Fundacja. Fundacja i Ziemia - Isaac Asimov - ebook + audiobook

Fundacja. Fundacja i Ziemia ebook i audiobook

Isaac Asimov

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Golan Trevize, członek Rady Wykonawczej na Terminusie, miał zdecydować o przyszłości Galaktyki i podjął decyzję. Wybierając Galaksję, jeden organizm łączący na podobieństwo Gai wszystkie światy w przestrzeni, przekreślił zarazem pięćsetletni Plan Hariego Seldona. Trevize wciąż jednak ma wątpliwości – wierzy w słuszność swego wyboru, ale nie jest pewny swoich motywów. W poszukiwaniu odpowiedzi na dręczące go pytania wyrusza wraz z Janovem Peloratem i jego wybranką Bliss ku mitycznej Ziemi. Każda kolejna planeta, mimo zwątpienia i wielkich przeciwności, zbliża ich do celu... i wciąż jeszcze żywej historii Galaktyki.

Isaac Asimov (1920-1992) to bodaj najwybitniejszy i najpoczytniejszy autor science fiction wszech czasów. Zasłynął przede wszystkim epokowym cyklem „Fundacja”, sagą o Imperium Galaktycznym, które – mimo że wydaje się wieczne – chyli się ku upadkowi. Ludzką cywilizację i wiedzę może uratować jedynie psychohistoria, nauka stworzona przez genialnego matematyka Hariego Seldona.

"Fundacja i Ziemia" wieńczy siedmiotomowy cykl „Fundacja” Isaaca Asimova wydany przez Dom Wydawniczy REBIS

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 617

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 15 godz. 29 min

Lektor: Jacek Rozenek

Oceny
4,4 (51 ocen)
32
9
8
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
EmiliaJan

Nie oderwiesz się od lektury

Co za końcówka!
00
leszko2

Nie oderwiesz się od lektury

Dobra zakończenie cyklu.
00
NocnyCzytacz

Nie oderwiesz się od lektury

Genialma, polecam całą serię
00

Popularność



Kolekcje



Pamięci Judy-Lynn del Rey

(1943–1986)

wiel­kiej umy­słem i duchem

GAJA

Roz­dział I

Począ­tek poszu­ki­wań

1

– Dla­czego to zro­bi­łem? – spy­tał Golan Tre­vize.

Pyta­nie to drę­czyło go, odkąd przy­był na Gaję. Zda­rzało się nawet, że budził się w środku nocy i stwier­dzał, że w gło­wie pul­suje mu, niczym mia­rowy, mono­tonny odgłos bębna, wciąż to samo: „Dla­czego to zro­bi­łem? Dla­czego to zro­bi­łem?”

Teraz jed­nak skie­ro­wał je po raz pierw­szy do innej osoby – do Doma, starca z Gai.

Dom zda­wał sobie dosko­nale sprawę z napię­cia, w jakim znaj­duje się Tre­vize, gdyż spe­cy­ficz­nym dla Gajan zmy­słem wyczu­wał stan jego umy­słu. Nie zro­bił jed­nak nic. Gai nie wolno było pod żad­nym pozo­rem nawet tknąć myśli Tre­vizego, a naj­lep­szym spo­so­bem unik­nię­cia takiej pokusy było sta­ranne igno­ro­wa­nie wszyst­kiego, co Dom wyczu­wał.

– Dla­czego co zro­bi­łeś, Trev? – spy­tał.

Trudno mu było zwra­cać się do kogoś wię­cej niż jedną sylabą jego nazwi­ska, a zresztą nie było to ważne. Tre­vize powoli przy­zwy­cza­jał się do tego.

– Dla­czego pod­ją­łem taką decy­zję – odparł radny. – Dla­czego wybra­łem dla Galak­tyki przy­szłość w stylu Gai.

– Postą­pi­łeś wła­ści­wie – rzekł Dom, patrząc mu pro­sto w oczy. Musiał przy tym pod­nieść głowę, gdyż sie­dział, a Tre­vize stał przed nim.

– To tylko słowa – odparł z iry­ta­cją Golan.

– Ja-my-Gaja wiemy, że postą­pi­łeś wła­ści­wie. Dla­tego jesteś dla nas tak cenny. Masz dar podej­mo­wa­nia słusz­nych decy­zji na pod­sta­wie nie­peł­nych danych i pod­ją­łeś taką wła­śnie decy­zję. Wybra­łeś model Gai! Odrzu­ci­łeś anar­chię Impe­rium Galak­tycz­nego opie­ra­ją­cego się na tech­nice Pierw­szej Fun­da­cji, a także anar­chię Impe­rium opie­ra­ją­cego się na men­ta­li­styce Dru­giej Fun­da­cji. Dosze­dłeś do wnio­sku, że ani jedno, ani dru­gie nie prze­trwa­łoby długo, i dla­tego wybra­łeś model pro­po­no­wany przez Gaję.

