31,90 zł
Jak nie zagubić się we współczesnym, chaotycznym i pełnym pokus świecie? Jak w pełni efektywnie wykorzystać swe życie? Jak nie marnować czasu, nie dać się zaskoczyć nieszczęściu czy uniezależnić nasze samopoczucie od tego, na co i tak nie mamy wpływu? Odpowiedzi na te i podobne pytania znajdziemy w „Sztuce życia według stoików” Piotra Stankiewicza. Za jej pośrednictwem autor dostarcza czytelnikowi szereg wypracowanych przez Senekę, Epikteta oraz Marka Aureliusza recept, które pomogą nauczyć się „sztuki dobrego życia” i wskażą jak zostać nowoczesnymi stoikami. Dzięki zestawieniu starożytnych cytatów ze współczesnymi realiami, licznym przykładom wziętym z życia i położeniu nacisku na praktyczny aspekt stoicyzmu, niniejsza książka jest nie tylko ciekawą lekcją dotyczącą tej szkoły filozofii, ale też podręcznikiem konkretnego, realnego sposobu myślenia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 624
Piotr Stankiewicz
SZTUKA ŻYCIA WEDŁUG STOIKÓW
Copyright © by Piotr Stankiewicz, MMXIV
Wydanie I
Warszawa
Poprzednicy nasi wynaleźli już lekarstwa na niedomagtania duchowe.
(Seneka, Listy moralne do Lucyliusza, LXIV.8)
Nawet jeżeli nie dajesz wiary mym słowom, spróbuj przynajmniej.
(Epiktet, Diatryby, IV.1)
Książka, którą trzymasz w ręku, stawia sobie prosty i ambitny cel: nauczyć Cię, jak żyć szczęśliwie. Recepta w niej przedstawiona nie jest moim własnym pomysłem – jest to recepta stoicka, a mój wkład ogranicza się do jej systematycznego i dokładnego opisania.
Co to właściwie jest stoicyzm? Jest to pewien sposób życia, wymyślony dwa tysiące trzysta lat temu w Grecji. Jest on – po pierwsze – dostępny dla każdego: każdy może zostać stoikiem i każdy może stać się dzięki temu szczęśliwy. Nie ma tu żadnych ograniczeń, nieważny jest wiek, płeć, orientacja, rasa, narodowość, inteligencja, wykształcenie, światopogląd czy poczucie humoru. Po drugie, stoicki sposób życia sprawi, że będziemy szczęśliwi w każdej sytuacji i w każdych możliwych okolicznościach. Jest to recepta uniwersalna: sprawdzi się zawsze i pomoże na wszystko. Po trzecie, jest to recepta prosta: łatwo jest się nauczyć stoicyzmu, łatwo jest żyć po stoicku i łatwo jest być dzięki niemu szczęśliwym.
Niniejsza książka jest prezentacją tego stoickiego sposobu życia. Jest jego praktycznym i pozytywnym podręcznikiem. Nie ma tu żadnych ogólnikowych wywodów ani nieuchwytnych abstrakcji – bo stoicyzm jest praktyką i konkretnym działaniem. Nie ma tu fachowego słownictwa i nieprzystępnych pojęć – bo stoicyzm jest prosty i zrozumiały, nie ma on nic wspólnego ze słownym hokus-pokus i terminologiczną plątaniną.
Układ książki jest następujący: w 28 kolejnych rozdziałach przedstawiam 28 technik, ćwiczeń, tudzież metod stoickich. Stanowią one narzędzia, dzięki którym możemy sięgnąć po szczęście, a w razie potrzeby rozgonić nasze kłopoty. Każda z nich jest możliwie jasno i precyzyjnie zdefiniowana, każda jest też zilustrowana zaczerpniętymi z życia przykładami. Każdy rozdział rozpoczyna „pigułka”, która przedstawia w skrócie jego treść, a po niej przywołuję kilka lub kilkanaście fragmentów z dzieł starożytnych stoików i każdy z nich opatruję szczegółowym komentarzem.
Struktura ta obmyślona jest tak, by spełnić kilka celów. Po pierwsze, daje ona szeroki wybór stoickich metod. Każdemu co innego może przypaść do gustu i każdy ma szansę wybrać dla siebie coś, co będzie mu odpowiadało. Nie przedstawiam tu jednej i jedynie słusznej drogi do stoicyzmu: dróg jest wiele i można wśród nich wybierać wedle woli. Po drugie, jak pisał Seneka: „jeśli ktoś sądzi, że każdy z tych leków z osobna jest nie dość skuteczny […] to jednak kiedy je […] razem ze sobą połączy, przyzna, że zawierają bardzo wielką skuteczność działania”1. Po trzecie, można tę książkę czytać na kilka sposobów. Można ją czytać po kolei i traktować jako całościowy, spójny wykład stoicyzmu albo też korzystać z niej wyrywkowo i w potrzebie: stąd wyróżnione miejsce cytatów z tekstów klasycznych, stąd pigułki. Są to jakby koła ratunkowe, po które można sięgnąć, by w dowolnej chwili odświeżyć sobie założenia stoicyzmu. Można też czytać rozdziały w takiej kolejności, jaka komu pasuje, można również pozwolić sobie na pewną dowolność wewnątrz każdego rozdziału (choć każdy z nich jest logiczną całością). Można zacząć od spojrzenia na same pigułki, można też stworzyć własną metodę czytania. Stoicyzm jest propozycją dla Ciebie, Czytelniku, i niczego Ci nie narzuca siłą.
Na koniec kilka uwag osobistych. Napisałem tę książkę w duchu zasady, że uczyć innych to najlepsza droga, by nauczyć samego siebie. Z ręką na sercu mogę zaświadczyć, że właśnie dzięki niej stałem się odrobinę lepszym stoikiem. Jeżeli Tobie, Czytelniku, przysłuży się ona w ten sam sposób – będę tylko szczęśliwszy. Jeśli cokolwiek wyda Ci się niejasne bądź niezrozumiałe – jest to jedynie moja wina, nie stoików. A jeśli popadniesz w zwątpienie – pamiętaj, że nie Ty pierwszy. Stoicyzm nie jest przeznaczony dla tych, którzy nie upadli na duchu, ale dla tych, którzy chcą się podnieść. Ta książka nie jest dla tych, którzy nie mają sobie i swojemu życiu nic do zarzucenia, ale dla tych, którzy chcą siebie i swoje życie poprawić. A więc w drogę! Zapraszam.
Wyobrażenie […] jest tą przyczyną, która nas dręczy, i każde zło przybiera tak wielkie rozmiary, na jak wiele je oceniamy.
(Seneka, O pocieszeniu do Marcji, XIX.1)
W PIGUŁCE: Świat, w którym żyjemy i którego doświadczamy, nie jest światem rzeczy i zdarzeń, ale światem naszych wyobrażeń o nich. By być szczęśliwym, trzeba zrozumieć, że o naszym życiu i szczęściu decydują wyobrażenia, a nie rzeczy, których te wyobrażenia dotyczą.
* * *
Treścią naszego życia nie są rzeczy i zdarzenia, ale nasze wyobrażenia o nich (fragment I). Wyobrażenia pośredniczą w postrzeganiu świata, izolują nas od rzeczy i zdarzeń (II). Co najważniejsze, to właśnie wyobrażenia decydują o tym, czy jesteśmy szczęśliwi, czy nie (III). Wyobrażenia odzwierciedlają się w naszym języku i vice versa: używając takich, a nie innych słów, tworzymy określone wyobrażenia (IV). Przyczyn naszego szczęścia i nieszczęścia nie należy nigdy szukać w świecie zewnętrznym, ale w naszych wyobrażeniach o nim (V). Wiemy to stąd, że w przeciwnym wypadku wszyscy musielibyśmy jednakowo reagować na te same fakty, a tak ewidentnie nie jest (VI), a także stąd, że bardzo często cieszymy się z rozmaitych rzeczy lub się ich lękamy, zanim staną się one faktem (VII). Odpowiedzialni za powstanie wyobrażeń jesteśmy my sami (VIII), nie możemy więc sobie w tej materii pozwolić ani na niedbałość, ani na szukanie przyczyn gdziekolwiek indziej niż w nas (IX). Stoicy nie chcą bynajmniej nikogo przekonać, że nie istnieje ból fizyczny, a tylko wyobrażenie o nim (X). Twierdzą jednak, że owszem, istnieją kosztowne przedmioty, ale źródłem oraz przyczyną zawiści i pożądania są wyłącznie nasze o nich wyobrażenia (XI).
FRAGMENT I
Od tego, co sobie […] wyobrażasz, zawisł twój sposób myślenia. Dusza bowiem barwi się wyobrażeniami.
(Marek Aureliusz, Rozmyślania, V.16)
KOMENTARZ: Oto fundamentalna zasada, od której zaczyna się nie tylko nasz pierwszy rozdział, ale też cały stoicyzm: nasz sposób myślenia, funkcjonowanie w świecie i podejmowanie w nim działań, zależą w pierwszym rzędzie od tego, jak ten świat widzimy, zależą od wyobrażeń, które na jego temat sobie tworzymy. Ściślej i bardziej podręcznikowo można to ująć tak: każde nasze odniesienie się do świata (na przykład jakieś działanie lub decyzja) poprzedzone jest pewnym aktem myślowym, zachodzącym w sposób mniej lub bardziej uświadomiony. Innymi słowy, wszystko zaczyna się od pomyślenia o sprawach w pewien określony sposób i wydania o nich pewnej opinii – robimy to nawet wtedy, gdy nie zdajemy sobie z tego sprawy. Wydanie sądów i opinii jest równoznaczne z wytworzeniem sobie pewnych wyobrażeń, które to wyobrażenia stanowią treść naszego doświadczenia. To właśnie jest podstawowa zasada, od której zaczyna się stoicyzm: żyjemy w świecie wyobrażeń, nie rzeczy.
Stoicy nie twierdzą bynajmniej, że nie istnieją te dobrze znane nam rzeczy, takie jak drzewa i gwiazdy, fale na morzu, plotki i pochwały, sława i niesława, pamięć ludzka i zapomnienie. One istnieją niepodważalnie, ale w pewnym oddaleniu od nas. Nie oddziałują na nas bezpośrednio. Jesteśmy od nich odizolowani miękkim kokonem wyobrażeń, który otacza nas i pośredniczy w doświadczaniu świata. Tylko z wyobrażeniami mamy bezpośredni, realny kontakt.
