Trzeci szympans. Ewolucja i przyszłość zwierzęcia zwanego człowiekiem - Jared Diamond - ebook

Trzeci szympans. Ewolucja i przyszłość zwierzęcia zwanego człowiekiem ebook

Jared Diamond

4,9

Opis

My, ludzie, dzielimy 98 procent naszych genów z szympansami. Jesteśmy dominującm gatunkiem na planecie – rozwinęliśmy naukę, skomplikowane i różnorodne formy komunikacji, stworzyliśmy miasta i zapierające dech w piersiach dzieła sztuki – podczas gdy szympansy, mimo że genetycznie blisko, pod każdym innym względem są od nas daleko.

Co jest niezwykłego w tej dwuprocentowej różnicy DNA, która spowodowała taką rozbieżność między ewolucyjnymi kuzynami? W tym fascynującym i prowokacyjnym dziele, uznany naukowiec i laureat nagrody Pulitzera, Jared Diamond odkrywa, jak niezwykłe ludzkie zwierzę, w niezwykle krótkim czasie, rozwinęło zdolność do rządzenia światem... i środki do nieodwracalnego zniszczenia go.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 630

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,9 (8 ocen)
7
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Copyright by Copernicus Center Press, 2019
Copyright © 1992 by Jared Diamond. All rights reserved.
Tytuł oryginalnyThe Third Chimpanzee: The Evolution and Future of the Human Animal
Adiustacja i korektaMirosław Krzyszkowski Gabriela Niemiec
Projekt okładkiMichał Duława
Grafika na okładceMan_Half-tube | iStock
SkładMELES-DESIGN
ISBN 978-83-7886-428-8
Wydanie drugie poprawione
Kraków 2019
Copernicus Center Press Sp. z o.o. pl. Szczepański 8, 31-011 Kraków tel./fax (+48 12) 430 63 00 e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: http://ccpress.pl
Konwersja: eLitera s.c.

Poświęcam moim synom,

Maxowi i Joshui,

aby łatwiej mogli pojąć,

skąd przychodzimy

i dokąd, być może, zmierzamy

O tym, jak gatunek ludzki w krótkim czasie zmienił się

ze zwykłego dużego ssaka – w zdobywcę świata; i o tym,

jak uzyskał zdolność do tego, by cały ten postęp

z dnia na dzień obrócić wniwecz.

Wstęp

W połowie XVIII wieku szwedzki przyrodnik Linneusz, na podstawie analizy morfologicznych podobieństw, dokonał hierarchicznej klasyfikacji wszystkich znanych wówczas roślin i zwierząt i nadał im łacińskie nazwy. Człowiek, Homo sapiens, razem z małpami trafił do grupy ssaków naczelnych (Primates). Nie wywołało to większego poruszenia, bo o podobieństwach ciała ludzkiego do ciał zwierząt wiedziano już bardzo wiele, a o wyższości człowieka decydowała jego dusza. W drugiej połowie XIX wieku Karol Darwin nadał sens klasyfikacji Linneusza, wyjaśniając, że hierarchiczna struktura podobieństw między organizmami wynika z ich pokrewieństwa, a człowiek i inne małpy człekokształtne mają wspólnych przodków. To twierdzenie wywołało skandal, ale darwinowskiej teorii ewolucji nie dało się obalić.

Darwin zastanawiał się też nad tym, na ile przejawy ludzkich zachowań i rozwój kultury wynikają z pokrewieństwa ze zwierzętami. W pierwszej połowie XX wieku nauki medyczne – psychiatria i neurofizjologia – przyniosły sensacyjne odkrycia i wynikające z nich wnioski, że motywy indywidualnych ludzkich zachowań mogą być nieświadome, a przy tym zależą od działania konkretnych związków chemicznych. Karierę zrobiły psychoanaliza i farmacja, ale dla wyjaśnienia tych fenomenów większe znaczenie miał rozwój psychologii ewolucyjnej (etologii), a także nauki o interakcjach między organizmami – czyli zapoczątkowanej przez Darwina ekologii. Nieuchronnym skutkiem rozwoju tych dziedzin była próba ewolucyjnego wyjaśnienia zachowań społecznych zwierząt i człowieka; ten obszar zainteresowań badaczy, w drugiej połowie XX wieku nazwany socjobiologią, wywołał kolejne poruszenie wykraczające poza kręgi akademickie. Mniej więcej w tym samym czasie nastąpił fundamentalny przełom w biologii organizmalnej: odkryto mechanizm działania nośnika informacji genetycznej (DNA). Dzięki temu otworzyły się możliwości, by w sposób ścisły i niepodważalny określić stopień pokrewieństwa między organizmami oraz odtworzyć historię ich ewolucji.

Postęp nauki polega także na tym, że rozwiązanie jednych problemów równocześnie generuje kolejne. Okazało się, że człowiek ma DNA w 98 procentach identyczne z dwoma gatunkami szympansów. Nasz wspólny przodek żył przed mniej więcej siedmioma milionami lat, ale niesamowity sukces gatunku Homo sapiens – polegający na szybkim rozprzestrzenianiu się na wszystkich możliwych do zamieszkania kontynentach, rozwoju społeczeństw, które tworzyły złożone cywilizacje – zaczął się dość nagle, bo zaledwie 40 tysięcy lat temu. Dlaczego tak się stało?

