Wojna siedmioletnia w Europie 1756-1763 - Franz Szabo - ebook

Wojna siedmioletnia w Europie 1756-1763 ebook

Franz Szabo

4,8

Opis

Profesor Szabo kwestionuje utrwalony mit, jakoby zwycięstwo w wojnie siedmioletniej przyniosły umiejętności militarne i wytrwałość króla Prus, zwanego Fryderykiem Wielkim. Twierdzi natomiast, że państwo to nie zwyciężyło, a zaledwie przetrwało – mimo, a nie z powodu działań i decyzji swego władcy. Wojna siedmioletnia nie była „gabinetowa”, jak opisuje ją historia, ale doprowadziła wszystkich uczestników na skraj upadku, co zmieniło oblicze Europy. Książka ta zajmuje się z równą uwagą wszystkimi głównymi uczestnikami wojny i strefami starć, opisuje strategię i taktykę dowódców wszystkich armii, analizuje wszystkie większe bitwy i wyjaśnia dyplomatyczne, polityczne oraz finansowe aspekty konfliktu. Jasna analiza polityki brytyjskiej, francuskiej, pruskiej, austriackiej, rosyjskiej i szwedzkiej oraz działań tych państw wskazuje nową, ogólną perspektywę wojny.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 755

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (9 ocen)
7
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




zakupiono w sklepie:

Sklep Testowy

identyfikator transakcji:

1645559272683017

e-mail nabywcy:

[email protected]

znak wodny:

Seria

Best of Napoleon V

Tytuł oryginału

The Seven Years War in Europe, 1756-1763

© Copyright 2008 Franz A.J. Szabo

© Copyright 2008 Taylor & Francis

© All Rights Reserved

Authorized translation from English language edition published by Routledge, a member of the Taylor & Francis Gruoup

© Copyright for Polish Edition

Wydawnictwo NapoleonV

Oświęcim 2017

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Tłumaczenie:

Miłosz Młynarz

Redakcja:

Dariusz Marszałek

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Strona internetowa wydawnictwa:

www.napoleonv.pl

Kontakt:[email protected]

Numer ISBN: 978-83-7889-551-0

Skład wersji elektronicznej:

Kamil Raczyński

konwersja.virtualo.pl

Pamięci moich dziadków, Franza Bauera (1885-1955)

oraz Mihalyego Szabo (1886-1956),

weteranów ostatniej wojny Austro-Węgier,

którzy rozniecili moje zainteresowanie historią

LISTA MAP

Pomorsko-brandenbursko-pruski teatr działań

Saksońsko-czeski teatr działań

Śląsko-morawski teatr działań

Westfalski teatr działań

Bitwa pod Kolinem

Bitwa pod Lutynią

Bitwa pod Sarbinowem

Bitwa pod Kunowicami

Bitwa pod Minden

Bitwa pod Torgau

PODZIĘKOWANIA

Pragniemy wyrazić wdzięczność za zezwolenie na publikację: map nr 1-3, 6-8 i 10 Taylor and Francis Books UK; mapy nr 4 Oxford University Press; mapy nr 9 Osprey Publishing Ltd.

W niektórych przypadkach nie potrafiliśmy ustalić posiadaczy praw, bylibyśmy więc wdzięczni za każdą informację, która nam w tym pomoże.

WSTĘP

Piątkowego wieczora, 13 kwietnia 1945, nazistowski minister propagandy Joseph Goebbels zadzwonił podekscytowany do generała Theodora Bussego, dowódcy 9. Armii na froncie wschodnim, oznajmiając: „Caryca umarła!”. W ostatnich tygodniach agonii III Rzeszy minister propagandy gorliwie kierował uwagę Adolfa Hitlera (lub GRÖFAZ, niemiecki skrót od „największy dowódca wszech czasów”, jak nazywali go jego akolici) na jakoby podobnie beznadziejną sytuację, w jakiej znalazł się król Prus dwa stulecia wcześniej. Groziła mu nieuchronna klęska, gdy zmarła caryca Rosji, najgorszy wróg władcy. Jej następca żywił całkowicie odmienne poglądy i uratował Prusy, zmieniając politykę zagraniczną swego państwa. Wiadomość o zgonie prezydenta USA Franklina D. Roosevelta zdawała się również obiecywać nagłe załamanie alianckiego sojuszu. Złudzenie szybko się rozwiało, w przeciwieństwie do samoidentyfikacji Hitlera z Fryderykiem Wielkim. Patriotyczna legenda króla Prus jako twórcy wielkości Niemiec stanowiła rdzeń jego pojmowania historii, a portret Fryderyka był w ostatnich tygodniach wojny główną ozdobą kwater Führera, także w bunkrze. Goebbels dokładał wszelkich wysiłków, by wzmocnić w umyśle Hitlera podobieństwa między oboma przywódcami, choć w swym dzienniku przyznawał, że niestety Führerowi po prostu brakuje „fryderycjańskości”. Minister uważał go za zbyt miękkiego i pozbawionego całkowitej bezwzględności, właściwej królowi.

Ta anegdota dobrze odzwierciedla nadzwyczajny wpływ, jaki szczęśliwe uniknięcie nieuchronnej porażki w wojnie siedmioletniej wywarło na kolejne pokolenia. Fryderyk II nigdy nie stałby się Fryderykiem „Wielkim” romantycznej legendy, gdyby konflikt zakończył się klęską Prus. Wojna siedmioletnia była więc postrzegana z wielu punktów widzenia jako ważny punkt zwrotny niemieckiej historii, potwierdzający „niemiecką misję” Prus. Co zabawne, to samo starcie odegrało podobną rolę w rozumieniu historii przez kolejne pokolenia Brytyjczyków: wtedy bowiem „Wielki Poseł”, William Pitt, poprowadził swój kraj ku globalnej potędze, a kościelne dzwony Wielkiej Brytanii nie nadążały z obwieszczaniem kolejnych zwycięstw. Te dwa poruszające przedstawienia odbywały się jednak na dwóch całkowicie odmiennych scenach. Termin „wojna siedmioletnia” stanowi więc nieprecyzyjne określenie wielkiego konfliktu, który ogarnął Europę oraz większość jej kolonialnych terytoriów w połowie XVIII stulecia, gdyż składał się on z dwóch odrębnych, choć powiązanych starć o odrębnych początkach i zakończeniach. Nieprzypadkowo Amerykanie wolą go nazywać „wojną z Indianami i Francuzami”, a Niemcy zwykle „trzecią wojną śląską”. Wojnę siedmioletnią najlepiej ująć jako dwa różne konflikty – podobnie jak II wojnę światową, toczoną w Europie i na Pacyfiku, lub wielkie walki na początku XVIII stulecia, określane zbiorczo jako „wojna o sukcesję hiszpańską” czy „wojna północna”. Wojna ta przedstawia historykom dwa odrębne zestawy zagadnień i można uznać, że najbardziej owocna z punktu widzenia historiografii byłaby ich odrębna analiza. Ma to szczególne uzasadnienie, jeśli rozważyć podłoża, konteksty oraz ogólne efekty społeczne czy ekonomiczne obu konfliktów, każdy z nich wynikał bowiem z innych czynników i każdy wywarł odmienny wpływ na Europę jako całość. Z drugiej strony, wojna Anglii z Francją miała faktycznie wymiar kontynentalny i to w jej toku splątały się oba starcia. Niniejsza książka zajmie się więc nie tylko „trzecią wojną śląską”, ale i wszelkimi aspektami konfliktu na kontynencie europejskim.

Mapa Europy od XVIII wieku mocno się przeobraziła, podobnie jak skład czy rozmieszczenie ludności jej środkowej oraz wschodniej części. Powoduje to stały problem historyka: wybierać w pracy nazwy dawne czy współczesne. Zdecydowałem się na pierwsze rozwiązanie, gdyż te wersje występują w źródłach oraz większości późniejszej literatury międzynarodowej. W praktyce oznacza to, że większość nazw miejscowych w głównych strefach walk podawana jest po niemiecku [tłumaczenie polskie podaje nazwy polskie]. Przyjąłem też jednolity sposób określenia dat oraz jednostek pomiaru. Wielka Brytania wprowadziła kalendarz gregoriański w 1752, ale Rosja zachowała system juliański do rewolucji. Wiele źródeł rosyjskich określa więc daty w starym stylu, co przeliczyłem na kalendarz gregoriański. Do oddawania wielkości użyłem współczesnych jednostek metrycznych, przeliczając np. rosyjskie wiorsty czy niemieckie mile na kilometry. Nie analizowałem ówczesnych tendencji monetarnych, posługując się właściwymi dla każdego kraju jednostkami pieniężnymi. Przybliżone ich stosunki ilustruje poniższa tabela:

Funt brytyjski

Talar niemiecki

Gulden austriacki

Dukat austriacki

Liwr francuski

Rubel rosyjski

1

6

9

2

22,5

3

Wielki historyk osiemnastowiecznej wojskowości Christopher Duffy oszacował, że austriacki grajcar odpowiadał w przybliżeniu sile nabywczej jednego dolara amerykańskiego w roku 2000. Choć trudno jest dopasować warunki XVIII-wieczne do XXI-wiecznych, ten przelicznik przybliża względne wartości, dając poniższe „kursy walutowe”:

Funt brytyjski

Talar niemiecki

Gulden austriacki

Dukat austriacki

Liwr francuski

Rubel rosyjski

40 dolarów

90 dolarów

60 dolarów

270 dolarów

24 dolary

180 dolarów

Jestem zobowiązany redaktorom Longman Press, a szczególnie redaktorowi serii Hamishowi Scottowi, za umożliwienie mi podjęcia wyzwania, by przedstawić historię wojny siedmioletniej na kontynencie w jednym dziele, zarówno naukowym, jak i przystępnym dla przeciętnego czytelnika. Chciałbym także podziękować im za cierpliwość, z jaką odnosili się do zwłok w jego powstawaniu, wynikających z mych czasochłonnych obowiązków administracyjnych na Uniwersytecie Alberty. Moja analiza stanowi owoc ponad 30 lat pracy akademickiej na tym polu, na którą wpływ wywarło tylu przyjaciół, współpracowników i studentów, że z trudem mógłbym ich wyliczyć. Chciałbym jednak wyrazić głęboką wdzięczność wszystkim, z którymi przez owe lata zdarzyło mi się spierać, omawiać i dyskutować tak wiele aspektów tej wojny. Choć literatura jej poświęcona jest bardzo obszerna, odniosłem wrażenie, iż austriacka strona zagadnienia została przebadana gorzej od innych – częściowo na skutek upadku Austro-Węgier, co uniemożliwiło temu państwu opublikowanie oficjalnej czy półoficjalnej historii konfliktu (uczyniły to wszystkie inne jego strony). Uzupełniłem więc me badania opublikowanych źródeł wybranymi materiałami z Austriackiego Archiwum Państwowego, któremu personelowi pragnę podziękować za nieocenioną długoletnią pomoc. Kwerenda nie byłaby możliwa bez finansowego wsparcia Kanadyjskiej Rady Badań Społecznych i Humanistycznych, której granty na początku projektu okazały się nieodzowne. Wspaniałe zasoby biblioteki Uniwersytetu Alberty oraz sprawność jej personelu ułatwiły pisanie książki w Edmonton, przewyższającym większość ośrodków w Ameryce Północnej, chciałbym więc wyrazić wdzięczność pokoleniom współpracowników, którzy stworzyli tu jeden z największych zbiorów na kontynencie północnoamerykańskim. Chcę na końcu podziękować mej rodzinie – żonie Katerynie oraz dzieciom, Antonowi i Elisabeth – za ich pogodną cierpliwość do tego, co musiało się wydawać nieograniczonym poświęceniem niniejszemu projektowi.

Mapa nr 1 Pomorsko-brandenbursko-pruski teatr działań (z: Duffy, Christopher, Frederick the Great: A Military Life, Taylor & Francis, 1988; reprodukcja za zgodą Taylor & Francis Books UK)

WPROWADZENIE

Wybuch wojny siedmioletniej na kontynencie europejskim nosi wiele podobieństw do rozpoczęcia I wojny światowej. Niemcy w 1914 i Prusy w 1756 roku odczuwały zagrożenie ze strony przymierza trzech mocarstw europejskich, planując prewencyjną wojnę przeciw temu, które uważały za najbardziej nieubłaganego wroga. Niemcy rozpoczęły ofensywę przeciw Francji od zajęcia Belgii, a Prusy uderzyły na Austrię, zajmując najpierw Saksonię. Pogwałcenie neutralności Belgii rozszerzyło z kolei krąg państw walczących o Wielką Brytanię, a agresja pruska roku 1756 uruchomiła sojusze obronne, także przekraczając plany Prus co do rozmiarów konfliktu. Nie może więc zaskakiwać, że i półtora wieku po wojnie siedmioletniej, i całe stulecie po I wojnie wypełniały gorące debaty na temat odpowiedzialności za ich wybuchy. Pod koniec XIX wieku zażarcie dyskutowano, czy rozpoczęcie wojny przez Prusy stanowiło jedynie obronę przeciw zaczepnym planom Austrii, czy wyrażało ich ambicje terytorialne, w którym to wypadku wojna wynikałaby z zetknięcia dwóch ofensyw1. Spór nabrał nowego wymiaru, gdy na początku XX wieku opublikowano dokumenty rosyjskie, zdające się ukazywać, że impuls wojnie nadały ambicje Rosji2. W ostatnich latach także brytyjscy historycy wykazali, że brytyjski minister spraw zagranicznych odegrał decydującą rolę (choć nieświadomie) w stworzeniu warunków międzynarodowych, które doprowadziły do pruskiej agresji3. Podobne dyskusje pogłębiły nasze rozumienie wypadków, bezpośrednio poprzedzających konflikt, ale stale odwracały uwagę od rzeczywistej jego przyczyny. Korzeni wojny siedmioletniej nie sposób bowiem ustalić w oderwaniu od poprzedniego starcia, wojny o sukcesję austriacką (1740-1748), którego była zwykłą kontynuacją. Rozmaite traktaty pokojowe, zawarte pod koniec tej wojny, uznawano powszechnie za zwykłe zawieszenia broni, odwlekające jedynie rozwiązania głównych problemów. Oba konflikty połowy XVIII stulecia należy więc postrzegać jako całość i szukać przyczyn pierwotnego starcia.

Wojny owe stanowiły wynik międzynarodowego „systemu” (który ostatecznie przekształciły), powstałego w reakcji na agresję, przejawianą przez Ludwika XIV na przełomie XVII i XVIII stulecia. Taki model stosunków międzynarodowych zdawał się wieńczyć ich dwuwiekową ewolucję, tworząc dość określoną równowagę sił. W centrum tej równowagi znajdowała się długotrwała rywalizacja habsbursko-burbońska, rozpoczęta przez Francuzów z obawy przed okrążeniem posiadłościami Habsburgów w XVI wieku, a na początku wieku XVIII przekształcona w ogólny lęk przed hegemonistycznymi aspiracjami Francji. Opór Habsburgów przed francuskim ekspansjonizmem wspierały i opłacały europejskie mocarstwa morskie i handlowe, Wielka Brytania i Niderlandy, gdy Francja z kolei próbowała podkopywać pozycję monarchii habsburskiej przez sojusz ze Szwecją, intensywną współpracę z Polską czy potajemną pomoc imperium osmańskiemu. Habsburgowie próbowali rozbijać tę francuską „wschodnią barierę”, wspomagając ambicje rodzącej się Rosji. Założenie, że te kombinacje odzwierciedlały „naturalny porządek”, było raczej optymistyczne i wielu teoretyków polityki mocno krytykowało ich zdolność do zagwarantowania trwałego pokoju wśród mocarstw europejskich.

Ćwierćwiecze po śmierci Ludwika XIV wykazało stopień płynności owego rzekomego „naturalnego porządku”. Zacięci wrogowie stawali się przyjaciółmi, a przymierza cementowane więzami rodzinnymi obracały się w swe przeciwieństwa. Najistotniejszym powodem niestabilności tego okresu były ambicje Hiszpanii po podziale jej imperium, kończącym wojnę o sukcesję hiszpańską. Gdy wygasła hiszpańska gałąź Habsburgów, jej ziemie iberyjskie oraz kolonie objęli Burbonowie, a większość posiadłości w Europie (we Włoszech i Niderlandach) Habsburgowie austriaccy. Nie satysfakcjonowało to żadnej strony, ale determinacja Hiszpanii, by odzyskać choć część Półwyspu Apenińskiego, stanowiła z pewnością najbardziej dynamiczny czynnik, jaki musieli brać pod uwagę politycy europejscy. Nadwątlenie francuskiego „bloku wschodniego” na skutek zwycięstw Austrii i Rosji oraz rosnące apetyty handlowe wojowniczych brytyjskich kupców, kierujących się uproszczonym światopoglądem merkantylnym, potęgowały ową niestabilność. Konflikty tej epoki wynikały jednak głównie z tarć na obrzeżach międzynarodowego systemu, któremu ton nadawała większość głównych polityków, rozumiejących jego ograniczenia i dążących do stabilizacji oraz ulepszenia niedoskonałej, lecz zadowalającej równowagi4.

Ten płynny, ale w dużej mierze przewidywalny schemat stosunków międzynarodowych został zakłócony przez meteor, którego uderzenie wprowadziło do dotychczasowych kalkulacji, całkowicie nieoczekiwany czynnik. Chodzi o osławiony „rabunek Śląska”: w grudniu 1740 młody i ambitny nowy władca Prus oraz elektor brandenburski Fryderyk II, łamiąc międzynarodowe zobowiązania swego kraju, zaatakował spadkobierczynię monarchii habsburskiej, arcyksiężniczkę, królową i późniejszą cesarzową Marię Teresę, uważał ją bowiem za słabą i chciał ograbić z części najbogatszych ziem. Fryderyk nie kierował się ani mglistymi roszczeniami do pewnych księstw śląskich, ani zemstą za rzekome złe traktowanie jego ojca przez cesarza. Pretensje dynastyczne, opracowane przez gorliwego archiwistę dworskiego, określił jako „dzieło znakomitego szarlatana” i na krótko żywił nawet złudzenie, że po grabieży pozostanie z ofiarą w przyjaznych stosunkach. Po latach Fryderyk wyznał z niemal brutalną szczerością, że kierowała nim żądza sławy i nieśmiertelności historycznej, a do działania popchnął go sąd o słabości monarchii Habsburgów5. Jeśli współcześni historycy uznają ryzykowną i nierozważną politykę Niemiec wilhelmowskich na początku XX wieku za sięganie va banque po władzę światową (Griff nach der Weltmacht), to Fryderyk równie otwarcie i hazardowo sięgał po status mocarstwa (Griff nach der Grossmacht). W jego własnych słowach, „Zamierzałem albo zyskać dla siebie status potęgi, albo ujrzeć, jak wszystko wali się w ruiny, grzebiąc ze mną nazwę Prus”6. Król rozpoczął tę grę jedynie dlatego, że uznał, iż ujdzie mu ona na sucho.

Fryderyk II to jedna z najważniejszych postaci wojen połowy wieku, być może nawet główna ich postać. Z pewnością to on nadał im taki rozmiar i znaczenie. Prusofile, niemieccy nacjonaliści oraz historycy nazistowscy ochoczo nadali mu przydomek „Wielkiego”, czemu zbyt często wtórowała zachodnia historiografia. Jego stosunkowo skromne osiągnięcia jako „oświeconego despoty”, niewątpliwe talenty wojskowe i administracyjne, a wreszcie urok płodnego, choć samochwalczego pisarza7 czy przeciętnego kompozytora i flecisty wystarczyłyby jedynie na miano monarchy wartego wzmianki, nie wybitnego. Jak słusznie wskazuje jeden z bardziej krytycznych biografów, bez podboju i utrzymania Śląska Fryderyk II raczej na pewno nie stałby się „Fryderykiem Wielkim”8. Przed II wojną nawet umiarkowani historycy niemieccy zwykli dowodzić, że zabór Śląska był „usprawiedliwiony przez historię”, ponieważ położył fundamenty pod wielkość Prus i Niemiec9. Po roku 1945 takie wytłumaczenia praktycznie zanikają, a wielu niemieckich historyków próbowało odtąd nieznacznie zmienić obszar analizy bez naruszania istoty mitu fryderycjańskiego. Motywy takiego historiograficznego zabezpieczania tyłów są zrozumiałe, choć nazbyt wyraźne, ale główny powód nieśmiertelności Fryderyka II pozostaje przestępstwem, które sam wybrał i przeprowadził, by tę nieśmiertelność uzyskać.

Tym większą wagę zyskuje zadanie przedstawienia, jak ryzykowny był ów podbój i ile szczęścia miał Fryderyk, zachowując swój łup. Rozstrzygająca politycznie bitwa pod Małujowicami (kwiecień 1741), dzięki której Fryderyk utrzymał chwilowo zajętą prowincję, nie rozstrzygała bynajmniej sytuacji militarnie. Dzięki niej Fryderyk zrozumiał, że potencjał austriacki jest znaczny i obróci się przeciw niemu jednemu, jeśli konflikt nie ulegnie rozszerzeniu. Próbując desperacko uniknąć samotnego prowadzenia przedłużającej się wojny, uznał, że długotrwały, ogólny konflikt międzynarodowy odciągnie i rozproszy siły Habsburgów, a zarazem usprawiedliwi jego łotrostwo. Tutaj miał szczęście, gdyż Małujowice wzmocniły polityczną pozycję największego jastrzębia Francji, marszałka Charles’a Louisa Augusta Foucqueta de Belle-Isle. Marszałek, natchniony wizją kompletnego zniszczenia i rozbicia „dziedzicznego wroga” swego kraju, naciskał na porzucenie umiarkowanej polityki, którą pod koniec panowania zalecał następcom dogłębnie otrzeźwiały Ludwik XIV, i zdołał wskrzesić hegemonistyczne ambicje Króla Słońce z czasów szczytu jego potęgi. Sojusz z pałacu Nymphenburg i traktaty poboczne, jednoczące zaborcze roszczenia sponsorowanej przez Francję koalicji antyhabsburskiej (Hiszpania, Bawaria, Saksonia i Prusy), dążyły wprost do zniszczenia Austrii jako mocarstwa europejskiego i niepodzielnej dominacji Francji nad blokiem państw niemieckich. Wynikający stąd szereg kampanii, znanych jako wojna o sukcesję austriacką, dążył więc do całkowitego rozbicia monarchii habsburskiej.

Nagły wzrost znaczenia Prus na europejskiej scenie politycznej miał także reperkusje na wschodzie kontynentu. W roku 1741 tamtejsza polityka Francji zdawała się czynić znaczne postępy nawet w Rosji, gdzie w listopadzie objęła władzę wyraźnie frankofilska córka Piotra Wielkiego Elżbieta (z błogosławieństwem francuskiego ambasadora). Dzięki rekomendacji tego ostatniego Elżbieta wyznaczyła na ważne stanowisko wicekanclerza i faktycznego ministra spraw zagranicznych Aleksandra Piotrowicza Bestużewa-Riumina. Bestużew, oceniając geopolityczne interesy Rosji, uznał, że główny cel Francji stanowi ograniczenie rosyjskiej ekspansji oraz wpływów, zwłaszcza w Szwecji oraz Polsce. Założył także, iż wrogość austriacko-pruska będzie trwać tak długo, jak Prusy pozostaną we władaniu Śląskiem, z czego wynikało, że francuska polityka antyhabsburska zyskała nowego sojusznika, wzmacniającego zdolność jej „wschodniej bariery” do interwencji militarnej. Prusy, które miały wspólne z Rosją i Austrią interesy w sprawie polskiej lat 1720-1740, teraz najwyraźniej odchodziły od „entente cordiale trzech czarnych orłów”. Wrażenie to zyskiwało na sile w miarę tego, jak podsycały w państwach „bariery” tendencje antyrosyjskie. Próba ambasadorów Francji i Prus, by w 1744 roku obalić Bestużewa, wywarła przeciwny skutek: mianowano go kanclerzem, a caryca w pełni stanęła po stronie jego antypruskiej polityki. W roku 1746 odnowił się sojusz rosyjsko-austriacki, a obie władczynie zaczęły przeć do zmiażdżenia Prus. Rok później zawarto przymierze z Wielką Brytanią, co zwiastowało pełny powrót tradycyjnego systemu aliansów10.

Być może to, że początkowa dwuznaczność polityki brytyjskiej przed wybuchem wojny o sukcesję austriacką, stanowiło oznakę zarówno stabilności, jak i konsekwencji systemu międzynarodowego, który działał od roku 1715. Po pewnym zauroczeniu rolą mediatora i pacyfikatora Wielka Brytania zaczęła określać swe stanowisko, zmieniając rząd i coraz bardziej rozumiejąc nowe zagrożenie francuską hegemonią. Ów powrót do stosunków z czasów wojny o sukcesję hiszpańską oraz stała gotowość Fryderyka do zdradzania każdego (w tym sojuszników) doprowadziły wkrótce do świetnych zwycięstw Habsburgów na polach bitewnych oraz upadku francuskich inicjatyw w Niemczech. Przeorientowanie polityki francuskiej, które nastąpiło w roku 1743, nie porzuciło jednak dążeń do hegemonii, ale je poszerzyło i zmieniło ich perspektywy. Druga umowa rodzinna z Burbonami hiszpańskimi (październik 1743 roku) wprowadziła do konfliktu wymiar kolonialny, bardzo dotąd odległy dla powszechnego rozumienia, a cel Francji przesunął się bardzo wyraźnie ze zniszczenia Austrii na zniszczenie Wielkiej Brytanii: formalnie wypowiedziano jej oraz Austrii wojnę, zapoczątkowano wspólny podbój austriackich Niderlandów, nasilono walkę pełnomorską, opracowano wreszcie plany inwazji Wysp oraz podsycano w Szkocji bunt jakobitów.

Atakowana w ten sposób Wielka Brytania przeżyła kilka nerwowych miesięcy (szczególnie w roku 1745). Tym większej wagi nabierały więc jej triumfy morskie, a szczególnie zdobycie przez kolonialną milicję kanadyjskiego Louisbourga. Nie miało ono wielkiego znaczenia w ogólnym schemacie strategicznym, ale stanowiło przełom psychologiczny – nie tylko dodawało otuchy, ale wprowadziło kwestie handlu globalnego czy priorytetów kolonialnych do powszechnej świadomości politycznej kraju. Gdy zaczęto odnosić sukcesy we Włoszech i zwyciężono jakobitów, zmieniły się też nastroje Brytyjczyków. Wielu członków elit zaczęło snuć plany upokorzenia Francji i gdyby po obu stronach zatriumfowały wojownicze głosy, wojna mogłaby potrwać jeszcze kilka lat.

Głosy te, jak i ambicje wszystkich walczących stron, musiały ucichnąć w konfrontacji z realiami finansowymi. Temat związany z wojnami połowy XVIII wieku, który historycy zbadali najbardziej szczegółowo w ostatnich latach, to ich wpływ na kondycję ekonomiczną uczestników. Mimo skromnej skali działań militarnych w porównaniu z walkami na początku i końcu tego stulecia ich względne koszty osiągnęły niespotykany poziom. Podczas wojny siedmioletniej politycy odkryli z zakłopotaniem, że w ciągu zaledwie kilku miesięcy wydatki wojskowe trzykrotnie przekroczyły nawet najwyższe wcześniejsze szacunki. Wojnę o sukcesję austriacką jedynie państwo Habsburgów rozpoczęło z ogromnie niedofinansowaną armią, co wynikało z dwóch dekad zaciągania długów, które pochłonęły zwykłe dochody i niemal podwoiły dług narodowy, ale trwanie konfliktu doprowadziło niemal wszystkich uczestników na skraj paraliżu gospodarczego. W 1747 roku francuski handel zamorski tak podupadł, że minister finansów mógł snuć jedynie najczarniejsze prognozy, jeśli natychmiast nie zawrze się pokoju. Nawet Wielka Brytania, pełniąca funkcje płatnika kontynentu, doznała tak uciążliwego wzrostu podatków i długu narodowego, że nasiliły się głosy o bankructwie państwa. Podobne problemy z pewnością mocno skłaniały do zakończenia konfliktu11.

Pokój akwizgrański, zamykający wojnę o sukcesję austriacką, wynikał więc zasadniczo z wyczerpania stron. Przywrócenie status quo nie rozwiązywało żadnego z międzynarodowych problemów Europy. Jedynie Fryderyk II, który rozpoczął i zakończył wojnę ze zgrabną obłudą oraz czystym szczęściem, zdołał zachować Śląsk, co rodziło zupełnie nowy problem – niewielu innych jej uczestników odczuwało satysfakcję, a nikt nie czuł się bezpieczny. Narastały więc antagonizmy, choć kwestia przyszłych przymierzy i ich przydatności interesom każdego mocarstwa pozostawała otwarta. Apologeci Fryderyka usiłowali sugerować, że uznawanie pokoju akwizgrańskiego (oraz wcześniejszego austriacko-pruskiego pokoju z Drezna) za zwykły rozejm w trwającym konflikcie to powierzchowny argument ex post facto, gdyż jakoby nie wskazują na to „idee i oczekiwania” głównych uczestników12. W rzeczywistości owe „idee i oczekiwania” podążały właśnie w tym kierunku.

Główny negocjator austriacki w Akwizgranie i późniejszy kanclerz stanu, czyli minister spraw zagranicznych, hrabia (a później książę) Wenzel Anton Kaunitz-Rietberg, rozumiał, że grabież Śląska doprowadziła do zmian podstaw polityki jego państwa. Wychowany w tradycji tzw. partii czeskiej dworu habsburskiego, od dawna domagającej się przeniesienia uwagi z dalekich peryferii cesarstwa (Włoch i Niderlandów) na centralną trójcę monarchii (Austrię, Czechy oraz Węgry), mógł wreszcie te postulaty zrealizować. Wkrótce po powrocie z negocjacji pokojowych napisał stanowcze memorandum, wyczerpująco uzasadniając tezę, iż od tej pory „pierwszą i główną przesłanką” polityki austriackiej musi stać się brak tolerancji dla utraty Śląska, a więc osłabienie Prus i odzyskanie prowincji13. Również Fryderyk II w poufnym „Testamencie”, sformułowanym dla następców w roku 1752 – odzwierciedlającym więc jego prawdziwe poglądy – stwierdził jednoznacznie, że ponieważ Prusy ugodziły Austrię „najboleśniej”, pokój z nią stanowi zwykłe zawieszenie broni. Utrata Śląska nigdy nie zostanie zaakceptowana, wrogość do Austrii stanowi więc podstawę całej polityki pruskiej. Cała reszta to „drobiazgi, które można pominąć”. Fryderyk świetnie rozumiał, że pokój drezdeński z 1745 roku nie stanowił tu ostatniego słowa, i już w 1749 oraz 1750 oczekiwał, że wojna wybuchnie ponownie w 1754 lub 1755 roku14. Spodziewał się także jeszcze rychlejszego konfliktu o sukcesję polską, uważając go za chwilę, w której „losy wojny” wydadzą ostateczny wyrok, kto zostanie dominującą siłą w Niemczech – Austria czy Prusy. Choć wyznał, że nie miał „czystego sumienia” w stosunku do Marii Teresy, mógł jedynie stwierdzić, iż przy ostatecznym wznowieniu starcia Prusy zajmowały znakomitą pozycję, by kontynuować ekspansję. Fryderyk przyznał: „Bardzo chętnie zabrałbym jej Czechy”, które planował wymienić na wielce pożądany elektorat Saksonii. Co więcej, jego wizja wznowienia wojny wyraźnie naśladowała poprzedni konflikt, w równym bowiem stopniu skupiała się na zniszczeniu monarchii habsburskiej. Oprócz zaboru Czech przez Prusy Fryderyk liczył na to, że Francja zajmie austriackie Niderlandy, Sardynia Lombardię, Turcy Węgry, a Bawarczycy wysuną stare roszczenia do Tyrolu oraz górnej Austrii. Realizacja tych ambicji „wynika jednak bardziej z wykorzystania dogodnych warunków”, a nie przygotowania konkretnego planu15. Bestużew z kolei niezmiennie uznawał, że Prusy podbojem Śląska przekroczyły swe naturalne granice, stając się ambitną, ekspansjonistyczną potęgą i niebezpieczeństwem dla Rosji. Wymagało to prewencyjnej wojny, osłabiającej Fryderyka, do której Rosja musiała jedynie znaleźć odpowiednich casus foederis. Bestużew chciał interweniować na rzecz Austrii podczas wojny o sukcesję austriacką, temu zapobiegł jednak pokój drezdeński. W 1749 roku na próżno zamierzał znaleźć pretekst do uderzenia w planach siostry Fryderyka, królowej Szwecji Luizy Ulryki, dążącej do obalenia tamtejszego systemu parlamentarnego. W 1755 roku koła rządowe Sankt Petersburga uznawały wojnę prewencyjną przeciw Prusom za bliską, a gdy w marcu 1756 roku powstał rząd wojenny (właściwie Konferencja Dworu Cesarskiego), zaatakowanie Fryderyka stało się jego jawnym celem16.

Gdy Austria, Prusy i Rosja poważnie oczekiwały i planowały wznowienie konfliktu wywołanego dążeniem Fryderyka do potęgi, w Wielkiej Brytanii oraz Francji podniosły się głosy aprobujące układ tych państw z roku 1748. Można ustalić dość jasno, że zarówno francuski minister spraw zagranicznych, Antoine-Louis Rouillé, jak i kierujący brytyjską polityką zagraniczną Sekretarz Stanu Departamentu Południowego (od roku 1754 Pierwszy Lord Skarbnik), Thomas Pelham-Holles, książę Newcastle, chcieli w miarę możności uniknąć wojny, choć nie żywili co do tego wielkich nadziei. Obaj zostali wciągnięci w spiralę konfrontacji, tracąc w znacznym stopniu kontrolę nad sytuacją, wynikającą także z ich niechęci do uznania pokoju akwizgrańskiego za coś więcej niż przerwę na nabranie sił. Ironią losu pęd do wojny wynikał przede wszystkim z dążeń kolonii. Walki europejskie tradycyjnie znajdowały późniejsze odzwierciedlenie w obu Amerykach, ale teraz to konflikt amerykański znacząco przyspieszył starcie w Europie. Politycy angielscy i francuscy zaczęli uwzględniać kwestie globalnego handlu, wzrosło więc znaczenie Ameryki Północnej. Swoją rolę odegrało dynamiczne zwiększenie niestabilnego elementu demografii – kolonistów angielskich. Przyrost ludnościowy oznaczał wzrost popytu na wytwory kraju ojczystego oraz, co za tym idzie, wzrost znaczenia tego rynku. Dostatek ów zaostrzał równocześnie apetyt kolonistów, a głód ziemi kierował chciwe spojrzenia na rzadziej zaludnione, choć lepiej zorganizowane wojskowo terytoria Nowej Francji czy prymitywniejszych technicznie i w pewien sposób uciążliwych tubylców. Kierowane ambitnymi celami, ale zbyt słabe militarnie, by je osiągnąć, brawurowe, ale nieskoordynowane w ich osiąganiu, brytyjskie kolonie stopniowo wciągały ojczyznę w amerykański wir. Kolonialne władze francuskie przyjęły równie konfrontacyjną postawę, co zaowocowało wzrostem nacisku na ministrów spraw zagranicznych obu państw i wreszcie szybką eskalacją konfliktu – Wielka Brytania i Francja przystąpiły do wojny niewypowiedzianej, a następnie wypowiedzianej17.

Miało to ogromne znaczenie zarówno dla Ameryki Północnej, jak i Europy. Wielka Brytania coraz bardziej koncentrowała się na kwestiach globalnego handlu i angażowała w początkowo niejawną, a potem otwartą wojnę z Francją dzięki samowolnym, ale wymagającym kolonistom, próbując w miarę sił osłonić swe flanki na kontynencie. Niedawna wojna wykazała, że Francja może wyrównać porażki kolonialne podbojami w Europie, gdzie Brytyjczycy posiadali dwie ważne strefy interesów: austriackie Niderlandy, ich handlowe wrota na kontynent (opisywane chociażby przez Newcastle’a jako „rodzaj wspólnego kraju” Austrii, Wielkiej Brytanii i Holandii18), oraz elektorat Hanoweru, którego władca był także królem brytyjskim. Hanower stanowił w teorii całkowicie odrębne państwo, ale było jasne, że nie można zignorować interesów Jerzego. Gdy stosunki anglo-francuskie dążyły ku wojnie, Newcastle próbował bronić Hanoweru i Niderlandów przy pomocy tradycyjnego systemu przymierzy kontynentalnych. Jedna z jego podpór, Holandia (czy właściwie Republika Zjednoczonych Prowincji), podupadała jednak przez cały XVIII wiek, szybko zbliżając się do formalnego ogłoszenia neutralności w konflikcie anglo-francuskim19. Równocześnie Hanowerowi bardzo zagrażała nowa potęga pruska, sprzymierzona z Francją. Jedyną możliwą przeciwwagę stanowiła Rosja, uważana wciąż przez Brytyjczyków za peryferyjnego najemnika, nie zaś wielkie mocarstwo. Rozmowy o zawarciu przymierza okazały się niełatwe i zakończono je dopiero we wrześniu 1755 roku, gdy Austriacy uczynili ów sojusz warunkiem wstępnym swego uczestnictwa w obronie Niderlandów podczas wojny anglo-francuskiej. Rosjanie mieli dostarczyć do osłony Hanoweru 55 000 żołnierzy – spodziewano się, że ta groźba wystarczy do powstrzymania Prus. Bieg wypadków prześcignął jednak konwencję, która nie doczekała się ratyfikacji20.

Austria i Rosja postrzegały oczywiście odmiennie korzyści traktatu. Dzieloną przez oba państwa chęć pomniejszenia potęgi Prus hamował w przypadku Rosji zły stan finansów, ale przewidziane w umowie subsydia pozwalały na zbliżenie armii do Prus na dystans umożliwiający inwazję bez dodatkowych kosztów. Zamiary Newcastle’a były oczywiście zupełnie odwrotne – chciał stworzyć międzynarodową gwarancję pokoju w Niemczech, umożliwiając Wielkiej Brytanii skupienie się wyłącznie na konflikcie z Francją. Piętę achillesową brytyjskiej polityki zagranicznej stanowiła długo niezdolność do jasnego zrozumienia interesów innych państw, a tym razem Newcastle całkowicie nie zrozumiał celów Austrii oraz Rosji, co pogorszyło problem. Ponieważ zamiarem traktatu z Rosją było zneutralizowanie Prus, Newcastle nie utrzymywał negocjacji w sekrecie przed Fryderykiem. Ten z kolei świetnie rozumiał stawkę i zagrożenie, jakie przynosił mu traktat. Spodziewał się, że pomoc Francji na niewiele się zda, i obawiał się ataku ze wszystkich stron: Rosji ze wschodu, Austrii i Saksonii z południa, a Hanoweru (ze wsparciem brytyjskim i niemieckich najemników Wielkiej Brytanii) z zachodu. Kiedy Newcastle zaproponował więc angielsko-pruską konwencję, mającą zneutralizować Niemcy podczas konfliktu anglo-francuskiego, Fryderyk skwapliwie wykorzystał okazję. Z pewnością miał plan ekspansji i był gotów do wyzyskania sprzyjających okoliczności, ale jego doraźną polityką kierował strach przed odwetem Austrii. Okoliczności nie sprzyjały podbojom i, jak zwierzył się bratu, potrzebował czasu „na pewne konieczne i zasadnicze posunięcia” przed rozważaniem bardziej stanowczych kroków. Fryderyk nie mógł sobie wyobrazić austriacko-francuskiego zbliżenia, postrzegał też Rosję jako posłuszną marionetkę brytyjską, przekonany, że porozumienie z Wielką Brytanią skutecznie odizoluje Austrię i położy kres jej rewanżyzmowi. W styczniu 1756 roku podpisał z Brytyjczykami konwencję westminsterską: jej strony zgodziły się nie atakować swego terytorium i zachować pokój w Niemczech przez uniemożliwienie wkroczenia tam innym mocarstwom. Fryderyk nabrał odtąd przekonania, że „zyskał” rok 1757. „Teraz musimy sprawdzić, czy sytuacja jest pomyślna, czy nie, co określi [nasze] działania”21. Żaden z sygnatariuszy nie uważał dokumentu za fundamentalną zmianę systemu sojuszy, ale zwykłe, doraźne jego uzupełnienie. Wielka Brytania uznała, że chroni swego austriackiego sojusznika przed pruskim atakiem, a Prusy, że służy to Francji, pomagając jej zneutralizować kontynent i skupić się na interesach kolonialnych. Oba państwa myliły się, wkrótce osiągając przeciwieństwa tego, co zamierzały.

Austria, dotknięta nieczułą obojętnością Brytyjczyków na główny problem Habsburgów, utratę Śląska, porzuciła długo forsowany sojusz z nimi. Rosja, o wiele bardziej uzależniona od brytyjskich subsydiów, niż przypuszczały Prusy, i o wiele bardziej wroga Prusom, niż pojmowała Wielka Brytania, przestała odgrywać rolę brytyjskiego namiestnika i najemnika. Francja, rozgniewana pruską dwulicowością i obawiająca się osamotnienia w rozgorzałej już kolonialnej wojnie z Wielką Brytanią, uznała konieczność kompromisu z Austrią. W efekcie nastąpiła gwałtowna zmiana, znana jako „odwrócenie sojuszy”. Nie było to proste przejście od jednego stałego systemu przymierzy europejskich do innego, ale też w zasadzie nic rewolucyjnego. Pod wieloma względami można to uznać za powrót do elastycznej polityki lat 1715-1740, choć tym razem wolność działania została znacznie ograniczona przez zaciętość rywalizacji anglo-francuskiej i wyraźne przesunięcie habsburskiej uwagi ku pruskiemu zagrożeniu22. Austriacki minister spraw zagranicznych Kaunitz przekonał Marię Teresę oraz rządowe koła Wiednia, by wrogość do Francji podporządkować wrogości wobec Prus, ale przez jakiś czas nieskutecznie próbował powrotu do precedensów z czasów Ludwika XIV, chcąc pogodzić Habsburgów z Burbonami i umożliwić Austrii koncentrację na walce z Prusami23. Dowiedziawszy się latem 1755 roku o rokowaniach angielsko-pruskich, Austriacy wznowili próby zapewnienia francuskiej neutralności w wypadku wojny z Prusami. Francuzi pozostawali podejrzliwi wobec ich motywów, ale Ludwik XV zatwierdził rozpoczęcie negocjacji z austriackim ambasadorem Georgiem Adamem von Starhembergiem – nie prowadził ich jednak propruski minister spraw zagranicznych, a opat François Joachim de Pierre de Bernis, protegowany oficjalnej, choć byłej już królewskiej kochanki Jeanne-Antoinette Poisson, markizy de Pompadour. Trudne rozmowy wstępne ciągnęły się przez resztę roku, ale wieści o konwencji westminsterskiej zmieniły ich ton i doprowadziły do szybkich wyników24.

W lutym Francja postanowiła nie przedłużać sojuszu z Prusami (mającego wygasnąć w czerwcu), a 1 maja 1756 roku podpisała z Austrią pakt o neutralności oraz sojusz odporny, znane pod wspólną nazwą pierwszego traktatu wersalskiego. Pierwszy dokument zapewniał neutralność Austrii w konflikcie anglo-francuskim oraz zobowiązywał Francję do nieatakowania terytoriów habsburskich, w szczególności Niderlandów. Strony drugiego układu przyrzekały wspomóc się wzajemnie siłą 24000 ludzi w razie czyjegoś ataku, wyłączając jednak wyraźnie wojnę anglo-francuską. Najważniejsze tajne punkty mówiły o wzajemnej pomocy na wypadek uderzenia któregokolwiek brytyjskiego sojusznika oraz rozpoczęciu negocjacji dotyczących sojuszu zaczepnego. Traktat nie przewidywał jednak nigdzie „całkowitego zniszczenia Prus”, jak twierdzą główni współcześni apologeci tego państwa”25 – w rzeczywistości Prusy nie są tam nawet wymienione. Kaunitz czuł, że Austria „przekroczyła Rubikon”26, ale we Francji uważano powszechnie, że traktat zapewni Europie pokój27. Ironią losu już pierwszy europejski ruch Francji w niewypowiedzianej jeszcze kolonialnej wojnie z Wielką Brytanią miał na celu głównie zyskanie przewagi, która wymusiłaby pokój w koloniach. W kwietniu 1756 roku francuska flota na Morzu Śródziemnym (pod dowództwem admirała Rolanda-Michela Barrina, markiza de La Gallissonnière) wysadziła na brytyjskiej Minorce 15-tysięczny desant, na którego czele stał marszałek Louis-François-Armand Vignerot de Plessis, książę Richelieu. Odsiecz admirała Johna Bynga poniosła porażkę, a ostatni obrońcy wyspy skapitulowali pod koniec czerwca. Ten atak nie przyniósł jednak pokoju, a wręcz odwrotny efekt. Gdy Londyn na początku maja otrzymał wieści o desancie, 17 maja formalnie wypowiedział Francji wojnę. Ta odpowiedziała podobnym aktem 9 czerwca28.

Konwencja westminsterska i traktat wersalski zrujnowały plany Bestużewa, a w konsekwencji jego pozycję, nie zmieniły jednak w najmniejszym stopniu determinacji Rosji, by zmniejszyć siłę Prus. Wrogość Bestużewa do Prus wynikała w dużej mierze z poglądu, że wzmocniły one francuską „barierę wschodnią”, którą kanclerz postanowił obalić. Wielka Brytania zdradziła Rosję, utrzymując równoczesne stosunki z Prusami, a Austria szybko zdążała do ugody z Francją – te zmiany ogromnie wzmocniły na dworze carycy partię frankofilską. Na jej czele stali faworyt Elżbiety, Iwan Iwanowicz Szuwałow i jego kuzynowie, bracia Piotr Iwanowicz oraz Aleksander Iwanowicz Szuwałowowie; do stronnictwa tego należał także największy wróg Bestużewa, wicekanclerz Michaił Iłarionowicz Woroncow. Frankofile sprzeciwiali się związkom z Wielką Brytanią, ale podzielali żywiołową niechęć Bestużewa do Prus. Choć kanclerz zachował jeszcze stanowisko, stracił wpływ na politykę zagraniczną. Stworzenie Konferencji Dworu oznaczało formułowanie polityki przez ciało zbiorowe. Wkrótce okazało się, że Konferencja chętnie przyspieszy ofensywę przeciw Prusom: przegłosowała przedstawienie Wiedniowi planu niezwłocznego ataku i rozpoczęła mobilizację armii29. Dzięki ironii losu wzmocnienie partii profrancuskiej miało doprowadzić do osłabienia „wschodniej bariery”. Podczas wojny o sukcesję austriacką Ludwik XV osobiście próbował ją wzmocnić, prowadząc zakulisowe działania z pominięciem ministra spraw zagranicznych. Ten „sekret królewski” (secret du roi) odbywał się za pomocą intensywnej korespondencji z ambasadorem w Warszawie, hrabią Charles’em François Broglie’em, oraz innymi dyplomatami, mając wzmocnić francuskie wpływy w Polsce, Szwecji i Turcji. Nowa przyjaźń z Rosją, jak już wskazano, „doprowadziła do wycofania francuskiego oddziaływania z Polski, a Rosja spokojnie i skutecznie wypełniła tę próżnię”30.

Austria przystała na propozycję Rosji, zaczynając planowanie uderzenia przeciw Prusom latem tego roku. Ponieważ jednak Rosja liczyła na znaczną pomoc finansową Francji (za pośrednictwem Austrii) i zamierzała zaatakować Prusy tylko wspólnie z Wiedniem, a z kolei Austria nie była pewna ani reakcji Francji na ten krok, ani gotowości własnej armii, Kaunitz zrozumiał, że letnia ofensywa austriacko-rosyjska może okazać się przedwczesna, zwracając się do Rosji o odłożenie przedsięwzięcia na rok 1757. Zdeterminowani Rosjanie przez kilka tygodni kontynuowali przygotowania, oburzając się na austriackie opóźnienie, w końcu jednak zgodzili się je przerwać. Bestużew pozostawał nieprzejednany i chcąc przyspieszyć wojnę, usiłował sprowokować Prusy do ataku. W lipcu zaproponował Konferencji wysłanie 30-35 tys. żołnierzy do wsparcia zagrożonej Saksonii – ten sygnał niewątpliwie przekonałby Fryderyka, że trwają przygotowania do ofensywy na Prusy, i skłonił go do przeciwdziałania. Propozycję odrzucono na wniosek ambasadora Austrii, ale Bestużew nie poddawał się. Wyjawił plany austriacko-rosyjskie ambasadorowi Holandii, przekonany, że ten przekaże je Prusom, co rzeczywiście się stało31.

Ta wiadomość wywiadowcza zwiększyła jeszcze lęk Fryderyka przed nadciągającym atakiem, który błędnie uważał wciąż za kierowany przez Austrię. Zrozumiawszy, że konwencja westminsterska nie okazała się błyskotliwym manewrem, zyskującym na czasie, lecz fatalną pomyłką dyplomatyczną, król Prus próbował ratować sytuację działaniami wojskowymi. Liczył na przełamanie zaciskającego się kręgu błyskawicznym uderzeniem przeciw temu, co uważał za podporę sojuszu: monarchię habsburską. Jego strategia uderzająco przypominała Niemców w roku 1914: wojna prewencyjna z szybkim atakiem na Saksonię i dalszą ofensywę na habsburskie Czechy. Dzięki siatce szpiegowskiej Fryderyk świetnie wiedział, że Austria nie jest jeszcze gotowa do wojny, a Rosja ponownie zaczęła demobilizację, ukończył więc własne przygotowania na początku lipca32. 21 lipca spotkał się z ministrem spraw zagranicznych, hrabią Heinrichem Podewilsem, i poinformował go o zamiarze rozegrania karty wojny prewencyjnej. Podewils szybko zasłużył na gniew króla, próbując wskazywać, że przekonanie Fryderyka, iż sojusz zaczepny zawarto przeciw Prusom, oparte jest na pogłoskach i może mijać się z prawdą. Gdyby króla uznano za agresora, dowodził dalej minister, zaczęłyby działać przymierza odporne, przynosząc „liczne niedogodności i straszliwe następstwa”. Rozpoczęcie wojny dziesięć miesięcy później umożliwiłoby polepszenie „obecnej żałosnej sytuacji [dyplomatycznej]” i zwiększyłoby szanse uderzenia. Podewils szybko jednak zauważył, że jego argumenty pozostają „całkowicie bezowocne i próżne”, a król jest nimi „raczej zirytowany niż uspokojony”. Minister został „dość sucho” odesłany słowami: „Do widzenia, panie Ostrożnopolityczny!”33.

Odezwa usprawiedliwiająca działania Fryderyka była gotowa już w lipcu, ale król odwlókł atak do końca sierpnia. Francja i Rosja nie zdążyłyby już wtedy przyjść na pomoc Saksonii lub Austrii, a Prusy uzyskałyby zdecydowaną przewagę w kampanii roku 1757, którą ich król uznał za rozstrzygającą. Dwie pierwsze wojny śląskie były dla Fryderyka krótkimi starciami, w których szybko osiągnął zakładane cele, i przyjmował, że trzecia potoczy się tak samo. Ani pruskie, ani austriackie przygotowania militarne nie stanowiły teraz tajemnicy dla drugiej strony, Fryderyk skorzystał więc z tej wiedzy, nakazując ambasadorowi w Wiedniu, by zażądał wyjaśnienia zamiarów Austrii. Chodziło już nie o to, czy wojna wybuchnie, czy nie, ale by nadać postępowaniu Austriaków pozory agresji. Na audiencji 26 lipca Maria Teresa odczytała ambasadorowi notę przygotowaną przez Kaunitza: delikatna sytuacja międzynarodowa zmusza ją do podjęcia środków ostrożności w swych krajach, ale nikomu one nie grożą34. Na drugie żądanie udzielono prawdziwej, lecz wykrętnej odpowiedzi, że Austria nie zawarła ze swymi sojusznikami żadnego sojuszu zaczepnego. Trzecie żądanie miało formę wyraźnego ultimatum, ale w tym czasie Fryderyk już zresztą rozpoczął atak na Saksonię35. 26 sierpnia poinformował brata, że przecina węzeł gordyjski. Pozując na ofiarę (co czynił coraz częściej w miarę trwania wojny), dodał: „Jestem niewinien tej wojny, uczyniłem wszystko, by jej zapobiec”36. Jak jednak słusznie wskazywano, Fryderyk mógł nie chcieć wojny w tym momencie – bądź co bądź, nie pojawiła się jeszcze „najlepsza sytuacja” – co jednak dalekie jest od stwierdzenia, że nie chciał żadnej wojny. Wojna zawsze pasowała do jego politycznych planów37.

I gotował się do niej dosłownie od dnia zakończenia poprzedniego konfliktu. Centralne skarbce Brandenburgii i Prus zostały od dawna podzielone na odrębne części, cywilną (Generalfinanzkasse) oraz wojskową (Generalkriegskasse) – zarówno Fryderyk, jak i jego ojciec Fryderyk Wilhelm I, dokładali wielkich starań, by ta druga pozostawała dobrze zaopatrzona i nie służyła innym celom. Wstąpiwszy na tron, Fryderyk znalazł w kasie wojennej około 8 mln talarów, które sfinansowały pierwszą wojnę śląską. Po zawarciu pokoju drezdeńskiego król uczynił z odtworzenia jej zasobów jedno z głównych zadań, gdyż wydatkom militarnym służyło ponad 80% wszystkich dochodów państwa. Obliczył, że kampania kosztuje 5 mln talarów, a państwo musi mieć rezerwy wystarczające na cztery kampanie – latem 1756 roku zbliżał się już do tego celu, zgromadziwszy niemal 16,5 mln. Osiągnął to mimo wielkich wydatków minionej dekady, przeznaczonych na program fortyfikacyjny, skierowany głównie na odparcie spodziewanego ataku na Śląsk: fortyfikacje Koźla, Nysy, Kłodzka, Świdnicy, Brzegu, Wrocławia czy Głogowa zostały zmodernizowane lub wzniesione na nowo. W 1752 roku zmagazynowano także zapasowy mundur dla każdego piechura i zapasowy tabor artyleryjski, a w 1756 roku podwójną ilość broni kawaleryjskiej oraz 50% broni piechoty. Magazyny zaopatrzeniowe mogły już w 1752 roku wyżywić stutysięczną armię przez półtora roku38.

Głównym czynnikiem militarnej potęgi Prus była jednak zdolność do mobilizacji armii w niewiarygodnie wysokim stopniu. Gdy większość mocarstw Europy uznawała za pożądany współczynnik żołnierzy do cywilów około 1:100, w Prusach wynosił on około 1:30 (a w 1760 roku nawet 1:1439), co z pewnością wyjaśniało słynne stwierdzenie Monteskiusza, że nie jest to kraj z armią, ale armia z krajem! Latem 1756 roku nominalna siła armii pruskiej wynosiła 153700 ludzi, choć wciąż nie osiągnęła pożądanej przez Fryderyka liczebności 180000. Większość żołnierzy pochodziła z poboru (system ten należał do pierwszych w Europie). W 1733 roku kraj podzielono na okręgi (czy kantony), przypisując każdy z nich określonemu pułkowi. Wszyscy sprawni fizycznie mężczyźni podlegali przeglądowi, a ci zakwalifikowani trafiali do wojska na długie lata. Osobliwość systemu kantonalnego polegała na tym, że poborowi po rocznym szkoleniu zostawali później wzywani do służby na kilka miesięcy w roku, odbywając ponowne szkolenia i manewry. W pozostałym czasie wracali na swe gospodarstwa, co obniżało koszty i umożliwiało utrzymywanie nieproporcjonalnie wielkiej armii. Oprócz tych sił regularnych w lokalnych garnizonach powoływano i szkolono rezerwy (tzw. Überkomplette) – ok. 9000 ludzi dla każdego pułku. W trakcie przygotowań do nowej wojny ich liczbę podwojono: w ten sposób pruskie wojsko liczyło 75% własnych wyszkolonych obywateli, a resztę tworzyli cudzoziemcy, rekrutowani lub porywani w całej Europie40.

Nie ma większych wątpliwości, że w połowie stulecia armia pruska stanowiła najskuteczniejsze narzędzie militarne w Europie. Wynikało to z kilku czynników. Pierwszym było wyłonienie bardzo zdyscyplinowanego korpusu oficerskiego z silnym poczuciem obowiązku. Fryderyk Wilhelm I oczyścił szeregi oficerów ze wszystkich, którzy (jak to później ujął Fryderyk II) „nie odpowiadali postępowaniem czy urodzeniem zawodowi ludzi honoru”41, i skutecznie przekształcił pruską szlachtę w kastę oficerską, spojoną duchem wspólnoty42. Drugi czynnik to zrozumienie przez Fryderyka, że nawet przy największym rozmiarze armii i jej skutecznym zaopatrywaniu nie uda się sprostać liczebności przewidywanych nieprzyjaciół. Wszystko zależało więc od bojowej skuteczności wojsk, czemu w dekadzie poprzedzającej wojnę siedmioletnią poświęcił wiele energii. Niezwłocznie po drugiej wojnie śląskiej król przystąpił do pracy nad rękopisem o tytule „Ogólne zasady wojny”, ukończonym w 1748 roku, przetłumaczonym na niemiecki i w 1753 rozpowszechnionym w największej tajemnicy wśród jego generałów. Dzieło to okazało się ostatecznie podręcznikiem prowadzenia nadchodzącego konfliktu. Prusy nie mogły sobie pozwolić na przeciąganie wojny, wskazywał złowieszczo Fryderyk, muszą więc walczyć „krótko i energicznie”. Armia ma szukać szybkich rozstrzygnięć w decydujących bitwach, gdzie wszystko zależy od „szybkości ruchów oraz konieczności ataku”. Podstawę sukcesu stanowiły opuszczanie obozów, marsz, przechodzenie z kolumny w linię oraz strzelanie szybciej od przeciwnika43. Zalecenia Fryderyka wcielano w życie bezlitosnym drylem i stałym ćwiczeniem manewrów, dzięki czemu szybkość wszystkich operacji stanowiła decydującą zaletę armii Prus na wczesnym etapie wojny. Jej siłę uderzeniową podniosła też reforma ciężkiej kawalerii, czyniąca z niej europejską czołówkę. Pierwsze zwycięstwa Prus dowiodły jej wartości44.

Ostatnim elementem, przyspieszającym militarne oraz dyplomatyczne dążenie Prus do wojny, okazał się sposób decydowania. Prusy Fryderyka były prawdziwą autokracją, gdzie rządowe wydziały centralnej administracji (Dyrektoriatu Generalnego) nie przypominały ministerstw we współczesnym nam sensie, ale sekretariaty, spełniające królewską wolę – nie oznaczało to oczywiście, że robiły to w sposób, którego by sobie życzył45. Politykę zagraniczną prowadziło tzw. ministerstwo gabinetu (Kabinettministerium) – „gabinet” oznaczał w niemieckiej tradycji osobiste biuro królewskie – złożone z dwóch członków. Podewils pozostawał pierwszym ministrem, czyli szefem ministerstwa gabinetu, do śmierci w 1760 roku, ale po 1756 za kwestionowanie zdania króla w kwestii wojny prewencyjnej został w dużej mierze odsunięty od władzy. Fryderyk powierzał odtąd wykonywanie swej woli drugiemu, młodszemu ministrowi gabinetu, Karlowi Wilhelmowi Finckowi von Finckensteinowi. Po śmierci Podewilsa Finckenstein pozostawał do końca wojny jedynym ministrem gabinetu46. Fryderyk był jednak własnym głównodowodzącym – literatura często wykorzystuje francuskie określenie roi-connétable – i zazdrośnie pozostawiał sobie wszystkie główne decyzje strategiczne oraz taktyczne. Ponieważ król dowodził także w polu, nie istniała luka między decyzją a wykonaniem, ograniczająca resztę uczestników wojny. Z pewnością przyspieszało to militarne reakcje Prus, tym bardziej, że miały przewagę wewnętrznych linii, choć i oznaczało większą bezpośrednią odpowiedzialność Fryderyka za porażki Prus (a ironią losu nie zawsze za zwycięstwa)47. Fryderyk zarówno w polityce zagranicznej, jak i wojskowej był mikromenedżerem, ze wszystkimi zaletami i wadami tej strategii.

Austriacy gotowali się do starcia w cieniu traumatycznej straty Śląska i z bolesną świadomością swych militarnych niedostatków podczas wojny o austriacką sukcesję. Młoda następczyni habsburskiego tronu, przyszła cesarzowa Maria Teresa, przeżyła szok, że Prusacy zajęli Śląsk tak łatwo, ale jeszcze bardziej dlatego, że dochody z prowincji umożliwiły Fryderykowi utrzymanie przez rok całej armii, gdy wcześniej ledwie wystarczały na dwa habsburskie pułki jazdy48. Niezdolność zaspokojenia podstawowych potrzeb obronnych monarchii habsburskiej zainspirowała wielką reformę administracji oraz podatków, której główny cel stanowiło zapewnienie dochodów, uznanych za konieczne do utrzymania w czasie pokoju 108-tysięcznej armii. Nowy, scentralizowany dyrektoriat administracji politycznej i finansowej pod przewodnictwem hrabiego Friedricha Wilhelma Haugwitza zrewidował system podatków, wprowadzając rewolucyjną zasadę regularnych opłat krajów senioralnych w czasie pokoju. Z prowincjami monarchii ustalono nowe, dziesięcioletnie umowy podatkowe (recesy), co znacznie zwiększyło dochody. Korona przejęła odpowiedzialność za formowanie oraz wyposażanie nowej zawodowej armii49. Uwolniona od chaosu wielu ambitnych właścicieli pułków („przedsiębiorców militarnych”) oraz zawiłości finansowania i nadzoru władz prowincji austriacka armia zaczęła radykalne reformy.

Aparat administracyjny ministerstwa wojny, tzw. Nadworna Rada Wojenna (Hofkriegsrat), został w 1745 roku zracjonalizowany: zmniejszono zatrudnienie i poddano go ściślejszej kontroli monarchy. Rok później do rangi ministerstwa wyniesiono Komisariat Zaopatrzenia Wojskowego (Generalkriegkomissariat), by zmniejszyć tarcia w ministerstwie wojny i ulepszyć gospodarowanie armii50. W ostatnich miesiącach wojny powołano komisję ds. reformy militarnej, mającą ocenić skalę reform koniecznych do poprawy stanu wojska habsburskiego. Przewodził jej co prawda pechowy książę Karol Aleksander Lotaryński, brat cesarza i dowódca w przegranych bitwach pod Chotusicami, Dobromierzem czy Soor, ale komisja bez kłopotów określiła problemy strukturalne i niemal równocześnie z zakończeniem wojny przystąpiła do wprowadzania fundamentalnych zmian51. Pierwsze zadanie stanowiło podniesienie liczby żołnierzy, choć bowiem reformy Haugwitza miały zapewnić dochody na utrzymanie stałej 108-tysięcznej armii, to niedostatki rekrutów wciąż pozostawały problemem. W grudniu 1748 roku cesarzowa zdecydowała o „stałym naborze”, trwającym do momentu osiągnięcia przez wszystkie pułki założonych wielkości, przyniosło to jednak tak zróżnicowane wyniki, że w roku 1753 pojawił się cesarski patent na „dodatkowy nabór”. W ten sposób powstała rezerwa 24 000 ludzi, służąca pułkom, które nie osiągnęły zakładanej liczebności, oraz uzupełniająca straty wojenne52. Gdy państwo przejęło całkowitą odpowiedzialność za stan armii, zasadą stała się standaryzacja sprzętu i szkolenia. Normy objęły wszystko – od broni przez sztandary po mundury – a w wielu przypadkach, szczególnie gdy chodziło o artylerię, wprowadzono istotne nowości techniczne53. Bardzo ważne okazało się wydanie nowego regulaminu służby polowej, służącego jako podręcznik służby, musztry czy podstaw taktyki, a który podniósł poziom dyscypliny, spójności oraz jednolitości szeregów54.

Większa, lepiej wyszkolona i wyposażona armia wymagała odpowiednich zmian jakościowych i ilościowych w korpusie oficerskim. Jak wskazał Allmayer-Beck, im bardziej wyćwiczeni żołnierze stawali się machiną dobrze funkcjonującą, ale w zasadzie bezmyślną, tym bardziej armia zależała od inicjatywy utalentowanych oraz ambitnych oficerów55. Nawet znakomity książę Eugeniusz Sabaudzki mógł u schyłku życia narzekać na bierność poszczególnych oficerów oraz niskie kwalifikacje całego ich korpusu56, a zwiększenie liczebności armii jedynie nasiliło ten problem. Komisja księcia Karola w pełni to dostrzegła, zalecając podniesienie społecznego statusu oficerów przez „specjalne przywileje, zaszczytne oznaki i temu podobne”, by przyciągać do służby odpowiednich ludzi57. W lutym 1751 wszyscy oficerowie w mundurach zostali więc uznani za godnych pojawiania się na dworze (hoffähig), szczodrze przyznawano nobilitacje, szerokie prawa łowieckie, a od roku 1757 trzydziestoletnią służbę nagradzano automatycznie szlachectwem58. Poczyniono też próby podniesienia zawodowych kwalifikacji oficerów, zakładając akademię dla kadetów w Wiener Neustadt oraz przygotowującą do niej szkołę w Wiedniu, a także modernizując akademię inżynierii wojskowej, założoną w 1717 roku59. Wszystkie te środki zaczęły szybko przynosić owoce, o czym świadczą manewry armijne połowy XVIII wieku60, ogólnie jednak Austriacy nie byli w 1756 roku gotowi do wojny w takim stopniu, jak się spodziewali.

Nominalną siłę armii ustalono na 177 500 ludzi, ale mimo największych wysiłków brakowało ich we wszystkich formacjach (np. 10 000 dla piechoty). W komisji reform pojawiły się sugestie wprowadzenia systemu konskrypcji na wzór pruski, Maria Teresa kategorycznie sprzeciwiła się jednak temu, co uważała za niewiele lepsze od niewolnictwa61. Austria pozyskiwała więc żołnierzy przede wszystkim dzięki rekrutacji i ochotniczym zgłoszeniom – zarówno na własnym terytorium, jak i za granicą. Rekrutację prowadzili częściowo zawodowi oficerowie, ale przeważnie pozostawała ona w rękach władz prowincji. Metody naboru pozostawiały wiele do życzenia, a władze prowincji z pewnością z chęcią dostarczały do wojska włóczęgów czy drobnych przestępców. Prowadziło to naturalnie do wzrostu dezercji. Służba była teoretycznie dożywotnia, co zdecydowanie zmniejszało jej atrakcyjność. W 1757 roku ograniczono ją do sześciu lat, chcąc przyciągnąć bardziej wartościowych rekrutów. Pomysł okazał się tak trafny, że ostatecznie z ludzi na ograniczonym terminie składała się jedna trzecia armii62.

Kierowanie wojną w Austrii było łatwiejsze, niż sugerowałaby struktura władz. Decyzje operacyjne podejmował wpierw monarcha w porozumieniu z dowódcami w polu (Nadworna Rada Wojenna miała tu minimalny udział). Po części uzasadniały to względy wojskowe, gdyż wiedeńscy urzędnicy z trudem mogliby ocenić sytuację lepiej od dowódcy armii, a po części traktowanie ministerstwa wojny jako synekury dla zgrzybiałych generałów. Przez większość wojny siedmioletniej nominalny prezydent Rady, feldmarszałek Johann Joseph Harrach, nie był w stanie pełnić swej funkcji i na większości zebrań zastępował go wiceprezydent, trochę mniej zniedołężniały feldmarszałek Reinhard Wilhelm Neipperg, który w poprzedniej wojnie przegrał pod Małujowicami63. W rzeczywistości współpracę operacyjną cesarzowej z dowódcami zdominował jeden człowiek: kanclerz stanu (minister spraw zagranicznych) Kaunitz. Wszystkie tzw. dyrektywy gabinetowe (Cabinet Schreiben) omawiał on z władczynią, a w kancelarii stanu powstawały orędzia, które po uzyskaniu jej aprobaty rozsyłali urzędnicy tego ministerstwa. Nadworna Rada Wojenna otrzymywała powtarzane instrukcje, by doradzać Kaunitzowi w konkretnych szczegółach ruchów wojsk i zaopatrzenia oraz przesyłać mu raporty dowódców frontowych. Co ważniejsze, przez ręce kanclerza stale przechodziły listy od dowódców do cesarzowej. Kaunitz korespondował także osobiście z ważniejszymi austriackimi łącznikami w korpusach sojuszniczych oraz specjalnymi wysłannikami, bez wątpienia będąc jedynym ministrem znającym militarną sytuację równie dobrze, co cesarzowa. Choć w zakresie polityki zagranicznej władczyni doradzała Tajna Konferencja, kierowana przez małżonka, cesarza Franciszka I, to rola tego organu ograniczała się do sygnowania decyzji ministerstwa Kaunitza – i w tym więc zakresie wszystkie najważniejsze decyzje należały do cesarzowej i jej kanclerza, w którym pokładała nieograniczone zaufanie64.

Armia rosyjska zdawała się dysponować nieograniczonym potencjałem ludzkim i w tym sensie była potencjalnie największą armią Europy. Ogromna większość jej żołnierzy pochodziła z dość prymitywnego, ale skutecznego systemu zaciągów, wprowadzonego przez Piotra Wielkiego i stosowanego jeszcze w XIX wieku. Wszyscy płacący podatki mężczyźni podlegali służbie, a przyszłych rekrutów wybierała lokalna szlachta lub władze, stosując kryteria rozkładające to obciążenie mniej więcej równomiernie na obszar całej Rosji. Zwolnieniom podlegali rzemieślnicy, urzędnicy oraz studenci, do wojska trafiali więc przeważnie chłopi. Słynni z posłuszeństwa i stoicyzmu, stale zdumiewali zachodnich obserwatorów niezachwianą wytrwałością w obliczu potwornych strat. Służba trwała 25 lat, ale większość poborowych nie wracała już do domu. Nominalna siła armii rosyjskiej znacznie przekraczała 300 000 ludzi, ale rosyjskie szacunki wskazują, że przed wybuchem wojny wynosiła trochę ponad 230000. Wszystko wskazuje jednak, że być może nawet połowa z nich chorowała na skutek surowych warunków służby jeszcze przed wyruszeniem na front, a dezercja wahała się w granicach 7%. Najbardziej godne zaufania oceny mówią o około 144000, którzy przetrwali owe trudy, z czego znaczna część pozostała w pułkach gwardii w Sankt Petersburgu, strzegąc linii zaopatrzeniowych lub wykonując inne obowiązki wewnątrz państwa. Różnica między siłą nominalną a faktyczną okazywała się więc ogromna, szczególnie w przypadku kawalerii, gdzie stale brakowało koni65.

Piotr Wielki określił także wymogi służby dla szlachty. W 1722 roku pojawiła się słynna tabela rang, zmuszająca szlachtę do służby państwowej przez 25 lat. Ustalała ona stopnie i ich równoważności w wojsku, marynarce, służbie cywilnej oraz poziom płac i statusu. Tabela obejmowała około dwóch trzecich korpusu oficerskiego. Jakość niższych oficerów była przeważnie niska (większość okazywała się w najlepszym razie półzawodowymi żołnierzami). Słabo lub w ogóle niewyszkoleni, utrzymywali często dyscyplinę jedynie brutalną przemocą. Wyżsi oficerowie nierzadko przychodzili ze służby cywilnej i brakowało im jakiegokolwiek militarnego doświadczenia. Niektórzy oficerowie byli też świetnie wykształceni i wytworni, korpus jako całość prezentował więc bardzo zróżnicowany obraz – od arystokratów do prostaków. Około jedna trzecia wyższych oficerów urodziła się za granicą, prezentując zwykle dużo wyższy poziom zawodowy. Po śmierci Piotra Wielkiego rozpoczął się trend germanizacyjny, zbliżając armię rosyjską do norm zachodnich, ale zarazem wywołując silne uprzedzenia tubylców. Za czasów carycy Elżbiety owa niechęć do oficerów cudzoziemskich, szczególnie Niemców, stała się wyraźnie widoczna, co często powodowało podejrzenia i brak zaufania nie tylko wśród samego korpusu oficerskiego, ale i w stosunku do Austriaków, sojuszników Rosji66.

Naczelne kierownictwo armii rosyjskiej sprawowało Kolegium Wojenne, mianujące oficerów do stopnia podpułkownika, mogące zmienić przydział oficera i rekomendujące carycy dowódców pułków oraz dywizji. Podczas wojny Kolegium teoretycznie współpracowało we wszystkich dziedzinach z naczelnym dowódcą, gdy jednak w marcu 1756 roku stworzono Konferencję Dworu, przejęła ona kierowanie operacyjnymi działaniami armii, jej zaopatrzeniem oraz innymi szczegółami administracyjnymi. Po roku trwania wojny Kolegium zostało tak zmarginalizowane, że narzekało, iż jedynym źródłem wiedzy o stratach bitewnych pozostają mu doniesienia prasowe67. Konferencja również nie potrafiła wprowadzić do wysiłku wojennego spójności polityki obronnej z zagraniczną, wręcz przeciwnie, skomplikowała i opóźniła działania. Dwór rosyjski dzielił się na trzy główne stronnictwa: proangielskie, reprezentowane przez Bestużewa, profrancuskie (Szuwałowowie) oraz propruskie (następca tronu). Elżbieta wyznaczyła niestety do zasiadania w Konferencji przedstawicieli wszystkich frakcji, nie zaskakuje więc fakt, że postanowienia owego organu okazywały się często niespójne czy sprzeczne. Jak zauważył Fuller, „względy polityki wewnętrznej – konieczność uspokojenia rywalizujących grup – wzięły górę nad skutecznym planowaniem strategii”68.

Francja przez ponad wiek cieszyła się sławą największej potęgi wojskowej kontynentu, a jej armia na papierze wciąż sprawiała imponujące wrażenie. W czasie pokoju liczyła 130000 ludzi, a z wybuchem wojny mogła zmobilizować ich 360000 (plus ok. 100 000 milicji strzegącej wybrzeży i stanowiącej rezerwę dla sił głównych). Po odliczeniu garnizonów armia francuska na początku wojny mogła pochwalić się siłą 200 000 żołnierzy69. Około jedną piątą z nich tworzyły wartościowe i zdyscyplinowane pułki zagraniczne – szwajcarskie, bawarskie, węgierskie, irlandzkie i piemonckie – ale większość pochodziła z ochotniczych zaciągów na terenie całego kraju. Tak jak w innych ówczesnych armiach, znajdowali się tam liczni drobni przestępcy czy włóczędzy, ale ogólnie wojsko stanowiło przekrój całego społeczeństwa. Armia francuska najbardziej różniła się od innych wysokim procentem mieszkańców miast (według niektórych szacunków do 30%). Mieszczanie, zwykle pewniejsi siebie i niezależni, byli trudniejsi do kontroli, a niechęć do szlacheckich oficerów często przejawiała się słabą dyscypliną. Standardy musztry nie były jednolite, a reguł manewrów brakowało całkowicie – choć przed wojną siedmioletnią wprowadzono szereg taktycznych rozporządzeń, to dopiero po pewnym jej czasie zaczęły one przynosić poprawę70. Armia francuska posiadała także nieproporcjonalnie wielu oficerów w stosunku do innych wojsk Europy71. Choć akademia wojskowa istniała od 1750 roku, niewielu jej członków przeszło zawodowe szkolenie wojskowe, a dla wielu z nich, szczególnie ze starych rodów szlacheckich, korpus oficerski był, jak to ujął Dorn, „bardziej klubem dla dżentelmenów niż ściśle związaną grupą żołnierzy”72. Co gorsza, powszechna we Francji praktyka kupowania urzędów przyciągnęła wielu nuworyszy (tzw. rôturiers), którzy w połowie stuleci tworzyli jedną trzecią oficerów piechoty. Prowadziło to do namiastki walki klasowej oficerów burżuazyjnych ze szlacheckimi, poważnie zmniejszając bojową siłę armii, gdzie o stanowiskach decydowały urodzenie lub pieniądze, a nie wartość73.

Część z problemów wojska pojawiała się również w polityce. Król Ludwik XV odgrywał również rolę pierwszego ministra, brakowało mu jednak zdecydowania oraz wiary we własne siły. W zakresie polityki zagranicznej doradzała mu Rada Stanu, której członków zwano „ministrami stanu”, choć nie zawsze dzierżyli konkretne teki. Szefowie wydziałów (ministrowie w naszym rozumieniu) nosili zwykle miano „sekretarzy stanu”74, choć najważniejsi z nich (spraw zagranicznych, finansów, armii i floty) również zasiadali w Radzie. Nie istniał jednak formalny rząd, który koordynowałby ich pracę, blokowaną zresztą przez rywalizację ministrów. Co więcej, Francja podczas wojny siedmioletniej doświadczyła w najważniejszych wydziałach większych zmian kadrowych niż wszystkie inne mocarstwa Europy, a król nie chciał czy nie potrafił wprowadzić jasnych zasad polityki, brak ciągłości oraz stałe zmiany odbijały się więc na rządzeniu krajem. Jeszcze bardziej bizantyjskie zasady stosował Ludwik w polityce zagranicznej, prowadząc ją na równoległych poziomach, a nie za pośrednictwem odpowiedniego ministra. Jak już widzieliśmy, pierwszy traktat wersalski negocjował Bernis, a nie minister Rouillé, a secret du roi coraz bardziej oddalał się od ministerstwa spraw zagranicznych. Na dobitkę Ludwik znajdował się pod silnym wpływem części rodziny – córki Elżbiety i odległego kuzyna Ludwika Franciszka de Bourbona, księcia de Conti – oraz oficjalnej metresy, pani de Pompadour75.

Brytyjska armia całkowicie się różniła od rywalek z kontynentu. Ogólny lęk przed stałymi oddziałami jako zagrożeniem swobód obywatelskich pozostawał równie silny, co w XVII stuleciu, jej liczebność okazywała się więc niespotykanie niska. Pod koniec wojny o sukcesję hiszpańską zredukowano ją do niespełna 8000 ludzi (plus pięciotysięczne oddziały irlandzkie). W trzeciej i czwartej dekadzie liczebność armii brytyjskiej rzadko przekraczała 17 000, a po wojnie o sukcesję austriacką wynosiła 18857, aż do konfliktu z Francją (oddziały irlandzkie 12 000). Gdy zachodziła potrzeba, armię wzmacniano Irlandczykami lub wynajmowano żołnierzy za granicą: głównie w Holandii, Hanowerze oraz Hesji-Kassel. Dopiero pod koniec 1756 roku rozpoczęto pracę nad ustawą o milicji (oddziałach wewnętrznych), a uchwalono ją w czerwcu 1757. Nawet u szczytu wojny siedmioletniej maksymalna liczebność brytyjskiej armii wyniosła 67 776 ludzi. Nic więc dziwnego, że w przeciwieństwie do floty, często uciekającej się do porywania przez oddziały werbunkowe, armia w czasie pokoju napotykała pewne trudności, by uzupełnić swój stan ochotnikami. W efekcie częściej niż na kontynencie żołnierzami stawali się przestępcy i margines społeczny. Przed wprowadzeniem reform szwankowały szkolenie i dyscyplina, szerzyły się dezercje. Słaby był także poziom oficerów, według słów głównego historyka armii brytyjskiej „skandalicznie niedbałych oraz nieobowiązkowych pod każdym względem”76. Uchylanie się od służby stanowiło zjawisko powszechne: np. gdy Francuzi oblegli Minorkę, na stanowiskach nie pojawiło się co najmniej 34 oficerów, w tym dowódcy wszystkich czterech stacjonujących tam pułków77. Handel urzędami przybrał jeszcze większe rozmiary niż we Francji, gdyż każdy awans musiał być zakupiony od nowa, co blokowało dostęp do wyższych stopni wielu zdolnym oficerom78.

Prowadzenie wojny w dużej mierze określała struktura rządzenia, która powstała po rewolucji roku 1688 oraz objęcia tronu przez elektora Hanoweru (1714). Król współistniał z dwuizbowym parlamentem, bez którego zgody nie mógł zbierać wojsk ani nakładać podatków, miał tam jednak znaczną władzę i wpływy – szczególnie w zakresie przyznawania pensji i innych nagród oraz bezpośredniej kontroli nad armią i polityką zagraniczną. Król wyznaczał także ministrów rządu, którzy odpowiadali przed nim, ale nie mogli zachować stanowisk bez zgody parlamentu, złożonego z Izby Gmin oraz Izby Lordów. Spotkania ministrów stopniowo przekształciły się w instytucję „rady gabinetowej”. W połowie XVIII stulecia liczyła ona 17 osób – zbyt wiele na skuteczny konsensus polityczny. Najważniejsi ministrowie zaczęli więc tworzyć „gabinet wewnętrzny” i ta właśnie grupa kierowała polityką w okresie wojny siedmioletniej79. Gabinet wewnętrzny składał się z Pierwszego Lorda Skarbnika (zasadniczo ministra finansów), Lorda Kanclerza (nadzorującego kwestie prawne) oraz dwóch tzw. Sekretarzy Stanu. Ważniejszy z tych ostatnich był sekretarz stanu departamentu południowego, odpowiedzialnego za Anglię południową, Walię, Irlandię, kolonie amerykańskie oraz stosunki z europejskimi państwami katolickimi i muzułmańskimi. Niższy rangą sekretarz departamentu północnego zajmował się Anglią północną, Szkocją i protestanckimi państwami północnej Europy. Sekretarze stanu wydawali wszystkie zarządzenia w Wielkiej Brytanii i choć politykę zagraniczną wykonywali wspólnie, to decydujący głos należał do departamentu południowego.

W XVIII stuleciu brytyjską politykę parlamentarną zdominowały dwa luźne oligarchiczne stronnictwa, z których ostatecznie narodziły się partie polityczne: wigowie (ogólnie pomysłodawcy i wykonawcy rewolucji z 1688 roku) oraz torysi (ogólnie konserwatywne ziemiaństwo). Wigowie przeważali w całym okresie od wstąpienia na tron dynastii hanowerskiej do końca wojny siedmioletniej, choć utrzymanie zaufania tak króla, jak i parlamentu wymagało licznych zmian rządu. Główna jego postać zaczęła być uważana za naczelnego ministra (premiera), choć formalne powstanie tego urzędu zabrało jeszcze wiele dekad. Od roku 1742 rządy Wielką Brytanią zdominowali bracia Pelhamowie. Młodszy z nich, Henry, poseł Izby Gmin, pełnił funkcję Pierwszego Lorda Skarbnika, Kanclerza Skarbu, przewodniczącego Izby Gmin oraz faktycznego premiera do śmierci w 1754. Starszy brat, Thomas Pelham-Holles, pierwszy książę Newcastle, członek Izby Lordów, był sekretarzem południowego departamentu i faktycznym ministrem spraw zagranicznych. Po śmierci Henry’ego zajął stanowiska Lorda Skarbnika i faktycznego premiera, zachowując decydujący głos w polityce zagranicznej. Rząd Newcastle’a potrzebował jednak przewodniczącego Izby Gmin, gdzie pojawiło się dwóch utalentowanych mówców i ambitnych polityków: Henry Fox oraz William Pitt. Pitt, bardziej błyskotliwy i żarliwy, stale jednak urażał króla Jerzego II nieumiarkowanymi uwagami i popieraniem niemiłej mu polityki. Fox był z kolei faworytem króla i po kilku miesiącach wahań (w listopadzie 1755 roku) zgodził się zostać sekretarzem stanu południowego departamentu oraz przewodniczącym Izby Gmin. Gdy Europa dążyła ku wojnie siedmioletniej, Wielką Brytanią rządziła więc administracja Newcastle’a-Foxa80.

1  Głównym rzecznikiem tezy defensywnej był Albert Naude w Beiträge zur Entstehungsgeschichte des siebenjährigen Krieges, Forschungen zur brandenburgischen und preussischen Geschichte, cz. I: VIII (1895), ss. 523-618, cz. II: IX (1897), ss. 101-328, gdy tezę o starciu ofensyw zaproponował Max Lehmann w Friedrich der Große und der Ursprung des siebenjährigen Krieges (Leipzig 1894).

2  Pierwotnie wydane w 136 tomie Sbornika imperatorskago russkago istoricheskago obshchestva (1912), wpływ na międzynarodową dyskusję wywarły jednak dopiero w 1951, gdy Zachodowi niemal równocześnie przedstawił je wykład Herberta Butterfielda w Glasgow, opublikowany następnie jako The Reconstruction of an Historical Episode: The History of the Enquiry into the Origins of the Seven Years War, w: Herbert Butterfield, red., Man on His Past: The Study of the History of Historical Scholarship (Cambridge, 1955), ss. 142-167, oraz Walther Mediger w Moskau’s Weg nach Europa: Der Aufstieg Russlands zum europäischen Machtstaat im Zeitalter Friedrichs des Grossen (Berlin, 1952), szczeg. ss. 582-666. Argumenty te powtórzono w słabej i źle przyjętej przez krytykę pracy Herberta H. Kaplana, Russia and the Outbreak of the Seven Years War (Berkeley and Los Angeles, 1968).

3  D.B. Horn, The Duke of Newcastle and the Origins of the Diplomatic Revolution, w: J.H. Elliott, K.G. Koenigsberger (red.) The Diversity of History: Essays in honour of Sir Herbert Butterfield (London, 1970), ss. 247-268. Por. także The Diplomatic Revolution w: The New Cambridge Modern History, t. VII: The Old Regime, 1713-63, red. J.O. Lindsay (Cambridge, 1957), ss. 440-464.

4  Najlepsze ogólne przedstawienie tych zagadnień to: Derek McKay, H.M. Scott, The Rise of the Great Powers, 1648-1815 (London and NY, 1983), ss. 1-158.

5  Frederick II, Histoire de Mon Temps, Oeuvres de Frédéric le Grand 31 Vols, J.D.E. Preuss, red., (Berlin, 1846-1857) II, ss. 54–55.

6  Cytowane w: Johannes Kunisch, Friedrich der Grosse: Der König und seine Zeit (Munich, 2004), s. 213.

7  Najwymowniejsza ocena literackich talentów Fryderyka pochodzi spod pióra sir Andrew Mitchella, brytyjskiego dyplomaty: „Niektórzy twierdzą, że jego charakter łączy tutaj wzniosłość i niedorzeczność w sposób obcy wszystkim innym członkom jego klasy, dawniej czy teraz, o ile możemy to ocenić; chodzi otóż o dziwną przyjemność, jaką czerpie w krótkich chwilach odpoczynku od owego gwałtownego i niebezpiecznego życia, z zapełniania kolejnych kart wierszami, o których raczej trudno orzec słusznie, że są złe, ale raczej ‘przyziemne, złe były lepsze’ [Byron, Beppo]. Andrew Bisset, red., Memoirs and Papers of Sir Andrew Mitchell, KB, Envoy Extraordinary and Minister Plenipotentiary from the Court of Great Britain to the Court of Prussia, from 1756 to 1771, 2 tomy, (London, 1850) II, s. 119 [dalej cytowane jako Mitchell Memoirs].

8  Rudolf Augstein, Preußens Friedrich und die Deutschen, wyd. 2 (Frankfurt a/M, 1981), s. 191.

9  Jak Gerhard Ritter w pierwszym wydaniu swej biografii króla, Friedrich der Grosse (Leipzig, 1936), s. 100. W wydaniu powojennym (Heidelberg, 1954) zaszła zmiana: „Położył w ten sposób fundament pod wielkość Prus i gdy trwał ich wzrost, jego działania można uważać za usprawiedliwione przez historię”. Tłumaczenie angielskie (Frederick the Great: A Historical Profile, tłum. Peter Paret, Berkeley, Los Angeles and London, 1968, s. 81) pominęło wzmiankę o usprawiedliwieniu przez historię. Por. Eberhard Kessel: „Dziś [1934!] odraza [do poczynań Fryderyka] ustąpiła zrozumiałemu szacunkowi dla wielkości osiągnięć jego absolutyzmu” (Friedrich der Große im Wandel der kriegsgeschichten Überlieferungen, w: Militärgeschichte und Kriegstheorie in neuerer Zeit: Ausgewählte Aufsätze, red. Johannes Kunisch (Berlin, 1987), s. 57.

10  Mediger, ss. 181-329; Michael G. Müller, Rußland und der Siebenjährige Krieg