Alicja w krainie czarów - Lewis Carroll - ebook

Alicja w krainie czarów ebook

Lewis Carroll

3,1

Opis

Podążając za królikiem, Alicja odkrywa zamieszkiwany przez wielce oryginalne osobistości tajemniczy świat. 
Postanawia poznać go lepiej...

Fascynująca, absurdalna, ale jednocześnie bardzo logiczna i spójna opowieść o wędrówce przez krainę, w której wszystko może się wydarzyć.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 133

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,1 (7 ocen)
2
0
2
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
SebastianHennessey

Całkiem niezła

GG Bibi
00
une_reve

Nie polecam

To tłumaczenie jest tak bardzo złe, że po 6 stronach po prostu się poddałam...
00
bladey

Z braku laku…

Książke lubię, ale nie podoba mi się to tłumaczenie.
00

Popularność




Tytuł orginału:Alice's Adventures in Wonderland
Ilustracje barwne i czarno-białe:John Tenniel
Opracowanie:Danuta Sadkowskana podstawie wydania z 1947 r.,Warszawa, Gebethner i Wolff
LEKTURA DLA KLASY V SZKOŁY PODSTAWOWEJ
© Copyright by Siedmioróg
ISBN 978-83-7791-541-7
Wydawnictwo Siedmioróg ul. Krakowska 90, 50-427 Wrocław
Księgarnia wysyłkowa Wydawnictwa Siedmioróg:www.siedmiorog.pl
Wrocław 2016
Konwersja: eLitera s.c.

Wszyscy my w złote popołudnie

Razem płyniemy sobie wolno;

Lecz drobnych ramion nikła siła

Popychać wiosła jest niezdolna.

Próżno nas małe pragną rączki

kierować w podróż tę dokolną!

O, sroga trójko! W skwar upalny,

Kiedy usypia w krąg natura,

Wymagać bajki! Ledwie dysząc,

Jakże poruszać ciężar pióra?

Lecz wobec trzech krzykliwych głosów,

Cóż jeden lichy głos mój wskóra?

Toż Prima rozkaz mi wydaje:

„Zaczynaj śpiewać swoją nutę!”

Secunda zasię grzeczniej mówi:

„Tu brednią wszystko jest osnute!”

Tertia przerywa znów mą powieść

Raz – ach, nie więcej – na minutę.

Ale milczenie wnet przeważa

W światach fantazji snami ludnych –

Dziecko jak we śnie się przemyka

Pośród nieznanych zwidzeń cudnych –

Gawędzi z zwierzem albo ptakiem

Pół wierząc w prawdę rzeczy złudnych.

A kiedy baśń omdlewa czasem

I gasną barwy zjaw bajecznych –

Pragnie fantazja osłabiona

Do źródeł wrócić swych słonecznych.

„Ciąg dalszy później!” – „Już jest później!”

Słyszysz dźwięk głosów trzech serdecznych.

Powoli tak o ziemi cudów

Urosła bajka czarująca –

Młot – rzekłbyś – kuł ją krok za krokiem,

Aż ci dobiegła wreszcie końca.

Do domu płyńmy, drogie dzieci,

Bo już jest bliski zachód słońca.

Alicjo, przyjm tę baśń dziecinną –

I złóż rączkami ją miękkimi

Tam, gdzie się sny dziecięce wiją

Pamiątek wstęgi tajemnymi,

Jako pielgrzyma zeschły wieniec

W dalekiej gdzieś zerwany ziemi.

NORA KRÓLICZA

Dzień jest upalny. Na ławce obok siostry, z lekka oparta o jej ramię, siedzi Alicja. Myśli, czym by się zająć, lecz oczki jej się kleją, morzy ją sen. Po chwili zagląda do książki, czytanej przez siostrę. Nic w niej jednak nie znajduje zabawnego – ani jednego obrazka, ani jednej wesołej rozmowy. Zniechęcona przymyka oczy i mruczy do siebie:

– Na co komu mogą przydać się takie nudne książki.