Pytanie to zadał sobie Jared Diamond, amerykański biolog, badacz ewolucyjnej fizjologii przewodów pokarmowych i procesów ekologiczno-ewolucyjnych, decydujących o rozmieszczeniu gatunków ptaków na wyspach Oceanii. W roku 1992 opublikował książkę o ekologii i ewolucji człowieka – trzeciego gatunku szympansa (pierwsze wydanie polskie ukazało się w roku 1996). Stała się ona światowym bestsellerem. Diamond postawił kilka zasadniczych kwestii i zaproponował wyjaśniające je hipotezy oparte na analizie cech biologicznych i możliwego przebiegu ewolucji naszego gatunku. Jaka niewielka zmiana w genotypie Homo sapiens mogła spowodować ów Wielki Skok? Dlaczego rozwój cywilizacji przebiegał rozmaicie na różnych kontynentach? Dlaczego jedne cywilizacje rozprzestrzeniały się szybko i daleko, a inne upadały po stuleciach sukcesów? Skąd wzięły się osobliwe cechy naszego gatunku, pozornie nieprzynoszące korzyści, jak pożycie seksualne bez możliwości zapłodnienia? Jakie znaczenie mogła mieć zmiana w sposobie przekazywania informacji między osobnikami? Skąd bierze się motywacja do tworzenia sztuki i muzyki? Czy zawiązki tych szczególnie ludzkich cech nie są widoczne u innych gatunków? To pytania o fundamentalnym znaczeniu nie tylko dla biologów ewolucyjnych, ale też (a może przede wszystkim) dla humanistów, gdyż dotykają spraw nienależących do nauk przyrodniczych: uzasadnienia systemów wartości, których wyznawanie stanowi o przepaści pomiędzy nami a naszymi najbliższymi biologicznymi krewniakami. Wielkie znaczenie w tych kwestiach ma profesjonalna kompetencja autora jako metodologa nauk przyrodniczych, ale także humanisty. Te dwie dziedziny poznawcze, jeśli opisują człowieka każda na swój sposób, nie są w stanie dotrzeć do zrozumienia istoty człowieczeństwa. Synteza, którą posługuje się Diamond, daje taką możliwość.

Jego książka zaadresowana jest do szerokiego grona czytelników, a nie do wąskiej grupy specjalistów (jak na przykład artykuły w czasopismach naukowych). Można ją zatem zaliczyć do dzieł popularnonaukowych. Z drugiej strony, Diamond nie omawia tylko prac opublikowanych przez innych naukowców, ale stawia nowe kwestie i proponuje własne nowatorskie hipotezy dla ich wyjaśnienia. Wszystko to wykracza poza działania czysto popularyzatorskie. Adresatami wywodów Diamonda są także specjaliści, którzy mogliby podjąć tematykę badawczą, zainspirowani jego dziełem. I tak rzeczywiście się dzieje, a sam Jared Diamond podejmuje tematy zainicjowane w Trzecim szympansie w swoich kolejnych książkach[1].

Ćwierć wieku minęło od pierwszego wydania Trzeciego szympansa, ale mimo to myśli zawarte w tej książce nie straciły na aktualności. Hipotezy wyjaśniające opisywane zagadnienia znalazły potwierdzenie w późniejszych odkryciach z antropologii historycznej, genetyki molekularnej czy biogeografii. Ale kilka ważnych pytań, które postawił Diamond, wciąż czeka na odpowiedź. Od tego czasu ogromny postęp w naukach przyrodniczych, dotyczących ewolucji człowiekowatych i funkcjonowania organizmu Homo sapiens, zaowocował też setkami książek popularnonaukowych (dziesiątki z nich przetłumaczono również na język polski). Są wśród nich pozycje błahe, ale też szereg dzieł wybitnych, podobnie jak Trzeci szympans Diamonda, łączących popularyzację z oryginalną twórczością naukową i humanistyczną refleksją (na przykład książki Robina Dunbara[2] czy Fransa de Waala[3]).

Wczesne prace na temat biologicznych podstaw ludzkiego umysłu zwracały uwagę na atawizmy – cechy odziedziczone po przodkach. Szukano cech unikatowych dla gatunku ludzkiego, które dały początek rozwojowi kultury i cywilizacji. Dziś już wiadomo, że ewolucja przez naturalną selekcję nie mogła wyposażyć naszego gatunku we wrodzone cechy, które gwarantowałyby przetrwanie dziesięciomiliardowej populacji na niewielkiej planecie o ograniczonych zasobach i wydajności środowiska, atawizmy zaś są groźne dla naszego bytu. Kolejne rewelacje badaczy opisujących funkcjonowanie i ewolucyjną historię ludzkiego umysłu nie wywołują już skandali – co najwyżej ekscytację w wąskich (w stosunku do liczebności gatunku) grupach czytelników. Do większości populacji jednak ta wiedza nie dociera, mimo że w epoce Internetu nie ma już barier komunikacyjnych. Rodzi się zatem kolejne pytanie: dlaczego tak jest i jaki to będzie miało skutek w przyszłości? Ale to już temat na następną książkę.

January Weiner

Prolog

To oczywiste, że ludzie różnią się od wszystkich zwierząt. Równie oczywiste jest, że aż po najdrobniejsze szczegóły naszej anatomii i naszych molekuł jesteśmy jednym z gatunków dużych ssaków. Ta sprzeczność jest najbardziej fascynującą cechą gatunku ludzkiego. Są to rzeczy powszechnie znane, a jednak ciągle trudno nam pojąć, jak do tego doszło i jakie to ma znaczenie.

Z jednej strony, pomiędzy nami i wszystkimi innymi gatunkami leży przepaść nie do pokonania, której istnieniu dajemy wyraz, definiując kategorię nazywaną „zwierzętami”. Oznacza to, że naszym zdaniem dziesięcionogi, szympansy i małże mają istotne cechy wspólne, których nie podzielają z nami, brak im natomiast cech, które tylko nam są przynależne. Do wyłącznie naszych właściwości należy to, że mówimy, piszemy i budujemy złożone maszyny. Aby zapracować na życie, musimy się posługiwać narzędziami, a nie gołymi rękami. Większość z nas nosi ubrania i znajduje upodobanie w materii sztuki, wielu wyznaje jakąś religię. Rozmieszczeni jesteśmy na całej Ziemi, zawiadujemy większością powstającej na niej energii i produkcji, zaczynamy opanowywać głębiny oceanu i przestrzeń pozaziemską. Jesteśmy także zupełnie wyjątkowi w naszych mrocznych poczynaniach, takich jak ludobójstwo, upodobanie do tortur, nałogowe zażywanie trujących substancji, tępienie na masową skalę innych istot. Chociaż parę gatunków zwierząt przejawia w zaczątkowej postaci jedno czy dwa z tych zachowań (na przykład używanie narzędzi), to przecież przyćmiewamy je pod wszystkimi tymi względami.

Zatem z powodów praktycznych i prawnych ludzi nie uznaje się za zwierzęta. Nic więc dziwnego, że kiedy Darwin w 1859 roku postawił tezę, że wyewoluowaliśmy od małp, większość ludzi początkowo uznała jego teorię za absurd i nadal upierała się, że zostaliśmy w sposób szczególny stworzeni przez Boga. A wielu z nich, w tym jedna czwarta absolwentów amerykańskich szkół średnich, do dzisiaj trwa w tym przekonaniu.

Z drugiej strony jednak, w sposób oczywisty jesteśmy zwierzętami, z typowymi zwierzęcymi częściami ciała, molekułami i genami. Jest nawet jasne, jakim mianowicie jesteśmy zwierzęciem. Zewnętrznie jesteśmy tak podobni do szympansów, że już osiemnastowieczni anatomowie, którzy wierzyli w boską kreację, mogli rozpoznać nasze powinowactwo. Wyobraźmy sobie tylko paru zwykłych ludzi, których rozebrano, pozbawiono wszystkiego, co posiadali, a ich zdolność mowy zredukowano do pochrząkiwania, nie zmieniając równocześnie ich anatomii. Umieśćmy ich w zoo, w klatce obok szympansów, a sami wraz z innymi ubranymi i rozmawiającymi ludźmi zwiedzajmy ten zwierzyniec. Tych niemych ludzi w klatkach uznamy za to, czym w istocie sami jesteśmy: za szympansy, które są słabo owłosione i przyjęły wyprostowaną postawę. Zoolog z przestrzeni pozaziemskiej niezwłocznie zaklasyfikowałby nas jako trzeci gatunek szympansa, wraz z bonobo z Zairu i szympansem zwyczajnym z tropikalnej części Afryki.

Badania molekularno-genetyczne w ciągu ostatnich kilku lat wykazały, że my, ludzie, mamy 98 procent wspólnych genów z dwoma pozostałymi szympansami. Całkowity dystans genetyczny między nami a szympansami jest nawet mniejszy niż pomiędzy tak blisko spokrewnionymi gatunkami ptaków jak wireo białooki i czerwonooki[1]. A zatem wciąż dźwigamy większość naszego starego biologicznego bagażu. Od czasów Darwina odkryto skamieniałe kości setek istot zajmujących różne pośrednie miejsca pomiędzy małpami człekokształtnymi a współczesnym człowiekiem; teraz już nikt rozsądny nie może zaprzeczać druzgocącym dowodom. To, co kiedyś wydawało się absurdem – ewolucja człowieka od małp – wydarzyło się naprawdę.

Odkrycie wielu brakujących ogniw uczyniło ten problem jeszcze bardziej fascynującym, ale nie rozwiązało go w pełni. Ta odrobina nowego bagażu, który otrzymaliśmy – owe dwa procent różniące nasze geny od genów szympansa – musi być odpowiedzialna za wszystkie nasze wyjątkowe cechy. Kilka drobnych zmian o ogromnych konsekwencjach przeszliśmy dość szybko i stosunkowo niedawno w naszej historii ewolucyjnej. W gruncie rzeczy jeszcze zaledwie 100 tysięcy lat temu ów zoolog z przestrzeni pozaziemskiej uważałby nas za jeszcze jeden gatunek dużego ssaka. Owszem, mieliśmy parę szczególnych sposobów zachowań, zwłaszcza posługiwanie się ogniem i uzależnienie od narzędzi. Ale te zachowania nie wydawałyby się pozaziemskiemu gościowi bardziej dziwaczne niż zachowania bobrów i altanników. Jakimś sposobem w ciągu paru dziesiątków tysięcy lat – co jest okresem niemal nieskończenie długim, kiedy mierzyć go ludzką pamięcią, ale tylko maleńkim ułamkiem odrębnej historii naszego gatunku – zaczęliśmy wykazywać się właściwościami, które uczyniły nas wyjątkowymi i kruchymi.

