Niebezpieczna jej uroda - Tomasz Kuza - ebook

Niebezpieczna jej uroda ebook

Tomasz Kuza

3,0

Opis

Krzysztof Kamiński jest samotnym ojcem czternastoletniej Kasi. Przyjaciółka Kasi – Renata pochodzi z patologicznej rodziny. Ze względu na to zaczyna coraz częściej przebywać w domu Kamińskich. W Krzysztofie widzi opiekuna i bohatera, który coraz bardziej jej imponuje. Zaczynają budzić się w niej uczucia dorosłej kobiety. Kamiński zauważa to i powoli zaczyna ulegać jej urokowi. Przez to popada w konflikt z prawem i samym sobą. Trafi a do zakładu karnego, gdzie przez swoje zasady brnie w kolejne kłopoty. Do tego dowiaduje się, że jego ukochana zaginęła. Wie, że to przez niego. Dręczą go wyrzuty sumienia, ale w więzieniu nie jest w stanie nic zrobić. Do czasu…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 573

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (2 oceny)
1
0
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Okładka

Strona tytułowa

Tomasz Kuza

Niebezpieczna jej uroda

Strona redakcyjna

Redakcja: Novae Res

Korekta: Alicja Maszkowska

Okładka: Agnieszka Kielak

Skład: Maciej Goldfarth

© Tomasz Kuza i Novae Res s.c. 2014

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Wydanie pierwsze

ISBN 978-83-7722-920-0

NOVAE RES – WYDAWNICTWO INNOWACYJNE

al. Zwycięstwa 96 / 98, 81-451 Gdynia

tel.: 58 698 21 61, e-mail: [email protected], http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Wydawnictwo Novae Res jest partnerem Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego w Gdyni.

Konwersja do formatu EPUB/MOBI:

Legimi Sp. z o.o. | Legimi.com

Niebezpieczna jej uroda

1997

Zaparkował samochód. Zmęczonym krokiem wszedł na piętro i włożył klucz do zamka. Jednak zanim go przekręcił, usłyszał, jak zasuwka odskakoczyła i drzwi same się otworzyły. Ukazała się w nich zafrasowana twarz Kasi – jego trzynastoletniej córki.

– Tato, chodź szybko, jest u nas Renata – powiedziała.

– No i co z tego?

– Ojciec ją pobił – szepnęła przyciszonym głosem.

– Aha – skinął ze zrozumieniem głową. Zdjął buty, powiesił kurtkę i pytająco wskazał palcem na drzwi do dużego pokoju, gdzie paliło się światło. Kasia skinęła głową. Otworzył je i wszedł do środka.

– Dzień dobry. – Dziewczyna podniosła się z wersalki.

– Dzień dobry, co się stało? – zapytał, uśmiechając się łagodnie. Lewe oko miała podpuchnięte, a na dolnej wardze widać było świeże rozcięcie.

– Nic takiego, ojciec się upił – powiedziała, spuszczając głowę.

Patrzył na nią i nie mógł zrozumieć, jak można skrzywdzić takie niewinne stworzenie. Wziął ją palcem pod brodę, przyglądając się uważnie.

– Przecież on mógł ci wybić zęby.

Nic nie odpowiedziała.

– Tato, czy Renata będzie mogła u nas zostać na noc? – zapytała Kasia. – Jutro mamy klasówkę z matematyki, a w domu już się niczego nie nauczy – dodała, patrząc na niego z prośbą w oczach.

– Jasne – odparł. – Może należałoby to zgłosić na policję? – zastanawiał się na głos.

– Niee, do jutra ojcu przejdzie.

– Widzisz, mówiłam ci, że tata się zgodzi. – Kasia mrugnęła radośnie do koleżanki.

– Dziękuję panu. – Renata uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.

Popatrzył na nią jeszcze raz, westchnął i w końcu zapytał:

– Czy wy coś w ogóle jadłyście?

– Tak, tato. Zrobiłyśmy sobie kanapki.

– W takim razie ja sam coś zjem. Może jednak wam też coś zrobić? – upewniał się.

– Niee, naprawdę nie jesteśmy głodne.

Spojrzał na gościa.

– Nie, nie, ja naprawdę bardzo dziękuję – zapewniła go, bojąc się, że i tak już nadużywa jego gościnności.

– No dobrze – westchnął ponownie i zamknął za sobą drzwi.

Poszedł do kuchni. Poczuł jednak, że chyba jest bardziej zmęczony niż głodny. Zrezygnował z kolacji. Położył się w drugim pokoju. Pomyślał, że powinien coś z tym zrobić. Przecież nie można bezczynnie patrzeć, jak ojciec maltretuje dziecko. Zresztą nie tylko ją. W domu było ich sześcioro. Czterech chłopaków i dwie dziewczyny. Najstarszy z nich, dwa lata starszy od Renaty, siedział w poprawczaku. Pozostali, z wyjątkiem może najmłodszej, uczyli się źle, często nie przechodzili z klasy do klasy i szli w jego ślady.

Widywał ich często, jak wystawali w bramach, paląc papierosy, nadużywając wulgarności i śmiejąc się hałaśliwie. Ich ojciec w ogóle się nimi nie interesował. Siedział parę lat w więzieniu, a kiedy wyszedł, ani mu przez myśl nie przeszło wziąć się za jakąkolwiek pracę. Matka też była bezrobotna i nie stroniła od alkoholu. W ich domu bez przerwy wybuchały awantury, zakończone nierzadko rękoczynami. Rodzina utrzymywała się z zasiłku, z pomocy społecznej i prawdopodobnie z drobnych kradzieży, ale i to było zaraz przepijane, tak że starczało jedynie na bieżące opłaty, czasami na ciuchy z lumpeksu. Dzieci bez przerwy chodziły głodne i zaniedbane, w zimę często – gęsto w letnich ubraniach. Tylko Renata się z tego wyłamywała. W szkole uczyła się dobrze, a nawet wykazywała się intelektem właściwym jej starszym koleżankom. Nie imponował jej sposób życia swojego ojca ani tani szpan swoich braci i ich towarzystwa. Ostatnio, od kiedy zaczęła dojrzewać, nawet jawnie nim pogardzała.

Te myśli tak zamąciły mu w głowie, że w końcu zasnął zmęczony. Jakiś czas później dziewczęta weszły do pokoju, w którym leżał i stanęły zdziwione.

– No, patrz. Miał zrobić sobie kolację, a położył się spać – powiedziała Kasia szeptem, żeby go nie budzić. – Będziemy się uczyć w dużym pokoju. – Wślizgnęła się na palcach do pokoju i zabrała wszystko, co było im potrzebne.

– Wiesz, chciałabym mieć takiego ojca, jak ty – wyznała Renata, kiedy wyszły.

– No, mój tata jest fajny. Z nim można o wszystkim pogadać. – Kasia była zadowolona, że może pochwalić się przed koleżanką. Rozłożyły książki.

– Nawet o tych rzeczach? – zapytała Renata niespodziewanie, filuternie przekrzywiając głowę. Kasia spojrzała na nią zaskoczona.

– No pewnie! A co ty myślisz?! A ty ze swoimi rodzicami nigdy o tym nie rozmawiałaś?

– Na głowę upadłaś?! Z kim?! Z moim ojcem?! Wolałabym umrzeć!

– A z mamą?

Renata machnęła tylko ręką.

– E, to ty jesteś nieuświadomiona. – Kasia ze śmiechem klepnęła ją w ramię.

– Dobra, dobra, jeszcze mogłabym ciebie uświadomić – odcięła się rozbawiona.

– Ho ho ho. Lepiej weźmy się za matmę, bo jutro dostaniemy po lufie.

– Poczekaj. A dlaczego właściwie nie mieszkacie z twoją mamą?

– Nie mówiłam ci?

– Niee. No nie wiem. Nie pamiętam.

– Moja mama miała osiemnaście lat, kiedy się urodziłam, i chciała mnie oddać do domu dziecka, ale tata nie pozwolił. Mieszkaliśmy z dziadkami. Dopiero kilka lat temu się tu przeprowadziliśmy.

– I rozeszli się z twoim tatą?

– Nie mieli ślubu.

– Skąd to wszystko wiesz?

– Od niego.

– Naprawdę masz fajnego ojca – westchnęła Renata.

Była od pewnego czasu częstym gościem w ich domu. Przede wszystkim dlatego, że była najlepszą koleżanką Kasi, a także dlatego, że tu po prostu miała spokój. Nikt nie wydzierał się obok, nie zataczał, nie przewracał mebli, nie bluzgał bez powodu. Tu nie musiała słuchać bezsensownej, nieustającej i wulgarnej paplaniny. Mogła się po prostu skupić na tym, co robiła. Jednak coraz częściej wydawało jej się, że nadużywa gościnności ojca Kasi, chociaż on nigdy jej tego nie okazał. Był zawsze wyrozumiały i cierpliwy, jakże inny od jej ojca, który do niczego nie miał cierpliwości. Przypomniała sobie, jak jakiś czas temu poszły z koleżankami do domu kultury. Kasi niezwykle spodobał się taniec towarzyski. Zapytała ojca, czy mogłaby się zapisać. „Podoba ci się to? Dobrze, jeżeli tylko będzie nas na to stać”. Oczywiście było go stać. Zawsze go było stać na takie rzeczy, mimo że sam jeździł starym samochodem. Renata mogła tylko o tym pomarzyć.

*

Kilka dni później Kamiński z córką siedzieli przy kolacji.

– Co tam w szkole? – zagadnął. Wzruszyła ramionami. Zauwa­żył, że tego dnia rezolutna zwykle dziewczyna była wyjątkowo markotna. – Może ziemniaki ci nie smakują? – zapytał. Nic nie odpowiedziała.

– Posól sobie, bo zapomniałem.

– Nie chodzi o ziemniaki – powiedziała rozdrażniona. – Ojciec znowu wyrzucił Renatę z domu.

– Aha – zasępił się.

– Czy naprawdę nie można czegoś z tym zrobić?

– Można to zgłosić na policję. O ile ona sama będzie chciała.

– Mówiłam jej o tym, ale ona nie chce.

Bezradnie rozłożył ręce.

– Nie mogę się wtrącać, jeżeli ona sama nie chce.

Zaczęła wiercić się niespokojnie.

– A czy ona ma gdzie dzisiaj spać? – zapytał.

Zesztywniała i patrzyła z pochmurną miną przed siebie.

– Co?

Zastanawiała się przez dłuższą chwilę.

– No? – naciskał delikatnie.

– Nie powinnam ci mówić – powiedziała w końcu.

– Dlaczego?

– Bo obiecałam.

– Co obiecałaś?

– Że ci nie powiem – powiedziała zirytowana.

Nie chciał jej nakłaniać do złamania obietnicy, a jednocześnie czuł, że nie powinien zostawić tej sprawy bez rozwiązania. Zastanawiał się, jak wybrnąć z sytuacji.

Jedli dłuższy czas w milczeniu.

– Wiesz – odezwał się w końcu – chodzi o to, żeby jej się coś nie stało.

Patrzyła nieruchomo przed siebie.

– Wiem, tato. Właśnie dlatego ci o tym mówię – powiedziała po chwili.

– A nie mogłaś ją poprosić, żeby przyszła do nas? – zapytał.

– Ale ona się wstydzi.

– Czego?

– No, że tak często do nas przychodzi.

Znowu się zastanowił.

– Ale ty wiesz, gdzie ona jest?

– Tak.

– A czy to miejsce jest bezpieczne?

Skrzywiła się z niesmakiem.

– Nie sądzę.