Brzmi to trochę jak paradoks. Bo wyobraźmy sobie, że w piękny letni dzień opalamy się na plaży: czujemy nagrzany piasek, ciepło promieni słonecznych, orzeźwiający chłód wiatru. Nieopodal szumi morze. W jakim sensie mielibyśmy być od tego odizolowani? Gdzie miałyby znajdować się te wyobrażenia, które nas ponoć otulają i we wszystkim pośredniczą? Stoicy odpowiedzą następująco: owszem, słońce nas grzeje, a wiatr chłodzi. Ale to nie one są źródłem naszej radości, nie one są paliwem dla tego, co przeżywamy. A co jest tym źródłem? Nasze wyobrażenia o tych rzeczach. Weźmy inny przykład: ponury grudniowy poranek, kiedy na dworze jest ciemno, a my musimy wyjść z domu na mróz i śnieg. Taka sytuacja wydaje się podsuwać dość nieprzyjemne wyobrażenia, ale jasne jest, że nie musimy się poddawać ich sugestii. Możemy przecież powiedzieć sobie, że chłód i śnieg nie są wcale złe – i możemy w to uwierzyć. Dzieje się tak właśnie dlatego, że między grudniowym porankiem a nami rozciąga się sfera naszych wyobrażeń.
Spójrzmy na to z jeszcze innej strony: wyobraźmy sobie – powiedzą stoicy – że palimy się żywcem, że zostaliśmy poddani torturom (wszystkie filozofie hellenistyczne2 lubowały się w skrajnych przykładach) albo przynajmniej że boli nas ząb. Gdyby nie było różnicy między bólem a wyobrażeniem o nim, jakżeby można było mówić o szczęściu w każdej sytuacji i w każdych możliwych warunkach? Stoicy pokażą nam, że między jednym a drugim jest przestrzeń naszej wolności. Jest ona możliwa właśnie dzięki temu, że rolę bufora między nami a światem pełnią wyobrażenia. Ta myśl jest spoiwem gmachu stoicyzmu, który będziemy omawiać w tej książce.
FRAGMENT II
Zdarzenia stoją poza drzwiami, same w sobie, nic o sobie nie wiedząc, ani się nie wypowiadając.
(Marek Aureliusz, Rozmyślania, IX.15)
KOMENTARZ: Istnieje szczelnie nas otulająca sfera wyobrażeń. Na zewnątrz niej rozciąga się ocean rzeczy i zdarzeń, które dzieją się w świecie, a od których jesteśmy bezpiecznie odizolowani. Marek Aureliusz ilustruje to następująco: oto przebywamy w wygodnym i przytulnym domu, w komfortowym towarzystwie naszych wyobrażeń. To, co znajduje się na zewnątrz, jest od nas odgrodzone, utrzymywane w bezpiecznej odległości przez ściany, okna i drzwi. Nie dochodzi do nas stamtąd żaden hałas i nic nas nie niepokoi. Rzeczy i zdarzenia są nieme, nie są w stanie mówić we własnym imieniu. Dopóki dobrowolnie nie udzielimy im głosu, milczą.
Komfort i wygoda tego domu biorą się stąd, że nie ma w nim nieproszonych gości. Wszystkie wyobrażenia, w których towarzystwie przebywamy i pędzimy swoje życie, zostały do niego przez nas samych wpuszczone i zaakceptowane. Jesteśmy panami własnego domu i własnego świata, na każdą w nim wizytę wydaliśmy osobistą zgodę. Według jakiego klucza i w jaki sposób należy wydawać tę zgodę, by zapewnić sobie szczęśliwe życie – to właśnie będzie treścią tej książki.
FRAGMENT III
[…] bez żadnych wyraźnych oznak, które by zapowiadały coś złego, umysł sztucznie roi sobie fałszywe obrazy: albo tłumaczy na gorsze jakiś wyraz o niepewnym znaczeniu, albo przedstawia sobie […] urazę jako większą, niż jest w rzeczywistości.
(Seneka, Listy moralne do Lucyliusza, XIII.12)
KOMENTARZ: Marek Aureliusz mówił o duszy, która barwi się wyobrażeniami, albo o drzwiach, które utrzymują zdarzenia w bezpiecznej odległości. Seneka mówi zaś o umyśle, przedstawiającym sobie pewne fałszywe obrazy, i próbuje opisać, w jaki sposób te obrazy powstają. Przyjrzyjmy się temu bliżej.
Wiele rzeczy istotnych lubi przez długi czas pozostawać w nierozstrzygnięciu. W zdecydowanej mniejszości jest to, o czym z góry wiemy, jak się potoczy – normą jest mniejsza lub większa doza niepewności. I właśnie w tych rzeczach nierozstrzygniętych z góry, w tych półcieniach i w ciemnych zaułkach, najjaskrawiej widać kluczową rolę wyobrażeń. Wyobraźmy sobie, że idziemy odebrać wyniki badań lekarskich. Póki nie dostaniemy ich do ręki, nie wiemy jeszcze, na co jesteśmy chorzy, ale myśl o tym, że może to być rak albo czarna ospa, potrafi nam skutecznie zepsuć nastrój. Zwróćmy jednak uwagę, że nic się jeszcze nie stało. Stanie się – być może – w przyszłości i wtedy będziemy się musieli z tym zmierzyć. Jak na razie, nie ma żadnego zła, jest tylko wyobrażenie, że zło może przyjść. I właśnie owo wyobrażenie decyduje o tym, czy jesteśmy szczęśliwi i spokojni, czy nie. Koperta z naszymi wynikami ciągle leży w szufladzie u lekarza – jedyne, co mamy, to nasze wyobrażenie o jej zawartości.
Seneka mówi też o „przedstawianiu sobie urazy jako większej, niż jest w rzeczywistości” i można to rozumieć dwojako: albo chodzi o przykrość, którą my komuś sprawiliśmy, albo o przykrość, którą nam wyrządzono. Zacznijmy od tej pierwszej możliwości.
Skrzywdzić drugiego człowieka możemy na nieskończenie wiele sposobów. Niekiedy robimy to świadomie, niekiedy nieświadomie, czasem można by tego uniknąć, czasem nie. Możemy nieumyślnie komuś nadepnąć na odcisk, możemy też dobrze wypaść na rozmowie kwalifikacyjnej i sprzątnąć komuś sprzed nosa świetną posadę. Wszystkie te przypadki mają wspólny pierwiastek: nigdy nie wiemy, jak odebrała to osoba pokrzywdzona, nigdy nie wiemy, co sobie o tej sytuacji i o nas pomyślała. Mogła się poczuć urażona, ale mogła też w ogóle sprawy nie zauważyć. Nigdy nie mamy pewności, ale nagminnie staramy się odgadywać reakcję innych ludzi na podstawie kruchych poszlak, dwuznacznych gestów i niejasnych półsłówek. I raz po raz nadinterpretujemy: ktoś niewiele się danym zdarzeniem przejął, my jednak tworzymy sobie wyobrażenie, że żywi on do nas śmiertelną urazę. Istotne jest nie to, co dany ktoś czuje, ale nasze wyobrażenie o tym. Powtarza się poprzedni schemat: nie zdarzenia decydują o naszym samopoczuciu, ale nasze wyobrażenia o zdarzeniach.
W sytuacji przeciwnej to my będziemy poszkodowani. Kiedy ktoś nam wyrządza krzywdę, nie ma już żadnej zewnętrznej miary urazy, nie ma odniesienia do czegoś, co skryte jest w umyśle drugiego człowieka i dlatego dla nas niedostępne. My sami jesteśmy zarazem pokrzywdzonymi, jak i tymi, którzy do krzywdy mają się w jakiś sposób odnieść. Wydawać by się mogło, że jest to sytuacja łatwiejsza i że nie powinien powstać żaden rozdźwięk poznawczy. Tak jednak nie jest. Wystarczy bowiem odrobina myślowego lenistwa (czy przeciwnie: nadgorliwości w zastanawianiu się nad tym, co się nam przytrafiło), a nasze wyobrażenia znów zupełnie rozbiegną się z tym, co się faktycznie stało. Możemy swoją krzywdę wyobrażać sobie jako nieproporcjonalnie dotkliwą, możemy też zupełnie mylnie interpretować przebieg zdarzeń. Morał jest w obu wypadkach ten sam: ważniejsze od faktów jest nasze o nich wyobrażenie.
FRAGMENT IV
[…] większość tych spraw, z powodu których gniew nas ogarnia, jest tego rodzaju, że są to bardziej urojone urazy niż rzeczywiste krzywdy.
(Seneka, O gniewie, ks. III, XXVIII.4)
KOMENTARZ: Nie bez znaczenia jest używany przez nas język. Dobór słów, którymi opisujemy rzeczywistość i swoje doświadczenia, odzwierciedla sposób, w jaki patrzymy na świat. Co to bowiem miałoby znaczyć, że przyczyną gniewu jest krzywda? Oto ktoś nas okradł. Jeżeli rozgniewamy się i rozzłościmy, najprawdopodobniej będziemy skłonni opisać tę sytuację następująco: „wpadliśmy w gniew, bo nas okradziono”. Tkwi w tym milczące założenie, że między faktem kradzieży a naszym gniewem zachodzi związek przyczynowo-skutkowy. Ale według stoików jest to założenie błędne. Twierdzą oni, że sam fakt bezprawnej zmiany właściciela przez pewne przedmioty nie ma w sobie wystarczającej mocy, by wprowadzić nas w jakiś stan emocjonalny. Przyczyną gniewu nie jest kradzież, lecz nasze wyobrażenie o niej. Mówiąc inaczej: gniewamy się nie z powodu kradzieży, ale dlatego, że uznaliśmy kradzież za coś, co może prowadzić do gniewu. Tak więc: język zdradza niestoika i czyni niestoikiem.
Przyczyną gniewu nie są żadne fakty (takie jak kradzież), ale to, jak je ocenimy i nazwiemy. Sama kradzież nie jest krzywdą – krzywda pojawia się dopiero wtedy, gdy zaczynamy myśleć o kradzieży w kategoriach krzywdy. A złość i gniew pojawiają się dopiero jako reakcja na te myśli. Można to powiedzieć mocniej: przyczyną gniewu nie może być krzywda, bo krzywda nie istnieje. Istnieją tylko pewne fakty i nasze wyobrażenia o nich, a krzywda nie zalicza się do faktów, tylko do wyobrażeń. Nic spośród tego, co się dzieje w świecie, nie jest krzywdą i nie może nią być, póki my tego tak nie nazwiemy. A jeśli niczego nie nazwiemy krzywdą – nie będziemy mieli żadnych powodów do gniewu.