Nagle przychodzi jej na myśl, że z przyjemnością uplotłaby piękny wianuszek ze stokrotek, gdyby je miała pod ręką, ale kwiatki rosną na łące. Trzeba iść po nie, schylać się wiele razy, aby ich nazrywać. Nie... to praca zbyt męcząca. Więc...

Wtem spoza ławki, ocierając się prawie o sukienkę dziewczynki, wybiegł Biały Królik z czerwonymi oczkami. Ubrany był w piękną kolorową kamizelkę i dokądś spieszył.

Alicja nie zwróciła na zwierzątko najmniejszej uwagi, tak jakby nie widziała kamizelki i nie słyszała słów Królika, wyszeptanych cichym, zdyszanym głosem:

– Księżno, Księżno!... Co stanie się ze mną, gdy się spóźnię?

Po chwili Królik zatrzymał się, wyjął z kieszonki zegarek, spojrzał na tarczę i popędził co tchu.

Dziewczynka drgnęła. Dopiero w tej chwili zrozumiała, że dzieje się coś nadzwyczajnego. Wszak nigdy dotąd nie spotkała tak przystrojonego Królika, posiadającego zegarek. Podskoczyła i w szalonym biegu popędziła za nim.

Spieszy, goni – na próżno. Biały Królik dopadł żywopłotu i zniknął wśród wysokiej trawy. Po chwili Alicja znalazła się tuż nad ciemnym otworem. Nie namyślając się, wpadła weń. Było to wejście do wąskiego, długiego korytarza. W dali biegł Biały Królik.

Chce go dogonić, pędzi więc co tchu. Nagle korytarz się skończył i przed dziewczynką rozwarła się ciemna przepaść. Nie zdążyła utrzymać równowagi i oto z nadzwyczajną szybkością poczęła spadać. Spojrzała w dół. Mrok. Ogarnął ją lęk, czy za chwilę nie przytrafi się jej jakie nieszczęście.

Na razie nic złego się nie stało. Dziewczynka nabiera otuchy i coraz spokojniej przygląda się wszystkiemu, co ją otacza. Zauważyła wkrótce, że ściany studni, którą spada, nie są puste. Wisiały na nich mapy i różnokolorowe obrazki. Przymocowane gwoździami szafki były pełne książek. Na półkach umieszczono różne naczynia i drobiazgi.

Na jednej z półek stał duży, gliniany dzban z napisem: „Pomarańczowa marmolada”. Zachciało jej się jeść, więc schwyciła naczynie. Niestety – było puste. Rozgniewana Alicja chciała je cisnąć do studni. Powstrzymała się jednak, gdyż przyszło jej na myśl, że musi być jakieś dno. Na tym dnie może być jakieś stworzenie i rzucony dzban może je okaleczyć.

Spadając, wstawiła dzban do jednej z szafek.

Podróż podziemna trwa. Alicja mija szczęśliwie wszelkie przeszkody i zaczyna zachwycać się swoją zręcznością.

– Świetnie się wprawię! – woła pełna radości. – Bez najmniejszego guza będę zlatywała z najwyższych schodów... będę gimnastyczką. Tatuś, mamusia będą mnie podziwiać, chłopcy zżółkną z zazdrości!

W tej chwili przypomniała sobie różne uwagi starszych, ich przestrogi i surowe nagany. Ochłonęła z zachwytu.

– Nic im nie powiem – postanowiła. – Gdybym nawet miała spaść z dachu, słówka nikomu nie pisnę.

Kto znał Alicję, wiedział dobrze, że i taki wypadek mógł się zdarzyć.

Dziewczynka niczym nie może się zająć. Spadanie nie pozwala na to. Mogłaby się nudzić, ale na szczęście lubi rozmyślać. Myśli głośno:

– Ciekawe, ile to już mil przeleciałam. Zapewne bardzo dużo. Chyba ze cztery tysiące... i to kwadratowych. Środek Ziemi pewnie już niedaleko... Tylko jaka może być długość i szerokość tego wszystkiego?