– W takim razie proponuję, żebyś pojechała po nią. Ponieważ jest już późno, podrzucę cię gdzieś w pobliżu, a potem wrócicie do samochodu – dodał. – Dobrze?

– Dobrze. – Wydawała się zadowolona z takiego rozwiązania.

Dokończyli kolację i ruszyli samochodem przez miasto. Kilka­naście minut później kazała mu zatrzymać się na jednej z ulic.

– Poczekaj tutaj, ja zaraz wrócę.

Skinął głową. Patrzył, jak oddala się i znika między domami. Od razu domyślił się, że pobiegła na dworzec. Nie lubił, kiedy o tej porze chodziła sama, ale w tej sytuacji...

Kasia weszła do poczekalni. Rozglądała się chwilę. Dostrzegła wreszcie znajomą sylwetkę. Podbiegła i położyła jej rękę na ramieniu.

– Renia. – Dziewczyna odwróciła się.

– Co tu robisz?

– Chodź. Mój tata czeka niedaleko.

– Przecież miałaś mu nie mówić!

– Nie powiedziałam mu, gdzie jesteś – usprawiedliwiała się.

– Ale miałaś w ogóle nie mówić – powiedziała Renata z wyrzutem, ale i z ulgą w głosie. Kasia wpadła w zakłopotanie.

– No ale Ren. Nie mogłam tak cię tu samej zostawić.

– No dobrze, ale już ci więcej niczego nie powiem. – Renata podniosła się z ławki.

– Nie gniewaj się, ale musiałam coś zrobić.

Zobaczył je, jak biegły, przykrywając się jedną kurtką. Zaczęło padać. Odsunął zamek tylnych drzwi.

– Dobry wieczór – powiedziała Renata, siadając na tylnym siedzeniu.

– Dobry wieczór. – Odwrócił się do niej. – Dlaczego nie chciałaś do nas przyjść?

Spuściła głowę.

– Tu nie ma się czego wstydzić – powiedział poważnie. – Chcesz, żeby coś ci się stało, jak będziesz tak chodzić sama po nocy?

Milczała.

– Następnym razem masz do nas przyjść. Słyszysz?

Pokiwała głową.

– Obiecujesz?

– Tak.

– A ty jesteś za to odpowiedzialna. – Odwrócił się do Kasi. – Jeżeli będzie trzeba, to masz ją siłą przyprowadzić. I żeby mi nie było żadnego łażenia po nocach. Chyba już jesteście wystarczająco dorosłe, żeby to zrozumieć? Jasne? – Uważając, że ochrzanił je dostatecznie, odwrócił się i uruchomił silnik. Ruszyli. Nie ujechali jednak dwustu metrów, gdy z tyłu usłyszał jęk syreny. Spojrzał w lusterko. Za nimi jechał radiowóz z migającym kogutem. Spojrzał na tablicę rozdzielczą i zrozumiał. Zjechał na chodnik. Radiowóz minął go i zatrzymał się przed nimi. Policjanci wysiedli nie spiesząc się. Jeden z nich podszedł do niego i zasalutował przez uchyloną szybę.

– Dzień dobry. Kontrola drogowa. Poproszę prawo jazdy, dowód rejestracyjny i dowód ubezpieczenia.

Kamiński wyciągnął dokumenty. Policjant przejrzał je pobieżnie.

– Dlaczego jechał pan bez świateł?

– Zapomniałem zapalić.

Policjant pokiwał głową.

– No i co teraz będzie, panie kierowco? – zapytał znacząco, pukając się dokumentami w otwartą dłoń. Kamiński doskonale zdał sobie sprawę, o co chodzi, przerabiał to nie raz.

– W łapę nie daję – odparł prosto z mostu. Był to wypróbowany sposób na skorumpowanych gliniarzy. W większości działał bez pudła. Tak też się stało i tym razem. Policjant był zaskoczony tak bezpośrednim postawieniem sprawy. Nie chcąc wyjść na mściwego, skonfundowany powiedział po chwili wahania:

– No, tym razem panu daruję. Ale żeby mi to było ostatni raz. – Oddał mu dokumenty. – Do widzenia. I proszę nie zapomnieć o światłach. – Zasalutował i oddalił się szybko, kryjąc zmieszanie.

– Do widzenia. – Kamiński uruchomił samochód. Nie zdawał sobie nawet sprawy, jakie wrażenie zrobił na dziewczętach, a szczególnie na Renacie, której coraz bardziej imponował.

*

Wiosna zaczęła mienić się pełnią kolorów. Jak w piosence Skal­dów, wiał cieplejszy wiatr, rozkwitły bzy, drzewa strzeliły pąkami. Parkowymi alejkami spacerowali zakochani i świat wydawał się piękniejszy. Kamiński poczuł chęć wyrwania się z miasta.

– Może byśmy przejechali się gdzieś za miasto? Taka ładna pogoda – zwrócił się któregoś dnia do córki.

– Ale gdzie?

– No, gdzieś na majówkę. Nad wodę na przykład albo do lasu.

– Woda jest jeszcze za zimna, żeby się kąpać.

– Nie mówię, żeby się kąpać, ale tak posiedzieć na łonie natury, poleżeć w słońcu, poleniuchować, poczytać książkę. Zrobimy sobie kanapki i pojedziemy na cały dzień. Co ty na to?

– Dobrze. A czy moglibyśmy zabrać Renatę?

Spodziewał się tego pytania.

– Jasne.

– Wiesz, sama bym się trochę nudziła. – Kasia nagle ugryzła się w język. Nie chciała, aby ojciec pomyślał, że się z nim nudzi. Ale on widocznie tak nie pomyślał, bo zapytał:

– Ale czy rodzice jej pozwolą?

Kasia machnęła ręką.

– Na pewno. Ona może wychodzić nawet w nocy.

Pokiwał z ubolewaniem głową.

Wyjechali w sobotę po śniadaniu. Kilkanaście kilometrów za miastem był zalew otoczony lasem. Znał tam urokliwą polanę, na której można się było rozłożyć. Droga wiła się między pagórkami i rzadkimi gospodarstwami. Słońce przygrzewało przez szybę, a do środka czasami wpadał zapach świeżo skoszonej trawy. Ruch był dosyć duży, gdyż wielu ludzi, tak jak oni, korzystając z ładnej pogody, wybrało się na weekend za miasto. Przejeżdżali właśnie przez jakąś wieś, gdy zauważył nagle, że kilkadziesiąt metrów przed nimi coś białego wyskoczyło z rowu i czmychnęło między pojazdami. Samochody przed nimi zaczęły wykonywać ekwilibrystyczne cyrkulacje. Kamiński nie widział dokładnie, co się dzieje, ponieważ jechali za wielką ciężarówką z przyczepą. Nagle spomiędzy jej kół pojawił się mały, czarno-biały kotek. Widocznie kierowca ciężarówki nie mógł już zahamować ani go ominąć, bo z przeciwnej strony też pędziłyły samochody, przejechał więc nad nim. Zwierzątko z przejechanymi tylnymi nóżkami przeraźliwie miauczało ze strachu i bólu.

– Tato, nie przejedź! – Usłyszał błagalny krzyk Kasi.

Machinalnie rzucił okiem w lusterko. Za sobą zobaczył sznur blisko siebie jadących samochodów. Hamowanie było dość ryzykowne, ale zrozumiał, że jeżeli tego nie zrobi, zwierzę zginie pod kołami któregoś z nich. Nacisnął pedał. Samochód ostro zahamował, blokując jeden pas. Za sobą usłyszał pisk opon. Spojrzał w lusterko nad kierownicą. Kierowca za nim zdążył. Kamiński włączył awaryjne. Wysiadł, każąc dziewczętom zostać w środku. Delikatnie wziął przerażone zwierzątko na ręce. Tylne łapki i ogon były zmiażdżone. Ludzie z mijających ich samochodów przyglądali się ciekawie. Zaniósł nieszczęśnika do samochodu i oddał w ręce dziewcząt.

– Połóżcie go delikatnie na kolanach.

Na widok malucha łzy zalśniły im w oczach. Usiadł za kierownicą i zjechał na pobocze. Czekał, aż przejadą samochody.

– Biedactwo – szlochała Kasia, głaskając kotka. Jego krew spływała jej na sukienkę.

– Tato. Zawieziemy go do lekarza, prawda?

– Do weterynarza. – Wreszcie udało mu się zawrócić. Sięgnął po apteczkę.

– Owińcie mu te nóżki i ogon bandażem, bo się wykrwawi – powiedział, podając ją za siebie.

Wracali do miasta. Coraz cichsze miauczenie alarmowało go do coraz szybszej jazdy.

Zaparkował przed przychodnią dla zwierząt. Wbiegli do środka. Poplamiona sukienka Kasi wzbudziła małe poruszenie wśród osób siedzących w poczekalni. Trzymając kotka w ręku, podbiegł do recepcjonistki.

– O Jezu – jęknęła tylko. – Proszę chwilę poczekać – szybko zniknęła za drzwiami.

Po chwili wróciła z lekarzem. Obejrzał zwierzę.

– Trzeba to zaraz operować.

Wziął kota od Kamińskiego i chciał coś powiedzieć, ale spojrzawszy na dziewczyny zawahał się.

– Poproszę pana na chwilę ze mną.

Wyszli z poczekalni.

– To będzie pana kosztować pięćset złotych. A nie wiem, czy on to przeżyje. Czy jest pan przygotowany na taki wydatek?

– Tak. Ale mam przy sobie tylko dwieście. – Pomyślał, że nie powinien tego mówić. – Czy mogę dopłacić później?

Lekarz uśmiechnął się, jakby odgadując jego myśli.

– Oczywiście. Jeżeli tak kocha pan zwierzęta, to chyba pan nas nie oszuka. Recepcjonistka spisze pana dowód. Proszę przyjechać około piątej, to potrwa parę godzin. – Odwrócił się i zniknął za drzwiami.

W przygnębiającym nastroju wrócili do domu. Dziewczęta przez całą drogę rozprawiały o tym, co się wydarzyło. Z obiadu też były nici. Kiedy zapytał, czy są głodne, Kasia zburczała go, że myśli tylko o jedzeniu. O umówionej godzinie ponownie zjawili się w przychodni. Lekarz, widząc ich, lekko się uśmiechnął.

– Operacja się udała – powiedział, podchodząc. – Ale dzisiejsza noc będzie decydująca. Jeżeli przeżyje do rana, będzie żył. Oczywiście pozostanie inwalidą.

Kamiński pogadał jeszcze parę chwil z doktorem, a Kasia wzięła uśpione zwierzątko na ręce. Renata głaskała go delikatnie po główce.

– Idźcie już do samochodu. – Podał kluczyki Renacie. – Ja zapłacę jeszcze rachunek.

Kiedy wrócili, był już wieczór. Dziewczęta przez cały czas nie odstępowały kociaka ani na krok. Były tak zaaferowane, że nie chciały jeść nawet kolacji. Tym razem jednak stanowczo zaprotestował i zmusił je do przełknięcia zupy. Kiedy zrobiło się późno, zaczął się zastanawiać, czy nie należałoby zapytać Renaty o to, czy nie powinna już iść do domu. Nie chciał jednak, aby pomyślała, że ją wygania. Zresztą jej towarzystwo sprawiało mu przyjemność. Przez chwilę bił się z myślami. Dziewczyna nie powinna jednak do późna przebywać poza domem. Jej rodzice mogą się niepotrzebnie martwić. Skrzywił się jednak na tę myśl. Jakoś nie bardzo mógł to sobie wyobrazić. W końcu machnął na to ręką.

