Taniec z czarownicą - Beata Kępińska - ebook

Taniec z czarownicą ebook

Beata Kępińska

3,3

Opis

Kiedy sielskie życie przeplata się z diabelskim…

U stóp słynnej z sabatów Łysej Góry Joanna Zalewska wiedzie nie zawsze przykładny żywot matki, żony i nauczycielki gimnazjum.

Mimo swoich problemów małżeńskich i wybryków dorosłych już dzieci Aśka nie popada w depresję, bo sama również potrafi nieźle namieszać. Mierzy się z samotnością i pokusami czyhającymi na

słomianą wdówkę, w której otoczeniu kręcą się nietuzinkowi faceci. Udziela sąsiedzkiej

pomocy, wspiera ciężarną przyjaciółkę. Wciąż z pasją uczy polskiego, czerpiąc z tego dużą satysfakcję. Ponadto zapisuje się na kurs instruktorów teatralnych. Brzmi poważnie, ale na ogół jest zabawnie.

Właściwie nadal sielsko (bo pejzaże piękne), czasami bardziej diabelsko (bo tutejsze „scyzoryki” to raczej nie anioły). Jest więc przemoc w rodzinie, miłość i przebaczenie oraz okrutna zemsta.

A dokąd zmierza ta historia, dowiecie się, sięgając po tę książkę.

Kontynuacja powieści  Sielsko i diabelsko, o której mogliśmy przeczytać:

„Współczesna powieść obyczajowa, która nie ma kategorii «typowo kobiecej powieści». Jej uniwersalność bez wątpienia może i powinna trafić do każdego odbiorcy, również tego płci męskiej. Każdy w powieści Sielsko i diabelsko odkryje swoje marzenia i pragnienia, dostrzeże losy bohaterów, które nagle w którymś momencie będzie mógł skojarzyć z własnymi przeżyciami. (...)

Ważne jest to, że Sielsko i diabelsko nie tylko mile was zaskoczy, ale jeszcze sprawi, że będziecie chcieli podzielić się wrażeniami z kimś bliskim i w rzeczy samej dobrze zrobicie. Bo naprawdę warto!”

Artur G. Kamiński, IK Imperium kobiet

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 620

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (10 ocen)
2
3
3
0
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




I. OCZYSZCZENIE

Minęło już kilka dni od powrotu męża z Anglii do domu. Krzyś z lubością korzystał z urlopu, rozkoszując się urokami lata w naszym własnym, coraz piękniejszym siedlisku. Szczerze mówiąc, mógłby jeszcze przyczynić się do podniesienia jego walorów, gdyby przyciął żywopłot, posadził kilka rododendronów w wybranym przeze mnie miejscu i powalczył z chwastami na trawniku, ale nie śmiałam mu o tym mówić. Poczucie winy sprawiało, że byłam dla niego wyjątkowo wyrozumiała. Z rozrzewnieniem patrzyłam, jak na werandzie rozkłada pudełeczka ze swoją modelarską stocznią. Jak w skupieniu wkleja milimetrowe działka na pokładzie kolejnego pancernika i robi olinowanie z czegoś, co ma średnicę cieńszą od ludzkiego włosa. Puszczał właśnie swoje ulubione płyty, kiedy przyniosłam mu kawkę i pocałowałam w czółko, na co on odpowiedział mi również czułym gestem i westchnął, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, bo ma najwspanialszą w świecie żonę. Tym stwierdzeniem mnie dobił.

Nie wytrzymałam i zdecydowałam, że muszę w końcu zrzucić z sumienia ciężar, jakim jest świadomość, iż omal go nie zdradziłam. Udając, że jadę do sklepu po chleb, którego celowo nie kupiłam rano, pobiegłam na wieczorną mszę do naszego kościoła. Z powodu urlopów odprawiał ją młodziutki ksiądz, w dodatku syn mojej koleżanki, również nauczycielki, i żaden inny ksiądz nie był niestety dostępny. Nie umiałabym wyznać temu chłopcu niewiele starszemu od mojego syna, jakie to ja mam problemy ze sobą i do czego one mnie doprowadziły. Indagowana przez niego, w jakim celu przyszłam do zakrystii, poczułam się nieswojo i zamówiłam mszę za duszę mojego całkiem niereligijnego ojca. Następnego dnia, żeby mieć wybór kościoła i spowiednika, pojechałam aż do Kielc. Mężowi nakłamałam, że muszę spotkać się z dawno niewidzianą koleżanką, która mnie wzywa, gdyż ma jakiś życiowy problem.

Krzyś zaniepokoił się i chciał jechać ze mną. Zniechęciłam go, mówiąc:

— Nic tam po tobie, to takie typowo babskie problemy. Mimo że jesteś lekarzem, Maria czułaby się skrępowana w twojej obecności. Myślisz, że nie zauważyłam, jak ona na ciebie patrzy? Podobasz jej się, więc nie chciałaby ujawniać ci pewnych rzeczy.

Krzyś taktownie się wycofał, a ja, dzwoniąc do Marysi, myślałam, ile to się człowiek musi nakręcić, żeby oczyścić z grzechu swoje sumienie, nie wzbudzając podejrzeń.

Pojechałam do naszej pięknej kieleckiej katedry i wybrałam najstarszego spowiednika. Niby chodziło mi o to, żeby miał duże doświadczenie życiowe i niczemu już się nie dziwił. Ale tak całkiem głęboko w sercu marzyłam, że może staruszek będzie głuchawy. Moje marzenia na ogół się spełniają. Tym razem też tak było. Kapłan twarz miał zmęczoną i bladą, oddech krótki i wzdychał ciężko. Wydawał się zatopiony we własnych myślach sięgających już wysokości nieba. Odczułam wyrzuty sumienia, że w tak gorący dzień będę go dręczyć i obarczać swoimi grzechami, więc zaczęłam niepewnie i cicho. Mówiłam bardzo zawile, żeby nie nazywać spraw po imieniu. Spowiednik kilkakrotnie prosił o powtórzenie jakichś kwestii, aż w końcu stracił anielską cierpliwość. Poirytowany odwrócił się do kratki i spytał:

— Więc zdradziłaś w końcu czy nie? — Jego głos nie był szeptem, o nie. Kilka osób natychmiast spojrzało w kierunku konfesjonału. Poczułam, że się czerwienię i ogarnęło mnie gorąco porównywalne z temperaturą lekko tylko przestygniętej piekielnej smoły.

— Nie! — zaprzeczyłam równie głośno. — Ale miałam taki zamiar — dodałam natychmiast uczciwie. — Gdyby nie to, że niespodziewanie, w środku nocy majster, który budował mój dom, przyjechał właśnie do mnie…

— Jak to majster w nocy? — zdziwił się znów bardzo głośno spowiednik.

Niepotrzebnie zagmatwałam sprawę, przywołując osobę Mariana — pomyślałam poniewczasie. Marian przed kolejnym nagłym wyjazdem do pracy za granicą chciał cichaczem, nocą zabrać swoje narzędzia z mojego garażu i przeszkodził mi w kontynuowaniu erotycznego sam na sam z Rafałem.