– Wła­śnie! – rzekł Tre­vize. – Tak zro­bi­łem. Wybra­łem Gaję, super­or­ga­nizm, pla­netę o wspól­nym dla wszyst­kich umy­śle i oso­bo­wo­ści, coś tak nie­zwy­kłego, że trzeba było stwo­rzyć zaimek „ja-my-Gaja”, żeby jed­nostka mogła wyra­zić to, czego sło­wami wyra­zić się nie da. – Mówiąc to, prze­mie­rzał nie­spo­koj­nie pokój tam i z powro­tem. – I w końcu ma to dopro­wa­dzić do powsta­nia Galak­sji, supersuper­or­ga­nizmu obej­mu­ją­cego całą Drogę Mleczną. – Zatrzy­mał się, odwró­cił nie­mal gwał­tow­nie do Doma i powie­dział: – Podob­nie jak ty czuję, że postą­pi­łem słusz­nie, ale wy pra­gnie­cie utwo­rze­nia Galak­sji i dla­tego wystar­czy wam, że pod­ją­łem taką decy­zję. Ja jed­nak wcale nie pra­gnę takiej przy­szło­ści i dla­tego nie wystar­czy mi zapew­nie­nie, że postą­pi­łem słusz­nie. Chcę wie­dzieć, dla­czego pod­ją­łem taką decy­zję, chcę zwa­żyć wszyst­kie za i prze­ciw. Dopiero wtedy będę spo­kojny. To, że czuję, że postą­pi­łem słusz­nie, to za mało. Jak mogę się prze­ko­nać, że mia­łem rację? Co spra­wia, że podej­muję wła­ściwe decy­zje?

– Ja-my-Gaja nie wiemy, jak to się dzieje, że podej­mu­jesz słuszne decy­zje. Czy to takie ważne, skoro decy­zja już zapa­dła i jest wła­ściwa?

– Mówisz w imie­niu całej pla­nety, prawda? Prze­ma­wia przez cie­bie zbio­rowa świa­do­mość, któ­rej czę­ścią jest każda kro­pla rosy, każdy kamyk, nawet płynne jądro pla­nety, tak?

– Tak, mówię w imie­niu całej pla­nety. To samo mogłaby powie­dzieć każda jej część, w któ­rej zbio­rowa świa­do­mość jest wystar­cza­jąco inten­sywna.

– I całej waszej zbio­ro­wej świa­do­mo­ści wystar­czy, że użyła mnie jako swego rodzaju czar­nej skrzynki, tak? Skoro czarna skrzynka działa, to czy to ważne, co jest w jej wnę­trzu? Ale mnie to nie odpo­wiada. Nie chcę być czarną skrzynką. Chcę wie­dzieć, co jest w jej wnę­trzu. Chcę wie­dzieć, jak i dla­czego wybra­łem Gaję i Galak­sję jako przy­szłość ludz­ko­ści. Ina­czej nie zaznam spo­koju.

– Ale dla­czego tak ci się nie podoba decy­zja, którą pod­ją­łeś? Dla­czego sam sobie nie ufasz?

Tre­vize zaczerp­nął głę­boko powie­trza i powie­dział wolno, cichym i sta­now­czym gło­sem:

– Dla­tego, że nie chcę być czę­ścią jakie­goś super­or­ga­ni­zmu. Nie chcę być czę­ścią, któ­rej można się pozbyć, kiedy tylko ten super­or­ga­nizm uzna, że byłoby to z pożyt­kiem dla cało­ści.

Dom popa­trzył na Tre­vi­zego w zamy­śle­niu.

– Czyż­byś zatem chciał zmie­nić swą decy­zję, Trev? Wiesz, że możesz to zro­bić.

– Bar­dzo chciał­bym ją zmie­nić, ale nie mogę tego zro­bić tylko dla­tego, że mi się nie podoba. Żeby teraz coś zro­bić, muszę wie­dzieć, czy ta decy­zja jest słuszna czy błędna. To, że czuję, że jest słuszna, abso­lut­nie mi nie wystar­cza.

– Jeśli czu­jesz, że jest słuszna, to jest słuszna. – Przez sam kon­trast z jego wewnętrz­nym nie­po­ko­jem cichy, łagodny głos Doma jesz­cze bar­dziej wypro­wa­dził Tre­vi­zego z rów­no­wagi.

Po chwili, prze­ry­wa­jąc cią­głe waha­nie się mię­dzy tym, co czuł, a tym, co wie­dział, Tre­vize rzekł cicho:

– Muszę odna­leźć Zie­mię.

– Dla­tego, że ma ona coś wspól­nego z tym, czego tak bar­dzo chcesz się dowie­dzieć?

– Dla­tego, że jest ona dru­gim pro­ble­mem, który nie daje mi spo­koju, i dla­tego, iż czuję, że jest mię­dzy jed­nym a dru­gim jakiś zwią­zek. Czyż nie jestem czarną skrzynką? Czuję, że ist­nieje mię­dzy tymi spra­wami jakiś zwią­zek. Czy to nie wystar­czy, byś uznał, że tak jest istot­nie?

– Być może – odparł Dom ze spo­ko­jem.

– Jeśli przyj­miemy, że od tysięcy lat, może nawet dwu­dzie­stu tysięcy lat, ludzie inte­re­sują się Zie­mią, to jak to moż­liwe, że wszy­scy zapo­mnie­li­śmy o pla­ne­cie, z któ­rej pocho­dzimy?