Tymczasem dziewczęta, leżąc nad śpiącym na łóżku kotkiem, rozmawiały półgłosem.

– Mam nadzieję, że wyżyje biedaczek – powiedziała Renata, podpierając ręką głowę.

Kasia ściągnęła mu swój włos z sierści.

– Ja też. Takie maleństwo.

– Jak myślisz, ile twój tata zapłacił za tę operację?

– Nie wiem – odpowiedziała zamyślonym tonem Kasia.

– Na pewno niemało. – Renata delikatnym ruchem pogładziła puchate futerko.

*

Zbliżały się wakacje. Kasia w czerwcu obchodziła czternaste urodziny, i Kamiński zaczął zastanawiać się, jak się do nich przygotować. Zwykle zapraszała parę koleżanek. Słyszał, że tym razem po raz pierwszy zaprosiła także chłopca. Swojego partnera z kursu tańca. Z tego powodu szczególnie zależało mu, żeby uroczystość dobrze wypadła.

– Niedługo masz urodziny – zagadnął któregoś dnia.

Kasia nie odpowiedziała, zajęta nakładaniem kotu pożywienia do miseczki.

– Zamierzasz chyba kogoś zaprosić?

– Renatę, Kasię Maciąg, Elę, Monikę i Basię... – przez chwilę się zawahała.

– Więc impreza ma być na sześć osób?

– Basia będzie z chłopakiem – powiedziała tajemniczo. – A ja – znowu zawiesiła głos – chciałabym zaprosić Arka. Wiesz, tego z kursu tańca – dodała usprawiedliwiająco.

Uśmiechnął się pod nosem.

– Czyli w sumie osiem osób?

– No.

– Tatusiu – dodała po chwili – a czy mogłabym urządzić urodziny razem z Renatą? Ona obchodzi tylko dwa tygodnie przede mną.

Był zaskoczony tą propozycją.

– Wiesz, ona nie miała jeszcze takich prawdziwych urodzin.

Zastanowił się przez chwilę.

– Rozumiem, że chciałabyś to zrobić u nas?

– No.

– A czy mówiłaś jej o tym?

– Jeszcze nie, najpierw chciałam zapytać ciebie.

Mile połaskotała go tym wyczuciem taktu. Poczuł się z niej dumny.

– To ładnie, że myślisz o koleżance – powiedział, kryjąc uśmiech. – Możesz z nią porozmawiać, ja osobiście nie widzę przeszkód.

Rzuciła mu się na szyję i pocałowała w policzek.

– Dziękuję ci, tato. Kocham cię!

Serce mu się radowało, gdy patrzył na jej szczęśliwą buzię.

*

Był ciepły czerwcowy wieczór. Przez otwarte drzwi balkonowe wpadał prawdziwie letni nastrój. Do domu Kamińskich powoli schodzili się goście. Właśnie zabrzęczał dzwonek.

– Tato, otwórz – krzyknęła z łazienki Kasia.

Podszedł do drzwi. W progu stała Renata.

– Dobry wieczór – powiedziała jakby lekko zażenowana, że przychodzi do kogoś na własne urodziny. Wiedział, że Kasi nie łatwo przyszło ją do tego przekonać. W seledynowej, dopasowanej do figury sukience prezentowała się bardzo zgrabnie. Odniósł tylko wrażenie, że za bardzo odsłania nogi i uwypukla biodra. Poczuł, że przygląda się jej zbyt długo.

– Dobry wieczór, proszę. – Uśmiechnął się zachęcająco.

Weszli do przedpokoju.

– Kasia! – zawołał. – Renata przyszła.

– Już, już.

Zaprosił dziewczynę do pokoju. Chwilę później pojawiła się tam Kasia.

– Jak wyglądam? – zwróciła się do koleżanki, śmiejąc się radośnie. Na sobie miała nową sukienkę. – Ale ty jesteś boska – dodała z zachwytem, spojrzawszy na przyjaciółkę.

Renata, uszczęśliwiona, uśmiechnęła się szeroko.

– Ty też wyglądasz świetnie.

Dziewczęta uściskały się gorąco. Po paru minutach znowu zadźwięczał dzwonek. Kolejni goście przekraczali próg i składali solenizantkom życzenia, obdarowując je drobnymi upominkami. Wkrótce mieszkanie rozbrzmiewało głośnymi rozmowami i śmie­chem. Na stole stanął tort z podwójną liczbą świeczek (Kamiń­ski uznał, że dwa torty mogłyby wyglądać głupio). Dziewczęta zdmuchnęły je wspólnymi siłami.

Potem były kanapki popijane sokiem, a na deser lody. Kasia włączyła magnetofon z najnowszymi przebojami. Po chwili wyciągnęła Arka na środek pokoju i zaczęli tańczyć, wzbudzając powszechne uznanie. Basia również chciała wyciągnąć swojego chłopca, ten jednak speszony umiejętnościami Arka nie dał się namówić, wobec czego zaczęła tańczyć z Kasią Maciąg. To samo zrobiły Monika z Elą.

Poczuł na sobie spojrzenie Renaty. Przez moment ich oczy spotkały się. Odruchowo chciał ruszyć i poprosić ją do tańca, ale zawahał się. Zastanawiał się, czy to właściwie wypada, zresztą dawno nie tańczył, a poza tym nie miał w tym względzie wielkich umiejętności. Trwało to jednak ułamek sekundy. Podszedł i poprosił ją, całując nieco przesadnie w dłoń jak dorosłą kobietę. Chciał sprawić jej przyjemność. Wstała wystraszona, że sprowokowała go swym spojrzeniem, chociaż wcale nie umie tańczyć. Leciał akurat jakiś wolniejszy kawałek. Położył dłonie na jej szczupłej talii, czując, jak niżej rozszerza się w obfite biodra. Dobrana sukienka doskonale to uwydatniała. Odruchowo założyła mu ręce na szyję. Spojrzał między nie i zobaczył biust wypychający sukienkę, która miała zresztą dość duży dekolt. Uświadomił sobie, że ma duże piersi. Poczuł podniecenie. „Kretyn” – warknął na siebie w myślach. W rytm muzyki zaczęli przestępować z nogi na nogę. Czuł się jak sztubak. Patrzył przed siebie i myślał do bólu, żeby powiedzieć coś sensownego. Poczuł lekkie nadepnięcie.

– Przepraszam. – Renata zarumieniła się.

– Nie szkodzi. – Uśmiechnął się. Wolał, że to ona go nadepnęła, a nie on ją.

W tym momencie zderzyli się z Kasią i jej partnerem, którzy szaleli zupełnie nie do rytmu.

– Czego się rozbijacie?! – krzyknęła Kasia, rozbawiona.

– Kto się rozbija?

Atmosfera rozładowała się.

– Co robisz w wakacje? – zagadnął partnerkę.

Wzruszyła ramionami.

– Nie wiem? Chyba nic.

– Nigdzie nie wyjeżdżasz?

– Nie – odpowiedziała, lekko się rumieniąc.

– A pan? – zagadnęła znienacka.

– Prawdę mówiąc, też jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. Człowiek pracuje od rana do wieczora i nie ma nawet czasu zastanowić się, jak spędzić urlop – dodał po chwili.

Tańczyli przez chwilę w milczeniu.

– To za rok już kończycie podstawówkę – zagaił.

– Yhm.

– Będziecie musiały się teraz wziąć do nauki.

Przytaknęła ruchem głowy.

– A gdzie zamierzasz iść po podstawówce?

Chwilę się zastanawiała.

– Razem z Kasią – odpowiedziała nagle, filuternie przekrzywiając głowę.

– No tak. Papużki nierozłączki – skwitował ubawiony.

Taniec skończył się. Kamiński podziękował, jeszcze raz cmokając ją w rękę. Postanowił zostawić młodzież samą. Nie chciał krępować ich swoją obecnością.

– No to życzę miłej zabawy. – Zamknął za sobą drzwi. Była jeszcze wczesna godzina, więc postanowił zdrzemnąć się trochę, zanim odwiezie dzieciaki do domów. Położył się w Kasi pokoju. Kot podszedł mu pod rękę, ocierając głową o dłoń. Podniósł go razem z wózkiem, który zrobił, aby zwierzę mogło się poruszać, i położył sobie na piersi. Głaskając puszysty grzbiet, pogrążył się w rozmyślaniach, aż zasnął.

– Tato, odwieziesz ich? – Szarpanie za ramię wyrwało go z drzemki. Nieprzytomnie podniósł głowę. Nad nim stała Kasia. Z drugiego pokoju wyjrzała Renata. Uśmiechnęła się na widok śpiącego na nim kota. Spojrzał na zegarek. Cholera! Już tak późno. Ładnie będzie wyglądał przed ich rodzicami. Powinien był nastawić sobie budzik.

Rozwoził ich na dwa razy. Właśnie pożegnali się z Renatą. Nie zapalał jeszcze silnika, bo Kasia Maciąg tłumaczyła mu, jak ma dojechać do jej domu, gdy naraz z okna, gdzie mieszkała Renata, usłyszeli kobiecy krzyk.

– Gdzie się znowu kurwiłaś?!

Kamiński wzdrygnął się. Kasia również zamilkła. Po chwili trzaśnięcie drzwiami.

– Jak ja ci trzasnę, to się kopytami nakryjesz! Dziwko wstrętna!

Dzieciaki patrzyły na niego w milczeniu, a on nie wiedział, co ma właściwie zrobić. Nie był pewny, czy powinien się wtrącać w rodzinne sprawy. Wiedział, czego się można spodziewać po ojcu Renaty, ale jej matka zaskoczyła go kompletnie. Stali tak przez jakiś czas, ale z mieszkania nie doszedł już żaden odgłos. Powolnym ruchem zapalił silnik. Odwiózł Kasię i Arka. Wracając, zrozumiał, że popełnił błąd. Należało wejść do domu Renaty i wyjaśnić sytuację. Jej matka mogła mieć słuszne pretensje, że tak późno wróciła. Jednak te pretensje należały się jemu. Teraz było już za późno. Postanowił jednak nazajutrz wyjaśnić tę sprawę.

Nie zrobił tego jednak, bo następnego dnia miał w pracy zebranie, jeszcze następnego zepsuł mu się samochód, a potem zaszły inne wypadki.

*

Dwa dni później dziewczęta wróciły ze szkoły.

– Wchodź. – Kasia zaprosiła przyjaciółkę.

– Dzień dobry!

– Taty chyba nie ma. Miał dzisiaj po pracy jeździć po sklepach. Kasia rozejrzała się po pokojach.

– No. Nie ma go.

Weszły do łazienki umyć ręce.

– Ty to masz dobrze. Jest u ciebie ciepła woda – stwierdziła Renata.

– No. Jak potrzebujesz się wykąpać, to sobie nalewasz, i już. A u siebie musisz grzać?

– No. Będę musiała się dzisiaj wykąpać.

– To wykąp się u mnie.

– Co ty? Co by twój tata powiedział?

– Co by powiedział? Nic by nie powiedział.

– Tak, tak.

– O Jezu. Ale ty się certolisz. Zresztą wróci późnym wieczorem. Mówiłam ci, że pojechał na zakupy.

– Nie, nie żartuj.

– Puszczam wodę!

– Nie, nie będę się u ciebie kąpać!

– Ściągaj to ubranie. – Kasia zaczęła rozpinać jej bluzkę.

– Oszalałaś?! A jak naprawdę wróci wcześniej?!

– Nie znasz mojego taty. Ma sobie kupić między innymi dwie pary butów. A on jedną przymierza godzinę.

Renata wreszcie dała się przekonać.

– Ale jak wróci wcześniej, to cię zamorduję.