— Czy z tym budowlańcem też cię coś łączy? — Teraz już wydawało mi się, że głos kapłana huczy w bocznej nawie jak trąba jerychońska.

— Nic, poza stosunkiem wykonawcy ze zleceniodawcą — pisnęłam cichutko.

— Mów głośniej, bo nie słyszę — pouczył kolejny raz staruszek. — A więc był stosunek czy nie?! — krzyknął prawie.

— Nie, nie! — zaprzeczałam coraz głośniej. — Z budowlańcem nic a nic, ale z moją młodzieńczą miłością… prawie że…

— Co prawie?!

— Prawie zdradziłam męża.

Jakaś pani przeszła do ławki w innej nawie, żeby nie słuchać moich wynurzeń, a starszy mężczyzna przeciwnie, przysunął się bliżej i nastawił ucha. A mówią, że kobiety są ciekawskie — pomyślałam, kontrolując kątem oka to, co dzieje się w świątyni. Zupełnie nie mogłam skupić się na tym, co mówi do mnie kapłan i jaką wygłasza naukę. Za to ciekawski pan wysłuchał wszystkiego w skupieniu, potakując od czasu do czasu głową na znak, że zgadza się z księdzem. Nastawiałam się już tylko na zapamiętanie, co mam odmówić za pokutę, i nie czekając nawet na komunię, wyprysnęłam z kościoła odprowadzana spojrzeniami kilku osób.

Cóż, żal za grzechy miałam szczery, ale ich wyznanie zmieniało się w groteskę. Potem jeszcze omal nie zapomniałam, że umówiłam się z koleżanką, i musiałam zawracać z obwodnicy do centrum. Wciągnęłam biedną Marię w moje krętactwa, ale opłacało się, bo u niej dopiero odbyłam spowiedź właściwą. Wygadałam się za wszystkie czasy. Przeanalizowała ze mną całokształt moich postępków i ich motywy. Maria jest psychologiem. Poznałyśmy się kilka lat temu na kursie dotyczącym zagrożenia młodzieży różnymi uzależnieniami. Ona prowadziła ten kurs, a ja prawdopodobnie w jakiś sposób się wyróżniłam, bo nasza zaplanowana w programie zajęć dyskusja przedłużyła się na przerwy, potem przeniosła do kawiarni, aż wreszcie przerodziła w przyjacielską pogawędkę.

Chyba na zasadzie kontrastu bardzo sobie przypadłyśmy do gustu. Ona spokojna, wyważona, można powiedzieć, że dystyngowana, a ja, wiadomo, niepoważna, żeby nie powiedzieć: trochę stuknięta. Maria jest tylko kilka lat ode mnie starsza, ale w jej towarzystwie czuję się jak nastolatka pod opieką starszej, mądrej i doświadczonej siostry. Poznał ją także i bardzo polubił, z wzajemnością, mój mąż. Swego czasu spotykaliśmy się we troje dość często w Kielcach na kawie lub razem chodziliśmy na jakieś ciekawe, kulturalne imprezy, które wyszukiwała Maria. Ona jest wdową, więc chętnie korzystała wieczorową porą z towarzystwa okraszonego mężczyzną. Tak w ogóle to należy do osób bardzo aktywnych zawodowo i społecznie, a w związku z tym bardzo zajętych. Dlatego pewnie jeszcze nigdy nas nie odwiedziła, chociaż wciąż obiecuje.

Ostatnio ja także byłam pochłonięta budową i tym wszystkim, co działo się w naszym domu. Poza tym w moim życiu znów pojawiła się przyjaciółka z czasów licealnych. Grażyna dziwnym zrządzeniem losu zakochała się w projektującym nasz dom inżynierze, który jest kuzynem Mariana, majstra z naszej wsi. Porzuciła Warszawę i mieszka teraz tu w Kielcach. Perypetie burzliwego związku Grażki i Jacka przeżywałam nie mniej niż swoje własne, więc spokojna, uporządkowana Maria zniknęła gdzieś z mego horyzontu.

Kiedy prawie na jednym oddechu tłumaczyłam Marii te wszystkie powody zaniedbania przeze mnie naszej znajomości, zorientowałam się, że jest gotowa wybaczyć mi wszystko, bylebym tylko przestała, bo kręci jej się w głowie od imion i wydarzeń. Posadziła mnie na kanapie, podała doskonałą herbatę i pozwoliła raz jeszcze swobodnie się wygadać, a dopiero potem, gdy byłam już u kresu opowieści, ale też i u kresu wytrzymałości moich nadwyrężonych, nauczycielskich strun głosowych, powiedziała spokojnie:

— No to teraz spróbujmy to uporządkować i ustalmy, kto jest kim i jaką aktualnie rolę pełni w twoim życiu.

— Daj jeszcze herbaty — jęknęłam.

Maria jak zawodowa gejsza odprawiła swoje czary nad porcelanowym imbryczkiem, podniosła elegancką filiżankę wraz z podstawkiem i wprawnym ruchem nalała wspaniałej, aromatycznej, białej herbaty.

— To tak — zaczęła resumé. — Czyli męża kochasz, a o Rafale chcesz po raz drugi w życiu zapomnieć. Czy tak?

— Tak, oczywiście — przytaknęłam skwapliwie. — Ale teraz, gdy na stałe wrócił do Polski, to będzie trudniejsze, bo czasem mogę się na niego natknąć przypadkowo — dodałam.

— No, ale masz już jasność co do wartości tego człowieka i swoich uczuć. Rozumiesz też, że posądzanie Krzysia o zdradę z jakąś tam Anią było bezsensowne i bezpodstawne?

— Tak, tak, tak — przytakiwałam jak kaczka.

— To dobrze, bo Krzyś zasługuje na zaufanie — powiedziała Maria tonem, w którym wyczułam nutkę nagany czy zazdrości, a może raczej jakiejś tęsknoty. Pomyślałam wtedy, że jestem bardzo niedelikatna, pakując się z tym moim zakręconym, pełnym wrażeń i buchającym różnorodnymi emocjami życiem w jej prawie że święty żywot samotnej wdowy. Ale Maria niczym niezrażona brnęła dalej, próbując z właściwą sobie pedanterią z wytrajkotanej przeze mnie wichury słów stworzyć użyteczną dla niej, a może bardziej dla mnie, informację.

— Jeśli Krzyś w niczym się nie orientuje, niech tak zostanie — zdecydowała.

— Tak, tak, ja nie mam zamiaru się… Moja starsza siostra Zyta… Wspominałam ci chyba już nieraz o niej. Wiesz, ona jest scenografką, praca z artystami, takie rzeczy i dużo pokus. Ale nigdy się mężowi do niczego nie przyznała. Są doskonałym małżeństwem. Tylko teraz się u nich wszystko pozmieniało. Wiodą z mężem ascetyczne życie, pokutują właściwie, bo ich córka Wiktoria urodziła dość dziwne dziecko. To znaczy dziecko miało szczątkowe kończyny brata bliźniaka. Trzeba je było operować za granicą. W dodatku ta ich Wiktoria uciekła z domu i nikt nie wie, gdzie jest. Uciekła bez dziecka, a dzieckiem zajęli się państwo Zatoniowie. To tacy ludzie ze Stanów, których ja poznałam dzięki…

— Asiu, sorry — przerwała mi Maria. — W ten sposób do niczego nie dojdziemy. Zostawmy twoją siostrę na inne spotkanie.

