Tajemniczy ogród - Frances Hodgson Burnett - ebook

Tajemniczy ogród ebook

Frances Hodgson Burnett

4,3

Opis

Mała Mary Lennox po śmierci rodziców przybywa z Indii do posiadłości swojego wuja. Okazuje się, że dom jest bardzo ponury i tajemniczy - są tam zamknięte pokoje, w nocy słychać dziwne krzyki. Czy Mary odkryje sekret? Co znajdzie za ukrytą furtką? Piękna opowieść dla czytelników w każdym wieku.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 359

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (218 ocen)
128
47
28
2
13
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AgnieszkaOst

Całkiem niezła

jest okej
00
Agnie52ka

Dobrze spędzony czas

Nawet ok . - NAWET
00
agusica69

Nie oderwiesz się od lektury

Klasyka. Trzeba przeczytać.
00
IzaMark30

Nie oderwiesz się od lektury

ok
00
MC_Czaja-2022

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbią i moge ją czytać raz na miesiąc. Super, że to lektura🥰
00

Popularność




Tytuł oryginału:The Secret Garden
Projekt okładki:Artur Lobus
Ilustracje:Andrzej Mitura
Redakcja:Joanna Rodziewicz
LEKTURA DLA KLASY VI SZKOŁY PODSTAWOWEJ I DLA GIMNAZJUM
© Copyright by Siedmioróg
ISBN 978-83-7791-547-9
Wydawnictwo Siedmioróg ul. Krakowska 90, 50-427 Wrocław
Księgarnia wysyłkowa Wydawnictwa Siedmioróg:www.siedmiorog.pl
Wrocław 2016
Konwersja: eLitera s.c.

Rozdział I

NIE MA JUŻ NIKOGO

Kiedy Mary Lennox wysłano do Dworu Misselthwaite, aby zamieszkała ze swym wujem, wszyscy mówili, że wśród znanych dzieci jest ona najbrzydszą i najbardziej niesympatyczną dziewczynką. I była to prawda. Mary miała drobną, szczupłą twarzyczkę, zawsze naburmuszoną, i jasne, cienkie włosy o żółtawym odcieniu. Jej twarz była również żółta, ponieważ dziewczynka urodziła się w Indiach i często coś jej dolegało. Ojciec Mary pełnił ważne funkcje w angielskich władzach, był zawsze zajęty i bardzo często chorował, a jej matkę – wielką piękność – obchodziły jedynie przyjęcia, zabawy oraz różne rozrywki w towarzystwie wesołych ludzi. Wcale nie chciała mieć małej córeczki i kiedy Mary się urodziła, oddano ją pod opiekę ajah – hinduskiej niańki, której wytłumaczono, że jeśli chce przypodobać się pani domu – memsahib – to musi trzymać dziecko jak najdalej od niej. Tak więc trzymano dziewczynkę z dala od matki, kiedy była chorowitym, rozkapryszonym i brzydkim niemowlęciem, trzymano ją z dala, kiedy stała się małym, chorowitym dzieckiem, toczącym się niepewnie na nóżkach. Mary nie pamiętała, aby kiedykolwiek zbliżył się do niej ktoś inny poza ciemnoskórą niańką i hinduskimi służącymi. Służba, zawsze posłuszna, ustępowała jej we wszystkim, obawiając się gniewu pani domu, gdyby płacz dziecka zakłócił spokój. Tym sposobem, kiedy Mary miała sześć lat, była najbardziej despotycznym i samolubnym stworzeniem, jakie widział świat. Młoda angielska guwernantka chciała nauczyć Mary czytać i pisać, ale po trzech miesiącach musiała zrezygnować z posady, a inne guwernantki, jej następczynie, rezygnowały po jeszcze krótszym czasie. Tak więc, gdyby Mary sama nie uznała, że chce nauczyć się czytać książki, nigdy nie poznałaby liter.

Pewnego straszliwie upalnego ranka – miała wtedy około dziewięciu lat – obudziła się bardzo rozzłoszczona, a wpadła w jeszcze większą złość ujrzawszy, że służąca stojąca przy łóżku nie jest jej niańką.

– Dlaczego przyszłaś? – powiedziała do obcej kobiety. – Nie pozwalam ci tu zostać. Przyślij tu moją ajah.

Kobieta wydawała się wystraszona, wyjąkała tylko, że ajah nie może przyjść, a kiedy Mary, wpadłszy w furię, zaczęła ją bić i kopać, wystraszyła się jeszcze bardziej i powtarzała, że ajah nie może przyjść do panienki sahib.