Czym są te nieliczne kluczowe elementy, które uczyniły nas ludźmi? Skoro nasze szczególne właściwości pojawiły się tak niedawno i wynikają z tak niewielu zmian, to cechy te – a co najmniej ich zawiązki – musiały już być obecne u zwierząt. Czym są te zwierzęce zawiązki sztuki, języka, ludobójstwa i narkomanii?

Te wyjątkowe właściwości leżały u podstaw biologicznego sukcesu człowieka jako gatunku. Żadne inne zwierzę nie występuje na wszystkich kontynentach ani nie mnoży się we wszystkich środowiskach – od pustyń i Arktyki po tropikalne lasy deszczowe. Żaden inny duży gatunek dzikiego zwierzęcia nie dorównuje nam liczebnością. Ale pośród naszych wyjątkowych cech są dwie, które obecnie stwarzają zagrożenie dla naszej dalszej egzystencji: skłonność do wzajemnego zabijania się oraz do dewastacji środowiska. Oczywiście, oba te popędy występują też u innych gatunków: lwy, tak jak wiele innych zwierząt, zabijają w obrębie własnego gatunku, a słonie oraz inne gatunki niszczą swoje środowisko. Jednakże te skłonności stanowią w naszym przypadku znacznie większe zagrożenie niż w przypadku innych zwierząt, a przyczynia się do tego potęga technologiczna, którą dysponujemy, i lawinowo wzrastająca liczba ludności.

Proroctwa mówiące o tym, że już wkrótce nadejdzie koniec świata, jeżeli się nie pokajamy, nie są niczym nowym. Nowością jest to, że obecnie proroctwo takie może się łatwo ziścić, a to z dwóch oczywistych powodów. Po pierwsze, broń nuklearna daje nam środki do całkowitej i błyskawicznej samozagłady; nigdy do tej pory ludzie nie dysponowali takimi możliwościami. Po wtóre, już teraz przywłaszczyliśmy sobie około 40 procent produktywności Ziemi (to jest zatrzymanej energii słonecznej netto[2]). Skoro globalna populacja ludzka podwaja się obecnie co 41 lat, wkrótce powinniśmy osiągnąć biologiczną granicę wzrostu, a na tym etapie zaczniemy zupełnie serio zwalczać się wzajemnie dla zdobycia udziału w ograniczonej puli dostępnych zasobów. W dodatku, biorąc pod uwagę tempo, z jakim obecnie eksterminujemy gatunki świata, większość z nich wyginie lub będzie zagrożona w ciągu następnego stulecia, a przecież jesteśmy uzależnieni od wielu z nich dla podtrzymania własnego życia.

Po co powtarzać te dobrze znane, ponure fakty? I dlaczego mamy szukać zwierzęcych początków tych naszych destrukcyjnych właściwości? Jeżeli są one rzeczywiście częścią naszego ewolucyjnego dziedzictwa, to zapewne utrwaliły się genetycznie i nie da się ich zmienić.

W rzeczywistości nasza sytuacja nie jest beznadziejna. Być może nasz popęd do mordowania obcych lub rywali seksualnych jest wrodzony. Ale to przecież nie przeszkodziło społeczeństwom ludzkim w próbach poskromienia tych instynktów, bo ostatecznie w większości przypadków ludziom udało się uniknąć losu zamordowanych. Nawet biorąc pod uwagę dwie wojny światowe, stosunkowo znacznie mniej ludzi poniosło gwałtowną śmierć w uprzemysłowionych krajach XX wieku, niż w społecznościach plemiennych epoki kamienia. Wiele nowoczesnych społeczności cieszy się większą długowiecznością niż ludzie w przeszłości. Działacze na rzecz ochrony środowiska nie zawsze przegrywają w sporze z postępowcami i niszczycielami. Nawet niektóre wady genetyczne, takie jak fenyloketonuria i cukrzyca młodzieńcza, mogą być obecnie łagodzone lub leczone.

Dokonując raz jeszcze przeglądu naszej sytuacji, chciałem przyczynić się do zapobieżenia powtarzaniu już popełnionych przez nas błędów – spowodować, by wiedza o naszej przeszłości i naszych popędach mogła wpłynąć na zmianę naszego zachowania. Nadzieja na to przyświecała mi, kiedy dedykowałem tę książkę. Moi synowie, bliźniacy, urodzili się w 1987 roku, a mój wiek z czasu powstawania tego tekstu, osiągną w roku 2041. Wszystko, co teraz czynimy, kształtuje świat dla nich.

Nie jest celem tej książki zaproponowanie szczegółowych przepisów na rozwiązanie naszych kłopotów, ponieważ środki, które powinniśmy przedsięwziąć, są już w szerokim zakresie dobrze znane. Niektóre z nich obejmują powstrzymanie wzrostu populacji, ograniczenie albo wyeliminowanie broni jądrowej, wypracowanie pokojowych środków rozwiązywania sporów międzynarodowych, zmniejszenie naszej presji na środowisko, ochronę gatunków i naturalnych środowisk. Wiele znakomitych publikacji daje szczegółowe recepty, jak należy wdrażać takie zasady postępowania. Niektóre z tych działań są wprowadzane w czyn już obecnie; trzeba „tylko” prowadzić je konsekwentnie. Gdybyśmy wszyscy nabrali teraz przekonania, że są to sprawy istotne, to nie zabrakłoby nam wiedzy, aby zacząć już od jutra.

To, czego właśnie nam brakuje, to niezbędnej woli politycznej. W całej tej książce staram się ją podsycać, śledząc historię naszego gatunku. Nasze problemy zakorzenione są głęboko w naszej zwierzęcej przeszłości. Narastały one przez długi czas wraz z naszą potęgą i liczebnością, a teraz ulegają nasileniu. Możemy nabrać przekonania o nieuchronnych rezultatach naszych obecnych krótkowzrocznych praktyk tylko przez zbadanie dawnych społeczeństw, które same się unicestwiły, niszcząc własne zasoby, chociaż ich środki samozagłady nie były tak potężne jak nasze. Historycy polityki uzasadniają potrzebę badań nad poszczególnymi państwami i władcami tym, że dzięki takim badaniom przeszłość może nas czegoś nauczyć. To uzasadnienie stosuje się tym bardziej do badania naszej przeszłości jako gatunku, ponieważ lekcja takiej historii jest prostsza i jaśniejsza.

Książka, której krąg rozważań jest aż tak szeroki, wymagała selektywnego podejścia do wielu tematów. Każdy z pewnością spostrzeże, że pominięto jakieś absolutnie zasadnicze kwestie, a inne zgłębiano z przesadną szczegółowością. Aby czytelnicy nie czuli się wprowadzeni w błąd, na samym początku przedstawię własne, specyficzne zainteresowania i źródło ich pochodzenia.

Mój ojciec jest lekarzem, a matka muzykiem ze zdolnościami językowymi. Za każdym razem, kiedy jako dziecko byłem pytany o moje plany życiowe, odpowiadałem, że chcę być lekarzem, tak jak mój ojciec. Zanim doszedłem do ostatniego roku college’u, cel ten uległ łagodnemu przekierowaniu w stronę nauk medycznych. Dlatego kształciłem się w fizjologii, dziedzinie, którą teraz wykładam na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles.

Jednakże w wieku siedmiu lat zacząłem się interesować obserwowaniem ptaków i miałem szczęście uczęszczać do szkoły, w której pozwolono mi zgłębiać języki i historię. Po otrzymaniu doktoratu perspektywa poświęcenia reszty życia jednej dziedzinie – fizjologii – zaczęła wydawać mi się coraz bardziej przygnębiająca. W tym właśnie czasie dzięki szczęśliwie napotkanym ludziom i okolicznościom miałem szansę spędzić lato na wyżynach Nowej Gwinei. W zasadzie celem mojej wyprawy były pomiary sukcesu lęgowego ptaków nowogwinejskich. Plan ten poniósł sromotną klęskę po paru tygodniach, kiedy okazało się, że nie potrafię znaleźć w dżungli ani jednego gniazda. Ale sukces wyprawy osiągnąłem w pełni: mogłem ulec żądzy przygody i obserwowania ptaków w jednej z istniejących jeszcze w najdzikszym stanie części świata. To, co wtedy zobaczyłem – bajeczne ptaki Nowej Gwinei, z altannikami i ptakami rajskimi włącznie – doprowadziło mnie do równoległego rozwijania innych zawodowych zainteresowań: ekologii ptaków, ewolucjonizmu i biogeografii. Od tego czasu kilkanaście razy powracałem na Nową Gwineę i okoliczne wyspy Pacyfiku, aby kontynuować swoje badania ornitologiczne.

Okazało się jednak, że nie mogłem nie uczestniczyć czynnie w ochronie przyrody, obserwując podczas swojej pracy na Nowej Gwinei przyspieszone niszczenie moich ukochanych ptaków i lasów. Zacząłem więc łączyć moje akademickie badania z praktyczną pracą doradcy rządowego, aby to, co wiedziałem o rozmieszczeniu zwierząt w środowisku naturalnym, zastosować w projektowaniu parków narodowych. Prowadziłem także badania rozpoznawcze na terenach przeznaczonych pod ich powstanie. Bez rozwijania moich wcześniejszych zainteresowań językowych trudno by mi było pracować na Nowej Gwinei, gdzie jeden język zastępuje inny co 30 kilometrów, a uczenie się nazw ptaków we wszystkich lokalnych językach okazało się kluczem do pozyskania encyklopedycznej wiedzy Nowogwinejczyków o ich ptactwie. Ale przede wszystkim nie mogłem studiować ewolucji i wymierania gatunków ptaków, nie starając się równocześnie zrozumieć ewolucji i możliwości wymarcia Homo sapiens, gatunku z całą pewnością najciekawszego ze wszystkich. Także o tych zainteresowaniach szczególnie trudno było mi zapomnieć na Nowej Gwinei, ze względu na przeogromne zróżnicowanie jej ludności.

Takie były drogi, którymi doszedłem do zgłębiania szczególnych aspektów biologii człowieka, stanowiących główny temat tej książki. Powstały liczne, doskonałe dzieła napisane przez antropologów i archeologów, omawiające ewolucję człowieka z perspektywy badania narzędzi i kości, dlatego w tej książce aspekty te mogą być już tylko krótko podsumowane. Jednakże tamte publikacje poświęcają znacznie mniej miejsca temu, co mnie szczególnie interesuje: cyklom życiowym człowieka, rozmieszczeniu geograficznemu ludności, presji wywieranej przez ludzi na środowisko i człowiekowi jako zwierzęciu. Te zagadnienia mają zasadnicze znaczenie dla ludzkiej ewolucji, tak samo jak bardziej tradycyjne obiekty zainteresowania, do których należą narzędzia i kości.

Chociaż na pierwszy rzut oka może się wydawać, że nazbyt wiele przykładów zaczerpnięto z Nowej Gwinei, to jestem przekonany że wybór ten był uzasadniony. Nowa Gwinea to zapewne tylko jedna z wysp leżących w szczególnym miejscu na Ziemi (tropikalny Pacyfik), której mieszkańców z trudem można uznać za reprezentatywną próbę współczesnej ludzkości. Ale Nowa Gwinea daje schronienie znacznie większemu wycinkowi dziejów całej ludzkości, niż można by sądzić na podstawie jej obszaru. Spośród około pięciu tysięcy wszystkich języków świata tysiącem mówi się tylko na Nowej Gwinei. Znaczna część całej zmienności kulturowej, która przetrwała w nowoczesnym świecie, zachowała się na Nowej Gwinei. Mieszkańcy wyżyn górzystego interioru Nowej Gwinei jeszcze do niedawna byli rolnikami z epoki kamienia, natomiast wiele grup na nizinach to koczownicy, łowcy-zbieracze i rybacy, raczej okazjonalnie uprawiający ziemię. Lokalna ksenofobia była skrajnie nasilona, a odpowiednio do niej – kulturowa różnorodność. W związku z tym podróż poza własne terytorium plemienne równała się samobójstwu. Wielu Nowogwinejczyków, z którymi pracowałem, to znakomici myśliwi – jeszcze w swoim dzieciństwie żyli w epoce kamiennych narzędzi i ksenofobii. Nowa Gwinea stanowi zatem dobry model tego, czym była kiedyś większość człowieczego świata, a co przetrwało tam do dziś.

Opowieść o naszym rozwoju i upadku można w naturalny sposób podzielić na pięć części. W pierwszej będziemy śledzić nasze dzieje przez kilka milionów lat – aż do momentu tuż przed pojawieniem się rolnictwa 10 tysięcy lat temu. W tych dwóch rozdziałach zajmiemy się kośćmi, narzędziami, genami – danymi, które przechowały się w zapisie archeologicznym i biochemicznym, a które dostarczają nam najbardziej bezpośrednich wiadomości o naszych przemianach. Zbadamy podstawy do wysnucia wniosku, że ciągle jesteśmy w 98 procentach naszych genów szympansami, i spróbujemy dociec, w jaki sposób różnica dwóch procent mogła spowodować nasz Wielki Skok w rozwoju.

W drugiej części zajmiemy się zmianami w ludzkim cyklu życiowym, które miały równie zasadnicze znaczenie dla rozwoju mowy i sztuki jak zmiany w budowie szkieletu, omówione w części pierwszej. Powtarzamy oczywistości, że wciąż karmimy dzieci po osiągnięciu przez nie wieku usamodzielnienia, zamiast pozostawić je, aby same szukały sobie pożywienia; że większość dorosłych mężczyzn i kobiet łączy się w pary; że przeważnie ojcowie i matki dbają o swoje dzieci; że wielu ludzi żyje dość długo, aby doczekać wnuków; oraz że kobiety przechodzą menopauzę. Dla nas te cechy są normą, ale według standardów naszych najbliższych zwierzęcych krewniaków – są to dziwactwa. Różnią nas one zasadniczo od naszych przodków, ale nie pozostawiają skamieniałości i dlatego nie wiemy, kiedy powstały. Z tego powodu książki dotyczące paleontologii człowieka traktują o tych cechach znacznie krócej niż o zmianach wielkości naszego mózgu czy miednicy. A przecież miały one decydujące znaczenie dla rozwoju naszej swoistej, ludzkiej kultury i zasługują na nie mniejszą uwagę.

Dokonawszy zatem w części pierwszej i drugiej przeglądu biologicznych podstaw naszego kulturowego rozkwitu, w części trzeciej przechodzimy do omówienia cech kulturowych, które uważamy za odróżniające nas od zwierząt. Jako pierwsze przychodzą nam na myśl te, z których jesteśmy najbardziej dumni: mowa, sztuka, technika, rolnictwo – kamienie milowe naszego postępu. Jednakże pośród cech kulturowych, które nas wyróżniają, są też mroczne strony naszej charakterystyki, takie jak nadużywanie trujących substancji. Chociaż można się spierać, czy wszystkie te cechy są wyłącznie ludzkie, to przecież są one znacznie bardziej zaawansowanie niż ich zaczątki u zwierząt. Musiały jednak istnieć jakieś owe zwierzęce zaczątki, skoro – według ewolucyjnej skali czasu – cechy te rozkwitły dopiero całkiem niedawno. Czym one były? Czy ich rozkwit w toku historii życia na Ziemi był nieunikniony? Czy był aż tak nieuchronny, że uzasadnione są przypuszczenia o istnieniu wielu innych planet w przestrzeni kosmicznej, zamieszkałych przez istoty równie zaawansowane w rozwoju jak my?

Oprócz skłonności do nadużywania substancji chemicznych dwie spośród naszych ciemnych stron są tak niebezpieczne, że mogą nas doprowadzić do upadku. Część czwarta rozważa pierwszą z nich: naszą skłonność do ksenofobicznego zabijania ludzi należących do innych grup. Pod tym względem mamy bezpośrednich prekursorów wśród zwierząt; chodzi o konflikty pomiędzy konkurującymi osobnikami lub grupami, które wiele gatunków poza nami rozwiązuje poprzez morderstwo. My tylko używamy umiejętności technicznych, aby zwiększyć skuteczność zabijania. W części czwartej omówimy ksenofobię i skrajną izolację, które wyciskały swoje piętno na ludzkiej kondycji, zanim powstanie państw politycznych zaczęło kształtować naszą kulturę w sposób bardziej homogenny. Zobaczymy, jak technika, kultura i geografia wpływały na wynik dwóch najbardziej znanych historycznych konfliktów międzygrupowych. Potem dokonamy światowego przeglądu historii ksenofobicznych morderstw masowych. Ten bolesny temat jest jednak najlepszym przykładem na to, że odmowa stanięcia twarzą w twarz z własną historią skazuje nas na powtarzanie dawnych błędów w coraz niebezpieczniejszej skali.

Inną mroczną cechą, która obecnie zagraża naszemu przetrwaniu, jest coraz gwałtowniejszy atak na nasze własne środowisko. Zalążki takich zachowań również znajdujemy u zwierząt. Populacje zwierzęce, które z takiego czy innego powodu wymknęły się spod kontroli drapieżników lub pasożytów, a w pewnych przypadkach umknęły także własnej wewnętrznej regulacji, rozmnażały się, dopóki nie naruszyły podstawy swoich zasobów i z czasem nie „wyjadły” sobie drogi do zagłady. Takie ryzyko dotyczy zwłaszcza ludzi, ponieważ drapieżniki obecnie mają na nas znikomy wpływ, nie ma środowiska, na które nie wywieralibyśmy wpływu, a nasza potęga w zabijaniu pojedynczych zwierząt i niszczeniu całych siedlisk jest bezprecedensowa.

Niestety, wielu ludzi ciągle wyznaje fantazje w stylu Rousseau, że takie zachowania pojawiły się dopiero od czasu rewolucji przemysłowej, przed którą żyliśmy w harmonii z przyrodą. Gdyby to była prawda, nie mielibyśmy się czego uczyć od przeszłości, chyba tylko tego, jacy kiedyś byliśmy dzielni, a jacy słabi zrobiliśmy się teraz. W części piątej staramy się obnażyć tę fikcję, konfrontując ją z naszą długą historią rabunkowej gospodarki środowiskiem. Tak jak i w części czwartej, nacisk położony jest tutaj na to, że nasza obecna sytuacja nie jest niczym nowym, różni się tylko skalą. Eksperyment polegający na próbie zarządzania ludzkim społeczeństwem, mimo równoczesnego braku troski o jego środowisko, przeprowadzono już wiele razy, a osiągnięte wyniki są wielce pouczające.

Książka kończy się epilogiem, który rozpatruje nasz rozwój od stanu zwierzęcego. Śledzi również przyspieszenie działań przybliżających nasz upadek. Nie napisałbym tej książki, gdybym sądził, że ryzyko jest odległe; nie napisałbym jej także, gdybym uznał nas za definitywnie skazanych. Ażeby czytelnicy – zniechęceni opisem naszego szlaku i obecnym trudnym położeniem – nie przeoczyli tego przesłania, ukażę znaki nadziei oraz sposoby na pobieranie nauki z przeszłości.

Część pierwsza

Po prostu duży ssak

Świadectwa z trzech dziedzin dają nam wskazówki, kiedy, dlaczego i w jaki sposób przestaliśmy być po prostu jednym z gatunków dużych ssaków. W części pierwszej rozważymy pewne tradycyjne świadectwa z zakresu archeologii, badającej kopalne kości i zachowane narzędzia, weźmiemy także pod uwagę nowsze dowody z zakresu biologii molekularnej.

Podstawowe pytanie dotyczy tego, jak wielkie są różnice genetyczne między nami a szympansami. To znaczy, czy nasze geny różnią się od genów szympansa w 10, 50, czy w 99 procentach. Zwykłe oględziny człowieka i szympansa albo liczenie widocznych gołym okiem cech nie zdadzą się na wiele, ponieważ pewne zmiany genetyczne nie mają w ogóle dostrzegalnych konsekwencji, natomiast inne wykazują skutki rozległe. Wizualne różnice na przykład między rasami psów, jak choćby między dogiem a pekińczykiem, są znacznie większe niż między nami a szympansami. A jednak wszystkie rasy psów dają płodne krzyżówki, mnożą się ze sobą przy każdej sposobności (o ile jest to technicznie możliwe), a więc należą do tego samego gatunku. Nieuprzedzonemu obserwatorowi jedno spojrzenie na doga i pekińczyka nasunęłoby myśl, że są one od siebie znacznie bardziej odległe genetycznie niż szympans od człowieka. Wizualne różnice między rasami psów w wielkości i proporcjach ciała oraz w kolorze sierści zależą od stosunkowo małej liczby genów, o niewielkim znaczeniu dla biologii rozrodu.