– Dwa­dzie­ścia tysięcy lat to wię­cej, niż możesz sobie wyobra­zić. Jest wiele spraw doty­czą­cych wcze­snego Impe­rium, o któ­rych pra­wie nic nie wiemy. Jest wiele opo­wie­ści, które pra­wie na pewno są zmy­ślone, a mimo to stale je powta­rzamy i nawet w nie wie­rzymy, ponie­waż nie mamy ich czym zastą­pić. A Zie­mia jest star­sza niż Impe­rium.

– Ale na pewno są jakieś zapi­ski. Mój przy­ja­ciel Pelo­rat zbiera mity i legendy odno­szące się do Ziemi, wszystko, co może gdzie­kol­wiek wygrze­bać. To jego zawód, co wię­cej: to jego pasja. Te mity i legendy to wszystko, co pozo­stało. Nie ma żad­nych zapi­sków z praw­dzi­wego zda­rze­nia, żad­nych doku­men­tów.

– Doku­men­tów, które mia­łyby dwa­dzie­ścia tysięcy lat? Wszyst­kie rze­czy się sta­rzeją, roz­sy­pują, ule­gają znisz­cze­niu w wyniku nie­od­po­wied­niego obcho­dze­nia się z nimi albo wojen.

– Ale prze­cież powinny ist­nieć jakieś wzmianki o tych zapi­skach, kopie, kopie kopii, mate­riały mające mniej niż dwa­dzie­ścia tysięcy lat. Wszyst­kie zostały usu­nięte. Biblio­teka Galak­tyczna na Tran­to­rze musiała posia­dać doku­menty doty­czące Ziemi. Powo­łują się na te doku­menty znane nam prace histo­ryczne, a mimo to w Biblio­tece Galak­tycz­nej ich nie ma. Są wzmianki o nich, ale brak jakich­kol­wiek cyta­tów.

– Nie zapo­mi­naj o tym, że kilka wie­ków temu Tran­tor został splą­dro­wany.

– Ale biblio­teka pozo­stała nie­tknięta. Uchro­nił ją przed znisz­cze­niem per­so­nel, który skła­dał się z człon­ków Dru­giej Fun­da­cji. I to wła­śnie oni nie­dawno odkryli, że w biblio­tece nie ma już żad­nych mate­ria­łów odno­szą­cych się do Ziemi. Zostały celowo usu­nięte w ostat­nich cza­sach. Dla­czego? – Tre­vize prze­rwał ner­wowy spa­cer po pokoju i inten­syw­nie wpa­trzył się w Doma. – Jeśli odnajdę Zie­mię, dowiem się, co kryje…

– Kryje?

– Co ona kryje albo co się na niej kryje. Mam wra­że­nie, że gdy się tego dowiem, zro­zu­miem, dla­czego wybra­łem Gaję i Galak­sję, mimo że ozna­cza to koniec ist­nie­nia ludzi jako nie­za­leż­nych jed­no­stek, obda­rzo­nych indy­wi­du­alną świa­do­mo­ścią. Przy­pusz­czam, że wów­czas będę już wie­dział, nie zaś tylko czuł, że pod­ją­łem słuszną decy­zję, a jeśli jest ona słuszna – wzru­szył bez­rad­nie ramio­nami – to niech będzie, jak ma być.

– Jeśli czu­jesz, że tak się sprawy mają – rzekł Dom – i jeśli musisz odna­leźć Zie­mię, to oczy­wi­ście pomo­żemy ci w miarę naszych moż­li­wo­ści. Ale pomoc ta będzie ogra­ni­czona. Na przy­kład ja-my-Gaja nie wiemy, w któ­rym miej­scu tej nie­zmier­nie wiel­kiej prze­strzeni two­rzą­cej Galak­tykę znaj­duje się Zie­mia.

– Mimo to – powie­dział Tre­vize – muszę szu­kać… Nawet jeśli nie­skoń­czona liczba gwiazd w Galak­tyce spra­wia, że poszu­ki­wa­nia te wydają się bez­na­dziejne, i nawet jeśli będę musiał pro­wa­dzić je samot­nie.

2

Tre­vi­zego ota­czała ujarz­miona, łagodna natura Gai. Tem­pe­ra­tura, jak zawsze, była umiar­ko­wana, wiał przy­jemny wie­trzyk, który chło­dził ciało, lecz nie zię­bił. Po nie­bie leni­wie prze­su­wały się obłoki, zasła­nia­jąc od czasu do czasu słońce, ale jeśli w tym czy w innym miej­scu zmniej­szy się zna­cząco poziom wil­goci na metr kwa­dra­towy, to bez wąt­pie­nia spad­nie odpo­wied­nia ilość desz­czu, aby wyrów­nać ten uby­tek.

