Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Klara wierszokletka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Sierpień 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Klara wierszokletka - ebook

Dzieci - te mniejsze i te większe - czasami się buntują, a swoją niezgodę na świat wyrażają w najrozmaitszy sposób: robią coś z włosami i ubraniami, słuchają "dziwnej" muzyki, na autorytety wybierają podejrzane indywidua, a czasami, jak bohaterka "Klary Wierszokletki", tracą zdolność mówienia prozą i mówią wyłącznie wierszem, co powoduje, że wpadają w jeszcze większe tarapaty. Czy brat, rodzice, a może ukochany pies, pomogą dziewczynce się z nich wydobyć? Przekonajcie się o tym sami.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7859-209-9
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

CZĘŚĆ PIERWSZA

Dom

O pokoju Klary można było powiedzieć różne rzeczy, ale nie to, że panował w nim ład i porządek.

– Jeśli chcecie wiedzieć, jak będzie wyglądał świat po trzeciej wojnie światowej – często mawiał tata Klary, pan Starski – to chodźcie tutaj.

Reszta rodziny, czyli mama i Borys, brat dziewczynki, śmiali się wtedy, a Klara kwasiła się i mówiła:

– Bardzo śmieszne, bardzo. Tylko dlaczego akurat po trzeciej wojnie światowej, a nie po drugiej?

– Bo druga już była, niemądra dziewucho.

– Zamknij się, nie ciebie się pytałam.

Klara i Borys podobni byli do siebie jak zima i lato, jak dzień i noc. Przede wszystkim Klara była dziewczynką, a Borys chłopcem. Poza tym: Klara, jak się już rzekło, była straszną bałaganiarą, a Borys czyścioszkiem; Borys był prymusem, a Klara ledwie czwórkowa; Borys zawsze był grzeczny i wiedział, co i kiedy można powiedzieć, a Klara przeciwnie – albo obrażała się i milczała, albo kłóciła się z rodzicami i nauczycielami wtedy, kiedy ich „nerwa”, jak mawiał Borys, była już naprężona do granic wytrzymałości. Tylko jedno ich łączyło – rodzice kochali ich jednakowo mocno.

Z punktu widzenia dziewczynki, było oczywiście zupełnie inaczej, skoro to na nią najczęściej krzyczano i to ona najczęściej dostawała kary, a jej brat był chlubą i dumą rodziców.

Myślała o tym wszystkim, leżąc rano w łóżku w swoim pokoju w mieszkaniu na drugim piętrze czteropiętrowego bloku osiedla o zagadkowej nazwie „Tajemnica” i czekając na słowa taty, które w niezmiennej postaci padały każdego ranka. Chociaż dobrze wiedziała, że je usłyszy, to jednak się wystraszyła, gdy znienacka zniszczyły ciszę.

– Klara, wstawaj wreszcie do szkoły! Borys już dawno wstał, umył się i ubrał, a ty jak zwykle jesteś do rosołu!

Miała chęć odpowiedzieć, że nie jest ani do rosołu, ani do pomidorowej, ani do żadnej innej zupy, ale wiedziała, że to zdenerwowałoby tatę jeszcze bardziej. Leżała więc dalej w łóżku i nic nie mówiła. Do nowego dnia nie śpieszyło jej się nic a nic. W łóżku było ciepło i bezpiecznie, a na zewnątrz czekał zły świat. Najpierw trzeba będzie się umyć, potem ubrać, co spowoduje kolejną kłótnię, a gdy przyjdzie czas na śniadanie, zostanie akurat tyle czasu, żeby założyć kurtkę, buty i pobiec do szkoły. Przy śniadaniu też oczywiście nie będzie spokoju, bo tata jak zwykle zrobi to, co sam lubi, a nie ona, w dodatku na pewno pokłóci się z bratem, a tata będzie wrzeszczał, że jeśli się nie pośpieszy, to znowu spóźni się do szkoły. Brat nie będzie chciał na nią zaczekać, więc ona tak się zdenerwuje, że odstawi coś takiego, że tata zabierze jej kieszonkowe albo da szlaban na komputer. To ostatnie robił wyjątkowo chętnie, bo chociaż to ona i Borys dostali komputer na gwiazdkę, to właśnie tata najczęściej z niego korzystał. Tłumaczył się tym, że na komputerze zarabia, robiąc krzyżówki dla czasopism, a oni tylko grają.

– Klara, ile razy mam powtarzać, że masz wstać?! Codziennie to samo! Myślisz, że w końcu się do tego przyzwyczaję?! Jeśli tak, to się grubo mylisz! Masz wstać i koniec!

Głos stawał się coraz głośniejszy, a to znaczyło, że ten, co go z siebie wydawał, zbliżał się nieubłaganie. Klara westchnęła, a pies, który z nią leżał w łóżku, podniósł łeb, a potem całą resztę swojego olbrzymiego cielska.

W tym momencie tata stał już w drzwiach i mówił:

– Pies jest mądrzejszy od ciebie – wie, gdzie leżą granice.

Klara nie wiedziała, o jakie granice chodzi, ale wiedziała, że Franek wstał, bo bał się swojego pana.

– On nic nie wie, on się boi – powiedziała więc i schowała głowę w poduszki. Stamtąd dodała: – A tak naprawdę to ze mną być woli.

Jej własne słowa rozśmieszyły ją i zdziwiły, chociaż nie wiedziała dlaczego.

– A cóż to za szyk? I ten rym? W poetkę się bawisz?

– Uważaj, bo się udławisz – odpowiedziała i zaśmiała się głośno.

Tatę chyba też to rozbawiło, bo chociaż nadal starał się być twardy, to ton jego głosu był już o wiele cieplejszy:

– Miło się gawędziło, ale teraz już wstawaj.

Ta śmieszna sytuacja nie tylko poprawiła dziewczynce humor, ale także dodała jej sił. Wstała szybko i zaczęła się ubierać, w czym umiejętnie przeszkadzał jej Franek, pies rasy bokser. Chociaż skończył już cztery lata, to nadal lubił dokazywać. Był silny i sprytny, a chociaż wyglądał niezwykle groźnie, to nosił w sobie serce przepełnione miłością do wszystkich stworzeń.

O niektórych ludziach mówi się, że nie skrzywdziliby nawet muchy – to bzdura, nie ma takich ludzi. Gdyby jednak ktoś tak powiedział o Franku, nie pomyliłby się ani trochę – Franek naprawdę nie krzywdził much. Obserwował je tylko z wyrozumiałością, chociaż bez większego zainteresowania, i nawet wtedy, gdy siadały mu na łapy, to nadal tylko na nie patrzył. Podobnie traktował ptaki, które gonił tak, by ich nie złapać; żaby, które przenosił w pysku z kałuży do kałuży w stanie nienaruszonym; różne chrząszcze i chrabąszcze, z którymi zabawiał się niezwykle delikatnie; a nawet koty, którym zawsze pozwalał najpierw zejść z drzewa i kawałek pobiec, zanim zaczynał je ścigać.

Klara kochała Franka, a Franek kochał Klarę. Nie słuchał jej i zabierał jedzenie niemal z buzi – to fakt – ale z pewnością ją kochał. Jeśli biła się z bratem, pies zawsze bardziej pomagał jej. Gdy pan Starski udawał, że chce dać córce klapsa, łapał go za rękę. Poza tym, chociaż zasypiał z Borysem, to budził się obok niej, ją najbardziej pocieszał, gdy udawała, że płacze, albo, gdy płakała naprawdę, a także to ją najwylewniej witał, gdy skądś wracali. Czyż nie są to wystarczające powody, by stwierdzić, że pies kochał Klarę ponad wszystko? Według pana Starskiego – nie. Według niego, Franek wyczuwał w Klarze osobę słabą i niesamodzielną, i dlatego tak się nią opiekował. Tłumaczył, że Klara nigdy, nawet wtedy, gdy pies był szczeniakiem, nie starała się nad nim panować, nigdy go nie strofowała, zawsze pozwalała mu na więcej niż powinna, więc teraz, kiedy pies jest już duży, też nie będzie stawiał jej w stadzie ponad siebie. Dziewczynka oponowała, tłumacząc, że pies nie wie, co to znaczy „samodzielna, „nikogo nigdzie nie stawia”, a ich rodzina nie jest „stadem”, ale pan Starski jedynie się denerwował, że ona „jak zwykle nic nie rozumie”.

Obojętnie jednak jakie były powody, dla których Franek zachowywał się tak a nie inaczej, to Klara właśnie jemu żaliła się na zły los i rodziców, i to właśnie w nim znalazła bratnią duszę, a nie w Borysie, swoim – jakby nie było – rodzonym bracie. Czyż mogła więc teraz krzyczeć na swojego ukochanego pieska za to tylko, że nie pozwalał jej się ubrać? Nie mogła. Poza tym to i tak nic by nie dało, bo on jej po prostu nie słuchał.

– No tak – powiedział pan Starski wyłaniając się znienacka zza drzwi – mogłem się tego spodziewać.

Pies podwinął resztki swojego ogona, który mu obcięto w zamierzchłej przeszłości jego niemowlęctwa, i uciekł jak największy tchórz. Dziewczynka, spojrzawszy za nim z wyrzutem, syknęła:

– Zdrajca.

– Śniadanie jest już na stole... – zaczął pan Starski, ale córka mu przerwała.

– Już to mówiłeś, matole – dokończyła za niego i czym prędzej zasłoniła sobie usta dłonią.

Było już jednak za późno, niegrzeczny rym poszedł w świat i dotarł do uszy jej taty.

– Przesadziłaś – powiedział i wyszedł z pokoju.

– Przepraszam – krzyknęła za nim – i o łaskę upraszam!

Oczywiście nic to nie dało, tata nie wrócił. Ubierając się, zaczęła nasłuchiwać odgłosów z kuchni.

– A tej co się stało? – zapytał Borys.

– Tym razem przeszła samą siebie – nie dosyć, że pyskuje, to jeszcze rymuje – odparł tata.

– Ty też – zaśmiał się Borys, a potem zapytał: – Nie czujesz jak rymujesz?

– I ty, Brutusie?

– Nie rozumiem.

– Nieważne. Klara, chodź no tutaj!

Szybko wyszła ze swojego pokoju i stanęła przed ojcem. Pomyślała, że powinna go przeprosić i wyjaśnić nieporozumienie, ale najzwyczajniej w świecie bała się otworzyć usta. Miała niejasne przeczucie, że jak tylko spróbuje coś powiedzieć, natychmiast wpakuje się w jeszcze większe kłopoty.

– Słucham – powiedział tata – co masz mi do powiedzenia?

Klara głowę miała opuszczoną, ale kątem oka i tak zobaczyła mało życzliwy uśmiech brata.

– A ty co tak suszysz zęby? W życiu nie widziałam głupszej gęby.

– Poeta, tylko głowa nie ta – odciął się brat.

– Spokój! – przywołał ich do porządku ojciec. – Zrobimy tak: do końca śniadania nie będziecie się odzywać, a gdy wrócicie ze szkoły, porozmawiamy o waszym zachowaniu. Zwłaszcza z tobą, Klara, będę miał do pogadania.

Chciała się zapytać, czy może najpierw dokończyć się ubierać, ale po pierwsze – tata już opuścił kuchnię, która służyła także za jadalnię, a po drugie – Borys pokazał jej właśnie środkowy palec prawej ręki, przy czym pozostałe palce pozostawały zaciśnięte w pięść, i trzeba było odpowiedzieć na ten gest. Zrobiwszy to, Klara wróciła do siebie.

Ubrania, które przygotowała mama, nie należały do jej ulubionych. Może innym dziewczynkom podobały się sztywne kołnierzyki, ale nie jej. No i ta sukienka... wprost jej brakowało słów, żeby wyrazić swą dezaprobatę. Przez chwilę zastanawiała się co zrobić. Najprościej byłoby ubrać się w przygotowany „garniturek”, zjeść szybko śniadanie i iść do szkoły, dla niej jednak takie właśnie rozwiązanie było najtrudniejsze. O wiele bardziej kusząca była myśl, by przygotowaną garderobę zwinąć w kłębek i wrzucić do szafki, a ubrać się w spodnie i rozciągniętą bluzę. Tata pewnie by niczego nie zauważył, ale mama... Tu też Klarze brakowało słów, by wyrazić to, co mogłoby się potem wydarzyć.

Była więc w przysłowiowej kropce, a czas upływał i do wyjścia z domu pozostawało go coraz mniej. Kręciła się po pokoju, wykonując całe mnóstwo niepotrzebnych czynności w rodzaju układania słoni, które namiętnie zbierała, przekładaniu ubrań z miejsca na miejsce, pobieżnym przeglądaniu czasopism – robiła więc wszystko, tylko nie to, co powinna.

– Nie założę tego, do diabła jasnego! – krzyknęła wreszcie desperacko, bo już nie mogła dłużej wytrzymać ciśnienia, które rozsadzało jej zbuntowane serce.

Odpowiedziała jej cisza, z czego była wielce zadowolona, bo nie podobało jej się to, co powiedziała. Pomyślała też, że w obliczu tego, co się z nią zaczęło dziać, nie ma najmniejszego znaczenia w co się ubierze. Ubrała się więc w to, co przygotowała mama, po czym wróciła do kuchni zjeść śniadanie.

Borys już je kończył, więc pokazała mu język. Wyglądało na to, że znowu ją zostawi i będzie musiała do szkoły iść sama, a tego bardzo nie lubiła.

– Borys – wyszeptała skruszonym tonem – zaczekasz na mnie? Nie powiem ani tacie, ani mamie.