— Okej — zgodziłam się posłusznie.

— Czy twoje dzieci… One są już chyba po maturze, jeśli dobrze pamiętam? Czy orientują się, że z tej zabawy na Naszej Klasie wykluło się coś niedobrego?

— Nie, no skądże. Moim dzieciom do głowy nie przyjdzie, że ich matka mogłaby… Dlatego chyba zainicjowały te kontakty, bo były pewne, że nic… Nie. Zresztą one są teraz bardzo zajęte swoimi sprawami. Dominika zdaje na Akademię Sztuk Pięknych, więc to ją pochłania całkowicie.

— Wydawało mi się, że chciała iść w ślady ojca, na medycynę. Skąd taka wolta?

— W ostatniej klasie Dominika trochę się zmieniła. To już nie ta sama rozsądna, idealna córunia. Zadurzyła się w niewłaściwym chłopaku. Tak, „zadurzyła się” to dobre słowo, bo miłość to na pewno nie była. W takim Damianie, moim byłym uczniu, co to miał aspiracje na muzyka. Jak myślisz, czy hip-hop można naprawdę nazwać muzyką?

— Asiu, do rzeczy.

— Przyjaciółka próbowała go jej odbić, ale… wiesz, ten Damian zginął tragicznie, a wtedy okazało się, że ona jest w ciąży.

— Ojej, Dominika w ciąży?!

— Nie, nie Dominika. Ewelina, to znaczy ta niby przyjaciółka. I trzeba było jej pomóc, żeby nie zrobiła sobie albo dziecku krzywdy.

— Chętnie zajmę się tą sprawą, wiesz przecież…

— Nie, to już jest po sprawie…

— Usunęła? Szkoda.

— Nie, urodziła. Teraz mieszka u rodziców Damiana, a u nas spędza praktycznie całe dnie i niestety chyba Patryk się w niej zakochał.

— Uważasz, że to źle? Sądzisz, że nie jest to wartościowa dziewczyna? Dyskredytujesz ją z powodu dziecka?

— Nie. To nie tak. Ja jej nie dyskredytuję, broń Boże, z żadnego powodu. Ja myślę po prostu, że Patryk do niej nie pasuje. Nasz Patyczek wygląda przy niej jak syneczek. Mimo wybujałego wzrostu ma bardzo dziecinną buzię i takież podejście do życia. Jest jeszcze zdecydowanie bardziej chłopcem niż mężczyzną i do roli opiekuna rodziny, według mnie, zupełnie się nie nadaje. Niedawno jeszcze bawił się z Dominiką lalkami. Teraz zajmuje się małym Frankiem, synem Eweliny, jakby kontynuował dziecięcą zabawę w dom. W dzieciństwie apodyktyczna siostra zmuszała go do dziewczyńskich zabaw, gdyż w RPA, gdzie ludzie żyją oddzieleni od innych wysokimi parkanami i drutem kolczastym, brakowało im towarzystwa innych dzieci. Wtedy jednak domagał się, by Domisia odrobiła to jego poświęcenie, stojąc tyle samo czasu na bramce, gdy on zapamiętale strzelał gole. Teraz to Ewelina domaga się od niego nie tylko pomocy w zabawianiu dziecka, lecz także oznak uwielbienia dla niej samej. A ja czuję, że mój lekkomyślny, ale uczuciowy synek myli prawdziwą miłość z dobrocią i współczuciem. Sama Ewelina też może być pogubiona we własnych uczuciach i zamierzeniach. Teraz bardzo potrzebuje dowartościowania i adoracji, zwłaszcza że Dominika sprzątnęła jej sprzed nosa Łukasza.

— A co to znów za Łukasz? Nie wiem, czy ja to wszystko ogarniam, ale jak widzisz, staram się. — Maria uśmiechnęła się z zakłopotaniem.

— Jesteś kochana, doceniam. Ja też momentami tego nie ogarniam, a czas najwyższy, żeby mieć już wszystko uporządkowane — powiedziałam samokrytycznie. — Przecież, na dobrą sprawę, Franek mógłby być moim wnukiem. Trzeba być już gotowym psychicznie i na takie sytuacje.

— No dobrze, wróćmy do Łukasza — Maria znów przywołała mnie do porządku.

— Łukasz to chłopak z Warszawy, z którym sympatyzowała początkowo Ewelina, a Dominika jej go odbiła, pewnie z zemsty za Damiana. — Maria otworzyła szeroko oczy i zamrugała na znak, że się gubi, więc szybko pośpieszyłam z wyjaśnieniami. — Ewelina klasę maturalną robiła w Warszawie, mieszkając u mojej mamy, bo nie chciała, żeby w Kielcach ktoś wiedział o jej ciąży. Miała zamiar oddać dziecko. Byli z Łukaszem w jednej klasie. Kiedy jeszcze nie było widać ciąży…

— Już rozumiem. Czy Dominika spotyka się z tym chłopcem, czy to był tylko chwilowy kaprys?

— Łukasz to kapitalny chłopak. Mają z Dominiką pokrewne zainteresowania. On zdaje na historię sztuki na Uniwersytet Warszawski. Razem się uczą i bardzo zajadle dyskutują. Ostatnio jednak wydawało mi się, że to już kłótnie, a nie dyskusje. Ale kto się czubi…. Łukasz był u nas kilka dni i wyjechał właśnie po burzliwej wymianie zdań. Potem była intensywna wymiana esemesów i Dominika podążyła za nim do Warszawy. Oni mają jeszcze egzaminacyjną nerwówkę, a Ewelina i Patryk złożyli świadectwa i tylko czekają na decyzję komisji rekrutacyjnej.

— O, Patryk też? On, zdaje się, nie przepadał za nauką? Jakie studia wybrał?

— Tu muszę przyznać Ewelinie, że wpłynęła na niego pozytywnie. Ona złożyła papiery na pielęgniarstwo, a on chce zostać ratownikiem medycznym.

— To szlachetne zawody i całkiem dojrzałe decyzje. Ty, mamusiu, nie doceniasz chyba swego synka.

— Ja sobie po prostu zdaję sprawę z tego, jak go wychowaliśmy. Miał sporo swobody, żadnych większych obowiązków i żadnych poważnych problemów, zwłaszcza ekonomicznych. Czasami mam wrażenie, że on uważa, iż pieniądze rosną na drzewach. Konieczność zarabiania na utrzymanie własne i rodziny to dla Patolka abstrakcja większa niż algebra. Chętnie byłby filantropem, ale skąd brać fundusze na tę dobroczynność, to już się nie zastanawia. Wybrał słabo opłacany zawód ratownika medycznego i zanim zacznie cokolwiek zarabiać, upłynie jeszcze bardzo dużo czasu. A Ewelina miała od najwcześniejszych lat zupełnie inne doświadczenia. Rodzice wyjechali do pracy za granicę, gdy miała czternaście lat. Ona zawsze musiała twardo stąpać po ziemi. Patryk nie jest dla niej dobrą partią. Dziewczyna może się nim rozczarować, gdy będą musieli stanąć na własnych nogach.

