Włochy na wojnie 1935-1943. Od podboju Etiopii do klęski - Rochat Giorgio - ebook

Włochy na wojnie 1935-1943. Od podboju Etiopii do klęski ebook

Rochat Giorgio

3,5

Opis

Wszystkie wojny faszystowskich Włoch Mussoliniego w syntezie opracowanej przez najbardziej znanego włoskiego historyka wojskowości. Opowieść o mocarstwowej polityce dyktatury Duce i roli, jaką odegrały w tym siły zbrojne aż do katastrofy wojny światowej.

Osiem lat nieprzerwanych walk. Etiopia, kruche, szybko utracone Cesarstwo. Wojna domowa w Hiszpanii. W Alpach przeciwko Francji. Porażka w wojnie z Grecją. Zmienne koleje zmagań z Anglikami na Morzu Śródziemnym i w Afryce Północnej. Trudna okupacja Bałkanów od Ljubljany do Morza Egejskiego. Także wojna w Rosji aż do linii Donu. Wszystkie te konflikty to wojny ekspansywne, toczone w pogoni za zasadniczym celem dyktatury Mussoliniego, których jednak nie potrafił prowadzić z determinacją niezbędną do uzyskania szczerego zaangażowania się w nie Włochów. Aż do katastrofalnej klęski wojny światowej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 896

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (8 ocen)
0
4
4
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




zakupiono w sklepie:

Sklep Testowy

identyfikator transakcji:

1645559288487252

e-mail nabywcy:

[email protected]

znak wodny:

Seria DWŚ

Tom XXII

Tytuł oryginału

Le guerre italiane 1935-1943

© Copyright 2005 Giorgio Rochat

© All Rights Reserved

Authorized translation from Italian language edition published by Giulio Einaudi Editore S.p.A.

© Copyright for Polish Edition

Wydawnictwo NapoleonV

Oświęcim 2015

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Tłumaczenie:

Dominik Jednorowski

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Strona internetowa wydawnictwa:

www.napoleonv.pl

Kontakt:[email protected]

Numer ISBN: 978-83-7889-549-7

Skład wersji elektronicznej:

Kamil Raczyński

konwersja.virtualo.pl

PODZIĘKOWANIA

Zacząłem studiować wojskową historię reżimu faszystowskiego w roku 1962 za namową Ferruccio Parri, prezesa i założyciela Narodowego Instytutu Historii Włoskiego Ruchu Wyzwoleńczego (Mediolan), oraz zachęcony do tego przez Piero Pieriego, wykładowcy historii wojskowości dla dwóch pokoleń badaczy. W trakcie wielu lat działalności zgromadziłem zbyt wiele długu wdzięczności wobec przyjaciół, współpracowników, instytucji i archiwów, żeby możliwe było wszystkie spamiętać. Ograniczam się więc tylko do przywołania Narodowego Instytutu Historii Włoskiego Ruchu Wyzwoleńczego (Mediolan) i wielkiej sieci stowarzyszonych z nim instytutów, w których pracowałem przez 40 lat, Centralnego Archiwum Państwowego (Rzym) i Wydziału Historycznego Wojsk Lądowych (Rzym), gdzie przesiadywałem najdłużej, znajdując tam otwartość, bodźce i cenną współpracę. Badacze, z którymi miałem okazję się intensywniej i dłużej konfrontować się w ciągu tych lat podczas pełnych przyjacielskich dyskusji spotkań, to: Lucio Ceva, Enzo Collotti, Andrea Curami, Angelo Del Boca, Piero Del Negro, John Gooch, Mario Isnenghi, MacGregor Knox, Nicola Labanca, Mario Montanari, Gerhard Schreiber (oraz Nicola Gallerano i Massimo Legnani, z którymi rozstaliśmy się już na zawsze). A także Nuto Revelli i Mario Rigoni Stern, którzy opowiedzieli mi, jak wspaniały jest włoski żołnierz.

Mam wielki dług wdzięczności w stosunku do wielu moich studentów z 33 lat kursów prowadzonych na uniwersytetach w Mediolanie, Ferrarze i Turynie oraz w Szkole Przygotowawczej Wojsk Lądowych w Turynie, które mnie popchnęły do ciągłego poszukiwania jasności. W stosunku także do magistrantów, którzy wraz ze mną opracowywali swoje tezy badawcze, dostarczając mi nowych składników dokumentalnych i krytycznych. Oraz wobec stypendystów studiów doktoranckich w Turynie z zakresu historii współczesnej, a w Padwie – historii wojskowości za wiele, często gorących dyskusji. Są najlepszą częścią mojej kariery uniwersyteckiej.

Dziękuję również Gianluigi Gattiemu, Nikoli Labance, Alessandro Massignaniemu, generałowi Pierpaolo Meccariellemu, pułkownikowi Euro Rossiemu, szefowi Wydziału Historycznego Wojsk Lotniczych, Thomasowi Schlemmerowi, admirałowi Alessandro Valentiniemu, szefowi Wydziału Historycznego Marynarki Wojennej, którzy dostarczyli mi cennych z punktu widzenia tej książki wiadomości i dokumentów.

PRZEDMOWA

Od 3 października 1935 roku, tj. od agresji na Etiopię, do 2 maja 1945 roku, czyli do zakończenia walk w naszym kraju, Włochy były bez przerwy w stanie wojny: w Etiopii w latach 1935-41, w Hiszpanii w latach 1936-39, w basenie Morza Śródziemnego, na Bałkanach i w Afryce Północnej w latach 1940-43, w Rosji w latach 1941-43. Natomiast w latach 1943-45 to z kolei one były terenem ciężkiej i brutalnej wojny. Robi wrażenie lista państw, którym rząd włoski między rokiem 1935 i 1941 wypowiedział wojnę (albo też najechał bez wypełniania tej formalności): Etiopia, Hiszpania, Albania, Wielka Brytania, Francja, Grecja, Jugosławia, Związek Radziecki, Stany Zjednoczone. Dodatkowo walkaprzeciwko Wielkiej Brytanii angażowała także jej dominions: Kanadę, Afrykę Południową, Indie, Australię, Nową Zelandię, których wojska brały udział w kampaniach afrykańskiej i włoskiej. We wszystkich tych przypadkach wojny wybuchały z inicjatywy Włoch, z tym że od roku 1940 następowały one w ślad za nazistowskimi Niemcami.

W książce tej nie zajmuję się wojną toczoną we Włoszech po zawieszeniu broni z dnia 8 września 1943 roku i związanymi z tym kampanią anglo-amerykańską, ruchem oporu, działaniami wojskami regularnych, okupacją niemiecką i Republiką Salò. Moim tematem są tylko wojny zamierzone i prowadzone przez faszystowskie Włochy, od inwazji Etiopii do klęski roku 1943. Książka ta powinna więc nosić tytuł Wojny faszystowskie, wydawało mi się jednak słuszniejszym wybrać tytuł Włochy na wojnie 1935-1943, ponieważ w wojnach Mussoliniego walczyli wszyscy Włosi i wszyscy Włosi za nie płacili.

Wydarzenia te zostały w większej części zapomniane. Przez wiele dziesięcioleci po roku 1945 wybaczano gorsze i bardziej kłopotliwe aspekty reżimu, takie jak rządy i porażki lat 1940-43. Czasem nawet obrońcy Mussoliniego wychwalali go jako wielkiego statystę, jakim rzekomo miał być do roku 1939, choć obecnie koniec tego okresu został przesunięty na moment uchwalenia ustaw antysemickich, tj. do roku 1938. Jak gdyby wojna światowa była nieszczęściem w swojej istocie nie związanym z polityką Mussoliniego, a jego reżim był wręcz jej ofiarą, a wszystko to do tego stopnia, że katastrofalna klęska militarna nie wydaje się niwelować pozytywnego bilansu wcześniejszych niemal dwudziestu lat. Późniejszy rozwój studiów nad faszyzmem i jego krytyka, opisywana jako częściowe nadrobienie zaległości (aż do dość powierzchownego medialnego „rewizjonizmu” ostatnich lat), nie obejmowały jednak jego wojen, chyba że celem częściowego odtworzenia prowadzonych działań. Perspektywa międzynarodowa, której większą część zresztą także zaniedbano, badana była podobnie, tj. tylko poprzez decyzje Hitlera i Mussoliniego, zaś działania wojenne wypełniały tylko pozostałą pustkę.

Aby przywołać konkretny przykład, ostatnie, bardzo wartościowe opisy reżimu faszystowskiego autorstwa Alberta De Bernardiego, Patrizia Doglianiego i Salvatore Lupo czy też monumentalna biografia Duce autorstwa Renzo de Felice oraz te mniejsze Pierre Milza i Richarda J. B. Boswortha taką agresją na Etiopię zajmują się z należytą troską tylko w ramach obrazu polityki włoskiej i międzynarodowej, a poza tym mało albo w ogóle nie poświęcają uwagi wojnie i sprawowanym tam rządom, brutalnym represjom wymierzonym w abisyński ruch oporu i polityce rasowej w koloniach, wszystkie te elementy wyrzucono z opowieści o Duce i faszystowskich Włoszech, mimo że były one przedmiotem nieprzerwanych i bardzo stanowczych interwencji Mussoliniego1. Także włoski udział w wojnie w Hiszpanii raczej niż w wojskowych przykuwał uwagę w swoich drugorzędnych aspektach międzynarodowych.

Takie działania są możliwe ponieważ pamięć wojen włoskich jest „porozbijana”2 na wachlarz różnych wspomnień, raz słabych, raz intensywnych. Silna jest pamięć wojen partyzanckich (bez względu na powtarzające się pomyłki i kłamstwa) oraz deportacji ze względów politycznych i rasowych, niejednorodna natomiast czasu wojny 1940-43: największa dotyczy El-Alamein i kampanii rosyjskiej, dla innych frontów przejawia różne natężenie, wreszcie kompletnie znika w przypadku okupacji Bałkanów, rządów w Etiopii czy interwencji w Hiszpanii. Najważniejsze zaś w tym wszystkim jest to, że powojenne kłopoty z wyrównaniem rachunków z reżimem faszystowskim sprawiły, że pamięć o tych wojnach została w istocie oddana siłom zbrojnym, które nie mogą przecież zapomnieć o swoich bitwach i swoich poległych, tym samym więc „zobojętniają” ją na polityczny punkt widzenia i sprowadzają do poziomu opowiadanych na smutno wojen narodowych, ale już nie wojen faszystowskich. W ten sposób omija się podstawowy problem relacji pomiędzy reżimem i wojną, która go zniszczyła, i to w dwóch aspektach: najpierw wojną jako deklarowanym na wszystkich poziomach przez faszyzm celem, realizowanym przez Mussoliniego polityką prowokacji i agresji z lat 1935-40; później, podporządkowania się nazistowskim Niemcom i niezdolności dyktatury do zmobilizowania zasobów narodowych dla prowadzonej przez siebie wojny, przy czym problemem badawczym nie jest tutaj fakt jej przegrania przez faszystowskie Włochy, gdyż jej wynik był już z góry przesądzony w wyniku samego porównania sił własnych z tymi międzynarodowymi (w sposób zawiniony niedocenionymi), ale że nie umiały one prowadzić jej z intensywnością, którą obiecywały, a także nie potrafiły zapobiec katastrofie.

Moim celem nie jest rozwiązywanie tych wielkich problemów, do tego potrzeba by było więcej niż jednej książki. Ja postawiłem sobie zadanie dostarczenia (w granicach jednego tomu) aktualnej i kompletnej syntezy wojen prowadzonych przez faszystowskie Włochy, tj. historii wojennej, której za tło tylko służy polityka zagraniczna, ekonomia i społeczeństwo, choć i od nich zależały przebieg i rezultaty konfliktów, za to kładącej w centrum uwagi instytucje wojskowe i ich linię postępowania, politykę wojenną reżimu i jego wybory polityczno-strategiczne oraz nieprzerwanie walczące bataliony i ich żołnierzy. Zatem historia całkowicie męska: kobiety bowiem, mimo że płaciły za tą wojnę pracą i cierpieniem, to jednak nie zmagały się na polach bitew, były wprawdzie zasadniczą częścią wojny, ale nie stojących naprzeciw siebie armii3. Poza tym jest to opowieść wojenna, która skądinąd ma się także dać czytać, a więc bez wielu terminów technicznych, z systemem odwołań do źródeł zredukowanym, jak to tylko było możliwe. Aby zmieścić tak obszerną materię w ramach jednej książki, zmuszony byłem zrezygnować z oddania miejsca wielu dyskusjom i badaniom, prowadzonym przeze mnie i innych, a także z dostarczenia bibliografii tych wojen. Dla wydarzeń do roku 1939 taka informacja byłaby jeszcze możliwa, ale dla lat kolejnych musiałbym wymieniać setki tomów studiów oraz dużo więcej literatury wspomnieniowej albo też poświęcić zbyt wiele stron na wyjaśnianie, które z tych dzieł uważam za zasadnicze, które za użyteczne, a które za niepotrzebne, niewarte uwagi albo czysto komercyjne.

Ta historia wojenna nie pretenduje do odkrywania wielkich nowości, wykorzystuje głównie prace już wydane oraz wiele dyskusji z przyjaciółmi i współpracownikami, nie wzmiankując jednak o nich w takim stopniu, jak na to zasługują. Jest to tom syntez, żadnej z wojen ani bitew, o których traktuje, nie poświęcono więc tyle miejsca, ile im się należy, gdyż za każdym razem musiałem ucinać albo streszczać wielkie i skomplikowane problemy, nieuchronnie dokonując przy tym subiektywnego wyboru. Wszystkie liczby, które przytaczam, mają pewien margines wątpliwości, a dane na temat sił armii albo strat poniesionych w bitwach nie są wcale ani precyzyjne, ani ostateczne. Chciałem natomiast przede wszystkim wyciągnąć na światło dzienne linię faszystowskiej polityki wojennej oraz rolę, jaką odgrywały w tym siły zbrojne w trakcie tych ośmiu lat, które upłynęły od agresji na Etiopię do bezwarunkowej kapitulacji, tj. w czasie kiedy Mussolini miał okazję realnymi czynami zbudować narodową potęgę, czyli to, co przedstawiał jako główny cel i usprawiedliwienie swojej dyktatury.

W pracy tej wykorzystuję naturalnie eseje i książki, które opublikowałem w ciągu ponad 40 lat działalności, przy czym w pierwszym rzędzie dużo zawdzięcza ona moim badaniom prowadzonym w ramach przygotowań do jej napisania w archiwach wojskowych. Z biegiem lat moje opinie na niektóre tematy zostały częściowo (ale nie radykalnie) zmienione, badania historyczne są bowiem zawsze krytyczną rewizją i byłbym złym badaczem, gdybym nie nauczył się czegoś przez tyle lat pracy mojej i moich wybitnych kolegów. Inną tego przyczyną jest fakt, że w pierwszej części mojej działalności badałem przede wszystkim instytucje i wybrane władze, tj. Duce i Sztaby Główne, wobec których łatwiej wydawać opinie jasne i zdecydowane na okoliczność klęsk poniesionych na polach bitew. Z czasem więcej uwagi zacząłem jednak poświęcać żołnierzom i oficerom, którzy prowadzili wojnę, borykając się przy tym z problemami w wyszkoleniu, spójności, motywacji, agresywności i lojalności, skomplikowanymi i różnymi oraz niepozbawionymi sprzeczności, a w każdym razie niemożliwymi do zamknięcia ich w schematach i sztywnych osądach. Wielu aspektów historii wojskowości, począwszy od efektywności sił zbrojnych i zachowań żołnierzy, nie da się ocenić definitywnie, zależą one bowiem od różnych konkretnych sytuacji, w głównej mierze od poziomu sił nieprzyjacielskich, a także od rzeczy nieuchronnie subiektywnych. Ani pamięć weteranów, ani najstosowniejsze studia nie będą mogły nigdy dogłębnie wyjaśnić, dlaczego żołnierze się zabijają. Na tych moich stronach usiłowałem być skrupulatny i uczciwy, bez ukrywania braków i wątpliwości, bez przedstawiania jako pewne takich wniosków, które często są tylko ocenami i wrażeniami. Starałem się także oddzielić surowe osądy, którymi trzeba opisywać rządy, wodzów i instytucje, od szacunku należnego żołnierzom.

1  Mówiąc precyzyjniej, P. Milza w swoim dziele Mussolini, Paryż 1999, ujawnia wprawdzie terrorystyczne metody stosowane w Etiopii w latach 1935-6, a książka P. Doglianiego L’Italia fascista, Mediolan 1999, to świetna analiza faszystowskiej polityki rasowej, brakuje jednak ogólnego obrazu wojny i rządów. Zauważmy milczenie w tej sprawie tak wybitnego znawcy faszystowskich archiwów jak De Felice, który pomija powtarzające się i udokumentowane wtrącanie się Mussoliniego w represje wobec libijskiego, a później abisyńskiego ruchu oporu, oraz w kwestie użycia gazu.

2  M. Isnenghi, Le guerre degli italiani, Mediolan, 1989, s. 247.

3 W rzeczywistości druga wojna światowa wyznacza początek zmiany. Kobiety zaczynają pełnić ważną rolę w wojnie partyzanckiej oraz setkami tysięcy zaciągają się do sił zbrojnych brytyjskich i amerykańskich, w radzieckich nawet jako żołnierze. Włoskie siły zbrojne były jednak bardziej tradycyjne i miały tylko niewielkie oddziały sióstr Czerwonego Krzyża i pielęgniarek.

CZĘŚĆ IW STRONĘ IMPERIUM

ROZDZIAŁ IPROLOG. PODBÓJ LIBII (1922-1931)

ZAJĘCIE TRYPOLITANII

W stosunku do pierwszej prawdziwej wojny faszystowskich Włoch, tj. agresji na Etiopię z roku 1935, tzw. „rekonkwista” Libii (do 1921 r. włoskie panowanie nie miało tam charakteru trwałego i zasadniczo ograniczone było tylko do małego skrawka wybrzeża) stanowi zaledwie prolog, początek na mniejszą skalę. Była to właściwie tradycyjna wojna kolonialna, prowadzona brutalnie i skutecznie, bez rozgłosu i propagandy, która później została usunięta z narodowej pamięci i zapomniana przez historiografię, aż do jej szczegółowej rekonstrukcji dokonanej przez Angelo Del Boca. Przypominamy ją pokrótce, podkreślając elementy będące kontynuacją polityki kolonialnej liberalnych Włoch oraz nowości wprowadzone przez rządy faszystowskie1.

Inwazja Libii2 na jesieni 1911 roku (wyładunek wojska w Tobruku 4 października, w Trypolisie – 5 października) poprzedzona była niemal perfekcyjnym przygotowaniem dyplomatycznym oraz wielką mobilizacją włoskiej opinii publicznej. W efekcie choć wcześniejsza penetracja wschodniej Afryki, od lądowania w Massaua do bitwy pod Aduą (1885-96)3, dzieliła jeszcze opinię publiczną i sfery rządzące, to tej akcji przeciwstawiały się już jedynie socjaliści i inne małe grupki. To jednak, czego zabrakło, to przygotowania stricte polityczno-wojskowego, rozpowszechnione było bowiem przekonanie, że atakującym przeciwstawi się zaledwie kilka tysięcy żołnierzy tureckich, a nie cała libijska ludność, której twardy opór (zainicjowany 23 października walkami w dzielnicy Trypolisu Sciara Sciat) został przyjęty z zaskoczeniem. Włoski korpus ekspedycyjny osiągnął więc szybko liczbę 100 tys. ludzi, czyli niemal połowę pokojowego stanu armii, byli to jednak żołnierze z poboru, nieprzygotowani do działania w terenie półpustynnym. W konsekwencji włoska okupacja ograniczyła się tylko do strefy przybrzeżnej. Jednocześnie zainteresowanie opinii publicznej stopniowo malało.

Traktat w Ouchy z 12 października 1912 roku, w którym Turcja zrzekała się władzy nad terytorium libijskim, nie zakończył oporu, choć osłabił go poprzez przerwanie dopływu niewielkich posiłków z zagranicy, a także w wyniku stopniowego wycofywania tureckich oficerów. Mimo to wyczerpanie żyjących w interiorze półkoczowniczych plemion pozwoliło na poprawę sytuacji i w latach 1913-1914 okupacja została rozciągnięta na północną Trypolitanię, a pułkownik Miani z oddziałem erytrejskich najemników dotarł nawet do odległego Fezzanu. Zimą 1914-1915 roku kontrofensywa plemion koczowniczych, którym na krótki czas udało się przezwyciężyć wewnętrzną rywalizację, rozbiła oddziały włoskie, zadając im w kilku bitwach poważne straty (najostrożniejsze szacunki mówią o 2,5 tys. zabitych Włochów, tysiącu erytrejskich najemników oraz 1,5 tys. włoskich jeńców; inne źródła podają liczby niemal dwa razy wyższe). Rozpoczęła się właśnie wojna światowa, więc cenzura mogła ukryć te fakty, okupacja Trypolitanii została jednak ograniczona tylko do Trypolisu i Homs, natomiast sytuację w Cyrenajce uratowało dopiero porozumienie z islamskim ruchem o nazwie Senussia4.

Po wojnie miała z kolei miejsce jedyna próba otwarcia się na Libijczyków. „Statut” dla Trypolitanii, nadany jej 1 czerwca 1919 roku (później rozszerzony także na Cyrenajkę), przewidywał ograniczone współrządzenie oraz autonomię administracyjną w ramach odtworzonego dominium włoskiego. Przywódcy ruchu oporu w Trypolitanii zareagowali jednak na to proklamowaniem republiki, od początku jednak podminowanej konfliktami wewnętrznymi. Statut nie został więc wprowadzony w życie i uległ szybkiemu zapomnieniu. Tymczasem prawicowa ofensywa we Włoszech stworzyła przesłanki do powrotu polityki siły, która została zapoczątkowana w styczniu 1922 r. wyładunkiem wojska w Misurata Marittima, w konsekwencji czego w nieco ponad rok przywrócono włoskie panowanie na wybrzeżu Trypolitanii. Symbolem kontynuacji przez władze faszystowskie kolonialnej polityki Włoch liberalnych był fakt, że głównymi bohaterami tych działań byli: Giuseppe Volpi, gubernator Trypolitanii w latach 1921-1925, który bez większych problemów przeszedł od współpracy z Giolittim5 do współpracy z Mussolinim, późniejszy minister finansów, wielki przemysłowiec i członek reżimowej elity; oraz Giovanni Amendola, od lutego do października 1922 roku minister ds. kolonii, szczery liberał i antyfaszysta, ciężko pobity w 1925 roku przez bojówki faszystowskie.

W kolejnych latach metodycznie i cierpliwie rozszerzano włoskie panowanie. W latach 1922-25 rozciągnięto kontrolę nad północną Trypolitanią, później nad półpustynnymi regionami centralnymi, zaś w latach 1928-1930 oddziały generała Grazianiego zajęły część południową aż po Fezzan. Trypolitanię zamieszkiwało wtedy ok. 550 tys. ludzi, z czego większość na cienkim pasku podbitego wybrzeża. Żyjące na bezludnych terenach półpustynnych półkoczownicze plemiona (kilkadziesiąt tysięcy ludzi) wydawały się niezdolne do wspólnego przeciwstawienia się włoskim postępom. Trudności podboju nie były więc spowodowane liczbą przeciwników, uzbrojonych zresztą tylko w strzelby, ale raczej pustynne otoczenie niedostępne dla włoskiej piechoty z jej ciężkimi kolumnami zaopatrzeniowymi. Sukcesy zawdzięczano raczej przewadze technicznej i organizacyjnej. Kilkadziesiąt samolotów (walczące jeszcze w wojnie światowej bombowce Caproni i rozpoznawcze SVA, a później najskuteczniejsze z nich rozpoznawcze Ro. 1) oraz świetni piloci (potrafiący latać nad pustynią przy użyciu jedynie busoli) i mechanicy (przystosowujący samoloty do środowiska) pozwolili odwrócić sytuację na pustyni: pierwotnie oddziały włoskie działały na ślepo i Libijczycy mogli je atakować z zaskoczenia, teraz natomiast samoloty dolatywały do znajdujących się jeszcze daleko nieprzyjacielskich grup, informowały o ich ruchach, a następnie atakowały, nie dając sposobności do ucieczki. Innym decydującym czynnikiem było radio, gwarantujące łączność pomiędzy samolotami, dowództwem i lądowymi siłami włoskimi, które w efekcie mogły manewrować na pustyni, obchodzić, a następnie zaskakiwać przeciwnika. Składały się one z batalionów erytrejskich najemników, tam gdzie to możliwe na ciężarówkach6, oraz samochodów pancernych i, w zależności od warunków terenowych, libijskiej konnicy lub meharistów (mehara to nazwa wielbłąda bojowego) rekrutowanych spośród tych samych półkoczowników, z którymi mieli walczyć, lepiej jednak od nich uzbrojonych, wyposażonych w lepsze konie i środki łączności. W sumie mobilne oddziały w Trypolitanii nie przekraczały 10-12 tys. ludzi, w większości Erytrejczyków i Libijczyków. Włochami byli oficerowie, piloci i specjaliści, natomiast stacjonujące w Libii oddziały gwardii narodowej i milicji pełniły funkcje garnizonowe na wybrzeżu.

Nawet jeśli brak szczegółowych badań tego tematu, to i tak można stwierdzić, że operacje prowadzone były umiejętnie i z sukcesami, co było głównie zasługą małego korpusu „kolonialnej” kadry oficerskiej. Do końca XIX wieku tego typu służba w Erytrei była ceniona i poszukiwana przez młodych oficerów, jednak między rokiem 1915 i 1935 wojskowe sfery włoskie nie przejawiały już większego zainteresowania niewiele znaczącymi wydarzeniami afrykańskimi. Kierunek libijski był mało popularny i nie sprzyjał karierze7. Oczywiście część oficerów była marnej jakości (środowisko Trypolisu było często oskarżane o korupcję), niemniej ci służący w mobilnych oddziałach dobrze znali swoje rzemiosło oraz pustynię, nawet jeśli nie studiowali arabskiego ani kultury islamskiej (co odróżniało ich od niemałej liczby francuskich i angielskich oficerów kolonialnych). Tworzenie specyficznej „libijskiej tradycji kolonialnej” zostało jednak przerwane w latach 1935-36 poprzez wysłanie tych żołnierzy do Afryki Wschodniej.

STŁUMIENIE OPORU W CYRENAJCE

Pomijaliśmy do tej pory Cyrenajkę, bowiem włoskie sukcesy napotkały tam nieprzewidziane trudności. Trzy warunki należy spełnić, aby partyzantka prowadzona przeciwko silniejszemu najeźdźcy osiągnęła sukces: teren, który niweluje przewagę techniczną, silne wsparcie ze strony ludności oraz skuteczne kierownictwo polityczno-wojskowe. Powtarzająca się rywalizacja pomiędzy półkoczowniczymi plemionami Trypolitanii i absolutne panowanie w powietrzu nad wielkimi obszarami pustynnymi ułatwiły tamtejszy włoski podbój. Także pustynne regiony Cyrenajki zostały opanowane bez większych trudności, poza logistycznymi, między rokiem 1926 (oaza Giarabub) a 1931 (oaza Cufra). Natomiast Dżabal al Achdar (Góry Zielone), płaskowyż, który wznosi się na wysokość 1000 m niemal pikując znad Morza Śródziemnego, aby później stopniowo opadać w kierunku pustyni, był terenem trudnym, obfitującym w zarośla, niemal tak wielkim jak Sycylia i nadającym się do partyzantki, ponieważ rozpoznanie lotnicze i środki zmotoryzowane traciły tam swoją skuteczność. Deszcze były rzadkie, płaskowyż był wprawdzie pokryty zielenią, ale tylko w porównaniu do pustyni, a pastwiska tak skąpe, że wymuszały na około 100 tys. półkoczowników migracje związane z porami roku, mimo to pozwalały na hodowlę ponad miliona owiec i kóz (którymi regularnie handlowano z Egiptem) oraz kilkudziesięciu tysięcy koni i dromaderów8.

Dżabal cyrenajski rządzony był przez Senussię, fundamentalistyczny ruch islamski powstały w pierwszej połowie XIX wieku, który rozciągnął swoje wpływy na półpustynne rejony Cyrenajki, zachodniego Egiptu i wschodniej Sahary. Cywilizacja islamska nie zna rozdziału między religią i polityką, senussistyczne zawi9 w Dżabalu i oazach były więc ośrodkami kultu i studiów koranicznych, które jednocześnie kierowały życiem plemion półkoczowniczych i ich handlem z Egiptem, zarządzały sądownictwem i zbierały podatki, organizowały ekspedycje wojskowe i utrzymywały stosunki z mocarstwami kolonialnymi. Był to organizm polityczny właściwy dla tej społeczności półkoczowniczej, rządzonej jak monarchia przez potomków założyciela (w czasach najazdu włoskiego był to młody Mohammed Idris10), który toczył przegrane wojny z Francuzami i Anglikami, w efekcie na początku XX wieku jego władza została zredukowana już tylko do panowania nad Cyrenajką. Nie udało mu się też objąć nią zazdrosnych o swoją autonomię plemion Trypolitanii. W stosunku do włoskiej inwazji Senussia zachowywała się w sumie przyzwoicie: skłaniała się do uznania czysto nominalnego zwierzchnictwa Włochów (tak jak kiedyś Turków) i ich kontroli nad wąskim skrawkiem wybrzeża, pod warunkiem wszakże niewtrącania się w jej z kolei zwierzchnictwo nad Dżabal i rejonami pustynnymi. Rząd włoski, który miał już dość problemów w Trypolitanii, w istocie zaakceptował ten podział i porozumieniami z lat 1920-21 uznał Idrisowi tytuł emira, jednoznacznie nadając mu tym znaczenie polityczne (choć źródła włoskie z epoki definiowały Senussię jako braterstwo, akcentując tylko jego charakter religijny)11.

W roku 1923 rząd faszystowski wypowiedział jednak porozumienia i najechał Dżabal, tworząc tam szereg małych fortów z erytrejskimi załogami. Tymczasem teren sprzyjał partyzantce, z kolei Senussia gwarantowała jej ścisłe poparcie ludności i zjednoczone kierownictwo polityczno-wojskowe, które znalazło wielkiego przywódcę w osobie starego Umara al Muchtara. Jego „nocny rząd” utrzymywał szeroką i realną kontrolę nad terytorium i ludnością teoretycznie przecież podbitą, poza tym zagrażał włoskim oddziałom i osiedlom oraz kontynuował zbieranie podatków i sprawowanie wymiaru sprawiedliwości, likwidując szpiegów i kolaborantów. Włoskie dowództwo, owszem, wykorzystało doświadczenia zdobyte w Trypolitanii do zajęcia rejonów pustynnych na południe od Dżabal aż do osiągnięcia w roku 1931 dalekiej oazy Cufra, ale na płaskowyżu wszelkie wielkie przeczesywania terenu prowadzone przez liczne, blisko współpracujące z lotnictwem kolumny w żaden sposób nie potrafiły wykryć ruchliwych formacji mudżahedinów Umara al Muchtara, przenikające małymi grupkami przez włoskie linie albo ukrywające się wśród ludności, która leczyła rannych i zastępowała zabitych12. W roku 1930 powracający po sukcesach odniesionych pod Fezzanem generał Graziani został mianowany wicegubernatorem Cyrenajki, aby wlać w tłumienie oporu nową energię, niemniej kierowana przez niego wielka operacja przeszukiwania nie przyniosła lepszych rezultatów niż poprzednie. Wtedy marszałek Badoglio, od roku 1929 gubernator Trypolitanii i Cyrenajki, zaproponował radykalną zmianę strategii.

„Trzeba przede wszystkim stworzyć spory i bardzo staranny rozdział terytorialny pomiędzy buntowniczymi oddziałami i podbitą ludnością – pisał 20 czerwca 1930 roku. – Nie ukrywam znaczenia i powagi tego kroku, który oznaczać będzie ruinę ludności tak zwanej podbitej. Ale droga została już wytyczona i musimy po niej iść, nawet jeśli musi przy tym zginąć cała populacja Cyrenajki”13.

Mussolini zaaprobował to i w następnych miesiącach Graziani przeprowadził deportację ponad 80 tys. półkoczowników (niewielka część zdołała uciec do Egiptu) do obozów koncentracyjnych położonych wzdłuż pustynnego wybrzeża Syrty, gdzie w ciągu trzech kolejnych lat z powodu przepełnienia, niedożywienia i braku higieny zmarła prawie połowa deportowanych (z braku szczegółowej dokumentacji musimy odwoływać się tu do ogólnych liczb pochodzących z włoskich spisów). Ich jedyne bogactwo, bydło, zostało radykalnie zmniejszone: w Cyrenajce padło 90-95% owiec oraz 80% koni i wielbłądów. Na samym Dżabal, pozbawionym teraz jakiegokolwiek życia oraz zapasów, mudżahedini Umara al Muchtara jeszcze przez rok przeciągali beznadziejny opór. Aby zapobiec otrzymywaniu posiłków z Egiptu, Graziani kazał rozciągnąć na pustyni wzdłuż granicy egipskiej pas zasieków o długości 270 km strzeżony przez mobilne oddziały. We wrześniu 1931 roku Umar al Muchtar został schwytany i powieszony (choć postępując z nim nie tyle może szlachetniej, co bardziej przewidująco, uniknięto by zrobienia z niego męczennika), po czym opór wygasł. W uroczystej proklamacji ze stycznia 1932 roku Badoglio mógł już ogłosić zupełną i definitywną pacyfikację Libii14.

FASZYZM A LIBIA

Streszczone przez nas wydarzenia pozwalają na dokonanie kilku obserwacji. Powiedzieliśmy już, że podbój Libii był wojną kolonialną tradycyjnego typu, bez masowego angażowania włoskiej opinii publicznej i politycznych uwarunkowań „narodowych” wojen z lat 1911-12 i 1935-36. Rząd faszystowski zauważył, że wznowienie tej ledwo rozpoczętej operacji odpowiada wszystkim jego wymogom politycznym, zapewnił jej więc konieczną kontynuację i stosowne środki, nie żądając przy tym natychmiastowych sukcesów ani zysków wizerunkowych. W szczególności bez obaw mogło zostać rozciągnięte panowanie nad Trypolitanią, wykorzystując w pełni czas niezbędny dla organizacji terytoriów podbitych, tj. dla eliminacji wszelkiej opozycji oraz utworzenia sieci garnizonów, władzy i kontroli w taki sposób, żeby stłumić każdą ochotę do wszczęcia rebelii. Surowość tego typu represji, która zdziesiątkowała i rozproszyła plemiona półkoczownicze, należy jednak do kanonów wszystkich kolonializmów15.

Do około roku 1930 kolonializm faszystowski w Libii nie różnił się od tego liberalnego, oprócz może likwidacji wszelkiej opozycji czy krytyki. Natomiast już deportacja ludności z Dżabal cyrenajskiego reprezentuje skok jakościowy. Z punktu widzenia technicznego była to operacja świetnie przeprowadzona i rozstrzygająca. Jeśli partyzant jest rybą w wodzie, pisał Mao, najpewniejszym sposobem jego pokonania jest pozbycie się wody, czyli ludności. Nie jest to możliwe, gdy jest ona zbyt liczna, ale półnomadów na Dżabal było tylko 100 tys. W czasach świetności kolonializmu europejskiego były rzezie większych rozmiarów. Problem był za to polityczny, tj. możliwość międzynarodowej reakcji. Jednak enuncjacje prasy egipskiej, jedynej, która zwracała uwagę na to, co działo się w Libii, nie były w stanie zaniepokoić Mussoliniego (który śledził i aprobował każdy aspekt represji, od masowych deportacji do powieszenia Umara al Muchtara). Nie istniało też niebezpieczeństwo w postaci reakcji włoskiej czy europejskiej, ponieważ reżim faszystowski sprawował żelazną kontrolę nad informacją i potrafił narzucić swoją wersję rzeczywistości16. W tym tkwiła różnica z Włochami liberalnymi, gdzie deportacje na taką skalę nie byłyby możliwe z powodu doniesień prasowych i protestów przynajmniej ze strony części opinii publicznej.

Deportacja ludzi z Dżabal i ich sukcesywna eksterminacja stanowią być może najpoważniejsze zbrodnie włoskiego kolonializmu. Niewiele lat później okupacja Etiopii zaowocowała dużo większą liczbą zabójstw, jednak nie aż tak dużą w jednej operacji. Można tutaj mówić o ludobójstwie, ponieważ społeczność Dżabal została zniszczona do fundamentów. Kiedy w latach 1933-34 obozy koncentracyjne zostały rozwiązane, ci co przeżyli zostali osiedleni na surowszych obszarach płaskowyżu, gdzie mogli przeżyć tylko jako siła robocza do pracy w osiedlach włoskich kolonistów zajmujących lepsze ziemie17.

W latach 30. zainteresowanie reżimu Libią stopniowo się zwiększało. W roku 1929 został tam mianowany gubernatorem Badoglio, który jako szef Sztabu Najwyższego (funkcja, którą pełnił dalej w Trypolisie) był najwyższą w kraju władzą wojskową. W roku 1934 zastąpił go Balbo, jeden z najważniejszych hierarchów reżimu, który umiejętnie i z powodzeniem zajmował się promowaniem wizerunku włoskiej Libii. Także Graziani, wicegubernator Cyrenajki w latach 1930-34, rozwinął działalność nowego typu i w oczekiwaniu na ewolucję w ciągu kilka lat reżimu, nie tracąc okazji do głoszenia swojej wiary w faszyzm i determinacji w „pacyfikacji” kolonii bez względu na koszty, połączył to z zaangażowaniem politycznym, atrakcyjnym stylem komunikacji i przyciąganiem uwagi mass mediów18. Wojna z Etiopią sprawiła wprawdzie, że Libia zeszła na drugi plan, jednak jej kwestia miała ponownie wyłonić się w latach 1938-39 w wyniku nowej imperialnej atmosfery oraz propagandowego geniuszu Balbo19.

Doświadczenia zebrane podczas „rekonkwisty” zostały docenione tylko przy organizacji małych sił rozmieszczonych na terytorium południowej Libii celem sprawowania kontroli nad częściowo zbiegłymi za granicę półkoczownikami. Chodziło tu o stacjonarne garnizony najemników libijskich, oddziały meharistów i inne małe jednostki, tzw. kompanie saharyjskie, o których warto wspomnieć, ponieważ są interesującym przykładem (i chyba jedynym) współpracy między różnymi rodzajami broni. Dowodzone przez kapitana lotnictwa były w istocie złożone z kilku samolotów rozpoznawczych, przeciętnych Caproni Ca. 309 Ghibli, zmiennej liczby ciężarówek Fiat 634 oraz uzbrojonych w karabiny maszynowe lekkich ciągników artyleryjskich TL 37. Sprzęt skromny, zaprojektowany wprawdzie nie na pustynię, ale za to z dobrze wykwalifikowanym personelem odpowiednim do działań przeciwko koczownikom, niemniej zdeklasowany później przez nowoczesne środki walki użyte przez Anglików i Francuzów w roku 194120.

ROZDZIAŁ IIWOJNA W ETIOPII. ZAŁOŻENIA

PLANY INWAZJI (1932-34)

Po bitwie pod Aduą i ustabilizowaniu panowania włoskiego w Erytrei włoska polityka w stosunku do Etiopii doświadczyła szeregu wahań. Obok lat dobrych stosunków (w roku 1928 podpisano nawet traktat o przyjaźni), projektów ekspansji gospodarczej czy porozumień z Francją i Anglią były też momenty skrajnie brutalne w swojej agresywności, jak działania De Vecchiego, gubernatora Somalii w latach 1923-26, czy próby przeniknięcia w rejony północne i destabilizacji abisyńskich władz centralnych. Ciągłym obrazem był jednak niedostatek środków finansowych, niewystarczających nawet do skromnego rozwoju Erytrei i Somalii, w konsekwencji czego wciąż obecne propozycje rewanżu (przekreślić Aduę!) były odkładane w czasie i przez lata gubernatorzy Erytrei zajmowali się głównie rekrutacją batalionów najemników przeznaczonych do działań w Libii. Przełom nastąpił w roku 193221, kiedy to Mussolini zachęcił generała Emilio De Bono, ministra ds. kolonii, do rozpoczęcia prac nad projektem agresji. W efekcie ten ostatni w swoich pismach z 29 listopada 1932 roku do ministrów wojny i lotnictwa zaproponował błyskawiczne wtargnięcie 50 tys. najemników erytrejskich, 35 tys. żołnierzy włoskich oraz setki samolotów, tak aby przed zakończeniem ich powolnej mobilizacji rozbić graniczne siły abisyńskie, a później zająć całą prowincję Tigraj. W swoim dzienniku pod datą 15 grudnia pisał:

„Przyniosłem Mussoliniemu projekt ewentualnej akcji w Abisynii. Spodobał mu się. Jakby co, będę dowodził. Byłby to piękny łabędzi śpiew! Powinno być w 35, ale boję się, że nie oszacowano dobrze kosztów i skutków. Zobaczymy22”.

W rzeczywistości jedyną rozsądną rzeczą w tym planie było uznanie konieczności zawarcia prewencyjnego porozumienia z Francją i Wielką Brytanią. Poza tym De Bono skrócił do miesiąca przerwę pomiędzy decyzją polityczną i początkiem operacji, nie biorąc przy tym pod uwagę dużo dłuższego czasu żądanego przez jego służby techniczne, a także ograniczonej przepustowości portu w Massaua oraz słabej erytrejskiej sieci drogowej. Przyjął też za pewnik współpracę lotnictwa, zanim jeszcze poprosił o to jego dowództwo. I nie przejmował się tym, co się stanie po zajęciu Tigraju, regionu graniczącego z Erytreą, nie licząc stwierdzenia, że po wstępnych postępach trzeba „być w gotowości do działania wszystkimi siłami w kierunku i w sposób, jakie w tym momencie będzie podpowiadać sytuacja”.

Jakie by nie były jednak ich wady, pisma De Bono zapoczątkowywały wśród najwyższych władz wojskowych dyskusję o przygotowaniach do wojny, która toczyła się teraz przez następne dwa lata, charakteryzując się ostrymi spięciami co do planów oraz domaganiami objęcia kierownictwa nad tą operacją. Były to lata obfitujące w wydarzenia na polu międzynarodowym na czele z dojściem do władzy Hitlera, który z powrotem wprowadził do gry Niemcy i znów otworzył debatę nad równowagę europejską, tym samym otwierając Mussoliniemu przestrzeń do działań, dotąd uniemożliwianych mu przez przewagę francusko-brytyjską. Natomiast na polu militarnym bardziej niż powtarzającymi się propozycjami ofensywy przeciwko Jugosławii pierwsze miesiące 1934 roku zaznaczyły się niepokojem z powodu silnego nacisku niemieckiego na Austrię i związaną z tym częściową włoską mobilizacją w okolicach Przełęczy Brennera. Przypominamy te fakty, aby pokazać, że w latach 1933-34 rozważania nad wojną w Afryce Wschodniej nie były największą troską najważniejszych włoskich polityków i wojskowych, a wręcz że sytuacja międzynarodowa wydawała się wymagać zupełnie innych priorytetów.

Uwzględniwszy to wszystko, dyskusja nad agresją na Etiopię rozwijała się jednak z tak wieloma ingerencjami, a przy tym ma tak bogatą dokumentację, że aby znów nie wchodzić w detale, wydaje się nam interesujące wskazać tylko na elementy zasadnicze (żaden tego rodzaju nie pojawia się w kolejnych wojnach). Pierwsza obserwacja to ta, że chodzi tu o dyskusję w swojej istocie ściśle wojskową i praktyczną, o rozmiarach i tempie konfliktu, przy czym naturalne jest, że wojna powinna się rozpocząć najszybciej, jak to tylko możliwe („musimy wywrzeć krwawą zemstę” pisze Badoglio), i nie przejmuje się problemami międzynarodowymi, choć zakłada konieczność porozumienia z Francją i Anglią. W pierwszym rzędzie koncentruje się ona na kwestii odpowiedzialności za przygotowania i kierowanie agresją. De Bono, minister ds. kolonii, nie ma wątpliwości, że chodzi tu o wojnę kolonialną, zatem podlega ona jego kompetencjom, zaś armia i lotnictwo mają tylko na jego żądanie i nie wtrącając się oddać mu do dyspozycji swoje siły. Jest więc skłonny pomniejszać rozmiary przedsięwzięcia, żeby nikt mu go nie zabrał. Jego nominacja na dowódcę operacji w Etiopii, dokonana przez Mussoliniego w końcu 1933 roku (zawdzięczana głównie jego pozycji w faszystowskiej hierarchii i absolutnej wierności Duce), wzmacnia co prawda jego pozycję osobistą, ale nie towarzyszy jej jasne określenie odpowiedzialności i nie chroni go od krytyki ze strony armii23.

Z kolei generał Alberto Bonzani, szef Sztabu Głównego Wojsk Lądowych, troszczył się przede wszystkim o pozycję Włoch w Europie. Z niewielkim więc entuzjazmem patrzył na wojnę z Etiopią, która osłabiała front europejski, niemniej wzywał też do nieodcinania go od jej organizacji i kierownictwa, utrzymując, że wymagać ona będzie sił i środków dużo większych niż to wynikało z planów De Bono, którego awanturnictwo ujawniał bez ogródek. We wrześniu 1933 roku Mussolini pozbył się ministra wojny generała Gazzery i osobiście przejął odpowiedzialność za ten resort, faktycznie jednak przekazując kierownictwo podsekretarzowi stanu generałowi Baistrocchiemu, jednemu z niewielu wysokich rangą generałów, który miał legitymację faszystowską, co jednak nie liczyło się tak bardzo (wszyscy jego koledzy bez problemu zaakceptowali reżim i Duce) jak jego największa dyspozycyjność w wypełnianiu życzeń wodza. Także Bonzani, który zbyt ostro bronił swojej pozycji i priorytetu polityki europejskiej, został zwolniony we wrześniu 1934 roku, w efekcie Baistrocchi został obciążony podwójną funkcją: podsekretarza stanu w Ministerstwie Wojny z obowiązkami ministra oraz szefa Sztabu Głównego Wojsk Lądowych (duża część zadań przeszła na jego zastępcę, Parianiego), co spowodowało, że w rywalizacji o kierownictwo przygotowań wybrał raczej stanie z boku24.

Innym uczestnikiem debaty był marszałek Pietro Badoglio, który jako szef Sztabu Najwyższego był najważniejszą władzą w wojsku. Jego kompetencje nie obejmowały jednak dowodzenia siłami zbrojnymi ani ich niezbędnej koordynacji, był bowiem tylko doradcą wojskowym szefa rządu, rola to wprawdzie zaszczytna, ale w rzeczywistości ograniczona tylko do tego, co zażądał od niego Mussolini (czyli niewiele więcej niż branie udziału w spotkaniach, na których wytyczano ogólne linie polityki obronnej bez zagłębiania się w poszczególne rodzaje sił zbrojnych)25. Badoglio zaakceptował tę zredukowaną rolę, jednak nie miał zamiaru dać się odciąć od ważnych decyzji. Wtrącał się więc kilkakrotnie przenikliwie w dyskusję i wprowadzał do niej pewien umiar, nalegając na konieczność zaistnienia korzystnej sytuacji międzynarodowej, krytykując awanturnictwo De Bono i domagając się zwiększenia sił wysyłanych do Afryki Wschodniej, a także przełożenia agresji celem lepszego przygotowania. Dbał jednak przy tym zawsze, aby nie sprzeciwiać się otwarcie Mussoliniemu, także z tego powodu, że już zaczął wysuwać swoją kandydaturę na kierującego tym przedsięwzięciem.

Podsumowując, w końcu 1934 roku zainteresowane dowództwa osiągnęły niejakie porozumienie w dwóch punktach: wzrostu sił wysyłanych z Włoch (około 80 tys. ludzi z nowoczesnym sprzętem, dodatkowo najemnicy erytrejscy szacowani, w zależności od czasu poświęconego przygotowaniom, na 30-50 tys. ludzi) oraz mniej awanturniczej organizacji działań (siły włoskie miałyby przeniknąć do Tigraj mniej więcej na linię Adigrat-Axum i tam oczekiwać na umocnionych pozycjach na ofensywę armii abisyńskiej, aby rozbić ją na kawałki). Przeprowadzone zostały pierwsze studia w terenie, przy czym wnioski dotyczące warunków logistycznych były zdecydowanie pesymistyczne: niewystarczająca przepustowość portu w Massaua, ograniczone możliwości podejścia do płaskowyżu, słabe drogi prowadzące do granicy, a dalej już tylko ścieżki górskie i dróżki. Brakowało wprawdzie jeszcze opisu Somalii, niemniej wszystkie plany zgadzały się co do tego, by nadać jej rolę drugorzędną i czysto defensywną. Niesprecyzowane pozostawały termin i organizacja przygotowań, przy których bez współpracy armii De Bono nie mógłby wiele zdziałać. Wszystkie plany dużo obiecywały sobie także po lotnictwie. W swoim liście do ministra Balbo z 29 listopada 1932 roku De Bono tak opisał jego zadania:

„Dlatego konieczne jest, aby już w pierwszej chwili dysponować potężnym lotnictwem, które będzie w stanie sterroryzować stolicę i główne ośrodki władzy, wprowadzić zamieszanie i opóźnić zebranie się nieprzyjacielskiej armii, zbombardować ją i ostrzelać jej masy maszerujące po tych niewielu szlakach karawanowych oraz stojące wokół nich, siać panikę w armiach…26”.

Także Bonzani i Badoglio przykładali wielką wagę do lotnictwa. Były to jednak raczej teoretyczne dyskusje, gdyż stosunki między armią i lotnictwem miały charakter bardziej rywalizacji niż współpracy, a wielkie sukcesy wizerunkowe, które lotnictwo odnosiło pod kierownictwem Balbo, były postrzegane przez armię z poczuciem wyższości i wstrętem. Jedyny (maj 1934) udział w dyskusji generała Valle, podsekretarza stanu i szefa Sztabu Głównego Wojsk Lotniczych, polegał na zaoferowaniu pewnej liczby samolotów o dużej samodzielności operacyjnej do „decydującej prowokacji” w postaci bombardowania Addis Abeby. Badoglio bez wahania odpowiedział mu, że w pierwszej kolejności pogorszyłoby to pozycję Włoch w oczach światowej opinii publicznej, a lotnictwo powinno raczej pomyśleć o atakowaniu głównych sił armii abisyńskich27. Co do konkretów, to i tak nic nie zostało zrobione dla umożliwienia użycia tych setek samolotów, które wszyscy uważali za konieczne, w kontekście faktu, że w Erytrei było tylko jedno, słabe, trawiaste lotnisko.

Dwa wnioski podsumowujące. Po pierwsze rzuca się w oczy brak organu koordynującego, tj. wyższego dowództwa obejmującego wszystkie rodzaje sił zbrojnych albo wysokiego sztabu głównego mającego prawo kierowania całą polityką wojskową. Widzieliśmy już, że Badoglio nie miał realnej władzy dowodzenia (ani też sztabu, aby ją ewentualnie egzekwować). Tylko Mussolini, szef rządu (a zatem osoba najbardziej odpowiedzialna za politykę obronną), wódz naczelny oraz minister wojny, marynarki i lotnictwa, miał odpowiednie narzędzia, aby ustalić założenia wojny i ukrócić kłótnie. Po drugie, sama dyskusja, choć utrzymywana tylko na poziomie praktycznym (tylko niektóre ingerencje Badoglia odnosiły się do perspektywy europejskiej), miała wybuchowy potencjał polityczny. Mimo że na razie wojna, o którą się sprzeczano, nie miała jeszcze tych rozmiarów, jakie nadano jej w roku 1935, niemniej chodziło tu przecież o agresję na niepodległy kraj (nikt nie uwierzyłby, że Etiopia zagrażała Włochom) ze wszystkimi wyobrażalnymi konsekwencjami międzynarodowymi. Tymczasem De Bono i wojskowi rygorystycznie przestrzegali tradycyjnego podziału obowiązków i problemy polityczne zostawiali Mussoliniemu. Wojna, którą przygotowywali, miała ograniczone cele, nie więcej niż zdobycie prowincji Tigraj, czyli bardzo mało w stosunku do międzynarodowego trzęsienia ziemi, jakie by uruchomiła. Ma się wrażenie, że poruszano się w horyzontach zakończonej pod Aduą kampanii 1896 roku, wprawdzie z dużo większymi wojskami, aby zagwarantować sobie pełny sukces, ale bez myślenia, że działania te mogłyby posunąć się bardziej na południe, może nawet aż do spowodowania upadku Cesarstwa Abisyńskiego. Nikt w swobodnych nawet przemyśleniach nie rozważał możliwości panowania włoskiego na całym albo większej części terytorium Etiopii, a tym bardziej stworzenia cesarstwa.

ROZSTRZYGAJĄCA INTERWENCJA MUSSOLINIEGO

Zdefiniowanie, jaka była realna władza Mussoliniego, wodza i dyktatora, wciąż nie jest łatwe. Reżim faszystowski nie miał pełnej kontroli nad państwem i społeczeństwem, tak jak to było, w daleko innych okolicznościach, w przypadku dyktatury nazistowskiej czy stalinowskiej. Mussolini rządził poprzez tylko częściowo zmodyfikowane struktury państwa liberalnego, takie jak prefekci, policja, rozbudowana biurokracja. Z kolei władza, jaką partia oraz organizacje faszystowskie i parafaszystowskie sprawowały nad społeczeństwem, była raczej skupiona na wymuszaniu posłuszeństwa i sprawowaniu kontroli niż wymaganiu aktywnego i wyraźnego zaangażowania, nieudawanej „faszystowskości”. Poza tym Mussolini musiał brać pod uwagę więcej ośrodków władzy, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz państwa, zdolnych do obrony swoich interesów i autonomii, takich jak Kościół Katolicki, Konfederacja Włoskiego Przemysłu, wielcy właściciele ziemscy, siły zbrojne. Wszystko to nie oznacza, że w innych, także bardzo ważnych obszarach jego władza nie była duża, jeśli nie nieograniczona, co dotyczy tak polityki wewnętrznej, jak i decyzji o znaczeniu międzynarodowym. Była to władza nawet wyraźniejsza, bo silnie spersonalizowana. Hitler miał przez cały czas wokół siebie stałą grupę ważnych i posiadających autorytet współpracowników, zdolnych do ciągłego i efektywnego kierowania wielkimi sektorami państwa. Owszem, były tam wewnętrzne tarcia, ale przy tym także wspólnota metod i celów. Mussolini natomiast nigdy nie chciał mieć pomocników o zbyt dużym autorytecie i okresowymi, co kilka lat, „wymianami gwardii” zastępował ministrów i szefów sztabów głównych, przeplatając niewiele wartościowych osób wieloma przeciętnymi pochodzącymi z faszystowskiego kierownictwa28.

Tutaj jednak nie interesuje nas całościowa analiza reżimu, ale tylko jakie były założenia i jak została postanowiona agresja na Etiopię. Aż do końca 1934 roku Mussolini trzyma się z daleka od debaty, którą właśnie naszkicowaliśmy. Upoważnił De Bono do zainicjowania tej kwestii pismem z listopada 1932 roku, a następnie przez dwa lata pozwalał ministrom i innym zainteresowanym osobom ostro się ścierać, w ogóle nie interweniując celem ustalenia właściwych kompetencji albo dania wskazówek politycznych, które wychodziłyby poza rewanż za Aduę i opanowanie Tigraju. W istocie cała debata wciąż pozostawała na poziomie studiów i dyskusji wewnętrznych bez praktycznych konsekwencji. Pierwsze konkretne przygotowania zostały podjęte dopiero w roku 1934, a przyspieszyły w grudniu tego roku po potyczce pod Ual-Ual, niemniej ciągle chodziło o rzeczy nieistotne29.

Decydujący przełom miał związek ze ściśle tajną notatką, którą 30 grudnia 1934 roku Mussolini skierował do wszystkich władz reżimu30, a w której mocą całego swojego autorytetu dyktatora i wodza ustalił założenia wojny. „Problem stosunków włosko-abisyńskich – zaczynała się ta notatka – stał się problemem siły, problemem historycznym, który należy rozwiązać jedynym środkiem, jakim tego typu problemy były zawsze rozwiązywane, tj. przy użyciu wojska”. Po wzmiance o, uznanym za niepokojący, rozwoju armii abisyńskiej Mussolini przechodził do istoty rzeczy:

„Trzeba więc wyciągnąć pierwszy logiczny wniosek: czas pracuje na naszą niekorzyść. Im bardziej opóźniamy się z likwidacją problemu, tym trudniejsze będzie zadanie i większe ofiary.

Drugim nie mniej logicznym wnioskiem jest: trzeba rozwiązać problem najszybciej jak to tylko możliwe, tj. jak tylko nasze przygotowania wojskowe dadzą nam pewność zwycięstwa.

Decydując się na tę wojnę, celem powinno być jedynie zniszczenie abisyńskich sił zbrojnych i całkowite podbicie Etiopii. Nie można inaczej stworzyć cesarstwa…

Głównym, ale nie wstępnym, warunkiem naszej akcji jest, aby mieć na tyłach w Europie spokój przynajmniej przez dwa lata 1935-36 i 1936-37, które powinny być okresem decydującym”.

Potem następował krótki przegląd sytuacji międzynarodowej, który wykluczał możliwość konfliktów europejskich w najbliższej przyszłości. A następnie:

„Aby zwycięstwo naszych armii było szybkie i rozstrzygające, trzeba na szeroką skalę zastosować posiadane przez nas środki zmechanizowane…

Dla wojny szybkiej i rozstrzygającej, ale która mimo to będzie ciężka, trzeba przygotować dużo środków. Blisko 60 tysięcy tubylców, przynajmniej tyle samo trzeba wysłać z metropolii. Trzeba skoncentrować co najmniej 250 samolotów w Erytrei i 50 w Somalii. Absolutna przewaga w artylerii i gazach bojowych. Dostatek amunicji. 60 tysięcy żołnierzy z metropolii – a jeszcze lepiej jeśli 100 tysięcy – powinno być gotowe w Erytrei na październik 1935 roku…

Im szybsza będzie nasza akcja, tym mniejsza będzie groźba komplikacji dyplomatycznych… Nikt nie będzie robił trudności w Europie, jeśli kierownictwo operacją szybko zapewni stworzenie faktów dokonanych. Wystarczy zadeklarować Anglii i Francji, że ich interesy zostaną uznane… Przeszkód ze strony Ligi Narodów nie będzie albo też nie będą one takie, żeby przeszkodzić nam w doprowadzeniu tego przedsięwzięcia do końca”.

Imponujące przygotowania zapewnią wierność Erytrejczyków i przyczynią się do destabilizacji abisyńskiej władzy. Zgoda wśród Włochów była pewna: „w masach faszystowskich rozpowszechnione już jest przekonanie o nieuchronności konfliktu”. I w konkluzji:

„Ponieważ nasze przygotowania będą zakończone, albo prawie, dopiero na jesieni roku 1935, polityka powinna udaremnić wszelkie incydenty, które mogłyby przyspieszyć konflikt…

Problem ten istnieje już od 1885 roku. Etiopia jest ostatnim skrawkiem Afryki, który nie ma jeszcze europejskich opiekunów. Gordyjski węzeł stosunków włosko-abisyńskich plącze się coraz bardziej. Trzeba go przeciąć, zanim będzie za późno!”.

Pomimo powierzchowności, stereotypów i retorycznej rozwlekłości, notatka ta jest jasna i wyjątkowo znacząca. Mussolini przyjął pełną polityczną odpowiedzialność za wojnę, umieścił ją na pierwszym miejscu pośród celów reżimu, bezwzględnie określił zadanie do wykonania, tj. podbój Etiopii i stworzenie cesarstwa, oddał do dyspozycji siły większe od tych dotychczas wymaganych (które wkrótce miały się jeszcze podwoić i potroić), a jako początek operacji wskazywał jesień 1935 roku. Przyczyny wojny przedstawione są w sposób ogólnikowy (nieuchronność konfliktu, rewanż za Aduę) lub też są tylko pretekstem (wzmocnienie władzy cesarza Haile Syllasje nie stanowiło realnego zagrożenia dla Włoch) i nie wspomina się złudnych haseł późniejszej propagandy, takich jak bogactwa Etiopii czy ujście, jakie mogła ona dać włoskiej emigracji. Zasadniczy sens jest jednak wyraźny: szybkie osiągnięcie wielkiego potwierdzenia swojego prestiżu. Badacze wskazywali także na inne motywacje tej wojny, jak na przykład konieczność ożywienia reżimu i gospodarki po konsekwencjach Wielkiego Kryzysu z roku 1929, niemniej zgadzają się w uznaniu, że decydującym bodźcem była okazja do wykorzystania sprzyjającego momentu31. Aż do tej chwili bowiem dominacja anglo-francuska w Europie nie pozwalała Mussoliniemu uzyskać tego świetnego sukcesu międzynarodowego, który uważał on za nieodzowny dla wzmocnienia i wybicia się na pierwszy plan władzy faszystowskiej. Natomiast teraz nowe hitlerowskie panoszenie się znów zainicjowało dyskusję nad równowagą europejską i otworzyło ambicjom Mussoliniego krótkie „okienko”, jeszcze przed ustaleniem się nowego porządku europejskiego albo też przed nową wojną.

Bezdyskusyjna jest chęć Mussoliniego zarówno skorzystania z okazji, jak i doprowadzenia do wielkiej i szybkiej wojny. Etiopia była celem „naturalnym”, ponieważ jej zdobycie nawiązywało do krótkiej włoskiej tradycji kolonialnej (rewanż za Aduę), prezentowało się jako stosunkowo łatwe i oferowało korzyść w postaci nienaruszania żywotnych interesów anglo-francuskich (ekspansja na Bałkany, inny tradycyjny kierunek włoskich ambicji, wiązał się z dużo większymi kosztami i trudnościami). Mało znaczyło zatem, że kraj ten był biedny i dziki, a panowanie tam oznaczało dla włoskiej gospodarki większe obciążenia niż zyski (abstrahując od trudności ze zdobyciem realnej kontroli nad nim). Poza tym Mussolini wprawdzie miał rację twierdząc, że Anglia i Francja ostatecznie oddadzą Etiopię włoskim ambicjom, niemniej w dużym stopniu nie doceniał reakcji międzynarodowej opinii publicznej i konsekwencji tej wojny dla równowagi europejskiej.

Innym fundamentalnym punktem notatki były nowe charakterystyki agresji: już nie operacja kolonialna na ograniczoną skalę, ale totalna wojna zdobywcza, szybka, nowoczesna, z odpowiednimi siłami, oraz wielki sukces, którego pragnął Mussolini, streszczony w nowym słowie: cesarstwo. Co chciano przez nie rozumieć pozostawało jeszcze niejasne, co być może było w tym momencie nawet i logiczne, ale kierunek marszu był już wyraźny. I właśnie nad tym Mussolini pracował przez następne miesiące z wielką stanowczością. Między styczniem i lutym wzmocniono Somalię wysyłką czołgów, samolotów, erytrejskich batalionów, a nawet włoskiej dywizji. Potem, 8 marca, potrajając budżet i obiecując nieograniczone środki i zapasy, napisał do De Bono (przebywającego już w Erytrei):

„Co się tyczy przygotowań, masz tylko żądać: zawsze zostanie ci wysłane więcej niż będziesz chciał…

Jestem głęboko przekonany, że – chcąc przejąć do końca października albo do końca listopada inicjatywę działań – musisz mieć ogólne siły w liczbie 300 tysięcy ludzi (w tym około 100 tys. czarnych z obu kolonii32) plus 300-500 samolotów, plus 300 szybkich pojazdów. Bez tych sił dla przeprowadzenia ofensywnego najazdu, operacje nie będą miały tego energicznego tempa, którego sobie życzymy.

Chcesz trzech dywizji do końca października: zamierzam wysłać ci ich 10, słownie dziesięć: pięć regularnych z armii, pięć z ochotniczych oddziałów „czarnych koszul”, które zostaną odpowiedniowyselekcjonowane i przygotowane. Te dywizje „czarnych koszul” będą dowodem, że akcja ma przyzwolenie społeczne.

Problemem, z którym musisz się zmierzyć, jest: zakwaterowanie, wyżywienie, dowodzenie, skłonienie do walki 300 tysięcy ludzi. Problem niezwykle poważny, ale nie nierozwiązywalny przy środkach, jakie zamierzam ci we właściwym czasie dostarczyć33”.

To nadzwyczajne zwiększenie sił (licząc żołnierzy, „czarne koszule”, zmilitaryzowanych pracowników, lotnictwo, marynarkę i urzędników cywilnych, w roku 1936 w Afryce Wschodniej było już pół miliona Włochów) było wymuszone koniecznością przeprowadzenia wojny dużej i szybkiej. Niemniej w ten sposób Mussolini wchodził jednocześnie na drogę bez powrotu. Mimo że pojawiły się dużo poważniejsze niż przewidywano komplikacje międzynarodowe, już na początku lata 1935 roku konieczne stało się rozpoczęcie operacji jesienią (pora wskazana w notatce z 30 grudnia 1934 roku), ponieważ wysyłka takiej masy sił nie pozostawiała już alternatywy. Rezygnacja w tym momencie z agresji byłaby porażką polityczną gorszą od ryzyka wojny z Anglią. Mussolini był zresztą na tyle świadomy tego ostatniego, że w pierwszych miesiącach 1935 roku zabronił prasie zbytniego uwypuklania przygotowań wojennych, aby ograniczyć nadzieje i zostawić akcji jakiś margines. W rzeczywistości nie miał już jednak wyboru, musiał kontynuować wysyłanie nowych wojsk w nadziei przyspieszenia zwycięstwa, na które postawił cały prestiż reżimu. Pozostawała jeszcze męcząca nieznajomość koniecznego do tego czasu. W notatce z 30 grudnia Mussolini pisał o dwuletniej operacji, potem nie robiono już żadnych prognoz i to dwulecie było w tle aż do wielkiego zwycięstwa Badoglia.

Wysyłka setek tysięcy ludzi miała też ten inny efekt, że wojna ta stawała się narodową. Wojna kolonialna oznaczała niewielki korpus ekspedycyjny z licznymi wojskami afrykańskimi, ograniczone cele i długi czas trwania oraz mały rozgłos i znikome zaangażowanie opinii publicznej (jak w przypadku podboju Libii). Natomiast wysłanie setek tysięcy żołnierzy dotykało bezpośrednio wszystkich środowisk: każda dzielnica, każda parafia, każda wioska miały w Afryce swoich „chłopców z poboru”. Oznaczała mobilizację olbrzymiej machiny propagandowej reżimu, wszystkich gazet, szkół, proboszczów, całego przemysłu. A więc wojna w pełnym tego słowa znaczeniu „narodowa”, ale bez rozmiarów tragedii wojny światowej, ponieważ zabitych byłoby niewielu, środki były nowoczesne, a Afryka jawiła się jako fascynujący miraż. A zatem również pewność wielkiego sukcesu wewnętrznego, który leżał Mussoliniemu na sercu bardziej niż ten międzynarodowy34.

MINUSY ZAŁOŻEŃ

Założenia te miały oczywiste niedociągnięcia, nad czym pochylali się już badacze35, w postaci niedoceniania reakcji międzynarodowej oraz zapoczątkowania kryzysu równowagi europejskiej. Inne, mniej znane wady dotyczyły zarządzania tym konfliktem. Omówimy dalej temat niewiarygodnego wzrostu kosztów finansowych tego przedsięwzięcia przeprowadzanego bez zważania na wydatki. Kolejna, już wspomniana, wada to fakt, że przejście od kampanii o ograniczonych celach do totalnej wojny zdobywczej nastąpiło tak nagle, że nie mogło zostać objęte planami. W roku 1935 Ministerstwo ds. Kolonii, Ministerstwo Wojny, Sztab Główny Wojsk Lądowych i najwyższe dowództwo w Afryce Wschodniej zostały w gruncie rzeczy zmuszone do przygotowania logistycznego i zorganizowania wojsk wysyłanych do Erytrei bez możliwości opracowania planów wykraczających poza bitwy mające na celu zniszczenie armii abisyńskich. Później Badoglio „odkrył” marsz na Addis Abebę, który pozwolił na polityczne rozwiązanie konfliktu i proklamację Cesarstwa. Nikt jednak nie miał ani czasu, ani koniecznego zasobu badań, wiedzy i doświadczenia, aby wyobrazić sobie, jak może wyglądać okupacja oraz organizacja i zarządzanie wieloma różnymi regionami tego cesarstwa. Po zajęciu Addis Abeby wszystko musiało być bardzo pobieżnie improwizowane z poważnymi konsekwencjami, które jeszcze zobaczymy.

W notatce z 30 grudnia Mussolini ogłosił też, że „cały sprzęt będzie stopniowo restytuowany w taki sposób, że armia nie zmniejszy swojej całkowitej efektywności”. Zobowiązanie to wychodziło naprzeciw niepokojowi wyrażanemu jeszcze przez Bonzaniego, a dotyczącemu negatywnych skutków konfliktu kolonialnego dla włoskiego znaczenia militarnego w Europie. Tymczasem w rzeczywistości rosnące wymagania wojny w Afryce wstrząsną strukturami armii, a środki bojowe zostaną przywrócone tylko w małej części. Nie dało się wtedy już ukryć, że Włochy nie dysponowały zasobami niezbędnymi do utrzymywania sił na dwóch frontach. Słowa Mussoliniego zapowiadały jednak równię pochyłą lat następnych i rezygnację z oceny na bazie realistycznych studiów pozycji i wojennego znaczenia Włoch, za to, przeciwnie, wzrost opartej na propagandzie iluzji potęgi.

Inny element zasługujący na podkreślenie to fakt, że cytowana notatka nie zawiera żadnej wzmianki o koniecznej reorganizacji najwyższego dowództwa, aby kierować tymi szybko postępującymi przygotowaniami prowadzonymi na tak dużą skalę. W kolejnych dniach zamęt w odpowiedzialności wręcz się zwiększył: De Bono wyjechał do Erytrei jako Wysoki Komisarz dla Afryki Wschodniej (w marcu został mianowany najwyższym dowódcą na tym teatrze działań wojennych), zostawiając kierowanie Ministerstwem ds. Kolonii (nominalnie ponownie objętym przez Mussoliniego) podsekretarzowi stanu Lessonie, osobistości mało znanej, ale o wielkich ambicjach, który natychmiast oddał się wzmacnianiu swojej własnej pozycji w stosunku do wojskowych i samego De Bono. Jednolitość dowództwa była zapewniona wewnątrz poszczególnych rodzajów sił zbrojnych, gdzie Baistrocchi w siłach lądowych, Cavagnari w marynarce wojennej i Valle w lotnictwie łączyli stanowiska podsekretarzy stanu pełniących obowiązki ministrów (którą to funkcję nominalnie pełnił w tych trzech resortach Mussolini) i szefów sztabów głównych. Nie istniała jednak koordynacja pomiędzy tymi trzema rodzajami, z których każdy działał na własny rachunek, jednocząc się tylko w odmowie uznania wyższości, jakiej Lessona domagał się dla Ministerstwa ds. Kolonii. W istocie te cztery ministerstwa podlegały tylko Mussoliniemu, tak samo zresztą jak De Bono, a później Graziani wysłany w marcu celem podniesienia znaczenia Somalii. Badoglio działał więc sam, rozsyłając niezobowiązujące, umiarkowane plany z zamiarem najpierw przesunięcia wojny o rok, a następnie zapewnienia sobie jej kierownictwa. Podsumowując, nie było łańcucha dowodzenia, za to siedem osób o różnym znaczeniu, z których wszystkie zależały od Mussoliniego i trzymały się tej bezpośredniej zależności, aby chronić swoją autonomię. Sam Mussolini chciał jednak tej patologicznej sytuacji, aby zapewnić sobie wobec opinii publicznej i wewnątrz kierownictwa stronnictwa faszystowskiego pozycję niezastępowalnego i nieomylnego dyktatora i wodza. Instytucjonalna rywalizacja i konflikty personalne jego najważniejszych współpracowników, a nawet intrygi i ciosy poniżej pasa nie niepokoiły go i interweniował celem pośredniczenia i rozstrzygnięcia konfliktu tylko wtedy, kiedy było to konieczne, ale nigdy po to, aby ustalić bardziej racjonalną organizację. Nieograniczony dostęp do zasobów i miażdżąca przewaga nad Abisyńczykami wystarczały jednak na razie, aby przykryć to marnotrawstwo i rozproszenie celów.

Trzeba tutaj dodać szczegół często zapominany albo niedoceniany, tj. rezygnację Mussoliniego z rad grupy bezpośrednio mu podległych współpracowników. Podczas wojny światowej Stalin, a przede wszystkim Hitler, wzięli na siebie wielką i bezpośrednią odpowiedzialność za dowodzenie, nie izolując się jednak od właściwych sztabów najwyższych, ale włączając się do ich pracy. Churchill musiał respektować autonomię najwyższych dowództw brytyjskich, ale miał też do swojej dyspozycji najwyższy sztab, aby egzekwować prowadzenie wojny w kierunkach, których się domagał. Również Roosevelt, choć mniej się zajmował kwestami militarnymi, miał swoją grupę oficerów i doradców technicznych. Mussolini natomiast w ogóle nie stworzył swojego osobistego najwyższego sztabu czy sekretariatu politycznego ani nawet małej grupy zaufanych ekspertów, którzy dostarczaliby mu informacji i opracowań, nie przesądzając przy tym o jego decyzjach ani nie szkodząc jego publicznemu wizerunkowi osoby wszechmocnej (jego „sekretariat specjalny” miał zadania niższej rangi w postaci policyjnego nadzoru nad elitami reżimu począwszy od najwyższych w hierarchii). Regularnie przyjmował wojskowych podsekretarzy stanu, przedkładających mu kwestie, których sposób wykonania już określił własnymi decyzjami, przewodniczył formalnym spotkaniom, wzywał generałów i ich komplementował, ale ważne decyzje podejmował sam, jak to widzieliśmy w przypadku notatki z 30 grudnia i nagłego rozszerzenia rozmiarów wojny. Ten tak bardzo osobisty styl rządzenia skutkował zdejmowaniem odpowiedzialności z kierowniczych organów rodzajów sił zbrojnych, ograniczaniem ich autonomii oraz uniemożliwianiem stworzenia najwyższego dowództwa wojskowego. Jaka by nie była ich wiara w mit nieomylnego wodza, generałowie i tak nie mogli już tego teraz kwestionować, tak jak to zobaczymy w mniej szczęśliwych latach wojny światowej.

Podkreślmy wreszcie całkowitą marginalizację króla. Podczas pierwszej wojny światowej Wiktor Emanuel III, choć wybrał mało rzucającą się w oczy rolę, to jednak wiedział o wszystkim i miał duży udział w dwóch przełomowych momentach, tj. decyzjach o wejściu do wojny i zastąpieniu Cadorny36. Natomiast teraz nie widać go w żadnej fazie wojny z Etiopią. Jest wprawdzie na bieżąco informowany o dyskusjach dotyczących przygotowań, ale później wszelkie fundamentalne decyzje Mussoliniego są mu komunikowane jako fakty dokonane, w tym proklamacja cesarstwa, którego koronę będzie nosić. Wiktor Emanuel akceptował tę marginalizację, a jedyne znane nam jego interwencje dotyczyły rzeczy błahych.

KOMPLIKACJE MIĘDZYNARODOWE

Warto przypomnieć dwa mało znane skutki braku jasnych dyrektyw dotyczących przygotowań wojskowych. Porozumienia z 7 stycznia 1935 roku, w wyniku których Mussolini otrzymał (nawet jeśli tylko w ogólnych słowach) od Lavala, ministra spraw zagranicznych Francji, zgodę na inwazję Etiopii otwierały drogę do nowej włosko-francuskiej współpracy wojskowej o wielkim znaczeniu. Aż do tego momentu priorytetowymi pracami włoskich sztabów głównych były przygotowania do wojny przeciwko Francji i Jugosławii, tymczasem w planach opracowanych w roku 1935 Francja staje się już prawdopodobnym aliantem, a Niemcy potencjalnym przeciwnikiem. 13 maja pomiędzy lotnictwem włoskim i francuskim zostało zawarte porozumienie techniczne dotyczące wspólnych operacji przeciwko Niemcom, a po nim, 27 czerwca, analogiczne pomiędzy dwiema armiami lądowymi. W przypadku niemieckiego ataku na Francję armia włoska miała wysłać dziewięć dywizji na front nad Renem, a później przeprowadzić ofensywę w kierunku Bawarii, mając na prawym skrzydle dwie dywizje francuskie i armię jugosłowiańską37. Porozumienia te pociągały za sobą odwrócenie całej polityki włoskiej, od tej chwili charakteryzującej się obroną stabilności europejskiej przed hitlerowskim rewanżyzmem. Nowa perspektywa miała jednak w gruncie rzeczy pewne ograniczenie: nie brała bowiem pod uwagę rosnącego zaangażowania włoskiego przeciwko Etiopii, które prowadziło do konfliktu z Francją38. Prawdopodobnie francuscy generałowie łudzili się (albo chcieli się łudzić, tak silne było ich pragnienie wsparcia przeciwko Niemcom), że włoska inwazja będzie ograniczona tylko do operacji kolonialnej, tak aby nie wzniecać zbytnich protestów międzynarodowych. Dużo trudniej jest jednak zrozumieć, jak włoscy wojskowi (za zgodą Mussoliniego) mogli studiować plany utrzymania stabilności w Europie, gdy sami wciąż i z całą swoją energią byli pochłonięci organizacją wojny, która miała doprowadzić równowagę międzynarodową do kryzysu. Choć prawdą jest też, że przemawiającą na ich korzyść okolicznością łagodzącą był fakt życia w reżimie dyktatorskim mającym skłonność do niedoceniania reakcji międzynarodowej opinii publicznej na agresję na Etiopię. We wrześniu 1935 roku Badoglio, który ciągle trudził się nad doprowadzeniem do przyznania mu dowództwa w Erytrei, pojechał do Paryża i na swoje pola bitew z Wielkiej Wojny, aby świętować przyjaźń włosko-francuską. Przyjmowany był tam z wielkimi honorami, a w tym czasie lotnictwo szlifowało ze swoim francuskim odpowiednikiem antyniemieckie porozumienie. Cóż jednak z tego, skoro jak tylko pogorszenie się sytuacji międzynarodowej przyniosło szybkie i drastyczne załamanie się stosunków z Francją, natychmiast z powrotem stała się ona w planach włoskich z roku 1936 głównym przeciwnikiem39.

Badania kryzysu międzynarodowego nie wchodzą w zakres tej książki, z wyjątkiem jednego aspektu, tj. angielskiego usztywnienia, które doprowadziło do wysłania w sierpniu 1935 roku na Morze Śródziemne pancerników z Home Fleet i groźnej demonstracji siły. Duża część brytyjskiej opinii publicznej domagała się, aby Mussolini został powstrzymany, niemniej rząd nie miał zamiaru ryzykować konfliktu, aby ocalić Etiopię, a flota miała w istocie tylko „prężyć muskuły” (w istocie nie była ona gotowa do walki, artyleria miała bowiem mniejsze, szkolne, a nie bojowe ładunki). Mussolini postawił sztaby główne w stan alarmu, a Baistrocchi zmobilizował obronę przeciwlotniczą przeciwko iluzorycznym atakom z angielskich lotniskowców. Natomiast Badoglio przewodniczył 17 sierpnia spotkaniu najwyższych dowódców wojskowych, na którym Cavagnari i Valle zadeklarowali, że marynarka wojenna i lotnictwo nie mają żadnych możliwości przeszkodzić blokadzie transportów do Afryki Wschodniej, do jakiej doszłoby w wyniku zamknięcia przez Anglików Kanału Sueskiego wspartego akcją powietrzno-morską na Morzu Śródziemnym. Badoglio streścił tę dyskusję, pisząc do Mussoliniego, że ocenia „sytuację, w jakiej się znajdziemy, jako dużo poważniejszą niż ta, w której nasz kraj był w jego szczęśliwych czasach tworzenia się i konsolidacji narodowej”40. W innym liście, z pierwszych dni września, Badoglio potwierdzał, że angielskie siły morskie na Morzu Śródziemnym mają „druzgocącą przewagę” nad marynarką i lotnictwem włoskim, podczas gdy zaatakowanie Egiptu od strony Libii nie było możliwe z powodu niedogodności terenowych. „Walka doprowadziłaby nas do prawdziwej katastrofy”, pisał Badoglio i podsumowywał wystosowując apel do Mussoliniego:

„Wasza Ekscelencja zrobiła bardzo dużo dla naszego kraju. Uczyniła go poważanym przez świat. Wasza Ekscelencja nie może przerwać tych wspaniałych działań. Nie może też tym bardziej wystawiać kraju na katastrofę, która zrzuciłaby nas do poziomu bałkańskiego.

Wasza Ekscelencja będzie z pewnością umiała przy swoich niewyczerpanych talentach, których dała nam świetlane przykłady, znaleźć honorowe rozwiązanie aktualnego niepokojącego problemu, które pozwoli uniknąć wojny z Anglią. Powiedziawszy to, nie pozostaje mi nic innego, jak zapewnić Waszą Ekscelencję, że my żołnierze wypełnimy nasz obowiązek do końca41”.

Jak to było już w przypadku stosunków z Francuzami, sztaby główne poruszały się na dwóch rozłącznych płaszczyznach. To, co naprawdę się liczy, to sprawnie prowadzone przygotowania do inwazji Etiopii, bez brania pod uwagę perspektywy międzynarodowej. Natomiast plany wspólnej wojny z Francją są szybko rozpoczynane, a następnie bez żalu porzucane, pozostawiając wrażenie, że nie istnieje żaden realny zamiar docenienia i skorzystania z perspektywy odwrócenia pozycji w Europie. Poza tym zagrożenie angielskie nad Morzem Śródziemnym jest raczej zbytnio wyolbrzymiane niż postrzegane w jego rzeczywistych konsekwencjach i nie są rozważane jego ewentualne skutki dla sytuacji w Europie. Mussolini nie daje wskazówek polityczno-strategicznych żadnego typu ani nie informuje o niewielkiej brytyjskiej determinacji, sztaby główne nie są więc w tym zorientowane (ale nie mogą mu tego powiedzieć), w każdym razie nie pracują nad konkretną oceną możliwości operacyjnych i ustępują jeszcze przed walką. W istocie jednak blefują, gdyż są przekonane, że wojny z Wielką Brytanią nie będzie, a służalcze deklaracje Badoglia są właśnie takie, jakie Mussolini chce usłyszeć. I dlatego Valle może mówić o „samobójczych eskadrach” i setkach pilotów gotowych do poświęcenia się w atakach w przestarzałych samolotach na nieprzyjacielską flotę – gazetowe przechwałki godne faszystowskiej propagandy.

Jedynym możliwym wnioskiem, jaki można wyciągnąć z powyższego, jest to, że już wtedy nie było odpowiedzialnego kierownictwa polityki obronnej, bowiem sztaby główne zaakceptowały dyktaturę, a więc musiały znosić decydującą rolę Mussoliniego. Jednak nie bez własnej odpowiedzialności w tym wszystkim, jak to pokazują opracowane plany inwazji Egiptu mające na celu ponowne otwarcie Kanału Sueskiego, jeśli Anglicy by go zamknęli. Zajmował się tym bowiem kierowany przez Parianiego Sztab Główny Wojsk Lądowych oraz, na bezpośredni rozkaz Mussoliniego, gubernator Libii Balbo, tworząc fantastyczne projekty ofensywy wzdłuż wybrzeża 7 dywizji z 6 tys. pojazdów i ponad dwukrotnie więcej skierowane na Sudan, tj. z Libii i Erytrei przez setki kilometrów nierozpoznanej pustyni. Plany te pozostawione na razie na papierze wypłyną jeszcze za kilka lat.

ROZDZIAŁ IIIMOBILIZACJA DO WOJNY Z ETIOPIĄ

SIŁY ABISYŃSKIE

Etiopia w konfrontacji z najazdem pozostała sama. Podejmowane przez cesarza Hajle Syllasje powtarzające się usiłowania skłonienia Francji, Wielkiej Brytanii czy Ligi Narodów do powstrzymania Mussoliniego spełzły na niczym, gdyż potępienie Włoch jako państwa-agresora miało efekt tylko moralny, zaś ogłoszone sankcje ekonomiczne nie miały większych konsekwencji oprócz podniesienia kosztów finansowych. Tymczasem abisyńska organizacja militarna nie zmieniła się zbytnio od czasów bitwy pod Aduą, a modernizacja dopiero się zaczynała42. Struktura armii wciąż więc odzwierciedlała feudalny typ struktury całego społeczeństwa, a wojska były spojone osobistym zaufaniem do dowódcy, który najpierw ich rekrutował, a później zapewniał zwartość i posłuszeństwo. Ten udoskonalony w wielu wojnach domowych system miał swoją wartość (w kampanii pod Aduą siły abisyńskie wykazywały nawet całkiem niezłe zdolności manewrowe), ale tylko do poziomu uzbrojonych w karabiny mas – każdy ze swoją amunicją i zaopatrzeniem (czasem nawet z mułem i sługą). Abisyńczycy byli ponadto wojownikami niewymagającymi i bardzo odważnymi, niezwykle mobilnymi także w trudnym terenie, zdolnymi tak do gwałtownych ataków, jak i szybkich obejść. Wszystkie te zalety jednak nie wystarczały do prowadzenia nowoczesnej wojny. Tylko gwardia cesarska w Addis Abebie (kilka tysięcy ludzi) i małe kontyngenty niektórych rasów43 charakteryzowały się normalnym wyszkoleniem, miały mundury i nowoczesną broń.