Drzewa rosły w regu­lar­nych odstę­pach, jak w sadzie. Nie­wąt­pli­wie było tak na całej pla­ne­cie. Na lądach i w morzach żyły orga­ni­zmy roślinne i zwie­rzęce w takiej licz­bie i w takiej róż­no­rod­no­ści, aby zacho­wana została rów­no­waga eko­lo­giczna, a liczba osob­ni­ków poszcze­gól­nych gatun­ków bez wąt­pie­nia to zmniej­szała się, to zwięk­szała, utrzy­mu­jąc się na pozio­mie uzna­nym za opty­malny… Odno­siło się to rów­nież do ludzi.

Spo­śród wszyst­kich przed­mio­tów w polu widze­nia Tre­vi­zego tylko jeden nie paso­wał do cało­ści. Przed­mio­tem tym był jego sta­tek, Odle­gła Gwiazda. Jed­nostka została dokład­nie oczysz­czona i odno­wiona przez grupę ludz­kich człon­ków Gai. Uzu­peł­niono zapasy żyw­no­ści i wody, odno­wiono lub wymie­niono osprzęt, spraw­dzono dzia­ła­nie przy­rzą­dów mecha­nicz­nych. Tre­vize oso­bi­ście spraw­dził uważ­nie kom­pu­ter pokła­dowy.

Nie trzeba było uzu­peł­niać zapa­sów paliwa, gdyż Odle­gła Gwiazda była jed­nym z nie­licz­nych stat­ków o napę­dzie gra­wi­ta­cyj­nym, jakimi dys­po­no­wała Fun­da­cja. Jed­nostki tego typu czer­pały ener­gię z ogól­nego pola gra­wi­ta­cyj­nego Galak­tyki, a było jej dość, by mogły z niej korzy­stać, bez mie­rzal­nego spadku inten­syw­no­ści, wszyst­kie floty, jakie zdoła zbu­do­wać ludz­kość przez wszyst­kie eony swego praw­do­po­dob­nego ist­nie­nia.

Trzy mie­siące wcze­śniej Tre­vize był rad­nym na Ter­mi­nu­sie. Innymi słowy, był człon­kiem ciała usta­wo­daw­czego Fun­da­cji i – ex offi­cio – ważną oso­bi­sto­ścią w Galak­tyce. Czy to naprawdę było zale­d­wie trzy mie­siące wcze­śniej? Tre­vi­zemu wyda­wało się, że od czasu, kiedy pia­sto­wał tę funk­cję, kiedy inte­re­so­wało go tylko to, czy wielki Plan Sel­dona działa czy nie, czy gład­kie przej­ście Fun­da­cji od roli pla­ne­tar­nej wio­ski do potęgi galak­tycz­nej zostało wcze­śniej odpo­wied­nio zapro­gra­mo­wane czy nie, dzieli go pół życia. A miał trzy­dzie­ści dwa lata.

Z dru­giej wszakże strony nic się nie zmie­niło. Na­dal był rad­nym. Zacho­wał swój sta­tus i przy­wi­leje, tyle tylko że nie spo­dzie­wał się, by kie­dy­kol­wiek miał wró­cić na Ter­mi­nusa i korzy­stać z tego sta­tusu i przy­wi­le­jów. Tak samo nie paso­wał do cha­osu Fun­da­cji jak do porządku Gai. Ni­gdzie nie czuł się u sie­bie, wszę­dzie był obcym.

Zaci­snął zęby i ze zło­ścią prze­cze­sał pal­cami czarne włosy. Zanim zacznie mar­no­wać czas, roz­pa­cza­jąc nad swym losem, musi zna­leźć Zie­mię. Jeśli wyj­dzie cało z tych poszu­ki­wań, będzie miał dosyć czasu, żeby sie­dzieć i uża­lać się nad sobą. Zresztą wtedy będzie miał, być może, wię­cej powo­dów ku temu.

Z tym nie­złom­nym posta­no­wie­niem cof­nął się myślą w prze­szłość…

Trzy mie­siące wcze­śniej opu­ścił Ter­mi­nusa z Jano­vem Pelo­ra­tem, zdol­nym, lecz naiw­nym uczo­nym. Pelo­ra­tem kie­ro­wało pra­gnie­nie odkry­cia dawno zapo­mnia­nej Ziemi, a Tre­vize trak­to­wał misję histo­ryka jako przy­krywkę dla wła­snych pla­nów. Nie zna­leźli Ziemi, za to zna­leźli Gaję i radny zmu­szony był pod­jąć brze­mienną w skutki decy­zję.

I oto teraz on, Tre­vize, obró­cił się nie­spo­dzie­wa­nie o sto osiem­dzie­siąt stopni i zapra­gnął odna­leźć Zie­mię.

Jeśli cho­dzi o Pelo­rata, to on rów­nież zna­lazł coś, czego się nie spo­dzie­wał. Zna­lazł tę czar­no­włosą i piw­no­oką Bliss, dziew­czynę, która była Gają w tym samym stop­niu co Dom… w tym samym stop­niu co ziarnko pia­sku czy źdźbło trawy. Histo­ryk, prze­ży­wa­jąc drugą mło­dość, zako­chał się w kobie­cie dwa razy młod­szej od sie­bie i, co dziw­niej­sze, ta młoda kobieta zda­wała się z tego cie­szyć.

