- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.zają się moje kulinarne wyczyny. Teraz wybieram się po kilka iglastych gałęzi do pobliskiej szkółki leśnej. Niezbędne są do tego zapadające właśnie całkowite ciemności. Przez ostatnie dwanaście lat zawsze kradliśmy choinkę z tego lasu. Za dnia wyszukiwaliśmy i zaznaczaliśmy odpowiednie drzewko. W nocy przemykaliśmy do lasku, wycinaliśmy je równo z ziemią, zasypywaliśmy pieniek, wywlekaliśmy z lasu i nieśliśmy przez uśpioną wioskę prosto do naszego młyna. Nic tak nie raduje duszy jak skradziona z lasu choinka. Ogólnie rzecz biorąc, niełatwo jest połączyć nakazy chrześcijaństwa z tradycyjnym amerykańskim sposobem obchodzenia świąt Bożego Narodzenia. W przypadku naszych rodzinnych świąt jest to zadanie jeszcze trudniejsze. Skupiamy się na elementach fantastycznych: Świętym Mikołaju i choince, podarkach, bożonarodzeniowym polanie w kominku, śniegu i gadających zwierzętach - jest to po prostu pogaństwo w czystej postaci. No i na domiar wszystkiego kradniemy z lasu choinkę. Teraz jednak nasze bożonarodzeniowe drzewka ze szkółki wyrosły grube i wysokie jak słupy telegraficzne. Żaden z członków rodziny nie pomoże mi ściąć, zawlec do domu i ukryć takiego olbrzyma. Cudowny las przerósł nas wszystkich. A więc tej zimy będziemy zmuszeni zwyczajnie nabyć choinkę w Nevers. Wraz z hordami kupujących będziemy przebierać stosy iglastych trupków w poszukiwaniu odpowiednich rozmiarów i należycie gęstych gałęzi. Ponownie naciągam ciepłą kurtkę i wełnianą czapkę, sięgam po piłę i latarkę i schodzę przez drzwi w podłodze, ostrożnie wyczuwając stopą każdy stopień. Uderza mnie zapierająca dech w piersiach lodowata fala. Wiem, że zimne powietrze nie może unosić się w górę, może zatem jego cząsteczki były tak ciasno upakowane w tej lodowni, że ciśnienie popchnęło je w stronę jasnej, otwartej przestrzeni ciepłej jadalni. Zamykam za sobą drzwi, schodzę niepewnie po ostatnich stopniach i wychodzę w mrok nocy. Zdaje mi się, że na niebie powinienem zobaczyć rogalik księżyca, ale poruszam się w egipskich ciemnościach. Czy mi się tylko wydaje, czy droga świeci w mroku? Sam nie wiem, czy blady ślad przede mną to naprawdę wilgotna nawierzchnia, czy tylko tak bardzo chcę ją zobaczyć. Umysł to w końcu potęga. Pod podeszwami mam twardy trakt, powinienem więc wyczuć, gdy zboczę z drogi. Zawsze mogę zaświecić latarkę, wtedy jednak jej światło oślepi mnie całkowicie. Poza tym wolałbym, aby sąsiedzi nie dowiedzieli się, że kradnę sosnowe gałęzie. Przed sobą w mglistym powietrzu widzę niewyraźną białą kulę światła, otaczającą jedyną we wsi latarnię uliczną. Obserwuję, jak z wszechobecnego mroku wynurzają się kolejne kształty. Słabe światło tworzy wizje odmienne od tego, co widzi się za dnia - jest jak śnieg, który ukrywa stare, a jednocześnie tworzy nowe formy. Jak zaczarowany wpatruję się w kamienne budynki. Przechodzę przez krąg światła i mój cień wydłuża się teraz z przodu. Na krótką chwilę zapalam latarkę, szukając zakrętu, na którym schodzę z drogi. Ziemia zasłana jest połamanymi gałęziami. Są tak wilgotne i przegniłe, że żadna nie trzaska mi pod stopą. Obcinam gałęzie małą, ręczną piłą, aż mam ich całe naręcze. Niepewnie wychodzę z powrotem na drogę i przez wilgotne, nocne powietrze pędzę w dół, do swego gniazda. W domu zdejmuję czapkę i kurtkę, przypinam gałązki do belek sufitu i nad oknami, aby ukryć zszywki, którymi przymocowałem zasłony. Jutro jadę do Nevers, by odebrać na dworcu Lorettę i Bena. Wyjadą z Paryża pociągiem o siódmej rano. W Nevers zrobimy zakupy - jedzenie i prezenty, a później przyjedziemy do młyna. Mam nadzieję, że zdążymy przed zmierzchem. Wiejskie francuskie drogi zawsze po zmroku są niebezpieczne, a będzie jeszcze gorzej, jeśli w końcu zacznie padać śnieg. Dziewczynki i nasz gość przyjeżdżają pojutrze, w urodziny Bena. Ben był naszym podarkiem na Boże Narodzenie, urodził się w przeddzień Wigilii. W pewnym sensie każde z naszych dzieci było niespodzianką, małym cudem. Być może właśnie dlatego Boże Narodzenie tak wiele dla nas znaczy. Następnego ranka zrywam się o szóstej. Kiedy wyglądam przez okno, w świetle latarki widzę wirujące płatki śniegu. Ktoś na samej górze popełnił chyba błąd - śnieg miał spaść najwcześniej jutro. A zatem czeka mnie sześćdziesiąt kilometrów w śniegu, w samochodzie bez zimowych opon, bez łańcuchów, z zepsutym ogrzewaniem i nie domkniętym oknem od strony kierowcy. Na dodatek czterobiegowa skrzynia biegów nie ma trójki, a zatem szybsza jazda nie wchodzi w grę, no i jeszcze luz w sprzęgle, który dawał się we znaki już podczas jazdy z Paryża. Na pewno nie da się mojego samochodziku nazwać eleganckim, nowym sportowym wozem. Wkrótce może się też okazać, że w ogóle nie uda m
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, powieść społeczno-obyczajowa |
Wydawnictwo: | REBIS |
Rok publikacji: | 2009 |
Liczba stron: | 272 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.