W Jego ranach jest nasze zdrowie – Kazania Pasyjne 2020 - Ks. Teodor Szarwark - ebook

W Jego ranach jest nasze zdrowie – Kazania Pasyjne 2020 ebook

ks. Teodor Szarwark

5,0

Opis

Autor zbioru, Ks. Teodor Szarwark, patrzy na mękę Chrystusa przez pryzmat Czwartej pieśni o Słudze Pańskim z Księgi Izajasza. Rozważając poszczególne jej fragmenty, zwraca szczególną uwagę na cierpienie Zbawiciela i Jego rany, w których dostrzega lekarstwo na rozmaite trapiące człowieka choroby duszy. Zachęca do tego, by z ufnością czerpać łaski, zbliżając się do krzyża, na którym zawisło zbawienie świata – Bóg-Człowiek „przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy” (zob. Iz 53,5).

Uzupełnieniem kazań pasyjnych jest zamieszczona na końcu propozycja rozważań stacji drogi krzyżowej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 59

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Ks. Teodor Szarwark

 

 

 

W JEGO RANACH JEST NASZE ZDROWIE

 

kazania pasyjne

 

 

 

 

 

 

 

Tarnów 2020

 

© by Wydawnictwo BIBLOS, Tarnów 2020

 

 

ISBN 978-83-7793-700-6

 

 

Nihil obstat

Tarnów, dnia 24.01.2020 r.

ks. dr hab. Bogdan Węgrzyn, prof. PWSZ

 

Imprimatur

OW-2.2/6/20, Tarnów, dnia 27.01.2020 r.

Wikariusz generalny

† Stanisław Salaterski

 

 

 

Projekt okładki:

Mateusz Kowal

 

 

 

 

Druk:

Poligrafia Wydawnictwa BIBLOS

 

Wydawnictwo Diecezji Tarnowskiej

 

pl. Katedralny 6, 33-100 Tarnów

tel. 14-621-27-77

fax 14-622-40-40

e-mail: [email protected]

http://www.biblos.pl

 

Wstęp

Bracia i siostry, spróbujmy na chwilę przynajmniej oderwać myśli od naszych codziennych spraw i sercem zwrócić się ku Temu, który „do końca nas umiłował” (zob. J 13,1) i z tej wielkiej miłości pozwolił przybić siebie do krzyża.

Jezus Chrystus wydał samego siebie na ofiarę przebłagalną za nasze grzechy: obarczył się naszym cierpieniem i dźwigał nasze boleści (zob. Iz 53,4), abyśmy mogli cieszyć się życiem w obfitości (zob. J 10,10). „W Jego ranach – jak czytamy w Księdze Izajasza – jest nasze zdrowie” (Iz 53,5). Nie zapominajmy o tym, gdy trapią nas rozmaite duchowe choroby.

Uciekajmy się jak najczęściej do Jezusa – przebitego za nasze grzechy, zdruzgotanego za nasze winy – byśmy z Jego świętych ran czerpali łaskę po łasce (zob. J 1,16).

 

1. „Postać Jego była niepodobna do ludzi”

„Jak wielu osłupiało na Jego widok – tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd i postać Jego była niepodobna do ludzi – tak mnogie narody się zdumieją, królowie zamkną przed Nim usta, bo ujrzą coś, czego im nigdy nie opowiadano, i pojmą coś niesłychanego. […] Nie miał On wdzięku ani też blasku, aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał” (Iz 52,14-15; 53,2b).

 

Bracia i siostry, słuchając tego krótkiego fragmentu Czwartej pieśni o Słudze Pańskim z Księgi Izajasza, dziwimy się temu, jak wiele szczegółów męki Zbawiciela opisał ten wielki prorok żyjący setki lat przed Jego narodzeniem. Widok cierpiącego Jezusa rzeczywiście wprawia nas w osłupienie.

Chrystus, prawdziwy Bóg, Święty Izraela (zob. Iz 1,4), stoi przed namiestnikiem pogańskiego Rzymu, który za chwilę ma skazać Go na okrutną śmierć na krzyżu. Stoi cały poraniony, w przykrótkim szkarłatnym płaszczu, trzymając w ręku trzcinę zamiast królewskiego berła. Zamiast korony Jego głowę oplata wieniec z cierni sprawiający Mu dotkliwy ból. Jego ciało to jedna wielka rana. Wszyscy Jego przeciwnicy już wydali na Niego wyrok potępiający. Arcykapłani i uczeni w Piśmie, którzy nie potrafili rozpoznać w Nim Mesjasza, Syna Bożego, uznali Go za bluźniercę i potraktowali z największą pogardą, na jaką w ich opinii zasłużył: „Zaczęli pluć Mu w twarz i bić Go pięściami, a inni policzkowali Go i szydzili: «Prorokuj nam, Mesjaszu, kto Cię uderzył?»” (Mt 26,67-68). Również i Herod, do którego Piłat wcześniej odesłał Jezusa, nie dostrzegł w Nim tego, kim był w rzeczywistości – „Króla królów” i „Pana nad panami” (zob. Ap 17,14) – dlatego odrzucił Go i wzgardził Nim. Na pośmiewisko kazał ubrać Go w lśniący płaszcz i wyszydzonego odprowadzić z powrotem do namiestnika (zob. Łk 23,11-12).

