy tu robicie?! – krzyknął ojciec Anastazji, a ona spaliła się ze wstydu. Nie chciała, aby pijany tata wyzywał Konstancję. Nie chciała z tego powodu stracić jedynej przyjaciółki. Bała się go. Często ją bił, kiedy był w takim stanie. Nie wiedziała, co zamierzał teraz zrobić, był nieobliczalny.

– Tato, Konstancja już idzie – zaczęła przeprowadzać przyjaciółkę do drzwi. Wyszeptała słowa pożegnania i wypuściła koleżankę. – Uspokój się.

– Co? Będziesz mi jeszcze tutaj rozkazywać? – podszedł do niej, zataczając się, i wymierzył jej siarczysty cios w policzek. – Nie dość, że przyprowadzasz obcych do domu, to jeszcze będziesz się na mnie darła.

Dziewczyna skuliła się w kącie. Miała nadzieję, że ojciec się opanuje i przestanie ją dręczyć. Tak strasznie się bała, że kiedyś ten człowiek nie przypomni sobie w porę, że katuje własną córkę, i ją zamorduje.

– Tato, obiecałeś, że nie będziesz więcej pić – rzekła drżącym głosem. Zawiodła się, mimo tego że nie wierzyła jego przyrzeczeniom. Po prostu mówił tak, gdy przyjeżdżała tutaj policja czy inna pomoc. Oni udawali, że w to wierzą, i odjeżdżali. „Dalsze negocjacje byłyby tylko kłopotem” – pomyślała ironicznie.

– Zamknij się, smarkulo! – wyjął pasek ze spodni, gwałtownie wyciągnął córkę z kąta i przełożył ją przez kolano.

– Nie bij mnie! – wyrwała mu się i pobiegła pędem do swojego pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Rzuciła się na materac i zaszlochała.

Ten ohydny człowiek sprawiał, że wyzwalały się w niej najgorsze instynkty. Nie chciała być jego córką. Każdy byłby lepszym opiekunem niż on. Do jej uszu dochodziły głośne przekleństwa taty. Zapłakała głośno. Przyszło jej na myśl popełnienie samobójstwa, ale nie spodobała jej się ta opcja. Chciała być dzielna i starała się to okazać, żyjąc na zasadach, jakie ustalił jej los.

Wspomnienia napłynęły do głowy Anastazji niczym lawina pędząca ze wzgórza. Przypomniała sobie dni spędzone ze swoim ukochanym. Raz żartowali, innym razem poruszali poważne tematy. Kochali się miłością prawdziwą. Ich uczucia względem siebie były ogromne. Dopełniali się wzajemnie. Łzy płynęły strumieniami z oczu Nastki, a ta nie zatrzymywała ich potoku. Następnie wszystko zaczęło się psuć. Kłócili się o byle co, rzucając bardzo ciężkie słowa. Takie, które zapamiętywało się na zawsze. Z czasem ich relacje coraz bardziej się pogarszały. Pewnego dnia chłopca nie było w szkole. Dziewczyna nie przejęła się tym, wiedząc, że Sebastian często chodził na wagary. Kiedy wróciła ze szkoły, natknęła się przed swoim domem na jego matkę, a ta poinformowała ją, że jej luby się powiesił. Początkowo nie mogła w to uwierzyć, jednak gdy zobaczyła łzy w oczach rodzicielki Sebastiana, zrozumiała, że to prawda. Padła na kolana i mocno zaciskając pięści, przybrała kamienną maskę. Nie potrafiła płakać z jego powodu. Nawet na pogrzebie zachowała stalową twarz. Zbyt wiele dla niej znaczył, aby mogła płakać. Wykonywać tak błahą czynność. Łzy mogły przynosić ulgę, ale nie powodowały zmartwychwstania. Zamknęła się w sobie i do tej pory przed nikim się nie otworzyła. Od tego czasu nikt tak naprawdę jej nie znał. Nikt nie potrafił dostać się do jej wnętrza.

Wyrwała się z rozmyślań i postarała wziąć się w garść, ale nie dała rady. Postanowiła pójść spać, więc szybko zrzuciła ubrania, założyła piżamę i ułożyła wygodnie pod kocem. Tak strasznie chciała, aby ktoś ją przytulił. Potrzebowała czułości, jednak nie miała osoby, która mogłaby jej to zapewnić. W końcu oddała się w objęcia Morfeusza. Sen nadszedł niebawem. Widziała w nim niskiego staruszka przemawiającego do niej i gestykulującego gwałtownie. Nie rozumiała go, jego oczy wyrażały smutek i żal. Nagle wyraz twarzy owego pana zmienił się, teraz wyrażał bezgraniczne przerażenie. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Obejrzała się i ujrzała przerażającą, ciemną istotę zbliżającą się do niej. Chciała zerwać się do ucieczki, ale nie mogła. Utknęła w jednym miejscu, jej kończyny się nie poruszały. Krzyknęła. Istota była już bardzo blisko niej…

Anastazja usiadła gwałtownie, cała mokra od potu. Śniła koszmar, lecz całe szczęście obudził ją własny krzyk. Oddychała nierówno, jej ramiona były spięte. Wzięła głęboki wdech i policzyła do dziesięciu, dzięki czemu trochę się uspokoiła. Od tygodnia każdej nocy nawiedzał ją ten sam obraz. Stwierdziła, że nie było się czym przejmować. W końcu to wszystko mogło być wynikiem stresu, jaki teraz przeżywała. Jej ojciec pił więcej niż zwykle, co przysparzało Nastce wiele zmartwień. Dziewczyna chciała przejść się po pokoju, aby ukoić nerwy, lecz jej zdrętwiałe stopy odmówiły posłuszeństwa i opadła na materac. Starała się poruszyć kończynami, jednak te nie reagowały. Zaczęła się niepokoić. Ostatnio dziwne rzeczy działy się z jej organizmem. Porzuciła próby wstania o własnych nogach i ułożyła się wygodnie. Niedługo potem zasnęła. Tym razem nie śniła. Wcale.

Obudziły ją promienie