Sulla ostatni Republikanin - Arthur Keaveney - ebook

Sulla ostatni Republikanin ebook

Arthur Keaveney

4,8

Opis

Sulla to jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci w historii Republiki Rzymskiej. Wybitny wódz, oddany ideałowi rzymskiego przeznaczenia, często przedstawiany jest jednak jako pospolity tyran lub despota. Biografia autorstwa Arthura Keaveneya, po raz pierwszy wydana przeszło dwadzieścia lat temu, zmieniła ten pogląd na rzecz bardziej złożonego wizerunku człowieka, który obsesyjnie wierzył, że – jako Sulla Feliks – obdarzony jest łaską bogów.

Sulla dorastał w ubóstwie, na uboczu, by na koniec stać się panem rzymskiego świata. Nie był nieokrzesanym prekursorem cesarzy, ale mężem stanu, który przez długi czas rozmyślał nad bolączkami trawiącymi Rzym. Po objęciu dyktatury chciał zaprowadzić porządek prawny w Republice. Ustawodawstwo sullańskie, pomimo swej integralności i korzyści, jakie ze sobą niosło, nie przetrwało i zostało obalone w ciągu jednego pokolenia. W prezentowanym, drugim wydaniu biografii autorstwa Keaveneya tekst został mocno przerobiony; uwzględniono też w nim wyniki dwóch ostatnich dekad badań uczonych. Książka przedstawia kluczową postać późnej Republiki nowemu pokoleniu czytelników. Napisana jest żywym, zajmującym językiem i może być atrakcyjna zarówno dla badaczy, jak i dla studentów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 454

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (4 oceny)
3
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




zakupiono w sklepie:

Sklep Testowy

identyfikator transakcji:

1645559090776558

e-mail nabywcy:

[email protected]

znak wodny:

Tytuł oryginału

Sulla: The Last Republican

© Copyright 2005 Arthur Keaveney

© All Rights Reserved

Authorized translation from English language edition published by Routledge, a member of the Taylor & Francis Group

© Copyright for Polish Edition

Wydawnictwo NapoleonV

Oświęcim 2017

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Tłumaczenie i redakcja naukowa:

Tomasz Ładoń

Korekta:

Artur Gajewski

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Strona internetowa wydawnictwa:

www.napoleonv.pl

Kontakt:[email protected]

Numer ISBN: 978-83-65746-47-4

Skład wersji elektronicznej: Aneta Więckowska

konwersja.virtualo.pl

Dla Jenny

PRZEDMOWADO PIERWSZEGO WYDANIA

Odkąd G.P. Baker opublikował popularnonaukową książkę Sulla the Fortunate (London 1927), nie ukazała się – o ile mi wiadomo – żadna inna biografia Sulli w jakimkolwiek spośród wiodących języków europejskich. Zaniedbanie to – tym bardziej zadziwiające, jeśli popatrzymy na ostatnie zainteresowanie innymi pomniejszymi postaciami, choćby takimi jak Krassus – oznacza, że Sulla jest jedną z nielicznych postaci późnej Republiki Rzymskiej, której nie poświęcono nowoczesnej biografii. Prezentowana praca – o ile to możliwe – ma na celu wypełnienie tej luki. Pisząc ją, starałem się przez cały czas mieć na uwadze jak najliczniejsze grono czytelników. Badacze – ośmielam się przynajmniej mieć taką nadzieję – odnajdą tutaj kilka szczegółów, które pomogą im lepiej zrozumieć tę ważną postać. Dla studentów – w co głęboko wierzę – książka być może okaże się racjonalną i wiarygodną relacją o życiu i działalności Sulli. Ufam wreszcie, że zwykłego czytelnika, który chciałby dowiedzieć się czegoś o jednej z najbardziej fascynujących postaci antyku, nie odepchnie od książki jej nazbyt surowa narracja. Cały czas starałem się przedstawiać Sullę jako człowieka z krwi i kości. Nie przepadam za typem biografii antycznych, w których – niezależnie od ich wartości naukowej – bohater pokazywany jest jako osoba bezbarwna albo (co gorsza) czynione to jest w sposób nudny. Nie podzielam także obecnie modnego poglądu, że nie powinno się prezentować historii starożytnej za pośrednictwem biografii. Niezależnie od tego czy to nam się podoba, wielkie osobowości odcisnęły piętno na czasach, w których dane im było żyć, a to upoważnia nas do zbadania, jaki wpływ na swoje czasy wywarł Sulla.

Książka w dużej części jest poprawioną wersją mojej rozprawy doktorskiej – Sulla – a biography – którą przygotowałem pod kierunkiem profesora A.M. Normana i obroniłem na Uniwersytecie w Hull w 1978 roku. Pisanie rozpocząłem na Uniwersytecie Walijskim (Uniwersytet Aberystwyth), gdzie w latach 1978–1979 odbywałem studia doktoranckie, a skończyłem tutaj, w Kent. Cytaty z Plutarcha zamieszczone są za pozwoleniem Penguin Books Ltd i pochodzą z książki Plutarch: Fall of the Roman Republic, w tłumaczeniu Rexa Warnera (Penguin Classics, rev. ed. 1972, ss. 45, 66, 83, 102, 108, Copyright Rex Warner 1958)1. Mapa bitwy pod Cheroneą została odtworzona za zgodą N.G.L. Hammonda. Pozostałe mapy, które nie tyle miały być dokładne, co służyć za ogólny przewodnik dla czytelnika, wykonali: moja żona, Jim Styles, John West i Jane Gregory. Jestem im za to wielce zobowiązany. Chcę również wyrazić ogromne uznanie dla pani Elfi Corbett, która przepisała tekst na maszynie.

Na koniec nie pozostaje mi nic innego jak zaznaczyć, że jestem osobiście odpowiedzialny za wszystkie ewentualne niedociągnięcia książki.

PRZEDMOWA DO DRUGIEGO WYDANIA

Wielki myśliciel, Ralph Waldo Emerson, który z pewnością niewiele czasu poświęcił Sulli, powiedział kiedyś, że to wspaniale być niezrozumianym. Gdy po raz pierwszy pisałem tę książkę, z góry założyłem wspaniałość Sulli i wyznaczyłem sobie cel: pokazać, że można lepiej zrozumieć tego człowieka. Książka ukazała się już jakiś czas temu, ale ja nigdy nie straciłem kontaktu z tematyką sullańską i nie widzę dzisiaj żadnego powodu, aby zmienić zdanie zarówno o Sulli, jak i o miejscu, które przypadło mu w historii. Niemniej jednak dwadzieścia lat badań spowodowało, że na temat niektórych epizodów i szczegółów skorygowałem dawny pogląd. Tam, gdzie tego nie zrobiłem, albo krótko odpowiedziałem na krytykę, albo po prostu wskazałem, gdzie można znaleźć inny od mojego punkt widzenia.

Prezentowana edycja ukazała się dzięki ludziom, a nie instytucjom. Richard Stoneman, który zamówił pierwsze wydanie, zamówił i tę wersję. Na początku w kwestiach informatycznych doradzał mi Charles Young. Jake Weekes przedstawił mnie Willowi Fosterowi, który narysował mapy. Najwięcej zawdzięczam jednak Aisling Halligan, która cierpliwie i z wprawą przygotowała tekst. Rath Dé uirthi.

Arthur Kaeveney

University of Kent

Lipiec 2004

1 W prezentowanym polskim wydaniu książki cytaty z Plutarcha podawane są w tłumaczeniu Mieczysława Brożka.

ROZDZIAŁ I ŚWIAT SULLI

Pewnego dnia w 88 roku1 rzymski konsul po raz pierwszy w dziejach stanął na czele armii, aby poprowadzić ją na Rzym. Konsulem tym był Lucjusz Korneliusz Sulla. Przeprowadzona przez niego akcja – jak można było się spodziewać – już od zainicjowania aż po dzień dzisiejszy jest przedmiotem dyskusji i kontrowersji. Wywołuje też tysiące pytań: jakim był człowiekiem? dlaczego to zrobił? co się z nim później stało? jakie były konsekwencje dla Rzymu? Na te i inne pytania postaram się odpowiedzieć w tej książce. Nim jednak to uczynię, być może dobrym pomysłem będzie nakreślenie krótkiego i – zważywszy na charakter prezentowanej narracji – z konieczności uproszczonego obrazu świata, w którym urodził się Sulla2.

Rzym w momencie jego narodzin, po kilku wiekach stałego rozwoju i podbojów, których kulminacyjnym punktem było zniszczenie w 146 roku największego rywala – Kartaginy, całkowicie panował w basenie Morza Śródziemnego, a kilka niezależnych państw zachowało autonomię tylko dlatego, że Rzym im na to pozwolił. Rozległe imperium zarządzane było z Rzymu – to stamtąd w regularnych odstępach czasu wyjeżdżali urzędnicy, aby w jego imieniu sprawować administrację nad prowincjami. Skomplikowany ustrój państwa doczekał się pochwały greckiego historyka Polibiusza, który wyróżnił w nim elementy demokracji, oligarchii i monarchii. Władza, przynajmniej w teorii, należała do elementu demokratycznego, czyli do ludu. To właśnie lud na zgromadzeniach głosował nad przyjęciem ustaw i wybierał urzędników. Najważniejsi urzędnicy – konsulowie – reprezentowali, według Polibiusza, element monarchiczny, gdyż – mimo że wybierani byli tylko na jeden rok – posiadali w tym okresie bardzo szerokie uprawnienia. Senat z kolei mógł być postrzegany jako komponent oligarchiczny. W jego skład wchodzili byli urzędnicy i – przynajmniej początkowo – był zgromadzeniem o charakterze czysto konsultacyjnym, zwoływanym przez różnych urzędników, gdy ci potrzebowali zasięgnąć jego rady.

W praktyce w czasach Sulli to senat był najważniejszym organem rządzącym, choć takiego stanu rzeczy w zasadzie nie sankcjonowało żadne szczególne prawo. Znaczenie senatu wynikało z doświadczenia zasiadających w nim byłych urzędników i przywiązywania wielkiej wagi do ich opinii, z czasem więc jego uchwały stały się głównym źródłem prawa. Ta rada starszych ceniona była szczególnie w zakresie spraw zagranicznych. Wraz z rozrostem imperium stawały się one stopniowo coraz bardziej złożone, aż w końcu lud z zadowoleniem zgodził się na przeniesienie swojej władzy nad prowincjami na senatorów i to im powierzył regulowanie stosunków z obcymi mocarstwami. Senat korzystał z różnych środków, aby ugruntować swoją przewagę w państwie. Przede wszystkim żaden konsul nie mógł mu się przeciwstawić, gdyż to senat posiadał uprawnienie rozdzielania prowincji, jeśli zatem konsul postępowałby wbrew życzeniom senatu, mógł otrzymać mniej korzystny przydział. W dodatku, jako że aktualnie sprawujący funkcję urzędnicy w większości przypadków również zasiadali w senacie, nie chcieli skłócać ze sobą innych jego członków niepotrzebnym pokazem niezależności. Taka demonstracja mogła łatwo obrócić się przeciwko nim i zahamować dalszy rozwój ich kariery. Uczeni zwrócili uwagę na różne mechanizmy, którymi posługiwała się arystokracja, by kontrolować zgromadzenia. Wielu ludzi było ekonomicznie i socjalnie związanych z arystokracją. Kontrolowała ona także religię państwową, co zapewniało jej szereg korzyści. Nade wszystko jednak przez większość czasu wśród ludu głęboko zakorzeniony był szacunek do lepiej urodzonych3.

Senatu nie powinno się jednakże postrzegać jako monolitu. W jego łonie zasiadała grupa wyraźnie odróżniająca się od pozostałych członków. Byli to ludzie mogący pochwalić się posiadaniem wśród swoich przodków konsulów, dzięki czemu określali się mianem nobilów. Stanowili oni garstkę rodów arystokratycznych, które dzięki ogromnym posiadłościom ziemskim oraz licznej klienteli osiągnęły duży prestiż i kontrolowały państwo. O ile jednak przedstawiciele owych rodów widzieli konieczność zachowania swej pozycji, o tyle w niewielu innych sprawach się zgadzali. We własnym gronie angażowali się w stałe, niejednokrotnie zaciekłe walki o urzędy i zaszczyty, podczas których w celu zabezpieczenia własnych interesów zarówno jednostki, jak i całe rody zawierały między sobą mniej lub bardziej trwałe sojusze polityczne. Arystokrata, który jednego dnia korzystał z pomocy i wpływów swego sprzymierzeńca, następnego dnia mógł być wezwany do spłacenia owego długu poprzez użycie własnych środków do wzmocnienia pozycji sojusznika4.

Tak zatem wyglądała sytuacja w momencie narodzin Sulli. Już wówczas jednak rozpoczęły się działania zagrażające kontroli senatu nad sytuacją w państwie, a czołowi senatorowie zorientowali się, że proces ów był znacznie poważniejszy od sprzeczek, do jakich dotychczas dochodziło w łonie senatu.

Chodzi w tym miejscu o walkę między optymatami a popularami. Przedstawicielem popularów był zwykle arystokrata ukrywający prawdę o swym pochodzeniu i próbujący wykorzystać siłę ludu do przeprowadzenia spraw niewygodnych dla senatorskiej większości, która, zwierając przed takim zagrożeniem szeregi, określała siebie nieskromnie jako optymaci (czyli najlepsi). Popularzy do walki z przeciwnikami najchętniej wykorzystywali trybunat ludowy. Po raz pierwszy zrobili to Grakchowie, niewątpliwie najbardziej znani spośród popularów, chcąc przeprowadzić nieakceptowaną przez senat ustawę rolną. Wielu polityków związanych z popularami – w tym także Grakchowie – stało się ofiarami przemocy. Walki wewnętrzne od wystąpienia Grakchów aż do upadku Republiki były plagą tamtych czasów. Popularzy często rzucali wyzwanie senackiej kontroli nad prowincjami i polityką zagraniczną poprzez próby wykorzystania ludu w tych sprawach. Na wniosek trybuna ludowego lud mógł np. zmienić decyzję senatu dotyczącą przydziału prowincji, a ludzie pokroju Saturninusa nie wahali się interweniować w negocjacjach z takimi królami jak Mitrydates5.

Ataki na senat, choć często przybierały ostrą formę, zazwyczaj nie trwały jednak długo i po jakimś czasie wygasały. Znacznie trwalsze zagrożenie dla dominującej pozycji senatu stanowiła pozostałość po ustawodawstwie G. Grakcha – upolitycznienie ekwitów. Warstwa ta pod względem dostojeństwa plasowała się zaraz za senatorską, a wielu jej członków było finansistami, lichwiarzami, poborcami podatkowymi czy wykonawcami kontraktów państwowych. Mniej więcej w tym czasie w Rzymie zaczął rozwijać się system stałego sądownictwa w sprawach karnych, a Grakchus oddał sądy w ręce ekwitów. Oznaczało to, że każdy senator, który uderzył w ich interesy, był odpowiedzialny właśnie przed takim sądem. Szczególne znaczenie posiadał sąd, który rozpatrywał sprawy o nadużycia w prowincjach (res repetundae). Biorąc pod uwagę interesy ekwitów, to oczywiste, że byli zaangażowani w wyzysk w prowincjach. Kontrola nad trybunałem oznaczała, że mogli działać bezkarnie, a przeciwko nim mógł zareagować tylko naprawdę bardzo odważny namiestnik, musiał bowiem zdawać sobie sprawę, że po powrocie do Rzymu stawi czoło oskarżeniu o okradanie tych, którymi rządził, a to z kolei mogło doprowadzić do jego wygnania. W ten sposób kontrola senatorów nad prowincjami osłabła, a jedną z cech charakterystycznych dla omawianego okresu były dążenia senatu do odzyskania nad nimi władzy6.

W taki właśnie sposób podważany był i stopniowo słabł prestiż senatu. Istniała jednak jeszcze jedna siła, która nie tyle uderzała w autorytet senatu, co raczej dążyła do zniszczenia samego Rzymu. Chodzi o tzw. „problem Italików”. Formalnie Rzym stał na czele konfederacji italskiej. W jej skład wchodziło wiele ludów zamieszkujących Italię, sprzymierzonych z Rzymem, ale zajmujących względem niego podległą pozycję. Mniej więcej w omawianym okresie ludy te zaczęły domagać się równego statusu, wysunęły także żądania nadania im pełni praw obywatelskich. Powodowały nimi różne motywy. Przede wszystkim jako że zasilali poważną część rzymskich armii, to – skoro dźwigali takie ciężary – nie rozumieli dlaczego nie mogą w pełni korzystać z dobrodziejstw podboju. Co więcej, ciągłe wojny spowodowały, że mieli coraz większą świadomość własnej wartości. Mieszkańcy prowincji postrzegali ich jako panów i władców; irytujący dla Italików musiał być fakt, że gdy wracali do domu, znów stawali się poddanymi. Do tego dodać należy wzrastającą brutalność rzymskich urzędników, którym podlegali. To właśnie konsekwentny i niezrozumiały rzymski upór w odmawianiu jakichkolwiek praw Italikom (a Sulla był w tym przypadku równie winny, jak inni Rzymianie) doprowadził ostatecznie do wybuchu tzw. wojny ze sprzymierzeńcami. Rozdrażnieni Italikowie zbuntowali się i rozpoczęli walkę nie tyle o przyznanie obywatelstwa, co o pełną niezależność od Rzymu7.

Do groźnych implikacji doprowadziły także zmiany w armii rzymskiej. W 107 roku Mariusz dopuścił do służby wojskowej ludzi bez kwalifikacji majątkowej. W efekcie spadła lojalność żołnierzy wobec państwa, a zwiększyło się przywiązanie do wodza. Uważa się, że Sulla wykorzystał ten nowy porządek zaprowadzony przez Mariusza i właśnie dzięki sile armii osiągał własne cele polityczne. Przekonamy się jednak, że to fałszywy pogląd. Tak naprawdę bowiem Sulla nie bazował na pozycji majątkowej ludzi, ale upolitycznił swoich żołnierzy8.

1 Wszystkie daty w tekście książki odnoszą się do czasów przed narodzeniem Chrystusa.

2 Analiza współczesnego Sulli świata, którą przeprowadził Greenidge (1904, 1–100), przewyższa pod względem literackim i wnikliwością historyczną późniejsze przeglądy, np. Bearda i Crawforda (1985). Opis wydarzeń odnoszących się do tego okresu można znaleźć u Scullarda (1982).

3 Greenidge 1904, 259; Lintott 2003, 198–199.

4 Gelzer 1969, 54–136; Lintott 2003, 169–176.

5 Niebezpieczeństwo schematycznego rozpatrywania tego typu zagadnień wyraźnie wykazał Wiseman 2000a.

6 Gruen 1968 (zob. hasło equites w Indeksie).

7 Keaveney 1987.

8 Rozwijam te tezy w przygotowywanym studium o armii i rewolucji rzymskiej. (Książka The Army in the Roman Revolution ukazała się w 2007 roku – przyp. tłum.).

ROZDZIAŁ IIWCZESNE LATA: 138-105

Spośród siedmiu rodzin patrycjuszowskich należących do gens Cornelia ta, z której wywodził się Sulla, choć zrodziła jedną z najbarwniejszych postaci, najsłabiej się wyróżniała. Pierwszym członkiem tej rodziny, o którym zachowały się wzmianki źródłowe, był P. Korneliusz Rufinus, dyktator z 334 roku; jest to jednak postać w historii pozostająca w cieniu i tak naprawdę poza nazwiskiem niewiele więcej o nim wiadomo1. Nie można już tego powiedzieć o jego synu, również P. Korneliuszu Rufinusie, najsłynniejszym – choć można też powiedzieć najbardziej osławionym – członku rodziny przed Sullą. W 290 roku jako konsul odegrał znaczącą rolę w wojnie z Samnitami. Mniej więcej w 285 roku został, podobnie jak ojciec, dyktatorem, a w 277 roku kolejny raz konsulem. Zapisał się wówczas w historii, prowadząc wojnę przeciwko sprzymierzeńcom Pyrrusa, króla Epiru, który najechał południową Italię2. W następnym roku jego karierę spotkał raptowny i sromotny koniec. Osobowość takiego pokroju musiała mieć wszak wrogów wśród innych zazdrosnych nobilów, którzy podejrzliwie patrzyli na każdego człowieka zyskującego nadmierne znaczenie. Gdy Rufinus wszedł w posiadanie talerzy o wadze przekraczającej dziesięć libr (librae) srebra, a zatem większej niż w tamtym czasie zezwalało prawo, uznano to za podstawę do wydalenia go z senatu. Jak na ironię incydent ten zapewnił mu coś, czego nie osiągnąłby dzięki zwycięstwom wojskowym i sukcesom politycznym: nieśmiertelną, acz wątpliwą sławę. Przez następne stulecia rozmaici moraliści i retorzy przywoływali jego przypadek, aby zilustrować prymitywizm i prostotę starożytnych rzymskich zwyczajów oraz bezwzględność, jaką musieli znosić ci, którzy owym zwyczajom uchybili3. Tymczasem niełaska, w jaką popadł Rufinus, przynajmniej po części doprowadziła do spadku politycznego znaczenia jego rodziny. Nie znikła całkowicie z życia publicznego, ale żaden z jej członków nie osiągnął pozycji porównywalnej do tej, jaką miał Rufinus i do czasów Sulli ta gałąź gens Cornelia postrzegana była jako mało znacząca.

Syn nieszczęsnego Rufinusa, P. Korneliusz Sulla, został około 250 roku kapłanem Jowisza (flamen Dialis). Piastowanie godności kapłana stanowiło wielki zaszczyt, jednocześnie jednak obwarowane było różnymi archaicznymi rytuałami – Rzymianie mawiali, że każdy dzień dla kapłana to święto, a w związku z tym człowiek piastujący tę funkcję w praktyce wyłączony był z odgrywania jakiejkolwiek roli w polityce. Syn Rufinusa z innego powodu przykuwa wszakże naszą uwagę. Był pierwszym członkiem rodziny noszącym przydomek Sulla4. Przydomek, zgodnie z rzymskim zwyczajem, wiązał się z jakąś fizyczną cechą tego, który go nosił, i może w tym wypadku być zniekształconą formą wyrazu sura (łydka)5. Sam Sulla uznawany był – jak się wkrótce przekonamy – za przystojnego mężczyznę i można podejrzewać, że niektórzy spośród jego przodków także szczycili się wyglądem budzącym powszechny podziw. Z drugiej strony przydomek może być powiązany ze złocistymi czy też rudawymi włosami Sulli, które – jako charakterystyczne dla całej rodziny – sugeruje także przydomek Rufinus6. Syn kapłana Jowisza, także P. Korneliusz Sulla, sprawował preturę w 212 roku i po zasięgnięciu rady w księgach sybillińskich ustanowił Igrzyska Apollińskie (Ludi Apollinares)7. To bez wątpienia właśnie w związku z owymi księgami proroczymi narosły dwa błędy. W pewnych kręgach sądzono, że przydomek Sulla pochodzi od Sybilli i że to pretor z 212 roku jako pierwszy go nosił8. Jego syn, kolejny P. Korneliusz Sulla, był dziadkiem Sulli i on także dotarł do pretury, którą sprawował w 186 roku9. O ojcu Sulli, L. Korneliuszu Sulli, nie wiadomo prawie nic. Przypuszcza się, że i on był pretorem, ale nie sposób tego udowodnić. Niektórzy próbowali iść jeszcze dalej, podejrzewając, że być może po złożeniu urzędu służył na Wschodzie, gdzie zetknął się z przyszłym wrogiem Sulli, Mitrydatesem. Wszystkie te hipotezy budowane są jednakże w oparciu o źle zrozumiany materiał źródłowy. Prawdopodobnie jedyną kwestią, co do której nie można mieć wątpliwości, jeśli chodzi o ojca Sulli, to fakt, że był dwukrotnie żonaty, a jego druga żona – czyli macocha Sulli – była kobietą o znacznym majątku, co akurat dla młodego Sulli miało niemałe znaczenie10.

Członkowie rodziny, w której w 138 roku urodził się Sulla, nie osiągnęli zatem przez kilka pokoleń wyższego urzędu niż pretura. O dzieciństwie Sulli nic nie wiadomo, a jedyna opowieść dotycząca tego okresu jego życia jest równie fałszywa, co urocza. Zgodnie z nią, gdy Sulla był jeszcze niemowlęciem, pewnego dnia niania niosła go ulicami Rzymu. Nagle została zatrzymana przez dziwną kobietę, która powiedziała do niej: puer tibi et reipublicae tuae felix (dziecko będzie źródłem szczęścia dla ciebie i państwa). Kobieta później znikła i nikt nigdy więcej już jej nie widział. Nie ma jednakże wątpliwości, że sytuacja rodziny była stosunkowo komfortowa, skoro Sulla otrzymał wykształcenie typowe dla członka swojej warstwy społecznej. Znał gruntownie klasyków greckich i (takich jacy byli dostępni w jego czasach) łacińskich, a także rozbudził w sobie miłość do korespondencji, która pozostała mu na całe życie. Gdy był nastolatkiem, być może mniej więcej w czasie przywdziewania toga virilis, szczęście nagle odwróciło się od niego. Zmarł mu ojciec, nie pozostawiając mu żadnego zapisu w testamencie. Nie wiadomo, czy był to wynik jakiejś kłótni między nimi, czy też ojciec nie miał mu czego zostawić; kolejne wypadki pokazują, że ta druga hipoteza jest bardziej prawdopodobna11.

Brak zapisu w testamencie ojca spowodował, że Sulla popadł w ubóstwo. Zachowała się tylko jedna informacja dotycząca jego sytuacji domowej w tym czasie, z której wyraźnie wynika, że wynajmował apartament na parterze. Nad nim mieszkał niewolnik, płacący za swą kwaterę zaledwie tysiąc sestercji mniej od Sulli12. Zastanawiano się, o jakich dochodach można mówić na podstawie tego szczegółu. Jedno jednak można śmiało powiedzieć – Sulli w zasadzie nigdy nie dotknęło prawdziwe ubóstwo ani nie stanęło przed nim widmo głodu13. Jednocześnie jednak w liczących się kręgach w Rzymie był nikim. Jego niewielki dochód mógł wydać się imponujący w porównaniu z dochodem pracownika fizycznego, ale żaden rzymski nobil – a już na pewno nie sam Sulla, który przez całe życie manifestował swą arystokratyczną dumę – nigdy nawet nie pomyślałby, aby dokonać takiego zestawienia. Nobilowie rzymscy, zajmujący wówczas te same pozycje, co kiedyś przodkowie Sulli, porównywali możliwości finansowe młodego człowieka ze swoimi ogromnymi fortunami i to ich zdaniem Sulla niczego nie miał. Według standardów klasy, do której miał słuszne prawo przynależeć – a jeśli chcemy zrozumieć ówczesną sytuację Sulli, to takie standardy musimy właśnie przyjąć – Sulla był bardzo biednym człowiekiem. Był ubogi w oczach rzymskiej arystokracji i w swoich własnych. I bieda ta odegra ogromną rolę w kształtowaniu jego charakteru i poglądów.

Ze wspomnianej biedy Sulli wypływała jedna istotna konsekwencja – nie mógł rozpocząć typowej dla człowieka wywodzącego się z jego warstwy społecznej kariery, czyli nie mógł wkroczyć na arenę życia publicznego. Wartość jego majątku nie była wystarczająca do osiągnięcia cenzusu ekwickiego, co powodowało, że nie był w stanie odbyć obowiązkowej służby wojskowej narzuconej każdemu Rzymianinowi, w randze, jaka umożliwiłaby mu – po jej skończeniu – ubieganie się o urząd. Krótko mówiąc, Sulla był déclassé. Jego ówczesny status nie odpowiadał ani urodzeniu i pozycji jego przodków, ani – jak to zobaczymy w dalszej części biografii – jego oczekiwaniom. Jak to zauważył później inny znany Rzymianin, ubóstwo czyni śmiesznym, a w tak małym mieście jak Rzym położenie Sulli było powszechnie znane. W ostro konkurującym społeczeństwie timokratycznym był napiętnowany pochodzeniem z podupadłej rodziny patrycjuszowskiej, która nie mogła już aspirować do statusu osiągniętego przez przodków. Powoli tonął14.

W takich okolicznościach, gdy drzwi do wyższej warstwy zatrzasnęła mu przed nosem patologiczna kasta nobilów, stało się naturalne, że gorącokrwisty Sulla, który łatwo nawiązywał przyjaźnie, zwrócił się tam, gdzie chętnie go powitano: do artystów teatralnych, grupy powszechnie w Rzymie pogardzanej. Aktorzy nie dbali o to, że w jego sakiewce brzęczy tylko kilka monet, nie zwracali też uwagi na portrety sławnych przodków zawieszone w jego atrium. Przyjęli go do swego półświatka dla jego samego i dla umiejętności, jakimi był obdarzony. W ten sposób Sulla, uprzejmy i miły dla wszystkich, którzy pozostawali tacy wobec niego, nagle znalazł względy w egalitarnym społeczeństwie. Dysponując pięknym głosem, śpiewał na ucztach wyprawianych przez aktorów, pił, wymieniał się dowcipami i obelgami ze swymi wyznającymi wolność słowa przyjaciółmi. To dzięki swym artystycznym towarzyszom Sulla zabrał się do pisania sztuk. Jeśli weźmiemy pod uwagę atmosferę panującą w jego wesołej kompanii nie dziwi, że nie pisał tragedii, a raczej atellanae fabulae. Ów specyficzny gatunek – w rodzaju niewybrednej, ludowej komedii – do tej pory był raczej improwizowany, teraz jednak – spisywany – nabierał kształtu literackiego. Niewykluczone, że twórczość Sulli odegrała sporą rolę w rozwoju tego gatunku. O silnym poczuciu lojalności cechującym Sullę dużo mówi fakt, że nawet gdy stał się już sławny i potężny, nie porzucił swoich przyjaciół – aktorów. W czasie dyktatury, ku zgorszeniu otaczających go nobilów, wciąż szukał ich towarzystwa, tak jak to czynił w głębokiej młodości. Nawet jeśli odsuniemy na bok kwestie związane z lojalnością i wdzięcznością, warto zauważyć, że wczesne doświadczenia Sulli, a także jego późniejsza kariera, nie dawały mu wiele powodów do darzenia uczuciem nobilów jako ludzi, cokolwiek by o nich nie myślał jako o członkach aparatu władzy. Naturalne zatem, że odwracał się od tego zakłamanego świata, by relaksować się pośród tych, którzy akceptowali go takim jakim był, nie oczekując w zamian zaszczytów. Przed laty nie przeszkadzała im jego nędza, teraz całkowicie obojętne były dla nich jego tytuły. Z całą bezczelnością i samowolą zwracali się do władcy świata, a on odwdzięczał im się w podobny sposób. W niepewnym świecie byli jego najlepszymi zaufanymi przyjaciółmi15.

Jeszcze jako bardzo młody mężczyzna, Sulla poślubił swoją pierwszą żonę. Są pewne niejasności co do jej imienia, które mogło brzmieć Ilia lub Julia. Jeśli przyjmiemy, że poprawne jest to drugie, wówczas można by ją identyfikować z siostrą sławnego mówcy Cezara Strabona i konsula z 90 roku, Lucjusza Juliusza Cezara. Cezarowie mieli skłonność do niecodziennych mariaży, a to akurat, jak się wkrótce okaże, bardzo pomoże Sulli, kiedy w końcu wkroczy do polityki. Z tego związku urodziło się jedno dziecko, córka, która w 89 roku poślubi syna Pompejusza Rufusa, kolegę Sulli na urzędzie konsula w 88 roku. Jakiś czas później – nie wiadomo dokładnie kiedy, chociaż Julia prawdopodobnie w międzyczasie umarła – Sulla ponownie się ożenił, tym razem z kobietą o imieniu Elia, o której poza tym nic więcej nie wiadomo. Żonaty Sulla nie stronił od pozamałżeńskich przygód. Miał homoseksualne relacje z aktorem Metrobiuszem, a także romans ze starszą od siebie kobietą, znaną jedynie pod pseudonimem Nikopolis. Na początku romansu to Sulla był zakochany w obytej w świecie, doświadczonej damie, jednak z biegiem czasu role się odwróciły i to ona została oczarowana przez Sullę, który przez całe życie był wielce utalentowanym uwodzicielem16.

Czar roztaczany przez Sullę wpływał – jak się wydaje – nie tylko na tych, z którymi spotykał się w młodości, ale i później, w życiu publicznym. Patrząc przez pryzmat mitu krwawego tyrana, dzisiaj niemal powszechnie przyjmowanego17, często zapominamy, że Sulla zdobył serca obywateli nienagannymi manierami i ogólnym obyciem. Chociaż trudno walczyć z mitem, w toku narracji będę jednak starać się to robić. Zachowały się informacje źródłowe o czynach Sulli i dość łatwo za nimi podążać, ale jego ciepło i serdeczność umarły wraz z nim i tylko historyczna wyobraźnia jest w stanie jakoś je wydobyć. Widząc jednak, jak atrakcyjny był Sulla w opinii aktorów i kobiet, być może łatwiej przyjąć, że podobny czar mógł rozsiewać wśród nobilów, takich jak np. L. Lukullus.

Niewykluczone, że z jednej strony uda się potwierdzić istnienie czaru, który Sulla wokół siebie roztaczał, a z drugiej okaże się, że był to po prostu instrument wykorzystywany z zimną krwią, aby torować przed sobą drogę. Zachowało się jednak dużo wystarczających dowodów, aby nie tylko poddać takie twierdzenie w wątpliwość, ale także uznać je za powierzchowne i nadmiernie cyniczne. Czy gdyby Sulla był tylko czarującym oportunistą, jak się zwykło sugerować, to czy wciąż utrzymywałby liczne kontakty z aktorami, kiedy nie byli mu już do niczego potrzebni? Taką samą konsekwencję wykazywał przez całe życie w stosunku do swych przyjaciół i towarzyszy broni. Był z tego tak dumny, że zażyczył sobie, aby informacja o tym została wyryta na jego nagrobku. Chciał zostać zapamiętany jako ten, który przyjaciołom i wrogom dawał to, na co zasłużyli18. Wszystko to wyraźnie wskazuje, że – delikatnie mówiąc – dobrodziejstwo i czar Sulli nie były cechami powierzchownymi, ale wynikały z jego ciepłej, wspaniałomyślnej osobowości i charakteru, które pozwalały mu zjednywać sobie oddanych przyjaciół.

Niełatwo dzisiaj wyłowić za źródeł pozytywne cechy osobowości Sulli. Więcej szczęścia mamy przy próbie rekonstrukcji jego wyglądu fizycznego, który zdaje się grać niemniejszą rolę w formowaniu wrażenia, jakie w ciągu całego życia wywierał na mężczyznach i kobietach. Co prawda, nie ocalały w pełni satysfakcjonujące rzymskie popiersia czy rzeźby Sulli, zachowały się za to wizerunki na monetach, gdzie widać pociągłą twarz i nos, który określić można jako typowo rzymski19. Ze źródeł literackich wynika, że chociaż uważany był za przystojnego, to jego atrakcyjny wygląd nie miał w sobie nic stereotypowego, a raczej przeciwnie – posiadał wiele cech charakterystycznych. Miał włosy złocistorude, kontrastujące ze śmiertelnie białą cerą (później zmienioną chorobą), zwracające uwagę niebieskie oczy o spojrzeniu zapamiętanym jako ostre i władcze20. Nie ma nic dziwnego w tym, że antyczni fizjonomiści na podstawie takiego materiału stworzyli po niedługim czasie coś na kształt analizy, która miała satysfakcjonować słuchaczy, gdy nazwisko Sulli budziło już wstręt i odrazę. Zdaniem owych fizjonomistów oczy Sulli wskazywały zatem, że był człowiekiem odważnym, ale też nieustępliwym i nieugiętym, a stan jego cery był efektem oddawania się perwersjom seksualnym21. Opowiadano również historię o tym, że Sulla posiadał tylko jedno jądro i zdaje się, że często traktuje się ją poważniej niż na to zasługuje. Bez wątpienia wywodziła się ona z prostackich, ale bardzo czułych piosenek, które śpiewali żołnierze Sulli, doskonale zdający sobie sprawę, że ich wódz ma znakomite poczucie humoru22.

Sulla był więc zapewne atrakcyjnym mężczyzną. Można snuć domysły, czy towarzysze jego młodości zdawali sobie sprawę, że pod przykrywką szyderczego śmiechu skrywała się poważniejsza i fundamentalna cecha jego charakteru – ambicja. To interesujące, czy ludzie jemu współcześni zdawali sobie z niej sprawę – dla nas dzisiaj, mających wgląd w całe jego życie, to kwestia oczywista: Sulla w młodości musiał być głęboko zawstydzony swoją ówczesną pozycją i od najwcześniejszych lat planował zrobienie kariery w świecie polityki. Zamierzał naśladować, a nawet prześcignąć swoich szacownych przodków w sukcesach odniesionych na wojnie i w życiu publicznym, czyli na dwóch bliskich polach tak istotnych dla człowieka o jego pochodzeniu. Pomimo ubóstwa i związanych z nim utrudnień Sulla założył sobie, że wszystkie przeszkody można pokonać, a w jego osobie chwała gałęzi rodu, nosząca przydomek Sulla, zostanie ponownie ożywiona i jego rodzina kolejny raz zajmie należne jej miejsce wśród elity rządzącej Republiką. I kiedy tylko nadarzyła się okazja do realizacji tych ambicji, Sulla podążył do celu z pełnym poświęceniem i determinacją, które musiały zadziwić osoby znające go dotychczas jedynie jako człowieka goniącego za przyjemnościami23.

Na razie jednak Sulla musiał odłożyć swoje ambicje na lepszy czas. Dopiero gdy dobiegł trzydziestki, dwa czysto przypadkowe zdarzenia, na które nie miał żadnego wpływu, wyciągnęły go z biedy i pozwoliły mu rozpocząć własną karierę. Zmarła jego bogata macocha, traktująca go jak własnego syna i zostawiła mu wszystkie pieniądze. Następnie zmarła jego kochanka Nikopolis. Była kobietą wpływową i także pozostawiła mu swój cały majątek24. Stanąwszy na nogi, Sulla mógł wreszcie zająć należne mu miejsce w społeczeństwie i rozpocząć karierę przeznaczoną dla człowieka z jego pochodzeniem. W 108 roku wystartował w wyborach i zgodnie z planem został wybrany na urząd kwestora na rok 10725. W normalnych okolicznościach młody nobil, ubiegający się o ten urząd, powinien wcześniej odbyć dziesięcioletnią służbę wojskową. Jednakże w czasach, o których mowa, zezwalano osobom niepełniącym służby wojskowej na ubieganie się o kwesturę, pod warunkiem że osiągnęły minimum trzydzieści lat. Wydaje się, że właśnie dzięki temu ustępstwu Sulla – mimo kompletnego braku doświadczenia wojskowego – mógł starać się o elekcję26. Wielu zostało wówczas zaciągniętych do pełnienia obowiązków kwestorskich, Sulla zaś wylądował pod dowództwem konsula Mariusza w Afryce Północnej. Mariusza wysłano tam w nadziei, że poradzi sobie w miejscu, gdzie tak wielu przed nim poniosło klęskę i raz na zawsze zakończy wojnę z Jugurtą – długi i niewygodny konflikt, który swoją genezą sięgał do wojen toczonych w Afryce przez Rzym i Kartaginę we wcześniejszej części drugiego stulecia.

Po zakończeniu trzeciej wojny punickiej część terytorium dawnej Kartaginy – obecnie znajduje się tam Tunezja – Rzymianie zamienili w prowincję Afrykę. Na zachód od niej, na obszarze dzisiejszej Algierii, leżało królestwo Numidii, której władcy poparli Rzymian w zmaganiach z Kartaginą i na tym skorzystali. Jeszcze dalej na zachód znajdowało się kolejne miejscowe królestwo Mauretania, które również odegra pewną rolę w opowiadanej tu historii. Pierwsze kłopoty Rzym miał jednak ze swym klientem, królestwem Numidii. Micypsa, panujący tam od czasów trzeciej wojny punickiej, zmarł około 118 roku. Królestwo pozostawił pod rządami swoich dwóch biologicznych synów i jednego adoptowanego, Jugurty, nieślubnego syna jego nieżyjącego brata. Ten niezwykły krok uczynił za podszeptem – choć nacisk byłby zapewne lepszym słowem – potężnych rzymskich przyjaciół Jugurty, których ten pozyskał sobie, walcząc u boku Rzymian w Hiszpanii. Taki stan rzeczy szybko doprowadził do kłótni, a potem do otwartej wojny. W rezultacie, pomimo prób mediacji ze strony senatu, Jugurta doprowadził do zabicia dwóch współrządzących z nim królów i przejął kontrolę nad całym państwem. W trakcie tych działań przeszarżował, dopuszczając do masakry, jakiej jego własne wojska dokonały na rzymskich kupcach, wspierających jednego z jego rywali.

W 111 roku Rzym, zgodnie z przewidywaniami wypowiedział zatem wojnę Jugurcie, przeprowadzono jednak tylko krótką kampanię, senat bowiem interesowała bardziej demonstracja niż wojna. Podpisanie pokoju wywołało jednak wielkie oburzenie w Rzymie, szczególnie pośród plebsu, który podejrzewał, że został on zawarty na skutek przekupstwa. Wszczęto dochodzenie, a do Rzymu przybył, chroniony przez obstawę, Jugurta, by złożyć zeznania przed komisją śledczą. Pobyt w Rzymie wykorzystał jako okazję do zabicia jeszcze jednego rywala do tronu. Ponieważ jednak chroniła go obstawa, pozwolono mu bezpiecznie powrócić do domu. Ponownie rozgorzała wojna. Dowództwo w niej powierzono konsulowi Albinusowi, a gdy ten udał się do Rzymu, aby przewodniczyć wyborom, przejął je jego brat, Aulus. Jugurta całkowicie go zdominował, w wyniku czego Rzymianie zostali wyparci z Numidii. Znów podniosły się oskarżenia o łapówkarstwo, powołano kolejną komisję, przed którą postawiono wiele osób. Prowadzenie wojny powierzono członkowi jednego z najbardziej zasłużonych rzymskich rodów, Kw. Cecyliuszowi Metellusowi, człowiekowi, który łączył arystokratyczną wyniosłość ze znakomitymi talentami wojskowymi. W przeciwieństwie do swoich poprzedników rozpoczął on wojnę z dużym rozmachem. W 109 roku wkroczył do Numidii i otoczył Jugurtę nad rzeką Muthul (Wäd Mellag), rozegrana tam bitwa nie doprowadziła jednak do ostatecznego rozstrzygnięcia w wojnie. W okresie zimowym 109/108 Metellus skupił się zatem na prowadzeniu działań przy użyciu taktyki spalonej ziemi. Dzieło zniszczenia kontynuował w następnym roku z takim sukcesem, że w 107 roku Jugurta został zmuszony do szukania pomocy na południu, u nomadzkiego plemienia Getulów i u swojego teścia Bokchusa, króla Mauretanii. W międzyczasie doszło do kłótni między Metellusem a jego legatem Mariuszem. Chodziło o to, że Mariusz chciał wyjechać do Rzymu, aby wziąć udział w wyborach konsularnych, a Metellus nie chciał się na to zgodzić. Ostatecznie zdanie Mariusza przeważyło i zgodnie z oczekiwaniami został wybrany konsulem na rok 107. Głosami ludu dowództwo w wojnie z Jugurtą zostało przeniesione z Metellusa na Mariusza27.

W takich oto okolicznościach Sulla rozpoczął służbę jako kwestor u boku Mariusza. Od swego dowódcy od razu otrzymał ważne zadanie. Jeśli Rzymianie chcieli poradzić sobie z nieuchwytnymi pustynnymi nomadami, musieli dysponować liczną konnicą, a zatem gdy główne siły wypłynęły do Afryki, Sulla pozostał w Italii z poleceniem zebrania jazdy w Lacjum i wśród italskich sprzymierzeńców28. Nasuwa się pytanie: co powodowało Mariuszem, doskonałym żołnierzem, że powierzył tak istotną misję młodemu, nieznanemu człowiekowi o zerowym doświadczeniu militarnym, który spędził swoją młodość przeważnie wśród aktorów i miał reputację hulaki? Możliwe, że Mariusz wykazał się pobłażliwością, po zwierzchniku oczekiwano bowiem, by traktował kwestora jak ojciec syna29. Niewykluczone także, że chodziło o nepotyzm. Przypomnijmy, że Sulla prawdopodobnie ożenił się z siostrą Cezara Strabona i L. Juliusza Cezara, którzy pozostawali w przyjacielskich stosunkach z Mariuszem30 i promując ich powinowatego, mógł wykonać ukłon w ich kierunku. Są jednak granice zarówno ojcowskich uczuć, jak i przyjacielskich gestów i w tym przypadku zostały one przekroczone. Czy Mariusz, rozpoczynając tak trudną i niebezpieczną wojnę, która zszargała reputację wielu (i w której postawił na szali własną), zleciłby tak istotne zadanie nieznanemu człowiekowi po prostu z poczucia obowiązku albo z racji przyjaznych stosunków ze szwagrem nieznajomego? Dzięki koneksjom rodzinnym czy zobowiązaniom można było załatwić komuś synekurę, ewentualnie wpłynąć na dowódcę, żeby w szczególny sposób traktował podwładnego, przykładowo ucząc go sztuki wojennej czy przydzielając łatwe zadanie. Trudno jednak uwierzyć, że tego typu układy wpłynęły na powierzenie tak ważnego zlecenia. Jak więc wytłumaczyć zachowanie Mariusza? Sugerowałbym, że powierzył Sulli wspomnianą misję, gdyż miał doskonałe wyczucie umiejętności wojskowych i od razu odkrył nieprzeciętne talenty swego podkomendnego. Jeśli rzeczywiście Mariusz doszedł do takiego wniosku, to następne wypadki pokazały, że miał w tym przypadku całkowitą rację31.

Mariusz rozpoczął kampanię w 107 roku, kontynuując taktykę swego poprzednika. Koncentrował się na zdobywaniu i obsadzaniu jak największej liczby ufortyfikowanych miejsc. Jugurta ze swojej strony stosował taktykę wojny podjazdowej, zapuszczając się na terytorium okupowane przez Rzymian. Wydaje się, że doszło tylko do jednej bitwy – niedaleko Cyrty (Constantine) – z której zwycięsko wyszedł Mariusz. Przez cały ten okres Bokchus zachowywał się dwuznacznie. Nie chciał otwarcie wchodzić w konflikt z Rzymem, pozostawał więc spokojnie w swoim królestwie i zadowalał się wysyłaniem do Mariusza uspokajających wiadomości, że niczego bardziej nie pragnie niż przyjaźni ludu rzymskiego, który z jego strony nie powinien się niczego obawiać. Nie może co prawda unikać wysyłania jakiejś pomocy Jugurcie, ale nie chce wojny z Rzymem.

Pod koniec roku Jugurta z nieznanych powodów zaprzestał działań i Mariusz zdecydował się na wykonanie spektakularnego ruchu. Ci, którzy go wysłali na wojnę, oczekiwali oszałamiających sukcesów, ale do tej pory – choć jego kampanii niewiele można było zarzucić – nikogo nie olśnił. Tym razem nadszedł czas, aby pokazać publiczności coś więcej. Śmiało przemaszerował przez pustynię i zdobył silnie ufortyfikowane miasto Kapsa (Gafsa). Po powrocie wznowił likwidowanie umocnień, aż wraz z nastaniem zimy udał się na leże zimowe, prawdopodobnie w okolice Cyrty32.

Wiosną 106 roku w rękach Jugurty pozostawały tylko niektóre tereny w zachodniej Numidii. Mariusz zdecydował się zaatakować należącą do księcia fortecę Mulucha (Moulania). Chociaż leżała ona daleko od Cyrty, to Mariusz miał ważne powody, aby przypuścić na nią atak. Po pokazaniu rzymskiej potęgi militarnej we wschodniej Numidii, chciał zrobić to samo w zachodniej części, będącej główną bazą Jugurty, od czasów gdy Numidia została podzielona między niego i jego nieszczęsnych rywali. Gdyby Mariusz odniósł sukces, mógł także zagarnąć znajdujący się tam skarbiec królewski. Ekspedycja mogła również rozwiązać problem niesfornego Bokchusa. Region graniczył z Mauretanią i Mariusz ewidentnie miał nadzieję, że popis siły pokaże królowi bezcelowość angażowania się w konflikt z Rzymem33.

Gdy Sulla przyprowadził jazdę z Italii, Mariusz zaangażowany był właśnie we wspomniane oblężenie34. Sulla pracował stale nad zyskaniem popularności wśród żołnierzy. Dobrze znany urok, którym z takim skutkiem potrafił omotać kobiety i aktorów, teraz z podobnym powodzeniem rozsiał w żołnierskim obozie. Dbał o to, aby żołnierzy traktować z wielką życzliwością i uprzejmością. Zawsze skłonny był wyświadczyć im przysługę, nawet gdy go o to nie proszono, nie oczekiwał niczego w zamian, przeciwnie – wolał, aby to żołnierze jak najwięcej jemu zawdzięczali. Był uprzejmy nawet wobec szeregowych legionistów, zawsze skory do żartów, chętnie dzielił z żołnierzami ich trudy i znoje. Takie życzliwe podejście Sulli do żołnierzy nigdy się nie zmieniło. Jeśli będziemy o tym pamiętać w trakcie rozważań nad jego późniejszą karierą, łatwo zrozumiemy, dlaczego go ubóstwiali i wykonywali każdy jego rozkaz. Trzeba jednak mieć na uwadze, że to mizdrzenie się do wojska było dla Sulli również niebezpieczne. Łatwo mogło wywołać zazdrość wśród oficerów, a także niechęć naczelnego wodza, skłonnego, by podejrzewać swego podwładnego o wywyższanie siebie. Sulla, jak się wydaje, zwalczał takie posądzenia roztropnością i taktem. Starał się postępować w taki sposób, by nie współzawodniczyć ani z Mariuszem, ani z innymi oficerami, i dbał o to, by jego postępowanie nie jawiło się jako próba podważenia czyjejkolwiek pozycji. W ten sposób nie tylko był bardzo popularny wśród żołnierzy, ale także cieszył się sympatią Mariusza, który z zachwytem obserwował Sullę z entuzjazmem i werwą traktującego służbę wojskową35.

Mariusz zdobył w końcu fortecę, zajął skarbiec królewski, ale tak naprawdę nie miał sobie czego gratulować. Z pewnością udało mu się przerazić Bokchusa, ale nie uzyskał zamierzonego rezultatu. Jugurta, słusznie przypuszczając, że koneksje rodzinne nie będą wystarczające, aby związać ze sobą Bokchusa, utworzył z jego doradców przychylne sobie stronnictwo i szczodrze wspomagał je pieniędzmi. Bokchus, zaalarmowany obecnością Rzymian w pobliżu swoich granic, uległ pochlebstwom tej grupy i dał się przekonać, aby otwarcie wystąpić po stronie szwagra. Ceną poparcia miała być 1/3 królestwa Jugurty, którą ten miał mu odstąpić po zakończeniu wojny36. Dopełnieniem porażki Mariusza był fakt, że Jugurta zdołał na jego tyłach odbić Cyrtę37.

Rzymianie musieli się wycofać. Zbliżała się zima i najważniejszym celem, przed udaniem się do kwater zimowych w nadmorskich miastach, było odzyskanie Cyrty38. Pewnej nocy, gdzieś w okolicach znajdujących się na zachód od Sétif, dwaj królowie przypuścili zaskakujący atak na Rzymian. Na armię Mariusza runęły liczne oddziały jazdy getulskiej i mauretańskiej. Nie było czasu na uformowanie szyku bojowego, poskładanie bagaży czy nawet wydawanie rozkazów. W takich okolicznościach starcie przypominało bardziej dziką, pijacką bijatykę niż regularną bitwę. Konni i piesi zmieszali się bezładnie, a Mariusz w środku zamieszania, wraz z przyboczną gwardią, przemieszczał się z miejsca na miejsce, zagrzewał żołnierzy do walki i wzywał ich do atakowania wroga, gdzie tylko nadarzy się sposobność. W końcu Rzymianom udało się uformować obronny okrąg.

Atak barbarzyńców trwał także po zapadnięciu zmroku. W końcu wojsku Mariusza udało wycofać się na dwa sąsiadujące ze sobą wzgórza. Mniejsze nie nadawało się do rozbicia obozu, ale miało źródło świeżej wody, którego z kolei brakowało na drugim. To pierwsze wraz z jazdą zajął Sulla, zaś to bardziej rozległe – główne siły. Rozmieszczeni na wzgórzach Rzymianie oglądali nocą ogromne ogniska palone przez przedwcześnie świętujących zwycięstwo barbarzyńców. Jeszcze przed świtem, gdy barbarzyńcy ułożyli się do spania, kawaleria i piechota rzymska opuściły swe pozycje i przystąpiły do ataku. Zaskoczonego i przerażonego wroga udało się całkowicie otoczyć. Mariusz ponownie podjął marsz, ale – nauczony doświadczeniem – nie chciał dać się zaskoczyć po raz drugi. Po prawej stronie umieścił zatem Sullę z jazdą, po lewej swego legata A. Manliusza z oddziałami pomocniczymi, łucznikami i Ligurami. Bagaże ulokowano w centrum, pod ochroną ciężkozbrojnych, zaś lekkozbrojni zabezpieczali przód i tył. Dezerterzy otrzymali zadanie rozpoznania ruchów wroga, a noce spędzano w silnie umocnionych obozach.

W końcu, niedaleko Cyrty, być może w regionie Châteaudun-du-Rhumel, doszło do spodziewanego ataku wroga. Pierwszy kontakt nawiązał Sulla. Z częścią podległych mu oddziałów natychmiast przeszedł do ofensywy, szarżując szwadronami w jak najściślej zwartych szeregach. Reszta jego wojska trzymała szyk, chroniąc się przed ciskanym w nich gradem oszczepów i zabijając tych, którym udało się przedostać w pobliże ich pozycji. Z przodu Mariusz zmierzył się z Jugurtą, właśnie tam trzymającym większość swojej konnicy. W międzyczasie Bokchus wraz z piechotą zaatakował tyły. Kiedy Jugurta się o tym dowiedział, popędził tam i zakrzyczał po łacinie, że właśnie zabił Mariusza. Była to nieprawda, ale Rzymianie, nie mogąc tego zweryfikować, wpadli w popłoch. W wyniku tego barbarzyńcy, nabrawszy odwagi, zaatakowali z jeszcze większą zaciekłością. Gdy Rzymianie byli już na granicy wytrzymałości, na pole bitwy powrócił Sulla, który wcześniej ścigał wrogów, i zaatakował flankę Bokchusa. Król natychmiast uciekł. Jugurta był okrążony, ale – jak zwykle – wykazał się sprytem i zdołał uciec. Całkowitego okrążenia wroga dopełnił zwycięski na froncie Mariusz. Jak można było się spodziewać, dalszy marsz przebiegł bez zakłóceń, a Cyrta poddała się bez walki39.

Po poniesieniu dwóch ciężkich klęsk Bokchus zaczął rozważać zmianę swojej polityki, boleśnie bowiem przekonał się, że potrzebny jest kompromis z Rzymianami. Pięć dni po ostatniej klęsce wysłał do Cyrty dwóch posłów z prośbą, aby Mariusz oddelegował do króla dwóch swoich oficerów na negocjacje. Jasne okazało się, że zarzewiem oporu antyrzymskiego był Jugurta; jeśli zostałby wyeliminowany, wojna dobiegłaby końca. Gdyby jednak Jugurta pozostawał wciąż na wolności, Rzymianie mogliby przemierzać całą Numidię, a ten i tak stale pod ręką miałby świeże siły, aby ich nękać. Bokchus zobowiązał się zatem, że wyda Jugurtę, chociaż pod jednym warunkiem – cała Numidia ma przypaść jemu. Oczywiście nie wierzył, że ją dostanie. Chciał raczej rozpocząć negocjacje od podania maksymalnych żądań, aby potem, nawet jeśli się z nich wycofa, i tak ostatecznie uzyskać coś konkretnego za planowaną zdradę. Jeśli Rzymianie oczekiwali od niego, że popełni tak potworny czyn, powinni go za to odpowiednio nagrodzić. Mariusz wysłał do króla swoich oficerów, Sullę i Manliusza, by przedyskutowali propozycje króla. Sulla powiedział królowi, że Rzym cieszy się z wkroczenia króla na dobrą drogę. Stwierdził, że ma wiele do zyskania i nie musi obawiać się ludu rzymskiego, który nie ma zamiaru pozbawić go królestwa. Wyraził żal, że władca nie prowadził obecnego kursu wcześniej, ale dodał, że wciąż ma okazję dobrymi uczynkami naprawić przeszłe błędy. Doświadczył już potęgi rzymskiej broni, teraz ma szansę doświadczyć rzymskiej dobroci.

Odpowiedź Bokchusa była kojąca i pojednawcza. Chwycił za broń tylko dlatego, że chciał bronić tego, co prawnie mu się należy. Przypomniał też, że wysłał poselstwo do Rzymu, które jednak zostało zignorowane. Stwierdził, że zapomniał, co było złe w przeszłości, i zobowiązał się, że ponowi poselstwo do senatu. Zawarto więc rozejm i król przygotował delegację. Chociaż mogło się wydawać, że był to postęp, rozwój wypadków pokazał coś innego. Z pewnością zatem konsekwencje ustaleń nie były tak doniosłe, jak wrażenie, jakie na królu wywarł Sulla. Nigdzie nie znajdzie się lepszego dowodu na umiejętność zjednywania sobie ludzi przez Sullę, niż w czasie jego wizyty u Bokchusa. Mimo że Sulla komunikował się z człowiekiem o zupełnie innej kulturze, i w prywatnej rozmowie, i w oficjalnych negocjacjach zachwycił króla siłą swego charakteru. Wkrótce między obydwoma zawiązała się nić sympatii i zrozumienia, która niebawem zmieniła się w ciepłą przyjaźń. Na razie jednak potencjalne znaczenie tej relacji było nieokreślone, a wynik misji niezadowalający. Król, zmienny w swych humorach i nastrojach, raz jeszcze posłuchał przebywających na jego dworze stronników Jugurty i jednak koniec końców nie zdecydował się na wysłanie poselstwa do Rzymu40.

Mariusz zareagował rozsądnie. Zdecydował, by dać na razie królowi spokój w nadziei, że sam zda sobie wkrótce sprawę z tego, co będzie najlepsze dla jego interesów. Wyruszył z Cyrty w celu zaatakowania jednej z twierdz na terytorium Getulów, w której stacjonowali dezerterzy. Okazało się, że była to słuszna decyzja, gdyż Bokchus ponownie zmienił plany. Istnienie stronnictwa wspierającego Jugurtę na dworze króla każe nam podejrzewać, że Rzymianie również mieli tam swoich popleczników i właśnie to ku nim teraz Bokchus się zwrócił. W rezultacie zdecydował, że wyśle pięcioro ze swoich krewnych z pełnomocnictwem zakończenia wojny najpierw do Mariusza, a potem – jeśli byłoby to konieczne – do Rzymu. Co znaczące, najpierw mieli oni odnaleźć Sullę i u niego szukać pomocy w negocjacjach z Mariuszem. Najwyraźniej w czasie osobistych rozmów Sulla przekonał Bokchusa, że jest w dobrych relacjach z Mariuszem i przetrze mu szlak do wodza; Bokchus czuł, że ma w Sulli co najmniej jednego rzymskiego przyjaciela. Jak poważnie Bokchus traktował tę misję, dowodzi fakt, że Jugurta, w obawie o własne bezpieczeństwo, uciekł z jego dworu. Po drodze posłowie króla zostali napadnięci przez Getulów i w okrutny sposób sponiewierani. Po przybyciu do obozu rzymskiego, ku ich radości nie potraktowano ich jak włóczęgów – co mogło się zdarzyć, gdyż ukradziono ich pełnomocnictwa – ale zostali przyjęci z wielkim szacunkiem i gościnnością przez Sullę, który, jako quaestor pro praetore, był po wymarszu Mariusza odpowiedzialny za obóz41.

Kiedy Mariusz powrócił do Cyrty i zapoznał się z wieściami, zwołał namiestnika prowincji i wszystkich senatorów, którzy akurat przebywali w Afryce na spotkanie, na którym posłowie króla przedstawili jego propozycje. Obecny był także Sulla, wezwany wraz z posłami z nadmorskiej Utyki, gdzie znajdowały się główne zimowe kwatery Rzymian42. Kilku o gorących głowach było za odrzuceniem propozycji Bokchusa, większość jednak rozsądnie zadecydowała, że powinien zostać zawarty rozejm, a posłowie powinni udać się do Rzymu. Trzech posłów wyruszyło więc do Italii, dwóm zaś przydzielono silną eskortę i odesłano ich do domu z darami od Sulli. Oczywiście kiedy Bokchus dowiedział się o ich przygodach jeszcze bardziej umocnił swoje dobre zdanie o Sulli. Mariusz najwyraźniej nie widział nic złego we wzrastającej przyjaźni Sulli i króla, gdyż wyruszającym posłom powiedział, aby we wszystkim słuchali Sulli. W Rzymie posłowie usłyszeli, że senat zapomniał królowi wszystkie „błędy” i ofiarowuje mu traktat przyjaźni, kiedy ten tylko na to zasłuży. Implikacja wynikająca z ostatniej klauzuli była oczywista: Bokchus musi wydać Jugurtę. Senat powierzył również dalsze negocjacje Mariuszowi, który był zaznajomiony z aktualną sytuacją i najlepiej nadawał się do tego zadania. Kiedy posłowie powrócili z tymi wiadomościami, Bokchus wyprawił kolejne poselstwo do Mariusza, prosząc by ten wyprawił do niego Sullę z pełnomocnictwami. Tak też się stało43.

Dzisiaj często dyskredytuje się rolę Sulli w schwytaniu Jugurty i pisze się o nim jako swego rodzaju gońcu, krążącym między Bokchusem a Mariuszem44. Warto dokładniej zbadać, jak Sulla przyczynił się do zakończenia wojny jugurtyńskiej. Wydaje się, że był kimś znacznie ważniejszym niż chłopcem na posyłki. Wspominałem już, że senat uczynił Mariusza odpowiedzialnym za negocjacje z Bokchusem, a wódz z kolei przekazał sprawę w ręce Sulli, wysyłając go do króla w charakterze posła i przydając mu odpowiednie pełnomocnictwa. A zatem cała odpowiedzialność za przekonanie Bokchusa do wydania Jugurty spadła wyłącznie na Sullę. To jemu również musiała zaufać druga strona. Bokchus wyraźnie domagał się, by to Sulla został przysłany w celu dokończenia negocjacji. Sulla zajął zatem pozycję o kluczowym znaczeniu: był człowiekiem, po którym obie strony spodziewały się pomyślnego zakończenia sprawy, a tę istotną pozycję zawdzięczał sam sobie. Zdobył zaufanie Bokchusa przekonując go, że jest Rzymianinem pozytywnie do niego nastawionym, przez co mógł być przez niego postrzegany jako ktoś użyteczny w rokowaniach z Mariuszem. Jednocześnie Mariuszowi przedstawiał się jako bliski przyjaciel Bokchusa i przekonywał go, że to on, bardziej niż ktokolwiek inny, jest stanie przekonać króla do ustępstw. Przy wykorzystaniu doskonałych umiejętności dyplomatycznych Sulla tak zaaranżował wypadki, że – absolutnie wbrew przypisywanej mu roli pionka – stał się decydującym ogniwem w negocjacjach między Rzymem a Mauretanią. Ich sukces lub klęska zależały wyłącznie od jego poczynań.

Podejmując się tej misji, Sulla wcale tak mało nie ryzykował. Bokchus chyba naprawdę był nastawiony do niego przychylnie, ale równie dobrze mógł zmienić swoje podejście. Co więcej, człowiekowi planującemu zdradę swojego krewnego nie można było całkowicie ufać. Istniały także inne zagrożenia, z którymi należało się zmierzyć jeszcze przed przybyciem na dwór króla, o czym Sulla sam miał się przekonać, gdy wyruszył z eskortą konnicy, procarzy balearskich, łuczników i Pelignijczyków45. Piątego dnia podróży, gdzieś w regionie Medjana, napotkał spory oddział rozproszonej kawalerii barbarzyńskiej. Rzymianie natychmiast przygotowali się do bitwy, lecz zwiadowcy zakomunikowali, że jeźdźcy są nastawieni przyjaźnie. Był to oddział dowodzony przez niejakiego Woluksa, syna Bokchusa, który oznajmił, że przybył eskortować Sullę do swego ojca. Król, dla którego negocjacje były teraz sprawą poważną, nie miał zamiaru dopuścić, by posłowie rzymscy wpadli w ręce Jugurty, swobodnie włóczącego się po okolicy. Obydwie grupy przez cały następny dzień maszerowały razem, bez żadnych incydentów. Wieczorem następnego dnia – byli wówczas, jak się wydaje, w dolinie rzeki Chétif – gdy zamierzano już rozbić obóz, do Sulli przybył mocno wzburzony Woluks, który oznajmił, że w pobliżu znajduje się Jugurta. Błagał Sullę, by uciekł wraz z nim pod osłoną ciemności. Rzymianin odparł, że nie boi się Jugurty, dodając – co charakterystyczne – że ufa swoim żołnierzom i nie ma zamiaru ich opuścić. Woluks zasugerował zatem, by cała armia wykradła się nocą i na ten plan Sulla wyraził zgodę. Jednakże o świcie, kiedy zmęczeni nocnym marszem Rzymianie stawiali obóz, dotarła do nich wiadomość, że Jugurta, który zawsze szybko potrafił się przemieszczać, stacjonuje zaledwie dwie mile przed nimi. Żołnierze podnieśli wrzawę i domagali się ukarania Woluksa śmiercią, gdyż podejrzewali, że to on zdradził Jugurcie trasę marszu. Sulla był skłonny się z nimi zgodzić – lub co najmniej takie sprawiał wrażenie – ale rozsądnie powstrzymał się od spełnienia ich życzenia. Zamiast tego rozkazał Woluksowi opuścić obóz, w którym uważano go za zdrajcę. Syn króla błagał Sullę, by ten nie wierzył w oszczerstwa. Utrzymywał, że Jugurta w zasadzie pozostaje teraz na łasce Bokchusa i nie odważy się na użycie przemocy w obecności jego syna. Radził, aby zrobić test i odważnie przejść przez obóz wroga. Sulla, zawsze gotowy do takich brawurowych wyzwań, wyraził zgodę i Rzymianie przeszli bezpiecznie przez szeregi Jugurty, który z wahaniem i niezdecydowaniem ich przepuścił. Możliwe, że miał zamiar zabić Sullę, bardziej prawdopodobne jednak, że jego plan polegał na złapaniu rzymskiego oficera, by wykorzystać go w charakterze argumentu przetargowego w celu uzyskania dogodnych warunków w trakcie negocjacji. W każdym razie Rzymianie bezpiecznie kontynuowali pochód i kilka dni później, już bez żadnych przygód, dotarli na miejsce46.

Bokchus udzielił audiencji jednocześnie obydwu stronom konfliktu. Jugurtę, który nie był obecny na dworze, reprezentował pilnujący tam jego interesów możny o nazwisku Aspar. Sulli towarzyszył Dabar, prominentny członek obozu prorzymskiego przy królu, należący do rodziny dawnego króla Numidii, Masynissy. Wspólne spotkanie nie przyniosło żadnych ustaleń, Sulla nie chciał bowiem w obecności Aspara załatwiać żadnych spraw. Zadowolił się jedynie stwierdzeniem, że został przysłany, by przekonać się, czy król pragnie pokoju czy wojny. Bokchus odparł, że swoją odpowiedź da za dziesięć dni. Właściwe negocjacje rozpoczęły się dopiero późnym wieczorem. Sulla, Bokchus i Dabar spotkali się jedynie w obecności tłumacza. Bokchus wygłosił pochwałę Sulli, obiecał mu dozgonną przyjaźń, a następnie zaoferował, że nie przekroczy rzeki Mulucha ani nie pozwoli na to Jugurcie. Takie warunki okazały się niewystarczające dla Sulli, który domagał się wydania Jugurty. Ostatecznie Bokchus przystał na ten warunek.

Wspominałem już, że Jugurta przez cały czas przebywał z dala od dworu i zrodził się problem, jak zwabić go pod władzę króla. Pretekstem było zakomunikowanie mu, że istnieje możliwość zawarcia pokoju na korzystnych dla niego warunkach. Nazajutrz wezwano Aspara, a następnie wysłano go do Jugurty z taką wiadomością. Jugurta odpowiedział, że zrobi wszystko, o co tylko poprosi go Bokchus – w tym momencie prawdopodobnie inna opcja nie wchodziła w grę – ale niespodziewanie dodał, że nie ufa Rzymianom. Zaproponował zatem zdradziecki plan bardzo podobny do tego, który ułożyli Sulla i Bokchus. Poddał myśl, żeby zwołać spotkanie, na którym Sulla zostałby pojmany i przekazany w jego ręce. Wzięcie do niewoli tak dostojnego zakładnika miało spowodować, że senat na pewno zgodzi się na zawarcie traktatu. Bokchus oświadczył, że jest gotowy przyjąć taki plan. Następnie spotkał się osobno z Sullą, osobno z Asparem i przekazał im, że zgadza się z ich planem. Wiążąc się z obydwiema stronami, król postawił przed sobą dylemat, którą stronę ma zdradzić. W noc poprzedzającą spotkanie długo się wahał, analizował obydwie możliwości, własną pozycję i zastanawiał się, czy spełnić obietnicę daną Jugurcie czy Sulli. W końcu, po kilku godzinach zastanowienia, zdecydował się respektować obietnicę złożoną Rzymianom. Kierował się częściowo obawą przed tym, co stanie się, gdy Rzymianie zostaną pozbawieni zdobyczy, a częściowo, być może, osobistym szacunkiem, jakim darzył Sullę. Po nadejściu dnia Jugurta przybył na spotkanie nieuzbrojony i w towarzystwie zaledwie kilku przybocznych. Czekał na niego Bokchus z grupką przyjaciół i Sullą. Na dany sygnał pozostający dotąd w ukryciu, uzbrojeni ludzie wycięli towarzyszy Jugurty, schwytali króla i postawili go przed obliczem Sulli. Ten odwiózł swojego więźnia do Mariusza47.

1 RE nr 301; MRR 1.140–141.

2 RE nr 302; MRR 1.183, 187, 194 wraz z Aul. Gell. 4,8,7; Val. Max. 2.9.4. Por. Valgiglio 1960, 2; Carcopino 1931, 20, przyp. 4; Ghilli 2001, 300, przyp. 4.

3 Plut., Sulla 1.1; Aul. Gell. 4.8.13; Val. Max. 2.9.4; Tert., Apol. 6; Aug., Civ. Dei 5.18; Schol. Juv. 9.142. Zob. Ghilli 2001, 301, przyp. 5 i 6.

4 MRR 2.250; Peter, vol. 1, fr. 2 (z Pamiętników Sulli). Katz (1982) uważa, że próbował w ten sposób uniknąć niesławy, jaka towarzyszyła przydomkowi Rufinus.

5 Charisius (110, Keil 1); Quint. 1.4.25; Plut., Cic. 17. Ta ostatnia wzmianka jest rozstrzygająca. Nie wydaje się, aby słuszne były spekulacje Valgiglio (1960, 6), które doprowadziły go do odrzucenia takiej etymologii i Hinarda (1985, 18–20), który zaproponował etymologię od suillo (wieprzowina) i uznał, że rodzina z oczywistych względów ją odrzuciła, a później wywodziła etymologię przydomku od Sybilli. Więcej na ten temat niżej.

6 Charisius (110, Keil 1); Plut., Sulla 2.2. Plutarch wskazuje, że Sulla otrzymał przydomek już za swojego życia, a wiązał się on z jego nakrapianą cerą, ale biograf nie może mieć w tym miejscu racji.

7 MRR 1.268 wraz z Macrob., Sat. 1.17.27, gdzie można się dowiedzieć, że niektórzy wrogowie Sulli próbowali zaprzeczać, jakoby to jego przodek ustanowił te igrzyska.

8 Macrob., Sat. 1.17.27; Charisius (110, Keil 1). Wzmianka o wyzwoleńcu Sulli, Epicadusie, w drugim z wymienionych źródeł wyklucza sugestię Crawforda (1974, I, 250), że etymologia sięga czasów Cesarstwa.

9 MRR 1.371.

10 Plut., Sulla 2.7. Por Badian 1970, 5 i Keaveney 1980, 165–167, 169. Argumenty przeciwko teoriom wysnutym przez Hinarda (1985, 21) i Hatschera (2000, 112, przyp. 43) zob. Keaveney, Madden 1993.

11 Sall., Iug. 95; Plut., Sulla 1.3–4; De Vir. Illust. 75. Por. Keaveney 1980, 166–168 przeciwko Badian 1970, 4–6 i Hillard 1991, 69. Co stało się z resztą rodziny, nie wiadomo. Co do pozostałych członków istnieje dużo niejasności. Wydaje się, że Sulla miał brata Serwiusza (o nim Reams 1987), a także siostrę, o której istnieniu wiadomo dzięki informacji, że jej syn, Sex. Noniusz Sufenas odegrał niewielką rolę w karierze Sulli.

12 Plut., Sulla 1.6. Reams (1984, 158–162) kwestionuje wiarygodność przekazu Plutarcha w tym miejscu, ale jego zastrzeżenia mają moim zdaniem charakter spekulacji. Zob. Keaveney 2001, 267.

13 Keaveney 1980, 167, przyp. 1; Reams 1984, 163–167.

14 Ktokolwiek rozważa kwestię ubóstwa Sulli, powinien znać słowa E. Le Roy Laduriego (1980, 333): „powinno się rozróżniać ludzi, którzy byli biedni według siebie od tych, którzy byli biedni według innych”. O wadze problemu służby wojskowej w Rzymie piszę szerzej w dalszej części książki.

15 Plut., Sulla 2.3–4; 33.3; 36.1–2. Athen. 6.261c; Macrob. 3.14.10. Por. Keaveney 1980, 168–169.

16 Plut., Sulla 2.6; 6.16; App., BC 1.56; Por. Valgiglio 1960, 3 i Keaveney 1980, 169.

17 Największym propagatorem takiego poglądu jest Badian (1970). Por. Christ 2002, 195–211.

18 Plut., Sulla 38.5.

19 Crawford, nr 434.

20 Plut., Sulla 2.1-2; 6.10. O chorobie Sulli zob. Rozdział jedenasty. Plutarch prawdopodobnie widział pomnik konny Sulli. Por. Rozdział ósmy.

21 Por. Evans 1941.

22 Patrz Carcopino 1931, 11, przyp. 3 i Carney 1970, 69 przyp. 47. Piosenka marszowa o podobnej tematyce znana jest także z okresu II wojny światowej.

23 Patrz Carcopino 1931, 19-22, tam dalszy komentarz na temat charakteru Sulli.

24 Plut., Sulla 2.4.

25 MRR 1.551.

26 Zob. Keaveney 1980, 171–173.

27 Istnieje wiele współczesnych opracowań na temat wojny z Jugurtą sprzed udziału w niej Sulli. Greenidge (1904, 315–432) wciąż jest jednym z najlepszych i na nim się tutaj oparłem.

28 Sall., Iug. 95. Por. Holroyd 1928, 9; Evans 1997, 104.

29 Gelzer 1969, 76.

30 Badian 1964, 38.

31 Według Waleriusza Maksymusa (6.9.6) Mariusz był poirytowany, że został obarczony takim rozpustnikiem jak Sulla. Stoi to jednak w sprzeczności nie tylko z opinią o wiele bardziej godnego zaufania autora, jakim jest Salustiusz (Iug. 96), ale także, jak już pokazałem, z odpowiedzialnym zadaniem, które Mariusz powierzył Sulli. Szerzej na ten temat Badian 1970, 6.

32 Zob. Greenidge 1904, 435–440.

33 Na ten temat: Gsell 1928, 226–236; Carney 1970, 29, przyp. 151.

34 Sall., Iug. 96. Zob. jednakże Holroyd 1928, 9.

35 Sall., Iug. 96.

36 Sall., Iug. 80; 94; 97; Front., Strat. 3.9.3. Por. Gsell 1928, 226-236; Holroyd 1928, 16-17; Carney 1970, 29, przyp. 151.

37 Dio, fr. 89.5; Oros. 5.15.10; por. Gsell 1928, 241-2.

38 Sall., Iug. 97, gdzie jednakże nie ma informacji o zdobyciu Cyrty. Historyk twierdzi po prostu, że Mariusz wycofał się do kwater zimowych. O lokalizacji tych kwater zob. przyp. 42.

39 Główne źródło: Sall., Iug. 97–101. O trudnościach w pogodzeniu informacji z przekazu Salustiusza i Orozjusza (5.15.10–18) zob. Gsell 1928, 247–8 i Holroyd 1928, 17–18. O topografii starcia Gsell 1928, 243.

40 Ciągła narracja o tych nieco zawiłych negocjacjach znajduje się u Salustiusza (Iug. 102–13) i – w nieco skompresowanej formie – u Plutarcha (Mar. 10; Sulla 3). O zabiegach czynionych przez Bokchusa i wysłaniu oficerów przez Mariusza zob.: Sall., Iug. 102; App., Num. 4; Dio 26.89.5. Appian twierdzi, że to Manliusz przedstawił królowi stanowisko rzymskie, ale Salustiusz podaje, że zrobił to Sulla, i to wydaje się bardziej prawdopodobne. Patrz Mattingly 1972, 14.

41 Wymarsz Mariusza: Sall., Iug. 103; Plut., Sulla 3.2; por. Gsell 1928, 251 i przyp. 10. Prorzymskie stronnictwo na dworze Bokchusa: Sall., Iug. 74 i Gsell 1928, 251, przyp. 10. Sprawa posłów: Sall., Iug. 103; App., Num. 5; Plut., Sulla 3.3. Wyjazd Jugurty Dio fr. 89.5.

42 Sall., Iug. 104. Gsell 1928, 252 przyp. 3 podaje w wątpliwość zapis ab Utica w zdaniu illosque et Sullam ab Utica venire iubet, sądząc, że obóz rzymski musiał znajdować się niedaleko Cyrty. Wydawcy tekstu, Teubner i Budé, podzielają jego wątpliwości. Są one jednak bezpodstawne. To prawda, że Mariusz skierował swą armię z powrotem z pustynnej twierdzy do Cyrty (Iug. 102), lecz ta ostatnia nie była miejscem jego zimowych kwater. Po odbiciu miasta miał zamiar założyć kwatery w oppidis maritumis (Iug. 100). Ponieważ Utyka wyraźnie zalicza się do tej kategorii, nie ma żadnych powodów, by kwestionować jej obecność w Iug. 104. Musimy wyraźnie rozróżnić dwie niezależne grupy wojsk. Jedna, aktywna w czasie zimy, pozostała w Cyrcie z Mariuszem; stamtąd ruszyła na fortecę i tam powróciła. Druga grupa, która nie była w aktywnej służbie, stacjonowała w Utyce. Wydaje się zatem, że trudności Gsella z tekstem Iug. 104 wynikają z tego, że pomija on informację zawartą w Iug. 100 i w konsekwencji zakłada, że skoro Mariusz zmierzał do Cyrty, to tam ustanowił kwatery zimowe. Jeśli moja teoria jest prawidłowa, można także założyć, że ponowne pojawienie się słowa Utica po praetorem na niektórych manuskryptach Iug. 104 jest błędem kopisty.

43 Poselstwo do Rzymu: Dio, fr. 89.5; Diod. 34/5.39; Sall., Iug. 104. Wzmianka Plutarcha (Sulla 3.3) odnosi się z pewnością do tych, którzy zostali odesłani do Bokchusa. O zadowoleniu Bokchusa z Sulli: Sall., Iug. 104. Na temat rady Mariusza dla posłów: App., Num. 5. Oznacza to prawdopodobnie, że przekazane mu zostały pełnomocnictwa, por. Sall., Iug. 105; Valgiglio 1960, 11. Plutarch (Sulla 3.5) błędnie sugeruje, że Sulla wyjechał negocjować z Bokchusem na własną rękę.

44 Zob. np. Carcopino 1931, 23.

45 Ci ostatni wchodzili w skład kontyngentu, który Sulla zebrał w Italii, jeszcze przed przyłączeniem się do Mariusza.

46 Sall., Iug. 105–107; Plut., Sulla 3.4–5. Por. Gsell 1928, 254, przyp. 4.

47 Podążam za relacją Salustiusza (Iug. 108-13). Przekaz Appiana (Num. 5) urywa się nagle, ale jest podobny do przekazu Salustiusza i nie jest oparty, jak myśli Gsell (1928, 258, przyp. 1), na jakiejś narracji całkowicie nieznanej autorowi łacińskiemu. Inne uwagi o uwięzieniu Jugurty: Greenidge, Clay 82–83. Gsell (1928, 258, przyp. 3) wątpi w to, że scena wyobrażona na monecie Faustusa Sulli (Crawford, nr 426) jest odwzorowaniem uwięzienia Jugurty, gdyż ukazane tam dostojeństwo – Bokchus przekazujący Jugurtę siedzącemu na tronie Sulli – wcale nie przypomina bijatyki opisanej przez Salustiusza (Iug. 113). Trzeba jednak pamiętać, że na monecie widnieje wersja propagandowa, która miała robić imponujące wrażenie, a nie być dosłownym odwzorowaniem wydarzeń. Co więcej, niektóre szczegóły prezentowanej na monecie sceny – np. to, że Jugurta rzeczywiście został przekazany Sulli przez Bokchusa mogły nastąpić już po bijatyce. Zob. Rozdział trzeci.