W jaki sposób można więc oszacować odległość genetyczną między nami a szympansami? Problem ten biolodzy molekularni rozwiązali dopiero w ciągu ostatnich kilku lat. Odpowiedź jest nie tylko frapująca intelektualnie, ale może też mieć praktyczne konsekwencje etyczne ze względu na to, jak postępujemy z szympansami. Dowiemy się, że różnice genetyczne między nami a szympansami, chociaż znaczne w porównaniu z różnicami pomiędzy obecnie żyjącymi populacjami ludzi albo między rasami psów, są jednak niewielkie w porównaniu z różnicami między wieloma innymi dobrze znanymi parami spokrewnionych gatunków. Najwidoczniej niewielki procent zmian w programie genetycznym szympansa miał kolosalne skutki dla naszego sposobu bycia. Okazało się również możliwe opracowanie skali, za pomocą której można przeliczać dystans genetyczny na upływ czasu, dzięki czemu uzyskano przybliżoną odpowiedź na pytanie, kiedy ludzie i szympansy oddzielili się od wspólnego przodka. Okazuje się, że było to około siedmiu milionów lat temu, może dwa miliony lat wcześniej lub później.

Owe osiągnięcia biologii molekularnej dostarczają ogólnej oceny odległości genetycznej i upływającego czasu, nie mówią jednak nic o tym, na czym polegają specyficzne różnice między nami a szympansami ani kiedy te konkretne różnice się pojawiły. Dlatego też będziemy nadal dociekali, czego jeszcze można się dowiedzieć na podstawie kości i narzędzi pozostawionych przez stworzenia zajmujące różne pośrednie miejsca pomiędzy naszymi małpokształtnymi przodkami a ludźmi współczesnymi. Zmiany w kościach stanowią tradycyjny przedmiot badań antropologii fizycznej. Szczególnie ważne były: wzrost wielkości naszego mózgu, zmiany szkieletowe związane z chodzeniem w pozycji wyprostowanej, zmniejszona grubość kości czaszki, mniejsze zęby i mięśnie żuchwy.

Nasz wielki mózg był z całą pewnością warunkiem wstępnym rozwoju ludzkiej mowy i wynalazczości. Można by się zatem spodziewać, że dane wykopaliskowe będą wykazywały ścisłą równoległość zwiększonych rozmiarów mózgu i stopnia udoskonalenia narzędzi. W rzeczywistości ta równoległość wcale nie jest ścisła. Okazuje się to wielce zaskakującą zagadką ludzkiej ewolucji. Setki tysięcy lat po tym, jak przeszliśmy większość zmian powiększania mózgu, narzędzia kamienne nadal były bardzo prymitywne. Zaledwie 40 tysięcy lat temu neandertalczycy mieli mózgi większe nawet niż ludzie dzisiejsi, ale ich narzędzia nie wykazywały żadnych oznak wynalazczości ani sztuki. Neandertalczycy byli wciąż tylko jednym z gatunków dużych ssaków. Inne populacje ludzkie uzyskały wprawdzie nowoczesną anatomię szkieletową, ale jeszcze przez dziesiątki tysięcy lat po tym ich narzędzia pozostawały równie mało ciekawe jak narzędzia neandertalczyków.

Te paradoksy są jeszcze jaskrawsze w świetle wniosków wyciągniętych ze świadectw biologii molekularnej. W ramach owej stosunkowo skromnej różnicy pomiędzy naszymi genami a genami szympansa musiała być jeszcze mniejsza frakcja, niemająca związku z kształtem naszych kości, ale odpowiedzialna za wyraźnie ludzkie atrybuty: wynalazczość, sztukę, skomplikowane narzędzia. Przynajmniej w Europie cechy te pojawiły się nagle i nieoczekiwanie w czasach, kiedy miejsce neandertalczyków zaczęli zajmować ludzie z Cro-Magnon. Właśnie wtedy na dobre przestaliśmy być zaledwie jednym z gatunków dużych ssaków. Pod koniec pierwszej części będę rozważał, na czym polegały te zmiany, które zapoczątkowały nasz gwałtowny wzlot ku człowieczeństwu.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Przypisy

Wstęp

[1] Jared Diamond, Dlaczego lubimy seks? Ewolucja ludzkiej płciowości, tłum. M. Ryszkiewicz, Warszawa 1998; Jared Diamond, Strzelby, zarazki, maszyny, tłum. M. Konarzewski, Warszawa, 2000; Jared Diamond, Upadek. Dlaczego niektóre społeczeństwa upadły a innym się udało, tłum. J. Lang, Z. Łomnicka, J. Margański i M. Ryszkiewicz, Warszawa 2007.

[2] Robin Dunbar, Nowa historia ewolucji człowieka, tłum. B. Kucharzyk, Kraków 2014; Robin Dunbar, Człowiek. Biografia, tłum. Ł. Lamża, Kraków 2019.

[3] Frans de Waal, Małpy i filozofowie. Skąd pochodzi moralność?, tłum. B. Brożek i M. Furman, Kraków 2013; Frans de Waal, Bonobo i ateista. W poszukiwaniu humanizmu wśród naczelnych, tłum. K. Kornas, Kraków 2018.

Trzeci szympans

[1] Pospolite gatunki ptaków wróblowatych żyjące w Ameryce Północnej, bardzo trudne do rozróżnienia niewprawnym okiem. Polskimi odpowiednikami pod tym względem mogłyby być na przykład piecuszek i pierwiosnek [przyp. tłum.].

[2] Nowsze oszacowania mówią o współczesnym przywłaszczaniu przez ludzkość około 25 procent całkowitej produkcji pierwotnej Ziemi, jednak ze stałą tendencją wzrostową [przyp. tłum.].