Jest to „mocna” interpretacja przytoczonych wyżej słów Seneki3. Można je również rozumieć nieco inaczej, unikając tego paradoksalnego stwierdzenia, że nie ma czegoś takiego jak krzywda. Ta „słabsza” interpretacja brzmiałaby mniej więcej tak: nazwać kradzież „krzywdą” i wpaść z tego powodu w gniew to tyle samo, co dobrowolnie odstąpić od zasady współmierności między przyczyną a skutkiem. Podobnie jest z wymierzaniem sprawiedliwości: sprawiedliwej i racjonalnej kary będziemy się spodziewać raczej ze strony wyważonego i doświadczonego sędziego niż rozwścieczonego tłumu. Tłum może zlinczować za drobną kradzież, za którą sędzia wydałby wyrok w zawieszeniu. Nie ma tutaj odpowiedniości między skalą zdarzenia a skalą reakcji na nie.
I tak samo w naszym wypadku. Złe nazwanie tego, co się nam przytrafia, to abdykacja rozumu i rezygnacja z logiki. Stwierdzić, że gniewamy się i czujemy nieszczęśliwi dlatego, że coś nam ukradziono, to zabrać władzę roztropnemu i sprawiedliwemu sędziemu i oddać ją szaleństwu wyobrażeń. Szaleństwu, które nie posługuje się żadną logiką i które myli się tylko w jedną stronę: na naszą niekorzyść i na nasze nieszczęście.
Jakiego więc języka trzeba używać? Nie wolno mówić, że jesteśmy nieszczęśliwi, bo coś się stało – trzeba mówić, że jesteśmy nieszczęśliwi, bośmy uznali, że to dla nas źle, że tak się stało. Różnica jest olbrzymia: dostrzeżenie jej jest fundamentem stoicyzmu.
FRAGMENT V
[…] jedni takim, drudzy innym hołdują urojeniom. Ten dopatruje się swego nieszczęścia w chorobie. […] Drugi znowu w ubóstwie, trzeci w tym, że ma zrzędliwego ojca i zrzędliwą matkę, czwarty, że cesarz nie patrzy na niego łaskawym okiem.
(Epiktet, Diatryby, IV.1)
KOMENTARZ: Stwierdziliśmy wyżej, że przyczyną ludzkiego nieszczęścia jest pomieszanie faktów z wyobrażeniami o nich. To właśnie ono burzy naszą wewnętrzną harmonię i duchową równowagę. Jednym wydaje się, że to zły stan zdrowia uniemożliwia im szczęśliwe życie, drugim, że brak pieniędzy, niektórzy obwiniają relacje rodzinne, jeszcze inni winią zbyt niską pozycję społeczną czy polityczną. Stoicy odpowiedzą im prosto i jednoznacznie: to wszystko jest nieprawdą, są to błędnie wskazane przyczyny. Przyczynami zła nie są bowiem ubóstwo ani choroby, ale nasze wyobrażenia o nich.
Powyższe słowa Epikteta można też rozumieć nieco inaczej. Otóż zwraca on uwagę, że złym odruchem, zwyczajem, którego należy się pozbyć, jest już samo szukanie przyczyn nieszczęścia w świecie rzeczy, a nie wśród wyobrażeń. Jest to błędna strategia, skierowanie uwagi w złą stronę. Powinniśmy cały czas pamiętać, że rzeczy i zdarzenia stoją za drzwiami, odseparowane od nas i bez prawa wstępu. Nie należy wychylać się w ich kierunku i zachodzić w głowę, czy aby któreś z nich nie jest winne temu, co dzieje się w naszej duszy. Nie jest. Jeżeli z jakiegokolwiek powodu czujemy się zaniepokojeni lub nieszczęśliwi, przede wszystkim powinniśmy spojrzeć w głąb siebie, w stronę naszych myśli i wyobrażeń. Spojrzenie na zewnątrz, ku rzeczom, zdarzeniom i innym ludziom, powinno zawsze przychodzić dopiero w drugiej kolejności.
FRAGMENT VI
Nie same rzeczy bynajmniej, ale mniemania o rzeczach budzą w ludziach niepokój. I tak na przykład śmierć nie jest żadnym postrachem – w przeciwnym razie to i Sokrates4 miałby o niej takie wyobrażenie – ale mniemanie o śmierci jako czymś strasznym, ono to dopiero postrachem się staje.
(Epiktet, Encheiridion, fragm. 5)
KOMENTARZ: Powiedzieliśmy sobie o pierwszeństwie wyobrażeń przed rzeczami i zdarzeniami, ale nie poświęciliśmy wiele uwagi uzasadnieniu tego. Spróbujmy się nad tym teraz zastanowić, spróbujmy pokazać, dlaczego – zdaniem stoików – tak się właśnie sprawy mają.
Argument, jaki przedstawia Epiktet, jest następujący: gdyby śmierć była straszna „sama z siebie”, wówczas bałby się jej każdy bez wyjątku. Gdyby groza była nieodłączną i nieusuwalną właściwością śmierci, wówczas czułby ją każdy. Doświadczenie uczy jednak, że wcale tak nie jest, że są ludzie (na przykład Sokrates), którzy się śmierci nie bali i nie boją. Źródłem strachu nie jest więc sama śmierć, która jest dla wszystkich taka sama, ale nasze wyobrażenia o niej, tworzone indywidualnie, na własny sposób i na własny rachunek.
Można w tym miejscu zaoponować, twierdząc, że większość ludzi czuje jednak lęk przed śmiercią, a nie boją się jej tylko jednostki wyjątkowo silne. Można twierdzić, że ten lęk jest reakcją odruchową i samoczynną. Przeciwstawienie się jej jest wyjątkiem, a nie regułą.
Co odpowiedzą stoicy? Stwierdzą, że takie zastrzeżenie w żaden sposób nie godzi w stoicyzm. Dla nich bowiem nie liczy się statystyka, nie jest istotne, czy mały, czy duży procent społeczeństwa znajdzie się po tej drugiej stronie, ale że w ogóle można się tam znaleźć. Były jednostki, które się śmierci nie bały – a więc jest to możliwe. I to stoikom wystarcza. Ważne jest dla nich, że nie ma tutaj determinacji absolutnej, że istnieje wolność wyboru i sądu, a wyobrażenia są czymś różnym od rzeczy i zdarzeń. Nie to się liczy, że ludzie na ogół nie kontrolują tego, co myślą, ale że ten, kto chce, ten może kontrolować. Wiemy, że jest to możliwe, skoro byli tacy, którym się udało.
Nasuwa się tu jednak kolejny kontrargument. Można mianowicie zauważyć, że ten, kto dzielnie stawia czoła śmierci, nie musi wcale czynić tak dlatego, że zrozumiał, iż śmierć nie jest sama w sobie niczym złym, ale raczej pomimo tego, że ją za zło uważa. Taki ktoś nie tyle przestał widzieć w śmierci zło, ile nauczył się je pokonywać. Nie przestał się bać śmierci, ale wie, jak ten strach przezwyciężać. Kwestie związane z wyobrażeniami zostałyby na boku, a cała zasługa przypadłaby silnej woli czy też męstwu. Co na to odpowiedzą stoicy?
Odpowiedzą, że mężną postawę wobec śmierci możemy opisać na różne sposoby, ale zawsze jest w niej obecne przekonanie, że śmierć nie jest – a przynajmniej nie musi być – czymś strasznym. To zaś, w jaki sposób dochodzimy do tego przekonania, nie jest (w tym rozdziale przynajmniej) specjalnie istotne. Jednemu się to udaje dlatego, że został stoikiem, innemu dlatego, że był zaprawiony w zmaganiu się z przeciwnościami losu. Nie ma to znaczenia, ważne jest jedynie, że żaden z nich się śmierci nie przestraszył, przez co udowodnili, że nie istnieje konieczny związek logiczny między śmiercią a strachem przed nią.
To rozumowanie, przeprowadzone na przykładzie śmierci, można powtórzyć dla wszystkiego, co może nas spotkać w życiu. Brak pieniędzy nie jest rzeczą samą w sobie złą, bo przecież nie wszyscy go w ten sposób odbierają, są i tacy, których nie przeraża skromny stan portfela czy nawet ubóstwo. Problemy zdrowotne również nie są złe same w sobie, bo przecież są ludzie, których choroba nie przeraża i którzy się jej nie poddają. Obmowa i fałszywe plotki również nie są złe jako takie, bo przecież nie wszyscy się uginamy pod ich ciężarem – są i tacy, którzy potrafią się nimi nie przejmować. Mówiąc krótko: różni ludzie różnie reagują na te same fakty, sytuacje i życiowe okoliczności. Świadczy to o tym, że nie nimi samymi żyjemy, ale wyobrażeniami o nich.
FRAGMENT VII
Otóż takich rzeczy, które nas tylko przestraszają, jest więcej, Lucyliuszu, niźli takich, które istotnie uciskają; i częściej się trapimy urojeniem aniżeli czymś rzeczywistym. […] Radzę ci[…] byś nie czuł się nieszczęśliwy przedwcześnie. Wszak to, czego przeraziłeś się jako wiszącej nad twą głową groźby, może nie nastąpi nigdy, a przynajmniej nie nastąpiło dotychczas. Niektóre rzeczy przeto niepokoją nas bardziej, niż powinny, niektóre dręczą wcześniej, niż powinny, niektóre wreszcie nękają, choć wcale nie powinny.
(Seneka, Listy moralne do Lucyliusza, XIII.4–5)
KOMENTARZ: O tym, że ważniejsze od zdarzeń są wyobrażenia o nich, możemy się również przekonać, zastanawiając się nad ich porządkiem w czasie. Wyobraźmy sobie coś, co ma się rozstrzygnąć w niezbyt odległej przyszłości. Weźmy dla przykładu wspomniane już wcześniej badania lekarskie. Zaczęliśmy czuć się źle, poszliśmy do lekarza, zrobiliśmy badania, teraz czekamy na wyniki. Gdyby źródłem niepokoju miała być diagnoza, to skądże nasz niepokój, zanim ją dostaniemy do ręki? Gdyby przyczyną nieszczęścia była choroba, lęk powinien spaść na nas dopiero wtedy, gdy dowiadujemy się, że jesteśmy chorzy. Dzieje się jednak inaczej: powszechną rzeczą jest martwienie się na zapas, nadgorliwe uprzedzanie niepokojem nadchodzących wypadków. Jest to kolejny dowód, że bieg zdarzeń nie oddziałuje na nas bezpośrednio, ale za pośrednictwem naszych wyobrażeń.
Rozważmy z kolei coś, co zdarzy się na pewno, ale dopiero w przyszłości. Wyobraźmy sobie skazańca oczekującego na egzekucję. O świcie ma zostać rozstrzelany, do tego czasu zostało jeszcze kilkanaście godzin. Gdyby decydujące były fakty, a nie wyobrażenia, moglibyśmy oczekiwać, że ów pozostały czas spędzi we względnym spokoju, bo przecież wykonanie wyroku czeka go dopiero jutro. Wiemy jednak, że trudno jest zachować w takich okolicznościach równowagę umysłu. Decydującą rolę odgrywają bowiem wyobrażenia: myślenie o tym, co ma się wydarzyć jutro, zastanawianie się, jak to będzie. Wyobrażenie o jutrzejszym wydarzeniu potrafi nam skutecznie zniszczyć dzisiejszy spokój.
FRAGMENT VIII
Rzeczy […] same przez się nie mają w sobie siły zdolnej do utworzenia w nas sądu.
(Marek Aureliusz, Rozmyślania, VI.52)
KOMENTARZ: Zdarzenia nie tylko nie narzucają nam żadnego określonego wyobrażenia o sobie, ale również nie mają w sobie mocy, by wytworzyć w nas jakiekolwiek wyobrażenie. Lecz skoro tak, trzeba zapytać, co właściwie jest źródłem wyobrażeń? Odpowiedź jest prosta: odpowiedzialni za ich powstanie jesteśmy my sami.
Jest to kluczowa teza stoicyzmu. Twórcami wszystkich (bez wyjątku) wyobrażeń, którymi żyjemy, jesteśmy my sami. Sprawujemy nad nimi pełną i niepodzielną władzę, żadne wyobrażenie nie powstanie w naszej głowie bez naszej zgody i bez naszego uwierzytelniającego podpisu5. Nikt i nic nie jest nas w stanie zmusić, byśmy pomyśleli coś, czego myśleć nie chcemy, lub byśmy spojrzeli na jakąś rzecz inaczej, niż byśmy sobie życzyli. Logika tworzenia wyobrażeń jest niezmienna i niewzruszona, ostateczny głos zawsze należy do nas, niezależnie od czasu, miejsca i okoliczności. To my musimy udzielić zgody na powstanie każdego wyobrażenia.
Pomyślmy o tym jeszcze inaczej: zdarzenia i wyobrażenia zamieszkują dwa różne kontynenty, oddzielone od siebie cieśniną. Ta cieśnina jest pod kontrolą naszej wolnej woli, będącej jedynym środkiem umożliwiającym przedostanie się z jednego kontynentu na drugi. Ma to zasadnicze konsekwencje: każdy potencjalny pasażer musi prosić nas o pośrednictwo, jeżeli chce tę cieśninę przekroczyć, a my każdemu mamy prawo odmówić. Nie ma tu innej drogi, nie ma skrótu, nie ma możliwości podróży na gapę. Każde zdarzenie bez wyjątku musi poprosić nas o to, byśmy zechcieli sobie o nim wyrobić wyobrażenie, żadne nie może się bez nas obejść. Innymi słowy: w każdym wypadku i w każdych okolicznościach mamy autonomiczne i niepodważalne prawo wytworzenia sobie takiego wyobrażenia, jakie zechcemy – nikt nas tego prawa nie może pozbawić.
Co więcej, jako dysponenci jedynego środka przeprawy przez tę cieśninę, jesteśmy odpowiedzialni za wszystko, co się znalazło po drugiej stronie. Nikt nam tu nie podrzuci kontrabandy, wszystko, co się przedostanie, przedostanie się wyłącznie dzięki nam. Każde wyobrażenie, jakie powstało w naszych głowach, zostało stworzone przez nas samych. Nie ma sensu szukanie winnych czy próba zrzucania odpowiedzialności na okoliczności lub innych ludzi. Odpowiedzialni jesteśmy wyłącznie my sami.
FRAGMENT IX
Ilekroć tedy borykamy się z trudnościami albo wpadamy w niepokój lub smutek, nikogo nigdy nie obwiniajmy o to, lecz siebie samych, to znaczy – nasze własne mniemania.
(Epiktet, Encheiridion, fragm. 5)
KOMENTARZ: Mimo sprawowania przez nas wyłącznej władzy nad wyobrażeniami, notorycznie się jednak zdarza, że przez wspomnianą cieśninę przedostaje się coś, czego byśmy na dobrą sprawę nie chcieli. Nieustannie tworzymy wyobrażenia, z powodu których czujemy się nieszczęśliwi, myślimy sobie rzeczy, które sprawiają nam ból. Jak i dlaczego tak się dzieje?
Przyczyna jest prosta: z naszego prawa do decydowania o wyobrażeniach bardzo często korzystamy niedbale albo w ogóle zrzucamy z siebie odpowiedzialność za decyzje w tej sprawie. Mamy prawo rozporządzać swymi myślami i wyobrażeniami, a często zachowujemy się tak, jakbyśmy go nie mieli. Staramy się wmówić sobie (i innym), że to ktoś inny (lub coś innego) jest odpowiedzialny za to, co myślimy. Każdy i wszystko – tylko nie my. Lubimy twierdzić, że odpowiedzialne są okoliczności, inni ludzie, sytuacja społeczna lub historyczna. Lista możliwych wymówek jest nieskończona. Prawda jednak jest taka, że zawsze zgodę na powstanie takich, a nie innych wyobrażeń podpisuje nasza ręka. Nawet jeśli głowa uchyla się od tego, by tą ręką kierować.
A jeśli głowa się uchyla, to podpisywane decyzje raczej nie będą dla nas korzystne. Dlatego też główną tezą stoicyzmu (i główną tezą tej książki) jest obowiązek i konieczność wzięcia odpowiedzialności za wyobrażenia, które sobie tworzymy. Sztuka życia jest bowiem sztuką właściwego zarządzania wyobrażeniami. I nie będzie szczęśliwy ten, kto ucieka od odpowiedzialności za nie, kto gdzieś na zewnątrz szuka winnego za swój niepokój lub smutek. Winni jesteśmy zawsze my sami, a błąd jest zawsze ten sam: zrzeczenie się odpowiedzialności za własne myśli. Stwórzmy więc pierwszą zasadę: za każdym razem, kiedy jesteśmy nieszczęśliwi, szukajmy przyczyny w naszych wyobrażeniach. Nigdy na zewnątrz, zawsze w sobie. Jesteśmy wściekli, że nas okradziono? Pamiętajmy – przyczyną wściekłości nie jest fakt zmiany właściciela przez pewne przedmioty, tylko to, że uznaliśmy, iż źle się stało, że one właściciela zmieniły. Postarajmy się przyszpilić i nazwać to wyobrażenie, postarajmy się zrozumieć, że wślizgnęło się w naszą duszę coś, na co nieświadomie wydaliśmy zgodę, której nie powinniśmy ani nie musieliśmy wydać.
FRAGMENT X
Ból jest lekki, jeśli opaczne urojenia nic doń nie dodają. I na odwrót – jeśli zaczniesz dodawać sobie otuchy, mówiąc: „Nic to, a w każdym razie coś błahego. Wytrzymajmy, zaraz przestanie” – uczynisz ból lekkim już przez to samo, że tak myślisz. Wszystko zależy od mniemania. […] do mniemania stosuje się też boleść.
(Seneka, Listy moralne do Lucyliusza, LXXVIII.13–14)
KOMENTARZ: Oto woda na młyn sceptyków i nieprzekonanych! „Jakże to, drodzy stoicy? Twierdzicie, że wyobrażenia rządzą bólem? Że wystarczy zacząć myśleć w odpowiedni sposób, a fizyczny ból osłabnie albo w ogóle zniknie? A więc albo nic was nigdy naprawdę nie bolało, albo wasza filozofia jest nic niewarta, a najpewniej i jedno, i drugie! Przecież ból zęba nie zniknie od tego, że pomyślę, że go nie ma. Choćbym sobie to powtórzył w myślach i na głos nawet sto razy, choćbym nawet w to uwierzył – ból od tego nie ustanie, bo on naszym myślom nie podlega”.
Jak na to odpowiedzą stoicy? Problem znoszenia bólu i cierpienia (często kojarzony ze stoicyzmem) będzie się w tej książce nieraz przewijał. Jest on na tyle ważny i trudny, że postaramy się go naświetlić z kilku różnych stron. Jedno z tych możliwych spojrzeń jest następujące. Otóż pochopne zrozumienie powyższych słów Seneki naprowadza na płaską i niewłaściwą, ale często spotykaną interpretację stoicyzmu, którą sceptykowi łatwo jest wykpić. Interpretacja ta sprowadza stoickie antidotum na ból do werbalnego zaprzeczania doznawanemu cierpieniu. „Boli mnie, ale mówię sobie, że ból nie jest złem”, albo: „Boli mnie, ale stworzę sobie wyobrażenie, że nie boli”. Niewątpliwie, gdyby to były rady stoików, nie warto byłoby sobie zawracać nimi głowy.
Rzecz w tym, że ich diagnoza jest subtelniejsza. Zdanie „Ból jest lekki, jeśli opaczne urojenia nic doń nie dodają” nie znaczy, że ból to złudzenie. Znaczy, że większość naszych cierpień jest powodowana nie przez czynniki zewnętrzne, tylko przez to, co nasz umysł dodaje do nich od siebie. Innymi słowy, według stoików cierpienie jest zaledwie w drobnej części (powiedzmy w 5 procentach) powodowane przez to, co pochodzi z zewnątrz i czego nie da się usunąć żadnym zabiegiem mentalnym. Ale większość, owe przykładowe 95 procent, to nasze samoudręczenie, użalanie nad sobą i wyolbrzymianie cierpień. Jednym słowem: najbardziej nas bolą nasze wyobrażenia.
Stoicy nie twierdzą, że ból nie istnieje albo że nas nie dotyczy. Twierdzą jedynie, że ból pochodzący z zewnątrz doprawiamy na ogół własnymi przyprawami do tego stopnia, że ich smak zagłusza wszystko inne. I rzecz jasna, czynimy to całkowicie niepotrzebnie. „Ból jest lekki” nie w tym sensie, że nie ma na świecie cierpień fizycznych, ale w tym, że są one jedynie drobnym wkładem do bilansu nieszczęścia. Kto z nas zaprzeczy, że nawet niewielka dolegliwość fizyczna potrafi nam skutecznie zdezorganizować życie i uczynić do głębi nieszczęsnymi? Jednak nie dolegliwość jest tu winna, tylko wszystkie wyobrażenia, jakimi ją otaczamy i do niej masochistycznie dodajemy. Jeśli brakuje nam pewności, że jakaś przeciwność zdoła nas pokonać, chętnie posyłamy jej posiłki, które będą walczyć przeciwko nam. Tymi posiłkami są właśnie wyobrażenia, które autodestrukcyjnie – i całkowicie niepotrzebnie – kierujemy przeciwko sobie samym.
FRAGMENT XI
[…] ile lat spędziła Eryfile z Amfiaraosem we wspólnocie życia, i to jako matka dziatek, ba i to ilu dziatek? Ale oto ich pożycie zostaje zburzone przez sznur pereł. Co to takiego jest sznur pereł? Mniemanie, które ona miała o takich rzeczach.
(Epiktet, Diatryby, II.22)
KOMENTARZ: Jest to pierwsza ze starożytnych i mitologicznych opowieści, jakie pojawią się na kartach tej książki. Amfiaraos był według greckiej mitologii jednym z władców Argos. Nie chciał on brać udziału w wyprawie wojennej przeciwko Tebom, bo dzięki swemu darowi jasnowidzenia wiedział, że zakończy się ona klęską, a on sam zginie. Zwolennicy wojny przekupili jednak jego żonę Eryfile, by spróbowała nakłonić go do zmiany decyzji. Udało jej się to i Amfiaraos ruszył na Teby. Wyprawa faktycznie okazała się klęską, większość uczestników zginęła, a Amfiaraosa ocalił w ostatniej chwili sam Zeus, który zabrał go żywego do krainy umarłych. Wszystko to było możliwe dzięki kosztownemu prezentowi, jaki otrzymała Eryfile – pięknemu naszyjnikowi wykonanemu przez Hefajstosa.
Wyobrażenia, że złoto i drogie kamienie są czymś samym przez się wartościowym, tak samo wtedy, jak i dziś, rujnują relacje między ludźmi, stają się przyczynami konfliktów i zdrad. Wyobrażenia, że materialny dostatek jest celem samym w sobie, nadal stawiają na głowie nasze życie. Wyobrażenia, że uznanie i opinia innych ludzi są święte i niepodważalne, wciąż są przyczyną wielu niepotrzebnych cierpień. Stoicy przeciwstawiają się temu, chcą przywrócić nam władzę nad naszymi wyobrażeniami i życiem. W jaki sposób chcą to zrobić, o tym przekonamy się w następnych rozdziałach.
Ten jest zapaśnikiem rzeczywiście wytrawnym, kto się ćwiczy w walce ze […] złudnymi wyobrażeniami.
(Epiktet, Diatryby, II.18)
W PIGUŁCE: Nie wszystkie wyobrażenia są przydatne: niektóre bardzo nam przeszkadzają żyć radośnie i szczęśliwie. Albo milcząco nie pozwalają nam cieszyć się życiem, albo otwarcie niosą smutek, niepokój i cierpienie. Dlatego musimy nauczyć się je identyfikować, unikać ich i usuwać je ze swych myśli. Są to bowiem wyobrażenia fałszywe.
* * *
Kto żyje fałszywymi wyobrażeniami, ten nie ucieknie przed nimi choćby za morza, a kto nie zechce się od nich uwolnić, ten nigdy nie będzie szczęśliwy (fragment I). Fałszywe wyobrażenia biorą się stąd, że nie zastanawiamy się nad tym, co się nam przydarza (II), a stworzyć sobie fałszywe wyobrażenie to stworzyć sobie nieszczęście (III). Trzeba porzucić ten sposób myślenia i nauczyć się myśleć tak, jak sugerują stoicy (IV). Proponują oni pięć sposobów na walkę z fałszywymi wyobrażeniami. Po pierwsze, nie dawać się zwieść pozorom i widzieć wszystkie problemy we właściwej im złożoności (V), po drugie, ufać raczej przemyślanym i przeanalizowanym wyobrażeniom niż tym, które nam pierwsze przyszły do głowy (VI), po trzecie, dawać im odpór odpowiednio wcześnie (VII), po czwarte, jeśli już stworzyliśmy sobie fałszywe wyobrażenie, musimy je odizolować i ograniczyć jego wpływ (VIII), po piąte, jedne wyobrażenia możemy zwalczać drugimi (IX). Mała historia z życia Epikteta (X) przypomina na koniec, by nie spocząć na laurach i po odniesieniu zwycięstwa, nie dopuścić do nawrotu fałszywych wyobrażeń.
FRAGMENT I
Cóż […] pomoże oddalanie się na ubocze? Jak gdyby przyczyny trosk nie szły za nami choćby i za morza! Gdzież jest taka kryjówka, do której nie wtargnąłby strach przed śmiercią? Gdzież można znaleźć tak obwarowany czy tak głęboko zatajony spokój życia, iżby go nie zakłócała obawa bólu?
(Seneka, Listy moralne do Lucyliusza, LXXXII.4)
KOMENTARZ: Nasze wyobrażenia zawsze nosimy ze sobą. Nie możemy się ich pozbyć, nie możemy ich odłożyć na półkę. Są jak warstwa ubrania, której nigdy nie zdejmujemy. Zabieramy je ze sobą, gdziekolwiek się udamy – zawsze tam gdzie jesteśmy my, są i one.
Jeśli więc nam doskwierają lub przeszkadzają, nie pomoże na to żadna zmiana miejsca pobytu. Na zbyt obcisłe lub uwierające ubranie nie poradzi przecież żadna podróż – pomóc może tylko zmiana tego ubrania. Jeśli więc jest nam źle z naszymi wyobrażeniami, jeżeli sprawiają nam przykrość albo ból, jedyną drogą jest je zmienić. Na nic się tu zda ucieczka, nic nie da próba dokonania jakiejś zmiany w świecie zewnętrznym. Nie unikniemy w ten sposób losu złego cesarza z bajki, który nie mógł zagłuszyć swych wyrzutów sumienia, mimo że kazał orkiestrze grać fortissimo dzień i noc. Kontynuujmy przykład podany przez Senekę: na myśl o śmierci ogarnia nas strach. Co możemy począć? Jasne, że nie ma sensu żadna ucieczka: nie możemy przecież ukryć się przed śmiercią. W jakiejkolwiek kryjówce byśmy się zaszyli, znajdzie nas ona wszędzie6. Co więc musimy zrobić? Oczywiście, musimy zmienić swoje myślenie o śmierci, musimy zmienić nasze o niej wyobrażenia. Ściślej: musimy pozbyć się tego fałszywego wyobrażenia, które podszeptuje nam, że śmierć jest czymś strasznym. I to jest właśnie strategia stoików, to klucz do wszystkiego, czego będziemy się chcieli od nich nauczyć.
Droga do szczęścia nie wiedzie przez zmiany w świecie zewnętrznym, ale przez zmianę naszych wyobrażeń. Nie będziemy naginać świata i losu do naszych skrzywionych myśli, lecz wyprostujemy te myśli. Zyskamy w ten sposób moc, której nie da nam żadna żonglerka okolicznościami i żadne zapasy ze światem zewnętrznym. Łatwiej jest bowiem – uczą stoicy – zapanować nad sobą samym niż nad światem. Łatwiej jest usunąć fałszywe wyobrażenia o faktach, niż zmienić same fakty.
FRAGMENT II
Jak bowiem maski wydają się dzieciom, na skutek ich własnej nieświadomości, groźne i przeraźliwe, podobne wrażenie i my odnosimy w obliczu pewnych spraw, z tej samej mianowicie przyczyny, z jakiej strach dzieci ogarnia na widok masek.
(Epiktet, Diatryby, II.1)
KOMENTARZ: Fałszywe wyobrażenia wyrastają z rzeczy i zdarzeń na tej samej zasadzie, na jakiej dzieci boją się tego, co dorosłym nie wydaje się groźne. Dzieci są jeszcze mało obeznane z życiem i nie zdążyły się nauczyć, że choć pewne rzeczy na pierwszy rzut oka robią straszne wrażenie, to nie warto i nie trzeba się ich bać. Brak im wiedzy i doświadczenia, by odróżnić rzeczy groźne od rzeczy groźnych pozornie. I wobec tego, niejako na wszelki wypadek, zaczynają się hurtem bać wszystkiego bez wyjątku.
Niepokojąco i niepotrzebnie często postępujemy dokładnie tak samo jak one – choć dawno już wyrośliśmy z pieluch. Boimy się wielu rzeczy i nie zadajemy sobie trudu, by ustalić, czy istotnie tkwi w nich coś strasznego, czy też jest to tylko nasze złudzenie7. Zastanówmy się dla przykładu nad plotką, którą ktoś o nas rozpuszcza za naszymi plecami. Czy jest coś złego w niej samej? Czy jest ona zła sama przez się? Nie, nie jest. Jeśli bowiem jest prawdziwa, nie jest to żadna plotka, a co najwyżej niedyskrecja. A jeśli jest fałszywa – wówczas tym bardziej nie mamy się czego obawiać, bo przecież nikomu nie zdradza żadnej prawdy o nas. Jest ona tylko pewnym fałszem, i to fałszem, który nas nie dotyczy. A czy przejmowanie się czymś takim nie jest absurdem? Plotka nie będzie dla nas przyczyną żadnego smutku czy niepokoju, dopóki nie stworzymy sobie fałszywego wyobrażenia, że jest ona czymś złym.
Nic nie jest dobrem ani złem samo z siebie: dopiero nasze wyobrażenie czyni je jednym lub drugim. A wyobrażenie nie bierze się znikąd: u jego źródeł leży pewien akt myśli (świadomy lub nie), pewien wysiłek umysłowy, który podejmujemy, lub od którego się uchylamy.8 I w tym właśnie rzecz, by się od niego nie uchylać. To jest fundamentalna zasada stoików: nie wolno nam powiedzieć „pas”. Musimy podjąć ten wysiłek i stworzyć sobie takie wyobrażenie, jakie nam odpowiada. Co to znaczy w tym konkretnym wypadku? Znaczy to, że powinniśmy patrzeć na plotkę jak na głupią zabawę ludzi nadmiernie ciekawskich i zawistnych, powinniśmy na nią patrzeć jak na dowód, że mają oni jakieś problemy ze sobą. Nigdy natomiast nie powinniśmy widzieć w niej żadnej krzywdy, która jest nam wyrządzana.
To samo rozumowanie odnosi się do wszystkich innych sytuacji i wszystkich emocji i uczuć, które ogarniają nas nie wtedy, kiedy byśmy chcieli. Dzieci mogą uważać maski za rzecz przerażającą, ale mogą również uznać kolorową zabawkę za najcenniejszą rzecz na świecie, a konieczność pójścia spać po dobranocce za torturę. Tak samo i my: bez większych skrupułów pozwalamy, by rodziły się w nas najróżniejsze wyobrażenia, wartościowania, pożądania i odrazy, przy czym niespecjalnie dbamy o to, czy są one słuszne, czy fałszywe, ani też o to, czy będziemy mieć z nich pożytek, czy nie. Nie troszczymy się o żadną rzetelność, zgadzamy się na wyobrażenia bez chwili namysłu – a przecież tworzą one świat, którym i w którym żyjemy. Kończy się to oczywiście tak, jak się skończyć musi: lękiem przed tym, czego nie ma sensu się bać, wstydem z tego, czego nie trzeba się wstydzić, albo miłością do czegoś, czego kochać nie warto. Stoicy chcą, byśmy przestali się tak dziecinnie zachowywać, a drogą i środkiem do tego celu jest walka z fałszywymi wyobrażeniami.
FRAGMENT III
[…] każde zło przybiera tak wielkie rozmiary, na jak wiele je oceniamy.
(Seneka, O pocieszeniu do Marcji, XIX.1)
KOMENTARZ: Wyobraźmy sobie przykład następujący: skaleczyliśmy się nożem. Boli, cieknie krew, a Seneka twierdzi, że każde zło jest tak wielkie, jak je oceniamy. Jak to rozumieć? Otóż trzeba się zastanowić, co możemy zrobić z tą naszą raną. Możemy ją zdezynfekować i opatrzyć, a potem zapomnieć o całym zdarzeniu i zająć się sprawami ważniejszymi. Ale możemy też usiąść i zasmucić się przelaną krwią. Możemy zacząć narzekać, że bardzo nas boli, że rana nie pozwala nam pracować ani skupić się na czymkolwiek. Możemy zacząć myśleć, że skaleczenie wcale nie jest takie niegroźne, bo przecież czytaliśmy, że da się od tego dostać zakażenia krwi. Możemy sobie powiedzieć, że zawsze nas takie rzeczy spotykają i że spotykają tylko nas. Bo czy ktoś inny tak często i w tak niesprzyjającym momencie kaleczy się nożem? To wszystko dlatego, że rodzice dali nam zbyt mocnego klapsa, kiedy na wycieczce do wesołego miasteczka podstawiliśmy nogę młodszej siostrze. To wszystko dlatego, że świat jest wredny i sprzysiągł się przeciwko nam.
Każde, nawet najdrobniejsze zdarzenie można rozdmuchać do rozmiaru kosmicznego zła. Tym, co sprawia, że rośnie ono w siłę i znaczenie, są fałszywe wyobrażenia. To one są wodą na młyn i wiatrem w żagle naszych nieszczęść i przeciwności. Nazwijmy je teraz po imieniu: fałszywym wyobrażeniem o skaleczeniu jest myśl, że dowodzi ono, że świat jest nam wrogi, myśl, że grozi ono gangreną i śmiercią, a także myśl, że może nam ono cokolwiek uniemożliwić. Mówiąc najprościej, fałszywym wyobrażeniem jest każda myśl o tym, że skaleczenie w palec jest czymkolwiek innym niż skaleczeniem w palec.
Stoicy mówią, że w chwili, w której się skaleczyliśmy, nie stało się nic złego. Miał po prostu miejsce pewien fakt i od nas – i tylko od nas – zależy, jak go zinterpretujemy. Możemy, ale nie musimy, nazwać go złem. Możemy, ale nie musimy, zacząć myśleć o nim jako o czymś złym – i tym samym sprawić, że stanie się on złem. I tego właśnie powinniśmy unikać: tworzenia zła ponad konieczność. To w fałszywych wyobrażeniach, a nie w faktach, tkwi zło, co więcej, możemy powiedzieć, że fałszywe wyobrażenia po prostu tworzą nieszczęścia. Nie ma nieszczęść i nie ma zła – dopóki o nich nie pomyślimy. Skaleczenie nie jest niczym strasznym, straszne jest dopiero fałszywe wyobrażenie o tym skaleczeniu. Póki się ono nie pojawi, nie ma jeszcze nieszczęścia, jest tylko skaleczony palec. Oczywiście, sprawia on nam ból (jak każdy skaleczony palec), ale ów fizyczny ból jest – zdaniem stoików – naszym najmniejszym zmartwieniem.
FRAGMENT IV
– Okręt […] zatonął. – I co się właściwie stało? Zatonął okręt. – Tamtego wsadzono do więzienia. – I co się stało? Wsadzono tamtego do więzienia. Gdybyś ponadto powiedział, że go nieszczęście spotkało, byłby to już twój własny dodatek.
(Epiktet, Diatryby, III.8)
KOMENTARZ: W taki właśnie sposób na wszystkie zdarzenia patrzy ten, kto nauczył się unikać fałszywych wyobrażeń. Widzi gołe zdarzenia i gołe fakty, i nie dopisuje do nich żadnych pochopnych interpretacji. Jego oczy widzą, jak okręt idzie pod wodę, ale nie widzą czegoś tak abstrakcyjnego jak nieszczęście. Nieszczęście jest czymś, co musiałby dodać od siebie – ale przecież dodawać nie musi. Więc go nie dodaje.
Zatonięcie okrętu to tyle co zatonięcie okrętu – ta pozorna tautologia jest dla stoików bardzo ważna. Musimy się nauczyć dostrzegać w rzeczach i zdarzeniach te właśnie rzeczy i zdarzenia – i nic więcej. Może się nam oczywiście wydawać, że niektóre z nich domagają się przypisania im pewnych określonych wyobrażeń. Zatonięcie okrętu wygodnie byłoby nam uznać za nieszczęście. Stoicy podkreślają jednak, że to iluzja i błąd, i że bardzo ważne jest, by nie dać się zwieść. Fakty nie domagają się złowieszczych interpretacji. Mamy pełną dowolność w postrzeganiu świata, każde zdarzenie możemy sobie opowiedzieć w taki sposób, w jaki zechcemy. Żadne doświadczenie nie ma takiej siły sprawczej, która mogłaby nas zmusić, by widzieć w nim nieszczęście.
Za każdym razem, gdy ulegamy fałszywym wyobrażeniom – ulegamy im z własnej woli i z własnego lenistwa. Z własnej woli, bo tworzenie wyobrażeń jest aktem woli, ale też z lenistwa, bo przełamanie błędnych nawyków myślowych wiąże się zawsze z pewnym wysiłkiem. W dalszej części tego rozdziału zajmiemy się tym, w jaki sposób korzystać z tej wolnej woli, a owo lenistwo przełamywać. Tak więc, po omówieniu, czym są fałszywe wyobrażenia, postaramy się teraz nauczyć, jak można się ich pozbyć.
FRAGMENT V
[…] należy zdjąć maski […] rzeczom.
(Seneka, Listy moralne do Lucyliusza, XXIV.13)
KOMENTARZ: Pierwsza zasada walki z fałszywymi wyobrażeniami jest następująca: nie wolno nam ufać pozorom i nie wolno dać się zwieść. Rzeczy i zdarzenia noszą pewne maski, pod których przykryciem starają się wniknąć w nasze dusze, niepostrzeżenie omijając nasze władze intelektualne. Naszym zadaniem jest oczywiście ów manewr obejścia udaremnić. Musimy nauczyć się sztuki krytycznej analizy wyobrażeń, musimy stosować wobec nich zasadę ograniczonego zaufania.
Rozważmy to na klasycznym przykładzie: wyobraźmy sobie, że żyjemy w wieloletnim, udanym związku. Wszystko się toczy wesoło i szczęśliwie, jesteśmy w zasadzie bardzo zadowoleni ze swego życia. Pewnego dnia spotykamy jednak kogoś nowego, przypadamy sobie do gustu, nawiązujemy znajomość i – od słowa do słowa – stajemy w obliczu zawiązania się czegoś więcej. Pozwalamy się ponieść pokusie, zaczynamy myśleć, że potencjalny nowy partner ma nam wiele do zaoferowania i… w tym punkcie zatrzymajmy się na chwilę. Spróbujmy się przyjrzeć temu, co nazwaliśmy pokusą. Według stoików składa się ona z niczego innego, jak tylko z fałszywych wyobrażeń. Ich fałsz polega na tym, że wszystkie cechy tej nowo poznanej osoby postrzegamy do bólu jednostronnie. Patrzymy na nią wyłącznie pod kątem jej atrakcyjności, widzimy w niej pociągającą nowość i przygodę, jaką moglibyśmy wspólnie przeżyć. Stajemy się tym samym nieuczciwi nie tylko wobec tej osoby, ale również wobec samych siebie. Tworząc sobie bowiem fałszywy (bo stronniczy) obraz tego potencjalnego nowego partnera, zaczynamy myśleć o nim jako o kimś obdarzonym cechami wyłącznie pozytywnymi. Nie chcemy widzieć defektów charakteru, nie chcemy słyszeć, że chrapie, ani też nie myślimy, że rozpoczęcie romansu wiąże się z emocjonalnym zaangażowaniem, nie mówiąc już o tym, co ono oznacza dla naszego poprzedniego związku. Nie widzieć wad nowego partnera, odsuwać od siebie myśl, że w nowym związku dopadną nas te same problemy, które trapiły nas w starym – oto doskonały przykład fałszywego wyobrażenia.
Co więc w tym wypadku znaczy „zdjąć maskę”? Znaczy to uniknąć naiwnego i jednostronnego rozumienia przygody miłosnej jako czegoś wyłącznie i niepodważalnie pozytywnego. Znaczy to zobaczyć tę kwestię w całej jej złożoności. Pamiętać, że romans to nie tylko szybsze bicie serca i spotkania w hotelach, lecz również uczuciowy chaos, łzy, złamane serca, a czasem i złamane życia. Unikać fałszywych wyobrażeń to pamiętać, że nic nie jest płaskie, jednowymiarowe i jednoznaczne. Nigdy nie zapominać o drugiej stronie medalu. Pamiętać, że nic nie jest ani tak dobre, ani tak złe, jak się na pierwszy rzut oka wydaje9.
FRAGMENT VI
[…] między duchem mędrca i głupca ta zachodzi różnica, że głupiec uważa, iż rzeczy są naprawdę takie straszne i niesamowite, jak one się jemu za pierwszym poruszeniem ducha wydały.
(Epiktet, Encheiridion, fragm. 9)
KOMENTARZ: Druga zasada walki z fałszywymi wyobrażeniami każe nam zwracać baczną uwagę na kolejność, na porządek czasowy, w jakim wyobrażenia powstają. Można to ująć tak: weźmy dwa różne wyobrażenia dotyczące tej samej rzeczy. Pierwsze z nich jest wyobrażeniem powstałym wcześniej, a zarazem takim, które bylibyśmy skłonni przyjąć, gdybyśmy nie mieli czasu do namysłu. Z kolei drugie wyobrażenie powstało z opóźnieniem, za to po pewnym zastanowieniu i w wyniku krytycznej analizy. W takiej sytuacji (podkreślmy raz jeszcze, że są to dwa różne wyobrażenia) o wiele bardziej prawdopodobne jest, że fałszywe będzie wyobrażenie pierwsze. Chwila oddechu, uspokojenie myśli, próba spojrzenia z dystansu – wszystko to raczej pomaga, niż przeszkadza w odsiewaniu fałszywych wyobrażeń. Namysł na ogół pomoże, a nigdy nie zaszkodzi. Nigdy nie będzie jednak tak, że przyjdzie on za darmo. Trzeba pamiętać, że analiza i selekcja wyobrażeń są pewną pracą intelektualną i – jak każda praca – wymagają czasu i energii.
Zasada druga brzmi więc tak: lepiej dwa razy pomyśleć nad powstającym wyobrażeniem, niż nie pomyśleć ani razu. Myślenie jest jednak pracą i odpowiednio do tego trzeba je traktować. Fałszywych wyobrażeń nie da się unikać inaczej niż w pocie czoła.
FRAGMENT VII
[…] nie należy dawać dostępu do siebie żadnemu wyobrażeniu bez uprzedniego poddania go gruntownej próbie, ale musimy mówić do niego jak warta nocna: „Stój! Zaczekaj! Daj się wpierw obejrzeć, ktoś jest i skąd przychodzisz!”.
(Epiktet Diatryby, III.12)
KOMENTARZ: Powiedzieliśmy sobie, że obrona przed fałszywymi wyobrażeniami nigdy nie dokona się sama z siebie, że nigdy nie obejdzie się bez naszego wysiłku. Trzecia zasada walki z nimi dotyczy tego, kiedy tego wysiłku powinniśmy dokonać. Mówi ona jednoznacznie, że przed fałszywymi wyobrażeniami najlepiej jest bronić się, zanim one powstaną. Najlepiej je ubiec, nie dopuścić, by zaistniały i zaczęły wywierać na nas niekorzystny wpływ. Jak mawiali Rzymianie, principiis obsta – opór najlepiej jest stawić zawczasu.
Musimy więc wystawić wartę, która będzie nas bronić przed tym, co niepożądane i przypadkowe. Każde wyobrażenie, które się pojawia u bram, każde wyobrażenie, które chciałoby, byśmy je uznali za swoje, musimy poddać uważnej i skrupulatnej kontroli. Jak ją przeprowadzić? Sięgnijmy do schematu Epikteta i wykorzystajmy jego słowa jako protokół przesłuchania. Pytania, jakie musimy zadać kandydatom na wyobrażenia, są takie: jaka jest dokładnie ich treść, jakie jest ich źródło i co nam dobrego przyjdzie z tego, że im ulegniemy?
Idźmy po kolei. Precyzyjne nazwanie treści każdego wyobrażenia to rzecz fundamentalna. Na wiele fałszywych wyobrażeń łapiemy się bowiem nieświadomie, jak ryba, która nie wie, że pod smakowitą przynętą skrywa się ostry haczyk. Albo inaczej, jedno wyobrażenie, dorzeczne i sensowne, może potajemnie przemycać drugie, które jest już fałszywe i którego byśmy wcale nie chcieli. To, że jakiś obraz jest piękny i że otwiera nową epokę w malarstwie, nie znaczy przecież, że musimy chcieć go mieć i że będziemy nieszczęśliwi, jeśli go sobie nie kupimy. To, że nowo poznana osoba jest inteligentna i atrakcyjna, nie znaczy przecież, że musimy stracić dla niej głowę. Przeciwko takim myślom pomóc może tylko jedno: trzeba dokładnie obejrzeć nowe wyobrażenie od stóp do głów, obrócić je na nice, sprawdzić, czy nic nie przenosi za pazuchą. Ważne jest, by każde powstające wyobrażenie precyzyjnie nazwać – nie półsłówkami, ale pełnym zdaniem, najlepiej głośno. To czyni cuda.
Następnie należy zlokalizować źródło tego wyobrażenia, a więc określić, skąd się ono wzięło. W jaki sposób? Weźmy przykład pewnego fałszywego wyobrażenia: „Mecz, który właśnie zaczyna się w telewizji, jest dużo ciekawszy niż praca, którą mam na jutro przygotować!”. Konstrukcja owego zdania zdaje się sugerować, że wyobrażenie tego typu oparte jest na jakiejś analizie: oto jest waga i wartość pracy, którą mamy wykonać, oto jest atrakcyjność meczu, teraz dokonujemy ważenia i proszę, wychodzi, że korzystniej i lepiej będzie spędzić wieczór przed telewizorem. Jest to jednak ułuda i samooszukiwanie się. Wystarczy chwilę się nad tym zastanowić, a odkryjemy, że to wyobrażenie opiera się na niczym innym, jak tylko na naszym lenistwie. Cały problem w tym, że jest to prawda niełatwa i mało kto będzie się chciał z nią zgodzić. Dla stoików jest to jednak bardzo ważne: zaciśnijmy zęby i sforsujmy ten gorzki próg. Później będzie już tylko łatwiej. Z chwilą, gdy przyznamy przed sobą, że tylko z lenistwa chcemy usiąść przed telewizorem, że chcemy sobie kupić piękny obraz, jedynie by zaimponować innym, że tylko po to chcemy nawiązać romans, by sobie samym coś udowodnić – zakwestionowanie fałszywych wyobrażeń stanie się dużo prostsze. Dużo łatwiej będzie nam je obalić, kiedy przekonamy się, że stoją na glinianych nogach.
Kolejna rzecz, którą powinniśmy zrobić, to zadać sobie pytanie, jaki będziemy mieć pożytek z tego, że dane wyobrażenie zaakceptujemy. Czy będziemy szczęśliwsi, jeśli skaleczony palec uznamy nie za skaleczony palec, ale za przejaw naszego nieudacznictwa i dowód, że wszystko sprzysięgło się przeciw nam? Czy sprawi nam to radość, jeśli uznamy zbyt drogi obraz za niezbędny? Pamiętajmy, że wyobrażenia mają nam życie ułatwiać, a nie utrudniać. Zanim więc któreś z nich zaakceptujemy, zastanówmy się dwa razy nad jego konsekwencjami.
Tak więc trzecia zasada walki z fałszywymi wyobrażeniami brzmi: kontroluj zawczasu! Łatwiej jest zapobiegać, niż leczyć, i łatwiej jest dać odpór, zanim fałszywe wyobrażenia rozgoszczą się i zakorzenią w naszych głowach. Odpór ten możemy dawać trojako: dociekając treści, źródeł i potencjalnego pożytku z każdego wyobrażenia.
FRAGMENT VIII
[…] kiedy jakieś wyobrażenie zacznie tobą owładać […] za pomocą rozumu wszczynaj na nowo z nim walkę, odnoś nad nim zwycięstwo, nie dozwól, żeby się owo wyobrażenie wzmagało na siłach, żeby cię ono porywało za sobą do jakichkolwiek zdrożności, wyczarowując przed tobą omamy i zjawy, jakie mu się podoba i jak mu się podoba.
(Epiktet, Diatryby, III.24)
KOMENTARZ: Czwartą zasadę walki z fałszywymi wyobrażeniami można opisać następująco: nikt nie jest doskonały, a w szczególności – nikt nie jest doskonałym stoikiem. Choćbyśmy się starali ze wszystkich sił, zawsze się może zdarzyć, że jakieś fałszywe wyobrażenie uśpi naszą czujność i przedrze się przez warty. Co w takiej sytuacji? Nic straconego! Fałszywe wyobrażenie, raz stworzone, nie musi nam wcale towarzyszyć dożywotnio. Można – i trzeba! – się go pozbyć.
W jaki sposób? Przede wszystkim nie wolno dopuścić do eskalacji. Nie wolno pozwolić, by jedno fałszywe wyobrażenie zainicjowało całą serię następnych. A tak to się niestety często dzieje, one lubią chodzić w parach lub grupami. Jedno fałszywe wyobrażenie, raz stworzone i później nieusunięte, potrafi wabić i generować następne. Musimy więc zacząć od izolowania go, od ograniczania i tamowania jego wpływu. Jeśli już uwierzyliśmy, że posiadanie ferrari enzo jest konieczne do szczęścia, to – na początek – przynajmniej do tej myśli się ograniczmy. Nie dajmy sobie wmówić, że nie da się żyć szczęśliwie bez prywatnego odrzutowca i willi na Costa Brava. Jeśli już ulegliśmy wyobrażeniu, że lepiej jest pić piwo, zamiast wykonać pracę, którą nam powierzono, ograniczmy się do jednego piwa, nie ośmiu. Jeśli na skutek gnuśności i lenistwa straciliśmy godzinę, nie traćmy od razu trzech. Kapitulacja przed pojedynczym wyobrażeniem nie musi od razu oznaczać porażki na całej linii.
Wszystko to jest jednak tylko półśrodek, bowiem naszym ostatecznym celem musi być całkowita eliminacja fałszywego wyobrażenia. Jak się do tego zabrać? Możemy zacząć od próby likwidacji wpływu, jaki ma na nas dane wyobrażenie. Dobrze, uznaliśmy już wieczór przy piwie za najprzyjemniejszą rzecz pod słońcem, ale mimo to postarajmy się przemóc i nie pozwólmy sobie skręcić do piwiarni. Zmuśmy się, by pójść do domu i siąść do pracy, którą mamy skończyć na jutro. Zacznijmy postępować wbrew fałszywym wyobrażeniom, zacznijmy postępować tak, jakby ich nie było, tak, jakbyśmy mieli takie wyobrażenia, jakie chcielibyśmy mieć. Jeśli będziemy w tym konsekwentni, wszystko szybko okaże się łatwiejsze, niż to się nam wcześniej wydawało.
Fałszywe wyobrażenie będzie na początku stawiało wyraźny opór, ale gdy tylko przypuścimy na nie atak – natychmiast zacznie się cofać. Gdy tylko miniemy piwiarnię, każdy kolejny krok będzie już dla nas łatwiejszy. I jeśli postawimy na swoim i będziemy nieustępliwi, zobaczymy, że fałszywe wyobrażenie zniknie zaskakująco szybko i łatwo. Postępując wbrew niemu, postępując, jakby go nie było, sprawimy, że faktycznie go nie będzie. I prędko się zorientujemy, że nie tylko działamy według takich wyobrażeń, jakie chcielibyśmy mieć, ale faktycznie je mamy. Wpływ jest bowiem obustronny: nie tylko wyobrażenia wpływają na nasze postępowanie, ale też odwrotnie, odpowiednim postępowaniem możemy zmienić wyobrażenia.
FRAGMENT IX
[…] nie dopuść, by się ten omam zbliżył do ciebie i malował w żywych kolorach złudne widziadła. […] Staraj się raczej wywoływać w sobie wyobrażenie przeciwne.
(Epiktet, Diatryby, II.18)
KOMENTARZ: Piąta zasada walki z fałszywymi wyobrażeniami jest pewnym doprecyzowaniem zasady czwartej. Walka z fałszywym wyobrażeniem, które zadomowiło się w naszej głowie, nie musi bowiem polegać wyłącznie na stanowczym i uporczywym jego negowaniu. Można również spróbować obrócić siłę przeciwnika na naszą korzyść. Potęgę wpływu, jaki mają na nas wyobrażenia, możemy zastosować do naszych celów. W jaki sposób? Po prostu: jedne wyobrażenia zwalczając innymi wyobrażeniami.
Weźmy przykład. Jeden z naszych przyjaciół przechwala się, że kupił ostatnio piękny obraz i dzięki temu stał się szczęśliwy. Robi to tak sugestywnie, że zaczyna się w nas budzić żądza posiadania. „Jak to? Czemu on ma, a ja nie?”. I już kiełkuje w naszej głowie fałszywe wyobrażenie: „Taki obraz to w końcu piękna rzecz! Te kolory! Właściwie byłoby mnie na niego stać…”. W jaki sposób użyć tutaj wyobrażeń przeciwnych? Choćby następująco: „Dobrze, ale przecież ten obraz to jest wielki wydatek, szczerze mówiąc, zbyt wielki. W gruncie rzeczy ekspresjoniści nigdy mi się specjalnie nie podobali… Zresztą, czy obraz da mi spokój ducha? Zwłaszcza taki obraz… Moje finanse zrobią wielki krok wstecz, a poczucie sensowności życia nie zrobi ani kroku naprzód. A więc czy gra jest warta świeczki?”.
Podobnie będzie w przypadku pokusy nawiązania romansu. Oczywiście, pewne wyobrażenia atakują tu z całą mocą, podsuwając słodkie wizje spotkań, pocałunków i spacerów przy księżycu. Ale nie muszą one być naszym ostatnim słowem. Jeśli tylko zechcemy, możemy przeciwstawić im wyobrażenia z drugiej strony medalu. Któż nam w końcu broni zastanowić się zawczasu, czy podczas pierwszej wspólnej nocy nie okaże się, że nasz nowy partner chrapie, na piątej randce, że właściwie nie mamy o czym ze sobą rozmawiać, a w piątym tygodniu, że jest on w gruncie rzeczy egoistycznym neurotykiem? Mówiąc krótko: na każde wyobrażenie o zmysłowej nocy możemy – jeśli tylko zechcemy – odpowiedzieć wyobrażeniem banalnego poranka, który po niej przychodzi.
Myśląc w ten sposób, sprawimy, że nasze fałszywe wyobrażenia zbledną i staną się mniej przekonujące. I o to właśnie chodzi! Nie znikną może od razu, ale umieszczone na odpowiednim tle stracą swoją kuszącą jaskrawość, przestaną być tak upiornie wyraziste. Sprawy nabiorą z powrotem subtelności i złożoności. Oczywiście, można postawić zarzut, że to próba przekonania się do pewnych z góry założonych racji, że jest to wręcz próba indoktrynowania samych siebie. Trudno jednak nazwać indoktrynacją proces, w którym na stojący przed nami problem zaczynamy patrzeć nie z jednej, tylko z wielu stron i pod wieloma różnymi kątami. Co więcej, stoicy nie chcą nas wcale nastawiać przeciwko kupowaniu obrazów ani przeciwko romansom. Mówią jedynie, że mamy możliwość i prawo do kierowania swoimi myślami tak, jak chcemy, i że zderzając jedne ich nurty z innymi, możemy zmusić je do tego, by popłynęły w pożądanym przez nas kierunku.
Tak więc: przed fałszywymi wyobrażeniami brońmy się innymi wyobrażeniami. Atak jest w końcu najlepszą obroną, atakujmy więc jedne wyobrażenia, wystawiając przeciw nim inne. Możemy w ten sposób osiągnąć nasz cel ostateczny, a więc sprawić, że fałszywe wyobrażenie całkowicie zniknie, choć cenny może też być sukces cząstkowy, czyli zniwelowanie siły jego oddziaływania i podważenie jego wiarygodności. Zauważmy jeszcze, że ta taktyka przeciwstawiania jednych wyobrażeń drugim jest dość oczywistą konsekwencją twierdzenia, że żyjemy wyobrażeniami. Jeśli bowiem jesteśmy w wyobrażeniach zamknięci i nie doświadczamy niczego innego niż one, logiczne jest, że wyobrażenia będą na siebie wpływać, że będą raz po raz konkurować jedne z drugimi. Jedyne, co musimy zrobić, to przejąć kontrolę nad ich wzajemnymi konfliktami – powinny one nam służyć, a nie przeszkadzać. Tym, czego musimy się nauczyć, jest sztuka odpowiedniego zarządzania wyobrażeniami, sztuka właściwego się nimi posługiwania, a zarazem sztuka rozgrywania ich przeciwko sobie. To jest właśnie droga do stoickiego szczęścia. Pamiętajmy: musimy rządzić naszymi wyobrażeniami, a nie być rządzonymi. To one mają służyć naszym celom, nie odwrotnie.
FRAGMENT X
Dzisiaj to ja ujrzałem […] piękną dziewczynę, a jednak nie powiedziałem w swej duszy: „Oj! – jakże bym ja sobie z nią pospał! Hm!” […] I nie snuję w swej wyobraźni dalszego wątku miraży, jak to owa urocza dziewczyna stoi przede mną, jak to ona zdejmuje z siebie swe szatki, no i, przy moim, oh! boku na łożu się kładzie! Głaskam ja tedy swą łysą głowę, no i mówię ja sobie: Brawo! Epiktecie! A tożeś dopiero rozwiązał misterny sofizmat, daleko jeszcze misterniejszy od twierdzenia królewskiego!10
(Epiktet, Diatryby, II.18)
KOMENTARZ: Ta urocza historia o drapiącym się w łysą głowę Epiktecie będzie dobrym podsumowaniem naszych rozważań o fałszywych wyobrażeniach. Przypomina ona zarazem, że stoicy byli praktykami, ceniącymi konkretne zastosowania wyżej niż puste abstrakcje. Świadoma i skuteczna walka z fałszywymi wyobrażeniami była dla nich stukrotnie ważniejsza niż rozwiązanie najtrudniejszej choćby zagadki logicznej.
Podkreślmy jednak słowo „świadoma”. Cała rzecz w tym, by dostosować wyobrażenia do celów i wartości, które nam przyświecają. Powyższa opowieść nie jest więc potępieniem seksu, ale pochwałą suwerenności wyboru i konsekwencji w działaniu. Ani w tej, ani w żadnej innej dziedzinie życia stoicy nie dają nam żadnej ogólnej porady w rodzaju „Nie romansuj na boku!” czy „Nie kupuj obrazów ekspresjonistów!”. O tym, czy chcemy romansować i wydawać pieniądze na dzieła sztuki, musimy zdecydować sami. Stoicy podpowiedzą nam tylko (czy raczej aż), w jaki sposób przeprowadzić skutecznie i do końca to, na co się zdecydowaliśmy. A którąkolwiek z dróg wybierzemy, kluczem do niej będzie unikanie fałszywych wyobrażeń. Kluczem będzie sztuka takiego panowania nad wyobraźnią, by nie podsuwała nam obrazów i myśli mogących nas z tej drogi zawrócić. Musimy zaprząc wyobraźnię do tego, by ciągnęła nas w pożądanym przez nas kierunku, zamiast pozwalać, by wiodła nas tam, gdzie się jej podoba.
Podkreślmy jeszcze na koniec, że kiedy już uda nam się postąpić tak, jak chcieliśmy, nie należy dawać fałszywym wyobrażeniom wolnej ręki i pełnego do nas dostępu. Nie chcemy przecież, by zaraz wróciły i dręczyły nas wizjami, że trzeba było jednak postąpić inaczej. Pamiętajmy: najbardziej fałszywe ze wszystkich jest to wyobrażenie, które przedstawia nam coś, czego nie ma i czego doświadczyć nie możemy, jako lepsze niż to, co jest.