Było to co prawda dziwne, ale Pelo­rat był na pewno szczę­śliwy i Tre­vize pomy­ślał z rezy­gna­cją, że każdy musi zna­leźć swój spo­sób na szczę­ście. To sprawa indy­wi­du­al­nych zapa­try­wań, które Tre­vize, z wyboru, usu­wał (z cza­sem) na zawsze z Galak­tyki.

Ból powró­cił. Świa­do­mość decy­zji, którą pod­jął, którą musiał pod­jąć, doskwie­rała mu niczym otarty naskó­rek i była…

– Golan!

Czyjś głos prze­rwał jego ponure roz­my­śla­nia. Odwró­cił się, mru­żąc oczy w pro­mie­niach słońca.

– A, to ty, Janov – rzekł ser­decz­nie, tym ser­decz­niej, że nie chciał, by Pelo­rat domy­ślił się, że coś go gnębi. Zdo­był się nawet na żart: – Widzę, że udało ci się ode­rwać na chwilę od Bliss.

Pelo­rat potrzą­snął głową. Łagodny wie­trzyk potar­gał jego jedwa­bi­ste, siwe włosy, a długa, poważna twarz histo­ryka zacho­wała swój sku­piony wyraz.

– Prawdę mówiąc, stary przy­ja­cielu, to wła­śnie ona zasu­ge­ro­wała, żebym się z tobą spo­tkał, żeby… żeby pomó­wić o pew­nej spra­wie. To oczy­wi­ście nie zna­czy, że nie chcia­łem się z tobą spo­tkać, ale wydaje się, że ona myśli szyb­ciej niż ja.

Tre­vize uśmiech­nął się.

– W porządku, Janov. Rozu­miem, że przy­sze­dłeś, by się ze mną poże­gnać.

– No, nie­zu­peł­nie. Prawdę mówiąc, wprost prze­ciw­nie. Golan, kiedy odla­ty­wa­li­śmy z Ter­mi­nusa, chcia­łem koniecz­nie zna­leźć Zie­mię. Poświę­ci­łem temu wła­ści­wie całe życie.

– A ja to będę kon­ty­nu­ował. Teraz to moje zada­nie.

– Tak, ale także moje. Na­dal moje.

– Ale… – Tre­vize mach­nął ręką, poka­zu­jąc cały ota­cza­jący ich świat.

– Chcę lecieć z tobą – wyrzu­cił z sie­bie nagle Pelo­rat.

Golan był zupeł­nie zasko­czony.

– Chyba nie mówisz tego poważ­nie, Janov? Masz teraz Gaję.

– Kie­dyś do niej wrócę, a tym­cza­sem nie mogę pozwo­lić, żebyś leciał sam.

– Na pewno możesz. Potra­fię zadbać o sie­bie.

– Nie obraź się, Golan, ale za mało wiesz. To ja znam te mity i legendy. Mogę cię popro­wa­dzić.

– I zosta­wisz Bliss? Coś takiego!

Policzki histo­ryka pokrył rumie­niec.

– Wła­ści­wie, stary przy­ja­cielu, nie bar­dzo mam na to ochotę, ale ona powie­działa…

Tre­vize zmarsz­czył brwi.

– To zna­czy, że chce się cie­bie pozbyć, Janov. Obie­cała mi…

– Nie, nie rozu­miesz. Wysłu­chaj mnie, pro­szę. Masz taki nie­przy­jemny zwy­czaj pochop­nego wycią­ga­nia wnio­sków, zanim wysłu­chasz kogoś do końca. Wiem, że to twoja spe­cjal­ność, a w dodatku spra­wia mi trud­ność wyra­ża­nie się zwięźle, ale…

– No dobrze – rzekł Tre­vize spo­koj­nie – powiedz mi dokład­nie, o co cho­dzi Bliss. Mów tak, jak ci wygod­nie, a ja obie­cuję cier­pli­wie wysłu­chać cię do końca.

– Dzię­kuję. Skoro obie­cu­jesz słu­chać cier­pli­wie, myślę, że uda mi się powie­dzieć to krótko. No więc, widzisz, Bliss też chce lecieć.

– Bliss też chce lecieć?! – powtó­rzył Tre­vize. – Zaraz, jestem spo­kojny. Nie wybuchnę. Powiedz mi, a dla­czego to Bliss chce z nami lecieć? Jak widzisz, pytam spo­koj­nie.

– Tego mi nie powie­działa. Chce sama o tym z tobą poroz­ma­wiać.

– No to dla­czego tu nie przy­szła, co?

– Myślę… – rzekł Pelo­rat – powta­rzam, myślę, że ona chyba uważa, że jej nie lubisz, Golan. I chyba boi się zbli­żać do cie­bie. Zapew­nia­łem ją, jak mogłem, że nie masz nic prze­ciw niej. Nie wie­rzę, żeby ktoś mógł o niej myśleć ina­czej niż dobrze. Mimo to wolała, żebym… jak by to powie­dzieć… poru­szył naj­pierw z tobą ten temat. Mogę jej powie­dzieć, że chcesz się z nią zoba­czyć?

– Oczy­wi­ście, zaraz się z nią zoba­czę.