— To jest bardzo prawdopodobne, ale w sprawach uczuć dorosłych pociech tak niewiele można zrobić — skonstatowała Maria, która nie ma własnych dzieci, ale opiekuje się całą masą tych najbardziej potrzebujących i pogubionych.

— Tak, wiem. Staram się być blisko i nie zrażać ich do siebie, żeby w razie czego można było pomóc czy przynajmniej służyć radą. Zresztą, na co komu moje rady, jak ja sama ze sobą nie mogę dać sobie rady — przeszłam znów do kajania się.

— Już się tak nie biczuj, bo nie mogę patrzeć na krew — Maria wreszcie zażartowała i roześmiała się szerzej. — Masz bardzo ciekawe życie. Zazdroszczę ci trochę, chociaż nie wiem, czy wytrzymałabym taki obłęd.

— Ty byś to wszystko po swojemu uporządkowała i już nie byłoby obłędu.

— Wiesz, po twoich opowieściach czuję się, jakbym dziś jednym tchem przeczytała bardzo wciągającą książkę. Nie myślałaś przypadkiem, żeby zacząć to wszystko opisywać?

— Moje życie? Nigdy w życiu! Jak czułby się Krzyś, gdyby przeczytał to, co ci dziś naopowiadałam? A Patryk, a Ewelina?

— No, może faktycznie to byłoby ryzykowne. Ale przecież ludzie piszą pamiętniki.

— Tak, lecz wydają je pięćdziesiąt lat po śmieci, jeśli chcą zachować się przyzwoicie wobec opisywanych. Kto chciałby za pół wieku czytać pamiętniki jakiejś nieznanej wiejskiej nauczycielki?

Spojrzałam na zegar i poderwałam się w końcu z miękkiej pluszowej kanapy. Pożegnałam się z Marią i przyrzekłam nie robić już nigdy więcej tak długich przerw w naszych kontaktach, a ona, jak zwykle, obiecała przyjechać kiedyś do mnie na wieś. Wracałam do męża z dużo lżejszym sercem i mocnym postanowieniem poprawy. Ksiądz udzielił mi rozgrzeszenia, a Maria dyskretnie wypunktowała, co jest cenne w moim życiu i czego można mi zazdrościć. Krzyś był na szczycie tej listy.

II. WSYPA

Piliśmy z Krzysiem poranną kawę na werandzie. Powietrze było jeszcze rześkie, choć zapowiadano falę tropikalnych upałów. Wpatrywaliśmy się w zieleń, żeby podreperować umęczone komputerami oczy, i napawaliśmy się chwilowym spokojem. Patryk wciąż spał, a Ewelina z Frankiem także jeszcze się u nas nie zjawiła.

— Wiesz, najszczęśliwszy to ja jestem tu, na tej naszej werandzie, kiedy jest taka cisza — odezwał się Krzyś. — Chyba nawet nie chce mi się w tym roku nigdzie wyjeżdżać i nic zwiedzać, zwłaszcza że ma być tak gorąco. W domu śpi mi się najlepiej i jedzenie najlepsze. Ja przecież tak rzadko bywam w domu.

— Gdyby tak jeszcze ten spokój chciał potrwać choć przez tydzień, a jedzenie samo się robiło, zapewne przyznałabym ci rację — powiedziałam zrzędliwie i wywołałam wilka z lasu.

Dźwięk telefonu przerwał ciszę. W słuchawce histerycznie wydzierała się córunia, obwieszczając, że rezygnuje z kolejnych etapów egzaminu na ASP, gdyż jest beznadziejna, nie ma szans, a do tego została bezpowrotnie skompromitowana na uczelni.

— A co konkretnie się stało? — zapytałam spokojnie. Mój spokój nie wynikał z braku empatii, a raczej z wiary w talent córki. Chciałam także, by nie myślała, że na ASP świat się kończy.

— Po pierwszym etapie mam najmniejszą ilość punktów — załkała Dominika. Krzyś zorientowawszy się, że to napad przedegzaminacyjnej paniki, machnął ręką i poszedł z psami do lasu.

— Córuś, nie poznaję cię. Ty panikujesz?! Ktoś musiał być ostatni. Teraz będzie jeszcze sprawdzian z wiedzy i prezentacja, więc dasz radę — pocieszałam.

— Ale tu nie wiedza jest najważniejsza. Prawdziwemu artyście wiedza nie jest wcale potrzebna, żeby tworzyć dzieła. Nie jestem artystką, więc to wszystko nie ma sensu. Geny dziadka rozmyły się w tym ciągłym krzyżowaniu, a jeszcze babcia…

— Nic na to nie poradzę, że dziadek skrzyżował się z babcią, żebym powstała ja i ciocia Zyta. Na Zytę przypadło wyraźnie więcej talentów plastycznych dziadka. Ja nie dostałam także baletowych zdolności mamy i jakoś z tym żyję. Przepraszam także, że skrzyżowałam się z tatą, żebyś powstała ty. Klonowanie wymyślono później.

— Ty sobie kpisz, a ja jestem w rozpaczy i jeszcze ta babcia…

— Kpię sobie, bo nie ma powodów do rozpaczy — powiedziałam już poważnie. — Nie panikuj przed czasem i walcz do końca. O tym, czy ktoś jest artystą, czy nie, raczej nie decyduje żadna komisja egzaminacyjna. To zweryfikuje czas i odbiorcy. Idź z Łukaszem na spacer i nie przejmuj się niczym.

— Łukasz kuje jak dzięcioł i nawet nie ma czasu pogadać przez telefon.

— No to zabierz babcię do kina — poradziłam.

— Babcię?! Z babcią to ja już nigdzie w życiu nie pójdę. Właśnie przez nią nie wejdę już więcej w mury ASP, bo jestem skompromitowana.

— Co takiego zmalowała ta nieszczęsna, stara kobieta, która dałaby się za was pokroić?

— Nikt jej nie chciał kroić, za to ona chciała odwołać komisję i nagadała…

— Boże! Poszła na uczelnię?

— Sama ją zabrałam na sprawdzenie wyników, żeby mi było raźniej, bo Łukasz nie miał czasu. Babcia, jak usłyszała, że ledwo się załapałam, bo tak słabo ocenili moje prace, wpadła do sekretariatu i zaczęła krzyczeć na cały głos: „Kogo to w tych czasach wybierają do komisji! To musi być zbiorowisko pętaków, skoro nie potrafią rozpoznać prawdziwego talentu. Ja im powiem, czyją ty jesteś wnuczką!”. Myślałam, że się zapadnę ze wstydu pod ziemię. Ludzie patrzyli na nas jak na nienormalne. Ledwie zdołałam ją zaciągnąć na przystanek. W tramwaju jeszcze perorowała i postanowiła w najbliższym czasie wybrać się do rektora z misją specjalną. Skompletowała już garderobę, żeby zrobić piorunujące wrażenie, a teraz siedzi u fryzjera. Zamierza chyba jutro złożyć wizytę rektorowi. Nie wiem, czy mam ją związać i zamknąć. Ale jak długo mogę ją trzymać pod kluczem? A może lepiej spróbować umieścić ją w szpitalu psychiatrycznym, mówiąc, że biegała z nożem po ulicy i groziła całej komisji?

— To, co mówisz, jest pocieszające. Babcia odzyskała dawną formę — ucieszyłam się, puszczając mimo uszu egzaltowane sformułowania zawarte w wypowiedzi córki. — Bałam się, że po śmierci Euzebiusza babcia już się psychicznie nie podniesie. Była taka zobojętniała i skołowana, że nawet podejrzewałam u niej alzheimera. Ale, jak widać, żywiołem babci jest walka.

— Mamo, ty się mną w ogóle nie przejmujesz?

— Rozumiem, że babcia nie kontaktowała się jeszcze z nikim z komisji, więc wszystko jest do uratowania. Parę osób w sekretariacie, które usłyszały jej oburzenie, to żaden problem. Każdy wie, że babcie są kopnięte na punkcie wnuków. Musisz ją wsadzić w autobus lub w pociąg i przysłać do nas.

— Ale ona tego rektora nie odpuści.

— Zadzwonię do niej i pogadam, a ty udawaj, że wszystko jest okej i jesteś pewna swego, bo inaczej babcia przeprowadzi swoją akcję.

— Dobra, mamuś. Jesteś cudowna! Może uda mi się przekonać Łukasza do wspólnej nauki, bo jak wcześniej próbowaliśmy, to babcia wciąż wchodziła, podawała tony jedzenia i nieustannie gadała.

— Dominika, ja nie zabieram babci, żebyś ty miała wolną chatę…

— Oj, nie martw się. Jesteśmy rozsądni i odpowiedzialni.

— Mam nadzieję — powiedziałam mentorskim tonem.

Oj, jeśli niedaleko pada jabłko od jabłoni, to z tym twoim rozsądkiem może być różnie, moja droga córko — pomyślałam. Ale zaraz się pocieszyłam, że przynajmniej połowa jabłoni była Krzysiowa, więc może nie będzie tak źle. Szybciutko zajęłam się wyszukiwaniem w Internecie dogodnego połączenia z Warszawy. Na autobus do Swarowic babcia pewnie nie zdąży. Zresztą on długo jedzie i to jest męczące. Ale Dominika mogłaby wsadzić babcię w pociąg do Kielc o szesnastej dziesięć, a my odebralibyśmy ją na dworcu. Zadzwoniłam następnie na komórkę babci i zaczęłam błagać:

— Mamo, musisz mi pomóc. Tak bardzo chciałabym wyjechać z Krzysiem choć na parę dni z domu. Należy nam się trochę urlopu. Krzyś marzy, żeby zwiedzić fortyfikacje wokół Przemyśla.

— No to jedźcie. Przecież dzieci już wam nie płaczą — odrzekła sucho mama. — Ja mam trzy światy z Dominisią.

— Właśnie o dzieci chodzi — podchwyciłam. — Zauważyłaś, że między Patrykiem a Eweliną coś zaczyna się dziać? Nie chciałabym zostawiać ich samych. Wiesz, licho nie śpi. Ona niby powinna mieć nauczkę, ale młodość ma swoje prawa. Gdybyś tu była, miałabyś oko na nich. Ewelina by się krępowała i Patryk też musiałby się trochę liczyć. Twój autorytet więcej znaczy niż moja czujność i gadanie.

— Masz rację. Strzeżonego Pan Bóg strzeże. Dziewczyna jest jeszcze skołowana, a facet to tylko facet. Nawet mój wnuk, jak każdy mężczyzna, nie ma hamulców. — Babcia błyskawicznie chwyciła przynętę i poczuła się dowartościowana. — Załatwię tylko jutro jedną ważną sprawę w Warszawie i do was przyjadę. Szkoda, że Euzebiusza już nie ma, on by także z radością posiedział u was w ogrodzie na słoneczku.

— Tobie też się przyda trochę świeżego powietrza, więc nie zwlekaj. Nam bardzo zależy na czasie, bo Krzysiowi już niewiele zostało do końca urlopu. A jaką to ważną sprawę masz do załatwienia? Dominika ci tego nie załatwi?

— To właśnie w sprawie Dominisi wybieram się do rektora. Oni ją tam chcą skrzywdzić. Nie docenili jej prac. Ja myślę, że nazwisko twojego ojca i Zyty w tym ich wariackim, artystycznym światku jeszcze coś znaczy. Ktoś im musi uświadomić, z kim mają do czynienia.

— Mamo, nie możesz się do tego wtrącać. Dominika da sobie radę, a ty pokazujesz, że w nią nie wierzysz. Będzie potem lamentować, że dostała się tylko przez protekcję. A ona chce czuć, że naprawdę jest zdolna. Kompletowała teczkę w pośpiechu i może prace nie są zbyt dobre technicznie. W końcu cały czas wybierała się na medycynę. Ale na pewno się wybroni na kolejnych etapach — powiedziałam z przekonaniem.

— Może masz rację — mama, jak nigdy, zgodziła się ze mną. — Niech dziewczyna walczy. Przecież to moja krew, taka ambitna. A jakby co, to zawsze można jeszcze potem się odwoływać — dodała.

— Więc mogę liczyć, że jeszcze dziś wsiądziesz w pociąg do Kielc? — naciskałam.

— Już dziś?! — wykrzyknęła z przerażeniem.

— No tak, bo jakbyś miała jechać jutro, to nie spałabyś całą noc z powodu rajzefiber. A tak zrobisz to z zaskoczenia i nawet ciśnienie nie zdąży ci się podwyższyć — bajerowałam. — Jesteś podobno świeżo od fryzjera, a wszystkie twoje kreacje leżą porozrzucane po całym mieszkaniu, więc już ich nie chowaj do szafy, tylko włóż do walizki.

— Ach, ta pedantka Dominika, naskarżyła na babcię. No dobrze, jak jestem wam tak bardzo potrzebna, to przyjadę — zgodziła się. — Tylko żeby znów pozostawiona bez nadzoru Dominika czegoś nie zmalowała.

— Mamo! Nasza Dominisia? To wykluczone — uspokoiłam ją, choć sama nie byłam tak bardzo spokojna. — Jesteś kochana. To mogę się pakować i cieszyć na wypad do przepięknego Przemyśla? Do zobaczenia w Kielcach! — krzyknęłam i nie czekając, aż mama się rozmyśli, szybko zakończyłam rozmowę.

O nagłej potrzebie wyjazdu z domu musiałam natychmiast poinformować Krzysia, żeby się przy mamie nie zdziwił, iż jutro ma wsiąść w samochód i jechać ze mną w południowo-wschodni kraniec Polski, choć niedawno deklarował chęć pozostania w domu. Przyzwyczajony już do moich zaskakujących pomysłów nawet nie protestował. W sumie chyba się ucieszył, że rozminie się z teściową. Między nim a moją mamą nie było wprawdzie nigdy żadnych animozji, ale jej sposób bycia trochę go drażnił, a z upływem lat stawał się dla nas wszystkich coraz bardziej uciążliwy. Zaplanowaliśmy więc z mężem trasę eskapady i zapakowaliśmy z grubsza nasze rzeczy. Krzyś był ożywiony perspektywą zwiedzania austriackich warowni, ale nie mógł się nadziwić, skąd we mnie tak nagle zrodziła się ta potrzeba. Nie było jednak zbyt wiele czasu na wyjaśnienia, gdyż należało mknąć po babcię do Kielc.

Pociąg przyjechał punktualnie. Babcia ukazała się w oknie i pomachała do nas dłonią. Patryk wskoczył do wagonu, aby wynieść jej dużą walizkę. Przywitaliśmy się na peronie bardzo serdecznie. Patryk kilkakrotnie całował babcię w policzki i spracowane ręce.

— Kiedy ten drągal tak wyrósł, że musi się wpół składać, żeby babcię pocałować w rękę? — zawołała rozrzewniona i zmęczona podróżą w upale staruszka. — Jak ten czas leci. Niedawno z pieluchą między nogami ganiał, a teraz już mu się spodobało przewijanie dzieci i tatusiem chciałby zostać. A zastanówże się, dzieciaku, co robisz! Dopiero co ta biedna dziewczyna jedno urodziła, ledwie z połogu wyszła, a ty już ją molestujesz! Mój mąż też był taki. Nigdy nie myślał o konsekwencjach. Gdybym się zdała na niego, mielibyśmy z dziesięcioro dzieci i umarlibyśmy z głodu. Ale on był artystą, a o takich przyziemnych rzeczach zawsze ja musiałam myśleć. A to mężczyzna powinien być odpowiedzialny, żeby kobieta mogła mieć…

— Mamo! — syknęłam, ocknąwszy się z osłupienia, w które wprowadziła nas wszystkich ta błyskawiczna szarża i słowotok. — Wsiadaj do samochodu, bo krzyczysz na całą ulicę i ludzie się nam przyglądają. O tym wszystkim porozmawiamy w domu.

— Ja chyba z wami nie pojadę. — Patryk ze złością zatrzasnął bagażnik. — Nie mam ochoty na tego typu rozmowy. Babcia przynajmniej śmiało ujawniła, co wy wszyscy o mnie i o Ewelinie myślicie. Jestem już dorosły, czas pomyśleć o usamodzielnieniu. Nikt mi nie będzie mówił, co mam robić i z kim wiązać swoją przyszłość. Jesteście wszyscy nieszczerzy i zakłamani. Rozumiem, że moglibyście mnie strofować, gdybym postępował nieetycznie, ale to z waszą moralnością jest coś nie tak. — Uderzył w kaznodziejski ton i mnie przynajmniej zbił z pantałyku, aż zaniemówiłam. — Poszukam jakiegoś lokum i przerzucę się na studia zaoczne — podjął błyskawiczną decyzję i ogłosił ją trzęsącym się z emocji głosem.

— Nie histeryzuj i wsiadaj do samochodu. — Krzyś na szczęście zachował zimną krew. Usiłował teraz wcisnąć wyższego od siebie syna do kabiny, naciskając na jego czubek głowy, ale nasz „maluszek” się opierał.

Otrząsnęłam się z pierwszego wrażenia i załapałam, że muszę wspomóc Krzysia. Wysunęłam więc nogę i podcięłam Patolowi kolana, a następnie wciągnęłam go do środka kabiny. Babcia już się usadowiła z przodu, więc Krzyś wskoczył szybciutko za kierownicę i ruszyliśmy z piskiem opon, jak ekipa kidnaperów. Trzymałam syna mocno za ramię, żeby nie wyskoczył z auta na jakimś skrzyżowaniu. Po Patolu można się spodziewać wszystkiego. Jednocześnie spróbowałam pojednawczo pogłaskać go, jak małego chłopczyka, po głowie. Uchylił się, ale opadł spokojnie na siedzenie i rzekł do mnie z wyrzutem:

— Nie spodziewałem się, że będziesz przeciwko nam. I jak mogłaś pleść takie bzdury babci.

— Ależ, dziecko, ja nie mam do ciebie pretensji — odezwała się babcia. — Jesteś mężczyzną, więc to nie do końca twoja wina. — Moja mama, jak widać, stworzyła sobie teorię, która z jednej strony oskarżała mężczyzn o wszelkie nieszczęścia kobiet, a z drugiej ich wyraźnie uniewinniała. — A jeszcze ta ogólna atmosfera — kontynuowała babcia. — Seks i romanse na każdym kroku, w mediach, w szkole, w domu. Po prostu wszędzie. Jak młody człowiek ma sobie z tym radzić?

— Mamo, nie przesadzasz? Masz jakieś zastrzeżenia do atmosfery naszego domu? — odezwał się Krzyś, który też chciał uspokoić teściową.

— To chyba dobrze, że ojciec i matka okazują sobie uczucia, także wobec dzieci? Nie przekraczamy nigdy ogólnie przyjętych norm. — Chciałam wesprzeć męża, lecz zrobiłam to w złą godzinę.

— Tak dotąd było, ale teraz nie jestem już pewna, czy mania romansowania z seriali telewizyjnych nie trafiła pod wasz dach. — Mama uśmiechnęła się tajemniczo, bardzo zadowolona z siebie.

— Mamo! — westchnęłam, używając po raz trzeci w ciągu ostatnich kilku minut formy wołacza. — Co ty znów insynuujesz?!

— Ja insynuuję?! Ja?! — zaperzyła się moja rodzicielka. — Całą drogę jechałam teraz z tym twoim byłym absztyfikantem, tym, co to kiedyś… ale mniejsza z tym. Jak on się nazywał? Rafał? Tak, Rafał Kryszel, syn tego ginekologa, co to blisko mnie mieszka. On jechał po coś do Krakowa. Aha, firmę tam otwiera. A ja myślałam, że on wciąż w Ameryce siedzi. Nie mogłam do końca zrozumieć, o co mu chodzi. Błagał mnie, żebym się za nim u ciebie wstawiła, bo on coś tam powiedział, czy to ktoś inny mówił, a ty źle zrozumiałaś i nie dajesz mu szans się wytłumaczyć. Ty, Aśka, pewnie wiesz, o co chodzi, ale ja nie mogłam najpierw zorientować się, czy to jeszcze idzie o tę starą historię, czy to już coś nowego. Ale w końcu pojęłam, że wy się niedawno musieliście widzieć. Nie chciał powiedzieć, kiedy to było i w jakich okolicznościach. Tak nawijał, żeby całej prawdy nie powiedzieć. Kręcił, jak zawsze. Ale wygląda tak, że wszystkie baby się na niego gapiły, i młode, i stare. A jaki był pachnący, elegancki i szarmancki… istny amant filmowy. Chyba bardzo mu zależy, żebyś go wysłuchała, lecz nie radzę ci się z nim spotykać. Można stracić dla niego głowę.

Zrobiło mi się gorąco i zimno. Chciałam się zapaść pod ziemię, ale trudno byłoby mi się wkopać, gdyż ziemia umykała nam spod kół coraz prędzej, bo właśnie wypadliśmy za miasto. Spojrzałam w lusterko. Mina mojego męża nie zwiastowała niczego dobrego. Krzyś pobladł i złowrogo zagryzał wargi. Patryk spoglądał raz na mnie, raz na babcię okrągłymi ze zdumienia oczyma, a ona ciągnęła dalej jak nakręcona.

— On jest naprawdę cholernie przystojny. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym była młodsza. Ale ty jesteś w innej niż ja sytuacji. Ty masz męża i dzieci.

— Mamo! — krzyknęłam znowu. — Nie myślisz chyba o Rafale?!

— Myślę. Spać przez niego teraz nie będę mogła.

— Babciu! — jęknął Patryk. — I ty mówisz o epidemii erotyzmu wśród młodych?! Ten świat chyba naprawdę zwariował. Ludzie, opamiętajcie się! Wszyscy jesteście popaprani, a czepiacie się mnie i Eweliny. Tylko wam jedno w głowie, a ja poważnie traktuję Ewelinę, i ona też się zmieniła.

— Widzisz, synu, a co ja mam powiedzieć? — odezwał się smutno Krzyś. — Wracam do domu z obczyzny, żona chce mi oczy z zazdrości wydrapać, choć nie ma żadnego powodu, a tu tymczasem dowiaduję się, że koło niej kręci się jakiś „cholernie przystojny” Rafał, z którym nawet moja teściowa byłaby skłonna zgrzeszyć i spać przez niego nie może. Powinienem ci zatkać uszy, żebyś tego wszystkiego nie słyszał. Ale w końcu jesteś dorosły.

— Co ty za idiotyzmy wygadujesz?! — oburzyła się mama. — Jeszcze dziecku takie rzeczy opowiadasz o babci! Ja miałabym grzeszyć z Rafałem?! — Mama z całej siły walnęła mojego męża w ramię, aż niebezpiecznie puścił kierownicę. Nagle jakby coś zajarzyła, jak to mówią dzieciaki, i zaczęła się głośno śmiać. — No tak, powiedziałam, że spać przez niego nie będę mogła, bo wciąż się zastanawiam, kiedy on się z Aśką widział. Z tego, co mówił, wynikało, że chyba był u was. Tak, tak, musiał ją odwiedzić — mama snuła na mój temat rozważania, ignorując moją obecność. — O jakie nieporozumienie mu chodziło? Chyba nie o tę starą historię jeszcze z czasów szkolnych? Joasiu, czy on naprawdę wrócił do Polski na stałe i będzie ci teraz zawracał głowę? — zwróciła się wreszcie bezpośrednio do mnie. — A co z jego rodziną? Stary Kryszel mówił kiedyś, że Rafał ma w Stanach rodzinę. Chwalił się, jaka śliczna synowa. Zdaje się, że jakaś mieszanka rasowa. Aż się ślinił, jak o niej opowiadał. Powtarzałam ci, pamiętasz? Ten jego ojciec to stary lowelas. Zawsze do mnie zagaduje, jak się czasem mijamy na ulicy, a komplementów mi nagada. No to wyjaśnij nam, Asiu, co cię z nim znów łączy?

— Ze starym Kryszelem? Absolutnie nic — odpowiedziałam, żeby skołować mamę do reszty i jakoś się później wyłgać, że wszystko jej się pokręciło.

— Babciu, to ja założyłem mamie konto na Naszej Klasie i namawiałem, żeby z tym Rafałem tak niezobowiązująco odnowiła znajomość — zaczął Patryk. — Mama najpierw nie chciała. A Dominika mówiła nawet, że mógłby nas ten gość zaprosić na Florydę. Przysłał fotki na tle wypasionego domu i z obłędną łódką, a w takich plenerach, że dech zapierało. Siostra Michała to się prawie w nim zakochała i wysłała mu zaproszenie na Facebooka, ale nie odpowiedział.

— To tego pana zna już cała wieś?! Okazuje się, że tylko ja nie miałem jeszcze przyjemności — gorzko pokpiwał Krzyś.

— No widzisz, jak oni się zabawiają moim kosztem — podchwyciłam wątek, bo spostrzegłam w nim szansę dla siebie. — Oni mnie już traktują jak swoją własność. Doprowadzili do tego, że trochę pogadaliśmy na Skypie, a potem on, jadąc z Krakowa do Warszawy, po prostu spotkał się ze mną.

— Nie rozumiem. Umówili cię z nim? Gdzie? I dowieźli związaną? — Krzyś nadal ironizował.

— No nie. Umówiłam się z nim sama przez telefon.

— Podałaś mu numer telefonu czy sama dzwoniłaś?

— Nie, no coś ty, sama bym nie dzwoniła, w dodatku do Ameryki — starałam się w pierwszej kolejności uspokoić węża w kieszeni Krzysia. Pomyślałam nawet, że może chodzi mu tylko o wydatki, a nie moje uczucia, i poczułam w sobie złość. — A tak właściwie, to co w tym złego, że podałam swój numer telefonu dawnemu koledze? Pochwaliłam się, że mieszkam w okolicach, gdzie przed laty rozkwitła nasza szkolna miłość. Ojej, to była taka dziecinada.

— No super, wspólne romantyczne wspomnienia. Widzę, że dawne uczucie rozkwitło na nowo. Czy przywlekłaś nas w te strony, żeby wspominać tamte wzruszenia? Przyznaj się! Powinienem się usunąć? — Krzysztof mówił chyba te brednie całkiem poważnie.

— No coś ty, to przypadek, że trafiliśmy w te strony. Już nie pamiętasz, że szukaliśmy spokojnego miejsca i mieszkania, a tu gmina ogłosiła konkurs? A z Rafałem spotkałam się w Kielcach. Wolałam umówić się na mieście niż ryzykować, że zwali mi się do domu.

— Skoro podałaś mu nie tylko numer telefonu, ale i adres, to pewnie na to liczyłaś. Tylko nie mów, że takie rzeczy robi się przypadkiem. Dość długo już cię znam, żeby wiedzieć, jak potrafisz wszystko zaplanować. — Krzysztofowi chodziła szczęka.

— Rafał nie miał mojego adresu, ale pamiętał, gdzie byliśmy na rajdzie. Gdyby zapytał o nas w Swarowicach, ktoś na pewno wskazałby mu drogę. Miał właśnie taki zamiar, kiedy wracał z Krakowa do Warszawy. Gdy wjeżdżał na miejską obwodnicę, zadzwonił do mnie na komórkę, a ja byłam akurat w Kielcach na zakupach. Powiedziałam tylko, w jakiej siedzę restauracji. A właściwie i tego sam się domyślił — starałam się w skrócie przekazać to, co nadawało się dla uszu męża.

— Cóż za zdumiewająca łączność duchowa. Telepatia. To pewnie wskazuje na pokrewieństwo dusz? Nic mu nie powiedziała, a on wszystko wiedział — pastwił się nade mną Krzyś.

— Mnie to też zdziwiło — powiedziałam naiwnie i popatrzyłam na syna i mamę, jakby oczekując, że potwierdzą moje słowa. Lecz oni nie mogli przecież dać świadectwa mojej prawdomówności, a miny ich świadczyły, że także mają duże wątpliwości.

— I co było dalej, jak cię już ten amant cudownym sposobem odnalazł w miejskiej dżungli? — indagował coraz bardziej wściekły mąż.

