- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.hitektonicznych zabytków Madagaskaru, powstaje - Jak nazywa się ten budynek, w którym pokazuje się stare przedmioty? - pyta Pierre. Muzeum jest czymś egzotycznym nawet dla tak wykształconego, otwartego i bystrego Malgasza jak on. Niewiele tu historii, jeszcze mniej zabytków: pamięć trwa dopóty, dopóki nie rozmyje się w kolejnym pokoleniu; domy rozlatują się w większości po kilkunastu sezonach. Tylko XIX wiek i siedemdziesiąt lat epoki kolonialnej pozostawiły trwałe ślady. Jednym z nich jest bruk, po którym teraz żwawo stąpają moje sandały i gumowe japonki Darka. Na mapie Antananarywy ta odnoga to po prostu ulica, gruba kreska, jeden z wielu utwardzonych szlaków w mieście. Ożywiona, okazuje się gwarnym, trudnym do ogarnięcia mrowiskiem. Chodnik zlewa się z jezdnią, granitowa kostka z piachem i błotem; trąbiące samochody ze sznurem nędznie ubranych pieszych i ptactwem skołowanym całodziennym oczekiwaniem na niechybny koniec. Zagubiony i zafascynowany wzrok wodzi po prowizorycznych warsztatach, zatrzymuje się na bulgoczących garnkach pełnych wodnistej zupy i chińskiego makaronu, nie może oderwać się od tragarzy niosących dziwy wszelakie. Po nozdrzach bije intensywny smród targowych nieczystości. Nieopodal gnijące odpady wpełzają na drogę jęzorem samorodnego wysypiska. Umysł nie dowierza: przecież to nie festyn, a najzwyklejsza codzienność w innym miejscu tego samego świata. Darek niemal prowadzi mnie za niewidzialną rękę poprzez wartki nurt ulicy. Czuję na sobie spojrzenia ludzi o twarzach, których wyraz niczego nie mówi. Czy którejś należy się obawiać? Co myśli szczerbaty tragarz w łachmanach, przyglądający mi się błędnym wzrokiem? Co kryje się za przekornymi uśmiechami dwójki młodzieńców w koszykarskich koszulkach, zaczepiających mnie zza lady swego kramu? Serdeczność? Drwina? - Dobra, wracamy, zaraz będzie maizina - informuje Darek. - Maizina? - Tak, maizina, ciemność. May znaczy spalony. Dla Malgaszów wraz ze zmrokiem wypala się światł Wypala się w mgnieniu oka. Minuta. Tyle musi wystarczyć na pożegnanie dnia. Wprawka w postaci Maroka i dwa dni na miejscu wystarczają, aby przestać czuć się tak nieswojo we wszechobecnej nędzy i brudzie; to dość, żeby przyzwyczaić się do duszącego smrodu spalin wydobywających się trzydziestoletnich citroënów, upchanych na wiecznie zakorkowanych ulicach i dość, żeby zacząć dostrzegać niuanse otoczenia. Dom z rozsypującą się betonową balustradką to nie byle co; kobieta owinięta kolorową tkaniną, z rozpadającymi się klapkami na nogach wcale nie jest biedna - przeciwnie. Malowanemu tradycyjnie na seledynowo, zdobionemu roślinnymi wzorami wózkowi zaprzęgniętemu w zebu warto się przyjrzeć, bo ornamenty to rzadki zbytek. Ryżowe racuchy pieczone na blasze i sprzedawane przy zapylonej ulicy są nie tylko jadalne, ale świeże i bardzo smaczne, a bezzębny chłop siedzący przy drodze na chwiejnym krzesełku pod wyświechtanym parasolem naprawdę sprzedaje ważne doładowania międzynarodowej sieci komórkowej. Także w plątaninie kramów i budek dostrzega się regularność: tu owoce: rambutany, gojawy i papaje; pięćdziesiąt metrów dalej bryły wosku, szczotki z osnówki kokosa i plastikowe szpargały do pielęgnacji domu; jeszcze dalej stosy piankowych materaców różnych rozmiarów i grubości. A ludzki kalejdoskop dalej się obraca: młoda kobieta z plecionym koszem na głowie proponuje kolejnym przechodniom trzymane w nim sadzonki różnokolorowych orchidei. Ktoś ciągnie wózek z sianem dla zebu, ktoś inny wózek z pociętym bambusem. Niski mężczyzna w bejsbolówce pokazuje szklane butelki z żywymi rybkami; siedząc przy workach z ryżem, szwaczka szyje coś na mechanicznym Na wdechu przechodzimy wzdłuż kramów z mięsem, gdzie oprócz smakowitych kawałów wołowiny leżą na słońcu oblegane przez muchy żołądki, krowie języki i wątroby; po ziemi płynie czarna woda z i czując z przerażeniem, że za chwilę będę musiał wziąć oddech, dostrzegam Malgasza niefrasobliwie idącego boso przez czarny szlam. Na targu robimy duże zapasy dla misji. Klimat i żyzna gleba Płaskowyżu sprzyjają rolnictwu. Przywiezione przez kolonizatorów europejskie warzywa znakomicie się przyjęły i już od kilku pokoleń są traktowane jak tutejsze. Na zadaszonej pace pickupa coraz więcej wyplecionych z rafii koszy pełnych marchewek, zielonych papryk, kapusty i ziemniaków. W korku podchodzą do nas pierwsze dzieci, wyciągają umorusane rączki: mechieu, mechieu5! Dwie dziewczynki przyczepiają się do tylnej klapy i chichocząc jadą kilka metrów. Łatwo powiedzieć, że dając żebrzącym dzieciom wyrządza się im krzywdę i hoduje w nich roszczeniowość; trudniej, kiedy zza ścianki paki samochodu wyglądają dwa roześmiane łebki i śliczne, pełne nadziei oczy, które wpatrują się na przemian w ciebie i leżący obok k
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura faktu i reportaż |
Wydawnictwo: | Bernardinum |
Rok publikacji: | 2014 |
Liczba stron: | 348 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.