Tego ranka w powietrzu wisiało coś tajemniczego. Wszystko toczyło się inaczej niż co dnia i chyba brakowało kilkorga z hinduskiej służby, ci zaś, których Mary udało się dostrzec, przemykali chyłkiem z poszarzałymi i przerażonymi twarzami. Nikt jednak nie chciał z nią rozmawiać. W miarę jak mijały godziny ranka, coraz mniej zwracano na nią uwagę i w końcu zostawiono dziewczynkę samą sobie. Wyszła do ogrodu i zaczęła się bawić pod drzewem w pobliżu werandy. Udawała, że robi grządkę kwiatową i wtykała duże szkarłatne kwiaty róży chińskiej w małe kopczyki ziemi. Przez cały ten czas narastała w niej złość i mruczała pod nosem przekleństwa, jakimi obrzuci nianię po jej powrocie:

– Świnia! Świnia! Córka świń! – mówiła, ponieważ nazwanie Hindusa świnią było największą ze wszystkich obelg.

Mary zgrzytała zębami i powtarzała to w kółko, kiedy usłyszała, że jej matka wychodzi z kimś na werandę. Była w towarzystwie młodego mężczyzny o jasnych włosach, rozmawiali z sobą dziwnie ściszonymi głosami. Mary znała tego człowieka o jasnych włosach, wyglądającego jak chłopiec. Słyszała, że jest bardzo młodym oficerem, dopiero co przybyłym z Anglii. Dziewczynka patrzyła na niego, ale przede wszystkim przyglądała się matce. Zawsze to robiła, kiedy tylko miała okazję ją widzieć, ponieważ memsahib – Mary tak nazywała matkę – była wysoka, smukła i bardzo ładna i zawsze tak pięknie ubrana. Miała faliste, kręcone włosy przypominające jedwab, mały, delikatny i dumny nosek, a jej duże oczy śmiały się do świata. Wszystkie stroje matki były cienkie i powiewne i Mary powiadała, że są „pełne koronek”. Tego ranka wyglądały tak, jakby miały więcej koronek niż kiedykolwiek, ale oczy memsahib wcale się nie śmiały. Wielkie i przerażone, wznosiły się błagalnie ku twarzy młodego oficera.

– Czy jest aż tak źle? Och, czy to prawda? – pytała.

– Fatalnie – odpowiedział młody człowiek drżącym głosem. – Fatalnie, pani Lennox. Już dwa tygodnie temu powinna była pani udać się na płaskowyż.

Memsahib załamała ręce.

– Och, wiem, powinnam była wyjechać! – zawołała. – Zostałam tylko dlatego, aby wziąć udział w tym bzdurnym uroczystym obiedzie i przyjęciu. Och, jaka byłam głupia i szalona!

W tej samej chwili z pomieszczeń dla służby dobiegło tak głośne zawodzenie, że młoda kobieta kurczowo chwyciła oficera za ramię, a Mary zaczęła drżeć od stóp do głów. Zawodzenie stawało się coraz gwałtowniejsze, nie do wytrzymania.

– Co to takiego? Co to takiego? – krzyknęła pani Lennox.

– Ktoś właśnie umarł – odpowiedział młodziutki oficer. – Nie powiedziała pani, że zaraza wybuchła wśród służby.

– Och, nie wiedziałam! Niech pan ze mną idzie! Niech pan idzie ze mną! – zawołała i wbiegła do domu.

*

Potem działy się przerażające rzeczy, wyjaśniła się tajemnica tamtego poranka: wybuchła cholera w najbardziej zabójczej postaci i ludzie marli jak muchy. Ajah zapadła na cholerę w nocy, a zmarła rano. Właśnie dlatego służba tak przeraźliwie zawodziła. Trzy inne osoby zmarły przed nadejściem następnego poranka, a pozostali służący uciekli, śmiertelnie przerażeni. Panika szalała wszędzie, a ludzie umierali jeden po drugim.

Mary skryła się w dziecinnym pokoju w zamieszaniu i zamęcie drugiego dnia panowania zarazy i wszyscy o niej zapomnieli. Nikt nie myślał o dziewczynce, nikomu nie była potrzebna, a ona nic nie wiedziała o dziwnych rzeczach, które się wydarzyły w domu. W ciągu tych godzin Mary płakała i spała na przemian. Wiedziała tylko tyle, że ludzie są chorzy, i docierały do niej tajemnicze odgłosy budzące lęk. Raz weszła chyłkiem do jadalni, która była pusta, choć na stole stało jeszcze jedzenie, a krzesła i talerze wyglądały tak, jak gdyby odepchnięto je gwałtownie, a obiadujący poderwali się w pośpiechu. Dziewczynka zjadła trochę owoców i herbatników, a ponieważ chciało jej się pić, wychyliła prawie pełną szklankę wina. Wino miało słodki smak, a Mary nie wiedziała, że jest bardzo mocne. Po krótkiej chwili poczuła się senna, więc wróciła do pokoju dziecinnego i znów się tam zamknęła, wystraszona krzykami dochodzącymi zewsząd i tupotem pospiesznie biegnących ludzi. Pod wpływem wina ogarnęła ją taka sennność, że ledwie mogła wytrzymać z otwartymi oczyma. Położyła się więc na łóżku i natychmiast zasnęła.