– O czym?

– O spóźnieniu twym i mym.

– Mów normalnie.

– Inaczej nie potrafię, chociaż wiem, że skończę marnie.

Brat zrobił wielkie oczy i krzyknął:

– Tato!

– O co chodzi?! – zapytał tata z kuchni.

– Klara rymuje! – odkrzyknął Borys.

– Dajcie mi święty spokój!

– Ale ona naprawdę rymuje!

– No i co z tego?!

– Ona mówi, że inaczej już nie potrafi!

Tym razem tata nawet nie odpowiedział.

Po chwili oczekiwania Borys poprosił:

– Powiedz coś.

– Proś – odrzekła Klara.

– Proszę.

– Swojego brata nie znoszę.

– To było łatwe. Gdybyś chciała, mogłabyś odpowiedzieć normalnie. Powiedz coś do słowa „akumulator”.

– Jesteś zwykły amator.

Borys miał pecha, bo akurat pił kakao, więc się nim zakrztusił. Kiedy już opanował śmiech i złapał oddech, powiedział:

– To ci się udało, ale jeszcze ci nie wierzę.

– Bo jesteś paskudne zwierzę.

– Tato! Chodź tu szybko!

Czekając na ojca, rodzeństwo obserwowało się badawczo. Chłopiec był zdziwiony i niedowierzał własnym uszom, a dziewczynka czuła się trochę niepewnie, była nawet lekko zawstydzona, w sumie z obawą czekała na reakcję rodziny na jej rymotwórcze własności.

– Mam nadzieję, że to coś poważnego, bo jak nie... – pan Starski zawiesił głos stając w kuchennych drzwiach.

– Klara, powiedz coś do taty.

Klara milczała.

– No powiedz coś.

Klara nadal milczała.

– Jesteś nienormalna. Tato, zapytaj ją o coś.

– Niby o co?

– O cokolwiek.

– Myślicie, że ja nie mam nic innego do roboty, tylko...

– Proszę cię, zadaj jej tylko jedno pytanie.

– No dobra – zgodził się w końcu pan Starski i zapytał: – O której wracasz ze szkoły?

Jego córka wzruszyła ramionami, a on wyszedł, nie powiedziawszy ani słowa.

– Dlaczego się nie odezwałaś? Nie miałaś rymu, tak? – zapytał ją brat.

– Rymów mi nigdy nie brak – odpowiedziała.

– To dlaczego?

– Dla dobra mego.

– Tato! Ona znowu rymuje! – głośno krzyknął Borys, a do siostry ciszej powiedział: – Tylko teraz nie nawal.

Ale pan Starski nie miał zamiaru reagować na wołania syna.

– Jeśli zawołasz tatę – zaproponował siostrze brat po chwili – to zaczekam na ciebie i razem pójdziemy do szkoły.

Dziewczynka przemyślała to sobie i głośno powiedziała:

– Chodź tu, ojcze mój, bo cię woła córka i syn twój! Przybywaj tu raz dwa, bo Klara dla ciebie niespodziankę ma.

To wszystko mówiła z pewnym niedowierzaniem, jakby dziwiła się własnym słowom. Kiedy skończyła, uśmiechnęła się do brata, a zaraz potem z jej oczu popłynęły łzy.

– Dlaczego płaczesz? – zapytał.

Ona jednak nic nie odpowiedziała. Bała się, że jeśli się odezwie, znowu będzie rymowała. Nie wiedziała co się dzieje. Do jej starych kłopotów doszły nowe, w dodatku zupełnie niezrozumiałe.

– Tato! Klara płacze!

Po chwili do kuchni wszedł pan Starski.

– Co się stało? – zapytał siadając na taborecie. – Dlaczego ona płacze?

– Zapytaj się jej – zaproponował ojcu syn.

– Dlaczego płaczesz, co się stało?

Dziewczynka znowu milczała.

– Jeśli mi nie powiesz, to jak mam ci pomóc?

Tata miał rację, jednak Klara nie wiedziała jak ma ojcu wytłumaczyć fakt rymowania. W końcu doszła do wniosku, że wystarczy, że się odezwie i wszystko będzie jasne. Otworzyła więc usta, a po chwili usłyszała swój smutny głos:

– Sprawy mają się tak: prozy w mej mowie brak.

– Nieźle – odrzekł tata – ale nadal nie rozumiem, dlaczego płaczesz.

– Bo ciągle rymuję, chociaż z tym wojuję! – wrzasnęła przez łzy.

Tata chwilę popatrzył na nią w milczeniu, potem przeniósł wzrok na meble, potem na okno, a w końcu powiedział:

– Możliwe, że inne dzieci mają więcej swobody, ale ja mam wrażenie, że wy jej macie i tak za dużo. Nie wiem co chcecie zyskać, grając tę komedię, jednak...

– Tato, to nie jest żadna komedia, ona naprawdę nie umie mówić inaczej, przysięgam ci to – przerwał ojcu Borys.

– W porządku, w takim razie powiedz mi, Klaro, co leży na stole?

Klara spojrzała na ojca zdziwiona. Ten ją ponaglił:

– Po prostu patrz na stół i mów co widzisz.

– Widzę słoiczek miodu, który dobrze jest jeść za młodu; widzę kubek mleka, co na mnie czeka, kubek kakao, którego Borysowi ciągle mało; a także chleba kilka kromek, żeby z Borysa nie wyrósł ułomek.

Kiedy skończyła mówić, brat miał minę „a nie mówiłem?”, z kolei tata z trudem powstrzymywał śmiech. W końcu nie wytrzymał i zaśmiał się głośno, a ona na powrót zaniosła się płaczem.

– Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać. Mówisz tak zabawnie.

– Tato – zwrócił mu uwagę Borys, starszy od Klary o dwa lata – chodzi o to, że ona wcale nie chce mówić zabawnie.

– Chcecie mi wmówić, że ona nie udaje?

– Możesz przemierzyć wszystkie kraje, a nie znajdziesz drugiej takiej. Na względzie więc me słowa miej i ze mnie nie śmiej się.

To podziałało. Słowa w połączeniu z okolicznościami w jakich zostały wypowiedziane, zrobiły na panu Starskim właściwe wrażenie. Klara mówiła ze smutkiem w głosie, niemal bojaźliwie, jakby bała się tego, co za chwilę może powiedzieć, a przecież to, co mówiła, było śmieszne. W dodatku mówiła językiem, jakiego po niej nie można się było spodziewać. Oto dlaczego jej ojciec otworzył teraz buzię ze zdumienia i nie wiedział co powiedzieć.

Widząc, że jego poważna mina robi na córce jeszcze gorsze wrażenie niż śmiech, uśmiechnął się na powrót i rzekł:

– Nie przejmuj się, to na pewno nic poważnego; niedługo ci to przejdzie. Patrz, ja też potrafię: córka ma niemądra... rymuje jak flądra.

Pan Starski, jak tylko chciał, potrafił rozśmieszyć. Przeważnie bywał srogi i ponury, ale zdarzało mu się od czasu do czasu wywołać w swoich dzieciach wybuchy śmiechu. Tak było i tym razem, więc zadowolony z siebie wyszedł z kuchni, a zanim to zrobił, powiedział:

– Dokończcie śniadanie, idźcie do szkoły, tam starajcie się nie podpaść, a ja będę zarabiał pieniążki. Mam na dzisiaj bardzo dużo pracy i wolałbym, żebyście mi nie przeszkadzały. Zgoda?!

– Zgoda – odrzekły dzieci chórem.

Szkoła

Klara i Borys często zastanawiali się, czy to dobrze, że do szkoły mają tak blisko. Gdyby mieli dalej, być może tata woziłby ich tam samochodem, a może nawet by im pozwolono dojeżdżać autobusem, co byłoby fajniejsze od przymusowych spacerów. Z drugiej strony, dzięki temu, że mieli tak blisko, mogli dłużej pospać, co nie było bez znaczenia zwłaszcza w przypadku dziewczynki. Tym razem nie roztrząsali tego problemu. Klara szła nadąsana, a jej brat milcząc zerkał na nią podejrzliwie z ukosa.

– I czego się smęcisz? – zapytał za pierwszym zakrętem.

– Bo mnie męczysz.

– Ja na twoim miejscu cieszyłbym się, jak diabli. Będziesz hitem w szkole.

– Nie chcę być hitem, matole.

– No, no, za dużo sobie pozwalasz.

– A ty cwaniaczka odwalasz – odgryzła się dziewczynka.

– Spójrz na to tak – zaproponował chłopiec – wkrótce cały świat dowie się o twoich możliwościach i staniesz się sławna. Nie rozumiesz? Sława – pieniądze. Pieniądze – lepszy komputer, więcej cukierków, wycieczki za granicę, nowe gry, nowy telewizor...

Ale Klara nie chciała być ani sławna, ani bogata. Klara chciała być normalna.

– Zarobisz kupę szmalu – kontynuował jej brat. – Z takimi zdolnościami możesz zostać poetką albo zatrudnić się w cyrku. Może do telewizji cię wezmą? Albo do jakiegoś kabaretu? Jedno jest pewne – świat musi o tobie usłyszeć. Chcesz, to zostanę twoim menadżerem.

Klara nie wiedziała, o co chodzi Borysowi, ale coś jej mówiło, że o nic dobrego. Poza tym miała teraz co innego na głowie – szkoła była coraz bliżej, dzieliło ich od niej zaledwie pięćdziesiąt metrów, a potem koleżanki, koledzy, nauczyciele... Strach pomyśleć, co będzie się działo. Na przykład Magda – idzie teraz po drugiej stronie ulicy, ale zaraz przejdzie na ich stronę i przywita się. Wtedy wszystko się wyda. Nie przywitać się? Prędzej, czy później, trzeba będzie się odezwać, nie można wiecznie milczeć. Pal sześć dzieciaki, ale nauczyciele! Oczami wyobraźni zobaczyła siebie w gabinecie dyrektora. On chodzi wokół niej jakby oglądał dziwne a groźne zwierzę i mówi: Panna Klara myśli, że szkoła to kabaret? Panna Klara grubo się myli.

– Co cię tak śmieszy? – zapytał Borys.

Siostra by mu opowiedziała, ale właśnie podeszła do nich Magda.

– Cześć.

– Cześć.

– Co słychać?

Borys spojrzał na Klarę, ale ona nie zamierzała się odzywać.

– Znowu się pokłóciliście?

Pytanie Magdy nie padło bez powodu – rodzeństwo często się kłóciło i potem nie rozmawiało nie tylko z sobą, ale i z innymi dziećmi.

– Jak sobie chcecie – powiedziała dziewczynka i przyspieszyła kroku.

– Zaczekaj – krzyknął za nią Borys – nie bądź taka obrażalska.

– A będziecie ze mną rozmawiać?

– Ja na pewno.

– A Klara?

– Niech ci sama powie.

– Klara, obraziłaś się na mnie, że się nie odzywasz?

– Upierdliwa bywasz.

– Sama tego chciałaś – powiedziała Magda i szybko odeszła.

– Widzisz, co narobiłaś? – zdenerwował się Borys.

Tego Klara nie przewidziała – Magda obraziła się na nią tylko za to, że powiedziała do niej wierszem. Jeśli tak ma wyglądać ich przyjaźń, to trzeba będzie za nią podziękować.

– I dobrze bardzo – powiedziała więc – mądrzy ludzie takimi przyjaciółkami gardzą.

– Nie rozumiesz, że ona pomyślała, że sobie z niej lecisz?

– Uważaj, bo i ty z mego serca wylecisz.

Borys pokiwał głową z dezaprobatą. Nie podzielał zdania siostry. Uważał, że jest niesprawiedliwa, i że swoim zachowaniem napyta sobie biedy.

Ona z kolei wiedziała, że brat ma rację, ale jak zwykle wolała denerwować się na kogoś innego, niż szukać winy po swojej stronie.

Spotkanie z Magdą było tylko wstępem do tych wszystkich nieprzyjemności, które czekały na dziewczynkę w szkole. Musiała witać się z koleżankami, odpowiadać na ich pytania, a także przyjąć ataki tych dziewczyn, które Magda zdążyła zbuntować przeciwko niej. Z początku próbowała ignorować wszelkie zaczepki, ale wtedy mówiono, że jest tak ważna, że nawet nie chce z nikim rozmawiać.

– Patrzcie jaka ważna, nawet odezwać się nie chce.

– To pewnie dlatego, że jest mądrzejsza od nas.

– I ładniejsza.

– Jest po prostu super.

– Gdzie nam do niej.

– Nie pogadasz, po prostu nie pogadasz.

– Za wysokie progi na nasze nogi.

Ironia była wyraźna i bolała Klarę bardziej niż myślały jej koleżanki. Czyż mogła jednak powiedzieć im prawdę? W końcu jednak będzie musiała, więc może lepiej zrobić to od razu?

– „Raz kozie śmierć” – pomyślała, a głośno powiedziała tak: – Bardzo się mylicie i wierzcie mi, że rymowanie gorsze jest niż gnicie. Nie poradzę nic jednak na to, skoro nie pomógł mi nawet mój tato, więc zejdźcie ze mnie czym prędzej, bo robi mi się coraz goręcej.

– Brawo, brawo; naprawdę masz talent – podsumowała ją Gosia.

– Klara wierszokletka, Klara wierszokletka... – zaśpiewał ktoś inny, a jeszcze ktoś inny powiedział: – Pani od polskiego ucieszy się, ale co na twoje rymowanie powie matematyk?