I oto Piłat, zanim w teatralnym geście obmyje swoje ręce, ogłaszając niesprawiedliwy wyrok, raz jeszcze pragnie ukazać wyszydzonego i poniżonego Chrystusa zgromadzonym na placu tłumom. „Jezus więc wyszedł na zewnątrz, w koronie cierniowej i płaszczu purpurowym. Piłat rzekł do nich: «Oto Człowiek»” (J 19,5). Jakże bardzo zmienił się Jego wygląd! Oczy Jego były zapadnięte po nieprzespanej i pełnej udręk nocy. Twarz – cała zapuchnięta od uderzeń, których Mu nie szczędzono – pokryta była plwocinami i sączącymi się po niej strużkami potu i krwi. Włosy i broda – potargane. Spierzchnięte i zsiniałe usta drżały z powodu gorączki. „Tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd i postać Jego była niepodobna do ludzi” (Iz 52,14).

Ogromne cierpienie i poniżenie pokornego Sługi Pańskiego nie wzbudza jednak litości tłumów, które w Jezusie nie potrafią rozpoznać nawet człowieka – tej korony boskiego dzieła stworzenia obdarzonej niezbywalną godnością. Dla nich jest On tylko niewygodnym przeciwnikiem, wyrzutem sumienia – Tym, który „sprzeciwia się ich sprawom, zarzuca im łamanie Prawa i wypomina błędy obyczajów” (zob. Mdr 2,12); który nazywa ich pobielanymi grobami i obłudnikami (zob. Mt 23,27). Nikim więcej! W odpowiedzi wzmaga się więc krzyk: „Precz! Precz! Ukrzyżuj Go! Poza cezarem nie mamy króla!”.

Mimo tego poniżenia Chrystus poddany niesprawiedliwemu ludzkiemu osądowi ukazuje się nam w pełni swojego człowieczeństwa i zarazem bóstwa, pełen godności i chwały, którą „miał u Ojca pierwej, zanim świat powstał” (J 17,5). Z niepojętymi dla nas insygniami władzy królewskiej – jako Król, który nie pochodzi z tego świata (zob. J 18,36) – odziany w przesiąknięte własną krwią szaty, będące w istocie Jego arcykapłańskim strojem, przyjmuje napawające nas grozą słowa niesprawiedliwego wyroku: „Pójdziesz na krzyż” i wyrusza w procesji do ołtarza, na którym sam złoży Ojcu najdoskonalszą ofiarę z siebie samego.

Bracia i siostry, spójrzmy na Niego, gdy opuszcza pałac Piłata i bierze na swoje ramiona ciężką belkę krzyża. Nie tak dawno jeszcze, gdy uroczyście przekraczał bramy świętego miasta Jeruzalem, jadąc na oślęciu, ogromny tłum słał przed Nim swe płaszcze, a inni obcinali gałązki z drzew i ścielili je na Jego drodze (zob. Mt 21,8). Dziś tak trudno rozpoznać w Nim „tamtego” Jezusa. Jego widok budzi wręcz odrazę! Przechodnie, a zwłaszcza małe dzieci, widząc Jego sponiewieraną postać, zaczynają głośno płakać i kryją swe wystraszone twarze w ramionach matek. On jednak idzie dalej w milczeniu.

Obok Niego idą także dwaj przestępcy, tak samo jak On prowadzeni na szczyt Golgoty. Jeden z nich ze smutkiem wpatruje się w Jezusa, który coraz bardziej odczuwa dokuczliwy ciężar krzyża i raz za razem upada. Trudno mu pojąć to, że Skazaniec – tak nieludzko umęczony i poddany wcześniej okrutnym torturom – nie skarży się i odpowiada pełnym miłości spojrzeniem na słowa tłumu, który obrzuca Go coraz to nowymi obelgami. I paradoksalnie ten widok dodaje mu siły, by iść dalej przed siebie.

Zupełnie inna jest postawa drugiego ze złoczyńców, który czując na swoich barkach nieznośne brzemię, wykonuje gwałtowne ruchy – tak jakby próbował się go pozbyć. Często głośno przeklina, bluźni Bogu i złorzeczy wszystkim tym, których widzi na swojej drodze. Oto prawdziwy dramat człowieka: nie rozpoznać Pana, który kroczy tuż obok niego – podąża tą samą ścieżką i pragnie dzielić z nim jego los. Więcej nawet: pragnie dźwigać razem z nim nieznośny ciężar wszystkich jego życiowych dramatów, cierpień i niepowodzeń.

Pomyślmy o tym, bracia i siostry, czy przypadkiem i nam nie zdarza się przechodzić obojętnie obok Boga prawdziwie obecnego na naszych krętych i wyboistych drogach; obecnego w Kościele, w swoim słowie, w sakramentach świętych czy wreszcie w drugim człowieku – nieraz i w tym sponiewieranym, pogardzanym przez innych i odrzuconym, którego postać bywa tak bardzo „niepodobna do ludzi”. Czy zawsze potrafimy rozpoznać tę Jego cichą i dyskretną obecność – nawet wówczas, gdy „nie ma w niej wdzięku ani też blasku” (zob. Iz 53,2)? Oby tylko nie okazało się, że to o nas myślał Jezus, gdy płakał nad losem Świętego Miasta, które „nie rozpoznało czasu swojego nawiedzenia” (zob. Łk 19,44).

Spójrzmy jednak znów na naszego Pana podążającego w milczeniu na szczyt Golgoty, gdzie jako Baranek Boży, który gładzi grzechy świata, złożyć ma najczystszą ofiarę z samego siebie. Na tej ostatniej Jego ziemskiej drodze z jednej strony staje przy Nim tłum Jego wrogów i przeciwników – ludzi patrzących z nieskrywaną satysfakcją na cierpienie i poniżenie Nauczyciela z Nazaretu, miotających pod Jego adresem obelgi i bluźnierstwa. Są wśród nich także ci, którzy zupełnie nie rozumieją Jego posłannictwa i nie chcą należeć do Jego mesjańskiego królestwa „nie z tego świata” (zob. J 18,36). „Nie chcemy, żeby Ten królował nad nami” (zob. Łk 19,14).