W tym czasie wydarzyło się wiele rzeczy, ale płacz, zawodzenia oraz odgłosy wnoszenia i wynoszenia rzeczy z domu nie obudziły dziewczynki.

Kiedy się wreszcie obudziła, leżała nieruchomo patrząc na przeciwległą ścianę. W domu panowała zupełna cisza. Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek było w nim tak cicho. Nie słyszała ani głosów, ani kroków i zastanawiała się, czy wszyscy już wyzdrowieli i zaraza minęła, zastanawiała się, kto teraz będzie się nią opiekował. Nie płakała z powodu śmierci niańki. Przyjdzie nowa ajah, która może zna jakieś nowe opowieści. Stare historyjki już trochę Mary znudziły. Nie była dzieckiem czułym i serdecznym i tak naprawdę nikt nigdy jej nie obchodził. Cały ten zgiełk, bieganie dookoła i zawodzenie z powodu cholery przestraszyły ją i była zła, ponieważ myślała, że wszyscy o niej zapomnieli. Wpadli w taką panikę, że nie pamiętali o małej, nielubianej dziewczynce. Z pewnością jednak zaraza już minęła i ktoś sobie o niej przypomni i przyjdzie, żeby zobaczyć, co się z nią dzieje.

Ale nikt nie przyszedł i gdy tak leżała czekając, miała wrażenie, że w domu robi się coraz ciszej i ciszej. Usłyszała jakiś szelest na macie podłogi i kiedy spojrzała w dół, zobaczyła sunącego ostrożnie małego węża, który obserwował ją oczkami jak małe klejnoty. Nie wystraszyła się, ponieważ było to nieszkodliwe, małe stworzenie, które nie zrobiłoby jej krzywdy; mały wąż starał się jak najśpieszniej opuścić pokój. Gdy go tak obserwowała, prześliznął się pod drzwiami i zniknął.

– Jak tu dziwnie i cicho – powiedziała głośno. – Wydaje się, jakby w domu nie było nikogo, tylko ja i ten wąż.

Niemal w następnej minucie usłyszała kroki na podwórzu, a potem na werandzie. Były to kroki mężczyzn; weszli oni do bungalowu rozmawiając ze sobą przyciszonymi głosami. Nikt nie wyszedł im na spotkanie i nie przywitał ich, otwierali, jak się zdaje, po kolei wszystkie drzwi i zaglądali do pokojów.

– Cóż za straszna pustka, jakie spustoszenie! – usłyszała głos. – Taka śliczna, śliczna kobieta! Przypuszczam, że dziecko także, bo było jakieś dziecko, chociaż nikt nigdy go nie widział.

Kiedy parę minut później otworzyli drzwi pokoju dziecinnego, Mary stała na środku. Było to brzydkie, rozzłoszczone stworzenie, z buzią wykrzywioną z gniewu. Mary czuła się haniebnie zaniedbana, opuszczona i głodna. Pierwszym mężczyzną, który wszedł do środka, był duży, tęgi oficer, którego kiedyś widziała rozmawiającego z jej ojcem. Wyglądał na zmęczonego i stroskanego, ale kiedy ją zobaczył, tak się przestraszył, że niemal odskoczył do tyłu.

– Barney! – wykrzyknął. – Tu jest dziecko! Samotne dziecko! W takim miejscu! Boże, zmiłuj się! Kim ono jest?

– Jestem Mary Lennox – powiedziała mała dziewczynka, prostując się sztywno. Uznała, że nazwanie jej domu „takim miejscem” było bardzo niegrzeczne ze strony tego człowieka. – Zasnęłam, kiedy wszyscy chorowali na cholerę, i dopiero co się obudziłam. Dlaczego nikt nie przychodzi?

– To jest to dziecko, którego nikt nigdy nie widział! – wykrzyknął mężczyzna zwracając się do swych towarzyszy. – Naprawdę o niej zapomniano!

– Dlaczego o mnie zapomniano? – spytała Mary tupiąc nogą. – Dlaczego nikt nie przychodzi?

Młody człowiek o nazwisku Barney spojrzał na nią z wielkim smutkiem. Mary nawet się zdawało, że dostrzega, jak mruga oczami, jak gdyby chciał strząsnąć łzy z powiek.

– Biedne dziecko! – powiedział. – Nie ma już nikogo, kto by mógł przyjść.

W taki to dziwny i nieoczekiwany sposób Mary dowiedziała się, że nie ma już matki ani ojca; że oboje umarli, a ich ciała wyniesiono nocą, i że ci nieliczni służący hinduscy, których zaraza ominęła, opuścili dom tak szybko, jak tylko zdołali, i żaden z nich nawet nie pomyślał, że była tu jakaś panienka sahib. To dlatego w domu panowała taka cisza. Naprawdę w całym domu nie było nikogo prócz Mary i sunącego z szelestem małego węża.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki