Klucz do nieśmiertelności. Natura i jej sposoby na długowieczność - Nicklas Brendborg - ebook

Klucz do nieśmiertelności. Natura i jej sposoby na długowieczność ebook

Brendborg Nicklas

0,0

Opis

Jak przeciwdziałać starzeniu się? Dlaczego mieszkań­cy niektórych rejonów świata cieszą się dwa razy dłuższym życiem niż inni? Dlaczego optymiści później się starzeją?

Próbując znaleźć odpowiedzi, Nicklas Brendborg zabiera nas w ekscytu­jącą podróż dookoła świata: od Morza Grenlandzkiego przez Wyspę Wiel­kanocną po afrykańskie królestwa golców piaskowych. Na naszej drodze spotkamy komórki zombie, młodniejące meduzy oraz rekina, który wi­dział zatonięcie Titanica.

Dowiemy się, dlaczego warto używać nici dentystycznej i oddawać krew, dlaczego warto wypić rano podwójne espresso i dlaczego spotkanie z iry­tującym kuzynem wbrew pozorom wcale nie skraca naszego życia, tylko je wydłuża.

Kimkolwiek jesteś i gdziekolwiek czytasz tę książkę, mam nadzieję, że wrócisz z tej podróży zadowolony.

Nicklas Brendborg

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 328

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Co­py­ri­ght © Co­per­ni­cus Cen­ter Press, 2024 Co­py­ri­ght © Nic­klas Brend­borg, 2021 All ri­ghts re­se­rved
Ty­tuł ory­gi­nałuGo­pler æl­des ba­glæns. Vi­den­ska­bens svar på et læn­gere liv
Ty­tuł tłu­ma­cze­nia an­giel­skiegoJel­ly­fish Age Bac­kwards. Na­ture’s Se­crets to Lon­ge­vity
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wychMo­nika Drob­nik-Sło­ciń­ska / mo­ni­ka­imar­cin.com
Re­dak­cja ję­zy­kowaŁu­kasz Pod­górni
SkładMo­nika Drob­nik-Sło­ciń­ska / mo­ni­ka­imar­cin.com
ISBN 978-83-7886-775-3
Wy­da­nie I
Kra­ków 2024
Wy­dawca: Co­per­ni­cus Cen­ter Press Sp. z o.o. pl. Szcze­pań­ski 8, 31-011 Kra­ków tel. (+48) 12 448 14 12, 500 839 467 e-mail: re­dak­[email protected]
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

WSTĘP

FON­TANNA MŁO­DO­ŚCI

W 1493 r. z mia­sta por­to­wego Ka­dyks po­ło­żo­nego w Hisz­pa­nii wy­pły­nęło 17 okrę­tów. Po krót­kim od­po­czynku na Wy­spach Ka­na­ryj­skich eks­pe­dy­cja ru­szyła da­lej przez Atlan­tyk. Pew­nie my­ślisz, że szu­kali drogi do In­dii, ale nie, nie tym ra­zem.

Była to druga po­dróż do Ame­ryki Krzysz­tofa Ko­lumba, któ­rego za­mia­rem było za­ło­że­nie pierw­szej hisz­pań­skiej osady w No­wym Świe­cie. Aby tego do­ko­nać, Ko­lumb za­brał ze sobą po­nad ty­siąc ochot­ni­ków. Znaj­do­wał się wśród nich am­bitny młody Hisz­pan, Juan Ponce de León. Gdy eks­pe­dy­cja do­tarła do celu, który sta­no­wiła tro­pi­kalna wy­spa Hi­spa­niola[1], Ponce de León po­sta­no­wił tam osiąść. Po pew­nym cza­sie zo­stał sza­no­wa­nym do­wódcą woj­sko­wym i wła­ści­cie­lem ziem­skim.

W tam­tych cza­sach z No­wego do Sta­rego Świata na­pły­wały roz­ma­ite le­gendy o ta­jem­ni­czych lą­dach, ich dziw­nych miesz­kań­cach i – co naj­waż­niej­sze – ogrom­nych bo­gac­twach. Pew­nego dnia jedna z ta­kich opo­wie­ści do­tarła do Ponce de Le­óna. Obie­cy­wała ona nowe zie­mie na pół­noc od Hi­spa­nioli. Że­glarz szybko ze­brał za­łogę i wy­ru­szył w rejs z na­dzieją, że obiet­nica się spełni. Eks­pe­dy­cja po­pły­nęła wzdłuż Ba­ha­mów i wkrótce na­tra­fiła na nowy, nie­znany do­tąd ląd, który na­zwano La Flo­rida, ze względu na mno­gość kwia­tów two­rzą­cych jego kra­jo­braz.

Hisz­pa­nie nie zwle­kali z eks­plo­ra­cją na­je­cha­nej ziemi i szybko na­tknęli się na ple­mię rdzen­nych miesz­kań­ców. Pod­czas jed­nego z ta­kich spo­tkań tu­bylcy opo­wie­dzieli że­gla­rzom o pew­nym mi­tycz­nym źró­dle, które na­zy­wali „Fon­tanną Mło­do­ści”. Jego wody miały mieć wła­ści­wo­ści lecz­ni­cze i rze­komo były w sta­nie przy­wró­cić mło­dość na­wet star­com. Jed­nakże In­dia­nie utrzy­my­wali, że ża­den z nich nie pa­mięta, gdzie źró­dło się znaj­duje. I nie, w żad­nym ra­zie nie wy­my­ślili tej hi­sto­rii po to, by na­jeźdźcy zo­sta­wili ich w spo­koju. To była naj­święt­sza prawda.

W ko­lej­nych la­tach hisz­pań­ska eks­pe­dy­cja prze­cze­sy­wała wy­brzeże Flo­rydy, szu­ka­jąc w każ­dym jego za­kątku owej le­gen­dar­nej kry­nicy nie­śmier­tel­no­ści. Pełni na­dziei zdo­bywcy wska­ki­wali do każ­dego słod­ko­wod­nego źró­dła, na ja­kie tra­fili – dość od­waż­nie, zwa­żyw­szy na li­czeb­ność po­pu­la­cji ali­ga­to­rów na Flo­ry­dzie. Oczy­wi­ście mi­tycz­nego obiektu swo­jego po­żą­da­nia ni­gdy nie zna­leźli, za to wszyst­kich po ko­lei do­padł rów­nie mi­tyczny Ta­na­tos[2].

***

No do­bra, po­ważni hi­sto­rycy pew­nie po­wie­dzą, że opo­wieść o Fon­tan­nie Mło­do­ści można wło­żyć mię­dzy bajki. Na szczę­ście ja nie je­stem po­waż­nym hi­sto­ry­kiem, po­zwa­lam więc so­bie roz­po­cząć ni­niej­szą książkę od tej wy­mow­nej, choć mało praw­do­po­dob­nej le­gendy.

W rze­czy­wi­sto­ści Ponce de León i jego lu­dzie za­pewne szu­kali tych sa­mych bo­gactw, co wszy­scy inni w tam­tym cza­sie – ziemi, złota, przy­pusz­czal­nie nie­wol­ni­ków i bez wąt­pie­nia także ko­biet. Nie­mniej jed­nak opo­wie­ści o po­szu­ki­wa­niu spo­so­bów na wy­mi­ga­nie się od wiecz­nego snu funk­cjo­nują w każ­dej zna­nej nam cy­wi­li­za­cji. Znamy re­la­cje o od­mła­dza­ją­cych źró­dłach i elik­si­rach nie­śmier­tel­no­ści z cza­sów sta­ro­żyt­nej Gre­cji Alek­san­dra Wiel­kiego, z okresu wy­praw krzy­żo­wych, z cza­sów sta­ro­żyt­nych In­dii, sta­ro­żyt­nych Chin, sta­ro­żyt­nej Ja­po­nii i wielu in­nych daw­nych kul­tur.

Wła­ści­wie mówi o tym jedno z naj­star­szych dzieł li­te­rac­kich. W Epo­sie o Gil­ga­me­szu, li­czą­cym po­nad 4 tys. lat, pe­wien król opusz­cza swój lud i udaje się na ko­niec świata w po­szu­ki­wa­niu – zga­dli­ście – nie­śmier­tel­no­ści. Dą­że­nia czło­wieka współ­cze­snego nie­wiele się pod tym wzglę­dem róż­nią. Cho­ciaż za­sad­ni­czo ode­szli­śmy już od ma­gicz­nych źró­deł i cu­dow­nych elik­si­rów, to pra­gnie­nie od­kry­cia se­kretu wiecz­nej mło­do­ści to­wa­rzy­szy nam na­dal. Dzięki po­stę­powi cy­wi­li­za­cyj­nemu główną prze­strze­nią roz­wa­żań o nie­śmier­tel­no­ści są obec­nie już nie le­gendy czy mity, lecz ba­da­nia na­ukowe. Można by po­my­śleć, że ozna­cza to cią­gły roz­wój, ale hi­sto­rycz­nie nie za­wsze tak było. W dą­że­niu do zro­zu­mie­nia pro­ce­sów sta­rze­nia się na­uce też zda­rzało się błą­dzić. Przy­kład po­ni­żej.

Na po­czątku XX w. nie­któ­rzy na­ukowcy twier­dzili, że świet­nym środ­kiem na od­mło­dze­nie mogą być eks­trakty ze zwie­rzę­cych gru­czo­łów. Co wię­cej, je­den z przed­sta­wi­cieli tego nurtu, chi­rurg Sier­giej Wo­ro­now, był prze­ko­nany, że spo­ży­wa­nie eks­trak­tów i przyj­mo­wa­nie wle­wów ze zwie­rzę­cych tka­nek to za mało i że aby uzy­skać po­żą­dany efekt, zwie­rzęcą tkankę trzeba czło­wie­kowi prze­szcze­pić. Na pod­sta­wie wła­snych ba­dań, prze­pro­wa­dzo­nych w Egip­cie nad wy­ka­stro­wa­nymi męż­czy­znami, Wo­ro­now wy­su­nął wnio­sek, że do od­mła­dza­nia naj­le­piej na­dają się ją­dra.

W związku z tym za­czął prze­szcze­piać swoim pa­cjen­tom skrawki ją­der... małp. Dla zwy­kłych lu­dzi prak­tyka ta była na tyle dzi­waczna, że trzy­mali się od niej jak naj­da­lej. Ale piękni i bo­gaci stra­cili dla niej głowę; tłum­nie usta­wiali się w ko­lej­kach, by wy­pró­bo­wać na so­bie ma­giczną prze­ciw­sta­rze­niową tech­nikę Wo­ro­nowa. Za­in­te­re­so­wa­nie prze­szcze­pami było tak duże, że Wo­ro­now zbił na nich nie­zły ma­ją­tek i wkrótce za­czął na­wet mieć pro­blemy z po­zy­ski­wa­niem mał­pich na­rzą­dów. Żeby za­pew­nić so­bie stałe za­opa­trze­nie, ku­pił więc za­mek, w któ­rym za­mknął biedne zwie­rzęta, a na­stęp­nie za­trud­nił do ich ho­dowli tre­nera cyr­ko­wego.

Oczy­wi­ście dal­sze losy pa­cjen­tów Wo­ro­nowa nie za­pi­sały się w hi­sto­rii ina­czej niż jako żart. Ani pa­cjenci, ani sam Wo­ro­now nie unik­nęli na­tu­ral­nych kon­se­kwen­cji upływu lat, po­dob­nie jak Ponce de León z za­łogą. I tak samo bę­dzie z nami – chyba że na­uka znaj­dzie lep­sze roz­wią­za­nia niż te, które szczę­śli­wie prze­szły już do hi­sto­rii.

O tym wła­śnie jest ta książka: jak „umrzeć młodo”, lecz moż­li­wie naj­póź­niej. In­nymi słowy, mówi ona o dłu­go­wiecz­no­ści i zdro­wych na­wy­kach w kon­tek­ście ob­ser­wa­cji przy­rod­ni­czych oraz ba­dań na­uko­wych. Obie­cuję, że nie trzeba bę­dzie przy­szy­wać so­bie zwie­rzę­cych ją­der do uda ani plu­skać się z mię­so­żer­nymi ga­dami. Jed­nak bę­dzie to po­dróż pełna wra­żeń.

CZĘŚĆ I

CUDA NA­TURY

ROZ­DZIAŁ 1

KSIĘGA RE­KOR­DÓW DŁU­GO­WIECZ­NO­ŚCI

Pod po­wierzch­nią zlo­do­wa­cia­łego Mo­rza Gren­landz­kiego su­nie ol­brzymi cień. Sze­ścio­me­trowy gi­gant nie lubi po­śpie­chu; jego mak­sy­malna pręd­kość to nie­całe trzy ki­lo­me­try na go­dzinę.

Po ła­ci­nie na­zywa się Som­nio­sus mi­cro­ce­pha­lus, czyli – jak można by prze­tłu­ma­czyć – „lu­na­tyk z ma­leń­kim mó­zgiem”. Pol­ska na­zwa jest zde­cy­do­wa­nie mniej styg­ma­ty­zu­jąca – re­kin po­larny[3]. Choć na­zwa ła­ciń­ska su­ge­ruje, że ryba ta nie jest ani szybka, ani spe­cjal­nie by­stra, to w jej żo­łądku znaj­dy­wano szczątki fok, re­ni­fe­rów, a na­wet niedź­wie­dzi po­lar­nych.

Nasz ta­jem­ni­czy je­go­mość daje so­bie czas, po­nie­waż czas jest czymś, czego mu nie bra­kuje. Gdy po­wstały Stany Zjed­no­czone, był już star­szy niż kto­kol­wiek w hi­sto­rii ludz­ko­ści. Gdy za­to­nął Ti­ta­nic, miał 281 lat. I cho­ciaż wła­śnie stuk­nęło mu 390 lat, ba­da­cze sza­cują, że może po­żyć jesz­cze kilka ko­lej­nych.

Nie zna­czy to, że re­kin po­larny nie bo­ryka się z żad­nymi pro­ble­mami. Jego oczy są za­in­fe­ko­wane bio­lu­mi­ne­scen­cyj­nymi pa­so­ży­tami, przez co stop­niowo osła­bia mu się wzrok, i po­mimo swo­ich im­po­nu­ją­cych roz­mia­rów ma tego sa­mego wroga, co wszyst­kie inne nie­ja­dalne ryby – Is­land­czy­ków. Mięso re­kina po­lar­nego jest nie­ja­dalne, bo za­wiera spore ilo­ści tok­sycz­nej sub­stan­cji zwa­nej kwa­sem tri­me­ty­lo­ami­no­wym. Spra­wia ona, że po spo­ży­ciu tej ryby do­znaje się za­wro­tów głowy czy też „upo­je­nia re­ki­no­wego”. Ale oczy­wi­ście dzielni miesz­kańcy Is­lan­dii zna­leźli na to spo­sób[4].

Jed­nakże dla nas istotne jest to, że re­kin po­larny za­słu­guje na pierw­sze miej­sce w pew­nym ran­kingu. I wła­śnie tam go znaj­dziemy. Za sprawą im­po­nu­ją­cej dłu­go­ści ży­cia ryba ta jest naj­dłu­żej ży­ją­cym zna­nym nam krę­gow­cem. A jako krę­go­wiec – czyli zwie­rzę ma­jące krę­go­słup – wła­ści­wie jest na­szym da­le­kim krew­nym. Na pierw­szy rzut oka może i nie je­ste­śmy do sie­bie zbyt po­dobni, ale jed­nak na­sza pod­sta­wowa ana­to­mia jest taka sama: serce, wą­troba, układ po­kar­mowy, dwie nerki, mózg.

Oczy­wi­ście na drze­wie ewo­lu­cji bar­dzo nam do sie­bie da­leko. Lu­dzie są ssa­kami, a za­tem pew­nych klu­czo­wych cech z re­ki­nem po­lar­nym nie dzie­limy. W bio­lo­gii ist­nieje spraw­dzona re­guła mó­wiąca, że im dane zwie­rzę znaj­duje się bli­żej nas ewo­lu­cyj­nie, tym wię­cej do­wia­du­jemy się o nas sa­mych, kiedy je ba­damy. Ozna­cza to, że wię­cej na­uczymy się o so­bie, ba­da­jąc ryby niż ba­da­jąc owady, ale – idąc da­lej tym to­kiem my­śle­nia – ba­da­jąc ryby, na­uczymy się mniej niż ba­da­jąc na przy­kład ptaki i gady, a zwłasz­cza ba­da­jąc na­szych naj­bliż­szych krew­nych – po­zo­stałe ssaki.

Co do­syć nie­zwy­kłe, re­kin po­larny dzieli prze­strzeń ży­ciową z in­nym re­kor­dzi­stą dłu­go­wiecz­no­ści, spo­krew­nio­nym z nami znacz­nie bli­żej. Je­śli pod­czas że­glo­wa­nia po wo­dach oka­la­ją­cych Gren­lan­dię do­pi­sze ci szczę­ście, być może go spo­tkasz, to nie­spełna 20-me­trowy wal gren­landzki. Cho­ciaż ce­chy ze­wnętrzne tego wie­lo­ryba rów­nież nie przy­po­mi­nają na­szych, to jego „in­sta­la­cja we­wnętrzna” dużo bar­dziej przy­po­mina ludzką niż ta re­kina po­lar­nego. Wie­lo­ryby – zu­peł­nie jak my – mają duże mó­zgi (na­wet w sto­sunku do roz­mia­rów ciała), serca z czte­rema ko­mo­rami, płuca[5], a także wiele in­nych upo­dab­nia­ją­cych je do nas cech.

Daw­niej po­lo­wano na te wspa­niałe zwie­rzęta ze względu na ich tłuszcz, sto­so­wany w lam­pach ole­jo­wych. Na szczę­ście obec­nie są już pod ochroną. Na po­lo­wa­nia ze­zwala się tylko rdzen­nym miesz­kań­com, m.in. lud­no­ści Inu­pia­tów z Ala­ski, i tylko w celu za­spo­ko­je­nia po­trzeb ży­wie­nio­wych, tak jak to ro­bili od za­wsze. Cza­sem po uda­nym po­lo­wa­niu lu­dzie ci udają się do władz lo­kal­nych, by zdać wy­do­byte z wie­lo­ry­biego tłusz­czu stare groty har­pu­nów. Są to ślady nie­uda­nych po­lo­wań, które od­by­wały się jesz­cze w XIX wieku! Od­zy­skane na­rzę­dzia w po­łą­cze­niu z no­wo­cze­snymi me­to­dami mo­le­ku­lar­nymi po­zwo­liły usta­lić, że wale gren­landz­kie mogą żyć po­nad 200 lat. Są re­kor­dzi­stami dłu­go­ści ży­cia wśród ssa­ków.

Da­lej od nas na drze­wie ewo­lu­cji od­naj­dziemy jesz­cze bar­dziej im­po­nu­jące przy­padki dłu­go­wiecz­no­ści. Wła­ści­wie naj­lep­szy przy­kład sta­no­wią drzewa, które de facto nie sta­rzeją się wcale. Przy­naj­mniej nie w po­wszech­nym ro­zu­mie­niu tego ter­minu. Pod­czas gdy w na­szym przy­padku ry­zyko śmierci wzra­sta wraz z wie­kiem, drzewa z upły­wem czasu stają się co­raz więk­sze, sil­niej­sze i od­por­niej­sze. Ozna­cza to, że z każ­dym ro­kiem ży­cia ry­zyko śmierci drzewa ma­leje – przy­naj­mniej do mo­mentu, gdy drzewo uro­śnie na tyle, że jest je w sta­nie po­wa­lić bu­rzowy wiatr. Ale jest to wów­czas śmierć wsku­tek wy­padku, która nie ma nic wspól­nego z pro­ce­sami sta­rze­nia się.

Nie­które drzewa są za­tem na­prawdę stare, zaś je­den z naj­star­szych oka­zów to Me­thu­se­lah – so­sna dłu­go­wieczna li­cząca ok. 5 tys. lat. Jej do­kładna lo­ka­li­za­cja, gdzieś w ka­li­for­nij­skich Gó­rach Bia­łych, jest utrzy­my­wana w ta­jem­nicy. Gdy Me­thu­se­lah wy­kieł­ko­wała z gleby, Egip­cja­nie wciąż jesz­cze bu­do­wali pi­ra­midy, a po Wy­spie Wran­gla u wy­brzeży Sy­be­rii na­dal błą­kały się ostat­nie ma­muty.

Ale na­wet Me­thu­se­lah to ma­ło­lat przy in­nym ga­łę­zi­stym re­kor­dzi­ście. W le­sie pań­stwo­wym Fi­sh­lake w sta­nie Utah, z grub­sza 600 ki­lo­me­trów na pół­nocny wschód od Me­thu­se­lah, ro­śnie to­pola osiowa zwana Pando. Pando (z ła­ciny „roz­prze­strze­niam się”) to wła­ści­wie nie tyle po­je­dyn­cze drzewo, co pe­wien su­per­or­ga­nizm – ogromna sieć ko­rzeni po­kry­wa­jąca ob­szar od­po­wia­da­jący ok. jed­nej ósmej po­wierzchni Cen­tral Parku w No­wym Jorku[6].

Pando jest naj­cięż­szym or­ga­ni­zmem na na­szej pla­ne­cie. Wy­ra­sta z niej po­nad 40 tys. osob­nych drzew. Więk­szość z nich żyje 100–130 lat i gi­nie pod­czas burz, po­ża­rów itd. Jed­nak Pando nie­ustan­nie wy­pusz­cza nowe pędy, a sieć ko­rze­niowa two­rząca ten su­per­or­ga­nizm ma po­nad 14 tys. lat.

Pod­czas gdy nie­które or­ga­ni­zmy mogą żyć znacz­nie dłu­żej niż my, inne bar­dzo róż­nią się od nas nie tyle dłu­go­ścią ży­cia, co tra­jek­to­riami sta­rze­nia się. Można ująć to tak, że u nie­któ­rych or­ga­ni­zmów sta­rze­nie się „od­bywa się” w cał­ko­wi­cie inny spo­sób niż u nas.

Lu­dzie sta­rzeją się wy­kład­ni­czo; po osią­gnię­ciu doj­rza­ło­ści płcio­wej ry­zyko śmierci po­dwaja się u nas śred­nio co osiem lat. Wy­nika to z da­nej nam fi­zjo­lo­gii, która stop­niowo pod­upada, czy­niąc nas co­raz bar­dziej kru­chymi. Nasz spo­sób zbli­ża­nia się do schyłku ży­cia wy­stę­puje naj­czę­ściej i współ­dzie­limy go z więk­szo­ścią zwie­rząt, z któ­rymi na co dzień mamy stycz­ność. Acz­kol­wiek w żad­nym ra­zie nie jest to je­dyny wzo­rzec sta­rze­nia się wy­stę­pu­jący w przy­ro­dzie.

Ist­nieje wy­jąt­kowo dziwna grupa zwie­rząt, które po­dej­mują się roz­rodu tylko raz, by za­raz po­tem bły­ska­wicz­nie się ze­sta­rzeć. Zja­wi­sko to na­zywa się se­mel­pa­rycz­no­ścią. Je­śli lu­bisz filmy przy­rod­ni­cze, być może sko­ja­rzysz je z ło­so­siem pa­cy­ficz­nym, a kon­kret­nie z jego cy­klem roz­wo­jo­wym.

Ło­so­sie pa­cy­ficzne wy­klu­wają się w ma­łych stru­mie­niach, gdzie roz­wi­jają się we względ­nym bez­pie­czeń­stwie. Na­stęp­nie kie­rują się do mo­rza, w któ­rym po­zo­stają aż do osią­gnię­cia doj­rza­ło­ści płcio­wej. Wów­czas przy­cho­dzi czas na spło­dze­nie no­wego po­ko­le­nia. Nie­stety ło­so­sie pa­cy­ficzne roz­mna­żają się wy­łącz­nie w tych stru­mie­niach, w któ­rych wcze­śniej same przy­szły na świat. Ozna­cza to, że te biedne ryby mu­szą pły­nąć z po­wro­tem w głąb lądu – cza­sami przez setki ki­lo­me­trów – pod prąd i pod górę. Fakt, że ja­ka­kol­wiek ryba, pły­nąc w górę rzeki, po­trafi po­ko­nać wo­do­spad prze­ska­ku­jąc go, wciąż wpra­wia mnie w zdu­mie­nie. To w isto­cie jazda bez trzy­manki.

KRÓ­LOWA TONGA

Oczy­wi­ście nie da się na­pi­sać roz­działu o wy­jąt­kowo dłu­go­wiecz­nych or­ga­ni­zmach, nie wspo­mi­na­jąc o żół­wiach. Jed­nym z naj­star­szych osob­ni­ków była sa­mica żół­wia pro­mie­ni­stego o imie­niu Tu’i Ma­lila, która miesz­kała na tro­pi­kal­nej wy­spie Kró­le­stwa Tonga wraz z tam­tej­szą kró­lew­ską ro­dziną. Tu’i Ma­lilę po­da­ro­wał kró­lowi Tonga bry­tyj­ski od­krywca Ja­mes Cook. Było to w 1777 r. Zmarła w 1965 r. jako sta­ruszka, do­żyw­szy ok. 188 lat. To naj­star­szy znany żółw, któ­rego wiek udało się z całą pew­no­ścią po­twier­dzić. Acz­kol­wiek re­kord Tu’i Ma­lili wkrótce może zo­stać po­bity przez pew­nego se­szel­skiego żół­wia ol­brzy­miego, Jo­na­thana, który żyje na ma­leń­kiej atlan­tyc­kiej Wy­spie Świę­tej He­leny. Jo­na­than wy­kluł się ok. 1832 r. – przed wpro­wa­dze­niem pierw­szego znaczka pocz­to­wego – i prze­żył rządy 7 bry­tyj­skich mo­nar­chiń i mo­nar­chów oraz 39 pre­zy­den­tów USA. Kto wie, być może w chwili gdy czy­tasz ten roz­dział, Jo­na­than zo­stał już ofi­cjal­nie uznany no­wym re­kor­dzi­stą[7].

Nie­stety na tym nie ko­niec wy­zwań, z ja­kimi mie­rzą się ło­so­sie. Jak wia­domo, ich mięso jest pyszne, a oprócz nas wie­dzą o tym rów­nież inne zwie­rzęta. Kiedy więc ło­so­sie roz­po­czy­nają mi­gra­cję, u brzegu rzeki na ucztę cze­kają już dra­pież­niki – niedź­wie­dzie, wilki, orły, cza­ple i wiele in­nych. Aby zwięk­szyć swoje szanse na prze­trwa­nie, ło­soś pa­cy­ficzny za­lewa swoje ciało hor­mo­nami stresu i zu­peł­nie prze­staje jeść. Każ­dego ko­lej­nego dnia i każ­dej ko­lej­nej nocy pro­wa­dzi nie­stru­dzoną walkę prze­ciwko Matce Na­tu­rze. Więk­szość ło­sosi nie do­ciera do celu, ale te nie­liczne, któ­rym się udaje, dają po­czą­tek no­wemu po­ko­le­niu do­kład­nie tam, gdzie za­częło się ich wła­sne ży­cie.

Można by po­my­śleć, że do­ko­naw­szy ta­kiego wy­czynu tej dziel­nej ry­bie nie po­winno być trudno wró­cić do mo­rza. W końcu mia­łaby z górki, a do tego sprzy­jałby jej nurt. Ale ło­soś wy­zwa­nia na­wet nie po­dej­muje. Po spło­dze­niu po­tom­stwa za­czyna stop­niowo do­ko­ny­wać ży­wota, ob­umie­ra­jąc jak ze­rwane po­lne kwiaty. W kilka dni po ukry­ciu za­płod­nio­nej ikry w piasz­czy­stym dnie rzeki całe po­ko­le­nie ro­dzi­ców gi­nie.

W za­sa­dzie te do­syć oso­bliwe i ra­czej tra­giczne ko­leje losu są w przy­ro­dzie spo­ty­kane czę­ściej, niż by się wy­da­wało. Oto garść in­nych przy­kła­dów, które bar­dzo lu­bię:

Kiedy sa­mica ośmior­nicy złoży jaja, jej otwór gę­bowy za­skle­pia się i zwie­rzę zu­peł­nie prze­staje jeść. Od­daje się bez reszty opiece nad po­tom­stwem, a kilka dni po wy­klu­ciu się mło­dych umiera.

Samce chu­tliwca bru­nat­nego (An­te­chi­nus stu­ar­tii), au­stra­lij­skiego tor­ba­cza po­dob­nego do my­szy, w okre­sie go­do­wym ro­bią się tak agre­sywne i ze­stre­so­wane, że po wszyst­kim umie­rają z wy­czer­pa­nia.

Cy­kady spę­dzają więk­szość ży­cia (na­wet 17 lat) pod zie­mią, a na po­wierzch­nię wy­cho­dzą tylko po to, by zło­żyć jaja. Wkrótce po tym umie­rają.

Osob­niki do­ro­słe ję­tek żyją nie dłu­żej niż dzień lub dwa. Ist­nieje też pe­wien ro­dzaj much, które w ogóle nie mają otworu gę­bo­wego i żyją przez ok. pięć mi­nut. Ich je­dyną mi­sją jest roz­ród.

Po­dobny wzo­rzec ob­ser­wu­jemy rów­nież w świe­cie ro­ślin. Agawa ame­ry­kań­ska – w kra­jach an­glo­ję­zycz­nych na­zy­wana też „ro­śliną stu­let­nią” – może żyć przez de­kady, ale wkrótce po za­kwit­nię­ciu (po raz pierw­szy i ostatni) usy­cha i umiera.

Na prze­ciw­nym bie­gu­nie można umie­ścić zwie­rzęta, które nie sta­rzeją się wcale, a przy­naj­mniej nie we­dług tra­dy­cyj­nej de­fi­ni­cji tego pro­cesu. Za przy­kład mogą tu po­słu­żyć ho­mary. Iden­tycz­nie jak drzewa, król sko­ru­pia­ków z upły­wem czasu ani nie słab­nie, ani nie traci płod­no­ści. Wła­ści­wie dzieje się do­kład­nie na od­wrót – ho­mary przez całe ży­cie nie­ustan­nie ro­sną i z bie­giem lat ro­bią się co­raz sil­niej­sze. Rzecz ja­sna nie ozna­cza to, że żyją wiecz­nie. Na­tura bywa bez­li­to­sna, więc osta­tecz­nie dra­pież­niki, kon­ku­renci, cho­roby lub wy­padki lo­sowe do­pro­wa­dzają do nie­uchron­nego. A na­wet je­śli tak się nie dzieje, ko­niec koń­ców naj­więk­sze ho­mary umie­rają wsku­tek pro­ble­mów fi­zycz­nych zwią­za­nych ze swoim du­żym roz­mia­rem. W każ­dym ra­zie sę­dziwy wiek ho­mara z pew­no­ścią nie ozna­cza dla niego stop­nio­wego pod­upa­da­nia na zdro­wiu, ty­po­wego dla schyłku ludz­kiego ży­cia.

***

Znamy także or­ga­ni­zmy, które, chcąc prze­dłu­żyć so­bie ży­cie, opra­co­wały na­prawdę oso­bliwe triki. Nie­które bak­te­rie mogą na przy­kład wejść w pew­nego ro­dzaju stan uśpie­nia, żeby „prze­spać” trudne czasy. Pod wpły­wem stresu taka bak­te­ria prze­kształca się w kom­pak­tową struk­turę przy­po­mi­na­jącą na­siono. Struk­tura ta, na­zy­wana en­do­sporą lub prze­trwal­ni­kiem, jest od­porna na wszystko, na co na­tura może ją na­ra­zić – na­wet na eks­tre­malne go­rąco i pro­mie­nio­wa­nie ul­tra­fio­le­towe. We­wnątrz ta­kiej struk­tury wszyst­kie pro­cesy, które nor­mal­nie są nie­zbędne do utrzy­ma­nia bak­te­rii przy ży­ciu, zo­stają wstrzy­mane. To tak, jakby taki mi­kro­or­ga­nizm już nie żył. Jed­nakże prze­trwal­nik za­cho­wuje zdol­ność od­bie­ra­nia sy­gna­łów z oto­cze­nia. Gdy nad­cho­dzą lep­sze czasy, bak­te­ria może wyjść ze swo­jej kap­suły ra­tun­ko­wej i wró­cić do pełni daw­nego ży­cia, jak gdyby ni­gdy nic.

Trudno po­wie­dzieć, jak długo taki stan uśpie­nia może trwać. Być może nie ma gór­nej gra­nicy? Ba­da­cze w la­bo­ra­to­riach re­gu­lar­nie oży­wiają en­do­spory li­czące po­nad 10 tys. lat. Są też do­nie­sie­nia o prze­trwal­ni­kach wy­bu­dzo­nych na­wet po mi­lio­nach lat spo­czynku.

Nie­mniej jed­nak na­grodę główną w kon­kur­sie „Jak oszu­kać śmierć?” przy­znał­bym ma­leń­kiej me­du­zie z ro­dzaju Tur­ri­top­sis. Dla nie­wpraw­nego oka Tur­ri­top­sis wy­gląda nie­szcze­gól­nie. Ta ma­leńka me­duza jest roz­miaru pa­znok­cia u ręki, a jej ży­cie po­lega na dry­fo­wa­niu w wo­dzie i je­dze­niu plank­tonu.

Jed­nak gdy ją od­po­wied­nio po­trak­to­wać, może wy­ja­wić swój se­kret. Kiedy bo­wiem stwo­rzonko to do­znaje stresu – na przy­kład z po­wodu braku po­ży­wie­nia lub na­głej zmiany tem­pe­ra­tury wody – dzieje się coś nie­zwy­kłego: prze­kształca się ze swo­jej po­staci do­ro­słej z po­wro­tem do sta­dium tzw. po­lipa. To tak, jakby mo­tyl na po­wrót stał się gą­sie­nicą! Albo jakby po stre­su­ją­cym dniu w pracy znów zo­stać przed­szko­la­kiem.

