Bez wyboru - Lena Nowicz - ebook + książka

Bez wyboru ebook

Lena Nowicz

4,0

Opis


Autorka Lena Nowicz, pisząc książkę pt. Bez wyboru pragnie przekazać prawdę o dramatycznych przeżyciach kobiet, które zaszły w niechcianą ciążę. Powieść zawiera szokujące i przerażające fragmenty dotyczące wydarzeń, które miały miejsce w przeszłości w latach 1973 – 1986. Zamysłem autorki jest przypomnienie peerelowskich realiów czytelnikom w średnim wieku oraz przybliżenie niedawnej, a jakże trudnej rzeczywistości młodemu pokoleniu. Zresztą w czasach nam współczesnych kwestia aborcji wciąż wywołuje wiele burzliwych emocji, ma zwolenników, ale przede wszystkim zagorzałych przeciwników. Sądzę, że na podstawie tej lektury niejedna osoba będzie mogła sama odpowiedzieć sobie na pytanie, czy usuwanie ciąży powinno być legalne, czy też wszystkie dzieci, nawet te niechciane, trzeba urodzić.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 237

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (11 ocen)
5
3
1
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
agnieszka3201

Nie oderwiesz się od lektury

Główna bohaterka ma różnorodne, czasem nieprawdopodobne doświadczenia życiowe, osobiste i te zawodowe, szczególnie związane z komunistyczną rzeczywistością. Pozostaje osobą o rozchwianej, niedojrzałej psychice, którą ukształtowało pełne tęsknoty i przykrości, na wpół samotne dzieciństwo. „Bez wyboru” to powieść skłaniająca do refleksji nad właściwym i godnym postępowaniu każdego człowieka czy nawet aborcji i prawie do decydowania o cudzym życiu. Czy w końcu większość usuniętych ciąż nie wynika tylko i wyłącznie z głupoty i nieodpowiedzialności rodziców, za które dziecko w żadnym wypadku nie może, i nie powinno być karane? Polecam wszystkim którzy lubię te tematykę.
00

Popularność




Lena Nowicz "Bez wyboru"

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok, 2013 Copyright © by Lena Nowicz, 2013

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Skład: Wydawnictwo Psychoskok Projekt okładki: Wydawnictwo Psychoskok Zdjęcie okładki © Haramis Kalfar – Fotolia.com

ISBN: 978-83-7900-098-2

Wydawnictwo Psychoskok ul. Chopina 9, pok. 23, 62-507 Konin tel. (63) 242 02 02, kom.665-955-131

Lena Nowicz
BEZ WYBORU
Wydawnictwo

ROZDZIAŁ 1

W roku 1986 Liliana ma 30 lat. To najlepszy wiek dla kobiety, już nie dziewczyna, jeszcze nie całkiem dojrzała kobieta, ale młoda osoba w pełnym rozkwicie, w dodatku klasyczna piękność, świadoma walorów swojego ciała i możliwości intelektualnych. Uroda stanowi jej największy kapitał, inteligencja i spryt niebezpieczną broń, oba te atuty wykorzystuje przede wszystkim do zdobywania mężczyzn. Nie ma figury modelki, jest raczej niska, za to bardzo drobnej kości, delikatnie zaokrąglona, co dodaje powabu i znajduje uznanie w męskich oczach. Ma trochę za krótkie i lekko krzywe nogi, ale za to malutkie stopy i dłonie oraz najcieńsze na świecie pęciny. Jej twarz uosabia klasyczne piękno: wysokie czoło, idealnie wykrojone w „serduszko”, średniej wielkości usta, apetyczne, pulchne policzki i przede wszystkim ogromne oczy. Podobno oczy są zwierciadłem duszy, w jej przypadku zmieniają wyraz w zależności od celu, jaki chce osiągnąć. Doszła do perfekcji w uwodzeniu, w wyrażaniu radości lub smutku, zdziwienia, bezradności, złości, pożądania, znudzenia. Wszystko można wyczytać w tych oczach, wszystko co ona pragnie przekazać. Bardzo rzadko odbija się w nich jej prawdziwy nastrój. Lilka oszukuje i kłamie, zwodzi i obiecuje, jest mistrzynią mistyfikacji i podstępnej gry. Swoją wyrafinowaną taktykę stosuje wobec mężczyzn, albowiem od nich pochodzi całe zło i nieszczęście na świecie. Nie jest tak wzniosła, aby myśleć o wojnach, przestępcach i okrutnych politykach, interesują ją samce, zwykli faceci, którzy zawsze krzywdzą słabe kobiety. Na nich bierze odwet, ale najpierw bezwzględnie ich wykorzystuje i stara się dobrze bawić. Została wychowana przez babcię i matkę w duchu fanatycznej nienawiści do mężczyzn. Nie miała ojca ani brata, ani nawet dziadka. Wpojono jej, że mężczyzna nie jest zdolny do przeżywania głębszych emocji, to konsument i pasożyt, a miłością nazywa zaspokojenie swojej chuci. Przypadkiem spotkana wiejska baba powiedziała jej „chłopu nalej w dupę ukropu, a sam krzycz choć ci nic”, nie wiadomo dlaczego to prymitywne powiedzenie utkwiło w jej pamięci. Stwierdziła, że wyjątkowo trafnie określa sposób, w jaki kobiety powinny traktować samców swojego gatunku.

Liliana ma za sobą dwa śluby i dwa rozwody, kilka romansów i parę nieważnych, krótkich miłosnych epizodów. Mimo, że nie czuje upływu czasu, chciałaby związać się z kimś na stałe. Teraz być może ma szansę. Stara się traktować nowego kochanka lepiej niż byłych partnerów. Jednak już na początku ich wspólnego życia pojawia się niełatwy do rozwiązania problem. Kobiecie wydaje się, że zaszła w ciążę. Nikomu nic nie mówi. Najpierw musi mieć pewność, potem przyjdzie czas na rozważanie wszystkich za i przeciw, na podjęcie decyzji.

W ciemny, jesienny wieczór podjeżdża autem pod piękną, przedwojenną kamienicę na Mokotowie. Na starej, zabytkowej bramie wisi tabliczka: „ginekolog, 3-cie piętro”. Lilka lekko pokonuje marmurowe, wyszczerbione schody i rytmicznie stukając szpilkami o kamienną podłogę wchodzi do dużego przedpokoju – poczekalni. Od razu czuje na sobie ciekawski wzrok kilku par oczu. Udaje osobę naturalną i skromną, ale wie, że wygląda niezwykle elegancko w dopasowanym, szarym kostiumie ożywionym bordowymi butami na wysokich obcasach, torebką i rękawiczkami w kolorze bordo. Całości dopełnia komplet delikatnej, złotej biżuterii: maleńkie rubinowe kolczyki, misterny wisiorek i pierścionek z rubinem. Szpakowaty, przystojny doktor, ordynator oddziału ginekologii w słynnym szpitalu, przyjmuje tylko polecone pacjentki. Lila jest protegowaną swojej starszej znajomej, której syn pozostaje adiunktem doktora.

Zaproszona do gabinetu kobieta siada na skraju krzesła. Najpierw spostrzega popielniczkę pełną niedopałków, potem znienawidzony fotel ginekologiczny. Sztywnieje i nie umie ukryć paraliżującego strachu.

- Co pani dolega? Z czym pani przychodzi do mnie? - ciepły głos doktora działa jak balsam.

- Wydaje mi się, a właściwie jestem pewna, że zaszłam w ciążę.

Lekarz zadaje kilka pytań, potem szybko i sprawnie przeprowadza rutynowe badanie. Nic nie mówi. Lilka ubiera się, on myje ręce, znowu siedzą po przeciwnych stronach biurka.

- Nie ma wątpliwości, szósty, najwyżej siódmy tydzień.

Kobieta pochyla głowę i próbuje opanować wzruszenie, ciężkie łzy nie dają się zatrzymać, szarą strużką spływają spod wymalowanych rzęs.

- To z radości czy z rozpaczy? Czy pani pali?

- Tak, chętnie - Z podsuniętej paczki Lila wyciąga papierosa.

- Ile razy pani była w ciąży? - „O Boże, on wie o moich ciążach, muszę mówić prawdę.”

- Cztery - odpowiada szeptem i głośno powtarza - cztery.

- Ile razy pani rodziła?

- Dwa razy. Dwie ciąże usunęłam.

- A więc ma pani dwoje dzieci.

- Nie, ja nie mam dzieci - przez moment dostrzega zdziwienie na twarzy doktora. Ręką zakrywa usta, by powstrzymać rozdzierający szloch.

- Nie będę pani dręczył. Jeżeli pani zdecyduje się urodzić dziecko i poddać mojej opiece, wówczas muszę poznać prawdę, całą prawdę.

- Tak, oczywiście. Ale ja nie wiem, co robić. Chcę i nie chcę, nie mogę powiedzieć, że pragnę tego dziecka.

- Ja nie mogę pani niczego sugerować ani radzić. Każda kobieta musi sama podjąć decyzję, ze wszystkimi jej konsekwencjami. Cokolwiek pani postanowi, służę pomocą. Jeżeli zabieg, to im szybciej tym lepiej, jeżeli urodzenie dziecka, to trzeba natychmiast zrobić badania. Przypuszczam, to znaczy zakładam, że to będzie trudna ciąża, która stanowi wyzwanie dla mnie i dla pani, ale ja lubię trudne przedsięwzięcia i podejmę się prowadzić tę ciążę. Być może, a raczej na pewno, trzeba będzie podwiązać szyjkę macicy i leżeć przez wiele miesięcy. Niech pani to weźmie pod uwagę, nie będzie łatwo, ale to pani ostatnia szansa na urodzenie dziecka. Jeśli podda się pani mojej opiece, muszę poznać szczegóły poprzednich porodów, w innym wypadku nie będę o nic pytał.

- Ja mogę powiedzieć, ale to takie okropne, straszliwie bolesne.

- Na razie nie trzeba. Proszę w ciągu tygodnia, najdalej dwóch, poinformować mnie o swojej decyzji.

- Dobrze, zadzwonię do pana. Dziękuję - Lilka wychodzi i nie pamięta o kołysaniu biodrami przed nosami oczekujących, ciekawskich pacjentek.

***

„Co robić, jak wybrnąć z tej beznadziejnej sytuacji?” - młoda kobieta szuka odpowiedzi. Ciężkie myśli rozsadzają głowę: „Boże, dlaczego znowu każesz mi przez to przechodzić? Nie chcę, nie mogę mieć dziecka. Ale przecież nie jestem tego pewna. Gdybym znała siebie samą, gdybym odkryła jakieś lepsze własne ego, gdybym mogła wyrzucić z siebie obrzydliwy egoizm, który rządzi moim życiem. Dlaczego nikt nie jest ważniejszy niż ja sama, przecież dobro dziecka musi być na pierwszym miejscu. Dobrze, że to rozumiem. Nie umiem kochać nikogo bardziej niż siebie. W tej sprawie nie mogę oszukiwać”. Lilka wie jedno: jej dziecko musi być oczekiwane, upragnione i szczęśliwe. Walczy z całych sił ze swoimi odrażającymi skłonnościami. Postanawia wydorośleć i zmienić się diametralnie. Potrzebuje pomocy i rady. Jeszcze nie wie od kogo.

ROZDZIAŁ 2

Następnego dnia Lilka jedzie przez miasto swoim małym samochodem do ulubionej pracy. Zwykle te poranne jazdy sprawiały jej ogromną przyjemność, świeżość poranka i nadzieja na kolejny przyjemny dzień wśród miłych, szczęśliwych ludzi. Firma jest mała, ale bogata i mieści się w wynajmowanej willi na Saskiej Kępie. Właściciel to Amerykanin, który sprowadza do Polski luksusowy sprzęt elektroniczny. Musiał otworzyć w Warszawie serwis, który naprawia uszkodzone egzemplarze. Lilka uwielbia kolegów i cudowną, rodzinną atmosferę panującą w domu z ogrodem. Tutaj nie trzeba się bać ani stresować wymagającym szefem, nie ma zawistnych koleżanek ani wyścigu do awansu. Każdy spokojnie wykonuje swoje obowiązki i otrzymuje wysoką pensję. Mało jest takich miejsc pracy w komunistycznej, siermiężnej rzeczywistości.

Dzień zaczyna się od prawdziwej kawy, parzonej w prawdziwej kuchni. Czasami chłopaki smażą jajecznicę albo robią kanapki. Prawie wszyscy palą papierosy. Gadają, wygłupiają się, potem omawiają problemy zawodowe i rozchodzą się do swoich biur. Lilka zajmuje jasny pokój z tarasem, przyjmuje reklamacje od klientów. Tych jest niewielu, toteż w wolnych chwilach kobieta zajmuje się wyszywaniem serwetek lub szydełkowaniem. Nikt się temu nie dziwi, przeciwnie, koledzy chwalą jej umiejętności w dawno zapomnianej sztuce wykonywaniu robótek. Ona ma na biurku komputer, pani z kadr i księgowa nadal posługują się maszynami do pisania i do liczenia. Zwykle koło południa Lila wychodzi po zakupy. Odwiedza pobliskie sklepy spożywcze i warzywniaki, torby zostawia w bagażniku. Dzięki temu nie musi tracić czasu po pracy, wtedy od razu jedzie do domu, gdzie czeka ukochany Jan. Zdarza się, że pracownicy mają ochotę na drobne szaleństwo. Wtedy czekają na „dobrego” klienta, któremu zależy na ekspresowej naprawie, płaci i nie prosi o rachunek. Takich trafia się kilku w ciągu tygodnia. Potem ktoś leci do sklepu monopolowego, ktoś inny przynosi konserwy, chleb i ogórki na „zagrychę”. Nie można kupić nic lepszego, na sklepowych półkach jest mało produktów: makaron, olej, ocet, margaryna i kilka rodzajów konserw, szczególnie rybnych. Ale młodym ludziom nie zależy na jedzeniu, chcą się napić i rozerwać. Wywieszają na zamkniętej bramie ogrodzenia napis: „z powodu awarii serwis nieczynny” i nie dbają o to, że czasami zdarzają się klienci z innych miejscowości. Trudno przyjadą jeszcze raz. W takich sytuacjach Lilka wraca taksówką, której złapanie często graniczy z cudem. Na postojach zwykle czeka kilkanaście osób, bywa też tak, że taksówkarz podjeżdża i określa kierunek jazdy.

Lila wie, że po pracy nie wolno jej nigdzie chodzić, Jan tego nie toleruje. W tym dniu kobieta nie może ukryć zdenerwowania, nie może przestać myśleć o kolejnej ciąży, nie umie podjąć ostatecznej decyzji, która może odmienić jej życie. Kiedy do pokoju wpada najlepsza koleżanka Basia, Lilka nie odrywa wzroku od monitora, udaje, że jest zajęta pracą.

- Pójdziemy na lody do naszej kawiarenki? W sobotę miałam randkę, muszę ci opowiedzieć, ale numer, nie uwierzysz.

- Nie mam ochoty, głowa mnie boli.

- Czy to znaczy, że masz kaca? - dopytuje się wścibska Basia.

- Ty zawsze o jednym, nic z tych rzeczy, po prostu źle się czuję - Lila podnosi niewidzący wzrok i sięga po paczkę papierosów. Przez chwilę wypuszcza kłęby dymu - Chyba dzisiaj wyjdę wcześniej.

- Co ty pieprzysz? Co jest grane? Nie opowiadaj mi głupot, przecież widzę, że jest źle. Będzie łatwiej jeśli pogadamy.

- Masz rację, nie może być gorzej, ale teraz nie chce mi się mówić.

- Okay, po pracy pojedziemy do mnie, jestem jak lekarz: może nie pomogę, ale na pewno nie zaszkodzę.

- Basiu, ja nie mogę, muszę wracać do domu, co powiem Jankowi?

- Prawdę. Nie przesadzaj, nie musisz codziennie gnać do niego, poczeka.

- No nie wiem, w ogóle nie wiem, co robić. Zastanowię się i powiem ci po południu - Lilka kończy krótką rozmowę i znowu kładzie ręce na klawiaturze. „Po cholerę pozwoliłam jej interesować się moimi sprawami. Może ona coś wymyśli? Ale co? Skrobanka albo dziecko, innej możliwości nie ma. Obie beznadziejne. A jednak chcę z nią pogadać, jest życzliwa i niegłupia. Potem będzie lżej. O ile może być lżej”.

Po kilku godzinach młode kobiety wsiadają do malucha Lilki i szybko dojeżdżają do skupiska wysokich bloków. Basia zajmuje małe mieszkanko na dziesiątym piętrze. Pokój jest jasny i duży, do tego mikroskopijna kuchnia i całkiem przestronna łazienka.

- Napijemy się drinka. Mieszam wódkę z sokiem i martini, do tego cytryna i lód, pycha.

- Nie, ja nie piję, przecież wracam samochodem - protestuje Lila.

- Zostawisz samochód, pojedziesz taksówką, jutro przyprowadzę twoje auto do roboty. I po problemie.

- Basiu, ty na wszystko masz natychmiastowe rozwiązanie. Jan się wścieknie. Dzięki, ale ja nie piję. Zrób mi herbaty. Nie mam dużo czasu.

Barbara nic nie mówi, przynosi wielki kubek herbaty i wysoką szklankę z pomarańczowym płynem.

- Powiedz, co się stało? Kłopoty z Jankiem, zgadłam?

- Nie, wręcz przeciwnie, jestem szczęśliwa i nie chcę niczego zepsuć, a jednak nie uniknę trzęsienia ziemi, chyba, że zachowam to w tajemnicy i sama sobie poradzę, ale to jest mało prawdopodobne. Jestem w ciąży.

- Co? Nareszcie! To ostatni dzwonek. Masz trzydzieści lat, ukochanego mężczyznę, uczucia i rozum. Piję za to - Basia podnosi szklankę.

- Ale ja mam tyle wątpliwości i jeszcze nie jestem gotowa na macierzyństwo.

- A kiedy będziesz? Jak skończysz czterdziestkę? Co ty kombinujesz. Nie mów mi, że chcesz usunąć ciążę.

- Chyba tak będzie najlepiej. Jan mieszka u mnie od dwóch miesięcy, jeszcze nie ma rozwodu. Od razu pakować się w pieluchy i wrzaski, nie, to nie jest dobry moment. Poza tym dopiero pół roku pracuję w naszej firmie, nie chcę stracić takiej posady - Lilka wydmuchuje dym i nerwowo stuka paznokciami w blat stołu.

- Nigdy nie będzie dobrego momentu. Nie możesz zabić swojego dziecka. To okropne. Jak mogłaś pomyśleć o czymś takim? To podłość i morderstwo - Barbara opróżnia swoją szklankę i z hukiem odstawia ją na szklany stół.

- Co ty wygadujesz, dlaczego się wściekasz, nie używaj mocnych słów. Jakie morderstwo, to tylko zarodek, malutka fasolka, nic więcej.

- Ale z tego powstanie człowiek. Lilka, proszę cię, zrozum, chcesz zgładzić nowe życie. Ja jestem wierząca, przykazanie to „nie zabijaj”.

- Nie zabijaj ludzi, innych stworzeń to przykazanie nie dotyczy. Pan Bóg pozwala mordować i zjadać zwierzęta, pozwala wykonywać wyroki śmierci w świetle prawa, pozwala na wojny, w których giną miliony. A ty mi wylatujesz z przykazaniem. W takim razie nie żryj mięsa i nawet nie jedz jajek, bo z nich może być kurczak. Idź, przynieś mi drinka.

Basia ustawia butelki i szklanki na stole, wsypuje lód, nalewa po kolei wódki, soku i martini. Zapada cisza, dziewczyny zbierają myśli i argumenty. Matowym, spokojnym głosem zaczyna Lilka.

- Czy ja umiem wychować człowieka? Chyba jestem za głupia.

- Głupsze wychowują po kilkoro, tu nie chodzi o wiedzę, ale o miłość.

- Przede wszystkim odpowiedzialność i dojrzałość, gotowość do poświęceń. A ja kocham siebie, no i Janka. Boję się kłopotów i zmartwień.