– Dobra, dobra. – Kasia wepchnęła ją do łazienki.

Godzinę później dziewczęta siedziały na wersalce, oglądając telewizję.

– Widzisz, jak szybko poszło? – powiedziała Kasia.

– No. Pod prysznicem było bosko. Muszę kiedyś sobie coś takiego sprawić.

Siedziała owinięta w ręcznik. Mokre włosy opadały jej na gołe ramiona. Dotknęła koniuszkiem materiału policzka.

– Ale mięciutki.

– To taty. Ale ja mam taki sam.

– Poważnie?! – Renata wytrzeszczyła oczy. – To nie mogłaś mi dać innego? – powiedziała z wyrzutem.

– Spokojnie. Mój tata nie jest trędowaty. Nie zarazisz się – zażartowała Kasia. – Poza tym mogłaś wziąć inny.

– Kretynka! Przecież nie o to chodzi. Po prostu pomoczę mu ręcznik.

Renacie zrobiło się nagle przyjemnie w tym ręczniku. Nie powiedziała o tym przyjaciółce, ale temat ją zaintrygował.

– Wiesz, że twój tata jest bardzo przystojnym facetem?

Kasia spojrzała na nią zdumiona.

– Czy ty przypadkiem nie chcesz zostać moją mamą? – zapytała z przekąsem.

Wybuchnęły śmiechem.

– A miałabyś coś przeciwko?

Kasia nie zdążyła odpowiedzieć, bo w tym momencie usłyszały chrobotanie w zamku. Renata otworzyła usta. Po chwili rzuciła się do łazienki, ale przebiegając przez przedpokój uzmysłowiła sobie, że po kąpieli przeniosła ubranie do pokoju Kasi. Wbiegła tam bez namysłu. Kamiński wszedł do przedpokoju. Córka wyszła mu naprzeciw.

– Co tak wcześnie? – zapytała zdeprymowana. Panika Renaty lekko jej się udzieliła.

Chyba to zauważył, bo przyjrzał jej się uważnie.

– Zepsuł mi się samochód i musiałem wrócić.

Ruszył do łazienki, strasząc ją brudnymi rękami. Renata w drugim pokoju przebierała się pośpiesznie. Przez szparę w drzwiach pokazała koleżance zaciśniętą pięść.

– Gdzie jest mój ręcznik? – Po chwili Kamiński wyszedł z łazienki, bezradnie rozkładając mokre ręce.

– Nie ma. – Kasia pokazała ząbki w najszczerszym uśmiechu. – Wytrzyj się moim.

Spojrzał na nią zdziwiony.

– Co ty dzisiaj kombinujesz?

– Nic. – Zrobiła niewinną minkę.

Wytarł się jej ręcznikiem.

– Jadłaś coś?

– Nie.

– No to nie mogłaś czegoś sobie zrobić? – Wszedł do kuchni. – Skaranie boskie z tobą, dziewczyno – wyrzekał, zabierając się do obierania ziemniaków. Gdy skończył, wszedł do jej pokoju.

– Chcesz kur...? – przerwał w pół słowa, gdy dostrzegł Renatę.

– Dzień dobry. – uśmiechnęła się i dygnęła na powitanie, lekko rumieniejąc.

– Dzień dobry. – Spojrzał na jej mokre włosy. Teraz zrozumiał, dlaczego nie mógł znaleźć ręcznika. – Widzę, że nieźle padało – dodał z uśmiechem.

Dziewczęta zachichotały.

– Co będziecie jeść? Kotlety czy kurczaka?

– Dziękuję, ja nie jestem głodna – zaprotestowała Renata.

– Ziemniaki się już gotują – przyparł ją do muru.

– To co i pan – odparła skromnie.

Zmusił ją do dokonania wyboru. Padło na kurczaka. Jednak dla trzech osób potrzeba było co najmniej dwóch kurczaków. Dziewczęta zaofiarowały się pomóc w kuchni. Uznał to za dobrą okazję do porozmawiania z nią.

– Dostałaś chyba burę za to, że tak późno wróciłaś z urodzin? – zapytał ostrożnie.

– Niee – żachnęła się, lekko speszona. Od dziewcząt dowiedziała się, że słychać było przez okno, co się wydarzyło. – U mnie to normalka – dodała.

– To moja wina. Powinienem był was wcześniej poodwozić. Poroz­mawiam z twoją mamą.

– Nie! Lepiej nie. – Wystraszyła się. – To i tak nic nie da.

– Dlaczego?

– Ona po prostu taka jest – rzekła po chwili zastanowienia. Za nic nie chciała narazić ojca Kasi na jakieś przykrości.

– Może jednak spróbuję?

– Niee. Naprawdę, to nie ma sensu – broniła się.

„No to spróbuję” – pomyślał.

Kasia rozstawiła talerze i zaczęli nakładać obiad. Dziewczęta zaniosły dania do pokoju, a on nalał sok do szklanek. Chwilę później siedzieli przy stole. Renata, czując, że ciągle nadużywa jego gościnności, dwoiła się i troiła. Rozłożyła serwetki, na nich starannie poukładała sztućce. Kurczaki leżały na największym talerzu.

– Dużą pierś czy duże udko? – zapytała, zwracając się do Kamińskiego.

„Prowokuje go?!” – przez moment przyglądał jej się uważnie. „Chyba jestem przewrażliwiony po tych urodzinach”.

– Pierś – bąknął.

Renata, nieświadoma dwuznaczności, pochyliła się nad stołem. Odruchowo zerknął na jej piersi. Przez rozchyloną koszulę dostrzegł ciasny biustonosz.

„Trójka” – ocenił. Trwało to jednak ułamek sekundy. „Czterna­stolatka z biustem” – pomyślał z lekką dozą ironii. Po chwili jednak opanował się. „Błazen!” – warknął na siebie. „Zachciewa ci się lolitek!”

Przez cały obiad czuł silne podniecenie i nie mógł się skoncentrować na rozmowie. W pamięci miał ciągle TEN obraz. Dziewczęta, widząc, że jest markotny, przestały go zagadywać i same zajęły się rozmową. Musiał sam przed sobą przyznać, że ta dziewczyna coraz bardziej mu się podoba. W przyszłości na pewno wyrośnie na piękną kobietę. Nagle zdał sobie sprawę, że Kasia też nie jest już małą dziewczynką. Właściwie to przeistacza się właśnie w młodą kobietę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby któregoś dnia zaczęła chodzić z chłopakiem. Nie mógł się jakoś pogodzić z tą myślą. Może warto byłoby porozmawiać z nią na te tematy? W takich wypadkach czuł, że brakuje jej matki. To jej rola. Chociaż on nigdy nie unikał tematu. Starał się zaspokajać ciekawość dziewczynki w naturalny sposób, tak aby z niczego nie robić tematu tabu. Brak odpowiedzi na trudne pytania nie oznacza przecież, że jej nie zdobędzie. Raczej wzbudzi w niej poczucie, że na pewne tematy się z rodzicami nie rozmawia. Wystraszył się nagle, że mogłaby już zajść w ciążę. Wiedział, że miesiączkuje od kilku miesięcy. Sama mu to powiedziała. Kupił jej nawet podpaski, bo sama się wstydziła. Powinien chyba porozmawiać z nią o antykoncepcji. Nie był jednak tego pewny. Przecież ona ma dopiero czternaście lat! Może lepiej byłoby powiedzieć, że najlepszym zabezpieczeniem jest po prostu wstrzemięźliwość? Jest przecież jeszcze taka młoda. Na te rzeczy ma jeszcze dużo czasu. Ta myśl jednak nie dała mu spokoju. A jeżeli mimo wszystko coś by się wydarzyło? Krew nie woda. Szczególnie, kiedy jest się młodym. Nie darowałby sobie, gdyby czegoś nie dopatrzył. Przecież on sam jest dla siebie najlepszym przykładem. Co prawda miał wtedy sporo więcej lat niż Kasia, ale i tak za mało. Tym bardziej należało z nią porozmawiać. I to na oba tematy. Może należałoby porozmawiać z nimi obiema? Nie. Na to się jednak nie zdobędzie. Zresztą Renata przecież ma matkę, która w dodatku na pewno nie byłaby z tego zadowolona. Po tym jednak, co się wydarzyło przed dwoma dniami, trudno mu było sobie wyobrazić matkę Renaty wprowadzającą ją w dorosłe rzycie. Ale przecież on nie może uszczęśliwiać całego świata. W najgorszym przypadku Renata i tak dowie się wszystkiego od Kasi, w końcu są najlepszymi przyjaciółkami. Czuł, że ta myśl to wykręt, ale...

– Tato! – był to już niemal krzyk.

Spojrzał na nią nieprzytomnymi oczami.

– Nie śpij. Nad czym się tak zamyśliłeś?

Renata przyglądała mu się ciekawie, lekko się uśmiechając. Powoli dochodził do siebie. Wzruszył ramionami.

– Tak się trochę zamyśliłem. Przepraszam.

Dziewczęta zaofiarowały się pozmywać. Z kuchni dochodził ich śmiech. Wkrótce Renata zajrzała do pokoju.

– To ja już się będę zbierać. Dziękuję bardzo za obiad.

– Nie ma za co. Wpadaj do nas często – zachęcił ją z uśmiechem. Wyszli do przedpokoju.

– Odprowadzę Renatę. – Kasia założyła kurtkę.

– Jeszcze raz dziękuję. Do widzenia.

W odpowiedzi skinął jej głową.

„Naprawdę miła dziewczyna” – pomyślał, kiedy wyszły.

Następnego dnia podjechał pod dom Renaty, kiedy dziewczyny były jeszcze w szkole. Chciał wyjaśnić tamtą sprawę. Zaparkował na chodniku. Wchodząc w bramę, minął dwóch niedbale ubranych mężczyzn siedzących na niskim parapecie i popijających piwo z butelki. Panował tu półmrok. Ściany były brudne i odrapane. Za drugą bramą dostrzegł kilka starych samochodów i przepełniony śmietnik. Nie wszedł jednak w podwórko. Mieszkanie Renaty znajdowało się od ulicy, wejście więc musiało być z klatki schodowej między bramami. Drzwi były otwarte. Znalazł się w korytarzu. Półmrok rozświetlała brudna żarówka. Ze ścian odłaziły płaty starej lamperii. Były tu tylko jedne drzwi. Zastanowił się, kogo zastanie w środku. Bał się trochę tej rozmowy. Poczuł nieprzyjemny dreszcz. Nie chciał przedłużać tej chwili. Zapukał. Po kilku chwilach usłyszał kroki. Drzwi otworzyły się, skrzypiąc dawno nieoliwionymi zawiasami. W progu zobaczył kobietę około czterdziestu lat. Po rysach poznał matkę Renaty. Na zniszczonej twarzy był jeszcze ślad dawnej urody.

– Dzień dobry. Jestem ojcem Kasi, koleżanki z klasy Renaty – przedstawił się.

Kobieta zmierzyła go od stóp do głów. Odniósł wrażenie, że z pozytywnym skutkiem.

– A o co chodzi? – zapytała ochrypłym głosem.

– Renata była u nas na urodzinach i wróciła późno do domu. Ale to moja wina. Słyszałem, że dostało jej się za to. Chciałem przeprosić...

– Ach – żachnęła się – to o to chodzi. Nic się nie stało. Ale nie będziemy przecież rozmawiać w progu. Proszę wejść. – Pokazała w uśmiechu brak przednich zębów.

Weszli do mieszkania. W przedpokoju panował bałagan. W kuch­ni dostrzegł stos brudnych naczyń. Zaprowadziła go do pokoju. Bezceremonialnie zrzuciła z wersalki leżące ubrania.