Wszystkie dzieci zaśmiały się, a Klarze znowu stanęły łzy w oczach. Najchętniej uciekłaby, gdzie pieprz rośnie, ale nie wiedziała, gdzie to jest. Drażniły ją koleżanki, a perspektywa odpowiadania z matematyki była jeszcze gorsza od tego, co działo się w szatni. Czuła się jak zając, którego z wszystkich stron atakują wilki.

W tym momencie, nieoczekiwanie dla niej samej, przyszła jej do głowy myśl, by zachowywać się tak, jak zawsze. Początkowo wszyscy będą się dziwić i śmiać, ale wkrótce przyzwyczają się i dadzą jej spokój. Zrozumieją też, że nie bawi się ich kosztem, że nie jest zarozumiała, lecz po prostu... Chora?

– „Jeśli rzeczywiście to choroba – pomyślała – to powinnam iść do lekarza, a przynajmniej do szkolnej pielęgniarki. Może to zrobić przed lekcjami? Da mi jakieś lekarstwo i wszystko się skończy.”

– Co tak zaniemówiłaś? – Magda postanowiła niczego jej nie ułatwiać. – Zabrakło ci rymów? Nie łatwo być poetką, co?

– Powiem: pstro. Lecz to tylko początek, teraz rozwinę wątek i posłuchaj pieśni mej, której pozazdrościć mógłby mi sam Rej. Przyjaciółkę w tobie miałam, ale widzę, że nabrać się dałam. Prawda taka jest, że twe chamstwo ma dziś wielki gest. Opuszczam więc cię i w ten sposób kończę grę.

Ledwie Klara skończyła mówić, natychmiast się odwróciła i szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia z szatni. Cisza, którą zostawiała za sobą była najlepszym komentarzem tego, co się wydarzyło. Gdyby się teraz odwróciła, z pewnością zobaczyłaby wiele opadniętych szczęk.

W drzwiach minęła się z Jolą, słynnym rudzielcem, pośmiewiskiem całej klasy, a może i szkoły. Gdyby Jola miała tylko rude włosy, może byłaby nie wyróżniającą się niczym szczególnym dziewczyną, ale ona nosiła też okulary w niemodnej oprawce, chodziła biednie ubrana, a książki i zeszyty przynosiła do szkoły w plecaku po starszym bracie. Poza tym była ogólnie znienawidzonym kujonem. Teraz Klara dostrzegła coś jeszcze: w oczach Joli był smutek i strach; coś, co ona, Klara, poznała przed chwilą. Uśmiechnęła się więc do dziewczynki, a ta ze zdziwienia aż otworzyła usta.

– „A to się porobiło – pomyślała Klara – jeszcze zaprzyjaźnię się z „Wiewiórą.”

„Wiewióra” było to przezwisko Joli, jak łatwo się domyśleć, nadane jej z powodu koloru włosów. Nie wszystkie dziewczynki z klasy Klary miały przezwiska. Ona, Magda i Gosia nie miały. Do niedawna, bo dzisiaj Klara dołączyła do tych z przezwiskami. Klara Wierszokletka – wkrótce cała szkoła będzie tak na nią mówić.

Ta myśl spowodowała, że do gabinetu pielęgniarki dziewczynka zapukała ze złością, czyli zbyt głośno.

– Proszę.

– Zastrzyków nie znoszę – szepnęła, zamykając za sobą drzwi.

– Możesz powtórzyć? Nie dosłyszałam.

– Zamiar taki miałam: wszystko szczerze opowiedzieć i o mej chorobie prawdy się dowiedzieć.

– Pięknie rymujesz, ale wolałabym, żebyś mówiła prozą.

– Zaraz powieje grozą. Z prozy nici – wierszokleci nawet, gdy bici, rymują we dnie i w nocy bez niczyjej pomocy.

Pani pielęgniarka wreszcie podniosła głowę znad formularzy, które wypełniała. Jej młodej twarzy uroku dodawały długie blond włosy. Klara zawsze patrzyła na nie z podziwem, ale dziś nie miała czasu zastanawiać się, czy by do niej pasowały bardziej niż jej własne.

– To jakiś żart, prawda?

Dziewczynka wiele by dała, żeby tak było w istocie. Ponieważ jednak to nie był żart, spuściła oczy i posmutniała jeszcze bardziej.

– Więc co cię do mnie sprowadza? – kontynuowała pielęgniarka.

– Rymowanie w me życie zamieszanie wprowadza. Proszę mnie wyleczyć, bo znowu będę beczeć.

– Trzeba przyznać, że poczucia humoru ci nie brakuje. Musisz jednak wiedzieć, że ja tu pracuję. Proponuję, żebyś wzięła kartkę, długopis...

To nie miało sensu, w gabinecie pielęgniarki Klara jedynie traciła czas. To, że wyszła, nim tamta dokończyła zdanie, było naturalnym odruchem. Pielęgniarka oczywiście obraziła się i krzyczała za nią „wredna smarkata” i „jeszcze tu wrócisz”, a przecież Klara szukała pomocy, a nie zaczepki. Zresztą, wyszła stamtąd w samą porę, bo właśnie rozległ się dzwonek na lekcje.

Zajęła swoje miejsce obok Magdy i modliła się, żeby pani jej nie zapytała. Miałaby wtedy nie lada dylemat: milczeć i dostać jedynkę lub uwagę do dziennika, czy odezwać się i też dostać jedynkę i uwagę? Niby żadna różnica, ale tylko niby.

Wtem, nieoczekiwanie dla Klary, pani powiedziała:

– Magda? Słucham, co chcesz powiedzieć?

Magda spojrzała na Klarę, a potem wstała i powiedziała:

– Klara mówi piękne wiersze.

– To bardzo ładnie z jej strony. Usiądź, proszę, i pozwól mi prowadzić lekcje.

– „A dobrze ci tak – pomyślała nasza bohaterka – przygotowałaś zemstę, ale nic ci z tego nie wyszło. Na drugi raz pomyśl, zanim coś zrobisz.”

Dalsza część polskiego minęła bez rewelacji. Oczywiście niemal cała klasa popatrywała na Klarę od czasu do czasu, ale nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Do momentu kiedy pani zaczęła omawiać wiersz.

– Skoro jesteśmy przy poezji – powiedziała – to może zarecytuje nam coś panna Starska? Podobno piszesz wiersze?

– Ona nie pisze, ona mówi – wtrąciła się Magda.

– W każdym razie chodzi o wiersze – pani postanowiła być ugodowa – i nie ma potrzeby, żebyśmy kłóciły się o szczegóły.

W tym momencie Klara powinna wstać i powiedzieć jakiś wiersz, jednak aż nadto dobrze wiedziała, że nie wszystko, co ma rym, jest poezją. Nie chciała się zbłaźnić. Z drugiej strony, chętnie utarłaby nosa Magdzie.

Ostatecznie wstała i jednym tchem wyrzuciła z siebie:

– Nie lubię rymować, wolę śpiewać lub malować. Co jednak mam zrobić – czy mam się za to pobić?

– Mam wrażenie – powiedziała pani po chwili ciszy – że lubisz rymować. Nie wiem tylko, czy to ma jakiś sens.

Nie miało. Jak jednak Klara miała o tym powiedzieć nauczycielce, wierszem? To już wolała milczeć do końca polskiego.

Wreszcie przerwa, upragnione dziesięć minut wolności. Można iść do sklepiku i kupić słodycze, można rozmawiać z koleżankami, ganiać po korytarzu, można robić wiele wspaniałych rzeczy. Po prostu dziesięć minut szczęścia pomiędzy jednymi czterdziestoma pięcioma minutami tragedii a drugimi. Ale nie tym razem. A przynajmniej nie dla naszej bohaterki.

– Klara Wierszokletka, Klara Wierszokletka...

– Klara, powiedz coś.

– Klara, jak ty to robisz?

– Klara, a co zrobisz, jak cię ksiądz zapyta na religii?

Mniej więcej takie właśnie słowa dochodziły do uszu dziewczynki. Jak by tego było mało, zjawił się też przy niej Borys z kolegami i poprosił, żeby pogadała z nimi przez chwilę. Dawał jej przy tym jakieś znaki – ni to zaklęcia, ni to groźby – i najwyraźniej mocno mu zależało na tym, żeby siostra nie grymasiła.

Ale ona nie miała ochoty na żadne pogaduszki. Prawdę mówiąc najchętniej zapadłaby się pod ziemię.

– Przepraszam was na moment – powiedział Borys do kolegów, a potem zwrócił się do siostry: – Klara, pozwól na chwilkę.

Ona, gdy odeszli w bezpieczne miejsce, zapytała:

– O co ci chodzi? Coś ci się rodzi?

– Co ty wyczyniasz? Dlaczego milczysz? Założyłem się z chłopakami, że będziesz gadała wierszem, a ty co? Wiesz ile forsy mogę przez ciebie stracić? Podzielimy się oczywiście kasą, ale teraz idź i pogadaj z nimi.

W tym momencie dziewczynka chętnie kopnęłaby brata w kostkę. Widocznie wyczytał coś takiego w jej oczach, bo powiedział:

– Patrzysz na mnie jak bym ci ojca i matkę zabił. Co ja ci takiego zrobiłem? Martwię się o ciebie i chcę zarobić dla nas trochę forsy. W tym trudnym okresie na pewno będzie ci potrzebna. Pomyślałaś chociażby o leczeniu?

Tego było już za dużo. Klara nie wytrzymała i naprawdę kopnęła brata w kostkę. On stanął na jednej nodze i zawył jakby został śmiertelnie zraniony.

– I kto lekarza potrzebuje? – zapytała. – Pazerność bólem skutkuje – i odeszła.

Postanowiła, że skryje się na ostatnim piętrze, jednak zanim tam dotarła, zadźwięczał dzwonek na lekcje. Pognała co sił do swojej klasy, ale było już za późno – pan od matematyki już tam był. Stał świadomy swej władzy pod tablicą i patrzył na nią groźnie.

– Panna Klara Spóźnialska – przywitał ją – co masz na swoje usprawiedliwienie?

Wolała milczeć.

– Myślisz, że milczeniem się wykpisz?

Pan od matematyki był mężczyzną w średnim wieku, średniej budowy ciała i w ogóle był średni aż do przesady. Klara go nie lubiła prawie tak bardzo jak przedmiotu, którego uczył. Nie lubiła go przede wszystkim dlatego, że był surowy, bezlitosny i niezwykle konsekwentny – jak się czegoś uczepił, to nie było mowy, żeby puścił.

– No więc? Słucham, co masz mi do powiedzenia?

Westchnęła i po raz drugi tego dnia powiedziała sobie w myślach „raz kozie śmierć”, a potem głośno i wyraźnie wygłosiła przemowę.

– Spóźniłam się, to fakt, lecz to zwykły nietakt pytać o przyczynę jedenastoletnią dziewczynę. Może byłam w ubikacji – przecież nie wąchałam tam akacji. Może zabłądziłam, a może gdzieś w kącie z bólu się wiłam? Najważniejsze, że jestem tu i mówię to mu.

Powiedziawszy ostatnie słowo, wskazała palcem nauczyciela. Trudno powiedzieć, czy to właśnie ten gest, czy też to wszystko, co powiedziała wcześniej, spowodowało, że ten poczerwieniał mocno i gwałtownie, ale prawdą jest, że tak się stało. Mało tego, na chwilkę także zaniemówił. Wraz z nim zaniemówiła też prawie cała piąta c. Prawie, bo niektórzy uczniowie chichotali pod ławkami stłumionym śmiechem.

Pan od matematyki nie byłby jednak sobą, gdyby w stosunkowo szybkim czasie nie odzyskał głosu i nie zwrócił się do Klary:

– Podaj mi swój zeszyt. Wpiszę ci uwagę i lepiej by było dla ciebie, żeby ją podpisali rodzice, a nie tak, jak poprzednio – ty.

Dziewczynka postanowiła iść na całość i podając zeszyt powiedziała:

– Nie ma sprawy, bez obawy, spełni się to, o czym pan tak marzy i uwagę podpiszą starzy.

Teraz już nikt nie krył rozbawienia. Klasa wprost wyła ze śmiechu. Patrzyli na swoją rymującą koleżankę z wdzięcznością i podziwem. Patrzyli tak dlatego, że ośmieszyła nielubianego nauczyciela oraz dlatego, że zrobiła to w tak wspaniałym stylu.

I wtedy Klara po raz pierwszy dostrzegła w swej przypadłości jej pozytywną stronę. Uśmiechnęła się też do koleżanek i kolegów, i zwracając się do nauczyciela, dała następny popis swych zdolności.

– Przykro mi, że tak się stało, ale mi kłopotów ciągle mało. Przejmować się tym nie mam już siły, mój miły, więc zmieniam front, robię panu afront i na bieg wydarzeń dalszy ciąg czekając oraz od czasu do czasu czkając, tworzę rymy na poczekaniu, które sprawdzają się w praniu, skoro klasa ze śmiechu się pokłada. Tak się bowiem składa, że inaczej nie potrafię. Może pan wezwać nawet mafię, a ja i tak nie przestanę. Chyba, że zasnę. W co jednak wątpię, bo...

– Dość! – wrzasnął nauczyciel. – Dość tego! Wyjdź stąd natychmiast i wróć z rodzicami albo wcale. Zrozumiałaś?

Chciała powiedzieć, że tak, lecz nauczyciel znowu wrzasnął:

– Tylko nic nie mów! Zabraniam! Rozumiesz?! Zabraniam ci mówić! Rozumiesz to?

Ponieważ znowu chciała otworzyć usta, tupnął nogą i syknął:

– Ani mru, mru.

Cóż miała robić? Wyszła z klasy i ruszyła w stronę szatni.

Co powie rodzicom? Prawdę. Oczywiście, że prawdę. Tylko, czy to coś da? Już próbowała rano z ojcem i nic z tego nie wyszło. Może teraz będzie inaczej?

Znowu w domu

Klara stanęła przed drzwiami mieszkania i po raz pierwszy w życiu bała się je otworzyć. Franek wyczuł ją i stał teraz po drugiej stronie i wyraźnie się niecierpliwił. Pomyślała, że przynajmniej jedna istota przywita ją radośnie i weszła do środka.

Pies jak zwykle skoczył na nią, a ona jak zwykle zajęła pozycję obronną w rogu przedpokoju. Na otwartym terenie przewróciłby ją i lizał w nieskończoność, a w rogu miała jakąś szansę. Niezbyt dużą, ale jednak.

– Franek! – krzyknęła – uspokój się!

Pies zdziwił się troszeczkę, bo Klara nigdy na niego nie krzyczała, ale swojego zachowania nie zmienił.

Wtedy do przedpokoju wszedł tata. Franek natychmiast się uspokoił, a Klara zaczęła zdejmować buty.

– Co się stało? – zapytał. – Już skończyłaś lekcje?

Milczała.

– Coś mi mówi, że nabroiłaś. Zgadza się?

Bez słowa wyjęła z plecaka zeszyt do matematyki i podała go ojcu. Ten głośno przeczytał: „Klara zachowuje się nieznośnie. Jest niepoważna, cały czas rymuje, w dodatku używa brzydkich zwrotów. Proszę, aby ktoś z rodziców przyszedł na rozmowę. Lekcja matematyki to nie czas na robienie sobie żartów.” Tacie opadły ręce i to dosłownie.

– Wytłumacz mi to – bardziej zażądał niż poprosił.

Po chwili wahania Klara spełniła jego życzenie.

– Już ci rano mówiłam, że chociaż poetką nigdy nie byłam, teraz przyszedł taki czas, że rymami zamęczam siebie i was.

Ojciec ze zrozumieniem pokiwał głową i powiedział:

– Pójdziesz teraz do swojego pokoju i zostaniesz tam, aż wróci mama. Ja już nie mam na ciebie siły. Mam nadzieję, że pójdziesz po rozum do głowy i zrozumiesz bezsens swojego zachowania.

Miała ochotę zapytać, co ma zrobić najpierw, iść do pokoju, czy do głowy po rozum, na szczęście w porę ugryzła się w język. Leżała potem na łóżku z twarzą w poduszce i rozmyślała nad swoim losem.

Życie Klary, tak, jak każdej dziewczynki, toczyło się na kilku płaszczyznach. Najważniejsze były dwie: dom i szkoła.W szkole miała pozycję dość dobrą. Chodziła ładnie ubrana, miała spore kieszonkowe, uczyła się nie najgorzej, chociaż do prymusów nie należała, była ładna i wygadana – w sumie w zasadzie nie mogła narzekać. Tyle tylko, że często kłóciła się z koleżankami. Nie zawsze wina leżała po jej stronie, ale nie zmienia to faktu, że do kłótni dochodziło bardzo często. Bywały dni, że nie chciała oglądać nikogo ze swojej klasy.

W domu toczyła wojny z bratem i z rodzicami. W krótkich okresach pokoju grała z nimi w „scrabble”, oglądała telewizję, grała na komputerze albo jeździła z nimi do krewnych. Przyczyną konfliktów najczęściej był jej niewyparzony język. Borys uważał – tak, jak rodzice – że na dzieci można krzyczeć. Ona się z tym nie zgadzała, dlatego bardzo często jej uszy atakowane były zwrotami typu: „nie pyskuj!”, „przestań!”, „uspokój się!” i „zamknij się wreszcie!”.

W zasadzie każda czynność mogła stać się zarzewiem wojny domowej. Na przykład słodzenie herbaty – wszyscy mieszali, ona stukała łyżeczką w kryształki cukru, twierdząc, że w ten sposób rozpuści się szybciej. Wszyscy stawiali szklankę z herbatą obok talerzyka z kanapkami, ona herbatę stawiała na tym właśnie talerzyku i często miała potem mokry chleb. Gra w „scrabble” – nie potrafiła się opanować, żeby nie oszukać przy losowaniu liter. Zwykłe siedzenie na kanapie obok brata – jak go nie puknąć i nie kłócić się, że to on zaczął? Może i rzeczywiście nie zawsze była w porządku, ale czyż nie powinni jej tego wszystkiego wybaczać, jeśli ją kochali? Siedziała więc potem nadąsana w swoim pokoju i czuła się strasznie opuszczona i niekochana.

Tak było i teraz.

– „Widzisz, Franek – mówiła w myślach do psa – jakie ciężkie jest moje życie? Nikt mnie nie rozumie i nikt mnie nie lubi. Zawsze tak było, a teraz, z tym rymowaniem... Teraz, to już zupełna katastrofa. Jedyna nadzieja w mamie. Tylko ona może mnie zrozumieć.”

Mama była jej najlepszą przyjaciółką. Klara mówiła do niej „królowo”, ona do niej „księżniczko”. Nie codziennie, oczywiście, ale przynajmniej raz w tygodniu, dopóki się nie pokłóciły. No bo jeśli ona jest księżniczką, najlepszą przyjaciółką mamy, to dlaczego musi zmywać naczynia, odkurzać dywany i sprzątać w swoim pokoju? Klara uważała, że najlepsza przyjaciółka powinna być o wiele bardziej wyrozumiała. Poza tym, czy to takie ważne, żeby w pokoju było posprzątane, lekcje odrobione, książka przeczytana, pies nie karmiony słodyczami, brat nie zaczepiany – czy to wszystko ważniejsze jest od przyjaźni? Dla Klary było rzeczą całkowicie pewną, że nie.

Tata mawiał, że więcej wymaga od innych niż od siebie, ale tata zawsze był przeciwko niej. Był surowy i wymagający. No i wiecznie zapracowany. Teraz też siedział przy komputerze i robił krzyżówki. Przez moment miała ochotę podejść do niego i wytłumaczyć mu to wszystko, co się dzieje, ale przecież, tak naprawdę, ona sama nie wie, co się dzieje. Rymuje – to wie, ale dlaczego? Po co? Jak długo to potrwa i skąd się to wzięło? Poza tym już próbowała z nim rozmawiać i to nie raz.

– „Ty to masz dobrze – znowu zagadała w myślach do psa – żadnych obowiązków, nic tylko zabawa, jedzenie, zabawa... Nawet, gdybyś zaczął rymować, to nikt by się o tym nie dowiedział, bo nie umiesz mówić.” – Potem wstała i zabrała się za sprzątanie pokoju.

