Niech odejdą z niczym - Hryhorij Czubaj - ebook

Niech odejdą z niczym ebook

Hryhorij Czubaj

0,0
29,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Maciej Piotrowski i Miłosz Waligórski raczą nas dźwiękami ukraińskiego rocku i lwowskiego undergroundu. Tomik wierszy Hryhorija Czubaja jest liryczny, wzruszający i magnetyczny.

Hryhorij Czubaj (1949–1982) – ukraiński poeta, legenda lwowskiego podziemia artystycznego lat 60. i 70. XX wieku. Od 1969 roku jego utwory były objęte zakazem publikacji w ZSRR. Tragiczne wydarzenia pogromu generalnego 1972 roku doprowadziły do tego, że zarzucił poezję. Jego twórczość, przywracana do publicznej świadomości od lat 90., ukształtowała intelektualnie pokolenie ukraińskich artystów pierwszych lat niepodległości. Spuściznę Czubaja spopularyzowali jego córka Sołomija i syn Taras, autor muzyki do wierszy ojca, lider rockowego zespołu Płacz Jeremiji. Oddajemy do rąk czytelników pierwsze zagraniczne wydanie utworów Hryhorija Czubaja w formie książkowej.

Przełożyli:

Maciej Piotrowski – z wykształcenia historyk i ukrainoznawca, z pasji animator kultury. Tłumacz literatury ukraińskiej, przetłumaczył między innymi powieść Żółty książę Wasyla Barki, zbiór opowiadań Andrija Bondara Cerebro (wspólnie z Walerym Butewiczem, 2020), poezję do albumu muzycznego Kuby Blokesza Lwów. Szkice Miejskie (2015). Współtwórca spotkań literackich i portalu Rozstaje.art.

Miłosz Waligórski – poeta, tłumacz. Ostatnio opublikował tom prozy Pięć i pół kobiety (2022) i przekład poezji Mārisa Salējsa Przez sekundę w sferze wiersza (2023).

Wybór: Maciej Piotrowski

Redakcja: Miłosz Waligórski

Posłowie: Maciej Piotrowski

Współpraca redakcyjna: Marcin Gaczkowski

Korekta: Karol Weber

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 40

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © by Solomiya Chubay, 2023

Copyright by © Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego we Wrocławiu, 2023

Copyright for the Polish translation by © Maciej Piotrowski, 2023

Copyright for the Polish translation by © Miłosz Waligórski, 2023

Wybór: Maciej Piotrowski

Przekład: Maciej Piotrowski i Miłosz Waligórski

Redakcja: Miłosz Waligórski

Współpraca redakcyjna: Marcin Gaczkowski

Korekta: Karol Weber

Redaktorka prowadząca: Ewa Vaiciuniene

Projekt okładki, ilustracje: Jakub Kamiński

Opracowanie wersji elektronicznej:

Zrealizowano w ramach projektu stypendialnego ze środków ­Staromiejskiego Domu Kultury – instytucji kultury m.st. Warszawy

ISBN 978-83-7893-836-1

IZ tomu Postać głosu

* * *

wczoraj przed świtem przyszła do mnie postać

mojego głosu

cień kładł się za nią aż po próg

spytała ciszę

co w niej zasnęło

i grom

spytała

co się obudziło

przez okno

zwróciła się do drzewa:

dzień dobry zielony ptaszku

nie zmęczył cię ten lot?

całe lato krążyłeś nad chatą

sfruń na parapet

dam ci jagieł

ptaszku

* * *

noc nadchodzi nieśpiesznie

najciemniejsza na świecie

i zakrywa moje jedyne okno

jej zielone oko

kryje czerwienie traw

zdeptanych jak ptak

ten ptak już nie wzleci

jej ręka kryje uschnięte drzewo

usta zasłaniają prażące słońce

ostrożne słowo rzewną melodię

noc zakrywa wszystko

nic nie widać

tylko het gdzieś daleko

poza jej okiem

ręką

ustami

furkoczą czerwienie traw

słyszę jak na skrzydłach wzbijają się wysoko

wysoko

* * *

Gdy twoje usta są o pół kroku,

gdy twoje usta są o pół tchu –

olśnienie rozszerza ci źrenice,

tęczówki syci nektar obłoków.

Błękit tnie moją duszę,

gdy szepczesz ciche zaklęcia.

Zapominam, że umiem chodzić,

oddech tonie w niepamięci.

Czarny ptak twoich powiek

odbiera mi pewność siebie.

W pół kroku krok zastyga,

w pół tchu wiem, że nic nie wiem.

Olśnienie rozszerza ci źrenice,

tęczówki syci nektar obłoków,

a twoje usta nadal o pół kroku,

twoje usta nadal o pół tchu.

Po filmie Mychajłowi Saczence – reżyserowi i poecie

Dziś wieczorem na ostatni seans

w kinie Dniepr przyszło 27 Wasylów, Stepanów,

Mykołów, Iwanów, a wyszło

27 d’Artagnanów!

Od progu groźnie łyskali oczami,

machali szpadami,

wskakiwali na siodła i gnali co wyskoczy

wypoczęty koń.

– Tak się wam tylko zdawało,

że w ogonku czekali na taksówkę!

Wspinali się po linie na strzelistą

wieżę starego zamczyska.

– Tak się wam tylko zdawało,

że wchodzili po schodach

nowo wybudowanej chruszczowki.

Godzinami tulili w ramionach ukochane,

namiętnie całując je w malinowe usta.

– Tak się wam tylko zdawało,

że nieśmiało trzymali koleżanki za ręce.

Noc krążyła nad dwudziestym stuleciem,

mrugało światło dalekich gwiazd

nieczynnych od średniowiecza.

Gasły szpady, gasły oczy,

wszyscy powoli wracali do siebie.

Białe konie

zrywały się z sodowych lamp

i nurkowały w przeszłość.

Wieczór

wieczór zielony

jak woda morska

zalał twój pokój

fioletowe wodorosty

cieniami pną się aż pod sufit

wśród nich przy dnie

snują się smukłe czerwone ryby

odpryski z ławic zachodzącego słońca

siedzisz

z zapartym tchem

nawet nie oddychasz

słyszysz

jak czworonogie krzesło

chwali się szafie

pokrewieństwem z ośmiornicą

nie oddychasz

dopiero

kiedy z pokoju obok

wołają cię na kolację

przytomniejesz

i gorączkowo rozglądasz się

za akwalungiem

Makatka

czarny kogut

zdziobuje czerwone ziarno

sama

słodycz

czerwony kogut

zdziobuje czarne ziarno

sama

gorycz

Bezsenność

blaszane oczy wiader

nigdy nie zmrużą się

nocą

woda w nich chlupocze niebieska

Na Nowy Rok

zaraz zacznie się bal maskowy

to znaczy nastąpi koniec balu

teraz przez chwilę

każdy może pobyć sobą

bo wkrótce znów zacznie się bal

to znaczy znów się zakończy

znów trzeba będzie nakładać

bardzo poważne

bardzo mądre

zatroskane

maski ludzkich lic

Ptaszek

Drzwi do domu

nie zamykają się:

skrzyp skrzyp,

skrzypią.

Wchodzimy, wychodzimy,

wychodzimy, wchodzimy:

skrzyp,

skrzyp.

Obserwuje nas ptaszek,

przez szybę

zagląda do akwarium domu –

nasza krzątanina jest dla niego

niby ruch ryb.

Przed świtem

bez oglądania się za siebie

opuściliśmy noc

opuszkami palców

trącamy powietrze

nie dziwiąc się światu

opuszkami palców

bez pytania

czy naprawdę tak można

bez oglądania się za siebie

zewsząd ciągną nasze cienie

one też się nie oglądają

noc mierzy

w nasze plecy

smutną parą zapłakanych gwiazd

nie oglądamy się

przy dźwiękach defilady

bezszelestnie suniemy po ulicy

nie zastanawiając się

dlaczego marsz

brzmi jak kołysanka

* * *

cichy deszcz

spływa po rękach

na pożegnanie

wkrótce dłonie

napełnią się wodą

kare oczy

rozbiegane konie

tak bardzo chcą cię zapamiętać

dłonie wypełniają się wodą

ulewa przybiera na sile

ściana deszczu

staje rozstaniu na drodze

za ścianą nie widać nikogo

kare oczy

rozbiegane konie

biegną ku tobie

chcą cię odnaleźć

lecz znowu wrócą puste

mokre od deszczu

czy od łez

Trawa

jestem trawa pradawna trawa dzika

do źdźbła wytrzebiona do cna zniszczona

pod ziemię wbita pod chodnik wdeptana

smołą zalana niby na wieki pochowana

jakoby

bo dziś przebiłam się przez asfalt

i rosnę

sięgam wam do pasa