– Niech pan usiądzie. Napije się pan herbaty? Kawy niestety nie mam – zapytała, ciągle się uśmiechając.

W dziennym świetle jej twarz, mimo głębokich bruzd, nadal wydawała się piękna. A i figura nie pozostawiała nic do zarzucenia.

– Z miłą chęcią – odparł uprzejmie.

Wyszła do kuchni. Rozejrzał się po pokoju. Stara szafa, z której wystawały ubrania, stół z odrapaną politurą i parę krzeseł, oto było całe umeblowanie. Drugiego pokoju nie widział, ale musiał wyglądać podobnie. Ubikacja była gdzieś na zewnątrz, wspólna z sąsiadami. Aż trudno było uwierzyć, że w tym mieszkaniu mieszkało osiem osób. Podała mu herbatę. Obok postawiła cukier w papierowej torbie.

– A może czegoś mocniejszego? – zapytała, uśmiechając się frywolnie.

Z tym uśmiechem na wydatnych ustach naprawdę była atrakcyjna. Musiała być kiedyś klasyczną pięknością, której niewielu mężczyzn mogło się oprzeć. Może stąd ta pewność siebie.

– Nie, nie, dziękuję. Jestem samochodem – odpowiedział grzecz­nie, myśląc jednocześnie. – „Chyba na mnie nie leci? Jestem chyba przewrażliwiony”.

Podstawiła sobie krzesło oparciem do przodu i usiadła na nim okrakiem, podpierając ręką podbródek. Spódnicę miała do kolan, teraz ściągnęła się o dwie trzecie. Rozchylone gołe uda robiły wrażenie. Kamiński zaniemówił. Teraz dopiero zorientował się, że są sami w domu.

– Więc jak to było z tymi imieninami? – Uśmiech stał się lubieżny. Zaczęła lekko poruszać udami. Z trudem podniósł wzrok.

– Noo, właśnie chciałem powiedzieć, to znaczy przeprosić, że to przeze mnie to spóźnienie – jąkał się jak sztubak przed pierwszym razem. – Wróciłem późno z pracy, byłem trochę zmęczony i dlatego zdrzemnąłem się trochę za długo. A potem zrobiło się późno. Ale to tylko moja wina. Renata jest naprawdę bez winy. – Odniósł wrażenie, że w ogóle go nie słucha. – No i tak to właśnie było.

Patrzyli na siebie w milczeniu.

– Proszę, niech pan pije herbatę. Bo panu wystygnie. – Czekała na ruch z jego strony.

Poczuł, że zaschło mu w ustach. Popił herbatą.

– Nie posłodził pan sobie.

– Tak, rzeczywiście. – Uśmiechnął się z zakłopotaniem. – Wsypał dwie łyżeczki, niezręcznie rozsypując cukier. Wymieszał, starając się nie dzwonić o szklankę. Kusiła go ta kobieta. Z trudem jej się opierał. Temperament rozpierał ją niczym wulkan przed wybuchem. Lubił to w kobietach. Korciło go, żeby do tego wybuchu doprowadzić, tym bardziej, że sama się o to prosiła. Swoim niespodziewanym zachowaniem spowodowała u niego impuls, który robi z mężczyzny niewolnika. Wiedział, że gdyby choć trochę dbała o siebie, nie byłby w stanie się jej oprzeć. Przyglądała mu się natarczywie, bez cienia żenady. Syknął, parząc sobie usta. Wiedziała, że robi na nim wrażenie i on wiedział, że ona o tym wie. Starał się nie spuszczać wzroku, czując, że może nie wytrzymać. Sięgnęła po papierosy.

– Pan pali?

– Nie, dziękuję – wykrztusił, rad z przerwania kłopotliwego milczenia.

Zapaliła i z urokiem wypuściła kłąb dymu za siebie.

– Brawo. Nigdy pan nie palił?

Skinął twierdząco głową.

– To znaczy nie! – Zaprzeczył znowu ruchem głowy. Rozbawiło ją to.

– Nie kusiło pana spróbować? – Podsunęła mu do ust swojego papierosa.

– Próbowałem, kiedy miałem naście lat, ale szybko mi przeszło.

– No, no, silna wola – pochwaliła. – Nie pije pan, nie pali. Prawdziwy mężczyzna.

Wyraźnie mu schlebiała. Skwitował to uśmiechem.

– Myślę, że znamy się już na tyle długo, że moglibyśmy przejść na ty – zaproponowała. – Bruderszafta mi pan nie odmówi.

Nie odmówił. Ku jego przerażeniu przyniosła z kuchni dwie szklanki. Napełniła je do połowy.

– No to za naszą znajomość. Zośka jestem.

– Krzysztof.

Przełożyli się rękami. Wódka była mocna. Zakrztusił się w połowie, plamiąc sobie koszulę. Roześmiała się birbancko.

– Do dna! Prawdziwy mężczyzna zawsze pije do dna!

Dopił resztę wódki. Odetchnął z trudem.

– Przepraszam, za dużo panu nalałam, to znaczy tobie – powiedziała, tłumiąc resztki śmiechu. – Pobrudziłeś się – dodała, patrząc na jego koszulę. – Ale to się zaraz zmyje.

Przyniosła z łazienki mokrą gąbkę.

– Nie, nie trzeba, dziękuję. Nic się nie stało. Później sam sobie z tym poradzę. – Bronił się przed jej rękami.

– Zdejmij koszulę.

– Naprawdę, szkoda zachodu.

– O, ale mnie też załatwiłeś – zauważyła nagle, spoglądając na swoją odzież. Spostrzegł mokre plamy na jej koszuli. Nie było ich wcześniej. Musiała pomoczyć w łazience. Nie namyślając się, rozpięła guziki i ściągnęła koszulę. Pod dużym biustonoszem kryły się pociągające piersi. Znowu poczuł silny impuls, kiedy stała tak przed nim półnaga. Świadomość, że może ją mieć, jeszcze go potęgowała. Przypomniał sobie piersi Renaty. To też odziedziczyła z pewnością po matce. Miała naprawdę niezłą figurę. Trudno było uwierzyć, że urodziła sześcioro dzieci. Nawet niewielki brzuszek nie psuł tego wrażenia. Duże piersi doskonale z nim harmonizowały. Poczuł chęć sprawdzenia, jaka jest TAM kobieta po sześciu porodach. To alkohol zaczął działać. Obeszła stół z drugiej strony. Pochyliła się nad nim, potęgując jeszcze wrażenie. Wiedział, że zrobiła to specjalnie. Białe piersi kołysały się rytmicznie między jej rękami, kiedy energicznie wycierała koszulę. „ Jeżeli ściągnie także spódnicę, to po mnie” – pomyślał, przypominając sobie jej uda. Czując, że za chwilę nie będzie w stanie się jej oprzeć, zmusił się do powstania.

– Będę się zbierał – wybełkotał wbrew sobie. – Miło było cię poznać – dodał, chcąc sprawić jej przyjemność.

Podniosła wzrok.

– Chcesz już iść? Poczekaj chwilę. – Podeszła niebezpiecznie blisko. Wciągnęła brzuch. Wypięte piersi dotknęły go. – Zaraz zajmę się twoją koszulą.

Jeszcze i to. Jak powstrzymać się, aby ich nie dotknąć? Nawet nie miała pojęcia, jakie paliło go pragnienie. Gdzieś na dnie świadomości hamowała go jeszcze myśl, że to matka Renaty. Jeżeli zaraz stąd nie wyjdzie, utonie w rozkoszy pożądania. Ostatnim wysiłkiem woli przemógł się.

– Jesteś naprawdę fajną dziewczyną, Zosiu. – Cmoknął ją w policzek. Tego sobie nie mógł odmówić. – Ale muszę iść. – Ruszył ku wyjściu.

– Szkoda – w jej głosie brzmiał zawód. – Wpadnij jeszcze.

W drzwiach odwrócił się i machnął jej ręką. W drodze do samochodu klął, na czym świat stoi. Żeby człowiek nie mógł pójść do łóżka z kobietą, która mu się podoba i w dodatku sama tego chce. Kilka łyków świeżego powietrza przywróciło mu jasność spojrzenia. Uświadomił sobie, że przecież jest mężatką. Nagle poczuł się jak zdrajca. Przecież ta, którą nazywał pieszczotliwie Zosią i całował w policzek, jeszcze niedawno wyzwała swoją własną córkę od kurew, tylko dlatego, że wróciła późno do domu. W samochodzie przypomniał sobie, że pił i nie może prowadzić. Nie chciał jednak zostawiać go tutaj. Mogliby go ukraść lub uszkodzić, chociaż to stary grat. Do domu miał niedaleko, ale wiedział, że nie powinien tego robić. Pomyślał jednak, że jej mąż mógłby się zainteresować, czyj to samochód parkuje mu przed oknami i dlaczego. Zły na siebie jakiś czas walczył z myślami. W końcu trzasnął drzwiami i poszedł piechotą.

*

Dwa dni później było zakończenie roku szkolnego. Mógł być dumny ze swojej córki. Wiedział, że nauka szła jej dobrze. W nagrodę postanowił kupić jej coś ładnego. Przyszły obie, co przewidział, i zrobił obiad na trzy osoby.

– No i jak tam? – zapytał, kiedy zamknęły za sobą drzwi.

Kasia z uśmiechem podstawiła mu przed nos świadectwo. Wziął je do ręki i z przyjemnością przeciągnął wzrokiem po rzędzie czwórek i piątek.

– No brawo – powiedział z uznaniem. – Jestem z ciebie naprawdę dumny.

Promieniała radością.

– A tobie, Renia, jak poszło?

Dziewczyna wyraźnie ucieszyła się z pytania. Skromnie wzruszyła ramionami i podała mu swoje świadectwo. Obejrzał je uważnie. Było równie dobre, jak poprzednie.

– Jesteście bardzo inteligentne, dziewczyny – pochwalił, uśmiechając się do Renaty. Czuł, że potrzebowała akceptacji. Położył im ręce na ramionach i zaprowadził do pokoju.

– W nagrodę zabieram was na zakupy. Renata, masz czas? – zapytał raczej dla formalności.

Skinęła radośnie głową.

– A co chcesz kupować? – zapytała Kasia.

– No jak to? Za takie świadectwa należą wam się nagrody. Mówiłaś ostatnio o jakiejś sukience.

Rzuciła mu się na szyję.

– Jesteś kochany.

Zjedli obiad i ruszyli do miasta. Zaprowadziły go do sklepu niedaleko ich szkoły.

– To ta – wskazała Kasia, kiedy weszli do środka.

– Czy moglibyśmy obejrzeć tę sukienkę? – zwrócił się do sprzedawczyni.

– Na kogo to ma być?

– Na tę młodą pannę. – Położył rękę na ramieniu córki.

– Ta powinna być dobra. Proszę tam przymierzyć. – Wskazała ręką przymierzalnię. – Jeżeli nie będzie pasować, podam inną.

Dziewczęta zniknęły w środku. Czekał dość długo. Wreszcie Kasia wychyliła się zza kotary.

– Niestety ta jest zbyt długa. Czy mogłabym poprosić inną?

Sprzedawczyni zamieniła sukienki. Przymierzanie znów trwało jakąś chwilę.

– Ta chyba za szeroka w biodrach.

Kobieta podała jeszcze jedną. Z przymierzalni dochodziły niewyraźne konsultacje.

– Trochę za mała.

– No to nie mam już nic na ciebie, słoneczko.

– Yhm. – Kasia pokiwała ze smutkiem głową. – A mogłabym jeszcze raz zobaczyć tę poprzednią?