W tym momencie bardzo sobie współczuła, ale jeszcze bardziej się wściekała. Już taki miała charakter, że wolała krzyczeć, a nawet bić, niż rozmawiać, tłumaczyć, czy chociażby spokojnie czekać. Dlatego teraz to jej sprzątanie polegało na ciskaniu ubraniami, książkami, lalkami i w ogóle wszystkim, co jej wpadło w ręce.

Usłyszał to tata. Wszedł i niby spokojnie powiedział:

– Uspokój się.

Powiedział to takim tonem, że Klara wolałaby, żeby wrzeszczał. Wiedziała z doświadczenia, że było to ostatnie ostrzeżenie, potem kto wie, co by się stało. W tonie jego głosu było coś takiego, że uspokoiła się natychmiast chociaż wciąż bardzo było jej siebie żal. Franek podzielał jej smutek i liżąc ją po rękach popiskiwał cichutko, jakby prosił, żeby się uśmiechnęła. Wyglądało na to, że tylko on ją rozumie i tylko on jest jej prawdziwym przyjacielem. Nie licząc mamy. Czekając na nią, a litując się nad sobą, zasnęła. Śniła o lekarzu, który przepisał jej „tabletki od rymowania”.

Nie wie, jak długo to trwało, w każdym razie obudziły ją głosy dochodzące z kuchni. Obudziły niecałkowicie. Klara ma wrażenie, że bardziej obserwuje, co się dzieje, niż w tym uczestniczy.

– Porozmawiaj z nią, mi już nie starcza cierpliwości.

– Ledwie człowiek wróci z pracy, a już czekają na niego kłopoty. Obiad – nie zrobiony, córka – zamknięta w pokoju za rymowanie, miska psa – pusta. Czym jeszcze mnie uraczysz?

– Mówiłem ci, że mam masę pracy. Te krzyżówki miały być na wczoraj.

To mama rozmawia z tatą. Klara nie wie tylko, co zostało powiedziane zanim się obudziła.

Powinna wstać i pobiec do swojej najlepszej, a może nawet jedynej przyjaciółki, czy zaczekać na nią? Można się nie doczekać, bo mama musi teraz zrobić obiad. Jak zwykle jest zmęczona, a tata cały dzień siedział przy komputerze. Na krzyżówkach zarabia więcej od mamy, która pracuje na poczcie, ale męczy się przy tym mniej i mama uważała, że powinien więcej pomagać jej w domu. Teraz kłócili się o to i o nią.

– Puk, puk; można?

To mama. Przywitać się? Lepiej nie.

– Co się stało mojej córeczce? O, jaka smutna.. Nie przejmuj się tak, skarbie.

– Pewnie, pochwal ją jeszcze.

To tata. Klara go nie widzi, tak samo jak i mamy (głowę ma wciśniętą w poduszkę), ale słyszy go doskonale. Wyobraża sobie surowego ojca stojącego w drzwiach i mamę, szczupłą kobietę o dobrej twarzy, włosach obciętych krótko, makijażu delikatnym, uśmiechu łagodnym, a oczach troskliwych.

– Proszę cię, zostaw nas same. My, kobiety, mamy swoje sposoby na dogadanie się.

Tata wychodzi i zamyka za sobą drzwi.

– Znowu nie posłałaś łóżka – mówi wtedy mama – a tyle razy cię prosiłam... O co chodzi z tą uwagą w zeszycie do matematyki? To prawda, że rymowałaś? Dla nauczyciela to wcale nie było zabawne, musisz to zrozumieć. Zrobiłaś źle, ale to jeszcze nie powód, żeby płakać. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

Klara myśli, że nie będzie dobrze, wcale nie będzie dobrze, i jeszcze mocniej wciska głowę w poduszkę.

– Córeczko, dlaczego nic nie mówisz? Księżniczko?

To podziałało na Klarę, jak jakieś zaklęcie. Obudziła się całkowicie i przytuliła się do mamy. Ta powiedziała:

– No już dobrze, dobrze już. Nie ma powodu, żeby tak rozpaczać. Opowiedz mi wszystko po kolei.

– To nie będzie łatwe mamo moja, ale to nie wina twoja, więc nie denerwuj się i wysłuchaj mię.

Słowa córki nieprzyjemnie zaskoczyły panią Starską. Zesztywniała i zaczęła ją strofować:

– Jesteś zupełnie niepoważna. Wyciągam do ciebie rękę, bronię cię przed ojcem, a ty sobie ze mnie żartujesz.

Gdy to mówiła, próbowała wyrwać się z uścisku córki, ale ta trzymała ją mocno.

– Puść mnie, muszę zrobić obiad. Ojciec cały dzień siedział przy komputerze.

Klara trzymała mocno.

– Pięknie rymujesz, ale przecież jesteś już dużą dziewczynką i powinnaś zrozumieć...

– Więc do garów leć – „duża dziewczynka” zdenerwowała się nie na żarty – obiad zrób, nową kieckę kup, o córce zapomnij, tylko czasami wierszokletkę wspomnij.

W tym momencie pani Starska przestała wiedzieć, co myśleć o rymowaniu córki. Jeszcze przed chwilą była na nią za to zła, ale teraz nad złością górę zaczęły brać zdziwienie i podziw.

– Ty słyszałeś jak ona rymuje? – zapytała męża wychodząc z pokoju córki.

– Wolałbym, żeby porozumiewała się z nami prozą – odparł na to pan Starski.

– A może zamiast się na nią złościć, powinniśmy docenić jej zdolności?

– Do chrzanu z takimi zdolnościami. Przez to jej rymowanie tylko kłopotów ma więcej, a ja mniej zdrowia.

– Pewnie tak jej się to spodobało, że nie może się opanować i nie rymować – tłumaczyła córkę pani Starska.

W drzwiach stanęła sprawczyni tego domowego zamieszania, czyli Klara, i powiedziała:

– Jest inaczej zupełnie, siedzi poeta we mnie. Mówiłam już to tacie, ale spłynęło to po nim, jak po więziennej kracie. Dookoła pełno wrogów, czuję się jak mała myszka wśród wielkich krowów.

Tu dziewczynka przerwała, bo jej mama wprost zanosiła się ze śmiechu.

– Kapitalnie, naprawdę kapitalnie – mówiła, cały czas się śmiejąc – jesteś niesamowita. Ja też kiedyś trochę pisałam. Muszę ci jednak powiedzieć, że nie przychodziło mi to tak łatwo jak tobie. Poezja to piękna sprawa. Takie śmieszne wierszyki też mają swój urok.

– Zrobisz wreszcie ten obiad?! – krzyknął tata.

Pani Starska nachyliła się i szepnęła niemal wprost do ucha córki:

– Później porozmawiamy. Jak ojciec jest głodny, to jest zły. Jak jest zły, to trzeba go nakarmić, wtedy nie będzie zły. Dobrze?

Klara kiwnęła głową i wróciła do siebie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: