Bilgamesz władca Unug - Jacek Grzelakowski - ebook

Bilgamesz władca Unug ebook

Jacek Grzelakowski

3,0

Opis


W książceBilgamesz władca Unug Autor oparł się na wersji asyryjskiej (najlepiej zachowanej), uwzględnił zachowane fragmenty innych przekazów, a w tym dla niego najważniejszych, sumeryjskich.

Założenia merytoryczne zawarte w książce to:
1) Przybliżenie warunków życia w społeczeństwie zurbanizowanym epoki późnego neolitu i wczesnego brązu (zwyczaje, obyczaje, religia, życie codzienne).
2) Kształtowanie się podstaw moralno-społecznych w tymże okresie wobec braku jakiegokolwiek sformalizowanego systemu etyczno-moralnego.
3) Problematyka życia pośmiertnego i związanych z tym postaw moralnych, w konfrontacji z system religijnym, który nie ma jeszcze wypracowanej i w pełni rozwiniętej koncepcji eschatologiczej, a przede wszystkim soteriologicznej.
4) Osobistą tragedię bohatera wobec konieczności śmierci jako wyraz ponadczasowego dramatu ludzkości.
5) Odmitologizowanie eposu poprzez nałożenie fabuły opartej na realiach historyczno-etnograficznych, wykorzystując oczywiście fikcję literacką, opartą jednakże na teoriach, hipotezach, źródłach archeologicznych i historycznych. np.: Lista Królów, tabliczka z Tummal, pierścień A’annepaddy... itd.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 450

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok, 2013
Copyright © by  Jacek Grzelakowski, 2013
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
Skład: Wydawnictwo Psychoskok
Projekt okładki: Wydawnictwo Psychoskok
Zdjęcie okładki © Jacek Grzelakowski
ISBN:978-83-7900-005-0
Wydawnictwo Psychoskok
ul. Chopina 9, pok. 23 , 62-507 Konin
tel. (63) 242 02 02, kom.665-955-131

http://wydawnictwo.psychoskok.pl

http://ebooki123.pl

e-mail:[email protected]

Jacek Grzelakowski

BILGAMESZ

władca Unug

Wydawnictwo Psychoskok 2013

Konin

Rozdział 1

W drodze do Unug

Zapadał zmierzch. Słońce powoli zachodziło za horyzontem w czerwono-złotym dostojeństwie. Wszyscy doskonale wiedzieli, że w tej chwili wszystkowidzący Utu, ukochany syn Enlila przekracza wrota gdzieś tam daleko za górami Wschód-Zachód. Masywne, cedrowe wrota dniem i nocą strzegli groźni wojownicy znaku Skorpiona. Ci, półludzie - półzwierzęta rzetelnie wypełniali swoje zadanie chroniąc dostęp do siedziby słonecznego boga. Nie zdarzyło się jeszcze, by ktoś z żywych mieszkańców Kalam mógł przejść tam, gdzie codziennie udawał się na spoczynek niebiański wędrownik.

Niektórzy wierzyli, że za wrotami znajdowała się też droga do krainy Kur, rządzonej przez bezlitosną Ereszkigal. Nikt jednak tego nie sprawdził, bo któż dobrowolnie udałby się do krainy bez powrotu, do królestwa złych galla, demonów, milczących duchów zmarłych snujących się w półmroku i pyle?

Surowe prawa Kur dotyczyły wszystkich mieszkańców krain zamieszkałych przez ludzi i bogów. Jednakże niektórzy poddani podziemnego królestwa mogli swobodnie przechodzić granice miedzy tymi dwoma światami. To bezwzględni słudzy Ereszkigal sprowadzający na ludzi choroby, wojny i wszelkie inne nieszczęścia.

Właśnie zbliżała się ta pora, kiedy upiorni wysłannicy śmierci rozpoczynali swoją wędrówkę na ziemię w poszukiwaniu ofiar wśród spokojnych mieszkańców osad i miast. Pod osłoną nocy, skrywającej ich upiorny, budzący przerażenie wygląd zarzucali niewidzialne sieci na swoje ofiary by pokrótce przyprowadzić ich przed tron swojej królowej.

 Ludzie zabezpieczali się przed nimi na wiele sposobów. Od poświęconych talizmanów, amuletów przez bardziej złożone rytuały magiczne z udziałem kapłanów, ale i tak demonom zawsze udawało się coś zdobyć.

Wielkie, otoczone potężnymi murami miasta żyły pod osłoną bóstwa opiekuńczego i całej rzeszy kapłanów znających się doskonale jak ich rozpoznać i zwalczać. Niemniej i w tak chronionych miastach wysłannicy Kur dawali odczuć spokojnym mieszkańcom swoją potęgę. Choroby, kradzieże, gwałty, zbrodnie i inne występki były przejawem ich działalności. Poza murami miast demony krążyły wokół posępne, zawodząc głucho w ciemnościach nocy, czasami przybierając kształty dzikich zwierząt czy wrogich wojowników z zewnętrznych krain.

Koczownicy z Górnego Królestwa i sąsiedniej krainy Martu nie obawiali się ich tak bardzo jak mieszkańcy warownych miast. Przyzwyczaili się do ich obecności a nawet potrafili niejednokrotnie wykorzystywać ich tajemne moce do przeprowadzania swoich niecnych zamierzeń. Prowadząc swoje bydło, owce, kozy na sprzedaż, na bazar miejskinie raz słyszeli przeraźliwe wycia, ryki, mlaski, jęki, przedziwne odgłosy, które dla spokojnych mieszkańców miasta za pewnie przyprawiłyby o szybsze bicie serca i bezsenną noc pełną obaw o swe życie.

Plemiona pasterskie oraz luźni koczownicy nieraz korzystały z ochrony pod murami miast, co sprzyjało wymianie wiadomości o świecie, wierzeniach oraz zwyczajowym handlu. Opowiadali częstokroć o ich spotkaniach w drodze z przerażającymi galla. Twierdzili nawet, że widzieli całe armie mrocznych postaci, które jakoby szykowały się do szturmu na miasto, budząc powszechna grozę wśród swoich słuchaczy. Nie wszyscy jednak im wierzyli. Uważali, że koczownicy celowo opowiadają przerażające opowieści o demonach by trzymać wszystkich z dala od ich wolnych pastwisk. Przerażające odgłosy towarzyszące koczownikom w drodze to tylko mowa dzikich zwierząt, które niekiedy potrafią mówić nawet ludzkim głosem. Miedzy rozmówcami dochodziło nieraz z tego powodu do ostrych sprzeczek a nawet bijatyk. Wybuchowość i zmienność nastroju była charakterystyczna dla mieszkańców Dwurzecza, podobnie jak natura ich bogów władającymi prawami natury, tak że nikogo nie dziwił aż tak dziki i niekontrolowany wybuch emocji dopiero co przyjacielsko rozmawiających mężczyzn. Straż miejska rozdzielała, co bardziej gwałtownych kłótników i wszystko wracało do normy tak jak by nic się nie stało a każda ze stron zachowywała swoje zdanie.

Dla mieszkańca miasta każda wyprawa poza teren będący we władaniu bóstwa opiekuńczego była i tak nie do pomyślenia. Czuli się bezpiecznie za potężnymi murami bronionymi przez uzbrojonych mężów i całej rzeszy kapłanów wyspecjalizowanych w odczynianiu uroków i wypędzania demonów. W miastach żyli przecież bogowie. Dla nich budowano coraz to wyższe tarasy, na których usytuowane były świątynie. 

Po cóż, więc kusić napastliwe demony? Toteż z niejakim podziwem patrzyli na wszystkich, których przeznaczeniem była wieczna wędrówka. A step żył swoim życiem i tylko dobrze obeznani z nim wiedzieli jak można było na nim przeżyć.

Strach przed nieznanym i nieprzewidywalnym niebezpieczeństwem, był wielokrotnie silniejszy od rzeczywistego zagrożenia. A ono czaiło się wszędzie, zarówno w rzeczach widzialnych a może przede wszystkim w tym stworzonym w myślach. Nawet świadomość, że są pod ochroną bogów, właścicieli i opiekunów miasta nie zażegnywała strachu przed zagrożeniami, których źródłem byli najczęściej sami ludzie lub dzika, nieokiełznana natura.

Na północnym szlaku prowadzącym z Martu do Unug wędrowała grupa wolnych koczowników, którą prowadził wysoki, kościsty starzec imieniem Garud. Czuli się wolnymi ludźmi i nie przywiązywali wagę do tego, kto panował w całym zjednoczonym kraju. Wędrowali z miejsca na miejsce w poszukiwaniu żyznych pastwisk mogących wykarmić ich stado. Słysząc o kłopotach żywnościowych w Unug, mieli nadzieję wymienić swoje zwierzęta z dużym zyskiem na potrzebne im produkty. Ich kobiety z dziećmi i starcami zostali jak zwykle, w obozie rozłożonym pod murami Kisz. Nie groziło im tam żadne zagrożenie od przypadkowych małych oddziałów walczących ze sobą miast. Najczęściej zresztą przebywali na tej ziemi, czując się tam najbezpieczniej pod opiekuńczymi skrzydłami władcy Kisz i całego kraju czarnogłowych.

Pasterze wiedzieli, że dalsze kontynuowanie wędrówki do miasta było już zbyt ryzykowne i należałoby rozbić obozowisko by zabezpieczyć siebie i stado przed drapieżnymi zwierzętami oraz złymi demonami.

Przewodnik i przywódca pasterzy, starzec imieniem Garud, podniósł w górę swoją pasterska laskę i zatoczył nią nad głową szerokie koło.

 - Tu odpoczniemy pod osłoną dobrotliwego Nanny-Suena, dopóki nie obejmie nas swym boskim okiem jego syn, jasny Utu.

 - Ojcze, jesteśmy widoczni w stepie jak biała świątynia An’a w warownym Unug. Chcesz nas narazić na niebezpieczeństwo? - rosły i mocarnie zbudowany mężczyzna z długimi czarnymi kędziorami próbował nieśmiało zaoponować. 

 - Bilgameszu, synu mój, zaufaj swojemu sędziwemu opiekunowi, który przecież nigdy cię nie zawiódł - ze spokojem odpowiedział starzec.

 - Jesteśmy już w pasie wszechpotężnego An’a i jego boskiej córki Inanny. Nie dadzą oni zrobić krzywdy swoim nędznym sługom. Zaufaj ślepcowi, który lepiej widzi nocą i rozmawia z Nanna-Suen’em wędrującym w mroku. Ty, bohater poświęcony Utu, bacz o to, co dzieje się w ciągu dnia. Niech Utu nigdy cię nie opuści i rozświetla swymi promieniami mroki na ścieżce twojego życia. Ciemności nocy pozostaw mnie.

 - Mało to obcych wojowników kręci się teraz po stepie. Jak nas zauważą, nie przepuszczą takiej okazji. Kisz chce pochylić czoła dumnemu Unug. Lada chwila mogą pojawić się ich wojownicy albo inni przypadkowi rozbójnicy. Stracimy stado i życie a sprawiedliwy Enlil nie kiwnie nawet palcem by nam pomóc.

 - Nie bluźnij synu. Bogowie wszystko słyszą.

 - Bogowie słyszą to, co kapłani chcą by słyszeli... . Od nas zwykłych pasterzy głos nie dochodzi do bogów. Bogowie tylko władców i kapłanów słuchają.

 - Dość, dość - gwałtownie przerwał mu Garud - Nie chcę tego słuchać!

 -... i mówią to, co kapłani chcą powiedzieć! - dokończył przerwane zdanie Bilgamesz z szyderczym śmiechem.

 - Bluźnisz synu. Więcej pokory do naszych stworzycieli i władców. Nie tego cię uczyłem! –zdenerwowany mową syna, odrzekł Garud. - Wiem, że żaden ze mnie nauczyciel, chociaż starałem się tak bardzo. Wychowałem cię w stepie tak jak mój ojciec mnie wcześniej uczył. Nie chodziłem w mieście do edubby, bo nie nam to było przeznaczone. Nie rozumiem pisanej mowy wyciskanej na tabliczkach, ale wiem, jaką rolę i powinności przeznaczyli nam bogowie. Właśnie to próbowałem ci przekazać.

 - Ojcze - Bilgamesz przytulił starca - wiem i doceniam to wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Mam czasami wątpliwości i to chyba nie powinno cię dziwić.

 - Rób dobrze to, co do ciebie należy a wtedy będziesz miał spokój serca i twej kudłatej głowy. 

 - Pytania w mojej głowie dręczą mnie jak kąśliwe owady. 

 - Sam je nie przegonisz. Ja nie jestem w stanie ci w tym pomóc.

 - Dobrze, wsadzę łeb swój w dym z ogniska- zażartował młodzieniec.

 - Eh.... – uderzył z niecierpliwością laska w ziemię wzburzony starzec. 

 - Jesteś ode mnie mądrzejszy, więcej poznałeś i widziałeś w swoim życiu, rozmawiałeś ze wszystkimi bogami.

 - Tak, tak - nie bez dumy potwierdził Garud.

 - Czemu więc, kapłani nie mówią jednym językiem. Jedni i drudzy powołują się na słowa swoich bogów, a mowa ich tak różni się między sobą. Powiedz ojcze, którym bogowie kładą prawdę na ustach a którym fałsz?

 - Jesteś tylko pasterzem, nie kapłanem. Niech twoje myśli chodzą ścieżką wojownika wyznaczoną przez twojego opiekuna, świetlistego Utu i mężnego Ninurtę. Nie zagłębiaj prawd nie przeznaczonych dla ciebie! To nie twoje powołanie - zirytował się Garud.

 - Jestem wolnym pasterzem, jestem też i wojownikiem. Potrafię samodzielnie myśleć.

 - ... ale nie kapłanem, a to tylko dzięki nim istnieje królestwo! – przerwał ostro i gwałtownie starzec.- Oni zostali strażnikami boskich me oraz wszelkich religijnych rytuałów, dzięki którym wiedza bogów wyniosła nas wyżej od zwierząt czy też dzikich górali ze wschodu czy barbarzyńskich Martu z piaszczystych krain.

 - To pojmuję, dostojny ojcze.- zgodził się potulnie

 - Nic nie rozumiesz! - głos starca stał się nerwowy. Bogowie nas stworzyli, by mieć siłę roboczą, by bawić się nami tak jak chcą i nikt nie zmieni porządku ustawionemu na początku stworzenia świata. To ich odwieczne prawo wpisane w prawa me a tym samym w życie czarnogłowych.

 -...ale... miasta południa wierzą, że to Enki stworzył czarnogłowych z gliny, zaś północne, że dzięki Enlilowi wyrośli z ziemi... - próbował przerwać Bilgamesz.

 - Z ziemi, z gliny! Jakie ma to znaczenie! - wykrzyknął przerażony Garud. - Bogowie nas stworzyli! Nie próbuj zrozumieć wyroki boskie, bo są one nieobliczalne i niezmierzone. Biada temu, kto zechciałby to zmienić. Nie myl pychy i zarozumiałości z mądrością, która tylko kapłanom jest przypisana.

 - Prawisz, przeto ojcze, że spór między Kisz a Unug to walka miedzy Enlilem a Inanną a nie między ich władcami?

 - A kto teraz przewodzi miastu Unug? - zapytał podchwytliwie. - Dumuzi odszedł do kurnugi. Czas mu było zastąpić Inannę. Miasto bez pasterza zostało. Musi mieć ochronę. Byle jaka wataha zbójów może w każdej chwili obrócić miasto w puch. Kto jak nie Agga może wprowadzić ład i spokój w Unug?

 - To Unug niechaj sam władcę wybierze, a nie władca z Kisz.

 - Bogowie to osądzą i wydadzą wyrok a nie ludzie. Na dziś już wystarczy. Lepiej pomóż innym rozłożyć obóz. Zresztą jak cię to tak ciekawi spytasz się samej bogini Inanny w Unug. Chyba będzie już mieście - Garud z niecierpliwością machnął ręką jakby tym gestem chciał przerwać rozmowę. 

 - Jak mnie do niej dopuszczą - z powątpieniem odpowiedział Bilgamesz.

 - To będzie już zależało od samej bogini. To jest odpowiedź na twoje wcześniejsze, niedojrzałe, niegodne walecznego męża pytania.

 - Szkoda, że nie ode mnie samego.

 - Wszystko zależy od bogów i od ich pośredników, kapłanów. Tak było od początku stworzenia świata i taki młokos jak ty, tych rzeczy nie zmieni. A teraz już idź synu, Utu już wjeżdża w góry Wschód-Zachód i wkrótce zapanują ciemności - kategorycznie zakończył rozmowę starzec.

Oświetlony księżycowym blaskiem rozłożony w bezkresnym stepie obóz był widoczny z dużej odległości. Ledwo co żarzące się ognisko sprawiało wrażenie jakby w ciemnościach ziemi otworzyły się przejścia do krainy podziemnej. Stary Garud doskonale wiedział, że wyobraźnia potrafi czasami bardziej zapewnić bezpieczeństwo niż najlepiej uzbrojony oddział wrogich wojowników. Nikt nie zbliży się bez strachu do czegoś, czego dobrze nie zna. I to w stepie opanowanym przez złe moce. One zaś zostały przebłagane ofiarą ze świeżo zabitego koziołka, z którego kilka poćwiartowanych kawałków Garud porozrzucał wokół obozu. W ciemnościach nocy rozległy się odgłosy walki, dziwne dźwięki i głośne mlaskania. Czatujące na nich złe galla i inni wysłannicy władczyni ciemności przyjęły ofiarę zapewniając podróżnikom spokojną noc. Dla Nana Suena zaś wsypał w wykopany dołek pośrodku obozu garstkę mąki i zalał ją odrobiną koziego mleka. Odmówili modlitwy do boga nocnej opieki Hendursaga. W obrzędzie uczestniczyli wszyscy oprócz wartowników.

Bilgamesz miał objąć wartę dopiero nad samym świtem. Najgorszy czas sprzyjający niespodziewanym napadom nie tyle dzikich zwierząt, co przede wszystkim złych demonów.

Rozkładał swoją skórę na ziemi obok młodego pasterza o delikatnych, prawie, że kobiecych rysach twarzy.

 - Kudłaczu, tylko nie za blisko. Znam dobrze twoją nienasyconą żądzę na dziewicze tyłki -krzyknął żartobliwie Kalal, żartobliwie a zarazem prowokująco głaszcząc zalotnie swą rozczochraną głowę. 

 - Bilgamesz zaspokoił się już szczupłymi pośladkami naszego przywódcy stada, kozła Erba. Nie widziałaś tam w krzakach jak liście do samego nieba leciały? Możesz spokojnie spać - ze śmiechem zawtórował mu Lududu.

Zewsząd posypały się żarty o niepohamowanym temperamencie Bilgamesza.

 - Bilgameszu, jaka była najmniejsza dziurka, a jaką była największa, którą zatykałeś swoją niewyżytą maczugą?- nie dawał mu spokoju Kalal.

Bilgamesz nie zwracał uwagi na te docinki. Zdarzało się, że koczownicy-pasterze nierzadko zaspakajali swoje męskie zachcianki miedzy sobą i Bilgamesz nie był w tym odosobniony, jednak żarty jego najlepszego przyjaciela Kalala raniły jego dumę. Przecież na czas wędrówki do Unug to właśnie jego obdarzył swoją przyjaźnią. 

 - Najmniejszą zdobyłem na twoim tyłku, Kalalu, boś malutki jak jaszczurka a największa... to ciemna jaskinia Damkiny, twojej żony - odpowiedział powoli, ze złośliwością, nie patrząc na przyjaciela.

 - A la la…Kalal i jego żona to najlepsze kurtyzany Bilgamesza - kpiące komentarze skierowały się teraz na niedawnego żartownisia a przede wszystkim na jego małżonkę.

 -...a z źródła rozkoszy jego żony całe Kisz czerpie wodę!

 -... to nie źródło tylko jezioro, morze całe...i to te górne i dolne!

 -... nawet rydwan bojowy wjedzie i jeszcze zawróci!

 -... a i muły przy okazji też się żądzą nasycą! 

 -... wilgotna jaskinia żony Kalala przyjmuje zarówno leszczynę małżonka jak i wielki cedr Bilgamesza!

 -... za jednym razem czy osobno?

 - …z dwu stron na raz!

 -…jak korona drzewa buja się na dwóch pniach, prężnego dębu i wiotkiej leszczyny.

 -... po powrocie zastaniesz wielki las pełen daktyli. Nie zabłądź w nim... 

 -...nie las a spichlerz wypełniony ziarnem mężów całego Kisz!

 -... to jakie plony zbierze Kalal z takiego siewu... ha, ha. 

Wszyscy wybuchli gromkim śmiechem. Zapowiadała się wesoła noc. Na dodatek bliskość celu ich długiej wędrówki wyzwoliło w nich uczucie radości i odprężenia. Starzec jednak czuwał. Pozwolił na chwilę żartów, lecz w końcu kategorycznym głosem nakazał wszystkim spać.

 - Nie potrzeba mi niewyspanych, wyczerpanych głupim gadaniem pastuchów - zagrzmiał jego głos donośnie. - Jutro czeka nas pracowity dzień, wejdziemy w mury warownego Unug.

Macie pilnować stada i nie potrzebuję by ktoś zasnął mi na ulicy i obudził się na jakimś kupieckim statku jako niewolnik.

Wszyscy, acz z pewnym ociąganiem zastosowali się do polecenia Garuda. Stary pasterz jak zwykle miał rację. Nikt jego poleceniom nie śmiał się sprzeciwić. 

Po kilku godzinach nastąpiła zmiana wartowników. Przebudzony Bilgamesz siedział przy ognisku próbując wysuszonym nawozem rozniecić ogień. Odgłos wesoło trzaskających iskierek harmonijnie współgrał z ledwo słyszalnym pochrapywaniem śpiących towarzyszy. Noc kończyła się krótką chwilą prawie absolutnej ciszy. Wtem wydało mu się, że w pobliskich zaroślach coś się poruszyło. Pogoda była bezwietrzna toteż każdy podejrzany ruch gałęziami wydawał się podejrzanym. Bilgamesz sięgnął ostrożnie po oszczep leżący blisko jego prawej nogi. Miał uczucie, że ktoś bacznie obserwuje jego ruch za niską zasłoną zarośli. 

 - To może być tylko demon albo człowiek - pomyślał.- O tej porze żadne zwierze nie wybiera się na łowy.

Powoli, ażeby nie wzbudzić podejrzeń, wstał odwrócony tyłem do podejrzanego miejsca. Podniósł oszczep na wysokość ramienia szykując się do szybkiego obrotu z natychmiastowym atakiem, gdy wtem dobiegł go wyraźny głos.

 - Zatrzymaj się młodzieńcze! Wiem, co zamierzasz!

 - Wychodź! - groźnie odparł Bilgamesz trzymając broń gotową do rzutu.

 - Opuść oszczep, jestem bez broni.

 - Nie wierzę, nikt przy zdrowych zmysłach nie wybiera się na step bez broni.

 - Chyba, że nie miał czasu zabrać ją ze sobą. Rzeczywiście, mam przy sobie tylko krótki sztylet. Nie nadaje się nawet do samoobrony przed takim mężem jak ty, a co dopiero do ataku.

 - Wychodź podstępny wężu chyba, że chcesz już na zawsze połykać pył ziem!. Tylko powoli i pokaż, że ręce masz wolne - dodał z nieco udawaną groźbą w głosie.

Do Bilgamesza tymczasem podbiegli przebudzeni nagłą głośną rozmową rozbudzeni towarzysze.

 - Co się dzieje? - pytali, nie widząc z kim Bilgamesz rozmawia. 

 - Tam - końcem oszczepu wskazał Bilgamesz w kierunku lekko oświetlonym blaskiem ogniska zaroślom.

 - Tam - powtórzył - ukrywa się pełzająca gadzina. Mówi, że jest człowiekiem a skrada się zdradliwie jak przebiegła gadzina.

 - O, szlachetni synowie, jeszcze bardziej szlachetnych swoich matek i ojców. Przychodzę w pokoju jak zagubiony w bezkresnym morzu traw wędrowiec do gościnnych mężów, którzy nie odmówią mu za pewnie odrobinę jadła i napitku - dobiegło z ciemności.

 - Gada jak człowiek dworu albo świątyni... .

 -...lub podstępny o podwójnym języku jadowity wąż. To podstęp Niraha, których wysłannicy teraz często nachodzą ziemię Unug. Uważaj na niego Bilgameszu! - Kalal nie był przekonany wyjaśnieniem nieznajomego.

 - Po raz trzeci i ostatni mówię wychodź! - rzucił groźnie Bilgamesz.

 - Z chęcią pokażę wam, że nie noszę śliskiej, łuskowej skóry - odpowiedział nieznajomy już nieco mniej łaskawszym tonem. Wstał i podszedł zdecydowanym krokiem do Bilgamesza.

Nieznajomy był wysokim mężczyzną, o szczupłej budowie ciała w wieku około 50 lat. Przepaska biodrowa, jaką nosili okoliczni chłopi, zniszczone sandały i powycierana skórzana peleryna nie świadczyła o jego wysokim statusie społecznym, lecz bystre oko Bilgamesza zauważyło dyskretnie ukryty bogato inkrustowany sztylet za misternie plecionym paskiem.

 - Nazywam się Urgaba. Zmierzam do Nibru...

 - Nocą? To nie najlepsza pora.- spytał Kalal z wyraźnym niedowierzaniem w oczach.

 - Szykowaliśmy się już do snu gdy moi ludzie zostali zaatakowani przez oddział zbrojnych. Sam Szakan lub Imdugug musiał stać na ich czele. Ich wódz miał olbrzymie rogi bawołu na hełmie. Przeorał nimi moje obozowisko zanim zdążyliśmy za broń chwycić. Moich ludzi rzucał do góry, na boki jakby z piór ptasich byli utkani. Walka była niezwykle szybka i krwawa - kontynuował ożywionym głosem - w tumulcie walki udało się mi wymknąć niezauważonym w step. Błądzę już tak od kilku dni. Nie wiem gdzie jestem? Nie orientuję się tak dobrze jak wy w tym bezmiarze traw? Nie wiem dokąd pójść, w jakim kierunku? Na szczęście dzięki czystemu Lugalbandzie, niech błogosławione będą jego czyny, przewodnikowi zagubionych, zauważyłem nikłe światełko waszego ogniska. Nie byłem przekonany czy to wrogowie, czy przyjaciele? Stąd moje ostrożne zachowanie - wyjaśnił spokojnym głosem. Uważnie obserwował Bilgamesza, ale nie z bojaźnią, raczej z zaciekawieniem.

 - To prawda, niebezpieczne mamy teraz czasy.

 - Tak, wiele szakali kręci się teraz wokół Unug, czekając na łatwy łup.

Pasterze zdawali się być przekonani wyjaśnieniami Urgaby. 

 - Wielkich Anunnakki stawiam za świadków, gwarantów przyrzeczeń, że usta moje mówią prawdę. A teraz opuście waszą broń bym i ja przekonał się, że wrogość nie gości już w waszych sercach.- zakończył tonem prawie rozkazującym, zadowolony efektem jaki wywołał wśród prostych ludzi. 

 - Garud, stojący na uboczu uważnie przysłuchiwał się rozmowie. W końcu podszedł bliżej do rozmawiających. Młodzi z szacunkiem rozstąpili się przed nim. Starzec skłonił się lekko w kierunku niespodziewanego gościa.

 - Witam w moim skromnym obozie szlachetnego Putkalla. Wielkiego zaufanego wysłannika lugala Aggi. Niech bogini Ninsun napełniała obficie jego spichrze i... niech wielcy Anunnakki przebaczą mu w swej łaskawości za przysięgę, którą położył na ich głowę. Zapadła cisza. Powitanie starca zaskoczyło wszystkich oprócz tajemniczego przybysza. Wszyscy oprócz Bilgamesza padli na kolana na znak pokory i uległości.

 - Witaj dostojny starcze. Widać, znasz dwór naszego władcy w Kisz a tym samym i moją osobę.

 - Któżby nie znał waszą dostojność - z uniżeniem odparł Garud. 

 - To prawda jestem Putkall, prawa ręka lugala Aggi, jego przyjaciel i zaufany. Spełniam ważne zadanie w sprawach najwyższej wagi królestwa. Proszę cię starcze o pomoc w moim imieniu i naszego pana Aggi, a będzie ci ona wynagrodzona dziesięciokrotnie.

 - Ojcze, chyba nie ugościsz człowieka, którego słowa są mową przebiegłego węża? Kłamie językiem podstępnego demona. Skrada się zdradliwie pod nasz obóz, wymyśla kłamliwe historie by wzbudzić nasze współczucie, podaje się za kogoś innego niż jest w rzeczywistości. Popatrz ubrany jak nędzarz a za pasem błyszczy mu zapewne skradziony skarb wart tyle, co całe nasze stado - Bilgamesz zwrócił się do starca i nie czekając na odpowiedź doskoczył do Putkalla przystawiając ostrze oszczepu do jego gardła. Z rany popłynęła krew wąską strużką.

 - Wyrwę ci ten zdradliwy jęzor a oczy wypełnię żarem z ogniska, zanim zobaczysz swojego kochanego pana.

 - Bilgameszu, pohamuj swą porywczość! - zagrzmiał starzec. - Opuść broń i oddaj należny szacunek szlachetnemu Putkallowi. Nakazuję ci synu!

 - Młodzieńcze - niewzruszonym głosem rzekł Putkall. Powolnym ruchem starł krew z szyi.- Jeszcze jeden taki nieodpowiedzialny ruch i będziesz najbardziej poszukiwanym złoczyńcą w całym królestwie a schronienie będziesz mógł uzyskać chyba tylko w Aratcie lub innych wrogich krajach... a najpewniej pod opiekuńczym ramieniem samej Ereszkigal.

 - Putkallu, wybacz młokosowi, który nie przywykł do obcowania z wielkimi dostojnikami - tłumaczył zachowanie syna Garud.

 - Dziwne, że syn twój nie potrafi oddać szacunek osobom, przed którymi powinien leżeć na ziemi jak pies. Dziwne - powtórzył - że pokorę wobec władzy nie wyssał z mlekiem matki a ty nie umocniłeś ją kijami.

 - O szlachetny Putkallu. Bilgamesz jest moim adoptowanym synem. Nie wiem, kim była jego matka. Nie wiem jakie przeznaczenie zapisano w jego krwi, ale na pewno nie los koczownika. Moja żona, Nunkida, miała suche łono. Nic na nim nie mogło wyrosnąć. Młodzi byliśmy, lecz bez potomka w rodzie. Pewnego razu, jeszcze jak Lugalbanda dzierżył berło w Unug, przebywaliśmy na uroczystościach z okazji świętych zaślubin w E-annie. Sama boska Inanna z Aratty przybyła wybrać oblubieńca. Jeszcze zanim orszak dotarł do miasta, zawoalowana służka świątynna przyniosła mi do namiotu, który rozbiliśmy jak zwykle pod murami miasta, koszyk, w którym cicho niemowlę kwiliło. Powiedziała, że w świątyni słyszano o moich zmartwieniach i młody byczek jest darem od Dobrotliwej Pani Ninsun, Wielkiej Dzikiej Krowy. Miałem się nim zaopiekować jak własnym synem, bo wyrośnie na bohatera dzierżącego podwójny topór, magiczną broń na jej wrogów. Nakazała nam też natychmiast opuścić Unug zanim w bramach miasta pojawi się weselny orszak Inanny. Obiecała, że w Kisz, w jej świątyni, zawsze mogliśmy liczyć na opiekę i schronienie. Nigdy jednak z tego nie skorzystaliśmy. 

 - To by znaczyło, że niemowlę mogło być dobrej krwi, lecz niemile widziane w Unug. Komuś dziecię mogło stać na drodze - stwierdził Putkall uważnie wsłuchujący się w zwierzenia starca.

 - Tak, Dobrotliwy Putkallu - przytaknął Garud - i na dodatek z rodziców, którzy nie należeli chyba do przyjaciół Inanny i jej świty skoro życie niemowlęcia było w zagrożeniu. A może i sam Lugalbanda był jego największym wrogiem?

 - Czy nikt nie próbował go później odnaleźć?

 - Nikt - cicho odpowiedział.

 - A próbowałeś się dowiedzieć coś od samej Ninsun?

 - Nie raz próbowałem, lecz nigdy nie zostałem do niej dopuszczony. Bogini nie chciała ze mną rozmawiać uważając sprawę za skończoną - Garud mówił jakby innym głosem, nienaturalnym, jakby głos wydobywał się przez ściśnięte gardło. Bilgameszowi wydawało się, że Garud nie mówił szczerze. Znał swego ojca dobrze. Wiedział, kiedy kłamie, kiedy chce ukryć za słowami niewygodną prawdę. 

 - Dziwne - zadumał się Putkall. Może lepiej będzie jak tajemnica narodzin tego chłopca na zawsze zostanie niewyjaśniona … to będzie korzystniejsze... - zamyślił się Putkall.

 - Nie rozumiem? - zdziwił się Garud.

 - To mnie nie dziwi- odparł Putkall zarozumiale.

 - Do czego może się przydać? Nie taka była umowa! - starzec nie ustępował.

 - Jaka umowa? - Bilgamesz się wtrącił. - Ojcze, wcześniej umawiałeś się z tą gadziną?

Garud machnął ręką jakby odwołać chciał wcześniejsze słowa. Zaprzeczył. Bilgamesz musiał wierzyć ojca słowom, jednak w głębi serca wkradło się zwątpienie. 

Z tej niezręcznej chwili wybawił ich Putkall. 

 - Słuchaj uważnie starcze, nastaw uważnie swoje uszy na moje słowa i patrz na moje usta. Nie udała mi się tajna misja w Unug. Musiałem niespodziewanie ją zakończyć i ledwo uszedłem z życiem. Nie kłamałem, gdy mówiłem o napadzie na stepie. Mocarny wojownik z Aratty zwany Gudanną, Bykiem An’a, osobiście podrzynał gardła mojej obstawie. To wielki wojownik, Dziki Byk zesłany z Nieba przez Inannę. Pustoszy bezkarnie żyzne pola Unug. Jest okrutny i mściwy, rządny krwi i zdobyczy. Sprowadzony przez Inannę wyrządza wiele szkód mieszkańcom miasta, których rzekomo miał ochraniać. Grasuje bezkarnie po ziemiach należących do Unug wzbudzając strach i płacz wszystkich mieszkańców. Zanim stanie się bohaterskim obrońcą Unug przed Aggą, stał się dla mieszkańców miasta uciążliwym ciemiężycielem. I tę sytuację trzeba wykorzystać. Nie byłem w stanie go zniszczyć, ale trzeba się go pozbyć i to jak najszybciej. 

 - Zgadzam się z tobą szlachetny Putkallu. 

- To zadanie wypełni... syn twój, Bilgamesz.

 - Przeceniasz jego zdolności. 

 - Nie przeceniam. Widziałem i oceniłem go właściwie. 

 - To zbyt krótko, by wyrobić sobie o nim zdanie. 

 - Takiego męża mi potrzeba. Odważny aż do granic rozsądku, popędliwy i zuchwały, nie uznający autorytetu umysłu i władzy, tylko ślepo wierzący w siłę swoich mięśni i przeznaczenia.

 - To jeszcze nie wystarczy by taki młokos mógł się zmierzyć z walecznym mężem jak Gudanna z Aratty.

 - Bilgamesz jest waleczny jak lew, silny jak rozjuszony dziki byk. Widzę jak ambicja walki rozsadza mu ciało i duszę. Nad jego losem czuwa słoneczny Utu wspólnie z Ninurtą. Niech Lugalbanda nadal będzie jego życiowym przewodnikiem. To wystarczy, by przy mojej pomocy ustawić go na drodze wiodącej do sławy jako wielkiego wojownika i ensi Unug. Agga poprze moje plany, Enlil już wyraził zgodę.

 - Bilgamesz to zwykły pastuch, Nieuczony w szkole - powątpiewał ciągle Garud. 

 - A kim był Lugalbanda czy Dumuzi? Nie byli pasterzami stada?

 - Racja, pasterzami przecież jak i ja - przyznał przysłuchujący się Bilgamesz, któremu plan Putkalla bardzo się spodobał.

 - Nie bój się młody buhaju - zwrócił się do Bilgamesza. - Nasz lugal Agga weźmie cię jak młode pisklę pod swoje opiekuńcze skrzydła. Napełni z powrotem spichlerze E-anny. A w mojej osobie będziesz miał najlepszego doradcę w całym królestwie, który nie pozwoli twojej młodzieńczej popędliwości zaprowadzić cię na skraj przepaści wiodącej do krainy bez powrotu. – Zakończył Putkall, rozejrzał się po wpatrzonych w niego pasterzy. Był zadowolony wrażeniem jakie wywarł na tych prostych ludziach.

Zapadła cisza wywołana słowami dostojnika. Nikt z obecnych nie spodziewał się takiego przebiegu rozmowy. Niespodziewany wróg okazał się prawie bogiem przepowiadając wywyższenie jednego z nich do rangi nie wyobrażalnej do osiągnięcia dla zwykłego pastucha. Tylko Bilgamesz stał niewzruszony, milczący jakby to jego nie dotyczyło. On już czuł się wielkim ensi, zarządcą wielkiego gospodarstwa An’a i Inanny.

Według planu opracowanego przez Putkalla, koczownicy powinni pojawić się w mieście przed świętami zaślubin Inanny. Boska Nierządnica będzie wybierać oblubieńca, z którym po rytualnych zaślubinach spędzi noc w świątyni. Cedrowe łoże ceremonialne przywiezione z samej Aratty w dawnych latach już dawno było przygotowane w E-annie, w głównej świątyni Inanny w Unug. Sam stosunek seksualny młodej pary odbierany był jako wróżba, wyrocznia dotycząca odradzających się witalnych sił przyrody i pomyślności urodzaju dla miasta i całego kraju. Bilgamesz jako postawny, mocarnie zbudowany a na dodatek przystojny mężczyzna mógł liczyć na to, że może zostać przez nią wybrany. Putkall, aby jeszcze bardziej zwiększyć szansę Bilgamesza miał wpłynąć by najwyższa kapłanka w świątyni Ninsun, lojalna względem Aggi i kolegium kapłańskiego w Nibru, uznała go za swego dawno zaginionego syna. Adopcja przez samą Ninsun usankcjonowałaby półboskie pochodzenie Bilgamesza i poważnie zwiększała jego szansę na wybór świętego oblubieńca. Poza tym znacznie zwiększałby szansę Bilgamesza do wyboru na stanowisko ensi, przywódcy Kullaby i całego Unug. Na jego drodze mógł stanąć tylko jeden człowiek. Wódz z Aratty, Gudanna, Byk An’a z Niebios, niezaspokojony kochanek Inanny, którego przywiodła z sobą do Unug z dalekich gór. Na pewno groziło to konfliktem między dwoma rywalami. Walka była nieunikniona, ale mogła być prowadzana według uczciwej zasady, jeden na jednego i tylko od Bilgamesza zależałoby czy wykorzysta tę szansę. Putkall doświadczony urzędnik Aggi doskonale znał życie i wiedział, że bez dodatkowej pomocy i tak na pewno się nie odbędzie, a osiągnięcie celu uświęcało niegodne środki, jakie należało czasem użyć. Putkall znał się na tym dobrze i często je stosował, by realizować potęgę dynastii Kisz. Zamierzał wyeliminować najgroźniejszego przeciwnika Aggi przy pomocy Bilgamesza. Bez swego przywódcy obniżyłoby to poważnie morale wojowników z Aratty jak i buntowników z Unug. Lugalowi z Kisz łatwiej wtedy byłoby zaprowadzić spokój w nieposłusznym mieście i przywrócić swoje wpływy. Bilgamesz zaś z nieukrytym entuzjazmem zgodził się na plan Putkalla. Życie koczownika zupełnie go nie zadawalało. Żądny przygód i dokonań wielkich czynów rozsławiających jego imię, widział w tym szansę na odmianę swego dość monotonnego życia.

Wiedział, że z racji swojego tajemniczego urodzenia przypisany mu jest inny los niż stepowego pastucha. Czuł w sobie powołanie wojownika. Jego postura i siła ramion, nieokiełzany temperament zdecydowanie ugruntowały jego przekonanie. Na dodatek pomoc Putkalla, który miał jeszcze poważne wpływy w mieście i poparcie potęgi oręża Aggi, przemawiała na korzyść zaangażowania się w intrygę przeciwko Inannie i Bykowi z Aratty.

Spiskowcy do rana uzgadniali szczegóły tajemnego planu, po czym złożyli ofiarę dla Enlila w intencji pomyślnego powodzenia zamierzenia. Putkall zapewniał, że osobiście się tym zajmie. 

 - Moje słowa to myśli i zamierzenia samego lugala Aggi - przekonywał wpatrzonych w niego z podziwem pastuchów - a moimi działaniami kieruje sam wszystkowiedzący Enlil, korona koron całej zamieszkałej ziemi. Pan Północnego Pasa, na którym leżały ziemie Kisz, nie odmówi swojego wsparcia by rozszerzyć i ugruntować panowanie korony dynastii Kisz nad południowymi krajami a może nawet i nad górskimi. Przecież to dzięki ojcu obecnemu władcy Kisz, wielkiemu Enmenbaragesi, zaczęto wymawiać imię Enlila w świątyniach miast położonych we wschodnich górach. On to przejął część pradawnego dziedzictwa Inanny.

 - Prawda, prawda - przytaknęli pasterze. 

 - A co ty na to, zacny Garudzie - spytał niespodziewanie milczącego przez cały czas starca.

 - Mowa twoja i zamierzenia, szlachetny Putkallu, wykraczają poza nasze koczownicze pojmowanie, bo bogowie los pasterza stepowego nam przeznaczyli. Ale i oni są władni go zmienić... ty widocznie również - odparł po chwili zastanowienia.

 - Słusznie prawisz! - przytaknął Putkall. 

  - Ty tworzysz nasz świat jak bóg lub też zgodnie a wolą bogów. My, zaś w nim żyjemy, od niezliczonych lat, z pokolenia na pokolenie, od samego wielkiego potopu zgodnie z nakazami bogów i ich pośredników, bo to nas wyróżnia od innych dzikich ludów. Ja nie wiem, co chcą bogowie i czy przez twoje usta przemawia wola Enlila? Nie wiem? Chociaż gdybyś mówił nieprawdę to zapewne bałbyś się gniewu Enlila i wielkich Anunnakki, jaki spadłby na ciebie nieuchronnie. Jestem już stary i twoje plany i zamierzenia moje uszy nie słyszą już dobrze... bo może nie chcą. A rozum nie pojmie, bo też może... nie chce. 

Przerwał starzec na chwilę jakby musiał zebrać siły. Jakaś myśl najwyraźniej go męczyła, nie był jednak w stanie ją ujawnić. Spojrzał w oczy Putkalla, głęboko, przenikliwie. 

 - Putkallu... słowa dotrzymałem... 

 - Widzę! - przerwał mu krótko, oschle. Zrozumiał, ale nie chciał o tym dalej mówić. 

 - Dobrze. Mam tylko jedną prośbę do ciebie. Kocham Bilgamesza jak rodzonego syna. Nie pozwól, by stało mu się coś złego, nawet jeśli zgodne by to było z wolą Enlila albo nakazem lugala Aggi.

Zaskoczony prośbą starca, Putkall opuścił głowę, lecz nie odpowiedział ani słowem.

Rozdział 2

Ninsun

Wielkie warowne Unug, otoczone całkowicie podwójnym murem najdłuższym ze wszystkich innych miast podwójnego królestwa, z umocnionymi basztami, których nikt nie potrafiłby zliczyć, błyszczało w kraju czarnogłowych jak wielka góra światła. Najwspanialsza siedziba boskiej pary An’a i Inanny. Największe miasto na świecie z jedną z najstarszych świątyń An’a, dumne było z swej świątyni ustawionej na najwyższym tarasie jaki kiedykolwiek powstał. Jej imponująca biała sylwetka, górowała nad całą doliną Buranun i Idigna niczym latarnia wskazująca drogę kupcom i wędrowcom zdążającym z szerokiego stepu. Sam bóg An, najstarszy i swego czasu najważniejszy w całym Kalam mógł zejść prosto z nieba do swych komnat, by uświęcić swoją osobą najważniejsze święta odprawiane w mieście. 

Korzystne położenie na szlakach handlowych wzbogaciło miasto tak, że z czasem stało się jednym z najważniejszych i liczącym się miejsc królestwa. W szybkim tempie zwiększała się liczba jego mieszkańców. Życie w nieobronnych, małych osadach stało się w tych czasach zbyt niebezpieczne toteż do miasta przybywali osadnicy z prawie całego dolnego królestwa szukając tutaj ochrony jak i poprawy swojego życia. Rozwijało się rolnictwo i rzemiosło zarządzane przede wszystkim przez własność świątynną. Również i handel dalekomorski, zagraniczny nadal pozostawał nadal ich rękach, ze względu na wielkość przedsięwzięcia oraz możliwości i umiejętności organizacyjne. Udział drobnych kupców w krajowym handlu stawał się coraz bardziej znaczący jednak nie stanowił poważnej konkurencji dla wyspecjalizowanych świątynnych korporacji. 

Do miasta przybywały karawany ze szlaków biegnących od dalekich północnych krajów, poprzez dzikich Martu aż do samej Aratty, przywożąc bardzo pożądane towary takie jak drogocenne kamienie, tkaniny, wino, broń. Rzeką spławiane było z północy bardzo drogie i poszukiwane drewno a do trzech funkcjonujących w mieście portów oprócz barek z innych miast królestwa zawijały także statki z dalekiego Magan, Meluchchy i Dilmun. Kraje te leżały tak daleko, że według niektórych kapłanów aż na skrawkach ziemi, poza wielką rzeką okrążającą świat, której wody spadały w przepaść abzu.

Dumne Unug miało przed sobą świetlaną przyszłość. Jednak jakimś złym mocom zależało, by miasto nie rozwijało się tak gwałtownie. Celowo narzucano mu liczne podatki i należności wynikające przede wszystkim z handlu zagranicznego zwalniając i ograniczając dość drastycznie dobrobyt i zamożność mieszkańców miasta i jego okolic. 

Po wielkim potopie i ustanowieniu obcej, pierwszej dynastii Kisz z woli Enlila, cały kraj czarnogłowych wraz z dumnym Unug chodził potulnie w jarzmie jej nowych władców. Mimo licznych buntów i zamieszek władcy Kisz potrafili utrzymać swoją władzę nad obydwoma królestwami a nawet neutralnym zazwyczaj krajem ludu boga Enki z miastem Eridug, skarbnicy boskiej wiedzy. Miasto Unug miało inną tradycję i pochodzenie. Może dlatego, że tak dużo zawdzięczało swoim licznym koneksjom z górskimi krajami rozciągającymi się na wschodniej stronie kraju gdzie wolność i niezależność była zawsze nadrzędną wartością.

Gdy Kisz przeżywało kryzys związany z ekspansją dzikich plemion koczowników z rozpalonych żarem pustyń jak i tych schodzących z północno-wschodnich gór, nadszedł czas odwetu. Unug zapragnęło wykorzystać tę sprzyjającą sytuację. Potrzebne jednak był do tego odpowiedni przywódca, wojownik i bohater. Bez spełnienia tego warunku, marzenia o niepodległości i niezależności trzeba było odłożyć na późniejszy czas. Czas, który ustalą sami bogowie a nie zniewoleni ludzie.

Gdy tylko pierwsze promienie słonecznego Utu padły na górującą nad miastem świątynię An’a, miasto obudziło się ze snu. Zagrzmiały wielkie bębny wzywające rozbudzonych mieszkańców do codziennych obowiązków. Wyludnione ulice powoli zaczęły wypełniać się półnagimi robotnikami śpieszącymi się do pracy. W świątynnych magazynach zaczęto już wydawać narzędzia rolnikom pracującym na polach będących własnością bogów oraz samego władcy. Pastuchy wyganiali stada bydła i trzody na pastwiska leżące poza murami miasta. Kapłani skrupulatnie przeliczali ich stan i zapisywali na glinianych tabliczkach. Rzemieślnicy rozpoczynali swój pracowity dzień w warsztatach skupionych wokół świątyń. Prządki, tkaczki, rzemieślnicy pracujący w drewnie, metalu czy wyrabiający biżuterię z kamieni szlachetnych zasiadali do swych warsztatów pod czujnym okiem sagengar’al, nadzorcy prac. On to rozdzielał im materiały, narzędzia oraz rozliczał z wykonanej pracy. 

W pomieszczeniach, gdzie wyrabiano wyroby z trzciny, robotnicy przystępowali do swej żmudnej pracy wyplatając różnego rodzaje maty na podłogę, do ozdabiania ścian a nawet takie, w które owijano zwłoki przed złożeniem do grobu. 

W gorzelniach wyrabiających różne gatunki piwa i wina zaczynano pracę od modlitwy do bogini Ninkaszi. Od niej zależało w dużej mierze czy wyprodukowany napój będzie zdatnym do spożycia czy też ulegnie zepsuciu. Następnie przystępowano do rozlewania sfermentowanego już mocno napoju w wielkie dzbany. Kapłan nadzorca kładł pieczęć i zapisywał ilość i jakość trunku. Rozdzielali na te, które były przeznaczone na potrzeby świątyni i dworu, oraz na te, które miały być sprzedane kupcom i mieszkańcom miasta. Od razu też nastawiano nową porcję, tak aby utrzymać ciągłość produkcji. 

Monotonny, jękliwy dźwięk puszczanych w ruch potężnych żaren oznajmiał, że już zaczęto mielenie ziaren jęczmienia, pszenicy na różne gatunki mąki, które rozsyłano natychmiast do licznych piekarni. 

W świątyniach rozpalano paleniska w piecach piekarskich i kuchennych. Wypiekano dużą różnorodność pieczywa, placków, ciast na codzienne zapotrzebowanie. Rzesza kucharzy rozpoczynała prace nad przygotowywaniem potraw dla kapłanów i licznej grupie urzędników administracyjnych. Dania mięsne i rybne i inne specjały musiały być przygotowane na czas. Opóźnienie groziło surową karą oraz utratą codziennych przydziałów.

Wszystkim zatrudnionym robotnikom, rolnikom, rzemieślnikom przysługiwały ściśle wydzielone racje żywnościowe, które trzeba było przygotować i rozdzielić według płci, wieku i rodzaju wykonywanych prac. Kapłani-pisarze skrzętnie sporządzali na glinianych tabliczkach wyliczenia, według których dokonywano codziennego rozdziału żywności z świątynnych magazynów. Kupcy pracujący dla dominujących, wielkich świątyń An’a i Inanny otwierali podwoje solidnych magazynów. Niezależni kupcy rozkładali na trzcinowych matach swoje towary na mniejszych placach pełniących funkcję targowisk. Na przyportowym placu kupcy z dalekich zamorskich krajów oraz z miast prawie całego Kalam wykładali już swoje luksusowe towary. Handel morski, rzeczny umożliwiały wielkie rzeki Buranun i Idigna, jak i kanały, które łączyły drogami wodnymi prawie wszystkie miasta w kraju czarnogłowych. 

Nie wszystko, co przywieźli przechodziło pod zarząd handlowej gildii świątynnej jak to dawniej bywało. Niezależni kupcy mieli teraz więcej możliwości w bezpośrednim dotarciu do odbiorców bez pośrednictwa świątynnych, handlowych korporacji. Rozkładali, więc już sami na ziemi kolorowe tkaniny z dalekiego wschodu, kamienie szlachetne, ozdoby dla kobiet i mężczyzn, egzotyczne owoce i wiele innych przedmiotów codziennego użytku. Czasami zdarzało się nawet ujrzeć szczególnie poszukiwaną przez mężczyzn, bardzo drogą broń z miedzi lub jeszcze bardziej pożądanego i poszukiwanego brązu. 

Kupcy natrętnie przyzywali przechodzących głośno zachwalając swój towar. Wokół nich zbierali się coraz liczniejsi mieszkańcy miasta zwyczajowo targując się zawzięcie o cenę wybranych przez siebie przedmiotów. 

Wojownicy w rytm bębna i piszczałek śpieszyli równym krokiem na pola leżące pod murami miasta gdzie odbywali swoje ćwiczenia. Nie rzadko też uczestniczyli w pracach przy oczyszczaniu kanałów zalewowych, w naprawianiu murów. Wszyscy z respektem ustępowali im miejsca. Nikt nie chciał narazić się groźnie wyglądającym, uzbrojonym mężom. Bosonogie, przeważnie zupełnie nagie dzieciaki śpieszyły do świątynnej szkoły gdzie czekał już na nich kapłan-nauczyciel ummia z nieodzowną trzciną na spóźnialskich. 

Mury Unug chroniły nie tylko dzielnice świątynno-mieszkalne. Obejmowały również dość duże połacie ziemi przeznaczonej na ogrody, sady, pastwiska będące własnością świątynną. Jednak część pól uprawnych znajdowała się poza murami miasta, toteż przez otwarte bramy miasta przepływały tłumy śpieszących na okoliczne pola rolników, ogrodników, hodowców, pastuchów pędzących ryczące stada bydła, owiec, kóz. Do miasta wchodzili ci, którzy spędzili noc pod murami miasta, nie zdążywszy wejść przed zamknięciem bram. Wśród nich byli koczownicy Garuda.

Garud wymienił większość stada w magazynach świątynnych Inanny przede wszystkim na wełniane stroje oraz inne drobne przedmioty przydatne w codziennym użytkowaniu. Resztę zamierzał wymienić na miejscowym targu na przedmioty bardziej luksusowe lub na grudki złota, srebra, które łatwo było przechowywać. Bilgamesz zaś wraz z Putkallem udali się do najwyższej kapłanki Ninsun, której wpływy w mieście były bardzo poważne i wpływowe. Przez swoje koligacje z domem w Kisz była nadto cichym zwolennikiem lugala Aggi. Putkall, mimo że groziło mu ktoś go rozpozna i doniesie buntownikom, zachowywał się tak jakby nie zdawał sobie z tego sprawy. Szedł spokojnie, nazbyt głośno rozmawiając z swoim towarzyszem. Imponowało to wielce Bilgameszowi. 

 - Przecież - myślał - w Unug Putkallowi grozi śmiertelne zagrożenie. Rozpoznał go Garud, zwykły pastuch, to co dopiero ludzie w mieście, którzy przecież znali go lepiej niż jego ojciec.

Nie zatrzymywani jednak przez nikogo dotarli wreszcie przed wrota świątyni Ninsun. Otworzył im młody kapłan, który na widok Putkalla bez słowa wpuścił ich na dziedziniec. Po chwili pojawiła się kapłanka-służka, która po uniżonym przywitaniu się z Putkallem a zupełnym zlekceważeniu Bilgamesza wprowadziła ich do pomieszczenia, w którym mieli czekać aż przyjdzie najwyższa kapłanka utożsamiana z sama boginią Ninsun.

Ninsun pojawiła się po chwili w towarzystwie młodej kapłanki. Nie zwracając uwagi na Bilgamesza zaczęła rozmawiać z Putkallem ściszonym głosem. Mimo, iż dawno przekroczyła wiek dojrzałej kobiety, Bilgameszowi zdawała się jak by była nie z ziemskiego świata. Nie widział w swoim życiu takiego niebiańskiego zjawiska. 

Bogini - przeszło mu przez głowę - prawdziwa bogini zeszła prosto z niebios An’a.

Nie zdawał sobie sprawę do tej pory, że kobieta może tak na niego podziałać. Wokół niej rozchodził się dziwny a zarazem niezwykle przyjemny zapach, który dodatkowo wzbudzał jego podniecenie. Ninsun ubrana była w jasnoniebieską, lekką szatę, pod którą wyraźnie rysowały się pełne, duże piersi kołyszące się płynnie w rytm jej ciała. Ta niezwykła harmonia ruchu i wyzywającej pożądliwości wraz z widokiem jej czarnego łona prześwitującym przez delikatną tkaninę zadziałał na Bilgamesza niezwykle podniecająco. Poczuł jak nieposłuszny jego woli członek zaczyna mu się prężyć, wypychając krótką przepaskę okrywającą jego uda. Nigdy nie widział takiej kobiety. Inne, z którymi się spotykał do tej pory, odziane w zwykłe okrycia z lepiej lub gorzej wyprawionej owczej skóry, przy niej wydawały mu się jak stepowe samice. Traktował je z nieukrywaną pogardą wyłącznie jako przedmiot zaspokojenia własnych żądz i namiętności. 

Ninsun była zdecydowanie inna. Wymalowane czarną barwą oczy, paraliżowały Bilgamesza podniecającym spojrzeniem. A na dodatek zapach jej ciała, kuszący i obezwładniający całkowicie jego zmysły... I to jej zachowanie się w trakcie rozmowy z wysokim rangą urzędnikiem, pełne godności i wyższości. To był inny świat, innych wartości, który istniał obok niego cały czas, lecz zupełnie mu nieznany. 

Kapłanka i Putkall w końcu podeszli do Bilgamesza. Ninsun widząc jego podniecenie uśmiechnęła się lekko.

 - To ten kozioł ma być moim synem - spytała Putkalla, nie oczekując wcale odpowiedzi.

Putkall też i nie odpowiedział, uśmiechając się wyraźnie rozbawiony widokiem podnieconego młokosa.

Ninsun zdecydowanym ruchem wsunęła rękę pod biodrową przepaskę Bilgamesza, delikatnie chwytając jego męskość między palce.

 - Zapewne, z takim przyrodzeniem przydasz się Inannie, jest potężny i twardy jak kamień - powiedziała i zaczęła niezwykle delikatnie przesuwać dłonią po jego wyprężonym do granic wytrzymałości członku. 

Bilgamesz stał jak zaczarowany nie zdolny do jakiejkolwiek reakcji na zachowanie Ninsun. 

Coś paraliżowało jego ruchy i wolę. Nie wiedział czy to obecność samej bogini, czy towarzystwo tak znakomitych, wysoko postawionych osób wpływa na niego onieśmielająco i obezwładniająco? Silne podniecenie, nie podległe żadnemu zahamowaniu, takie niewytłumaczalne i nieobliczalne, uczucie zupełnie nieznane mu dotychczas całkowicie przejęło nad nim władzę. Nie potrzebował wiele. Wydało się mu nagle, że świat zawirował. Nie wytrzymał. Poczuł jak strumień nasienia wytrysnął z jego ciała ciągnąc za sobą niewyobrażalną rozkosz i zarazem ulgę.

Kobieta zrobiła z niego, z silnego butnego mężczyzny bezwolną istotę, zabawkę. Poczucie bezgranicznej przyjemności zaczęło ustępować poczuciu poniżenia swojej męskiej godności, którą tak bardzo sobie cenił. Tym bardziej, że zarówno Putkall jak i Ninsun najwyraźniej czuli się tym faktem niezwykle rozbawieni. Nawet stojąca przy drzwiach, oparta o framugę młoda kapłanka towarzysząca Ninsun, uśmiechała się drwiąco. 

Zawsze jak chciał to brał, rzadko pytając się o zdanie. Był przecież najsilniejszym mężem na północnych stepach, któż śmiałby mu odmówić? A teraz to on został zniewolony przez słabą przecież kobietę.

 - No, uspokój się, złoty buhaju. Widzisz, jaką potężną mocą dysponują kobiety, kiedy nie bierze się ich siłą - powiedziała rozbawiona.

 - Ninsun, całkiem łatwo upolowałaś dzikiego, nieoswojonego byczka tą swoją bronią. To nie wielki wyczyn godny samej bogini - powiedział Putkall z ukrywaną złośliwością. 

 - To oręż samych bogiń i ich kapłanek. Tak działają na ludzi dzikich i nieobytych święte prawa i święta wiedza płynąca ze znajomości boskich me, którymi władam nie gorzej niż sama Inanna. Ja jestem tylko ich pokorną wykonawczynią i służką.

 - Ninsun, Inanna nigdy tobie nie dorówna - powiedział Putkall.

  - Pobędziesz trochę z nami w Unug i może nauczysz się tego wszystkiego, co ofiaruje ci święte miasto An’a i Inanny. Dam ci też moją najlepszą służkę Szamhat, ona wprowadzi cię w nieznany ci świat miejskiego życia. Życia stworzonego i danego nam przez dobrotliwego i mądrego Pana Eridug - dodała Ninsun.  - Na mnie więcej nie licz. Usynowię cię wkrótce a matce nie wypada zaspakajać żądze swoich dzieci. Zresztą, jak poznasz tę kurtyzanę Inannę... nie dokończyła Ninsun i pożegnawszy się z Putkallem, jakby przed chwilą nic się nie stało, dostojnie wyszła z pomieszczenia. 

Wracali w milczeniu ze świątyni. Putkall od czasu do czasu spoglądał ukradkiem na swojego młodszego towarzysza, ale widząc jego zamyśloną twarz nie odzywał się do niego. Nie chciał mu przeszkadzać.

Bilgamesz miał ciągle przed sobą postać Ninsun. Jej pełne godności spojrzenie, zmysłowe usta, sposób w jaki rozmawiała z nim i Putkallem, a przede wszystkim pełne namiętności ciało, które chciałby pieścić dniami i nocami wywarło na nim takie wrażenie o którym nie był w stanie zapomnieć.

 - Putkallu, widziałeś jej szatę? Pajęcze plemię ją tkało czy z mgły powstało?

  -Ha...ha - zaśmiał się Putkall. - Widziałem, chociaż przez swą nikłość trudno było zauważyć. Z czego jest zrobiona i skąd ją wzięła... nie wiem? Mówi, że to prezent od bogini Uttu. Może z nici małż morskich albo włosia zwierzęcego niezwykle miękkiego.... a może z pajęczej wydzieliny? - wzruszył lekceważąco ramionami. - To do końca zostanie jej tajemnicą. Hm... nawet święta nierządnica Inanna nie ma takiej.

 - Putkallu, czy ona rzuciła na mnie urok, podstępne czary? - spytał niepewnym głosem.

 - Och nie, z pewnością nie. Ona tego nie potrzebuje robić. Hm... gdybyś widział ją … wtedy kiedy głową wysunąłeś z łona... .

 -…wtedy, kiedy się rodziłem? - powtórzył bezwiednie Bilgamesz.

 - Tak. Nawet Inanna nie mogłaby się z nią równać.

 - Prawdę mówisz?

 - Możesz wierzyć lub nie. To nie tylko moje zdanie, ale nawet samego władcy Unug.

 - Czemu więc za żonę jej nie wziąłeś?

 - Hm... - milczał chwilę - Lugalbandzie musiałem miejsca ustąpić.

 - Lugalbandzie?

 - Nie inaczej. Wielkim władcą był a ja młody rozbrykany byczek. Gdzie mi do niego... Uciekać w końcu musiałem... dawne sprawy. Nie chcę wracać do nich nawet w myślach.

Błędy młodości też nie były mi obce. 

 - Tobie? - zdziwił się młodzieniec.

Putkall uśmiechnął się zagadkowo. 

 - Powiedziałem już, że nie chcę o tym mówić - rzekł już jednak ostrzejszym tonem.

 - A Inanna? – spytał po chwili milczenia Bilgamesz.

 - Co Inanna?

 - Czy Inanna jest taka sama jak Ninsun?

 - Inanna jest wiecznym źródłem kobiecości, pożądania i miłości. Nikt się jej nie oprze. Dla niej mężczyźni porzucają swoje kobiety i rodziny, dla niej mogą pozabijać się nawzajem. Może ona wywołać wielką niepohamowaną miłość i pożądanie, ale może też wywołać okrutne wojny między miastami, królestwami. To potężna i pożądliwa bogini. Może dać ci to, czego nie dałaby i nie potrafiłaby ci dać inna kobieta. Potrafi przy tym bezwzględnie wykorzystać twoją słabość doprowadzając cię do całkowitej ruiny, do obłędu. Bądź ostrożny Bilgameszu, byś nie wpadł w jej sidła, bo skończysz nędznie jak jej kochankowie z Dumuzim na czele.

 - Bądź spokojny. 

 - Moc tej kobiety jest zaiste ogromna! Nie potrafiłeś oprzeć się leciwej już Ninsun, to czy dasz sobie radę z Inanną?

 - Bądź spokojny, zdobyłem nowe doświadczenie.

 - Nowe doświadczenie? - zaśmiał się szczerze Putkall - Jak nad swym członkiem chcesz zapanować? Hej młokosie, kto jest panem a kto sługą?

  - Bądź spokojny! - powtórzył zdecydowanie po raz trzeci Bilgamesz, chcąc tym samym skończyć krępującą go rozmowę.

Putkall uśmiechnął się. Znał słabości Bilgamesza, wiedział wcześniej z kim ma do czynienia. 

 - Ten młokos będzie musiał jeszcze dużo nauczyć się, ale pochodzi z szlachetnego łona. Mam nadzieję, że się nie pomyliłem - pomyślał.

Na placu, obok północnej bramy spotkali Garuda i resztę towarzyszy. Starzec zawzięcie targował się z grubym kupcem o gronowe, mocne, słodkie wino, które przywiózł z dalekiej północy, z Górskiego Kraju położonym jeszcze daleko, hen, zza Subartu. Nic, zatem dziwnego, że życzył sobie dość wygórowanej ceny za małe bukłaki. 

Po uzgodnieniu warunków wymiany wszyscy udali się do obozowiska rozłożonego pod murami Unug, by naradzić się spokojnie, co dalej mają czynić. Jak na razie wszystko szło po myśli Putkalla. Dzięki jego prośbom, Ninsun zgodziła się adoptować Bilgamesza uznając go tym samym za swego syna. Argumentem niezwykle przekonującym było zagadkowe przekazanie Garudowi niemowlęcia przez służkę świątynną kilkanaście lat temu. Proceder ten był stosowany w stosunku do podrzutków jak i do dzieci zrodzonych z nierządnic świątynnych.

A może w tym przypadku sama Ninsun miała coś na sumieniu? Tego Bilgamesz nie mógł wywnioskować z jej zachowania. Najważniejsze, że ceremonia miała się odbyć już za kilka dni w niewielkim gronie zaufanych ludzi. Będąc spokrewnionym z najwyższą kapłanką, na Bilgamesza spływał splendor boskiego pochodzenia. Plan Putkalla pokojowego opanowania Unug zaczynał się pomyślnie rozwijać. Kolejnym a zarazem najtrudniejszym punktem planu było przeprowadzenia wyboru Bilgamesza na ulubieńca Inanny. Święte małżeństwo zawierane z okazji Nowego Roku, gdzie dwu kochanków miało w sobie boską krew mogło dobrze służyć na przyszłość całemu miastu i jego mieszkańcom. Nikt w mieście oprócz Ninsun nie był wmieszany w spisek Putkalla toteż nie było podstaw do podejrzeń, że ktoś specjalnie będzie celowo próbował udaremnić jego wybór. Wszyscy bez zastrzeżeń zgodzili się, że Bilgamesz miał duże szanse by zostać wybranym przez świętą oblubienicę, tym bardziej, że był pełnym wigoru, mocarnie zbudowanym, przystojnym młodym mężczyzną.. Na koniec uzgodnili, że Garud wraz z swoimi pastuchami wróci do Kisz i powiadomi lugala Aggę o zawiązanym nowym spisku. Bilgamesz i Putkall zaś, pozostaną w Unug korzystając z propozycji samej Ninsun, która kazała dla nich przygotować jedną z komnat na terenie E-anny. Decyzję swoją przypieczętowali wypijając prawie cały bukłak wina kupionego przez Garuda, które rzeczywiście było wyśmienite. Oczywiście Putkall zapłacił Garudowi szczodrze za ten szlachetny napitek.

Wczesnym rankiem po wylewnym pożegnaniu pasterze wyruszyli w powrotna drogę do Kisz a Bilgamesz wraz z Putkallem udali się do świątyni Ninsun. Przygotowano dla nich pokoje gościnne na terenie należącym do świątyni, gdzie mogli mieć względny spokój, nie będąc przez nikogo niepokojeni. 

W kilka dni potem, po śniadaniu złożonego z owczego sera, suszonych ryb, cebuli, podpłomyków, które dostarczyła im świątynna służba przybył posłaniec od Ninsun z zaproszeniem do świątyni na uroczystą ceremonię adopcji. 

Putkall wcześniej uzgodnił z kapłanem szabra jakość i ilość datków, którą zobowiązał się przekazać na dary ofiarne. 

Ninsun przyjęła ich ubrana tym razem w uroczystą szatę tugtushe, z odsłoniętym prawym ramieniem, oznaką władzy i dostojeństwa. Rozpoczęto obrzęd złożenia okolicznościowych ofiar mu-du. Nadzy kapłani nieśli przed ołtarz kosze placków zbożowych, daktyli, dzbanów napełnionych świeżym mlekiem i piwem. 

Bilgamesz miał dostać od niej akt adopcji potwierdzony przez dwu świadków i głównego sędziego miasta.

 - Jako najwyższa kapłanka Ninsun, za zgodą samej bogini uznaję cię od tej chwili za syna przed obliczem króla bogów, ojca An’a, pana najwyższego Enlila, mądrego Enki’ego i słonecznego oblicza Utu. Akt ten zostanie potwierdzony przez sąd najwyższy w Zimbir i uznany przez święte Kolegium Kapłańskie w Nibru. Imię twoje zostanie wymówione przez arcykapłana Enki w świątyni E-ngura w Eridug. Od dzisiaj jesteś oficjalnie synem najwyższej kapłanki świątyni Ninsun. Nie zdradź drogi swojego postępowania i myśli wyznaczonego przez boskie przeznaczenie. Niech słoneczny, wszystko widzący Utu będzie ci w trudnych chwilach przewodnikiem w godnych i chwalebnych uczynkach, a bohaterowie miasta Unug, Enmenkar i Lugalbanda, godnym przykładem do naśladowania - powiedziała wręczając mu uroczyście spisany na glinianej tabliczce dokument z potwierdzeniem adopcji.

Bilgamesz przyjął go z ukłonem, zakłopotany tym oficjalnym przemówieniem. Jeszcze bardziej stremowało go zaproszenie na nocną wieczerzę do Ninsun.

 - Czy ja też mogę przyjść - spróbował wprosić się Putkall.

 - Nie, tym razem to będzie nasze… hm…rodzinne spotkanie - odparła zdecydowanie Ninsun.

 - Aha, rozumiem- odparł, tak jak by rzeczywiście domyślał się, co znaczyła odmowa Ninsun. 

 - Lepiej żebyś nie rozumiał.

 - Wola twoja pani niechaj i taką będzie, lecz zważ, że ten młokos nadal jest wyłączne do mojej dyspozycji - jego bardziej oficjalny ton miał podkreślić ważność wypowiedzi. Putkall jakby przewidywał chęć zawłaszczenia Bilgamesza przez tą zaborczą kobietę. Znał ją przecież od dawna. 

 - Putkallu, wiesz dobrze, że zawsze potrafiłam rozróżnić sprawy władzy, urzędu kapłańskiego od prywatnych. 

 - I na to liczę - odparł lekko urażony w swej dumie Putkall. Coś go też trapiło. Może zwykła zazdrość? Najwyraźniej dumny Putkall, nie był tym zaproszeniem zadowolony.

Po wyjściu Ninsun z komnaty, Putkall od razu zwrócił się do Bilgamesza.

 - Tego nie przewidziałem.

 - Czego?

 -…że tak rozpalisz naszą boginię.

 - O czym ty mówisz?

 - Nie domyślasz się, o co jej chodzi?

 - Nie.

 - Hm, widocznie nie znasz jeszcze dobrze kobiet. A powiedz mi, czy Ninsun przysłała ci do nauki Szamhat, tak jak obiecała?

 - No,…jeszcze nie.

 - Jestem pewien, że sama się tym zajmie. Wpadłeś w jej sidła, ale sam tego chciałeś.

 - Ja… co chciałem? - nie mógł pojąć Bilgamesz.

 - Wieczorem zrozumiesz, skoro nie potrafisz przewidywać. Chyba to prawda, że mocne mięśnie ugniatają umysł, ale na szczęście on nie będzie ci u niej potrzebny - powiedział rozdrażniony..

 - Nie rozumiem Putkallu, do czego zmierzasz?

 - I dla tego teraz jesteś tak nam potrzebny.

 - No to chyba dobrze.

 - Dobrze, dobrze - uśmiechnął się, chociaż najwyraźniej był niezadowolony.

Wieczorem Bilgamesz udał się na spotkanie z Ninsun. Wrócił nad ranem słaniając się ze zmęczenia.

 - No i co, jak było? – spytał go rozbudzony Putkall.

 - Miałeś rację Putkallu, jeszcze dużo,… dużo… muszę się tutaj nauczyć... przed spotkaniem z Inanną - odpowiedział z wyraźnym ociąganiem

 - Lekcja dość długa trwała i chyba była nawet i dla ciebie nazbyt wyczerpująca …nie dokończył zdania Putkall, widząc jak Bilgamesz padł na łoże prawie natychmiast zasypiając. 

 - A mówiłem, że była a może i jest lepsza od Inanny … rzekł sam do siebie i zaczął się serdecznie śmiać spoglądając na pochrapującego młodzieńca. Po czym zamyślił się głęboko, najwyraźniej coś niepokoiło jego umysł.

W mieście trwały gorączkowe przygotowania do przyjazdu Inanny z dalekiej Aratty po długiej, kilkuletniej nieobecności. Bilgamesz jakby o tym zapomniał. Nie interesowało go to zupełnie, chociaż miał odegrać w tym przedstawieniu pierwszorzędną rolę. Prawie każdego dnia wychodził wieczorem na spotkania z Ninsun i wracał nad ranem zupełnie wycieńczony. Putkallowi w końcu przestało się to podobać. Tak niespodziewanie żywiołowy romans między Ninsun a Bilgameszem mógł wyrwać się spod kontroli i zniweczyć jego zamierzenia. Postanowił ostro zareagować i chociażby trochę ograniczyć spotkania kochanków. Szykowała się ostra i nieprzyjemna rozmowa. 

Ninsun przyjęła Putkalla jak zwykle z niezwykłą uprzejmością. Kazała służce podać suszone owoce i dzban świeżego ziołowego piwa. Wyglądała niezwykle uroczo i od razu było widać, że musiały zajść jakieś korzystne zmiany w jej życiu. Najwyraźniej romans z Bilgameszem jej służył. Przez chwilę Putkallowi zrobiło się jej żal, że będzie musiał zniszczyć i zakończyć ten szczęśliwy okres w jej odrodzonej kobiecości. Ale... gdyby wszystko wiedziała...?

 - Ninsun, będę szczery - zaczął niepewnym głosem. - Wyglądasz niezwykle powabnie i niejednego zacnego męża mogłabyś z łatwością złowić w sieć swojej namiętności.

 - Wiem o tym - z promiennym uśmiechem odpowiedziała. 

  - To dobrze. Powiedz mi, dlaczego to ma być akurat ten młokos Bilgamesz? Wiesz dobrze jakie mamy z związku z nim zamiary. Agga bardzo liczy, że nasz plan się powiedzie. Tymczasem wydaje się, że ty nie tylko nam nie pomagasz a wręcz przeciwnie. 

 - Nie rozumiem?

 - Rozumiesz i dobrze wiesz o czym mówię.

 - Bilgamesz przychodzi do mnie po naukę, pomagam mu poznać tajniki mądrości naszego świata stworzonego i ułożonego przez bogów, przysposabiam do roli Uszumgalany, przecież nie dla siebie tylko dla tej kurtyzany Inanny. Nie widzisz jak się zmienił?

 - Tak, to jest bardzo zauważalne.

 - Skąd więc te zarzuty?

 - Ninsun, rozumiem cię bardzo dobrze, ale proszę… nie okłamuj mnie. Wiem, co dla ciebie znaczy ten młodzian i gdyby nie to, że został przeznaczony do innej roli, sam przyprowadziłbym go do ciebie i nawet siłą wepchał do twojego łoża. Być może tylko to jest najważniejsze w życiu, co sprawia przyjemność i chociażby chwilowe szczęście.

 - Nie potrzebują od ciebie takiej pomocy. Kiedyś potrzebowałam. Uciekłeś!

 - Wiem. Nie chciałem cię obrazić. Wybacz. 

 - Ale... to czynisz. 

 - Dla naszego dobra.

 - Chyba twojego. Jesteś zazdrosny i nie możesz znieść tego, że młody mężczyzna pieści moje ciało. Tak, dawniej oddałeś mnie Lugalbandzie. Teraz nie naprawisz tego, zakazując mi spotykać się z tym pastuchem.

 - Nie jestem zazdrosny, mimo że nadal cię kocham tak jak dawniej, może nawet mocniej. 

 - Ha, ha…nie okłamuj mnie i siebie, na dodatek w imię naszej dawnej miłości. Dowiodłeś nie raz, co dla ciebie znaczyła - rzekła z wyrzutem.

 - Zawsze do ciebie wracałem.

 - Co kilka lat, jak znudziły ci się przygody z młódkami.

 - Nie wypominaj jakbyś żyła przez cały czas bez mężczyzny.

 - Rolą kobiety jest spełniać mężczyzn pożądania. 

 - Właśnie o to mi chodzi. Żyjesz chwilą, upajasz się jego pożądaniem. Przedłużył ci młodość, kobiecość. Na jak długo? Odmłodniałaś, wypiękniałaś, smarujesz swoje wyschłe łono tłuszczem by go oszukać swoją młodością. Dobrze. Rozumiem. Lecz nie widzisz, że go niszczysz i na dodatek nasz misternie ułożony plan. 

 - Przemawia przez twe usta demon zazdrości i nienawiści Może i już stałeś się nim? Już dawno zabiłeś w sobie ludzkie uczucia, jeśli je miałeś. Liczy się tylko władza i lojalność względem Aggi.

 - Właśnie, jest cel wyższy niż dobro i szczęście moje czy twoje. To wielkość i jedność naszego królestwa a tylko Agga z Kisz może to zapewnić.

 - To jest przeznaczeniem mężczyzn, rolą kobiety jest dawanie miłości.

 - Ty nie jesteś zwykłą kobietą i nigdy do tej jedynej roli się nie ograniczałaś. Potrafiłaś widzieć znacznie więcej niż niejeden mąż dostojny w radzie starców. Dlaczego nie dajesz? Dlaczego tylko żądasz i... bierzesz? Wykorzystujesz dla swej żądzy tego głupowatego buhaja. 

 - Spytaj Bilgamesza czy uważa się wykorzystywany - odrzekła z złością. 

 - Żartujesz teraz ze mnie. Młokos, który do tej pory gustował w tyłkach swoich towarzyszy,