— Nic. Zjedliśmy coś. Ja wypiłam drinka czy dwa, a potem on odwiózł mnie do domu.

— Wypiłaś drinka, a raczej dwa, a potem on odwiózł cię do domu — Krzysztof bawił się w echo.

— Trochę nadłożył drogi. Ty byś też odwiózł kobietę, a nie kazał jej jechać autobusem po dwóch mocnych drinkach — wkopywałam się coraz bardziej.

— Może o reszcie porozmawiamy już sami w domu — powiedział Krzyś zimno.

— O nie! — wkurzyłam się. — W ten sposób sugerujesz, że była, Bóg wie jaka, reszta. Próbujesz mi coś tu imputować wobec dziecka i mamy. A on tylko obejrzał nasz dom, o którego budowie mnóstwo mu opowiadałam, i pojechał dalej.

— Wnioskuję, że te telefoniczne czy internetowe pogaduszki trwały między wami od dłuższego czasu i nic mi o tym nie wspominałaś. Robiłaś mi stale wyrzuty o kontakty z Anią, a sama flirtowałaś w najlepsze. Czy naprawdę chcesz dalej ciągnąć ten temat?

— Nie, nie chcę, nie mam nic więcej do opowiadania. A ty nie pędź tak w obszarze zabudowanym, bo zaraz kogoś przejedziesz — powiedziałam obrażona.

— Rafała pewnie nie pouczałaś, jak cię odwoził? On z pewnością wszystko robi perfekcyjnie — dodał z przekąsem Krzyś.

— Nie kłóćcie się — poprosił Patryk. — Czuję się winny, że przeze mnie to wszystko.

— Synu, nie przejmuj się — pocieszyłam dziecko. — Co strasznego się stało, że po latach spotkałam się ze szkolnym kolegą? Stwierdziłam, że owszem jest przystojny, ale nie zamieniłabym naszego taty na niego — pojednawcze zdanie poszybowało do Krzysia. Mąż mile połechtany na chwilę się udobruchał, lecz mama znów dorzuciła do ognia.

— Ale wciąż nam nie wyjaśniłaś, za co on chciał cię za moim pośrednictwem przepraszać.

— Oj tam, nic wielkiego — grałam na zwłokę, bo nie wiedziałam, co powiedzieć.

— Dobierał się do ciebie? — spytał nagle Patryk. — Powiedz prawdę, to z tatą natrzepiemy drania. Ja już nie chcę żadnej Florydy. To był naprawdę głupi pomysł.

— Coś ty, kotku, nie było w ogóle takich sytuacji — łgałam i wstydziłam się tego, ale uważałam, że tak będzie lepiej. — Mój kochany obrońca — pogłaskałam go po głowie. — Poszło o różnicę poglądów na pewne sprawy. Ja już jestem w takim wieku, że faceci wolą ze mną dyskutować niż…

— Aha, akurat — odezwał się Krzyś, w sposób, który mile mnie połechtał. — Patryk ma rację. Jeśli facet będzie jeszcze coś kombinował, dzwonił lub nachodził babcię, to mu natrzaskam.

— Ha, ha! — zaśmiałam się spontanicznie i niezwykle głupio dodałam: — Musiałbyś skorzystać z pomocy Patolka i jeszcze jego kolegów.

— Ach tak — kwaśno odrzekł Krzyś i zamilkł.

W milczeniu dojechaliśmy do domu, bo babcia trochę się zdrzemnęła. Patryk też wolał się już nie odzywać, gdyż ciążyło mu poczucie winy. Ja po minie męża wiedziałam, że ciche dni między nami są nieuniknione i mogą tym razem potrwać nieco dłużej. Ale z drugiej strony poczułam ulgę, że Krzyś już wie o wizycie Rafała i nie muszę obawiać się gadatliwości Mariana. Inne szczegóły tego cholernego spotkania mogliby ujawnić tylko jego uczestnicy. Ja na pewno nie będę się chwalić i zadbam o to, by obaj panowie, Rafał i Krzyś, nigdy się nie spotkali.

III. WSPÓLNY WYJAZD

Dostępne w wersji pełnej

IV. ŻYCIE Z PASJĄ

Dostępne w wersji pełnej

V. UMAWIALIŚMY SIĘ NA OSIEMNASTĄ

Dostępne w wersji pełnej

VI. WIZYTA SZTYWNIAKA

Dostępne w wersji pełnej

VII. WAKACYJNY „ODPOCZYNEK”

Dostępne w wersji pełnej

VIII. KONFLIKTY I KOMPROMISY

Dostępne w wersji pełnej

IX. WAGARY

Dostępne w wersji pełnej

IX. SPRAWKI NOWAKOWEJ

Dostępne w wersji pełnej

X. UCIECZKA

Dostępne w wersji pełnej

XI. ODROBINA PERWERSJI

Dostępne w wersji pełnej

XII. JESIENNE IMPRESJE

Dostępne w wersji pełnej

XIII. UCZUCIA I UPRZEDZENIA

Dostępne w wersji pełnej

XIV. CZY BÓG IM SPRZYJA?

Dostępne w wersji pełnej

XV. „BESTIE” NA STRAŻY CZCI

Dostępne w wersji pełnej

XVI. CUD BOŻEGO NARODZENIA

Dostępne w wersji pełnej

XVII. NAJDŁUŻSZY DZIEŃ

Dostępne w wersji pełnej

XVIII. CHŁOPCY

Dostępne w wersji pełnej

XIX. DZIWNY GUST

Dostępne w wersji pełnej

XX. TEST CIĄŻOWY

Dostępne w wersji pełnej

XXI. INTERWENCJA

Dostępne w wersji pełnej

XXII. WSZYSTKO SIĘ UKŁADA

Dostępne w wersji pełnej

XXIII. POCAŁUNEK

Dostępne w wersji pełnej

XXIV. NABOŻNE ŚWIĘTOWANIE

Dostępne w wersji pełnej

XXV. SKANDAL

Dostępne w wersji pełnej

XXVI. PÓŁDZIEWICA

Dostępne w wersji pełnej

XXVII. LIPOSUKCJA

Dostępne w wersji pełnej

XXVIII. NOC POŚLUBNA

Dostępne w wersji pełnej

XXIX. POWROTY

Dostępne w wersji pełnej

XXX. WSTECZNICY Z CIEMNOGRODU

Dostępne w wersji pełnej

XXXI. TABLETKA GWAŁTU

Dostępne w wersji pełnej

XXXII. JADĄ GOŚCIE, JADĄ

Dostępne w wersji pełnej

XXXIII. TANIEC Z CZAROWNICĄ

Dostępne w wersji pełnej

Copyright © Beata Kępińska, 2014

All rights reserved

Projekt okładki

Agnieszka Herman

Fotografie na okładce

Fotolia.com

Redaktor

Paulina Jeske-Choińska

Redaktor techniczny

Teodor Jeske-Choiński

Wydanie I

ISBN 978-83-7785-515-7

Zysk i S-ka Wydawnictwo

ul. Wielka 10, 61-774 Poznań

tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67, faks 61 852 63 26

Dział handlowy, tel./faks 61 855 06 90

[email protected]

www.zysk.com.pl

Plik opracował i przygotował Woblink

woblink.com