- Lilka, nie można wiecznie się bawić, pora na dorosłe, normalne życie. Bawisz się od kilkunastu lat, zacznij coś na poważnie, stwórz rodzinę. Jesteś piękną kobietą, przekaż swoje geny. Dziecko to małe problemy, ale wielka radość i szczęście, nie bój się, nie wynajduj nieistniejących przeszkód. Napijmy się za nowe życie - kobiety znowu milkną, małymi łykami delektują się orzeźwiającym drinkiem.

- Skąd to wszystko wiesz, przecież nie masz dzieci.

- Wiem, bo mam oczy i przyglądam się moim dzieciatym siostrom i bardzo im zazdroszczę. Chciałabym mieć dziecko, ale nie mogę - po twarzy Basi powoli płyną ciężkie łzy.

- Skoro tak, to staraj się o adopcję. To ma głęboki sens. Po co rodzić nowe dzieci, gdy jest tyle biednych, opuszczonych sierot. Może ja też tak zrobię, gdy poczuję potrzebę. Na razie tego nie wiem.

- Na starość zostaniesz sama, nikt ci nie poda szklanki wody - syczy Basia - Będziesz żałować, zobaczysz.

- Domy starców pełne są ludzi, którzy mają dzieci. Ty nic nie rozumiesz, dziecka nie można rodzić dla siebie, tym bardziej jako zabezpieczenie na emeryturę. Tu chodzi o bezinteresowną, absolutną miłość, a nie zimną kalkulację. Serce się liczy, nie rozum. W przeciwnym razie dziecko nie jest radością, ale ciężarem i obowiązkiem. Na razie nie wiem, co czuję. Uczucia ciągną mnie za lewą rękę, a zdrowy rozsądek za drugą, stoję w miejscu.

- To rusz się z miejsca i przejdź na lepszą stronę.

- Ale która jest lepsza? Emocje czy kalkulacja? Jakie będą konsekwencje dla dziecka? Jakie dla mnie? Stracę wspaniałą pracę, zostanę kurą domową, zepsuję swoje doskonałe ciało, będę jęczeć i marudzić. Czy to jest komuś potrzebne? A winą za wszystko obarczę dziecko - Lilka wypija połowę drinka i przypala następnego papierosa.

- Skąd wiesz, że tak właśnie będzie. Dlaczego tworzysz czarny scenariusz. Przecież dla większości kobiet dziecko to upragnione szczęście - „O Boże, dlaczego ona nic nie rozumie, co ja tu robię, po co wysłuchuję tych banałów. Powiem jej prawdę. Niech wie” - myśli Lila.

- Ja nie byłam dzieckiem wyczekiwanym i upragnionym. Moja matka chciała na ciążę zatrzymać męża i mojego ojca. Potem ledwo dawała sobie radę. Wychowała nas babcia. Gdyby jej nie było, trafiłybyśmy do domu dziecka. Teraz wiesz. Nie każda kobieta nadaje się na matkę, szczególnie na samotną matkę. A co będzie, jeśli Jan odejdzie? Nie mam siły na samotne macierzyństwo.

- O Jezu, ty tylko wszystko na nie. Dziecko to cud, który powstanie z ciebie, z twojego ciała. Jedyne takie na świecie.

- A potem to ciało stanie się rozciągnięte i odrażające. Porobią się rozstępy na brzuchu, będę miała obwisłe piersi i przytyję. Przestanę być pociągająca i pożądana, popadnę w depresję i Jan znajdzie sobie inną. Taką cenę mam płacić. Po trzydziestce ciąża rujnuje skórę i biust. Co z tym zrobić, skazać się dobrowolnie na oszpecenie.

- A ty znowu swoje. Nie będziesz wiecznie młoda. Jeszcze długo pozostaniesz atrakcyjną kobietą, może będą jakieś drobne zmiany zewnętrzne, ale macierzyństwo wszystko ci wynagrodzi.

- Na dodatek te wszystkie obrzydliwości, pieluchy, jakieś odbijanie się i ulewanie, przewijanie, podcieranie, czyszczenie uszu i nosa. Fuj, ohyda. Nie dałabym rady, wiesz, że słabo mi nawet, gdy ktoś kicha lub kaszle.

- Ty jednak wynajdujesz bzdurne powody. Kobieta nie brzydzi się swojego dziecka. To przejdzie, gdy je przytulisz. Znikną przyziemne, trywialne sprawy. Zostanie sama radość i wielka miłość, zobaczysz. Obudzi się w tobie instynkt macierzyński. Bycie matką to cudowna, najwspanialsza na świecie rola kobiety - Basia ma rozjaśnioną twarz i błyszczące oczy.

- Naczytałaś się głupot i naoglądałaś melodramatów. Ale prawdziwe życie to coś innego, w naszej rzeczywistości to mozolna walka o to, co do garnka włożyć. Zejdź na ziemię - Lilka jest zadowolona z wygranej na słowa i argumenty, dopija drinka i już wie, że zostanie u Basi na noc.

- Nie zdajesz sobie sprawy, że zabiją cię wyrzuty sumienia. Nie tak łatwo jest unicestwić życie.

- A ty skąd wiesz?

- Wiem, bo przez to przeszłam. Musiałam. Coś ci pokażę - Basia zdejmuje bluzkę.

- Zobacz - Na plecach ma dziwne plamy. Rozgarnia natapirowane włosy - To też zobacz - na głowie ma ohydne strupy - I to - zrzuca buty, paznokcie u nóg są jakby pokryte pleśnią.

- To łuszczyca, straszna, odrażająca choroba. Dziedziczna choroba. Miałam tylko dwóch mężczyzn w życiu. Pierwszy rzucił mnie po dwóch randkach, drugi był przez trzy lata. Zaszłam w ciążę. Usunęłam. Nie mogłam pozwolić, żeby moje dziecko męczyło się tak jak ja. Wtedy on odszedł. Zostałam sama, zostałam z wyrzutami sumienia - głośny szloch wstrząsa gołym ciałem Basi. Lilka przytula przyjaciółkę. Nic nie mówią.

- Dobrze zrobiłaś - Lila przerywa milczenie - Gdyby miało cierpieć jak ty, to tylko byłby ból i łzy. Ja jestem przeciwko wszelkiemu cierpieniu, życie ma być przyjemne i dobre.

- Co ty wiesz o życiu? Chcesz tylko wiecznej zabawy i adoracji od wszystkich mężczyzn. Napijmy się i zmieńmy temat. Jeszcze tylko jeden raz powtórzę: nie zabijaj, jesteś piękną kobietą, która powinna mieć dziecko - Basia ponownie napełnia szklanki.

- Tobie naprawdę odbiło. Ze zwykłej skrobanki chcesz uczynić wzniosły akt zagłady. Powtarzam ci, tam nie ma człowieka, nic ważnego nie ma, ani narządów, ani serca, ani mózgu. To tylko zalążek, skupisko komórek, które po wielu miesiącach przekształcą się w noworodka. Już teraz nazywasz to dzieckiem. Basiu, zastanów się.

- Teraz nazywam to życiem, nowym życiem, które rośnie w tobie. Nie czujesz tego? Chcesz unicestwić małe istnienie powstałe z miłości twojej i Jana. To nie fasolka, to przyszły syn lub córka. W końcu zawsze możesz zostawić noworodka w szpitalu.

- Co?

- No po prostu wyjść bez dziecka. Państwo zajmuje się niechcianymi dziećmi.

- Ciebie dokładnie popierdoliło. I co potem? Sierociniec, dom dziecka, wiesz jak tam jest? Idź i zobacz, to nie będziesz dawać idiotycznych rad. A ja, co ze mną? Mam żyć ze świadomością, że wydałam na ten świat małego człowieka i od razu skazałam go na cierpienie i mękę. Chciałabyś być takim dzieckiem. Nie znałam cię, chyba zakończymy tę przyjaźń.

- Przykro mi, ale każde rozwiązanie jest lepsze od zadawania śmierci. Skrobanka to zabijanie.

- A ja wybieram śmierć zamiast cierpienia, dlatego jestem za aborcją i za eutanazją - Lilka dopija drinka i gasi papierosa.

- Proszę uspokój się i pozwól ludziom mieć inne poglądy. Życie jest największą wartością, nawet to nieurodzone, ale już poczęte.

- Przestań. To jest chore. Pomieszało ci się. Za często chodzisz do kościoła i słuchasz idiotycznych wywodów, które są wytworem chorej wyobraźni i czystą demagogią. Pamiętaj, księża biorą za to pieniądze i potem balują z młodymi dupami.

- Bluźnisz.

- Co?

- Wiara daje siłę. Dzięki temu przetrwałam i żyję ze swoją chorobą.

- Mamdość. Nie wiem, co ci jest. Na pewno łuszczyca to nic, psychika wysiadła. Przestań chodzić do kościoła. Zastanowimy się, co z tym zrobić. Teraz jestem pijana i idę spać - Lilka wymościła sobie miękkim kocem skórzaną kanapę, szczęśliwa, że alkohol od razu przyniósł twardy sen.

ROZDZIAŁ 3

Poranny kac nie pozwala powrócić do rzeczywistości. Boli wszystko, mięśnie, głowa, oczy, które nie mogą znieść słonecznego poranka. Lilka bierze z rąk Basi szklankę wody z cytryną i znowu pada na miękką poduszkę.

- Basiu, wymyśl coś, nie mogę pójść do pracy. Nie żyję. O Boże, umieram.

- Nie umrzesz. Już zadzwoniłam, nie idziemy. Zatrułyśmy się wczoraj rybą w chińskiej restauracji. Mamy wolne do poniedziałku. Śpij.

W południe Lila wlecze się do łazienki. Długo leży w chłodnej kąpieli. Ubiera się, cichutko otwiera drzwi i wychodzi. Zostawia kartkę: „Masakra, mimo wszystko, kocham cię Basiu. Twoja L.”. Jedzie bardzo ostrożnie przez miasto, zostawia samochód w garażu i bezszelestnie otwiera drzwi. To na nic. Jan natychmiast doskakuje do niej.

- Gdzie byłaś? Z kim byłaś? Zdradziłaś mnie. Ty kurwo. Ja dla ciebie zostawiłem żonę i dziecko. Mów co robiłaś - Lilka po raz pierwszy słyszy takie słowa, nikt przedtem tak nie mówił. Widzi twarde, dzikie spojrzenie.

- Tylko nie kłam, byłem pod twoją pracą, samochodu nie było, czekałem do rana. Gdzie się szlajałaś i z kim? - wytrzeszczone oczy i zaciśnięte usta Jana wyrażają czystą furię i szaleństwo. Po twarzy kobiety płyną ciche łzy, boi się i nie wie jak się bronić. Nie może uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, że jej ukochany klnie i obrzuca ją najgorszymi wyzwiskami.

- Głucha jesteś, pytam gdzie byłaś i kto cię posuwał? Proste pytanie, czekam na odpowiedź.

- Spałam u Basi, takie tam babskie sprawy, gadałyśmy, wypiłyśmy kilka drinków, nie mogłam potem prowadzić samochodu. To wszystko. Niczego złego nie zrobiłam.

- I ty chcesz, abym uwierzył w te brednie. Ty szmato. Jedno masz w tej ślicznej główce. Byłych mężów ciągle zdradzałaś, rżnęłaś się nawet ze mną, pamiętasz? - Jan szarpie dziewczynę za włosy, potem po raz pierwszy wymierza jej mocny policzek. Lila kuli się w sobie, żałosne łkanie wydobywa się z jej ust. Nie wierzy w to, co się stało, ból drobnymi falami przesuwa się z twarzy wzdłuż ciała. To Jan, który nosił ją na rękach, Jan, który godzinami trzymał na kolanach, Jan, który był namiastką nieistniejącego ojca, Jan poczucie bezpieczeństwa, Jan jej miłość i przeznaczenie. Ledwo zdąża do łazienki, klęczy nad sedesem i nie może powstrzymać palących torsji. Płucze usta zimną wodą, przygląda się swojej wyblakłej twarzy w dużym lustrze. „Jest zazdrosny, kocha mnie. Uderzył w afekcie. Boli. Strasznie boli. Nie chciał mnie zranić. Męczył się i nie spał, szukał mnie. Teraz mu powiem, muszę powiedzieć prawdę. On zrozumie i podejmie właściwą decyzję.” Lilka stara się odzyskać równowagę „A jednak mnie uderzył.” Wraca do pokoju, Jan siedzi i zaciska dłonie, kostki jego rąk są zupełnie białe.

- Powtarzam ci: spałam u Basi i nikogo tam nie było. Potrzebowałam jej rady i wsparcia. Jestem w ciąży - Słowa głucho odbiły się od metalowych opuszczonych żaluzji.

- Jak, kiedy, to niemożliwe, przecież obliczałaś dni płodne.

- Starałam się, oprócz tych wieczorów, gdy byłeś pijany i nie można było cię powstrzymać. Kocham cię, mimo tego, co się przed chwilą zdarzyło. Będziemy mieli dziecko - Lila głęboko wciąga papierosowy dym.

- Ale ja już mam dziecko, pamiętasz? Mam dziecko i nie jestem dobrym ojcem, bo zostawiłem syna dla ciebie. Nie nadaję się na ojca. Jestem marnym człowiekiem, który nie potrafi poświęcić się dla rodziny.

- Czy to znaczy, że mam usunąć ciążę?

- Nie ma innego wyjścia. Nie chcę, nie mogę, nie utrzymam więcej dzieci - Jan zakrywa twarz rękami - Przepraszam. Nie dam rady.

- A co ze mną?

- Co ma być. Będziemy żyli, chodzili do pracy, spędzali weekendy z moim synem. Wszystko się ułoży.

- Ale to nie jest moje dziecko.

- Mówiłaś, że mnie kochasz i pokochasz mojego syna, znowu kłamałaś? Ty nie możesz żyć bez udawania i konfabulacji. Teraz ja muszę się napić.

Jan wyjmuje z zamrażalnika ośnieżoną butelkę wódki „Żytniej”. Gęsty i lodowaty płyn spływa do dużego kieliszka. Rozpalona i roztrzęsiona kobieta mówi cicho: - mnie też nalej.

- Ty już swoje wypiłaś w nocy, poza tym jesteś w ciąży.

- Tak, w niechcianej ciąży. Jan stawia na stole drugi kieliszek i napełnia go do połowy. Nadal jest rozgniewany i nie zamierza zakończyć awantury.

- Jeśli jeszcze raz nie wrócisz na noc, odejdę od ciebie, potem nie próbuj mnie szukać. To będzie koniec. Ostrzegam cię.

- Jak ty do mnie mówisz, co znaczy ten ton? Stawiasz mi ultimatum, przecież tłumaczę ci, że nic się nie stało. Byłam u koleżanki, dotarło to do ciebie?

- Nie wierzę ci, nie mogę tego sprawdzić. Tamta też będzie kłamać, jesteście w zmowie i tyle. Mężczyzna wypija kolejny kieliszek czystej wódki i kontynuuje: - Może z tą ciążą to też kit, łżesz, bo chcesz usprawiedliwić swój nocny wypad. Ciekawe kto jest szczęśliwym ojcem?

- Jak możesz?

- Mogę, mało w życiu nawciskałaś kitów.

- Daj mi spokój, znęcasz się nade mną. Dość tego. Lilka bierze mały łyk.

- Co? Jeszcze się stawiasz po tym, jak spędziłaś całą noc poza domem, przyznaj się, zdradziłaś mnie suko. Wściekłość powraca i twarz Jana znowu się wykrzywia - Ona mówi „dość”. Popierdoliło cię. To ja mówię dość i wychodzę. Dopija alkohol, sięga po kurtkę i kluczyki do samochodu.

- Błagam cię, zostań, nie możesz prowadzić, jesteś pijany. Co ty wyprawiasz? Opanuj się - On nie słucha, odpycha jej ręce i chwyta za klamkę - Janek opanuj się, jak cię złapią, trafisz do więzienia.

- Wolę kryminał niż życie z takim oszustem jak ty, odejdź od drzwi. Odpycha kobietę i zdecydowanym krokiem opuszcza dom. Po chwili Lila słyszy warkot silnika poloneza. Ogarnia ją totalna niemoc i strach. ”Co on robi, Boże pomóż. Ale przecież jest doskonałym kierowcą, da radę, a jeśli coś się stanie? Wszystko moja wina, po jaką cholerę zostałam u Basi. Jest zazdrosny, ale żeby aż tak, żeby ryzykować wypadek i konsekwencje. A co będzie, jeśli nie wróci?” Kobieta znowu zaczyna płakać i sięga po alkohol, który przynosi ulgę i sprowadza sen. Lilka budzi się w środku nocy. Ma na sobie ubranie, leży na kanapie słaba i zziębnięta. Wraca niepokój i rozżalenie. Znowu jest sama, martwi się o ukochanego, próbuje go zrozumieć. „Jest taki porywczy, nieobliczalny, działa w afekcie i nawet naraża się na katastrofę. Nie daje rady opanować zranionego ego, musi odreagować tu i teraz. Muszę być ostrożna. On jest nieprzewidywalny i ten upór oraz brak zaufania. Sam sobie robi krzywdę, ale mnie może zabić, trzeba uważać. Oby wrócił, będę miła i ciepła”. Ta noc nie ma końca. Kobieta leży zawinięta w koc. Cierpi. O świcie słyszy znajomy odgłos otwieranej bramy. Nie pochodzi do drzwi, skulona czeka na wyjaśnienia.

- Tobie totalnie odbiło. Kłócisz się, wydzierasz, a co najgorsze jeździsz po pijaku samochodem. Zobaczysz, doigrasz się. Gdzie byłeś? Ulżyłeś sobie? Rewanż za moją poprzednią noc?

- Nie, nic z tych rzeczy. Siedziałem sam w mieszkaniu, którym się opiekuję, po drodze wstąpiłem na „melinę” na Plac Zbawiciela i kupiłem litra. Chciałem się upić do nieprzytomności. Nie szło mi, zasnąłem. Janek wyciąga z każdej kieszeni kurtki półlitrową butelkę, jedną ledwo zaczętą. „Tak, prawda, ma klucze do mieszkania starej Żydówki, znajomej jego rodziców, która przebywa w szpitalu i prawdopodobnie wkrótce umrze. Nie kłamie, jest wykończony i zrezygnowany”.

- I ja mam w to uwierzyć? Okay, wierzę, bo nie jestem taka podejrzliwa jak ty. To wszystko było okropne i nie powinno się zdarzyć. Silny mężczyzna nie podnosi ręki na kobietę. Uwłaczasz swojej męskości, a mnie sprawiasz ból, o którym nie masz pojęcia.

- Przepraszam, nie chciałem, nie zapanowałem nad sobą, wybacz mi proszę - Jan klęczy obok kanapy, kładzie głowę na kolanach ukochanej.

- Nie będę mogła o tym zapomnieć, tym bardziej, że nie miałeś powodu.

- Znowu zaczynasz. Nic nie poradzę na to, że jestem strasznie zazdrosny i nieufny. Nie zmienię tego, ale postaram się panować nad sobą, jeśli emocji nie da się opanować to przynajmniej odruchy. Przepraszam.

- Rozbieraj się i kładź do łóżka, jest piąta rano, prześpij się. Ja też spróbuję. Jan idzie do łazienki, po długim prysznicu wślizguje się pod miękką kołdrę i prawie natychmiast zasypia. Lila przygląda się jego męskiej twarzy, nie jest wymarzonym amantem, przystojnym brunetem o uwodzicielskim spojrzeniu. Jednak ma w sobie to coś, co przyciąga kobiety. Mięsiste, namiętne usta, ogromne, prawie wyłupiaste oczy, krzaczaste brwi i duży nos. Wszystko daje obraz maczo, do tego wysokie czoło z wyraźnymi zakolami, zwiastującymi szybkie łysienie. Kobieta nie może zasnąć, nalewa sobie trochę ciepłej wódki i znowu rozmyśla: „właściwie zafascynowało mnie jego muskularne ciało, potężna klatka, barki i kark, ramiona i bicepsy, umięśnione uda i pośladki, nawet łydki i te stopy z widocznymi ścięgnami. Takie jak przebite stopy Jezusa na krzyżu. No właśnie Jezus, dlaczego nie był gruby, ani za niski, ani za wysoki, po prostu szczupły ciemnowłosy mężczyzna z wyraźnym „kaloryferem” na brzuchu i prostych, długich nogach. Ludzie kochają piękne postacie i doskonałe wizerunki, nie wierzyliby w kogoś brzydkiego. Piękno równa się dobroć”.