– I będziesz się zacho­wy­wał spo­koj­nie? Widzisz, stary przy­ja­cielu, jej bar­dzo na tym zależy. Powie­działa, że to sprawa naj­wyż­szej wagi i że musi lecieć z tobą.

– Jed­nak nie powie­działa dla­czego, prawda?

– Nie, ale jeśli ona uważa, że musi lecieć, to na pewno uważa tak Gaja.

– Co zna­czy, że nie mogę odmó­wić. Zga­dza się, Janov?

– Tak, Golan, myślę, że nie możesz.

3

Po raz pierw­szy w cza­sie swego krót­kiego pobytu na Gai Tre­vize prze­kro­czył próg domu Bliss, który teraz słu­żył rów­nież Pelo­ra­towi.

Obrzu­cił wnę­trze krót­kim spoj­rze­niem. Domy na Gai były pro­ste. Pra­wie zupełny brak kapry­sów pogody, umiar­ko­wana przez okrą­gły rok tem­pe­ra­tura na tej sze­ro­ko­ści geo­gra­ficz­nej i łagodne ruchy tek­to­niczne, jeśli w ogóle musiało do nich docho­dzić, spra­wiały, że nie trzeba było budo­wać domów chro­nią­cych przed groź­nym oto­cze­niem ani two­rzyć wygod­nych zakąt­ków pośród nie­go­ścin­nej przy­rody. Cała pla­neta była, jeśli można tak powie­dzieć, jed­nym wiel­kim domem dają­cym schro­nie­nie swym miesz­kań­com.

Dom Bliss, znaj­du­jący się wewnątrz owego pla­ne­tar­nego domu, był mały, o oknach raczej prze­sło­nię­tych niż oszklo­nych. Nie­liczne meble peł­niły funk­cje ści­śle użyt­kowe. Na ścia­nach wisiały zdję­cia holo­gra­ficzne; jedno z nich przed­sta­wiało Pelo­rata z miną raczej zdu­mioną i zakło­po­taną. Golan skrzy­wił usta, ale ukrył roz­ba­wie­nie, popra­wia­jąc sta­ran­nie swój pas.

Bliss obser­wo­wała go uważ­nie. Nie uśmie­chała się, jak to miała w zwy­czaju. Z sze­roko otwar­tymi, ład­nymi piw­nymi oczami i czar­nymi wło­sami opa­da­ją­cymi na ramiona łagodną falą wyglą­dała raczej poważ­nie. Tylko pełne usta, muśnięte czer­woną pomadką, oży­wiały nieco jej twarz.

– Dzię­kuję, że przy­sze­dłeś, Trev.

– Janov bar­dzo na to nale­gał, Blis­se­no­bia­rello.

Bliss uśmiech­nęła się lekko.

– Dobra ripo­sta. Jeśli będziesz mówił mi Bliss, posta­ram się zwra­cać do cie­bie peł­nym nazwi­skiem, Tre­vize. – Zająk­nęła się nie­mal nie­zau­wa­żal­nie przy dru­giej syla­bie.

Tre­vize uniósł prawą rękę.

– To byłby dobry układ. Rozu­miem, że przy wyra­ża­niu myśli macie zwy­czaj uży­wać pierw­szej sylaby nazwi­ska, więc nie obrażę się, jeśli od czasu do czasu powiesz mi „Trev”. Mimo to będę się czuł znacz­nie lepiej, jeśli posta­rasz się jak naj­czę­ściej zwra­cać się do mnie peł­nym nazwi­skiem. W zamian za to ja będę ci mówił „Bliss”.

Przy­glą­dał się jej badaw­czo, jak zawsze, kiedy ją spo­ty­kał. Jako jed­nostka była młodą, dwu­dzie­sto­pa­ro­let­nią kobietą. Jen­dak jako część Gai miała wiele tysięcy lat. Nie miało to wpływu na jej wygląd, ale miało wpływ na spo­sób, w jaki nie­kiedy mówiła, i na atmos­ferę, która ją ota­czała. Czy chciałby, żeby tak samo było z każ­dym czło­wie­kiem? Nie! Na pewno nie, a jed­nak…

– Przejdę do sedna – powie­działa Bliss. – Mówi­łeś, że pra­gniesz zna­leźć Zie­mię…

– Mówi­łem o tym Domowi – rzekł Tre­vize, zde­cy­do­wany nie ule­gać Gai i nie rezy­gno­wać łatwo ze swo­jego punktu widze­nia.

– Ow­szem, ale mówiąc o tym Domowi, mówi­łeś tym samym Gai, każ­dej jej czę­ści, a więc rów­nież, na przy­kład, mnie.

– Sły­sza­łaś, jak o tym mówi­łem?