Gdy Tur­ri­top­sis wraca do sta­dium po­lipa, to w isto­cie młod­nieje. Po­tem może za­cząć ro­snąć od nowa, bez żad­nych fi­zjo­lo­gicz­nych wspo­mnień tego, że kie­dyś była już star­sza. Ten zoo­lo­giczny przy­pa­dek Ben­ja­mina But­tona wyda się jesz­cze bar­dziej zdu­mie­wa­jący, gdy uzmy­sło­wimy so­bie, że we­dług ba­da­czy Tur­ri­top­sis może tak się od­mła­dzać bez końca. Oczy­wi­ście ży­cie ta­kiej dro­binki w ogrom­nym oce­anie nie ma szansy trwać wiecz­nie. Coś ją w końcu zje. Ale jest cał­kiem praw­do­po­dobne, że w bez­piecz­nych wa­run­kach la­bo­ra­to­ryj­nych Tur­ri­top­sis jest w sta­nie żyć wiecz­nie. Ga­tu­nek ten sta­nowi przy­kład świę­tego Gra­ala ba­dań nad pro­ce­sami sta­rze­nia się – bio­lo­gicz­nej nie­śmier­tel­no­ści.

Jak to jed­nak zwy­kle bywa z do­brymi po­my­słami, ist­nieją szanse, że wpadł na niego jesz­cze ktoś inny. Cho­ciaż Tur­ri­top­sis to mój ulu­biony przy­kład na co­fa­nie ze­gara bio­lo­gicz­nego, przy­roda do­star­cza paru ko­lej­nych. Można do nich za­li­czyć inną „nie­śmier­telną” me­duzę z ro­dzaju Hy­dra, a także pry­mi­tyw­nego ro­baka pła­skiego (pła­zińca) z ro­dzaju Pla­na­ria. Gdy po­ży­wie­nia jest pod do­stat­kiem, Pla­na­ria, po­dob­nie jak Tur­ri­top­sis, wie­dzie zu­peł­nie zwy­czajne ży­cie. Ale gdy go za­brak­nie, sto­suje spe­cjalną sztuczkę. Gło­du­jąca Pla­na­ria za­czyna zja­dać samą sie­bie, po­cząw­szy od naj­mniej istot­nych czę­ści, i kon­ty­nu­uje, aż nie zo­sta­nie z niej nic poza ukła­dem ner­wo­wym. Po­zwala jej to zy­skać na cza­sie w ocze­ki­wa­niu na ry­chłą po­prawę wa­run­ków ży­cia. Kiedy bo­wiem wy­czuwa, że lep­sze czasy nad­cho­dzą, jest w sta­nie od­bu­do­wać swoje ciało i za­cząć żyć od nowa. Gdy jej ró­wie­śnicy po­umie­rają ze sta­ro­ści, od­mło­dzona Pla­na­ria bę­dzie so­bie pły­wać na­dal, pełna mło­dzień­czej ener­gii. Zdol­no­ści re­ge­ne­ra­cyjne są u niej tak duże, że można ją prze­ciąć na pół i uzy­skać, za­miast dwóch mar­twych po­łó­wek, dwa nowe ży­jące stwo­rze­nia.

Wy­obraź so­bie, co by było, gdy­by­śmy któ­re­goś dnia do­wie­dzieli się, w jaki spo­sób or­ga­ni­zmy te do­ko­nują ta­kich cu­dów...

***

Jak już wiemy, do dłu­go­wiecz­nych zwie­rząt na­leżą wale gren­landz­kie. Rów­nie im­po­nu­ją­cymi osią­gnię­ciami mogą się po­szczy­cić re­kiny po­larne i żół­wie ol­brzy­mie. Do­strze­gasz tu ja­kaś re­gułę? A co gdy­bym ci po­wie­dział, że prze­ciętna mysz bę­dzie szczę­ściarą, je­śli do­żyje dwóch lat – na­wet w bez­piecz­nych wa­run­kach la­bo­ra­to­rium?

Wspólną ce­chą dłu­go­wiecz­nych zwie­rząt jest ich roz­miar. Duże zwie­rzęta prze­waż­nie żyją dłu­żej niż małe. Wie­lo­ryby, sło­nie i lu­dzie żyją długo, w prze­ci­wień­stwie do więk­szo­ści gry­zoni.

Na grun­cie ewo­lu­cji można to uza­sad­nić tak, że wiel­kość chroni przed dra­pież­ni­kami. Kiedy ry­zyko sta­nia się czy­imś obia­dem spada, ewo­lu­cyj­nie może się opła­cić zwol­nie­nie tempa ży­cia, a to ozna­cza dłuż­szy okres doj­rze­wa­nia, mniej liczne po­tom­stwo (które trzeba dłu­żej pie­lę­gno­wać), oraz in­we­sty­cję w utrzy­my­wa­nie do­brej kon­dy­cji or­ga­ni­zmu. Z dru­giej strony, je­śli przed­sta­wi­ciele da­nego ga­tunku żyją w cią­głym za­gro­że­niu, in­we­sto­wa­nie w przy­szłość nie ma więk­szego sensu. Osob­nik z ta­kiego ga­tunku po­wi­nien ra­czej jak naj­szyb­ciej doj­rzeć, spło­dzić mnó­stwo po­tom­stwa i mieć na­dzieję, że los okaże się ła­skawy przy­naj­mniej dla czę­ści mło­dych. In­nymi słowy, nie po­wi­nien za dużo „my­śleć o przy­szło­ści”, tylko sku­pić się na te­raź­niej­szo­ści.

Jed­nym z przy­kła­dów, które do­sko­nale ilu­strują ten kom­pro­mis, są oposy. Kiedy bio­log Ste­ven Au­stad ba­dał te małe tor­ba­cze w we­ne­zu­el­skim le­sie desz­czo­wym, w pew­nym mo­men­cie za­czął się za­sta­na­wiać, dla­czego te ssaki tak szybko się sta­rzeją. Gdy uda­wało mu się schwy­tać tego sa­mego osob­nika po raz drugi, za­uwa­żał róż­nice fi­zyczne na­wet po kilku mie­sią­cach.

Na fo­to­gra­fiach las desz­czowy wy­gląda na istny raj, ale w rze­czy­wi­sto­ści to dla jego miesz­kań­ców ra­czej tro­pi­kalny kosz­mar. Za pniem każ­dego drzewa czai się nie­bez­pie­czeń­stwo, a cykl ży­cia za­miesz­ku­ją­cego taki las oposa zdaje się to od­zwier­cie­dlać. Prę­dzej czy póź­niej i tak coś go do­pad­nie, za­tem ewo­lu­cja tych zwie­rząt po­szła w ta­kim kie­runku, że nie in­we­stują one za bar­dzo w utrzy­ma­nie do­brej kon­dy­cji or­ga­ni­zmu. Ich główną mi­sją jest wy­da­nie po­tom­stwa, za­nim przyj­dzie im do­ko­nać ży­wota w pasz­czy ja­kie­goś dra­pież­nika.

Au­sta­dowi udało się rów­nież zna­leźć po­pu­la­cję opo­sów ży­jącą w miej­scu ja­wią­cym się jako oposi raj. Na wy­spie Sa­pelo, le­żą­cej u wy­brzeży stanu Geo­r­gia w USA, nie ma dra­pież­ni­ków, a miej­scowe tor­ba­cze spę­dzają dni na bez­tro­skim wy­grze­wa­niu się w słońcu. Po­pu­la­cja ta żyje we względ­nym bez­pie­czeń­stwie od ty­sięcy lat. Dla­tego w toku ewo­lu­cji dłu­gość ży­cia jej przed­sta­wi­cieli zwięk­szyła się wzglę­dem ich kon­ty­nen­tal­nych ku­zy­nów. Kiedy bo­wiem szansa prze­ży­cia wzra­sta, in­we­sty­cja w do­bro­stan or­ga­ni­zmu robi się bar­dziej opła­calna.

To, że względ­nie bez­pieczne wa­runki umoż­li­wiają wy­dłu­że­nie ży­cia da­nego ga­tunku na dro­dze ewo­lu­cji, wy­ja­śnia­łoby też nasz wła­sny szcze­gólny sta­tus. Bo cho­ciaż je­ste­śmy du­żymi ssa­kami, ży­jemy dłu­żej, niż można by są­dzić na pod­sta­wie sa­mych na­szych roz­mia­rów. Za­wdzię­czamy to praw­do­po­dob­nie upla­so­wa­niu się na szczy­cie łań­cu­cha po­kar­mo­wego. Więk­szość zwie­rząt jest na tyle by­stra, by trzy­mać się od nas z da­leka, a te, któ­rym tej by­stro­ści za­bra­kło, za­pła­ciły za to wy­soką cenę w epoce ka­mie­nia.

Co ważne, hi­po­teza ta wy­ja­śnia też nie­które wy­jątki od re­guły mó­wią­cej o za­leż­no­ści dłu­go­ści ży­cia od roz­mia­rów ciała. Więk­szość zwie­rząt, któ­rym udaje się żyć dłu­żej na prze­kór temu tren­dowi, dzieli pewną ce­chę ad­ap­ta­cyjną, po­mocną w przy­padku ko­niecz­no­ści ucie­ka­nia przed dra­pież­ni­kami: umie­jęt­ność la­ta­nia. Tym spo­so­bem ptaki żyją dłu­żej niż tej sa­mej wiel­ko­ści ssaki, a je­dyne la­ta­jące ssaki – nie­to­pe­rze – żyją trzy i pół raza dłu­żej niż inne ssaki tych sa­mych roz­mia­rów.

***

Skoro już cię prze­ko­na­łem, że duże zwie­rzęta żyją dłu­żej niż małe, po­wiedz mi, która z tych dwóch ras psów jest bar­dziej dłu­go­wieczna – dog nie­miecki czy chi­hu­ahua? Je­śli ko­chasz psy, a zwłasz­cza te duże, pew­nie już wiesz, że w wa­szej hi­sto­rii mi­ło­snej wy­stę­puje pe­wien tra­giczny wą­tek: otóż duże psy nie żyją zbyt długo. Dogi nie­miec­kie za­zwy­czaj do­ży­wają ok. 8 lat, a małe psy, na przy­kład rasy chi­hu­ahua, Jack Rus­sell czy lhasa apso, mogą żyć na­wet po­nad dwa razy dłu­żej. Za­tem cho­ciaż ga­tunki du­żych zwie­rząt ogól­nie żyją dłu­żej niż małe, to w ob­rę­bie da­nego ga­tunku re­guła jest od­wrotna, czyli małe osob­niki żyją dłu­żej niż duże. Przy­kła­dowo, kuce żyją dłu­żej niż więk­sze ko­nie, a wśród my­szy re­kor­dzistką ga­tun­kową jest mysz kar­ło­wata Ames.

Idąc da­lej, sa­mice ssa­ków pra­wie za­wsze żyją dłu­żej niż samce tego sa­mego ga­tunku. Nie­za­leż­nie od tego, czy mowa o lwach, je­le­niach, pie­skach pre­rio­wych, szym­pan­sach, go­ry­lach czy o nas, lu­dziach, re­guła jest ta sama. Ale dla­czego? Być może m.in. dla­tego, że sa­mice ssa­ków są nie­mal za­wsze mniej­sze niż ich mę­skie od­po­wied­niki. Je­śli cho­dzi o lu­dzi, męż­czyźni mają o 15–20% więk­sze ciała i żyją śred­nio o kilka lat kró­cej niż ko­biety. Z ko­lei w przy­padku kilku ga­tun­ków ssa­ków, któ­rych sa­mice i samce są tej sa­mej wiel­ko­ści, na przy­kład hien, sa­mice i samce ce­chują się też z grub­sza taką samą dłu­go­ścią ży­cia.

***

Naj­wyż­szy czas po­znać zwie­rzę, które wśród ba­da­czy zgłę­bia­ją­cych te­mat prze­dłu­ża­nia ży­cia ce­nione jest szcze­gól­nie.

Na­sza gwiazda anti-agingu po­cho­dzi z Afryki Wschod­niej, ale nie da się jej wy­pa­trzyć w roz­le­głym kra­jo­bra­zie sa­wanny. Wy­star­czy jed­nak po­ko­pać kil­ka­na­ście cen­ty­me­trów w głąb ziemi, by zo­ba­czyć, jak ten mały gry­zoń czmy­cha przed nami, zni­ka­jąc w swo­ich kil­ku­ki­lo­me­tro­wych tu­ne­lach.

Go­lec pia­skowy, bo o nim mowa, by­naj­mniej nie jest ulu­bień­cem na­ukow­ców z uwagi na swoją apa­ry­cję. Wy­obraź so­bie szczura z naj­gor­szego kosz­maru i czy­taj da­lej... Go­lec jest nie­mal łysy, a jego skóra – ró­żowa i po­marsz­czona i wy­stają z niej po­je­dyn­cze dłu­gie włosy. Wy­dłu­żone zęby gry­zo­nia, po­trzebne mu do ko­pa­nia, znaj­dują się na ze­wnątrz jamy gę­bo­wej, zaś jego le­dwo dzia­ła­jące oczy to tylko ma­leń­kie czarne kropki.

Jed­nak po­mimo swo­jego od­py­cha­ją­cego wy­glądu golce pia­skowe wiodą cał­kiem udane ży­cie to­wa­rzy­skie. Ich wschod­nio­afry­kań­skie pod­ziemne kró­le­stwa są bu­do­wane i utrzy­my­wane przez ko­lo­nie li­czące 20–300 osob­ni­ków, które nie­usta­nie pa­tro­lują swoje tu­nele, wy­pa­tru­jąc wro­gów i je­dze­nia.

Po pracy człon­ko­wie ko­lo­nii prze­sia­dują w kwa­te­rach głów­nych, gdzie znaj­dują się spi­żar­nie, sy­pial­nie, a na­wet to­a­lety. W kwa­te­rach głów­nych re­zy­duje rów­nież naj­bar­dziej wy­jąt­kowy osob­nik w ko­lo­nii – kró­lowa. Wi­dzisz, po­dział pracy w ko­lo­nii gol­ców pia­sko­wych nie wy­gląda jak w ty­po­wym sta­dzie in­nych ssa­ków. Otóż te małe szczury na­leżą do wą­skiej grupy ssa­ków ży­ją­cych w spo­łecz­no­ści eu­so­cjal­nej. Tego ro­dzaju struk­turę spo­łeczną spo­ty­kamy u owa­dów ta­kich jak mrówki czy psz­czoły. W ko­lo­nii gol­ców pia­sko­wych wy­łącz­nie kró­lowa wy­daje po­tom­stwo, na­to­miast po­zo­stałe osob­niki to tym­cza­sowo nie­płodni ro­bot­nicy i żoł­nie­rze obojga płci. Spe­cjalne przy­wi­leje na­leżą się tylko kilku sam­com, wy­bra­nym przez kró­lową na swo­ich ko­chan­ków.

Po­wo­dem, dla któ­rego ba­da­cze pro­ce­sów sta­rze­nia in­te­re­sują się tymi zwie­rzę­tami, jest fakt, że nie pod­le­gają one re­gule mó­wią­cej o ko­re­la­cji mię­dzy roz­mia­rami ciała a dłu­go­ścią ży­cia. Do­ro­słe golce ważą ok. 35 g, czyli nie­wiele wię­cej niż zwy­kła mysz, a mimo to zwie­rzęta te do­ży­wają po­nad 30 lat, pod­czas gdy re­kor­dzi­sta ga­tun­kowy wśród my­szy – ok. 4.

Aby uzmy­sło­wić so­bie zna­cze­nie tego wszyst­kiego, wy­obraź so­bie na­stę­pu­jącą sy­tu­ację. Je­steś na­ukow­cem chcą­cym ba­dać pro­cesy sta­rze­nia się i szu­kasz in­spi­ra­cji. Oczy­wi­sty wy­bór pada na dłu­go­wieczne zwie­rzęta – być może ba­da­jąc je, uda ci się po­znać nie­które ich se­krety. Za­sta­na­wiasz się: zwie­rzęta, które długo żyją... Może wie­lo­ryby? Ra­czej trudno bę­dzie je zmie­ścić w la­bo­ra­to­rium. Sło­nie? Ten sam pro­blem. Trzy­mane w cia­snych klat­kach ptaki? Nie chcesz znę­cać się nad zwie­rzę­tami (poza tym to nie ssaki). A może golce pia­skowe? Dłu­go­wieczne? Ow­szem. Da się je trzy­mać w la­bo­ra­to­rium? Tak. Czy po­dob­nie jak lu­dzie są ssa­kami? Tak. Jak do­tąd, cał­kiem nie­źle. Te­raz trzeba jesz­cze tylko zna­leźć ga­tu­nek po­rów­naw­czy. Naj­le­piej spraw­dzi się ja­kiś krót­ko­wieczny krew­niak. Dys­po­nu­jąc ta­ko­wym, bę­dzie można ba­dać róż­nice mię­dzy zwie­rzę­ciem dłu­go­wiecz­nym a krót­ko­wiecz­nym, szu­ka­jąc czyn­nika od­po­wie­dzial­nego za róż­nicę w dłu­go­ści ich ży­cia. Oka­zuje się, że rów­nież w tym aspek­cie golce pia­skowe są do­sko­na­łym wy­bo­rem. Tak się bo­wiem składa, że dwie naj­czę­ściej ba­dane grupy zwie­rząt la­bo­ra­to­ryj­nych – my­szy i szczury – są z nimi bli­sko spo­krew­nione, a jed­no­cze­śnie żyją od nich znacz­nie kró­cej.

Na­ukowcy z ca­łego świata od­kryli po­ten­cjał gol­ców pia­sko­wych jako obiek­tów ba­daw­czych już dawno temu i przy­glą­dają się im od de­kad. We­dług nich od­róż­nie­nie mło­dego golca od sta­rego jest pra­wie nie­moż­liwe. Można by na to od­po­wie­dzieć, że w przy­padku tych wy­jąt­ko­wych gry­zoni, aby wy­glą­dać młodo, wcale nie po­trzeba wiele – wy­star­czy być bez­wło­sym i po­marsz­czo­nym. Ale bądź co bądź to in­te­re­su­jąca ob­ser­wa­cja, bo nie dość, że te­sty na­ukowe po­ka­zują, iż golce pia­skowe sta­rzeją się po­woli – to jesz­cze mo­żemy zo­ba­czyć to na wła­sne oczy.

Ba­da­cze gol­ców pia­sko­wych twier­dzą po­nadto, że w za­sa­dzie są one od­porne na no­wo­twory, na­wet gdy pró­buje się wy­wo­łać cho­robę sztucz­nie. Wśród ty­sięcy prze­ba­da­nych gol­ców guzy miało tylko sześć osob­ni­ków. To nie­zwy­kłe, zwłasz­cza jak na zwie­rzę tak ma­łego roz­miaru. Dla po­rów­na­nia, ślady no­wo­two­rów można wy­kryć po­śmiert­nie u 70% wszyst­kich my­szy la­bo­ra­to­ryj­nych. Zresztą to cał­kiem nor­malne, że 20–50% przed­sta­wi­cieli każ­dego ga­tunku, w tym na­szego wła­snego, prę­dzej czy póź­niej za­pada na ja­kąś cho­robę on­ko­lo­giczną. W wielu kra­jach roz­wi­nię­tych no­wo­twory wy­prze­dziły na­wet cho­roby układu krą­że­nia jako naj­częst­sza przy­czyna zgonu. Mimo to jed­nak ten nie­wielki, nie­zbyt uro­dziwy i mało znany gry­zoń z Afryki Wschod­niej ja­kimś cu­dem zna­lazł spo­sób na unik­nię­cie tego fa­tum. To do­prawdy nie­zwy­kłe stwo­rze­nie, a w do­datku od­grywa ono jedną z głów­nych ról w na­szej opo­wie­ści o sta­rze­niu się.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

PRZY­PISY

[1] Dziś Ha­iti (przyp. tłu­maczki).
[2] Bóg śmierci w mi­to­lo­gii grec­kiej (przyp. tłu­maczki).
[3] W ory­gi­nale gre­en­land shark, czyli „re­kin gren­landzki” (przyp. tłu­maczki).
[4] Is­land­czycy do­kład­nie płu­czą mięso i we­dług tra­dy­cyj­nej me­tody umiesz­czają je w spe­cjal­nie wy­ko­pa­nych w ziemi do­łach, przy­ci­skają cięż­kimi ka­mie­niami i po­zo­sta­wiają na kilka mie­sięcy fer­men­ta­cji. Po­tem, po wy­ję­ciu z do­łów, su­szą mięso, rów­nież przez kilka mie­sięcy, i dzielą na małe ka­wałki. Tak przy­go­to­wana ryba jest w Is­lan­dii uwa­żana za przy­smak i sprze­da­wana pod na­zwą hákarl (przyp. tłu­maczki).
[5] A nie skrzela jak re­kin (przyp. tłu­maczki).
[6] We­dług Wi­ki­pe­dii to 43,6 ha, czyli po­nad 60 peł­no­wy­mia­ro­wych bo­isk pił­kar­skich (przyp. tłu­maczki).
[7] Ak­tu­al­nie (05.01.2024) Jo­na­than ma ok. 191 lat (przyp. tłu­maczki).