Nie miała najmniejszego pojęcia, co to jest długość geograficzna lub też szerokość, lecz lubiła używać wyszukanych wyrazów. Miała ich spory zapas dzięki książkom, przysłuchiwaniu się rozmowom starszych, oraz temu, iż chętnie siadywała w pobliżu podczas lekcji rodzeństwa.

Z jakąż przyjemnością Alicja chwali się zwykle swymi wiadomościami, jakżeż pragnie być podziwiana. Chętnie też gawędzi z każdym, kto chociaż chwilkę jej poświęci. Teraz, niestety, nie ma koło siebie nikogo. W ostateczności więc rozmawia sama ze sobą.

Po chwili milczenia mruczy:

– Ciekawe, czy trafię do środka Ziemi? Może to jest boczna droga? W każdym razie wypadnę z drugiej strony i trafię pomiędzy ludzi chodzących do góry nogami... „antypatyków”, zdaje się.

Tu Alicja się stropiła i ucieszyła bardzo, że nikt jej nie słyszy. Była pewna, że użyła niewłaściwego wyrazu.

– Ciekawe tylko, dokąd trafię. Trzeba się będzie dowiedzieć... Podejdę do pierwszej spotkanej pani i zapytam: „Przepraszam, proszę mi powiedzieć, czy to Australia, czy też Nowa Zelandia!”

Dziewczynka chciałaby się przy tym pięknie ukłonić, tymczasem wszystko w niej leci w szalonym pędzie, ręka, noga... nic utrzymać nie może... Nie ma co myśleć o dygnięciu. Niezgrabność ta trochę ją zawstydza.

– Ciekawam, czyby kto inny to potrafił! – woła i przestaje się martwić. – Więc dowiem się, dokąd wypadnę z tej dziury – rozmyśla głośno w dalszym ciągu. – Czy jednak dobrze zrobię, że będę pytać... może mnie wezmą za nieuka... poszukam lepiej napisów, na pewno będą.

Podróż ciągle trwa. Alicja spada niżej i niżej. Milczenie wkrótce ją nuży i znów wraca do głośnego rozmyślania.

– Co też moja kicia kochana porabia? Na pewno tęskni za mną. Dina najdroższa!... Któż jej mleka na spodek naleje? Będzie mnie szukała. Gdybyż była tu ze mną... Mleka jej dać nie mogę... Myszy nie widzę... Może by umarła z głodu? Muszą tu być jednak nietoperze. Mogłabyś, Dino, złapać sobie jednego. Tylko... tylko czy koty jedzą nietoperze?

Alicja jest śpiąca, ruch ją kołysze i coraz więcej oszołamia, odbiera jej przytomność. Zupełnie bezwiednie powtarza raz po raz pytanie: „Czy koty jedzą nietoperze? Czy koty jedzą nietoperze?” Czasami znów: „Czy nietoperze jedzą koty?”

Nikogo obok niej nie ma. Nikt jej na pytanie nie odpowie. Czyż nie wszystko jedno, o co pyta?

Oczęta dziewczynki coraz bardziej się kleją, prawie usypia i zdaje jej się w półśnie, że spaceruje pod rękę z Diną i pyta ją z powagą: „Powiedz mi, Dino, szczerą prawdę, czyś nigdy nie jadła nietoperza?”

Nagle coś się stało. Alicja się budzi, przeciera oczy... Widzi pod sobą kupę chrustu i zeschłych liści. Spogląda w górę... Ciemno... Patrzy przed siebie... Znów wąski korytarz, a w dali biegnie Biały Królik. Zrozumiała, że nie ma ani chwili do stracenia.

Zerwała się. Pędzi co sił... słyszy jeszcze, jak Biały Królik szepce:

– Nieszczęsna moja dola, czyż zdążę się przyodziać?

Wtem niknie za załomem ściany... Za chwilę oślepiający blask zmusza Alicję do przymknięcia powiek. Gdy otworzyła oczy, Królika już nie było widać. Przed nią wąski, długi przedsionek. Szereg lamp pali się u stropu, po bokach mnóstwo drzwi. Chce otworzyć którekolwiek z nich. Daremnie... Wszystkie są zamknięte na klucz.