– Nie, bo cię nie słu­cha­łam, ale gdy­bym póź­niej chciała, mogła­bym sobie przy­po­mnieć wszystko, co powie­dzia­łeś. Zostawmy to, pro­szę, i idźmy dalej… Mówi­łeś, że pra­gniesz zna­leźć Zie­mię, i upie­ra­łeś się, że to ważne. Nie rozu­miem, dla­czego to takie ważne, ale skoro masz dar traf­nego wnio­sko­wa­nia, to ja-my-Gaja musimy przy­jąć, że jest tak, jak mówisz. Jeśli ta misja ma klu­czowe zna­cze­nie dla two­jej decy­zji w spra­wie Gai, to ma rów­nież klu­czowe zna­cze­nie dla samej Gai, a w związku z tym Gaja musi pole­cieć z tobą, choćby po to tylko, by pró­bo­wać zapew­nić ci ochronę.

– Kiedy mówisz, że Gaja musi pole­cieć ze mną, masz na myśli sie­bie, prawda?

– Jestem Gają – odparła po pro­stu Bliss.

– Ale jest nią też wszystko inne na tej pla­ne­cie. Dla­czego zatem musisz to być ty? Dla­czego nie mia­łaby pole­cieć ze mną jakaś inna cząstka Gai?

– Dla­tego, że chce lecieć z tobą Pel, a on nie byłby szczę­śliwy, gdyby pole­ciała z wami jakaś inna cząstka.

Pelo­rat, który dotąd sie­dział dys­kret­nie na krze­śle w innym końcu pokoju (ple­cami – jak zauwa­żył Tre­vize – do swej holo­gra­ficz­nej podo­bi­zny), powie­dział łagod­nie:

– To prawda, Golan. Bliss jest moją czę­ścią Gai.

Bliss nagle się uśmiech­nęła.

– To nawet pod­nie­ca­jące być oce­nia­nym w ten spo­sób, choć, oczy­wi­ście, taki styl myśle­nia jest mi zupeł­nie obcy.

– No dobrze, zasta­nówmy się. – Tre­vize zało­żył ręce na kark i prze­chy­lił się z krze­słem do tyłu. Cien­kie nóżki zaskrzy­piały ostrze­gaw­czo, więc doszedł do wnio­sku, że mebel nie wytrzyma takiej zabawy, i szybko opu­ścił go na cztery nogi. – Czy jeśli opu­ścisz Gaję, na­dal będziesz jej czę­ścią?

– Nie­ko­niecz­nie. Mogę się od niej oddzie­lić, na przy­kład gdyby wyglą­dało na to, że grozi mi nie­bez­pie­czeń­stwo, któ­rego skutki mogłyby dotknąć Gaję, albo gdyby był po temu inny ważny powód. Sta­łoby się tak jed­nak tylko w wyjąt­ko­wej sytu­acji. Nor­mal­nie będę na­dal czę­ścią Gai.

– Nawet jeśli zro­bimy skok przez nad­prze­strzeń?

– Nawet wtedy, cho­ciaż to tro­chę skom­pli­kuje sprawy.

– Nie mogę powie­dzieć, żebym się z tego cie­szył.

– Dla­czego?

Tre­vize zmarsz­czył nos, jakby poczuł przy­kry zapach.

– Gdyż jeśli zro­bię czy powiem na swoim statku cokol­wiek, co zoba­czysz czy usły­szysz, zoba­czą to czy usły­szą wszy­scy na Gai.

– Jestem Gają, więc Gaja usły­szy, zoba­czy i poczuje wszystko, co ja usły­szę, zoba­czę i poczuję.

– No wła­śnie. Nawet ta ściana zoba­czy to, usły­szy i poczuje.

Bliss spoj­rzała na ścianę, którą wska­zy­wał, i wzru­szyła ramio­nami.

– Tak, ta ściana też. Jej świa­do­mość jest bar­dzo nie­wielka, więc czuje ona i rozu­mie bar­dzo nie­wiele, ale przy­pusz­czam, że jej reak­cją na to, o czym teraz mówimy, są na przy­kład jakieś zmiany na pozio­mie wewnątrz­a­to­mo­wym, które umoż­li­wiają jej zespo­le­nie się z Gają w bar­dziej celo­wym dzia­ła­niu dla wspól­nego dobra.

– A jeśli zależy mi na intym­no­ści? Może nie życzę sobie, żeby ta ściana wie­działa, co robię czy mówię?

Bliss była wyraź­nie ziry­to­wana. Wtedy nagle wtrą­cił się Pelo­rat:

– Słu­chaj, Golan, nie chcę się mie­szać, bo nie wiem zbyt wiele o Gai, ale jestem już tro­chę z Bliss i wydaje mi się, że zorien­to­wa­łem się co nieco w tym wszyst­kim… Jeśli jesteś w tłu­mie na Ter­mi­nu­sie, to widzisz i sły­szysz wiele rze­czy. To i owo możesz zapa­mię­tać. Może nawet, pod wpły­wem odpo­wied­niej sty­mu­la­cji mózgu, potra­fił­byś odtwo­rzyć wszyst­kie spo­strze­że­nia, ale prze­waż­nie nie obcho­dzi cię to, co się wokół cie­bie dzieje. Nie zwra­casz na to uwagi. Nawet jeśli zain­te­re­suje cię jakaś emo­cjo­nu­jąca scena z udzia­łem obcych, to jeśli nie doty­czy bez­po­śred­nio cie­bie, zaraz o niej zapo­mi­nasz. Tak samo jest z pew­no­ścią na Gai. Nawet jeśli cała Gaja zna dokład­nie twoje sprawy, nie zna­czy to, że zwraca na to uwagę, że ją to obcho­dzi… Mam rację, Bliss?

– Ni­gdy nie myśla­łam o tym w ten spo­sób, Pel, ale jesteś bli­ski prawdy. Nie­mniej jed­nak ta intym­ność, o któ­rej mówi Trev… chcia­łam powie­dzieć Tre­vize… nie jest u nas w cenie. Prawdę mówiąc, ja-my–Gaja nie potra­fimy tego zro­zu­mieć. Nie chcieć być czę­ścią… nie chcieć, aby cię sły­szano… aby wie­dziano, co robisz… aby odbie­rano twoje myśli… – Bliss pokrę­ciła ener­gicz­nie głową. – Mówi­łam już, że w nagłych wypad­kach możemy się odizo­lo­wać, ale kto chciałby żyć w ten spo­sób, choćby tylko przez godzinę?!

– Ja – powie­dział Tre­vize. – Wła­śnie dla­tego muszę zna­leźć Zie­mię. Muszę się dowie­dzieć, co, jeśli w ogóle było coś takiego, spo­wo­do­wało, że wybra­łem dla ludz­ko­ści tak okropny los.

– Taki los nie jest wcale okropny, ale nie roz­trzą­sajmy już tej sprawy. Polecę z tobą nie jako szpieg, lecz jako przy­ja­ciel i pomoc­nik. Gaja będzie z tobą, ale nie będzie cię śle­dzić, tylko poma­gać ci.

– Gaja pomo­głaby mi naj­bar­dziej, gdyby wska­zała, gdzie jest Zie­mia – rzekł ponuro Tre­vize.

Bliss wolno pokrę­ciła głową.

– Gaja nie zna poło­że­nia Ziemi. Dom już ci o tym mówił.

– Nie bar­dzo w to wie­rzę. W końcu musi­cie mieć jakieś zapi­ski. Dla­czego przez cały mój pobyt tutaj nie mogłem ich ujrzeć? Nawet jeśli Gaja nie wie, gdzie może się znaj­do­wać Zie­mia, to może ja mógł­bym zna­leźć w tych zapi­skach jakieś wska­zówki. Znam dość dobrze Galak­tykę, na pewno znacz­nie lepiej niż Gaja. Być może mógł­bym w waszych źró­dłach zna­leźć jakieś alu­zje, które są nie­zro­zu­miałe dla Gai.

– O jakich zapi­skach mówisz?

– O jakich­kol­wiek. O książ­kach, fil­mach, nagra­niach, holo­gra­mach, wytwo­rach daw­nych epok… czy ja wiem, co wy tu macie? Odkąd tu jestem, nie widzia­łem nic, co można by uznać za zapi­ski. A ty, Janov?

– Ja też nie – odparł Pelo­rat z ocią­ga­niem – ale, prawdę mówiąc, nie bar­dzo ich szu­ka­łem.

– Ja szu­ka­łem po cichu – oznaj­mił Tre­vize – i nic nie zna­la­złem. Nic! Mogę się tylko domy­ślać, że ukryto je przede mną. Zasta­na­wiam się dla­czego. Czy ktoś może mi to wyja­śnić?

Bliss zmarsz­czyła czoło i rze­kła ze zdzi­wie­niem:

– Dla­czego nie zapy­ta­łeś o to wcze­śniej? Ja-my-Gaja niczego nie ukry­wamy i nie opo­wia­damy kłamstw. Kłam­stwa może opo­wia­dać izol: jed­nostka wyizo­lo­wana z oto­cze­nia. Jed­nostka jest ogra­ni­czona i stra­chliwa wła­śnie dla­tego, że ogra­ni­czona. Ale Gaja jest orga­ni­zmem obej­mu­ją­cym całą pla­netę, ma ogromną siłę umy­słową i nie boi się niczego. Opo­wia­da­nie kłamstw, two­rze­nie opi­sów nie­zgod­nych z rze­czy­wi­sto­ścią jest Gai zupeł­nie nie­po­trzebne.

Tre­vize par­sk­nął.

– Wobec tego dla­czego trzy­ma­cie mnie cały czas z dala od swych zapi­sków? Podaj mi jakieś sen­sowne wyja­śnie­nie.

– Oczy­wi­ście. – Wycią­gnęła przed sie­bie ręce, dłońmi do góry. – Nie mamy żad­nych zapi­sków.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Tytuł ory­gi­nału: Foun­da­tion and Earth

Copy­ri­ght © 1986 by Night­fall, Inc.

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2013, 2017, 2021

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor serii: Piotr Her­ma­now­ski

Redak­tor: Bła­żej Kem­nitz

Opra­co­wa­nie gra­ficzne serii i pro­jekt okładki: Jacek Pie­trzyń­ski

Ilu­stra­cja na okładce

© John Har­ris

Wyda­nie II e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Fun­da­cja i Zie­mia, wyd. II popra­wione, dodruk, Poznań 2014)

ISBN 978-83-7818-213-9

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer