10,25 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 12,00 zł
Nowelki autorstwa Marka Łukaszewicza to przepełnione kolorytem szkice literackie. Klimaty na pograniczu mistyki, psychoanalizy i baśni wprowadzają czytelnika w obszary realiów i fantazji z dużą dozą autoironii. Ich lektura skłania do refleksji na temat paradoksów życia. Jest to przeredagowane wznowienie wersji papierowej z dodanymi nowymi grafikami ilustrującymi każdą z nowelek.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 29
Marek Łukaszewicz
Nowelki
© Copyright by
Marek Łukaszewicz & e-bookowo
Grafika na okładce: Marek Łukaszewicz
Projekt okładki: Marek Łukaszewicz
Ilustracje: Marek Łukaszewicz
ISBN 978-83-7859-490-1
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
www.e-bookowo.pl
Kontakt: [email protected]
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie I 2015
Konwersja do epubA3M Agencja Internetowa
Szedł zdegustowany ulicami Chinatown. Ani kolorowe wystawy lśniące jedwabiem, ani zapachy kuchennych przysmaków, skądinąd kuszące, nie wzbudzały w nim poczucia radości. Gdy przechodził obok wiszących rzędem lakowanych kaczek, jakieś wariackie poczucie humoru kazało mu pomyśleć:
– Czy nie przyjemniej jest pływać gęsiego w porośniętym rzęsą stawie?
A na widok śmiejącego się dobrodusznie, porcelanowego Buddy, powiedział cicho:
– Dlaczego nie przyniosłeś szczęścia tym milionom jedwabników, które nigdy nie wydostały się na wolność ze swoich więzień z kokonu?
Zawsze tak myślał, zapuszczając się w uliczki chińskiej dzielnicy, taki, ot sobie, utyskujący charakter. Lecz tym razem jego wycieczka, pełna rutynowego filozofowania, została niespodziewanie przerwana. Z malutkiej uliczki, której istnienia dotychczas nie zauważał, wybiegło dwóch młodych Chińczyków. Chcieli pieniędzy, a gdy odmówił, jeden z nich wykonał w powietrzu imponujący cios kung-fu, który złamał solidne skądinąd drzewko. Sądził, że to jego charakter flegmatyka musiał odstraszyć młodocianych agresorów. To pewnie jego spokojny wzrok, sprawiający wrażenie nieustraszonego spowodował, że wyparowali niczym kamfora.
– Może sądzili, że jestem uzbrojony? – pomyślał niewzruszony, zapuszczając się w tę nieznaną mu uliczkę.
Stanął przed sklepem, gdzie obok wielkich, chińskich liter widniał dopisany, jakby naprędce, napis: „Sprzedaż wspomnień”.
– Zapewne jakaś nielegalna palarnia opium – przemknęło mu przez umysł, gdy wchodził do pachnącego kadzidłami wnętrza.
Odziana w karmazynową bluzę, skośnooka sprzedawczyni uśmiechnęła się przyjaźnie.
– Jesteś dla mnie niczym orchidea dla kolibra – pomyślał trochę nieprzyzwoicie. I już na głos rzekł:
– Chciałbym kupić coś niezwykłego.
Ku jego zdumieniu ona odrzekła:
– Kolibry muszą uważać, gdy nieproszone wsadzają swój dziób do cudzego ogrodu.
Tym razem się wystraszył.
– Boję się tego zaklętego miejsca – pomyślał.
Lecz kobieta, znów czytając w jego myślach odpowiedziała:
– W życiu tak naprawdę należy bać się tylko samego siebie.
To go nieco uspokoiło. Po szybkiej, nerwowej transakcji nabył pierwszą rzecz z brzegu – jakąś maść na powieki. Już w domu sprawdził w słowniku znaczenie ideogramów. Otóż maść służyła do przywoływania wspomnień z poprzednich wcieleń. Zaciekawiony nałożył sobie cienką warstwę na zamknięte powieki i wtedy nastąpiła lawina wspomnień. Widział siebie jako chińskiego rikszarza, nieustająco obwożącego bogatych Europejczyków. Podsłuchiwał wszystkie ich rozmowy, by później rozprawiać o nich ze spiskowcami. Wieczorami zaś ćwiczył kondycję fizyczną, która jednak nie na wiele się przydała, gdy wybuchło Powstanie Bokserów. W tych wspomnieniach rikszarza rozumiał i mówił płynnie po chińsku. Pod koniec przypomniał sobie, że jako jeden z pierwszych zginął porwany na strzępy przez armatnią kulę.
Wkrótce opowiedział o tym zjawisku swoim nielicznym przyjaciołom. Niechętnie i z niedowierzaniem, jeden po drugim sprawdzili działanie balsamu. Każdy z nich miał specyficzne, lecz bardzo konkretne retrospekcje z poprzednich wcieleń. Gdy postanowił oddać maść do zbadania w instytucie parapsychologii, ktoś włamał się do mieszkania i wykradł puzderko. Zaś ani uliczka, ani sklep, nigdy nie zostały ponownie odnalezione. Jedynym wiarygodnym dowodem zdarzenia był obcy język, nie wiadomo jakim cudem opanowany do perfekcji przez każdego z przyjaciół.
Las