Ponownie weszła do przymierzalni. Po chwili wybuchła tam gwałtowna sprzeczka. Minutę później Kasia odsłoniła zasłonę.

– Tato, zobacz.

Zajrzał do środka. W jasnej zwiewnej sukience w kolorowe grochy stała Renata. Wyglądała czarująco. Sztywny, elegancki kołnierzyk doskonale pasował do upiętych w kok włosów. Niedopięte dwa górne guziki nadawały jej okrągłej buzi szelmowski wyraz i odsłaniały jędrny biust wypełniający delikatny materiał, który poniżej ciasno opinał szerokie biodra, przechodząc później w luźne falbanki. Przez lekko prześwitujący materiał dostrzegł pełne, mocne uda, jak u narciarek w biegu zjazdowym. Doskonała figura i poważna mina oszukiwały rzeczywistość, tworząc z niej dorosłą kobietę. Nawet sprzedawczyni była pod wrażeniem.

– I co na to powiesz, tato?

– Rzeczywiście, leży doskonale – powiedział zauroczony.

– Doskonale to mało powiedziane – dodała ekspedientka.

– Musisz jej ją kupić!

– Przestań! – oburzyła się Renata.

– Czy ty wiesz, jak bosko wyglądasz?!

– Matko boska. Co za dziewczyna!

– Tato, błagam! No popatrz na nią i sam powiedz!

– Przestań! – Renata omal nie kopnęła jej w kostkę.

– Rzeczywiście, wyglądasz świetnie – przyznał Kamiński. Poczucie piękna nigdy nie było mu obce. – Pozwól mi na ten gest. Niech to będzie prezent od Kasi dla ciebie.

– Nie. Nie mogę – odparła stanowczo. – To już by było za dużo – dodała z ukrywanym żalem w głosie. Sukienka podobała jej się niewątpliwie.

– Renata!

– Kasia!!

Sprawiała mu przyjemność swoim wyczuciem taktu. Sukienka rzeczywiście wyglądała świetnie, ale była dość droga, chociaż warta swej ceny.

– Uważam, że rzeczywiście na pani leży wyjątkowo – wtrąciła się sprzedawczyni. Postanowiła kuć żelazo póki gorące. – Drugiej tak dopasowanej prędko pani nie znajdzie. – Celowo zaczęła używać słowa pani.

– Nie, nie. Naprawdę nie mogę tego przyjąć. – Renata zdecydowanie ruszyła do przymierzalni.

Kasia spojrzała na niego błagalnie. Bezradnie wzruszył ramionami. Szybko przebrała się i oddała sukienkę.

– Naprawdę nie mogę – dodała usprawiedliwiająco.

– No cóż... Dziękujemy. Przepraszam, że zajęliśmy pani tyle czasu.

– Nie szkodzi – uprzejmie odparła lekko zawiedziona sprzedawczyni.

Opuścili sklep. W drodze do samochodu Kasia niezauważenie szepnęła mu do ucha:

– Zrób coś, błagam. Zrobię wszystko.

Skinął nieznacznie głową, przymykając powieki. Co prawda, nie miał za dużo pieniędzy, jednak uznał, że w tym wypadku warto je wydać. Sukienka była rzeczywiście niewyjęta, a Renata prezentowała się w niej fantastycznie. Sama nie mogła w żaden sposób liczyć na taki ciuch. Czuł nieukrywaną sympatię do tej dziewczyny. Chciał sprawić jej przyjemność. Jej i Kasi. A może również sobie? Poza tym obiecał przecież nagrody im obu. Pojechali do dużego domu towarowego. Po kilkunastu minutach kluczenia między stoiskami, nagle przypomniał sobie, że ma niedaleko coś do załatwienia. Umówił się z dziewczętami, że wyskoczy na pół godziny, a one w tym czasie rozejrzą się. Kilkanaście minut potem znalazł się znów pod butikiem. Sprzedawczyni na jego widok zdziwiła się i ucieszyła jednocześnie.

– Czy ma pani jeszcze tę sukienkę? – zapytał od razu w progu. Bał się, że ktoś mógł ją wykupić w czasie jego nieobecności.

– Tak. Więc jednak się zdecydowała?

– Chcę jej zrobić niespodziankę. Chyba jej się bardzo podobała.

– To było widać. Aż mi było żal, bo wyglądała doskonale. Jest jakby na nią uszyta. – Zdjęła kieckę z wieszaka.

– To na pewno ta?

– Tak, powiesiłam ją z brzegu zaraz po przymiarce.

– Nie chciałbym się pomylić, żeby nie zepsuć efektu – upewniał się skwapliwie.

– To na pewno ta sama. Może pan się nie martwić.

Zapłacił należność i wrócił do domu towarowego. Prezent zostawił w bagażniku. Dziewczyny czekały w umówionym miejscu.

– No i co, znalazłyście coś ciekawego?

– Tutaj nic nie ma. Chyba już dzisiaj nic nie znajdziemy. – Kasia była lekko zniechęcona.

– Nie martw się – objął ją ramieniem – jest jeszcze wiele sklepów, a do wieczora jeszcze dużo czasu. – Postanowił, że musi kupić Kasi coś co najmniej równie pięknego. W ten sposób zeszło im do wieczora. Ale dopiął swego. Gdy wracali do domu, promieniała radością. Renata również cieszyła się z udanego zakupu koleżanki. Chociaż nie udało jej się ukryć przed jego uważnymi spojrzeniami pewnego żalu. Kasia przeczulona na punkcie koleżanki również to zauważyła. Kiedy wysiedli z samochodu, niepostrzeżenie zwróciła się do niego.

– Kiedy jej kupisz tę sukienkę?

– Cierpliwości – odparł tajemniczo, lekko się uśmiechając.

Weszli na piętro. Gdy się rozbierali, korzystając z chwili nieuwagi Renaty, znowu go przycisnęła:

– Bo potem ktoś ją może wykupić.

– Już ją mam. Nie martw się.

Zobaczył jej szeroko otwarte oczy. Było w nich zdumienie i szczęście. Pomyślał, że ta chwila jest o wiele więcej warta niż ta sukienka. Dla takich chwil właśnie warto żyć.

– Ale kiedy...? – Zarzuciła mu ręce na szyję i chciała z radości ucałować. Cofnęła się szybko, bo w tym momencie podeszła Renata. Uśmiechnęła się na widok tych czułości. Rozpogodzona Kasia uwiesiła się jej na szyi.

– Uch, ty moje kochanie. – Cmoknęła ją w policzek.

Dziewczyna roześmiała się.

– Aż tak ci się podoba ta sukienka?

– Nie bardziej niż tobie tamta – tajemniczo odparła Kasia.

Renata spojrzała na nią, nic nie rozumiejąc. Kamiński uznał to za dogodny moment do wyjaśnienia sytuacji.

– To twój prezent. – Wyciągnął z torby zawiniątko i podał jej. Rozpakowała zaskoczona. Oczy rozszerzyły jej się ze zdziwienia i szczęścia, kiedy zobaczyła, co jest w środku. Spojrzała na niego szczęśliwa.

– Ojej, ale ja nie mogę tego przyjąć – próbowała jeszcze protestować.

– Nie mogę już tego oddać – zaprzeczył ruchem głowy – więc nie masz wyboru. – To kłamstwo sprawiło mu przyjemność.

– Naprawdę nie wiem, jak panu dziękować! To najpiękniejsza sukienka, jaką miałam w życiu.

Dziewczęta, uszczęśliwione, zajęły łazienkę w charakterze przymierzalni. Siedziały tam na tyle długo, że zdążył zrobić kolację. Kiedy wyszły, wszystko było gotowe. Wyglądały uroczo. Będąc pod wrażeniem, również ubrał się odświętnie. Założył białą koszulę, marynarkę i krawat. Teraz stanowili eleganckie towarzystwo.

*

Następnego dnia wrócił z pracy w wyjątkowym humorze. Wspo­mnienie wczorajszego dnia wesoło go usposabiało, ponadto w pracy dostał wyjątkowo dużą premię, czego się nie spodziewał. Raźnym krokiem wbiegł na piętro. W przedpokoju zdjął buty, wszedł do pokoju i... oniemiał z wrażenia. Na łóżku siedziały dziewczęta. Kasia trzymała rękę na ramieniu koleżanki i spoglądała na niego poważnie. Renata spuściła wzrok. Na jej czole widniał duży guz. Łuk brwiowy był pęknięty, a lewe oko podbite tak, że ginęło w opuchliźnie. Na policzku widniał wielki siniak.

– Co się stało? – zapytał przerażony. Kasia spojrzała na przyjaciółkę, która milcząco patrzyła w podłogę. Ściągnięte brwi i zaciśnięte usta wyrażały bezsilną złość.

– Przepraszam, że ja sprawiam panu tyle kłopotu – wyszeptała rozbitymi wargami.

Pochylił się i wziął ją pod brodę.

– Nie sprawiasz żadnego kłopotu – powiedział łagodnie, przyglądając się obrażeniom. – Co się stało?

Przez chwilę milczała jeszcze, jakby się zastanawiając.

– W domu była awantura – odparła oględnie.

– Ale co się stało?! – naciskał, jednocześnie zastanawiając się, czy nie zawieźć jej do lekarza.

– Była awantura – powtórzyła. – Ojciec przyszedł pijany i zaczął burdę w domu. W końcu nie wytrzymałam i wygarnęłam mu. No i wtedy... – Zrobiła wymowny ruch głową.

– To on ci to zrobił?

Skinęła w odpowiedzi. Opanował go chłodny spokój.

– Pokaż oko. – Delikatnie rozchylił jej powieki. Wyglądało normalnie.

– Dobrze widzisz?

– Tak.

– To dobrze. – Przeniósł wzrok na siniak. – A zęby?

– Dobrze.

Pozostałe obrażenia wyglądały mniej groźnie. Zrobił okład z płynu Burowa i przyłożył na opuchliznę.

– Często cię tak bije?

Wzruszyła ramionami.

– Czasami. Jak się upije.

– Kiedyś to się źle skończy. Trzeba coś z tym zrobić. Pojedziemy na policję.

– Niee, nie trzeba.

– Dlaczego tak sądzisz?

Znowu wzruszyła ramionami.

– To i tak nic nie da. – Nie chciała być mu kłopotem.

– Zrozum, dziewczyno. To można zmienić. Tak dalej nie może być.

– Sprawiam panu i tak tyle kłopotu.

– Tu nie chodzi o kłopot, tylko o ciebie. To jest naprawdę poważna sprawa.

– Ale ja już się przyzwyczaiłam. Nie raz tak oberwałam.

– Przyzwyczaiłaś się do bicia?!... Ile brakowało, żeby wybił ci zęby?

Milczała.

– W ten sposób to ty się zmarnujesz. A ja nie zamierzam na to pozwolić.

Czułby się źle nawet wobec Kasi, gdyby to odpuścił. W takich sytuacjach nie można okazywać bezradności.

– Chodź. – Ujął ją delikatnie, ale stanowczo pod rękę. Syknęła z bólu. Spojrzał pytająco.

– To nic. Uderzyłam się, jak upadałam.

Odwinął rękaw koszuli i lekko obmacał posiniałe miejsce. Na szczęście było to tylko stłuczenie. Poprowadził ją do samochodu. Nie opierała się już. Kasia zamknęła za nimi drzwi i wsiadła obok koleżanki. Pojechali na komisariat. W słabym świetle poczekalni zobaczył zakratowane okno, za którym siedział dyżurny policjant.

– Dzień dobry. Chciałem zgłosić pobicie przez jej ojca – odezwał się, podchodząc. Policjant zrobił nieszczęśliwą minę. Żeby lepiej widzieć, pochylił się nad parapetem.

– Tej panny? – upewnił się.

– Tak.

– Proszę wejść za kratę. – Pokazał ręką. Zawarczał elektro­magnes w zamku. Kamiński pchnął zakratowane drzwi i weszli do środka.

– Zenek, zajmiesz się? – funkcjonariusz zwrócił się do kolegi siedzącego po drugiej stronie biurka.

Tamten podniósł wzrok znad papierów i twierdząco skinął głową.

– Chodźmy.

Zaprowadził ich do pustego pokoju. Przygotował coś do pisania. Przez chwilę przyglądał się Renacie.

– Mogę prosić pana dowód? – Wziął go do ręki i przeglądał przez chwilę. Potem spisał dane. – A ty masz jakiś dokument? – zwrócił się do Renaty.

Zaprzeczyła ruchem głowy.

– Nie przy sobie.

– Dobrze, załatwimy to później. Więc opowiedz teraz jak to było, dobrze?

Renata opowiadała wolno i szczegółowo, starając się niczego nie pominąć. W Kamińskim z każdym jej słowem narastał gniew. Patrzył na nią i nie mógł zrozumieć, jak tak miłej i pięknej istocie można zrobić taką krzywdę. Wyobraził sobie, że to on zrobiłby to swojej Kasi. Oczami wyobraźni zobaczył jej buzię posiniaczoną od uderzeń i pokrytą świeżymi strupami. Nie! To niemożliwe! Odruchowo spojrzał na córkę. Zabiłby każdego, kto chciałby ją skrzywdzić. Renata skończyła opowiadać. Policjant zastanawiał się przez chwilę.

– Dobrze – powiedział powoli – teraz weź to wszystko opisz, tak samo, jak mi opowiedziałaś. – Podał jej kartkę papieru i długopis. Gdy zaczęła pisać, przerwał jeszcze, wypytując o nazwisko i adres. Potem wyszedł i nie było go przez kilkanaście minut. Wrócił z grubym policjantem o nalanej twarzy.

– To jest sierżant Tomczak, dzielnicowy z jej dzielnicy. – Głową skinął w kierunku piszącej. – Wprowadziłem go już nieco. Zajmie się tą sprawą.

– Tomczak – przedstawił się. Podali sobie ręce. Pierwszy policjant pożegnał się i wyszedł. Gdy dziewczyna skończyła, Tomczak rozparł się ciężko na krześle i przeczytał.

– Dobrze. Podpisz się jeszcze na dole. Kim pan jest dla pokrzywdzonej? – zwrócił się do Kamińskiego.

– Renata chodzi z moją córką do jednej klasy.

– Doobrze – powiedział przeciągle. – Wobec tego przejedziemy się do pana Kochana – westchnął, kładąc akcent na nazwisko. – To znana u nas postać.

Renata zarumieniła się i spuściła oczy. Radiowóz zawiózł ich pod jej dom i odjechał. Dzielnicowy wszedł w bramę, widocznie znając drogę. Podążyli za nim. Zapukał do znajomych drzwi. Po chwili usłyszeli kroki i w progu stanął mężczyzna w rozchełstanej koszuli. Zmarszczył brwi na widok munduru. Kamiński pierwszy raz zobaczył ojca Renaty. Był tak jak on, średniego wzrostu. Dość szczupły, ale szeroki w ramionach. Niedbale narzucona koszula, spod której wyzierał tatuaż, potargane włosy oraz niegolony od kilku dni zarost nadawały mu ponury wygląd.

– O co chodzi? – rzucił nieuprzejmie.

– Mam doniesienie, że pobił pan córkę – odpowiedział Tomczak.

– Jakie doniesienie? Czyje? – Na jego twarzy odmalowało się zdziwienie. Przez ramię policjanta spojrzał na pozostałych.

– Nieważne czyje, ważne, że prawdziwe.

– To bzdura! Nie tknąłem jej nawet palcem.

– To też bzdura? – Sierżant ramieniem przysunął Renatę do światła.

– Kto ci to zrobił? – z zimną krwią zapytał mężczyzna, świdrując ją złowrogim wzrokiem. W Kamińskim krew się zagotowała, gdy to usłyszał. Renata jednak nie dała się zastraszyć.

– Ty draniu – wycedziła przez zęby – nie wiesz, kto to zrobił?! – Patrzyła na niego z nienawiścią.

– Nie – odparł zimno. Morderczym spojrzeniem próbował zmusić ją do milczenia.

– TY!!! – Wskazała palcem.

Wydawało się, że za chwilę rzuci się na nią. Postąpił krok do przodu.

– Spokój! – Tomczak panował nad sytuacją. Ojciec Renaty zatrzymał się.

– Słuchaj, Kochan – powiedział ostrzegawczo. – Znamy się nie od dzisiaj. Porozmawiamy w środku czy wolisz jechać na komisariat?

Mężczyzna popatrzył na niego złym wzrokiem. Z pokoju wyjrzała matka Renaty, a za nią paru chłopaków.

– O co chodzi, co się tu dzieje? – zapytała, podchodząc.

– Zdaje się, że ta suka doniosła na mnie.

Tym razem Kamińskiemu zmroziło krew w żyłach.

– Ty zdziro! Donosisz na własnego ojca?! – krzyknęła. – To ja ci tu żreć daję, a ty mi tu policję do domu sprowadzasz?!

Nie poznawał jej. To nie była ta sama kobieta. I pomyśleć, że omal nie wylądował z nią w łóżku. Aż się wzdrygnął na to wspomnienie.

– To ja złożyłem zawiadomienie – przerwał jej gniewnie.

Dopiero teraz dostrzegła go w ciemnym korytarzu. Oboje spojrzeli na niego z wrogością.

– Ty skurwysynu – wyszeptała. – Wtedy przyszedłeś tu na przeszpiegi, co?

Zza jego pleców Kasia obserwowała ich wystraszonym wzrokiem.

– Dosyć! – Tomczak przerwał tę scenę. Bezceremonialnie wszedł do mieszkania. Kamiński, chcąc oszczędzić córce przykrych wrażeń, odesłał ją do samochodu, po czym ruszył za nim, puszczając przed sobą Renatę.

– Uprzedzam was – kontynuował Tomczak już w środku – jeżeli jeszcze raz to się powtórzy, to wszczynam sprawę z urzędu. Tu mam protokół z zeznania. – Sięgnął do kieszeni. – Ponieważ było to pierwsze zawiadomienie, tym razem jeszcze ci daruję – dotknął palcem Kochana – ale usłyszę choćby jedną skargę lub zobaczę jakieś ślady bicia, to od razu wpakuję cię za kratki, rozumiesz?

Ojciec Renaty milczał, patrząc na policjanta spod przymrużonych powiek.

– ROZUMIESZ?!

W końcu skinął niechętnie głową. Tomczak, nie pytając o zgodę, usiadł przy stole i zaczął coś zapisywać w grubym notesie. Kochan sponad niego złowrogo obserwował Renatę. Ta odpowiadała mu pełnym pogardy spojrzeniem. Jego żona równie nienawistnie patrzyła na Kamińskiego. Z drugiego pokoju wyglądały głowy wystraszonych chłopaków. Dzielnicowy skończył pisanie.

– Podpisz mi tutaj, że przeprowadziłem rozmowę ostrzegawczą.

Ojciec Renaty niechętnie nabazgrolił swój podpis.

– I uprzedzam, następnym razem rozmowy już nie będzie. Od razu jesteś zatrzymany na dwadzieścia cztery godziny i składam wniosek do sądu o tymczasowy areszt za znęcanie się nad córką. – Złożył notes. – Jutro przyjdę tu skontrolować, co się dzieje. Idziemy – rzucił, nie czekając na odpowiedź.

Wyszli na korytarz, odprowadzani ponurymi spojrzeniami. Zza progu dodał jeszcze:

– Radzę o tym pamiętać. Bo nie żartuję.

– I co? To tylko na tym się skończy?! – zapytał Kamiński zdumionym głosem, kiedy drzwi zamknęły się za nimi.

– Na razie tak. W sprawach rodzinnych standardowo najpierw przeprowadzamy rozmowę ostrzegawczą.

– Ale przecież to było pobicie!

– Ale bez trwałego uszczerbku na zdrowiu.

– Aha, to ma czekać, aż będzie miała uszczerbek na zdrowiu?! – Zdenerwowany machnął ręką w kierunku Renaty.

– Człowieku, zrozum. Nie możemy od razu zamykać wszystkich sprawców rodzinnych awantur, bo musielibyśmy wsadzić pół Polski.

– A co mnie to obchodzi?! – wybuchnął Kamiński. – Poza tym to było pobicie, a nie awantura.

– Tak, ale to był pierwszy raz. Czy mamy od razu wsadzać wszystkich ojców, którzy zaczynają bić dzieci?!

– To nie był pierwszy raz.

– Ale pierwszy raz było zgłoszone.

Kamiński poczuł się bezradny.

– Panie. Gdybym ja teraz dał panu w mordę, zamknąłby mnie pan, prawda? – zapytał, gestykulując.

Tomczak okazał zniecierpliwienie.

– Tłumaczę panu, że takie są procedury. Ja ich nie wymyśliłem.

– Więc co ona teraz ma zrobić?!

Policjant wzruszył ramionami.

– Wrócić do domu.

– Pan żartuje!

– Jeżeli jeszcze raz coś jej zrobi, zajmiemy się nim na poważnie.

– A nie moglibyście tego zrobić od razu?

Dzielnicowy zrobił nieszczęśliwą minę.

– Już panu tłumaczyłem.

– W takim razie ona nie wróci do domu – orzekł stanowczo Kamiński. – Pójdziesz do nas – zwrócił się do Renaty. Nie zaprotestowała.

– Ale uprzedzam – wtrącił się Tomczak – jeżeli jej rodzice zwrócą się do nas z prośbą o odprowadzenie córki, będziemy musieli to zrobić.

Kamiński machnął na niego ręką. Rozstali się przed kamienicą. Kasia, gdy się o wszystkim dowiedziała, rzuciła się z radością koleżance na szyję. Renata uśmiechała się słabo.

Wrócili do domu. Przez następnych parę dni Renata mieszkała u nich. Kupił jej parę drobiazgów, żeby miała w co się ubrać. W tym czasie odwiedził go kolega z pracy. Przywitali się w progu.

– Wchodź, wchodź. – Zachęcił go zapraszającym gestem. Dąb­rowski powiesił kurtkę na wieszaku. Renata przemknęła przez przedpokój.

– Dzień dobry. – Ukłoniła się.

– Dzień dobry. – Odwrócił głowę zza siebie. Odprowadził ją zaskoczonym wzrokiem. Weszli do pokoju.

– Niezła babka – stwierdził, gdy Kamiński zamknął za nimi drzwi. – Skąd ją wytrzasnąłeś?! – Patrzył na niego z podziwem. Kamiński roześmiał się.

– To koleżanka mojej córki.

– Nie żartuj!

– Poważnie.

– To ile ona ma lat?!

– Jest w wieku Kasi.

– Serio?! Wygląda na jakieś dwadzieścia.

Kamiński znowu się roześmiał.

– Przesadzasz.

– Kurde. No, głowę bym dał! – Dąbrowski nie mógł się z tym pogodzić.

– Napijesz się czegoś? Kawy, herbaty? A może czegoś mocniejszego? – Mrugnął do niego znacząco.

– Nie tym razem. – Uśmiechnął się, zaprzeczając ruchem dłoni. – Poproszę kawę.

Kamiński wyszedł do kuchni. Wstawił wodę i wyciągnął z szafki torebkę. Renata zmywała akurat talerze. Widząc to, zaoferowała się:

– Może ja to zrobię?

– Naprawdę, mogłabyś?

– Oczywiście. – Skinęła z ochotą. Za wszelką cenę chciała czuć się potrzebna.

– Jesteś nieoceniona. – Cmoknął ją w czoło. – Zrób dwie.

Parę minut później postawiła przed nimi filiżanki. Dąbrowski przez cały czas komplementował ją wzrokiem. W tym momencie do pokoju zajrzała Kasia.

– Dzień dobry. – Dygnęła grzecznie, uśmiechając się do gościa. Lubiła go.

– Cześć, ślicznotko – odparł jowialnie. – Znowu wyładniałaś. Co tam w szkole?

– Doobrze – odpowiedziała, rumieniąc się.

– Ech, te dziewczyny – westchnął, pożerając je spojrzeniem. – Przed chwilą to odrosło od ziemi, a teraz jak taka zakręci biodrem, to człowiek wytrzeszczu oczu może się nabawić.

Dziewczyny wycofały się, chichocząc.

– Ty, słuchaj. Nie wiem, czy mi się wydaje? Czy ona coś...? – Zrobił ruch ręka wokół twarzy. Kamiński skinął głową.

– Ojciec ją tak załatwił. Teraz już jej prawie zeszło, ale żebyś ją widział parę dni wcześniej.

– Ale za co?!

– Dawniej bym ci powiedział, że za Polskę Ludową.

– Sukinsyn – wycedził. – No i co? Zgłosiła to?

– Tak. Byliśmy na komisariacie.

– I co?

– Przyjęli zgłoszenie, przeprowadzili rozmowę ostrzegawczą i tyle. A to nie było już pierwszy raz.

– Kurwa. Przecież gdybym ja tak kogoś pobił na ulicy, to zamknęliby mnie od razu – zdenerwował się Dąbrowski.

– No widzisz. Ale na ulicy to nie w rodzinie.

Gość skrzywił się z dezaprobatą.

– Zresztą i to nie jest pewne – powątpiewał Kamiński.

– No, chyba że byłby to policjant.

– Aa, wtedy taak.

– Czyli ona teraz mieszka u ciebie? – zapytał po chwili ciszy.

– Na razie tak. Uznałem, że to będzie najlepsze wyjście w tej sytuacji. Po prostu boję się, że w końcu naprawdę coś jej się stanie. Wybić zęby albo złamać nos jest bardzo łatwo, a ja nie chcę, żeby się zmarnowała. Zresztą gdybyś ją zobaczył po ostatniej awanturze – machnął ręką jakby na potwierdzenie swoich słów – sam byś zrozumiał.

– Jasne. – Dąbrowski skinął głową. – A jej rodzice co na to?

– Na razie nic. – Wzruszył ramionami. – Jeżeli o mnie chodzi, to nie mam nic przeciwko temu. Kasia też jest zadowolona. Obu im jest chyba tak dobrze, a mnie cieszy, że mogę je uszczęśliwić.

– Ale na dłuższą metę to jednak są chyba jakieś koszty?

– Mirek. Gdybyś mógł popatrzeć chociaż przez chwilę na te szczęśliwe buzie! Zapomniałbyś o tym.

Dąbrowski uśmiechnął się.

– No tak. Rozumiem.

*

Tego dnia wrócił do domu wcześniej niż zwykle. Zajrzał do małego pokoju. Dziewcząt jeszcze nie było. Za to na biurku był niezły bałagan. Szpargały powyciągane z szuflad walały się wśród niepozmywanych naczyń. Zdziwił się. Dotychczas dziewczyny nie pozostawiały po sobie specjalnego nieporządku. „Widocznie nie zdążyły posprzątać” – pomyślał. Przez chwilę się wahał. Jednak postanowił się tym zająć. Wyniósł naczynia do kuchni, resztę rzeczy wkładał do szuflad. Jedna z nich nie chciała się otworzyć. Coś blokowało ją od środka. Kiedy w końcu się z nią uporał, zobaczył że był to zeszyt o sztywnej okładce pomalowanej flamastrami w kolorowe kwiaty. Kasia zwykle nie malowała po okładkach. Zaintrygowany zajrzał do środka. Na pierwszej stronie widniało kilka wersów. Nie było to jednak pismo Kasi. Czyżby więc Renata? Mimowolnie zaczął przebiegać wzrokiem rzędy linijek.

Mów do mnie jeszcze... ludzie nas nie słyszą

Słowa twe dziwnie poją i kołyszą,

Jak kwiatem, każdem słowem twem się pieszczę -

Mów do mnie jeszcze...

Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Przewrócił następną stronę.

Spadłeś jak gwiazda z nieba.

Nie ma drugiej takiej osoby jak Ty.

Jesteś jedyny w swoim rodzaju i niepowtarzalny.

Bo jesteś SOBĄ w świecie pozorów.

Pod tym tekstem nie było podpisu. Czyżby sama to napisała?! To chyba niemożliwe. W jej wieku takie aforyzmy? Zdumiony powoli przewrócił następną stronę.

By Cię dotykać, wodą się stanę.

By spływać tysiącami po Twoich policzkach, zaklętych w małe kropelki.

Twoja księżniczka.

Pod tym wierszem również nie było podpisu. Pełny romantyzmu, jakoś mu nie pasował do rezolutnej, pełnej życia dziewczyny. A może w ogóle jej nie zna? Pozory często mylą. Zaintrygowany przewrócił kartkę. Na następnej stronie dużymi literami wypisany był tytuł:

DOSKONAŁOŚĆ W GARNITURZE... i bez. Zauważył też, że pisząca zmieniła długopis. Zaczął czytać.

Przyszedł po mnie – taki doskonały.

Oglądam go sobie ze wszystkich stron.

Nie żebym wybrzydzała, ale...

Przecież trzeba sprawdzić, kogo się bierze.

Wstępna ocena – celująca.

Jestem u niego już kilka dni.

Spostrzeżenia:

– nie zostawia brudnych skarpet w łazience,

– opuszcza klapę w toalecie,

(Trudno uwierzyć? – wiem).

– ma zawsze czyste paznokcie,

(W ogóle Jego dłonie są smukłe i zadbane – trochę mnie przyciągają... ojej...)

– nienaganne ubranie leży na Nim nienagannie,

(A naganne – też nienagannie).

– mimo wszystko nie jest drobiazgowy.

(To dobrze).

Wczoraj widziałam, jak ćwiczył przed snem.

(Ależ On jest piękny...

...chyba Go sobie zatrzymam).

Wniosek -

Doskonałość w garniturze... i bez.

(Szkoda – że mogę o Nim tylko pomarzyć).

Dalej były już tylko puste kartki. Przerzucał je w zamyśleniu. Nagle dostrzegł wśród nich jeszcze jakiś tekst, jakby ukryty pośród pustych przestrzeni.

Kładę się właśnie z Kasią w objęciach i marzę o Tobie, jesteś taki ciepły, a ja pragnę się wtulić w Twoje sprężyste kształty, tak możemy razem zasnąć.

„O kimże ona pisze, do cholery?! Chyba nie...” – patrzył osłupiały. Przypomniał sobie, że rzeczywiście widziała go, jak ćwiczył przed paroma dniami. I ta zmiana długopisu. Widać wcześniejsze wiersze pisała w domu. Olśniony nagłą myślą zaczął gorączkowo przeszukiwać szuflady. Wyciągnął wszystkie długopisy, jakie znalazł i zaczął porównywać atrament. Żaden jednak nie wydał mu się przekonująco podobny. Zawiedziony opanował się nieco.

„Ty idioto!” – pomyślał, kiedy głowa mu trochę ostygła. „Co ty w ogóle robisz?! Nie dość, że grzebiesz w cudzych rzeczach, to jeszcze wyobrażasz sobie, że...”. Oszołomiony oparł się plecami o ścianę.

*

W sobotni wieczór postanowili wybrać się do kina. Przedwczoraj, kiedy odbierał córkę z tańców w domu kultury, zauważył, że w miejscowym kinie robią przegląd filmów z Gregorym Peckiem. Grali akurat Biały kanion z jego udziałem. Nie dość, że był to jego ulubiony aktor, to jeszcze sam film cenił sobie bardzo wysoko. Dawno niewidziany hit wzbudził w nim miłe wspomnienia. Zapragnął obejrzeć go jeszcze raz na dużym ekranie, tym bardziej, że bilety były bardzo tanie. Postanowił namówić również dziewczyny, chociaż nie wiedział, czy trafi w ich gusta. Seans zaczynał się późnym wieczorem.

– Ale co to będzie za film? – po raz dziesiąty pytała zniecierpliwiona Kasia, kiedy podjechali pod kino.

– Western.

– ...? A co to jest?

Kamiński spojrzał błagalnie ku niebu.

– Chodź już. Potem ci wytłumaczę.

W poczekalni zaopatrzyli się w napoje i popcorn. Seans zaczął się o dziewiętnastej. Jak na odgrzewany przebój było nawet sporo ludzi. Światła zgasły i na sali zrobiło się cicho. Kiedy zobaczył dawno niewidzianego bohatera z dzieciństwa, poczuł ucisk w gardle. Żałował tylko, że jak kiedyś nie było kroniki, która tworzyła atmosferę. Za to musiał obejrzeć kupę głupich reklam. Ile to razy z chłopakami z klasy chodzili na podobne filmy, a ile było później roztrząsania. Każdy z nich miał swojego bohatera, do którego chciał być podobny. I oto ten bohater stał właśnie przed nim. Kamiński na moment cofnął się w czasie. W wyobraźni zobaczył, jak po seansie grupa rozentuzjazmowanych chłopców wraca do domów, przeżywając jeszcze raz przed chwilą obejrzany film. Przed rozejściem się jeszcze długo stoją na rozdrożu, zanim zmrok wygoni ich do domów. Ciekawe, co tam u nich słychać? Byli jak muszkieterowie, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Po podstawówce spotykali jeszcze parę lat, potem kontakt się urwał. Ech, to życie! Musi kiedyś odnaleźć swojego najlepszego przyjaciela z tamtych lat.

Film skończył się akurat wtedy, kiedy porządnie rozbolał go tyłek. W małym kinie domu kultury nie było zbyt wygodnych foteli, ale była miła atmosfera. Kiedy wyszli, na dworze było już ciemno. Zawsze uderzała go ta niespodziewana zmiana. Wchodzisz do kina – jest jeszcze całkiem widno. W środku tracisz poczucie czasu. Wychodzisz – a tu ciemno. Albo pada. Chciał zapytać dziewczyny, czy im się podobało, ale nie mógł się jakoś zdecydować. W końcu każdy ma swój gust. Prawie pożałował, że wyciągnął je na taki stary film.

– Nie nudziłyście się? – zagadnął wreszcie.

– Dlaczego? – odpowiedziały jednocześnie.

– No nie wiem, czy wam się podobało.

Dziewczyny spojrzały na siebie z dezaprobatą.

– Tato. Film był naprawdę dobry. Dlaczego wcześniej mi o nim nie powiedziałeś?

– No, szczególnie główny bohater – dorzuciła Renata. – To znaczy mówię o postaci. Chociaż aktor też był niezły – mrugnęła porozumiewawczo do Kasi. – Chciałabym kiedyś kogoś takiego poznać.

– Naprawdę tak uważacie?! – Ucieszyło to Kamińskiego. Ruszyli do domu.

Ulice