– Czyż ja się kiedy stąd wydostanę? – woła w rozpaczy.

Nagle, prawie tuż przed sobą, widzi stół z grubego szkła na trzech nogach. Na stole leży mały złoty kluczyk. Bierze go, podchodzi do wszystkich drzwi, próbuje je otworzyć. Na próżno. Kluczyk za mały, a może zamki zbyt duże.

Spogląda raz jeszcze uważnie dokoła i wzrok jej zatrzymuje się na niziutko zawieszonej kotarze. Podbiega, odchyla ją i znajduje drzwiczki maleńkie, około piętnastu cali wysokie. Wkłada klucz do zamka, przekręca, drzwiczki się otwierają. Wiodą one do korytarzyka nie większego niż mysia norka.

Alicja uklękła, spojrzała i zobaczyła mały skrawek prześlicznego ogrodu. Barwne kwiaty rosły na kwietnikach, wodotryski szemrały, dając przyjemny chłód. Wzdłuż pięknych alei rosły rozłożyste drzewa... To wszystko zachwyciło dziewczynkę i za wszelką cenę postanowiła dostać się do ogrodu. Na razie było to niemożliwe. Głowa jej nie mieściła się w odrzwia.

– Gdybym nawet głowę przesunęła, cóż bym zrobiła z ramionami? – woła zniechęcona. – Dlaczegóż człowiek nie może skręcać się i rozkręcać tak jak luneta? Dlaczego nie mogę stać się teraz mała, później znów duża, gdybym zechciała? Może bym mogła, tylko nie znam sposobu. Nie wiem, jak zacząć.

Ale przeżyła tego dnia tyle nadzwyczajności, że nie przypuszczała, aby na świecie były rzeczy niemożliwe. Wszystko jest możliwe, tylko należy wiedzieć o sposobach.

Zrozumiała wreszcie, że klęczy na próżno. Wstała i zaczęła szukać naokoło czegoś, co by jej pomogło się zmniejszyć. Wróciła do stołu, aby zobaczyć, czy nie leży na nim inny klucz lub też podręcznik wykładający zasady skręcania i rozkręcania.

I rzeczywiście, na stole znalazła małą buteleczkę. Nie było jej przedtem, tego była pewna. Na buteleczce umieszczony był napis, wykaligrafowany dużymi, wyraźnymi literami: Wypij mnie.

„Wypij mnie” – napisać łatwo, spełnić polecenie trudniej. Alicja jest rozważna i nie chce nic czynić bez namysłu. Doskonale przypomina sobie w tej chwili wszystkie bajeczki o niegrzecznych, nieposłusznych dzieciach i o karach, jakie na nie spadły za popełnione przewinienia.

Zdaje jej się, że słyszy wyraźnie: „Nie chwytaj ognia, bo się sparzysz”. „Nie baw się nożem, bo się skaleczysz”. „Nie zbliżaj się do stawu, gdyż wpadniesz do wody” itd., itd. W pamięci pojawiają jej się przestrogi, a między nimi ta jedna, na razie najważniejsza: „Nie pij z buteleczek, na których jest napis trucizna, bo zachorujesz, możesz nawet umrzeć”.

– Zachorować, kiedy mamy nie ma! Za nic! – woła Alicja i pilnie przygląda się buteleczce, czy nie znajdzie na niej ostrzeżenia? Nie było go.

Uspokojona spróbowała napoju. Był dobry. Ileż to on smacznych rzeczy przypominał: tort wiśniowy, krem waniliowy, pieczonego indyka, doskonałe jabłka... Jednym haustem wypiła resztę.

* * *

– Ależ ja się skręcam – woła Alicja – naprawdę się skręcam, zupełnie jak luneta!

Miała rację. Kurczyła się, zwężała. Bardzo prędko zmniejszyła się do dziesięciu cali wysokości. Strach ją ogarnął na samą myśl o tym, że w dalszym ciągu może się jeszcze zmniejszać.

„A jeżeli stanie się ze mną to samo, co ze świecą? – rozważa. – Pali się, pali, jest coraz krótsza, wreszcie nie ma jej wcale... Powinien zostać płomień... Co też dzieje się z płomieniem, gdy świeca się wypali?” – pyta się w myśli dziewczynka, lecz odpowiedzi na to w swej główce nie znajduje. Wypalonego płomienia nigdy nie widziała.

– Głupi przykład wybrałaś! – zawołała wreszcie i zwróciła baczniejszą uwagę na siebie.

Zauważyła też, że już się nie zmniejsza. Lęk ustąpił, a na jego miejsce zjawiła się radość. Teraz nic już nie stoi na przeszkodzie, aby się mogła dostać do zaczarowanego ogrodu! Nagle przypomniała sobie, że drzwiczki zamknęła, kluczyk zaś pozostawiła na stole. Podbiega, chce go schwycić. Niestety, zapomniała o tym, że stała się taka maleńka. Kluczyk leży wysoko, widzi go doskonale, lecz dostać się do niego nie może. Próbuje wdrapać się po nodze stołowej. Ale to się nie udaje. Za każdym razem ześlizguje się po gładkim szkle. Zmęczyła się, rozżaliła, siadła na podłodze i zaczęła płakać.

– Czy nie dosyć tego mazgajstwa?! – karci się po chwili surowo. – Łzy nic nie pomogą.

Alicja daje sobie doskonałą radę. Nieraz już to czyniła w swym życiu, bardzo lubiła zawsze wygłaszać mądre przestrogi. Co prawda, nigdy się do nich nie stosowała. Szczególnie nie lubiła w sobie wszystkiego, co nieszlachetne. Wtedy karciła się surowo. Był nawet taki wypadek w jej życiu, że sama siebie wytargała za ucho za oszukaństwa podczas gry w krokieta. Mogło ją tłumaczyć tylko to, że nikt nie był pokrzywdzony. Grała wtedy sama ze sobą. Lecz Alicja w każdym przypadku pilnie przestrzegała zasad uczciwości.

Bywało czasami i tak, że występowała w dwu osobach, które nie zawsze żyły ze sobą w zgodzie, przeciwnie: kłóciły się ze sobą bardzo, dokuczały sobie w gniewie... Dobre to było przy grze lub podczas zabawy. Lecz teraz?...

– Tu już muszę być zawsze tylko jedna – zdecydowała dziewczynka – tu powinnam zawsze być rozsądna, dwie na pewno by coś zbroiły.

Płacząca Alicja na razie przycicha, a ta druga, rozsądna, chwilami nawet zaradna, zaczyna myśleć nad tym, czyby nie można znaleźć jakiegoś środka na wyratowanie się z biedy, spogląda naokoło i szuka czegoś, co by jej pomogło dostać się do kluczyka.

Nagle dostrzega pod stołem małe, szklane pudełeczko, a w nim ciastko. Na przysmaku pomarańczową marmoladą wypisane są słowa: Zjedz mnie.

– Zjem je – decyduje się prędko Alicja. – Jeżeli się powiększę, łatwo mi będzie dostać się do kluczyka. A jeżeli jeszcze się zmniejszę, to może uda mi się prześliznąć pode drzwiami i w każdym razie znajdę się w ogrodzie. Reszta nic mnie nie obchodzi.

Ugryzła kawałek ciastka. Wtem ogarnął ją lęk, czy czasami nie stanie jej się coś złego. Przestała jeść, położyła sobie rękę na głowie i pilnie uważa na to, co się z nią dzieje. Nic nie zauważyła.

– Najzwyczajniejsze ciastko! – woła zawiedziona.

Pod ziemią przywykła już do raptownych zmian i nudne zdawało jej się to wszystko, co przypominało codzienne życie. Nie namyślając się dłużej, zjadła całe ciastko.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki